• Nie Znaleziono Wyników

Historya o xiążęńciu Stylfrydzie i synu jego Brącwiku. Jak ci dwa Rycerze w świecie wiele złego wycierpieli, jak sławy swojej dziwnym sposobem nabywali

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Historya o xiążęńciu Stylfrydzie i synu jego Brącwiku. Jak ci dwa Rycerze w świecie wiele złego wycierpieli, jak sławy swojej dziwnym sposobem nabywali"

Copied!
48
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)
(4)
(5)

M JE

0 x i x %ę Ń c i u STYLFRYDZIE

1 SYNU JE.GO BRĄĆWIKU JP rzetlom aczon» z C z e s k ie g o n »

;

f(

Pjolski J ę z y k ,

Jak ci dwa Rycerze w Święcie wiele z łeg o wycierpieli.

Sławy s w o je j dziwnym Sposobem nabywali,

epistma przez Tomasza Aowatcliego] KsięgarSsi

pozw oleniem Zwierzchności przedrukowana.

s i

4M

(6)

- — % —' I

O X i <| ż c ń c i u S t y l f r y d z i e .

W

czeskiej Ziemi było jedno * 4 Xiąże bogabojne, ale o H o­

nor i Sław ę swoję się wielce sta- ja­

rające: Jmicniem S tylfryd, będąc jo- . dnego Czasu we wielkiej Starości i Fra- j sonku o Honor swój, to jest ze miał T H erb, swój K ocieł od Monarchy sw ego J dany, u m yślił sobie jednego razu do inszego Monarchy się udać a uniego so­

bie inszy Honor albo Herb w ysłu żyć, ; zebrawszy—się jednego razu od zony, j i od Syna swego Brącwika który jeszcze » nie wielkiem będąc młodzieniaszkiem, 1 poszedł do dalekich Krain: i udało mu , się przisć do Króla Neópolitanskiego f któremu było Jmię Astronomus: tedy j

Król go z wielką ochotą p rzyjął, a on | mu wiernie i szczerze s łu ż y ł, t£ Król w widząc to wielce go m iłow ał, a w^zę- r dzie do największej Rady z sobą brał;

Jednego razu z w adził się Król Mezo- potański Jmieniem Filozof z Królem Astronomem, i począł jemu ziem ię gu­

bić. Ludzi imać tedy Stylfry d wid to , rzekł Królowi. Panie u u f Itt widzisz nedze wielka u

Ö > óf, f * £ / H * cp i

? <6 & ■ 2 - r , (T ' t j f

(7)

O StyJfrydzie#

anie Panie Affrycki t y ś mej stm M e go­

tów zawsze na życie sobie nieuważować, a ze Stylfry dem w ogrod gnać, uirzał to Stylfryd i rzekł podcjcie mi Tra- porca Fiolnego ta barwa zapałuje uda- tnos'c Męża wojownego, i do Ogroda jechał, a we wielkiej prędkości A dry- ana zabił. Znowu Englicki w o ła ł Bryn do Graffie ty przeciw niemu się postaw, udatnie się oborz Stylfry da z konia zrzuć. Brynda Horągiew swoje przeciwniemu rozwinął Stylfrydzie to niemoże i nacej być; musisz odemnie zabity być, Stylfryd rzekł podajcie mi Traporca płowego ta barwa z naczy pe­

wność w W ierze Męża dobrego a pręd­

ko się ku niemu brał konia i onego na Śmierć zabił. Znowu Englicki w ołał B e ­ nedykcie Xiąże T yrski, uczyń znak Rycerski. Daj Stylfrydowi ciężką ranę a uczynisz część swemu P anu, B ene­

dykt z gniewem na łąkę jech ał, a na Stylfry da w ołał na wroć się Stylfrydzie ty zabity bydź musisz. Stylfryd rzek rychło mi podajcie Traporca siwegę ta barwa znaczy pokorę każdego ci-

(8)

— 1 2 — O S t y l f r y d z i e .

chego, i pokornie się na łąkę brał;

Benedykt prze city niemu prędko gnał więc dostał ranę, aż z konia spad Styl- fryd jadąc z Ogrodu Bogu dziękował.

Englicki zaś w ołał Nadrspanie Panie Kherski, niech cię pochwali człowiek wszelki każ konia swego osiadłać a prze­

ciw Stylfry.dowi się rozegnać, Ńadr- spon do Ograda jechał na Sty lfry da wo­

ła ł jeżeli się z nicm ma wolą bić musi od niego z ginąć. Stylfryd rzekł po­

dójcie mi Traporca Szarłatowego ta barwa znaczy stateczność wszelkiego biegu rycerskiego gdy się ku Nadrspa- nowi przybrał, szkaradnie Mieczem swoim żywot jego rozdar i z konia go zrzucił i na wylot go przebił. Widząe to Englicki Król rzekł ach! Nieszczę­

ście mię w,żałości potkało: Jeszcze mi się tego nigdy we Snach nie śniło. I R zekł Xiążęciu Zybżydowi Zybrzydzie R ozcnny, ma nąj większa u cieclio, już jest ma myśl po grzechu jezli nie będę w twej pomocy, muszę być w Neoli- tańskiego Króla mocy przetoszżem cię na ostatek zostaw ił, abyś mię z żało-

(9)

O Stylfrydzle.

[ci pozbawił bo nad Cię niemam usw e- ęo dworu Silniejszego; z wy ciężysz)?

Stylfryda, połowę Królestwa mego dam obie, także Córkę moję za Zonę chcę

•i dać; na moję Wiarę, Żybrzyd rzekł chcę się oto postarać żebym miał za­

raz być zabity, Zybrzyd b y ł Xiąże T e­

ll ars kie wielce się sławnie przystro­

ił Heim jego się od złota św iecił na ego Szczycie, 18 Rozy złotych , wcer- rionym Polu, w tych ziemiach nie iyło piękniejszego Męża nad niego. A

;dy na swojego konia wsiadł srodze się todnim toczy ł , w Ręce swojej złotą łorągiew trzymał i tak z niąpi do O

rodu wiechał, tu na Stylfryda gnie- kliwie krzyczał, mówiąc Stylfrydzie

;dzieś się podział czyś się skrył: Ja ię nie hlubie ale takich jak ty chcę Iwadzieścia iczterych zgubie, dla tego lobie będzie z łe , jeżeli się zemną bić, aędziesz, a tak go wielce ganił aż się tem u Stylfryd rozsmiał, i rzekł, o nic się z toir| bić nie będę tylko-o Odzie­

nie twoje które się na tobie świeci*

Przctoż Zybrzidzie jezli mi ciebie Pan

(10)

~ — i i - ■ O X t y 1 f i v ti z » <•.

