PRZYJACIEL DZIECI.
Czas ja k strzała szybko leci, K orzystajcie z niego dzieci.
R ok 1. 1 8 1 8 . N. 1 L w ów 6 . Lipca.
JEZUS PRZYJACIEL DZIECI.
“P o z w ó lc ie d z ia tk o m do m n ie p r z y s tę p o w a ć , a n ie z a b r a n ia j
c ie im , bo ic h j e s t k r ó le s tw o n ie b i e s k i e .«
T em i słow y przem ów ił J e z u s do uczniów sw oich, gdy Wzbraniali przystępu pobożnem m atk o m , k tó re przyniosły dzieci sw oje aby im błogosław ił; potem b rał z radością te n iew inne istoty na rę c e , całow ał i błogosław ił im — bo je serdecznie kochał.
I dziś — dziś rów nie jak i w ów czas d z i e c i u k o c h a n e , m iłuje w as i błogosław i ten w asz L o s k i p r z y j a c i e l J e z u s —- i zaleca w am głosem w aszych r o d z i c ó w i n a u c z y c i e l i — m i
ł o ś ć B o g a i b l i ź n i e g o jak o w a ru n e k zasłużenia sobie na w ie-
czrie zbaw ienie. A w ię c ' idźcież za głosem tego boskiego Zba
w iciela — słuchajcie n au k i p rzestró g w aszych rodziców i n a u czycieli, bo oni są najw iększym i przyjaciółm i w aszem i, oni w am zastępują m iejsce Boga na ziem i, i starają się n ieu stan n ie, aby
ście w zrastały w naukach i cn o tach , i tym sposobem zjednały sobie m iłość Boga i w szystkich ludzi. N adew szystko pam iętaj
cie, ze ten w iek dziecinny je st przygotow aniem do dalszego ży
cia, że w aszą pow innością je st kształcić serce i rozum n a u k a m i, aby w dalszym w ieku stać się p o c i e c h ą r o d z i c ó w i c h l u b ą O j c z y z n y , k tó ra w w as pokłada całą nadzieję błogiej przy
szłości.
W I K I PRZYRODZONE.
W szystko co tylko je s t w przestrzeni nazyw a się ś w i a t e m ; lub żeby jeszcze dokładniej najzupełniejszą całość i naj
wyższą ogólność w yrazić, w s z e c h ś w i a t e m . N ieskończona li
czba gw iazd, najdrobniejsze pyłki k u rzu , k tó re czasem w p ro m ienie św iatła w padające do ciem nego m iejsca w idzim y, ciężkie m assy kam ieni i pow ietrze lek k ie, k tóre zazwyczaj w oddycha
niu m ożem y ująć tylko; przedm ioty w idzialne, i takie, które w sk u tk ach jedynie czuć się nam dają, naprzykład ciepło lub ty m p o d o b n e; w szystko to razem składa w szechśw iat.
P ra w a i porządek w e d łu g których w szechśw iat istnieje, jak naprzykład: że gw iazdy krążą w p rzestrzeni, że w'oda ciecze, że rośliny ro sn ą, że zw ierzęta poruszają się, ze w szystko m a pe
w n e w łasności i sposoby istnienia; p raw a takie i porządek taki zowie się n a t u r ą czyli p r z y r o d ą .
Każdą istność osobno wrziętą w ogrom ie w szechśw iata, bez w zględu na jej n a tu rę , zowią w nauce c i a ł e m . Człow iek jest ciałem , p roch je st ciałem , w oda je s t ciałem , św iatło je st ciałem , w szystko je s t jakim ś ciałem .
W otaczającej nas nieskończoności ciał rozm aitych, najpier- w sze dw a głów ne spostrzegam y działy. Jed n e ciała są ta k w y
soko n ad ziem ią, że ich tylko zm ysłem w zroku dosięgnąć m o
żem y, drugie albo są zupełnie na ziem i, albo ta k blisko ziemi przynajm niej, że innym zm ysłom naszym podpadają także.
Otóż w ed łu g tej różnicy, je d n e ciała, c i a ł a m i n i e b i e - s k i e m i , drugie zaś c i a ł a m i z i e m s k i e m i nazw ano.
— 3 —
O pierw szych je s t je d n a osobna n au k a , k tó ra się zowie Astronomiją. O d ru g ich je st kilka n a u k , k tó re w szystkie razem zowią się n a u k a m i p r z y r o d z o n e m i , gdyż człow iek m oże n ie jako być obecnym przyradzaniu się, tw orzeniu i pow staw aniu cial, o których te n au k i w spom inają.
