• Nie Znaleziono Wyników

Rumaki gniewu : współczesne lekcje krytyczne

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Rumaki gniewu : współczesne lekcje krytyczne"

Copied!
35
0
0

Pełen tekst

(1)

William K. Wimsatt

Rumaki gniewu : współczesne lekcje

krytyczne

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 59/2, 251-284

(2)

WILLIAM K. WIMSATT

RUM AKI GNIEW U

WSPÓŁCZESNE LEKCJE KRYTYCZNE 1

Nie jest łatw o prześledzić kroki, k tó re doprow adziły nas do danej sy tu a c ji w k ry ty c e litera c k ie j, ani też kroki, k tó ry m i k ry ty c y doszli w przeszłości do jak iejk o lw iek z ich w łasn y ch sy tu acji. W jakim kolw iek m om encie przeszłości obierzem y p u n k t w y jścia naszych rozw ażań, m u si­ m y p rzy ją ć b ardzo w iele zjaw isk za oczyw iste. Chcę rozpocząć m oje skrom ne opow iadanie, a raczej szybko przejść do sp raw istotn ych, m ó­ w iąc o ro m an ty zm ie niem ieckim , m n iej w ięcej w czasach Schillera, braci Schleglów i S chellinga. Istn ieją ca w te d y k ry ty k a lub teo ria poezji oraz rzeczyw istości ogólnej stała na n ajw yższym poziom ie in te le k tu ­ aln y m ow ych czasów, p rzypuszczalnie na n ajw yższym poziom ie, jaki k ied yk olw iek osiągnęła w h isto rii m y śli zachodniej k ry ty k a literack a. B yły to czasy re a k c ji (po raz pierw szy silnie podkreślonej przez K anta) przeciw sceptycyzm ow i an ality czn em u , czasy w izjonerskich p rzek ształ­ ceń, w k tó ry c h m yślenie stało się tw orzeniem , w n astęp stw ie czego filozofia stała się poezją, a w n ie k tó ry ch odm ianach poety ką czy este­ ty k ą. P o ety k a, h istoria, fo lk lo ry sty k a i religioznaw stw o porów naw cze ro zw inęły się jednocześnie; F rie d ric h Schlegel i S chelling pow tórnie o d kryli i zgłębili w agę i znaczenie m itu. Po surow ym , bezdusznym o k re­ sie w ieku osiem nastego, poezja w raz z m etafizy ką została znów zreh ab ili­ tow ana jako w ypow iedź płodna i żyw otna, jako w y raz zainteresow ań i uznan ia dla w artości tra n sc en d e n tn y ch .

[William K. W i m s a t t , jr (ur. 1907) — profesor literatury angielskiej w Yale U niversity; autor studiów: The Prose S tyle of Samuel Johnson (1941),

Philosophic W ords (1948), The Verbal Icon (1954), Literary Criticism. A Short

History (1957, z C. B r o o k s e m ) , The Hateful Contraries (1965).

Przekład w edług wyd.: W. K. W i m s a 1 1, Horses of W rath : Recent Critical

Lessons. W: Hateful Contraries. Studies in Literature and Criticism Ъy . . . (1965). U niversity of K entucky Press.]

(3)

P rzy p isan ie poezji znaczenia su m m y w yższej w iedzy oraz ran g i je ­ dynego a u to ry te tu m oralnego, relig ijn eg o i politycznego nie należało nigdy do łatw y ch zadań. T eoria ro m a n ty cz n a była, p rak ty c zn ie rzecz biorąc, teo rią w ysoce am b iw a len tn ą i o p odw ójnych roszczeniach: rościła sobie praw o zarów no do poety ck iej sw obody, jak i do p oety ckiej odpo­ w iedzialności. S tanow iła więc sp o w ity ch m u ram i p u n k t w y jścia pew nych całkow icie o dm iennych linii rozw ojow ych teo rii poezji, k tó re za pośre­ dnictw em w ieku d ziew iętnastego przeszły do n aszych czasów. Jed na z ow ych teorii, w yw odząca się z K an to w sk ich pojęć bezinteresow ności, fo rm alisty k i oraz p iękna, przechodząc przez w p ływ y fra n c u sk ie j estetyk i akadem ickiej, a następ n ie przez p o ety k ę w czesnego sym bolizm u i p a rn a - sizm u sta ła się — gdy p a trz y m y w stecz — hasłem sztu ki dla sztuki, fin- - de-siècle’ową pozłacaną celeb racją zasad y głoszącej autonom ię w ładzy poetyckiej. Filozofia B en ed etta Crocego tra k to w a n a z p u n k tu w idzenia e ste ty k i ogólnej i język o zn aw stw a je st zażarcie sy stem aty czn y m w y ra ­ zem tego poglądu к Nie tak bardzo odległym — jak się nam to zw ykło w ydaw ać — od k ieru n k u „sztu k a d la sz tu k i” , a w n iek tó ry ch fazach stanow iącym jego część, b y ł p rą d znacznie su b teln iejszy form aln ie i b a r­ dziej dla nas in te re su ją c y k tó ry zrodził się z pojęć „w y o braźni” oraz „sym bo lu” ro m an ty k ó w i sta ł się sym bolizm em . Nie w yw odzi się on chyba w pro st od filozofów niem ieckich, a raczej od C oleridge’a oraz E d­ g ara Poe (a przypuszczalnie i H einego), przechodzi do tw órczości B aude- la ire ’a, stąd zaś do czasów M allarm égo i W agnera. B yła to znacznie su b ­ teln iejsza „m uzyka id ei” niż ta, k tó rą głosiła neoklasyczna teoria m alow ania nam iętności, była to ja k b y now a rea k c ja sp iry tu alisty czn a przeciw filozofii n au k ścisłych.

W łaśnie jed n ak te teo rie (zarów no czystej sztuki, jak i sym bolizm u) sta ły w w y raźn ej opozycji do trzech głów nych teorii, k tóre rozw inęły przeciw staw ne ten d e n c je spuścizny ro m an ty czn ej, kład ąc nacisk nie na autonom iczny p rzy w ilej, lecz na m o raln ą i społeczną siłę d ziałania poezji oraz na odpow iedzialność za jej rozw ój. Istn ia ły tu trz y rodzaje dy d ak ty zm u . P ierw szy — n ajw cześn iejszy i n a jp e łn ie j ro m an ty czn y — m ożem y nazw ać rapso d y czn y m , p ro fety czn y m czy druidy czny m ; posłu­ giw ał się nim buńczucznie Shelley w Defence of P oetry i C arlyle w H e ­ roes and Hero-Worship. D rugim ro d zajem d y d ak ty zm u , n a jb ard ziej zbliżonym do zain tereso w ań literack ich , b ył h um anizm klasyczny, odzna­ czający się surow ością i w zniosłością, genetycznie zw iązany zarów no

1 Opinię tę wyraziłem po raz pierw szy w „Essays in Criticism” (1956, J a ­ nuary), w yw ołała ona sprzeciw J. C. M axw ella; zdanie M axw ella oraz moja odpowiedź, którą w ydaw ca uprzejm ie zam ieścił, znajdują się w egzemplarzu z lipca 1956 (s. 358— 361). Zob. rów nież mój rozdział o Crocem w L iterary Cri­

(4)

R U M A K I G N IE W U 253

z N iem cam i, jak F ra n c ją , k tó ry w pełn i w y raził w języku angielskim M a tth e w A rnold. T rzeci rodzaj, zaw dzięczający w iele dialek tyce H eglow ­ sk iej, ro zw ija ją c y się w o ln iej, lecz będący dy d ak ty zm em b ard ziej w spół­ czesnym , p rzejaw ił się w e fra n c u sk o -ro sy jsk im kom pleksie idei pod hasłam i: „p raw d ziw y ” , „ n a tu ra ln y ” , „społeczny” , „socjologiczny” . O sta t­ n i b y ł k ieru n k iem n a jb a rd z ie j d y d ak ty czn y m i n ajsiln iej o p a rty m na w ierze w ew o lu cy jn y c h a ra k te r sztuki. T ołstoj, n ajw ięk szy a rty s ta słow a, w y zn aw ał tę w łaśn ie teorię. W energ iczn y m w y p arciu się całej sw ojej tw órczości literack iej, k tó re m u dał w y raz w pism ach okresu starości, w idać, że T ołstojow ska św iadom ość społeczna i eg a lita rn a jest ściśle złączona z a u te n ty cz n y m i zain tereso w an iam i literackim i. T ołstoja głę­ boko obchodzi p roblem tego, co praw dziw e i znaczące w litera tu rz e , jak i problem tego, co zużyte, zblazow ane, h edonistyczne lub ty lko a ry sto ­ k ra ty c z n e (może lepiej — elitarn e); w y p ad a może zatem tra k to w a ć jego tw órczość w sposób, jakiego nie w ym aga tra k to w a n ie w ypow iedzi Zoli 0 pow ieści jako o ekspery m encie, k tó ry odbyw a się w lab o rato riu m spo- łeczno-naukow ym , ani w ypow iedzi k ry ty k ó w m arksistow skich na tem a t lite ra tu ry jako odbicia nowego porządku.

Chcąc jed n ak prow adzić dalej niniejsze m ałe opow iadanie, przybliżę te ra z m oje rozw ażania do n as sam ych, do języka angielskiego i do A m e­ ry k i o sta tn ic h lat czterd ziestu, a n a w e t do akadem ickiej n au k i o lite ra ­ tu rz e . (W k ry ty c e akadem ickiej dostrzega się n iek iedy m niej b ły sk o tli­ w ości niż w in n y ch ro d zajach k ry ty k i, lecz za to w ięcej rozw agi, sam ośw iadom ości, program ow ości, dosłow ności i pow tórzeń. K iedy jak aś k oncepcja k ry ty c z n a osiąga ran g ę akadem icką, sta je się zjaw iskiem p u ­ b licznym — u stalo n y m sk ład n ik iem historii.)

