• Nie Znaleziono Wyników

"Sonety pełtewne" - walka z romantyczną konwencją

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""Sonety pełtewne" - walka z romantyczną konwencją"

Copied!
43
0
0

Pełen tekst

(1)

Anna Opacka

"Sonety pełtewne" - walka z

romantyczną konwencją

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 63/4, 45-86

1972

(2)

Pamiętnik Literacki LXIII, 1972, z. 4

A N N A O PA C K A

„SONETY PEŁTEW N E” — W ALKA Z ROMANTYCZNĄ KONW ENCJĄ

W śród rozm aitych prób p oetyck ich B ork ow sk i d oszed ł do n ow atorstw a w c y ­ k lu son etów , w których z ja w ia się rzecz niesp otyk an a w naszej p oezji — k o n ­ k retn y obraz ob y cza jo w y m iasta z p ierw szej p o ło w y X IX w iek u . To rea listy c zn e o sią g n ięcie rom an tyczn ego p oety jest n a jw a żn iejszy m pow odem , dla którego d aję tę k sią żk ę w ręce czyteln ik a

— pisał w r. 1950 A dam W ażyk kom entując w ybór w ierszy lw ow skiego poety, w y d aw an y dla jego przypom nienia niepam iętliw ej historii lite ra ­ tu ry polskiej. Ten też cykl uznał za „legitym ację poczesnej rang i a u to ra w naszym dziedzictw ie poetyckim ” 1.

Podobne sądy k ilk ak rotn ie jeszcze pow tórzą się po ro ku 1950 2. W aż­

ność i poetycka udatność cyklu S o netó w p e lte w n y c h a r i razu nie zo­

stanie podw ażona — jed n a k w nielicznych tylko w ypadkach osądy te splotą się z pró bą historycznoliterackiego ich u z a sa d n ie n ia 3. U zasadnie­

nie zaś takie w y d aje się n a d e r istotne. Nie tylko dlatego, że „sum ienie n a u k i” n iechętnie p rzy jm u je stw ierdzenia gołosłowne. Także — a i przede w szystkim — dlatego, że dopiero arg um en tacja pozwoli na głębsze ujęcie historycznoliterackiej pozycji ty ch w ierszy, na w yraziste ukazanie, n a

1 A. W a ż y k , P r z e d m o w a do: J. D u n i n B o r k o w s k i , W y b ó r po ezji. W ybrał i op racow ał A. W a ż y k . W arszaw a 1950, s. 8.

2 M. J a s i ń s k a , N iesłu szn ie z a p o m n i a n y p o e ta — Jó ze f D u n in B o r k o w s k i.

„Prace P o lo n isty czn e” 1951. — K. W a l i c k a , Jó ze f D u n in B o r k o w s k i i je g o p o e ­ t y c k a tw ó rc z o ść . Jw. — M. M a c i e j e w s k i , O d „S o n e tó w k r y m s k i c h ” do „ p e l t e w ­ n y c h ”. „Ruch L iterack i” 1967, z. 6.

3 W łaściw ie ty lk o M a c i e j e w s k i (op. cit.) p od ejm u je próbę gru n tow n ych uzasadnień, p ośw ięcon ą jed n ak tylk o jed n em u asp ek tow i zagad n ien ia: p rzek szta łce­

niu w sonetach B ork ow sk iego k o n w en cji M ick iew iczow sk iej. To sp raw a dla o m a ­ w ian ych tu k w estii bardzo w ażn a, ale ani jed yn a, a n i — jak się w y d a je — n a j­

istotn iejsza; toteż n in iejszy szkic będ zie dążył zarów no do u g ru n tow an ia rozw ażań M aciejew sk iego na szerszym m ateriale, jak i do p oszerzenia w ach larza spraw w y ­ zn aczających p ozycję S o n e tó w p e l t e w n y c h w ów czesn ej fa zie rozw oju liryk i p olskiej.

W iele cen n ych su g estii za w d zięczam w y k ła d o m prof. C zesław a Z g o r z e l s k i e g o , p row adzonym w K U L w r. akad. 1954/55.

(3)

jakim to zakręcie poezji polskiej dokonał się k ro k Son etó w peltew nych, ku jakim też kierunkom prow adził. Bo to w łaśnie w yznacza rangę h i s t o ­ r y c z n o l i t e r a c k ą utw orów : ich m iejsce w dotychczasow ej m arsz:u- cie poezji oraz ku przyszłości w iodący k ieru n ek ich kroku. K ierunek bardzo w ażny: jako że z przyszłością n ajłatw iej się rozm inąć. Dlatego odpowiedź n a pytanie, czy określone dokonanie poetyckie w iedzie w kie­

ru n k u p rzy jęty m i zaakceptow anym przez poezję lat następny ch jest od­

pow iedzią ważną. Ona w dużej m ierze rozstrzyga, czy m am y do czynienia z poetyckim dokonaniem m arginesow ym — czy też, przeciw nie, z doko­

naniem „w iodącym ”, m ieszczącym się na głów nym trakcie ew olucji poezji 4.

1

S o n e ty p eltew n e — S o n e ty krym skie . Ju ż ty tu ły obu tych zespołów w ierszy w skazują n a łączące je nici pow iązań aluzyjnych 5. W rażenie to pogłębia się w m iarę schodzenia ku obserw acjom bardziej szczegółowym.

Liczba sonetów : oba cykle zaw ierają ich po osiem naście. T ytuły sonetów : w cyklu krym skim sąsiadują ze sobą A lu szta w dzień i A lu szta w nocy, B akczysaraj i B akczysaraj w nocy. A w cyklu pełtew n ym ? J u ż na w stępie:

P eltew a z rana i P eltew a w ieczorem .

Takich — m niej lub bardziej rzucających się w oczy — zbieżności do­

starczają i drobniejsze p a rtie tekstu. Jeśli w M ickiewiczowskiej A luszcie w nocy „B łędny pielgrzym ogląda się, słucha” — to w sonecie P eltew a w ieczorem rów nież „jakiś pielgrzym [...] się b łąk a” . Jeśli w B akczysaraju w nocy „po safirow ym żegluje przestw orze / Jed en obłok” — to i w Ogro­

dzie J e zu ic kim „obłok [...] przeciąga nad gajem ” .

Nie w arto jed n ak ty ch szczegółowych zbieżności mnożyć,' choć — jak dalsze rozw ażania pokażą — n iejed n a jeszcze się uwidocznia. Nie w arto , gdyż tak i nadm iernie uszczegółowiony adres „ u tw o ru do u tw o ru ” nie sta ­ now i o randze h i s t o r y c z n o l i t e r a c k i e j dzieła. K łótnia dw óch poetów, póki rozstrzyga się n a poziomie k o nk retn y ch ich dokonań — je st n a pew no in teresu jąca dla nich sam ych. Być może — n iejed no krotnie dla ich współczesnych, zaangażow anych „kibiców ” literackich. Rzadko n a ­ tom iast in teresu je h isto ry k a tendencji poetyckich, badacza, dla k tórego

4 C hodzi tu o ro zu m ien ie utw oru literack iego jako n o siciela „w artości r o z w o ­ jo w e j”, czyli — „p rzejaw u rozw ijającej się struktury i jeg o d yn am iczn ego ro z u m ie ­ n ia jako z m i a n y oraz t e n d e n c j i rozw oju w o k r e ś l o n y m k i e r u n k u ” (F. V o d i с к a, H istoria liter a tu ry. J e j p r o b l e m y i zadania. „P am iętn ik L ite r a c k i”

1969, z. 3, s. 267; podkreśl. A. O.).

5 Zob. M a c i e j e w s k i , op. cit. W tej części rozw ażań w k w estia ch z a s a d n i­

czych opieram się na w y w o d z ie M aciejew sk iego, starając się ty lk o poszerzyć i „ w y ­ ostrzyć” jego obserw acje.

(4)

„ S O N E T Y P E Ł T E W N E ” 47

in d y w idualn e dokonania u k azu ją się jako istotnie w ażne dopiero w ów ­ czas, gdy pozw olą się u jąć jako znaki całości większych, takich ja k kon­

w encja literacka, g a tu n ek literacki, p rąd literacki, tra d y c ja 6.

