N r o S e .
R. 1837.
PIĄTKU.27
CAŹIIZIESNIK 1.L IT E R A C K I I P O L IT Y C Z N Y .
TYGRYSY i WĘDROWCY.
Pewien Europejczyk ze słu
żącym sw ym , lodvaninem Si
mapo, udawszy się pa polowa
nie zatrzymali s i ę . wśród lo su , dla wypoczynku?''1— Gromada małp ukazała się w krótce w po- blizkich krzewach, lecz nteko
łysała się podług zwyczaju na drzewach, tylko z gałęzi naga-, łęź skacząc, zdawała się chcieć uniknąć grożącego niebezpieczeń
s tw a .— Inne małe zWićrZąlka przebiegały później, lecz także w postawie ucieka jących. Simapo zwrócił uwagę Pana, iż wszy, stkie zjednej strony przybywa
jąc, spodziewać się każą, iż tamże jest powód .ich ■ przestrachy. — To są tygrysy,- po chwili zawo
ła ł, c z u j ę ie h .J .i słyszę... Eu*
ropćjczyk. pochwycił.ua .te sło
wa brou^ -łecz sługa wzbronił Uiu strzelać, twierdząc, ii z nip.
miłej woni która go dochodzi d d m y śla się ż e s ą wznacznćj
ilości. — Ryczenie samców ro
zlegało się po powietrzu. Po
dróżni nasi wzięli się do nabi
jania broni., i znaj większym po
śpiechem wdrapali się na blizkie drzewo, Simapo, który się pićr- wej do tego w ziął, i więcej był z podobnemi zdarzeniami oswo
jony uchwycił prędzej za mocną g a łęź, lecz jego Pan nie lak zręczny, o mało nie spadł tra
fiwszy na wpół zbutwiałą, do
piero gdy spostrzegł kilkunastu tygrysów zmierzających ku temu miejscu, z zadziwiającą zręczno
ścią dostał się wyżćj. Tu atoli spo
strzegł wblizkości gniazdo ós ęząruycb, których zjadliwe uką
szenie znane mu było, z naj
większą więc obawą, trzymał się drzewa, aby lekkićm poru
szeniem nie obudzić tych małych
<#.- Ktkodliwyąh ^zwićrząlek. Z zazdrością spogląda! na szczę
śliwszego sługę który będąc na wyżsąćj gałęzi bezpiecznićjszym był od napaści. — Czterech sam-
2 2 8 ców znajdy airfo się w Idizkości d rzew a; byli oni. świeżo poką
sani ,i;J{pew, im, z r a n p ły n ę ła . O podał łyidjtć byjo( wielką sa
micę; która bez teliu prawie po
łożyła się na ziemi. — Jeden z , tygrysów za zbliżeniem sięspo- steiMJg’łsz"y ł&uropćjczyka wsparł przednie.łapy na.drzewiei iskrzą- cein wćjrzeniein zdawał się o- czekiwać} na swoją oborę. Pa-,, szcza roztwarla ukazywała w iel
kie mocpemi zębami zaopatrzo- ne szczęki^ para z oddechu do
chodziła do nóg naszego; strzel- , ca : zda wato się iż zamyślał, wspiąć się na drzewo • i tylko, dla nabrania sił odpoczyw ał.—-< , Panie ! zawołał Simapó , . uźyjj w ody ogniow ej i ' niezw łócznie, inaczej zginiemy ! Zrozumiał go.
natychmiastbiałym j dobył z tor
by flaszeczkę z iyilryjolem i w y- lał ją na , oczy tygrysa. Ryk o- kropny roztógł 'się'natychmiast;*
— Gdy spójr zał na dół spostrzegł tygrysa tarzającego., ;się,ipp ;zie- ra i, toczącego piany; ,--f„Nagle powstał te o ż e , a r j c z ą ę jotoł na oślep , z b o le ś c ii: ciągłym biegiem zmordowany, padł nie
daleko - od. drzew ą, na którym nasi' strzelcy; się.' znajdowali.
