• Nie Znaleziono Wyników

KROTKA KRONIKA MOJEGO ŻYCIA

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "KROTKA KRONIKA MOJEGO ŻYCIA"

Copied!
51
0
0

Pełen tekst

(1)

KROTKA KRONIKA MOJEGO ŻYCIA

Przem yśl, w lu ty m 1900 W im ię Boże zapisuję niek tó re d aty z m ojego życia na p a m ią t­

kę dla moich córek duchow nych Służebnic Serca Jezusowego.

U rodziłem się 17 stycznia 1842 r. w m iasteczku K o rc z y n ie *, z ojca W ojciecha i m atk i Mariii z Mięsowiczów, pobożnych i p ra ­ cow itych rodziców. Ochrzczono m ię 19 stycznia w w ilię św. S e­

bastian a i dano m i im ię Józef Sebastian.

P ierw sze m oje w spom nienia sięgają ro k u 1846. Oto w sm utnej pam ięci m iesiącu lutym w idziałem ja k koło naszego dom u jechali panowtie z W ę g ló w k i2, K rasnego 3 itd. do K om borni 4, b y ta m r a ­ dzić n a d organizacją pow stania, a p arę dn i później w ysłany zo- sałem w raz z b ra te m n a san k ach do pew nego dom u pod Ł ysą Gó­

rą 5 (blisko zamku), bo się w ieść rozeszła w K orczynie, że „czer- n iaw a” chłopska ciągnie z O drzykonia 6, b y zrabow ać miasteczko.

S nadź rodzice uw ażali m nie i b ra ta mego za najw iększe s k a r b y 7.

Z w ieku dziecinnego p am iętam także sen dziw ny: oto śniło mi się, że z obrazu w y stęp u je N ajśw iętsza P an n a jako żywa, p atrzy na m nie słodko i w yciąga do m nie ręce, b y m ię do siebie pociągnąć.

O dtąd m iałem w ielkie nabożeństw o do Najśw. P an n y , zwłaszcza gdym się dow iedział od m atki, że ona ofiarow ała m ię pierw ej, nim u jrzałem św iatło dzienne, przed cudow nym obrazem Najśw.

P a n n y w L e ż a js k u 8 Jej m iłościw ej opiece.

W ro k u 1848 poszedłem do sz k o ły 9, do k tó rej wtielką chęć 1 K orczyna, ob ecnie w ie ś w pow . k ro śn ień sk im n ied a lek o K rosna.

e W ęg ló w k a , w ie ś p r z y le g ła do K orczyn y.

3 K rasn e, w ie ś w pow . lim a n o w sk im .

4 K om bornia, w ie ś w p ow . k ro śn ień sk im na w sch ód od K orczyny przy tr a s ie z D om aradza do K rosna.

5 Ł y sa G óra, w ie ś w p ow . lim a n o w sk im .

* O drzykoń, w ie ś w p o w . k ro śn ień sk im .

7 M ow a tu o je d y n y m jego b racie J a n ie (1838— 1920)). O prócz brata m ia ł d w ie sio stry : R o za lię (1835— 1885) i K atarzyn ę (1846— 1935). R ozalia w y s z ła za m ąż za F ra n ciszk a D ł u g o s z a , gosp od arza z K orczyny.

D ruga sio stra , K atarzyn a, w y s z ła za m ąż za F ra n ciszk a U r b a n k a , ró w n ie ż gosp od arza z K orczyn y.

8 L eżajsk , m iasto n. S an em w pow . łańcuckim .

* B y ła to szk o ła lu d o w a , c z y li elem en ta rn a . M ie śc iła się w b u d yn k u g m in n y m , p o sia d a ła ty lk o jed n ą izbę. P rzed m io tó w uczon o w języ k u polsk im . J ó zef S eb a stia n P elczar, jako jed en z n a jzd o ln iejszy ch u czn iów ,

(2)

i n iem ałe zdolności objaw iałem . P ie rw sz y m k a te c h e tą w by ł ks.

J a n D o rn w aid u ; zm arł on w ro k u 1909 jak o proboszcz sam ,.orski i został przeze m nie jak o b isk u p a o d p row adzony do grobu. N a stę p ­ cą jego w obow iązkach k a te c h e ty ju ż w ro k u 1847 został ks. M i­

chał R ap alsk i, równlież gorący p a trio ta . O n to nauczył m ię po l­

skich, w ów czas surow o zakazanych, p ieśn i i d ał m i do czytania W ieczo ry pod lipą 12, czym obudził w e m n ie p rzy w iązan ie do ojczyz- cy i zam iło w an ie do h isto rii. N ajw ięk szy ato li w pływ na m oje ży­

cie duchow e w y w a rł trze ci k a te c h e ta , ks. F ran c isz ek Jab c zy n sk i k tó ry później w ro k u 1901 po in sta la c ji m ojej m iał do m nie p rz e­

m ow ę jak o do b isk u p a przem yskiego. P rze d nim też, o ile pom nę, o d p ra w iłe m m o ją p ierw szą spow iedź. Do dziś d n ia p am iętam tę chw ilę, gdy w ra c a łe m do do m u po pierw szej k o m u n ii sw

W ro k u 1849 p a trz y łe m n a pochód w o jsk a rosyjskiego do Wę­

g ier i z W ęgier 14 i byłem sam św iad k iem , ja k w dom u ojca mego oficerow ie w nocy g ra li w k a r ty p rz esu w ają c m iędzy sobą całe stosy b an knotów , podczas gdy n a boiskach stały ich w ozy w ę g ie r­

ską zdobyczą napełnione. .

W szkole korczy ń sk iej b yłem uczniem celującym i b ra łe m co ro k u o rd e ry , bo P a n Bóg d ał m i b y stre pojęcie, w iern ą pam ięć i n iezw y k łą chęć do nau k i. Ju ż w ów czas m arzeniem m oim było zostać księdzem , a snadź w głow ie m ałego chłopca gm ezdziły się tak że m yśli am b itn e, skoro raz, ja k dobrze pam iętam , na czyjeś z a p y ta n ie, dlaczego p ra g n ę zostać księdzem , odpow iedziałem , bo chcę aby lu d zie do m nie m ów ili jegom ość i całow ali m ię w rękę.

N au k a m iała dla m nie zaw sze n iem ały u ro k , a prócz tego lu ­ biłem łow ić ry b y i ra k i w polnych rzek ach , n ato m iast do gospo-

u k o ń c z y ł s z k o łę lu d o w ą w c ią g u d w ó ch la t. K la sę tr zecią k o n ty n u o w a ł jS ż w R z S S S e w sz k o le g łó w n e j, w k tó r e j ję z y k ie m w y k ła d o w y m

b y ł.oj O dtąd te k s t u z u p e łn io n o A u to b io g r a fią bpa P e lc z a r a s_ 3— 25. < ^ P S w A r c h iw u m G e n e r a ln y m S S . S łu ż. N S J w K r a k o w ie , sk ró t A G SK ).

” K s J a n D o r n w a i d (1818— 1910). Ś w ię c e n ia k a p ła ń s k ie o tr z y -

b° 5“ L ” i m S i ™ “ k 1? w l S r T p o d U rn, c z y l i HtstoHc N arod u 7 i • f\r\r\M ^nńnnn n r z e z G vzea o T za sp o d R a c ła w ic . P o zn a n 1845 r.

fs j ^ s ° F r a n d w e k J a b c z y ń s k i (1 8 2 1 -1 9 0 3 ). W y św ię c o n y n a kap ła n a w P r z e m y ś lu w 1848 r., o b o w ią z k i w ik a r e g o p e łn ił p o czą tk o w o w K o r c z y n ie g d zie ^>ył k a te c h e tą J. S. P e lcza ra n a s t a w M a jd a - n ie i K o sin ie . W 1. 1 8 6 4 -7 8 b y ł P u s z c z e n i w K o b y la n ce^

1903 p ro b o szczem w S tr z y z o w ie i je d n o c z e śn ie w .

14 M ow a tu o p rzem a rszu w o js k ca rsk ich n a W ęg rj w c elu stlu m ie n ia r e w o lu c ji w ę g ie r s k ie j w 1848 r.

(3)

4. D om rod zin n y ks. bpa Józefa S eb a stia n a P elczara w K orczyn ie

K R Ó T K A K R O N IK A M O JE G O Ż Y C IA 25

d a r s t w a i k o n i n ie m i a łe m w c a l e p o c ią g u . T o z a p e w n e , o b o k z a ­ c h ę t y k s . J a b c z y ń s k ie g o i n a u c z y c ie la R o g o w s k i e g o15 s k ło n iło r o d z ic ó w , ż e p o s t a n o w i li m ię o d d a ć d o s z k ó ł r z e s z o w s k ic h . B y ło to r z e c z ą n ie ł a t w ą , b o R z e s z ó w b y ł o d le g ł y o d K o r c z y n y o s z e ś ć m i l d r o g ą p ie s z ą , a o d z ie s ię ć d r o g ą je z d n ą ; b liż e j z a ś w ó w c z a s

s z k ó ł g im n a z j a ln y c h n ie b y ło .

Z o w y c h c z a s ó w p a m ię t a m s o b i e j e s z c z e s e n d z iw n y : z d a ło m i s ię , ż e N a j ś w . P a n n a z s t ę p u j e z o b r a z u , k t ó r y w i s i a ł n a d ł ó ż k i e m , p o d a j e m i r ę k ę i c ią g n i e m ię w g ó r ę .

