• Nie Znaleziono Wyników

We Lwowie dnia 5. maja 18S3- wychodzi 5. i 20. każdego miesiąca.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "We Lwowie dnia 5. maja 18S3- wychodzi 5. i 20. każdego miesiąca."

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)

Rok I. We Lwowie dnia 5. maja 18S3-

/VWWWWWVWVWWVVVV\Ann/VYVV\WW\nnWYY\MYWVV\MAAA/V^^

Numer 9.

i/V\VWVVWVVVV\AA/WWWfc

S W t m S O J K l K 3)l*ft K O B I E T

wychodzi 5. i 20. każdego miesiąca.

A d res R e d a k c ji: L w ów , ul. Szeptyckiego 1. 31. — A d res A d m in istra c y i: plac Bernardyński 1. 7.

Przedpłata na „PRZEDŚWIT" w ynosi: rocznie 3 złr., półrocznie 1 złr. 50 ct., kwartalnie 75 ct. — Z p rzesyłk ą: rocznie 3 złr. so ct.

półrocznie i złr. 83 ct., kwartalnie 93 ct. W k sięstw ie poznańskiem i w Niem czech: ro-zn ie 7 marek, półrocznie 3 m arki 53 fenigów , kwartatnie i marka 30 fen. — W- A m eryce r o c z n i e 2 doi., w e W łoszech 10 lirów , w F rancyi 10 fr. — Numer pojedynezy 15 cen tów . G łów n aA jencya dla K rak ow a i okolicy w księg. L . Z w o liń sk ie g o i Spki: Kraków, Grodzica 40., w P o z n a n iu w księg. A . C y b u lsk ie g o .

l

T l

i

i

\itu j drutu, c h w a ły

^ SŁycersfci d n iu .!

JVdm. ś w i a t z a m a ły U c z cić c i e . tu.!

w&jyięc ż y j rtom. JwoJtjlI

® I parnię/ż' w i ą ż — S w z ą e . s i ę n a s z T c r a jz z , D o św itu . ćLaż ! !

(0 j

\AAAAAAAAAA/WWV

ie k c a ły i ro k je d e n oddziela nas od tej waż- nej* dziejowej chwili, kied y śm y się poczuli na- T rodem dojrzałym i p o staw ili g łó w n y k ro k na (u drodze postępu. O jczyznę zru jn o w ały niem al j doszczętnie sask ie czasy, z tym m alow anym A u g u stem III. słodkim , aż do znudzenia, do­

b rodusznym , nie um iejącym ani kochać, ani niena- w idzieć, w zdychającym ty lk o do d o statk u , do suto zastaw io n eg o sto łu i w ygódek.

O d g ó ry szły te obyczaje i w sią k a ły w n a ró d i trz e b a b y ło aż takiej trzeźw ej, b y stre j „K u źn icy K o łłą ta jo w s k ie j“ z k tó re j p a d a ły b y o stre g ro ty

i s trz a sk a ły tę g n u śn ą a p a ty ę d la sp ra w p u b lic z n y c h i tę obm ierzłą jed n o stajn o ść usp o so b ień , li k u uży ­ w aniu skierow anych.

Św ieże p rą d y w ionęły z z a g ran icy , p rz y b y ła sta m tą d m łodzież, ożyw iona now ym i id eam i i z a sa ­ dam i z jasn em w idzeniem sta n u rzeczy z g o rą c e m p rag n ien iem reform y.

„W szy stk o , co ty lk o P o lsk a ów czesna p o sia d a ła lepszego i szlachetniejszego, co w chw ilach n a jw ię ­ k szeg o u p a d k u n ie stra c iło ducha i e n e rg ii, co w y ­ trw a ło p o d sztan d arem n arodow ym usąue ad finem to w szystko znalazło się w izbie poselskiej w ie lk ie g o

(2)

sejm u, u g ru p o w an e g łó w n ie ko ło k sięcia A d a m a Czar­

to ry sk ie g o , g e n e ra ła ziem p odolskich i Ig n aceg o P o to ck ieg o , M a rszałk a nad w o rn eg o litewskiego.®

A na czele najo g n istszy ch , n ajsp ręży stszy ch reform atorów stan ęli K o łłą ta j i D e k iert.

R y c h ło p o k azały się ow oce ich zabiegów , ich to bow iem dziełem b y ło prawo o miastach i miesz­

czanach g łó w n y i najżyw otniejszy p u n k t k o n sty tu cy i polskiej, majowej.

T ru d n iejszą już b y ła sp ra w a w łościan bo i n a silniejszą trafiła opozycyą. P ochodziło to raz z przy- w y k n ien ia do zu p ełn eg o p an o w an ia n ad w łością, a dalej z b ra k u w y k sz ta łc e n ia p o lity czn eg o szla­

ch ty , ciasn eg o hory zo n tu patrzen ia, z n ało g u , tra - d y c y ą uśw ięconego, a w ogóle ta k ż e z in try g m os­

kiew sk ich . D o p iero p ra c e sejm u w p ły w a ły powoli- n a zm ianę ta k ie g o usposobienia.

G dy już m ieszczanie d o stali p e łn e p ra w a p o ­ czuli się n a nowo, ja k o n g iś obyw atelam i, dumni i szczęśliw i, dziękow ali R zeczy p o sp o litej przez u s ta Józefa W ybickiego, w y rażając w dzięczność i m iłość k u Ojczyźnie, k tó rej synam i ją uczyniono:

„ Krocie rąk naszych i p iersi staną na obronę wolności narodu. B zą d Jcraju nowy, konstytucya sejmu teraźniej­

szego w każdym z nas posłuszeństwo, aż do wylania krwi obronę znajdą “.

Czy po stu la ta c h pam iętają m ieszczanie o te m ? ! R ew o lu c y a . zam ach dokonane zostały n a stru p ie- sz ały już i p rz e g n iły szkielet budow y społecznej, p o stę p w zniósł now e podw aliny, a do nas należy gm ach w olności zbudow ać.

W sz a k n ied arem n ie czcili ją obcy ja k o „wspa­

niałą, spokojną reformę, którą mądrość polskiego rządu uskuteczniła“ — nie bez p rzy czy n y B urkę w ynosił ją ja k o znakom itą, rew olucyę bezkrw aw ą.

Czas nam dow ieść, że po stu latach, m y ją nie ja k o p am iątk ę cenim y, ja k o szacow ny f chow any dokum ent, że nie je s t głosem przebrzm iałym , lecz do siły m iast naszych się zw róćm y, m ieszczanie n iech oprócz in te re su osobistego, znają tak że n a ­ rodow e h asło so k o le : „Hej ram ię do ra m ie n ia!0 n iech i oni p am iętają o w łościach, niechaj poczu­

jem y raz już spójnię ta k ą w śród siebie, k tó ra b y dow iodła, że u ch w ały m ajow e, w c ią g u w ieku sta ły się czynem z krwi przekonań zrodzonym.

Janina Sedlaczkówna.

P O E T K I P O L S K IE DO XIX W IE K U .

nap isał J u lia n B.

( C i ą g d

2. K atarzyna z Leszczyńskich Czarnkowska, w o­

jew o d zin a Ł ę czy ck a p is a ła p salm y i nabożne pieśni.

R o d z in a jej u trzy m y w ała w u k ry c iu jej u tw o ry i n ig d y też nie b y ły drukow ane.

3. Angela Zaleska, k a sz te la n k a W is k a p isa ła ró żn e w iersze, najw ięcej tłu m a c z y ła hym ny pobożne z fran cu sk ieg o p isa rz a S antoliusza.

4. A nna Madylówna, w ołoszka, w yznania i ję ­ z y k a g re c k ie g o , u w ażała się i p is a ła o b y w atelk ą p o lsk ą , zn ała d o k ład n ie ję z y k i: polski, ła c iń sk i i niem iecki. Z o stał po niej rę k o p is niem iecki i ła ­ c iń sk i o żałobnem wspomnieniu księżniczki Królestwa p.

t. Lugubre monumentum Ducisse Regni caputaris Anus.

5. Sophia Corbiniana, żona B e rn a rd a B ernicza, p ierw szeg o lek arza p rzy k ró lu Ja n ie K azim ierzu.

Języ k iem łaciń sk im z nadzw yczajną ła tw o śc ią i p ię ­ k n ie m ów iła, w sła w iła się też w ierszam i łacińskim i.

P o z o sta ło po niej k ilk a ła c iń sk ic h w ierszy saficznej stro fy , p ośw ięconych tęczy.

T ri nimborum facies serena T y co po naw ałnicach ja sn ą w stęgą zdobisz niebios błękity A tque jucundus lacrym antis Co pocieszenie, radości uśm iech

( aurae zsy ła sz roztkliw ionym pow ietrza falom

L udus et risus speciosa pulchraeW itaj tęczo rozkoszna córo w sp a ­ niałej św iatła

F ilia lu cis Królowej!

E ja s i ąuando m odo lactiorem 0 je śli kiedy jaśn iejszem E ssera s vultum etc. B ły śn iesz obliczem itd.

Jej p ió ra tak że je s t w ie rs z ła c iń sk i, ułożony n a p o ch w ałę k o ro n acy i k ró la M ich ała (W iśniow iec- kiego). C arm en acrostichum co ro n atio n i re g is applau- d en s S o p h iae B e rn a rd i a B ernicz n a ta e C orbinianae.

6. Zakonnica Panien W izytek, n ieznanego naz-

a 1 s z y.)

w iska n a p isa ła w iersz, pośw ięcony bisk u p o w i k ra ­ ko w sk iem u Jan o w i M ałachow skiem u p. t. Echo gło­

su Jana S. za Barankiem idącego, wdzięcznością nie­

śmiertelną ogłoszone.