W szystkie ciała ziem skie, dw ojako znów się dzielą: na cia
ła nie m ające żadnego k sz tałtu , i na ciała m ające k ształt sobie w łaściw y. Z w ierz, drzew o, kam ień n ap rzykład, m ają kształty;
lecz w o d a, ogień i pow ietrze nie m ają kształtu w cale , są rzęc
hy m ożna nie ujętne.
N auka o ciałach bezkształtnych nazyw a się F i z y k ą N auka o ciałach zek ształto w an y ch , nazyw a się w łaściw ą N a u k ą p r z y r o d z e n i a , ho w rzeczach w idzialnych i u jętn y ch , łatw iej nam uw ażać stopnie p o w stan ia, tw orzenia się i pow iększania czyli przyradzania.
(Ciąg dalszy nastąpi.)
O P I S Z IE M I.
W o ln em u oku w ydaje sie ta ziem ia na której m ieszkam y nieru ch o m ą płaszczyzną, na której k rań c ach niby spoczyw a skle
pienie nieba z ow em i gw iazd m ilionam i. T akie pow szechnie m iano niegdyś w yobrażenie o kształcie ziem i, gdy ludzie m ało mieli w tym w zględzie dośw iadczenia, a i dziś jeszcze ta k wy dzieci u k o ch an e jak i ludzie nieuczeni jesteście teg o zdania.
Ale w yjdźm y w pole na m iejsce o tw arte gdzie niem a najm niej
szego w zgórza i g ru n t zupełnie płaskim się w ydaje. Czem u zlad nie w idać teg o lub ow ego m iasta, tej lub owej w si, ch o ciaż oku naszem u nic na przeszkodzie nie stoi ?
Oto dla tego bo g ru n t nie je st plaski lecz zaokrąglony i stanow i cząstkę ogrom nej k uli, k tóra się ziem ią nazywa.
Z iem ia je s t w ięc kulą o k rąg łą, tylko w dw óch na przeciw siebie leżących m iejscach , tro c h ę n. p. ja k pom arańcza sp ła
szczoną. Nie m ożem y dow idzieć koń ca tych łan ó w , gdyz nieco dalej zniżają sie przed w zrokiem naszym , a gdybyśm y stanęli w tern m iejscu w łaśn ie, którego teraz nie widzim y, tobyśm y le
go n a k tó rem stoim y dojrzeć znow u nie mogli.
W yobraźcie sobie tylko m aluteczkiego robaczka na ogro
m nej dyni; ten kaw ałeczek m iejsca po k tó rem p ełznie, w ydaje m u się zapew ne wielka płaszczyzną, ale kształtu całego dyni
w idzieć dokładnie nie m oże, bo dynia ze w szystkich stro n przed niera w zaokrągleniu spada.
Ziem ia w porów naniu z człow iekiem je st jeszcze w iększa niż najw iększa dynia w p o ró w n an iu z najm niejszym robaczkiem . Ziem ia nie w szędzie je s t ró w n a ; w jed n y ch bow iem m iejscach w znoszą się na niej bardzo w ysokie góry, w drugich są bardzo g łęb o k ie doły czyli przep aści, ale to nic nie znaczy w ogrom ie jej okrągłości, ta k ja k w okrągłości pom arańczy nic nie znaczy lekka n ieró w n o ść jej sk ó ry , d robne jej dołki lub narostki.
Ziem ia z te m w szystkiem co się n a niej znajduje nie stoi nigdzie, nie leży nigdzie, ale o braca się i krąży w przestrzeni.
P rzestrzeń je st dla niej w ygodnym m iejscem , gdyż je st m iejscem bez początku i bez końca.
Spojrzyjcie od d o łu k u górze, dalej niż w zrok w asz dosię
g n ąć m oże, dalej niż to sło ń ce, księżyc i gw iazdy, dalej niż to b łęk itn e sklepienie n ieb a, k tó re tylko je s t p o w ietrzem , dalej po nad gw iazdam i, dalej niż pom yśleć i w yobrazić sobie zdołacie, dalej i jeszcze dalej je s t przestrzeń. O bróćcie się n a w szystkie stro n y , za w szystkie najdalsze stro n y ciągnie się przestrzeń. P rze
strzeń je s t w szędzie. W szystko co je s t, je st w przestrzeni.