W szkołach rzeszowskich, 1850— 1858

W e w r z e ś n iu r o k u 1850 r o d z ic e z n a u c z y c ie l e m R o g o w s k im o d w i e ź l i m ię d o R z e s z o w a d r o g ą n a B ł a ż o w ą16 i T y c z y n 17. N a p ie r w s z y m n o c le g u c ię ż k o s i ę r o z c h o r o w a łe m , t a k ż e o j c ie c c h c ia ł z e m n ą w r ó c ić do K o r c z y n y , a le ja m im o g o r ą c z k i p o t a r łe m s o b ie c z u p r y n ę w g ó r ę i p o w ie d z ia ł e m s t a n o w c z o : „ J a d ę d o R z e s z o w a ” - T u w id o c z n ie w d a ła s i ę O p a tr z n o ś ć B o ż a , b o z a r a z w y z d r o w i a łe m . W s k u t e k d e s z c z u d r o g i t a k s i ę p o p s u ły , ż e m u s ie li ś m y d r u g i r a z n o c o w a ć w T y c z y n ie i d o p ie r o n a t r z e c i d z ie ń z b li ż y li ś m y s i ę d o R z e s z o w a . A le t u n a m o ś c ie n ie z w y k ła c z e k a ła n a s p r z y g o d a — o to z m ia s t a g a r n ą ł s ię n a b ło n ie t łu m lu d u , o t a c z a j ą c w ó z z d e ­ l i k w e n t e m n a ś m ie r ć s k a z a n y m za to , ż e z d w o m a w s p ó ln ik a m i z a m o r d o w a ł t r o j e Ż y d ó w , b y z r a b o w a ć 9 c w a n c y g ie r ó w 18. C h c ą c n ie c h c ą c m u s ie li ś m y s i ę z a t r z y m a ć i p a t r z y ć n a s t r a s z n ą s c e n ę . W ie l k ie w z r u s z e n ie o p a n o w a ło w s z y s t k i c h w id z ó w , k ie d y s k a z a ­ n ie c z p o d s z u b i e n ic y p r z e m ó w ił o d t y c h s łó w : „ W id z ic ie , lu d z ie , d o c z e g o m ię ta b r z y d k a c h c iw o ś ć d o p r o w a d z iła ” . B y ł o n s n a d ź d o b r z e p r z y g o t o w a n y n a ś m ie r ć p o k u tn ą i c o c h w ila c a ło w a ł k r z y ż , k t ó r y m u k a p e la n w i ę z i e n n y p o d a w a ł. O k r o p n ą b y ła c h w ila k ie d y k a t , k t ó r y tu ż k o ło m n ie p r z e le c ia ł w y s i a d ł s z y z p o w o z u , s k r ę c i ł m u s z y j ę ś c iś n io n ą p ę t l ic ą ta k , ż e b ie d a k z d o ła ł z a w o ła ć :

„ J e z u s , M a r y ja , J ó ” , b o „ z e f ” ju ż n ie d o k o ń c z y ł. W r a ż e n ie b y ło ta k s i ln e , ż e m o ja m a tk a p r z e z d w a t y g o d n i e j e ś ć n ie m o g ła , a i m n ie o b r a z w is i e l c a d łu g o s t a ł p r z e d o c z y m a .

W R z e s z o w ie d y r e k t o r s z k o ł y lu d o w e j S e r e d y ń s k i i n a u c z y c ie l k l a s y d r u g ie j ( w e d łu g d z is ie j s z e g o p la n u t r z e c ie j) p r z y j ą ł m n ie d o b r z e , c z e m u s ię n ie d z iw ię , b o d w ie t ę g i e f a s e c z k i m a s ła p o ­ w ę d r o w a ł y d o ic h s p iż a r n i, c o s i ę p ó ź n ie j n ie r a z p o w t ó r z y ło . P a n

i* f ^ nCi^ ek R ° £ o w s k i b y ł k ie r o w n ik ie m szk o ły k o rczy ń sk ie j W I. 1844— 59.

17 ®ła żo w a ' c ia s te c z k o w w oj. rzeszow skim . 18 B yczyn, m iasteczk o w w oj. rzeszow sk im .

w a n c y g ie r — Z w a n z ig e r , d aw n a m o n eta au striack a.

(4)

d y re k to r raczył naw et polecić m i stan cję niby w yborną, ale źle w yszedłem na tej rekom endacji, bo p an woźny sądow y zjadał z rodziną m oje w ik tu ały , k tó re m i tro sk liw a m atk a co dw a lub trzy tygodnie re g u la rn ie na ludzkich plecach przysyłała, a m nie k a rm ił pęcakam i aresztantów . Do tego izba była ta k w ilgotna, że d ostałem s z k r o fli19 w nosie i trz e b a było guz na czole przecinać.

Poszedłem na in n ą stan cję do starszej w dow y, a tu już sam się rządziłem , w ydając codziennie żyw ność przeznaczoną na obiad i w ieczerzę. T w ard a to była szkoła, ale przyczyniła się do w y ro ­ bienia roztropności i h artu .

N auczyciel Lechow ski dosyć dobrze uczył, ale lepiej jeszcze bił, ta k że byłby z pew nością zachorow ał, gdyby był codziennie choć k ilk u uczniów nie oćwiczył rózgą. K ij był w szechw ładnym panem w szkole, od którego najlepszy n aw et uczeń nie m ógł się obronić.

J a sam za to tylko, że niem iecką lite rę r trochę krzyw o napisałem , dostałem trz y plagi, m imo że cała k lasa w staw iała się za mną, bo wówczas chorow ałem na febrę. Nikogo to jed n ak nie hańbiło, że czasem p rzetrzepano suknie.

Z łask i Bożej nau k a szła m i bardzo dobrze i już w trzeciej k la ­ sie zostałem p rem iantem . Miło m i było w yczytać tę notę w k a­

talogu, kiedy w roku 1899 jako su fra g a n zw iedzałem szkoły rze­

szowskie. O byczaje były rów nież chw alebne, chociaż z n a tu ry by­

łem żywy, a czasem do p łatan ia psot Żydom pochopny, bo m ie­

szkałem w dzielnicy żydow skiej. Czas jak iś m iał nade m ną nadzór starszy o sześć la t gim nazjalista J a k u b G la z e r20, k tó ry później był serdecznym moim przyjacielem i poprzednikiem w godności su fra g an a.

Do dom u rodzicielskiego serce m ię zawsze ciągnęło, toteż na krótsze n aw et ferie, np. Zielone Św iątki, pieszo tam się puszcza­

łem, co n a w yrobienie sił i rączości w nogach korzystnie w p ły ­ nęło.

We w rześniu ro k u 1852 byłem z rodzicam i w L eżajsku na u ro ­ czystym obchodzie setnej rocznicy k onsekracji cudow nego obrazu Najśw. P an n y M aryi, ale tak ie tam były ciżby, że m ię w kościele m ało nie uduszono. Podczas o statniej procesji, k tó rą prow adził biskup przem yski F ranciszek K saw ery W ierzchlejski 21, w ylazłem na płot z innym i; tym czasem płot się załam ał i wszyscy pospada­

liśm y na piasek.

W tym że ro k u poszedłem do gim nazjum , gdzie o palm ę p ie rw ­ szeństw a w spółzaw odniczyłem ze S tanisław em M adejskim 22, póź­

tzw . szk ro fu łó w .

80 K s. Jak u b G l a z e r (1836— 1898), su fra g a n p rzem y sk i od 1887 r.

21 K s. F ra n cisze k W i e r z c h l e j s k i , b isk u p p rzem y sk i w 1.1846—

€0, od rok u 1860 arcy b isk u p lw o w sk i. Z m arł w 1884 r.

12 Jerzy S ta n isła w M a d e j s k i (1841— 1910), prof. p raw a U J i p a r -

n ie j s z y m m in is t r e m , k t ó r e g o ja k o b is k u p p o c h o w a łe m w K r a k o ­ w i e (24 c z e r w c a 1910). O d s a m e g o p o c z ą tk u c e lo w a łe m w ła c in ie , a p ó ź n ie j t a k ż e w in n y c h j ę z y k a c h , a le u lu b io n y m m o im p r z e d ­ m io t e m o p r ó c z r e l i g i i b y ła h is t o r ia . T o te ż w ó w c z a s n ie r a z m a w ia ­ łe m : „ b ę d ę k s ię d z e m , a z a r a z e m p r o f e s o r e m h i s t o r i i ” . P a n B ó g d a ł m i n ie z w y k łą p a m ię ć d o n a z w is k i d a t c h r o n o lo g ic z n y c h , a s z c z e g ó l n ie d z ie j e P o ls k i d o b r z e p o z n a łe m , c h o c ia ż w s z k o le 0 P o ls c e n ik t n a m n ie m ó w ił, b o n a w e t z a g o r ę t s z e o b j a w y p a ­ t r io t y z m u , p r o f e s o r ó w i u c z n ió w o s t r o k a r a n o . Z a to k a z a n o n a m g ło ś n o k r z y c z e ć „ v iv a t ” , g d y w r o k u 1852 i 1855 m ło d z iu t k i c e s a r z F r a n c is z e k J ó z e f w j e ż d ż a ł d o R z e s z o w a .

