• Nie Znaleziono Wyników

Wiek XIX, T. 1

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Wiek XIX, T. 1"

Copied!
488
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)

li'-

3

%

$

(4)
(5)

W I E K XI X.

(6)
(7)

O. LEIXNER.

WIEK XIX.

O B R A Z W A Ż N I E J S Z Y C H W Y P A D K Ó W N A T L E C Y W I L I Z A C Y 1

W DZIEDZINIE

HISTORYI, SZTUKI, NAUK!, PRZEMYŚLU I POLITYKI,

z l i c z n e m i i l u s t r a c y a m i .

O p r a c o w a ł w ed łu g: o r y g in a ła

oFł. cRaw>ita ( Q a \ v i o ń $

POD KIERU N KIEM REDAKCY1 „T Y G O D N IK A ILUSTROW ANEGO.”

T O M I -

W A R S Z A W A .

Nakład i własność Gebethnera i Wolffa.

(8)

Bapiuaim, MapTa 21 1891 ro;i,a.

X ' ^ 2 ) ^ 8 3

'■’ 3 3 & 9

/■ i.

Drukiem Emila Skiwskiego; Warszawa, Chmielna 26.

(9)

SŁOWO W STĘPHŁ

P ragn ąc zapoznać polsk iego czytelnika z dziełem O. v. L eix- nera, „ W i e k X I X ” , musimy koniecznie kilka słów w stępnych p o ­ w iedzieć, ażeby ułatw ić mu poniekąd sform ułow anie własnej o p i­

nii o samśm dziele niem ieckiego autora, o je g o brakach i zale­

tach, jakoteż pokazać wiek nasz, o ile to będzie możebnćm, w ośw ie­

tleniu całokształtu w ypadków i zdarzeń rozm aitśj dziedziny.

H istorya w og óle, czyli—ja k do niedawna rozum iano, p olity ­ czne dzieje państw, dzieje zatargów je d n e g o z innemi państwami, przekształca się coraz bardziśj na historyą cyw ilizacyi, czyli o b e j­

muje nie w o jn y tylko i traktaty, nie życie k rólów , w od zów i naj­

w ybitniejszych m ężów stanu, lecz ca łk ow ity u m ysłow y rozw ój narodów . Zapew ne, rzeczą jest bardzo ciekaw ą poznać życie i czyn y w ielkich m ężów i k rólów , ale o w iele jest ciekawszem poznanie życia narodu, k tóry tych m ężów i k rólów w ydał, g d y ż na dnie je g o dziejów znaleźć można nieraz odpow iedź na za­

gadkę niejednego czynu. M ężow ie ci nie są— naw et jeżeli ob d a ­ rzeni geniuszem — zjawiskiem odosobnionśm , nie są jakąś odrębną całością, ale poch odzą z krwi i kości ży w e g o społeczeństw a, p o ­ znanie więc gen ezy ich u m ysłow ości i charakteru będzie zawsze

ponętnćm dla każdego m yślącego czytelnika, szukającego związku pew n ych zjawisk i przyczyn w fundam entach społecznych. Ci,

Wiek XIX. 1

(10)

którzy machinę państw ow ą popychają, są niejako skoncentrow a­

niem u m ysłow ości pew nój chw ili dziej ow śj; noszą oni na sobie nieraz kilka ry só w w ybitn ych , charakterystycznych, ale cała fizyo- gnom ia duchow a tćj chw ili odbija się dopiero w yraźnie w różno- stronnych kierunkach i przejaw ach społeczn ego i n arodow ego życia.

Taką fizyognom ią duchow ą posiadają nie tylk o w ybitniejsi ludzie, ale całe epoki dziejow e; je st ona następstwem pracy w spól- nój, różnorodnej, w każdśj dziedzinie ducha, k tóra żłobi pom aleń­

ku znamienne rysy. D zieło niniejsze ma na celu um ożebnić czy­

telnikom odtw orzenie w um yśle sw oim w ybitniejszych znamion naszego wieku, narysowanie niejako je g o profilu. U łatw ić to zadanie m oże historya u m ysłow ego rozw oju w szystkich państw E uropy, rozważana na jed n ym poziom ie, z je d n e g o punktu, czyli historya cyw ilizacyi. Takie tóż dzieło w m ożebnćm skróceniu da­

je m y czytelnikom .

W ie k nasz należy niezaw odnie do najciekaw szych i najw ię­

kszych w dziejach ludzkości. Już z tego w zględu dzieło niniejsze posiadałoby wielką don iosłość. Jeżeli historya cyw ilizacyi k a ­ żdego narodu jest rzeczą ciekaw ą i pouczającą, to dla n ow ożyt­

n ego czytelnika nie może b y ć ch yba książki ciekaw szej nad hi- storyą cyw ilizacyi ca łego wieku, wieku, w którym żyjem y, które­

g o pojedyńcze drgania, wybitniejsze m om enty życia um ysłow ego w pew nem odosobnieniu każdy spostrzega.

E pokę naszę m ożnaby sch arakteryzow ać krótko: jestto w iek w ielkich w ypa d k ów , wielkich ludzi, w ielkich w ynalazków , w iel­

kich m yśli. K ażda dziedzina u m y słow ego życia nosi na sobie ślady tśj wielkości. P oczą w szy od N apoleona I, który nietylko pod w zględem politycznym całą E uropę przekształcił, nić w y p a d ­ ków cyw ilizacyjnych rozw ijała się z tak g orą czk ow y m pośpiechem , że piętno ow śj gorączki w ycisn ęło się na każdej pracy um y­

słow ej naszego wieku. M ózg ludzki, ja k p o długim śnie rozbu­

dzony człow iek, pra cow a ł na każdśm polu z niesłychanym w y ­ siłkiem i w szechstronnością.

W dziedzinie ekonom icznej rozw ój techniki i zastąpienie pracy ludzkiej pracą machin w y tw o rzy ły p o w o li grunt dla kw e- styi socyalnój. Z pracą machin począł niesłychanie szybko g r o ­ madzić się kapitał p od najrozm aitszą form ą, a rów n olegle z nim m nożył się proletaryat, p o tę g o w a ł się antagonizm pracy i kapi­

(11)

SŁOWO WSTĘPNE. 3

tału, k tóry w końcu w y w o ła ł potrzebę wm ieszania się w w alki klasowe państwa. Z drugiej strony, ta sama przyczyn a prze­

kształcała zupełnie kierunek produkcyi, nadając jój coraz w y b i­

tniejsze ce ch y w ielk iego przem ysłu. W sp ółza w od n ictw o zabiło d rob n y przem ysł, odbierając jeszcze w ięcej środki zarobkow ania ludziom ubogim i kw estyą socyalną zaostrzyło bardzo.

R acyon alizm i m ateryalizm francuski na początku wieku zni­

szczył wiarę, ja k o ideał etyczn y człow ieka, a na m iejsce r o z w a ­ lon ego gm achu niezdołano jeszcze nic postaw ić. Ludzkość d o ­ tychczas szuka d rog i dla sw oich celów i zadań m oralnych. Ideał obow iązku K an ta upadł, ale tóź i ideał p ozy tyw istów utrzym ać się nie zdołał. Z jednej w ięc stron y m ateryalizm postaw ił nieja­

ko cel życia — używanie, z drugiej ten sam przesyt pop ch n ął na drogę filozoficznego pessymizmu, aż w końcu filozofia poszła na żołd idei państw ow ej (Hartman).

K ażda dziedzina tw órczości ludzkiej naszego wieku zazna­

czyła się nadzw yczajnym postępem . W polityce w idzim y prze­

kształcenie się starych organizacyj p a ń stw ow ych i grupow anie się państw w oln ych w d w óch kierunkach: federacyjn ym i n a ro ­ dow ościow ym , ostatni zaś kierunek w rozm aitych ustrojach od roku 1870 przybiera charakter szow inistyczny, szukając oparcia bądź w pierwiastku etnograficznym , bądź w praw ach h istorycz­

nych, ad hoc naciąganych. A n tagon izm y narodow e pop ch n ęły państwa na drogę zgubnego militaryzmu, rujnując narody. G w a ł­

tow na centralizacya państw ow a poczęła w y w ie ra ć rozk ładow y w p ły w na um ysłow e życie społeczeństw a, naginając w szystko do ściśle zakreślonych plan ów i posługując się w tym w zględzie zo r­

ganizow aną biu rokracyą i szkołą.