Bóg poiuożc dois’c wiem żeB oże « cie­

bie latać będą nic pomoże cl Cera Kró i < Englickicgo, ja biorę na pomoc Pana Boga mego. gdy na swego konia, w skoczył, on się podnim bujnie to- czyi , postał na chwilę małą część Bogu i Chwałę d; rzekł podójcie mi Trapoi ca barwy Lwów ej ta barw a znaczy Część i Chwałę Języ ka niego Czeskiego; z ochotną Mysią w Ogród jech ał, a na lo wiele tysięcy Ludu się dziw iło;

tak się nagle w gromadę zjechali ze obie JKopije w raz złom ali o siebie. Królo­

wie i Aiązęta się leniu dziwili jak te drzewa trzeszczały jak od Gromu. i rzekł Zybrzid na tym Polu: Stylfry dzie jak ci się to zda widzę że to nie jest po tw ojej w oli musisz lepiej rozyn

nego poznać. Stylfryd rzekł: az się bę­

dziesz Zybżidzio modlić. Ale ta rana jest nieszkodliwa jeszcze przy mnie zdrowie jest; a mie się zda że już na- łw oiin Szczycie czterech Rozy nie masz:

Z nawu im podali Kopii, aby u czy nil i nowe gnianie prędko sobie rany dali ale oba na koniach siedzieli ale od Zyb

(11)

- 15 —

O S t j l f r j d i ü i e .

rzida Szczyt z Heimem daleko leciał, lecz go Stylfryd głęboko ranili, Styt- lryd rzekł: gdyż się chlubisz, czemuż \ tak smutnie na koniu siedziż a Rozę z twojego Szczytu o padły Ach! gdyby to widziała Cera Króla Eaglickiego miała by mi za z łe żes się dał marnemu ra­

nić, Zybrzid rzek musiałby m nie żyć Jia śniecie żebym ci się ja d ał. i rzek StĄ ifryd Bóg dobry, i podali im po trze­

ci raz Kopii tu się znowu w gromadę zeszli, i dał mu Stylfryd wielką ranę aż z konia z pad tu Stylfryd z konia z koczył do niego, i począł go Silnio Mieczem rąbać, aż perły poczęły w y­

soko latać,- Po krzepił &ię Zybrzid i począł się bronić i bili się. od N icszpo- ru aż do szóstej godziny po Południe.

Królowie i Aiażęta się temu dziwili;

mówiąc skoda tych Jonakow niem o­

żna im żyw emi bydź. Englicki na po­

minął Zybrzida mówiąc: Pamiętaj się Miaro nasza, bo Cera moja o ciebie lamentuje, Zybrzyd rzekł królu nie­

długo temu że będzie przede mną ucie­

kał. A Stylfryd rzek Pan Bóg wie co

(12)

—16—

O S t y l f r y d z i e .

się ma stać on mi raczy pomocy dać, tu się z no w w gromadę zbiegli i uda­

ło się Stylfrydowi dać mu ranę aż przed nim począł uciekać, Stylfryd za nim po­

goń i począł rąbać że mu obie ręce srodze zranił, tak żc Zybrzyd już nie miał żadnej obrony musiał przed nim uciekać. Trzykroć przez płot Ogrodu przezkoczył Stylfryd to postrzeg i mę­

żnie się z nim bił aż rożc z niego le­

ciał) a mówił mu Zybrzidzie patrz jak z ciebie róże oblatują. W szystko odzie­

nie z niego obrąbał żc Zybrzyd cały krwią z lany b y ł, Zybrzid^rzck Ach'!

niestety tego mi się nie przydało gdy mi się z kim bić udało, proszę Styl- frydzie racz mnie przy zdrowiu zosta­

wić: Tu Xiążęta przyskoczyli w szy­

scy Stylfryda prosili mówiąc ponie­

waż się dawa tobie przijmij go na mi­

ło ść sobie Stylfryd rzek Królowie, Xiążęta, i wszelki zbiór na wasze proś­

bę to chcę uczynić; nawaszę prośbę chcę go żywym zostawić; tylko przez hardą mowę jego niegodzien żebym go żywym zostawił. No Zybrzidzie wstąń,

(13)

O Stylfrydzie.

rzekł Stylfryd już cię chcę puścić. Ä gdy się wszystko dokonało Stylfryd klęknoł na kolana swoje i podziękował Panu Bogu wszech mogącemu, a do piero ukazał Horągiew gdy ją rozwi­

n ą ł, na której b y ł Kocieł malowany w ognistym Polu. Widząc to Królowie i Xiążenta że Stylrryd b y ł Xiążeńciern Cześkiem z wielką Chwałą go z Ogród a wywiedli, pod jego Horągwią, i Rzek Król Astronomus jemu Stylfrydzie: O znajmię Jmię twoje, przed wszystkiemi A iążęty, Panem wielkiem nie dałeś się poznać, a uczyniłeś wielkie rzeczy ręką swoją. W ięc gdybym wiedział żeś ty Xiążeńciem Cześkiem jest, niedał bym ci się żadną miarą bic hoćbym b y ł całe Królestw o stracił. W ięc gdy się tak stało o co kolwiek będziesz żądał wszystko o trzymasz. Ciął go za rękę z radości płakał i posadził go na Stoli­

cę swoje, i przyniósł odzienie drogie i oblekli go, a Panowie i Xiążentą dary mu dawali, a drudzy się mu w służbę ofiarowali. Potym. Englicki Król pod

»woją Horęgwią przyszedł i z diął Ko-

(14)

~ 18 -

tf Sty l f r y d z ł e #

ro.ig z głow y swojej uczciw ie przed niemi klęczał, swoje Królestw o im od­

dając. T ed y Neapolski Król się ura­

d ził z Stylfrydem wrócić mu Królestwo pod takim zapisem żeby w ięcej z nim nie m iewał W ojny a żeby jego żądem się rządził, A gdyby b y ło potrzeba, aby trzidzieści T ysięcy Ludu piesze­

go a na Koniach dw aty siące ze wszy- stkiemijego potrzebami dał, i rzek S ty l- łryd; Królu pomnij na to żes rzek że­

bym prosił o co chcę a mam to otrzy­

mać, o bogactwo nie proszę tylko o Sław ę Języka mego (zcsk iego( A S y ­ na mego Brącwika którego ty lko jed y­

nego mam) Proszę aby sini dał Erb Króla Englickiego, Orła Czarnego w złotym Polu. za ten Kocie! który na swym szczycie noszę, i Rzek mu Król Styllrydzic nie tylko Orła którego o- irzymasz ale połowicę Królestw a mego lobio dawam, i rozkazał Król zaraz Ko­

cic? zetrzeć, a malować Orła w złotym Folii na Hórągwiach i Fanach i Tra- pprcaćh. Stylfryd za to podzięko w a- gotow?! się dosw aj:j ziomi wktó-

-V'

,

(15)

-

19

O Si)li'rydiie.

rej trzy lata nic b y ł. J tak zaraz Król Astronom przykazał aby w szy­

stkie po trzeby jemu by ł y dane co kol- wiek by potrzebował. A Panowie do­

wiedziawszy się ze i eich Pan dob ył Engliekiej ziemi, C-zci wielkie mu da­

wali i wielką radość z tego mieli. A gdy mówi ze chce do swojej ziemie się po­

wrocie Król Astronom się wielce zasmu­

c ił i rzek Stylfrydzic mczeszli wolą swoje przemodz a mieszkać przy mnie.

Połowice Królestwa dam tobie, apo- ntojej Śmierci wszy stko ci oddam. Rzek Sty liryd dziękuje ci miły Królu za to, a prosrę, cię racz mnie w tym nie prze mogać ze bym ziemię moję opuścił i Syna mego Brącwika a przetosz nie mogę tu dłyzej zostać. A widząc to Król kazał w trąby trąbić konie siodłać i tych dwa tysiące koni ze wszystkim bogactwem prziwiśe a Slylfryduui dać a siadszy jechał do ziemie swojej, K ról Astronom z nim jech a ł, tam się stała wielka radość w Czeskiej ziemi, Pano­

wie Czescy na przeciw niemu wyjechali,

* 9 po wszystkich Miastach, Bromach, i

(16)

€» Stylfrydüle.