Z ó w c z e s n y c h p r o f e s o r ó w n a j m ile j w s p o m in a m k s . F e li k s a D y m n ic k i e g o w y t r a w n e g o k a t e c h e t ę i z a ło ż y c ie la b u r s y r z e s z o w ­ s k i e j , ja k o t e ż E m a n u e la T o n n e r a , r o d e m C z e c h a , a le P o la k o m b a r d z o ż y c z l iw e g o . P ie r w s z e m u z n ic h ja k o n a u c z y c ie l o w i j ę z y k a p o ls k ie g o z a w d z ię c z a m w z n a c z n e j c z ę ś c i n a b y c ie p i ę k n e g o s t y lu .

P o n ie w a ż n a u k a m i p r z y c h o d z iła n a d e r ła t w o , p r z e to w i e l e c z a s u o b r a c a łe m n a c z y t a n i e d z ie ł h is t o r y c z n y c h , o p is ó w p o d r ó ż y 1 p o ls k ic h lu b n ie m ie c k ic h p o w ie ś c i . R o z b u d z a ło to f a n t a z j ę ta k , ż e c z a s e m w n ie p o t r z e b n y lo t s i ę p u s z c z a ła i d a ła p o c h o p m y ś lo m a m b it n y m , a le d z ię k i B o g u , n ie p o z w o lił e m s o b ie n ig d y n a n a j ­ lż e j s z e n a w e t p o w ą t p ie w a n ie p r z e c iw k o w ie r z e , n ie w d a łe m s ię w ż a d n e m i ło s t k i i n ie u t r a c i łe m d z ie w ic t w a g r z e c h e m p o r u b s t w a . S p r a w iła to z p e w n o ś c ią o p ie k a N a j ś w ię t s z e j P a n n y , p r z e d k tó r e j s t a t u ą ła s k a m i s ły n ą c ą w k o ś c i e l e OO . B e r n a r d y n ó w n ie r a z s ię m o d liłe m . S a k r a m e n t b ie r z m o w a n ia o t r z y m a łe m w r o k u 1854 z r ą k b is k u p a F r a n c is z k a K s a w e r e g o W ie r z c h le j s k ie g o .

C h c ą c u lż y ć r o d z ic o m d a w a łe m le k c j e s t u d e n t o m , a to o t w o ­ r z y ło m i w s t ę p d o k il k u z n a c z n ie j s z y c h d o m ó w , g d z ie le p s z e g o n ie c o t o n u n a b r a łe m . A le w k a w a le r a n ig d y s i ę n ie b a w iłe m , z w ła s z c z a ż e m u s ia łe m z a w s z e w a lc z y ć z p e w n ą n ie ś m ia ło ś c ią , a d o t e g o w k la s ie s z ó s te j c h o r o w a łe m d łu ż e j n a fe b r ę .

P o d c z a s w a k a c j i c z y t y w a łe m c ie k a w e Ż y w o ty św. M ęczenników , p r z e z k s. S k a r g ę n a p i s a n e 23, j a k o t e ż n ie m ie c k ie d z ie ło Unsere Z e i t24 p r z e d s ta w ia ją c e ż y w o i o b s z e r n ie h is to r ię r e w o lu c j i fr a n ­ c u s k ie j i w o j e n n a p o le o ń s k ic h , s k ą d z a p e w n e p o s z ła w i e l k a s y m ­ p a t ia d o F r a n c j i i p r z e s a d n a c z e ś ć d la N a p o le o n a I. D o p ie r o p ó ź ­ n ie j p o z n a łe m , ż e b y ł o n s ł a w n y m w o j o w n i k ie m , a le n ie b y ł w i e l -

im c z ło w ie k ie m . Z r e s z tą c z a s w a k a c y j n y p r z e p ę d z a łe m n a p o ło - la m en ta rzy sta . Od 1893 r. a u str ia c k i m in iste r o św ia ty , od 1899 r. c z ło ­ n ek a u stria ck iej Izb y P a n ó w .

, K s. P io tr S k a r g a , Ż y w o t y S ta r e g o i N o w e g o T e s t a m e n tu n a K a za y d z ie ń p r z e z c a ły ro k . P o zn a ń 1700— 1702.

iri ”Uj lse r e ^ e i t ”, n ie m ie c k ie cza so p ism o h isto ry czn e, m ie się c z n ik e n - , u y czn y ^ d a w a n y p rzez R u d o lfa G o ttsch a lla , n a k ła d em F. A.

o r o c k h a u sa w L ip sk u w 1. 1865— 1889.

(5)

w ie ry b i na w ycieczkach do skał czarnorzeckich, czy do ru in odrzykońskich, a p arą razy byłem na odpuście w K rośnie, Kom - borni i S ta re jw s i25. O dkąd po śm ierci ks. M ichała W esołow skie­

go 26 proboszczem korczyńskim został ks. A ntoni D ittr ic h 27 (rok 1854), baw iłem dosyć często na plebanii, bo ten tro skliw y a za ra­

zem w yborny i gościnny pasterz bardzo m ię polubił.

W w yższych klasach korzystałem z tow arzystw a kleryków k o r- czyńskich: A ndrzeja G oneta 2S, M ichała M arkiew icza (który potem w ystąpił z sem inarium , mieszczącego się wówczas w S tarej wTsi) i W ojciecha L iana, a ten ostatni w płynął na m nie, że po ukoń­

czeniu szóstej klasy w Rzeszowie stara łe m się o przyjęcie i zo­

stałem p rz y ję ty do S em inarium D uchow nego w P rzem yślu, by tam w sukni św ieckiej ukończyć gim nazjum 29.

W seminarium duchownym w Przemyślu, 1858—1864

W sem inarium przem yskim przebyłem sześć lat: od ro k u 1858 do 1864, bo do ro k u 1861 przyjm ow ano także nie tylko kleryków , ale także stu d en tó w V II i V III klasy, z których atoli niew ielka była pociecha. R ektorem zakładu był w latach 1858 do 1860 ks.

F ranciszek P aw łow ski, człowiek uczony, ale alum nom zupełnie nieznany, bo jako scholastyk m iał do czynienia z zarządem szkół ludow ych w diecezji, a w chw ilach w olnych w ertow ał archiw a, by napisać żyw oty biskupów przem yskich, albo znow u układać kom entarz na psalm y 30.

Ojcem duchow nym był do ro k u 1860 ks. Józef Jagielski, k a ­ płan pobożny, ale stroniący zdała od m łodzieży i nie w yw ierający na nią żadnego w pływ u. Z arząd i k ie ru n e k zakładu spoczywał na barkach ks. M arcina Skw ierczyńskiego 31, w roku 1859 w icerektora, a od roku 1860 re k to ra, k tó ry dla alum nów praw dziw ym był ojcem, bo zaspokajał chętnie w szystkie ich potrzeby i budził w nich

25 S ta ra w ieś, w ie ś w p ow . brzozow sk im .

-6 K s. M ich ał W e s o ł o w s k i , prob oszcz k o rczy ń sk i w 1. 1823— 54.

27 K s. A n to n i D i t t r i c h , prob oszcz k o rczy ń sk i w 1. 1854— 82.

28 K s. A n d rzej G o n e t (1829— 1910), ur. w K o rczy n ie k. K rosna, ś w ię ­ cen ia k a p ła ń sk i otrzy m a ł 13 V I 1857 r. w P rzem y ślu . B y ł w ik a r y m w S ie n ia w ie , R y m a n o w ie, L eżajsk u . U je sz o w ic a c h i P rzew o rsk u , oraz p rob oszczem w N o w o sie lc a c h w 1. 1870— 1910.

29 J ó zef S eb a stia n P e l c z a r V II i V III k la s ę k o ń c z y ł w tzw . m a ły m sem in a riu m p rzem y sk im w 1. 1859— 60. Zob. k a ta lo g i m a tu ry o zn e przy gim n a zju m p rzem y sk im z 1860 r. (Maturiatdttsprotokole un. 1860).

80 K s. F ra n cisze k P a w ł o w sk i, rek tor sem in a riu m p rzem y sk ieg o w 1. 1858— 1860 i autor prac: Premislia sacra, C racoviae 1869; Psałterz, czyli księga psalmów z przydatkiem pieśni biblijnych, t. 1—4, K ra k ó w 1872.

31 K s. M arcin S k w i e r c z y ń s k i , w ic e r e k to r sem in a riu m p r z e ­ m y s k ie g o w 1. 1858— 60, rek tor w 1. 1860— 95. Z m arł 1 V 1895 r.

z a m i ło w a n ie ideału kapłańskiego. Dla m nie okazyw ał on aż do sw ojej śm ierci, a zm arł 1 kw ietn ia ro k u 1895, serce iście m acie­

r z y ń s k ie , za co jako biskup w ystaw iłem m u pom nik w k atedrze przem yskiej, podczas gdy jego pam ięć pozostanie m i zawsze dro­

gą. P re fe k ta m i sem inarium byli zrazu dw aj m łodzi i zdolni k a ­ płani: ks. Ignacy Łobos 32, późniejszy biskup tarnow ski (zm. 1900) i ks. d r E dw ard S c h e d iw y 33, późniejszy proboszcz k a p itu ły (zm.

