• Nie Znaleziono Wyników

Chłopiec studukatowy czyli Zaklęta w kaczkę księżniczka na ordynackiem : fraszka ze śpiewami; Zaklęta w kaczkę księżniczka na ordynackiem - Kujawsko-Pomorska Biblioteka Cyfrowa

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Chłopiec studukatowy czyli Zaklęta w kaczkę księżniczka na ordynackiem : fraszka ze śpiewami; Zaklęta w kaczkę księżniczka na ordynackiem - Kujawsko-Pomorska Biblioteka Cyfrowa"

Copied!
35
0
0

Pełen tekst

(1)

• CHŁOPIEC STUDUKATOWY

0 czyli Zaklęta w kaczkę księżniczka na Ordynackiem.

® ® ® @ © @ ® @ @ @ @ @ © @ ® ®

(2)

SZTUKI TEATRALNE.

Adam I Ewa. Krotochwila ze śpiewami ... 59

Barbara Fafuła i Józio Grojseszyk ... 50

Bartosz z pod Krakowa, dożywocie w letargu.. 50

Batożek. Komedya w 2 aktach ... go Berek zapieczętowany, monogram w 1 akcie__ 50 Bóg się rodzi! Polskie Jasełka ... go Błażek opętany, krotochwila w 1 akcie ... go "Cacusia” — operetka w 1 akcie, cena... go Chata za wsią. Dramat ludowy w 5 aktach__ 50 Cerka aldermana. Komiczna operetka w 3 akt... 50

Cud, czyli Krakowiacy i Górale, w 3 aktach. . . . 50

Cudowne Leki, obrazek wiejski w 1 akcie... 50

Cyganki. Komedyjka w 1 akcie ... 59

Cyrulik ze Zwierzyńca. Obrazek ludow y... 59

Oeszcz I Pogoda. Komedya w 1 akcie ... 50

Oobra noc Sąsiedzie. Krotochwila w 1 a k c ie .... 50

Owaj hultaje, albo on musi się żenió... 50

Owaj roztargnieni. Komedya w 1 akcie... 50

Owie Sieroty. Dramat w 5 aktach ... 1.00 Dwóch Feliksów I dwie Felunie. Cena ... 59

Dziecko Miłości, dramat... . 59

Oziesiąty Pawilon, obraz dram. w 1 akcie... 50

Flisacy. Obrazek ludowy w 1 akcie ... 50

Gałązka Jaśminu. Komedya w 1 akcie ... 59

Gałganduch czyli Trójka Hultajska w 3 akt... 50

Górą Pieśń, obrazek ludowy w 4 aktach... 76

Grochowy Wieniec, czyli Mazury w Kraków... 50

Genowefa, księżna brabancka ... 59

Gwiazda Syberyl Dramat w 3 aktach... 50

Heród Baba. Krotochwila w 2 aktach ... 59

Jaki pan taki kram, czyli Polski Uncle Sam... 59

Jan Kiliński, szewc warszawski w 5 a k ta c h .... 50

Kto się spodziewał? Komedja w 1 akcie... 50

Kolega z oślej ławki. Komedya w 1 akcie... 69 (Dalszy ciąg na przedostatniej okładce.)

(3)

7 / S C U z.

A

Copyright by W . H . Sajewski 1915

Chicago, 111.

ChłopiecStudukatowy

czyli Zaklęta w kaczkę księżniczka na Ordynackiem.

F rasz k a ze śpiewam i.

And. Słowaczyński.

W. H. SAJEWSKI 1017 Milwaukee Ave.

Chicago, 111.

(4)

O S O B Y : Michałek, szewczyk.

Rzemieniowicz, jego m ajster.

Krysia, córka Rzem ieniow icza.

Odionowski,,, duch nienaw iści, P a n pustych zam ków , (zyzow aty.)

Albinos Dundos, iduch złego, (rudy.) Tyfonowicz,

Tofański,

w p ostaci elegantów ,

Harpion, w postaci m arkiera i żebraka, złe duchy.

Mignęła, córka ducha nienaw iści, zaklęta w kaczkę.

Joasia, szynkareczka, (M łodość.)

Krzysztof, dziad z obw arzankam i, (S tarość.) (S cena w W arszaw ie i C zersku.)

u j s i l o t -

S C E N A I.

(T e a tr w yobraża ubogą stancyę.) Michałek (sam siedlząc na trójnóżku.)

‘ T ak, pilnuj' dom u ani się; rusz, albo wiesz co cię czeka! — Ja pójdę do m ojego b ra ta na obiad, pow rócę za trzy godzin y ; a nie śpij, albo jak powiedziałem , ro z u m ie sz !” — rzekł, m achając rę k ą : ten pan m ajster. Co ruszy, to g łupstw o p o w ie ; całą noc nie spałem robiąc buty, a on chce, żebym jeszcze i teraz czuw ał jak to niew ygodnie być biedhym , bodaj to żyć po p a ń s k u !

Śpiew Nr. i.

W e dnie sam e śm iechy, żarty, O dw iedzają w zajem siebie:

W ieczór ponczyk, winko karty.

A to życie ja k b y w niebie.

(5)

— 4 — A ja siedzę jak przykuty,

Jeszcze m ajster krzyczy w ściekle:

Sam e dratw y, smoła, buty, A to życie, jakby w piekle.

(zaczyna drzem ać.) G dybym ja mógł kiedy zostać panem , naprzykład przynajm niej jakim hrabią, jeżeli to praw da, że jest jakaś księżni­

czka zaklęła na O rdynackiem , co daje dużo p ien ięd z y .. . w arto b y spróbow ać.

S C E N A II.

(T e a tr w yobraża czarow ne jezioro w piecza­

rach na O rdynackiem .) Michałek.

P roszę, jak to tu pięknie, jaka duża k a­

czka.

Mignęła.

Czego żądasz, śm iertelniku?

Michałek.

P ie n ię d z y !

Mignęła.

Czy podejm ujesz się dopełnić w arunków , jakie położono wszystkimi konkurującym do nieprzebranych bog actw ?

Michałek.

Z duszy, serca, tylko chciej mi pow ie­

dzieć, m oja k a c z k o .. . Mignęła.

Ja jestem księżniczka, a nie kaczka.

Michałek.

P r z e p r a s z a m .. . powiedz mi, jaśnie ośw ie­

cona kaczkow ata księżniczko, jakie są te w a­

runki.

Mignęła.

T en, kto pragnie m nie w ydobyć z niewoli i poślubić sobie, pow inien w ydać sto razy na dzień dukata, któ ry mu wręczę.

Michałek.

A jak to być m oże?

Mignęła.

D ukat ten za spraw ą czarodziejstw a zn aj­

dować się będzie ciągle w kieszeni jego, jeśli na sam e zabaw y i irozpusty w ydaw ać go bę­

dzie.

