2. Dr. H E LE N A W IĘCKO W S KA.
JOACHIM LELEW EL HA EMIGRACJI.
Próba charakterystyki w świetle własnej korespondencji '). Upadek powstania listopadow ego rozpoczynał dla Joachim a Lelewela, podobnie jak dla tysiącznych rzesz polskich now y okres tułaczki i poniewierki. W ch od ził, w, ten okres jako dojrzały, 45-io letni człow iek o bogatej przeszłości naukowej i politycznej, a przede wszystkim ze stworzoną w okół siebie legendą, która tak jak w p o w staniu listopadowym , tak i na emigracji zaciążyć miała na jego życiu. Sławny uczony, były profesor, poseł i minister opuszczał kraj i ro dzinę z niewielkim tłom oczkiem na plecach, ale z ciężkim zato ba lastem moralnej natury — pełen smutku i goryczy, z poczuciem niespełnionego czynu, z brzemieniem zarzutów, płynących nań ze w szystkich stron: podejrzew any przez jednych o podburzanie ludu przeciw rządowi i udział w krw aw ych wypadkach nocy sierpniowej, pomawiany przez innych o niedołęstw o i bezczyn n ość, o konszachty z partią arystokratyczną i ob ojętn ość podczas w ojny, w ciągu której „księgi uczone i stare m onety czas mu zabierać m iały".
W ynosił ze swej przeszłości datującą jeszcze z czasów w ileń skich, a umocnioną w czasie powstania, nienawiść do ks. Czartory skiego i arystokratów oraz nieufność do najbliższego otoczenia, które nie dało mu istotnego poparcia, a które jeszcze w Płocku i W ło c ławku straszyło go widmem zemsty ze strony rozgoryczonego wojska. Z takimi uczuciami i taką obciążony opinią skierował się L e lew el samotnie za innymi na zachód, niepewny sw ego jutra, bez żadnej św iadom ości jak się ukształtuje jego nowe życie.
]) C ytaty z listów L e le w e la , które za m ieszczam w niniejszym o d c z y c ie , w zięte są z k oresp od en cji L elew ela , zn a jd u ją cej się w ręk op isa ch w B ib lio te c e R ap p ersw ilsk iej (listy d o L, C h odźki i E. J a n u szk iew icza ) i B ib lio te c e U n iw e rs y teck iej W ile ń s k ie j (listy d o W . Z w ierk ow sk ieg o),
2 J oa ch im L e le w e l na em igracji, 323
Przejście przez Niemcy, gdzie naogół entuzjastycznie przyjm o wano przech odzących rozbitków , w zbudziło w łatwo poddającym się nastrojom Lelew elu, zachwiane w czasie powstania 1831 prze konanie o potędze opinii pow szechnej i w zm ocniło wiarę w k on iecz ność w spółpracy wszystkich ludów w dążeniach rewolucyjnych.
W tym nastroju przybyw a z końcem października 1831 r. do Paryża. Myśli odrazu o nawiązaniu stosunków z francuskimi ko łami radykalnymi i liberalnymi, do których względnie łatwo trafia przez przebyw ających od paru lat w e Francji M. Podczaszyńskiego i L. Chodźkę, zbliża się w pierwszym rzędzie do gen. Lafayetta i zespala z nim serdeczną przyjaźnią. ' W emigracji zyskuje dużą popularność. R ozpow szechniała się w śród tułactwa, liczącego na szybki powrót do kraju, jakaś wiara w jego wielkie stosunki z lu dami i przekonanie, że w spodziewanym ruchu rew olucyjnym w Eu ropie osoba jego odegra najważniejszą rolę.