W nauce spostrzegam y rozw ój w e wszystkich kierunkach, niewidziany dotychczas w dziejach ludzkości. W filozofii po prze­

życiu się metafizycznśj szkoły niemieckiej pow staje pozytyw izm , a ob ok K anta, H egla, Schellinga i T ren tow sk iego zapisują się imiona C om te’a i L ittr e g o ; później rów n olegle idą eklektyzm i pesymizm. N iesłychany rozw ój nauk przyrodniczych umoże- bnia nie tylko pow stanie n ow y ch nauk, ale też daje m ateryał naukow y, pozw alający pokusić się o rozw iązanie zagadki s tw o ­ rzenia ziemi i zamiast faktu biblijnego stworzenia, postaw ić teo- ryą ew olu cyi czyli pow oln eg o kształcenia się i przekształcania się żyw ego i m a rtw ego świata. P race Śniadeckich, D arw ina,

(12)

H egla i w ielu innych torują drog i dla n ow y ch ide>. N iektóre działy nauk przyrodniczo-m atem atycznych, ja k fizyka i chemia, specyalizując się, u tw orzy ły n ow e zupełnie gałęzie wiedzy, które, jak elektryczność, pozw oliły E disonow i dokonać najw iększych w y ­ nalazków naszego wieku i posta w iły ciekaw ość ludzką na skraju

nadziei—zdum iew ająco wielkich.

T w ó rczo ść naszego wieku nie mniej się czynną okazała w dziedzinie literatury i sztuki. R ozbu dzon e z półsenności pseu- do-klasycznej um ysły, dały E uropie w epoce rom antyzm u n a j­

w iększych p o e tó w — B yron, V. H ugo, G oethe, M ickiew icz— którzy na barkach sw oich pod trzym yw ali ideały ludzkości. Z w rot do poezyi ludowej, ja k o źródła natchnienia, rozszerzył się z czasem w szeroki gościniec, p row a d zą cy do natury i życia, po którym błądzą dotychczas realiści (Baudelaire), k lasycy (I.econ te de Lisie), poeci-filozofow ie (Sully-Prudhom m e, Hammerling), dekadenci (V er- laine, M allarm ś) i liczni jeszcze epigon ow ie romantyzmu. T o sa ­ m o można pow iedzieć o pow ieści.

Sztuka przebyła także różne stopnie, począw szy od szty­

w nego pseudo-klasycyzm u, od m alarstwa religijnego, z rom anty- cznem odcieniem do n ow ożytn ych kierunków. M alarstw o w ciągu ostatnich dwudziestu pięciu lat zdołało w y tw orzy ć im presyonizm , plein-airryzm i inne kierunki — jak szkoła historyczna, klasy­

czna, i t. p.

W dziedzinie kościelnej zan otow ać należy w alkę kościoła z państwem , która rozpoczęta w e F ran cyi p od hasłem sekulary- zacyi szkół, w Niem czech stała się wskaźnikiem stronnictw p o ­ litycznych i narzędziem do ucisku słabszych n arodow ości.

Słow em , nieskończona m n ogość rozm aitych czynników skła­

dała się na utworzenie u m y słow ego życia społeczeństw i państw europejskich.

A le nietylko to czyni ciekaw ą historyą cy w ilizacyi naszego wieku.

O bejm ując całokształt u m y słow ego życia w szystkich n a ro ­ d ów E uropy, które w pochodzie cy w iliza cyjn ym udział b rały, rozpatrując pracę każdego narodu rów n olegle niejako, epokam i, możemy z łatw ością nietylko śledzić porów n aw czo b ieg rozm ai­

tych w ypadków i prądów , ale ob se rw o w a ć łączność w ybitniej­

szych zjawisk życia z dziedziny politycznej, um ysłow ej, ekon o­

micznej. W te d y to dopiero dostrzedz m ożem y, jak wielki istnie­

(13)

SŁOWO WSTĘPNE.

je związek pom iędzy narodam i w każdej dziedzinie ich życia, widzim y w yraźnie te nici, które łączą w szystkie państw a i narody w jed n ę wielką ca ło ść— ludzkość. W idzim y, że cząstki ludzkości, ja k o organizm y państw ow e, lub społeczeństw a żyją niezależnem napozór życiem , niby odosobnione, a jednak pulsuje w nich o g ó l- no-ludzkie życie u m ysłow e. N ie b y ło w ielkiego w ypadku w E u­

ropie w jakiejbądź dziedzinie, ażeby ten w ypa d ek n iepow tórzył się z większem lub mniejszśm zaakcentow aniem u in n ych narodów . T u się przekonać m ożem y, że idea, m yśl, jest czśmś żyw em , źe ona przych odzi, B óg w ie nieraz zkąd, d o um ysłu, zapładnia go, daje mu energią, siłę. W p o lity ce hasła wielkiój francuskiej rew olucyi, jak echa, o d b iły się w każdóm społeczeństw ie euro- pejskiem; w literaturze pseudo-klasycyzm i rom antyzm , w a rch i­

tekturze—neoklasycyzm , w filozofii—metafizyka i pozytywizm . Łączność i zależność zjaw isk w każdej dziedzinie ludzkiej pracy tylk o się dostrzedz może na tle historyi cyw ilizacyi. Nic przeto dziw nego, że dla każdego um ysłu o św ie co n e g o , n a dzw y­

czaj w iele interesu przedstaw iać muszą dzieje wieku, najw iększe­

g o niezaw odnie z dziewiętnastu przeżytych przez ludzkość stuleci.

W rozw oju um ysłow ego życia E uropy m ieliśm y chw ile tak ś w ie­

tne, jakich niewiele n aliczyćby można w Austryi, Prusiech, W łoszech , Hiszpanii i P ortugalii:—b y ł to rozkw it akademii W ileńskiój, k tó­

ra dała Śniadeckich i L elew ela na katedrze a ca ły szereg znako­

m itych uczniów; później w filozofii m ieliśm y T ren tow skiego; w tea­

trze B ogusław skiego, Ż ółkow skiego; w historyi L elew ela, Szajno- chę, K orzona i in ; w poezyi takich geniuszów , ja k M ickiewicz, Słow acki, K rasiński i inni; w ekonom ii Supińskiego, Bielińskiego, D unajew skiego— nieustępujących w cale najw iększym niemieckim geniuszom i uczonym . W pow ieściopisarstw ie posiadam y T . T.

Jeża, J. I. K raszew skiego, J. K orzen iow skiego, Z. K a czk ow sk iego, a z m łodszych H. Sienkiewicza, Prusa, E. Orzeszkową, A d. K r e - ch ow ieck iego i innych— na których N iem cy z d o b y ć się dotych czas nie m ogą. Z dziedziny sztuki—nasze m alarstw o rodzajow e i h i­

storyczne pozyskało europejską sławę. Słow em , w id a ć że od p o ­ czątku wieku nietylko praca tw órcza narodu nie ustawała, ale chw ilam i w zm agała się i potężniała.

P ragn ąc nietylko przysposobić pracę O. L eixnera dla p ol­

skiego czytelnika, ale pokazać własne społeczeństw a w ciągłości pracy ludzkości, potrzeba b y ło dzieło niem ieckiego autora w w ie-

(14)

łu m iejscach przerobić, a tam, gdzie jest m iejsce nasze w kultural­

nym rozw oju E uropy, m iejsce to w ypełn ić. Nie b y ło to zadanie łatw e z tego względu, źe się stosow ać należało do planu autora i w w ykładzie rzeczy polskich pew ien prop orcyon aln y 'stosunek zachow ać. Czytelnik niech przeto w y b a czy dopełniaczow i, który nie zawsze b y ł w warunkach tak dog od n y ch , ażeby je g o i w ła ­ snemu żądaniu zadość uczynić.