Michałek. i

Sto r a z y . . . to sto dukatów na d z ie ń .. . Mignęła.

la k j e s t . . . po w iernem dokonaniu tych w arunków o trzy m a m oją rękę, serce, wdzięki,

— 5 —

(6)

p ostać i to w szystko, (X> do m nie należy, oraz zostanie panem najm ożniejszym .

Michałek.

Sto dukatów przechulać, to nie żarty, ale ja potrafię będę g rał w kupki, będę zapijał li­

kier kw aterkam i, po w szystkich ulicach będę dorożką jeździł, i tym podobne rzeczy robić będę. Ale czy to taka hulanka długo trw ać pow inna?

Mignęła.

T y lk o przez jeden dzień, poniew aż dziś kończę rok pięćdziesiąty; ojciec mój, m ieszka­

jący w Czersku, tak i w ydał w yrok. Skoro ur kończysz lat pięćdziesiąt, zostaniesz starą panną, czyli, jeżykiem czarodziejskim w y ra­

ziwszy, zostaniesz czarow nicą.

Michałek.

O j! oj! oj! czy to po ojcow sku? ale dla­

czegóż to' on tak jest zagniew any?

Mignęła.

Posłuchaj. O śm nasty raz prom ienie sło ń ­ ca w iosennego uderzyły w obiegu roku m oje źrenice,gdy w yszłam przejść się n a Solec.Idąc ponad brzegam i W isły, niew idzialna, d ostrze­

głam jak niezliczone tłu m y słabych śm iertel­

ników w jednym z żyw iołów szukały ochłody, potrzebnej do orzeźw ienia m ateryi ich istn ie­

nia. T u ż przy drodze pow ietrznej, w zniesio­

nej n a sztucznie ułożonych wodopływach-, gdzie w oda całow ała o krąg żółtaw ej ziemi, d!o którego z pow odu m ocnych działań słoń­

ca dostąpić nie m ogła, w lekkich skokach u- nosił swą postać m łodzian cudnej urody. Zo­

baczyć i pokochać było dziełem jednej chwili.

T k n ię ta jego nadzw yczajną żyw ością i urodą, pobiegłam do mojej ciotki, kabalarki m ieszka­

jącej na D y n a so w sk ie m ; za jej poradą i za­

klęciem przem ieniłam się w Żydóweczkę i w tej postaci ukazałam się jem u, w składzie so­

ku, utw orzonego z pracy pszczółek pracow i­

tych, gdzie on zaw itał po orzeźw ieniu. P o kilku butelkach m oje w dzięki zaczęły n a nim czynić w rażenie, a w dw ie godziny ośw iad­

czył, że mnie kocha szalenie! Jakże naów czas byłam szc zęśliw ą!

Śpiew Nr. 2.

N a mej tw arzy był rum ieniec, Jego była też ładniuchna, O n m łodziuchny był m łodzieniec,

I ja byłam też m łodziuchna.

(7)

Jego młodość, m oja m łodość M iłość w sercach p o d n ieciła:

Czy to nieidość? O ! dość, o! dość.

O ! młodości, jakżeś m iła .. . (Michałek poziewa.) M ówił, że m nie mocno kocha,

Jam też m ocno go kochała;

O n był stały, ja nie płocha;

O n m nie chciał, jam jego chciała.

Jego m łodość, m oja młodość M iłość w sercach podnieciła;

Czy to nie dość?

Michałek (poziew ając.)

O d oić! o dość! (do siebie.) T o dopiero m nie znudziła.

Mignęła.

Byłam szc zęśliw a! on był szczęśliw y, by­

liśmy szczęśliw i!

Michałek (do siebie.)

A, nieszczęście!—jak też te stare panny lubią gadać o swej starej pierw szej miłości.

Mignęła.

Mój ojciec przyjechał odw iedzić mnie u mojej ciotki, i chciał minie oddać do M adam ,

— 9 —

żebym się po niem iecku nauczyła, gdyż mój ojcec zaw sze był zabitym 'rom antykiem , a to przez w dzięczność dla tych, k tó rzy jego rezy- dencyą w szczytnych skreślili obrazach i tyle sta ra ją się ród cz artó w przypom inać ludziom . D w orzanie ojca dociekli m ojej m iłości i o niej jem u donieśli. Surow y, rozgniew any ojciec, za nam ow ą A lbinosa D undosa, sw ojego p rz y ja ­ ciela, któ ry p ra g n ą ł otrzym ać m oją rękę i m oje wdzięki, oddał m nie djabłu, k tó ry dozo­

row ał nad em n ą; byłam skazaną na wieczne panieństw o. W y staw sobie okropność m ojego stanu, sześć lat napojem m oim były łzy, a po­

karm em paznogcie.

Michałek.

P aznogcie jeść! kto to słyszał!

Mignęła.

T aki był w yrok ojca, a to ¡dlatego, abym nie w ydrapała oczów m em u strażnikow i. Lecz słuchaj dalej.

Michałek.

Co? czy jeszcze?

Mignęła.

O ! dużo jeszcze! z mojej młodości mo- żnaby ze czterdzieści ballad napisać.

(8)

IO

Michałek.

Żebym tylko z nudów nie zasnął.

Mignęła.

K ochanek mój, rów nież jak ja, prześlado­

w any przez ojca mego, za sp raw ą duchów zakończył w pół roku nikczem nie piękny ży­

w ot. Sądow nie ukaranym został za p rz ek ra­

danie w ódki i tym podobnych rzeczy. P o g rą ­ żona w rozpaczy, bolejąca, cierpiąca, płacząca, szlochająca, w zdychająca.

Michałek (poziew ając.) N u d z ą c a !

Mignęła.

Jęcząca, c ie rp ią c a ! Michałek.

Ju ż było cierpiąca !

Mignęła (przew lekle.)

M iałam tak pędzić opłakane lata, gdy pro­

m ień w yzw olenia b ły sn ął; tym promieniem, był pew ien śm iertelnik, k tó ry sw oją w ym ow ą zdołał w zdum ienie w prow adzić A rgusa i gdy już m iał m nie w yrw ać z niedoli, ojciec mój niespodzianie nadjechaw szy, zam ienił m nie w kaczkę, a stra ż n ik a w nietoperza i taki ogło­

sił w y ro k : “W ydanym będzie z czartow skiej

i i

kasy jeden inkluz, k tó ry ma otrzym ać śm ier­

telnik, pragnący córkę m oją w ydobyć z nie­

woli. T en inkluz m a wydawać* sto razy na dzień do czasu, w którymi ona dojdzie lat pięć­

dziesięciu, tj. jak skończy wiek panieński.