Zamkach, kazał malować Orfa czar-

«ego w złotym P o lu , więc z wonili i jpiewali. ( T e D c u m JLa u d a m u s) Prażanie daleko na przeciw niemu w y­

szli jak starzy tak i młodzi: Króla A- stronoma w ielce czcili i dary mu wiel ­ kie ofiarowali. W idząc to Król począł im W ielce dziękować i uizrzał Brąc- wika Syna Stylfrydowego ze jest cno­

tliwy M łodzieniec, obiecał mu swą Córkę za żonę dać, mówiąc Brącwiku Pręcu m iły niech tobie będzie oddana Córka mo-ja ISeomenk Pan Bóg wam niech raczy wszystko dobre dać. Poty ni się zaś do swojego Królestwa powró­

c ił po krótkim Czasie prziwiozli te pię­

kną Panno Ncomenią do Czech Brąc- wikowizaM alionkę. Tam W esele trwa­

ło przez dwa miesiące St> Ifryd utrzi- mywał swoje Państwo Spokojnie pręd­

ko poty m szczęśliwie żywota swojego dokonał.

(17)

— 21 —

> P O C Z Y N A S I Ę I I I S T ® m Y A

o n n 4 c t r i k u SYNU STYLI KYDOWYM,

®

dy już było po śmierci S tyl irydowej a Brącwik odziedzi­

czy ł wszystko bogactwo po Ojcu, tedy począł pilnie pod w uch latach i po trzech

Miesiącach po śmierci Ojca swojego myśleć jak jego Ojciec skutek ziemi Czeskiej uczynił. J rzek do swojej P a ­ ni moja najmilejsza małżonko tę wia­

domość ci daję żem um yślił jechać do cudzych krain szukać sobie czci Języ ­ ka swego, bo to by nic słu ży ło mnie żebym też nic po sobie pomiętnego nie pozostawił. A przełóż Ojciec mój mi radził żc gdy możno dobywać sobie jązyka dobrego. Ojciec mój dobył Orła sweffl ży w oty m , a ja Bóg da że Lwa do będę, a tak piestrzen na swia dectwo daje; a twój z twego palca bio­

rę dlatego żebyś żadnemu nic uwie­

rzyła póki sama tego piestrzenia nie uizrzysz, a ten pi ostrzeń dobrze u waz żebyś go poznała, a jeżeli się wsicdcm

i y "

(18)

lat nie znajdę tedyrn juz nie jest żyw, : to - jki um yślił to uczy nic, abym m iał i gardło stracie. Pani jego po­

częła serdecznie płakać i narzykać mo- w ięc, biada! mnie cóż sobie mam po­

cząć? Ojciec i Matka moja bardzo da­

leko odcmnic, z kim że się będę mo­

gła ucieszyć, Brącwik rzekł. Pani miła nie odjadę ja od ciebie itak lekce więc ja pośle po Ojca twojego, żeby na mo­

im miejscu Państwem moim rządził, a tobie żeby b y ł we wszystkim napo- moey i to wic zapewnie, że jeżeli tobie żul, że jadę precz to mnie w ię­

kszy żal jest. Ona mu odpowiedziała gdyby tobie by ło żal tedy b yś choć zdalck t przyjechł a mnie ucieszył. Ale widzę że mnie opuście myślisz biada innie cóżem doczekała. Obłapiwszy go z płaczem a prosiła go żeby myśli sw o­

je od m ienił, a przyniej został w pa­

laczu. Brącwik zapłakał i rzek niepłacz bo już swego ślubiknie odmienię, i ka­

zał trzidzieści koni siadłać i jechał do rozliczny cli ziem, Jmienia dobrego na­

bywając a tak daleko że już przed M o-

(19)

-

33

-

O D r q c v i k u .

daitii dalej nie mogl jechać. gdy ku Morzu przyjechał jeżdżąc po brze­

gu dobyli sobie okrętu i p ły n y ! ze swojeoii służebnikami, a gdy ćwierć Roku na morzu byli poruszył się W iatr jednej Nocy, i zburzył Morze i podzw igły się wały w ody tak że z okrętem na trzi łokcie pod W odą by li tu Brącwik b y ł w wielkim niebes- pieezeństwie a tak osobie pisze, żc gdy wielkim zburzeniu i zwuku morskiem b y ł wielkim Wiatrem byli zapędzeni ku Górze magnesowej Marynarze wi­

dząc to poczęli płakać i narzekać mó­

wiąc Ach ■ dopiero nas mcszeęścic pod kało bo gdy jeszcze pięćdziesiąt mil od tej Gory byli zaraził ich wielki blask a wonią silna że 50 mil w oka mgnieniu przy ciągnieni by li, bo Ptaki Ludzie R yby i Podfory Morskie w okamgnieniu prziciągnicni by wają. Na tej górze jest Drzewo silną wonność mające a tak w szy stko ku sobie przy ciągnie.

Na tej górze uizizał się Brącwik z;

Swoją czeladzią i począł sobie w ieko

(20)

21

O Bri ł cwl ku.

styskać. A tu uiztzał na tej wyspie wielką gromadę kości ludzkich i mówił kto wdomu siedzi ten się tej przygo­

dy nie boi ani tez oniczem mówienie umie, a dokąd mieli co jc ie dotąd we­

seli byli jak im strawy nie starczyło poczęli rozmaitem sposobem od jezdzać ale jak pot mile byli od tej Gory z nowu się w oka mgnieniu tam z nale- zli. T edy nie wiedząc co czynić, a już im strawy niedostawało poczęli swo ­ je konie jeść ale jeszcze czekali zmi­

łowania Bożego. A gdy się jeden raz przechodził po owej Górze uizrzał je- dnę Potworę mającą panieńską głowę i ręce, piersi, a od pół była Ryba ta się zw ała Ew roi pa, i przemówił do niej; złeś czy dobre mów zemną ona mu rzekła Brącwiku ani złe ani do­

bre i rzekł doniej mogę jakie pocie­

szenie m ieć, ona mu od powiedziała czasem możesz czasem niemożesz i prze­

bywał z nią niektóry czas. A gdy po ­ tem koni nie starczyło poczęli sami siebie jeść a jeszcze czekali z milowa- uta B ożjgo. Trzecie lato przychodziło

(21)

o Brącwlku.

gdyż juz tylko sam Brącwik został z jednem starym rycerzem Jmieniem Ba- lad ten rzek do Brącwika Panie tej [twojej przygody niewi twoja Pani ani twoi ziemianie co się nam przygodzi- ło , to słysząc Brącwik b y ł bardzo ża­

łosny, tedy rzek Bal ad niestyskaj so­

bie Panie m iły, jezli mnie chcesz po­

słuchać to ja ci radę dam że tu ztąnd wynidziesz ale nie wiem czy blisko czy dalako będziesz. Bom ja stary nie- dbam tylko tu pozostawać m uszę; ale sobie wspomnij na służbę moję wier­

ną jak się powrócisz do swej ziemie.

Rzek mu Brącwik wierny Rycerzu mój jak to może bydz żebym ja od magne­

sowej Gory m ógł odisć, gdy kto się ku

■ n iej dostanie wiecznie tam zostawać mu - si, rzek Balad, jest Ptak jeden zowie się iNoh, ten ma obyczaj że tu na każ- I d y rok przyleci, apozostawujące Mar- ch y i zdechliny w oka mgnienia po­

chwyci i leci precz. Ja pewnie godzi­

nę jego wiem ale niewiem jak ci sie wieść będzie, zle lub dobrze; odpo­

wiedział Brącwik wierny Baladzie de-

(22)

26

O B r ą c u litu.