W tej atmosferze staje na czele ogółu em igracyjnego, skupio nego w e Francji i wybrany zostaje na prezesa Komitetu N arodow ego Emigracji Polskiej w Paryżu. N iew yżyty temperament polityczny pobudza go na tym polu do w ielkiej ruchliw ości. Stara się zainte resow ać cudzoziem ców sprawą polską, lecz w przeciw ieństw ie do akcji Czartoryskiego nie apeluje do gabinetów europejskich a do przedstaw icieli ludów, jest niezm ordowany w układaniu manifestów i odezw do W łoch ów , Niem ców, C zechów , Ż y d ó w i Rosjan, przema wia do sumienia i spraw iedliw ości narodów, pobudza Lafayetta do ciągłego upominania się o sprawę polską. Jest specjalnie czujny, gdy chodzi o stosunek rządu francuskiego do emigracji polskiej, występuje ostro przeciw jakim kolwiek próbom deptania honoru tu łacza polskiego, dumnie potrafi żądać moralnego poparcia dla ludzi, którzy podniesli oręż dla w ielkiej ogólnej sprawy — dla walki o w olność ludów, W licznych adresach i manifestatach zarysowuje swe zasadnicze stanowisko ideow e, podkreśla z naciskiem, że emi gracja polska dążyć będzie nie do Królestwa z 1815 r. lecz do nie podległości. Tą gorliwą działalnością swą budzi niechęć rządu fran cuskiego, obaw iającego się niespokojnych żyw iołów emigracyjnych, a w łonie samej emigracji wyw ołuje niezadow olenia i sprzeciw y. Ma swoich w ielbicieli, ale ma i w rogów . Tw orzy się niechętna mu opinia, odnawiają się zarzuty czerw onego radykalizmu Lelewela, jego udziału w n ocy 15. sierpn ia1), a przytem powstają now e b
ez-J) D o ja kiego stop nia p lotk a ta rozp ow szech n ion a b y ła na em igracji o p o w ia d a sam L e le w e l: w p ierw sz y ch dn iach em igracji sp otk a ł zn a jom ego Francuza, który zm ieszany na jego w id o k o d e z w a ł się: „s era it-il vrai q u e le 15 août vous avez susse le sang des en fan ts?" L -l do W . Z w ie rk o w sk ie g o 7.ХІЛ857, rps w B ibl. W il.
324 J oa ch im L e le w e l na em igracji. 3
podstawne zarzuty o szafowaniu pieniędzm i komitetowymi, o samo wolnym trwonieniu grosza publicznego, o „bru dach ” K om itetu 1).
G dy w reszcie usunięty zostaje przez rząd francuski z Paryża potem w ogóle z Francji, nie znajduje w łaściw ie żadnego w emigra cji oparcia. O dosobniony, czując „niesłychaną wszystkich o zię b ło ść” , opuszcza Francję, udając się na dalszą tułaczkę. Półroczna w ę drów ka odbywana przeważnie pieszo w niebieskiej bluzie robotni czej, z tobołkiem w ręce i w kaszkieciku polskim na głowie, przynosi Lelew elow i now e niespodziew ane wrażenia: entuzjastyczne przyjm o wanie przez ludność francuską i belgijską. Zapraszany jest przez uczonych, witany ow acyjnie przez działaczy dem okratycznych, o d byw a w ycieczk i naukowe, zw iedza zbiory amatorów — numizma tyków , nawiązuje wiele przyjaznych stosunków z ludźmi różnych środowisk. Jego listy pisane z drogi do przyjaciół, szczegółow y dziennik podróży, pełne są radosnych opisów ; tu zawarł znajom ość z uczonym numizmatykiem i odkryl jakieś ciekaw e monety, tam śpiew ano na jego cześć pieśni rew olucyjne, ów dzie oberżysta nie chciał przyjąć zapłaty za wikt lub nocleg, gdzieindziej w tykano mu gwałtem pieniądze na drogę, w jednej m iejscow ości ludność zmusiła go nawet do przyjęcia ofiarow anego fra k a 2). W tym niespodziew a nym nastroju przybyw a Lelew el w reszcie w e wrześniu 1833 r. d o Brukseli. Osiadł w skromnej izbie, w Estaminet de V arsovie, która stać się miała jego trzydziestoletnią odtąd siedzibą. Ma w opinii pow szechnej urok m ęczennika i sławę w ielkiego uczonego, w rze czyw istości jest pełen goryczy, bez żadnych środków do życia, z ciężarem długów, które nań zwaliło przew