(Michałek zasypia.) D zień jest ostatni, dzień tego term inu. P rzy tem za najgłów niejszy w a­

runek położył, aby w spom nany inkluz nigdy ubogiem u nie był dany. W przeciw nym razie, łaskę na zaw sze m am utracić i na łopacie na łysą górę polecieć, abym zajęła w akujące m iejsce w gronie najsław niejszych czarow nic dziew iętnastego wieku. O t y ! co w tej dobie pragniesz mnie o c a lić .. . (widząc iż się kiwa) P rzebudź s i ę . . . (trąca go). Wiidżę, iż nie m asz do mnie dobrej chęci.

Michałek.

Żebym cię w idział upieczoną na talerzu, tobym może m iał dobrą ch ę ć . . .

Mignęła.

R ysy tw oje przypom inają mi obraz m o­

jej pierw szej miłości.

Michałek.

P rzejdźm y do ostatniej. Chciej mi d ać ten inkluz i pozwól, abym cię z tych piórek m ógł oskubać i z o s ta ć ...

(9)

12 — f

Mignęła.

M oim wiernytm m ałżonkiem . Michałek.

O tem później będzie m owa, a teraz daj mi ten inkluz.

Mignęła.

Już go m asz w swojej kieszeni. P am iętaj, iż go zm ieniać nie m ożna, zaw sze trzeb a całe­

go wydać.

Michałek.

D obrze, dobrze! P raw da, jest w kieszeni.

i

Mignęła.

T eraz idź i pracuj nad naszem w spólnem szczęściem.

Michałek.

D o zobaczenia, m oja k acźkow ata księżni­

czko. (do siebie.) O t, to mi żonka, co taki ma p ie n ią d z : będęż dopiero sobie h u la ć ! (nucąc sobie, wybiega i Mignęła wychodzi. Riturnella Nr. 3 z Otella aryi pierwszej; potem: W lazł kotek na płotek i mruga etc.)

13 - -

S C E N A I I I.

(T e a tr w yobraża salę czarodziejską w C zersku.)

Odionowski i Albinos Dundos.

Albinos Dundos (słuchając.)

Czy słyszysz jak m u śpiew a o swoim gagatku ?

Duet djabelski Nr. 3.

Odianowski i Albinos.

O kochanku głupia głowa

K iedyż bredzić zaprzestanie?

Ach ! to dla mnie męka nowa, Niech przepadnie to kochanie.

A ch! nienaw iść to rzecz luba!

O niej m ożna śpiewać ładnie:

Boleść,' rozpatrz, to ma chluba!

A kochanie niech przepadnie.

Lubię tylko ognie, stosy,

K rzyk niem ow ląt, m atek jęki, W ilków , hyen dzikie gło sy ;

W ściekłość także ma swe wdzięki.

(10)

A c h ! nienaw iść to rzecz lu b a ! O niej m ożna śpiew ać ładnie;

Boleść, rozpacz, to ma chluba!

A kochanie niech przepadnie.

Odionowski.

S łu c h a j! czy się podejm ie.

Albinos.

O pow iada, jak ją oddałeś strażnikow i, k tó ry zasnął pew nego r a z u . . .

Odionowski.

P rzem ieniłem go w nietoperza, a w kilka dni został złapany i na drzw iach szynkow ni na Zapiecku przybity ;tak będzie w szystkim , k tó ­ rzy nasze rozkazy niedbale w ykonyw ają.

Albinos.

Opowiad'a mu w arunki. Zasnął.

Odionowski.

R zeczy u rzędow e; jakże nie m iał zasnąć?

Albinos.

D oskonale przespał najgłów niejszy w aru ­ nek.

Odionowski.

T eni lepsza nasza spraw a. Cóż zrów na m ojem u ukontentow aniu!

— 15 — Albinos.

Z aczyna znów gadać o swoim kochanku.

Odionowski.

Poco są kobiety na świecie? zaw sze tylko ten pierw szy k o c h a n e k ! N ienaw idzę kobiet i chociaż to m oja córka, jednak gdyby mi w ol­

no było, tobym jej zaraz karku nakręcił; tak nenaw iścią przejęty, że naw et sam siebie nie­

naw idzę.

Albinos.

Już m a odejść, nie traćm y c z asu ; co ży­

wo w yślij kilku duchów , aby popsuli ich za­

m iary.

Odionowski.

Oj, to, to ! (wyjmując z sakiewki trzy ziarnka grochu, i mając je na dłoni, tak prze­

mawia:) W y duchy podw ładne, uw ięzione w teni ziarnku, w krótce m acie spraw ić, ażeby M ichał W in ce n ty dwóch im ion, Stolkiew icz, z urodzenia głupiec, a z rzem iosła szewczyk, chuderlaw ej tw arzy i etc., jak stoi w w aszym m ózgu, w yd’ał na jaki dobroczynny użytek inkluz, dany m u przez m oją córkę. Jeżeli się dobrze spraw icie, n a przyszłość pozw olę wam na sw oje kopyto złe broić, w przeciw nym

(11)

16 —

razie obrócę w as w nietoperzów i oddam na pośm iew isko i ka>rę najokropniejszą, (bierze po ziarnku grochu i przez tutkę trzcinową strzela ustami za kulisy.) N a b i’ard na K ra- kowiskiem P rzedm ieściu, (za każdem wylece- nim ziarnka z tutki, uderzenie w wielki dzwon chiński.)

Śpiew Nr. 4. (K acpra z F rajszyca.) H o p ! h o p ! by w as nie uprzedzono, Już sidła, już nastaw iono.

Nic ją w ybaw ić już nie zdoła.

W y duchy ciem ności, otoczcie go dokoła.

Niech wasze dźw iga srogie pęta, Tryum f! już zemsta dopięta!...

Odionowski.

A teraz pójdźmy do jadalnego pokoju co zjeść.

Albinos.

Cóż będzie na obiad ? Odionowski.

Na zupę sm oła z w ężam i, na sztukę m ię­

sa żaby; na pieczyste drzazgi suszone, na de­

ser kilka ułam ków cegły, przytem do picia ek stra k t z w itryoleju i kilka flasz dw udziesto­

letniego w innego octu.

17 — m m m

1

Albinos.

. Oj to, to! Będziem pić a konto try u m fal­

nego w jazdu tw ojej córki na Ł y są Górę.

Odionowski.

I za zdrow ie złych ludzi. Idźm y. (O dcho­

dzą.)

S C E N A IV .

(T e a tr w yobraża izbę szynkow ną.) Michałek (w chodzi po fanfarońsku.)

Śpiew Nr. 5. 'Każldy przyzna, kto złoto m a,

Że z niem w szystko zrobić się da, Lecz człowiek bez złota,

Nie jest w a rt i k o ta ; T ak ten mówi, co złoto m a.

K iedy u człow ieka bieda, Żyd na k red y t wódki nie da.

P u s to w brzuchu, w gafldle sucho, Jescze szarpie ktoś za ucho.

P rzy pieniądzach nic nie robię, Do dziew iątej sypiam sobie.