Warszawa, dnia 26 lutego 1891 r.

eRcMuiłcu

(15)

KSIĘGA PIERWSZA

1 7 7 0 - 1 8 2 0 .

(16)
(17)

ROZDZIAŁ I.

Od w alki o niepodległość Stanów Ameryki północnej do Cesarstwa Napoleona.

eżeli chcemy ocenić doniosłość wypadków polity­

cznych, które zaszły w końcu wieku X V III -g o i były niezmiernie płodne w najrozmaitsze na­

stępstwa, trzeba się cofnąć do tego ważnego faktu historycznego, ja ­ kim była niezawodnie walka o niepodległość stanów Am eryki pół­

nocnej. W yw ołała ją potrzeba obrony w obec nadużyć metropolii.

P o mniej lub więcej szczęśliwych potyczkach, na wiosnę roku 1776-go, zmusił Washington, zamkniętego w Bostonie, generała H o- we’a do poddania się; w czerwcu zwołał kongres, a 4-go lipca uroczy­

ście ogłoszono niepodległość Stanów Zjednoczonych. W odezwie obrońcy Am eryki stanęli także w obronie praw ludzkich. „ W obec sprawiedliwości— głosiła odezwa— wszyscy ludzie są równi; Stwórca obdarzył ich prawem do życia, do wolności i do szczęścia. P raw o­

mocnym może być tylko rząd, który te prawa podtrzymuje, a taki rząd wyjść tylko może z łona i woli rządzonych. Jeżeli zaś zada­

niom powyższym nie odpowiada, naród ma prawo go zmienić.”

M yśli te były zwiastunami rewolucyi francuskiej.

(18)

Zgromadzony kongres wysiał członka swego, Ben. Franklina, do Paryża, ażeby usiłował wejść w stosunki z Francyą i pomoc jej zjednać. Franklin wszędzie był przyjęty z największym zapałem;

szlachta, uczeni, pisarze—-wszystko to kupiło się koło niego, pochła­

niając idee, które tak niedawno znalazły w Am eryce praktyczne urze­

czywistnienie. Słuchano i podziwiano tego pełnego prostoty i roz­

sądku człowieka.

Igrano z ogniem nieświadomie.

U niektórych w głębi duszyjuż budziły się rewolucyjne myśli. Je­

dnym z takich był młody markiz Marya Józef de Lafayette (ur. 1757).

Już na parę miesięcy przedtóm, z własnego popędu zebrał doborowy oddział wojska, przygotował fregatę, a w kwietniu odpłynął do A m e­

ryki. Washington powitał go bardzo przyjaźnie, a kongres mianował młodzieńca generał-majorem. W jesieni wojna przybrała pomyślny dla związkowych przebieg. Złożenie broni przez wojska angielskie pod Saratogą przechyliło ministeryum francuskie ku stanowczej decyzyi.

Dnia 8-go lutego 1778-go r. zawarto z Franklinem dwa przymierza, na mocy których Francya uznawała niezależność Stanów Zjednoczonych i aż do chwili zupełnego wyzwolenia przyobiecała czynną pomoc. W e dwa tygodnie po zawarciu przymierza, Franklin został uroczyście na dworze królewskim przedstawiony. Historycznie była to chwila jedna z naj­

ciekawszych. W obec towarzystwa, które pomimo marzeń o wszech- ludzkiem obywatelstwie i wolności nie pozbyło się ani odrobiny swo­

jej arystokratyczności i w obec ludu zachowywało się wyniośle, stanęło trzech zwykłych mieszczuchów w długich surdutach, o włosach nie- pudrowanycli, nieposiadających w calem zachowaniu się swojem nic z owej lekkości i lekkomyślności, jakiemi dwór paryski celował. K iedy się zbliżali do króla, przechodząc pośród szeregów połyskującej bo­

gactwem szlachty, powitano ich rzęsistemi oklaskami. Całość tego obrazu stanowić mogła niewinną przygrywkę do wielkiej rewolucyi, która ju ż kiełkowała w umyśle narodu.

W ojna ciągnęła się dalej z przemiennem szczęściem aż dopóki W ashingtonowi nieudało się 19-go października 1781-go r. zadać ostat­

niego ciosu potędze angielskiej. Była to chwila bardzo stanowcza, gdyż długoletnia wojna wyczerpała zupełnie zasoby kolonii, szczególniej pieniężne,— tembardziej, że wszelki handel wstrzymany został. A nglia przyszła wreszcie do przeświadczenia, że powodzenie dalszej wojny jest niemożliwem. Pragnąc nadal utrzymać kolonie, musiałaby nie­

tylko z Francyą walczyć, ale stawić czoło opozycyi w łonie własnego

(19)

Przejście Washingtona przez Delavare.

(20)

narodu. Niebezpieczeństwo zwiększało się w skutek zbliżenia się do Francyi K arola III hiszpańskiego. W dodatku do wszystkiego, pod przewodnictwem Rossyi tw orzył się neutralny związek państw mor­

skich, których obowiązkiem było ochraniać okręty handlowe Rossyi i Niderlandów. A nglia czuła się zniewoloną wypowiedzieć Niderlan­

dom wojnę. W ten sposób miała w Europie trzech przeciwników, wewnątrz opozycyą, na czele której stał Ryszard Brinsley Sheridan, znany poeta, oraz W illiam Pitt, młodszy. D o marca 1782-go r. toczy­

ła się opozycyjna walka przeciwko North’owi, dopóki wreszcie nie zło­

żył urzędu. W tedy Jerzy III widział się zmuszonym zwołać nowe mini- steryum z nienawistnego mu stronnictwa. Na czele je g o stanęli R oc- kingham, Sheridan i Burkę—-ludzie, którzy już od wielu lat żądali uznania niepodległości kolonii, i teraz te same żądania stały się hasłem ich polityki. W ojna przyniosła A n glii niejednę stratę— Minorkę ode­

brali im Hiszpani, o Gibraltar jednak kuszono się daremnie; tak sa­

mo nie udały się usiłowania Francyi oderwania od posiadłości angiel­

skich wschodnio-indyjskicli wysp.

Już ku końcowi w ojny próbowano zawiązać układy w Paryżu;

doprowadziły one wreszcie 3-go września 1783-go r. do pokoju w W e r­

salu. Franklin żądał uznania niepodległości stanów ze strony A nglii;

Hiszpania została w posiadaniu podbitych krajów, ale zrzekła się G i­

braltaru, Francyą też wynagrodzono. Najgorzej wyszła Holandya.

Chociaż więc A nglia stanowisko swoje, ja k o pierwszorzędne państwo morskie, utrzymała, pokój wywołał niezadowolenie, a walka w łonie mi- nisteryum rozpoczęła się jeszcze przed podpisaniem traktatu. Niezado­

wolenie dało impuls do utworzenia ministeryum koalicyjnego, w któ- rem, obok lorda North, zasiadł także rewolucyonista i przeciwnik jeg o James Fox. Cele obu reprezentantów koalicyi były wręcz przeciwne i zaznaczyły się rychło. Dnia 19-go grudnia 1783-go roku, król Jerzy rozwiązał ministeryum, a na czele państwa stanął W illiam Pitt, prze­

ciwnik koalicyi i ruchu demokratycznego, zwolennik przywilejów ary- stokracyi, zdolny mąż stanu i dyplomata, spokojny, rozważny i umie­

jący panować nad sobą. W A n glii zaś zwyciężył prąd konserwatywny w tej chwili właśnie, kiedy w innych państwach Europy— we Francyi, Belgii i Holandyi dźwigał się duch rewolucyi i coraz bardziej po­

tężniał.

