• Nie Znaleziono Wyników

Przyjaciel Dzieci. 1848/1949, nr 39

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Przyjaciel Dzieci. 1848/1949, nr 39"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

Rok I. 1 8 4 9 . L w ów 2 9 . M arca.

R E L I G I J A.

(Goliat o l b r z y m .

Będąc jeszcze Dawid bardzo m łodym , przyszedł razu je ­ dnego do obozu Izraelitów, który tylko doliną od nieprzyjaciel­

skiego w ojska Filistynów' by! odłączony. Tu wystąpi! z obozu Filistynów' olbrzym , nazw any Goliat, ten by! sześć łokci i jedne piędź w ysoki, a w okropnej zbroi stojąc, w o lał z urąganiem , chełpiąc się z m ocy sw ojej, na Izraelitów : -p o staw cie na prze­

ciw m nie męża! jestże który pom iędzy w am i, któryby się ze m ną potkać odw ażył? * Izraelici drżeli z bojaźni, gdy tylko po­

strzegli, lub m ów iącego słyszeli.

L ecz Dawid na owo Filistyna chełpienie się rz e k ł: -cóż to jest za jed en , że się odważa ta k śm iało z ludu Bożego u rą ­ gać? ja w ystąpię i będę się z nim potykał? - Król dow iedzia­

wszy się o tern, u brał Dawida w swoją zbroję, włożył na głow ę jego sw oje m iedzianą przyłbicę, wdział na niego swój pancerz

(2)

i opasał go m ieczem . Chciał Dawid lak iść, ale niedogodnie m u było w tej zbroi, rzek ł w iec: - ja tak iść nie m ogę;* zatem zdjął to w szystko z siebie, wziął tylko sw oją laskę p astersk ą, a przyniósłszy sobie z najbliższego strum yka pięć kam yków i trzy ­ m ając procę w rę k u , w ystąpił naprzeciw olbrzym owi. Filistyń- czyk w idząc g o , rzekł z u rą g a n ie m : - c.zyliż ja psem j e s te m , że przychodzisz z laską naprzeciw m nie? Ale pójdź tylko! ■ Da­

w id odpow iedział: -T y przybędziesz naprzeciw m nie z dzida, m ieczem i tarc z ą ; ja zaś przychodzę w im ieniu B o g a , z k tó re ­ goś ty szydził. ■

T u podniósł się olbrzym i przybliżał się ku D aw id o w i, który spiesząc naprzeciw n iem u, sięgnął do torby pasterskiej, dobył z niej kam ienia i rzucił go z procy na Filistyna. K am ień te n trafił go w czoło tak, że zaraz w niem uwiązł. Olbrzym upadł tw arzą na ziem ię, a Dawid w ziąw szy jego m iecz, uciął m u głow ę; w net całe w ojsko Filistynów tern przestraszone uciekło.

Otóż widzicie co Bóg m oże, n aw et przy słabych! W imie P ańskie uczynił to Dawid, a silny olbrzym zginął.

Od tego czasu nie m ógł Saul Dawida więcej cierpieć, za­

zdrościł jem u sławy tego zw ycięztw a i prześladow ał go różnym sposobem . Jo n atas często przyczyniał się za Dawidem prosząc o łasko ale nadarem nie. Sani czynił w szędzie zasadzki na ży­

cie jego. Dawid nie będąc nigdzie bezpiecznym uciekł na pu­

szczę. Ciem ne lasy były jego schronieniem i niebezpieczeństw o śm ierci otaczało go ze w szystkich stron. Któżby w lakow ym razie nie był odwagi utracił? ale Dawid nie tracił je j, bo zawsze ufał w Bogu. Ś piew ał sobie często: -k to pod obroną i opieka Najwyższego m ieszka i przebyw a, ten je st bezpiecznym i nie ma się czego obaw iać. •

Z aufanie w Bogu czyni pobożnego nieustraszonym i spo­

kojnym w śród wielu niebezpieczeństw . Kilka razy m ógł Dawid Saulow i sw ojem u nieprzyjacielow i szkodzić, lecz tego nieuczynił, poniew aż w iedział, że grzechem było m ścić się na ty c h , którzy nas prześladują, i prag n ął każdej chwili złe które m u czyniono dobrem nadgrodzić.

