• Nie Znaleziono Wyników

Chrześcijanin, 1982, nr 1

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Chrześcijanin, 1982, nr 1"

Copied!
20
0
0

Pełen tekst

(1)

A '

' ' » ' s v

CHRZEŚCIJANIN

E W A N G E L I A - ŻYCIE I MYŚL CHRZEŚCIJAŃSKA - JEDNOŚĆ - POWTÓRNE PRZYJŚCIE CHRYSTUSA

MÓWI JEZUS:

«PÓJDŹCIE ZA MNĄ»! (por. MK 1,16-17)

Na zdjęciu: Wi­

dok Morza G ali­

lejskiego w Ziemi

Św iętej

(2)

C H R Z E Ś C I J A N I N Rozmowa w ko7e/ce

EWANGELIA

ŻYCIE I MYŚL CHRZEŚCIJAŃSKA JEDNOŚĆ

POW TÓRNE PRZYJŚCIE CHRYSTUSA Rok za łożen ia 1929

Nr 1., sty c ze ń 1982 r.

Jan Marek — ROZMOWA W KO­

LEJCE (s. 2)

Karol Kaleta (t) — DWA PODO­

BIEŃSTWA (s. 3—7)

E. Cz. — KTO JEST MOIM BLIŹ­

NIM? (s. 5)

Kazimierz Muranty — NA ZMIA­

NĘ ROKU (s. 8 i 16)

Basilea Schlink — CZY NASZA MIŁOŚĆ DO JEZUSA JEST,

„PIERWSZĄ MIŁOŚCIĄ”? (s. 9-14) M ichał Hydzik — „BOM JA, PAN, TWÖJ LEKARZ” (II) - s. 15-16 George Siem ens — PODPORA W TRUDNOŚCIACH... (s. 17-18) Mieczysław Czajko — SŁOWO... (s. 19) PSALMY w przekładzie Czesława Miłosza (s. 30)

M ie sięczn ik „ C h rz e ś c ija n in ” w y s y ła n y je s t b e z p ła tn ie ; w y d a w a n ie je d n a k cza- so p ism a u m o żliw ia w y łą c z n ie o fia rn o ś ć C z y te ln ik ó w . W szelk ie o f ia ry n a c z a so ­ pism o w k r a j u , p ro s im y k ie ro w a ć n a k o n to Z je d n o c z o n e g o K o śc io ła E w a n g e ­ licznego: N B P W a rsz a w a , XV O d d ział M iejsk i, N r 1153-10285-136, z a z n a c z a ją c cel w p ła ty n a o d w ro c ie b la n k ie tu . O fia ry w p ła c a n e za g ra n ic ą n a le ż y k ie ro w a ć n a o p ro c e n to w a n e k o n to Z je d n o c z o n e g o K o śc io ła E w a n g e lic z n e g o N r 1517/037874/

/9997G6 w B a n k u P o lsk a K a s a O p ie k i SA, I O d d ział w W a rsz a w ie , ul. C z ack ieg o 21.

Wydawca: Prezydium Rady Zjed­

noczonego Kościoła Ewangelicznego w PRL. Redaguje K olegium :

Edward Czajko,

M ieczysław Czajko (redaktor na­

czelny),

Kazimierz Krystoń,

M ieczysław K w iecień, (sekretarz redakcji),

Edward Lorek, Marian Suski,

Ryszard Tomaszewski.

Adres Redakcji i A dm inistracji:

00-441 W arszawa 1, ul. Zagórna 10.

Telefon Redakcji: 29-52-61 (wewn.

10). Telefon A dm inistracji: 29-52-61 Adres redaktora naczelnego: 70-745 Szczecin 13, skrytka pocztowa 32, telefon: 61-30-39.

Materiałów nadesłanych nie zwraca się. Indeks: 35462.

RSW „Brasa-Kisiążlka-Rueh”, W a r­

szawa, S m olna 10/12. N akł. 5500 egz.

Obj. 3 a rk , Zam . 966. Z-29.

P ew nego dnia, stojąc w d ługiej kolejce za P ism em Ś w ię ty m , spotkały się dw ie obce sobie panie, znające się z w idzenia. S zy b k o prze szły na

„ ty”.

D R U G A : O, ja k ie nieoczekiw ane spotkanie! Z n a m y się, praw da? Czasy teraz ta k ie tru d n e, ale ja k w idzę, je ste ś św ieża i ta k m ło d o w yglądasz!

Jaka zadbana jesteś, choć p rzecież m asz ju ż sw oje lata...

P IE R W S Z A : D uch Jezusa m n ie przepełnia. O n je st Życiem . J a k widać, je ste ś nadal spostrzegaw cza, i w ięc ej n iż spostrzegaw cza. M asz słuszność.

Choć je ste m n a w e t starsza od ciebie w yglądam tak, ja k m ów isz, ponie­

w a ż Bóg odnaw ia m oją m łodość, gdyż ćw iczę się w oczekiw a n iu na Niego.

D R U G A : Z n a m cię, znam . To tw o ja stara m elodia. Pod ty m w zględem się nie zm ieniasz. Z rozum , że dziś nie czas za jm o w a ć się Bogiem. Teraz n a j­

w y ższa ju ż pora na zajęcie się spraw am i...

P IE R W S Z A : (przeryw ając je j i w padając w słow o) On m n ie zrodził.

Czy w ięc uw ażasz, że m o g ła b ym zapom nieć kochającego Ojca? N ajgorsi w śród ludzi m iew a ją uczucia rodzinne; m a ją je ta k że zw ierzęta ! M yślę, że tobie też by było p rzykro , g d yb y tw o je dzieci o sam otniły cię.

D R U G A : Co to, to nie! O, nie! To m i nie grozi. Je ste m pra w d ziw ą panią i m a m sw ó j styl. Z n a m doskonale w s zy stk ie sp ra w y m ego dom u.

Ja nie utraciłam w ię zi z ludem...

P IE R W S Z A : W to nie w ątpię. W ie m ta k że o ty m , że zaw sze posługujesz się — ja k orężem — strachem lub groźbą na przem ian. T akże i o ty m w iem , że św ietn ie w spomaga' cię tw o ja przew rotność. Nic to ty m n a d zw y ­ czajnego, p o niew aż ra zem z K ła m s tw e m i B u n te m tw o rzysz pierw szą tró jk ę w do m u sw ego ojca.

D RU G A : O, w id zicie ją, ja k a Pani Z asadnicza! O bnosisz się ta k w szędzie z tą spraw iedliw ością, i ta k nią św iecisz ludziom w oczy! A le ty jesteś n ie lu d zka ! T y nigdy nie kochałaś św iata i nie rozum iałaś głębokich potrzeb serc ludzkich...

P IE R W S Z A : G dy p a trzę ta k i słucham cię, stw ierd za m po prostu — choć ogarnia m n ie żal i choć to bardzo bolesne ■ — że od w iek ó w n ie ­ zm ie n n ie rozsieioasz to sam o kłam stw o. M asz jedno pragnienie: p o m ie­

szać i ro zm yd lić w s zy stko ! Z atrzeć jasną granicę m ię d z y praw dą i fa ł­

szem ! T w o je dzieło to u p o z o r o w y w a n i e ż y c i a ! Dlatego nie m a w tobie ani dla ciebie ża d n ej nadziei.

D R U G A : (m itygująco, w d uchu w za jem n eg o zrozum ienia) A leż, proszę cię, d a jm y ju ż spokój ń /m nieporozum ieniom . P rzecież obie chcem y dobrze.

W epoce dialogu w ielośw iatopoglądow ego ta k ju ż nie m ożna. Je ste śm y przecież ku ltu ra ln y m i, w y k szta łc o n y m i osobami. N asze dzieci z a jm u ją róż­

ne w y so kie stanow iska. Proszę cię, pogódźm y się i p o d a jm y sobie brat­

nie (to zn a c zy siostrzane) dłonie. A zresztą, p rzecież w szysc y u padam y i po p ełn ia m y błędy. J a k długo ży je się — g rzeszy się. G rzech jest rzeczą lu d zką !

P IE R W S Z A : W iem , że ty i w szysc y tw o i poddani są św ietn ie p rzeszko ­ leni w zw o d ze n iu su m ie ń i w p rzein a cza n iu rzeczyw istości. B ezpraw ie stało się tw o im praw em . N iesp ra w ied łiw o ść i ciem nota — szc zytem w sze lk ic h osiągnięć. Chaos — sty le m życih... D uch m ojego Pana i N au- czycela, Jezusa, na w s zy stk ie stro n y rozgłasza:

„Żadne kła m stw o nie w y w o d zi się z p ra w d y ” (1 J. 2, 21).