P o d d ając przeglądow i te n d e n c je k ry ty k i am ery k ań sk iej w p ierw ­ szych dziesięcioleciach naszego w ieku, m ożna dostrzec przede w szystkim błysk otliw e p rzeży tk i tra d y c ji głoszącej hasła sztu ki dla sztuk i — kosm o­ polityzm pisarzy p u b lik u jąc y c h na łam ach „ S m art S e t” i „A m erican M e rc u ry ” . W d łu g o trw ały ch w p ływ ach P. E. M ore’a i Irv ing a B abb itta w idać rów nież zbliżający się k res w spom nianego uprzednio h um anizm u, o b jaw iający się w w y b u ch ach , jak ie rozległy się za nim i przeciw niem u w antologiach w y d an y ch w lata ch trzy d ziesty ch. D ochodzi rów nież do głosu tra d y c ja socjo realisty czn a, w y stę p u ją c a pod nazw am i n a tu ra liz m u 1 odpow iedzialności pow ieściopisarzy lub pod b rzyd szym term in e m „roz- grzebyw an ia b ru d ó w ” 2, a także nadchodząca era uczciw ej A m eryki, k r a ju dym u i stali, wozów w ę d ru ją c y c h po p rerii i spalonego słońcem

2 [W oryg. m uck-raking; term in użyty pejoratywnie przez Teodora Roosevelta w obronie status quo w r. 1906, używ any następnie dla określenia działalności dziennikarzy i powieściopisarzy (z Uptonem Sinclairem na czele) dem askujących korupcję w życiu Am eryki (przypis tłum.).]

(5)

skalnego Zachodu. Pó źn iej w k ry ty c e m ark sisto w sk iej la t trz y d z ie sty c h objaw ił się n a jo strz e jsz y ak cen t d y d ak ty czn y , akcent t a k gw ałtow n y, iż stało się jasn e dla in te le k tu a listó w zw iązanych z o w y m k ieru n k iem , że te propozycje k ry ty c z n e nikogo nie zadowolą. M ięd zy n aro d o w e w y d a­ rzenia [...] (słusznie czy niesłusznie) o d eg rały w ty m p e w n ą rolę.

P rz y stę p u ją c do om ów ienia n iek tó ry ch propozycji k ry ty c z n y c h nie m ieszczących się w y ra ź n ie w p o stu latach sw obody czy d y d a k ty z m u , zauw ażę, iż w okresie m ięd zy w o jen ny m znajdziecie m n ó stw o psycho- logizm u w y raźn ie pochodzącego od F re u d a. Jeśli chodzi o powieść i poezję o bjaw i się on w dążeniu do m o tyw acji z a cz e rp n ię te j z podśw ia­ domości i w b iografiach literack ich przerobionych n a h isto rie choroby lub ciężkich dośw iadczeń psychicznych. Owo zan u rzan ie się w psycholo­ gii głębi i antropologii w poszukiw aniu m otyw ów tra g ic z n y c h i kom icz­ nych m a sw oje an teced en cje jeszcze przed F reu d em w N ietzsch eań sk iej ekstazie i spoczynku oraz w H eglow skim konflikcie s u b s ta n c ji etycznej. Poza ty m istn ieje spo k o jniejszy rodzaj afektyw izm u prop ag o w aneg o przez R ichardsa i jego kolegów w lata ch d w u dziestych — koncepcja rów now agi, piękna i harm o n ijn o ści, k tó ra poprzez s u b te ln y hedonizm S a n tay a n y sięga w stecz do afek ty w izm u zw iązanego z e ty k ą u ty lita - ry sty czn ą w ieku dziew iętnastego. W spom nijm y p rzy kład ow o, że dw a eseje J. S. M illa na te m a t poezji u k azu ją, jak owa sp uścizn a osiem na­ stow ieczna m ogła w ejść do późniejszych rozw ażań k ry ty c z n y c h ; sły ­ chać w nich ten sam pogłos, co w w ypow iedziach W o rd sw o rth a i Co- lerid g e’a.

Na ogół w szakże rzecz biorąc, d ziew iętnastow ieczna d y s k u sja lite ­ racka, przeciw nie niż w w ieku poprzednim , nie odznaczała się sy ste ­ m atyczn ym afektyw izm em . K iedy zaś owa ro m an ty czn a i estetyczna a rg u m e n ta c ja pojaw iła się w raz z R ichardsem w la ta c h 1920-tych, m iała tak w iele do pow iedzenia o początkow ym ty lk o sta d iu m im ­ pulsów i ich rów now adze, że zaczęła przypom inać o b iekty w izm i d y s­ tan s klasycyzm u. E stety k a R ich ardsa z jego w szystkim i p rz e s ta rz a ­ łym i rek w izy tam i an alizy w e rb a ln e j b yła narzędziem gotow ym i spo­ sobnym , a p rzy n a jm n ie j d ający m się przystosow ać do ro zw ażań nad poznaw czym i zadan iam i lite ra tu ry . D latego w łaśnie nazw isko R ichardsa stało się nazw iskiem szacow nym w szkołach oraz w śród a n a lity k ó w i g ram atyk ó w , w śród osób, k tó re uznały, że ich zadaniem nie je st ani podsycanie, ani tro sk liw e pielęgnow anie w zruszeń, lecz w y tłu m aczen ie źródła ow ych w zruszeń, ta k jak p rze jaw ia ją się one w język u poezji.

W szystko to oczyw iście łączyło się dość łatw o z ,,neoklasycyzm em ” . Nie n adm ien iłem dotąd (nie przez ro ztarg n ien ie, lecz ty lk o w celu w prow adzenia do m oich rozw ażań pew nego p u n k tu k u lm in ac y jn e g o i położenia nacisku na zjaw isko, o k tó re m i idzie), że ro z p a tru ją c różno­

(6)

R U M A K I G N IE W U 255

ra k ie te n d e n c je k ry ty c z n e tego już odległego okresu spostrzegam y w nim rów nież dw ie w y b itn e postacie — P o u n d a i Eliota. W zory dla swoich postaw czerp ią oni z filozofii T. E. H u lm e’a, z p recy zy jn y ch g ram a ty c z ­ nych stw ie rd z eń G o u rm o n ta i z całego n u r tu sym bolizm u francuskiego, z m uzycznie iro n ic zn e j poetyki. (W w y p a d k u P o un da dochodzi tu ró w ­ nież zjaw isko o k reśla n e m ian em „im agizm u” z przym ieszką czegoś, co przypu szczaln ie, lu b ty lk o z uroszczenia, zw iązane jest z chińskim pism em id eo g raficzn ym . S p raw a ta zresztą nie m a większego znaczenia.)

Bezosobowość, dobre rzem iosło, obiektyw izm , pew nego rod zaju su ­ rowość i jasn o ść, p ow iązanie w zruszen ia z przedm iotem w erbaln y m , przyjęcie za n o rm ę te n d e n c ji do ogarnięcia i pogodzenia w szystkiego, a stąd ścisła w spółzależność d ram a tu , ironii, dw uznaczności i m e ta ­ fizyki — lu b b lisk ich ek w iw alen tów ty ch czterech czynników — tak ie w łaśnie po g ląd y k sz ta łto w ały now y system , k tó ry torow ał sobie drogę, wchodząc do p r a k ty k i k ry ty c z n e j w lata ch 1935— 1940. A chociaż system ten nie zdołał p rzek o n ać tra d y c y jn y c h h istory k ów lite ra tu ry , że ten czy ów w iersz zn aczy ł to lub tam to , że był zn ak o m ity lub kiepski, nadejście tego ro d za ju te n d e n c ji k ry ty c z n y c h było zjaw iskiem p om yślnym i ozna­ czało now e, tech n iczn e i o b iek ty w n e zain tereso w an ie poezją.

2

K oncepcje k ry ty c z n e , podobnie jak i sam a poezja, nie stoją jed n ak długo w m iejscu . W ciągu o statn ich d w udziestu pięciu lat w k ry ty c e angielskiej i a m e ry k ań sk ie j zauw ażyć m ożna kilka k sz ta łtu jąc y c h się ten d en cji k ry ty c z n y ch .

W śród ow ych te n d e n c ji n a jb a rd zie j zaw odow ym i n a jb ard ziej uczonym b y ł — jak się w y d a je — ten k ieru n e k akadem icki, k tó ry sta ra ł się p recy zy jn ie i św iadom ie k o jarzy ć w iersz nie z au torem , jak to się działo w p o p rzed n ich dziesięcioleciach, lecz z odbiorcam i, dla k tó rych (co m ożna było w te n czy in n y sposób udowodnić) w iersz został n a p i­ sany. Jeśli cofniem y się w stecz do połow y w ieku osiem nastego i spoj­ rzy m y na p ierw szy i w y ra ź n y s ta rt w spółczesnej m etody historycznej, prze jaw ia ją cy się w tak ich dziełach jak Observations on the „Faerie Queene” of S p en ser T hom asa W artona, Letters on Chivalry and Ro­ mance b iskupa H u rd a , a n a w e t na przedm ow ę Johnsona do dzieł Szek­ spira, zobaczym y, że rodzący się u ty ch autorów historyzm , ich sy m ­ p atie dla tego, co gotyckie lub co elżbietańskie, oscylują n iejako m iędzy postu latem to le ra n c ji dla d aw n ych autorów , m im o b a rb a rz y ń stw a czasów, w jakich przyszło im pisać, a a rg u m e n ta c ją , k tó ra z u znaniem ocenia te w łaśnie czasy jako źródło in sp irac ji poetyckiej.