N akoniec poległ Saul w jednej nieszczęśliwej bitw ie, a Da­

wid był publicznie królem ogłoszony.

(3)

OPIS

K R A J E G R E C K I E .

Turcya. Ziem ia żyzna i choć źle u p raw n a, podostatkiern w ydająca pszenicy, ryżu, kukurudzy, a nadew szystko w ybornego tytoniu. Turcy, którzy tę krainę w piętnastym w ieku zdobyli, nie są chrześcianam i. Zachow ali azyatycki ubiór, język i oby­

czaje. Trzym ają niew olników ja k za daw nych pogańskich cza­

sów, i wolno im m ieć po kilka żon. O św iatę europejską n ie ­ chętnie przyjm ują; jednakow oż zaczynają postępow ać od lat kil­

ku w n au k ach i sztukach pięknych. T urcy byli daw niej bardzo groźnem i dla całej chrześciańskiej E u ro p y ; ale od czasu ja k się część Grecyi na niepodległość w ybiła, znacznie stracili na sw o­

jej potędze. Do osłabienia w ojow niczego w nich d ucha, przy­

czynił się nie m ało spokojny i m iękki sposób ich życia.

Po całych dniach z niezachw ianą pow agą siedzą na rozesłanych poduszkach i dyw anach trzym ając fajkę na długim cybuchu w u stach , nogi pod siebie na krzyż podw inięte i zapijając tęgo w ygotow aną kaw ę, lub przy zbytnich u p ałach chłodzące so rb e- ty. Stolicą tego kraju je st K onstantynopol w historyi polskiej zwykle S ta m b u ł zwany, nad m orzem Czarnem położony. Miasto to walczyło niegdyś z R zym em o pierw szeństw o; dziś jeszcze od strony portu cudny w idok przedstaw ia; m nóstw o w ież, k o ­ puł, jaskraw ych m urów i cienistych ogrodów w znosi się n ad w y­

brzeżem ; a jako w chrześciańskich m iastach zdała już błyszczą krzyże kościołów , tak tam złociste półksiężyce z w ysokich św ie­

cą m inaretów ; lecz niech kto wejdzie do sam ego śro d k a, zaraz cała postać rzeczy się zm ienia; ulice w ażkie, krzyw e, praw ie bez b ru k u , zaśm iecione, pełno dom ów z gliny lepionych lub dre­

w nianych, pełno' pogorzelisk i p u stek gdzie się bydło pasie.

Z nocą ponura cichość wszystko ogarnia, m ieszkańcy nikną u stę ­ pując m iejsca grom adom psów i ptaków żarłocznych. Część m iasta w której przebywa siuttan najwyższy w ładzca Turków , zo­

wie się serajem ; ma blisko milę obw odu, pałace w śród rozko­

sznych ogrodów p orozrzucane, a w pałacach tyle zbytków, tyle m arm urów , złota, jedw abiów i klejnotów , że byłoby czem całą ludność m iejską obdzielić. Do najsław niejszych gmachów: w K on­

stantynopolu należy m eczet turecki z greckiego niegdyś kościoła

(4)

Ś. Zofii zrobiony; już przez trzynaście w ieków stoi, a pożary i trzęsienia ziemi n aw et zniszczyć go nie m ogły.