O n je st nie ty lk o Ż yciem . Je st ta k że Prawdą. D latego nie chodzisz d ro­

gą Jezusa, że Jego Ż ycie i P raw da są zabójcze dla ciebie. I dlatego nie m ożesz kochać Jego Słow a. A le ... P ow iedz szczerze, dlaczego tk w is z w kolejce za Bibliam i?... Skoro nie uzn a je sz Słow a Bożego?

D R U G A : O, Jezus to tak... O n m ó w ił: „nie sądźcie...”; „Bądźcie m iłosier­

ni...”. T a k on to m ów ił... A ja? P ytasz dlaczego ja? C zy ty w ogóle co­

ko lw ie k rozum iesz? Czy nie p o jm u je sz, że za sp o ko jen ie życio w yc h potrzeb lu d zi je st m o im n a jw y ższ y m celem!.., No, ponadto B iblia je s t d zisiaj ta k ­ że cen n ym a rty k u łe m w handlu. M oja droga ... Ż ycie je st ży cie m ! Trzeba żyć!...

P IE R W S Z A : C zy ci nie w s ty d m ó w ić o za sp o k a ja n iu p otrzeb lu d zkich ? P rze­

cież w iadom o, że tw o im je d y n y m prag n ien iem je st sfo rm o w a n ie gigan­

tycznego pochodu pogrzebow ego — w raz ze skła d a n ie m w ień có w i pa­

len iem zn ic z y nagrobnych, w edług p o rzą d k u liturgicznego św iata lub ...

M ój Pan, któ ry je st Ż yciem , o b ja w ił pra w d ę o tobie.. P okonał ciebie i w y ­ sta w ił cię na p o śm ie w isk o m ieszka ń c ó w K ró lestw a Pokoju, Spraw iedli­

w ości i Radości. J u ż praw ie dw a tysiące lat w szyscy w ierni w P anu śm ieją się z ciebie, a k a żd y n o w y d zie ń ucznia Jezusowego, żyjącego w Jego zw ycięstw ie , pogrąża cię coraz bardziej w otchłań ciem ności, d.o k tó rej należysz. M am prośbę do ciebie i radę: przejdź na stronę Boga i za a k ce p tu j Jego w a ru n ki, albo w y jd ź z tej kolejki, i B iblię zo sta w ż y w y m !

P IE R W S Z A — to W iara.

D R U G A — to Śm ierć.

A llelu ja . Jezus je st Św iatłością Życia!

Jan Marek

(3)

Podobne jest Królestwo Niebieskie...”

Mat. 13,31—32.

W Słowie Bożym — Biblii mamy wypo­

wiedzi P ana Jezusa o Królestwie Niebios. Nie­

które z nich sam Pan objaśnił (wytłumaczył).

Mamy wszakże wśród nich niektóre inne, do których nie ma wyjaśnienia w Biblii i stąd pochodzi to, że każdy je sobie w ykłada po swo­

jemu, i w rezultacie zamiast błogosławieństwa pojawia się duchowa szkoda.

A to wszystko mówił Jezus do ludu, aby się wypełniło proroctwo: „Otworzę w podo­

bieństwach usta moje, wypowiem rzeczy skry­

te od założenia świata” (Ps. 78,2).

Apostoł Paweł (w I Kor. 4,1—2) mówi o sługach Chrystusowych, jako o szafarzach ta­

jemnic Bożych. Pan Jezus również mówi o wiernych i roztropnych szafarzach, których ustanowił (por. Łuk. 12,42) nad czeladzią swo­

ją, aby dawali pożywienie we właściwym cza­

sie. W myśl powyższych słów idzie o to, by zrozumieć sens i zam iar Bożego działania z ludźmi, i we właściwym czasie wywieść na światło, n a pożytek i błogosławieństwo zamia­

ry Boga, jakie m a z ludźmi.

W 2 liście do Tymoteusza czytamy: „Całe pismo przez Boga jest natchnione i pożytecz­

ne do nauki, do w ykrywania błędów, d,o po­

prawy, i do wychowania w sprawiedliwości, aby człowiek Boży był doskonały, do wszel­

kiego dobrego dzieła przysposobiony (2 Tym.

3,16—17). Rozchodzi się tutaj nie o filozoficzne czy naw et teologiczne w ykłady Pisma Święte­

go, lecz o objawienie przez Ducha Świętego tajemnic Bożych zaw artych w podobieństwach i w ogóle w Słowie Bożym. Brak w iary w Du­

cha Świętego w służbie Ewangelii powoduje wiele szkody w służbie duszom ludzkim, gdyż Duch Święty jest jedynym Nauczycielem Koś­

cioła Bożego na ziemi. (Jan 16,12— 15).

A teraz choćby krótko o jednym z tych podobieństw. „Podobne jest królestwo niebie­

skie do ziarna gorczycznego [...] jest ono co praw da najm niejsze ze wszystkich nasion, ale kiedy urośnie, jest największe ze wszystkich

jarzyn i staje się drzewem...” (Mat. 13,31—32).

Jarzyna i drzewo — co to ma wspólnego? Jak ­ że wobec tego zrozumieć słowo Pana Jezusa za­

pisane u Mateusza 7,16? Tak więc jak nie zbiera się winogrona z cierni, ani z ostu fig, tak też niemożliwym jest aby z ziarnka gor­

czycznego wyrosło drzewo, z którego nigdy nie będzie nasion gorczycy! Bowiem byłyby wówczas naruszone słowa Pisma, o czym czy­

tam y w 1 Mojżeszowej 1,11— 12. „Potem rzekł Bóg: Niech, zrodzi trawę, ziele (jarzyny), wy­

dające nasienie według rodzaju swego [...] i stało się. I zrodziła ziemia traw ę, ziele [jarzy­

ny] według rodzaju swego [...] I widział Bóg, że to było dobre”. Jeśli jarzyna, krzew „we­

dług rodzaju swego”, to .skąd tu nagle drze­

wo?

Ze słów podobieństwa Pana Jezusa wi­

dzimy, że dzięki ludzkiemu pojmowaniu, a ra­

czej jego spekulacji, nastąpiło wypaczenie my­

śli Bożej, jeśli z ziarna gorczycznego powstało drzewo, to nie jest według Bożego prawa, gdyż nasienie gorczycy według rodzaju swego wy­

da i wyrośnie tylko jako jarzyna.

W tym podobieństwie Pana Jezusa jest zaw arta w ielka przestroga. Zwłaszcza, że od potopu opanowała ludzi mania wielkości: „Zbu­

dujem y sobie miasto w pośrodku z wieżą aż do nieba [...] a uczynimy sobie imię (1 Mojż.

11,4). Nie wolno nam mierzyć dzieła Bożego m iarą ludzką, lecz tak jak nam jest podane w Piśmie Św iętym : „Nie bój się maluczkie stad­

ko...”. Królestwo Niebios nie znajduje na tym świecie swego prawa. Jest nie poznawane, nie uznawane, pogardzane, gdyż do niego należą słabi, pokorni (por. Mat. 18,3—4). Pan Jezus gdy mówi o Królestwie Niebios to w tym sen­

sie, jakie ono jest obecnie w tym naszym świe­

cie, to nie jest mowa o Królestwie Niebios, o które prosimy: „Przyjdź Królestwo Twoje” !, którego rozmiarów i potęgi i chwały nikt z lu­

dzi nie pojmie. Lecz taki jest człowiek, ta­

kimi jesteśmy wszyscy, ulegamy złudzeniu.

„Uczyńmy sobie imię” — powiedzieli ludzie po potopie. „Będziecie jak bogowie” — oto po­

kusa onego złośnika, zbuntowanego anioła świa­

tłości, który podszepnął to już pierwszej parze ludzi w raju. Na tym też polegał upadek anio­

ła światłości, później Lucyfera (Izj, 13,12— 15).

Słowa w ärte zastanowienia, przestudiowania na kolanach w modlitwie, abyśmy wyuczeni byli od Boga.