1898).

S ta n tegoż zakładu pod w zględem duchow nym był w cale nis­

k i i dopiero w następnych latach widocznie się podniósł. O pokie­

ro w a n iu alum nów na drogę życia ascetycznego nie było naw et m ow y i tylko Duch Ś w ięty w ew n ątrz przem aw iał.

W raz z 16 kolegam i uczęszczałem do V II klasy gim nazjum przem yskiego, k tó re atoli stało niżej, aniżeli rzeszow skie, bo nie tylko w szystkie przedm ioty prócz religii i języka polskiego w y k ła­

dano po niem iecku, ale obciążano zbytecznie pam ięć uczniów. Mimo to p rzy Bożej pomocy otrzym ałem w V II i V III klasie pierw sze m iejsce. D rugie m iejsce w V III klasie niezw ykłą pam ięcią i p il­

nością zdobył sobie L eonard P ię ta k 34, późniejszy m in ister dla G a­

licji (zm. 1909), rów nie p iln y i p ra w y jak S tanisław M adejski w Rzeszowie. T ak więc na ław ach szkolnych siedziałem obok dwóch m in istró w i obydw óch jako biskup odprow adziłem do grobu.

Z niek tó ry m i kolegam i zadzierżgnąłem wówczas w ęzły se r­

decznej przyjaźni, k tó ra p rz e trw a ła długie lata i poza ich grób się­

gać będzie. Podczas w ak acji p ięterk o dom u rodzicielskiego w K o r­

czynie było ogniskiem grom adzącym nieraz m iłych przyjaciół, m a­

jących tego sam ego ducha i podobne aspiracje, bo wszyscy posta­

now iliśm y iść na teologię. K iedy w ro k u 1859 w ybuchły we W ło­

szech rew olucje, k tó re ojca św. P iusa IX pozbaw iły znacznej częś­

ci posiadłości, m yśm y sta li mocno przy Stolicy św. i nie dzieli­

liśm y tego powszechnego wówczas m arzenia, że G aribaldi dopo­

może do odbudow ania Polski. Byliśm y gorącym i p atrio tam i, ale zarazem m ieliśm y silne zasady katolickie i lepszy pogląd na ży­

cie ludzkie i pogląd św iata.

W lipcu 1860 ro k u złożyłem egzam in dojrzałości dzięki Bożej pomocy z odznaczeniem i zaraz z k ilk u kolegam i pojechałem bud­

ką żydow ską do P rzew orska, a z P rzew orska koleją do K rakow a, 1 RS9 Isnacy Ł o b o s (1827—1900), bp sufragan przemyski w latach

następnie ordynariusz tarnowski w 1. 1886— 1900, członek as Galicyjskiego i asystent Tronu Papieskiego.

j E ° w a rd S c h e d i w y , w y k ła d o w c a S i. T esta m en tu w se m in a - S d u ch o w n y m p rzem y sk im w 1. 1867— 78, jed n o cześn ie w ic e r e k to r teg o ż sem in a riu m w 1. 1867— 78. Z m arł 1 X 1898 r.

rek+n n a r? P i ę t a k , p rof. p ra w a U n iw e r sy te tu L w o w sk ie g o i jeg o W J oku 1893> p o seł do p a rla m en tu w ie d e ń sk ie g o od roku 1899, w icep rezy d en t Izby P o se ls k ie j w 1. 1900— 07.

(6)

by zwiedzić sta rą naszą stolicę, k tó ra zawsze serce m oje pociągała, w niej zaś uczcić relik w ie św iętych naszych patro n ó w i groby n a­

szych królów . W jazd try u m faln y odbyliśm y pieszo, w śród u lew ­ nego deszczu, k tó ry nas dobrze zmoczył, bo w rę k u była laseczka a w kieszeni k ilkanaście tylko reńskich. Z tej też przyczyny m iesz­

kaliśm y w jed n ej izbie skrom nego h o telik u na przeciw kościoła Sw. Józefa sypiając po dw óch n a jednym łóżku, przy czym su rd u t zastępow ał ko łd rę a pięść poduszkę jako rzecz zbyteczną. Chodząc po kościołach, m uzeach, Bibliotece Jagiellońskiej itp., nie m arzy­

łem naw et, że za 17 la t przybędę tu jako profesor U niw ersytetu.

Zw iedziw szy z pietyzm em kopiec K ościuszki a z ciekaw ością ko­

palnie w ielickie, przybyłem z T arnow a budką do Jasła, a z Jasła zaś piechotą do K orczyny.

We w rześniu ro k u 1860 w stąpiłem na pierw szy rok teologii w P rzem yślu w raz z 14 innym i kolegam i. Z początku nie było w duszy jasno i pogodnie, bo nau k a a szczególnie histo ria m iała dla m nie w ielki urok i ciągnęła m ię na inne pole pracy, ale w n et zrozum iałem , jak w ielkim jest zaszczytem i niew ysłow ionym szczęś­

ciem być kapłanem i już w tenczas zapisałem w swoim pam ięt- niczku: „Ideały ziem skie blednieją. Ideał życia w idzę w pośw ię­

ceniu się a ideał pośw ięcenia w k ap łań stw ie”. Isk ra pow ołania rozdm uchana przez rekolekcje w z rasta przy łasce Bożej i rozża­

rza się płom ieniem w iary i miłości. Rzezie w W arszaw ie i prześla­

dow ania w ro k u 1861 rozpłom ieniają m iłość ojczyzny i budzą go­

towość do ofiar. Zachęca mię pow ołanie kapłan a-P o lak a, a ideą przew odnią sta je się dla m nie p raca zbożna dla ludzi.

M odlitw a i spow iedź przed now ym sp iry tu aln y m , ks. Ignacym Łobosem, oczyściła pow ołanie a na w yrobienie lepszego ducha w płynął niem ało ks. re k to r M arcin S kw ierczyński, k tó ry św iatłym słowem, swoim przykładem i dobrym i książkam i w skazyw ał mi praw dziw e tory. On też m nie i k ilk u innych kolegów dał uczyć po fran cu sk u (rok 1861) płacąc za nas 15 złr miesięcznie. Dobrze rów nież działała miłość kolegów, pośród któ ry ch odznaczali się H e n ry k B alicki (zm. 1867), K aro l K re m e n to w sk i35 (zm. 1909), F ranciszek M iklaszew ski 36, S tanisław P orębski (zm. 1863), Szczęs­

ny R udnicki i F ranciszek W ojnar 37 (zm. 1897). Z nim i też p rz e-

85 K s. K arol K r e m e n t o w s k i (1839— 1909), ur. w G orlicach , ś w ię c e n ia k a p ła ń sk ie o trzy m a ł w 1864 r. w P rzem y ślu , p rzez 33 la ta p rob oszcz w Ś w ięca n a ch , od 1901 r. k a n o n ik g r e m ia ln y K a p itu ły p r z e ­ m y s k ie j, serd eczn y p r z y ja c ie l bpa P elcza ra . O b yd w aj b y li m iło śn ik a m i i p ą tn ik a m i m ie js c św ię ty c h , g łó w n ie m a ry jn y ch .

56 K s. F ra n cisze k M i k l a s z e w s k i , późniejszy wikary w L eża jsk u i proboszcz w S z a rzy n ie w 1. 1864— 97.

97 K s. F ran ciszek W o j n a r , w ik a r y w W oju tyczach , n a stę p n ie w S a m b o rze w 1. 1864— 97.

pędziło się niejeden w ieczór na podniosłych rozm ow ach lu b na pożytecznym czytaniu.

Poniew aż nau k a teologii nie robiła m i trudności, przeto odda­

łem się z zapałem pracom um ysłow ym nadobow iązkow ym i nie mało dobrych wówczas dzieł przeczytałem . P rofesoram i m oimi byli w ciągu la t czterech księża: M azu rk iew icz38, Schediw y, G ródec­

ki 39, P a s z y ń s k i40, S m o le ń sk i41, S to lf 42, K ru k o w s k i43. P refek tam i zostali w ostatnich latach księża: S tolf i L a sk o w sk i44.

Co do faktów w ażniejszych: [dnia] 21 października 1860 roku odbyła się instalacja biskupa A dam a Ja siń s k ie g o 45, następcy bisku­

pa F ranciszka K saw erego W ierzchlejskiego, k tó ry w tym że ro k u przeszedł na stolicę m etro p o litaln ą lw ow ską. B iskupa Jasińskiego mimo zew nętrznej szorstkości pokochaliśm y w krótce jako p rz y ja ­ ciela alum nów , a kiedy on 2 m arca 1862 u m arł we Lw ow ie na ra k a w e w nętrznościach, pojechało nas tam kilku, by m ieniając się z alum nam i lw ow skim i zanieść na b arkach jego zw łoki do grobu.

13 sierp n ia 1861 podążyłem pieszo z P rzem yśla na K alw arię Pacław ską 46, gdzie w idziałem „Pogrzeb M atki Bożej”, a 8 w rześ­

nia t.r. odbyłem pielgrzym kę do cudow nego obrazu N ajśw . P a n ­ n y M aryi w Leżajsku, gdzie podczas uroczystej sum y spełniałem funkcje subdiakona.