Grecya. Półw ysep górzysty, zew sząd drobnem i otoczony w yspam i; ma zdrow e pow ietrze, pogodne n ieb o , ziem ię piękną i urodzajną. Każde w nim m iasto, każda gó ra, strum ień praw ie każdy, je st pom nikiem w ażnych w dziejach zdarzeń; pam iątkę św iętą daw nej chw ały tego lu d u , który dzisiejszą ośw iatę przy­

gotow ał, który nam przekazał w spuściźnie najw iększe skarby, bo najsław niejszych poetów pieśni i dotąd niezrów nane rzeźbiarzy ar­

cydzieła. Znikła już w ielkość starożytnych m iast G recyi, ich nazw iska zm ieniły się n a w e t, a jednak po tylu w iekach w spo­

m nienie pierw otnego ich stanu zdołało jeszcze tyle m eztw a i si­

ły obudzić w sercach zg nębionych, że cały n aród pow stał, osw o­

bodził się z pod tu reck ieg o rządu i utw orzył osobne niepodległe państw o. M iastem stołecznem Grecyi są ow e przesław ne A te­

n y , k tóre teraz dopiero z gruzów pow stają. Drzewa oliw ne zdo­

bią jak daw niej ró w n in ę, w spaniałe szczątki pogańskich św iątyń przetrw ały zniszczenie i jak daw niej także zadziwiając pięknością sw oich rzeźb, słupów , m arm urów , w znoszą sie obok now ych do­

mów i gm achów niby na przypom nienie now ym ich m ieszkań­

com , ozem to niegdyś ich przodkow ie byli, i czem być oni po­

winni.

0 piorunach i grzmotach.

W śród zadziwiających zjawisk w n a tu rz e , najpospolitszem m oże, a jed n ak w każdym razie wielkie na nas czyniąeem w ra­

żenie, je st błysk p io ru n a i huk grzm otu. Póki ludzie nie za­

stanow ili się bliżej nad tem i zjaw iskam i, zdaw ały się im takie przerażające i powagi pełne, że do nich religijne przywiązywali znaczenie. U daw nych pogańskich n arodów jako to : u G reków i Rzym ian, Jow isz bożek, z m nóstw a bożków najwyższy, był za­

wsze w yobrażany z piorunam i w ręk ach ; i nasi pogańscy przod­

kow ie czcili owo niepojęte dla nich zjaw isko, w postaci bożka Perkunem (P iorunem ) zw anego; a dotychczas w Afryce i na w y­

spach Oceanii są narody, którzy słysząc grzm ot, ze drżeniem na kolana padają i proszą wielkiego jakiegoś d ucha, żeby się na nici. nie gniew ał, i żeby ich łajać przestał. U nas naw et po

(5)

dziśdzień wielu jest tak zabobonnych; że gdy się dom jaki p ło ­ m ieniem od pioruna zajm ie, nie chcą go rato w ać, gdyż m ów ią:

że grzechem je s t gasić zapalony przez niebo ogień, a n aw et nie­

którzy zabobonni utrzym ują, że ogień pioruna nie da się u g a­

sić. Ci je d n a k , którzy się więcej zastanow ili nad w szystkiem i zjawiskam i natury, um ieją sobie i niepotrzebnego strachu oszczę­

dzić i przeciw rzeczyw istem u niebezpieczeństw u zaradcze znaleźć środki.

Je st płyn w szędzie niewidzialnie rozlany, zw any elektryczno­

ścią. Płyn ten elektryczny staje się w pew nych okolicznościach widzialny, n. p. w potarciu bursztynu lub szkła o sukno, przy czesaniu suchych w łosów i t. p. Iskierki, k tó re się w tedy w y­

dobyw ają, są bardzo m aleńkie, i w czasie ukazania się wydają lekkie trzeszczenie; ale za pom ocą różnych m achin, um ysł ludz­

ki doszedł już sposobu zw iększania ich siły, i o tyle postąpił w tej m ierze, iż n iektóre naelektryzow ane przedm ioty nie tylko w dotknięciu bardzo m ocno w strząsają rę k ę człow ieka, ale cza­

sem iskra z nich w ydobyta, szczególniej gdy były zastosow ane do nich lepiej i kosztow niej urządzone machiny, z tak wielkim trzaskiem bły sk a, iż m oże uderzeniem sw ojem pom niejsze zabi­

