• Nie Znaleziono Wyników

Prusacy w Niemczech

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Prusacy w Niemczech"

Copied!
548
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)
(4)
(5)

••••

PRUSACY W IIEIGZECII

(6)
(7)

T I S S O T ;

PRUSACY W NIEMCZECH.

/ t H U 4 M “ ....

T Ł Ó M A C Z E N IE Z F R J fe jC U Z K IE G O ,

WARSZAWA,

S A K Ł i B E M I D f t B K I E M J Ó Z E F A U N G E A , Nowolipki Nr. 2406 (3).

1 8 7 6 .

(8)

^osBoueHO Henaypoio

Bapmasa 31 M apia 1876 ro;i;a.

(9)

CZEŚĆ PIERW SZA

Z P A R Y Ż A DO M O N A C H I U M .

I .

Prusacy w Namur.—-Namur o piątej godzinie ra n o .- K ilk a szyldów.—Forteca. - Mieszkańcy Namuru i F rancuzi.—W nętrze w ag o n u .-C zu ła Niemka, subjekt sklepowy z. B erlina i młody

Luksem burczyk.— Luksemburg.

Jedynymi towarzyszami moimi w wagonie pociągu opuszczającego Paryż ku Północy, były tylko skórza­

ne torby podróżne i cygaro. Ren nie płynie już t k jak za czasów Mery’ego w departamencie Sekwany, i Paryżanie nauczyli się używać pieniędzy z większym patryotyzmem niż dawniej, gdy napełniali niemieckim oberżystom kieszenie. Byłem więc otoczony samotnością pożądaną dla odczucia całej poezyi, jak ą oddycha szybka podróż na skrzydłach pary, przy blasku księżyca, wśród pogodnej nocy lipcowej. Około pierwszej nad ranem, zdrzemnąłem się z baladą na ustach, a we dwie godzi­

ny później obudził mnie krzyk konduktorów:

— Namur! Podróżni do Luksemburga i Saarbriick

przesiadają się!

(10)

Ale pociąg do Luksemburga odchodził dopiero o ósmej. Co robić w Namur o godzinie trzeciej rano?

Wskazano mi naprzeciw dworca oberżę, gdzie można było zaczekać zanim słońce wznijdzie. W pierwszej sali napół rozebrany oberżysta, chrapał rozciągnięty na bilardzie. Uszanowałem głęboki sen sprawiedliwego i zbliżywszy się do świecy, wyjąłem książkę z kieszeni;

lecz niebawem wpadło do sali trzech tęgich chłopów, w kapeluszach na głowie, w bluzach, mówiących poła­

maną niemczyzną. Jeden z nich mocno uderzył śpiące­

go po ramieniu; oberżysta, silnie jęknąwszy, skoczył na równe nogi.

— Wódki, krzyknęli chórem trzej przybysze, z wy­

buchem śmiechu.

— Kminkówki czy jałowcówki? spytał gospodarz dość niechętnie, drapiąc się po plecach.

— Jałowcówki, zawołali jednogłośnie.

Każdy wypił trzy kieliszki, ukłonił się oberżyście aż do ziemi, i jeden z nich rzekł:

— Dziękujemy panu; jeśli tu kiedy jeszcze będzie­

my, to sobie przypomnimy o was z pewnością..

— Ale mnie się należy franka i dwadzieścia centy­

mów, zawołał oberżysta, rozgniewany.

— Nie unoś się pan daremnie, nie mamy przy sobie ani jednego su, odparli trzej przybyli, wkładając ka­

pelusze. I wyszli majestatycznie, ja k R obert Macaire na scenie Porte-Saint-Martin.

— Niemieckie psy, kanalie Prusaki!

Trzej przybysze zatrzymali się i mruknęli coś pod nosem.

Roztropny oberżysta pośpiesznie zatrzasnął za ni­

mi drzwi i powrócił do stancyi.

— Widzałeś pan ten figiel? zapytał mnie... To

(11)

7

samo powtarza się kilka razy w tydzień, od czasu jak kolój żelazna dostała się w ręce tym niemieckim ra ­ busiom. Zdaje się Prusakom , że są we Francyi; dzięki Bogu że mi jeszcze nie porwali ze ściany zegara. Ale i do tego, spodziewam się, przyjdzie, przy nowych zwyczajach, nabytych podczas ostatniej wojny. Poda­

wałem skargę do głównej dyrekcyi na te ciągłe nadu­

życia, ot i dużo zyskałem; powiedziano mi, żem nie po­

winien dawać piwa ani wódki robotnikom i urzędni­

kom, którzy nie mają czem płacić.... W takim razie, musiałbym chyba zaglądać do kieszeni wszystkim moim gościom, zanim czego zażądają. Ahlbićdny kraj!...