Jem kiełbasy, pieczeń, zrazy, / ^ a5u o

( U NIW ER S YTE CK AJ

(12)

P iję todres z dziesięć razy, W albeewelbe, w kupki gryw am , I przy kuflu sobie śpiew am . K to pieniądze ma, to jest zuch, A kto nie, tego za kark buch.

Co się to znaczy? tu nie ma szynkarki am gości; hej! panno szynkarko, proszę piw a!

S C E N A V.

Michałek i Harpion (jak m arkier.) Harpion.

Co pan rozkaże?

Michałek.

Ja chcę szynkarki.

Harpion.

Ale tu nie szynkarki, tylko ja m arkier.

Michałek.

T o nie d obrze; ja wolę gdżie szynkarki usługują, bo je st się do kogo poum izgać.

Harpion.

Olcho! już teraz nie będzie szynkarek, tylko m arkiery, a dziew czyny będą m ogły słu­

żyć jedynie za kucharki.

Michałek.

G łupia m oda, człow iek nie będzie m iał gdzie w esoło się zabawić. Co tu m a c ie ? ...,

Harpion.

P iw o ow siane, łom iankow skie, zw yczaj­

ne, sim plex, essencyą, w ódki rozm aite trzeci num er.

Michałek.

A co j e ś ć ? ...

Harpion.

M ożna dostać kotletów , byw sztyku, bu- tersznitów porcyę jedną i d r u g ą .. .

Michałek.

A co więcej ? .. . Harpion.

B ila r d .. .

Dój mi porcyę b ila rd u . . . Harpion.

Ale bilardu n ik t nie j e . . . Michałek.

A na cóż go m acie?

Harpion.

Do grania.

Michałek.

A czem użeś mi tego od razu nie pow ie­

dział?. . .

(13)

20

Harpion.

M arny przytem domino, także do grania.

Michałek.

N o! daj, będę grał. (Harpion daje.) I cóż z tern robić?

Harpion.

Czy pan nie umie grać?

Michałek.

N i e . . . u m ie m .. . tylko mi pokaż.

Harpion.

A co mi pan za to da?

Michałek.

D am ci dukata.

Harpion.

D obrze, panie. P an masz starszą dubel­

tów kę, to niech pan w ystaw ia — ot tak — teraz ja staw iam sześć i pięć — pan znow u stawia p iątk ę dubeltów kę — teraz ja staw iam pjątkę z tró jk ą — a teraz p a n .. .

Michałek.

I cóż ja ? — nie mam ani trójki, ani piątki.

Harpion.

T o pan musi <robić pas.

Michałek.

Cóżto ty sobie m yślisz, skórko na buty, że je szewc, to mi każesz robić pasy? A wiesz jak ci gw izdnę za ucho, to aż K raków zobaczysz.

*---* -**' -i

Harpion.

Czego się pan gn iew a; to się tak tylko mówi pas, co znaczy, że pan nie m asz takiego kam ienia.

Michałek.

J a się nie wd!aję z takim jak ty.

Harpion.

Ale niech pan daje obiecanego dukata.

Michałek.

Na, m asz, nie w daję się z tobą (do sie­

bie). M yślał, że wziął, a ja m am (go w mojej kieszeni.

Harpion.

O to nadchodzą jacyś dwaj panicze; może pan z nimi zagra w bilard1.

Michałek.

Później będę grał, a teraz, jeżeli chcą, bę­

dę g rał w karty.

S C E N A V I.

Tyfonowicz, Tofański (jak eleganci,) Harpion i Michałek.

Michałek.

Jak się panow ie m ają?

— 21 —

(14)

Tyfonowicz.

Zdrow i, do u s łu g .. .

Michałek (do H arpiona.) K tóż są ci panow ie?

Harpion (cicho.) Nie wiem.

Michałek.

Czy panow ie nie pozw olą czasam i w k arty ? Tofański.

Zaw sze na u słu g i. . . Tyfonowicz.

W cóż pan g ry w a? — Wl stosika, elbika, faraona, w w ista?

Michałek.

O nie! ja um iem w gapia, w noska i w kupki.

Tyfonowicz.

Zgo(d'a w kupki, i po ileż pan g ry w a ? Michałek.

Ni m niej ni więcej, dukała.

Tyfonowicz.

Gut. (wyjmuje dukaty z kieszeni.) B ank ju ż na stole, a w banku sto dukatów .

— 22 — 23 —

Tofański.

J a kładę na stole tak że sto dukatów . Michałek (do siebie.)

T o jacyś g r a c z e ..., zg rają mnie n iedłu­

g o . . . powrócę db m ojej księżnej, a ni się spodzieje jak prędko.

Tofański.

N iech pan kładzie na stole także sto d u k a tó w .. .

Michałek.

J a m am w kieszeni; jak p rzegram , to postaw ię.

Tyfonowicz.

A le to je st taki zw yczaj, że się wykłada.

Michałek.

Chcecie, grajcie, nie chcecie, nie grajcie, a ja ni pokażę moich dukatów , (do siebie).

Jak b y zobaczyli, że ja m am tylko jedńego, to ­ by gotow i ze m ną nie grać.

Tyfonowicz.

N,o, kiedyś pan taki u party, to m niejsza, odstępujem od zw yczaju,a to jedynie dla przy jem ności gran ia z panem . Z aczynam układać proszę w ybierać.

(15)

2 4

Michałek (do siebie.)

N ajm niejsze kupki będę w ybierać, to n a j­

pew niej przegram , (głośno) staw iam na tę.

(Tyfonowicz (odw raca.)

U m nie król, u ciebie dama, a u pana tuz żbłędny, w ygrana, płacę, (daje dukata.) Na nowo, k tó rą pan obiera?

Michałek.

T eraz w ezm ę n ajgrubszą, tę.

Tyfonowicz (odkryw a.)

D w ójka, u ciebie czw órka, a tu dyska żo- łądina (płaci), na nowo.

Michałek.

P roszę pam iętać, abym przegrał, bo ina­

czej to grać nie będę.

Harpion.

P an m usi mieć dużo pieniędzy, że pragnie przegryw ać.

Michałek.

•Nie w tykaj do nas nosa, bo po nim d o sta­

niesz.

Harpion.

O: co się pan gniew a? — przecież ja nic złego nie powiedziałem .

25 — Michałek.

A ja ci rozkazuję, żebyś był cicho, bo po­

budzisz m nie db g n ie w u .. . Harpion.

Ależ niech pan uw aża, gniew pięikności szkodzi.

Michałek.

Cicho, bo cię zabiję i na fu n ty zapłacę.

Tyfonowicz.

P orzuć pan tak niegodne spory i obieraj s o b ie ...

Michałek.

P roszę, jak m nie rozgniew ał, staw iam na tę k u p k ę .. .

Tyfonowicz.