Na początku bieżącego stulecia życie duchowe wielkich narodów prawie zamarło; nietylko u południowo-romańskich szczepów, ale w A nglii, Niemczech, we Francyi, w literaturze, w sztuce, w nauce,

(21)

OD WALKI O NIEPODLEGŁOŚĆ. 13

w życiu codziennem, wszędzie panował duch pospolitości. Rdzeń na­

rodu— lud, z każdej dziedziny politycznego i duchowego życia był wy­

kluczony; książęta, szlachta, duchowieństwo, uczeni stanowili wyłą­

cznie koła, dla których istniało prawo; z wyjątkiem A nglii, masa ludo­

wa nie miała pojęcia o życiu duchowem i państwowym. A le w cicho­

ści, powoli, kształtowały się inne poglądy i w znacznej mierze w A nglii początek brały. F ilozof angielski John Locke (um. 1704) wskazywał ja k o jedyne źródło wiedzy ludzkiej rozum i refleksyą i zaprzeczał mo­

żliwości istnienia wiedzy, nie opartej na bezpośredniem doświadczeniu i na indukcyi; jednocześnie zaś bronił wolności człowieka, a w rzeczach wiary głosił nietylko powszechną tolerancyą, ale żądał nawet obywa­

telskiej równości dla każdego wyznania. Myśli, wypowiedziane przez głośnego filozofa w je g o dziełach, nie m ogły szerzyć się i działać szyb­

ko; potrzeba było na to czasu i popularnej formy, ażeby je uczynić przystępnemi dla szerokich kół. Co do L ock e’a, zadania tego dokonał w części Antoni hr. Shaftesbury (um. 1713), który w pismach swoich w gładkim, światowym stylu, pełnym jasności, spopularyzował angiel­

skiego filozofa. Ostrzej jednak od niego wystąpił przeciwko relign i żądał dla każdego badania zupełnej wolności. Ponieważ pisma je g o odznaczały się dowcipem, ironią, a niekiedy porywającym stylem, sze­

rzyły się przeto głównie pośród klas bogatych, z których wyszli także dwaj najbardziej wpływowi pisarze:lord H enrykBolingbrock(um . 1751) i hr. Filip Cliesterfield (um. 1773). Pierwszy z nich powstawał jeszcze bardziej przeciw religii; nie zaprzecza on wprawdzie istnieniu bóstwa, ale radby ograniczyć wpływ jeg o do celów państwowych. Uważa, iż religia potrzebną jest dla szerokich mas, ale dla klas wykształconych wszelkie „przesądy” są tylko czynnikiem wstrzymującym postęp. Obaj ci pisarze charakteryzują się brakiem ideałów etycznych.

Obok nich wystąpiło grono ludzi poważnych i naukowo w y­

kształconych, którzy mienili się wyznawcami deizmu, wiary w Boga, ale wiary nieuznającej •wcale nadprzyrodzonego objawienia, a wszelkie zasady kierownicze pragnęli tylko z rozumu wysnuć. Niektórzy z po­

śród deistów, zwanych także w o l n o m y ś l n y m i , posunęli się do za­

przeczenia wszelkiej religii.

Pomimo tego wszystkiego ruch umysłowy ograniczył się do bar­

dzo nielicznych kół i szerokich mas nie ogarniał. Dopiero we Francyi myśli te przybrały kształty wyraźne i w głębsze warstwy społeczne przeniknęły. W literaturze angielskiej niepośledni wpływ wywierały tygodniowe pisma treści moralnej, wydawane przy współudziale poety

(22)

Józefa Addisona, ale daleko większym wpływem cieszyły się senty­

mentalne i humorystyczne romanse i dzieła pewnej grupy poetów, skie­

rowane przeciwko beztreściwemu i lichemu naśladownictwu klasycznej literatury; wypowiadali oni myśl, że poezya do natury wrócić musi i szukać dla siebie takich wzorów, któreby były prostym i wiernem od­

biciem samej natury—-jak grecki Homer. W 1760-tym roku poeta Mackpherson wydał poetyczne urywki barda szkockiego Ossiana, w k il­

ka lat późniój biskup Percy wydał staroangielskie pieśni i ballady.

W każdej dziedzinie sztuki widać było dążenie do prostoty i coraz wię­

ksze pod tym względem wymagania. Z innej strony dały się słyszeć nawoływania do otrząśnięcia się z „przestarzałych” reguł klasycyzmu, ażeby natchnienie i myśl uwolnić z więzów; wskazywano z naciskiem dawniejszych poetów, jak Shakespeare’a i Miltona, autora S t r a c o n e ­ g o r a ju , jakoteż pisano rozprawy o geniuszu i o je g o prawach do niepodległości.

Przekształcenie się smaku było w najściślejszym związku z położe- żeniem politycznem: im bardziej budziła się w A n glii samowiedza oby­

watelska, tem częściej za tło dla poezyi służyło życie domowe z tendencyą moralną; jednocześnie pogłębiło się także uczucie, występując w prze­

sadnej formie—jako s e n t y m e n t a l i z m . W r. 1740-m wyszedł ro­

mans: „Pamela, albo nagrodzona cnota” Samuela Richardsona (ur. 1689).

Dzieło to wywołało niesłychany zapał, malując życie i uczucia z wielką naturalnością i prostotą, a jednocześnie czystością etyczną. Drugi ro­

mans, jeszcze bardziej u czu ciow y— „Clarisse” H arlow e’a (1748) miał takież same powodzenie. W obu romansach cnota i występek były od­

malowane przesadnie; cnota nadto różowemi barwami, występek— zbyt czarnemi; główne charaktery były przesycone sentymentalizmem, a ze wszystkich stron wyglądały moralne nauki. W ada ta jeszcze bardziej jaskrawo wystąpiła w trzecim romansie Richardsona „Sir Charles Grandison” (1753); bohater jest tutaj zbiorem wszelkich możebnych cnót, i dlatego, pomimo bardzo sympatycznej całości, nieprawdziwy.

Romanse te były pochłaniane formalnie, i one to otworzyły upu­

sty sentymentalnych łez, które się później przelewać miały przez wszy­

stkie literatury narodów Europy. Pomimo wielkiego po wodzenia ta­

kich romansów, równocześnie rozwinął się inny kierunek smaku, który w części wystąpił przeciwko zbytniej przesadzie cnoty Richardsona; do walki z nią stanął komizm. Henry Fielding w wielu swoich dziełach wyśmiewał współczesnych, i trzeba przyznać, bliższym był prawdy od Richardsona. Jeszcze mocniej na gruncie rzeczywistości stanęły ro-

(23)
(24)

manse G eorg’a Smolleta (urod. 1721), z których pierwszy ukazał się dopiero w roku 1746 (Roderich Randone). Chociaż w charakterach jeg o wiele przesady, niemniej przeto rzeczywistość leży w ich osnowie.

Najwierniej może odmalowane są owe czasy przez W illiama H o - garts’a (um. 1764) który życie prywatne swojej doby wystawił w szki­

cach ostro-satyrycznych (Zycie zalotnicy, Zycie próżniaka i in.).

Każda chwila dziejowa, w sprzeczności bogata, musi w ytw orzyć kierunek satyryczny i humorystyczny w literaturze. Na czele tego kierunku stanął L or. Sterne (1713— 1768), któremu bardzo szeroką sła­

wę przyniosły dwa romanse: „Tristram Shandy” i „Podróż sentymen­

talna.” Materyał opowiadania bardzo ubogi, składający się z wypadków i uwag różnego rodzaju, od wzruszających, pobudzających do płaczu aż do wesołych i humorystycznych. Sterne w drugiej swojej powieści wprowadził do literatury wyraz s e n t y m e n t a l n y , którym później charakteryzowano cały okres.