Z temi słowy, oberżysta wychylił trzy kieliszki ja ­ łowcówki dla pocieszenia się w zmartwieniu i rozciągnął się znów na bilardzie, zasypiając smacznie.

Rozwidniło się zupełnie; wyszedłem więc trochę dla obejrzenia miasta.

W Namur są piękne, czysto utrzymywane uliczki, których bruk jest tak biały, że mimowolnie, patrząc nań, nasuwa się pytanie, czy zarząd m iasta nie każe go czasem mydłem umywać co sobotę. Niektóre do­

my m ają powierzchowność flamandzką. Nie widziałem nigdzie tak wielkićj ilości szyldów jak w tem mieście;

niektóre z pomiędzy nich umieszczone są nawet na ko­

minach wysokich domów. Szczególnie zwrócił moją uwagę jeden wypisany literam i złoconemi, czerwonemi i niebieskiemi, który brzmiał: Philippart. P rzyrządy po­

dróżne. Czy to miało być nazwisko rodziny, czy tóż po prostu filia zakładu z placu Yendóme?

Nieco dalej spostrzegłem ponad drzwiami szynko-

wni napis: Czterej synowie. Aymona. Trzech grenadye-

rów siedzi na jednym koniu, pije z jednego kieliszka,

(12)

wszyscy m ają na głowie jeden kołpak, i stoją nad brze­

giem strum yka, jak gdyby czekali kiedy płynąć prze­

stanie.

Nad niektóremi drzwiami umieszczone są następu­

jące napisy: Quartier garni de demoisettes, Quarłier de garęons a louer. W Namur używają podobnych wy­

rażeń dla oznaczenia mieszkań umeblowanych do wyna­

jęcia.

Plac ratuszowy ze swojemi ściętemi wieżyczkami i gotyckiemi fontannami, służy za obozowisko dla włó­

czącego się plemienia kuglarzy, wróżek, oprowadzają­

cych niedźwiedzie, przedsiębiorców pokazujących za pie­

niądze olbrzymie kobiety, fabrykantów cieląt o dwóch głowach, tresowników mądrych osłów etc. W tym czasie właśnie przypada tu kiermasz, ale w tak rannej godzinie, duża skrzynia spoczywa spokojnie na estra­

dzie, cymbały są nieme, klarynety i trąbki leżą w k ą­

cie; ogromny buldog czuwa przy drzwiach namiotu, północny herkules miele kaszę, a neapolitańska Wenus cćruje pończochy.

Mieszkańcy tćż tutejsi są to ludzie bardzo cnotliwi i pobożni, wstają prawie wrszyscy o świcie; zwolna więc zaczynają się już otwierać okiennice, potem okna, na­

stępnie drzwi domów; mężczyzni i kobiety ciągną przez ulice do kościoła, zkąd wychodzą tłumnie z krzyżami i chorągwiami. Jestto pobożna pielgrzymka w okoli­

cę. W Namurze, jeśli się nie mylę, m ają miejsce owe sławne: „Procesye skoczków14, Springprocessionen.

Wszyscy biorący w nich udział, robią po kilka kilo­

metrów drogi, przeskakując z nogi na nogę.

Kiedy powróciłem na dworzec kolei przed ósmą

rano, ustawiano właśnie na placu mnóstwo stolików

w jednej linii, przeznaczonych dla pięciu do sześciuset

(13)

9

śpiewaków, kiermasz bowiem zwykle kończy się biesiadą.

Ze wszystkich sąsiednich piwnic wychodzą dziewczęta z koszami, pełnemi żywności i butelek. Jest się ja k wśród sceny z zaczarowanych powieści.

Z okien mego wagonu obejmuję okiem raz jeszcze dawną fortecę, tak silną niegdyś, a która trzykrotnie była w posiadaniu Francuzów. Saint-Simon w zachwycający sposób opowiedział oblężenie Namuru przez samego króla. Po wzięciu zamku, mieszkańcy nie mogli łez po­

wstrzymać; nie mogli nawet patrzeć na Francuzów, do­

daje Saint-Simon; a jeden z nich odmówił butelki piwa odźwiernemu królewskiego mieszkania, który mu da­

wał w zamian butelkę szampana.