odniczenie w K om itecie Emigracyjnym, z brzemieniem ciężkiej potwarzy, która go czyniła omal że złodziejem mienia narodow ego. Ten zarzut specjalnie ostro ranił w rażliwe sumienie Lelewela, czułego na opinię o sobie, a złoś liwa ta plotka, powstała w atm osferze wzajem nych inw ektyw emi gracyjnych, zaciążyć miała w dużej mierze na kształtowaniu życia Lelew ela i niejednokrotnie będzie m otywem jego postępowania. Stara się w ten sposób zorganizow ać sobie życie, byle tylko nie b y ć zda nym na jakąkolwiek pom oc, żadnych p ożyczek od przyjaciół nie przyjmuje, z dumą odrzuca należny mu rządow y zasiłek dla emi grantów. Odpiera nawet projekty stałego zatrudnienia i zarobku, odrzuca prop ozycje rządu belgijskiego, w ładz miejskich, uniwersy tetów i uczonych belgijskich, którzy pow ołują go to do
katalogowa-') M. P o d cza szy ń sk i d o L. Platera 6,V III,1832. B. Rapp. 1235/VII. — List otw a rty gen, B em a i o d p o w ie d ź L -la w C a łoroczn ych trudach K om itetu N ar, poi.
2) Listy do W . P ie tk ie w icza z m arca — w rześn ia 1833, o g łoszon e w Spra w ozd a n ia ch M u zeu m N a rod ow eg o P olsk ieg o w R a pp ersw ilu , r, 1906.
4
Joa ch im L e le w e l na em igracji.325
nia zbiorów numizmatycznych, to do uczestniczenia w zjazdach spe cjalistów, to w reszcie do ob jęcia w ykładów uniwersyteckich. S po radycznych prac tego rodzaju podejm uje się od czasu do czasu Lelew el, lecz prop ozycje stałego zajęcia spotykają się ze stanowczą jego odm ową. Boi się jakiejkolw iek zależności i pracy w obcej służbie, w oli skazać się na niedostatek, a dla zaspokojenia potrzeb codziennych, chce zarobić zgodną ze swym pow ołaniem pracą nau kową. Droga, którą obrał, nie była łatwa. Trudno było cudzoziem cow i, pozbaw ionem u własnych notât, książek i materjałów. w obcym środowisku, w niepew nej i dręczącej atmosferze emigracyjnej zdobyć się na spokojną pracę badaw czą. Genjalne zdolności, olbrzym ia i rozległa wiedza, jakaś nadludzka pracow itość, fenomenalna pamięć i wytrw ały upór badaw czy, nie pozw alający cofać się przed naj żm udniejszym dociekaniem zastąpić mu musiały istotne braki. Z za pałem rasow ego badacza podejm uje studia numizmatyczne, geogra ficzne, historyczne. Od polityki em igracyjnej ucieka do bibljotek І gabinetów numizmatycznych, b y wśród starych monet i medali, sztychów i map szukać istotnego ukojenia i praw dziw ego zadow o lenia intelektualnego. Pracę tę podejm uje w warunkach niezwykle trudnych: z braku funduszów podróże numizmatyczne odbyw a prze ważnie pieszo, obyw ać się musi bez najpotrzebniejszych książek i niezbędnych pom ocy naukowych, których nie ma pod ręką, dla oszczędzenia kosztów sam odbija na miedzi lub blasze sw oje mapy i tablice numizmatyczne, w łasnoręcznie koloruje sw e rysunki. A przy- tem nie łatwo mu b y ło znaleść w ydaw ców . Musiał nieraz oddawać się w ręce lekkom yślnych lub nieuczciw ych nakładców, którzy go w yzyskiw ali, zalegając z wypłatą lub nie płacąc honorariów autor skich, przetrzym ując rękopisy i zw odząc go niemiłosiernie. Jego perypetie w ydaw nicze z takim Straszewiczem , który się podjął w y daw nictw i zam ówił u Lelewela szereg prac, z B obrow iczem z Lip ska, ze Stefańskim z Poznania, z szeregiem księgarzy i kolejno bankrutujących drukarzy, którzy z własnej lub nie sw ojej winy płatają mu tysiączne figle — to cała epopea w emigracyjnym życiu Lelewela, I na tym odcinku jego życia zawisł jakiś złośliw y los, jakaś „psota i przekora", jak sam lubił m ówić, które wciągały go w beznadziejne sytuacje finansowe, w w ieczne długi i kłopoty. W ielkim wysiłkiem woli i umysłu w ychodził z nich jednak zw y cięsko.