Scharakteryzowaliśmy nieco obszerniej ruch umysłowy w A nglii gdyż w wielu kierunkach wywarł on niepośledni w pływ we Francyi i Niemczech. Idee odbywają także wędrówkę i szukają sobie nowej ojczyzny, gdzie z duchem jej nowy tworzą związek i nieraz pierwotny swój kształt zmieniają.

Rozwój umysłowego życia w A n glii wskazał drogi do poddawa­

nia krytyce rozumu wszystkiego, co się działo w dziedzinie polityki, filozofii i religii, do wszechstronnego wybuchu uczuć osobistych. K ie­

runek ten znalazł przede wszystkiem zastosowanie we Francyi i zyskał tam poplecznika w osobie Franciszka M aryi A rouet’a Voltaire'a (urodź.

1694, um. 1778). Nie był to wcale geniusz twórczy, ale człowiek ży­

wego umysłu, pisarz niezmiernie cięty, obeznany z literaturą całego świata. D ow cipny aż do cynizmu, nieprzejednany w róg religii, nie- uznający żadnej powagi, deista, ale w róg śmiertelny pozytywnego chrystyanizmu i duchowieństwa, niezmęczony bojownik o wolność du­

cha, obrońca niesprawiedliwie uciśnionych. Jednocześnie był to czło­

wiek sprzecznego ducha, próżny, chciwy pieniędzy i sławy i często mo­

dyfikujący w obec ukoronowanych przyjaciół zasadnicze swoje po- glądy.

Yoltaire skierował swoje strzały głównie przeciwko kościołowi, jak Charles de Montesąieu (um. 1755) przeciwko polityce. W l i s t a c h p e r s k i c h wyszydzi! pod formą romansu życie państwowe i społeczne we Francyi. Te same poglądy w formie naukowej i filozoficznej roz­

winął w dwóch pomnikowych dziełach swoich: U w a g i o p r z y c z y ­

(25)

OD W ALKI O NIEPODLEGŁOŚĆ. 17

n a c h w i e l k o ś c i i u p a d k u p a ń s t w a r z y m s k i e g o , jakotóż w kla­

sycznym dziele O d u c h u p r a w . Voltaire zwrócił uwagę na sto­

sunki w A nglii, wynosił wysoko urządzenia państwowe tego kraju, zabezpieczające narodowi samorząd, wskazywał despotyzm w rzą­

dzie, jako przyczynę upadku ludzkości, skażenia obyczajów, a w kon­

stytucyjnym ustroju państwowym widział ideał, do którego dą­

żyć powinny wszystkie państwa Europy. W ytw orna i prosta forma p r z y c z y n i a ła się do rozszerzenia je g o idei, w g łę b i których ukrywały się rewolucyjne kiełki.

W innym zupełnie kierunku działały pisma Jana Jakóba Rousseau (urodź. 1712, um. 1778). W ypływ ały one nietyle z głębin je g o filozofi­

cznego rozumu, ile z pełnego serca. A le w nim tkwiło także pewne rozgoryczenie i niezadowolenie ze stosunkow istniejących obok marzy­

cielskiego rozmiłowania się w naturze. W ieść głosi, że w ostatniej chwili swego życia, kazał otworzyć okno, ażeby wzrok swój rozweselić dalekim widokiem. Zasadniczy je g o pogląd skupiał się w tein, że oświata przynosi zepsucie tylko; ratunek zaś ludzkość znaleźć może jedynie w powrocie do stanu natury. Bezprawność uciśnionych, dzikość panujących, biorą początek w wyrodzeniu się rodzaju ludzkiego. J e ­ żeli podobne myśli oddziaływały na umysły współczesnych nader żywo, to o ileż więcej potęgowało się to działanie z chwilą, kiedy Rousseau nadał im formę romansów. I tutaj prawom i wymaganiom natury przeciwstawił on sztuczne stosunki, wystawił kontrast między przebie­

głością i kłamstwem, panuj ącemi w zw ykłych stosunkach, a powłoką ludzkiego uobyczajenia. Najpotężniej może oddziaływał romans E mi l , traktujący o wychowaniu i religii. Z niezwykłą śmiałością napadł Rousseau na brak naturalności w wychowaniu dzieci i stworzył własny ideał; z największym ożywieniem podnosił znaczenie tylko takiej religii, która z głębin ducha ludzkiego początek bierze.

Ruch materyalistyczny dosięgnął swego szczytu u w spółpraco­

wników E n c y k l o p e d y i , która stosownie do zamiarów wydawcy miała zastąpić wszelkie książki.

Duch ogarniający encyklopedystów możnaby nazwać duchem przeczenia; ganili oni wszystko stare; bili na każdą wiarę religijną, bez względu na nic; zaprzeczali współdziałaniu w życiu ludzkości i je ­ dnostek wszelkich duchowych czynników, nic natomiast nie stawiąc.

Zgodnie z temi poglądami, moralność encyklopedystów była nawskróś materyalistyczną; na miejscu moralnego poczucia obowiązku wysunęło

się soblcostwo i chęć użycia.

W iek XIX. 2

(26)

*

Cnota, obyczajowość, wolność moralna, panowanie nad namiętno­

ściami-—wszystko to uznano za niedorzeczność. Jak podobne myśli działać m ogły na wyższe klasy ju ż i bez tego głęboko zdemoralizowa­

ne— niepotrzebuje dowodzenia. Już w pismach tych czuć lekki oddech rewolucyi. Im bliżej polityczne stosunki zbliżały się ku przewrotowi, tein gwałtowniej wdzierały się do literatury tendencye rozkładowe.

Z jednaj strony panowała samowola, tem smutniejsza, że obraz jej od­

szukiwał się w rzeczywistości; z drugiej strony atak na system, panu­

jący w państwie i kościele, stawał się coraz gwałtowniejszym. Coraz namiętniej zwracano uwagę społeczeństwa na konieczność nowej orga- nizacyi, coraz głębiej w klasy zamożniejsze i w masy wcielały się myśli rewolucyjne, a głosiciele ich nie przeczuwali nawet niebezpieczeństwa w ich głębi drzemiącego.

Ruch umysłowy w Niemczech dwiema drogami przypływał:

z Ano-lii i Francyi, ale absolutny brak politycznego życia wywoływał to, że nowe prądy kierowały się głównie na dziedzinę nauki i literatury.

Już na początku stulecia usiłowano poezyą i naukę szerszym kołom uprzystępnić. Język łaciński musiał ustąpić miejsca niemieckiemu;

pisma, wydawane na wzol- angielskich, poczęły przenikać do klas śre­

dnich. A le we wszystkich dziedzinach życia panował jeszcze dawny suchy i pospolity ton; rzadko gdzie czuć było świeży powiew. Dramat niemiecki zaczerpnął wzorów w literaturze francuzkićj. Fr. Klopstock, piewca „Messyady,” zaszczepił kierunek sentymentalny; Joliann W in - kelmann odtworzył pojęcie o sztuce greko-rzymskiej; Gotth. Lessing dał początek rozumowanej krytyce i usunął przewagę duchową fran­

cuzów w dramacie. W ystaw ił on pierwszą, znakomitą pod względem artystycznym, niemiecką komedyą p. t. „Minna z Barnhelm,” a jako myśliciel i poeta usilnie dążył do obrony największych skarbów du­

cha-—wolności myśli i sumienia. Obok niego i po nim działali J. G.

Herder, zapalony obrońca humanizmu, przejęty najlepszemi uczuciami dla poezyi ludowej wszystkich narodów, bardziej poeta niż myśliciel i Clir. Wieland, który wystąpił wprawdzie jako naśladowca Klopstocka, ale zczasem, w poezyi i prozie doprowadził język niemiecki do niezna­

nej przedtem giętkości.