A luzy jn y adres S o netó w p eltew n ych , prow adzący ku S o n eto m k r y m ­ skim , stwrarza szanse takiego w łaśnie ujęcia. S tw arza przede w szystkim dlatego, że S o n e ty k ry m sk ie niem al od razu przestały posiadać c h a ra k ­ te r li ty lko indyw idualnego dokonania, stając się w łaśnie „znakiem w iększych całości” . I to z dwóch powodów. Po pierw sze — p ow stały jako sw oisty a k t polem iczny, zorientow any nie n a jakieś jednostkow e dokonanie poetyckie przeszłości, ale na cały zespół k o n w e n c j i k la- sycystycznych 7. Po drugie — fala naśladow nictw , jak ą S o n e ty k ry m s k ie spowodow ały, w skazuje, że poczęły one rychło funkcjonow ać jako w z o- r z e с w poezji okresu ; szereg zastosow anych w nich przez M ickiewicza zabiegów poetyckich uzyskał rychło „pow ielenia” w dziesiątkach u tw o rów innych poetów , w w y n ik u czego szybko się owe zabiegi skonw encjonali­

zowały. Z tą też chw ilą — głównie dzięki ty m w łaśnie „pow ieleniom ” — stały się S o n e ty k ry m sk ie „znakiem ” w ytw orzonej przez siebie k o n w e n ­ c j i . B yły ju ż nie tylko jednostkow ym dokonaniem poetyckim , ale także w z o r c e m i p a t r o n e m s k o n w e n c j o n a l i z o w a n e j p o e t y k i s o n e t o m a n i i . S tąd też — każda poczyniona pod ich adresem alu zja literacka m iała szanse stać się nie tylko aluzją do Son etów k ry m sk ic h jako jednostkow ego dzieła, ale także aluzją do całej konw encji poetyckiej, k tó ­ rej S o n e ty k ry m s k ie patronow ały.

Takiem u pojm ow aniu jednostkow ego u tw o ru jako znaku w iększej ca­

łości, w szczególności jako znaku konw encji, sprzy jały ten dencje X IX - -wiecznego sposobu m yślenia o poezji. K lasycyzm w prow adzał konw encje jako n o r m ę , kodyfikując ją w postaci spisu d y rek ty w w poetykach n o r­

m atyw nych 8. R om antyzm przeciw staw ił się tem u, podnosząc rangę jed no- razowości i niepow tarzalności w artościow ego dokonania poetyckiego. To

6 Zob. A. O k o p i e ń - S ł a w i ń s k a , Rola k o n w e n c j i w p rocesie h i s to r y c z n o li te ­ rackim. W zbiorze: Proces h i s to r y c z n y w lite r a tu r z e i sz tu ce. W arszaw a 1967, s. 61.

Zob. też. w y w ó d J. S ł a w i ń s k i e g o (O p r o b l e m a c h „ sz tu k i i n t e r p r e t a c ji”. W z b io ­ rze: L iryk a p olska. K rak ów 1966, s. 12— 13) o kon k retn ym u tw orze litera ck im jako

„porcji p rocesu h isto ry czn o litera ck ieg o ” oraz o sposobach sy tu ow an ia go na tle tradycji. W ażne są tu szczeg ó ln ie sądy o „p olem ice”, jaka od b yw a się m ięd zy k o n ­ kretnym d ok on an iem poetyck im a k on tek stem trad ycji (s. 13).

7 T raktuje o tych sp raw ach n iem a l cała literatura m ick iew iczo lo g iczn a z w ią ­ zana z S o n e ta m i k r y m s k i m i . O statnio k w e stie te p o d ejm o w a li : M. M a c i e j e w s k i , O d eru dycji do poznania. „R oczniki H u m an istyczn e” X IV (1966), z. 1. — I. O p a c k i , C zło w iek w so n e ta c h p r z e ło m u . W zbiorze: Z p o ls k ic h s t u d i ó w s l a w i s t y c z n y c h . S eria 3. W arszaw a 1968.

8 D ok ład n ie om a w ia te sp raw y S. P i e t r a s z k o w fu n d am en taln ej k sią żce D oktryn a li te r a c k a p o ls k ie g o k l a s y c y z m u (W rocław 1966, szczeg ó ln ie rozdz. K o d y ­ fikacja).

(5)

wszakże akcentując — siłą rzeczy „ustaw iał się” w obec konw encji jako zagadnienia istotnego, w ciągał ją w zakres operacji m yślow ych, był na nią w yczulony. W yczulony ty m m ocniej i oczywiściej, że ju ż n a w stępie sw ojej k a rie ry w poezji polskiej przeżył dw ie gw ałtow ne konw encjonali- zacje: balladom anię, zrodzoną przez M ickiewiczowskie B allady i romanse, oraz sonetom anię, zrodzoną przez M ickiewiczowskie sonety. Te dw ie swoi­

ste „ k a ta stro fy poetyckie” spraw iły, że konw encja stała się dla m yślenia okresu zagadnieniem isto tn y m i stale w nim obecnym.

W sk u tek tak ich okoliczności u trw ale n ia się w świadomości literackiej okresu problem konw encji uzyskał charak tery sty czne i bardzo w yraziste ujęcie: chodzi tu o opozycję „ k o n k retu literackiego” (utw oru) i konw encji.

G w ałtow ność konw encjonalizacji przede w szystkim ballady — aczkolwiek sonetom ania niew iele b y ła w ty m względzie słabsza — spraw iła, że ów proces szybko i jaskraw o się uwidocznił. Jasn o rozpoznaw alny i powszech­

nie św iadom y był rów nież wzorzec tej konw encjonalizacji: M ickiewiczow­

skie B allady i romanse. Cały więc proces przekształcenia M ickiewiczow­

skiego dokonania we wzorzec konw encji, przekształcenia Ballad i rom an­

sów w „znak balladom anii”, odbyw ał się niesłychanie m anifestacyjnie:

M ickiewiczowski tom ik niem al n aty ch m iast stał się społecznie rozpozna­

w alnym „znakiem większej całości” .

To rzutow ało n a sposób ujęcia p roblem atu konw encji w świadomości okresu: zanikała w niej opozycja k o n k ret—konw encja, zaś k o n k ret w y ra ­ ziście funkcjonow ał jako znak konw encji. W nim w idziano realizację konw encji, jej przykład, w nim też, jeśli m iało się do czynienia z utw orem now atorskim , od razu dostrzegano m ożliwe zalążki przyszłej konw encji, zalążki „w zorca” dla przyszłych dokonań poetyckich. I to zjaw isko: tra k ­ tow ania k o n k retu literackiego jako p rzejaw u lub zarodka konw encji — jest tu niezw ykle ważne. Św iadczy ono bowiem, że przy trak to w an iu u tw o ru jako znaku całości w iększej od niego samego bezpośrednie doń naw iązanie funkcjonow ało w świadomości okresu nie tylko jako naw ią­

zanie do u tw o ru jednostkow ego. Mogło bowiem rów nież funkcjonow ać jako naw iązanie do — konw encji całej, której był on „znakiem ”.

Takie w łaśnie sprzężenie konw encji i k o n k retu literackiego było od pierw szych lat rom an ty zm u charak tery sty czn e dla sposobu m yślenia tego okresu o spraw ach poezji. U jm ow anie konkretnego u tw o ru jako w z o r- c a pojaw iało się stale. Franciszek G rzym ała już w r. 1823 przestrzegał, że ballad M ickiewicza „nie m ożna podaw ać bezw arunkow o za w z ó r do naśladow ania m łodzieży rozpoczynającej zawód poetyczny” 9. Franciszek Salezy Dmochowsłci określał Ś p ie w y historyczne N iem cewicza „jako sta ­

9 F. G r z y m a ł a , P o e z j e A d a m a M ic k ie w ic z a . Cyt. za : W. В i 11 i p, M i c k i e w i c z w ocza ch w s p ó łc z e s n y c h . D zie je re c e p c ji na zi e m i a c h p o ls k ic h w latach 1818— 1830.

Antologia . W rocław 1962. s. 52. P odkreśl. A. O.

(6)

„ S O N E T Y P E Ł T E W N E ” 49

now iące oddzielny i g o d n y n a ś l a d o w a n i a rodzaj”, n ajw yraźn iej postulując, by stały się one w z o r c e m potw ierdzonym przez p rak ty k ę poetycką. Pisząc zaś o Balladach i romansach — też ujm ow ał je jako wzorzec, jako zarodek konw encji: ,,sam dla siebie tw orzy now y rodzaj, a z d z i e ł j e g o k r y t y c y i n a ś l a d o w c y w y p r o w a d z a j ą n o w e p r a w i d ł a ”, frag m en t zaś R y b k i zacytow ał jako p r z y k ł a d z w y c z a j u na „używ anie zdrobniałych w yrazów ”, ze Ś w itezia n ki dla odm iany czyniąc p r z y k ł a d „m ów ienia przez zapytan ie” 10. I w reszcie ro zp atryw ał poszczególne utw o ry jako wzorce dla przyszłych konw encji:

„pew ny jestem , że w krótce u jrzem y roje auto rów Ballad, M arzeń, R an ­ ków, Wieczorów, D um ań itd .” 11 Toteż — gdy dostrzeże się ten sposób trak to w an ia k o n k retn y ch faktów poetyckich przez świadom ość literack ą epoki — nie dziwi, że Brodziński, ledw ie do rą k dostał sonety M ickiewicza, już przew idyw ał w nich znak nadchodzącej konw encji: „Co do m nie, przew iduję, że liczni naśladow cy już piórka skrobią i lękać się należy napływ u sonetów [...]” 12.