L ecz mimo olbrzym iej emigracyjnej produkcji piśmienniczej Lelew ela, mimo w ielkiej poczytności jego dzieł, mimo licznych prze druków i wydań, liczących na setki w ciągu tego ćw ierćw iecza — zarobki autora były nikłe. W ystarczały zaledw ie na najnędz
326 ^ J oa ch im L e le w e l na em igracji. 5
niejsze życie, „na schnący kawałek chleba, na papier, na atrament, na św ieczk ę” i ...na opłacenie długu za druk pism Komitetu Emi gracyjnego, który przez pierwsze lata najbardziej ciążył L elew elow i, a który on całkow icie wziął na siebie. Dług ten musi opłacić sam, z własnych ciężk o zarobionych funduszów, niech to będzie o d p o wiedź na bolesny zarzut samowolnego szafowania groszem publicz nym. „W ię c tedy publicznego długu niema — pisze uradowany w 1836 r., gdy w reszcie udało mu się spłacić ostatnią należność drukarni — opłaciłem go bardzo prostym sposobem : osobistym w y siłkiem, pracą, zarobkiem, oszczędnością, ujmując sobie często pierw szych w ygód i potrzeb życia. Nie nazwę tego — dodaje — ofiarą dla ojczyzn y niesioną, ale dziw acznością sprzecznego losu ” 1),
Ten sam los sprzeczny, który tak zawisł nad osobistym życiem Lelewela, w iódł go i na teren politycznych działań emigracji. Nie pozw alał mu zamknąć się w pracy naukowej i oderw ać od spraw ściśle polskich, od spraw em igracyjnych, które uważał zresztą za najświętszy obow iązek tułacza, w ynikający z jego poczu cia narodo w ego i ogólno-ludzkiego.
Mimo, że oddalony od centrum emigracji polskiej był Lelewel w Brukseli podobn ie jak na samym początku w Paryżu, ośrodkiem całej dem okratycznej jej części. W skromnej izdebce brukselskiej w ielkiego u czonego pełno zawsze rodaków , przybyw ających po w ska zówki, po rady, nierzadko i po zasiłek pieniężny. Sam w ciężkich warunkach materialnych nie odmawia nigdy pom ocy biednym emi grantom, co przyczynia się nawet do mniemania, że posiada jakieś w iększe ukryte fu n du sze2). Przybyw ają do niego po instrukcje emi sariusze, w ybierający się do kraju — A d o lf Zaleski, Szym on Konar ski, W alerian Pietkiew icz — aby zresztą nigdy nie otrzymać jasnych dyrektyw. Konspiratorzy rew olucyjni nie w yobrażają sobie żadnej akcji politycznej, żadnej w ładzy naczelnej, żadnego kierow nictw a ruchu — bez udziału Lelewela. I znów powtarza się tu na emi gracji tragiczne nieporozum ienie, podobnie jak w czasie powstania listopadow ego, gdy spiskow cy oczekiw ali od niego tw órczej decyzji. Dzięki osnutej w okół niego mgle tajem niczości i w ytw orzonej legendzie dem okraci i rew olucjoniści wpatrzeni są w niego i oczekują jego decyzji. Lelewel zdaje sobie sprawę z tego nieporozumienia, jest niewątpliwie szczery, gdy zapewnia sw ych tow arzyszy: „G dzie mnie pchniecie, tam mnie mieć będziecie, ale z siebie nie będę śmiał co inw entow ać” . „Lękam się, abyście się nie mylili, nie zawodzili, nie
') D o L. C h od źk i, 2.X.1836, B. Rapp. 428.