P rz y p is do te g o w iersza je s t n a stę p u ją c y :

Co affekt kazał, w dzięczność na- W iele staraniu koło nas czu-

p isała łem u

Co nieudolność nasza rozkazała Oddać zarówno nie naszej to siły T oć przynosim y w ielk i funda- Bogu, A niołom tośm y pole-

torze, ciły.

L at długich życząc przy szczę- Dóbr naszych n iech cesz, bo je śliw ej porze; z rąk tw ych m am y, W ieleśm y w inny im ieniu tw o- I to czym żyjem i to gdzie m ie-

jem u , szkam y...

W ie rsz te n w y d an y został w K rak o w ie w r.

1692 w d ru k a rn i M ik o łaja S chedla.

7. Elżbieta z Kowalskich Drużbacka znakom ita p o e tk a p o lsk a u ro d ziła się w r. 1787 w W ielk o p o l-

sce. W y ch o w an a p o d troskliw em okiem m atki, k o ­ b ie ty w ysoce w ykształconej, b a w iła w m łodości na

dw orze Sieniaw skiej, kasztelanow ej k rakow skiej. P o śm ierci m ęża s k a rb n ik a żydaczow skiego, z k tó ry m m ieszk ała w e w si R zem ien iu n ad W isło k ą , o siad ła w klaszto rze B e rn a rd y n e k w T arnow ie, g d y już do­

ro słe jej dzieci o p iek i więcej nie potrzeb o w ały . T am też u m a rła około ro k u 1760.

D ru ż b a c k a nie zn ała żadnego obcego języka, a z nadzw yczajnem zam iłow aniem o d d aw ała się czy tan iu znakom itych p isa rz y polskich. W k ró tc e też tak iej w p ra w y n a b ra ła w języ k u o jczy sty m i tak celne p isa ła dzieła, że ją p o śró d w spółczesnych p i­

sarzy za p ierw szą uw ażano. M oże też służyć za w zór, że i bez zagranicznych utw orów , bez cudzo- I ziem czyzny, k o b ie ta po lsk a, rozczytując się w bo-

— 78

(3)

g a te j lite ra tu rz e o jc z y s te j, m oże d o jść do w y s o k ie g o sto p n ia w y k s z ta łc e n ia .

T a c z y s to ś ć ję z y k a D ru żb a ck ie j, to zam iło w an ie w nim i p e w n a w z g a r d a d la m a k a ro n izm ó w z a s łu ­ g u ją n a w ie lk ą u w a g ę w ła ś n ie w ow ej e p o c e u p a ­ d k u lite r a tu ry , w k tó re j u tw o ra c h w id z im y ję z y k p o k a le c z o n y m akaro nizm am i, s k rz y w io n ą m yśl, w y ­ zięb io n e u czu cie , p a n e g ir y c z n y duch p rz e s a d y i c z cz ą w y b u ja ło ść . W ś r ó d lic z n y c h a u to ró w tej p o e z y i szum nej, n ap u szon ej a b ez treści, w k tó re j p o p is y ­ w a n ie się ła c in ą u w ażan o za św ia d e c tw o le p s z e g o , s z la c h e c k ie g o w y k s z ta łc e n ia , m ieszan o ją do p o l­

s k ie g o ję z y k a , pstrzo n o g o i k a le c z o n o n ie m iło siern ie.

D ru żb a ck a , M o rsztyn o w ie , W a c ła w P o to c k i i K o - ch ow ski,. id ą je s z c z e torem , K o c h a n o w s k ic h i S z y - m o n o w iczó w i w śró d o g ó ln e g o p o to p u u tw o ró w b e z ­ w a rto ścio w y c h , u trzy m u ją c z y s tą i n ie sk a la n ą a rk ę n aro d o w ej p o e z y i.

D ru ż b a c k a d łu g o w u k r y c iu i c ich o ś ci p is a ła sw o je u tw o ry . Z te g o u k r y c ia w y d o b y ł ją J o ze f J ę­

drzej Z a łu sk i, b isk u p k ijo w s k i, w ie lk i o p ie k u n w s z e l­

k ich ta le n tó w i w y d a ł z b io re k je j p o e z y i lir y c z n y c h w r. 1752. D ru g ie w y d a n ie jej u tw o ró w , w y s z ło w L ip s k u w 2 tom ach (1837), D z ie ła jej są n a s tę ­ p u ją ce :

Zycie króla Dawida.

Pokuta M aryi Magdaleny i M aryi Egipcyanki.

Fabuła o Adolfie księciu Roooolanii.

Historya chrześcijańska księżniczki Elefantyny (P o zn ań I769. L ip s k 1837).

P o m ię d z y p o e zv a m i jej o d zn acza ją się n ie k tó re sz c z e g ó ln ą p ię k n o ś c ią ję z y k a , h arm o n ijn o ścią fo rm y , p ra w d z iw ą s iłą u czu cia . T a k ą p ię k n o śc ią z a le c a ją się jej d ro b n ie jsze u tw o ry j a k : „ W io s n a " i „ P o ­ c h w a ła la s ó w “ .

Oto podajem y te a w iersz z pierw szego w y d a n ia : Pochwała lasów, y miłego w nich na osobności życia w Stanie Pasterskim od pewnej Pasterki.

Zwarzywszy życia ludzkiego obroty Uchodzą, w lasy y wesołe knieie Maiąc w nich więćey gustu y ochoty Niech kto chce z moiey dzikości się śmieie, Niedbam nic nato, wolę z swey prostoty Las, a niżeli świat pełen niecnoty.

Nie umiem baiek prawie szeptać w ucho Łaćiny nie znam, ni terminów prawnych Wody sprowadzić, tam gdzie było. sucho, 0 Cyceronach nie słyszałam sławnych,

W ięc kto tych czasów w tey nie ćwiczon Szkole Niech pasie bydło, albo kopie role.

Lasy kochane, zielone chłodniki

Drzewa przyjemny szum daiące- z siebie Trawy, pagórki, biegące strumyki,

Przy was niech mieszkam choć o suchym chlebie, Zdrowszy mi napój z waszych źródeł żywych Niż' drogie trunki, gdy z rąk nieżyczliwych.

Jak ranna zorza swóy rumieniec śliczny Pokaże, rosa perłowe kropelki

Pozbiera, iuż ci Pasterz okoliczny Nie zaśpi, a ptak wyśpiewuie wszelki, Ci trzody owiec źeną między wrzosy, Te, mokre Skrzydła otrzepują z rosy.

Wnet różnych głosow stroią instrumenta P o drzewach skacząc wysoko, to nisko, Krzykną rośleysze y drobne ptaszęta,

Bezpieczne, chociaż słuchamy ich blisko, Za nic koncerty y włoskich nut sztuki Jch milsze głosy bez mistrza nauki.

Odpocznie ptastwo, aż zaczną Pasterze Smutne wywodzić dumy na fuiarze Jnni zaś skoczne mazury na lerze, Tańcuiąc z nami każdy, w swoiey parze, My wdzięczne pieśni śpiewamy koleią Lasy słuchaią, a gaie się śmieią.

Nie wiem co tęsknić, pasąc owiec trzodę Z pilnością strzedz ich potrzeba od wilka Przebrnąwszy potok, oczyma powiodę, A ż pastereczek bieży kumnia kilka, Z temi się witam, .twytając za szyie Wnet iedna drugą szc/. 'sze, z plecie, z tnyie.

Usiędziem sobie pod .Jaworem ciemnym Nad czystym źrzodłem pryskaiącey wody Ze skał fontanny nalura. foremnym Konsztem, zrobiła Pasterzom ochłody, N ić nam słoneczny upał nie dokuczy Jawor zaszumi, a strumyk zamruczy.

Zaczniemy mówić o naszych zabawach N a czym dzień cały przeminie godziną 0 pięknem kwiecie, w jakich rosną trawach Ta powie, jest tu miejsce nad doliną.

N a którym kwiaty w rozliczne kolory Kwitną posiane od bogini Flory.

W ię c wszystkie w zawód bieżąc, jedna dru^j^

Popchnie w bok, by się wyprzedzić niedała T a w miękką trawę upadnie jak długą, Ta już tymczasem kwiatków na zbierała Z, tych wieńce wiiąc głowę sobie stroiem O Brylantowe korony nie stojem.

Szczera wesołość, śmiech, żarty niewinne Nikogo zgorszyć, owszem cieszyć mogą Prostoty naszej niech się uczą inne Przystojnych zabaw z nami idą drogą To co ma która, wybiera z koszyka Jemy ser z chlebem, y masło z jaszczyka.

Potym bankiecie chcący trunku zażyć Spieszno biegniemy do naszej piwnicy Którą nad-winne więcej trzeba ważyć, Czystej jak kryształ pod skałą krynicy Z tey co dzień dzbanem piiąc nie ubywa W pełni zostaie nikt iey nie doliwa.

Gdy iuż z południa słońce nie zbyt grzeie W ychodzim z gęstych lasów na krzewiny, Tam gdzie chłód miły od pagórków wieie, Igramy w babkę pomiędzy iedliny, Patrząc przez niskie krzaczki y jałowce Czy dobrze nasze napasły się owce.

Samym wieczorem zbliżając ku domu Zganiamy trzody społem do gromady Poznaią owce, co należy komu, Bierzemy swoje bez swaru, be/, zwady, Żadna nie zbłądzi do cudzey owczarnie, Każda do swego sałaszu się garnie.