Sra rada twoja bym mógł z tego wię­

zienia jako w y isc, a doswojej ziemie się dostać, Tedy Balad wziął końską skó­

rę i umaczał ją we krwi dobrze i dał do niej Brącwika i jego miecz, za szy ł go rzemieniem i p oło ży ł go na on ej W y ­ sp ie, aż do dziewiątego dnia. W dzie- wjątem dniu przyleciał ow Ptak w cza­

sie swoim, i porwał Brącwika i zale­

ciał z nim daleko do pustej Gory. Z ę­

by tam nie zaszedł pieszo ani za trzi la­

ta, aNoh z nim zaleciał w trzeci dzień i wrzucił go młodym swoim , a on pa leciał na inszą strawę, tam b y ł Brąc- wik w wielkim niebespieczeństwie bo owe ptaki gdy poczęły ową skórę tar­

gać międzyr sobą z w ielkim w żaskiem i gniew em bo b y ły głodne: Tedy' Brąc- wik wyskoczył a dobył Miecza i uci­

nał im głow y', a tam się z wielkim stra­

chem uwijał bo się owego starego Pta­

ka lę k a ł." A pisze się o tych Ptakach w inszych Aięgach źe te ptaki są tak sflne ze na każdym pazuże inoze je­

dnego konia unisc, atak wielki zezie- dnei Góry na drugą przekroczy, air

*

(23)

- 2 7 -

O Br«tewihu.

nakazilt'ij Nodze 3 pazury ; a 'tych Pili­

ków nie jest wiele bo sami siebie po­

zabijają i ziedzą: A gdy mu Pan Bóg dopomogł że ich pozabijał, i ru szy ł się z tego miejszca, począł we w ielkim strachu uciekać potych pustych Górach bo tam więc nieb yło z wierzą ani Pta­

ka bo tam ten Ptak wszystkie po w y- zyrał. (A gdy Brącwik 9. dni i 9.

INocy szedł) tak więc do większych i pusciejszych gór szedł, i natrafił do wielkiej doliny głębokiej, atu s ły sz y wielki zw uk i łoskot i stanął na chw ile, posłuchając a przystąpiwszy bliżej, i uizrzał a oto Lew się ze sanią b iły ; T ed y Brącwik m yśląc mój B oże! cóz

* mam czynić i komu pomoc, wyjechałem ze ziemie swej kuli zw ierzęcia L w a, wielki strach mam, bosam niewiem jak mnie się .stanie, przetosz nie inaczej uczynię tylko Lwu pomogę, i dobył Miecza przyskoczył ku Sani i począł ją srodze rąbać: a Lwa zastąpił, a ta Sań miała 9. głow z których Ogień w y ­ chodził jak z pieca, tu znowu b y ł we wielkim niebespieczeńst,wie bo się Lwa

(24)

28

v

O B r ą c w i k u .

bal , a San go wielce paliła. W idząc Lew wielką wiarę Brącwikowe, pad ma ziemie i od począł sobie, bo go wiel­

ce Sań u paliła. T y d y jej Brącwik li­

ci ą l 6. głow , więc się wielce Sań roz­

gniewała i poczęła go płomieniem aż ku ziemi porażać i omdliła go w iel­

ce. A widząc to L ew zaryczał od wiel­

kiej złości i rozerwał ją na p o ły , i na m ałe kaw ałki rozciepał. A widząc Brąc­

wik taką siłę Lwowe począł się go wielce bać żeby onemu też tak nie u - 1 czyn ił i uciekał przed nim, a L ew też zanim gdzie się kolwiek obrocił Lew też przyniem się z najdował, i szedł kilka dni i Nocy żeby go m ógł gdzie zostawić ale niemóg. W ięc nabrał żo­

łęd zi i Buk wie w zónadrze bo inszej strawy niemiał, i wstąpił pa wysokie drzewo żeby za ten czas icwr go opu­

ścił. Natem drzewie siedział 3 dni i 3 nacy, a Lew siedział zawsze pod drzewem, patrząc w gorę bo mu b y ło nie miło ze mu Brącwik nie w ierzył, i zaryczał w tej żałości aż się ziemia za- trżąsła, a Brącwik z pad na ziemię i z tłuk

(25)

-

29

O B r < | c w i K u .

się toieke. W idząc to Lew odbiegł prędko a natargał korzenia, i obłoży ł Brącw ik a ze w małej chwili ozdrowiał tu z nowu go nieszczęście potkało ale żemu Lew dopomogł zaraz go poczęł miłować, i potem Brącwik b y ł we wiel­

kiej mdłości z g ło d u , widząc to Lew bieżał do Gór i ugonił Sarnę, rozer­

wał ją na p o ły i trzimając w pysku tak gorkirn dychaniem swoim upiekł jak w najgorąciejszym P iecu, i p o ło ży ł przed - niego zeby jadł, widząc Brącwik wia­

rę jego wielce go miłow ał. A Lew ła - , skawie kładł głowę sw oje na łono je­

go, a on go głaskał, a potym posilił się : w stał i szedł w w iel kie L asy a g ó ry , a , tak błąd ził przez 3 lata a Lew strawę obmyślał zanim, i przyszedł na jednę górę bardzo wysoką, tedy wstąpił na drzew o w esokio żeby m ógł z niego ja­

kie Miasto albo Zamek oglądać, i ui- zrzał Zamek daleko na M orzu, i zlazł na d ó łi poklękimł nakolana swoje, i pro­

sił Pana Boga żeby mu też rączy! hyc na pomocy w tej nędzy. Bo tam tyfko ized i gdzie go Oczy i Mysi więdła.

<3

r

I 1 .. ' _

(26)

- —

30

\® B r ü c w i& u .

um yślił sobie drogę ku owemu Zam­

ku, i szedł tam 15 diii az w yszedł ku Morzu pustemu, tam stojąc m yślał ja­

kim by sposobem mógł dalej do Zamku się dostać , i nie wiedział inszego spo­

sobu um yślił rąbać Mieczem k oły, a prącie; a Lew na gromadę z n o sił, iu - rob.ł sobie taką Lisę i w rzucił ją na Wodę i wsiadł na nię, tern czasem Lwa przyniem nie b y ło , w tym się powra­

ca L ew , niosąc, Wieprza dzikiego w pysku, i rozgniewał się Lew skoczył zanim na owę L isę i dopadł się przed- niemi Nogami a zadniemi p ły n ą ł do­

brą chwilę trzymając owego Wieprza*

A widząc Brącwik ze niechce bez niego bydz począł mu z wielką pracą pomo- gać, az czasem do pasa czasem pod Gardło we Wodzie byli, a Lew zie- dnego końca on z drugiego siedzieli, tak sobie pomogając, żeby nie utonęli. 9.