Pomyślmy tylko o historycznym rozwoju chrześcijaństwa. Już w czwartym stuleciu po Chrystusie, za cesarza Konstantyna, „chrze­

ścijaństwo” podniosło się i przemieniło obli­

cze swoje, stało się „religią panującą”, na któ­

rą nawracano pogan ogniem i mieczem. Zaczę­

to więc współzawodniczyć ze Słowem: „Uczyń­

my sobie imię...”

Cóż mówić o Rzymie? Gdzież tu skrom­

ność, pokora, prostota w iary dziecinnej. Praw ­ dziwy obraz, spaczenie myśli Bożej; z ziarnka gorczycznego wyrosło drzewo, w którego ga­

łęziach gnieżdżą się ptaki niebieskie. Nie są

to ptaki, o jakich czytamy w słowie Bożym:

(4)

gołębica Noego, czy gołębica zw iastująca Sy­

na Bożego po chrzcie Pana Jezusa dokona­

nym w Jordanie przez Jana, ani takie ptaszki jak jaskółki, czy wróble o których mówi Psal­

mista (por. Psalm 84,4), i o których mówi Pan Jezus, że są to ptaki czyste, które mogą być składane n a ofiarę. Mowa tu o ptakach, które gnieżdżą się w konarach drzew, są to różnego rodzaju ptaki, które widział także Nabucho- donozor. Są to i ptaki, które pożerają nasiona Słowa Bożego, z serc ludzkich (por. Łuk. 8,5—

— 12; Obj. 18,2; 19,17—21). Stąd możemy wnio­

skować, jak bardzo zostało spaczone to podo­

bieństwo o Królestwie Niebios, kiedy chce się np. w tych 950 milionach „chrześcijan” na ca­

łym świecie widzieć ten rozmach wzrostu — z ziarnka gorczycznego w drzewo. I tutaj tak­

że daje się zastosować to słow o: „Uczyńmy so­

bie imię...” . Nie w tym , co człowiek myśli, zawarta jest myśl Boża. Zawsze w tych potęż­

nych cyfrach określających chrześcijaństwo, jako potęgę światową, jest zniekształcenie i przesada.

Apostoł Paweł pisze (Rzym. 9,7): „Albo­

wiem nie wszyscy, którzy pochodzą z Izraela są Izraelitami: i nie wszyscy są dziećmi, dla­

tego że są potomstwem A braham ow ym [...]

To znaczy, że nie dzieci cielesne (nieodrodzo- ne z Ducha Bożego) są dziećmi Bożymi” (por.

Rzym. 9,6—8). A kiedy wspominamy Słowa Pana Jezusa wypowiedziane do Nikodema, do­

stojnika żydowskiego: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam, jeśli się kto nie narodzi z wody i z Ducha nie może wejść do Króle­

stwa Bożego. Co się narodziło z ciała, ciałem jest...” (Jan 3,5—6).

Ciało i krew nie mogą odziedziczyć Kró­

lestwa Bożego (por. 1 Kor. 15,50). „Nie każdy, który mi mówi Panie, Panie, wejdzie do Kró­

lestwa Niebios, tylko ten, kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebiesiech” (por. Mat.

7,21—23). „Taka jest bowiem wola Boża, u- święcenie wasze... Albowiem nie powołał nas Bóg ku nieczystości, ale ku uświęceniu...” (.1 Tes. 4, 3.7.8). „Kto odrzuca (nie uznaje) od­

rzuca nie człowieka ale Boga. To „drzewo” gor- czyczne to nie znamię Królestwa Niebios lecz Królestwo Babilonu ■ — Nabuchodónozora (por.

Daniel 4,10— 12, 20—22). Ta wielkość jarzyny gorczycy jako drzewa m a też drugie znacze­

nie w sensie duchowym, a to jest Rzym, i wszystko to, co jest z nim spojone. „Wieczne miasto” które czeka w niedalekiej przyszłości sąd, jakiego świat nie widział (Obj. 17,19).

Tak wygląda tajem nica Królestw a Niebios jako drzewa. Kto chce niech przyjdzie i sko­

rzysta z ostatniego okresu łaski Bożej ku zba­

wieniu.

„Tedy podobne będzie...”

(Mat. 25,1—6) Tego roku * przypada 70 rocznica przebu­

dzenia duchowego, jakim Pan Bóg Wszechmo­

gący nawiedził nasz XX wiek. Przebudzenie

to ogarnęło bodajże wszystkie narody, zwłasz­

cza tzw. „św iat chrześcijański”. Bóg przebu­

dził nie tylko tych, którzy już poznali miłość i łaskę Bożą objawioną w zesłaniu jednorodzo- nego Syna Swego, lecz i tych, którzy byli

„chrześcijanami z imienia —■ a więc „mądre i głupie panny” (Mat. 25,5). Przebudzenie i ożywienie duchowe miało na celu ewangeliza­

cję reszty św iata ku celowi powołania Bożego.

Bóg używa cierpliwości, nie chce aby ktoś zginąć miał, ale żeby wszyscy upam iętali się, pokutowali.

Od tego czasu (1904— 1905 )rozwinęła się intensyw na praca m isyjna i wśród narodów nie znających Ewangelii o zbawiającej łasce Bożej. Lecz co było i jest najważniejsze w tym okresie 70-ciu lat —■ to przygotowanie przez Jezusa Chrystusa Kościoła, Zboru, Ob­

lubienicy Jego — na dzień Powtórnego Przyj­

ścia na tę ziemię (por. Efez. 5,25—27.32). Ten cud Boży jest dla świata tajemnicą, owszem głupstwem, lecz dla wybranych Bożych jest to najcudowniejsza rzeczywistość. W tym świe­

tle i duchu patrząc na żywy Kościół na tej ziemi, zrozumieć możemy tę straszną złość sza­

tana; który rozpętał na całym bodajże świecie bój przeciwko wierze w Jedynego Wszechmoc­

nego Boga i Zbawcę, Jezusa Chrystusa, i z ca­

łą mocą i wszystkimi środkami i sposobami szerzy niewiarę w Boga. Twierdzi on: „Nie ma żadnego Boga, żadnego życia wiecznego, żad­

nego zbawienia” — oto jego wyznanie. Już się więc częściowo wypełniają słowa Apostoła Pa­

wła zaw arte w 2 Tes. 2,3—4. Dla żywych chrześcijan, narodzonych n a nowo z Ducha Świętego, nastał czas egzam inu: wierności i gorliwości względem Boga, Jezusa Chrystusa i Jego dzieła na ziemi. Od 70 lat odzywa się na nowo potężny okrzyk: „Oto Oblubieniec nadchodzi, wynijdźcie naprzeciwko niemu...”

(Mat. 25,6). Nie tylko „Obudź się, który śpisz”, lecz „wynijdź naprzeciwko Oblubieńcowi tw e­

mu, jeżeli ■ w ogóle jesteś Jego panną, Jem u zaręczoną” (por. 2 Kor. 11,2).

W tych to czasach ma się objawić praw­

dziwa miłość Boża / względem naszego Pana i Zbawiciela, każdego, który wydał życie swoje Jezusowi, jako swojemu Boskiemu Oblubień­

cowi. Tutaj nie rozchodzi się naw et o to, czy wierzysz w Boga, w P ana Jezusa, lecz o to, czy jesteś Jego a On twoim, i nie tylko Bo­

giem i Panem, i Zbawcą, lecz jest „wszystkim we wszystkim”. To jest życie, które istnieje tylko w Nim, przez Niego i dla Niego. Tylko w ten biblijny sposób rozpatrując sprawę na­

szego stosunku do Boga można mówić o tej świętej sprawie stosunku duszy ludzkiej — wykupionej świętą ofiarą Syna Bożego na krzyżu Golgoty — do Jezusa Chrystusa ja k o Oblubieńca. Stąd Apostoł Paweł na koń­

cu listu (2 Kor. 11,3) wyraża obawę i z w iel­

ką powagą kładzie nacisk na ten stosunek Koś­

cioła—Zboru, czyli wierzących, wobec Zbawi­

ciela Jezusa. On ze swej strony pała wielką,

* te k s t p o ch o d zi p ra w d o p o d o b n ie z r o k u 1974 (p rz y . r e d ./.

4

(5)

gorliwą miłością do Kościoła jako Swego cia­

ła, którego On sam, Syn Boży jest Głową (por.