W śród cierpień i w strząsień, ja k ie w latach 1861—1864 prze­

chodził nieszczęśliw y nasz naród, rozogniła się i w sem inarium przem yskim miłość ojczyzny tak , że na nabożeństw ach p atrio ty cz­

nych śpiew aliśm y z zapałem „Boże coś P olskę” a n aw et urządzi­

liśm y n iek rw aw ą zresztą rew olucję, bo zrzuciw szy przepisane re ­ gulam inem cylindry, nasadziliśm y n a głowę konfederatki.

Ju ż po drugim ro k u teologii, 29 sierpnia 1862, w ypow iedziałem na odpuście Pocieszenia N ajśw . P an n y M aryi w K om borni p ierw ­ sze m oje kazanie k u czci N ajśw . P anny, za którym poszły inne,

K s. Jan M a z u r k i e w i c z , w y k ła d o w c a d o g m a ty k i i te o lo g ii iu n d a m en ta ln ej w sem in a riu m d u ch o w n y m p rzem y sk im w 1. 1854— 73.

t . Tolp a sz G r ó d e c k i , w y k ła d o w c a N o w eg o T esta m en tu w ty m ż e sem in ariu m w 1. 1852— 64.

t . nn„ i s ' J u lian P a s z y ń s k i , w y k ła d o w c a h isto rii K o ścio ła i p raw a K anonicznego w ty m ż e sem in a riu m w 1. 1856—79

w ' F e lik s Z agłoba S m o l e ń s k i , w y k ła d o w c a te o lo g ii m o ra ln ej w ty m ż e sem in a riu m w 1. 1862— 79.

d n w o ł ' /Iiuhf ł , ,s ł 0 1 f> Prefekt seminarium przemyskiego i wykła­

dowca katechetyki oraz metodyki w 1. 1861— 69.

sem in a riu m w wykładowca teologii m o ra ln ej w ty m że w 1 1860-^| ^ lin a ry L a s k o w s k i , p refek t sem in ariu m p rzem y sk ieg o

« ? s * ń s k *> biskup przemyski w 1. 1860— 62.

obrazu M a t t f o 3<i ^ Ska’ o k ' 14 k m - od P rzem yśla, sły n n a z cu d o w n eg o M atki B o sk ie], czczon ego w d iecez ji p rzem y sk iej.

(7)

bo proboszczowie sam i pchali m łodego k lery k a na am bonę, a on się nie opierał.

K iedy 22 stycznia 1863 roku w ybuchło pow stanie w K rólestw ie, postanow iłem z k ilk u kolegam i ofiarow ać swe życie za ojczyznę.

Ale w strzym ał nas ks. re k to r S kw ierczyński tym prostym słowem w yrzeczonym do m nie 2 lutego 1863: „Moi drodzy, cóż zrobicie w pow staniu, k iedy żaden z w as nie m iał dotąd k a ra b in a w ręku?

O fiara wasza pójdzie na m arne. Tym czasem pracu jąc całe życie po Bożemu, przysłużycie się najlepiej ojczyźnie”.

O graniczyliśm y się na tym , że daw aliśm y na pow stanie naszą bieliznę i co kto m iał grosza, a czasem przechow yw aliśm y w n a­

szych izbach pow stańców . Jed e n tylko z kolegów, Józef Sztaba, poszedł do obozu, bo dał słowo K om itetow i P rzem yskiem u i zginął zaraz 21 m arca 1863 ro k u pod K rzeszow ą H utą 47. W tym że m ie­

siącu, 4 m arca, zm arł w sem inarium na suchoty mój kolega S ta ­ nisław P orębski, w ielkie rokujący nadzieje. N astępnej nocy ukazał m i się w e śnie, a ściskając m ię z radością zawołał: „Józuś, bo tak m nie koledzy nazyw ali, ciesz się — życie wieczne jest p ra w d ą ”.

6—8 w rześnia ro k u 1863 byłem w Rzeszowie, gdzie w kościele OO. B ern ard y n ó w obchodzono uroczyście setną rocznicę konse­

k ra c ji cudow nej sta tu y Najśw. P an n y M aryi. Tu służyłem do su ­ m y i nieszporów ks. arcybiskupow i W ierzchlejskiem u i biskupow i nom inatow i przem yskiem u A ntoniem u Józefow i M onastyrskie- m u 4S. G orące kazania n a tle patriotycznym w strząsały sercam i inteligencji, za to pośród ludu wówczas jeszcze zimnego dla oj­

czyzny, słychać było skargę: „T eraz już nie ma kazań dla chłopa.

C iągle m ów ią o Polsce, a mało o P an u Jezu sie”.

8 g ru d n ia 1863 odbyła się w P rzem yślu n ad e r okazała in sta la ­ c ja biskupa A ntoniego Józefa M onastyrskiego. Był to człowiek dobry, ale bez w ybitnych zdolności i bez w iększej energii, a do tego już spracow any; toteż ra z tylko o dpraw ił w izytację kan o ­ niczną (r. 1867), a u m arł w R zym ie podczas soboru (17 g ru d n ia 1869). Jem u to, im ieniem alum nów , składałem życzenia w m owie łacińskiej (13 czerw ca 1864) i z rą k jego otrzym ałem św ięcenia.

W k w ietn iu 1864 jeździłem do K orczyny, by odwiedzić ciężko chorego ojca. S m utne to były czasy, bo po upad k u pow stania rząd au stria c k i ogłosił w G alicji sta n oblężenia, ta k że w każdej p ra ­ w ie w si trzeb a się było legitym ow ać p rzepustką rządow ą przed w a rtą chłopską. K lęski straszne sprow adziły w ielkie przygnębie-

47 K rzeszow a H uta, m ia steczk o w pow . biłgorajsk im .

48 K s. J ó zef M o n a s t y r s k i , bp p rzem y sk i w 1. 1863— 69, ur.

w S ta n is ła w o w ie 1803 r., stu d ia te o lo g ic z n e u k o ń czy ł w W ied n iu , prof.

U n iw e r sy te tu L w o w sk ie g o , w ic e r e k to r sem in a riu m d u ch o w n eg o w e L w o w ie , k a n o n ik K a p itu ły lw o w sk ie j, w 1863 r. p r ek o n izo w a n y b is k u ­ pem p rzem y sk im . Z m arł w drodze n a S obór W a ty k a ń sk i I 17 X II 1869 r.

5. C u d ow n y obraz M atk i B o sk iej w b a zy lice OO. B ern a rd y ­ n ó w w L eżajsk u

(8)

<; J U / / * ' , . •• • - « / < 7 '-■ * ' y " “ /

71 ™ ' S . ^ V v . ^ V ^ ^

#■ v '-'*’ •#>

/ / l S . / / /****• 0$++*.*

, i ' „ v .->

c / >

• // ? A 'y », „' / J •** i4 * Llnr -vy~r? <t - f t - ^ s * < , * f f _

> o- -t v~i» A/ ?' J

, j ; „ s f V / r t V » ' ■ ■ - ■ * -

* -/* ■ ' * / - ' /v y # -r*** •£~/v/ €-

c ^ S _ f ; » o > / / < - o 1 ? ~ £ > S t • * ■ ' ^ 7 • - « < ■ /

. s& n & n ♦—*■<;

„w «/>'*' • i/' a sP ^y «.<*•*# *

kJ <** * f J < '< ?ć ^ w y .

V - r fr m ? . $ L « * * •" * * £ ” • / / * *"**♦*«* ;

* v 4 i , \ « « J ~ 4 j ~ * # J

i Jt/V - *-»-Ł^' "f r> s& f*r <K.+i.-*t~m

f tr & /

. * m r ^ ^ > ^ *t , u V b J ł <jf f ♦" >» +>-** " ' T

• v f-r~ ».->!-, / § > ^ , « »

", / i/W » /-^ o X ****-«/

***'j ^ / T.-T.* ^ 7"7 ■& f ^ / * 1 / ' :

6. P ierw sza karta „K rótkiej k ron ik i m ojego ży c ia ”

K R O T K A K R O N IK A M O JE G O Ż Y C IA 33

n ie ducha; za to ludzie w ięcej g arn ęli się do kościołów, a zw łasz­

cza podczas nabożeństw a m ajow ego w latach 1861— 1864 goręcej się m odlili do K rólow ej K orony Polskiej, k tó ry to ty tu ł wówczas w k ated rze przem yskiej przyw róciliśm y. P rzyznać atoli trzeba, że u niektórych osób z klasy w ykształconej pobożność m iała moc­

ne zabarw ienie patriotyczne, toteż potem się u lotniła, u stępując m iejsca oziębłości.

Rok czw arty up ły n ął w śród p ra cy duchow nej i przygotow ania się do święceń wyższych, k tó re za łaską Bożą w trzy niedziele lipca to jest 3, 10 i 17 1864 otrzym ałem . W zruszenie m oje było w ielkie, kiedy 17 lipca p rzed p re zb iteriatem leżałem krzyżem u stóp ołtarza z ośmioma a innym i kolegam i, zwłaszcza że na m nie p atrzył mój sta ry ojciec rzew ne łzy w ylew ając. N azw iska tych kolegów są: Tomasz Gliwa (zm. 1901), Józef Godek (zm. 1913), K a­

rol K rem entow ski (zm. 1909), F ranciszek M iklaszew ski, Szczęsny R udnicki, P aw eł Sapecki, Alojzy Sw iętnicki (zm. 1890), Salezy W ojnar (zm. 1897).