D am a, dyska.

Michałek.

T eraz zapew ne przegram . Tyfonowicz.

K ról żołądny.

Michałek.

Cóż to, czyście się uw zięli? sam ą żołądzią m nie k arm icie; ja nie lubię takich żartów .

Tofański.

Ale w tern nie m a zgoła ż a rtó w ; k arta

(16)

tak w yszła i nic w ięcej, niem asz pan słusznej przyczyny do gniew u.

Michałek.

P anow ie oszukujecie, nie będę g ra ł z w a­

mi.

Tyfonowicz.

Co? my o szukujem y!!!

Michałek.

Talk, oszukujecie!!!

Tofański.

M ości panie! podobna zniew aga L . . Michałek.

Ja chcę przegryw ać, a nie w ygryw ać, a w asanow ie zaw sze mi tylko w ygryw ać dajecie.

Tyfonowicz.

O św iadczam , że podobna zniew aga tylko krw ią zm azana być m o ż e .. .

Michałek.

Co to znaczy, czyś to w asan rzeżnik, że chcesz krw ią się m azać?

Tyfonowicz.

N ow a obraza.

Tofański.

W zy w am y go na pojedynek, ja k pan chcesz, na p istolety najlepiej, w lasku łazien­

kowskim .

2 7 Michałek.

Co to ma znaczyć?—W a sań stw o chcecie m nie zabić, a potem m oje dukaty wziąć, ja pójdę do inspektora n a skargę.

Tyfonowicz.

D aję m u pół godziny czasu do urządzenia swoich1 interesów fam ilijnych i ulokow ania pieniędzy; proszę się staw ić w oznaczonym czasie i m iejscu, w przeciw nym razie w każ­

dym czasie i m iejscu pot ra f im zadość uczynić naszej ipretensyi. Do zobaczenia, prosim y so­

bie w ynaleść sekundanta i przynieść swoje pistolety, (odchodzą.)

S C E N A V II.

Michałek i Harpion.

f

Michałek.

W idziszno go! p a trz a jn o się! jaki mi zuch, ja pójdę n a skargę, ja m am zostać wielkim panem , a on m nie chce zabić; czekaj, d o sta­

niesz ty.

Harpion.

Ale, panie, nie m ożna odm awiać, kiedy w yzyw ają, to się nie zgadza z honorem , niech pan przyjm ie w yzw anie.

(17)

Michałek.

A kiedy ja się nie um iem strzelać.

Harpion.

T o niech pan w eźm ie sekundanta, albo najm nie sobie zastępcę.

Michałek.

A toby dobrze b y ło ; ale czy są tacy, co się n ajm ują do pojedynków ?

Harpion.

Może i są, lecz ja ich nie z n a n i ; . .. nie m a się pan czego obaw iać, to tylko tak dla ż a rtu się w yzyw ają. Sekundanci rozpoczną u-

kłady o zgodę i kończy się na śm ierci kilku kurcząt, lecz trze b a stanąć, gdyż niestaw ający m oże być pew nym dotkliw ych urazeń.

Michałek.

Jeżeli o trak to w an ie idzie, to m niejsza;

ja im nie tylko kurcząt, ale i sera owczego kupię, ale powiedz mi kogo ja mam wziąć za sekun d an ta?

Harpion.

M nie pan w eź; ja tak zręcznie oczy im zam ydlę, że ich będzie m ożna bez b rzy tw y o-

golić.

(18)

M ichałek (sam .)

O tóż to talk, to aż miło, pojadę sobie do­

rożką przez K rakow skie Przedm ieście, przez N ow y Św iat, będą na m nie p atrz eli jak na ra- roga. Z araz ju tro każę zrobić płaszcz hiszp ań ­ ski z czerw onym kołnierzem i będę cały dzień jeździł po ulicach dorożką,siedząc na poprzek.

A jak się ożenię, to z radości nie wiem co zro­

bię. . . już wiem co : oto: będę jad ł pirogi z k a­

szą jaglaną. Ale nim się ożenię, pow inieniem w ydać dukata, czy tam inkluza, sto r a z y . . . i w y d a m ... do ju tra rana jeszcze d a le k o ...

będę bogatym , będę m iał ż o n ę ... ale jak ą żonę !.. . s t a r ą . . . a może i b rz y d k ą . . . lecz co t a m . . .

Śpiew Nr. 6.

N iechaj sobie będzie stara, N aw et stare są dziś w m o d z ie :

N iechaj będzie i poczw ara, M ogę jednak żyć z nią w zgodzie.

¡Al więc żenię się z ochotą, Nie chcę się z fo rtu n ą m ijać:

U jrz ę p ięk n ą; gdy m am złoto, Będzie mi bez m usu sprzyjać.

Gdy już zaspokoję chrapkę I otrzęsę z biedy troszkę,

K upię sobie z fu trem czapkę, C hustkę białą i wołoszkę.

W ielki z bogactw i postaci, W tej i owej będę stronie,

D um ny będąc jak bogaci, R zadko kom u się odkłonię.

Ale gdybym z mojej żony, M iał mieć w dom u sro g ą jędzę,

Zam knę sk a rb y ; urażony, K ijem za drzw i ją w ypędzę.

Zaw sze w esół i ostrożny, Będę. cieszyć się m ym stan em :

Żyjąc jako p an w ielm ożny, U m rę ośw ieconym panem .

Gdzież ta n gapa tak długo siedzi? ocho!

zajechała dbróżka; a dlaczego z a k ry w a s z ? ...

— 31' —

(19)

co tobie do tego? niech pada. J a lubię jeździć po deszczu, albow iem zaraz ro sn ę; zobaczysz jak ja do ju tra urosnę. Z araz zejdę.

S C E N A IX .

(T e a tr w yobraża K rakow skie P rzedm ieście i 'Nowy Ś w iat.) .

Michałek i Harpion.

Harpion.

Czekam na p a n a ! • Michałek.

No dalej, ruszaj, a sam ym środkiem ; w i u ! . .. jak piękne panny w yglądają oknam i!

d a le j! Olcho! nasz czeladnik idzie, w ybił m nie w czoraj po plecach, trzeba mu się ukłonić;

niech się śm ieje, c z e k a j! każę ja tobie najpierw b uty u s z y ć ; hola ! stój !

(T e a tr w yobraża aleję.)

Na, masz d u k ata! bierz, b ierz; ja nie po­

trzebuję re sz ty ; jedź sobie.

(T e a tr w yobraża ogród pod K arczochem .) A to co? czy mi się z d a je ... e . . . nie;

d o p ra w d y !... to pan m ajster i jego córka, a m oja ex-kochanka.

S C E N A X.

Rzemieniowicz.

Czy to on, czy nie on? o n ,,o n ! on! M i­

chałku! a ty tu co robisz? nie kazałem ci to dom u pilnow ać? a ty h u lta ju ! nic dobrego!

tylko znajdę kij, dam ja t o b i e ...