Pomału wytwarzały się ideały ludzkie, społeczne, narodowe, któ­

re przenikały w dziedzinę sztuki i życia codziennego; burza przedre­

wolucyjna zniszczyła wprawdzie resztki panujących opinij w sztuce i życiu, ale niepodobna było wcielić jeszcze nowych ideałów w życie państwowe. Niemcy, jako potężna całość, dla której obywatele państwa

(27)

OD WALKI O NIEPODLEGŁOŚĆ. 10

m ogliby z pożytkiem pracować, nie istniały jeszcze. Wprawdzie Fryde­

ryk W ielki zdołał dla tej idei rozbudzić i przygotować umysły na pół­

nocy i południu, ale przy istniejącem rozszczepieniu, przy panującej za­

zdrości między szczepami i państwami, przy współzawodnictwie między młodemi Prusami a starą Austryą, przebudzenie się to nie miało trwalej podstawy. Pytanie— Habsburgi czy Ilohenzollerny,— nie było jeszcze historycznie rozwiązanerri, ale obadwa państwa czuły to dobrze, że spór historyczny nie da się rozwiązać na drodze pokojowej. Józef II

Fryderyk 11 wita cesarza Józefa 11 w Neisse.

był od lat młodzieńczych zapalonym czcicielem króla pruskiego; kiedy nareszcie życzeniu jeg o, osobistego spotkania się z królem w Neisse (1769), stało się zadość, marzył, że zjednoczenie ku chlubie Niemiec będzie możebnem; ale rozczarowanie wkrótce nastąpiło.

Fryderyk i Józef II byli samowładnymi królami, ożywieni wpra­

wdzie najlepszemi chęciami względem własnego narodu, ale czyny ich nie zawsze odpowiadały dobrym chęciom. Obok nich panowali jeszcze

(28)

drobni despoci, nieposiadający żadnego państwowego ideału, dyletanci we wszystkiem, oprócz umiejętności użycia, jednem słowem próżniacy w purpurze. Jakże na takim gruncie zrodzić się mogło poczucie naro­

dowe? A le wkrótce powstała jedność, pod której sztandarem złączyły się najlepsze umysły Niemiec na północy i południu, od granic Francyi do granic Rosyi—jedność w dziedzinie myśli. Z łona tych walk i w i­

chrów wysunęły się postacie dwóch wielkich mężów— W o lf. Goethe’go i Fryd. Schillera. Obaj zapuścili korzenie w główne prądy wieku, w Wolną krainę uczuć; pierwszy poematami swoimi „Groetz z Berlicliin- gen,” „C lavigo,” i „Stella,” drugi dramatami: „R ozbójnicy” i „Intryga i miłość.” W krótce jednak obaj wyzw olili się z tego przesadnego kie­

runku, a od najlepszych mistrzów starożytności nauczyli się miary ar­

tystycznej. Oni to własną myślą, uczuciem, pracą, stworzyli duchową ojczyznę niemiecką.

A le duch rewolucyjny wieku objawiał się nietylko w usiłowaniu zdobycia wolności myśli i uczuć, nietylko w poezyi, w kroczył także w dziedzinę nauk, teologii, historyi. W zakresie nauki usiłowali ludzie wolnomyślni, pod wpływem myślicieli angielskich, odtworzyć prawdzi­

wy chrześcianizm i religią z rozumem pojednać. W pierwszym szeregu walczących stał Lessing, w drugim Tymot. Spittler (um. 1810), który w dziełach swoich, bardzo przystępnie pisanych, bronił prawa narodów i szukał dróg do odzyskania tych praw i utrzymania ich. W ielu ma­

rzycieli nietylko podzielało myśli J. J. Rousseau o wychowaniu, ale starało się je w życie wprowadzić. Im obficiej napływały nowe myśli, im gwałtowniej się kształtowały, tom ważniejszem stawało się zadanie prasy. Dawniejsze pisma tygodniowe, zajmujące się wyłącznie prawie sprawami literackiemi, ustąpiły miejsca innym, które nietylko intereso­

wały się polityką, ale także szerzyły niejednę myśl pożyteczną w życiu społecznemu

Kiedy rewolucya w Niemczech odbywała się wyłącznic w dzie­

dzinie ducha, zagranicą coraz widoczniej można było dostrzedz ślady głębokich wirów politycznych. Zbyt gwałtowne reformy Józefa Ii-g o , dążące do jedności państwowej i do usunięcia wpływu duchowieństwa, spełzły na niczem. Belgia, opanowana prawie wyłącznie przez ducho­

wieństwo i z trudem tylko przy koronie Habsburgów utrzymywana, powstała przeciwko józefińskim reformom, które miały na celu zupełne przekształcenie szkoły i ograniczenie władzy duchowieństwa. W gru­

dniu 1786-go r. Avybuchło powstanie w Lowenie, rozszerzyło się wkrót­

ce po całym kraju, tak, że Józef II zdecydował się (w czerwcu 1789)

(29)

OD WALKI O NIEPODLEGŁOŚĆ. 21

zgromadzenie stanów rozwiązać. Działo się to właśnie w ełiwiłi, kiedy w Paryżu rewołucya stawiała już pierwsze kroki. W listopadzie stany ogłosiły swoję niezależność, a w miesiąc później wszystkie prowincye złączyły się w jeclnę rzeczpospolitą, i austryacy zostali wypędzeni.

Śmierć Józefa I i-g o (20-go lutego 1790) przeszkodziła dalszemu za­

ognieniu stostunków, tembardzićj, że następca je g o , Leopold I, roztro- pnem zachowaniem się zdołał burzę zażegnać. W końcu listopada Belgia wróciła pod panowanie Austryi.

Holandya podniosła także chorągiew buntu przeciw sztathalte- rowi W ilhelm owi V Orańskiemu. Zona jeg o, Zofia Wilhelmina, była siostrą Fryderyka W ilhelm a II, następcy „starego Fritza.” K ról sko­

rzystał ze sposobności wmieszania się do sporu domowego, otrzymał łatwe zwycięztwo i W ilhelm Y znowu na tronie zasiadł. Prusy, H ol- landya i A nglia zawarły trój przymierze (1788), a ruch rewolucyjny zakończył się jeszcze prędzej niż belgijski.

Inne zupełnie rzeczy działy się we Francyi, w kraju, że tak po­

wiemy, ojczystym rewolucyi. Z chwilą, kiedy za czasów Ludwika X I V Francya zapanowała prawie nad całą Europą, wyrobiły się w tem spo­

łeczeństwie zasadnicze przeciwieństwa, które wkrótce w krew i kości przeszły. U góry, przy królu, wszystkie prawa; szlachta i duchowień­

stwo tylko wobec króla posiadają prawa ograniczone, względem wszy­

stkich innych warstw korzystają bezwzględnie ze swoich przywilejów;

u dołu mieszczaństwo pozbawione wszelkiej samodzielności, lud, nie­

posiadający żadnych praw, oddany na pastwę wszystkim. W ystarczać mu była powinna sława francuzkiego oręża i powodzenie dyplomacyi.

W szędzie w dodatku panowała choroba rozrzutności, samowola i prze­

ciwieństwo interesów warstwy używającej życia i zwiększającego się gwałtownie, pozbawionego wszelkiej moralności proletaryatu, napły­

wającego z prowincyi do Paryża. P o śmierci Ludwika X I V rządziła regencya; były to czasy szalonej samowoli, nikczemności i bezprawia W takiej atmosferze rósł Ludwik X V -ty , jako niewolnik zalotnic i fa­

worytów, oddany tylko przyjemnościom chwili, póki wreszcie nie padł w ramiona nabożnisiowstwa. W takiej to właśnie chwili dziejowej po­

wstała literatura, unicestwiająca wszystko, rzucająca szyderstwo na wszystko, co się poczuwało do wyższości, a jednocześnie z nią zawitał duch rewolucyi, tęsknota do wolności.

Zużyta armia, bezwładny rząd, sprzedajni urzędnicy, zadłużona szlachta, rolnictwo i przemysł w zaniedbaniu, lud ubogi i uciśniony, państwo stojące nad przepaścią,— w takim stanie była Francya, kiedy

(30)

panować zaczął Ludw ik X V I, król dobry, ale słaby. Posiadał on do­

syć bystrości wzroku, ażeby zrozumieć położenie kraju, ale nie posiadał zupełnie daru wyszukiwania ludzi, którzyby mogli jakiś ratunek obmy­

śl eć, i łatwo podlegał w pływowi otoczenia.