My zaś Pasterki do chaty chrościaney Nad pałac cichszey spieszym na spoczynek Mleka siadłego na misce glinianey

Podyadszy, nie śląc po mięso na rynek, N ie psują takie potrawy żołądka Dłużey my, niż Pan, żyiem niebożątka.

— 79

(4)

8. Urszula Franciszka Radziwiłłowa c ó rk a Ja­

n u sz a K o r y b u t a W ^ śn io w ieck ie go , k a sz te la n a k r a ­ k o w s k ie g o ur. 1705 w C za rto ry sk u . W r. 1725 w y ­ s z ła za M ic h a ła K a z im ie rz a R a d z iw iłła w o je w o d ą W ile ń s k ie g o , z w a n e g o „ R y b e ń k ą " i b y ła m a tk ą k s ią c ia K a r o la „P a n ie K o c h a n k u " . Z n a ła d o sk o n ale I p ism o św ięte, p ra w o k o śc ie ln e i c y w iln e , w ge o - 1 g r a fii i h is to ry i p o w szech n e j b ie g łą b y ła . C ią g le

n au k am i za ję ta , u k ła d a ła w ie rs z e i p r z e r a b ia ła z fran ­ c u s k ie g o na p o ls k ie u tw o r y d ram atyczn e, k tó re g r y ­ w an o n a św ie tn y m d w o rze R a d z iw iłłó w w N ie ­ św ie żu . U tw o r y jej o d zn aczają się g ła d k im w ierszem i c z y s ty m ję z y k ie m . J ed n ak n a o w e c z a s y n ie m iała a u to rk a w y ro b io n y c h p o jęć o sztu ce, p is a ła też ta k ja k je j w s k a z y w a ło n atch n ienie. N ic w ię c d ziw n e g o , że w jej sztu k a ch w y stę p u je n ie raz p o 100 osób, m ięd zy n iem i d zieci, 'k tó re d o p ie ro co się u ro d z iły , n a sce n ie w c ią g u sztu k i d o rastają , żen ią się i za m ąż w y ch o d zą .

i

S z tu k i m ie w a ją po 7 a k tó w , z w ie r c ia d ła i a k c e - s o ry a scen iczn e p rzem aw iają i d ziała ją. N a jp ię k n ie j­

szym z u tw o ró w p o d w zg lę d e m p o e z y i i ję z y k a je s t d ram at p o d t y łu łe m : Z oczu miłość się rodzi. U m a rła I R a d z iw iłło w a w r. 1753 w P u c e w ic z a c h p o d N o w o ­

g ró d k ie m . Jak ó b P o b ó g F r y c z y ń s k i k a p ita n i k o m en ­ d an t Ż ó łk w i w y d a ł w r. 1754 jej d z ie ła d ra m a ty ­ czn e, z k o p e rs z ty c h e m p r z y k a żd y m u tw o rze. Jestto , g r u b a k s ię g a , w w ie lk im fo rm acie a n osi t y t u ł:

Komcdye i tragedyc, przednio dowcipnym wynalaz­

kiem, wybornym wierszolcształtem przez J. 0. X . Ra- dzitOiłłową złożone, na wspaniałym teatrze książęcym w Nieświeżu sprawą najzacniejzzych dam i kawalerów nie_ raz pokazane. S am a w y d a ła W W iln ie w r. 1748 d z ie łk o p o d t y t u łe m : 0 obowiązkach żołnierza chrzc- ściańskiego.

(C ią g d a ls z y n a stą p i).

Ni A C M E N T A R Z Y S K U .

N O W E L A E . Z O R J A N A .

(Ciąg T a d e u s z p o g rą ż o n y w zadum ie n ie s p o s tr z e g ł te g o . T a h isto ry a , w k tó re j p ra w d z iw o ść w ie r z y ł, b y ła p u n k te m śro d k o w y m je g o m yśli. N ie zu p e łn ie j ą m ó g ł do s ie b ie za sto so w a ć , b o p r a c o w a ł za w sze, a je d n a k w tej c h w ili c z y n ił so b ie w y r z u t y , że nie ra z z b y t m oże le k c e w a ż y ł p ie n ią d ze, nie je d n ę om i­

n ą ł sp o so b n o ść, k tó r a m u n a s u w a ła k o r z y ś c i. O d k ą d k o c h a ł, p is a ł ja k b y d la s ie b ie ty lk o . M a ją c n a sk ro ­ m ne p o trz e b y ż y c ia n ie m y ś la ł o g ro szu , o za ro b k u , ro zm y śln ie w y m ija ł lu d zi, z k tó r y m i łą c z y ły g o in- te re s a . O d d y c h a ł c a łą p ie rs ią , ż y ł sercem ty lk o , | c z u ł się p o e tą , ja k m oże n ig d y dotąd.

I có ż s ię sta n ie z m a rzen ia m i je g o ? — m y ś la ł

— tw a rd a p ro za ż y c ia je ro z b ije , k ilk a p ie śn i ro z­

p a c z liw y c h , p o p ły n ie z p o d je g o p ió ra , a potem g r ó b lu b ż y c ie złam a n e, zn ęk an e, p u ste i b ez celu.

B y ł za s ła b y m do zn ie sie n ia t a k ie g o ciosu . D o tą d w so b ie s ił nie w y r a b ia ł. Z d a w a ło m u się, że p o e ta n ie p o trze b u je , n ie p o w in ie n n a w e t m y ś le ć o w a lc e z ży cie m , b o je g o p r a c ą c a łą , je ste stw e m : s n y z ło te , m arzen ia.

T a k im m a rzy c ie le m b y ł za w sze i inn ym b y ć n ie c h cia ł. N a u w a g i p r z y ja c ió ł i zn ajo m ych , że

•m ógłb y m ieć w ię c e j z ło ta g d y b y c h cia ł, o b u rza ł się.

N ie ra z p ię k n e s w e p r a c e c h o w a ł w te ce , b o m u ic h ża l b y ło , czase m w o la ł, k tó r ą z n ich d a ro w a ć, a n iże li o b lic z a ć n a g r o s z e i z ło tó w k i. A je d n a k . .

O p o w ia d a n ie , k tó r e p rz e d c h w ilą u s ły s z a ł nie d a w a ło m u sp o k o ju . G d y b y k to ś in n y d a ł m u p o ­ d o b n ą rad ę, b y ł b y w y b u c h n ą ł oburzeniem , te ra z nie o d p o w ie d z ia ł ani s ło w a . T o u ro cze o to cze n ie , ta n oc c ie p ła , k s ię ż y c o w a , ś p ie w s ło w ik ó w i fa n ta s ty c z n a p o sta ć s ta r e g o ż y d a , d z ia ła ły na a r ty s ty c z n ą w y o ­ b raźn ię p o e ty . Z a w raże n iem tem w c is n ę ły się s ło ­ w a c ie k a w e j o p o w ie ś c i, z n ią i n au k a p ra k ty c z n a , p ra w d z iw a , p ro sta , a ja k o p r z y k ła d w y m o w n a . T e n sta ry , co p rzez la t p ię ć d z ie s ią t m y ś la ł n ad tem , że

d a lszy .)

I sam z d e p ta ł szc zę śc ie w ła s n e , m ia ł p ra w o d a ć dru­

g ie m u n au kę.

T a k , on m ia ł zu p e łn ą słu sn o ść. R ę c e o p u ścić I i o d d ać s ię ro z p a c z y , to b y ło b y m a zg a jstw em . T a - [ d eu sz c z u ł to dobrze, iż z b y t ła tw o d a ł się łam a ć cierp ien iu , u g ią ł się p o d b rzem ien iem b o lu i ro zp a c zy , p o g r ą ż y ł się w n ią b e z s iln y i n ie zara d n y . O g d y b y się ta k za b ra ł do p ra cy , g d y b y się z a k rz ą tn ą ł o k o ło za ro b k u , k tó r y d o tą d le k c e w a ż y ł, m o żeby w szy stk o b y ło in aczej, le p ie j? . . .

M y ś l ta o p a n o w a ła g o , w p iła m u się w m ózg I i ju ż n ie m ó g ł się je j p o z b y ć . P o d je j w p ły w e m u s tę p o w a ła b e zsiln o ść, b u d z iła się e n e r g ia p o sta n o ­ w ie n ie w a lk i sta w a ło s ię niezłom nem .

P o w s ta ł, w y p r o s to w a ł się, z d a w a ło się, że w zrósł i zm ężn iał. S p o jr z a ł n a z e g a r e k . B y ł a jed en asta.

P rz e d p ó łn o c ą o d ch o d zi p o c ią g do W arszaw y . T r z e b a b y ło śp ie szy ć.

N ie w ie d z ia ł-je s z c z e sam co zro b ić, a le g o coś do m iasta c ią g n ę ło , c z u ł p o trze b ę p r a c y usilnej, w y tr w a łe j, w niej jed n ej t y lk o p o k ła d a ł n ad zieję, ona mu m o g ła z a p e w n ić to szc zę śc ie k tó r e g o ta k I p ra g n ą ł.

A n i n a c h w ilę się n ie za w ah a ł, w ą tp liw o ś ć g o I n ie d rę c z y ła , m ia ł ju ż te ra z to p rzek o n an ie, że walka i jest obowiązkiem. S z c z ę ś c ie zd o b y te z tru d em b ęd zie

mu tem droższem .

W z ro k ie m p o ż e g n a ł m a ły d w o re k i p o d ą ż y ł k u s ta c y i. S p ie s z n y ruch. ś w ie że nocn e p o w ie trze , o r z e ź w iły go . S m u te k zn ik n ął, m y śl o p r a c y zap a­

n o w a ła n ad w s z y s tk ie m i innem i.