Dni, i 9. Nocy. Morze z niemi grało, drugich 9. dni i nocy we wielkiej ciem­

ności byli między wielkiemi górami się widzieli. W ięc 81 Dni w tej wodzie b y li, potem przypłynęli ku jednej

Lr, . ^

(27)

górze, która się z daleka jak ogień świe­

ciła podpłynął podnię, Brącwik, i uciął jej kaw ałek jak Człeka głowa, Ta gó­

ra się zowie karbunkulus, a tem świat­

łem sobie świecili aż z tych miejsc; cma- wych wypłynęli. A gdy ku temu Zam­

ku przypłynęli, dziw ił się rozlicznym potworom morskim które około niego b y ły , ow Zamek wielce kosztowny i piękny, ale potwory w nim b y ły i rzek Brącwik czyli dobre, albo złe] ja mu­

szę w tym zamku bydz a gdy już tam b y ł tu go strach wielki ogarnął, gdy uizrzał Króla tego Zamku Olimbryusz Jmieniem ; który m iał Oczy na przód i nazad, a palców u Bąk i Nog osmna- s c ic , około niego Ludzi było rożnego rodzaju, wielkie innostwo nie którzy o jednem oku, inni o jednej N odze, wiele ich było co mieli rogi nad Oczami, o dwuch głowach, inni ze nsifcmi G ło ­ wami, inni do pół siw i, a do pół biali, inni garbaci, inni czerwoni jak Liszki«

T ed y począł Brącw ik wracać się nazad od strachu, przez krzik azwuk odnich;

bo jedni wyrczcli, inni wyli, inni sku

(28)

fizetiV tak swojemu Królowi, i począł Brącwik na zad uchodzić. A le widząc to Olimbryusz przemówił: Brącwik u hvc Jmię dobrze wiem więc ze swą woląs tu przyszedł czyli ziakiej nęndzy.

Brącwik rzek, po swej woli w yszedłem zkraiu mego, alem tu przyszedł z wiel­

kiej nęndze: i rzek Król Brącwiku Wiedz zapewne ze tu między nami zostać mu­

sisz, w lejfnęudzy przebywać, lecz jeże­

li się odważysz Córki mojej Afryki dobyć która jest wzięta od Draka Ba zeliszka na Zamek który jest w Arabii na pusty ni Morzu, odemąie, 3ÖO mili*

Ślubując źe cię puszczę przez Żelazne Wrota i dopomogę ci żc do swej zie­

mi przyjdzisz, ponieważ b y ł Król do tych W ról Panem, a indziej nie można było przeisć tylko tam. T ed y od po­

wiedział Brącwik Królu tom i dziwno żc mnie mianujesz nic znając mie, a co o Córce twojej mówisz, w niesnadnią mnie w iec dawasz, więc jeżeli W to spełnisz to ja się dam na to , wezmię

„ Pana Boga na pomoc. A Król mujbył ' bardzo iM»ry, potym kazał Brącwik

(29)

O B r ą c w l k u .

Korab przyprawie i nabrał żyw ńosd na 5 Miesięcy i wsiadł ze Lwem i od jechał.

A gdy p rzyp łyn ył pod ten Zamek bardzo piękny , uwiązał Korab i szedł a Lew zaniem, a gdy przyszli ku pier- wszem W rotom, tam uizrzał okrutnych dwoje Zwierząt, które strzegły tego Zamku. B y ły uwiązane na srcbnych Łańcuchah te zwierzęta się zowią Mo- netros, każde miało G łow ę jak C zło­

w iek, a Ciało jako K óń, ogon jak u Świnie, a uizrzawszy Brącwika wielce się trząsły z gniew em. W idząc to Brącwik dobył M iecza, i b ił się o pier­

wsze W rota z niem i, | widząc to Lew rozgniew ał s ię , zaraz jedno 'nopoły ro­

zerw ał, potym i drugie, i otrzymali pierwsze Wrota. | Szli dalej do dru­

gich tam oglądawszy jeszcze większe i straszniejsze, te się zw ały na Jmię Glato, a każde miało dwa Rogi na g ło ­ w ie, 2 łokcie d łu gie, ostre jak brzy­

twa, to zwierze gdy się z kim bije położy jeden na grzbiecie a drugim siecze a jak mu ten ustanie znów go położy| a

(30)

3 4

-

O Uj Ą i n i.ki.-.

duigisn bije, to zwierze się nieboi tylko czernionej barwy, a może się bronić w Wodzie i na ziemi, tuBrącw ik do­

by! swój Miecz, i mężnie się z niemi bił tak prędko aż się ca ły Zamek trząś dobrą chwilę, tu Lew znowu ich po­

targał na p o ły i tak otrzimali drugie W rota; | pospieszali ku trzecim tam uizrzeli jeszcze większe i straszniejsze te się zowią Liforowie, te zwirzęta ta­

kiej sierci b y ły jak Niedźwiedzie, a Itogi jak u złych duchów, a zęby jak końskie czarne a pyski tak Wielkie żeby naraz jednego Człowieka połknę­

ł y , tych z wierząt się boją wszystkie Zwierzęta ziemskie, i Morskie; przeto się Brąewik Panu Bogu porączyl, i bił się z niemi tak bardzo aż w Mor- skiem zaloku sły chać było: "Ale gdy­

by nie Bóg z nim a jego L ew , jużbyr nioby ł żywym został. Tu Lew w szy- stkę siłę swoją wydał, aż ich na kęsy potargał. A tak dobywszy wszystkich troje Wrot. | I szli do praw ego Zamku, tam okrasy wiele b yło Z łota, Srebra, i drogiego kamienia, ale Człowiek» ża-

(31)

- 3 5

O B r n c w ik u .

diiego. A gdy przysli do pokojów którym Panna Afryka b y ła tu ją iń zrzał bardzo piękną od Pasa aż do biodr od biodr miasto nog dwa wiel­

kie bardzo ogony gadów e ; ta uizrża- wszy Brącwika rzekła M łodzieńcze mi­

ł y to dziew nad dziwy stał się, żcs ty tu przyszedł, przetoż powidzmi jakeś się tu dostał, Brącwik rzekł Panno miła Ojciec twój Olimbrj usz mnie posłał a slnbił mnię puscic przez żelazne Wrota jeżeli cię będę mógł dobyć. O? miły Brącwiku nic można rzec w którą się tu da waż, rzekła Afryka choćbyś m iał

| sto ty się c y M ę ż ó w | jeszczebym ci nie radziła, a przeto m iły Brącwik u spiąli te zwierzęta, u pierwszych i u trzecich Wrot, od powiedział Brącwik, spią i spać będą. Od pow iedziała Afry ka gdy ż spią bierq się czem prędzej wsw o- j ę drogę, a powiedz Ojcu memu iżem i drowa, a Brącwik rzek Afry ko zosta­

nę żyw albo nie, stań się wola Boża.

ale bez ciebie ztąd nie pójdę, a gdy to Panna u sły sz a ła , patrząc na niego po­

sadziła go podle siebie i z płaczem go

(32)

36

O B r i t c w i k n .

obłapieła, i rzekła: O! Brącwiku, gdj niechcesz bezemnie isc, na ten Piesrzei mój a pamiętaj* gdy ci będą. ciężkosc na stawać niemięszkaj go na prawy pa lec wrazić, on ma s iły 400 Mężów. Al<

to nic choćbyś miał takich 100 piesrze niow nakażdym palcu, Ojciec mój wie le tysięcy wy n ałożył, a nic nie dowioc a ty sam by s chciał mnie dobyć, oto wejzrzy j Brącwiku, te moje złote pasy są te ogony gadowe które Nogi moje okrywają aż do pasa, rf na każdy dzień od południa aż do wieczora mój Pan Bazyliszek temi Gadami mię obkłada całą noc aż do połednia Czysta Panna jestdem bez tych Gadów, a to ma taki obyczaj że z połednia o trzeci godzi­

nie przyw ali się kumnie a leży aż do Wieczora na moim łonie zniczym in­

szym uciechy niema tylko zemną. Alej za pół godziny nieboraczku jeżeli nie pujdziesz precz już się tw a bieda po­

cznie: | S łysząc to Brącwik począł Boga gorąco wzywać aby mu b y ł na pom ocy, | a gdy już czas ten przy szed ł poruszy ł Bazyliszek w sw ojej Ja-

