• Nie Znaleziono Wyników

Pamiêci naszego przyjaciela Jerzego Kulasa

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Pamiêci naszego przyjaciela Jerzego Kulasa"

Copied!
14
0
0

Pełen tekst

(1)

Szanowny Panie Jerzy,

odszed³eœ zdecydowanie zbyt szybko, zo- stawiaj¹c rodzinê, przyjació³ i swoj¹ Al- mae Matris Gedanensis, z któr¹ by³eœ zwi¹zany od 1977 roku przez wiêkszoœæ swego dojrza³ego ¿ycia.

Dla Politechniki Gdañskiej, z któr¹ siê identyfikowa³eœ i uto¿samia³eœ, zro- bi³eœ bardzo wiele, wiêcej ni¿ mo¿na by wnioskowaæ z nazwy stanowiska, które piastowa³eœ. ¯artobliwie mawia³eœ o sobie „carski urzêdnik”, ale wiadomym by³o, ¿e przede wszystkim by³eœ podpor¹ ka¿dego z 8 rektorów, z którymi przysz³o Ci pracowaæ, a przez 9 lat – Rady Rek- torów Pomorza Nadwiœlañskiego, pe³- ni¹c funkcjê jej sekretarza. Wielu,

³¹cznie z mówi¹cym te s³owa, zgodnie podkreœla, ¿e bez Ciebie nie mog³o obyæ siê ¿adne politechniczne wydarzenie.

Nie sta³eœ podczas tych wydarzeñ na przedzie, ale zawsze by³eœ w pierwszej linii, wœród tych, bez pracy których œwiat³a sceny nie oœwietla³yby aktorów pierwszoplanowych ról tak jasno, jak powinny.

Odszed³eœ nadspodziewanie szybko, w przysz³ym roku œwiêtowa³byœ swój pry- watny politechniczny jubileusz: 30-lecia pracy. A my, wszyscy Twoi wspó³pracow- nicy œwiêtowalibyœmy z Tob¹, tak jak ra- zem œwiêtowaliœmy ostatni, najwiêkszy Jubileusz Politechniki Gdañskiej, Jubile- uszowy Rok Akademicki.

Ty, historyk z wykszta³cenia i wczeœniej wyk³adowca uniwersytecki, zawsze wyko- rzystywa³eœ sw¹ wiedzê i umiejêtnoœci dla naszej uczelni, z któr¹ zwi¹za³eœ siê na trwa³e. Naszej Politechniki Gdañskiej. I wówczas, kiedy tworzyliœmy nasz piêkny herb, i kiedy odtwarzaliœmy pieczo³owi-

cie dzieje naszej Alma Mater, przygoto- wuj¹c kolejne wydawnictwa, ale przede wszystkim w tak fundamentalnych dla du- szy Politechniki akcjach, jak choæby pro- ces rehabilitacji Prof. Damazego Tilgne- ra. Podobn¹, a znacznie wiêcej odwagi wymagaj¹c¹ odpowiedzialnoœæ wykaza³eœ wtedy, gdy w stanie wojennym trzeba by³o zrobiæ wszystko, by unikn¹æ spacyfikowa- nia uczelni, a tak¿e w okresie polskiej transformacji, gdy przysz³o nieznane nowe, a wszystko znane nagle sta³o siê niepewne.

Anga¿owa³eœ siê w wiele przejawów

¿ycia akademickiego naszej uczelni, czyn- nie przy tym wspieraj¹c organizatorów konferencji naukowych i wielu innych przedsiêwziêæ, a równie¿ takie inicjatywy, jak Politechnika Otwarta, w której po- wstaniu mia³eœ swój wa¿ny udzia³. Orga- nizatorów koncertów wspiera³eœ mo¿na by rzec koncertowo, dla wielu stanowi¹c pewny punkt oparcia. Tak jak dla Chóru PG, co w koñcu zrozumia³e dla ka¿dego, kto wiedzia³ o Twojej mi³oœci do muzyki powa¿nej i namiêtnym kolekcjonowaniu doskona³ych nagrañ.

Jako wspó³twórca „Pisma PG” by³eœ, od pocz¹tku jego istnienia, w sk³adzie Ze- spo³u Redakcyjnego i zawsze gotów do pracy, kiedy kolejny numer by³ w przygo- towaniu. To nie jedyne z Twoich dzia³añ na rzecz promocji uczelni. Zanim powsta-

³o „Pismo PG” stworzy³eœ i sam jeden re- dagowa³eœ Biuletyn Informacyjny Poli- techniki Gdañskiej, póŸniej zaœ wspó³dzia-

³a³eœ w budowaniu strony internetowej uczelni, w ostatnich latach dokumentuj¹c na tej witrynie ¿ycie Politechniki Gdañ- skiej w migawkach fotograficznych ujêæ.

Takie kronikarskie zaciêcie historyka, lecz

dziêki niemu wzbogaci³ siê zapis ostatnich kilkudziesiêciu lat historii naszej Alma Mater.

Jerzy Kulas to by³a instytucja!

Twoja praca, i ta codzienna, organiza- cyjna, i ta koncepcyjna, by³a dostrzegana i doceniana; zosta³eœ odznaczony Z³otym i dwoma Srebrnymi Krzy¿ami Zas³ugi oraz uhonorowany Medalem za Zas³ugi dla Po- litechniki Gdañskiej. I Rektorzy, i wspó³- pracownicy, i przyjaciele zgodnie podkre- œlaj¹ Twoje oddanie i nieustaj¹c¹ goto- woœæ do s³u¿by na rzecz Politechniki, lo- jalnoœæ oraz to, ¿e zawsze mo¿na by³o na Tobie polegaæ.

Panie Jerzy, zawsze wiedzia³ Pan o w³aœciwym czasie, w³aœciwym miejscu i w³aœciwym sposobie za³atwienia ka¿dej sprawy, a w tej ostatniej i najwa¿niejszej Pañski znany dyplomatyczny zmys³ za- wiód³ i nas, i Pana.

Spieszmy siê kochaæ ludzi – tak szybko odchodz¹ *

Z g³êbokim smutkiem i poczu- ciem ogromnej straty przyjêliœmy wiadomoœæ o œmierci œp. mgra Jerze- go Kulasa – Kierownika Biura Rek- tora, d³ugoletniego i niezwykle za- s³u¿onego pracownika Politechniki Gdañskiej, cenionego przez wspó³- pracowników, studentów i przyjació³ uczelni, uhonorowanego Medalem za Zas³ugi dla Politechniki Gdañ- skiej, Z³otym Krzy¿em Zas³ugi oraz innymi odznaczeniami pañstwowy- mi. Pozostawi³ po sobie pustkê, któ- rej nie sposób wype³niæ.

¯egnaj¹c Pana Jerzego, sk³adamy szczere wyrazy wspó³czucia Rodzi- nie Zmar³ego

Rektor, Senat, pracownicy oraz ca³a wspólnota akademicka Politechniki Gdañskiej Redaktor Jerzy Kulas odszed³... Na pocz¹tku marca uzgadnia³em z Nim szczegó-

³y kolejnego wydania Pisma PG, jak zwykle w przeddzieñ posiedzenia Zespo³u Re- dakcyjnego, tym razem jednak telefonicznie, bo by³ w domu. Zapyta³em o samopo- czucie i odpowiedzia³, ¿e wzi¹³ zwolnienie w zwi¹zku z badaniami lekarskimi. Wkrótce domowe pielesze, zasobne w mnóstwo ksi¹¿ek i nagrañ muzycznych, przysz³o Mu zamieniæ na sterylne i ciche hospicjum... Gdy Go tam odwiedzi³em, powiedzia³ – pomó¿

mi wstaæ, przecie¿ muszê st¹d wyjœæ! Chwyci³ mocno moje nadgarstki, dŸwign¹³ siê, podkurczy³ nogi, zwinnie obróci³ i zsun¹³ na bok – znaæ, ¿e dobrze to obmyœli³. Do- tkn¹³ pod³ogi, ale inaczej ni¿ zamierza³, bo golenie utknê³y w szczelinie miêdzy mate- racem i boczn¹ os³on¹ ³ó¿ka. Spojrza³em na pielêgniarkê, ale ona tylko uœmiechnê³a siê. – No i co teraz? – zapyta³. Wspólnym wysi³kiem wydobyliœmy nogi z tej pu³apki.

Wyczerpany osun¹³ siê w milczeniu na wznak i ju¿ tylko ruchliwoœæ twarzy i r¹k œwiadczy³a o niespokojnych myœlach... Gdy siê ockn¹³, zacz¹³ rozmawiaæ jak zwykle o Politechnice – Jego ukochanej Politechnice, któr¹ przysz³o Mu opuœciæ 11 maja 2006 r. na zawsze… (cd. na str. 6)

(2)

Jesteœmy œwiadomi, ¿e nie bêdziemy ju¿ mogli prosiæ Ciê o radê ani odwo³aæ siê do Twej m¹droœci i Twego doœwiad- czenia.

G³êboko jednak wierzê, ¿e dzisiaj przy- gl¹dasz siê nam z góry i ³askawie patrzysz na nasze wysi³ki, by nasz¹ uczelniê uczy- niæ nowoczesnym uniwersytetem technicz-

nym, coraz bardziej znanym i cenionym w Europie i na œwiecie.

Spieszmy siê kochaæ ludzi – tak szybko odchodz¹!

W imieniu Senatu Politechniki Gdañ- skiej oraz w imieniu w³asnym Rodzinie

„Nie przeminie wszystko, nie przeminie – kwiaty nie pogasn¹

choæby przysz³o rêce nam z³o¿yæ i po prostu na zawsze zasn¹æ Pamiêæ czystej przyjaŸni zostanie smutna cisza œwiêtojañskich ulic – po odlocie bêdziemy ziemiê z utêsknieniem do ust jeszcze tuliæ Nasze biedne ludzkie zmêczenie, serc otwartych m¹dr¹ ¿yczliwoœæ – po odlocie bêdzie siê jeszcze coœ ziemskiego po niebie æmi³o...”

Niech te strofy wiersza ks. Jana Twar- dowskiego bêd¹ uzupe³nieniem naszej serdecznej pamiêci o Panu Jerzym Kula- sie – prawdziwym przyjacielu Klubu Se- niora Politechniki Gdañskiej. I choæ by³ o tak wiele m³odszy od nas, to jednak zbyt szybko zosta³ przez Wszechmocnego za- brany do wiecznoœci. PrzyjaŸñ nasza da- tuje siê od samego powstania Klubu Se- niora w uczelni naszej, czyli od lat ponad piêtnastu. By³ zawsze z nami i obok nas, towarzyszy³ nam na ka¿dym kroku. By³ naszym najlepszym doradc¹ jako do- œwiadczony i niezwykle m¹dry i taktow- ny kierownik Biura Rektora. Zawsze nam pomaga³ w naszym nieporadnym czasa- mi „urzêdowaniu” i w organizowaniu spo- tkañ okolicznoœciowych z wszystkimi se- niorami Politechniki Gdañskiej. Bra³ za- wsze czynny udzia³ w naszych wyciecz- kach i leœnych wypadach po grzyby. Do- brze rozumia³ potrzeby i ¿ycie ludzi star- szych. £¹czy³y nas z Nim prawdziwe wiê- zy niezwykle szczerej wzajemnej sympa- tii i niezapomnianej bliskoœci. Rozmowy z nim i dyskusje by³y zawsze niezmiernie ciekawe, posiada³ bowiem nieprzeciêtn¹ wiedzê historyczn¹ jako absolwent Uni- wersytetu Gdañskiego i by³y pracownik naukowy Instytutu Historii. Zawdziêcza-

my Mu bardzo wiele, a pamiêæ o tym, kim by³ zawsze dla nas i ile dla nas znaczy³ – nieprêdko zatrze siê w naszych sercach i myœlach. Bardzo ciê¿ko zachorowa³, od- wiedzaliœmy Go w hospicjum, a wizyty te zawsze nami wstrz¹sa³y, ale i umacnia-

³y nas na duchu. Nasze modlitwy o Jego zdrowie i póŸniej o spokój Jego duszy to- warzyszy³y Mu do koñca. Dziwnym zbie- giem okolicznoœci opiekowa³a siê Nim w hospicjum m³oda wolontariuszka, która, jak siê okaza³o, pochodzi³a z Che³mna – tego samego miasta na ziemi dobrzyñ- skiej, w którym i On siê urodzi³, miesz- ka³, a o którym jak¿e czêsto wspomina³ ze wzruszeniem w rozmowach z przyja- ció³mi. I to by³o tak, jakby ktoœ bliski w ostatnich chwilach Jego ¿yciowej wê- drówki pomaga³ dŸwigaæ Mu krzy¿ cier- pienia, nios¹c jednoczeœnie chrzeœcijañsk¹ pociechê znêkanej duszy w jej drodze do Pana.