Efez. 1,22—23; 5,23; Kol. 1,18; 2,10.19). Dla­

tego Apostoł Paweł pisze z serdecznym niepo­

kojem: „Lecz boję się, aby jako wąż oszukał i zwiódł Ewę chytrością swoją, tak też aby umysły wasze nie odpadły od owej prostoty od- daności Chrystusowi”. To jest ten bardzo czu­

ły punkt w życiu wierzących, na który trzeba bacznie zważać, aby w tym ścisłym stosunku serca człowieka nie nastąpiło oziębienie, lecz by panowała owa pełna czułości miłość po­

między Synem Bożym Jezusem Chrystusem, a drogo odkupioną duszą ludzką, a biorąc w całości — Jego Kościołem-Zborem.

Kościół 'Chrystusowy — to nie instytucja, organizacja, lecz żywy organizm, którego Gło­

wą jest sam Pan Jezus. Pewien fragm ent tej rzeczywistości jest uwidoczniony w apokalip­

tycznym obrazie opisanym w 12 rozdziale Obj.

św. Jana. Przy czytaniu lub rozmyślaniu nad takimi fragm entam i Pisma Świętego jaki tu ­ taj jest wspomniany, trzeba być wielce trzeź­

wym i pokornym, prosząc o oświecenie Duchem Świętym, aby nie popaść w spekulacje duszy, i przez to, by zamiast pożytku i błogosławień­

stwa nie ponieść szkody. Prostota owa polega na tym, iż bierzemy Słowo Boże tak, jak ono jest nam podane, i jak nam jest potrzebne, jest nam objawione i mamy je prawidłowo zrozumieć — to znaczy w duchu.

Wchodzi tu w grę bój z mocami ducha ciemności, a więc musimy stać n a straży, aby nas przeciwnik nie podszedł i nie zwiódł od prostoty w Chrystusie. Z tego wszystkiego wi­

dzimy, że Pan Bóg dzieło Swoje chwalebnie dokończy.

Adam w Raju był człowiekiem zupełnym według ciała, lecz żyjący duszą, a tutaj roz­

chodzi się o dojrzałość człowieka, by mógł żyć duchowym życiem. Jak napisane: „Stał się pierwszy człowiek duszą żyjącą, drugi zaś Adam — Człowiek Jezus Chrystus duchem ożywiającym” (por. 1 Mojż. 2,1; 1 Kor. 15,45).

Człowiek „duszą żyjący” — to człowiek by­

stry, wnikliwy, żyjący wyobraźnią, mający fantazję; wszystko to są właściwości duszy.

Człowiek duchowy natomiast — to jest czło­

wiek zrodzony z Ducha Bożego, który panuje nad właściwościami duszy, na ile staje się pod każdym względem posłuszny Duchowi Bożemu, a w tedy wszystkie czyny jego i życie jest świa­

dectwem żyjącego Boga, i staje się błogosła­

wieństwem dla całego otoczenia — dla wszy­

stkich.

W Piśmie Świętym mamy wiele podo­

bieństw o Królestwie Bożym. Wszystkie one wypowiedziane zostały tak, że odnoszą się do każdego wieku i czasu. Podobieństwo o Dzie­

sięciu Pannach, o oblubieńcu i weselu zostało wypowiedziane przez Pana w czasie przysz­

łym; odnosi się ono do czasów ostatecznych.

Nie ma żadnej wątpliwości, że mowa tam c naszych czasach, raczej o naszym obecnym cza­

sie. „Wtedy podobne będzie Królestwo Nie­

bios...” (Mat. 25,1).

Problem polega na tym, z jakiego punktu patrzymy, każdy z nas, na obecne czasy. Gdy weźmiemy pod uwagę wszystkie przepowied­

nie Pana Jezusa, Jego Apostołów i sług, któ­

rzy byli prowadzeni przez Ducha Świętego, to nie ma dwóch zdań co do tego, że znajduje­

my się w tym okresie. Nie miejsce na to, aby wypisywać i wyliczać wszystkie znamiona cza­

su obecnego. Jedno znamię, bodajże najw y­

raźniej świadczące o czasach ostatecznych -—

to powrót narodu żydowskiego do Palestyny i obecny problem ich Ojczyzny. Poza tym usta­

wiczne żywiołowe katastrofy, zamieszanie wśród narodów, niepokój przed przyszłą woj­

ną. Narady, narady, narady, jak utrzymać po­

kój i zapewnić bezpieczeństwo Europy, a z drugiej strony miliardy wydawane na zbroje­

nie, coraz nowocześniejsze bronie masowej za­

głady. Krzyczy się o pokój, ale jednocześnie coraz dalej odwraca się ludzkość od Boga, któ­

ry jedynie może dać pokój; najpierw każdemu człowiekowi do serca, a wraz z nim także pokój między ludźmi. „Nie ma pokoju niepoboż- nym ” — mówi Pan Bóg. To wszystko świad­

czy o bliskim końcu naszego eonu, zanim na­

stanie Królestwo Pokoju Bożego n a ziemi,. któ­

rego Panem i G warantem jest sam Jezus Chry­

stus. On to właśnie przez pojednanie ludzko­

ści z Bogiem przez swoją ofiarę złożoną na Golgocie, został ukoronowany przez Boga Oj­

ca na Króla Pokoju.

Pozostaje jeszcze problem Oblubienicy dla Króla Pokoju, do czego zmierza i to świade­

ctwo.

K t o j e s t m o i m b l i ź n i m ?

N a ta k ie p y ta n ie pew nego uczonego w zakonie P a n Jezu s odpow iedział przypow ieścią o m iło­

siern y m S am a ry tan in ie . B liźnim je st przede w szystkim człow iek zn ajd u ją cy się w potrzebie.

B liźniem u m am y służyć. J a k m am y służyć?

P rzypow ieść o m iłosiernym S am a ry ta n in ie daje n am odpow iedź i n a to pytanie. A lbow iem służ­

ba S a m a ry ta n in a została o k reślona przez po­

trze b ę człow ieka. C złow iek z przypow ieści zo­

sta ł b ru ta ln ie pobity, p oraniony i obrabow any przez zbójców i pozostaw iony n a pół m artw y.

Nie było k w estią, że jego n a jp iln ie jsz ą potrzebą b yła opieka lek arsk a. I dlatego też S am a ry tan in o patrzył jego ran y , zaw iózł go do n ajbliższej go­

spody, ta m nim się opiekow ał, a n a stę p n ie za­

płacił za dalszą opiekę ja k ie j pobity m iał po­

trzebow ać. S a m a ry ta n in nie głosił p o bitem u k a ­ zań i n ie n a p c h a ł bro szu r do jego kieszeni. Po p ro stu oliw ą i w in em opatrzył jego rany. My rów nież w naszej służbie m am y pam iętać o ca­

łym człow ieku. S łużba ew an g elizacy jn a i służba społeczna człow iekow i n ie m ogą być tra k to w a n e ja k o dw ie altern aty w y . Obie służby m uszą być w yrazem m iłości bliźniego. Bo kto je st bliźnim m oim ? Nie je st on ani bezcielesną duszą ani pozbaw ionym duszy ciąłem an i też jed n o stk ą w y rw a n ą ze środow iska społecznego. Bóg stw o ­ rzył człow ieka ja k o isto tę duchow ą, fizyczną i społeczną. D obrze czynim y, gdy w naszej służ- bież bliźniem u p am ię ta m y o całym człow ieku — jego duszy, ciele i środow isku.

E. Cz.

(6)

Czytamy z księgi Objawienia, danego Apo­

stołowi Janow i przez samego Pana Kościoła, Jezusa Chrystusa: „A od tronu [w niebie] roz­

legł się głoś mówiący: «Chwalcie Boga nasze­

go, wszyscy słudzy Jego, którzy się Go boicie mali i wielcy. I usłyszałem jakoby głos licz­

nego tłum u [ludu] i jakby szum licznych wód, i jakby huk potężnych gromów, które mówiły:

Alleluja! Oto Pan, Bóg nasz, Wszechmogący, objął panowanie. Weselmy się i radujm y się, i oddajmy Mu chwałę, gdyż przyszło wesele Baranka, a Oblubienica Jego przygotowała się.

I dano jej przyoblec lśniąco biały bisior. Bi­

sior oznacza sprawiedliwość świętych»” . Ich sprawiedliwe uczynki, nie tylko uspraw iedli­

wienie, którego dostępuje człowiek wierzący i przyjm ujący świętą ofiarę Syna Bożego na Golgocie. Bowiem usprawiedliwienie — to sza­

ta okrywająca nagość człowieka grzesznego.