(33)

® B r ą e w i k u .

i mic, a z się cały Zamek poruszył', tedy mu rzekła Afryka, pamiętaj Brącwiku bo jak się nie oddalisz to już masz w tym niebespieczeństwie bydż, jakiegoś nie widział, ani nie sły sza ł. A wtej

" chwili wynidzie zwiek a pisk od Ga­

dów. że choćby 4 Trębacze trąbili, ten pisk by niebyli zatłomili, teraz się w y­

waliło ze wszystkich stron jadowitych Gadów, wrzecinicc i innych rożnych po­

twor, chcąc Brąewika pożreć, ale Brąc- x. wik ich 10 naje len raz Mieczem prze­

cinał. a czcm w ięcej ich bił, tom wię­

cej ich przybywało, a nie którzy byli tłuści okrutnie, jedni diabclskicmi gło ­ sy krziczeli: a Brącwik na to niedbał, ale srodze Mieczem rąbał, aż do Pa­

sa brodził wiadzie, | Lew ich też okrutnie targał, a Oknym z Zamku i wycicpował. —

_ M idząc to Drak Bazyliszek że słu ­ gi jego morduje, poruszył się w gnie­

wie wielkim, wyw alił się pod złotą Koroną, tłusty okrutnie, (18 ogonów miał gadowych) tak ostrych że na je - Ą den raz dość grube drzewo przecinał.

(34)

*— 3 S ——

O llrącwłkH,

T a dopiero Brącwik miał ciężko, bo g<

Drak wielce ranił, tak ze często m ziemie upadał: W tym go zastąpił Lew i tak się gniewliwie z tctn Drakim bił.

E

otem Brącwik w stał ze ziemie i ku wu przystąpił, a tak jeden drugiemu pomogali, ] od JSieszporu całą noc aż do południa znim się bili, | a Brąc­

wik już cały b y ł krwawy, we wielkiej m dłości na ziemie upadł. Widząc to Lew że on omdlał, i od żałości wiel­

kiej ciężko zaryczał , a począł się pręnd- ko zdrakiem bic, a ogony około nie­

go z wielkim gniewem targać, aż mu wszystkie poobrywał. T u Brącwik z wielkiemi boleściami z ziemie w stał, a okrutnie się zytm Brakiem b ił, ponie­

waż się nicmiał czem bronie, tak go Lew na kęsy potargał; tu promienie jadu z niego jak potoki ciekły . —

A gdy już Drak zabity b y ł, od w iel­

kich ran Brącwik na ziemi le ż a ł, j 3 dtti i 3 nocy, Słowa nie przemówił. 1 Tak Lew nad nim żałośnie sta ł, A fi) ka Panna żałośnie nad nim płakała, Lew nie mięszkal pobiegł ze Zamku p

(35)

-

39

O Br^cwilku.

rozmaite zioła na targał, i przyniósł wpysku, a Afryka uczyniła mu lekar­

stwo, tak że wdziewięci dniach o zdro­

wiał. Potym Brącwik rzekł, Panno mi­

ła,1 kuli ciebie miałem bardzo ciężko, przelosz się zabieraj, pojedziem y do Ojca tw ego zradością, ona mu rzekła:

O ! mój Brącwiku, rada to uczynię. Ze pojedziem y zradością do Ojca mego, i nabrali Złota i drogiego kamienia, za- wiele tysięcy, i jechali ku Ojcu jej. Król Olimbrvusz z wielką radością ich przy­

j ą ł, i liie k ł Bręcwikowi. Zdrów bądź Synu m iły , wiedz że ci Córkę moje dam i całe moje Krulestwo: Ale Brąc­

wik temu wcale nie rad był: A gdy tam nie jaki czas b y ł zawsze m yślał, gdyby się możno było do swojej zie­

mie dostać, j I stało się jednego cza­

su że szedł spać, i w ejzrzał do jedne­

go Sklepu, iu izrzał tam Miecz bardzo stary, bez Gilcow i dobył go i oświad­

czał go długo, i zapodobał mu się, i zdiął Gilce ze swego, a wraził ich na ten stary, a swój w ziął i zawiesił do sklepu, a ten stary dał do pochwy, i

(36)

" " — < ^ 11.

O Rr ą c w i k a ,

poszedł spać.— I potem się pytał tej Panny eoby to za Miecz b y ł w tym łklepic, o na to usłyszawszy że o Mie­

czu m owi, wstała bardzo cicho, i zani­

kła ow Sklep na 9 Zomków, i poszła spac: ted y mu rzekła dziwno mi jest temu, jakcs' ty ten Miecz w idział, bo juz wiele lat jak go żadna Męska oso­

ba nieuidziała, gdybysty wiedział ja­

ką. ten Miecz ma moc wszak by * się sam temu podziwił1, Brącwik rzekł:

powiedz mi Panno miła, wszak go masz we swej m ocy, rzekła mu Panna, gdy chcesz wiedzieć powiem ci: ten Miecz ma taką moc gdy go kto z pochwy po­

ciągnie, a rzeknie no mieczu ( t e jedne głow ę albo 5 albo 1 0 albo 1 0 0 albo sto 1 0 0 0 0 0 wszystkie na jeden raz z padną. ) Brącwik się temu rozsmiał ale sobie to w pamięć w ziął, poty m się tych potwor niebał, jednego razu ze­

szło się do komory nieco, Brącw ik w zią ł Miecz jak gdyby go oglądał pociągnył go spochwy i rzekł no mój M ieczu, tem potworom głow y utnij, i stało się tak? a Brącwik ich oknem zwy ciepe *

i

(37)

41

© BrąewiJku.

woi do Morza, za prawdę uznał. Po- tym pomałym czasie siedział Kroi z Córką i z wszystkiemi z Zamku zasto- łem a jedli i p ieli, a Brącwik pociągnoł Miecza i rzekł, Mieczu m iły , temu Królowi i Córce jego także i wszystkim potworom jego głow y pościnaj, i wo- kamgnieniu się tak stolo* Widząc Brąc- wik ze jest w olny, od wszystkich na­

brał złota i drogiego Kamienia w tło - moki za wiele tysięoy, i wsiadł do Korabiu pojechał ze Lwem , i udało mu się odemknąć żelazne wrota, i od jechał. A gdy błądził po Morzu, ui- zrgał na boku wyspo jedne i wstąpił nanię, chcąc wiedzieć co by tam b y ło . Tu uizrzał wielkie tłoszcze L udu, pie­

szych i na koniach, jedni do koła cho­

dzą, a drudzy tańcują; stojąc Brącwik począł się temu dziwić, tedy przy­

szedł jeden z nich rzekł m u, Brącwi- ku, jakżeś ty tu przyszedł, ty tu zna- mi wiecznie musisz tańcować, i wese­

lić się. I podał mu swej ręki a on go wielce spalił, widząc to Brącwik, ze to dobre nie jest, pociągi Miecza i

(38)

42

O Brącwilcu.