W Samborze na posadzie wikarego, 1864—1865

U roczystą bardzo była pierw sza msza św., k tó rą odpraw iłem 24 lipca 1864 w K orczynie. Dwa dni przed tym m atk a m oja, k tó ra od mojego dzieciństw a m odliła się gorąco, abym został kapłanem , w skutek w ysileń przed p rym icjam i ciężko zachorow ała, ale Bóg dobry podźw ignął ją w o statn iej chw ili. Rano w sam dzień niebo się rozpłakało, ale o 10, gdy m ię m iano prow adzić z pleb an ii do kościoła w śród orszaku 12 dziew cząt ub ran y ch biało i niosących lilie w rę k u (co było pom ysłem ks. dziekana F r. Serafina), ukazało się słońce, tak że pierw szy mój k atech eta, ks. J a n D ornw ald, mógł z ganku dzw onnicy powiedzieć kazanie. Po sum ie i procesji z Najśw. S akram entem ściskałem głowy księżom, rodzicom, fa­

m ilii i licznej rzeszy rodaków , a po obiedzie pod nam iotem (który ks. proboszcz A ntoni D ittrich na dziedzińcu plebanii kazał w y sta­

wić) napełnił się dom rodzicielski licznym zastępem gości, bo sta ­ rym zw yczajem spraw iono m i huczne wesele, n a k tó ry m nie brak ło w iw atów (aż dw ie beczki w ina ojciec z W ęgier sprow adził), b an ­ kietu, m uzyki, tańców (w k tó ry ch rozum ie się, nie b rałem udziału) i huku m oździerzy. Ściskałem także głowy w K rośnie jako cele­

brans na odpuście 2 sierpnia w kościele OO K apucynów .

W n astępnych dniach spow iadałem po kilka godzin dziennie dusze pobożne g arnące się chętnie do młodego kap łan a, w nie­

dziele zaś i św ięto W niebow zięcia p raw iłem kazania. O dw iedziw szy księży proboszczów w okolicy w yjechałem 18 sierpnia na p ierw -

a YV rkpsie mylnie: d ziew ięc io m a .

(9)

szą stację do S am bora, a że wówczas powódź w iele m ostów pozry­

w ała, przez to ta podróż zabrała m i p ra w ie dw a dni.

W Sam borze pasterzem był wówczas ks. Ja n P aw eł J e d liń s k i49, kanonik honorow y, w ychow any w zasadach józefińskich, ale chęt­

nie patrzący na p racę swoich trzech w ikarych (ur, 1790, zm. 1877), kolegam i moimi byli: ks. Józef G ru sz czy ń sk i50 (zm. 1896) i ks.

S tanisław K lo czk o w sk i51 (zm. 1882), gorliw i i serdeczni kapłani, toteż pożycie z nim i było ja k najlepsze.

P a ra fia sam borska należała do najliczniejszych, bo m iała w ów ­ czas 12 000 dusz cisnących się chętnie do kościoła i sakram entów św., zwłaszcza że w śród nich k w itn ą ł Żyw y Różaniec (przeszło 150 róż), a że do tego trzeb a było zaopatryw ać dw a szpitale 52 (drugi dla załogi w ojskow ej), chodzić do w ięźniów i jeździć do k ilk u szkół, więc nic dziwnego, że n ad m iar pracy przyg n iatał nasze b ark i i w lecie 1865 roku ks. K loczkow skiem u i m nie chorobę sprow adził.

Gorliwość, serdeczność i w ym ow a zjednały m łodym kapłanom w ielki m ir w p arafii, a sfery w ykształcone w ciągały ich siłą do życia tow arzyskiego, ta k że trzeb a było bronić się przed rozpro­

szeniem ducha. M usiałem też stać dobrze na straży, bo n iejedna m łoda kobieta wdzięczna za d ary duchow e była gotow ą rzucić mi sw e serce pod nogi, ale ja żadnej z tych ofiar nie p rzyjąłem w ie­

dząc, że serca należą tylko do Boga.

Tym też więcej tęskniłem za życiem w ew nętrznym i nau k ą duchow ną. W praw dzie ks. re k to r S kw ierczyński zapow iedział mi, że pójdę w krótce na wyższe studia do W iednia, ale zakład tam ­ tejszy, w k tó ry m wówczas baw ił ks. J a k u b G lazer, nie p rzypadał m i do sm aku. Mnie ciągnęło M iasto W ieczne z jego św iętościam i i zakładam i teologicznym i, bo jeszcze jako alum n m arzyłem o tym , by kiedyś zwiedzić Rzym i Ziem ię Ś w iętą, a naw et w tym celu zacząłem się uczyć po w łosku (r. 1863). Toteż kiedy po w ypow ie­

dzeniu w szystkich n au k m ajow ych (o L itan ii L oretańskiej) potrze­

bow ałem w ypoczynku i w yjechałem na k ró tk i czas do K orczyny, w stąpiłem w P rzem yślu do ks. S kw ierczyńskiego i do ks. Ig n a­

cego Łobosa, k tó ry jako sp iry tu aln y sem inarium k ierow ał przez p arę la t m oją duszą i życzliw ie m ię popierał, by ich prosić o uła-

4g K s. P a w e ł J e d l i ń s k i , w 1. 1790— 1877 k a n o n ik h o n o ro w y p rze­

m y sk i i p rob oszcz sam b orsk i.

60 Ks. J ó zef G r u s z c z y ń s k i , w ik a r y w Sam borze w 1. 1858— 72, n a stę p n ie prob oszcz w S trza łk o w ica ch w 1. 1873— 94.

51 K s. S ta n isła w K l o c z k o w s k i , p ó źn iejszy proboszcz w D yn o­

w ie w la ta c h 1871— 82.

52 K on iec te k stu A u to b io g r a fii.

55 Ks. P io tr S e m e n e n k o (1813— 1886), jed en z za ło ży c ie li i gen erał z m a rtw y ch w sta ń có w . W 1831 r. em ig r o w a ł do F ra n cji, n a stę p n ie osiad ł w R zym ie. W 1841 r. o trzy m a ł ś w ię c e n ia k a p ła ń sk ie. A u tor szereg u roz­

p ra w p o lem iczn y ch , r e lig ijn y c h i filo zo ficzn y ch .

tw ienie m i podróży do Rzymu. P isałem w tym celu po dw akroć do o P io tra Sem enenki 53 z K ongregacji Z m artw ychw stańców 54f któ ry dla zbierania składek był w jesieni r. 1865 w G alicji i dnia 12 listopada, kiedyśm y w Sam borze obchodzili uroczyście sekun- dacje ks. kanonika Jedlińskiego, otrzym ałem od niego odpowiedź, że mi o fiaru je jedną z b u rs zebranych przez księżnę Zofię z hr.

B ranickich O d escalch i55. Jad ą c ponow nie do K orczyny, by dać ślub siostrze m ojej, Kasi, w yjednałem sobie pozw olenie od ks.

biskupa, a w róciw szy do Sam bora począłem się zbierać do drogi.

T eraz pam iętniczek, spisany daw niej:

3 grudnia 1865. Niedziela. O statnie kazanie o „Ł azarzu-czło- w ieku”. P ożegnanie z poczciwym i owieczkami. O biad w gronie

„przyjaciół księży”, potem jadę do Jasia M ięsowicza; w ieczór ostatni spędzam u zacnych P aw łów Jedlińskich z kolegam i i Szczęsnym R udnickim 1*.

4 grudnia. Poniedziałek. Vale Sam boria!

W uroczystość św. B arb a ry um iłow anej p atro n k i sam borskiego ludu o statnią m szę św. odp raw iam z w ielkim w zruszeniem , które jeszcze ks. S tanisław K loczkow ski gorącym przem ów ieniem po­

tęguje. Po mszy ciche, ale głębokie pożegnanie z ludem , z ks.

kanonikiem , kolegam i. O 10 opuszczam drogi m i kościół i lud złoty, w śród pom ieszanych w rażeń sm utku, tęsknoty, nadziei.

Towarzyszy m i J a ś M ięsowicz do Przem yśla, a ks. Józef G ru ­ szczyński do W o ju ty c z 56c. U zacnego dziekana ks. O leksińskiego łzawe rozstanie się z drogim kolegą. O 9 w ieczorem staję w P rz e ­ myślu u drogiego o. re k to ra Skw ierczyńskiego.

b Następne dwa wyrazy wykreślone.

c Następnych dziesięć wyrazów wykreślonych, nieczytelnych.

54 Z grom ad zen ie Z m a r tw y c h w sta n ia P a n a N aszego J ezu sa C h ru stu sa (C ongregatio R esu rrectio n is — CR) p o w sta ło w śró d em ig ra cji p o lsk iej w P aryżu w 1836 r., z a tw ierd zo n e w 1888 r. Z a ło ży ciela m i b y li: B ogdan Jasiń sk i, P io tr S em en en k o i H iero n im K a jsiew icz . C elem zgrom ad zen ia w m y ś l w ła sn y c h k o n sty tu c ji za k o n n y ch b yło k sz ta łc e n ie rod zim ego Kleru d la em ig r a c ji p o lsk iej. D om g en e r a ln y z m a r tw y c h w sta ń c ó w zn a j­

duje s ię w R zym ie.