Także u M ickiewicza znajdziem y analogiczną m yśl: „Każdy, kto zacz­

nie: »I staje, i patrzy, i słucha...«, m usi myśleć, że upiory, duchy w ejd ą na scenę. T ak się form y w y ra b ia ją ” 13. M yślał o konw encji — a zacytow ał w erset z Lilij. K on kretny utw ór, jego fra g m en t — stał się tu znakiem s k o n w e n c j o n a l i z o w a n e j p o e t y k i g a t u n k u . T ak i Sło­

w acki uczyni w B eniow skim , gdzie — to jeden z w ielu przykładów m ożli­

w ych — w w ersetach:

P rześliczn a strofa! m ógłb ym zacząć od niej N o w y poem at, jak S ą d o st a te c z n y

— ujm ie poem at Y ounga jako w łaśnie wzorzec, „znak” konw encji. Znów konkret stanie się znakiem całości w iększej; nie siebie, ale ją będzie re ­ prezentow ał. W zacytow anym zresztą fragm encie Beniow skiego rów nież owa „prześliczna stro fa ” została p o trak to w an a jako znak tej samej kon­

wencji, dokładniej: jako przykład rozpoczynania poem atu tego typu . W szystkie w owej strofie w ym ienione zjaw iska k o n kretne zostały u jęte jako znaki całości w iększych.

I to jest bardzo w ażne: że dla ludzi tego okresu przez k o n k rety literac­

kie prześw ityw ały całości większe, konw encje. Że o spraw ach lite ra tu ry

10 F. S. D m o c h o w s k i , U w a g i n ad te r a ź n i e j s z y m sta n em , d u c h e m i dążnością p o e z j i polskiej. Cyt. jw ., s. 57, 58, 61, 62. P od k reśl. A. O.

11 F. S. D m о с h o w s к i, U w a g i n a d „S o n e ta m i” p a n a M ic k ie w ic z a . Cyt. jw ., s. 71.

12 K. B r o d z i ń s k i , A r t y k u ł n a d e s ł a n y z p o w o d u p i s m o p o e z j i w „G azecie P o ls k i e j” u m ie szc z o n y c h . Cyt. jw ., s. 92.

13 A d a m a M i c k ie w ic z a w s p o m n i e n ia i m y ś li. Z rozm ów i p rzem ów ień zebrał i opracow ał S. P i g o ń . W arszaw a 1958, s. 70.

4 — P am iętnik L iteracki 1972, z. 4

(7)

m yślało się wówczas — św iadom ie — w kategoriach nie ty le konkretów co konw encji. A wreszcie, że m yślenie o konw encjach odbyw ało się za pom ocą „m yślenia ko n k retam i” , że ko n k ret funkcjonow ał tu jako „znak konw en cji” . To w szystko je st w ażne: bo tu ta j w yłu sk u jem y nie dowolnie przy jętą, ale w świadomości okresu zaw artą możliwość potraktow ania aluzji do Sonetów k ry m sk ic h w pisanych w S o n e ty p eltew n e jako aluzji nie do Son etó w jako konkretnego i indyw idualnego dokonania poetyckiego, lecz jako „znaku ” dla całej konw encji. W yłania się tu h i s t o r y c z n i e u z a s a d n i o n a możliwość ujęcia tego, co w ygląda na dość „personalną”

z pozoru kłótnię dwóch poetów — jako sporu o rzecz znacznie w ażniejszą, bo sporu o kształt poezji polskiej.

2 .

P o traktow an ie So n etów k rym skic h jako znaku określonej konw encji um ożliw ia zresztą cała b atalia krytyczna, jak a w ybuchła po ich ukazaniu się. B atalia, k tó ra dw ojako fu n k cjo nu je w roli m ate ria łu do „świadom ości epoki” : z jednej stro ny była w niej n iew ątpliw ie czynnikiem k s z t a ł t u ­ j ą c y m świadomość czytelników , pełniła funkcje „o p eracy jn e” , funkcje k ształtu jące postaw y odbiorców p o e z ji14. I z tego dobrze zdaw ali sobie spraw ę polem iści: p ro testu jąc przeciw w yw odom M ochnackiego, B rodziń­

ski pisał:

k rytyk te i tym podobne zadania głoszący w n iezm iern o ścia ch id ea ln y ch krain, n ie p rzew id u je skutku, jak i na u m ysły m łod zieży m ieć m ogą [...].

ta k ie m y śli rozchodzą się w pism ach cod zien n ie czytan ych , że pod ob n e b u jan ie i szu m n e dek laracje ż y w ą m łod zież ła tw o zająć potrafią, że o w a zarozu m iałość i pogarda w szy stk ieg o ła tw o się szerzy [...]15.

Rów nocześnie — owe liczne polem iki pełn ią i d ru g ą rolę : d a j ą w y ­ r a z ówczesnym poglądom literackim , u jaw n ia ją m echanizm y ówczesnego sposobu m yślenia o lite r a tu r z e 16. W ty m w y p adku: u jaw n ia ją, w jakich kategoriach ujm ow ano S o n e ty k rym skie . I tu znam ienny je st fakt, że w ielokrotnie nazyw ano je „now ym w ynalazkiem poetyckim ” lir — ponie­

w aż rozp atryw an o te u tw o ry nie w k ategoriach „im m an en tn y ch ” , lecz n a tle tra d y c ji g atu n k u sonetowego. D ostrzegano zm iany, jakie do k o n -

14 Zob. J. S ł a w i ń s k i , F u n k c je k r y t y k i literackie j. W zb iorze : Z te o r ii i his to rii li te r a tu ry . W rocław 1963.

15 B r o d z i ń s k i , op. cit., s. 91.

16 T eorię tak iego trak tow an ia m ateriału zarysow ał V o d i б k a (op. cit., s. 275 n.).

Zob. te ż M. G ł o w i ń s k i , G a tu n e k liter a ck i i p r o b l e m y p o e t y k i h is to ry c z n e j.

W zbiorze: Proces h i s to r y c z n y w lite r a tu rz e i sz tuce.

17 В r o d z i ń s к i, op. cit., s. 92. — M. M o c h n a c k i , O „ S o n eta ch ” A d a m a M i c k ie w ic z a . Cyt. za : B i l l i p , op. cit., s. 83. Sądy tak ie raz p o raz p o ja w ia ją się w artyk u łach zgrom adzonych przez B i l l i p a (op. cit.).

(8)

„ S O N E T Y P E Ł T E W N E ” 51

w e n с j i sonetu w prow adził Mickiewicz. W skazyw ano też tu ta j — to pro sta konsekw encja p rzy jęty ch kategorii w idzenia S onetów w ówczesnej dy sk u sji — że w efekcie napisan ia So netó w k ry m sk ic h M ickiewicz stw o­

rzy ł nie tylko znakom ity jednostkow y u tw ó r cykliczny, ale n o w e n a ­ r z ę d z i e poetyckiego u jm ow ania rzeczyw istości :

d ziś M ick iew icz, u św ięca ją c sw o im p r z y k ł a d e m u życie t e j f o r m y do m a lo w a n ia każdego u czu cia poety, godność t e g o r o d z a j u p o e z j i pod n iósł [...]. D ziś się jed n ak p rzek on yw am y [...], że s o n e t przyd atn iejszy jest do t e g o u ż y t k u [tj. do o p isy w a n ia krainy] n iż poem a op iso w e 1B.

S p ra w a je s t w y raźn a: S o n e ty k ry m sk ie zostały tu potrak tow ane jako zn ak konw encji, jako p rzykład określonego ty p u rozw iązań poetyckich.

T ak też trak to w an o i zagadnienia już nie ty le gatunkow e co językow e zw iązane z So n eta m i k ry m sk im i. Chociaż tu ta j polem ika obfitow ała w a n a­

lizy bardzo k o n k retn e i szczegółowe — n a ich podstaw ie form ułow ano sądy uogólniające, odnoszące się do języka S o n etów k ry m sk ic h jako re p re ­ z e n ta n ta now ej konw encji języka poetyckiego: „ M i c k i e w i c z u kształ- cił języ k zasobny we w szystkie piękności, w y d ał w nim najgw ałtow niejsze i najtk liw sze uczucia, w ydał pom ysły proste i w schodnie uderzające p rze­

nośnie [...]” 19.

W tak ich — szerokich — kategoriach staw iając spraw y poetyckie, dla któ ry ch przykładem b y ły M ickiewiczowskie sonety, k ry ty k a literack a tego czasu czyniła rów nocześnie w okół n ich rozgłos i zapew niała im p o p u lar­

ność. Dzięki zrodzonej przez k ry ty k ę burzliw ej d yskusji S o n e ty k ry m sk ie staw ały w cen tru m uw agi „publiczności litera c k ie j” . Jed en z polem istów odnotow yw ał n a w stępie w yw odu: „odczytałem je nie raz z praw dziw ym upodobaniem i piln ą u w ag ą” 20. S k u tk i takiego niejednokrotnego czytania b yły oczyw iste; u jaw n ił je — sądząc z form y orzeczenia, w im ieniu grona szerszego — in n y z polem istów : „Sonety M i c k i e w i c z a pow tarzam y n a pam ięć” 21. Św iadczyły o ty m nie tylko krocie cytatów , nadm iernie n ieraz w ydłużające a rty k u ły polem iczne. Św iadczyła o ty m — przede w szystkim — już nie k ry ty k a literacka, ale p rak ty k a tw órcza innych poetów tego czasu.