Oprócz całej ziem i, je s t w przestrzeni księżyc, słońce i są gw iazdy niezliczone.
Księżyc je st m niejszy od ziemi. Krąży w przestrzen i, ale krążąc obiega ziem ię dokoła.
S ło ń ce je s t n ieró w n ie, n ierów nie w iększe od ziemi. Z ie
m ia w raz z sw oim księżycem obiega je dokoła.
T akich kul ja k ziem ia nasza, tro c h ę tylko w iększych lub m niejszych od niej, je st w ięcej jeszcze.
T e kule m ają także k siężyce, k tó re je obiegają do k o la, a w szystkie ta k ja k ziem ia w raz z ow em i księżycam i krążą koło słońca i nazyw ają się: planetam i.
Ziem ia je st także planetą.
Oprócz księżyców , p la n e t i słońca pokazują się czasem gw iazdy m ające d łu g ą, św iatłą sm u g ę za sobą: te gw iazdy zo- w ią się k o m ety , krążą w przestrzeni bardzo szybko i na w szy
stkie strony.
S łońce nasze w raz ze w szystkiem i p lan eta m i, z księżycam i i k o m etam i k tó re koło niego krążą, tw orzy je d e n sy stem at słoneczny.
Z ziemi naszej w idzim y tylko jed n o sło ń ce, je d en księżyc, kilka p lan et i czasem n iek tó re kom ety.
Owe zaś w szystkie gw iazdy, k tó re w czasie pogodnej nocy na niebie widzicie nie są planetam i. T e m n ó stw a gw iazd, to w szystko są sło ń ca, ta k ie w ielkie jak nasze słońce albo i w ię
ksze jeszcze.
Każda z tych gwiazd poniew aż je s t słońcem , m a sw oje planety i kom ety, k tó re koło niej krążą.
Takich gw iazd, słońc n a niebie w idzianych, je st tyle, że ich zliczyć nie m ożna, a takich których m y do w idzieć nie m o żem y je st jeszcze w ięcej znow u.
Cały ów ogrom gw iazd, słońc, p lan et, księżyców i k o m et, nazyw a się św iatem .
Ś w iat je st niezm ierzony, nieograniczony; ogrom u św iata n ik t z ludzi pojąć i w yobrazić sobie nie m oże.
W tym św iccie cały nasz system at słoneczny, tyle znaczy tylko co jed n a gw iazdka pom iędzy innem i gw iazdkam i.
W całym naszym system acie słonecznym , ziemia je s t tylko cząstką m aleńką.
Na ziemi całej w szyscy ludzie są zaledw o cząstką innych tw orów .
Między w szystkim i ludźm i, tak ich którzy m ów ią naszym językiem , P o lak ó w , m ała tylko cząstka się znajduje.
W tej m ałej cząstce jeszcze m niej je st osób z w aszej ro dziny. A w śród osób z w aszej rodziny, ty sam o jed n o jesteś tylko, i to jeszcze ta k d ro b n e, tak m ałe. Pom yślże k o ch an e dzieeie czem jesteś z ciałem tw ojem w poró w n an iu ze św iatem ? A teraz pom yśl czem je st tw ój ro zu m , który w takiej m ałej głów ce, m oże m yśleć i o rodzinie i o w szystkich ludziach w ogólności, i o całej ziem i, i o całym system ie słonecznym , i o całym w ielkim i niezm ierzonym św iecie?
(Ciąg dalszy nastąpi.)
HI S T OR I A .
K R Ó T K IE D Z I E J E R O D U L U D Z K IE G O .
Był czas, w którym w szyscy ludzie żyli w w ielkiej bardzo dzikości. Dopóki nie zaczęli w ładz sw ego rozum u używ ać, m u sieli być najnędzniejsi i najnieszczęśliw si ze w szystkich tw orów n atu ry ; bo kam ienie i m in erały nic czują, niczego im też nie potrzeba; roślinom ziem ia na której w schodzą, pow ietrze co jc
— 5 —
otacza, w ilgoć deszczów i św iatło słoneczne, na utrzym anie w y
starcza. Z w ierzęta m ają zm yślnośe, która je od urodzenia bez nauki i sta ra ń , w p ro st do tego prow adzi, co im jest zdrow e i pożyteczne. Z w ierzęta m ają odzież do klim atu zastosow aną, m ają od n a tu ry dane schronienie i w łaściw ą każdem u g atu n k o w i o b ro n ę; a ludzie nic nie mają.