P o ustąpieniu z ministeryum finansów Jakóba Neckera (ur. 1734), człowieka prawego, ale wcale nie genialnego, w dodatku nienawidzone­

go przy dworze,— teka ministeryalna różne przechodziła koleje, aż wreszcie dostała się do rąk Aleks. Calonne’a, który sprawował rządy starym trybem, robił długi, i nareszcie, wyczerpawszy wszelkie środki, zaproponował królow i zgromadzenie notablów, ażeby wspólnie z nimi naradzić się nad reformą podatku. Na krótko przedtem odegrała się gorsząca historya z naszyjnikiem, która naraziła królową- na pośmiewi­

sko. Awanturnik włoski Józef Balsamo, znany pod imieniem hr. Ca­

gliostro, wym ógł na kardynale ks. Rohanie, przy pomocy sfałszowane­

go listu królowej, kupienie kosztownego naszyjnika, który, przy pośre­

dnictwie osoby trzeciej, miał być jej wręczony. Osoba ta była w porozu­

mieniu z Cagliostrem i kamienie z naszyjnika sprzedała. Kiedy jednak jubiler zadługo nie otrzymywał należnej mu zapłaty, zwrócił się bezpo­

średnio do królowej, która o niczem nie wiedziała. Oszustwo w ykryło się. Rohan został wspólnie z innymi aresztowany, parlament kazał go uwolnić, ale król, pomimo tego, polecił mu opuścić Paryż. K rok ten przeciwko wielkiemu dostojnikowi kościoła i członkowi najwyższej ary- stokracyi wywołał oburzenie nietylko wśród duchowieństwa, ale także wśród szlachty, źle usposobionej względem królowej.

Tymczasem na zgromadzenie notablów nie można było wiele li­

czyć, gdyż każda reforma podatkowa ich przedewszystkiem dotykać musiała; szlachta nie czuła się wcale usposobioną do ofiar na korzyść państwa. Posiedzenia więc schodziły na niczem, pomimo tego jednak dały się tam słyszeć opinie, np. Lafayette’a, zwracające uwagę na to, iż polepszenie stanu rzeczy jest koniecznością.

Odtej chwili wypadki podążały już szybkim krokiem ku katastrofie.

Nowy minister zaczął od rozpisania podatku, gdyż Calonne podniósł deficyt do 170 milj. liwrów. Parlament orzekł, że tylko stany jen oralne mają prawo nakładać podatki i nie zgodził się na zaciągnięcie wniosku do protokołu, ażeby mu siłę wykonawczą nadać; skutkiem czego par­

lament rozpędzono. W stolicy ju ż się rozpoczynały niepokoje. Marya Antonina nie mogła pokazywać się publicznie. Kiedy jednak na w y­

raźne zezwolenie króla, wygnani posłowie 21-go września 1787 roku do Paryża wrócili, ludność powitała ich ostentacyjnie. A le zgoda nie

(31)

OD WALKI O NIEPODLEGŁOŚĆ. 23

trwała długo. Parlament stanął wkrótce znowu na wrogiej stopie z ministeryum i królem, przyczem dwóch posłów aresztowano. Wtedy całe zgromadzenie zażądało uwolnienia ich i w końcu uznało (styez.

1788) za nieważne wszystkie listy gończe i edykta królewskie, wydane w ciągu ostatniego stulecia. Ludwik oświadczył publicznie, że prawa jego królewskie są nieograniczone, że je g o osoba jestjedynem źródłem władzy, a sądy i parlamenta są, tylko organami jeg o woli. Na to za­

protestował parlament, powołując się, że w konstytucyjnej monarchii

Talleyrand.

stany generalne tylko stanowić mog% podatek, że są. nietykalni, że pra­

wa narodowe są niewzruszone. Jednocześnie zdecydowano nie uzna­

wać prawomocności „ordonansów,” zmniejszających ich władzę i krę­

pujących wolność.

Pomimo tego ordonanse ogłoszono i wszystkim parlamentom pro- wincyonalnym odebrano władzę decydowania o podatkach i prawach narodu. Parlamenta nie chciały z praw swoich zrezygnować. W ybu ­ chły zamieszki w Delfinacie i Bretanii. W pierwszej z tych prowincyj, gdzie obok szlachty i duchowieństwa w zgromadzeniu zasiadali także

(32)

mieszczanie, chłopi i ludność miejska nie dopuściły wojska do rozpędze­

nia parlamentu w Grenoble. W Paryżu rosło niezadowolenie z dniem każdym, a ludność poczęła się burzyć.

K ról rozwiązał ministeryum, przywołał poraź drugi Necker’a i zwołał stany generalne. L ud począł podpalać i niszczyć pałace zniena­

widzonych ministrów, tak, że trzeba było użyć siły wojskowej do obro­

ny. Necker był wprawdzie ulubieńcem ludu, ale nienawidził go dwór i parlament. Obraził on zgromadzenie tem, że mieszczaństwu pragnął nadać podwójną ilość głosów, w porównaniu z innemi stanami. W koń­

cu zdecydowano, iż t r z e c i s t a n powinien posiadać tyleż reprezentan­

tów co inne. Dnia 1-go maja 1789 roku zgromadziła się rada państwa, powitana przez naród francuzki i przez całą Europę z wielkim zapałem.

Było to jedno z najznakomitszych zgromadzeń, jakie zna historya.

Obok niezłomnych obrońców dawnych przywilejów szlachty i ducho­

wieństwa, wolnomyślni arystokraci, ja k Lafayette, przebiegli dyplomaci, ja k biskup Maurycy Talleyrand (ur. 1754) i obok niego Honoryusz hr.

Mirabeau (ur. 1749), zepsuty moralnie, żądny sławy i pozbawiony cha­

rakteru, ale wymowny i ożywiony, marzyciele, obdarzeni najlepszemi nadziejami i chęciami, ale nie liczący się z rzeczywistością; wysocy do­

stojnicy kościoła, żyjący w zbytkach, jak arystokraci i ubodzy probo­

szcze z różnych prowincyj, ludzie, którzy przekonaniami stali po stro­

nie mieszczaństwa, idealiści, nieznający ani świata, ani ludzi; uczeni, ja k astronom Bailly, który z niewiadomych pobudek przeszedł ze swe­

go gabinetu na ślizkie pole polityki; publicyści, ja k abbd Sieyes, który w broszurze swojej, wydanej w 1788 r. p. t. „Co to jest trzeci stan?” —- uważał mieszczaństwo za jądro narodu. O bok tych wszystkich, ludzie których nikt nie znał, jak Maksymilian Robespierre z Arrasu. D w ór, jakoteż szlachta i duchowieństwo żądali głosowania według stanów, i obrad odrębnych. Sprzeciwił się temu trzeci stan, posiłkowany przez Lafayette’a, komedyanta wolności Talleyranda i księcia Orleań­

skiego, ogłosił się ja k o zgromadzenie narodowe, gotowe dokonać prze­

kształcenia Francyi nawet bez pomocy innych. Jednocześnie wrzenie ogarniało coraz szersze warstwy narodu. W yb orcy paryzcy utworzyli nowy klub. Polityczne hasła, wygłaszane z zapałem przez mówców, przechodziły wprawdzie z ust do ust, ale nie były wcale rozumiane;

tłum stolicy podburzał się bez żadnego idealnego celu, budził się po- prostu z długiego snu i odczuwał fizyczną swoję siłę.