Sa mice w y da wały takoż ry ki prie4
raźliwe lecz nie uciekały z miej
scu.,— JPpzWÓl -Jiąttie Pan dzia
ła ć , rzeki 'Simapó i .wyjął zsw ej torby dlą.sjębie przeznuęzuną ży
wność a pok rajawszy w małe czę
ś c i, potarł j e pewnym rodzajem zatrutego mydła które tamlćjsi -mieszkańcy zwykli _prz.v sobie n o sić, poczćm krzyknąwszy dla zwrócenia uw agi-zw ierząt z ca
łe j siły ^ r z u c ił pomiędzy nich .lakowe. T ygrysy z chciwością sobie właściwą: pożarły rzucony im żer. ,-W,chw ilę, polem gdy trucizua sknłkęwaó zaczęła, w y - dy,,przeraźliwie ł tarzały się na okpłęf, Só njjcy, lecz W krotce po- r z u c ik ją W,gęstwinę.
— J,dą zaspokoić pragnienie, za- .w o łą ł Simapó zeskakując z ra- dośpi zd rą ew a .k tó reim za przy- tułek.,służyło,'Jego krzyk rado- , sny,' (łącznię;rjs.rykiem oddalają
cyeh się ty g r y só w , nagość pra
w ie zupełna, długie włosy ro
zwiane po ram ionach, i piekiel
na niernął yądość malująca się w twarzyyczynila go. w istocie podoląućjszym do dzikiego zw ie
rza jąk 4®’ człowieka,. — W tej chwili, porwałjaa. flintę a ; w y mierzywszy do tygrysa pokalć- czonego nie daleko od' drzewa leżącego i zhólu prawie osłu-
■ , .••*»•>*.,'• ż Z c b j ? abaml \<?r piałego rih W d jś d u ' gOxpid<TŹył: swą ptódą ?’ łH n dośil»diinłoy.W-
— i Poczćm nasi mySliłtd^^Spu-^-su przypatrzyć się^spOkójW j ścili schronienie,! a'Europejczyk ‘pięltrt<SjjegOtwfctky.Przćirtknid- "
uściskawszy odważnego Tridya** ''ny^iiljiiiilftwsaWrań ydjąłettr^ k A* : nina puścił się ivrat) ŻhimS w ' pełuS ż1'!’ zapytBłOKi g# :iiprtt£}-' dałszą drogę. ’ - ‘ ••'” ’<■«» o ?'->.* j; -’ niielf'*ciy toie d o 'ńlegtf tft' łótU
« 1; r '*•'■''■ "nałeżyij która- j e s t 1 na
. t'ti>ą4uił . > brzegu? Starżfee potliiióst pO*
■ DWA' KRZYŻE. « i i ) § W i m a f i i ;.gdołł*ęł. ^ » T itk 5j6S t, V Ó-
|sVA B ttw w >«R 4w »ttw w ^ie f izw a ff się '9 0 ‘m fttó .'-i-i » €fcyAfe -
i ,, .,t, ... i * j . *
P rzy b y łe m • dtti H śW W ^/h ^ 0 4ftbMU’? k ^ 4 ‘Dóbr'Zfc'jti' Od*
mając iadnregókleftffriślrudiłteJ^rzCkł', ’ł ‘ pdtkślSwsżiy o d łk ż y łn a n iu , zwrócrłeiii 'krÓkl?^mójO'do ' bołi^SWftj^crółidlę? ‘P O fćm ^p d j- portn." Szedłem' gótłzihę ^isiwde '.^rz&ł ‘*z W S g ą 4’prż&t oknrfi bbra- jak machina',’ S T ^ artó m fe^d rty^ cajifiłfśię^d tP b ftiid 1, 'rie k h le S ło - -Y wiatr* wfortiął' gwałtiJwtoifei,