jać zwierzęta. Z tego łatw o poznać m o żn a, że idzie głów nie o zgrom adzenie w jed en p u n k t ogrom nej m assy takiego sam ego płynu, jak ten n. p. który w drobniuteczkiej kropelce z p o tarte­

go bursztynu lub laku spada na w ąsy pióra i m aleńkie przycią­

gane papierki. Otóż nigdy człow iek żadną m achiną dotychczas nie zdołał zebrać tyle tego elektrycznego płynu, ile się go zbie­

ra sam ego przez się. w obłokach; b o ' też o ile niezm ierzona prze­

strzeń nieba nad naszemi głow am i od kaw ałka bursztynu i od wszelkiej m achiny je st w iększą, tym więcej je st zapasów elek ­ trycznego płynu i siły, która go w jedno miejscfe skupić może.

W jaki sposób pow ietrze napełnia się elektrycznością, tego lu­

dzie nie doszli jeszcze; ale dośw iadczenie ich nauczyło, że zwy­

kle w porze letniej podczas wielkich upałów , chm ury m ają w ła­

sność zbierania w siebie znacznej m assy elektryczności. W ta ­ kim stanie, gdy w iatr niem i poruszać zacznie, trą się jedne o drugiei a tarcie ich spraw ia też sam e sk u tk i, co tarcie b u r­

sztynu o sukno, to je st: wydobyw a z nich iskry; tylko iskry owe zowia się p io ru n a m i, a trzask im tow arzyszący grzm otem . Ale elektryczność nie tylko się w chm urach znajduje — elektryczność znajduje sie wszędzie, a w ięc i ziemia ma jej w sobie podo- statkiem ; czasem w praw dzie tro ch ę m niej, ale też czasem zno­

(6)

w u choć rzadko się to zdarza, trochę więcej niż obłoki; ch m u ­ ry więc do niej zbliżone w m iarę w łasnego napełnienia m ogą albo jej przesłać, albo też od niej odebrać elektryczność. Ztąd to pochodzi, że pioruny są trojakie:, jed n e biją z chm ury w ch m u ­ rę , te w idziałyście zapew ne, i te przedstaw iają się nam jako w ielkie błyskaw ice; d ru g ie, spadające na ziem ię, uderzające w dom , drzew o, człow ieka, niekiedy w w o d ę, o tych nie raz przynajm niej słyszeć m usiałyście; ale są trzecie, jeszcze bardziej zadziw iające, o których zapew ne nikt w am dotąd nie w spom niał;

te pioruny iskrą swoją ognistą nie z nieba ku ziem i, ale z zie­

mi ku niebu strzelają. Zdarzyło się nie raz, że pioruny z ziemi w ychodzące zabijały ludzi i zw ierzęta. 1 ta k : Dwa wozy n a ła ­ dow ane w ęglem kam ien n y m , pow ożone przez dw óch chłopców m iały przebyw ać rzekę Tweed w Anglii: gdy wyjechali na w zgó­

rze blisko rzeki p o ło żo n e, usłyszeli na oko huk przedłużony, podobny do tego jaki się daje słyszeć przy w ystrzale z wielkiej liczby broni ręcznej. W tej chwili drugi chłopiec, który je c h a ł za pierw szym , widział jak dw a konie i jego towarzysz upadli na ziem ię; konie i chłopiec zostali na m iejscu zabici. D eski u w ozu były u szkodzone, w ęgle porozrzucane na około; w zie­

mi w idać było dwie dziury o k rąg łe, w tych m iejscach gdzie się koła ziemi dotykały, sierść u koni była popalona.

Dnia 9 W rześnia 1 8 4 4 r. w czasie panującej burzy w P a ­ ryżu, widziano o godzinie 7 w ieczorem dwie sm ugi św ietne ró ­ w noległe w zględem siebie, w ychodzące z ziem i, k tó re się w zno­

siły aż do c h m u r; płynienie tych strum ieni elektrycznych połą­

czone było z grzm otom trw ającym blisko 2 U m inut.

(C iąg dalszy nastąpi).

(Ciąg dalszy.)