Pamiêci naszego przyjaciela Jerzego Kulasa

I niech jeszcze raz usta nasze, ¿egna- j¹c na zawsze drogiego nam Jerzego, wy- powiedz¹ ze wzruszeniem niewielki frag- ment wiersza ks. Jana Twardowskiego o

„mi³oœci dobrzyñskiej”, a równoczeœnie i che³miñskiej rodzinnej Jego ziemi, z któ- rej rozpocz¹³ jak¿e szybko przerwan¹ swoj¹ niezbyt d³ug¹ wêdrówkê.

„W kolebce ramion mi³oœci – na rozrzuconych p³aszczach Wis³y dalekiej brzask

wsparty o Wis³y ch³odny g³az daleki Dobrzyñ sta³ w dzwonach jak w têczach

w nocy opuszczonym he³mie”

Drogi Jurku! Nie zapomnimy o Tobie i bêdziemy siê modliæ za Ciebie, za spokój Twojej duszy. Obiecujemy Ci to solennie.

Seniorzy z Klubu Seniora Politechniki Gdañskiej, maj 2006 r.

Gizella Bober, Jadwiga Lipiñska Klub Seniora

10-lecie Klubu Seniora, 5 lutego 2000 r. Od lewej: prof. Aleksander Ko³odziejczyk – ówczesny rektor PG, Jerzy Kulas – kierownik Biura Rektora, Gizella Bober – przewodnicz¹ca Klubu Seniora Fot. Tadeusz Chmielowiec Zmar³ego Jerzego Kulasa i wszystkim Jego bliskim sk³adam wyrazy najserdecz- niejszego wspó³czucia.

* Ostatnie po¿egnanie, jakie wyg³osi³ rektor Politechniki Gdañskiej, prof. dr hab. in¿. Janusz Rachoñ, podczas uro- czystoœci ¿a³obnej na cmentarzu Sre- brzysko w Gdañsku, 15 maja 2006 r.

(3)

Cd. ze str. 4

P

ana Jerzego Kulasa pozna³em w stycz- niu 1991 roku; by³o to króciutkie spo- tkanie, ledwie moment. Otó¿ odbieraj¹c swój paszport w Ambasadzie USA, otrzy- ma³em równie¿ paszport p. prof. Edmun- da Wittbrodta, zobowi¹zuj¹c siê, ¿e od- dam ten dokument osobiœcie. I w³aœnie przy tej okazji w gabinecie rektorskim po raz pierwszy uœcisn¹³em rêkê szefa Biura Rektora. Wkrótce mieliœmy poznaæ siê bli¿ej, na co z³o¿y³y siê dwa powody.

Wiosn¹ 1992 r. powstawa³ projekt zorga- nizowania pierwszej w Polsce miêdzyna- rodowej konferencji poœwiêconej dzie- dzictwu techniki i na proœbê p. rektora pomoc¹ mia³ mi, jako sekretarzowi tego przedsiêwziêcia, s³u¿yæ p. Kulas. Na je- sieni tego¿ roku dodatkowo zbli¿y³a nas rektorska inicjatywa wydawania czasopi- sma uczelnianego i regularnej audycji ra- diowej w rozg³oœni SAR. By³ to zaledwie mój pi¹ty rok pracy na PG i nie mia³em pe³nego rozeznania w funkcjonowaniu tej machiny. I tak te dwa projekty pod wspól-

nym mianem humanizacji techniki sprzê- g³y mnie z osob¹ Pana Jurka na dobre. Na

„per ty” przeszliœmy jesieni¹ 1993 r., gdy mieliœmy ju¿ za sob¹ sukces wspomnia-

nej konferencji, jak i pierwsze numery Pisma PG, wprawdzie skromne, ale przy- jête przez œrodowisko bez zgrzytów. Ry- zyko tych innowacyjnych przedsiêwziêæ bardzo mnie stresowa³o, lecz szczêœliwie nie by³em sam i mog³em liczyæ na ¿yczli- woœæ kilku osób, a poœród nich i Jurka, którego rady chroni³y mnie przed pope³- nianiem b³êdów, gaf itp. Jurek by³ fizjo- nomikiem i w pierwszej minucie kontak- tu wyrabia³ sobie zdanie o cz³owieku. Ten dar bardzo mu pomaga³ w pracy, a i ja z tego korzysta³em.

Zespó³ Redakcyjny Pisma PG z nu- meru na numer, a w³aœciwie z posiedze- nia na posiedzenie dociera³ siê, wypra- cowywa³ metody pracy we wspania³ej – jak to postrzegam z dzisiejszej perspek- tywy – atmosferze partnerstwa. Siedem równoprawnych osób, tak ró¿nych, a ro- zumiej¹cych siê w pó³ s³owa... To by³ fa- scynuj¹cy przyk³ad skutecznego dzia³a- nia, poddaj¹cy w w¹tpliwoœæ przys³owie

„gdzie kucharek szeœæ…”. A przytrafia-

³y siê sprawy trudne, nad którymi redak- cja d³ugo debatowa³a, a decyzje nieko- niecznie wszystkich równo satysfakcjo- nowa³y. W takich przypadkach rola Jur- ka by³a nie do przecenienia; On zawsze wiedzia³, co piszczy w trawie i gdzie œpi licho. Czasem wytyka³ mi – i ty tego nie wiesz? Przyjaciele nazywali go – trochê

¿artobliwie, trochê pochlebczo – kanc- lerzem. Urodzony i wykszta³cony huma- nista, nigdy nie da³ mi odczuæ mojego technokratycznego rytu jako wady, a na- wet zdarza³o siê, ¿e konsultowa³ ze mn¹ swoje teksty, które z jakiegoœ powodu sprawia³y mu k³opot. W hospicjum, Pani Jubileuszowe zebranie redakcji Pisma PG – 1998 r. Pierwszy od lewej Jerzy Kulas

Fot. Tadeusz Chmielowiec.

Jubileuszowe spotkanie z okazji 100. wydania Pisma PG – 2004 r. Fot. Krzysztof Krzempek

(4)

Barbara, Jego siostra, zapyta³a, czy mnie poznaje, a On na to: – no pewnie, to jest pan Affelt. A spodziewa³em siê us³yszeæ po prostu „Waldek”. Epizod ten ujawnia Jego naturalny szacunek dla drugiego cz³owieka, cechê dziœ rzadk¹. Gdy nie staje szacunku, nie sposób spodziewaæ siê taktownoœci czy uprzejmoœci. Tema- tyka komunikacji spo³ecznej fascynowa-

³a nas obu… Jurek ceni³ „mówienie otwartym tekstem”, co oszczêdza³o czas i eliminowa³o nieporozumienia; w obra- dach Zespo³u Redakcyjnego nadal sto- sujemy tê zasadê. Ale Jurek lubi³ i inne zgo³a sposoby komunikowania – potra- fi³ bawiæ siê rozmow¹. Zdarza³o siê, ¿e popuszczaj¹c cugle urzêdowoœci, podej- mowa³ marivaudage, w meandrach nar- racji osadzaj¹c rozliczne dygresje, wy- szukane asocjacje i b³yskotliwe facecje.

Dzieñ posiedzenia Zespo³u oznacza³ dla Niego sposobnoœæ ku temu. Nieraz roz- gadywa³ siê i musia³em dyscyplinowaæ przebieg spotkania, za to póŸniej ju¿ mo- gliœmy sobie pou¿ywaæ i pogadaæ. Za- wsze umiejêtnie godzi³ swoje rozliczne obowi¹zki kierownika dzia³u z tymi kil- koma godzinami wyrwanymi na redago- wanie Pisma PG. Ceni³ swój bezpoœred- ni udzia³ w kszta³towaniu wizerunku Politechniki Gdañskiej i z pewnoœci¹ lubi³ tê pracê...

Bywa³o, ¿e wychodziliœmy z naszej Alma Mater przypadkiem o tym samym czasie, a spotkawszy siê, przysiadaliœmy na ³awce pod portierni¹, gaworz¹c o tym

i owym. On postrzega³ Gmach G³ówny jako miejsce zdarzeñ, w których uczest- niczy³ lub które dociekliwie rekonstru- owa³ na podstawie przekazów, ja zaœ wi- dzia³em na budynku przede wszystkim sceneriê znaczeñ. On coœ mi opowiada³ i ja jemu coœ... Lubi³em tak sobie poroz- mawiaæ, a pod naszymi s³owami zalega-

³y ksi¹¿ki, i te przeczytane, i te przegl¹- dane. (Urna z prochami Jurka ma kszta³t pulpitu z zamkniêt¹ ksiêg¹.) Zdumiewa-

³y Go moje zainteresowania i… oby siê myli³. Rozmawialiœmy na rozmaite tema- ty, a w tym i o zmianach pokoleniowych, które On na moje pocieszenie osadza³ po prostu w prawid³ach procesów dziejo- wych. Z faktów uk³ada³ puzzle, a na pod- stawie uzyskanego obrazu wysnuwa³ prognozy, trafne prognozy. Tak pewnie przejawia siê m¹droœæ...

Nieraz mawia³ z wyrzutem – nie by³eœ na NASZYM koncercie! Pewnie uwa¿a³ mnie za muzycznego ignoranta, albo „dê- bowe ucho”. Uto¿samia³ siê z Politech- nik¹ i anga¿owa³ szczególnie w jej ¿ycie kulturalne; napisa³ o tym artyku³y (patrz:

Pismo PG nr 6/1999, 6/2000, 1/2003, 6/

2004). Prze¿ywa³ wszystkie wielkie im- prezy na PG, ale wspomnê jedynie Jego udzia³ w przygotowaniu uroczystoœci na 4 paŸdziernika 2004 r. w sali Polskiej Fil- harmonii Ba³tyckiej na O³owiance. Obser- wowa³em z górnego rzêdu, jak dyskret- nie czuwa³ nad realizacj¹ scenariusza.

Wówczas przywiód³ mi na myœl Tadeusza Kantora, który zwyk³ osobiœcie sprawo-

W dwóch ró¿nych ¿yjemy œwiatach, Na ziemskim ju¿ nie ma Jerzego

Na pewno po latach, po latach, po latach Tam pójdziemy wszyscy – odwiedzimy go.

Na korytarzu ju¿ nie spotkam Jerzego, Z którym uœciski wymienia³em d³oni.

Nie powiem – czo³em! Witaj Kolego!

Z b³êkitnej nieba patrzy teraz toni.

Dziwne w g³owie rodzi siê marzenie, Chcia³bym jeszcze spotkaæ Jerzego, A to ju¿ takie wielkie oddalenie Tutaj na ziemi nie ma wiêkszego, Odszed³ szybko i odszed³ w cierpieniu, Cierpia³a dusza – cierpia³o cia³o, Tak jest ju¿ w naszym ludzkim istnieniu Tego ¿ycia tak du¿o, a jednak za ma³o.