Cytadela wznosi się jeszcze dumnie na szczycie skały; ale jest to już tylko pozór siły. Jedna batęrya dział Kruppa obróciłaby ją w proch w przeciągu doby.

Opodal na wierzchołku stromej skały wychyla się z wieńca szarych jodeł, ścięty szczyt starej wieżycy; by­

ło to kiedyś miejsce przeznaczone na odwach, z któ ­ rego straż pilnowała wejścia do doliny; dziś pozostała tylko ruina.

Droga z Namur do Luksemburga przedstawia się dosyć jednostajnie; ale wnętrze wagonu wynagradza mi brak pięknych widoków: na prawo siedzi koło mnie złotowłosa mieszkanka Hessyi, „wdowa po nieodżało' wanym nieboszczyku mężu“ . Z pod jćj tyrolskiego kapelusza, przybranego niebieskim welonem, tryskają spojrzenia zranionej gołąbki; podróżuje ona, szukając rozrywki, i z zapałem opowiada o Folies-Marigny. Do­

któr zalecił jej ten teatr, daleko lepiej znany za Renem

niż w Paryżu, w którym Niemcy zaznajamiają się ze

sceną francuzką. Z lewej strony, siedzi koło mnie

piórwszy komisant, wielkiej firmy składu bielizny

(14)

10

w Berlinie. Przewidując blizkie małżeństwo panny Bismarck, pojechał on do Paryża w celu porozumienia się z zakładem, którego specyalność stanowią ślubne wyprawy. Naprzeciw mnie kręci się znowu jakiś Lu- ksemburczyk, ubrany podług ostatniśj mody... luksem­

burskiej, w haftowanej koszuli, z zieloną chustką na szyi i w lakierowanych trzewikach. Kołnierzyk pod­

cina mu uszy, które dla sporej łodzi rybackiej mogły­

by służyć za żagle. Z jego fryzowanych jasno popie­

latych włosów, rozchodzi się woń przegniłych fiołków, a duże okrągłe oczy tego jegomości, pływają jak kwia­

ty lotosu po szerokiej i płaskiej tafli jego twarzy. Od czasu do czasu porusza głową i gwiżdże przez zęby:

Boeuf qui s’avance, Boeuf qui sfavance...

Rozmowa zaczyna się o muzyce:

— Ja , rzecze nasz towarzysz podróży, jestem człon­

kiem stowarzyszenia muzycznego Lyre harmonieuse\

dawaliśmy w tym roku wielki koncert na korzyść Towarzystwa opieki nad zwierzętami, pomiędzy które- mi ja także występowałem: śpićwałem rolę wołu, bo jeżeli państwu wiadomo, skomponowane były oddzielne partycye z powodu tój okoliczności dla każdego zwie­

rzęcia, które przychodziło skarżyć się z kolei na złe obejście się z nim człowieka... Jedna panienka odgry­

wała rolę owcy, a inna.znowu reprezentowała krowę....

Nie wyobrazicie sobie państwo, jak świetnie koncert się udał; zresztą zapewne mówiono o tem i w Paryżu.

Powtarzając wesoło:

Boeuf qui s‘avance, Boeuf qui s‘avance...

ukazałem się na estradzie. Miałem przyprawioną

ogromną głowę wołu, zdobną w olbrzymie rogi...

(15)

11

Chciałbym, żeby Paryżanie widzieli mnie wówczas...

J a bo jestem zachwycony Paryżem .... Widziałem Ber­

lin.... ale to brudna dziura w porównaniu z P ary ­ żem... ryżem ... ryżem (Przy tych ostatnich słowach, starał się ile możności jak najsilniej wymawiać literę r). O! ja powrócę do Paryża... Nikt nawet nie przy­

puszcza, po co ja tam pojadę... Bo, widzicie państwo, ja wynalazłem nową fuzyą, przed k tó rą niech się scho­

wają mauzery i szaspoty.... Mam ja w tern zresztą mo­

je wyrachowanie. Francuzi to pewna, nie będą nigdy, jak dobrze powiedział Bismarck, prawdziwymi rep u­

blikanami. W zamian za mój karabin, zażądam od nich korony Francyi, której brak silnej szabli.... A ja umiem nią władać! Proszę mnie widzieć jak drzewo rąbię...