(7)

D ecydującą koncepcją w k ry ty c e ow ych czasów b y ła w szakże kon­ cepcja in d y w id u aln ego ,,g e n iu szu ” ; to znaczy, że k ry ty k a sta ła po stronie S zekspira m im o jego elżb ietań sk ich obciążeń. W w iek u dziew iętn asty m m ówiło się o nacjonalizm ie, folklorze i d eterm in izm ie k u ltu ra ln y m — w edle Historii literatury angielskiej T ain e’a o rasie, środo w isk u i danym m om encie. W A nglii zresztą istn ia ła ten d e n c ja do dość obcesow ego spy­ chania ty ch zain teresow ań na d ru g i plan, poza zain tereso w an ie autorem . Owszem, uznano je za w ażne, ale dlatego że po k azy w ały um ysłow ość au to ra, to, co spraw iło, że pisze w ten w łaśnie sposób. T ak silnie m ani­ festow ane przez S ain te-B eu v e’a głębokie zain tereso w an ie dzieciństw em autora, jego braćm i i sio stram i, jego rodzicam i i d ziad kam i je s t k ra ń ­ cowym , a przecież typ o w y m p rzy k ład em ta k ie j w łaśnie „sh and y sto w - sk ie j” głębi w b ad an iach k ry ty czn y ch . M imo im p o n u jącej k u ltu ry , w idocznej w History of English P oetry C ourtho pe’a, nie będzie om yłką stw ierdzenie, że angielskie i a m ery k ań sk ie b ad an ia literack ie (opierając się na dob ry ch w zorach k o n ty n en ta ln y c h ) nieom al do lat o sta tn ic h nad al ko n cen tro w ały się n a poszukiw aniu a u to ra — p ełn ej re la c ji o jego dziejach, zarów no w ew n ętrzn y ch , jak i zew nętrzn ych, oraz o jego śro­ dow isku. Być może, w y sta rc z y ty lk o ustaw ić lu stro pod nieco innym kątem , by środow isko zm ieniło się w odbiorców au to ra. J e s t zresztą rzeczą oczyw istą, że w tego ro d za ju b adan iach zw racano uw agę n a od­ biorców; gdy była m owa o odbiorcach, chodziło bezsprzecznie o jedną z nazw tego, co o k reślam jako zogniskow anie uw agi na zag adnieniach rzeczyw istości społecznej. Chcąc zatem w b ad an iach ak adem ickich p rze­ sunąć nacisk z jed n y ch m etod oceny w artości na inne (nacisk zarów no na w artość sam ej poezji, jak i na w arto ść b ad an ia h isto rii poezji), n a ­ leżało uczynić jeszcze jed en kro k. Zrobiono ten kro k bardzo n iedaw no — i może krok jeszcze niepew ny. Do bardzo n iedaw n a cel b ad ań a k a d e ­ m ickich polegał na m ożności oznajm ienia: „Tak więc udow adniam y, co a u to r próbow ał pow iedzieć” , ,,tak więc ud o w ad niam y jego uczoność i jego dokładność” , ,,tak więc u d o w ad n iam y jego szczerość” lub „udow adniam y jego głęboką w rażliw ość uczuciow ą” . Now y sposób, w yraźnie k sz ta łtu ją c y się w latach czterd ziesty ch i piędziesiątych, zdaw ał się osiągać te n cel przez oznajm ienie: U dow ad n iam y przeto, że w iersz auto ra b y ł sk ie­ ro w an y do w spółczesnych m u odbiorców lub do w łaściw ych odbiorców , lub do odbiorców , na k tó ry c h m u zależało” , „w iedział przeto, co czynił, był więc dobrym a u to re m ” . Tego ro d za ju sform ułow ania nie b y ły ty lk o nieobow iązującym i opiniam i p o jaw iający m i się. w rozm ow ach in te le k tu ­ alistów , ale stan o w iły zjaw isko w y raźn e i istotne. Liczne a rty k u ły w cza­ sopism ach oraz książki w ychodzące spod p ras u niw ersyteckich nosiły ty tu ły odw ołujące się do „Publiczności S zek spira” , do „galanta czasów R e sta u ra c ji” , do „Publiczności te a tra ln e j w czasach G arricka” , do w zrostu

(8)

R U M A K I G N IE W U

czy teln ictw a, do ilości osób, k tó re w spółcześnie n a b y ły History oj E n ­ gland M acaulaya lub M aud T ennysona. S ta ra n n e om ów ienie im p likacji te o re ty c z n y c h zw iązanych z ow ym k ieru n k iem ukazało się w książce F. W. B atesona English Poetry: A Critical Introduction (1950). G łów ną fu n k c ję poezji stanow i „w yrażen ie za pom ocą języka poczucia so lidar­ ności spo łeczn ej” . B ateson sądził p rzy ty m „na podstaw ie św iadectw a p o e z ji” , że „w każdym o k resie” istn iała w A nglii „tylk o jed n a g rup a społeczna, k tó ra fu n k cjo n o w ała n o rm a ln ie ” . Jeśli m y, czytelnicy w spół­ cześni, chcem y zrozum ieć d aw n y w iersz „pow inniśm y um ieć z id e n ty fi­ kow ać się, m ożliw ie n ajściślej, z czy teln ik am i w spółczesnym i poecie; ich w zorow a re a k c ja n a d a n y w iersz d e te rm in u je jego znaczenie” .

Nie w y d a je się, b y m usiało dojść do gw ałtow nego starcia m iędzy ty m i w łaśn ie poglądam i a szkołą ścisłej analizy. R ozm yślania p rzy n a jm n ie j jedn ego z an ality k ó w — W illiam a Em psona — m iały zawsze pew ną skłonność do ro zd ra b n ia n ia się w szczegółach, dociekając, co ta lub in n a osoba m ogła m yśleć w w iek u siedem n asty m , zaś k siążka Em psona pt. T h e S tru c tu r e of C o m p le x W ords (1951) w n iek tó ry ch rozdziałach, jak np. w tra k tu ją c y m o salonow ym w zorcu dow cipu w czasach P ope’a, w sk a z u je na bardzo su b te ln ą o rien tację społeczną. Z d rug iej stro n y m ożna b yło spotkać się z pew nego ro d za ju prostszą form ą k o n tek stu - alizm u społecznego, ze sw obodniejszym poglądem na poezję, jak np. poglądem w yłożonym przez m arksistow skiego k ry ty k a B e rry B urgum a w a rty k u le pt. The Cult of th e C o m p le x in Poetry, k tó ry ukazał się w zim ow ym num erze „Science an d Society” z 1951 roku. K oncepcja B u r­ gum a polega n a ty m , że w w ierszu nie ty le łączym y razem słow a czy przeciw staw iam y je sobie, lecz raczej poszczególne słow a lub bardzo m ałe g ru p y słów k o n fro n tu je m y ze specjalnym , a zarazem o tw a rty m k o n tek ste m ich genezy k u ltu ro w e j. Słowo ziem ia w tekście A ischy- losa stano w i sam o w sobie, a szczególnie dla G reków , w artość złożoną, zaś słow o Zeus stanow i in n ą i a n ty te ty c z n ą w artość. „N ajprostsza idea s ta je się ideą złożoną, gdy odniesiem y ją do dośw iadczenia ludzkiego” . O rie n ta c ja na odbiorcę d a je w ięc w rezu ltacie pew ien rodzaj oceniającej ato m isty k i. Nieco in n y p u n k t w idzenia w m etodzie h isto ry czn ej może z kolei w yw ołać pew nego ro d za ju d y fu zję ocen. Roy H arv ey Pierce, a u to r a rty k u łu Historicism Once More zam ieszczonego w „K enyon R e­ v iew ” (1958, jesień), dom aga się now ego i rad y k aln eg o relaty w izm u , a jednocześnie czegoś ta k niew innego, ja k po p ro stu w iększej k o n k re t­ ności lub eg zy sten cjaln ej p ełn i zrozum ienia dla różn orakich okresów przeszłości h isto ry czn ej — d la „autentycznego istn ien ia in n y ch lud zi” .

W w ierszu mam y zarys, budowę, form ę i coś się w nim dzieje (...) coś się w c i ą ż d zie je■{...). A poniew aż coś się wciąż dzieje, w iersz nieodłącznie przy­ nosi ze sobą życie kultury, wśród jakiej powstał. Jeśli przyjm iem y formę, 17 — P a m ię tn ik L ite rac k i 1968, z. 2

(9)

przyjm ujem y życie, jeśli przyjm ujem y życie — przyjm ujem y kulturę. Na tym polega rozum ienie historyczne i w iedza historyczna. D oszliśm y przeto do sedna krytyki h istoryczn ej3.

W yjaśnię k ró tk o znaczenie tego ro zd aju h isto ry zm u . D aw ni „now i k ry ty c y ” zostali teraz oskarżeni o nienaukow ość, p o niew aż w obawie przed h isto rią nie chcieli b rać pod uw agę faktów O kazało się rów nież, iż byli oni zb y t a b stra k c y jn ie n aukow i, poniew aż ich k a te g o rie nie okazy­

wały dość szacu n ku dla niep o d w ażaln ej k o nk retn o ści h isto rii, d la a u te n ­ ty cznej egzystencji. P ow iedziałbym , że pew nego ro d z a ju o dpow iednikiem dla R. H. P e a rc e ’a b y ła po d ru g iej stro n ie A tla n ty k u H elen G a rd n e r w sw oich dw u seriach w yk ład ó w (L ondyn 1953, D u rh a m 1956). C hciała w nich przypuszczalnie w y razić w im ien iu zw yczajnego c z y te ln ik a rodzaj p ro testu skierow anego do k ry ty k ó w . A pelow ała o żyw ą i życiow ą pełnię a u to ra lub dzieła, a ty m sam y m o poszerzenie naszej w ła sn ej w yob raźni, a także o coś, co n azw ała „ sty le m ” w lite ra tu rz e (a co, nieco dziw nie, uw ażała za coś zupełnie odm iennego od „fo rm y ”) 4. D om agała się tego w szystkiego, p rzeciw staw iając się n adm iaro w i zarów no sym bolizm u, ja k i an alizy w e w spółczesnej k ry ty c e literack iej.

Istn ie je w y raźn e pow inow actw o m iędzy tego ro d za ju h isto ry zm em a „now ym ru ch em a m a to rsk im ” , o k tó ry m w zm iankow ałem w p rz e d ­ m owie 5. H elen G a rd n e r p rzy łączy ła się do częstych sk arg h isto ry k ó w lite ra tu ry n a k ry ty k ó w w spółczesnych, tw ierdząc, że k iy ty k n ieśw iadom jest dosłow nego i pierw otnego znaczenia słów au to ra, bow iem n ied o ­ statecznie często odw ołuje się do słow nika Zobaczcie n a p rzy k ład , co pisze na ten te m a t R osam ond Tuve lu b niedaw no z m arły C. S. L ew is w S tu d ies of Words. W tego ty p u skarg ach h isto ry k w y s tę p u je jako surow y p u ry sta , k tó ry z p ełn y m przek o n aniem sta je w obronie bard zo subtelnego stopnia ab strak cjo n izm u , polegającego na dzieleniu słów na czworo oraz n a h erm e ty c z n ie szczelnym , jednoznacznym u sta la n iu z n a ­ czeń. Choć zatem drogi ty c h dw óch historyzm ów przebiegają dość blisko siebie, tru d n o jest pogodzić je ze sobą.

