Magdalena Lubelska
Meteor
Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 2 (20), 166-169
Meteor
Florian Znaniecki: Socjologia wychowania. W arszawa 1973 Państw ow e W ydawnictwo Naukowe. T. 1: ss. X X I I + 420. T. 2: ss: 510.
P ra w ie w szyscy k o m en tato rzy Znanieckiego p odkreślają, że Socjologia w ychow ania je st pozycją, k tóra się nie starzeje. Ów zasadniczy a sp ek t w ielkości książki, lite ra tu ry w ogóle, jej dum na trw ałość, n ab ie ra w ty m w y p a d k u znaczenia poniekąd m elancholijnego. Nie je st to bow iem trw ałość ponadczasow ej, w iel kiej p ra w d y lu b un iw ersalności problem ów an i też nie m ijającej siły inspiracji.
Na giełdzie koncepcji socjologicznych trw ałość tę zaśw iadcza w ysoka p ró ba niezbędności, i to — jeśli przed m iot rozw ażań uznać za w aż n y — niezbędności dość d ram aty cznej, bo realizow anej w to taln ej sy tu acji b ra k u i w łaściw ie niezrozum ienia.
Socjologia w y c h ow a n ia ukazała się po ra z p ierw szy (1928— 1930) w atm osferze tro m ta d ra c ji pedagogiki endeckiej, tra fia ją c na p rze d św iąteczny n a stró j ju bileu szu K om isji E dukacji N arodow ej. Nie była jed n a k łączona z fa k te m rocznicy KEN a n i nie stała się przysłow io w ym kijem w m ro w isk u dew alu u jący ch .się, k o n k u ren cy jn y ch p ro gram ów w ychow aw czych. T rudno było spodziew ać się m iejsca dla tej książki w śró d p a rty k u la rn y c h d y skusji politycznych. Chociaż w sytuacji, w k tó re j liczyła się skuteczność, nie dbano o k on sek w en t- ność dyskusji. Nic dziw nego też w tym , że pew ne w ątki z Socjologii w y chow ania szły w su k u rs np. legendzie „peow iackiego” p a trio ty z m u, i odw rotnie — że zeń zaczerpnął Z naniecki pew ne funkcjon ujące w świadom ości społecznej ste re o ty p y fizycznego przysposobienia m łodzieży. R ów nież na in te re su ją c ą analizę fa k tu zaangażow ania po litycznego oraz rozpolitykow ania m łodzieży (t. 1, s. 152) spojrzeć m ożna w kontekście n a stro jó w pedagogiki nacjonalistyczn ej, pod jaw n y m w p ły w em k tó re j pozostaw ało z pew nością eksponow ane przez Z nanieckiego obowiązkowe, lo ja ln e i bezkonfliktow e uczestnic tw o w g ru p ie społecznej. Nie je s t to zresztą tak proste, skoro w spó ł czesność w książce Z nanieckiego jest z założenia św iadkiem m ilczą cym, ale p o tra k to w a n ie Socjologii w ychow ania jako d o k u m entu ście rający ch się tre n d ó w politycznych i k o n k u ren c y jn y ch „hum aniz- m ów ” w y d aje się nie pozbaw ione słuszności. Zwłaszcza, że je st to jednocześnie sk ra jn e w yciągnięcie ko nsekw encji z m etody uczonego — postarać się dostrzec w jego książce w p ły w y nie uśw iadom ione i zależności, k tó ry c h być m oże unikał. W ypędzanie szatana subiek
tyw izm u, uległości i p re s ji (dla B alcerzana nie c z a rt to, a zw ykły korekcjoner) przyczy n iło b y socjologii n a u k i garsteczkę socjologii socjologii.
P ierw sze d y sk u sje nad tą książką po d jęte zostały z in nych pozycji — akadem ickiej psychologii, socjologii. Żałować należy, że drugie w y danie nie zostało zaopatrzone w przypisy dotyczące ty ch pierw szych fachow ych polem ik i dyskusji. (Z resztą kw estia a p a ra tu naukow ego II w y dan ia je s t p re te n sją luksusow ą, zw ażyw szy ja k n iech lu jn ie la książka została w ydana. Ilość błędów d ru k arsk ic h czasem n aw et w y paczających sens jest ko m prom itująca i w brew tra d y c ji serii). Z naszego p u n k tu w idzenia isto tn y je s t m om ent w znow ienia. Dziw n ym zrządzeniem losu, po czterdziestu k ilku lata ch Socjologia w y chowania tra fia na g ru n t analogiczny. Znów w cieniu dostojnej ju b ilatk i — KEN — i znów poza głów nym te a tre m prób dyskusji o refo rm ie w szkolnictw ie. W każdym razie szansa stania się w y d arzeniem , znow u w b re w okolicznościom, nie zrealizow ała się. Czy była to szansa duża? J e st sp raw ą jasną, że ta k ja k kiedyś zapoczątkow ała m etodę w polskiej socjologii, ta k m ogła stać się w yd arzen iem poza granicam i dyscypliny, dziś je d n a k w sy tu acji osiągnięć s tru k tu ra ln e j m yśli antropologicznej dzieli los książek spóźnionych, książek, z k tó ry ch się już nie czerpie, a jed y n ie po k a w ałku pożycza. Co jednak?