Chcia³bym jeszcze spotkaæ Jerzego

Marek Biedrzycki Dzial Wspó³pracy z Zagranic¹ Fot. Jerzy Kulas

waæ misterium swojego teatru. Lubi³em i ceni³em tê pedantyczn¹ dok³adnoœæ, sztywn¹ nieco s³u¿bistoœæ i staroœwieck¹ urzêdowoœæ Jurka o pomorskiej prowe- niencji, ten Jego perfekcjonizm organiza- cyjny. Okaza³o siê, ¿e jesteœmy zgodni co do tego, ¿e „dobrej organizacji w ogóle nie widaæ” oraz „gdy impreza w toku, to ju¿ nic nie zmieniaj”. Jego dyscyplina we- wnêtrzna jakoœ sz³a w parze z wysubli- mowanym zmys³em estetycznym, o czym œwiadczy³ staranny dobór tkanin i barw w jego ubiorze, w ostatnich latach zestawia- nych jakby odwa¿niej. W hospicjum, pa- trz¹c mi w twarz, zapyta³: – czy jestem dok³adnie ogolony, jak wygl¹dam?

Odszed³ znajomy, z którym nie wi¹za-

³a mnie s³u¿bowa zale¿noœæ, jednakowo¿

po³¹czy³y nas kolejne wydania Pisma PG – ³¹cznie 115 numerów. Zatem nie odszed³ On zupe³nie – pozostaje w owym zespo-

³owym dziele, wik³aj¹cym Jego „wczoraj”

i nasze wci¹¿ jeszcze „dziœ”. W tym nu- merze nazwisko Jurka widnieje po raz ostatni w stopce redakcyjnej, ale jakaœ cz¹stka Jego osobowoœci trwaæ bêdzie nadal nie tylko w pamiêci mu wspó³cze- snych. To taki przywilej redaktorów…

Waldemar Affelt Sekretarz Zespo³u Redakcyjnego Pisma PG

(5)

N

iew¹tpliwym zaszczytem i nie lada wyró¿nieniem dla naszej Alma Ma- ter jest fakt, ¿e I Pomorski Kongres Oby- watelski odby³ siê w³aœnie w jej murach.

13 maja br. o godz.10.00 Jan Szomburg, prezes Instytutu Badañ nad Gospodark¹ Rynkow¹ zainaugurowa³ I Pomorski Kon- gres Obywatelski przebiegaj¹cy pod ha- s³em „W stronê wspólnoty regionalnej”.

Idea Kongresu brzmi niezwykle wymow- nie: „Przez dialog do zaufania i wspó³pra- cy” i prowadzi do pozapolitycznej, otwar- tej debaty wokó³ przysz³oœci Pomorza.

I Pomorski Kongres Obywatelski mo¿- na uznaæ za kontynuacjê Kongresu Oby- watelskiego, który odby³ siê w Warsza- wie w listopadzie 2005 roku. Wówczas debata toczy³a siê nad wizj¹ rozwoju Pol- ski, czego naturaln¹ konsekwencj¹ jest przejœcie do rozwa¿añ nad wizerunkiem konkretnego regionu.

Up³ynê³o dok³adnie 7 lat od powstania samorz¹dowego województwa, mimo to w tym czasie nie powsta³a spójna, oparta na wspó³pracy wspólnota regionalna. Dla-

tego w³aœnie nadrzêdnym celem Kongre- su by³o otwarcie drzwi prowadz¹cych w kierunku budowy owej wspólnoty, umo¿- liwiaj¹cej podejmowanie d³ugofalowych dzia³añ na skalê ca³ego województwa.

Kongres sta³ siê zatem miejscem dialogu miêdzy subregionami Pomorza, a tym sa- mym miêdzy ró¿nymi pokoleniami i œro- dowiskami spo³ecznymi.

Ci, którzy zdecydowali siê na udzia³ w Kongresie – ponad 500 osób, poœród któ- rych znaleŸli siê ludzie bardzo m³odzi i starsi, uznani naukowcy i uczniowie, biz- nesmeni i bezrobotni, samorz¹dowcy, po- litycy oraz przedstawiciele organizacji pozarz¹dowych i œwiata kultury – uto¿sa- mili siê tym samym z przes³aniem, ¿e tyl- ko dialog prowadzi do zaufania, a zaufa- nie do owocnej wspó³pracy.

W³aœnie problem zaufania sta³ siê myœl¹ przewodni¹ wyst¹pienia zamyka- j¹cego Kongres, które wyg³osi³ Prof. Je- rzy Buzek, by³y Premier RP, a obecnie Pose³ do Parlamentu Europejskiego. Tezê tê podnosi³ równie¿ Prof. Piotr Sztompka

w swoim referacie „O potrzebie wspólnoty obywatelskiej”. Autor stara³ siê odpowie- dzieæ na pytanie, czym jest wspólnota oby- watelska. Podkreœla³, ¿e s¹ trzy rodzaje wiêzi moralnej, konstytuuj¹ce wspólnotê obywatelsk¹: zaufanie, lojalnoœæ i solidar- noœæ. „Zaufanie to oczekiwanie godnego postêpowania innych – innych ludzi, in- stytucji, organizacji – wobec nas, licze- nie na ich kompetencje, uczciwoœæ, praw- domównoœæ. Lojalnoœæ to druga strona za- ufania: powinnoœæ nienaruszania zaufa- nia, jakim zostaliœmy obdarzeni, i wywi¹- zywania siê z podjêtych zobowi¹zañ. So- lidarnoœæ to troska o interesy innych, ob- jêtych granicami „my”, czyli o dobro wspólne i gotowoœæ do dzia³ania na rzecz dobra wspólnego, nawet wtedy gdy wy- maga to wyrzeczeñ z naszej strony. I to wcale nie z jakichœ pobudek altruistycz- nych, lecz w wyniku zrozumienia, ¿e je¿eli

„nam” bêdzie lepiej, to bêdzie lepiej i

„mnie”” – mówi³ Profesor Sztompka (ca³e wyst¹pienie zamieszczamy dalej).

Jak¿e logiczne to s³owa, jak m¹dre i jak jednoczeœnie niewielkie znajduj¹ zrozu- mienie i zastosowanie w realnym ¿yciu Polaków. Bo choæ wiêkszoœæ z nas dosko- nale rozumie sam¹ ideê, na niej przecie¿

oparte s¹ silne wiêzi rodowe, to w niewiel- kim stopniu stosujemy j¹ w szerszym gro- nie – s¹siedzkim, zawodowym, wspólno- ty lokalnej czy wreszcie narodowej. A ja- kie s¹ tego skutki? Wed³ug s³ów Profeso- ra – „Atrofia spo³eczeñstwa obywatelskie- go przejawia siê albo w skrajnym zawê-

¿eniu wiêzi moralnej – tylko do mojej ro- dziny, mojego krêgu przyjació³, mojej par- tii, mojej frakcji, mojej koterii – albo w ogóle w os³abieniu czy zaniku tych trzech rodzajów wiêzi moralnej. Gdy zaufanie, lojalnoœæ i solidarnoœæ obowi¹zuj¹ tylko w w¹skim krêgu „swoich”, a wobec in- nych stosuje siê regu³y przeciwne, wspól- nota obywatelska zostaje rozbita.” A spo-

³eczeñstwo obywatelskie, jak argumento- wa³ Prof. Sztompka, to najcenniejszy ka- pita³ spo³eczny, bez którego demokracja funkcjonowaæ nie mo¿e.

Mówi¹c o wspólnocie regionalnej, warto wzi¹æ pod uwagê fakt, ¿e woj. po- morskie w wiêkszoœci rankingów plasuje siê na 6. b¹dŸ 7. pozycji wœród wszyst- kich polskich województw. Co zrobiæ, aby

Relacja z I Pomorskiego Kongresu Obywatelskiego

„Przez dialog do zaufania i wspó³pracy”, czyli jak zbudowaæ to¿samoœæ regionaln¹

Pomorski Kongres Obywatelski „W stronê wpólnoty regionalnej”

13 maja 2006 r., Politechnika Gdañska

Fot. archiwum Instytutu Badañ nad Gospodark¹ Rynkow¹

(6)

Pomorze znalaz³o siê w grupie trzech naj- bardziej rozwiniêtych województw?

Wokó³ tego pytania ogniskowa³a siê te- matyka debat kongresowych, która choæ bardzo zró¿nicowana, zawsze dotyczy³a naszego regionu.

Gdy uczestnicy zastanawiali siê nad to¿samoœci¹ Pomorza, podkreœlali, ¿e wo- jewództwo pomorskie jest tworem sztucz- nym, czyli ³¹cz¹cym tereny o ró¿nej prze- sz³oœci historycznej, o innej to¿samoœci terytorialnej oraz o innym stopniu rozwoju gospodarczego i cywilizacyjnego. „To¿- samoœci pomorskich”– jak podkreœlali uczestnicy – jest naprawdê wiele. Aby zbudowaæ jedn¹ to¿samoœæ regionaln¹, nale¿y zacz¹æ od rodziny, zwi¹zków lo- kalnych, poszczególnych dzielnic, miasta a¿ po subregiony – to podstawa do jedno- œci regionalnej. Konieczne jest tak¿e, jak podkreœla³ prof. Stefan Chwin, obudzenie

„ducha pomorskiego”. Sporo czasu po- œwiêcono aktywnoœci m³odzie¿y, od wy- chowania której zale¿y w du¿ym stopniu tworzenie spo³eczeñstwa obywatelskiego i rozwój nowoczesnej gospodarki Pomo- rza. Debatuj¹cy starali siê odpowiedzieæ na pytanie: Dlaczego m³odzi ludzie emi- gruj¹ z Pomorza za granicê? Czy dlatego,

¿e s¹ bierni i chc¹ podj¹æ jak¹kolwiek pra-

cê najemn¹, czy te¿ dlatego, ¿e s¹ aktyw- ni i „dusz¹ siê” na Pomorzu? W obu ewen- tualnoœciach jest sporo prawdy, tote¿ na- le¿y g³oœno mówiæ o wp³ywie edukacji i kultury na rozkwit naszego regionu i sta- rannie kszta³towaæ wzorce zachowañ m³o- dych.

Burzliwa okaza³a siê sesja pt. „Jakich elit potrzebujemy? Jak je wy³aniaæ?”, któr¹ prowadzi³a Barbara Szczepu³a. Najm³odsi uczestnicy debaty wyra¿ali pogl¹d, ¿e eli- ty utrudniaj¹ im awans, zarówno spo³ecz- ny, jak i zawodowy. Niektórzy podkreœla- li, ¿e Polacy niechêtnie s³uchaj¹ elit, a inni, w których gronie znalaz³ siê m.in. Witold

¯ylicz, dyrektor National Oilwell Poland, ostrzegali, ¿e Polska zbyt lekkomyœlnie pozbywa siê inteligencji technicznej. Mó- wi¹c o fa³szywej elicie jako „szewcach, krawcach i fryzjerach oraz szemranych re-

¿yserach” pisarz Pawe³ Huelle dokona³ iro- nicznej trawestacji dzie³a Witkacego. Wa¿- na by³a równie¿ kwestia stworzenia mostu porozumienia miêdzy elitami a mieszkañ- cami regionu. Nie mniej nurtuj¹ce by³y kwestie œciœle dotycz¹ce Trójmiasta.

Uczestnicy zastanawiali siê m.in. nad tym, w jaki sposób otworzyæ Trójmiasto na sub- regiony i odwrotnie? na czym powinno po- legaæ przywództwo Trójmiasta? oraz: w

jaki sposób tworzyæ zwarty organizm aglo- meracji trójmiejskiej?

Nie sposób oczywiœcie wyliczyæ wszystkie kwestie, które zajmowa³y uczestników Kongresu, jednak z ca³¹ pew- noœci¹ mo¿na stwierdziæ, ¿e wszystkie dysputy i dociekania przebiega³y w atmos- ferze przepe³nionej pozytywn¹ energi¹.

Taki klimat doskonale sprzyja³ wymianie informacji, pomys³ów i idei.