3

R zeczyw iste poczucie nieczystego sum ienia, jakie zrodziło się u n ie ­ k tó ry c h k ry ty k ó w w lata ch pięćdziesiątych w zw iązku z drobiazgow ą m etodą an ality czn ą, objaw iło się nie ty lk o w w y raźn y ch w ątp liw ościach

3 Zob. rów nież R. H. P e a r c e , The C on tinuity of American Poetry. P rin ce­ ton Г961 (Wstęp: T ow ard an „Inside N arrative” oraz Posłowie: The Idea of

P oetry and the Idea of Man).

4The Lim its of L ite ra ry Criticism. Oxford 1957, s. 57—59.

5 [Przedmowa do tomu Hateful Contraries, w którym opublikowane było niniejsze studium.]

(10)

R U M A K I G N IE W U 259

d o tyczący ch ścisłej an alizy czy dom aganiu się otw artego czy tan ia kon - te k stu a ln e g o , lecz częściowo rów nież w form ie p ro klam acji, k tó re m ów iły 0 konieczności w zięcia pod uw agę ogólnej s tru k tu ry elem en tu n a rra c ji 1 e le m en tu d ram a tu , ich m otyw ów , układów fa b u la rn y c h , akcji, t r a ­ gicznych ry tm ó w , ich głębszego, szerszego i b ard ziej pojem nego sym bo­ lizm u, ich istotniejszego znaczenia, k ró tk o m ów iąc — w szystkich ty ch części i asp ek tó w dzieła literackiego, k tó re m ogły być zbyt m asyw ne i zb y t w ażkie, aby je m ożna było sp enetrow ać p rzy pom ocy językow ych m etod k ry ty c z n y ch . S um ien ie to doczekało się podsum ow ania sw oich p o stu lató w i frap ującego pod p ew nym i w zględam i k om en tarza przed przeszło s tu laty, w przedm ow ie M atthew A rn o lda do zbioru jego w ierszy z ro k u 1853. A rnold ubolew ał tu nad b rak iem ak cji czy też fatalisty czn ie ograniczoną ak cją w Em pedoklesie i odw oływ ał się do w ielkich pow aż­ n ych a k c ji tra g e d ii greck iej; tw ierd ził, iż Szekspir d e le k tu ją c się zb y tn ią w irtu o z e rią reto ry cz n ą m iał zły w pływ n a poetów ro m an ty czny ch, przede w szy stk im n a K eatsa. K eats, podobnie ja k k r y ty k w spółczesny, k tó ry sta je p rzed try b u n a łe m chicagow skim , n azb y t in tereso w ał się słow am i i o b ra z a m i6. Te w łaśnie poglądy A rnolda stan o w iły część jego am bitnego, h u m an istyczn ego i m o ralizatorskiego p ro g ram u literackiego, k tó ry — jak ju ż m ów iłem — b y ł jed n y m z odgałęzień postrom antycznego d y d a k ­ tyzm u. Późn iej pojaw ił się in n y rodzaj bad ań k ry ty czn y ch , za jm u ją c y się prozą pow ieściow ą — nie prozą Zoli, lecz F la u b erta, Ja m e sa i F orda — k tó ra, ja k sądzę, nie b y ła zb y t odległa od ducha p o etyk i sym bolizm u. Nie w y d a je się, by H en ry Ja m e s obaw iał się, iż zostanie u w ik łan y w s ia t­ kę słów lu b że m a rn u je sw ój w ysiłek zajm u jąc się tk a n k ą obrazow ą czy pow ierzch nią zjaw isk. Je śli k obieta położyła ręk ę na stole i sp ojrzała na niego w szczególny sposób, było to dla Ja m esa czy dla jed n ej z jego postaci w ielkim w yd arzen iem , a w y darzenie to zazębiało się z każd ym in n y m w y d arzen iem w świecie. A rty sta próbow ał w yczarow ać owo zdarzenie lub udaw ał, że zak reśla w okół niego rodzaj m agicznego kręgu. U w spom n ian y ch w ielkich teo rety k ó w prozy pow ieściow ej nie n ap o tk am y oporów przed drobiazgow ym zatrzy m y w an iem się i pracą nad d etalam i obranego śro d k a ekspresji. S k ru p u ły te, jak w zm ianko­ w ałem , zn a jd ą się później, i to nie ty lk o na w yniosłych i um ocnionych pozycjach akadem ickich, zb u dow anych przypuszczalnie na w skazaniach neoarystotelesow skich, lecz rów nież w m etodach w y ru sz ają c y ch do b a r ­ dziej doniosłej w alk i pod sztan d aram i m itu i genezy obrzędow ej. Tu m etaforą sta je się akcja, i to w ielka akcja. Po raz pierw szy od czasów D ry den a i Le Bossu treść lite ra tu ry uw ażan a jest za dostatecznie w ażką

6 Zob. R. S. C r a n e i i n n i , Critics and Criticism Ancient and Modern. Chicago 1952.

(11)

i dostatecznie zw artą, ta k iż w y d aw ało b y się. że m oże b yć całkow icie p rzetłu m aczaln a z jednego języ ka n a in n y . R y tm idei tra g ic z n e j — po­ szukiw anie, spo tk anie i nam iętność, odkrycie lub w y ch o w an ie — oto jak p rze d staw ia ją się owe kluczow e zagadnienia. K siążką, k tó ra w y kład a tę teo rię w sposób pełen niezw ykle w n ik liw ej a rg u m e n ta c ji i stanow i zarazem dla owej teo rii bardzo rze teln ą p rzy n ętę, jest T h e Idea of a Theatre F ran cisa F ergussona. D ziałanie zw yczajnego człow ieka, ary sto - telesow skiego p ro tag o n isty , s ta je się tu działan iem zbiorow ości lub „m otyw em p sy ch iczn y m ”. O kazuje się, że w łaściw ym p ro ta g o n istą jest chór — ta k jak jest n im p rzypuszczalnie w n iek tó ry ch n ie a ry sto te le - sow skich d ram a ta c h w spółczesnych.

P rz ed sta w iliśm y tu zjaw isko, k tó re m usi zostać w y ró żn io n e w śród obecnych k ieru n k ó w k ry ty c z n y c h jako jeszcze je d n a i bez w ą tp ie n ia n ajw ażn iejsza p ostaw a badaw cza. O lbrzym i, m g listy sym bol, z pew ­ nością n a jb a rd zie j groźne zjaw isko w k ry ty c e litera c k ie j ostatniego dw udziestopięciolecia, sta ł się p o dstaw ą m etod k ry ty c z n y c h o p a rty c h na m icie i genezie obrzędu. Co p raw d a, to now e zain tere so w a n ie m ito- peiczne nie zawsze łączy się z n ieufnością do b adań reto ry cz n y c h . Raczej przeciw nie, e k sp resja i sym bolizm z n a tu ry rzeczy dość łatw o idą w parze z m item i obrzędem . W szystkie bow iem c ztery propozycje teo rety czne są teo riam i w yobraźni tw órczej, m ów ią o ostateczn y m w yrazie d u ch a ludzkiego jako bóstw a lub jako w spółuczestnika bóstw a. H erd er i S chelling i C assirer (w raz z S usann e L anger) łączą się z L év y - -B ru h lem i F razerem oraz in n y m i antropologam i klasyczn ym i z C am ­ b ridge (H arrisonem , M u rray em , Cornfordem ) w se k u la ry za c ji ducha, zgodnej z filozofią m itu lu b fo rm y sym bolicznej. K siążka The B u r n in g Fountain P h ilip a W h eelw rig h ta, jed y n a w ażna pozycja lat pięćd ziesią­ tych n a tem a t teo rii m itu , b y ła w sp an iały m zestaw ieniem zw iązków m iędzy se m a n ty k ą szczegółową a an tropologią obrzędow ą, in te r p re to ­ w aną przez w idzialną ciem ność psychologii głębi. S em antycy p o d k reśla ­ ją różnicę m iędzy naukow o ubogim „język iem szybkich o k re śle ń ” [,,steno-language”] a „języ k iem w ieloznaczności” [,,plurisignations”] — pozalogicznym „językiem g łęb i” , w spólnym dla poezji, m itu , relig ii i m etafizyki. A ntropologia z a jm u je się dziedzicznym i i „podśw iadom ie zakorzenionym i” sym bolam i — sym bolam i „p ro gu ” , oglądu św iata przez człow ieka p ry m ity w n eg o , śm ierci i pow tó rny ch n aro d zin boga w egetacji. (Dla zilu stro w an ia tego p raw ie niew idocznego zasięgu jej zain teresow ań przy to czm y Kazanie o ogniu B uddy, Oresteję A ischylosa i Four Quartets Eliota.) Dla czyteln ik a, k tó ry odczuwał now ą tę sk n o ­ tę za solidną p o ety k ą s tru k tu ra ln ą , p raca W heelw righta może łatw o w ydać się żałosną i p o w tó rn ą celeb racją obrazow ych i te m a ty c z ­ nych „ p ara-u k ład ó w fa b u la rn y c h ” . P rzez położenie nacisku na szczególną

(12)

R U M A K I G N IE W U 261

se m a n ty k ę poezji i m itu p raca ta w y d a ła się jed n e m u z recen zentów (M eyerow i A bram sow i w „K enyon R eview ”) p ew n y m ustęp stw em na rzecz logiki p o zy ty w isty czn ej, u zn aw ała bow iem p o stu la t te j logiki, że d y s k u sja o poezji w in n a m ieć c h a ra k te r an a lity c z n y i lingw istyczny.