Elźbietka m iała już z ośm lat; jak się cokolw iek usp o k o iła, w tych słow ach przygody życia sw ojego dzieciom op o w ied ziała:

• liodzice moi mieszkali na wsi; tatulo był cieślą, ale go wzięli na żołnierza. Długo nic o tatu lu nie było słychać. M atula cho­

dziła w ie c ie żąć i grabić, w zimie prała i przędła, i m iałyśm y obie co je ść , ale m atula zaczęła chorow ać i w tedy ani ro b o ty , ani

(7)

jedzenia nie było. Jak cokolw iek w yzdrow iała, jed n eg o dnia ru ­ szyłyśmy w drogę. Szłyśm y długo, długo — przez różne w sie i m iasteczka, nareszcie zaszłyśm y tutaj. Bardzo mi się podobało we L w ow ie, piękne i w ysokie dom y, tyle ludzi, pojazdów. Ale nie długo ta radość trw a ła, bo m niej jeszcze jad łam w m ie śc ie jak na wsi. Matnia kilka tylko pieniądzów m iała i nie m ogła wiele chleba k u pow ać; przyszła do L w ow a żeby się dopytać o tatu la; dow ie­

działa się że już daw no u m arł w szpitalu, i póty nic nie jad ła, póty p ła k ała , póki się ciężko nie rozchorow ała! Jedna k raw co ­ w a bardzo dobra pozwoliła jej leżeć w izbie; daw ała jej ro so ­ łu , ziółek; ale to w szystko nic nie pom ogło i m atula um arła!...

Jak już cały dzień leżała, że m nie ani całow ała, ani słyszała com do niej m ów iła, i tak a zim na była ja k lód, kraw iec kazał ją włożyć w jakąś skrzynię i w7ywiozł gdzieś daleko.

Chciałam iść za m atulą, ale m nie nie pozwolili; płakałam dłu­

go, bo mi bardzo było żal matuli. K raw cow a je ść mi przez ten czas daw ała, ale ona sam a b ie d n a , i dużo ma dzieci. Jeszcze jak m atula żyła, widziałam wiele chłopczyków i dziew czynek daleko m niejszyeh od siebie chodzących po ulicy. Prosili oni panów, i panow ie czasem im nie jednego pieniądza dawali. Zna­

łam ja dobrze, że to nie ładnie tak prosić każdego i napierać się, ale chciałabym też była kupić choć raz chleba dla k raw co ­ w ej; wyszłam w iec na m iasto m im o śniegu i zimna. Nikt mi nic dać nie chciał, i tak m nie zimno przejęło, że aż płakać zaczęłam . S tanęłam sobie pod wielką kam ienicą i już chciałam w racać do dom u bez niczego, kiedy na m nie panicz i p an ien ­ ka zawołali.*

Staś i W andzia mieli pełne łez oczy podczas tego opowia­

dania Elźbietki. W andzia dała jej co tylko m iała pieniędzy na chleb dla kraw cow ej; pobiegła do służącej, dostała od niej b u l­

kę i tro ch ę m asła; Staś przyniósł jej stare sw oje trzewiczki i dał aby w łożyła na nogi. W andzi darow ała ciocia przed kilko­

m a dniam i śliczną chusteczkę jedw abną na kołderkę dla lalki, tę zaraz dała Elźbietce. Ale co do szlafroczka, tego dzieci nie chciały dać bez wiedzy m atki; z niecierpliw ością w ięc oczekiw a­

ły jej pow rotu. — W k ró tce usłyszały tu rk o t, pobiegły do okna, i poznały swoją karetę. Ęjzbietka się przelękła, w sunęła się W kącik za kom inek; dzieci jej m ówiły żeby s ie n ie bała, bo ich m atka tak a dobra, źe jej i pieniędzy i szlafroczek dać każe, a może i co więcej dla niej uczyni.

(D okończenie nastąpi.)