6 J oa ch im L e le w e l na em igra cji, 327
łudzili" — i nie bez pew nej przewidującej słuszności dodaje: „m oże być, że jeszcze będę pożyteczny, ale w przyszłej generacji" : ).
Tym czasem otoczenie pcha go w ciąż do czynu, do pracy or ganizacyjnej, Dawni uczniow ie w ileńscy L. C hodźko, W , Pietkie wicz, dawni koledzy sejm owi W . Zwierkow ski, Antoni Ostrowski, dr, Hłuszniewicz są z nim w stałym kontakcie, wciągają go do or- ganizacyj politycznych, pobudzają do czynu. Oporny, pełen zastrze żeń i wahań daje się Lelew el wciągnąć: jest w M łodej Polsce, na leży do różnych krótkotrwałych zresztą zw iązków tajnych, popiera K onfederację Narodu Polskiego, lecz w przeciw ieństw ie do otoczenia nie chce, aby w emigracji tworzyła się jakaś władza naczelna dla kraju. M oże znów lęk przed braniem na siebie wielkiej od p o w ie dzialności, tak charakterystyczny we wszystkich politycznych w y stąpieniach Lelewela, każe mu głosić, że nie godzi się garstce emi gracyjnej narzucać czegokolw iek krajowi, „Pomnijmy, że 20-stu mil- jonów nie m oże zbaw ić kilka tysięcy tułaczy. Dodajmy im krzep- kości, wołajmy na nich, ofiarujmy im naszą posługę, ale nie impo nujmy” 2).
Tym czasem em igracyjne żyw ioły radykalne, złożone z pow ra cających emisariuszy oraz z ludzi, nie poddających się w ładzy arbi tralnego Tow arzystw a Dem okratycznego. Polskiego, parły coraz bar dziej do zjednoczenia emigracji dem okratycznej, która by mogła w y pracow ać program, oparty na zasadach republikańskich i na rady kalnych reform ach społecznych, W tej kon cepcji oczy wszystkich zw racać się musiały na Lelew ela, predestynow anego zdaw ało się na w odza partji demokratyczno-republikańskiej, Lelew el rzeczyw iście przyjmuje k on cepcję zjednoczenia, ale gdy przychodzi do konkret nego realizowania tego postulatu przez połączenie Tow arzystw a D e m okratycznego, M łodej Polski i W ęglarstwa — znowu waha się i cofa. Nie ma zaufania do tych organizacyj em igracyjnych, ch oć do M łodej Polski i W ęglarstwa sam należy, czuje zw łaszcza niechęć do ruchliwej, w rogo do niego usposobionej Centralizacji T. D. P. W szystkim im zarzuca brak kontaktu z krajem oraz zbytni kosm o polityzm, który p o niepow odzeniach w ypraw y 1833 r., w ydaje mu się szkodliw y dla sprawy polskiej. „Jabym rad aby nasza wiara odszczepiła się od cudzoziem skiej i myślała o sob ie” , „Jedno i dru gie (t. j. Tow arzystw o Demokrat, i W ęglarstwo) nie polskie, nie na rodow e, są to astronomy co patrzą na gwiazdy, a przed nosem do łó w nie widzą. Zacni, nieoszacow ani, żeby chcieli głow y na padół płaczu spuścić, rozpatrzyliby się. Czy to czy ow o kleju istotnego
') D o W . P ie tk ie w icza 18.XI.1833 i 3.1.1835. B. R app, 437, 2) D o W . Z w ie rk o w sk ie g o 18,1,1835, B, R app, 1257.