Z arów no w szakże m it, ja k i obrzęd (o czym , ja k już w spom niałem , m ożem y przeczytać w książce Fergussona) są schem atam i akcji, i to sze­ roko p o jęte j akcji. D zięki tem u w łaśnie m ożna je dość ściśle zw iązać z p o e ty k ą an ty języ k o w ą. W teo rii m itu i obrzędu pod kreślo ne są rozległe i pu bliczne a sp ek ty poezji, to co może n adać jej godność relig ijn ą i spo­ łeczną oraz praw o do d y d ak ty zm u . U w aża się, że u zasadn ien ia now ej filozofii m itu szukać n ależy w p ierw o tn e j raso w ej nieśw iadom ości, w Ju n g o w sk ich „ a rc h e ty p a c h ” lub w „obrazach p ierw o tn y c h ” .

W ten sposób, u n ik ają c ryzykow nego odw oły w ania się do ob iek ty w ­ ności, teo ria ta pogrąża się w obszernym zb iorn iku rasow ej i prelo- gicznej nieśw iadom ości, szu k ając w niej oparcia dla tego, co in te rsu b ie k - ty w n e , a p rz y n a jm n ie j k o lek ty w n e. D ochodzi do fazy, w k tó re j p rzem ien ia się w proroczą, całkow icie ap o k alipty czną w izję. (Cała lite r a tu r a jest przem ieszczoną lub p o śred n ią m itologią i w szystkie dzieła litera c k ie są częściam i lub m o m en tam i jed n ej to ta ln e j w izji apok alip­ ty cz n e j. T w orzyw em lite r a tu r y jest in n a lite ra tu ra . Je d y n y m w ielkim dziełem litera c k im lub w izją litera c k ą jest całość k reow anej rzeczy­ w istości z ty m , co boskie i co ludzkie w człow ieku). P og lądy tego rod zaju zilustro w ać m ogą w raz z G rek am i i H in d u sam i (od k tó ry ch rów nież F rie d ric h Schlegel czerpał ongiś natch nien ie) M ilton, B lake, M elville, Y eats (ze sw ą w łasn ą teo re ty c z n ą w izją p ierw o tn y c h i a n ty te ty c z n y c h k u ltu r), Eliot, Joyce, a może i F a u lk n er. P o ra ju ż zw rócić uw agę na elem en ty , k tó re zarów no teo ria m itu, ja k i solidna p o etyk a stru k tu ra ln a dzielą ze w spółczesnym i akad em ick im i zain tereso w an iam i odbiorcą po­ ezji. Te trz y now e k ieru n k i łączą się ze sobą p rzez sw ój u k ład po linii poziom ej, czyli w spólnej dla w szystkich (w przeciw ień stw ie do piono­ wego, ary sto k raty czn eg o u k ład u w form alizm ie Eliota). W szystkie trz y w pew nym stop n iu odznaczają się o rie n tac ją d y d a k ty c z n ą i m o ralizującą, k tó rą przygotow ała sp o łeczno-realistyczna tra d y c ja dziew iętnastow ieczna. Chociaż socjologia w yw odzi się z w ieku d ziew iętnastego, ro zw ijający się w ow ym w iek u w A nglii i F ra n c ji hum an izm i teo rie literack ie p rze­ n ik n ię te są przew ażnie ideam i n atch n ien ia, in d y w id u alizm u i b o h a te r­ stw a. To nasz w iek, jak w szy stk im w iadom o, jest w iekiem zw yczajnego człow ieka, urzeczy w istn ien iem B u n tu Mas. W ym ienione przeze m nie k ie ru n k i litera c k ie w idzą człow ieka — zarów no zw yczajnego, jak i e lita r­ nego — w dużym zw ielo k ro tn ien iu , m yślącego i reagującego w ram ach klas społecznych. Jednocześnie ro m an ty czn o -liry czn e ten d e n c je k ry ty k i literack iej u stą p iły przed now ym , siln y m i u fn y m zainteresow aniem

(13)

najw iększym i i n a jła tw ie j u leg ający m i zm itologizow aniu form am i lite ­ rackim i — eposem , d ram a te m i powieścią.

N iektóre z poglądów arc y m ito p e isty naszych czasów z ary so w ały się, a w łaściw ie zostały w yłożone w pop rzed n im frag m encie m oich rozw ażań. N o rth ro p F ry e w o sta tn im rozdziale książki Fearful S y m m e t r y (1949) zw iastow ał n ad ejście in sp irac ji B lak e’a — apo k alip ty czn y ch k o n stru k c ji m yślow ych. P ro p o zy cja ta sk ry stalizo w ała się w czterech esejach F ry e ’a za ty tu ło w an y ch A n a t o m y of C riticism (1957). W cześniejsze szkice i póź­ niejsze ich zastosow ania zeb rał w spom niany a u to r w Fables of I d e n tity (1963). T h e A n a to m y , a szczególnie jej „W stęp polem iczny ” p isan y jest z p u n k tu w idzenia niezw y k le w yo strzon ej św iadom ości, jeśli chodzi o h isto rię k ry ty k i oraz o zagadnienia, k tó re w łaśn ie om ów iłem . F ry e sta ra się om inąć głów ny p roblem b a d a ń k ry ty c z n y ch — pro blem w a rto ś­ ciow ania lite ra tu ry — przez opow iedzenie się za śm iałą se p aracją, to znaczy po p ro stu za oddzieleniem a k tu „ k ry ty k o w a n ia ” [,.criticizing” ] lite ra tu ry od a k tu jej oceny.

P rzy pom ina to nieco aluzje, jak ie w y m y k a ły się zarów no Eliotow i, jak i R ichardsow i w ich sfo rm u ław n iach z lat dw udziestych , co je d n a k w książce F ry e ’a pojaw iło się ze znacznie w iększą śm iałością i naciskiem . P o w strzy m u ję się tu od pow iedzenia „z sy stem aty czn y m n acisk iem ” , po­ niew aż — chociaż cała książk a jest godnym podziw u pom ysłem — sądzę, że k o n fro n ta c ja m iędzy koncep cją w arto ści a ko ncepcją k ry ty k i n ig d y w łaściw ie nie została w n iej d o k ład n ie przeprow adzona. Nie ty lk o d la ­ tego, że aż cztery eseje są w łaściw ie pokaźnie obciążone im p lik acjam i oceniającym i, lecz rów nież dlatego, że „W stęp polem iczny” , w k tó ry m przeprow adzono głów ne w y w o d y n a te m a t w artościow ania, odznacza się licznym i i zręcznie zam asko w any m i sprzecznościam i tyczącym i tego w łaśnie zagadnienia.

J e st to w stęp, k tó ry w jed n y m m iejscu m ów i o „najw iększych k lasy k a c h ” oraz o „n ajg łęb szy ch a rcy d ziełach ” (tych, k tóre n ajlep iej po­ k azu ją p ierw o tn e fo rm u ły m ityczne), odróżniając je od „dzieł p rze c ię t­ n y c h ” , ale k tó ry w in n y m m iejscu m ówi, że k ry ty k a historyczna pow inna rozw ijać się w k ie ru n k u „ to ta ln e j i niew y ró żn iającej a k cep tacji” oraz że „ k ry ty k a nie pow in n a w ystępow ać przeciw pew ny m zjaw iskom (...) k ie ru ją c się ety k ą, lecz p rze jaw ia ć s ta łą ten d e n c ję zbliżania się do n ie ­ w y ró żn iającej u n iw ersaln o ści” . F ry e p rzy zn aje, że z pewnością chcem y mieć naszą w łasn ą ocenę poezji, że m usim y ją m ieć i że to już coś znaczy. J e st to jed n ak ocena całkow icie su b iek ty w n a, stanow iąca po p ro stu część h isto rii g ustu, i coś, co b y m ożna nazw ać „ k ry ty k ą publiczną” — głosili ją L am b, H azlitt, A rn o ld i S ainte-B euve. Tym , czegośmy jeszcze nigdy nie m ieli, a czego n am trzeb a, jest k ry ty k a naukow a, o b iek tyw n y sy stem k o n cep tu aln y , k tó ry (przy pom ocy ściśle w ystery lizow an ych ś ro d ­

(14)

R U M A K I G N IE W U 263

ków literack ich ) „u stali jak iś a u to ry te t” — dla k ry ty k a publicznego i dla człow ieka g ustu. Ale ów sy stem nie będzie się zgoła troszczył o to, co do­ b re i złe w lite ra tu rz e i — co n ajd ziw n iejsze — nie w olno m u się nigdy dać w ciągnąć w d eb atę n ad a k tu a ln y m „dośw iadczeniem ” literackim .

P odob n ie jak bóbr, k tó ry — zgodnie z tra d y c ją zaczerpn iętą z bes- tia riu sz y , bez w ątp ie n ia pochodzenia arch etypicznego — w chw ili pościgu zw y k ł b y ł odgryzać sobie n iek tó re części ciała i rzucać je ścigającym , ta o dm iana teorii p o d e jm u je ra d y k a ln y gest, b y oczyścić się od zazw yczaj k ło p o tliw y ch d odatków w arto ściu jący ch . P rz y końcu swego „W stępu polem icznego” a u to r stoi p rzed nam i w n iepokalanie biały ch szatach, g um ow ych ręk aw icach c h iru rg a — jako n am iętn ie n e u tra ln y anatom .