Michałek.

Chyba ja w asanu dam, to je st dam pie­

niędzy.

Rzemieniowicz.

Co to m a znaczyć?

Michałek.

T o m a znaczyć: ja jestem wielkim panem ! Rzemieniowicz.

Co! ty w ielkim panem ? Michałek.

T ak, ja! P roszę się zapytać.

Harpion.

T ak je s t: w ielki! m ożna pow iedzieć m i­

lionowy bogacz, M onsieur de M ichał.

Michałek.

J a nie chcę, aby na m nie w ołano: de! M i­

chał.

Harpion, Michałek, Rzemieniowicz i Krysia.

(20)

— 34 — Harpion.

Jak się W ielm ożnem u Panu! p o d ó b a ; a te ­ raz pozw ól pan, abym poszedł i znalazł w iado me mu, osoby.

D obrze, idź, a nie baw się d łu g o ; ja tu czekam na tych ichmościów.

Harpion.

N ie długo zabawię., (do siebie) B ędziem y cię zaw sze mieli n a oku. (odchodzi.)

S C E N A X I.

Michałek, Rzemieniowicz, Krysia.

Rzemieniowicz.

Lecz powiedz mi, mój M ichałku, jakim sposobem ty zostałeś panem ?

Michałek.

Co m ajstrow i do tego! jestem pan, m am dukaty, ju tro się ożenię i kw ita.

' Krysia.

Oj to dobrze, M ichałku! ja pow iedziałam ojcu, że cię kocham .

Michałek.

Ja waćpanny. nie chcę; ja się z kim innym ożenię.

35 Krysia.

Z kim innym ? a ty m a ta c z u ! nie pow ie­

działeś w czoraj, gdyś skórę klepał, a ja św ie­

cy nos ucierałam : panno K ry siu ; ja pannę kocham ? A tydźień tem u, gdyśm y byli n a od­

puście, to ś mi pierścionek za dwa grosze k u ­ pił!

Michałek.

A kiedy ja chciałem całusa, toś p an n a m nie uderzyła po nosie i pow iedziała: a psik! a onegdaj toś mi rozpalony k not od świecy za

pazuchę w puściła.

Krysia.

A to dlatego, abyś się do m nie palił.

Michałek.

Ju ż też się w ypaliłem , aż m am znak.

Krysia.

Czekaj, czekaj, przy jd zie koza do woza, będzie wołać m e . .. ale ja nie będę słuchać.

Michałek.

T ak, tak, m ów iłem daw no, p rzyjdzie koza do woza, i p rz y szła; a d iu ! już po naszem ko­

chaniu.

Rzemieniowicz.

Słuchaj no, ty ćhfopaczku, jak ty śm iesz do

(21)

— 36 —

mojej córki ta k ¡przemawiać? ja cię tu na mia­

zgę ubiję, t y . . . (chce go bić.) Michałek.

T y lk o mnie pan m ajster nie tykaj, bo jak się rozgniew am , to zaw ołam dozorcy.

Rzemieniowicz.

Co! ty na m nie śm iesz wołać dozorcy? ty nędzo! ja cię ochroniłem od głodowej śm ierci;

ja, gdy tw ój ojciec um arł, stałem się tobie do­

broczyńcą, ja cię szyć nauczyłem , ja cię o k ry ­ łem, ja cię 'k a rm iłe m .. .

Michałek.

Ja cię b iłe m .. .

Rzemieniowicz.

T ak aż to nagroda za m oją dobroć? takeż to zapłata za w ychow anie? czekaj, poniew aż jesteś bogatym , pozwę cię do pana P odsędka, m usisz za w szystko zapłacić.

Michałek.

A m ajster m usisz mi oddać w zięte po m oim ojcu kopyta i pocięgle.

Rzemieniowicz.

D am ja ci pocięgle, ale n a plecy.

Michałek.

Ja nie jestem już jego chłopcem ; proszę z respektem mówić.

37 — Rzemieniowicz.

K iedy bieda, to do żyda, a po biedzie za drzw i żydzie.

Michałek.

P ow iadam ostatecznie panu m ajstrow i, iż się z nim nie w daję, że jestem panem , że nie lubię jego przym ów ek i kw ita.

Rzemieniowicz.

Śpiew Nr. 7.

Lecz gdy ci zbędzie na złocie, Dam ja ci nauki w alne:

Skóra będzie znów w robocie.

Michałek.

Cicho, szewcze, bo cię palnę.

Rzemieniowicz.

A to z ciebie panicz przedni, Dziś przy tobie nic nie znaczem ,

G ardzisz nam i, żeśm y biedni.

Michałek.

P la ! poznajcie, żem bogaczem ! Rzemieniowicz.

K ry s iu ! pójdź ze m n ą ! U padam do nóg pa­

nicza.

Michałek.

P a d a j ! p a d 'a j!

(22)

— 3« — Krysia.

O, ty niegodziw cze!

Michałek.

M asz za swoje, panno dum na, czeczotko w arsztatow a. (Rzemieniowicz i Krysia odcho­

dzą.)

S C E N A X II.

Michałek (sam .)

O m ało się nie rozjęd y czy ł; m yślał, że do sw ego chłopca g ad a ; aż się zgrzałem . Mój m arkier nie pow raca, ale bo też to sporo dro­

gi aż do lask u ; m uszę się napić piwa, trz e b a już zacząć hulać, hej, piw a!

S C E N A X I I I Joasia i Michałek.

Joasia.

A ! to ty, M ichałku?

Michałek.

A to ty, Joasiu?

Joasia.

A ja!

A ja !

Michałek.

Joasia.

Co ty tu robisz?

Michałek.

Co ty tu robisz?

Joasia.

Ja piw a daję.

Michałek.

A ja przyszedłem n a piwo.

Joasia.

F iu ; fiu! jaki mi pan, do piw a się już bie­

rze, a nie łaska w ody?

Michałek.

J a nietylko do piwa się biorę, ale i d o ’ ciebie się wezm ę, (chce ją schwycić.)

Joasia.

H o la ! hola ! m o ś c i! skądże t a śm iałość?

Michałek.

Z kieszeni !

Joasia.

Ja k to z kieszeni?

Michałek.

Bo m am pieniądze w kieszeni.

Joasia.

D opraw dy? skąd ty masz pieniądze?

(23)

Michałek.

Nie na tw oją głow ę o tem m ow a! Słuchaj, Joasiu, ja mam dukaty (pokazuje jej) o! w i­

d z i s z ... ty m nie znasz.

Joasia (zobaczyw szy dukat, łaskaw sza.) A to dobrze, razem z tobą u W ojciechow ej i na D ynasow skiej górze często się b a w iła m ; nieraz robiliśm y garnuszki z gliny i cegiełki, mówiąc sobie: Jak się pożenim , to Izi tych ce­

giełek w ybudujem y sobie kam ieniczkę, a w garnuszkach będziem y sobie jeść gotow ać. A co. czy nie prawd'a?