328 J oa ch im L e le w e l na em igracji. 7
nie da, poczyni obyw ateli świata, którzy lepiej przydadzą się mu rzynom i beduinom, a nie ziomkom sw oim ” ,
Zerw aw szy stanow czo ze swą pierw otnie na emigracji w yzna waną koncepcją kojarzenia sprawy polskiej ze sprawą w olności lu dów i liczenia na jakąkolw iek pom oc obcą, pragnął Lelew el w poić w emigrację przekonanie, że naród liczyć m oże tylko na własne siły, w zm ożone i umocnione poprzez rozległe reform y społeczne i że sił tych nie ma prawa rozpraszać w jakichkolw iek m iędzynarodow ych wystąpieniach. Z tych w ych odzą c założeń musiał się też jak naj ostrzej przeciw staw iać wszelkim raz po raz podejm owanym próbom i pomysłom organizowania legionów polskich zagranicą, zwłaszcza, że próby te poch od ziły od znienaw idzonej partii Hotelu Lambert. „K to ochotnik a M ikołaja chce bić, to może bez legii dokazyw ać. Legie są rzeczy służebne" — określi dosadnie swe stanowisko w związku z legionem polskim na W sch odzie podczas w ojny krym skiej 4 ,
W szystkie te myśli i sugestie Lelew ela, pow stałe w ogniu kry tyki poczynań innych, a oparte i pogłębiane w rów nolegle prow a dzonych studiach historycznych, przyczyniały się do wielkiej popu larności tego bezkom prom isow ego, bezinteresow nego i niezależnego w swych sądach patrioty i tw orzyły z niego sztandar id eow y emi gracji dem okratycznej. „W ziętość i zaufanie to cała była moja po- potęga, którą mogłem przew odzić, ale nie przyw odzić" — scharakte ryzuje z niezwykłą trafnością tę atm osferę sam Lelewel. A le ta właśnie popularność, ta wiara w niego przy braku w łaściw ych przy w ó d có w — wysuwała go w ciąż na teren ow ego „przyw odzen ia", d o czego sam nie czuł pow ołania i do czego nie był zdolny. Raz jeszcze daje się pociągnąć do kierownictwa: w 1843 r. staje na czele Komitetu N arodow ego Polskiego, w ybrany przez pow szechne głoso wanie ogółu zjednoczonej emigracji. Lecz praca w K om itecie nie daje mu żadnej satysfakcji — pozostaje mimo swej popularności b ez żadnego poparcia, otoczony ludźmi słabymi lub fałszywymi, którzy za jego pośrednictw em pragnęli załatwić swe porachunki o so biste. N iedołężny „zaw alidroga" A . Odynecki, w ścibski i niepo- rządny Zw ierkow ski, znienaw idzony pow szechnie, w archoł Ibuś Ostrowski, z którym nikt w Kom itecie zasiadać nie chciał — oto jego najbliższe otoczenie kom itetowe. „Rozproszeni, niedostatkiem trapieni, bez kleju, w nienawiściach. Prawdziwe obrzydzen ie” .— tak charakteryzuje Lelew el Komitet, któremu przew odniczy, a któ remu własnej swej opinii narzucić nie jest w stanie. Radby w y
8 J o a ch im L e le w e l na em igracji. 329
fać się jaknajszybciej, ale obawia się, by mu tego za złe nie p o czytano, aby opinia nie uznała go za dezertera sprawy narodow ej.