O d ru g iej n ad ranem b y ł już w dom u. N ie czu ł zn u żenia, sp a ć n ie m ó g ł, w ię c z a s ia d ł do p isan ia.

O b ra z sta re g o cm e n tarzy sk a , fa n ta sty czn e j p o sta ci d o z o rc y , je g o o p o w ie ść , m a g n e ty ty c z n e ś w ia tło k s ię ż y c a — w s z y s tk o to p r z y b ie ra ło p ię k n e k s z ta łty w g ło w ie p o e ty . P is a ł b e z w y tc h n ie n ia , n ie m o g ąc r ę k ą w y d ą ż y ć p o lo to w i m yśli.

— 80 —

(5)

R u c h n a ulicach m iasta ro zp ró szy ł sw ym g w a ­ rem ciszę m ałego m ieszk an k a. P o e ta p isa ł o sta tn ie sło w a n o w eg o u tw o ru . P o skończeniu czuł się s il­

niejszym , zdrow szym , w eselszym . O d czy tał p racę, tu i ów dzie coś p o p raw ił, b y ł zadow olony. O koło dziesiątej w yszedł n a m iasto. W s tą p ił do jed n eg o z red ak to ró w , z k tó ry m go sy m p aty czn y łą c z y ł s to ­ sunek.

— Cóż za n iesp o d ziew an y go.ść! — zaw ołał, w itając T adeusza.

— P ro sz ę mi w ybaczyć, żem się ta k długo nie p o k a z y w a ł.. .

— N ie przebaczę, nie, k o c h a n y panie, ta k się nie godzi.

— P o p ra w ię się.

— Z o b a c z y m y !

M ów ili o tem i o w e m .. . .

— P rzy p o m in am obietnicę. . . bardzo dawną.

— M oże się te ra z z niej uiszczę?

— D aw aj że, daw aj !

T adeusz w y jął najn o w szy swój po em at. R e d a ­ k to r c h w y cił g o z pośpiechem .

— Pozw olisz p a n zaraz przejrzeć ?

— Owszem.

R e d a k to r p rz e b ie g a ł rę k o p ism szybko o c z y m a ; od czasu do czasu w y m y k a ł m u się o k r z y k : dosk o ­ nale, w y b o rn ie, ślicznie! N a tw a rz y T ad eu sza silne o k azały "się rum ieńce. L ubiono go, u tw o ry je g o p rzy j­

m ow ano sy m p aty czn ie, chw alono je , n ig d y ale p o ­ c h w a ła nie u czy n iła n a nim ta k ie g o w rażenia, ja k dzisiaj. C zuł się n ib y zaw stydzonym , a rów nocześnie ja k a ś s iła się w nim budziła, o ży w iała go d o b ra nadzieja n a przyszłość.

— A leż to znakom ite! — zaw o łał re d a k to r — to n a jp ięk n iejsza rzecz, ja k ą n ap isałeś, zap łacę co zechcesz, a nie dopuszczę a b y to k to in n y w y d ru ­ k o w ał.

T ad eu sz u śm iech n ął się.

— N ie m yślałem też k om u innem u oddaw ać, w eź p a n ...

R e d a k to r śc isk a ł m łodego poetę.

— D ziś jeszcze dam do d ru k u , zobaczysz, p a n , w y w o łasz w ielkę sensacyę.

Znow u uśm iech p o ru sz y ł u s ta p o e ty . R e d a k to r p rz y p a try w a ł m u się uw ażdie.

— W ie sz p a n co mi n a m yśl przychodzi ?

— C iekaw ym ...

— M usisz b yć nieszczęśliw ym . :— Z czego p a n to w nosisz?

— W szczęściu ta k p ięk n ie się nie pisze, n ig d y n iem a ty le zap ału , uczucia p o ry w ająceg o .

— W ię c ch y b a je ste m nieszczęśliw ym ..

— Ż a rt n a stronę.. M iałożby ta k b y ć isto tn ie ? - N ie, ty lk o m yślę te ra z w iele o tem , że le ­

piej b y ć in tro lig a to re m i książk i o p raw iać, aniżeli je pisać.

— S k ąd że ta k ie myśli?

— Może tro sk a o chleb...

— P o e ta nigdy ta k nie p o w in ien m ów ić.

— T a k , ta k , w iem o tem — o d p o w ied ział T a ­ deusz — s ta ra to p io s e n k a !

r I cóż w innaś poezyo, że nie dajesz c h leb a?

Że g d y k o g o ukochasz — najczęściej m a k w ia ty . L u b z ło ty lau r n a czole, lecz n a b u ta c h ła ty ,

I zim ą bez p a lto ta liczy g w iazd y n ie b a ....“

— S tajesz się p a n m a te ry a listą , a ta k p ię k n e rzeczy piszesz.

— Cóż robić, niechże n a św iecie będzie bodaj je d e n p o e ta chciw y grosza, ja nim te ra z jestem .

R e d a k to r p a trz a ł chw ilę n a m ów iącego, rzucił okiem n a ręk o p ism , potem , ja k b y p o d w pływ em ja k ie jś now ej m yśli, odezw ał s i ę ;

— Czy też p an nie m yślisz o?..

— O czem ?

— O m ałżeństw ie.

Z arum ienił się.

— M oże tak .

— I lęk asz się o ch leb ?

;— Isto tn ie . R a d b y m pow iększyć moje dochody, znaleść ja k ie zajęcie stałe, pew ne...

— Cóżbyś p an c h c ia ł ro b ić ?

— S am nie wiem.

— P o d o b n o dajesz p an le k c y e lite ra tu ry ?

— T a k jest.

— A g d y b y się znalazła p ro fe su ra w dobrym^

zam ożnym p e n sy o n acie?

— P rz y ją łb y m ją z w dzięcznością.

R e d a k to r u ją ł T ad eu sza ze rękę.

— Nie trz e b a d o b ry c h p rzy jació ł zaniedbyw ać p. k ie d y są s ta rs i i dośw iadczeńsi, rad zić się ich z zaufaniem . Pozw óJ m i p a n rozpocząć sta ra n ia , m oże będ ę ty le szczęśliwym , że ci w czem dopom ogę.

— O, ja k iś p a n dobry.

— D la a u to ra ta k ie g c poem atu, ja k te n oto, obow iązkiem je s t zrobić w szy stk o , co ty lk o m ożna, zaś d la p a n a osobiście ra d b y m uczy n ić ja k n a j­

w ięcej.

— D ziękuj ę.

— B ądź p a n spokojnym . Z obaczym y się w k ró tc e ja k ty lk o coś zrobię, p rzy jd ę sam .

T ad eu sz w ychodził p ełen różow ych nadziei.

Czuł, że szczęście d lań nie p rzem inęło, że może je o siąg n ie i to niebaw em .

T e g o d n ia p is a ł znow u, p is a ł w iele i uśm ie­

ch ał się do k a r t b iały ch , k tó re m u b y ły pow ierjii- k am i m yśli i uczuć.

J *

* *

(C ią g d a ls z y n a stą p i).

—£■— •H1H' —

H f i m m u r a o .

Drukarnia ludowa rozpoczęła nadzwyczajnie po­

żyteczn e wydaw nictw o Biblioteki ludowej, której celem je st publikowanie najcenniejszych d zieł piśm iennictwa polskiego, aby ułatw ić nabyw anie tych d zieł drogich, ludziom niezam ożnym , m ieszczaństw u i tym z ludu, któ­

rym już niew ystarczają dziełka miniaturowe M acierzy

i innych w ydaw nictw . D latego każdy tom bez względu na objętość będzie kosztow ał 60 cnt. Kom itet redakcyjny wyda kolejno dzieła Dr. A ntoniego J. (Rolle) Łoziń­

skiego, K osińskiego, B ernatow icza, Chodźki, Mochna­

ckiego, Maxa Potockiego, K raszew skiego, Krechowie- ckiego, Kubali, Piotrow skiego i innych. Pierw szą pu-

81

(6)

blikacyą Biblioteki domowej je st Dziecię starego miasta (Bolesławity). W ydanie nader staranne, na ładnym pa­

pierze, nie zostawia, nic do życzenia. W ybór tej po­

wieści, na tle wypadków 1863 roku zjednywa odrazu dla zacnego przedsięwzięcia, publikowania najdroższych sercu Polaka wspomnień.

Tadeusz Rejtan przez Jadwigę Z. Malutka to ksią­

żeczka dla ludu, bardzo pouczająca, bo stawi przed oczy czytelnika wzór najzacniejszego syna Ojczyzny i oby­

watela. — Nakład drukarni ludowej - - Lwów 1893.

„Gdzie szczęście." — Gausserona, nakładem Ge­

bethnera i Wolffa. Jakkolwiek to książka w ubiegłym roku wydana, • lecz pragniemy wspomnieć o niej z powodu, iż mamy drugą, podobnej treści książkę tego samego autora, o której będzie niżej mowa. „Gdzie szczęście11 zawiera 26 rozdziałów, zaczynając od D o­

brych manier. W pierwszym * tym rozdziale słusznie dochodzi autor do* wniosku, że uwolnić siebie od p ra ­ wideł grzeczności, znaczy tyle. co dać swym wadom większą swobodę. Dalsze ustępy uczą przykładam i,jak się oddawać zawodowej pracy, jak względem drugich się zachowywać, jak rozmawiać, aby swymi słowami za­

m iast pociechy, nie spraw iać goryczy, jak czytać, strzedz się dogadzania złym skłonnościom, jakim być w powodzeniu, aby w nieszczęściu nie upaść" jak być człowiekiem. „Człowiekiem zaś je st ten, kto posiada wolę czynną, serce czułe, odważną duszę, kto je st wy­

trwały; ma to być istota pełna zapału i życia, kocha­

jąca, powściągająca porywy wstrętu, czy nienawiści.