Z naniecki należy do tego dum nego pokolenia, k tó re rozczarow ane „czystą” filozofią, ustaliło ściśle zakres swoich zain tereso w ań i syn tety czn ą ko ntem p lację obiektu b adań zastąpiło św iadom ością ko nieczności teoretycznej p racy u podstaw danej dyscypliny. A więc inaczej niż czynili to nie naznaczeni rezy g n acją ontologiczną, np. Brzozowski czy C zarnow ski — m yśliciele w o jujący . Na m arginesie trzeba dodać, iż nie sam w ybór dyscypliny przesądza o b rak u bądź obecności w ojującego radykalizm u — poniew aż n a w e t w tru d n e j do w yobrażenia w ojującej m atem aty ce czy logice m ożna tę w artość realizow ać, jeśli podejm ie się d yskusję z poprzednikam i, nie stw arza absolutnie h erm etyczn ej term inologii i w skazuje problem y otw arte. Z naniecki je s t jed n a k ty p em uczonego, k tó ry m arzenia o pow iedze n iu części p ra w d y okupuje budow ą całościowej teorii i św iadom oś cią, że na każdym etapie zdobyw ania tajem n ic ta k dziać się musi. Podobnie jak Ingarden, część lw ow sko-w arszaw skiej szkoły logików, w spółczesny p ragm aty zm — każdą now ą hipotezę um ieszcza na tle teorii całości, rezy g n u je z w artościow ania, staw ian ia w aru n k ó w rze czywistości, zm ieniania jej, a w szystko to w poczuciu surowrości w y mogów i ceny naukow ego obiektyw izm u.
J e s t przy tym Znaniecki n ow atorem niezaprzeczalnym . Ju ż w e W stę pie do socjologii (1922) czyni ra d y k a ln y zw rot przeciw pozytyw iz mowi, od n aturalizo w u je socjologię, czyniąc ją n a u k ą o k u ltu rze, w y posażoną w tzw. „w spółczynnik h u m an isty c z n y ” (wszelkie system y dane osobowościom i zbiorow ościom ludzkim dostępne są w ich w łas n y m doświadczeniu). Z a trz y m u je się jed n ak w pół drogi, po k tó rej n a u k i h u m an isty czne odeszły od ideałów pozytyw istycznych. Sw oisty n o m otetyzm dał znać o sobie zwłaszcza w Socjologii wychow ania
N aw et w n ajbliższej Z nanieckiem u tra d y c ji (D urkheim , Thom as) nie m ówiąc już o dzisiejszym , m odyfikow anym przez L ev i-S trau ssa, punkcie w idzenia — teoria w ychow ania nie jest zbiorem drobiazgo wo zaobserw ow anych możliwości realizujących się w obrębie w y szczególnionych antynom ii, k lasyfikacji, podziałów. Z n am ien n y dla Znanieckiego „chw yt pośredniości” (w ew nątrz tych a n ty n o m ii itp.) przekształca się w m echanizm grom adzenia coraz większej ilości ob serw acji, treści, znaczeń w tłaczanych w sztyw ne ram y a n ty tez. Z am knięta p ersp e k ty w a tego ty p u ro zstrząsań ogranicza m ożliw ość diagnozy historycznej, nie będąc wszakże system em n o rm aty w n y m . Z tego p u n k tu w idzenia uniw ersalność k lasy fik acji jest obarczona za rzu tem ahistoryzm u. „Z datność” np. pojaw ia się jako k azuistyk a r y tu aln a i w y stę p u je w postaci u ty litarn o -estety czn eg o w ym ogu u rz e czyw istniania norm y, przeciw staw iając się „aleatoryczności” (nie w y tłu m aczaln ej in sp iracji losu). R ealizuje się więc poza historią, a zatem i poza społeczeństw em . A g e n e ra ln y tem at drugiego to m u — u rab ian ie osoby w ychow anka — nie posiada określonej zależ ności cd „w ychow ującego społeczeństw a” ; widać, iż w y stęp u je praw ie w izolacji od zaw artości pierw szego tom u Socjologii w ychowania. W tym m iejscu w a rto podjąć postaw ione w cześniej p y tan ie o zapoży czane od Znanieckiego treści. Nie chodzi jed n a k o te elem enty socjo logii w ychow ania, k tó re „p rzeb iły ” się do p ro g ram u studiów p e d a gogicznych, zarów no p rzedw ojennych, jak i pierw szego pięciolecia pow ojennego ani pow inow actw a przekonań u C hałasińskiego, H och felda, Schaffa, Szczepańskiego, an i w ątk i zaktualizow ane p rzez w spółczesną prasę. Obok tych w a rto w skazać z całej m asy p ro b le m ów — dw a: zagadnienie osobowości i patro n actw a, obecnych w praw dzie w c e n tru m uw agi społecznej, ale osobliwie upraszczanych. Aczkolw iek zw raca