Regionalne rekolekcje obywatelskie, bo takim mianem okreœlano Kongres, kie- rowa³y ku zachowaniu fundamentalnych wartoœci, norm zachowañ i postaw, a przez to zmierza³y do prawdziwej, obywatel- skiej samorz¹dnoœci. Z tego wzglêdu nie bêdzie zbyt daleko id¹ce stwierdzenie, ¿e debaty kongresowe urzeczywistni³y prze- wodnie has³o Kongresu. Œwiadczy o tym chocia¿by fakt, ¿e uczestnicy postanowi- li tworzyæ Pomorskie Sieci Dialogu, bê- d¹ce kontynuacj¹ idei kongresowych. Dla tego celu uruchomiono specjalny pomor- ski portal dyskusji obywatelskiej:

www.ForumPomorze.pl

Beata Orza¿ewska Ewa Kuczkowska Biuro Rzecznika Prasowego Politechniki Gdañskiej

W

l831 roku francuski myœliciel po- lityczny Alexis de Tocqueville po- jecha³ do Ameryki i odkry³ tajemnicê

amerykañskiej demokracji: oddoln¹ zdolnoœæ do mobilizacji, organizowania siê, stowarzyszania, wspó³dzia³ania. W s³ynnym dziele „Demokracja w Amery- ce” pisa³: „Niezale¿nie od wieku, pozy- cji i poziomu umys³owego Amerykanie nieustannie siê stowarzyszaj¹. Maj¹ nie tylko towarzystwa handlowe i przemy- s³owe, do których nale¿¹ wszyscy, ale równie¿ mnóstwo innych. (...) Ameryka- nie stowarzyszaj¹ siê w celu organizo- wania zabaw, tworzenia seminariów, budowania zajazdów, wznoszenia ko- œcio³ów, rozpowszechniania ksi¹¿ek, wysy³ania misjonarzy na antypody. W ten w³aœnie sposób zak³ada siê w Ameryce szpitale, wiêzienia, szko³y.” (Demokra- cja w Ameryce, Kraków 1996, wyd. Znak, tom I s.116).

Sto czterdzieœci lat póŸniej, w 1970 roku, amerykañski politolog z Harvardu Robert Putnam pojecha³ do W³och i od- kry³ tajemnicê prosperuj¹cej pó³nocy i zacofanego po³udnia. W ksi¹¿ce „Demo-

kracja w dzia³aniu” pisa³: „Niektóre re- giony W³och maj¹ szczêœcie, poniewa¿

¿ywe s¹ w nich normy obywatelskiej ak- tywnoœci i zaanga¿ówania, podczas gdy nad innymi ci¹¿y przekleñstwo stosun- ków politycznych kszta³towanych przez sztywne, hierarchiczne zale¿noœci, a

¿ycie publiczne cechuje fragmentacja, izolacja i atmosfera nieufnoœci. (...) W najbardziej obywatelskich regionach, takich jak Emilia-Romania, obywatele aktywnie anga¿uj¹ siê we wszystkie ro- dzaje lokalnych zrzeszeñ – stowarzysze- nia literackie, lokalne orkiestry, kluby myœ³iwskie, spó³dzielnie i tak dalej. ¯ywo œledz¹ sprawy publiczne w lokalnej pra- sie i anga¿uj¹ siê w politykê z progra- mowego przekonania” (Demokracja w dzia³aniu, Kraków 1995, wyd. Znak, ss.

31-32 i 149). To Putnam w³aœnie wpro- wadza do literatury socjologicznej i po- litologicznej pojêcie spo³eczeñstwa oby- watelskiego i kapita³u spo³ecznego. Kon- statuje: „Zdecydowanie najwa¿niejszym czynnikiem odpowiedzialnym za dobry rz¹d jest stopieñ, w jakim spo³eczne i polityczne ¿ycie w regionie zbli¿a

O potrzebie wspólnoty obywatelskiej

Fot. archiwum Instytutu Badañ nad Gospodark¹ Rynkow¹

(7)

siê do idea³u wspólnoty obywatelskiej”

(s. 183).

Znów mija trochê lat i idee spo³eczeñ- stwa obywatelskiego i samorz¹dnej rze- czypospolitej staj¹ siê sztandarowymi has³ami opozycji demokratycznej: zna- laz³y siê w dokumentach KOR-u i Soli- darnoœci, w Karcie 77 i esejach Vaclava Havla w Czechos³owacji, w artyku³ach Janosa Kisa i Elmera Hankisa na Wê- grzech, w tekstach Adama Michnika i Boles³awa Geremka. W 1990 roku Jan Pawe³ II przewodniczyl w Castel Gan- dolfo konferencji intelektualistów po- œwiêconej budowaniu spo³eczeñstwa obywatelskiego (zob. Europa i spo³e- czeñstwo obywatelskie, Kraków 1994, wyd. Znak). Praktyczne doœwiadczenie rekonstrukcji spo³eczeñstwa obywatel- skiego po czasach totalitarnej „pró¿ni spo³ecznej” sta³o siê ogromnym osi¹- gniêciem krajów postkomunistycznych, do dziœ z podziwem analizowanym i teo- retycznie rozwijanym przez filozofów, socjologów, czy politologów w ca³ym œwiecie (zob. J. Szacki, red., Ani ksi¹¿ê, ani kupiec: obywatel, Kraków 1997, wyd.

Znak).

Inaczej jednak postrzega ideê spo³e- czeñstwa obywatelskiego architekt ak- tualnej polskiej polityki, Jaros³aw Ka- czyñski : „Pomys³ na spo³eczeñstwo oby- watelskie obs³ugiwa³ (...) przede wszyst- kim interes polityczny grup dysydenc- kich, które wychodzi³y – czy to w sensie czysto biograficznym czy œrodowisko- wym – z realnego socjalizmu. One chcia-

³y mieæ jakiœ wehiku³ polityczny, bo sil- nej partii nigdy nie uda³o siê im zbudo- waæ. Takim wehiku³em sta³y siê struktu- ry spo³eczeñstwa obywatelskiego, prze- ciwstawione polityce i pañstwu. Owo

spo³eczeñstwo obywatelskie mia³o byæ przy tym konstrukcj¹ ca³kowicie beztre- œciow¹” (Wywiad w „Dzienniku”

21.IV.2006). Dezawuowanie spo³eczeñ- stwa obywatelskiego jest prost¹ konse- kwencj¹ apoteozy pañstwa. Obie tenden- cje s¹ logicznie powi¹zane. I obie uwa-

¿am za niebezpieczne dla polskiej demo- kracji.

Czym bowiem jest wspólnota oby- watelska, spo³eczeñstwo obywatelskie, ten najcenniejszy kapita³ spo³eczny, bez którego demokracja funkcjonowaæ nie mo¿e? Najproœciej wyra¿a to owo ma- giczne s³owo „my”, „my, lud” od któ- rego zaczyna siê biblia demokracji – amerykañska konstytucja i którym za- czyna³ swoje s³ynne przemówienie w amerykañskim kongresie Lech Wa³êsa.

„My” – to znaczy zbiór ludzi, pomiê- dzy którymi istniej¹ silne wiêzi moral- ne, którzy dziêki tym wiêziom tworz¹ wspólnotê zdoln¹ do wspólnego myœle- nia i wspólnego dzia³ania we wspólnych sprawach. Takie wiêzi, niejako horyzon- talne, poziome, s¹ czymœ zupe³nie in- nym od pionowych, wertykalnych wiê- zi w³adzy, podporz¹dkowania jednych ludzi drugim, poddanych – w³adzy pañ- stwowej.

S¹ trzy rodzaje wiêzi moralnej kon- stytuuj¹ce wspólnotê obywatelsk¹: za- ufanie, lojalnoœæ i solidarnoœæ. Zaufanie to oczekiwanie godnego postêpowania innych – innych ludzi, instytucji, orga- nizacji – wobec nas, liczenie na ich kom- petencje, uczciwoœæ, prawdomównoœæ.

Lojalnoœæ to druga strona zaufania: po- winnoœæ nienaruszania zaufania, jakim zostaliœmy obdarzeni, i wywi¹zywania siê z podjêtych zobowi¹zañ. Solidarnoœæ to troska o interesy innych, objêtych gra-

nicami „my”, czyli o dobro wspólne i gotowoœæ do dzia³ania na rzecz dobra wspólnego, nawet wtedy gdy wymaga to wyrzeczeñ z naszej strony. I to wcale nie z jakichœ pobudek altruistycznych, lecz w wyniku zrozumienia, ¿e je¿eli

„nam” bêdzie lepiej, to bêdzie lepiej i

„mnie”.

Atrofia spo³eczeñstwa obywatelskie- go przejawia siê albo w skrajnym zawê-

¿eniu wiêzi moralnej – tylko do mojej rodziny, mojego krêgu przyjació³, mojej partii, mojej frakcji, mojej koterii – albo w ogóle w os³abieniu czy zaniku tych trzech rodzajów wiêzi moralnej. Gdy zaufanie, lojalnoœæ i solidarnoœæ obowi¹- zuj¹ tylko w w¹skim krêgu „swoich”, a wobec innych stosuje siê regu³y przeciw- ne, wspólnota obywatelska zostaje roz- bita. W to miejsce pojawia siê inny typ wspólnoty, w skrajnej postaci wystêpu- j¹cy w mafii, który dlatego nazwaæ mo¿- na wspólnot¹ mafijn¹. Wspólnota oby- watelska zanika tak¿e wtedy, gdy w szer- szych krêgach spo³ecznych w miejsce wiêzi moralnych uzyskuj¹ przyzwolenie, a nawet uznanie, amoralne relacje do innych. Antytez¹ zaufania jest cynizm, czyli rozpowszechniona podejrzliwoœæ, nieufnoœæ, przypisywanie innym najni¿- szych motywów, doszukiwanie siê wszechobecnych spisków czy uk³adów.

Antytez¹ lojalnoœci jest manipulacja, czyli wykorzystywanie zaufania innych, ich naiwnoœci, ³atwowiernoœci, pos³ugi- wanie siê oszustwem i k³amstwem. An- tytez¹ solidarnoœci jest obojêtnoœæ, czy- li skrajna interesownoœæ, egoizm, indy- ferentyzm wobec szkód czy cierpieñ in- nych.

Prawdziwych obywateli, a wiêc uczestników obywatelskiej wpólnoty, nie da siê nominowaæ odgórnie. Nie za- pewni tego nawet najbardziej okaza³y pañstwowy „Instytut Klonowania Oby- wateli”. Obywatelami ludzie sami siê staj¹ wtedy, gdy w³adza otwiera im wolne pole uczestnictwa w ¿yciu pu- blicznym, daje szanse na sensown¹ ak- tywnoœæ, której owoce nie s¹ marnotra- wione, gdy pañstwo strze¿e regu³ gry na tym spo³ecznym boisku, a elity poli- tyczne daj¹ przez swoje w³asne dzia³a- nia dobre przyk³ady cnót obywatel- skich: kompetencji, rzetelnoœci, konse- kwencji, uczciwoœci, prawdomównoœci, troski o dobro wspólne.

Istnienie wspólnoty obywatelskiej opartej na wiêziach moralnych – zaufa- niu, lojalnoœci, solidarnoœci – to klucz Fot. archiwum Instytutu Badañ nad Gospodark¹ Rynkow¹

(8)

do pomyœlnoœci spo³eczeñstwa. W go- spodarce sprawia, ¿e obywatele zak³a- daj¹ firmy, inwestuj¹, oszczêdzaj¹, bior¹ kredyty, tworz¹ innowacje – a efektem ich zbiorowej aktywnoœci jest wzrost go- spodarczy. W polityce wiêzi moralne sprawiaj¹, ¿e obywatele id¹ do wyborów, uczestnicz¹ w dzia³alnoœci samorz¹do- wej, powo³uj¹ organizacje pozarz¹dowe, stowarzyszenia, fundacje, uczestnicz¹ w ruchach spo³ecznych, interesuj¹ siê spra- wami publicznymi. Têtno ¿ycia politycz- nego bije wtedy na dole, w krêgach spo-

³eczeñstwa obywatelskiego, a w³adza poprzez dobre prawa i sprawne instytu- cje strze¿e tylko przed nadu¿yciami. W

¿yciu codziennym wiêzi moralne spra- wiaj¹, ¿e odnosimy sie do innych z ¿ycz- liwoœci¹ i liczymy na to samo od innych, uœmiechamy siê do nieznajomych, po- magamy obcym, nie boimy siê nowych kontaktów, otwieramy tolerancyjnie na odmiennych od nas.