b ił mię ł A l i - - chtóWę?'* 'Eadżf? jn i f r i ł '- '^ p rt* \ żarn do morskiego Sfetu "szclsM^slę dzisiaj ’n i ' iłiOOżlł1. N ie nąłem na ‘e b rti^^ d łi/^b k ^e ii^ f^za ^ d R ig W ^ n W i!^ lidUgfemy' fflfcłh : się widokifeta ^ f c ia t t ^ O u^ritelł«btfp£|ł?J.di:i.’, Ate^W kft&tt&Ózy*
stworka j pdtćffrśZet! tełtl wid]fol®’ ste błękitne; ! ’M' b ió r^ e frtk ^ o - ■ brzegu? "P rty b y fo i^ a d ó tfd d łfe p k o jO e ty i- ^ -iE te tły /^ S n ' hbćdsź -chaty drhWnimidj’,*' n d k łw td jk łd i' kortłecZhidijdtibSMfey pdJdęl w^sZy- i
iną*,'' priied* •któWptoały*(’’'i łfh łiy slko ’ z łś t g ó d ^ ę i ^ ^ ^ W o ^ W o - stalrk niokremi łfokhri ityłdOpai rą’ mi ’MtśWie';,a'faihHł le ii 'ziZ to -/
lu p rzyw iąm h y.KtllŁCV-TóA w włefei^-przy rS J ^ łl W ę ’’rtO"foiie szłuczapewnt# •yyto^,>'V H S ńtw łh!,| mydli1, feeitleni:j>r>£td'&> niego, sam do siebie>i'et«torzyfom « H p r^ ! ż d \j iŚ łi,'JisSbtriFe!:dfl{t': dtiWićrza przytak-nięth. *—‘S t& ż fc ftjW & iJ ł^ pOgtfdkte^ adłhżyrtlty!pKHijatfdfcfeę rego gło w ie jtó tizrt/S ię w i^ M id h ''. nd**difód m & iępffypk— i,»,MWid- biełiło' srębfnyob! rn d ta p ^ k ^ ^ k 'będifrtrMepiejVy' dział 'wdtąhias i ' ńaffcrfoftłfi^SBfed.odf^Mtedfcldłnkartkei^IbyhełdstY ozarną. Tak mocno zajęty był usiadł i zaczął znowu naprawiać
330 sićć stfmję,'.podćias gdym ja się przypatrytrał jego robocie. '**
>* Jesteś już w liftach, poczciwy iśtarcże? «'rzekłem , » smutna to jest urżecż' Wt&k podeszłym wie- ku^pćacować.-i Praca jest naszeiu iy c ie m , mój p a n ie ,«
odrzekł , 1» a tylko koniec życia jest rażeni' ł końcem naszej pru- cy. «,kl— »Zyjesz samotnie jak widzę? i-—<t Sam otnię!,..'«G jos, którym wyrzekł t o s ł o w u , na wsfcróś' mniej' przejął.- z—^ s f t łć masz więe ’ n ik o g o , któryby clę Wspićrał w twej 'pracy ? *i*i- » Nie potrzeba tni'nicZ yjej pomocy, żywi mię praca rąk wdąśnytdiiu -ż-^-bCży nić 'Masz 'dzieciK lSi- ś Miałem jedno. »€zj*> U- marło ?« - zapytałem < go- ciehyip głosem i poznałem Wkrótce, jak mocno to pytanie 'Utkwiło^ wjó- go sercu. — -»'U m arło, panie.*ii«
. W tym obadwaj' umilkliśmy na c h w ilę , potem podniósł sięnie- co i rzeki, 'przysuwając mi ławf-
•kę:‘ » Gzy pan nieptiieżys^ usiąść?«
-— UsłUch.-iłem''go f > iisiądłenr, a rozmowa potoczyło * się idałćj.