Czy chcą co zjeść, czy użyć czego w ten lub ów sposób, m uszą pierw ej probow ać i zastanaw iać się; bo ani w zrokiem , ani w ęch em , nie rozróżnią trucizny od zdrow ego p o k arm u , rze czy przydatnej od szkodliwej. Czy się rodzą w zim nych, czy w gorących k rajach , naga skóra tylko członki ich przykryw a.
P rzy bardzo m iernej sile bezbronni są zupełnie; nie m ają ani ro g ó w , ani pazurów . D zieciństw o ich niedołężne je s t, a dłuż
sze niż któregobądź ze zwierząt.
Ł atw o m ożecie sobie w yobrazić, ja k sm utnym b y ł w ięc pierw o tn y stan ludzi, którzy niczego nie znali, i o niczem nie w iedzieli jeszcze. R zeczy najp ro stsze, najzw yczajniej uży w an e, były im obce w tedy. Karmili się ow ocam i, k tóre ziem ia sam a przez się w ydaw ała, chodzili bez odzieży, m ieszkali pod cieniem drzew rozłożystych, albo w w ydrążeniu jask iń ; najpew niej ognia sobie n aw et nie um ieli rozniecić.
T ak słabych, ta k nieukształconych ludzi, w ed łu g w szelkie
go podobieństw a do p raw d y , Indye w schodnie m usiały być p ier- w szem siedliskiem .
W Indyach pow ietrze najłagodniejsze, ziemia w sm aczne ow oce najobfitsza; w Indyach n a tu ra cała tak dobroczynna, że d ługi czas m ogli tam ludzie żyć bez pracy i starania żadnego.
Ale w Indyach znajdują się najsroższe zw ierzęta, najzjadli- w sze gady; w Indyach lew , ty g ry s, p a n te ra , boa i grzechotnik.
P o trzeb a obrony zm usiła ludzi do pierw szego użycia w ładz ro zu m u , k tó ry im w ynadgradzał n iedokładność zm ysłów , brak in sty n k tu i w ątłość siły cielesnej.
Na odparcie dzikiego zw ierzęcia, gdy biegło k u niem ze sw ojem i ostrem i zębam i, albo z czołem rogam i uajeżonem , lu dzie chw ycili kam ień blizko nich leżący, lub ułam ali gałęź z drzew a, a ta k broń była pierw szym ich w ynalazkiem . Później z kam ieni i gałęzi porobili p ro ce , m aczugi, w łócznie; kiedy zaś przyszli do te g o , że je obostrzyli miedzią i żelazem , w tedy już nie tylko bronili się przeciw drapieżnym zw ierzętom , ale sami
upędzali się za niem i; wzięli ich skóry na odziez, ich m ięso na pokarm i zaczęli prow adzić życie łow ieckie.
(Ciąg dalszy nastąpi,)
KRÓTKA H1ST0RYA POLSKI.
Cała ta przestrzeń ziem i, której m ieszkańcy za w spółziom ków się uw ażają i Polakam i zow ią, w daw niejszych czasach nie była P olską, ale* ró w n ie ja k Czechy, R uś i w iele in n y ch , nale
żała do składu Słow iańszczyzny, i była osiadła przez w iele d ro bnych ludów , k tó re w ogólności nazyw ały się ludam i słow ian- skiem i, a w szczególności znow u każdy inaczej: n. p. tam gdzie je st K raków , byli C hrobatow ie; tam guzie W arszaw a M azury;
na zachód M azurów K ujaw ianie; a w okolicach Gniezna i P o znania Polanie czyli P olacy od pól rozległych tak zwani.
W czasie ogólnej w ędrów ki ludów , nie raz byw ali Słow ia
nie napadani w sw oich siedzibach; ale szczęśliwym zbiegiem oko
liczności i dzielnością sw oją, zaw sze się z pod uciążliw ego jarz
ma w ydobyli. W śró d ludów słow iańskich je d n e się trudniły połow em ry b , inne prow adziły życie p astersk ie; ale tak ich było najw ięcej, k tó re się upraw ą roli zajm ow ały. N ajw iększą cnotą u nich była gościnność; w ychodząc gdzieś na czas jak iś, mieli zwyczaj drzwi ch at sw oich zostaw iać o tw o rem , żeby p rzecho
dzący podróżni m ogli w każdej chwili posilić się zastaw ionem dla nich jad łem i napojem .