— Czy pan jesteś drwalem?

— Ale nie, ja tylko wycinam... Mieszkam w le- sie.... Cała moja rodzina mieszka w lasach... W y­

borny handel; zarabia się na tem dużo!.... A jeżeli don Carlos wygra, zostanę wielkim bogaczem: dzienniki madryckie doniosły, że on przywróci inkwizycyę. Wy­

myśliłem już odpowiedni temu celowi przyrząd na au- to-da-fć, bo ja mam dobry węch; to u nas familijne, przechodzi z ojca na syna.

Widząc, że się śmieję serdecznie z jego opowiada­

nia, podał mi cygarnicę, a gdy mi z trudnością przy­

chodziło wyciągnąć z nićj papierosa, rzekł: Cygaretki

są luksemburgskie, chciałyby chętnie wyjść z cygarnicy,

lecz ponieważ ta ostatnia jest z niemieckićj skóry, więc

je wstrzymuje. Dzięki Bogu nie jesteśmy Prusakami)

ale Prusacy zahaczyli nas. To też każdy porządny

Luksemburczyk, nienawidzi ich ju squ‘a /'■ incorniflsti-

bulation.

(16)

12

Na ten dziwny, niezrozumiały i śmieszny wyraz, Berlińczyk nastaw ił uszy, a spojrzawszy na kupca drzewa z zaiskrzonemi oczyma, rzekł:

— Pan mnie znieważasz, żądam satysfakcyi...

W tem pociąg się zatrzym ał, stanęliśmy w L u­

ksemburgu.

— Panie Prusaku, rzecze młody człowiek, otwie­

rając drzwiczki wagonu, znam tylko jednę broń, to jest topór, jeżeli zgadzasz się na nią, chodźmy do lasu.,.,-

— Zuchwalec i śmieszny głupiec, mruczał Berliń- czyk, odwracając głowę z pogardą, a wyciągnąwszy z kieszeni flaszkę, napił się z niej i podał następnie swojej sąsiadce.

Na dworcu kręciło się pełno osób miejscowych i podróżnych; wszyscy rozmawiali tym francuzkim pałois, którego młody handlarz drzewa dał mi już pewną próbkę.

Niektóre słowa, nibyto jeszcze galskie, są całkiem niezrozumiałe. Wiadomo, że pozareńscy historycy chcą przywłaszczyć sobie prowincyą luksemburgską, jako ziemię niemiecką, jakkolwiek język niemiecki nie jest tam używanym ani w administracyi, ani w sądach.

Vauban uznawał Luksemburg za pierwszą twierdzę w Europie, Louvois utrzymywał, że to najpiękniejsze miasto i najchwalebniejsza zdobycz, jakiej król kiedy­

kolwiek dokonał, i że „tu właśnie było miejsce, zkąd Niemcy nigdy nie będą mogli napaść na Francyą.“

Goethe, przybywszy do tego m iasta w r. 1792, pisze: „Kto nie widział Luksemburga, ten nie może mieć wyobra­

żenia o tym wspaniałym grodzie wojny!11 Miasto miało wówczas dumną, wyniosłą i wojenną powierzchowność, jak ą zachowało aż do roku 1867. Konferencye lon­

dyńskie, jak wiadomo, wydały nań ostateczny wyrok

śmierci: fortyfikacye zostały zburzone, a pruska załoga

(17)

13

opuściła je wśród jednogłośnych przekleństw ludności.

Prusacy sami to przyznali. Już to oni mają szczęście do tego, że ich świat wszędzie nienawidzi, gdziekolwiek ukażą swą kapralską buławę. Luksemburczycy uwa­

żali ich jako dozorców więzienia i żadnych nie chcie­

li mieć z nimi stosunków. Kiedy Berlin używał wszel­

kich możliwych środków w Hadze, aby przyłączyć Luksemburg do nowej konfedaracyi północno-niemieckićj, mały ten kraj był w niezmiernej trwodze, ale król holende r- ski, który nie znał sztuki frymarczenia ludami, odmówił Bismarkowi najkategoryczniej. Kiedy w skutek wojny pod Sadową, związek północno-niemiecki został rozwią­

zanym, a Luksemburg tćmsamóm przestał być forte­

cą związkową, Prusacy musieli zwinąć namioty. W ia­

domo z jak ą im to przyszło trudnością i że kwestya luksemburska, w skutek manifestacyj ludowych na ko­

rzyść połączenia się z Francyą, omało nie stała się przyczyną niezwłocznej wojny z Niemcami. T ra k ta t londyński zażegnał na jakiś czas burzę, k tóra atoli wybuchnęła na nowo w innym punkcie w roku 1870.