_ 55 Z ofia O d e s c a l c h i , z dom u B ran ick a (1821— 1886), córka hr.

W ład ysław a i R óży z hr. P o to ck ich . W 1841 r. w y s z ła za m ą ż za ks. D on L ivio O d escalch i. J a k o k siężn a b y ła dobrze znana w k o ła c h rzy m sk ich , p a p ież P iu s IX , k tó ry zn a ł ją o so b iście, w y so c e ją so b ie cen ił. P a ła c O descalchi, zn a jd u ją cy się w p o b liżu P ia z z a V en ezia, b y ł n ie ty lk o je d -

"m z c e n tr a ln y c h p u n k tó w zebrań ó w czesn ej a ry sto k ra cji, a le g łó w - ym o środ k iem P o lo n ii rzy m sk iej, którą często k siężn a w sp iera ła w ła s ­ n ym groszem .

W oju tycze, w ie ś w pow . sam borskim .

(10)

5 grud n ia. W torek. W izyty pożegnalne u księży kanoników i profesorów , którzy m nie serdecznie błogosław ią n a drogę i sło­

w em i czynem (ks. H oppe 3 napoi., re k to r 35 fl.). O godzinie 4 odjeżdżam w stro n y rodzinne. Pom ogła m i rów nież h ra b in a Se­

w e ry n a B adeniow a, św iątobliw a m atro n a, z k tó rą n ieraz w B i- sk o w ic a c h 57 rozm ow y duchow ne prow adziłem , dając 100 złr na msze św.

6 grud n ia. Środa. W ieczorem sta ję znow u w dom u pow itany płaczem m atki.

8 g ru d n ia. R o raty — w konfesjonale — w domu. Z am iast ks.

P uch alik a 53 dostał się K orczynie ks. P a n t o ł 59.

9 grud n ia. W K rośnie u kapucynów po zdrow ie duszy, u ks.

W odzińskiego, Dym nickiego, Ś w iętnickich. W ieczorem przyjeżdża ks. P uchalik, potem u Rózi i Mięsowiczów.

10 grudnia. Niedziela. Żegnam cię Korczyno!

Po ro ra ta c h zbieram się i jadę w tow arzystw ie całej rodziny do O drzykonia. Pożegnaw szy ks. Szym ona S e ra fin a 60 idziem y wszyscy nad brzegi W isłoka, a tam o statnie rozstanie. Oni w ra ­ cają płacząc, ja z ojcem puszczam się w im ię Boże w św iat daleki. Nocleg w B rz o s tk u 61, pogadanka poufna z p. G niew o­

szem z K lim k ó w k i62.

11 grud n ia. P oniedziałek. Rano zaw ierucha z śniegiem . Z bie­

dą w leczem y się naprzód, aż w reszcie o godzinie 2 żegnam ojca i w T arnow ie siadam na kolej. P ogadanka z W ęgrem i Czechem.

Noc w w agonie.

12 grud n ia. W torek. Rano o 6 staję w stolicy cesarstw a. Om ni­

busem jad ę do m iasta, w yszukuję ks. G lazera i resztę braci pol­

skiej. Po serdecznej rozm ow ie i zw iedzeniu tu m u św. Szczepana, idę do nuncjusza apostolskiego arcybiskupa Falcinellego fi3, k tó ry m nie p rz y jm u je z w ielką, n aw et dziw ną uprzejm ością. Ściska, całuje, błogosław i, p ow tarzając ciągle: V iva t, v iv a t bonus filius qui pergit Rom am . Po południu idzie cała Polonia n a Siidbahnhof n a piwko. Nocleg w hotelu M atschakerhof.

13 grud n ia. Pożegnaw szy w spółbraci siadam o godzinie 10 na kolej. P odróż czarująco piękna. N aprzód przez urod zajn ą i sch lu d ­ ną A ustrię, potem przez w sp an iały Sem m ering. W ielkie w rażenie w duszy na w idok cudów p rzy ro d y i um ysłu ludzkiego. Tow a­

rzystw o w w agonie gw arliw e. Noc znow u w wagonie.

57 B isk o w ice , w ie ś w pow . sam b orskim .

58 K s. F e lik s P u c h a l i k , w ik a ry w K orczyn ie w 1. 1863— 66.

58 Ks. Jan P a n t o ł , w ik a ry w K o rczy n ie w 1. 1867— 70.

60 Ks. S zym on S e r a f i n , proboszcz w O drzykoniu w 1. 1829—71.

81 B rzostek , m iasteczk o w p ow . jasielsk m . 82 K lim k ów k a, w ie ś w pow . sanockim .

M M arian o F a l c i n e l l i - A n t o n a c c i, arcbp a teń sk i, n u n cju sz w la ta c h 1864— 74.

14 grudnia. Z ra n a pierw szy w zrok pada na m orze u stóp n a ­ szych m ajestatycznie falujące. Ś niadanie w N abrezynie — oko­

lica zrazu dzika powoli sta je się zam ieszkałą i bogatą w różne widoki. Słońce żarem piecze, choć z dala góry śniegiem bieleją.

P ogadanka z żołnierzam i i lekcja w łoskiego języka. O 3,30 staję w M estre, a stam tąd po moście m ilow ym przez lag u n y jad ę do W enecji. Gondolą, om nibusem p rzy b ijam na plac św. M arka i rozkładam się w hotelu niem ieckim „B au er”, N ająw szy cice- rona 64 z w ielką biedą w yszukuję zacnego d ra Pacław skiego, ro­

daka sam borskiego, i z nim oglądam nieco przy zm ierzchu m iasto.

15 grud n ia. P iątek. R ano w raz z ciceronem zw iedzam kościół Św. M arka (mozaiki — nabożeństw o włoskie), kilk a innych ko­

ściołów, galerię obrazów, w spinam się na szczyt w ieży, przecha­

dzam się nad m orzem i po południu o 4 gondolą w racam na dworzec, aby się puścić drogą do P adw y. P rzyjeżdżam tam nocą i sta ję w hotelu „Stella d ’O ro”. Z araz z ciceronem idę do kościoła Św. A ntoniego, by prosić o pozw olenie do mszy św.

16 Sobota. Ju ż o świcie staję przy kościele, spotykam jakiegoś księdza z sem inarium , k tó ry m i drogę ułatw ia. P rzy pomocy Niem ca, zakonnika, odpraw iam na grobie św. P a tro n a pierw szą mszę św. w podróży. K u w ielkiej pociesze m ojej na in ten cję cier­

piącej duszy, A. T k .65. Po czym o godzinie 8 dyliżansem od­

jeżdżam k u granicy. O 3 sta ję w Pontelagoscuro i przepraw iam się przez Po. Nieszczęsna dogana 66. F ija k re m dostaję się do F e r- r a r y> gdzie sm utnym tra fe m gubię jed n ą część brew iarza. Po długim czekaniu siadam n a kolej i staję na nocleg w Bolonii.

17 N iedziela. Rano o godzinie 6,30 odpraw iam m szę św. w ko­

ściele OO. C elesty n ó w 67, gdzie słucham włoskiego kazania. Po czym o 9 koleją przerzynam śliczną okolicę A penin w śród zie­

lonego pasm a gór i 20 tunelów . O biad w Pistoi. W ieczorem przy­

jeżdżam do Livorno. A w an tu ra z fijak rem , k tó ry m nie chw yta za płaszcz. Pogrzeb w łoski w nocy.

18 P oniedziałek. Rano o 10 w yjeżdżam koleją do N unziatelli ponad brzegiem m orza okolicą dziką i bagnistą. W N unziatelli po obiedzie siadam na diligenzę aż na drugim piętrze. R ozgaw or z Irlandczykiem . Znow u dogana, gdzie nas okadzają chlorem .

84 ciceron — p rzew odnik 60 Osoba n ie zid en tyfik ow an a.

88 dogana — la d o gana, urząd c eln y , kom ora celna.

C elesty n i (B racia M n iejsi), od łam m in o ry tó w , od zn a cza ją cy się su row szą reg u łą n iż m in o ry ci. N a z w a C elestyni w y w o d z i s ię od p a p ieża e ie s ty n a V, k tó ry w y ją ł ich spod ju r y sd y k c ji p rzeło żo n y ch m in o ry tó w , n a zw ę U b ogich B raci św . F ra n ciszk a lu b P u s te ln ik ó w C e-

(11)

W C iv ita v e c c h i68 aw an tu ra z usłużnym W łochem. Nocleg w „O r- lan d o ”.

19 w torek. Haec dies jecit D om inus.

Zw iedziw szy p o rt w C ivitavecchii, siadam raz ostatni na ko­

lej o godzinie 7. Pogadanka z księdzem włoskim . O godzinie 10 u kazują się kopuły i wieżyce W iecznego M iasta, k tó re z nie­

zm ierną w itam radością. O m nibusem dostaję się do Św. K lau d iu ­ sza, ale bez k u fra, k tó ry dopiero w kilk a dni otrzym ałem . A więc spełniły się m oje gorące życzenia, aby tylko na chw ałę Bożą i z pożytkiem dusz. Z br. F eliksem Z w iartow skim d ostaję się do via P aolina i zastaję o. P io tra p rzy ołtarzu. P ow itanie gorące z K arolem Zellerem , serdeczne przyjęcie u o. P io tra. P oznaję innych kolegów: W ładysław a Cichowicza, bohatera dyppolskie- g o 69, Ja n a R ad ziejew sk ieg o 70 z Poznańskiego i Józefa D ąbrow ­ skiego 71, byłego w ojaka polskiego z 1863 [roku] z W arszaw y.