Zaś z tego usprawiedliwienia ma się zrodzić w człowieku wierzącym sprawiedliwość, czy­

stość bez zmazy, jak ją określa Duch Święty w Pieśni Sal. (4,7). „Wszystkaś ty jest piękna przyjaciółko moja, a zmazy nie ma na tobie”.

Zaś w liście Apostoła Paw ła do Efezjan czy­

tam y: „Jako i Chrystus umiłował Kościół [Oblubienicę] i w ydał samego siebie zań, aby go poświęcił, oczyściwszy omyciem wody przez Słowo, aby sam sobie przysposobić Kościół pełen chwały, bez zmazy i skazy, lub czegoś w tym roddzaju, ale żeby był święty i niepo­

kalany” (Ef. 5,25—27.32). Tajemnica ta wiel­

ka, gdyż jest to wzorem stosunku pomiędzy Chrystusem i Kościołem—Oblubienicą. Na tym właśnie polega rozdział pomiędzy „chrześcijań­

stwem” a Mądrą Panną. (Ew. Jana 14,23: „... u niego zamieszkamy”). Syn i Ojciec w Duchu Świętym. „Myśmy bowiem Świątynią Boga Ży­

wego, jak powiedział Bóg: Zamieszkam w nich i będę się przechadzał w pośrodku nich i będę Bogiem ich a oni będą ludem moim”. (II Kor.

6,16—18).

Dlatego jest nam dany Duch Święty, żeby nam otworzył zmysł i objawił nam kosztow­

ność powołania w Chrystusie Jezusie. I tylko Duch św ięty może uczynić w nas ten cud przemiany, jeśli się Jem u oddajemy i powie­

rzam y bez zatrzeżenia. Na tym polega cha­

rak ter Oblubienicy, nie tylko na tym, jak się to; zwykle tłumaczy — płonąca lampa pełna oleju — lecz n a tym : czy On sam, Duch Świę­

ty, ma w życiu naszym prawo, aby to wyko­

nywać, jak powiada Apostoł Paweł (w II Kor.

3,18): „Lecz my wszyscy, którzy odkrytym obliczem na chwałę Pańską jako w zwiercia­

dle patrzym y w to wyobrażenie przemienieni (przemieniani) bywamy z chwały w chwałę przez Pana, który jest Ducheiń”.

Pragnieniem Pana, naszego Jezusa Chry­

stusa, Oblubieńca naszego jest to, żeby taki właśnie obraz odzwierciedlić w nas, abyśmy by­

li podobni do Niego. Do tej sprawy odnoszą się dalsze słowa Anioła: „Napisz, Błogosławie­

ni, którzy są zaproszeni na weselną ucztę Ba­

ranka. I rzecze do mnie. To są prawdziwe Boże słowa” (Obj. 19,5—9) Z powyższych zdań do­

wiadujemy się o tajem nicy Bożej zakrytej ca­

łe stulecia, a może tysiąclecia, a objawionej nam w czasie ostatecznym (Ef. 3,4—5). Coś nie­

pojętego, niebywałego m a się odegrać przed aniołami i mocarzami niebieskimi (por. Ef.

3,8—10).

Tajemnica Boża od wieków zakryta po­

cząwszy od stworzenia człowieka, jego upadek, straszne następstw a tego upadku, gdy się wy­

dawać mogło, że jakby wszystko stracone na wieki. Lecz oto w ystępuje na widownię Plan Boży — niepojęty, niezgłębiony. Wszechmocny Bóg Stwórca wszechświata posyła Syna swego jednorodzonego na ten świat stracony. Chrystus narodzony przychodził na świat i przez ten fakt cudu miłości Bożej otw iera się Nowy Świat, w ystępuje jeden cud za drugim. Bóg objawia się w ciele — w Jezusie Chrystusie! Sam kła­

Brama i stary mur w Jerozo lim ie

6

(7)

dzie się na ofiarę za swoje stworzenie — za człowieka. Ofiarą i śmiercią płaci winę ludz­

kości, wyrównuje otchłań dzielącą człowieka od Boga i w Duchu Swoim łączy się z nim.

Cud ten był tajem nicą zakrytą przez tysiąc­

lecia. Wreszcie wypełnił się czas, aby Boży Plan został objawiony — przez sługę Bożego Pawła, który tak się o tym w yraża: „Mnie najmniejszemu ze wszystkich świętych, zosta­

ła okazana ta łaska, abym zwiastował poganom niezgłębione bogactwo Chrystusowe. I abym na światło wywiódł tajem ny plan uk ryty od wieków w Bogu, który wszystko stworzył, aby teraz nadziemskie władze i zwierzchności w świecie niebieskim poznały przez Kościół róż­

norodną mądrość Bożą. Według odwiecznego postanowienia, które wykonał w Chrystusie Jezusie Panu naszym” (Ef. 3,8— 11).

Otóż przygotowuje się wesele Syna Boże­

go z Jego Wybraną, bo z Jego boku (serca) przebitego włócznią rzymskiego żołnierza, wy­

jętą, tak jak pierwsza niewiasta Ewa —■ w Ra­

ju. Stąd ten głos z tronu Bożego, głos niezli­

czonego tłurńu wykupionych dusz i aniołów, który brzmi poprzez niebiosa jak huk wałów morskich, jak potężny huk grzm otów : „Alle­

luja! Pan Bóg objął panowanie i władzę. Nie­

biosa są Pańskie, a ziemię dał synom ludzkim”.

Odkąd zaś i nad tą ziemią wykupioną rozsze­

rza swoją władzę, którą przekazał Synowi Swemu. Lecz zanim to nastąpi, musi odbyć się wesele. Oblubienica wychodzi Mu naprzeciw­

ko, Mądre Panny weszły na salę weselną — a drzwi zamknięto (por. Mat. 25,10).

Teraz nastąpi to, o czym mówi apostoł Pa­

weł (w I Kor. 2,9): „Czego oko nie widziało i ucho nie słyszało i na serce ludzkie nie w stą­

piło, to przygotował Bóg tym, którzy Go mi­

łują”. W innym przypadku ten sam apostoł tak się wyraża o takich chwilach życia: „Zna­

łem człowieka, który był uniesiony w zachwy­

ceniu aż do trzeciego nieba [...] został uniesio­

ny w zachwyceniu ducha do raju i słyszał sło­

w a niewypowiedziane, których człowiekowi nie godzi się powtarzać”. Trudno szukać wy­

razów w ludzkiej mowie, w odniesieniu do tej

„chwały, która się ma objawić w nas” (Rzym.

8,18—21). Zamiast dociekać i wysilać wyobraź­

nię duszy w odniesieniu do tej chwały i wspa­

niałości Bożej, jaka nam dana będzie w obja­

wieniu się Jezusa Chrystusa, zwróćmy się wszyscy, którzy do P ana należymy — do Nie­

go Samego. Poddajm y n a nowo Jem u całe ser­

ce i życie, i żyjmy w Jego Duchu.

„Ludu Pański, czuwaj, bądź gotowy, Niechaj światło płonie twe.

W net dla ciebie dzień zaświta nowy, Więc przygotuj lampy swe!

Ref.: Bądź gotowy, Pan twój woła, Czuwaj, bo się chyli dzień!

Aż cię Zbawca stąd powoła,

W K raj, gdzie zniknął smutku cień.

Czuwaj więc, w ybrany ludu Pański, Zbliża się weselny dzień.

Wnet powita cię już zbór niebiański, Wśród radosnych śpiewu brzmień!

Ref.: Bądź gotowy, Pan twój woła..,!

(„Śpiew nik P ielg rzy m a”, n r 522, 1. 4) Karol Kaleta (t)

OD REDAKCJI: Zamieszczając ten obszerny te k st na lamach m iesięcznika „Chrześcijanin”, w m omencie przygotowania numeru, nie w iedzieliśm y, że Brat Ka­

rol Kaleta zbliża się do końca sw ojej ziem skiej w ęd ­ rówki. D nia 7 lutego br„ otrzymaliśmy wiadomość, że Autor zmarł 27 stycznia 1982 roku w Gródku ną Zaolziu. (Red ).

V

Brama Syjońska w obrębie murów

Jerozolimy

(8)

NA ZMIANĘ ROKU

A le Ty pozostajesz ten sam I n ie skończą się lata twoje...