„Czem uż mię kto od tego nie uwołni, nie w yzw oli. Musisz znać romans bandyty Rinaldo Rinaldirii, wszak ów chciał przestać być bandytą i nie znalazł środków w ycofania się — skarży się E. Ja nuszkiew iczow i i z jakąś fatałistyczną rezygnacją dodaje — Każdemu Opatrzność los przeznaczyła za dawne zdrożności i mnie także" 1).
W yzw olić miały go dopiero w ypadki 1846 r., na skutek k tó rych słabe, pozbaw ione wew nętrznej więzi Zjedn oczen ie ulega roz biciu, a Komitet N arodow y rozw iązuje się, poddaw szy się formalnie w ładzy krajow ego Rządu N arodow ego. Członkow ie Z jedn oczen ia w chodzą przeważnie do Tow arzystw a Dem okratycznego, które silne organizacyjnie i zwarte ideow o, przyciągnąć umiało szerokie rzesze emigracyjne. Z goryczą w sercu, z osadem głębokiego rozczarow a nia w chodzi tu i Lelew el, lecz w życiu organizacji żadnego udziału nie bierze.
W przedeniu wiosny ludów utrzymuje Lelew el bliskie stosunki z rewolucjonistam i europejskimi, należy wraz z Lublinerem i K on stantym Zaleskim do M iędzynarodow ego Tow arzystw a D em okratycz nego, jest w kontakcie z Bakuninem, Mazzinim, Marxem, Engelsem. R ok 1848 roznieca w nim wiarę w zw ycięstw o sprawy i nadzieję szybkiego odzyskania ojczyzny na gruncie wywalczenia w olności wszystkich ludów. Dla obrony interesów dem okratycznej Polski w ysyła do Frankfurtu zaufanego Lublinera, urabia opinję C zech ów i Słow aków , ostrzegając w swej nocie, przeznaczonej na Zjazd Praski przed panslawizmem carskim, Lamartinowi w yrzuca obojętność w sto sunku do sprawy polskiej. Przeżyw a znów okres rozczarow ań i głę b ok iego smutku po upadku nadziei Polskich. D o prac em igracyj nych pociągać się już nie daje, „nie moja rzecz w daw ać się w war- cholstwa czy towarzystwa Czartozam oyskie czy Towarzystwa de- m okratycze” —1 pisze do Zw ierkow skiego, który go jeszcze w 1855 r. zachęca do inicjatywy. Czuje się starym, chorym i w życiu publicz nym już nie potrzebnym, „jak stara odzież, jak wszystko, co dziś się na św iecie zużyw a", Znękany jest borykaniem z przeciw n oś ciami losu, strudzony wieloletnią pracą, prow adzoną w jaknajcięższych okolicznościach, osłabiony niedostatkiem i nędznym i warunkami b y towania. Pozbaw iony rodziny i dom ow ego ogniska, bez własnego osobistego życia, coraz bardziej czuje swoją sam otność, ale nieuf ność i pewną w r o d ^ ^ a złośliw ość w stosunku do ludzi nie pozw ala mu na jakiekolw iek zbliżenie. Czuje się naprawdę dobrze tylko
330 J oa ch im L e le w e l na em igracji. 9
w śród książek, lata całe grom adzonych i w śród sw ych piętrzących się w jego izdebce notât. Z zapałem i w ytrw ałością mimo p ow ol nego tracenia wzroku nie przeryw a prac naukowych, w raca do ba dań analitycznych zw łaszcza nad średniow ieczem polskim. Znalazł szy nareszcie odpow iedniego w ydaw cę w osobie Zupańskiego w P o znaniu, przystępuje Lelew el do opracow yw ania sw ych dawnych roz praw, przerabia je i uzupełnia nowymi materiałami i nowym i ideami, wysnutymi z dośw iadczeń przeżytych zdarzeń. W historycznych pracach sw ych pragnął nadchodzącem u pokoleniu w skazyw ać now e drogi postępowania i