J a k już w zm iankow ałem , k siążka F ry e ’a z n a jd u je się n a szczycie w spółczesnej k ry ty k i m itopeicznej. O siąga pew ien rod zaj m aksym alnego h ip erary sto teliczn eg o k o n cep tu alizm u , m nogość drobiazgow ych pod­ działów , zaciekłego szu fladkow ania, gorliw ej pro liferacji, k ilk a k ro t­ nego z ap ład n ian ia i m nożenia arch ety p iczn y ch zjaw , bohaterów , m itów , m odalności i cyklów . W artości, za k tó ry m i opow iada się F ry e, są co do je d n e j „w ielk im i” w arto ściam i arch ety p iczn y ch w zorów dośw iadczenia ludzkiego. W ty m znaczeniu k siążka re p re z e n tu je to w szystko, przeciw czem u w ystęp ow ali d y leta n cc y recenzenci, program ow i a n ty k ry ty c y lat p ię ć d z ie sią ty c h 7. Z d ru g iej stro n y książka jest w pew ny m sensie rea liz a c ją tego w szystkiego, o czym m ógłby m arzyć d y leta n t. Bo w edle sfo rm u ło w an ia jednego z recen zentó w — znow u M eyera A bram sa w „U n iv ersity of Toronto Q u a rte rly ” — kateg orie F ry e ’a nie są w łaści­ w ie k ateg o riam i nau k o w y m i, lecz p rzy należą raczej do m etafizyk i im agi- n a ty w n e j, do „m onistycznego p rzy m u su duch a ludzkiego” . W idzenie ty c h k ateg o rii podobne jest raczej do w idzenia w całym św iecie „qu in- cu n x ô w ” S ir T hom asa B ro w n e’a 8 niż do znalezienia na polu cztero listn ej koniczyny. „Czy n aw et człow iek w tajem n iczon y — p y ta A bram s — m ógł b y ł przew idzieć przed p u b lik acją k siążk i” , że F ry e o d k ry je „p rze­ m ieszczony” k sz ta łt m itu o „zab ijan iu sm oka w epizodzie jaskini w Przygodach T o m k a S aw yera? ”

4

W arto tu w spom nieć o jeszcze jed n e j w ażnej spraw ie zw iązanej z ty m etapem k ry ty k i m itopeicznej, a m ianow icie o jej pew n ym

odstęp-7 [Mowa o tendencjach w krytyce (m.in. L. F i e d l e r , T oward an A m ateur

Criticism. „Kenyon R eview ” 1950) w ystępujących pod hasłem „namiętnego zaan­

gażow ania w niezaangażownaniu” (przypis red.).]

8 [Aluzja do dzieła Garden of Cyrus (1658), udowadniającego wszechobecność kształtu quincunxa (układ pięciu przedm iotów — cztery w kątach i jeden w środ­ ku czworoboku) w św iecie (przypis red.).]

(15)

stw ic od w łasnej genezy. K ry ty k a ta — w w e rsji a m e ry k ań sk ie j — pozo­ sta je pod siln y m w p ły w em tra d y c ji ap ok alip ty czn y ch w poezji angiel­ skiej, szczególnie w u tw o rach M iltona i B lak e’a. D ostrzec to można przede w szystkim u F r y e ’a, k tó ry zy sk ał po raz p ierw szy znaczną popu­ larność dzięki książce o B lak e’u jako proro k u . T y tu ł k siążki — Fearful S y m m e t r y — brzm i, gdy spoglądam y n a niego re tro sp e k ty w n ie , ta k jak gdyby przeznaczono go dla późniejszej książki F ry e ’a — The A n a to m y . W A n a to m y sp o ty k m ay się z m nożeniem bytów , z u k ład a m i i poziom am i znaczeń, k tó re w p e w n y m sensie tw orzą dość tra fn ą p a ra lelę z zasięgiem proroczej w izji w szech św iata u B lak e’a. A przecież propozycje F ry e ’a w sk azu ją rów nież n a w y raźn e przeciw staw ienie się p ły n n em u , m g liste­ m u i nieokreślo n em u w szechśw iatow i B lak e’a. To, co jed en z k ry ty k ó w nazw ał in h e re n tn ą czy też „w ew n ętrzn ą m glistością” k ry ty k i zajm u jącej się m ita m i9, u stę p u je w system ie F ry e ’a skom plikow anym pow ikłaniom , krzyżow aniom k atego rii podobnym do różnokolorow ych linii k reślonych na m apie sztabow ej, co m ożna b y nazw ać w e w n ętrzn y m „zag m atw a­ niem ” „n o w ej” k ry ty k i m itograficznej.

E nergią, k tó ra u trz y m u je kateg o rie B lak e’a w stan ie płynności, jest oczywiście ogień p rzeciw ieństw . M a łże ń stw u Niebios i Piekieł nie grozi u k o n sty tu o w an ie się w jak ik o lw iek sta ły i rozpo znaw aln y obraz. J a k już w spom niałem , F ry e czuje się w piecu h u tn ic z y m B lake’a dość w y g o d ­ nie; zna go w yśm ienicie. Może pow iedziałby naw et, że po p ro stu trzeb a uznać go za zjaw isko oczyw iste, i k to w ie, czy nie m a racji. Pokolenie obecnych k ry ty k ó w — szczególnie a m ery k ań sk ich — m łodszych w y zn aw ­ ców ew angelii B lak e’a i Y eatsa, nieskłonne jest nie dostrzegać pięk n ych barw pożogi, ognistego i perm an en tn eg o b u n tu , k tó ry może pow staw ać z rozm yślań nad ew angelią przeciw ieństw .

Idea h arm o n ii m i m o k o n flik tu lub po p ro stu zw yczajne pogodzenie isto tn y ch czy pow ierzchow nych k o n flik tó w stan ow i głów ną ideę u G re ­ ków, Rzym ian;-w średniow ieczu i R enesansie. Idea harm o nii lub p rz y n a j­ m niej jak ie jś u p rag n io n ej pełni czy norm alności, czy też w yb aw ienia ty lko d z i ę k i p ew n ej w alce p rzeciw ień stw albo p r z e z tę w alkę, nie w y d aje różnić się — p rz y n a jm n ie j n a pierw szy rz u t oka — od ow ych d aw n ych koncepcji, lecz różnica m iędzy ty m i ideam i jest w istocie głęboka; za p rzy k ła d może posłużyć różnica m iędzy Szatanem a P ro m e ­ teuszem . K o n flik t tw ó rczy stanow i jąd ro poetyki ro m anty cznej, a szcze­ gólnie p oety ki B lak e’a. Może stano w i to w y starczające jądro dla poety ki. Jednocześnie d o k try n a ta zaw iera w sobie szczególniejszą i ogrom ną niejasność, jak a zachodzi m iędzy p oetyką i poezją a rzeczyw istością życiową. S am B lake stan ow i zn ak o m ity p rzy k ła d zam ieszania, jakie p a ­

9 H. H. W a g g o n e r , The Current R e volt Against the N ew Criticism.

(16)

R U M A K I G N IE W U 265

n u je obecnie w śród n aszych k ry ty k ó w . N ajbłysk otliw sza i n a jb a rd zie j ta je m n ic z a w skazów ka d o k try n a ln a B lak e’a za w a rta jest w M ałżeństw ie Niebios i P i e k i e ł 10:

Tygrysy gniew u są m ądrzejsze niż rumaki pouczenia.

B yć może tak jest isto tn ie — p rzy n a jm n ie j od czasu do czasu. Ale czym żyw i się gniew tygrysów ? Na pew n y m etapie M ałżeństw o Niebios i P iekieł opiew a b u n to w niczą energię — jej absolutne w łasne praw o, czyniąc z b u n tu tw órczą i w y sta rc z a ją c ą podstaw ę, na k tó re j opiera się rzeczyw istość i działanie ludzkie. Później jed n ak , przechodząc n ieu ch ro n ­ nie w fazę dopełniającą, filozofia B lake’a okazuje się, ja k każda filozofia b u n tu , ty lk o pierw szym k ro k ie m zm ierzający m do u sunięcia ortodoksji.

W szystko, co stw orzone (...), okaże się nieskończone i św ięte (...). A stanie się tak, gdy dojdziemy do w ydoskonalenia rozkoszy zmysłowej.

P e w n a niejasność filozofii B lak e’a, dotycząca różnicy m iędzy jego w łasn y m u m ysłem a całym w szechśw iatem , różnicy m iędzy zrozum ie­ niem , co to jest ogień w alki, i w y trw a n ie m w jego obliczu a życiem dla tej w alk i i rad ow an iem się ty lk o nią — może w dużym stopniu tłu m a ­ czyć słabość n iek tó ry ch u tw orów B lak e’a. Biorąc tu pod uw agę n a j­ k ró tszy i dostępn y przy k ład , tw ierdzę, że liry k i Th e Ecchoing Green i L o n d o n są dobrym i w ierszam i, a są dobre dlatego, że ograniczają się do rzeczyw istego św iata — scenerii w iejskiej i scenerii lo n dyń ­

skiej. Idee p arad o k su i rozdźw ięku, jakie w zbu dzają owe w iersze, nie są w ym uszone i specjaln ie dobrane, lecz są pokazane i subteln ie oddane w sam ej m ate rii poetyckiej. Z d ru g iej stro n y u trz y m u ję , że np. w iersz M y P r e tty Bose Tree je st w ierszem słabym i błahym , dlatego że m ito g raf przeciw ień stw stra c ił całkow icie k o n tak t z rzeczyw istością i w szedł w sferę u ro jeń . M ożem y co p raw d a d opatrzyć się pew nych cech rzeczyw istości u k ry ty c h pod tą ogrodow ą b a jk ą , lecz są to ry sy kom edii obyczajow ej, k tó re zawsze źle znoszą u roczyste i a rb itra ln e upiększenia.

W ypow iedź C oleridge’a o pogodzeniu sprzeczności, k tó rą cytow ała w ro k u 1918 Alice S n y d er w m onografii n a ten tem at, a później p rz y ta ­ czał Eliot i R ich ard s i k tó rą p o w tarzali ostatn io nieom al w szyscy inni k ry ty c y , jest przyp u szczaln ie zbyt dobrze znana, by trzeb a było o niej tu jeszcze w zm iankow ać. N ato m iast in n y m ro m a n ty k ie m angielskim , którego bardzo pochłaniało „n ien aw istn e siedlisko p rzeciw ieństw ” , był K eats n .

10 Zob. H. В 1 u m, Dialectic in „The Marriage of Heaven and Hell”. PMLA LX XIII (1958), Decem ber, s. 501—504. — H. A d a m s , Blake and Yeats: The

Contrary Vision. Ithaca 1955.

11 Cyt. za: B. S I о t e , K e a ts and the Dramatic Principle. Lincoln 1958 (rozdz. 3: Siege of Contraries, rozdz. 9: „Lamia”: A Quarrel in the Streets).

(17)

Chociaż sprzeczka uliczna jest rzeczą wstrętną, siły, które się w niej przejawiają, są przednie; najzw yklejszy człowiek okazuje w sw ojej kłótn i pe­ w ien w dzięk (...). W tym w łaśn ie leży istota poezji.