Po obiedzie przechadzka po Rzym ie: n a schodach P iła to w y c h 72, w L a te ra n ie i w M aria M aggiore. Nocleg na via Paolina.

20 Środa. 21 C zw artek. Zw iedzam Rzym w przelocie. W ko­

ściele Sw. P io tra, u w ikariusza apostolskiego po pagelli.

23 grudnia. Sobota. Wilia. Piszę list do rodziców i do Sam­

borskich księży. W ieczór w ieczerza w spólna w gronie księży zm artw ychw stańców , do k tórych należą: o. P io tr Sem enenko, ks.

Ju lia n F e liń s k i73, o. B a rz y ń s k i74, o. B a k a n o w sk i75, b ra t R afał 08 C iv ita v ecch ia , g łó w n e m ia sto p o rto w e ó w czesn eg o p a ń stw a k o ś­

cieln eg o .

69 K s. W ła d y sła w C i c h o w i c z , p ó ź n ie jsz y prob oszcz łód zk i. B o ­ h a ter w zro zu m ien iu u czestn ik , lu b te ż o k r e śle n ie u ży te iro n iczn ie. W ła ­ d y sła w C ich o w icz ja k o p o d w ła d n y p ru sk i b ra ł u d zia ł w w o jn ie p ru sk o - d u ń sk iej, zak oń czon ej 18 V 1864 r. p rzerw a n iem d u ń sk ich sza ń có w ob ron n ych w D iippel.

70 Ks. Jan R a d z i e j e w s k i , p ó źn iejszy rektor k o ścio ła Ś w . W oj­

ciec h a w C hicago Ills.

71 Ks. J ó z e f D ą b r o w s k i (1842— 1903), z a ło ż y c ie l S em in a riu m P o l­

sk ieg o w O rchard L a k ę w St. Zj. P o p o w sta n iu 1863 r., w k tó ry m b ra ł czy n n y ud ział, rozp oczął stu d ia m a tem a ty czn e w L u cern ie i B er­

n ie, n a stę p n ie w s tą p ił do K o leg iu m P o lsk ie g o w R zym ie. Tu w 1869 r.

otrzy m a ł ś w ię c e n ia k a p ła ń sk ie. M isjo n a rz S t. Zj., prob oszcz w P o la n d C orner, zm arł 15 II 1903 r.

72 S ca la S a n cta , n a zw a sch o d ó w lic z ą c y c h 28 sto p n i z b ia łeg o m a r­

m u ru, zn a jd u ją cy ch się w k a p lic y S a n cta S an ctoru m w R zy m ie. W e­

d łu g tr a d y c ji są to sch od y, p o k tó ry ch szed ł P a n Jezu s do P iła ta pod czas sw e j m ęk i. D o R zym u sp ro w a d ziła je św . H e le n a za zgodą pap ieża S y lw e str a I. P a p ież S y k stu s V w 1589 r. u m ie śc ił je w osob ­ n ej k a p lic y S a n c ta S an ctoru m n a p rzeciw b a zy lik i la te r a n e ń sk ie j, gd zie zn a jd u ją s ię po dzień d zisiejszy.

73 Ks. J u lia n F e l i ń s k i , b rat S zczęsn eg o F e liń sk ie g o arcbpa w a r ­ sza w sk ieg o .

74 K s. M ich a ł B a r z y ń s k i (1838.—1899), m isjon arz i d zia ła cz n a ­ ro d o w y w śró d P o la k ó w w St. Zj.

75 K s. A d o lf B a k a n o w s k i (1840— 1916). Ś w ię c e n ia k a p ła ń sk ie

diakon dalej bracia: W alerian, K onstanty, G iuseppino, A leksan­

der Feliks, J a n i inni. Tudzież ks. K re ch o w iec k i76 (viceregens), klerycy z Poznańskiego, ksiądz z K anady itd.

24 grudnia. Po p ołudniu u Sw. P io tra na nieszporach. Kolędy.

25 grudnia. P oniedziałek. Boże N arodzenie. Mszę św. m am w kościele PP. F ilipinek 77, potem idziem y do Sw. P iotra. Kościół praw ie pełny. Ojciec św. P ius IX, starzec, tw arzy pogodnej, an iel­

skiej, postaw y w zniosłej, głosu dźwięcznego sam celebruje. W ko­

ściele gw ar i śm iechy, tylko oczy pracują. P ius IX w w ielkiej jest czci u rzym skiego lu d u i nie dziw, bo życie jego je st św ięte, a na każdej ulicy w idać ślady jego hojności. O pow iadają o nim kilka cudów (uzdrowił księżną O descalchi B ranicką), m iała się mu objawić N ajśw . P an n a i obiecać zw ycięstw o w rogów . On sam jakby przepow iedział, że w kró tce n astan ą czasy ciemności i trium fu dla Kościoła. P otem zwoła koncylium , a potem zaśpie­

w ają m u R eąuiem . O ile w tym praw d y — przyszłość okaże. Po południu zwiedzam y żłóbki jak: A ra Coeli, gdzie dzieciaki p ra ­ wią kazania. W A ra Coeli kosztow ne Bam bino, bo [wyłożono na]

nie 12 000 skudów , słynie jako cudow ne (powieść o pani, k tó ra je skradła).

26 grudnia. Św. Szczepan. O dpraw iw szy mszę św. u Sw. K lau ­ diusza, idę z kolegam i do S. S tephano Rotondo, gdzie celebruje kardynał, asystu je C ollegium G erm anicum .

28 grudnia. Zaczynam nieco czytać z dogm atyki; na w innicy.

29 grudnia. Piszę list do zacnych p. Turków ; w kościele Św.

Jana Lateraneńskiego.

31 grudnia. Niedziela. Ś w ietne nabożeństw o w Al Gesu. Sam ojciec św. przyjeżdża w poszóstnej karecie w śród orszaku gw ardii w itany okrzykam i licznych tłum ów .

Rok P ań sk i 1866

Jakaż dziw na zm iana! Z w ikariusza obwodowego m iasta, spo­

w iednika i kaznodziei — skrom ny kleryk. Z daje się jakoby 5 la t życia było snem tylko i znow u w rócił się pierw szy rok teologii.

otrzym ał w 1863 r. P o k lę s c e p o w sta n ia sty c z n io w e g o u szed ł za g ra ­ nicę, w 1864 r. w stą p ił w R zy m ie do z m a rtw y ch w sta ń có w . D o roku 1880 p ra co w a ł w śró d em ig ra cji p o lsk ie j, w 1880 r. p o w ró cił do k raju.

'6 Ks. A n ton i K r e c h o w i e c k i (1838— 1898), prof. sem in ariu m d u ch ow n ego w Ż ytom ierzu , rek tor K o leg iu m P o lsk ie g o w R zym ie. Po pow rocie do G a licji z a sły n ą ł jako k azn od zieja w e L w o w ie , n a stęp n ie w W ied n iu przy k o śc ie le Ś w . R u p rech ta. P o n o w n ie w ra ca do k raju J .w 1. 1891— 98 działa ja k o p rob oszcz w Z ałosieczu (pow . k r z e m ie ­ niecki).

„! F ilip in k i — k o n g reg a cja n ie w ia s t założon a p rzez b og a teg o k u p ca s ie n y , p e n ite n ta św . F ilip a z N eri, jako w y ra z czci i w d zięczn o ści cp? te Soż św ięteg o , za tw ierd zo n a p rzez B en ed y k ta X V w 1744 r. Jej

em ■Je s t w y c h o w y w a n ie u b ogich d ziew cząt.

Cytaty

Powiązane dokumenty

ców bydła to preparaty witaminowo-mineralne oraz preparaty mlekozastępcze dla cieląt, a dla hodowców trzody - premixy farmerskie oraz prestartery, W Sklepach Paszowych

Realizacja scenariusza wymaga podjęcia przez wszystkie zainteresowane samo- rządy (zarówno szczebla lokalnego jak i regionalnego) skoordynowanych i zde- cydowanych działań,

Poprzez precyzyjne i związane z fizycznymi zjawiskami towarzyszącymi rozwojowi pożaru, określenie wymagań i ocenę właściwości ogniowych wyrobów, a następnie

Obliczaonawarto´s´cw ֒ez lastartowegoprzezpropagacj֒ewarto´sciko´ncowych (warto´sciwygranejdlanaszegogracza)wg´or ֒edrzewagry:

„Życie zaczyna się w piątek” to książka, któ- rą można czytać jako powieść kryminalną, powieść fantastyczną o podróżach w czasie lub powieść historyczną, ale

Pow stanie organizacji Kościoła łacińskiego na Rusi t... przy okazji lustracja zam ków

Władysław Ludwik Panas urodził się 28 marca 1947 roku w Dębicy, niedaleko Rymania.. Był najmłod- szym dzieckiem Józefa i

Bolesław Heibert pyta syna: „Czy to się zaczyna złoty wiek rodu czy jego, z przeproszeniem, dekadencja.