B ardzo też Słow ianie lubili pieśni i m uzykę. Chodzili m ię
dzy nim i ta k nazw ani gęślarze, którzy na pew nym rodzaju in
stru m en tu m uzycznego zw anym gęślą, grać um ieli, i grając, śpiew ali o daw niejszych czasach, o sław nych m ężach i w ojo
w nikach; z ich pieśni jed n a k ledw o p arę i to już znacznie p ó źniej ułożonych zostało się uryw ków .
Religia S łow ian była p ogańska, czczili bożka pioruna, boż
ka dnia i n o cy , w ich ru i pogody. Dla niektórych był najpo
tężniejszym je d en Bóg zw any Św iatow idem , którego sobie w y
obrażali z czterem a tw arzam i na cztery strony św iata zw róco
nem u Inni w ierzyli, iż dw a są najpotężniejsze, je d e n biały, drugi czarny, t. j. jeden dobry, drugi zły. Mieli prócz tego św ięte gaje, św ięte dęby; ich kapłanki i kapłani przepow iadali przyszłość. 0 n ieśm iertelności duszy były już jakieśkolw iek w śród nich pojęcia. Na stosach palili ciała u m a rły c h , a potem zbierali popiół w gliniane urny i zakopywali takow e na w zgó
rzach i po nad w odam i. Dziś jeszcze w różnych m iejscach w iele podobnych popielnie z ziemi w ydostają.
Miast w Stow iańszczyznie było bardzo m ało. Słow ianie g rom adam i po w siach m ieszkali, i gdy im trzeba było w zglę
dem czego się naradzić, w ted y cała g rom ada, często n aw et kil
ka tak ich g ro m ad , to jest w si, zbierało się razem i dopiero starsi z pom iędzy nich daw ali rad y , sądzili; to się zw ało w ie
cami. Najczęściej te n k tó ry był od innych roslropniejszy, zo
staw ał sędzią, i rządził niem i przez całe życie swoje.
Jeźli nieprzyjaciel w p ad ł do k raju , w tenczas na w zgórzach i m iejscach o tw artych, zapalano stosy drzew a lub beczki ze sm ołą. Gdzie taki ogień dojrzano tam drugi roznieciw szy co prędzej w szyscy zdolni do noszenia b ro n i, chw ytali za w łó czn ie, kosy, łu k i, oszczepy, i ciągnęli w tę stro n ę , zkąd im p ło m ień błysnął; a tak w krótkim bardzo czasie, lud cały dokoła p o w staw ał, i do w spólnej obrony b y ł gotów . Dla jedności i p o rządku obierano w tedy w odza, którego zw ano w ojew odą. Naj
zręczniejszy i najbieglejszy w uszykow aniu do bitw y w o jew o d a, b ył już później ciągle w ybieranym . Z czasem do tego przyszło, że ten sam i sędzią zostaw ał; a gdy i synów sw oich od dzie
ciństw a zaraz w ychow yw ał z w iekszem nałożeniem do te g o , c.zem sam się zajm ow ał, stało się n ak o n iec, że Słow ianie za zwyczaj je d n e m u z nich, po śm ierci ojca, rządy n ad sobą po
w ierzali, i taki zw ał się kniaziem czyli księciem .
Jeźli k tó ry książę u m a rł bezdzietnie, to znow uż zbierały się grom ady i n a d w yborem innego radziły.
P om iędzy Słow ianam i nie było k a st, jak n. p. w E g ip cie, ani też niew olników n a w et, ja k m iędzy w szystkiem i w staroży
tn o ści ludam i. Do boju w szyscy razem staw ali; a po skończo
nej w ojnie każdy w ra cał do swojej zagrody i do zatrudnień sw oich. Często n a w e t dla dobra całej grom ady, n iek tó re p rac e zu pełnie w spólnie w ykonyw ane były. Z jeń cam i zaś obchodzo
no się ja k najłagodniej, daw ano im do w ycinania kaw ały zbyt g ęsty ch w ów czas lasów , lub do upraw y odłogiem jeszcze le
żące g ru n ta , a gdy przez to jakkolw iek za w ojenne zniszczenia w ynadgrodzili, po upływ ie pew nego czasu w olno im było albo do sw oich w ró cić, albo też pozostać i w śró d Słow ian żyć już ja k rodow ici Słow ianie.
(Ciąg dalszy nastąpi.)
Z d ru k arn i In sty tu tu naro d o w eg o Im ienia O ssolińskich.
O dpow iedzialny R e d a k to r: F. Ks. B eldow ski.