Takim trzeba pozostać, aby być szczęśliwym. W wy­

borze tych, z którymi żyć mamy szczególnie w m ał­

żeństwie „nie kupować kota w worku*.

O tem zaś bliżej mówi Gausseron w Życiu we dwoje (1893). Tam raz jeszcze ostrzega autor o wybo­

rze na los szczęścia bez poznania charakterów , tem- paramentów i co bardzo ważne, stanu • zdrowia obu­

stronnego. Ostrzega w pożyciu przed wielką gburowa- tością, złym humorem itp. bo tę prędząj czy później zachwieją spółkę życia. A ostrzegając przypom ina:

„Natura ludzka ma już to do siebie, że najmniejszą wartość posiadające jednostki, największe sobie roszczą' pretensye“. Dogadzając takim, sami przygotowujemy złe. Niech mężczyzna nie zapomina, że zbytek wymagań, obłuda, brak szacunku dla żony, nie poczuwanie się do opieki i pomocy, dobrowolnie na się przyjętej musi pociągnąć niewesołe następstw a. „Niepojętem byłoby naw et i niezgodnem z naturą ludzką, gdyby w tym wypadku kobieta nie uczuła ciężaru krępujących ją więzów. Bez miłości, wiary, zaufania, życie we dwoje staje się katuszą". S ą-tu jeszcze rozprawy na temat oszczędności, pieniędzy, spójni życiowej na wzór, pół­

kul magdeburskich a na zakończenie kładzie autor przysłowie arabskie: „Raj na ziemi znajduje się w księ­

gach mądrości, w daiełach sztuki i w sercu kobiety".

Głębokie te, pełne empiryzmu dzieła zalecają się bardzo, szczególnie młodym, ostatnie zaś radzimy na­

bywać wszystkim wcześnie przed zaręczynami, — Zda się bardzo.

Publikacye księgarni K. Kozłowskiego w Poznaniu.

Ruchliwa ta księgarnia przedewszystkiem wielką ma zasługę, wydając dzieła patryotyczne. I tak z ubiegłego roku mamy przed sobą Album wojska polskiego, co praw da nieartystycznie wykonane, lecz odpowiadające celowi, bo dlatego właśnie tanie i przystępne tak ze względu na treść objaśnień i ceny, dla każdego. Z naj­

dują się tu jeszcze przykłady męstwa Polaków, oraz mały zbiorek naszych pieśni obozowych, krwią serde­

czną zabarwionych, echem boju i sztandaram i rozniesio­

nych. Do grzechów obojętności policzylibyśmy to, gdyby Albumu takiego nie dano młodzieży naszej i lu­

dowi. Nasze galicyjskie czytelnie powinny nabyć je i rozpowszechniać. Drugą bardzo użyteczną książkę stanowi Podręcznik geografii ojczystej z 50 rycinam i i ośmiu mapam i. Autor (J. Chociszewski) daje tu rys dawnej Polski, z odnośnem zaznaczeniem zmian w ciągu wieków. Opisawszy kraj i obyczaje Polski, Rusi i Litwy

| przedstaw ia autor obraz odrodzenia Czech, jako wzór dla Polski, oraz dlatego, aby przekonać, iż bratnio z Rusinami i Czechami łączyć się musimy, aby wzróść w siłę i odzyskać dawną wielkość, W roku bieżącym pojawiła się Historya polska w pięknych przy-

| kładach Chociszewskiego, jako zbiór wzorów dzielności pracy, nauki i poświęcenia dla kraju, jakim i się nasi przodkowie odznaczyti. Przykłady to podane bądź w formie opowiadań, bądź w wierszach i legendach.

Jedne przykłady podnieśli mogą męstwerp pierś mło­

dziana, inne z życia kobiet wskazać-naszym dziewczyn­

kom, jak ą potęgą je st miłość Ojczyzny i jak nas mocnymi i szlachetnymi czyni. Rzecz napisana z taldem ciepłem uczucia, z . tak skrzętnem wyszukaniem wszystkiego, co do naśladowania zachęcić może a przedewszyst­

kiem z zacnem pragnieniem autora, by każdy dzieje swe jak najlepiej znał, bo im lepiej pozna, tem go­

ręcej ukocha. Najnowszym zaś je st Deklamator polski.

| J e s t to zbiór najpiękniejszych poezyj religijnych, świec- j kich do deklamacyi i aktówek dla teatrów amatorskich, W iersze przeważnie znane, lecz, wybór został bardzo trafnie dokonany. Z pomiędzy mało znanych mu­

simy podnieść- wiersz O dyńca: Praca i miłość oraz A. M ilewskiej: Oszczędność i praca. Rozdział V.

Z pól słowiańskich podaje kilka wierszy tłum aczo­

nych. J e s t to bardzo dobry podręcznik, że tak po­

wiemy, .do zebrań; towarzyskich, którym w naszych czasach -tak bardzo potrzeba ożywienia. D eklam ator przedstaw ia zbiór wierszy poważnych, żaś wiersze żartobliwe i humorystyczne zbiera p. Kozłowski w osobną książkę pod napisem Wesoły deklamator, która jest pod prasą.

Tendencya wydawnictw koniecznie wymaga, by je jak najgoręcej p o le c a ć ; chwalimy je wszystkie bo zresztą w ogóle przyjęliśmy za normę, by nie um ie­

szczać recenzyj z książek bez wartości, chybaby szko­

dliwymi były, to w takim razie obowiązkiem naszym

j przestrzec, gdyż pismo nasze ma służyć kobietom i a więc wychowawczyniom, matkom, a choćby i nie to.

pamiętamy, że takiem będzie społeczeństwo, jaką kobieta.

T E A T R .

Ponieważ w dziale sztuki dramatycznej postanowiliśmy mówić zawsze tylko o polskich, oryginalnych sztukach, dla-;

tego radziśmy sposobności, jaką. nastręcza nowo napisana przez A. Walewskiego „Górą R a d ziw iłł". Jest to obraz z życia potężnego księcia, jakiemu dzisiaj równych niemasz a który niczego może tak nie-pragnął, jak aby być zawsze

„6rórą“ i dopiąć swego. I w naszym obrazir scenicznym tak samo zdobył sobie przemocą Zawiszankę, lecz po zgli­

szczach jej domostwa a gdy uwolnił ją w chwili, kiedy Ojczyzna wezwała, sam stracił wszystko, bo go król ba­

nitą uczynił. Po kilku latach wygnania wraca złamany;

to już nie ten dumny Radziwiłł „Panie kochanku" :— co musiał być wszędzie górą. Widzimy go umierającego. — i Myśl, że mu cnotliwa Zawiszanka nie przebaczyła jego

(7)

gwałtownego a niegodziwego uczynku skonać mu nie daje.

Przyjaciele, chcąc mu tę ostatnią chwilę lżejszą uczynić poszli po n ią ; przyszła . . . lecz zapóźno. Obrazy nary­

sowane z prawdą obyczajową i historyczną język właściwy epoce. A teraz co do samej gry. Sztuka taka powinnaby przynajmniej na 10 przedstawień zapełnić teatr do brzegów.

Tymczasem trzecie przedstawienie (kistkami patrzyło na scenę Któż wie jednak. . . nie śmiemy twierdzić . . . lecz czy nie pochodziło to z winy artystów, przynajmniej niektórych?

Sztukę jako najdroższy talizman narodowy kochać i cenić muszą artyści sami, aby to zamiłowanie i poszanowanie żyło w piersiach widzów zwłaszcza w takiej, polskiej, hi­

storycznej sztuce ! Niechby tam jakie szwabskie sztuczy- dło zagrał np. p. Zboiński nawet po nietrzeźwemu, lecz co do oryginalnej i patryotycznej, o to przepraszamy! Jesteśmy na­

rodem a nie zgrają i tak dalece, przedrwiwać ani obrażać nas nie wolno.

A teraz pytanie, dlaczego p. Stachowicz zawsze tak sym­

patyczna, wysoce cenionia znakomita artystka, tym razem tak dla sztuki była niełaskawą? Jakżesz można było w tym samym kontusiku przyjść na bal do Radziwiłła, x którym sie­

działo się w domu przy krosnach a potem po kilku latach w tymsamym przyjść do konającego księcia ! Nakoniec pan Żelazowski, — mówi tak, że. słyszy się ledwo trzecią część roli, bo połowę połyka,i moduluje cicho — a resztę tylko wykrzykuje głośno. Nie przeczymy, że gra wybornie ależ na Boga, z tem gadaniem lekceważącem słuchaczy i jakby tylko dla siebie, to przecież mowy być nie może o dobrej grze.

Najsumnienniej z ról wywiązali się: pan Dębicki, jak zawsze mistrz w swoim wydziale i p. Hierowski a z p a ń : Rybicka, która nader starannie interpretuje każdą choćby najdrobniejszą rolę i usposabia publiczność dla siebie bar­

dzo sympatycznie.

Poczuwamy się do obowiązku rzucenia tych kilku uwag, jedynie ze zdrowego zapatrywania i zamiłowania sztuki narodowej pochodzących. Czas już czas najwyższy, aby garnąć się z zapałem do teatru wtedy, gdy grają coś patryotycznego, a niepokazywać się wcale na głupstwa zagra­

niczne. Z Czechów przykład bierzmy: wygwizdali sztukę własnego rodaka (ćhoć u nich rodak przedewszystkiem) za to, że w prologu były hymny na cześć Wiednia. (Smetany

Prodana nevesta). St.