18 P rzyjaciel „G azety P o lsk ie j”. L is t p is a n y do R e d a k c j i ,,G a z[ety] P o l s [ k i e j ] ” z gu b ern i k i j o w s k i e j . Cyt. jw ., s. 170. Podkreśl. A. O. Szerzej to za g a d n ien ie — w in n ym asp ek cie — om a w ia I. O p a c k i w artyk u le Z za g a d n i e ń c y k l u s o n e t o w e g o w p o ls k im r o m a n t y z m i e (w zbiorze: S tu d ia z teo r ii i histo rii poezji. Seria druga.

W rocław 1970).

19 X., K i l k a s ł ó w do p a n a K . G., a uto ra o d p o w i e d z i w „G a zecie K o r e s p o n d e n t a ” z d. 11 m a j a 1827. Cyt. za: В i 11 i p, op. cit., s. 122.

20 T. S[i e г о с i ń s к i], U w a g i o sonecie w ogólności z z a ł ą c z o n y m k r y t y c z n y m r o z b io r e m „S o n e t ó w ” A d a m a M ic k ie w ic z a . Cyt. jw ., s. 138.

21 К. М. О., O k r y t y c e M ic k ie w ic z a . Cyt. jw ., s. 102. P odkreśl. A. O.

(9)

P ra k ty k a , k tó ra zrodziła zjaw isko zw ane sonetom anią. K ształtow ało się ono pod p atron atem głów nie S on etó w krym skich , jako że pow stające wów­

czas sonety — najczęściej układane w cykle — osnute by w ały wokół ,,opisu k ra in y ”, a w ięc m iały c h arak ter w yraźnie m ickiew iczow ski, gdyż ta odm iana g atu n k u przed M ickiewiczem nie była poezji polskiej znana.

T eraz jej egzem plarze w y ra sta ją jak grzyby po deszczu. U praw ia ją Kon­

s ta n ty Gaszyński, Józef Łapsiński, S tanisław Koźm ian, J a n Barszczewski, A leksan d er G ro tt Spasowski, H en ryk M erzbach, A nna Libera, Józef Hie­

ro n im Kajsiewicz, Tom asz Olizarowski, L udw ik K ondratow icz, Teofil Le­

nartow icz... 22

Sonety te w ielokrotnie — jak u Łapsińskiego, Gaszyńskiego, S. Koź- m ian a czy M erzbacha, K ondratow icza — podążają bardzo w iern ie tropem S o n e tó w krym skic h . Dążą do objęcia całością cyklu sw oistej „panoram y okolicy” , do podkreślenia niezw yczajnych jej uroków , głów nie architek to­

nicznych, a przede w szystkim — przyrodniczych. M ożna by je nazwać sonetam i o „pięknościach okolic”, gdyż tak a głów nie ten d en cja im przy­

św ieca.

J u ż w ta k ogólnym zakroju widoczna w nich in sp iracja M ickiewiczow­

sk a n iejed n ok ro tn ie sięga głębiej, u jaw n ia się w ręcz w drobiazgach fra ­ zeologicznych językow ej s tru k tu ry utw orów . Jeśli M ickiewicz w B u rzy pisał :

Ci leżą na pół m artw i, ów za ła m a ł dłonie, T en w ob jęcia p rzyjaciół żegn ając się pada,

Ci m od lą się przed śm iercią, aby śm ierć od egn ać 23.

— to G aszyński niedaleko odbiegnie w sonecie D z iś :

— U jed n y ch zw ą tp ien ie W kradło się w pierś — u drugich jeszcze trw a złu d zen ie I czoło stroją k w ieciem , z stopą ju ż w całunie!

T am ci zn ó w o g lęd n iejsi — przy ły sk a w ic łu n ie Chcą podeprzeć ru in ę — lecące k a m ien ie

W łasną krw ią, jakby w ap n em , lep ią na sk lep ien ie.

22 Szerzej p isze o tym O p a c k i (Z z a g a d n i e ń c y k lu s o n e t o w e g o w p o l s k i m r o m a n t y z m i e ) .

23 T ek sty p o ety ck ie cy to w a n e są w ed łu g w yd a ń : J. D u n i n B o r k o w s k i , P ism a . T. 1. L w ó w 1856. — K. G a s z y ń s k i , P o ezje. L ip sk 1868. — F. D. K n i a ź - n i n, W y b ó r p oezji. W rocław 1948. B N I 129. — I. K r a s i c k i , P is m a w y b r a n e . W arszaw a 1954. — J. Ł a p s i ń s k i , P oezje. T. 1. K rak ów 1829. — A. M i c k i e ­ w i c z , D zieła. W yd an ie Ju b ileu szow e. T. 1. W arszaw a 1955. — A. N a r u s z e w i c z , W y b ó r p o e z y j . W arszaw a 1882. — J. S ł o w a c k i , D zieła w s z y s t k i e . T. 8, 9. W ro­

c ła w 1958, 1956. — F. Z a b ł o c k i , Pism a. P ozn ań 1903; te k sty : I. N a ł ę c z K o ­ r z e n i o w s k i e g o i A. G r o t t S p a s o w s k i e g o w e d łu g : Z b ió r p o e t ó w p o l ­ s k i c h X I X w. T. 2. W arszaw a 1961 ; tek sty J. N. K a m i ń s k i e g o i A. Ż ó ł t o w - s k i e g o w ed łu g : K s i ę g i h u m o r u polskiego. T. 3. P etersb u rg 1897. — W szystk ie p o d ­ k r eślen ia w tych tek sta ch — A. O.

(10)

.S O N E T Y P E L T E W N E ” 53

A jeśli M ickiewicz w Ż egludze użył w yk rzyk nik a: „Lekko mi! rzeźw o!

lub o!” — to i G aszyński poczuwał się do obowiązku pow ielenia go w sone­

cie Na szczycie A l p : „ Ja k tu lekko i lubo na Alp górnym szczycie!” N ie­

jed n o k ro tn ie — raz jeszcze w yraźniej, raz nieco m niej m anifestacyjn ie — sonety Gaszyńskiego będą dem onstrow ały swoje synow skie podobieństw o w obec So netó w k rym skich . N am tu ta j chodzi jed n ak o w ypadki szczegól­

nie jaskraw e, gdyż one najm ocniej św iadczą o konw encjonalizacji poetyki.

J e st takim w ypadkiem cykl krakow skich sonetów Józefa Łapsińskiego — opublikow any wcześnie, bo w r. 1829 — a przecie dem on strujący konw en - cjonalizację poetyki S o n etó w k rym skic h n a poziomie niem al epigońskim ! Oto szereg zbieżności co bardziej ja s k ra w y c h 24:

MICKIEWICZ ŁAPSINSKI

W zdycham — m y śl u la tu je za w io sk i granice, Stam tąd w d alsze — i jeszcze dalsze

okolice...

B rzm i odgłos ran n ych m o d litw

w p osęp n ym klasztorze, D y ja m en tem w tle rosy p o ły sk u je zorze K ról żyjącej m u zyk i sw ej koch an ce

śp iew a Sam byś rzekł, iż szatan y d źw igały nań

głazy!

Jak m aszt sła w ia ń sk iej łodzi W p ołu d n ie go osłan ia b aldakim

z b ła w a tó w G w iazd y z szafirow ego budzą się obłoku,

Ich książę z ocean u pałaców w y b ieg a

T am sternik z sw o ją łód k ą przybija do brzegu,

D ziś pusty — n iegd yś grodzie w ielk i, zn am ien ity, T am sterczą ja k olb rzym y ponure obłoki, A czasam i im turb an jasna w stęg a stroi;

— To b ły sk a w ica ognia ro zle w a potoki!

L am p a nocy z n ieb iesk ich zw ieszo n a obw od ów Z achm urzyło się — gasną n ieb iesk ie

kagańce

D laczegóż stąd u ciek a serce w ok olice D alekie, i — n iestety! jeszcze dalsze

cza sy ?

Odgłos izanu w cich ym gubi się

w ieczo rze, Z aw styd ziło się licem ru b in ow ym zorze, Srebrny król nocy dąży spocząć przy

koch an ce.

Czy D iw y z ćw ierci lądu d źw ig n ęli te m ury, M aszcie k rym sk iego statku, [...]

B ald ak im em z b ry la n tó w okryły n ieb io sa ;

Srebrny król nocy dąży spocząć przy k och an ce, B łyszczą w h arem ie n ieb ios w ieczn e

gw iazd k agań ce, Śród nich po sa firo w y m żeglu je

przestw orze Jed en obłok [...]

J eszcze w ielk a , już pu sta G irajów dzied zin a!