S form ułow ano to może za łatw o, zbyt prosto. Może nieco za mało uw agi pośw ięcono przeciw nikow i. Może K eats żył za kró tko , b y osiągnąć m aksim um teo rety czn ej rea liz a c ji tego, co zostało ta k su b te ln ie pochw y­ cone w osnowę jego w ielkich ód lub co m ożem y odczytać jako surow e dośw iadczenie życiowe, jako m ękę w y b oru w ta k w ielu jego listach.

P rzypuszczaln ie żaden z angielskich poetów ro m an ty czn y ch , prócz ich najw iększego proroczego spad k o b iercy W. B. Y eatsa, nie w iedział aż do końca i ta k dogłębnie ja k n ik t p rzed tem , o co szła cała staw k a — bo szło nie o łatw e rozw ażania n ad postacią św iadka w bójce uliczn ej i nie o rów nie łatw e oddanie czci O rcowi, w iecznem u duchow i [b u n tu u B la- k e ’a]. Y eats znał dośw iadczenia p ły n ące z d łu g o trw ałej fru s tra c ji, znał poezję, k tó ra m ogła pow stać z owego dośw iadczenia i znał szczęśliwość Salom ona oraz królow ej Saby; znał niebezpieczeństw a, jak ie m ogły z te ­ go w y n ik n ąć dla człow ieka będącego jednocześnie poetą. P rzyp uszczaln ie n ik t nie p o d trzy m y w ał, nie przed łu żał, nie ro z ją trz a ł z tak im pow odze­ niem poczucia niepew ności i niezaangażow ania, ironicznego niepokoju jak Y eats, i to przez w szy stk ie o kresy sw ojej długiej k a rie ry . S tą d w ła­ śnie zrodziła się zasadnicza w ypow iedź starzejąceg o się poety.

D u s z a : Spójrz na ten ogień, w nim kroczy zbawienie.

S e r c e : O czym że pisał Homer, jak nie o grzechu pierworodnym? Homer i jego serce poganina są dla m nie wzorem.

Muszę schronić się tam, skąd w szystko bierze swój początek. W plugawym , pełnym strzępów i kości zakątku mego serca.

[ T h e S o u i : Look on that fire, salvation w a lk s within. T h e H e a r t : W h at th em e had Homer but original sin? Homer is m y exam ple and his unchristened heart.

I m u st lie dow n w h ere all the ladders start, In the foul ra g-and-bone shop of the heart.]

Sądzę, że w łaśnie o Y eatsie m ożna powiedzieć, iż zbliżył się do szczytów tec h n ik i a rty sty c z n e j w u m iejętn o ści ro zw ijan ia przeciw ieństw .

5

P o staw m y sobie w p ro st p y tan ie: czy teo ria lite ra tu ry op arta n a n a ­ pięciu sprzeczności jest te o rią autonom ii literack iej, czy też teo rią d y ­ daktyczną? Czy jest p rzy w ile je m sw obody literack iej, czy też d y re k ty w ą w yboru m oralnego? R ich ard s — psycholog, ze sw oim subteln ie w y w a ­ żonym sceptycyzm em i n o rm ą „szczerości” , Eliot ze sw oim „dem onem zw ątpienia, k tó ry jest n ieo d łączn y od d u ch a w ia ry ” , i nowi k ry ty c y

(18)

R U M A K I G N IE W U 267

p o w ta rz a ją c y swe głów ne p rzesłan k i ,,z a in tereso w an ia” , „ d ra m a tu ” oraz „ m e ta fo ry ” , często sk łonn i kłaść nacisk na „całościow ość” i „d o j­ rzało ść” — w szyscy oni n iefo rtu n n ie zw racali się od czasu do czasu w k ie ru n k u d y d ak ty zm u .

M u rra y K rieg er w sw ojej książce pt. The N e w Apologists for Poetry (1956) zadał k ilk a tru d n y c h p y ta ń odnoszących się do „sam o w ystarczal­ ności” poetyckiego „ k o n te k stu ” i jego sto sun k u do św iata rzeczyw istego. K rieg e r zawsze s ta ra ł się usilnie, może z w iększym pow odzeniem niż k to kolw iek in ny, o w y o strzen ie i w ycieniow anie dy lem ató w d iale k ty k i k ry ty c z n e j. W końcow ym rozdziale sw ej późniejszej książki T h e Tragic Vision (1960) k o n ty n u u je on rozw ażania zgodne ze sw ym i w cześniejszy­ m i te n d e n c ja m i badaw czym i, doprow adzając je ty m razem do poziom u tego, co nazyw a „ te m a ty k ą ” — zobow iązaniam i poezji w obec filozofii. Pisze:

Może oczyw iście w ydaw ać się w najlepszym razie głupie, a w n ajgor­ szym — obrazoburczo zarozumiałe, gdy krytyk jedynie dla zaspokojenia postulatów m etody estetycznej i literackiej opowiada się za trudnym do zaak­ ceptowania poglądem na św iat. A le (...) choć stw ierdzenie takie jest oczywistym truizmem — każdy poeta m usi być, przynajm niej przez pew ien czas, jakby m anichejczykiem — jest to zresztą tylko sposób, w jaki prosimy go, by nie oszukiwał w grze (...}. Jeśli nie uczyni nic w ięcej .ponad w łaśnie to, jeśli tylko podda swoją tezę próbie pięknych płomieni antytezy, nie wątpiąc w pom yślne skutki, po to tylko, by jego teza została udokum entowana w trudny sposób — w ów czas poeta jest rów nie daleki od niebezpieczeństwa po padnięcia w h e­ rezję jak w szelka głębsza w ersja chrystianizmu, która bierze pod uwagę w szystk ie niedoskonałości św iata, ale bez ograniczania przy tym zasięgu lub dobroci boskiej w ładzy. (...) taki punkt w idzenia, jakkolw iek dojrzały i uprawniony, m oże w ostatecznym rozrachunku uczynić z literatury n a j­ w yżej „platońską” nosicielkę jej tezy problem owej.

J e s t to zb y tn ie k o m plikow anie i ta k tru d n eg o zagadnienia, i to zarów ­ no dla poety, jak i k ry ty k a , k tó rzy p rag n ą w raz ze sw obodą w sw ych ocenach estety czn y ch zachow ać w rażliw ość zw yczajnej isto ty ludzkiej. Może będziem y się m usieli zgodzić, że z czysto literackiego p u n k tu w idzenia tru d n o sobie poradzić z p o stu latam i w ia ry i działania. N a ta r­ czyw ie n a su w a ją się tu je d n a k ogólniejsze p y tan ia, a odzyw ać się będą z ró żnych stro n .

P oniższy dobór cy tató w ułożony został przeze m nie ze św iadom ą in te n c ją sprow okow ania prom etejczyków . Oczywiście będą wołać, że to „niehonorow a g ra ” . M usi ona być niehonorow a. A le jeżeli k tó ry ko lw iek z prom etejczykó w p o tru d zi się, by w y jaśn ić, dlaczego uw aża ją za nie- honorow ą, będzie m ożna w te n sposób w y jaśnić zaiste bardzo wiele.

Jam es Brown, lat czterdzieści pięć, pochodzący z Devon, skazany został dziś na dożyw otnie w ięzien ie za uduszenie w październiku br. studentki..

(19)

W czasie procesu odczytano sędziom przysięgłym zeznania Browna, w których twierdził, że pobudził go do tego czynu w idok dziewczyny robiącej na drutach w czasie zebrania kom itetu kółka rolniczego w Devon, w dniu 20 paździer­ nika br.... Po zebraniu Brown pojechał za dziewczyną sw oim autem... (W yci­ nek z gazety, która ukazała się w Nowej A nglii w iosną br. — nazw iska i daty fikcyjne)

Ten kto pragnie, a nie działa, rodzi zarazę.

Lepiej zamordować niem ow lę w kolebce, niż niańczyć w sobie n ie sp eł­ nione pragnienia. (W. Blake, M ałż eństw o Niebios i P ie k ie ł)

Istn ie ją dw ie m ożliwości, jeśli chodzi o n i a ń c z e n i e nie spełnio ny ch p rag n ień. J e d n a to stłu m ien ie p rag n ien ia, d ru ga to jego realizacja. P rz y jm u ję , że nie może być żadnej w ątpliw o ści co do tego, o k tó re j z nich m y ślał B lake, jeśli w ogóle chciał w ybierać. Słow na doskonałość tego „przysłow ia piek ieł” polega na ty m , że groza w yboru u k ry ta jest pod szpetny m słow em n i a ń c z y ć [nurse].

N u ta m anicheizm u, dionizyjskości, nietzschean izm u, k tó ra po b rzm ie­ w a w ta k w ielu w ypow iedziach k ry ty c z n y ch , może być usłyszana w b a r­ dziej grzm iących ton ach (a m oże i w tonach b ard ziej pouczających) w n ie k tó ry ch rozdziałach pow ieści ro sy jsk iej.

(...) idź przeczyć, bez przeczenia nie będzie przecie krytyki, a cóż to za pismo, które nie ma działu krytycznego? Bez krytyki będzie tylko „hosanna”. A le do życia m ało samej tylko „hosanny”, trzeba żeby „hosanna” przeszła przez kuźnię zwątpień. (...) ja na przykład po prostu wymagam dla siebie unicestw ienia. Więc żyj, powiadają, poniew aż bez ciebie nic nie będzie. Gdyby na ziem i w szystko było rozsądnie urządzone, to nic by się n ie w y ­ darzyło. (...) bo cierpienie to w łaśn ie życie. Bez cierpienia jakaż by z życia była przyjemność; w szystko obróciłoby się w jedno n ie kończące się nabo­ żeństwo: św ięte, ale dość nudne. (...) Wiem, że jest w tym sekret, ale tego sekretu nie chcą m i żadną miarą zdradzić, bo w ted y domyśliwszy się, o co chodzi, mogę wrzasnąć: „Hosanna!” i w m gnieniu Oka zniknie niezbędny minus i zacznie się w całym św iecie rozumny ład i, co za tym idzie, kres w szystkiego (...)12.