Z N A S Z E G O S A L O N U .

N iech m i szanow ne C zytelniczki w y b aczą, żę c h c ą c pow iedzieć słó w p a rę o p ra c a ę h ja k ie p o ja ­ w iły się n a w ystaw ie naszej o statn im i czasy, zacznę od obrazu, p rz e d k tó ry m staje w iele osób, ale od k tó re g o w ięcej jeszcze o d w ra c a się ze zg ro z ą a cza­

sem n aw et z d rw in am i lu b śm iechem . M niejsza je s t liczb a ty ch , co p atrzą, śledząc m y śli au to ra, lub g u ­ b ią c w zro k w przep y szn y m k rajo b razie, w ciem nej zieleni w ód b a g n isk a , z k tó re g o w śró d sk w a ru p o ­ łu d n ia w y ra s ta k o b ie ta -p o tw ó r a raczej ja k a ś p o ło ­ w iczna is to ta pom iędzy człow iekiem a żabą; je s t to

„P o łu d n ica" p. R ad ziejo w sk ieg o . W e d le p o d an ia lu d o w eg o z b ło t i m oczarów w yw ołują słoneczne p ro m ien ie o d rażające w id m o , k tó re g o spojrzenie szerzy zarazę i śm ierć. T o uosobienie zg n iły ch i zabójczych w y ziew ó w , p rz e d sta w ił nam a r ty s ta |

w p o sta c i zdeform ow anej k o b ie ty o ry s a c h o d raża­

ją c y c h b rzy d o tą, bardziej jeszcze, niż w y razem jej oczu o k rą g ły c h — olbrzym ich. — R u c h jej isto tn ie żabi o d p o w iad a w y b o rn ie p a ro d y i p łc i pięk n ej.

J a k w spom niałem wyżej, o b raz je s t dzielnie m alo w an y — to żabie ciało o tęczow ych refleksach a w isto cie n ib y różow e, p ra w ie p rzy św iecające — c a łe w p ó łcien iu z tem św iatłem , w k tó rem czuje się słońce p o łu d n ia i w tem otoczeniu po m istrzow sku o d d an y ch m oczarów z ciem ną zielenią w odorostów i b łę k ite m w ód b ło tn isty ch , to żyw e tę tn o n a tu ry b ijące w około, p rzy k u w a w zrok m alarza — czy je d n a k zad aw aln ia a rty s tę ? N ie ste ty nie — niechże mi będzie w olno pow iedzieć, dla czego — co rodzi ów niesm ak, co determ inuje całość.

P o ró w n a n ie z utw oram i B eclina, ja k ie się n a ­ su w a m im ow oli n a w idok „P o łu d n icy ", zda się za­

w ierać rozw iązanie zagadki. N iem iecki a rty s ta o p ie­

ra ją c y sw e te m a ta n a fan ta sty c z n y ch p o d a n ia c h — m alując n ie k ie d y p o tw o ry , i>tne w id ziad ła rozbuja- łej w y o b raźn i — budzi w w idzu lę k i zgrozę, nie zaś w s trę t i niesm ak. W jeg o dziele czuje się do­

b rze, iż n a tu ra b y ła m u ty lk o tłem i k an w ą n a k tó ­ rej m yśl w y d zierzg ała to, co stw o rz y ła fantazya.

T o też i k o lo ry t c a ły nie zu pełnie praw dziw y, coś id e a ln e g o o tacza g o i prom ienieje z obrazu. A r ty s ta nasz, w ręcz przeciw nie, tch n ie życiem i p ra w d ą — i tru d n o m u z te g o czynić zarzut, ale ow a p o sta ć ta je ­ m nicza, istn e dzieło sn u czy przew id zen ia ow a „ P o łu ­ d n ic a ” owo w idm o złow ieszcze, u b ra n e w k s z ta łty skoszlaw ione i w szelkiej pozbaw ione fa n ta z y i, je ­ d y n ie id ealn ie b rz y d k a p o d w zględem form y k o ­ b ie ta , czy też dziw nie do niej zbliżone czw oronożne stw orzenie, zda się zap raw d ę n iep o trzeb n ie i zanadto zbliżone do sp o ty k a n y c h n ie k ie d y w y ro d k ó w n a tu ry zam ało zaś w nim fa n ta z y i i — zam ało m yśli i p rze­

ję c ia się p o etycznem podaniem naszego lu d u , za m ało w słu ch an ia się w je g o grozę, co n ib y p o tężn ą sk a rg ą bije w niebiosy.

T e m a t w sp a n ia ły i w ielki, oraz p e łe n poezyi sam w sobie, p rzy n o si zaszczy t a rty śc ie , co g o pow ­ ziął i ta k po m istrzo w sk u tło je g o n a k reślił, lecz ja k a szkoda, że cało ść nie d o sięg a zam ierzonego szczytu, że a k o rd fałszy w y m ąci w sp a n ia łą m e lo d y ę !

D w a now e p o r tr e ty w idzim y rów nież n a n a ­ szej w y staw ie. Jed n y m je s t p o rtre t p a n n y M,, p ę ­ dzla B ato w sk isg o , p rzy jem n y w kolorze i zręczny w w ykonaniu, oraz bardziej p raw d ziw y , niżeli w dzię­

czn y p o rtre t p a n i L.

N a d ru g im w idzim y m ałeg o ch ło p c a siedzącego n a ta b u re c ie z szp ic ru tą w ręk u . R u c h n a tu ra ln y i sw obodny — tw a rz p e łn a c h a ra k te ru , p re c y z y a ry su n k u i sta ran n o ść w ykonania, czynią zeń p o rtre t w y b o rn y — św iad czący w ym ow nie o g ru n to w n ej w iedzy, oraz ta le n c ie je g o au to rk i p. A nieli W i ­ sło ck iej, p rzy b y łej do nas n iedaw no a rty stk i, a k tó ­ rej rzeźb a zw ró ciła już p o p rzed n io n a siebie ogólną uw agę.

T R E Ś Ć : W itaj. — J. S.: T rzeci M aja 1791. — Julian B. P oetki polskie od X IX . w ieku. (Ciąg dalszy. — N a cm entarzysku now ela E. Zorjana. (Ciąg dalszy.^) Literatura i sztuka. — Teatr. — Z n aszego salonu. W D o d a t k u : R ycina. Jul. M ien:

W rocznicę K onstytucyi T rzeciego M aja. — L ist ś. p. M alw in y O gonow skiej. — Gazon dyw anow y. — W iadom ości bieżące. — K orespondencye R edakcyi.

\AAAA/\AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA/\AAA/iAAAA/J\A/WVA/W^AAAAAAAAAAAAAAAAAAA/iAAAAAAAAAAVVV \AA/W VAAAAAAM AAA/W W W W W W VVW 7 ^AAAAAAAAAAAAAAAAA/WVAAMAAAAA/^vVvW.A/v W AAA/

(8)

□ i

Ważne dla P ań!

Słynne płótna Korczyńskie

Ważne dla Pań!

prem iow ane n a w y staw ach krajow ych, po leca i sp rzed aje n ajtan iej fa b ry k a tk a c k a

MIECZYSŁAA GONETA w Korczynie (pod Krosnem).

P ięk n e, świeże i nadzw yczaj trw a łe czysto ln ian e w y ro b y p łó cien n e surow e i a p re to - w ane, a m ianow icie: p łó tn a, w eby, dym y, chusteczki do nosa, ręczn ik i różne, ob ru sy , se rw ety , ścierki, d relich y n a lib ery ę i m aterace, jak o też p łó tn a g ru b e, szare i blich o w an e n a sienniki, w ory i t. p. w y ro b y w zak res tk a c tw a w chodzące.

N a ła sk a w e żądanie p o sy łam p ró b k i g ra tis i franco.

Uwaga: W szelk ie zam ów ienia w y konują się Szybko i sta ra n n ie , p ro sto z f a b ry k i;

żadnych bow iem nie utrzym uję składów .

Tow ar świeży doborowy. — Ceny niezwykle niskie. — Nieodpowiedni towar przyjmuję napowrót.

m

\\ Rozporządzamy ilością

j! 2 00 0 r obot ni ków

:; z pow iatów zachodnie i G alicyi :: do ro b ó t polnych, O'a orskich, :: torfu, w ęg la i l •> R o b o tn ik ó w ; :; w każdej ilości i w każdej chw ili : : i w y słać możemy.

l\ Biuro wywiadowcze

Ś! K R A S I C K I E GO j

w J a ro sła w iu .

STOW ARZYSZENIE PRACY KOBIET

w K o ł o m y i

przyjm uje w szelkie ro b o ty w zak res szycia b ia łe g o w cho­

dzące ja k o to : bieliznę dam ską, m ęsk ą i d ziecin n ą.

P rzyjm uje rów nież w iększe zam ów ienia ro b ó t: dla szpitali, p olicyi i różnych zakładów , w y k o n u jąc n a żądanie bieliznę z p łó cien k rajo w y ch , w k tó ry c h d o starczan iu pośredniczy.

ROBOTA STARANNA. — CENY SUMIENNE.

R0B0TNIK0W POLNYCH i DWORSKICH

miesięcznych dostać można zaraz i każdej chwili przez bióro wywiadowcze j B. K r a s i c k i e g o w Jarosławiu w potrzebnej ilości pod korzystnymi waran kami .)

is r :E5 .A . .t ,

MASZYNY 00 S z i i l i

od 2 5 do 6 5 v 2 ^ g l g | | p o l e c a fm

|Lv

6

ARD

0

LIŃSKI

4

I LWÓW PL. HALICKI /4 '

^ - CENNIKI NA RZĄOANIE

• GRATIS I FRANIO.