Michałek.

A p ra w d a ! pam iętam , zrobiłem raz h u ­ zara na koniu, tyś koniowi nogi p o u ry w a ła ; a ja za to takem cię palnął, aż ci siniaka zro­

biłem.

Joasia.

Ja poszłam do m atki Iz płaczem , żeś mi siniaka zrobił, ona poszła do tw ego ojca, a on p a m ię ta sz .. .

Michałek.

Oj, pam iętam ! pam iętam ! wy trzep ał mnie d ja b le ... na sam o w spom nienie coś mi po plecach przechodzi. A pam iętasz, jak my to wódkę robili.

Joasia.

K upiliśm y za trz y groslze pom arańczów ki a ja z tego zrobiłem całą szklankę.

Michałek.

Ju ż w tedy m ożna było poznać, iż stw orzo- naś na szynkarkę.

Joasia.

A ty na pijaka, boś zaw sze wslziystko w y­

pił. Ale co tam o takich rzeczach g a d a ć ! O to powiedz czego tu chcesz i koniec.

Michałek.

O to ja chcę całuska od ciebie.

Joasia.

Cóż to ty m yślisz sobie, że odem nie tak całuska dostać m ożna, jak piw a b utelkę za siedm groszy?

Michałek.

Ale ja nie chcę Iza siedbi groszy sm acz­

nego całuska.

Joasia.

Słnchajno, ty niedołęgo, cóż ty sobie m y­

ślisz, że ja za pieniądze daję się całow ać?

Michałek.

T ylko bez tych fanaberyi, daj całuska, n o ! póki chcę, bo potem to choćbyś mnie prosiła, to cię nie p o c a łu ję ; no, daj c a łu s k a !

(24)

Joasia.

A lbo ja głu p ia? 0'źeń się ze m ną, to cię pocałuję.

Michałek.

Albo ja głupi? Daj mi całuska, to ci darni dukata, a jeżeli nie chcesz, (udając obojęt­

ność) to idź sobie do licha, a przynieś mi du­

ży kieliszek goździkow ej wódki z pieprzem i piw a butelkę, przytem sucharek za g ro s z ..., chciałem mówić za dukata.

Joasia.

No- no ! d a le j! hulaj, M ichałku, h u la j!

Czekaj, p rzyjdzie k ry sk a na M atyska! Ja już ciebie nie znam , byw aj ¡zdrów na zaw sze; je­

śli chcesz wódki i piw a, to p rzy jd ź do b u fe tu ; byw aj zdrów.

Michałek.

N o! no! m oja Joasiu, nie rób dzieciństw a, weź dukata i pocałuj m n ie ... m ogę zw aryo- w a ć . . . tak i zapał c z u ję .. . ż e . . . m oja Joasie- czku . . .

Śpiew Nr. 8.

Joasia.

M ichałku mój, M ichałku mój, Stłum ić chciej ten ¡zapał tw ój,

— 43

J a w rodzoną skrom ność m am ; Zwieść dukatem się nie dam.

M ichałku m ój, D rożny zapał tw ój.

Michałek.

Jo asiu ma, Joasiu m a!

Jakże głupia skrom ność tw a!

Gdy dukata nie chcesz mieć, A więc sobie z djabłem leć.

Joasiu ma,

Głupia skrom ność twa. (Joasia wybiega.) S C E N A X IV .

Michałek (sam .)

Głupia d ziew czy n a; b r u ! (otrząsa się) coś mi zim no! na sercu tak mi jest, jakbym się sm ażonej lukrecyi o b ja d ł... pójdę, napiję się w ó d k i... i, n i e . . . lepiej grlzanego p i w a ...

h e j ! g rzanego p iw a !

S C E N A XV.

Michałek i Krzysztof.

Krzysztof.

H e j ! obw arzanki od M a k a ! Michałek.

A skądżeś to w asan?

(25)

Krzysztof.

Z Chłod'nej ulicy.

Michałek.

A co tu m acie? czy jest ser litew ski tw a r­

dy?

Krzysztof.

Nie, nie m am, ale zaraz tu prizyjdzie mój b ra t bez zębów, on panu będzie mógł służyć owczym serem ; gdyż tw ard y ser zęby psuje.

O strożnie, paniczu, nie gryź tw ardych rzeozy.

bo sobie zaw czasu zęby połam iesz.

Michałek.

E j, co tam ! ja m am jeszcze mocne zęby, mógłbym, kom ienie gryść jak jabłka.

Krzysztof.

O j! tak to łzawsze młodzi, i ja taki byłem za m łodu, kiedy mi m oja kochanka, będąca szynkarką, co złego zrobiła, tom szklanki g ryzł jak laskow e orzechy, a teraz ledwie że mogę chleb rozm oczony spożyć.

Michałek.

No, p ro s z ę ; czy w asan nie m asz familii, że m usisz tak biedny i bez zębów z o b w arzan ­

kam i chodzić? J

Krzysztof.

O wszem , m am : m oją siostrę panią K uro- ślepską, siedzącą nad chlewem, tylko o jednej nodze, bo drugą złam ała, w yw ijając o b e rta s a ; m am także brata p atrolistę, co nie chciał, tak jak ja, pójść do term inu, a teraz m usi na s ta ­ rość zębam i zgrzytać, to je st grzechotać. O ho!

żeby go pan polznał, to bardzo sobie zabaw ny człowiek, z nim całą noc m ożna chodzić po ulicach; jego żona o jednem oku, bo drugie jej sąsiadka wybiła, jak się popiły, to także kobieta nie lada, sprzedaje krochm al i siarkę.

P rzy takiej familii trze b a m yśleć o sobie.

Michałek.

A to dosyć zabawna familia; ale nie chciał­

bym z nią mieć znajomości.

Krzysztof.

A to dlaczego?

Michałek.

Bo to jacyś sami urwislze.

Krzysztof.

la c y , jak pan teraz, byli w m łodości; cho­

dzili tylko po ogródkach, spijali piwko, a na starość skw eres koło nich.

(26)

— 46 — Michałek.

T y lk o sobie nie pozw alaj, bo jalk hopnę...

Krzysztof.

Pow oli, paniczu, p o w o li! K to słyszał na starszych rękę p o d n o s ić ? ... P rzyjdzie i na ciebie starość, a w tenczas poznaslzi biedę i nie będzie: hop! hop!

Michałek.

O t ba je s z !.. . Ja k j a . .., ja jestem bogaty, to m ogę h u lać; tw oi krew ni byli biedacy, to pow inni (pracować. No, wiesz co staru szk u ? napijm y się sznapsa.

Krzysztof.