Słow a te w ypow iada oczywiście szatan — d rug ie „ ja ” Iw ana K a ra - m azow a — w noc przed procesem o m o rderstw o jego b rata , k ied y Iw anow i grozi zapalenie mózgu. P rzez sw ą dum ę, p erw ersję i iro n iczn y b ra k zau fan ia do sam ego siebie Iw an podw aży w łasne zeznania, a ty m sam ym doprow adzi do sław nej „om yłki sąd o w ej” , k tó ra stanow i g ro ­ tesk ow y p u n k t szczytow y tej straszliw ej opowieści.

P rz y słu c h a jm y się tera z b ard ziej surow em u i ab stra k cy jn e m u sform ułow an iu , k tó re zam ieścił pew ien pisarz w lipcowym n u m erze „P hilosophical R eview ” (1957). P isarz ten pośw ięcił kilka stro n n a w y ­

12 [F. D o s t o j e w s k i , Bracia Karam azow. Warszawa 1959, cz. IV, s. 358—359, 366. Przekład Aleksandra W a t a . ]

(20)

R U M A K I G N IE W U 2G9

p u n k to w a n ie tego, co przeciętn em u czytelnikow i m oże w ydać się spraw ą oczyw istą, a m ianow icie n a pokazanie w ażnej ró żn icy m iędzy pojęciem „w arto ści m o ra ln e j” a „zasługi m o ra ln e j” .

Zachęcam y ludzi (nie w yłączając siebie samych), by n ie tylko postępo­ w ali słusznie, ale rów nież, by rozw ijali w sobie dyspozycję do słusznego po­ stępow ania w oparciu o dobre intencje, by pełn ili uczynki w artościow e m oralnie. A le nie nakazujem y nikomu pełnienia czynów chlubnych, bo oznaczałoby to powiedzenie mu: „spełniaj czyny w artościowe moralnie mimo niesprzyjających okoliczności”. Jeśli takie okoliczności istnieją, to oczyw iście pow inniśm y popierać ów doskonały m odel pełnienia czynów m oralnie w artościow ych m i m o tak trudnych po tem u w arunków i to sta­ nowi naszą najwyższą ocenę charakteru idealnego. Gdyby jednak przed­ m iotem nakazu lub zachęty były tylko czyny chlubne m oralnie, działający m usieliby sam i sobie stworzyć niesprzyjające w arunki, a to w celu ich póź­ niejszego przezwyciężenia. W ielu pisarzy w ypow iadało się o m oralnej absur­ dalności takiego id e a łu 13.

Z adaw ane sam em u sobie daw ki ro zte rk i i ro zd arcia to zachow anie godne szacunku, póki m a podłoże neuro ty czn e. Im bardziej n ato m iast św iadom ie i n a chłodno w y b ie ra się ud ręk ę, ty m w y d a je się ona głupsza. Je śli w św iecie otaczającej nas rzeczyw istości udało się w yznaczyć w y ­ starczająco cenne staw k i w grze, to bez większego tru d u dojdziem y do w niosku, że w ah an ie, zagubienie, nie kończące się spory i k o n flik ty nie stan o w ią w łaściw ych i żyw otn y ch przedm iotów ludzkiego w yboru. P rz y ­ puszczalnie tru d n ie j dostrzec ten fa k t w k o n flik ta c h in ten sy w n ie re fle k ­ sy jn y ch , w in tro sp ek ty w n y c h głębiach lite ra tu ry ; je st to jed n a k m ożliwe. W czasach Jo h n so n a S ir Jo sh u a R eynolds sp o rtreto w a ł G arricka, o którego w zględy u b ieg ają się jednocześnie m u zy T rag ed ii i K om edii. Je d n ą część tw a rz y G arrick a pozostaw ił w p o n u ry m spokoju, dru gą ośw ietlił m dły m uśm iechem . „ Jak że m ógłby b yć szczęśliw y z jed n ą z nich, gdyby zbrakło d ru g iej z ow ych m iłych czaro d ziejek ” 14. In sig ht and O utlok A rtu ra K o estlera pokazuje, ja k w bliższych n am czasach osiąga się ten sam efek t zew n ę trz n y przez odpow iednie stosow anie w strząsów g alw a­ n icznych na m u sk u ły lu d zk iej szczęki.

6

A le co fn ijm y się nieco w stecz i p rz y jrz y jm y się raz jeszcze b ardziej szczegółowo n ie k tó ry m z ow ych zagadnień. Je d n a z tru d n o ści przy ocenie uroszczeń obrzędu i m itu polegała zawsze na ty m , że m it i obrzęd p rzy p i­

13 E. L. B e a r d s l e y , Moral Worth and Moral Credit. „Philosophical R eview ” LXVI (1957), July, s. 326.

14 [Parafraza cytatu z The Beggar’s Opera J. G a y a , akt II, sc. 13, aria 35 (przypis tłum.).]

(21)

syw ały lub zalecały poezji isto tn ie w artościow ej u ro c z y stą wzniosłość, op artą n a głębokiej fu n k c ji k a ta rty c z n e j, n a ro zleg łym k a n o n ie treścio­ w ym , cyklach śm ierci i p o w tó rn y ch narodzin, k o n tra sta c h tego, co nie­ biańskie, z ty m , co dem oniczne. M ożem y nazw ać te idee ideam i ahis- torycznym i. P odobnie ja k d ru id y ści i gotycyści w ieku osiem nastego, badacze m itu chcą zepchnąć n as z pow ro tem w jak iś p relo giczny , a stąd p relite ra c k i d o m n iem any sta n m entaln o ści, pełen tajem n iczo ści i ponurej powagi. Poniew aż zap om in ają p rzy ty m o sw ym m iejscu w historii, nie d o strzeg ają p rz y n a jm n ie j dw u ro d zajó w w ielkich lekcji: lek cji, jak ą daje relig ia h e b ra jsk a i chrześcijań sk a, k tó ra je st praw d ziw ą le k c ją uroczys­ tej w zniosłości, oraz lekcji, jak ą d a je doskonała poezja rep re z en to w a n a na p rzy k ła d przez H om era, H oracego, D antego, Szekspira, P o p e’a, któ ra z pew nością stanow i lek cję całkow icie odm ienną. Z a ry z y k u ję pozornie nieco lekkom yślne stw ierd zenie, że jest to lek cja nie ty le uroczystej wzniosłości, co lek c ja w alk i i zabaw y. A by zaś dopełnić naszego m odelu w spółzaw odniczących ze sobą czynników , p rzy d am tu trzecią lekcję — w spółczesną — filozofii a b stra k c y jn e j.

D aw ny i pogański podział poezji na trag iczn ą i kom iczną stanow i, m im o iż je st podziałem , zarazem pew nego ro d zaju w łączenie i sugestię, że te dw a elem en ty m ogą się w zajem n ie uzupełniać. Z d ru g ie j stro n y P lato n , zw łaszcza w Philebusie lub — w edle tłu m aczen ia ty tu łu w w y ­ d aniu z C am bridge w ro k u 1945 — w Exam ina tion of Pleasure, mówi, że czysty ro dzaj przy jem ności, k tó ry p o w staje na p rzy k ła d z w iedzy o k sz ta łta c h g eom etrycznych, jest lepszy od nieczy sty ch przyjem ności, jakie d aje n am kom edia i trag ed ia; te rodzą się bow iem z p ew nych od­ m ian triu m fu nad cierpieniem (podobnie ja k i w życiu, k tóre jest jed no ­ cześnie trag iczn e i kom iczne). T en ro d zaj p lato nizm u w jego odm ianie liczbowej i g eom etrycznej m ożna dostrzec tu i ówdzie na przestrzen i w ieków — w filozofii św. A u g u sty n a i B oecjusza (gdzie ów platonizm posiada o rien tację m uzyczną), u osiem nastow iecznych m yślicieli d y sk u ­ tu ją c y ch o porządku i h arm on ii, jak np. H utcheson, u k tó ry ch o rien tacja ta by ła przypuszczalnie znow u ja k u P la to n a o rie n tac ją w izualną. W pierw szych dek ad ach naszego w ieku ta sam a ten d e n c ja — w raz z częstym pow oływ aniem się na Philebusa P la to n a — pojaw iła się w es­ tety c e „form y znaczącej” . P og ląd y Bella, F ry a i W ileńskiego lub J a y a H am bidge’a n a m ala rstw o i rzeźbę noszą dość w y raźn e podobieństw o z hasłem „sztuk a dla sz tu k i” z okresu W h istlera i W ilde’a. Cała ta szkoła form alizm u (ogniskująca uw agę na „znaczeniu” sześcianu, na „znacze­ n iu ” w alca, jak rów nież n a p orcelanow ej fin ezji n iek tó ry ch fran cu sk ich form w ersy fik acy jn y ch ) p rzy d a ła pew ien odcień znaczeniow y term in o w i „ fo rm alista ” , w okresie gdy używ ano tego te rm in u dla potrzeb czysto polem icznych, w czasie toczących się niedaw no sporów literackich.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Najlepiej jest wtedy stosować się do pewnego schematu i po uważnym przeczytaniu treści pokonywać kolejne etapy rozwiązywania zadania:.. Ustal niewiadomą w zadaniu, oznacz

Wskazani uczniowie, gdy wykonają zadania, muszą niezwłocznie przesłać wyniki przez komunikator na e-dzienniku, lub mailem na adres:.. matematyka2LOpm@gmail.com skan

Wskazani uczniowi, gdy wykonają zadania, muszą niezwłocznie przesłać wyniki przez komunikator na e-dzienniku, lub mailem na adres:!. matematyka2LOpm@gmail.com skan

Jan Paweł II, utwierdzając braci w wierze w prawdę, utwierdza ich w miłości Prawda bowiem jest dobra, a dobru należy się miłość.. W miłości prawdy tkwi

[r]

Jest rzeczą naturalną, że rządzący państwem troszczą się o to, aby środki masowego przekazu przyczyniały się do podwyższenia, a nie do umniejszenia życia

Jeśli jednak nie jest prawdą, że logika jest jedna, to może istnieć logika prawnicza jako odmienny rodzaj logiki.. Zatem albo logika jest jedna, albo nie jest prawdą, że nie

Profesor Krzysztof Simon, kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu, przyznaje, że młodzi ludzie w stolicy województwa