W spo³eczeñstwie przenikniêtym ta- kim klimatem gdzieœ w spo³ecznej pod- œwiadomoœci zakorzenia sie regu³a:

wierz, ¿e inni obywatele, instytucje, fir- my, organy w³adzy s¹ godne zaufania, lojalnoœci i solidarnoœci, w ka¿dym ra- zie dopóki nie poka¿¹, ¿e s¹ niewiary- godne. Spo³eczeñstwa, które przyjmuj¹ tak¹ regu³ê, ciesz¹ siê dobrobytem, wol- noœci¹ i zwyk³¹ radoœci¹ ¿ycia. Nie jest przypadkiem, ¿e wœród krajów najwy¿- szego zaufania publicznego i rozwiniê- tych wspólnot obywatelskich od wielu dziesiêcioleci odnajdujemy zasobne pañ- stwa skandynawskie: Szwecjê, Norwe-

giê, Finlandiê, Daniê. A na drugim bie- gunie Nigeriê, Ugandê, Kongo i inne satrapie afrykañskie, w których obowi¹- zuje regu³a przeciwna: wszyscy to po- dejrzani z³oczyñcy, dopóki nie udowod- ni¹, ¿e s¹ niewinni.

W roku 1989 byliœmy spo³eczeñ- stwem po przejœciach, z poczuciem hi- storycznego sukcesu, ale zarazem zagu- bienia wobec wyzwañ nowej rzeczywi- stoœci. Nieuchronne uboczne konse- kwencje najg³êbszej zmiany ustrojowej – bezrobocie, wzrost przestêpczoœci, ro- sn¹ce rozwarstwienie spo³eczne, brak przygotowanych do nowych zadañ kadr – wszystko to wpêdzi³o spo³eczeñstwo w stan swoistej traumy. Zaczynaliœmy wiêc proces transformacji ustrojowej z wielkim baga¿em historii i w bardzo kiepskiej kondycji. Ale potem zaczê³a siê – dziêki m¹drym reformom gospodar- czym Leszka Balcerowicza – eksplozja przedsiêbiorczoœci. W³aœciciele stoisk z szasz³ykami przy polskich drogach za- czêli budowaæ restauracje, zajazdy, ho- tele. Kapita³ zagraniczny stworzy³ enkla- wy nowoczesnych technologii i nowo- czesnej kultury pracy. Ruszy³a gie³da, rozwin¹³ siê b³yskawicznie sektor ban- kowy. Zamiast sklepów gminnych poja- wi³y siê hipermarkety. Syrenkê i malu- cha zast¹pi³y fiaty i ople. Ruszy³a fala turystyki zagranicznej. M³odzie¿ sztur- mem zdoby³a wy¿sze uczelnie. Weszli- œmy do NATO, co zapewni³o bezpie- czeñstwo zewnêrzne, i do Unii Europej- skiej, co stworzy³o gwarancje nieodwra- calnoœci demokratycznych i rynkowych

przemian. By³y oczywiœcie wzloty i upadki, okresy lepsze i gorsze, ale na d³ug¹ metê powoli i mozolnie budowa³o siê spo³eczne zaufanie do demokracji i rynku, do pañstwa i jego instytucji, do przysz³oœci. Tworzy³o siê poczucie dumy i godnoœci obywatelskiej, a Polska zy- skiwa³a dobry obraz w œwiecie. Kszta³- towa³o siê powoli, ale uparcie spo³e- czeñstwo obywatelskie – fundament de- mokracji. To wszystko by³o dzie³em tak pogardzanej przez niektórych polityków III Rzeczpospolitej, a zw³aszcza pierw- szych lat jej istnienia.

Niestety, zapewne wbrew dobrym in- tencjom jej architektów, IV Rzeczpo- spolita niesie w moim odczuciu niebez- pieczeñstwo os³abienia spo³eczeñstwa obywatelskiego. Program „rewolucji moralnej” przynieœæ mo¿e, jako efekt bu- merangowy, jej zaprzeczenie – erozjê wiêzi moralnych: zaufania, lojalnoœci i solidarnoœci. Dlaczego? Jest dziesiêæ powodów.

Po pierwsze, przeciwstawienie III i IV Rzeczpospolitej sprzyja podtrzymywa- niu klimatu klêski, pasma kolejnych pol- skich niepowodzeñ. Znów rzekomo nam siê nie uda³o, kilkanaœcie lat zosta³o stra- conych. Czy to mo¿e sprzyjaæ wzlotowi nowych nadziei i eksplozji spo³ecznej energii?

Po drugie, pog³êbia siê poczucie nie- stabilnoœci: znów jakaœ rewolucja, znów od pocz¹tku coœ rzekomo zaczynamy, znów trzeba budowaæ od fundamentów.

Myœlê, ¿e trudno o lepsz¹ receptê na t³u- mienie spo³ecznego entuzjazmu i za- anga¿owania – warunków sine qua non mobilizacji spo³eczeñstwa obywatel- skiego.

Po trzecie, zwiêksza siê niejasnoœæ co do regu³ gry na publicznym boisku. Nie doœæ, ¿e odziedziczyliœmy po poprzed- nim systemie ³ataninê czêsto niespój- nych praw, nie doœæ, ¿e dopiero co mo- zolnie dostosowywaliœmy prawo krajo- we do „acqui communitaire” Unii Euro- pejskiej, a tu mowa o zmianach konsty- tucji, o renegocjacji traktatu akcesyjne- go, o reformie prawa karnego, a najwa¿- niejsze instytucje stoj¹ce na stra¿y pra- wa, jak np. Trybuna³ Konstytucyjny czy niezawis³e s¹dy, staj¹ siê obiektem poli- tycznych ataków.

Po czwarte, pog³ebia siê poczucie nie- przejrzystoœci ¿ycia publicznego, nara- sta klimat spisku „postkomunistów”,

„s³u¿b specjalnych”, „biurokratów bruk- selskich” i nacisk na œciganie „agentów”

Fot. archiwum Instytutu Badañ nad Gospodark¹ Rynkow¹

(9)

sprzed kilkudziesiêciu lat. Gdy patrzy- my na czyny, a nie s³owa towarzysz¹ce powo³ywania ostatniej koalicji, przypo- mina siê satyryczny rysunek Mleczki:

rozmawia dwóch polityków „Zawi¹za- liœmy spisek, ¿eby udowodniæ spiskow¹ teoriê dziejów”.

Po pi¹te, orientacja antyliberalna czyli inaczej d¹¿enie do centralizacji i wzmoc- nienia pañstwa – dzia³a przeciw sponta- nicznej oddolnej samorz¹dnoœci i przed- siebiorczoœci. A nadzieja, ¿e wszystko da siê za³atwiæ od góry, przypomina jeszcze jeden rysunek Mleczki, z zupe³- nie innych czasów – mówca na trybunie powiada: „dzisiaj, towarzysze, uchwali- liœmy na plenum, ¿e od jutra zmieniamy spo³eczeñstwo”.

Po szóste, eskalacja spo³ecznych na- dziei i aspiracji przez obietnice wybor- cze w zderzeniu z powyborczymi realia- mi prowadzi do frustracji i apatii wœród znacznych krêgów spo³eczeñstwa. A je- œli ju¿ spo³eczeñstwo obywatelskie siê mobilizuje, to raczej dla protestu, wy- chodz¹c na ulice, ni¿ dla konstruktyw- nego dzia³ania.

Po siódme, mno¿y siê praktyka obsa- dzania stanowisk wysokiego zaufania publicznego przez osoby o niskiej spo-

³ecznej wiarygodnoœci lub pozbawione fachowoœci, wy³¹cznie z racji doraŸne- go interesu politycznego. Czy umacnia to tak niezbêdne dla mobilizacji oddol- nej przekonanie, ¿e autentyczny wysi-

³ek siê op³aca, ¿e – jak pisze w tytule swojej ksi¹¿ki W³adys³aw Bartoszewski – warto byæ porz¹dnym, s³owem: ¿e mo¿na liczyæ na merytokratyczn¹ spra- wiedliwoœæ?

Po ósme, coraz to podwa¿a siê, wy- szydza, traktuje protekcjonistycznie uznane autorytety. Coraz to przypina im siê ró¿ne ³atki w oparciu o donosy, insy- nuacje czy pomówienia. A spo³eczeñ- stwo obywatelskie skupia siê zawsze w³aœnie wokó³ autorytetów, spontanicz- nie, oddolnie wy³onionych liderów opi- nii czy czynów. Gdy ich brakuje, nastê- puje szybka dezitegracja wspólnot.

Po dziewi¹te, tzw. „polityka histo- ryczna”, to nieustanne grzebanie siê w brudach przesz³oœci rozmija siê komplet- nie ze zorientowanymi w przysz³oœæ oczekiwaniami dynamicznego, nowo- czesnego m³odego pokolenia, absorbu- j¹c uwagê i œrodki publiczne na odweto- we obsesje bliskich emerytury wetera- nów polityki.

Po dziesi¹te, scena polityczna, z któ- rej emanowaæ powinny wzorce cnót oby- watelskich, stanowi doœæ gorsz¹ce wido- wisko, w którym elity polityczne rozgry- waj¹ swoje egoistyczne, cyniczne i ma- nipulatorskie gry, zawi¹zuj¹ egzotyczne koalicje, zakulisowe uk³ady, i niczym w awangardowym teatrze zmieniaj¹ zapo- wiadane scenariusze w trakcie przedsta- wienia, a wyg³aszane teksty improwizuj¹ i naginaj¹ dla potrzeb chwili.

Podsumowuj¹c zatem, nadzieja na rze- czywist¹ poprawê sytuacji Polski i Pola- ków tkwi moim zdaniem nie w m¹droœci i ³askawoœci w³adzy, nie w owym „soli- darnym pañstwie”, które ma siê pochyliæ nad biednym spo³eczeñstwem, ale w „so- lidarnym spo³eczeñstwie”, czyli w od- dolnych, spo³ecznych inicjatywach – lo- kalnych, regionalnych, ogólnokrajowych – w bogaceniu sieci stowarzyszeñ, orga-

nizacji samorz¹dowych, korporacji zawo- dowych, fundacji, ruchów spo³ecznych, klubów dyskusyjnych, akcji charytatyw- nych – s³owem w rozbudowywaniu i umacnianiu spo³eczeñstwa obywatelskie- go, wspólnot obywatelskich ró¿nej skali.

Gdyby tego mia³o zabrakn¹æ, znów z obywateli zmienilibyœmy siê w podda- nych, a wokól siebie odnaleŸlibyœmy na- gle tak¹ oto karykaturê demokracji, któr¹ rysowa³ w 1831 roku Alexis de Tocqu- eville: „Nierzadko widzi sie wówczas na szerokiej arenie œwiata, a tak¿e i u nas, pospólstwo reprezentowane przez paru ludzi. Tylko oni przemawiaj¹ w imieniu nieobecnych lub obojêtnych mas. Tylko oni dzia³aj¹ poœród powszechnej inercji.

O wszystkim decyduj¹ wedle swego wi- dzimisiê, zmieniaja ustawy i jak chc¹ ty- ranizuj¹ obyczaje. I a¿ dziw bierze na widok tej niewielkiej garstki marnych i niegodnych ludzi, w których rêce mo¿e wpaœæ naród” (Demokracja w Ameryce, tom II s. 152). Wierzê, ¿e polskie spo-

³eczeñstwo obywatelskie jest ju¿ wystar- czaj¹co silne, aby ten czarny scenariusz malowany przez de Tocqueville’a pozo- sta³ tylko przestrog¹ i nigdy siê w Pol- sce nie zrealizowa³.