T w ój turban z chm ur h a ftu ją b ły s k a w ic p o to k i

N a barki C zartydahu spada lam pa św ia tó w B łyszczą w h a rem ie n ieb io s w ieczn e

gw iazd k a g a ń c e

24 Część z nich z e sta w ił M a c i e j e w s k i (Od e r u d y c j i d o poznania).

(11)

Rzecz nie tylko w tym , iż przykład Łapsińskiego dość w iern ie ilustruje ową przez jednego z polem istów w yjaw ioną zasadę „cytow ania Mickie­

w icza z pam ięci”, nb. pam ięci dość słabej. Rzecz przede w szystkim w tym, iż przykład Łapsińskiego w skazuje na jask raw ą konw encjonalizację poe­

ty k i S onetów k rym skich : użycia M ickiewiczowskiej frazeologii tłum aczą się tu czysto m echanicznie, nie posiadają żadnej m otyw acji głębszej, poza m otyw acją pow ierzchow nej „poetyczności” . Np. znana — i zacytow ana powyżej — M ickiewiczowska m etafora, w yposażająca szczyt C zatyrdahu w „ tu rb a n ”, m a m otyw ację podw ójną: uzasadniona jest kolorytem lokal­

nym (w ty m w y p ad ku : orientalnym ) opisyw anej k rain y — oraz spojrze­

niem n a elem ent k rajo b razu oczyma „człowieka w schodniego” , przez p ry zm at w łaściw ych jego m entalności pojęć 25. Taż sam a m etafo ra odnie­

siona do n ad tatrzań sk ich chm ur — traci tak ą m otyw ację. S taje się tylko — p o w i e r z c h o w n i e p o e t y c z n a , czysto konw encjonalna. I ta k jest we w szystkich zacytow anych w ypadkach : to, co u M ickiewicza było p a- t o s e m o r i e n t a l i z u j ą c y m w izję poetycką, tu staje się patosem czysto poetycznym . Nie tłum aczy się ani ch arak terem opisyw anego k ra j­

obrazu, ani m entalnością podm iotu lirycznego, lecz w yłącznie czysto kon­

w encjonalnym m echanizm em kostniejącego języka poetyckiego.

Taki c h a ra k te r posiada cała niem al sonetom ania: języ k ty c h utw orów k ostnieje w k ręg u kilku „poetycznych” pól stylistycznych, nie wychodząc w zasadzie poza nie. To k rąg „wzniosłości”, „tkliw ości”, czasem „grozy” , zawsze „p iękn a” . K ształtu je się kostniejąca „poetyka z ach w y tu ” i „urze­

czenia” 26 — zjaw isko ty m w yraźniejsze, iż tak ie sonetow e „opisy liryczne okolicy” sk u p iają się zazwyczaj w okół k ilk u centraln y ch m otyw ów : gór, dolin, ru in , grobów. K ażdy z nich łączy się z określoną b a rw ą stylistyczną.

I tak : wiadom o, że jeśli w y stęp u je m otyw gór, to m usi z nim się stow a­

rzyszyć b arw a stylistyczna wzniosłości, czasem grozy. To sam o — z w ięk­

szym jeno nalotem elegijności — dotyczy m otyw ów ru in i grobów, z je d ­ noczesnym w kradaniem się silnie zaakcentow anego n u rtu przem ijającego czasu, rodzącego — w ram ach elegijnej wzniosłości — opozycję „w ielkiego i jasnego w czoraj” w obec „sm utnego i zrujnow anego dziś” . Poezja dolin, dla odm iany, rozw ija się zazwyczaj w kręg u poetyki łagodnej, „ tk liw e j” , najczęściej naw iązującej do tonów sentym entalnych.

25 Zob. O p a c k i , Z za g a d n ie ń c y k lu s o n e t o w e g o w p o l s k i m r o m a n t y z m i e , s. 101.

26 Zob. M a c i e j e w s k i , O d „ S o n etó w k r y m s k ic h " do „pe lte w n y c h " . W ydaje się, że p ew n ą skazą tego bardzo in stru k tyw n ego i in sp iru jącego a rtyk u łu je s t sp ro w a d zen ie roli cyk lu B ork ow sk iego do p olem ik i z tą w ła śn ie k o n w en cją p o ­ etyck ą — co trochę fo rm a lizu je jego fu n k cje litera ck ie i k u ltu row e. To, co M a c ie je w ­ sk i tra k tu je jako n aczeln ą fu n k cję son etów B orkow skiego, („od p oetyczn ien ie” i „u re­

a ln ie n ie ” p oetyk i opisu), jest — jak w oln o sądzić — ty lk o n a r z ę d z i e m , cele m za ś osta teczn y m cyk lu jest n ie p rzek ształcen ie poetyk i, a le s a t y r a s p o ł e c z n a . O tym — w d alszych p artiach n in iejszego szkicu.

(12)

„ S O N E T Y P E Ł T E W N E ” 55

S konw encjonalizow anie tych poetyk spraw ia, że ujęcia językow e skąd­

inąd n a d e r odm iennych i odległych od siebie elem entów okolic sta ją się niespodziew anie podobne, że dość tru d n o tu odróżnić C zatyrdah od J u n g ­ fra u i szczytów tatrzań sk ich , u stro ń zaś k o rsykańską od podw aw elskiej.

Oto próbki takich zestaw ień:

Te zam ki, p o ła m a n e z w a lisk a bez ładu, Z dobiły cię i strzegły, o n iew d zięcz n y K rym ie!

D zisiaj sterczą na górach jak czaszki olbrzym ie, W n ich gad m ieszk a lu b czło w ie k p o d lejszy od gadu.

S zczeb lu jm y na w ieży cę! szukam h erb ów śladu;

Jest i napis, tu m oże bohatera im ię,

Co b yło w o jsk postrachem , w zap om n ien iu drzym ie, O b w in ion e ja k robak liściem w inogradu.

(M ickiew icz, R u in y z a m k u w B ała k ła w ie) D aw n iej szw ed zk iej p otędze groziły te szczyty, D ziś słu ch ają, ja k skonu d obija godzina;

W przód o rzeł z b aszt p o w ie w a ł — dzisiaj pajęczyna, C ałun za K aszem iru k obierce rozw ity!

G łucho — sm u tn o w p rzed sieniach, herb n igd zie n ie błyszczy, S al obradnych zak ąty p om ieszk an iem gadu.

Z ro zw a lin so w y huczą — w ia tr po gruzach św iszczy.

(Ł apsiński, C z e r s k o ) Idź za m n ą po ty ch ścianach, szczebluj na te m ury,

G dzie ty lk o o rzeł skrzydło, bluszcz gałązk ę w spina, T am m ieszk a starożytność, gn ieźd zi się ruina, N iw eczą c z hydrą czasu w ie k ó w grób ponury.

[ 1

N ieg d y ś sła w n y , dziś ty lk o jak m u m ija sław y, T en zam ek d źw iga sztandar d w u d ziestem u panu.

(Grott Sp asow sk i, Chocim) Rom o C ezarów , której h o łd o w a ł św ia t cały!

G dzież tw y c h cyrków , p a ła có w i św ią ty ń tysiące, W yrzeźbione w m arm urach, greck im sp iżem lśn ią ce?

T w e term y i teatra k ęd yż się p od ziały?

Z K olozeu m olb rzym ie gruzy p ozostały —

Z p ortyk ów Forum , szczątk i g d zien ieg d zie sterczące — Z apadły Ł u k try u m fu — i na proch lecą c e

R eszty g zy m só w i k olu m n b ezk szta łtn e k a w a ły ! (G aszyński, R z y m s t a r o ż y t n y )

A oto — jako przy kład poetyki przeciw staw nej, ale rów nie skonw en­

cjonalizowanej — inne zestaw ienie:

Już góry poczern iały, w d olin ach noc głucha, Źródła szem rzą ja k przez sen na łożu z b ła w a tó w ; P o w ietrze tch n ą ce w on ią, tą m u zyk ą k w ia tó w , M ów i do serca gło sem ta jem n y m d la ucha.

(M ickiew icz, A l u s z t a w nocy)

(13)

S łoń ce gaśn ie, d zień w sch yłk u , a ponure cien ie P o w o li w d zięczn ej b lask om u jm u je urody, M iłą w o n ią po łąk ach k w ia t oddycha m łod y I perła rosy zw ilża su ch e p ó l przestrzen ie.

(N ałęcz K orzeniow sk i, W ieczór) U stała d zien n a sp iek a — ch ło d em św ia t się poi I w d z ie w a płaszcz u tk an y z w ieczo rn ej pom roki.

[ 1

Z m ela n ch o lijn ą p iosn k ą s ło w ik się od zyw a, A stru m ień szeleszczą cy śród k w ia tó w po łą ce

(Ł apsiński, W i d o k p o z a ch o d z ie słońca) O! ja k m iło w P row an cji, po d zien n ym upale,

[• ]

Z asłyszeć śp iew sło w ik a albo szum ponury Potoku, co na b lisk iej roztrąca się skale!