Niepodległość Luksemburga, jak również Holandyi i Belgii, jest dziś jeszcze ściśle związaną z losami Francyi.

Kiedy na wiosnę p. Bismarck szukał znowu, jak ów wilk w bajce, innego „mąciwody“ , dzienniki nie­

mieckie dały się słyszeć, że wielkie księztwo luksem­

burskie budzi gniew księcia kanclerza gościnnością, jakiój udziela księżom i zakonnikom wydalonym z Prus.

Przypominają sobie zapewne czytelnicy ówczesne do­

niesienia, iż gabinet berliński wysłał do rządu wielkiego

księcia depeszę, prawie tak ą samą jak do Belgii.

(18)

Saarbriick.—Potw arz pruska —Próbka literatury narodowej no­

wego cesarstwa.—Prusacy poeci.—le li uowe i dawne pieśni wo­

jenne.

Saara, w gorg której trzeba jechać, udając się z Luksem burga do Saarbriick, jest m ałą rzeczką o wo­

dzie mętnej jak polityka pruska; miejscami wstrzy­

muje ona nieład swoich fal niesfornych i płynie powoli, migocąc na słońcu długiemi fałdami swej sukni. Piękne drzewa, młode i jędrne, zdają się zbiegać nad jej brzeg dla podziwiania ładnego widoku, a zbożem pokryte ła ­ ny dociągają swój bogaty złoty kobierzec aż pod sam rąbek wody. Tu i owdzie, kilka winnic wznosi się amfiteatralnie; dalćj zwęża się dolina, której czarne pułki jodeł strzegą. Tutaj to w ponurych a tajemni­

czych lasach, Niemcy ukryły wszystkie swoje hordy i zaczaiły się na Francyą. Koleje żelazne nie mogły nadążyć z przewozem tak licznego wojska; żołnierze więc odbywali pochody w nocy, przy blasku pochodni przez gęste lasy. Generałowie francuzcy popełnili pierwszy błąd, nieprowadząc rekonesansu poza Saar- briick, i nie posunąwszy go aż do głównej massy nie przyjaciela, którego, ja k powiada pułkownik Lecomte (*), byliby zdemaskowali, a może i zbili z tropu. Zdaje

(*) Relation hisloriąue et critiąue de la guerre franco-allemande

*870— 71. Bazylea i Genewa, księgarnia George.

(19)

15

się, że generał Frossard chciał to uczynić, ale rozkazu nie otrzymał. Cały środek arm ii francuzkiej zatrzy­

m ał się, w ahał, zamiast działać; ta zwłoka była dlań nieszczęsną. (*)

Bitwa pod Saarbriick była raczej przedstawieniem teatralnem niż bitwą; nadano jćj umyślnie przesadzo­

ne rozm iary, gdyż trzeba było uspokoić niecierpliwych hucznym odgłosem dział. W ystrzały jednak tych dział nie były zanadto szkodliwe. Mimoto Niemcy zaczęli krzyczeć, że Francuzi „bom bardują miasto otw arte,“

że „wznawiają się okrucieństwa wojny palatynackiej11;

a „zgliszcza Saarbriick11, nad którem i cała prasa fran- cuzożercza roniła łzy krokodyle, były w ciągu całej kam panii przytaczane jako usprawiedliwienie Bazeilles i innych barbarzyństw, spełnianych na większą chwałę Bożą. Tylko dworzec kolei żelaznej, będący posterun­

kiem pruskim, został zniszczony. Generał Frossard nie zajął miasta. Nieprzyjacielskie patrole chwytały w niem Francuzów, a pociągi przebiegały w nocy całą siłą p a­

ry. Nikt nawet o zniszczeniu mostów nie pomyślał.

Saarbriick, Spicheren i W órth stały się kolebką całej gałęzi literatury nowoczesnej, mającej uwiecznić wspomnienie „bandytyzmu11 Francuzów, a wynosić pod niebiosa dobrotliwość jasnowłosej Germanii i znako­

m ite czyny jćj czułych i pobożnych synów.