Ile - ma'śz Jot poczciwy czło,- .W*iĆku?'« r Siedmdziesiąt itd^ra ,ż okładem Jij — Tażebata tWb- ja sćłaśaffSć'?* — • S a m ją w y - 'bodowałeUfc.*'— . A dlaczegóż
. w ystawiłeś ją na,.tak pustym-, samotnym placu ?<«—*'* ZpoW o- idi), k tó ry -tru d ą o , aby kio in- ny pojął. * <— > Czy wolno mi
; zapytać się o ten powód ? jg A - J\a to wskazał mi palcem w głąb przez drzwi , na ościćż otwarte, i rzekł głęboko westchnąwszy:
» Oto dla te g o - tam krzyża, co krzakami-jest wtoceony. s—<- P o w stałem dla przy patrzenia się z
błizka..* Gzytot grób? « zapyla
ł e m . ^ ■» .Grób ł-*po wtórzył po
nurym, głnsem . ~ » A le niem a n» mim -napisy ? « —• Uderzył się -w pierś,.i rzek ł3 * T u je s t napis! <
—ł l w i e ł z y , jak sperłv wielkie
;:potoczjdy-'.się po?-licu starca^
tknięty jegó . żałością-u jąłem go
•za nękędi;»iP,łaeaeszi, hićdnv star
cze ! » ih+ój,Skłonił. głow ę*i ocić- rajije łz y z o c z u , odrzekł, posę- p iry m g ło sem . vJesltu grób m e
go* s y n a ^ jedynego dzićcięcia., na • klórem- arłasncmi oczym a pa
trzał i/ jak g in ę ło .i,i-Tu biedny Henryk. sjMtjrżał raz ostatni na iswdgo-ojea/,.>fa> ja ,.m im o . naj-
»g(iżętszą in i} « śe ,n ie mu pomodz : nić m ogłem .. i Ja ,; starzec niedo- -łę in y , źyję,-.-a on tak młody i Itak silny fiad ł' śm ierci! łupem !■«
;»rUi,'.Ujiąłeh» .iw obie ręce bnózda-
•Wf'- marśzozków) pooraną : rękę
.s ta r e * ) ji m iułetu U y , k tó re rasę- sistemi, kro p lam i ua nie. spaifcr ł y . ■ -Na reszcie, pod n ió s ł,g ło w ę i >>
.rz e k ł .spokojnie: » N a z a ju tr z z o - - sta łe m b ezdzietnym , samotny io
• i (O posw jzotiym -jbgrób ,i k r z y z .b y ły m e m i to w a rzy s za m i ; H e fl- .ry k le ż a ł w tr u n n ie , z in ln y , bez
■ d u s z y ) : is t a k . ja k .jego ojcidc’, samotny, <t upuszczonyJ: ale m d - .r z e , to. m o rz e o kru tn e , ja k ó w -zbójca n ie lito ściw y, zdawałaśię?
■ i e każdym , w ałem : Jumiącymistę o skały,' w o ła d o .m iije i :ryozą-
•eym g ło s o m : » O je r e ę w y d a r łe m ici-isynayualeg <■ tjGinar w in ia n a - całenic sw ojego A y d im la U — P-o
• niejakiej! ■ cli wili mówił ydalej.:
• N ić m asz w t ó j c b a e ie u n h d e -
■ s k i, a n i kam ienia:,'i k tó ry b y nie .-b y t m em i .łzaani<dkrb|>iony.!*i<rO-
T o p rze s ta ł' m ó w ić :; o s ła b io n y o p a rł się o k ra w ę ilź ó c t w ii ' S ta ra łe m się popiesżye g o ^ i łe m o
g łe m . Ś c is n ą ł i n n ie z a ^ ę k ę . A i p o : 'k ilk u c h w ilac h miltrzC- ztia io ś m ie liłe m s i ę ie o o w u i f r d ł- począć z n im ro z m o w ę ^ -o -a 'T w ó j ły n z g in ą ł na m orzu? «-» •-< T a k , u ton ął z o w e j ło d zi ) k tó rą pan w id zisz, z . T u w z ią w s z y się c ię ż
ko za g ło w ę d ło n ią < p osunął n ią . po tw a rz y i o ta rłs zy -sobie łzy. z o c z u , ro zp ow iad ał dość spo
k o j n i e - i r H c m t y k ^ m ó j m ia ł .la l szesnaście, 'cbciał jak* je g o ojciec zostać, rybakiem » .ebwat b y ć , j a k m ó w iiy podpocą- anćj siarośet , w y n a g ro d zić ą ^ ą a trtt- .d y , k tó re m ia łe m ,o k o ło ta jo jó - go w ie ku je g o .n Z y liś m y z r (yb .połowu,-,<a: w t ć j ło d z jifi kłócą pan w id z is z , puszczaliśm y! H n ie r a z o .d w ie u>ile' n a morze,.