(G aszyński, N oc p r o w a n c k a )

U M ickiewicza sonet rów nież zaczynał się od form u ły „Rzeźw ią się w iatry , dzienna w olnieje posucha”, w e w szystkich też czterech sonetach cytow anych w y stąp ił nieodm iennie księżyc w pełnym u ro k u kolorycie. Nie chodzi jed n ak o aż ta k drobiazgow e zbieżności — lubo dla sonetom anii częste, przecie nie w pełni ch arak terystyczn e. Chodzi natom iast o to, że — w raz z pojaw ieniem się określonych m otyw ów — z reg uły p ojaw ia się określona b arw a sty listy czn a języka, ju ż to delikatna, ju ż to patetyczna.

Zaw sze jed n ak — „poetyczna” , rygorystycznie „literack a” .

I tu rodzi się zjaw isko, k tó re m ożna b y nazw ać „k o notacją sty listy czn ą” . W prow adzony więc np. m otyw zm ierzchu pociąga za sobą zharm onizow aną w ew nętrznie, jed n o ro d ną w a rstw ę sty lu „poetycznie delikatnego” . M otyw ru in — rów nie zharm onizow aną w ew n ętrzn ie w arstw ę sty lu „poetycznie wzniosłego”, o silnym zab arw ien iu elegijnym . I w łaśnie ta zasada p o l a s t y l i s t y c z n e g o 27 — często u tw ierd zo na w ręcz pow tórzeniam i słów czy frazem ów — stanow i o skonw encjonalizow aniu poetyki sonetom anii.

3

Nie tylko sonetom anii zresztą. Jeśli Józef D unin B orkow ski — dla przyk ład u — pisze:

W gruzach zam ku L eona z n agła coś szeleszcze I sły ch a ć na p o w ietrzu [...] j ę k u ---

To so w a w y le c ia ła [...]. —

(P e lt e w a z rana)

27 Za p ole sty listy c z n e u w aża się tutaj zesp ó ł w y ra zó w o w sp ó ln ej b a r w ie sty listy czn ej zw ią za n y z ok reślon ym h isto ry czn ie tem a tem litera ck im lu b g a tu n ­ k iem literack im . Zob. T. S k u b a l a n k a , S ł o w n i c t w o p o e z j i m i ło s n e j J. S ł o w a c k i e g o na tle t r a d y c ji . T oruń 1966, s. 3, g łó w n ie s. 4— 5. T am też (s. 16 n.) ok reślon o o b ­ szern ie zja w isk o k onotacji.

(14)

„ S O N E T Y P E Ł T E W N E ” 57

— to dla ukazania, jak ą poetykę podejm uje tw órca tego sonetu, m ożna by cytow ać zarów no np. sonet Łapsińskiego o ru inach Czerska, zam ieszkałych przez sow y i puszczyki, ja k i tę oto, na j oczy w iście j niesonetow ą, strofę M ickiew icza:

Sucha w ogrodzie za szeleszczy grusza I p u szczyk z jęk iem w okno zatrzepioce...

(Do M***)

W istocie m ow a o bardzo szerokich — jeśli idzie o zespoły gatunków — tra k ta c h poezji rom antycznej, głów nie w czesnorom antycznej : liry k a ru in i grobów, liry k a opisowa... Jeśli cytow ano sonety — to z dwóch względów.

Po pierw sze, żeby znaleźć w ierniejszy, dokładniejszy uk ład odniesienia dla cyk lu Borkow skiego, k tó ry w szak je st cyklem sonetow ym . Po d rugie zaś, sonety stan o w ią tu m ate ria ł szczególnie w dzięczny i w yrazisty. Bo choć u ja w n ia ją się w nich te sam e cechy poetyki co i w innych, obszerniejszy­

m i rozm iaram i o p erujących g atu n kach poezji rom antycznej — sonety, ze w zględu n a sw oją krótkość, są jak b y k atalizatoram i jej rysów n a jisto tn ie j­

szych. K rótkość ro zm iaru zm usza bow iem do oszczędności, ta zaś pociąga za sobą w zm ożoną selekcję m otyw ów . Zostają te najb ardziej w yraziste — stąd też konw encja poetycka szczególnie m ocno w n ich się m an ifestu je.

Jeśli w w ierszach czy poem atach obszerniejszych konw encja ulega swoi­

stem u „rozw odnieniu” — w sonetach w y stępu je w łaśnie w „zagęszczeniu” . Ale t o ‘tylk o różnica stopnia u w y d atn ien ia konw encji, nie zaś różnica kon­

w encji sam ej.

N a w stępie cyklu Borkow ski w y razistym i stylistycznie form ułam i od razu przyw ołał dw ie najm odniejsze dla wczesnego ro m antyzm u w Polsce konw encje — jed n ą op artą na „u ro k u grozy”, d ru g ą na „u ro k u zachw ytu” : konw encję balladow ą i konw encję opisu pejzażu, przyjętego przede w szystkim w sonetach. Pierw szą, balladow ą, ew okow ał form ułam i:

Od [...] ch rap liw ego d źw ięk u

B iedną [...] zim n e p rzeszy w a ją dreszcze;

R u szyły [...] N im fy [...]. —

W gruzach zam ku L eona z nagła coś szeleszcze I sły ch a ć na p o w ietrzu ton [...] j ę k u ---

(P e l t e w a z rana)

Stylizacja n a „poetykę grozy” je s t tu niebyw ale m anifestacy jn a dzięki podchw yceniu rozprzestrzenionych przez w cześniejszy już rom ans grozy, a skupionych następn ie w bardzo szerokiej fali balladom anii niesam ow i­

ty ch efektów słuchow ych: „chrapliw e dźw ięki” , „nagły szelest”, „ton ję ­ k u ” ... Dość przytoczyć kilk a stro f z „upiorow ych” ballad M ickiewicza, by ujrzeć, jak m odne dla uzyskania efektów niesam ow itej grozy były takie zabiegi w balladzie:

(15)

B o skoro północ n a w lecze zasłon y, C erkiew się z trzask iem odm yka, W pustej zrąbnicy d zw on ią sam e dzw ony,

W chrustach coś huczy i ksyka.

[ 1

Raz, gdy się w p ółnoc z rodzicam i b aw ię, W zm aga się hałas, szum , św isty ,

(M ickiew icz, To lubię)

W arto pam iętać przy tym , że b y ła to b allada nap isana — w edle słów p o e ty 28 — „dla straszen ia”, fu n k cja więc ty ch akcesoriów akustycznych je st oczywista. Pojaw iające się — szczególnie w takim kontekście — „nim ­ f y ” rów nież u zy sk u ją tu w yraźne znaczenie: w szak dzięki rozsław ionej balladzie G oethego K ról olch oraz licznym naw iązaniom do niej w polskiej balladom anii (jak np. R usałki Ignacego K ułakow skiego, Ś w itezia n ka Mic­

kiewicza) związało się z nim i znaczenie groźby dla człowieka, groźby osta­

tecznej. U Borkow skiego sens ten dodatkow o jest w prow adzony form u łą

„zim ne przeszyw ają dreszcze” . N iebagatelną rolę w tej stylizacji ballado­

w ej pełni też przysłów ek „z n agła”, ch arak tery sty czn y — ja k ustalono 29 — dla n a rra c ji balladow ej : podkreśla on gw ałtow ność ukazyw anych zjaw isk oraz zaskoczenie. W sum ie — tak sp reparow ane przez Borkow skiego for­

m uły znakom icie w yw o łują atm osferę balladow ej grozy, ja k też stanow ią znakom itą aluzję do poetyki m odnej we w czesnym rom antyzm ie ballady, skonw encjonalizow anej za przyczyną fali balladom anii.

Sonet drugi z kolei, P eltew a wieczorem , przynosi stylizację na „poetykę zachw ytu”, d ru gą skonw encjonalizow aną — za przyczyną ty m razem so- netom anii — poetykę w czesnorom antyczną :

S łoń ce g ło w ę sch o w a ło za św ięteg o Jura, W p erły się rosy stroi [...] łąka,

[ ]

W onnych k ad zid eł w koło okrąża ją chm ura, Tu, o w d zie jak iś pielgrzym [...] się błąka, M elod yjn ie słu ch p ieści d źw ięk [...],

[ ]

P ięk n e scen y różnym i barw n e p rzedm iotam i,

[ ]

C zem uż w a s noc zazdrosna zasłon iła m głam i:

W as jak te b u jn e drzew a, jak te g ęste k rzew y, W as, których siła zm ysły po om acku m am i,

C hciałbym w id zieć odbite w zw iercied le P ełtew y . —

28 w poprzedzającym b allad ę w ierszu Do p r z y ja c ió ł poeta n ap isał: „M arylę [...]

tak ą s t r a t e ż y ł e m b a lla d ą ”.

29 Zob. I. O p a c k i , N a r r a to r i ś w i a t niezn an y. „R oczniki H u m an istyczn e” X V I (1968), z. 1. Tam też szerzej om ów ion o zagad n ien ie grozy w balladzie, g łó w n ie rom antycznej.