Redakcja „ Przedświtu“ poleca niniejszą firmg, jako m a n ą z su­

mienności i 'Uczciwości, doradza­

ją c Szun. Paniom zaopatrywania si§ w maszyny do szycia z tego

źródła.

| [S)^^>fp=s=

i (® fol

(śa

! Jf Is tn ie ją c y od 19 la t

I

W STOWARZYSZENIU PRACY KOBIET

I

+ we L w ow ie ul. K o p e rn ik a l. 2i. we L w o w ie jt

K urs kroju sukien dam skich

połączony z ćwiczeniami praktycznymi

Jl

I¥ i szk o łą sz y c ia białego, cerow ania, h a ftó w b ia łych , ¥ I ¥ sz y c ia n a m aszynie, w y ro b u fr ę d z li, lcOronek kloc- 1 I t kow ych i robót ozdobnych, z o s ta ł i w ty m ro k u od- ł

J1 d a n y p o d kierow nictw o fachow o w y k szta łco n yc h

A n a u c z y c i e l e k .

O w aru n kach p r z y jm o w a n ia uczenie dow iedzieć lii się m ożna w biu rze S to w a rzyszen ia , otw a rłem co- T dzienn ie z w y ją tk ie m d n i św iętecznych od g o d zin y Jl

9 ran o do 5 wieczorem . <1

W bazarze S to w a rzyszen ia dostać m ożna ro z - ]!

m aite robótki, o ra z bieliznę dam ską ,\ p r z y jm u je się 4 rów n ież zam ów ien ia n a ro b o ty w szelkiego ro d z a ju , j|

n a p r a w y sta r o ży tn y c h m a te r y j, d yw anów , a p lik a c y iitp . * -,r O prócz tego biuro w y w ia d o w cze S to w a rzy sze n ia W

J. p o le c a: Jl

naiir7.vripflfi hnnv klucznice i oannv służące

ob) có ’ -o k/j : O 1

■t—3 CG ,

>>:

N ,

O O

^ . 3 cd

£

. -a

i; o ,

;-o 0

I-c O

d Srt

1, M

n i

5 s? *=*

£ 0

■0 n O 5}

7}

02 2 o

£łO ^

"d 'S 0 o 3 0 -rt-

9 0 f-i o

s „

8” a

o> - O 05 2 •—>0

O d p o w ie d zia ły a r e d a k to r k a : J a n in a S e d la c zk ó w n a .'

Z DRUKARNI EDMUNDA OSTRUSZKI W E L\VQ\VIS, UL. SY KSTUSKA L.

y d a w c a : I ł o le s ła w i cz

(9)

Uwaga: Num er niniejszy icydajemy nie 5-tego, lecz Trzeciego M aja, z powodu uroczystej, na ten dzień przypadającej rocznicy naródówei.

(10)

W ROCZNICĘ KONSTYTUCYI TRZECIEGO MAJA

przez

J 1 1 l j v i s ż cl _M~ i e t l ct.

URYW EK Z DŁUŻSZEGO POEMATU.

D laczegóż naród tak w ielki potężny D ziś w w ięzach skam ieniał niewoli J a k b y zapom niał, iż niegdyś był mężny

I w yrósł nie z herbów, lecz z pługu i z r o li!...

Czyż na to m am y pełne dumy czoła, B y one pod jarzm em się gięły niew oli;

I czy czas jeszcze kiedykolwiek zdoła Pam ięć nam odebrać tej rany co boli...

B iedna Ty Polsko ! w blade Twoje skronie W pił w ieniec cierniow y ostre groty swoje L ecz choć się łam iesz w tej bolu koronie

Prom ienna wciąż kroczysz do szc-zytów Golgoty!...

W milczącej przestrzeni, gdzie świat kołuje

Głos wieków przebrzm iew a bez echa, bez dźwięku Godziny, lata, wszystko w dal się snuje.

L ecz żyje wspomienie i drzy pełne jęk u !...

O dniu Trzeciego Maja, tyś był dniem cudów.

I w polskiej n am piersi drgasz wiecznie świetlany Boś w piersiach n iecił bratnią równość ludów

I w chwili zapału zrów nał w szystkie stany!...

T yś był ju trzen k ą lecz niestety krótką,

Co złotym prom ieniem b łysnęła od wschodu Tyś był lecącą po rosie pobudką

Co duszę u śp io n ą zbudziła narodu!...

I w rócisz kiedyś jutrzenko swobody

Ty wrócisz lecz silna, jak Bóg nieśm iertelna!

Nad ziem ią naszą, ponad polskim krajem , Tęczowa wolności rozbłyśnie się zorza, Św iat będzie dla nas, w tedy bracia, rajem

I P olska znów będzie... od morza... do morza..

Gło> ludu, mówią, nieraz Boga głosem J a k on jest potężny i m a straszną siłę Nad P olski kiedyś zapłacze on losem

I groźny jej żywą rozkopie mogiłę...

N a barkach ciało J e j wyniosą dzieci 0 Ojczyzny — Matki upom ną się prawa I znowu słońce nam jasne zaświeci

A w Polsce zagości i zgoda i sław a!...

P rz y s z ło śc i! słyszę Twój głuchy szum lawy 1 burze śpią w Tobie pełne groźnej ciszy L u d zi ostrzegasz, że bliski dzień krwawy

L ecz nikt nieuw ierzy, aż gdy grom usłyszy!...

My bracia razem , w ściśnione szeregi D ążm y tam , gdzie jasne są ludzkości cele M iłości więcej, niech taje lód, ■śniegi!...

Bo len tylko żyje, kto ukocha w iele!...

List ś. p.' Malwiny Ogonowskiej

z d n ia 15 m a rc a 1891 r.

( D o P n y J a n i n y S e d l a c z k ó w n y ) . D obra, łaskaw a P a n i !

D ziś 15-go M arca, otrzym uję list pani z d ai ą l4 lu t.

N atu raln ie, że m ieszk ając u obcych o 25 w iorst od poczty niemogę posługiw ać się posłańcam i, po najw iększej więc bez­

droży, list mój n apisany dzisiaj 15. dojdzie W as we Lw o­

wie co najprędzej 20-go. Pom im o najszczerszej chęci przy­

jęcia, chociażby listownego udziału w W aszych Zgromadze­

niach a naw et telegraficznego lub telefonicznego jeszczebym nie uśpieszyła. J a k w idzicie drogie m oje koleżanki nie m oja lecz W a sz a w tem w in a !

Z dała od W a s nie mogę m ieć głosu w W aszych konferencyach, ale żeście dobre i pobłażliwe na wypo­

wiadane zdania — pozwolięie bym usiadłszy wśród W a s m łode moje koleżanki zw róciła w aszą uwagę (może już przez W a s sam ych o b m y ślan ą)— że przy oświaćie ludowej ja k a dotąd m iała m iejsce, w artoby wprowadzić jeszcze ko­

rzyści pozytywne — ta k dziś nieodzow nie do dobrobytu potrzebne, który m yśią przew odnią być m usi bo bez tego w szystkie inne zabiegi unicestw iają się w wielkiej cyfrze odsetek, ta k mozolnie włożonego kapitału.

Czyście zwróciły na to uwagę że pszczelnictwo, ogro­

dnictwo, m leczarstw o, koszykarstw o, szewstwo przynoszą dochody i dają nie jednem u rękojmię przyszłości. Żeby módz to m iędzy ludem w czyn wprowadzać, potrzeba samym ku tem u się usposobić — zasięgnąć postępowych ku tem u inform acyi. — W każ lem kółku niech młode pszczółki podzielą się gałęzią dla siebie najodpow iedniejszą, zastosow aną

do usposobień, zdolności i te rozszerzą w śród ludu a to w waszej ubogiej Galicyi, gdzie ziem ia mało produkuje, może

7. czasem rozwinąć się i na tej drodze dać zyski wyrówny- wające brakom rolnictw a z takiem trudem a z m ałym zys­

kiem prowadzonego. — N aturalnie nie powiadam, by przem ysłem odrazu zastąpić gospodarstwo — nie — jedno przy drugiem prowadzić m ożna. G dzie dużo dziew cząt w domu, niech się tem zajm ą. W jednym z klasztorów znanych mi w Bolonji — zakonnice, sprowadziły do siebie szewca, i wyuczyły się doskonale szyć trzew iki. I tym fa­

chem tyle zarabiają że nnają dla siebie i dla kilkudziesięciu uczenie m ateryał i robotę darm o •— tem ja k zrozum iecie moje drogie ogromną zaoszczędza się sum ę; — pieczenie komunikantów także spory przynosi dochód, — robienie kon­

serwy pomidorowej butelkowanej w płynie także je s t zysko- wnem. Suszenie zielonego groszku — itd. itd. — A sery na sposób holenderski, — gdzie wieś duża znoszą w jedno m iejsce do m ałej fabryczki nabiał za właściwą opłatą, (co w szystkim dogodnie) i tam powoli rozwija się fabryka se­

rów, dająca jednym możność zapracow ania, drugim odsetki od .włożonego kapitału. W szystko zaczynać się powinno od m ałej skali i powoli bez wysiłku, przeciążającego środki rozw ijać się coraz więcej i więcej.

R adziłabym także z takiem i pomysłam i udać się do jednej z wysoko w społeczeństw ie stojących i dowolnie środkam i swemi rozporządzającej osobistości, by stanęła W am m ateryalną pom ocą jako główny punkt oparcia. J a k a niebądź stała roczna kwota w ielką byłaby dźwignią.