(*) C ała zasługa uruchomienia pruskiej armii, pisze pułkownik Lecom te, polega na znakomitej maszyneryi administracyjnej, która jaknajpraw idłowiej wywiązywała się z obowiązku dobrze zgóry wystudyowanego; należało, b e z . Względu na ofiary, zniweczyć te ma- szynerye. R a id na sposób amerykański, ale wzmocniony i udosko­

nalony awangardą mniej więcej trzydziestu tysięcy ludzi, b y łb y do­

k on ał cudu, gdyby go natychmiast po wypowiedzeniu w ojny wysła-

(20)

16

Ta lite ra tu ra służy na broń przeciwko Francyi, ma ona podtrzymywać ciągle ten ogień nienawiści, któ­

ry za Renem nosi nazwę patryotyzmu i tli w sercu ka­

żdego dobrego Niemca. Niechże więc teraz p. de Girar- din pieści jeszcze swoją dawną mrzonkę hum anitar­

ną, niechaj z drugiej strony niedorzeczny lub płatny doktryner berliński zachęca Francyą i Niemcy do wza­

jemnego uścisku*). Na to można tylko wzruszyć ram iona­

mi. Ażeby zgoda była możliwą i szczerą, Niemcy musieliby się pierwćj zrzec systemu zaszczepiania w młodzieży nie­

nawiści do dziedzicznego wroga, musieliby spalić na sto­

sie wszyskie książki szkolne **), historyczne, poezye,

no do Frankfurtu. Zdaje się, że korpus z obozu szalońskiego mógł był łatw o wykonać tę próbę; byłaby ona niebezpieczny, to prawda, ale powodzenie zw ykle wieńczy odwagę, a jeśli gdzie, to tutaj od­

ważnym być należało. "W najgorszym razie, chociażby ta przednia straż pokonany została zaszczytnie nad Menem, zniszczywszy dokoła wszystkie drogi żelazne, to w każdym razie należy przyznać, że do­

konałaby bardzo użytecznej czynności i utorowałaby drogę dla wielkiej armii, zwolna za nią postępującej.

*) M ówiąc o artykułach wojowniczych dzienników, które otrzy­

mują podobno w skazów ki od samego Bism arcka, autor tej broszury zatytułow anej Po -wojnie i bardzo ciekawej, robi następujące złote prawdziwie w yznanie: „Ż eb y ocenić charakter i kierunek narodowej polityki niemieckiej, trzeba nie przy\viązywać zbyt wielkiej wartości do artykułów prasy codziennej; prasa niemiecka po większej części jest tylko objawem przemijających wrażeń usposobienia publiczne­

go, albo też sługa chwilowych celów ta ktyki politycznej

**) P ozw olę sobie tutaj przytoczyć urzędowe sprawozdanie jakie p. Ram bert, profesor uniwersytetu zurychskiego, zło żył w r.

1875 R adzie związkowej szwajcarskiej o grupie X X V I (wychowanie, nauczanie, oświata) wystawy powszechnej wiedeńskiej. P . Ram bert badał specyalnie wszystkie książki do czytania, używane w szko­

łach europejskich. M ówiąc o niemieckich Lesebdcher, wyraża się tak: „ W wielu kursach historyi francuzkiej, jest dotąd pomijaną

(21)

17

i wszystkie romanse, wydane od la t pięciu. Biorę pićrwszą lepszą, z tych książek, żeby wam pokazać, jak w nicli zwycięzcy upakarzają zwyciężonych, i piętnują na wieki niesławą. Niech który niemiec znajdzie w ca- łćj literaturze francuzkićj coś równie podłego i nikczem­

nie wstrętnego. Podobne dzieła nie są godne narodu, który m a na swoje usługi cały milion bagnetów.

K siążka o którćj mówię, jest romansem, ale ro- jiansem poważnych pretensyj, militarnym i współcze- sno-historycznym. Jej ty tu ł: Jueger und Turco, oder zw ei Nationen (Strzelec i Turkos, czyli dwa narody) przez E gberta Gaerschen’a; wydana została w W ur- burgu 1872 r., u St. Gaetschenbei:ger’a, w dwóch to ­ mach w różowej okładce.

historya spółczesna, pomimo, że za Cesarstwa usiłowano zaprowa­

dzić w gimnazyach jej w ykład. Niemcy, mianowicie niemcy P ó ł­

nocni, wprowadzili już do takich książek dzieje .wojny 1870-^-71.