(Psalm 102,28)

Niepostrzeżenie przeszedł nam ten minio­

ny rok. Przeżyliśmy w nim radości i sm ut­

ki, lecz za wszystko Bogu w yrażam y wdzię­

czność. Faktem jest jednak to, że przechodzi nasz czas i z" każdym rokiem jesteśmy starsi.

I praw dą jest to, że zbliżamy się wielkimi krokami coraz to bliżej do śmierci i wiecz­

ności.

Lecz wielu ludzi nie dopuszcza myśli o śmierci, i wieczności i woli na ten tem at w ogóle nie mówić. Takie stawianie spraw y nie rozwiązuje jednak problemu, dlatego i temu niezmiernie ważnemu zagadnieniu należy po­

święcić czas, popatrzeć jaka jest praw da i z uporządkowanym życiem pewnie iść naprzód.

Kiedyś malarze przedstawili śmierć jako postać przychodzącą z kosą. Niektóre z tych postaci przedstawione jako postacie ludzkie miały z sobą naczynia szklane w połowie w y­

pełnione ziarnkami piasku. Naczynia te po­

dobne do szklanych zegarów używano do ozna­

czenia czasu. W takim szklanym naczyniu przez wąski kanał w środku przechodzi piasek z jednej strony na drugą. W obrazach malarzy miało to przedstawić przejście życia do wiecz­

ności, na drugą stronę. W ten sposób można by powiedzieć, że już wiele ziarenek naszego życia przeszło, i to bezpowrotnie. Zegar czasu idzie do przodu i życie podąża dalej niezależ­

nie od tego, czy podoba się to komuś, czy nie.

Lecz człowiek wierzący zawsze powinien pamiętać o tym, że ponad wszystkim co nas otacza i dzieje się w tym świecie jest wszech­

obecny Bóg. On jest ten sam i pomimo prze­

mijających godzin czasu Jego lata nie mają końca. On jest Bogiem żywym i chce abyśmy i m y żyli. Dlatego posłał swego jednorodzo- nego Syna na ten świat, ażeby każdy kto w Niego wierzy nie zginął, ale miał żywot wiecz­

ny. Taką jest droga zwiastowanej ewangelii.

Jeszcze jeden rok odszedł w Bożą wieczność, odeszło też i to, co nie napawało optymiz­

mem lecz pesymizmem i strachem. Skompli­

kowane, brutalne i często źle działające na nas w ydarzenia stały się przeszłością.

M odlitwą tw oją i moją powinno być to, aby miłosierny Pan przebaczył nam popełnio­

ne zło, abyśmy nie wspominali więcej i nie popełniali dawnych błędów i aby to co było złe napraw dę pozostało przeszłością. Prośmy Pana o przebaczenie i dziękujmy za darowa­

ne i przeżyte błogosławieństwa z Nim. Kiedy ponad śpiącym m iastem zegary w ybijają pół­

noc, panuje w tedy spokój i cisza. Jeśli o tej porze się obudzimy, zastanówmy się nad ta ­ jemnicą wieczności do której przecież podą­

żamy. Niech myśli nasze biegną naprzód.

Z nastaniem poranku ludzie żyją nową nadzieją. A jakim będziesz ty? Jaki będzie twój poranek? Czy będziesz użyteczny dla Bo­

ga i bliźnich? W iara i społeczność z Bogiem w ypełniają serce pokojem, dają cel i nowy sens życia. Swego czasu P io tr powiedział do Pana Jezusa: Panie, ty masz słowo żywota wiecznego. Do kogo mamy więc pójść? Piotr wypowiedział to, co przeżywali też inni bę­

dący z nim uczniowie. Idąc z Jezusem mieli okazję przysłuchiwać się tem u co mówił o ży­

ciu wiecznym w Bożej chwale. Oni chcieli być zawsze z Panem Jezusem.

I nam, drodzy czytelnicy potrzebne są Je­

go słowa, pełne otuchy i nadziei w otaczają­

cym nas świecie. Bardzo częto dla wielu lu ­ dzi uważających się za światłych i wykształ­

conych drogą poniżenia, która zawiodła Pana Jezusa na krzyż Golgoty i to, co On tam do­

konał, nie przedstawia dla nich większego zna­

czenia i jest im obojętne. Inni powiadają — jestem hum anistą, wolność jest dla mnie rze­

czą najważniejszą, nie robię nikomu krzywdy a raczej jestem skłonny każdemu pomóc, lecz ukrzyżowany Syn Boży to rzecz niezrozumia­

ła i niepotrzebna dla mnie. Tak rozum uje wie­

lu ludzi.

Pomogę sobie s a m ' i żaden zbawiciel nie jest mi potrzebny. Lecz w arto zastanowić się czy tak faktycznie jest, czy taka jest prawda. Jeśli naw et taka jest opinia otocze­

nia, to w świetle Bożych słów jest ona nie­

słuszna, jest po prostu kłamstwem niezgodnym z rzeczywistością Bożą. Pismo Święte mówi, że nie ma człowieka bez grzechu i nie ma człowieka, który mógłby sam przed Bogiem usprawiedliwić się na podstawie swego postę­

powania. Dlatego krzyż i ofiara Syna Bożego raz dokonana i doskonalona stała się absolutną koniecznością.

Nikt nie jest w stanie wybawić sam sie­

bie i dlatego należy powrócić do Boga, w y­

znać w pokutnej modlitwie swój grzeszny stan, uzyskać przebaczenie w in i wieczne ży­

cie W Bożej chwale Weszliśmy w Nowy Rok, taka była konieczność życiowa. Dla wielu lu ­ dzi m arzenia w minionym roku nie spełniły się. Mieli nadzieję na coś lepszego, lecz bez­

skutecznie. Należy jednak zawsze zdawać so­

bie sprawę, że rzeczy m aterialne nie są trw a­

łe i że nie mogą być podstawą życia. Zawo­

dzą również ludzie, naw et bliscy, powodując wiele smutku i gorzkich rozczarowań. Nie na- próżno więc mówi Bóg przez proroka Jere-

(Dokończenie na s. 16)

(9)

CZY NASZA MIŁOŚĆ DO JEZUSA JEST »PIERWSZĄ MIŁOŚCIĄ«?

U jrzeliśm y już coś z JE Z U SO W E J m iłości — lśn ien ie i piękno, dostojeństw o i m a jestat, głębię i delikatność, płom ień i p ełn ię mocy. A co z naszą m iłością do N iego? Czy grzeszna isto ta m oże n aw e t zareagow ać n a ta k ą m iłość? Je steśm y kuszeni ' aby m yślić, że je st to niem ożliw e — a je d n a k je st m o­

żliwe. Bóg bow iem stw orzył nas n a sWe w y o b raże­

nie. O n o b rał nas za sw ych przyjaciół. P rzez m o­

m e n t pom yśl ja k n az w ał A b ra h a m a i M ojżesza:

„m ój p rzy ja cie l” (Iz. 41,8; II M. 33,11). Bóg pow o­

ła ł nas do n a jb a rd z ie j p o u fałej społeczności m iłości z Nim. P om yśl jeszcze ja k z w rac ał się do sw ego w y ­ branego ludu, Iz ra e la : „...jak oblubieniec r a d u je się z oblubienicy, ta k tw ój Bóg będzie się rad o w ał z ciebie” (Iz. 62,5). Jezu s przyszedł n as odkupić byś- <.

my m ogli być pełni tego po w o łan ia i dośw iad­

czyć p raw d y Bożego S łow a: „Z aręczę cię z sobą na w iek i” (Oz. 2,21). D zieje się to tak , że D uch Boży może w lew ać sw ą m iłość do naszych serc. P łom ień Jego m iłości m oże rozniecać w naszych sercach odpo­

w iedź n a tą m iłość — m iłość, k tó ra sprow adza w szystko do zera po to, aby p rzyw rócić ogień Jego miłości.

P o ró w n ajm y „ekskluzyw ność” ubogiej ludzkiej m iłości. Oto dziew czyna, k tó re j całe życie ogniskuje się w okół jej um iłow anego. Je j oczy i uszy są tylko dla (niego. O na d aje m u całe serce. Ja k ż e w iększa m usi być p ra w d a naszej m iłości do Jezusa!