Piotr Sztompka Uniwersytet Jagielloñski [Autor jest profesorem zwyczajnym UJ i Wy¿szej Szko³y Europejskiej im. J.

Tischnera, cz³onkiem rzeczywistym PAN i PAU oraz Prezydentem Miêdzy- narodowego Stowarzyszenia Socjolo- gicznego ISA. Ostatnio opublikowa³ So- cjologiê zmian spo³ecznych, Kraków 2005, wyd. Znak.]

D

laczego Pomorze? – Bo tu siê uro- dzi³am. Bo tu spêdzi³am ca³e dotych- czasowe ¿ycie?

Dlaczego w oczach m³odego pokole- nia? Bo to my jesteœmy sol¹ i przysz³o- œci¹ tego regionu!

¯yjemy w œwiecie na tyle otwartym, na tyle zglobalizowanym, ¿e mamy prawo wybieraæ prawie wszystko. Mamy prawo decydowaæ o naszej to¿samoœci, miejscu zamieszkania, miejscu i rodzaju pracy, jak¹ chcemy wykonywaæ. Pomorze wiêc, to dziœ dla Nas, m³odych, tylko jedna z mo¿- liwoœci. W ka¿dej chwili mo¿emy spako-

waæ walizki i nawet za promocyjn¹ cenê 1 z³ znaleŸæ siê za godzinê w Londynie, albo w Dublinie. Ka¿dy m³ody cz³owiek, który 20 lat temu przyszed³ na œwiat w jednym z pomorskich szpitali, dziœ stoi przed dyle- matem: CO PO STUDIACH? Przede wszystkim musi sobie odpowiedzieæ na pytanie: Wyjechaæ za granicê i zacz¹æ wszystko od nowa? U³o¿yæ sobie ¿ycie z dala od tego co bliskie i znajome? Czy zo- staæ tutaj na Pomorzu i walczyæ z nasz¹ pomorsk¹ rzeczywistoœci¹?

WyobraŸmy sobie takie dwie sytuacje:

l Bogata dzielnica Sopotu. £adny do-

mek jednorodzinny! W nim dorasta i kszta³ci siê m³ody cz³owiek. Rodzi- ców staæ, by zafundowaæ mu najlep- sze wykszta³cenie: dobre liceum, pre- sti¿owe studia, kursy jêzyków. Po stu- diach m³ody cz³owiek dostaje pracê za 1000 z³ miesiêcznie. M³ody cz³owiek nie chce z niczego rezygnowaæ. Za- czyna szukaæ pracy za granic¹. Znaj- duje. Jedzie na konkretny kontrakt na rok. Mo¿e dwa.

l I sytuacja 2. Stare blokowisko na Oru- ni Dolnej. Przynajmniej jeden rodzic bezrobotny. M³ody cz³owiek ju¿ w trakcie uczenia siê w technikum zawo- dowym pracuje. Zarabia 600 z³. Czuje siê jak maszyna, codziennie przek³ada-

Pomorze w oczach m³odego pokolenia!

(10)

j¹ca towary z pó³ki na pó³kê w ogrom- nym hipermarkecie. W pracy nikt na- wet nie zna jego imienia. Pewnego dnia pakuje walizki i wyje¿d¿a.

Tych dwoje m³odych ludzi wiêcej ró¿- ni ni¿ ³¹czy. Poza jednym. Chêci¹ spokoj- nego, godnego ¿ycia. I przymusem emi- gracji.

1) Pomorze to DOM – ma³a ojczyzna.

Tu przyszliœmy na œwiat.Tu s¹ nasze korzenie. Tu przez lata kszta³towaliœmy swoj¹ to¿samoœæ. Tu przyzwyczailiœmy siê do morskiego wiatru i sopockich pu- bów. Tu czujemy siê bezpiecznie, gdy¿

wiemy, co znajduje siê za rogiem ka¿dej ulicy. Tu czujemy siê pe³nowartoœciowy- mi cz³onkami tej spo³ecznoœci.

Na ka¿dym kroku czujemy siê jak w DOMU.

Gdy jednak ma siê 20 lat, zaczyna siê dostrzegaæ, ¿e Pomorze to…

2) Niestety – POMORZE to tak¿e WE- GETACJA.

Przypuœæmy, ¿e m³ody cz³owiek stu- diuje ekonomiê. Zna œwietnie jêzyk angielski i niemiecki. Ju¿ w wakacje dorabia, sprzedaj¹c lody na Monte Cassino lub bursztyny na Jarmarku Dominikañskim. Po studiach szuka pracy. Mija miesi¹c, dwa, trzy. M³ody cz³owiek kupuje w poniedzia³ek „Wy- borcz¹” (dodatek PRACA) i „Dzien- nik Ba³tycki”. Zaczyna ka¿dy swój dzieñ od: www.onet.praca.pl i www.pracuj.pl. Poznaje, jak smakuje wegetacja. Uczucie, ¿e nie ma siê po co wstawaæ z ³ó¿ka. Po roku poszu-

kiwañ do bezrobotnego absolwenta dzwoni pracodawca. Umawia siê na rozmowê kwalifikacyjn¹. Pracowa- dawca stawia warunki:

Praca po godzinach Maksimum 700 z³

Praca w niedzielê i œwiêta Praca na umowê-zlecenie Urlop nieplanowany!

Nie mówi¹c ju¿ o urlopie macierzyñskim!

Absolwent czuje siê jakby by³ nikim.

Jakby nikt go nie potrzebowa³. Jakby w ka¿dej chwili mo¿na go by³o wymieniæ na inny – truchê lepszy model!

Nastêpny m³ody cz³owiek, nauczony doœwiadczeniem pechowych poprzedni- ków, zatrudnia siê ju¿ siê na czwartym roku. Albo ostatecznie zmienia tryb stu- diów na zaoczne. Zaczyna siê katorga doraŸnych prac, niezliczonych egzami- nów, wiecznego poszukiwania lepszej pracy.

Prawdziwy student na Pomorzu musi byæ GENIUSZEM. Musi mieæ dobr¹ œredni¹ ocen na uczelni, musi znaæ œwiet- nie jêzyki, mieæ kilkuletnie doœwiadcze- nie zawodowe, a przynajmniej sta¿. Ak- cja „Wyborczej” GRASZ O STA¯, to tylko takie has³o, a w rzeczywistoœci wojna na œmieræ i ¿ycie o swoj¹ przy- sz³oœæ. Na jeden dobry sta¿ przypada przynajmniej kilkunastu chêtnych. Roz- mowy kwalifikacyjne przeprowowadza- ne s¹ przez wykwalifikowanych ³owców g³ów. A oczekiwania wobec studentów podobne s¹ do tych, jakie musz¹ spe³niæ kandydaci ubiegaj¹cy siê o pe³ny etat.

Tymczasem sta¿, to takie wspó³czesne niewolnictwo. Pracodawcy wiedz¹ , ¿e absolwent z najlepsz¹ œredni¹ po dobrej uczelni na Pomorzu niewiele znaczy.

Dlatego ciesz¹ siê i korzystaj¹, jak mog¹, z darmowej si³y roboczej. Niektóre fir- my uczyni³y ju¿ ze sta¿u praktycznie sta-

³y etat. Z tak¹ ró¿nic¹, ¿e nazwisko pra- cownika zmienia siê co miesi¹c, a kan- dydaci pracuj¹ za darmo.

Oczywiœcie nie chcê w tym momencie powiedzieæ, ¿e sta¿e s¹ czymœ z góry z³ym dla m³odego cz³owieka. S¹ wspania³ym doœwiadczeniem i wielu ludzi ma szansê naprawdê wiele siê na nich nauczyæ. Ale wydaje mi siê, ¿e na Pomorzu skala GRY O STA¯ przybra³a monstrualny charak- ter, a praktyka studencka jest niestety wspó³czesn¹ form¹ niewolnictwa.

Dlatego m³odzi wyje¿d¿aj¹…

POMORZE ZMUSZA NAS DO EMIGRACJI.

W Londynie spêdzi³am pó³ roku. I po- wiem od razu, ¿e nie ¿a³ujê swojego wy- jazdu. Mój wyjazd by³ z góry zaplanowa- ny, ograniczony. To by³a przygoda, spraw- dzian, swoista wspó³czesna walka o prze- trwanie. Nauczy³am siê tam przede wszystkiem tego, ¿e najwa¿niejsze jest to co siê robi, a nie, za ile siê robi. Oczywi- œcie zdajê sobie sprawê, ¿e przede mn¹ lata walki, niestety, o dobr¹, godn¹ pracê.

Rozumiem jednak tych, którzy zdecy- dowali siê zostaæ. Bo tam jest ³atwiej, pro- œciej.

Bo w Londynie wiadomo, jak szukaæ pracy.

W Londynie nie ma problemu z pod- pisaniem umowy o pracê.

W Londynie po pracy mo¿na odpocz¹æ.

W Londynie mo¿na po roku wynaj¹æ mieszkanie i jeŸdziæ na wakacje.

Mo¿na nie baæ siê jutra.

My, m³odzi, miêdzy m³otem a kowa- d³em.

Niestety, tak naprawdê czêsto jest tak,

¿e i na Pomorzu, i na emigracji m³odzi ludzie nie mog¹ spe³niæ swoich marzeñ.

S¹ skazani na pora¿kê, niezale¿nie czy wyemigruj¹, czy te¿ nie. Bezrobotni ab- solwenci prawa po naszym gdañskim uni- wersytecie zmywaj¹ naczynia w angiel- skich pubach. I tu, i tam nie za³o¿¹ wy- marzonej sêdziowskiej togi. W Gdañsku czêsto zostawiaj¹ swoje dziewczyny, ro- dziców, to¿samoœæ. Czuj¹ siê nieustannie zagubieni i strasznie samotni.

Pomorze to dom, do którego my za- wsze bêdziemy mogli wróciæ.

Kilka dni temu przeczyta³am w „Ga- zecie Wyborczej” artyku³ o ch³opcu, któ- ry pope³ni³ samobójstwo, bo jego rodzice wyjechali do pracy do Londynu. To nie by³ nawet akt dramatycznej têsknoty, ale bunt. Têsknoty. On nie chcia³ jechaæ, bo mia³ tu kolegów, szko³ê, czu³ siê dobrze i bezpiecznie.

I mam w³aœnie taki postulat, byœmy nigdy nie byli w takiej sytuacji. By nic i nikt nie zmusza³ nas do wyjazdu. Jeœli chcemy, to mo¿emy jechaæ, jeœli to jest nasza nieprzymuszona decyzja. Wtedy zobaczymy Pomorze jako DOM, z które- go mo¿emy wyjechaæ, ale do którego za- wsze mo¿emy wróciæ, bo jest po co.

Ja tak w³aœnie próbujê widzieæ Pomo- rze, i dlatego zosta³am.

Marta Abel Wydzia³ Nauk Spo³ecznych Uniwersytet Gdañski Fot. archiwum Instytutu Badañ

nad Gospodark¹ Rynkow¹

(11)

„Trzymajmy siê razem”,

czyli debata na rzecz utworzenia Metropolii Trójmiasto

Politechnika Gdañska, 24 maja 2006 r.

Deklaracja

w sprawie celowoœci utworzenia Metropolii Trójmiejskiej oraz udzia³u w pracach Obywatelskiego Komitetu na rzecz utworzenia tej Metropolii.

Warszawa jest najwiêkszym beneficjentem pierwszychkilkunastu lat transformacji i jako miasto sto³eczne bêdzie nim najprawdopodobniej przez kilkanaœcie najbli¿szych lat.

Skala korzyœci Warszawy jest zaskakuj¹co du¿a, nieuzasadniona, a równoczeœnie nie do przyjêcia dla tworz¹cego siê w Polsce spo³eczeñstwa obywatelskiego.

Decentralizacjê pañstwa trzeba uznaæ za kluczowy mechanizm przeciwdzia³ania nara- staniu ró¿nic w rozwoju regionalnym oraz zapobiegania marginalizacji regionów Polski.