ustrzec je przed błędami poprzedników . A w śród tych zagadnień — apoteoza republikanizmu i poniżenie m ożnowładztwa wysuw a się w syntezie Lelewela podobnie jak w jego wystąpieniach politycznych na plan pierwszy. D o tych spraw zapa lał się Lelew el z jednakow ą siłą przez całe swe życie. Płk. A . N ie golew ski, który odw iedził L elew ela w 1854 r., opowiada, że zastał go starym i zgrzybiałym, ale „jak wpadnie w entuzjazm, to jak m ło dzieniec, jak zaczął dow odzić, że Europa nie może być zbawioną tylko przez republikę,,, w taki wpadł entuzjazm, nakoniec w furię, że obawiałem się żeby nie zachorow ał" Ł). Tak samo nie wygasał w nim mimo wieku wstręt do w szelkich tytułów, dostojeństw, za szczytów . Z jaką pasją opisuje ten blisko 70-cio letni starzec o b el gę, jaka go spotkała ze strony Tow arzystw a H istoryczno-Literackiego w Paryżu: otrzymał m ianow icie list z adresem Jaśnie W ielm ożny, „ A toż kpiny — pisze do Januszkiewicza — były u nas tow arzy stwa literackie, żadne wiełm ożeństwa nie znało... W Tow arzystw ie P rzyjaciół Nauk był kolega i nic w ięcej. K olega generał, ksiądz, biskup czy kasztelan. Nie było ni ośw iecon ych , ni jasnych, ni pa nów, Proszę to rozw ażyć, żeby awantury nie było, bo ślepy Mazur uparty, zapamiętały i jeśli jeszcze raz z Jasnym lub WPanem co odbierze, zw róci pismo jako przez om yłkę doń w ypraw ione” .
Tę sw oją hardą postaw ę życiow ą, bezkom prom isow ą i konsek wentną umiał Lelew el utrzymać do końca życia. Prawdziwy, szczery demokrata i zwolennik zespolenia się z ludem, w przeciwieństwie d o wielu innych hałaśliwych dem okratów emigracyjnych, zasady swe stosuje w życiu bez kompromisu, nie podnosi ani na chw ilę stopy sw ego życia, żyje jak proletariusz w nędzy o chłodzie i g ło dzie, co staje się w reszcie jego nawykiem. O d najbardziej mu o d danych w ielbicieli nie przyjm uje nic, co b y ulżyło jego doli, czuje się głęboko zranionym, gdy dr. G ałęzow ski w trosce o zdrow ie schorza łego starca, przysyła mu bandaże i środki lecznicze. Na miesiąc
10 J oa ch im L e le w e l na em igracji. 331
przed śmiercią nie ch ce słyszeć o przeniesieniu do Paryża, gdzie miałby lepsze warunki bytu i troskliwą opiekę przyjaciół. Pragnie w Brukseli w śród sw ych ukochanych książek i szpargałów życie za koń czyć. „N ie drw ijcie z mej niem ocy i niem ożności — pisze do Chodźki w jednym ze sw ych ostatnich listów (22 marca 1861) — je śli wam o zwłoki idzie, że sobie żyw e oddychające zabierzecie, spa raliżowane lub osłupiałe, albo ociem niałe i wzroku pozbaw ione, w tedy osadźcie mnie w w ięzieniu u siebie, bo tu w olny jestem".
L ecz los przekorny, prześladujący L elew ela przez całe życie, stanął przed nim i tu nawet w obliczu śmierci: mimo stanow czego oporu przew ieziono go do Paryża i um ieszczono w kom fortow ym szpitalu Dubois. Nie było mu jednak sądzonem żyć w dostatku — po paru dniach 29 maja 1861 r. zakończył spokojnie swe życie, ży cie długie i burzliwe, w ypełnione ofiarną pracą, pośw ięconą nauce i sprawie, życie ciężkie i trudne, pełne tragicznych nieporozum ień i konfliktów wew nętrznych, życie niewolnika własnej legendy.