M aria M agdalena służy n am jako przykład. O na należy do tych, k tó re m ia ły w ielk ą m iłość do J e z u ­ sa. Z anim m iłość do Je zu sa w y p ełn iła je j życie, ona „,kochała” w ielu. Po sp o tk a n iu Je zu sa odw róci­

ła się od tych w szystkich „m iłości”. S w e serce dała tylk o Jezusow i,

J e j postępow anie p o k az u je w ja k i sposób m iłość do Je zu sa zupełnie n ią zaw ładnęła. O na usłyszała, że Jezus był w dom u Szym ona. P opędziła tam . Nie zatrzy m y w ała Się by zapytać faryzeuszów o zdanie.

Czyż nie dom yślała się ja k to m oże zostać przyjęte, że ona, k obieta, w ta rg n ie n a sp o tk a n ie m ężczyzn toczących teologiczną d ysputę? Czy n ie w id ziała ja k d ziw nie będzie w yglądało jej postępow anie? Ona, z n a n a grzesznica, z n a jd u je się w śród „P ro tek to ró w Religii i M oralności” ! Czy n ie m ia ła żadnej obaw y o sp o tw a rz en ie i lżenie? Nie, w m iłości nie zw ażała na to wszystko. N ie m yślała o niczym in n y m za w y jątk iem Jezusa. W szystko co mogło być dla niej w ażne, zanikało w Jego Obecności. T ak w ięc Jezus

mógł o niej pow iedzieć, że „bardzo m iło w a ła” Łk.

7

,

47

).

U M arii M agdaleny w idzim y ża r „pierw szej m i­

łości” — m iłości, k tó ra niczego nie w idzi poza J e ­ zusem , k tó ra je s t N im z a in te re so w an a p onad w szy­

stko i pośpiesza do niego przy każdej sposobności.

M a ria M agdalena chce sam ego Jezusa. O na chce być z N im (złączona, chce zaw sze być w Jego obecności.

Chce uporczyw ie p atrz eć w Jego tw arz, n a k tó rej spotyka Jego p rzeb acz ającą m iłość. Chce słyszeć sło­

w a z Jego ust, k tó re w y ra ż a ją Jego m iłość i p rze­

baczenie. Nie zw aża n a cenę. N ajcenniejszym dla niej p rzyw ilejem , to znać m iłość Je zu sa i być w Jego obecności. N ie zw rac a żadnej u w agi n a upokorze­

nie, ja k ie to niesie ze sobą. N ie troszczy się o to, że m oże zgubić ja k iś m ały resp ek t, ja k i m iała u in ­ nych ludzi, an i że zgubi ich m iłość, u któ ry ch ją p rze d tem trw o n iła . J e j serce ciągnie ją do Jedynego, którego z m iłości w ybrała.

T ak było z M a fią M agdaleną rów niSz w poran ek w ielkanocny. B yła pierw szą, k tó ra pośpieszyła do gro­

bu n a p oszukiw anie Jezusa. Ż ad en anioł nie mógł olśnić jej sw ym pięknem i w spaniałością w yglądu, aby zdobyć jej duszę. A nioł był dla niej niew ażny. O na n ie była n im zain tereso w an a. Była zain tereso w an a ty lk o Tym , k tó reg o k o ch a ła jej dusza, je j P anem Jezusem . T ak w ięc odw róciła się od a n io ła i za­

p y ta ł k o g o ś; o k im m yślała że 'je s t ogrodnikiem :

„G dzie go położyłeś?”. G dy n ie znalazła Go w gro ­ bie, k o n ty n u o w ała poszukiw anie. M iłość n ie u sta je ; ona istn ie je n a w e t w tedy, gdy w szelka n ad zieja i w ia ra w y d a ją się m artw e.

M iłość n ie um rze. M iłość n a sta w ia się n a jeden cel i nie poniecha go: znać ukochanego i być z Nim.

Nic i innego nie m oże u satysfakcjonow ać miłości.

W p o ró w n a n iu do ukochanego, w szystko in n e jest p u ste i bezw artościow e. M a ria M agdalena nie m ogła odpocząć dopóki nie u p ad ła do stóp Jezusa. O n w y­

m ów ił je j im ię: „M ario”, a jej m iłość odpow iedzia­

ła — „R ab b u n i!”

M iłość do Je zu sa m a najw yższą rangę. Dzięki te m u m a ona u w a ln ia ją c ą moc. O na ła m ie każdy rodzaj niew oli, k tó ra nas p rzy k u w a do rzeczy i lu ­ dzi. M iłość M arii M agdaleny ogniskow ała się w okół sam ego Jezusa. Z dru g iej stro n y posiadała Jezusa, poniew aż sam a od d ała M u się bez reszty. M aria M agdalena o d k ry ła se k re t: m ożna kochać Jezusa całkow icie, albo nie w e w szystkim . O na odpow ie­

d ziała n a to zgodnie z w ezw aniem Słow a B ożego:

„ Słuchajże córko, i spójrz, i n a kło ń ucha:

Z a p o m n ij o lu d zie sw o im i o d om u ojca swego!

K ró l pragnie w d z ię k u tw ego,

P okłoń m u się, bo on je s t p a n em tw o im !”

(Ps. 45,11—12).

T ak a je st m iłość oblubieńcza. O na p atrz y tylko na Jezusa. Z apom ina o w szystkim innym . P orzuca w szystko inne. Nie p rag n ie niczego innego, ja k tylko tego, by O n m ógł rozkoszow ać się w pięknie sw ej oblubienicy. U pada i o ddaje M u cześć.

To je st m iłość, k tó ra m a oczy i uszy tylko dla tego Jedynego. J e j stopy p ro w a d zą ją do Niego. Je j ręce są ochotne do służenia Mu. Je j serce zdum iew a się n ad Jego Osobą, a w arg i to w ypow iadają. Ona je st ja k b y odzw ierciedleniem pięknego hym nu, k tó ­

ry za w iera słow a: „Jezus, je s t to im ię ponad

(10)

w szelkie im iona...” ; a po tem w y d aje się, że n ie m o­

że znaleźć odpow iednich słów dla w y ra że n ia m iłości i a d o ra c ji: „Jezus — n ajlep szy i najdroższy, fo n ta n ­ n a doskonałej m iłości; n ajśw iętszy, n a jd e lik a tn ie j- . szy, najbliższy, najczystszy, najsłodszy...”. P ra w d z i­

w a m iłość poszu k u je now ych im io n dla U kochanego.

Często to je st to, co c h a ra k te ry z u je m od litw y n ie ­ których w ielkich św iętych, k tórzy n a p rze strzen i w ie ­ ków dośw iadczali m iłości do Jezusa. P óźniejszy b r a t B e rn a rd zanim w stą p ił do zak o n u fra nciszkanów , podsłuchał m odlitw ę św. (Franciszka, k tó ry z ż a rli­

w ą m iłością w ciąż n a now o p o w tarz ał je d n o zd a n ie :

„Mój Boże, m oje W szystko!”.

N asza W spólnota S ió str M ary jn y ch szczególnie wysoko ceni je d n o św iadectw o ta k ie j m iłości do J e ­ zusa. To je s t świadectwo,- k tó re w idziałyśm y w ży­

ciu m etodystycznego su p e rin te n d e n ta R iedingera, d u ­ chowego b jc a i w spółzałożyciela naszej W spólnoty.

M iał on w iele obow iązków . W iele podróżow ał, ro bił w ykłady, zajm o w ał się m isją. U dzielał się ja k o d u ­ chow y doradca. P o n ad w szystko jednak, n a jw a ż n ie j­

szą dla niego rzeczą był czas m odlitw y, czas dla J e ­ zusa.

P ew nego ra z u kied y był obciążony p rac ą, p ow ie­

dział w rozm ow ie: „ P o trze b u ję co n a jm n ie j dw ie godziny każdego p o ra n k a dla m ojego P a n a !”. O zna­

czało to często w sta w a n ie o 4.00 rano. Jego zdrow ie n ie było najlepsze. T ru d n e pow o jen n e la ta i ciągły n aw a ł p rac y W pływały n a organizm . A je d n a k cen­

tra ln y m i p ierw szym p u n k te m całej jego pracy, a w istocie całego jego życia, b y ła ta codzienna „ k o n ­ w e rsa c ja m iłości" iz jego P a n e m i O blubieńcem . J e ­ dynie to daw ało m u m oc w służbie.