Realnym narzêdziem polityki regionalnej, daj¹cym szansê przezwyciê¿ania dotychczaso- wej centralizacji zarz¹dzania krajem, jest polityka regionalna Unii Europejskiej.

Polska ma dobrze rozwiniêt¹ sieæ du¿ych miast, co – wzorem innych podobnych kra- jów – powinno sprzyjaæ takim dzia³aniom. Wed³ug dokumentów rz¹dowych oraz opinii ekspertów w Polsce istnieje szeœæ oœrodków miejskich – potencjalnych metropolii euro- pejskich: Warszawa, Wroc³aw, Poznañ, Kraków, Trójmiasto i £ódŸ.

Trójmiasto, zespó³ konkuruj¹cych ze sob¹ miast, zw³aszcza Gdañska i Gdyni, rozwija siê wolniej ni¿ wiêkszoœæ powy¿szych miast i je¿eli nie stanie siê ono metropoli¹, tenden- cja ta bêdzie siê utrzymywa³a, a mo¿e nawet pog³êbia³a.

Proces peryferyzacji Trójmiasta i Pomorza mo¿na i nale¿y zatrzymaæ.

Jednym z kluczowych przedsiêwzi¹æ dla uzyskania tego celu jest utworzenie z Gdañ- ska, Gdyni i Sopotu, a w dalszym etapie tak¿e z kilku innych przyleg³ych gmin – jednego organizmu – Metropolii Trójmiejskiej.

Pozwoli to na uzyskanie licznych korzyœci, a obszarów i mo¿liwoœci wspó³pracy jest wiele – od tak praktycznych, jak utworzenie jednego portu morskiego, sformu³owanie skoordynowanej polityki przyci¹gania inwestycji zagranicznych oraz turystów, wypraco- wanie jednej polityki transportowej oraz wspólnej polityki komunikacyjnej, polityki bez- pieczeñstwa publicznego, planowania przestrzennego – po tak rozleg³e, jak radykalne podniesienie poziomu szkolnictwa wy¿szego oraz oœrodka naukowo-badawczego, wspie- ranie rozwoju instytucji gospodarki innowacyjnej, ochrona zasobów przyrody, koordyna- cja rozwoju kultury i sportu, w tym wyczynowego.

Realizacja powy¿szej idei i wizji jest problemem nie tylko polityków, ale przede wszyst- kim spraw¹ obywateli Trójmiasta i Pomorza oraz ludzi z tym regionem zwi¹zanych.

Wizja ta odpowiada aspiracjom obywateli i grup spo³ecznych naszego regionu i loko- wa³aby ona Trójmiasto i Pomorze jako jedno z wyró¿niaj¹cych siê miejsc na mapie Polski i Europy.

Deklaracja dostêpna na stronie www.media.pg.gda.pl

S

twórzmy jedn¹ metropoliê – Trójmia sto!

To, jak¿e dobitne has³o zawiera g³ów- ny cel debaty, która odby³a siê 24 maja 2006 roku na Politechnice Gdañskiej.

Uczestnicy dyskusji, wœród których zna- leŸli siê m.in. ludzie kultury, przedstawi- ciele firm ró¿nych bran¿, spo³ecznicy i dziennikarze, postulowali, aby Gdañsk, Sopot i Gdynia – z uwagi na znaczne ko- rzyœci dla mieszkañców – po³¹czy³y siê w metropolitalny zespó³. Korzyœci dla nas, wszystkich mieszkañców, to myœl prze- wodnia podjêtych dzia³añ, a zarazem wy- znacznik sposobu ich realizacji. Chodzi tu bowiem o szeroki oddolny ruch oby- watelski, swoiste „pospolite ruszenie”

objawiaj¹ce siê w aktywnych dzia³aniach ludzi na ka¿dym szczeblu i polu oraz wy- wieraniu presji na decydentów, tak by uwzglêdniali w zarz¹dzaniu powierzony- mi im sprawami ten nadrzêdny cel, jakim winna byæ wizja rozwoju ca³ego regionu.

St¹d wœród zebranych nie by³o ani polity- ków, ani przedstawicieli w³adz samorz¹- dowych.

Nie trzeba d³ugo siê zastanawiaæ, na czym mo¿e zyskaæ Trójmiasto, jednocz¹c siê w jedn¹ metropoliê. Pole do wspó³pra- cy rozci¹ga siê od sfery kulturalnej, przez komunikacjê, a¿ po gospodarkê. Pocz¹w- szy od przys³owiowego ju¿ wspólnego biletu komunikacji miejskiej, a¿ po tak rozleg³e i strategiczne sfery jak przygoto- wanie skutecznej polityki inwestycyjnej, komunikacyjnej i transportowej, wspólnej polityki bezpieczeñstwa publicznego, pla- nowanie przestrzenne oraz przemyœlan¹ kampaniê promocyjn¹ Trójmiasta i regio- nu, rozwój oœrodków naukowo-badaw- czych i instytucji gospodarki innowacyj- nej, wspieranie ochrony przyrody, czy te¿

koordynacjê rozwoju kultury i sportu. In- stytut Badañ nad Gospodark¹ Rynkow¹ w przeprowadzonej przez siebie analizie wymieni³ a¿ siedemnaœcie obszarów, w których wspó³praca miêdzy maj¹cymi tworzyæ metropoliê miastami jest niemal-

¿e konieczna. Nawi¹zanie dobrze skoor- dynowanej wspó³pracy z pewnoœci¹ wy- kluczy³oby niezdrow¹ konkurencjê miê- dzy nimi w wielu istotnych sprawach, jak na przyk³ad dotacje ze œrodków europej- skich i funduszy krajowych na inwesty-

cje podobne, promocja gospodarcza i tu- rystyczna. Tylko w taki sposób mo¿na zatrzymaæ peryferyzacjê Trójmiasta i id¹c¹ za ni¹ marginalizacjê Pomorza. Jed- nak zamiast wspó³pracy, króluje konku- rencja...

Argumentem, który zdaje siê najbar- dziej przemawiaæ za powo³aniem, i to w jak najkrótszym czasie, wspólnej metro- polii, jest fakt, ¿e Pomorze, pomimo ogromnego potencja³u oraz licznych atu-

tów gospodarczych, kulturalnych, tury- stycznych i oœwiatowych, nie wykorzy- stuje, a wrêcz traci szansê na dynamiczn¹ prosperity. Dlatego te¿ podczas debaty dr Tomasz Parteka z Wydzia³u Architektury PG podkreœla³, ¿e z uwagi na trzy odrêb- nie funkcjonuj¹ce i prowadz¹ce niejedno- lit¹ politykê samorz¹dy, Trójmiasto ma o wiele mniejsze szanse na zdynamizowa- nie rozwoju w porównaniu z Krakowem, Wroc³awiem czy te¿ Poznaniem. Jak

(12)

wskazuj¹ bowiem œwiatowe trendy, to w metropolii lokuje siê kapita³ inwestycyj- ny, produkcyjny, bankowy, handlowy, za- pewniaj¹c jej dynamiczny rozwój w ka¿- dej dziedzinie, od gospodarki pocz¹wszy.

Najwa¿niejsze jest jednak to, ¿e szanse istniej¹... Rektor naszej uczelni, prof. Ja- nusz Rachoñ, podzielaj¹cy to przekonanie, pos³u¿y³ siê obrazowym przyk³adem wspól- nych dzia³añ na rzecz budowy autostrady A-1, wyró¿niaj¹c wspó³pracê jako najlep- szy sposób na najwiêksze efekty w ka¿dych okolicznoœciach. Z kolei Wojciech Rybow- ski, prezes Gdañskiej Fundacji Kszta³cenia Mened¿erów wskazywa³ m.in., ¿e stworze- nie metropolii doprowadzi³oby do oszczêd- noœci poprzez eliminacjê powielaj¹cych siê struktur zarz¹dzania i administracji. Poru-

szaj¹c kwestie administracyjne, zgromadze- ni zgadzali siê, ¿e stworzenie metropolii przynios³oby niezaprzeczalne korzyœci wszystkim trzem oœrodkom miejskim, i nie tylko, choæ problem nazewnictwa uznali za jeden z istotniejszych do rozwi¹zania, przy zachowaniu jednak historycznie wa¿nych nazw Gdañska, Gdyni i Sopotu.

Uczestnicy debaty zgodnie przyznali,

¿e zanim przyjdzie czas na zajmowanie siê kwesti¹ organizacji administracyjnej metropolii, trzeba doprowadziæ do stwo- rzenia wspólnej polityki w zakresie go- spodarczym, oœwiatowym i kulturalnym.

Postulowano koordynacjê wielu poczy- nañ, tak by wzajemnie siê uzupe³nia³y, tworz¹c i silny wspólny front dzia³añ, i szersz¹, bardziej dostêpn¹ ofertê dla

mieszkañców i goœci, a jako przyk³ad podano m.in. utworzenie, na bazie Miê- dzynarodowych Targów Gdañskich, cen- trum kongresowego, wystawienniczego i koncertowego dla metropolii, powo³a- nie jednego biura rozwoju Trójmiasta, stworzenie wspólnej platformy promocji Trójmiasta w kraju i za granic¹, czy wspólnego kalendarza imprez kultural- nych w Trójmieœcie.

Podczas debaty ukonstytuowa³ siê komitet, którego zadaniem bêdzie ko- ordynacja dzia³añ obywatelskich na rzecz utworzenia trójmiejskiej metropo- lii. W jego sk³ad weszli: prof. Cezary Windorbski, Honorowy Ambasador Miasta Gdañska w Warszawie, prof.

Wojciech Rybowski, prezes Gdañskiej Fundacji Kszta³cenia Mened¿erów i p.o.

wiceprezesa Gdañskiego Klubu Bizne- su, dr Zbigniew Markowski, prezes fir- my OM Investment i cz³onek Gdañskie- go Klubu Biznesu, dwaj zas³u¿eni dla pomorskiej gospodarki cz³onkowie Klu- bu – Andrzej Ubertowski i Jan Zarêb- ski, a przewodnictwo Komitetu powie- rzono rektorowi Politechniki Gdañskiej prof. Januszowi Rachoniowi.

Wszystkim zgromadzonym przedsta- wiono „Deklaracjê w sprawie celowoœci utworzenia Metropolii Trójmiejskiej oraz udzia³u w pracach Obywatelskiego Komi- tetu na rzecz utworzenia tej Metropolii”.

Beata Orza¿ewska Ewa Kuczkowska Biuro Rzecznika Prasowego Politechniki Gdañskiej Fot. Krzysztof Krzempek

P

anie Rektorze, idea metropolizacji Trójmiasta nie jest nowa. Przez ostatni okres nie mówiono jednak o niej zbyt czêsto, a pewne jej s³abe echa wœród spo³ecznoœci trójmiejskiej da³y siê zauwa¿yæ tylko w odniesieniu do konkretnych przedsiêwziêæ, jak A1 czy przys³owiowy ju¿ wspólny bilet komu- nikacji miejskiej. Jak Pan s¹dzi, co jest przyczyn¹ tak ma³ej aktywnoœci obywa- teli w sprawie, na której oni sami mog¹ przecie¿ skorzystaæ najwiêcej?

Czêstokroæ ju¿ tak siê zdarza³o w hi- storii powszechnej, ¿e autorzy najwa¿niej- szych przemian, spo³ecznych, gospodar- czych czy te¿ politycznych, wcale nie musz¹ byæ ich najwiêkszymi beneficjen- tami. Obywatele Pomorza z Trójmiastem na czele otworzyli wrota do zmiany ustro- jowej w Polsce i w Europie, mimo to nasz region nie jest najwiêkszym beneficjentem transformacji tak politycznej, jak i gospo- darczej. Mo¿na nawet mówiæ o prowin- cjonalizacji Pomorza i zwiêkszaniu siê

dystansu wobec najszybciej rozwijaj¹cych siê oœrodków: przede wszystkim Warsza- wy, ale równie¿ Krakowa, Poznania i Wro- c³awia.