(16)

„ S O N E T Y P E Ł T E W N E ” 59

W arto zwrócić uw agę na w ielostronność „uroków św iata” zadem onstro­

w aną w tym sonecie: są tu w szak i efekty w zrokow e (słońce, p erły rosy

„ s t r ó j ą c e ” łąkę), i słuchow e („m elodyjnie słuch p i e ś ć i”), i dla po­

w onienia pokusa się znajdzie („w onnych kadzideł ch m u ra”). Są zjaw iska delikatno-salonow e (kadzidła, perły), są i zjaw iska „bujnego” uro k u p rzy ­ rody („bujne d rzew a” , „gęste k rzew y”) — a w szystko ukazane jako n ę- c ą с e („zm ysły po om acku m am i”). To cały m agazyn narzędzi zachw yce­

nia, atak u jący ch człow ieka od stro n y w ielu zm ysłów równocześnie!

Ale to też — m agazyn w rom antyzm ie s k o n w e n c j o n a l i z o w a - n y. U roki „przyrodniczych” pereł i w oni znam y już z sonetów M ickiew i­

cza, dla podkreślenia ich skonw encjonalizow ania w poezjach następców niech posłuży ta oto strofa z sonetu Słowackiego, w której i słońce, i mgła, i p erły poukładały się jak w porządnym m agazynie niezaw odnej fab ry k i sonetow ej :

L edw o sło ń ce na w sch o d zie od słon i sw e lica, L edw o spojrzy po cichej sam otnej d olinie, M gła się m ien i w łzy rosy i na k w ia ty sp łyn ie, C hyli się pod p erłam i róża krasnolica.

0Sonet I)

N aw et słońce — ja k u Borkowskiego — zostało zantro p om o rfizo w ane!

A dla „pielgrzym a zbłąkanego” — rodowód w krym skim cyklu oczy­

w isty 30.

Zam knięciem całości jest w erset ostatni. Całości, k tó ra — podkreślm y — ukazuje św iat przyrody w skonw encjonalizow anym dla rom antyzm u kształ­

cie „dzieła sztu k i”, stanow iącego dla człow ieka pokusę estetyczną. M uzyka, piękna w oń, piękny strój — to uroki swoiście „operow e” , uroki żyw iołu m uzycznego i żyw iołu plastycznego. Tak u jął św iat M ickiewicz w A r c y - m is tr z u : jako kreację A rtysty, zestrojoną z m alowideł, rzeźb, m uzyki i śpie­

w u chóralnego. T ak ukazał św iat Zaleski w Ś p iew ają cym jeziorze, k tó re urokam i m uzyki, koloru i w oni zwabiło b o h aterkę w otchłań. T ak też u k a ­ zał pokusę M ickiewicz w Św iteziance, gdzie sym bolizująca urok przy rody boginka tw orzy na oczach Strzelca w idow isko operow e — nęcąc go śpie­

w em i tańcem . I tę w łaśnie konw encję — szeroko rozprzestrzenioną w ro ­ m antycznej „poezji zach w y tu ” — przyw ołuje Borkowski.

P rzyw ołuje, zam ykając ją ch arak tery sty czn ym m otyw em odbicia w w o­

dzie, m otyw em cen traln y m dla rom antycznej w izji św iata „uroczego” 31.

30 „P ielgrzym ” w y stę p u je w całości cy k lu krym skiego, a le m ożna tu dopatrzyć się alu zji o adresie bardzo konkretnym : to „błędny p ielg rzy m ” z son etu A l u s z t a w nocy, u sytu ow an y w w ieczo rn y m , p ełn y m uroku krajobrazie.

31 O rom antycznej k o n cep cji św ia ta jako d zieła sztu k i p isze I. O p a c k i w s tu ­ dium „P ośm iertn a w g łęb i je z io r m a s k a ” (w zbiorze: S tu d i a o L eśm ianie . W arsza­

w a 1971), om aw iając ró w n ież zn aczen ie m o ty w u w od n ego od b icia dla rom antycznej estetyzu jącej w izji św iata. Tam też zgrom adzono obszern y m ateriał d ow od ow y, do którego w y p a d n ie tu odesłać.

(17)

O tw ierał nim sw oją Ś w ite ź Mickiewicz, pisząc: „G w iazdy n ad tobą i gwia­

zdy pod tobą / I dw a obaczysz księżyce”. M otyw ten rozprzestrzenił się szeroko w poezjach Słowackiego, Zaleskiego, K rasińskiego, Lenartow icza, Goszczyńskiego, w ielu innych... U zyskał też dw a ujęcia teoretyczne:

w słynnym dziele M ochnackiego, skom entow any m. in. jako m otyw „uro­

k u ” 32, oraz w estetyce Libelta:

D rugim , m a lo w n iczy m ży w io łem natury, nadającym barw ę i charakter oko­

licy, jest w od a [...], sto so w n y m ateriał do ła m a n ia i od b ijan ia się prom ieni św iatła, czym razem lu str i b arw ę rozpościera. [...] W jej lu strze ok olica się przegląda, p ięk n otom sw o im się d ziw ując. [...] N iew y m o w n ie p ięk n y jest gładki lu str spokojnego jeziora, w którym się b łęk it n ieb a i ok oliczn e sk ały i w zgórza odbijają. Taka tam spokojność i cisza, taka słodycz spojrzenia, że się tym od ­ zw iercied lo n y m obrazom dosyć napatrzeć n ie m ożesz, bo ci się zda, że je n a­

tura na jed n e w ie lk ie p łótn o p rzen iosła i spodem w o d y r o z s ta w iła 33.

Oto i sens m otyw u odbicia, sens „lu strzan ych pow tórzeń św ia ta ”, któ­

rych uro k estetyczny ro m anty cy um ieli docenić aż do granic nieznośnego skonw encjonalizow ania. Nie dziwi, że ową — „zauroczoną” — w izję św iata ew okując, Borkow ski zam knął ją ty m w łaśnie m otyw em : w nim prześw i­

ty w ała ona najw yraziściej. I w ypełniając nim ostatni w erset sonetu, B or­

kow ski niezw ykle mocno zaakcentow ał aspekt zachw ytu, z tą w izją — poetyką — spleciony. Podkreślał ów skonw encjonalizow any sens skonw en­

cjonalizow anej poetyki kilk ak rotn ie w trakcie n a rra c ji lirycznej : już to czasow nikiem „stroi się”, zw iązanym ze znaczeniem „zdobienie” (w do­

d atk u perłam i!), ju ż to w ydobyw ając „pieszczotę” dźwięku. Tu pada akcent jednak n ajsilniejszy — gdyż w erset o statn i funkcjon u je jako w y r a z p r a g n i e n i a , b y w szystkie uroki obserw ow anego św iata uzyskały swoje

„lustrzane odbicie” , to odbicie, które je w w idzeniu rom antycznym w łaś­

nie e s t e t y z o w a ł o , upiękniało : „ C h c i a ł b y m w idzieć odbite w z w i e r c i e d l e P e łte w y ” .

I gdyby n a ty m rzecz się kończyła — trzeba by uznać S o n e ty p eltew n e za swoiste „podsum ow ańie”, a także sw oistą — aluzyjną — „antologię”

dwóch najbardziej skonw encjonalizow anych p oetyk wczesnego rom antyz­

mu, dwóch „p oetyk poetyzujących” . Ju ż i to w yznaczałoby S oneto m pel- te w n y m pozycję dość w ażn ą w rozw oju poezji, gdy zważy się, że zaw arta w nich została duża „świadom ość literack a” . Świadom ość w idoczna w cel­

ności tra fie n ia — w całej m asie różnorodnych n u rtó w okresu — w poetyki w łaśnie najbardziej skonw encjonalizow ane; w idoczna i w tym , że obie te poetyki uzyskały konw encjonalizacje g a t u n k o w e : balladow ą i sone­

32 M. M o c h n a c k i , O lite r a tu rz e p o ls k ie j w w i e k u d z i e w i ę t n a s t y m . T. 1.

W arszaw a 1830, s. 7 n.

33 K. L i b e l t , E s te t y k a , c zy li u m n i c t w o pię kne. P ię k n o n a tu r y p la s ty c zn e . Cz. 2.

P oznań 1875, s. 207—208.

(18)

„ S O N E T Y F E Ł T E W N E ” 61

to w ą — co daje im poniekąd w spólny m ianow nik. Świadom ość w idoczna tak że w zręczności podchw ytyw ania najbardziej dla ty ch po etyk c h a ra k ­ tery sty c z n y c h m otyw ów , m otyw ów więc silnie te konw encje ew okujących:

to dowodzi nieb ag ateln ej orien tacji literackiej! Sonety te — poniekąd — w y g ląd ają na u tw o ry napisane przez b a d a c z a k o n w e n c j i dobrze w nich zorientow anego, n a p a s t i s z e w yszłe spod pióra h isto ry k a lite ­ r a tu r y posiadającego zarów no niezłą o rientację w m ateriale „poetyki h isto ­ ry cz n e j” ja k i niezłe um iejętności w ierszopiskie 34. Cóż: nie darm o Józef D unin B orkow ski nie tylko p raktycznie u p raw iał poezję, ale darzył ją rów nież reflek sją naukow ą.