się uw agę, iż zasadniczej koncepcji osobowości dopracow ał się Z naniecki w dedykow anej „ludziom m ąd rym a do b ry m ” książce z 1935 roku pt. Ludzie teraźniejszości a cywilizacja przyszłości, to jed n a k ciekaw i ten a sp ek t już w Socjologii w y c h o w a nia. Obok n ie a tra k c y jn e j definicji osobowości („ogół czynności czło w ieka i całkow ita sfera jego d zia łan ia ” — t. 2, s. 105) w yo drębnione zostały dw ie znam ienne dla spojrzenia na tę spraw ę w aspekcie m a łych gru p cechy podstaw ow e: ak tyw izm i dynam izm — o ryg inaln ie rozum iane. Prócz p o d kreślanej socjalizacji całego stosunku w ycho waw czego łączy tę p arę pojęć w ychow anie dla twórczości. To, co n ie jed n o k ro tn ie fu n k cjo n u je w postaci przyłączonej do różnych d o k try n jako frazes, n a b ie ra u Z nanieckiego po tró jneg o znaczenia. A k ty w i- stycznie i dynam icznie rozum iana tw órczość je st p rzesłan k ą stosun k u w ychow aw czego, im p e raty w e m m o raln y m i celem jednocześnie. Sw oistego ro d zaju w iw ifikacja p ro cesu w ychow aw czego nie przesła nia fak tu , iż w artością n aczelną pozostaje indyw idualność, a dopiero p rzy d a n y jej zakres obowiązków w y tw arza poczucie zw iązku z g ru p ą społeczną. Na szczególne p odkreślenie zasługuje wobec tego ogół za
169 R O Z T R Z Ą S A N I A I R O Z B I O R Y
gadnień zw iązanych z p roblem em p atro n actw a. P rz y ta k okrężnym procesie socjalizacji, z „kad en cją” p rzy p a d a ją c ą na m ak sy m aln y roz wój jed n o stk i — Społeczeństwo w y c h o w u ją c e dostarcza analizy tego zjaw iska, zarów no w planie b e z reflek sy jn y ch ja k i re flek sy jn y ch czynności w ychow aw czych w zakresie m ałych a także dużych g ru p społecznych. Różnorodność analiz pozw oliła n a w iarygodne sprecyzo w anie źródeł kry zy su ówczesnego szkolnictw a. O p a rte na całkow i tym przeciw ieństw ie stosunku: m istrz — uczeń, zagrożone b a rie rą specjalizacji, faktem , iż „na ogół nauczyciel w coraz to w iększej m ie rze staje się tylko zaw odow oem -nauczycielem , a p rze staje być tym , czym m a zrobić ucznia” (t. 1, s. 168) drogo opłaca haracz cyw ilizacji. S k ład ają się n a ń połowiczne sukcesy wychow aw cze, zanik tzw . kom p leksu nauczania, dezintegracja osobowości, anom ia i u ty lita rn a p ro s tra c ja sublim acji i hum anizacji społecznej o raz innych ten d en cji za radczych. W ielostronnie analizo w any społeczny c h a ra k te r osobowo ści rów now aży dość n arzu cającą się w tra k c ie czytania w y k ład n ię książki, w ykładnię, k tó rą może n a jle p ie j o d d ają słow a Goethego:
Ani m nie naw et nadzieja nie łudzi, Bym mógł poprawić i nawrócić ludzi.
I dlatego także, a zwłaszcza ze w zględu na różne p ro p o rcje i asp ek ty rozw ażanych zagadnień, je st to książka, o k tó rej m ożna powiedzieć to, co B runo Schulz powiedział o zw ykłych książkach:
„(...) są jak m eteory. Każda z nich ma jedną chw ilę, moment taki, kiedy z krzy kiem w zlatuje jak feniks, płonąc w szystkim i stronicami. Dla tej jednej chwili, dla tego jednego momentu, kocham y je potem, choć już w ów czas są tylko popiołem. I z gorzką rezygnacją wędrujem y niekiedy późno przez te w ystygłe stronice, przesuwając z drewnianym klekotem , jak różaniec, m artwe ich for m ułk i”.
Magdalena Lubelska
Artysta i kultura
Kam ila Rudzińska: A r ty sta wobec kultury. Dwa ty p y autorefleksji literackiej: ekspresjoniści „Zdroju” i W it kacy. Wrocław 1973 Ossolineum, ss. 142.
Twórczość poznańskich „zdrojow ców ” i W itk a cego a n a lizu je Rudzińska jako w y raz św iadom ości m eta k u ltu ro w e j, rzu to w an ej na szersze tło p rzem ian sztu k i z okresu p rzełom u X IX i X X w ieku . Zaczyna sw oją książkę od rozdziału zatytułow anego P rze m ia n y społeczne i rozwój sam ow iedzy. P rzy p o m in a tam ogólne ten d en cje p rzem ian reflek sji, pośw ięconej ro li a rty s ty w społeczeń stw ie i funk cji, jak ą m a spełniać.