Budujmy metropoliê

Z JM Rektorem Politechniki Gdañskiej prof. dr. hab. in¿. Januszem Rachoniem

rozmawia Beata Orza¿ewska

Fot. Krzysztof Krzempek

(13)

Miasto sto³eczne Warszawa wraz z woj.

mazowieckim jest najwiêkszym beneficjen- tem pierwszych piêtnastu lat naszej trans- formacji i bêdzie nim najprawdopodob- niej w najbli¿szej przysz³oœci.

Jak i czym przekonaæ zatem naszych wspó³obywateli, ¿e warto dzia³aæ w tej sprawie?

Doœwiadczenia miêdzynarodowe poka- zuj¹ liczne przyk³ady miast niesto³ecznych (takich, jak: Chicago, Los Angeles, Syd- ney, Melbourne, Johannesburg, Frankfurt, Monachium, Hamburg, Mediolan, Turyn, Amsterdam, Rotterdam, Zurych, czy Bar- celona), które sta³y siê ogniskami zmian korzystnych dla ca³ego kraju, a równocze- œnie ich g³ównymi beneficjentami.

W Polsce funkcjonuje potencjalnie 12 obszarów metropolitalnych. Pojêcie to po- jawia siê w Ustawie o planowaniu i zago- spodarowaniu przestrzennym z 2002 roku.

W Unii Europejskiej obszar taki tworz¹ wielkie miasta wraz z otoczeniem, których ludnoœæ przekracza 500 tys. mieszkañców, a wiêc my mieœcimy siê tu idealnie. A pro- szê spojrzeæ, jakie korzyœci rozwojowe od- nios³o wiele regionów Europy, w których podjêto aktywne dzia³ania bazuj¹ce na in- strumentach wsparcia zawartych w poli- tyce regionalnej Unii Europejskiej.

Studia, prowadzone od wielu lat na Po- litechnice Gdañskiej w zespo³ach nauko- wych prof. prof. Jerzego Ko³odziejskiego i Mieczys³awa Kochanowskiego, a obec- nie dr. hab. in¿. Tomasza Parteki, dr. in¿.

Feliksa Pankau oraz dr. in¿. Piotra Lo- rensa, opieraj¹ siê na za³o¿eniu, ¿e stra- tegia rozwoju obszaru Polski pó³nocnej zintegrowana z rozwojem pañstw ba³tyc- kich mo¿e uruchomiæ nowe czynniki i szanse ich przyspieszonego rozwoju po- przez wkomponowanie jej regionów, gmin i miast w procesy wspó³pracy spo³eczno- gospodarczej w basenie Morza Ba³tyckie- go. Wyniki tych badañ jednoznacznie wskazuj¹, ¿e proces metropolizacji regio- nu Trójmiasta bêdzie jedn¹ z podstawo- wych si³ napêdowych rozwoju spo³eczne- go i gospodarczego tego obszaru.

Wymieni³ Pan podstawowe przes³an- ki metropolizacji oparte na specjali- stycznej wiedzy i badaniach nauko- wych, ale ludzie chc¹ wiedzieæ, co bez- poœrednio zyskaj¹ na metropolizacji lub co mog¹ straciæ, gdy do niej nie dojdzie?

Jak to: co? Wszystko, na co ka¿dy z nas pracuje i co dla ka¿dego siê liczy najbar- dziej. Wysoki poziom i komfort ¿ycia, a w tym bezpieczeñstwo, zarówno to fizyczne na ulicach, jak i pewnoœæ (ale te¿ jakoœæ)

miejsca pracy czy pomocy medycznej.

Szansê na doskona³¹ edukacjê i przysz³¹ karierê dzieci. Dostêp do wielu dóbr, ma- terialnych i kulturowych, zarówno dziêki spadkowi bezrobocia i rosn¹cym pensjom, jak i poszerzaj¹c¹ siê ofertê tych dóbr – wszyscy przecie¿ wiemy, ¿e „du¿y mo¿e wiêcej”, a ja dodam, ¿e m¹dry tym bar- dziej. Ale co najwa¿niejsze, ka¿dy z nas mo¿e zyskaæ satysfakcjê i dumê, zarówno z powodu osobistych sukcesów, jak i przy- nale¿noœci do spo³ecznoœci cenionej i li- cz¹cej siê w œwiecie. Czy to ma³o?

Zadajmy pytanie obywatelom Trójmia- sta, jakie negatywne efekty niesie integra- cja i metropolizacja aglomeracji. Jestem przekonany, ¿e odpowiedzi pokaza³yby, i¿

takich ewidentnych negatywnych efektów nie ma, s¹ tylko pozytywne.

My zaœ mamy s¹siaduj¹ce ze sob¹ trzy organizmy miejskie, które nie s¹ praktycz- nie zintegrowane nawet komunikacyjnie.

Poruszaj¹c siê komunikacj¹ miejsk¹ miê- dzy Gdañskiem a Gdyni¹, trzeba kupiæ kil- ka biletów. Jest to prosty przyk³ad braku integracji, ale najbardziej jaskrawy. Me- tropolia nie mo¿e byæ wielkim bezp³cio- wym tworem, miejscem pracy, gdzie nic wiêcej siê nie dzieje. Zniechêca to do od- wiedzania jej i osiedlania siê w niej. Me- tropolia musi mieæ duszê, legendê, kultu- rê, które skusz¹ do odwiedzania jej i po- zostania w niej. Musi wyró¿niaæ siê spo- œród setek innych podobnych do siebie miejsc, oferuj¹cych takie same warunki ekonomiczne czy te¿ infrastrukturalne.

Coraz czêœciej inwestorzy pytaj¹, czy oni lub ich pracownicy bêd¹ mieli co robiæ po pracy. Pytanie to pojawia siê nierzad- ko jako jedno z pierwszych, nawet przed warunkami, na jakich firma bêdzie funk- cjonowa³a. Jako zachêta do inwestycji nie wystarcza ju¿ œwietna infrastruktura dro- gowa czy teleinformatyczna. Potrzeba miejsc rozrywki, w których mo¿na bêdzie spêdziæ popo³udnie – teatrów, kin, restau- racji, przestrzeni, gdzie mo¿na odpocz¹æ, gdzie obcy nam jest stres i pogoñ za suk- cesem i zyskiem, charakterystyczne dla nowoczesnego œwiata. Nie mniej wa¿na jest tak¿e oœwiata. Mened¿er chc¹cy ulo- kowaæ pieni¹dze w³asnej firmy musi mieæ te¿ miejsce, w którym ze spokojnym sumie- niem umieœci swoje dzieci, dbaj¹c o ich rozwój intelektualny.

Wydaje siê, ¿e wszystkie te warunki spe³nia Trójmiasto wraz ze swym otocze- niem. Z drugiej zaœ strony odnoszê wra-

¿enie, ¿e pope³niamy grzech zaniechania i nie wykorzystujemy tego, co da³ nam Pan

Bóg i historia. A co najwa¿niejsze, choæ paradoksalne, najwiêksze ró¿nice miêdzy Gdañskiem, Gdyni¹ i Sopotem po³¹czone jedn¹ wspóln¹ strategi¹ rozwoju stanowiæ mog¹ najwiêksz¹ si³ê Metropolii Trójmiej- skiej. Mamy tu przecie¿ wszystko – i go- spodarkê wielkoprzemys³ow¹, i dobrze rozwiniêt¹ drobn¹ przedsiêbiorczoœæ, i kompleksow¹ ofertê edukacyjn¹, i zabyt- ki, i kurort, ba, ca³e zaplecze turystyczne Kaszub, ¯u³aw i Pobrze¿a Gdañskiego, a wszystko to jeszcze oparte na wspania³ych tradycjach i prze³omowych momentach hi- storii Polski, Europy i œwiata.

Dlaczego jedna metropolia ma byæ lepsza ni¿ trzy osobne miasta?

Pytanie jest z gatunku tych, dlaczego np. Stany Zjednoczone Ameryki nie s¹ luŸn¹ konfederacj¹, a tworz¹ pañstwo.

Jeœli ka¿dy z prezydentów miast bêdzie prowadzi³ tylko swoj¹ politykê, jeœli mia- sta bêd¹ ze sob¹ konkurowa³y, zamiast ze sob¹ wspó³pracowaæ, to nigdy nie bêd¹ siê liczy³y tak jak metropolia. Nie bêd¹ siê liczy³y nawet w basenie Morza Ba³tyckie- go, choæ dla tego rejonu geograficznego wszystkie trzy s¹ wa¿ne; ani nawet w ska- li kraju, o Europie nie wspominaj¹c. Nie- którzy mówi¹, ¿e ma³e jest piêkne, ale ta- kie myœlenie mo¿e spowodowaæ, i¿ zamiast nowoczesnych oœrodków miejskich bêdzie- my tu mieli skansen.

Silna metropolia jako stolica Pomo- rza mog³aby z powodzeniem, nie obawia- j¹c siê peryferyzacji, konkurowaæ z in- nymi regionami kraju. Obecnie mamy konkurencjê, ale pomiêdzy Gdañskiem, Gdyni¹ i Sopotem. Konkuruj¹ o dotacje z Unii Europejskiej, realizuj¹ dubluj¹ce siê inwestycje, a nawet imprezy kultural- ne, co w rezultacie prowadzi do tego, ¿e w jeden weekend jednoczeœnie odbywa siê kilka premier czy koncertów, a przez kolejnych kilka nic siê nie dzieje. O ry- walizacji portów o prze³adunki ju¿ nie wspomnê. Stworzenie metropolii pozwo- li³oby na wypracowanie jednolitej poli- tyki rozwojowej, urbanistycznej czy inwe- stycyjnej. Tak¹ politykê prowadzi Wro- c³aw, Kraków czy Poznañ. To s¹ ju¿ me- tropolie. A Trójmiasto nie potrafi siê na- wet wspólnie promowaæ na targach tu- rystycznych. W rezultacie turystyka za- graniczna bazuje na sentymentalnej tu- rystyce niemieckiej, która siê skoñczy za kilka lat.

Nawi¹zuj¹c do pytania pierwszego – dlaczego s¹dzi Pan, ¿e choæ pomys³ po- wo³ania Metropolii Trójmiejskiej prze- tacza siê przez Pomorze od wielu lat, to

Cytaty

Powiązane dokumenty

Pogoń za drobnymi sprawami materialnymi Izolowanie się i obojętnością na innych ludzi i sprawy publiczne..  „jednostka jest odizolowana i słaba, społeczeństwo jest sprawne,

Nauczyciel prosi jednego z uczniów, aby przeczytał słowa Charlesa Baudelaire’a: „I teraz tłum mówi do siebie: ponieważ fotografia daje nam gwarancję dokładności,

Jeszcze tego samego dnia odby³o siê podsumowuj¹ce zebra- nie plenarne Rady Zak³adowej rozszerzonej o przewodnicz¹- cych rad oddzia³owych.. Taki sk³ad plenum sta³

Rozwijające się życie polityczne w wolnym kraju prowokuje do czerpania z jego twórczości jako księgi cytatów.. Rodzi to pewne nadzieje, ale także

Na tem at pracy m etodą projektów istnieje na polskim rynku wydawniczym szereg publikacji [1-10], w tym dwie rekom endow ane przez MEN. W sumie dają one szeroki

Po drugie, pogarszaj¹ce siê warunki pracy w pol- skich placówkach i to nie tylko pod wzglêdem pracowniczym (niepewnoœæ zatrudnienia, zmie- niaj¹ce siê warunki

On, Bóg, który sta³ siê cz³owie- kiem (kolor b³êkitny – „ludzki” jest na³o¿ony na czerwieñ tuniki – ozna- ka Boga), podejmuje w geœcie b³ogo- s³awieñstwa

Ale prawdziwe wydaje si ę również stwierdzenie, które przedstawiam tutaj w formie hipotezy, że współczesne postprzemysłowe społecze ństwo amerykańskie pozostało w dalszym cią-