Rzecz n a ty m się nie kończy — choć jej ciąg dalszy potw ierdza to, co ju ż tu napisano. Otóż S o n e ty peltew n e są w dużej m ierze w y k p i e n i e m przyw ołanej poetyki. To świadczy, że poetyka ta istotnie była dla ich a u to ra z o b i e k t y w i z o w a n a , a nie „w łasna i spontaniczna” . Że m iał do niej stosunek b a d a w c z y , bo k r y t y c z n y . Tak u jrzan e — S o n e ty pe lte w n e są nie tylko w ypow iedzią, sn u tą po części przy w yręczeniu się

„p o ety k ą poetyzm ów ro m antycznych” , ale także stanow ią w ypow iedź n a t e m a t tej poetyki, w ypow iedź — posłużm y się m odnym term in em — m e t a p o e t y c k ą .

N ajsilniej elem en t w ypow iedzi m etapoetyckiej w y stęp u je w dw óch u kazyw an ych przed chw ilą sonetach, o porannej i w ieczornej P ełtw i. P o ­ w iedzieliśm y już, że obie przyw ołane przez Borkowskiego skonw encjona­

lizow ane poetyki w czesnorom antyczne rozstrzygały się w kręg u p o e t y z ­ m ó w : poetyzm ów grozy, wzniosłości, zachw ytu... Borkow ski n ato m iast poczyna w ich obręb w prow adzać sk rajn e p r o z a i z m y , złoża języka — m ało pow iedzieć: potocznego; raczej : m a n i f e s t a c y j n i e potocznego,

„niepoetyckiego” . Łam ie ty m i zabiegam i poetyczność ew okow anych kon­

w encji. Czyni to jed n a k w sposób charakterystyczny.

34 S p ostrzeżen ie to n asu w a g łó w n ie obserw acja zja w isk X X -w ieczn y ch . To A. S a n- d a u e r zesp o lił d ziałaln ość krytyka litera ck ieg o z u m iejętn o ścią p o d ch w y cen ia m an iery poetyck iej b ad an ego p rzezeń tw órcy, pisząc (Filozofia L eśm iana. W : P oeci t r z e c h pokole ń. W arszaw a 1962, s. 8) : „Id ealn ym w yp ad k iem byłob y, gdyby k r y ­ ty k — po teoretyczn ym pozn an iu m etod y autora — do tego stop n ia op a n o w a ł ją prak tyczn ie, by p otrafił sposobem - czysto rozu m ow ym n aślad ow ać to, czego ta m ­ ten d okonał in sty n k to w n ie, podrobić jego sty l i m anierę. [...] O statecznym zatem p o tw ierd zen iem w y w o d ó w krytyk a b yłb y d okonany przezeń p a stisz”. Sandauer, is to t­

nie, w y k o n a ł to p rak tyczn ie (s. 23). Tutaj też m ieszczą się zn akom ite, czasem d e li­

k a tn ie parodiujące, p a stisze K. W yki, w y ro słe n ie w ą tp liw ie w oparciu o dokładną, n au k ow ą znajom ość „p o ety k ” szeregu tw ó rcó w (zob. K. W y k a , D u c h y p o e t ó w podsłuchane. K rak ów 1962). Z jaw isk a tak ie w y stęp o w a ły i w rom an tyzm ie jed n ak

— dość tu w sk azać na parodię p oetyk i Z aleskiego, d okonaną przez S ł o w a c k i e ­ g o w w ierszu P olska! Polsk a ! o! K r ó lo w a , oraz zb ieżn y z jej sen sem a rtyk u ł S ł o ­ w a c k i e g o O p o e z j a c h B oh d a n a Zalesk ieg o.

(19)

Otóż w sk u tek nieprzenikliw ości ow ych konw encji dla złóż języka po­

tocznego nie może się on w ich ram ach zasym ilować, pozostaje wobec nich ciągle „ciałem obcym ” . Dochodzi w efekcie do zgrzytu stylistycznego: dw ie sprzeczne poetyki nie dążą do w zajem nego uzgodnienia i zharm onizow ania, lecz przeciw nie — obiektyw izują się w zajem nie na p raw ach stylowej sprzeczności, „o d b ijają się” od siebie 35. Dochodzi do tego dzięki z a ł a ­ m a n i u k o n o t a c j i s t y l i s t y c z n e j .

W ystępuje np. form u ła: „M elodyjnie słuch pieści dźw ięk Poe­

ty czna stylisty k a — w dodatku utw ierdzona konw encją — zapow iada tu, k o no tu je dokończenie w ersetu w ram ach tego samego sty lu : podm iot owego dźw ięku też w inien m ieścić się w polu „poetyzm ów ” , pow inien być słow ikiem , świerszczem , cykadą, skow ronkiem w najgorszym w ypadku.

Tym czasem w m iejsce konotow anych rekw izytów poetycznych pojaw iają się rek w izy ty a n t y p o e t y c z n e : „M elodyjnie słuch pieści dźw ięk ż a- b y i b ą k a ”. Nie trzeb a zapom inać, że w M ickiewiczowskim P ielgrzym ie w analogicznym kontekście pojaw iły się „słow iki B a jd a ru ” i „S alhiry dzie­

w ice” ! W ty m sam ym kręgu w y stęp u je form u ła: „W p e rły rosy się stroi [...] łą k a ”. Znów zarów no „sty listy k a im m an en tn a” tego w e rsetu jak i skon­

w encjonalizow ana tra d y c ja k o n o tu ją tu u zupełnienie poetyczne: „łąka w kw iatach ” lub tp. Tym czasem — poeta ponow nie załam uje to k konota- c y jn y : „W p erły rosy się stroi p o k r z y w i a n a łą k a ” .

I tak w dw u pierw szych sonetach, z racji swojej pozycji w całości cyklu bardzo w ażnych, bo narzucających sposób czytelniczej percepcji, będzie nieustannie. P oetyczny „pielgrzym ”, k tó ry w poetycznym „tu — ów dzie” poetycznie „się b łąk a” — ukaże się nagle „ b e z с z а p к i”, gw ał­

to w nie w ty m kontekście się prozaizując. Podobnie „Szybka P ełtew w sw ym biegu” w ejdzie w k o n tak t z poetyczną „ n a tu rą ” w sposób zgoła niepoetyczny:

Szybka P e łte w w sw y m b iegu u sta w n ie się j ą k a Jakby ją ł a s k o t a ł a sw y w o ln a natura. —

(P e l t e w a w ie c z o r e m )

S trum ien ie w ody w tej w czesnorom antycznej poetyce zazwyczaj „szem­

ra ły ”, „huczały”, „szum iały” ... Zaś „chrapliw e dźw ięki” , „przeszyw ające zim nym dreszczem ” — na pew no przez kogoś innego b y ły w ydaw ane i ko­

goś innego „przeszyw ały” niż w w ersetach:

Od p i ó r k a n c e l a r z y s t ó w ch rap liw ego d źw ięk u , B iedną b i b u ł ę zim n e p rzeszy w a ją dreszcze;

35 Z nakom ity w y k ła d tych zagad n ień d ał J. M u k a r o v s k ÿ w artykule O j ę ­ z y k u p o e t y c k i m (w zbiorze: P ra sk a szkoła str u k tu r a ln a w latach 1926— 1948. W y b ó r m a t e r i a łó w . W arszaw a 1966).

Cytaty

Powiązane dokumenty

Nikt nie negował potrzeby połączenia obu miast, problemem była jednak przynależność terytorialna nowego miasta i otaczających go powiatów do woje-wództwa krakowskiego

cji pkt. Na to Związek nic mógł się zgodzić.. W niosek dom agał się. Mimo w szystko hum or nas nie opuszcza.. D yrektora pow ołuje i odw ołuje sam orząd

[r]

Poprzez precyzyjne i związane z fizycznymi zjawiskami towarzyszącymi rozwojowi pożaru, określenie wymagań i ocenę właściwości ogniowych wyrobów, a następnie

tem świat zmienił się tak, że metaświat skonceptualizowany przez Wallersteina nie jest już dziś wystarczającym punktem odniesienia. Joanna

Każda ze strategii kształcenia pociąga za sobą odpowiednią strategię dokonywania ewaluacji: • wkształceniu opartym nastrategii nizania koralikówewaluacja tokońcowy etapw

Przemiany jakie następują w sferze kulturowej niosą duże wyzwanie technologom żywności, nie wystarczy bowiem tylko zrozumieć i poznać preferencje żywieniowe grup

Czesław przed w stąpieniem do dom inikanów był kanonikiem k ap itu ły k ated raln ej krakow skiej (s.. W ydział teologiczny tegoż U niw ersytetu erygow ał