Jego stu d ia b ib lijn e pt. „O blubieńcza m iłość” do­

ta rły do w ielu. Z resztą sam o jego życie było w y ­ m ow nym św iadectw em . Życie u w ielbienia, p asjo n a- ckie p ra g n ie n ie przynoszenia w szelkiego m ożliw ego hon o ru i chw ały Jezusow i, prow adziło w ielu do głębszego dośw iadczenia Jezu so w ej m iłości. K iedy w spólnie z nim b rałyśm y u d ział w zg rom adzeniu uw ielbienia, bardzo często byłyśm y zaszokow ane ża­

rem te j m iłości. W tedy w ydaw ało się, że n ie m ożna w ystarczająco oddać chw ały U m iłow aniu i a d o ro ­ w ać Go jako B a ra n k a i K róla, ja k o A rcy k ap łan a i O blubieńca. I nie m ija ł żaden dzień by U m iłow any n a darm o czekał n a adorację.

T a m iłość p a sto ra R iedingera, k tó ra chciała oglądać Je zu sa w glorii, by ła isk rą, k tó ra ośw iecała naszą służbę uw ielbiania. T ak p rzygotow yw ana była droga do służby naszych chórów u w ielbienia.

O blubieńcza m iłość m a je d n ą d o m in u jąc ą cechę:

w sposób ekskluzyw ny z a jm u je się Jezusem , zaw sze Je m u od d aje się do dyspozycji, w N im z n a jd u je cał­

kow ite w ypełnienie. T ak a jedność m iłości n a d a je ży­

ciu zu p ełn ie now y k ie ru n e k . O garnia n ajm n ie jsze elem enty życia i przynosi je do Jezusa.

M yślę o m łodej kobiecie. B yła piękna, u jm u ją c a i u ta len to w a n a. Z akochał się w niej m łody m ęż­

czyzna i jej serce odpow iedziało n a jego m iłość. Ale w tedy przyszedł do niej Jezus. P rzyszedł ja k o O b lu ­ bieniec, prosząc ją o ca łą je j m iłość. O na spostrze­

gła w tym pow ołanie do o d d an ia sw ego życia w y­

łącznie Jem u. P ism o o b ja w ia nam , że w ielu je st pow ołanych do takiego życia, „by się P a n u po ­ dobać” i dlatego nie w stę p u ją w zw iązki m ałżeń­

skie (I K or. 7,32—38).

K obieta, o k tó re j m ow a, zareag o w ała pozytyw nie n a to pow ołanie. P o rzu ciła w szystko co czyniło jej życie obfitym i szczęśliwym . W idziała tylko Jego.

P u lsem je j życia stało się od d an ie Je m u w służbę Była szczęśliwa, p oniew aż zn alazła Jezusa. W isto ­ cie ta k p ro m ie n io w ała radością, że ludzie m ów ili m ię­

dzy sobą: „ Jeśli chcesz zobaczyć rzeczyw iście s z c z ę ­ ś l i w ą osobę, id ź i p o p atrz n a ta m tą sio strę !”

W n astęp n y c h la tac h je j życie sta ło się św ia ­ dectw em , k tó re p ro m ieniow ało n a w ielu tą sam ą

„ p ierw szą m iłością” do Jezusa. J e j ca ła isto ta i p o ­ stęp o w an ie św iadczyły o n ie zró w n an ej czci w obec J e ­ zusow ej m iłości. L udzie m ogli w n iej w idzieć szczę­

ście, k tó re pochodziło od kochającego Je zu sa z nie- podzielonego serca. O statecznym ow ocem by ła m iłość do Jezusa.

M yślę też o pew n ej diakonisie. P rzez długie la ta chohrow ała. M im o to, zgłosiła sw e usługi do d o d atk o ­ w ych obow iązków . D ało je j to w ięcej sposobności do p rze b y w a n ia w m od litw ie z jej P anem . M iłość szuka ta k ich W łaśnie okazji." T a d ia k o n isa sta ła się w ca­

łym D om u M acierzystym bo jo w n ik iem m odlitw y.

In n e nie m ogły w yobrazić sobie D om u M acierzystego bez niej. W iele- sióstr zaczęło chodzić do te j m odlą­

cej się d iakonisy po p o rad y duchow e.

M yślę jeszcze o pew n ej nauczycielce. Była w y­

cz erp an a p ra c ą i tę sk n iła za k ilk o m a tygodniam i od­

poczynku d la p rzy w ró c en ia sił. P lan o w a ła w ak a c je w górach, żąd n a czystego p o w ietrz a i ciepłego Słoń­

ca. K u p iła bilet. W szystko to a ra n żo w ała w spólnie z p rzyjaciółką, z k tó rą m ia ła razem jechać. W tedy po m y ślała: „Jezus czeka h a m nie! O n chce m ój czas

— cały m ój czas! A te ra z ze w zględu n a m oje plany, tego czasu n ie będzie!” O na n ie ch ciała by je j P an czekał w bólu. Z rezygnow ała ze sw ych planów . M iała czas ciszy i oddała Jezusow i p ieniądze p rze­

znaczone n a w akacje.

Ta m iłość, k tó ra sta w ia Je zu sa p o n ad w szystko inne, z n a jd u je w naszym codziennym życiu niespo­

d ziew ane a p lik ac je — w m iejscach, gdzie m ożem y n a jm n ie j się tego spodziew ać.

P ew n a k o b ieta b ra ła u d ział w naszych rek o le k ­ cjach i ta m dośw iadczyła czegoś z m iłości żywego Boga. P oruszona tym dośw iadczeniem , ośw iadczyła:

„W ciągu całego m ojego życia m ia ła m śm ieszne u - czucie, ab y p orządkow ać dom n a W ielki P iątek. To nie w ydaw ało m i się w łaściw e, ale nie w iedziałam dlaczego. T eraz w iem : to je st dzień cierp ień naszego P an a. Od te ra z p ią te k nie będzie dn iem porządków . To m usi być dzień ciszy i m odlitw y, dzień, k tó ry d am m ojem u P anu. P o rz ąd k o w an ie dom u m oże być czynione w in n e d n i”.

Pow yższe p rzy k ła d y p o rtre tu ją coś z m iłości do Jezusa, miłości, k tó ra w idzi tylko Jeg o i żyje dla Niego sam ego. C h a ra k te ry sty cz n ą cechą, przez k tó rą m ożem y rozpoznaw ać tę m iłość je st to, że je st ona m a rn o tra w c z a ; pie rw sz a m iłość je st rozrzu tn ą, e k s tra ­ w ag an ck ą m iłością. O na je st gotow a gubić i daw ać w szystko co posiada. Czy m oże być in aczej? Czy m o­

żem y m yśleć o ja k ie jś k a lk u la c ji w m iłości, jeśli p raw d ziw ie zaczynam y kochać Je zu sa ? — Tego, k tó ­ rego m iłość do n as je st bez m ia r? Czy m ożem y „w y­

cenić” tę Jego w ielk ą m iłość? To je st cena śm ierci, Jego śm ierci za nas, za Jego w rogów . J a k a re a k c ja m oże być ró w n a te j m iłości? Czy m oże być coś in ­

10

Cytaty

Powiązane dokumenty

Jeżeli ju przeczytałeś opow iadanie „Chłopiec z Haiti&#34;’ możesz przystąpić do rozw iązyw ania

Im ię Ojca i Syna i Ducha Świętego jest zarezerwowane tylko dla form uły chrztu w edług Mat.. Nic przeto dziwnego, w takięh

Siostra Klaudia radowała się na­.. w et w tedy, gdy pewnego dnia znalazła się wśród nagich ścian swego małego mieszkania w

Odpowiedź jest jednoznaczna: Bóg nie czyni niczego wobec ludzi, bez udziału modlitwy w iary Swego ludu.. Pozwólcie, że zilustruję to na pewnym

Więc tylko Boże Słowo daje moc do prow adzenia świętego życia; bez niego żaden człow iek nie może stać się święty... Lud izraelski o trzym ał

Czy jesteś profesorem w Szkole B iblijnej, jesteś w ciąż ew angelistą, je śli jesteś kierow cą autobusu, jesteś też ew angelistą.. M ojżesz dostrzegł jakość

Opowiadajcie wśród narodów świetność Jego,* wśród wszystkich ludów cuda Jego.. Po w niebow stąpieniu P an Jezus jako

(4p.) Napisać skrypt, który wszystkie pliki z przyrostkiem ~ (np. plik.txt~ ), skopiuje (jeżeli takie są) do katalogu BACKUP w bieżącym katalogu.. Jeżeli katalog BACKUP