To są moje m yśli — czy zgodne z W aszem i myślam i i z m ożnością przeprow adzania w czyn — wy lepiej odemnie w iedziić będziecie — i według tego postąpicie. Że mi

| dziś jeszcze trudnem je st z taką jak pragnęłabym przyjść

— 8 6 -

(11)

pomocą to mi wybaczycie i o złe chęci nie posądzicie. — Wszak tak jest młode, moje zacne pszczółki koleżanki!

Idźm y n a p rz ó d ! zaw sze naprzód z w iarą co m ury p rzebija — z en erg ją, której nic zwalczyć nie potrafi — z m iłością w duszy dla tych co cierpią, co nędzni i biedni, dla tych co w życiu w gwiazdy p atrzeć nie m ają sił, tak się im mąci i w m yśli i w sercu — że pierwsza wiecznie w chaosie się błąka a drugie przebolałe, gorętszem ciepłem zapałać nie m o ż e ; p rą c a ż m u d n a , bezkorzystna, b ez­

n adziejna pochłania cały żywot, całe ich je s te stw o ! W y posłanniczki apostołki z wieńcem pośw ięcenia się i zaparcia się siebie sam ych, jakże szczytne zajm ujecie w społeczeństw ie m iejsce. M łode latorośle o siłach wieko­

wych ! Niech mi W a s wolno będzie przycisnąć do serca — u ca­

łow ać główki W a sz e i O patrzności boskiej W a s polecić.

C ześć W a m m łode siostry, koleżanki moje.

Szczęść B oże p racy W aszej.

M . Ogonowska.

Gazon dywanowy.

Zniknęły już z przed okien domów wiejskich kląby róż, agrestu, piwonii, obsadzonych w około innych pira­

m idalnych krzewów i tworzących bukiet ułożony wy­

bornie. W każdym najmniejszym dworku d zisiaj— chcą mieć widok rozległy, dużo św iatła, pow ietrza; w tym celu wykopują dawne kwiaty, lub wyrównują ziemię, aby gładki prosty traw nik utworzyć.

W niektórych miejscach jednak nie je st to rzeczą tak łatw ą, jak się na pozór wydaje. Ogrodnicy fachowi um ieją sobie dać radę — lecz nieznający się na tem, narzekają, Kłopocą się i m arzą jako o czemś nieuchwy- tn e m : o dywanowym gazonie.

W łaściwy gazon dywanowy, najczęściej zakreślony w elipsę — lub łam iący się w różne geometryczne figury, składa się z drobniutkich kwiatów, które choćby najstaranniej utrzymywane, nie wydadzą się dobrze bez tła odpowiedniego.

Tłem je st traw nik zielony, świeży, gęsty, i równo obcięty. — Chcąc wszakże doprowadzić go do tego stanu, trzeba mieć grunt odpowiedni, nie zimny i nie wilgotny, obfitujący w pożywne składniki, przynajmniej w górnej w a rstw ie , ponieważ korzenie traw nie zapu­

szczają się głęboko. — W tym celu, gdy ziemia jest jałowa, spulchnia ją się starym (rocznym co najmniej) nawozem, przekopuje starannie, oddala perz i chwasty i bronuje. Po zupełnem zrównaniu uciska się ją cięż­

kim walcem i przygotowuje pod zasiew. Najlepiej za­

siew ać trawy, wcześnie na wiosnę dość gęsto, zró­

w nać grabiami i łopatam i oklepać. Po czternastu dniach ukażą się drobne roślinki.

W ybór traw , powinno się stosować do gatunku pola i miejsca. Różne traw y udają się w różnych grun­

tach i położeniach. Jedne lubią lekką, inne ciężką ziemię, te udają się w cieniu, owe tylko w słonecznem miejscu róść mogą — ja k to na polu, łące i w lesie widzimy. Stąd wypływa, iż do każdego gruntu trzeba w ybrać odpowiednie gatunki traw . Mieszanka taka musi być równej wysokości i barwy, oraz wykwitać w jednym czasie, a przedewszystkiem płasko tylko rozpościerać się po ziemi. Wysokie, w yrastające kępami rośliny są zupełnie do gazonu nieprzydatne, ponieważ tu głównem zadaniem je st gęśtą, aksam itną ruń utworzyć. Jed en gatunek traw y nie może tego dokonać — j. n. p. ra j­

gras angielski, przed kilku laty głównie do zasiewania trawników zalecany, albowiem tenże trw a zaledwie lat

kilka, a chociaż potrzebny je st w mieszance jako ochrona słabszych roślin i aby szybko traw nik zazielenić, na niego liczyć nie można.

Następujące gatunki są najstosowniejsze. (Ilość obra- chow ana na '/, ha. ziemi).

1. M ieszanka na traw nik ogrodowy w słonecznem miejscu i dobrym gruncie:

Agrostis stolonifera . . • l 1/. kl.

Cynosorus cristatus . . . 4 F estuca diuriuscula . . • 8s/4 » Lolium perenne tenue . 20 »

P oa pratensis . . . . 2 »

35 kilo.

2. M ieszanka na traw nik wpółcieniu pod drzewami:

Cynosorus cristatus . . 21/, klgr.

F estu ca diuruscula . . 7 ’/2 „ Lolium perenne tenue . 20 „ Poa pratensis . . . . 2 ‘/j »

„ nem oralis sem pem rens 2 „

„ trivialis . --

35 klgr.

3. M ieszanka do lekkiej piaszczystej ziemi;

Agrostis stolonifera . . . ’/, klgr.

Festuca diuruscula . . . 20 „

„ ovina tenuifolia 21/a „ Lolium perenne tenue . 19 „

Poa pratensis . . 2 „

nemoralis s e m p e m re n s 1_____ „ 35 klgr.

4. M ieszanka dla zimnego ciężkiego gruntu:

Agrostis stolonifera . . '/* klgr.

Cynosorus cristatus . . 2'/j „ F estuca diuruscula . . 10 „ Lolum perenne tenue . . 1 6 '/a » Poa pratensis . . . . 2 1/a

„ nemoralis sempervivens 3/t „

„ t r i v i a l i s ... 2 35 klgr.

Mieszanki te w renomowanej firmie można kupić gotowe, lecz najlepiej podług powyższego rozrachowania sam em u je sobie przyrządzić.

Skoro traw a na 7 cm. podrośnie, ścina się ją postrzygaczem, znanym w każdym większym handlu kwiatowym — lub kosi kosą po rosie w mglistym dniu.

Poczem grabi się, zam iata i znowu walcem uciska, żeby młode latorośle się zakorzeniły. Następnie znowu skosić ją trzeba — najlepiej co dziewięć dni i wyplewić sta­

rannie. Do stokrotek i wełnianek żółtych będących plagą gazonów są osobne plewiacze, którymi wcale niepożą­

dane te kwiatki wyrywa się z korzeniem. — Po sko­

szeniu trzeba traw nik polać obficie, aby słońce ziemi nie wysuszało. — W ogóle częste polewanie w dnie upalne je st niezbędnem do utrzym ania świeżego gazonu.

W obec tego co dwa lata przynajmniej należy trawnik obłożyć suchym nawozem, (gdyż wskutek polewania traw a szybko rośnie i zużywa pożywne składniki) lub śmieciem z przed stajen, równo na 1 albo 1 */a centy­

m etra. Sztuczne nawożenie saletrą Chili je st najod­

powiedniejsze.

W tak przygotowanym trawniku, robi się dowolne figury najłałwiej elipsę, spulchnia się ją i zasadza kwia­

tam i karłowatymi, które muszą być starannie plewione i podlewane. Najlepiej udają się krąglatki (Alternanthera) i dziwie (Echeveria) ułożone w mozajkę, lub równo- rzędowo, chociaż w każdym składzie nasion dadzą w ska­

Cytaty

Powiązane dokumenty

ocena zmysłów jako nieomylnych – omylny miałby być sąd będący dziełem władzy odmiennej od zmysłowości, a ponieważ błąd w przypadku sądów spostrzeżeniowych wynika

sobą obydwa, z centrum ziemi do miast Sieny i Aleksandryi pocią- j na powierzchni ziemi znajdujących się punktów, a po drugie: oznaczyć gnięte promienie. A ponieważ

Zatwierdzono protokół 1. Jägermanowi ukonstytuowanie 1878 r., przyjęto 3 nowych członków. gospodarskiego, zmiany lokalu Towarzystwa. Karpuszkę na nastę- pującem

planimetru kółko zazwyczaj w jednym kierunku tylko obracać j Aby otrzymać wyniki najwięcej prawdopodobne należy się będzie, a błąd powstający w skutek zmiany obrotu kółka

niach przyjmujemy moduł elastyczności, jako wartość stałą i Bendet podaje, że obserwowano przy moście Victoria i niezmienną w całej belce. Że tego przypuszczenia w pra-i

Ujęcie sprawy i dróg żelaznych w silne ręce, a także umiejętna i do wyma- Projekt wykupienia wszystkich kolei -przez rząd po- j gań państwa zastosowana ich budowa, staje

Zanim to jednak nastąpi byłoby bardzo pożądanem by pp. budowniczowie zbierali dokładne daty dotyczące wyso- Jedynym środkiem poprawy złego, jest obniżenie zwier- ; fco^ci

Zielone, część Piekarskiego, ulica Jagiellońska i inne mają i Obecne spławianie zawartości wychodków Pełtwią jest w wysokim stopniu grunt mokry, w skutek czego budynki i