A to k to słyszał? W m oim w ieku piw ka grzanego szklaneczkę w z im ie ; w lecie zaś m aślaneczki pół k w arty za dw a grosze, O stro ­ żnie, paniczu, o s tr o ż n ie ... z czasem poczu­

jesz, że ja praw dę mówiłem.

Śpiew Nr. g.

Człowiek, póki latka służą, G dy jest z dobrym apetytem ,

Spija i zajada dużo, I w esoło żyje przytem ,

A na staro ść bez u stanku

47 — S m utną przyszłość sobie kryśli,

I napiw szy się rum ianku, O cm en tarzu bied'ak myśli.

T ak, paniczu, na starość tylko polewka, choćby ze szlacheckiego piwka. K ożuszek do­

b ry na okrycie i za piec, tak w zim ie; ale w lecie m aślanecżka z razow ym chlebkiem i na słońcu siedzieć, czasem gdy wilgoć, kieliszek wódeczki, ale bardzo słabej. P am iętaj panisko na m oje przestrogi. — O bw arzanków ! obw a­

rz an k ó w ! obw arzanków ! ś le d z i! O bw arzanki od' M a k a ! (odchodzi.)

S C E N A X V I.

Michałek (sam .)

Czy ich licho tu przyniosło! Ju ż sobie b y ­ łem w ta k wesołym h u m o rze; izdało mi się, iż nie m a szczęśliw szego człow ieka odem nie pod słońcem, aż tu szynkarunia sw oją skrom ­ nością i m ałżeństw em , a ten staruszek m aślan­

ką, wybili m nie z wesołości. N iby to ja do te ­ go m am pieniądze, abym się sm u cił; żeby chcieli przyjść. Ale otóż i pożądani.

(27)

S C E N A X V II.

Michałek, Tyfonowicz, Tofański , Harpion.

Harpion.

O św iadczyłem tym panom w jego im ie­

niu, iż w cale nie m iałeś chęci ubliżyć ich ho­

norowi.

Tyfonowicz.

Czy on praw dę mówi?

Michałek.

P raw dę, praw dę, bo to widzicie panow ie, człow iekowi niechcąco głupstw o się w ym knie, więc nie m ożna być surow ym o takie rzeczy, albo trzebaiby co godzinę na pojedynek w yzy­

wać. N o! (zgoda?

Tyfonowicz i Tofański.

Z g o d a !

Michałek.

T e ra z ja funduję!

Tofański.

Ale nie! to my!

Michałek.

Ale ja!

Ale m y!

Tyfonowicz.

Michałek.

O tóż na złość nie wy, tylko ja. (woła) H e j ! jest tam 1 kto ? Hej ! panno, co się n a z y w a '

S C E N A X V III.

Ciż,* Joasia.

Michałek.

Proszę nam kazać upiec schabu za d ukata!

Czy panow ie lubią schab ? Tyfonowicz.

Nie, nie lubim y i nie jadam y.

Michałek (do siebie.)

T o jacyś lajbusie. (głośno) T o daj nam za du k ata cielęciny, olzyli siebie, boś ty jeszcze cielę. A co? jak zgrabnie jej przyciąłem .

Harpion.

W y b o rn ie !

Joasia.

Z araz s łu ż ę !

S C E N A X IX . C ii prócz Joasi.

Michałek.

S łu ż ! kiedy nie chcesz być panią jak wie­

le innych. \ 1

(28)

— 50 —

A ! jaki pan w esoły! i

Michałek.

O h o ! b a i b a r d z o ! Człowiek cały dzień siedzi jak do stołka p rzykuty, to mu talkie koneepta przychodzą, co aż miło. Ja lubię śpiewać.

Tyfonowicz (do T ofańskiego.)

W iesz co, kochany koleżko? Zaśpiew aj- no nam dla rotzweselenia o statn ią tw oją śpiew ” kę.

Tofański.

Z g o d a !

Tyfonowicz (cicho do H arpiona.) A ty idź i . . . (mówi cicho do ucha, Har- pion odchodzi.)

Tofański.

Zaczynam '! chciejcie mi to w a r z y s z y ć ...

Czy pan um iesz tow arzyszyć?

Michałek.

N aw et śpiew ać um iem : n ap rzy k ład : K iedy ja usiędę pr{z;y m ojej D orydzie, A oczy w nią wlepię, zapom nę o biedzie.

Tofański.

.W ybornie! śpiew asz, jak djabeł.

— 51 Michałek.

Chyba jak a n i o ł ! ...

T ofański.

O tern p o te m ...

Śpiew Nr. 10.

K iedy ujrzysz szklankę wody, T o się wcale nie d o ty k aj;

Nie chcąc zdrow iu czynić szkody, W od:ą się m yj, a nie łykaj.

W odę w inni pić biedacy, Ale nie my, m y junacy.

Tyfonowicz i Tofański.

W odę w inni pić biedacy, A le nie my, m y junacy.

Tofański.

Gdy ochłody gardło wzy wa., A są puste tw e (kieszenie, Ł yknij sobie szklankę piw a;

D obre piw o na pragnienie.

Lecz gdy g ardło się ostudzi, P orzuć tru n e k prostych ludzi.

Tyfonowicz i Michałek.

Lecz gdy g ardło się ostudzi, P o rzuć tru n ek prostych ludźi.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Xie bój się, juz jo tak zry- ktuje ze bedzie dobrze ino mnie słuchaj, mas tu jesce jedne flaseckę (daje mu) a dolewać do wsyćkiego co będzies jodł i pił, a jak

(Wychodzą) Zasłona spada... Marcino- wa krząta się przy stole. Marcinowa krząta się dalej).. Pójdziemy sami do Ks. proboszcza i załatwimy tą całą

Oprogramowanie pozwala obecnie na realizację wszystkich podstawowych funkcji (udostępnianie czyli wyszukiwanie wg metadanych, przeszukiwanie tekstów

puszczam, to na pewno zadawałeś sobie nieraz pytanie, dlaczego to twoi rodzice tak serdecznie cię kochają, tak tkliwie troszczą się o ciebie, i tyle robią dla

(Zbliżają się do Marjanka i Gucia i na dany znak Janinki, śmieją się i krzyczą tak głośno, że Marjanek i Gucio wstają na równe nogi.).. Gucio:

To jest moim obowiązkiem, ale niewdzięcznością św iat się odpłaca, a stare sługi i stare psy, to się noga­.. mi

Wojsko i kraj z entuzjazmem stanęli po stronie Zwycięskiego Wodza, Zbawcy Ojczyzny Marszałka Józefa Piłsudskiego, w najbliższych chwilach zlikwiduje się garść

Wbrew jednak wszystkiemu, wbrew chłodnemu rozsądkowi nie drży w nas serce, nie łamie się dusza i daleką jest słabość obawy o jutro.. W ani zwycięstw- w