(8)

Ledw ie zaczynacie chodzić i m ów ić lube dziatki! juz sta­

w iają zabawki przed wami. Oprócz rodziców , starsi bracia, sio­

stry, ciotki, b a b k i, krew ni, przyjaciele, w szyscy zarzucają was tysiącem drobiazgów , jak : lalki, koniki, wózki, batozki, żołnie­

rze i rozm aite źwderzątka, k tó re w as baw ią na pierw sze spojrze­

n ie, a w kw adrans zaczynają n u d zić, i ciskacie je z gniew em , druzgoczecie i psujecie. Ileż to złego nauczyć w as m ogą, te niezliczone zabaw ki, którem i w as obsypują! — Najprzód nauczy­

cie się niestałości, będziecie nienaw idziły to , co w as przed pół­

godziną zachw ycało; doznacie niesm aku i n u d ó w ; bo jakżeż czę­

sto widzieć można dzieci zasypiające z unudzenia pośród nieprze­

liczonych zabaw ek! D latego, dzieci, nigdy nie napierajcie się ro ­ dzicom , aby w am kupow ali coraz now e zabaw ki, a starajcie się szanow ać i nie psuć te , jakie m acie. P ytam w as, czyli chło­

paczek, który zawsze je d en w ózeczek ciągnął za sobą przez całe lato , nie je st szczęśliwszy od teg o , co ma całą szafkę napełnioną zabaw kam i? patrzcie! dyszel m u się złam ał, koło spadło, doby­

wa nożyka, struże dyszel, oś zabija patyczkiem , i cieszy się ze swej zręczności, i przy wyka do porządku; gdy przeciw nie, dziec­

ko m ające cały sklep zabaw ek, niech jak ą zepsuje, ciska zaraz w k ą t, a natom iast bierze co innego i znow u psuje, i tak się powoli kształci na pso tn e i szkodliw e stw orzenie.

• S zc zę ść B o ż e ! ' rzekł chłopęzyna idąc koło żniw a, I grzecznie zdjął czapeczkę przed grom adką boża.

•Bóg z a p ła c i' — tysiąc w dzięcznych głosów się odzywa.

■ Ach rośnij, dobre dziecie, pod opieką bożą.

■ M ateczko! ■ ■— rzekło dziecie — ■ jak ci ludzie m ili! •

■ Tak m nie słodko pobożnem słów kiem pozdrowili. > —

• P raw da, aż miło słyszeć,- odpow ie m u m atka,

■ G rzeczny ś b ył dla grom adki, dla ciebie grom adka. ■

Odpowiedzialny R edaktor: Franciszek K saw ery Rełdow ski.

Z drukarni Instytutu narodow ego Imienia O ssolińskich.

Cytaty

Powiązane dokumenty

o uchwaleniu miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego obszaru w Bielsku Podlaskim, ograniczonego ulicami: Białowieską, Pogodna i Warzywna oraz granicą miasta na

 „Pytanie na śniadanie”, „Pytanie na dzień dobry”, „Pytanie na koniec”, „Pytanie, które zabieram do domu”, itp. – codzienny rytuał stawiania pytań, dzieci

Kierownik formy: Maria Biernat – nauczyciel-doradca metodyczny edukacji wczesnoszkolnej WODN w Skierniewicach.. Osoby prowadzące: Monika Zdrojewska nauczyciel –

Krew czyli czerwone promienie oznaczają, że Jezus chce nam dać swoją miłość, wzbudzić nadzieję zmartwychwstania, wzmocnić nasze życie by stało się święte, dodać nam

Poszukując odpowiedzi na postawione powyżej pytania, Canale i  Swain zauważyli, iż pojęcie kompetencji komunikacyjnej jest dość często stosowane jako odwołujące się

Rodzice M aryni cieszyli się bardzo; w iedzieli, że ucząc drugich, sami się najlepiej

H istorya utw orzenia i w yw yższenia człow ieka, rów nie jak histo- rya stw orzenia św iata codziennie się pow

Mieli prócz tego św ięte gaje, św ięte dęby; ich kapłanki i kapłani przepow iadali