rzekł, no temu pierwszemu głow ę z m ieć, i zaraz się to stało ? to widząc len Lud, rzekli mu, Brącwiku, ty na­

szych rąk nie uidzicsz, ty musisz tu znami tańcować.— A tam to byli A - smodeowie diabli, którzy się tam men- czeli, widząc to Brącw ik pociągł Mie­

cza i rzekł, Mieczu tym diabłom gło ­ w y śmieć, i tak sięz ta ło ? A Brącwik w Korab wsiadł i jechał precz. A gdy błądził po morzu, ( 1 5 N ie d zie l) aż mu się wielce styskało. I uizrzał Mia­

sto na Morzu wielce piękne od złota i drogiego kamienia, Zorza od niego na 10 Mil wychodziła, tamże Brąc­

wik p ły n ą ł, i jak przypłynął do Mia­

sta, to Miasto się zwało E ib a la n e s , przekrasne domy wtym Mieście b y ły , ale człowieka wnim n ieb y ło , i chodzili Ze -Lwem dom od domu, awkażdcm było dość gotow ó jeść i pic, S to ły ponadkrywane b y ł y , a jadła wku- ehniach dość na gotowane b y ło , aż się temu Brącwik wielce dziw ił, a po­

ro alej chwili sły szy Brącwik trębaczy, bębmki trąbie i bęmbnować, a W oj- -

(39)

— 4 3 —~ *

O B r ą e w iltB .

sko po wojsku ciągło , to byli N ie w i- dom cy co w tym Mieście b y li, albo A str o lo w ie , tamtejszym Jezękiem mia­

nowani , tam ze się począł między niemi Brącwik przypatrowac, a oni rze­

kli, Brącwiku nieboszczyku, jakże się ty tu d o sta ł, ty tu musisz wiecznie między nami zostawać, Bręcwik rzekł, ja się tu dostał w y nie musicie wie­

dzieć, tedy go uchwycili za prowadzi­

li go przed Pana sw ego, A s tr y o la on mu rzekł Brącwiku, albo się nam pod slub ze tu znami będziesz pozostaw ać, albo cię dam na Ogniwego konia wsa­

dzie, rzekł Brącwik. Niewierny A s tr y - o lu , ty mi nic złego nie uczynisz, bo ja mam ufność w Bogu moim, który mi raczył z wielu złych przypadków dopomodz, a ty z ły A s tr y olu, ty ś na to z a słu ży ł, ty tu masz bydź, od po­

wiedział mu A s tr y o l, hardej myśli je ­ steś i kazał ogniw ego konia przywiść, ( a Brącwika nań wsadzie,) i przysko­

czywszy czterej, chcąc go nań ‘Wsa­

dzie, ale Brącwik pociągł Miecza, i kazał im głow y uciąć; To widząc

(40)

44

O Br<|cwiku.

A u r y o l, krzyknył na jedno Wojsko gniewliwie, żeby Brącwika na m ałe kawałki rozsiekać, a te kawałki do o- gniwego Konia wrzucie, tu Brącwik wyrwał swój Miecz., i rzekł no moj Mieczu tym wszystkim głow y nadoł z mieć i zaraz się tak stało ? Gdy to A s tr y o l aizrzał, począł jBrącwika pro­

sie żeby swój Miecz schow a ł, a ślubił mu ze go do jego ziemie szczęśliwie doprowadzi, słysząc to Brącwik ze mu obiecuje do jego ziemie zaprowadzić, zezw olił na to , ale z takim dokładeni zeby jego X wa i onego wiednem dniu postawił na Moście przed jego P a la ­ czem, tu w małej chwili obaczył a oto w samej rzeczy się tak sta ło , dziwiąc się temu jak on w małej chwili się m ógł x naleść przed swoim Zamkiem, gdy sobie tak rozm yślał rozumiejąc ze to przez Sen, a oto prowadzą zone jego INeonienią z Kościoła która b yła odda­

na za Zonę jednemu Xiążeńciu. Jmie-

* n ie # K le o f a s , tu pytał się coby to b y ło , aż wu powiadają żcjest dzisiaj siedem lat, jak ich Xiąże Brącwik po-

(41)

45

O B r ą c w i h u .

jechał dodalckich ziem i tam zginył, więc ze Siubu tez Xiężną wiodą, to słysząc Brącwik, poszedł na Zamek, i tam w szedłszy ze J>wem, skoro to zobaczyli Zona jego i owe Xiąże Kleo­

fas, ze z L w em Brącwik przyszedł, któ ­ ry nie b y ł poznany: tylko zjciekawasei światowych Nowin przyjęty b y ł mile od nich, i posadzony pobok Zony swo­

jej Neomcnii, z jednej strony siedział Xia*e Kleofas, a z drugiej Brącwik, tak ze trafiło Kubek znapoieni oddać od Brącwik a Neomenii tu gdy podawano na pój, Brącwik w y p ił, a piestrzeń zdiął z palca swego który b y ł odebrał od Neomenii gdy b y ł wyjeżdżał do cudze­

go Kraju, do kubka go w puścił i podał Neomenii, ona gdy oglądała piestrzeń poznała zaraz Brącwika Męża swego pierwszego, zakrzykła głosem wielkim, oto mój Mąż najmilszy, którego po Bogu moim najlepiej m iłuję, tu zaraz Bręcwik b y ł poznany od Zony sw ojej i państw a innego, a Kleofas Xiążc musiał się po­

wrocie do rodziny swojej, a Brącw ik do fcywszY L w d sam swoją osobą, tak , #

(42)

swoich Choręguiach i Fanach, kazał Zr'va malować, wi^cpotym szczęśliwie ostatek życia swojego z Zoną swoją pro­

w adził, państw em sw oim mądrze rzą­

d ził, i Bogobojnosci po długich latach żywota swojego dokonał.—

P r z y k ł a d o stra szn y m S ą d z ie o sta te czn y m , d la to szy slk ic h

g rze szn y c h lu d zi.

¥ | y ł j e d e n K r ó l w ie lm o ż n y , k t ó r y usta*

" n o w ił w sw e m P a ń s tw ie te u s t a w ę , / e k t o g ło w ę m iał s tr a c ie , a b y p r z e d w s c h o ­ dem S ło ń c a p rz e d jego D o m em tr ą b io n o , a ta k o w y o b łu c z y ł się w c z a rn e o d z ie n ie , i n a s ą d p rz y c h o d z ił. K r ó l u c z y n ił w ie lk ie g o ­ dy, a w s z y s tk ic h P a n ó w sw e g o k r ó le s tw a w e z w a ł, a n a ty c h g o d a c h b y ło w ie le m u - ' Z y k ó w , k tó rz y w ie lk ie w e s e le c z y n ili g o - tlu ją c y m . a K ró l n ie u k a z o w a ł ż a d n e g o w e - , Bela g o d u ją c y m , a le s m u tn e o b lic z e m ia ł i W zd y ch ał. W id z ą c to P a n o w ie K r ó la s m u ­ tn e g o d z iw o w a li się , a n iejśm ieli p y ta ć p r z y ­ c z y n y s m u tk u , a le r z e k li B r a tu K r ó le w s k ie ­ m u , a b y się d o w ie d z ia ł. P r z y s tą p iw s z y Brat, k u K r ó lo w i, r z e k ł m u , K r ó lu w ie l­

m o ż n y w s z y s c y g o d u ją c y d z iw u ją się tą k ie -

•\ m u sm u tk o w i tw e m u , a ra d z ib y p r z y c z y n ę w ie d z ie li. R z e k ł m u K ró l: J d z d o d o m u