Usiłowanie króla, za poradą stronnictwa dworskiego, podejść trzeci stan i narzucić mu konstytucyą, nie udało się. Mirabeau zawo-

(33)
(34)
(35)

OD WALKI O NIEPODLEGŁOŚĆ. 25

łał do mistrza ceremonii: „Proszę p o w i e d z i e ć swemu panu, żeśmy się tu zgromadzili z woli narodu, i że usunąć nas ztąd można tylko bagne­

tami!” Ludw ik wahający się ciągle, przyrzekł wreszcie szlachcie i du­

chowieństwu zgromadzać wspólne posiedzenia z trzecim stanem, cho­

ciaż chętnie byłby usunął drażniące go niespokojne żywioły. Stał się więc pow oli narzędziem w ręku królowej i dworu i robił wszystko, czego od niego żądano. W końcu zgodził się nawet na dymisyą Necke- ra. Zaledwie postanowienie je g o stało się wiadomem, oburzył się cały Paryż. Tłumy ludu, z mieszczan i proletaryatu z najkrzykliwszycli przedmieść przeciągały ulicami i gromadziły się na placach koło krzy­

kaczy. W ogrodzie Palais royal, gdzie kawiarnia była zbiorowym punktem pisarzy, artystów, literatów, polityków, młody zapaleniec, Kamil Desmoulins, 12-go lipca wołał lud do broni, ustrojony ja k o pa- tryota w „liście zielone.” Słowa je g o były iskrą rzuconą do prochowni;

ju ż nazajutrz przyszło do starcia się między ludem a wojskiem. Ż oł­

nierze tysiącami przechodzili z gw ardyi do ludu, a potem do gwardyi narodowej. Na dworze śmiano się z tego wszystkiego i panowało tam przekonanie, że siłą, da się wszystko zażegnać. W ieczorem 13-go lipca w świetnych salonach W ersalu zgromadziło się na bal w yborowe to­

warzystwo, nazajutrz rano zaatakowano dom Inwalidów i broń ludowi rozdano, a w kilka godzin potem zdobyto Bastylią. Ucięte głow y gu­

bernatora i oficerów, wsadzono na piki i z temi oznakami zwycięztwa tłum rozjuszony przeciągał ulicami Paryża.

Teraz dopiero rozpoczęła się emigracya książąt i arystokratów, którzy dla bezpieczeństwa uciekali zagranicę i usiłowali obce mocar­

stwa na pomoc Francyi przywołać. L udw ik z kupką wiernych pozo­

stał sam. Już go można było uważać ja k o jeńca, z którym nikt się nie liczył. Dnia 16-go lipca król przywołał znowu Neckera, który ja k o teoretyk, w ciężkie dnie burzy najmniej był zdolny na kierownika.

W krótce potem odbył on tryumfalny wjazd do Paryża z córką swoją przy boku, panią de Stael.

W gruncie bezrząd i bezprawie panowały ju ż wszędzie. D ługo pozbawione własnej woli masy, podniosły się w całym kraju; chłopi burzyli zamki feudalnych panów i gospodarowali, ja k zwierzęta. Z gro­

madzenie narodowe opracowało nową konstytucyą, opartą zupełnie na zasadach Montesquieu’ego i Franklina, która ku końcowi sierpnia już była ukończoną. Pomyślana przez idealistów, oparta na stosunkach uczciwych, przepełnioną była max-zycielstwem i nieznajomością natury ludzkiej. Zniesienie poddaństwa, praw lennych, przywilejów klaso­

(36)

wych, prawa miecza, dziesięciny duchownej— wszystko to odpowiadało potrzebom wieku, ale jednocześnie dano takie określenie prawom ludz­

kim, które czyniło cały nowy gmach pozbawionym trwałości.

Niezależnie od rewolucyi, dokonywającej się w dziedzinie pań- stwowo-prawnój, szerzyła się także rewolucya wśród plebsu, której przeznaczonym było wszystko pochłonąć. Nietaktyczne zachowanie się, szczególnie ze strony królowej, jeszcze bardziej podburzało niezadowo­

lonych. Dnia 5-go października, niezliczone tłumy, dowodzone przez bohaterów zdobycia Bastylii, rzeźnika Jourdana i pięknej Tlieroigne de Mericourt, ruszyły ku W ersalowi, ażeby rodzinę królewską uwięzić.

Doszło do scen okropnych; królowej omal nie zamordowano. Lafayet- te, pomimo zebranej naprędce gwardyi narodowej, nie zdołał ludu po­

wstrzymać. K ról musiał uledz. Dnia 6 października wsiadł do po­

wozu razem z rodziną, i konwojowany przez tłum postępujący na cze­

le i niosący zatknięte na pikach głow y pomordowanych, powrócił do Paryża. Naturalnie, że król i dwór, wobec gwałtownie wzmagającego się wzburzenia mas, niszczących resztki porządku państwowego, na­

dzieje swoje ku zagranicy zwracali. K iedy zgromadzenie narodowe traciło czas w bezustannych sporach, szukając możności urzeczywist­

n ie n ia idealnych żądań, tworzyć się poczęły rozmaite kluby, w których ręku skupiła się faktyczna władza, ja k j a k o b i n ó w , usiłujących przy- pochlebiać się masom, i jeszcze bardziej gwałtownych k o r d e l i e r ó w (cordeliers). Od listopada zgromadzenie narodowe powzięło kilka uchwał: zniosło klasztory i zagarnęło ich fundusze na rzecz skarbu, orzekło wybór duchowieństwa na posady proboszczów, jako urzędników gminnych, którzy muszą składać przysięgę na nową konstytucyą, ska­

sowało wszelkie oznaki honorowe, wszelkie przywileje szlacheckie, wprowadziło sąd przysięgłych i samorząd gminny.

W rocznicę obchodu święta związkowego (14 lipca 1790) zapał ogólny wzm ógł się do najwyższego stopnia. Delegaci różnych prowin- cyj zwołani zostali na pole Marsowe, a świętująca ludność zgromadziła się przed O ł t a r z e m o j c z y z n y . Prawdziwem szyderstwem history- cznem była msza, miana przez biskupa Taylleranda, przebiegłego dy­

plomatę i światowca. Pierwszy Lafayette wykonał przysięgę na wier­

ność narodowi, prawu i królowi. Ludwik złożył przysięgę także. W szy­

scy ściskali się i całowali. Zdawało się, że wszystko zapomniane, a nowy porządek rzeczy zapanował. Odurzenie znikło jednak wkrótce. Już zagranicą, pod wpływem roboty emigrantów, rozpoczął się ruch wste­

czny; bezwzględni zwolennicy rewolucyi, którzy o zgodzie z królem

Cytaty

Powiązane dokumenty

dr Honoraty Limanowskiej-Shaw uzmysłowił nam, że podstawą każdego leczenia endodontycznego jest nale- żyte opracowanie kanałów korzeniowych i znalezienie tych,

Zaprezentowane wyniki badań nad przekładem wybranych pozycji obydwu odmian (autor- stwa Andrzeja Sapkowskiego, Jacka Dukaja i Stanisława Lema) w połączeniu z analizą

Gotowa książka wraz z graficzną oprawą na warsztat bierze operator DTP, który układa elementy książki do publikacji.. Kolejnym etapem jest drukarnia

Korekta na USD/CAD, która rozpoczęła się na początku stycznia 2019 roku i zakończyła po miesiącu.. Czas jej trwania jest 3 razy krótszy

1/ „obraz zwierciadlany jest obecny i znajduje się w obecności referenta, który nie może być nieobecny”; gdy uznać obraz odbijany przez lustro za poprzednik, to „nigdy

Komunikaty nigdy nie znikają, a budowa tablicy jest taka, że łatwo się zorientować, w jakiej kolejności pojawiały się obecne na niej napisy.. Taka tablica jak wyżej,

Otóż w takiem położeniu rzeczy nadeszły wiadom ości o ro zru chach lipcowych... Tej samej nocy jeszcze w ybuchły zam ieszki,

Podobnie było na drugim roku – przewaŜały przedmioty ogólne- techniczne: mechanika, geodezja i fizyka (ogólna i techniczna) oraz rysunki odręczne, ale pojawia się tu juŜ