.P ły n ę liś m yi'«ia.p o łó w , r y b z w y - rkle w iccziorem . , Jedn ej jią ą y n a d - J b frg ła .n a ^ , lu k ,n a g le ,,b u i'z a ,. ze m intó^podw pjonej prący w io s ła m i , . -nić1, m o g liśm y: •*zdążyć dp .b rz e g u . W ó n e u łio ta lo ś k o la ta - .nym /istatluęm rim szy.in tak g w a ł- l u w ą i e , i \ tłe ym uje |u> ,r y $ p ić r - . wszy; strachem ,uaha!w ito (..!iNuglc 'p o s trz e g a m , toczący, s ię o ^ jią s jog ro m o yi b a |w » * ,B<,i,, w o ła m na łle n r y k * ab y,, się.*.»>) (łe n n ,.lrz y - u fliaM •• b o m i*,p rize tv id zi.ił,, i e . ta .w z d ę ta gÓ to, statakoasz. w y w ró c i.
4 : , t a k . się.:;otałp o W istocjm . ..J a k p io ru n u d e rą y ła v p o w ó d ć o, s ta te k , i , p o g rą ż y ła . nas w,-ciemnej nocy w r a z (Z no w u {wzniósł się s ta te k ' na p o w ie rzc ln u ą w o<ly, a j a , p o w ró eiip s g y .id o t z m y s łó w ., s p o jrz a łe m za ra z k a lu y m syneip.
A lo n ie ste ty ł j u z g o ,n ie b yło !
•ty łko m ,:słys zał k r z y k .p r z e r a ź li- w y i u jrz a łe m bieduego H e n r y k ą ,
232
walczącego z morzem burzliwćm!Starałem się skierować do niego statek , rzuciłem ku niemu linę, wszystko nadaremnie. W ty m za
częły grać wichry, uderzyły pio
runy, a przy świetle błyskawi
cy spostrzegłem jak mój syn nie
szczęśliwy tonął w morzu ; po
tem znowu się zjaw ił, ale już osłabiony, ledwo władający ra- mioiiy. Z okropnym krzykiem skoczyłem w morze. Już tylko na
•> * '
jeden wystrzał byliśmy, oddale
ni od brzegu; prułem silne w o
dy i w ołałem : S y n u , gdzie je steś! ale tylko buk piorunu i ryczące wiatry ozwały się na mo
je wołanie. Siły mnie opuściły, i dziękowałem B o g u , że mi wraz z synem umrzeć dozwalał. Ale inaczćj zrządziły wyroki. R oz
hukane morze w y r z u c iło mnie na brzeg bez z m y słó w .« — Tti umilkł starzec i otarł sobie pot z czo ła , potem pój rżał na mnie z uwagą i mówił dalćj: » Gdym otworzył oczy, leżał mój syn koło mnie, ale blady jak chusta, oczy miał zam knięte, już nie żył!
Czy pan pojmujesz to słow o?.., Ate ja ży łe m ! < T o rcekłszy pe
łen rozpaczy uderzył dłońmi w swe czoło, — Opowiadanie je
go przeniknęło mi serce, nić mogłem do starca przemówić
słow a. Oparłszy głow ę o okno, staliśmy w milczeniu jeden obok drugiego. W tćm wiatr zaniósł do nas słaby głos dwonu. -Sta
rzec podniósł siwą głow ę, słu c h a ł, a potem obróciwszy się do nurie, rzekł te słowa : » Prze
bacz panie, jestlo chwila, w któ
rej zwvkłem modlić się na gro
bie m ego syna. > — W idziałem jak ukląkł przy krzyżu, i opu
ściłem c h a t ę . W pięć miesię
cy. poźuićj przybyłem znowu do
H
awru. Miałem lam zabawić tylko godzin kilka, ale n.ić mog łe m przenićść na so b ie, abym się nie zobaczył zhićdnvm ry
bakiem! Pospieszyłem do chaty n?id morskim brzegiem , ale już jój nie było; zastałem tylko poroz
rzucane kamienie i dwa drewnia
ne k rzyże, jeden obok drugiego!
CHMURA.
Nad duszą mędrca zaw isł cień chmury;
Mędrzec jej dymy brał za n ie b io sy : Ęyla to mądrość. —
W toin promień W iary przebił ją z gjóry.
W e łzach pobory, jahw kroplach lo sy , Stopniała chinina.—
1 poznał wtedy c/.em b y ła ; Jakie słońce przed nim hrvłał
Znaczenie przeszłej Szarad y;
P u I n ii' i/.