’§ m 'g o 5 aśutro usłyszysz odpowiedź. I tak

(43)

4

? —

s ię s t a ł o , K ró l r o z k a z a ł tr ą b a c z o n t, a b y n a z a iu trz s z li p r z e d dom B r a ta j e g o , i t r ą ­ bili , a ż e b y go p rz y w ie d li w e d łu g u s ta w y . T rę b a c z e ta k u cz y n ili: U s ły s z a w s z y B r a t K ró le w s k i p rz e d dom em tr ą b ie n ie , b a rd z o s ię z l ą g ł , a w s ta w s z y o b lo k ł s ię w c z a r n e o d z ie n ie , i p rz y s z e d ł p r z e d K r ó l a , a K r ó l k a z a ł w y k o p a ć g łę b o k i d ó ł , a n a d nim k a ­ z a ł s to łe k p o s ta w ie n a c z te r e c h n o g a c h s ła ­ b y c h . I k a z a ł z e w le c o d z ien ie z B r a ta s w e ­ g o , i w sa d z ie go n a o n s t o ł e k , a g d y b y ł p o s a d z o n n a s t o ł k u , k a z a ł u w ią z a ć m iecz o s tr y n a d g ło w ą je g o n a c ie n k i n ic i, p o ty m k a z a ł s ta n ą ć c z te re m słu g o m z m ie c z m i, j e ­ d n em u p rz e d n im , d ru g ie m u z a n im , a d w ie ­ m a z b o k ó w . A g d y ta k s ta li, r z e k ł im K ró l:

P r z y k a z u je w am p o d s tra c e n ie m g ło w y , ja k o w a m p ię tk o k a ż e , a b y k a ż d y w nim in ieęz u to p ił. A k a z a ł p r z e d nim g r a d , t r ą ­ b ie , b ę b n ie , i p o tr a w y ro z m a ite p r z e d n ie ­ go n o s ie , i r z e k ł m u: B ra c ie m iły , c z e m u sa ta k b ą rd z o s m u tn y , o to m asz ro z k o s z n e p o ­ tra w y i w e s e le w ie lk ie , c z e m u s ię n ie w e ­ se lisz ? O d p o w ie d z ia ł m u B ra t: J a k o ż m a m bydź w e s o ły g d y ż n a d e m n ą zn am ię ś m ie r c i, sfy sz a ły m d z iś p rz e d m ym dom em tr ą b ie ­ n ie , a te r a z sie d z ę n a s to łk u b a rd z o s ł a ­ bymi, a r u s z c l i s ię ja k o n ie o s tro ż n ie z ło m ie się p o d e m n ą s to łe k , a j a u p a d n ę w d ó ł , » tó r e g o nie, p o w s ta n ę . A p o d n io s e li gło-

v e , te d y j ą o s tr y m iecz p r z e n ik n ie , s łu - Izy s to ją z g o łe m i m ie c z a m i, k t ó r z y g o to - v i m ię z a b ić n a n a jm n ie js z e s ło w o tw oje.

(44)

-

18

-

W in dz to o to m . ze c h o ć b y m b y ł P a n e m . w sz y stk ie g o ś w ia ta , m e m o g łh y m b y d ź w e - s o l. R z e k ł m u K ró l: T e r a z ci n a w c z o ra j szn p y ta n ie o d p o w ie m , d la czeg o j a ta k ż e n ie b y ł w e s ó ł. J e s te m p o s a d z o n y n a S to - lip y s ła b e j. bo w c ie le k r e w k im , ze c z te ro - m a nogam i b a rd z o m ło d e m u to j e s t zło ż o ­ ny z e c z te r e c h ż y w io łó w . P r z e d e m n ą jest d ó ł p ie k ie ln y , n .id e n m ą m iecz o s t r y . to je s t S ą d B o ż y , g o to w y o d d z ie lić d u sz e o d c ia ła , p rz e d e m n ą m iecz o s try , tó je s t ś m ie rć , k tó ę a ża d n e m u n ie p r z e p u s z c z a , k ie d y p rz y jd z ie ty lk o nie w ie j a k o , g d z ie . i k ie d y . Z e m ną j e s t d ru g i m iecz g o to w y k u m em u z a b ic iu . to j e s t g rz e c h y m o je . k to re m czy - n i k n ą ty m św ie c ie : k tó r e innie o s k a r ż a ją p r z e d M a je sta te m B o sk im : m iecz z p r a w e j , , s tr o n y , j e s t d ia b a l, k t ó r y g o r s z y j a k o L e w s z u k a ją c y k o g o b v p o ż a rł k tó r y z a w s z e g o ­ tó w j e s t d u sz e m o je w ż ią ś e do p ie k ła : m iecz z h -o e j s tr o n y , s ą r o b a e y . k jfirz y c ia ło m e p o śm ie rc i z lc d z ą p r z e tó ż n a jm ilsz y B r a ­ c i e , gd_v to w sz y stk o w s p o m n ie . n ig d y w e- so ł b ąd ź tfiie mogę*. A g d y s ię ty m nie d z iś b ał . k tó r y je s te m c z ło w ie k ś m ie rte ln y d ą - d a le k o w ię c e j m am s ię b a ć S tw o r z y c ie la m e g o . P r z e t ó ż m iły B ra c ie juz id ź , a n ie p y ta j ta k ic h w ie śc i o dem nie: tc d v on w s t a ł , a K ró lo w i B ra tu p o d z ię k o w a ł, ś lu b u ją c ż y ­

w ot s w ó j p o le p s z y ć . jA w s z y s c y k r ó r ź y p r z y nim b y l i , u s ły s z a w s z y t e o d pow iedz.

K r ó le w s k ą b a rd z o ją c h w a lili. A W szy

*cy*:ifwpta s w o jk s p p o p r a w i l i .—

(45)
(46)
(47)

- - - : -•••■ '• : , ' “ -

.

-x:

\

> ■

(48)

B iblioteka Śląska w Katowicach Id: 0030000444519

I 213292

Cytaty

Powiązane dokumenty

Stylfryd »dal Sym foryanow i ran ę, źe daleko z konia spadł na

Having asserted the theoretical mechanics by which the Schwarzkogler myth holds such sway, Jarosi expands the scope of her essay to consider its negative impact on the

Także i z tego względu przeciętne liczby w iernych, przy­ padających na jeden kościół, trzeba traktow ać z dużą ostrożnością, pam iętając że nie oddają

Częstym sposobem działania szpitali prywatnych, a zarazem elementem ich krytyki jest cream skimming (zjawisko spijania śmietanki – przyp. red.) – szpita- le te skupiają się

Katalońska Agencja Oceny Technologii Me- dycznych i Badań (The Catalan Agency for Health Technology Assessment and Research, CAHTA) zo- stała utworzona w 1994 r. CAHTA jest

Bez żadnej odgórnej kontroli czy centralnego sterowania, a więc wyłącznie jako wynik lokalnych interakcji między jego elementami, system samoorganizuje się i

Następnie nauczyciel rozdaje malutkie karteczki i prosi uczniów, aby zapisali na nich wymyślone przez siebie imię i nazwisko, najlepiej takie, które zawierałoby litery

Wracając do wyprawy misyjnej Brunona, można chyba zaryzyko- wać stwierdzenie, iż Włodzimierz chciał wykorzystać biskupa i jego ludzi do swoich celów, a gdy graf z Kwerfurtu się