N iektóre z tych opisów są, odpowiednie, jasne, dokładne, pod w zglę­

dem uwag spokojne. L ecz w niektórych przebija się duch całkiem odmienny, który zresztą można poznać niekiedy z samych tytułów, jakie takim artykułom nadają. T ak np, panowie H . H eck i Chry- styan Johansen w swoim N orddeutsches Lesebuch (Halla 1872):

D a s Gottesgericht in F rankreich (Sąd B oży nad Francyą). W dzie­

le p. Edw arda B ock {Deutsches Lesebuch j u r die m ittlerc u n d obere S tu fc eajacher Sckulverhd!łnisse, W ro cła w 1872) są opisywane z upodobaniem skutki bombardowania Paryża. A utor karmi w yobra­

źnię dzieci widokiem bomb i zniszczenia,: a w końcu dodaje: „Spu­

stoszenie było straszne, ale Paryżan ie sami tego chcieli. Dlaczego się opierali takim bezskutecznym uporem.'1 M ógłbym przytoczyć dość dużo podobnych przykładów . Po większej części opowiada­

niom tym towarzyszą poezye, które miały najwięcej powodzenia w czasie kampanii. W Lesebuchu A lb erta Haestera znajdujemy około trzydziestu takich utworów , to poważnych, to znowu k o­

micznych. A utor nie okazał zb yt surowego smaku w ich wyborze.

Niktby zapewne nic spodziewał się znaleźć w książce szkolnej

Prusacy, 2

(22)

18

Jako powieść jest to coś ictyotycznego; jako dzie­

ło potwarzy i nienawiści jest arcydziełem. Intryga śmićszna. Francuz V augirard, który był nauczycielem w Niemczech, korzysta z wojny i wykrada cnotliwą niemkę; V augirard wstępuje do żuawów, a jasnowło­

sa teutonka, zabrana w niewolę, podlega niejednokro­

tnie niebezpieczeństwu u traty swego „kapitału,“ gdy nareszcie w samą porę zjawiają, się żołnierze niemieccy i ocalają brankę. Dostaje się nieboraczka w ręce j a ­ kiegoś biskupa francuzkiego, który chce z niej zrobić zakonnicę; nareszcie jej narzecony, który walczy pod

wićrszy, których całą zasługą jest ośmieszenie p. Eenedetti. E d ycya sporządzona dla A lzacyi-Lotaryngii mieści w sobie kilka wierszy­

k ów mniej niż inne, krótsze też są tutaj opowiadania prozą. Zauw a­

żyłem zresztą, że jedną z ulubionych poezyj w niem ieckich k sią ż­

kach do czytania, jest wićrsz zaczynający się od słów : O Elsdss, o E lsass\ M y Szwajcarzy powinniśmy pamiętać o tern, że prawie we w szystkich szkołach północno-niemieckich, wszczepiają w dzieci maksymę patryotyczną, która jest morałem tój śp ie w k i:

B is dorthin deutsche Z unge, B is dorthin deutsche,s L a n d !

(Dokąd sięga język niemiecki, dotąd i ojczyzna niemiecka).

Jednem słowem, jeśli się komu zdaje, że przestąpiwszy próg szkoły, wstąpi do pokojowego przybytku, to się m yli. W szkole, i owszem, spotykaińy znowu świat cały z jego ułomnościami i namiętnościa­

mi. Słyszym y nieraz, że trzeba mnożyć liczbę szkół, że jeśli ludzie mają być mądrzejsi, a przyszłe pokolenia szczęśliwsze, to trzeba szerzyć oświatę. Mnie się zaś zdaje, że w ypadałoby przekształcić nauczanie w kierunku jakości nie zaś ilości. Z tego com widział w W iedniu, przekonałem się, że pokolenie które dziś zasiada na szkolnej ławie, nie sposobi się bynajm niej do tego, ażeby miało być generacyą pokojow ą. Szwaj carya powinnaby o tem pamiętać.

Szczęście to dla niej, że może szczepić w swoich dzieciach uczu­

cie gorącego patryotyzmu, nie potrzebując wpajać w nie ani pogardy, ani nienawiści sąsiadów.

(23)

19

sztandarem pruskim, odszukuje ją i zdobywszy dla niej wyprawę w jednśj z szaf zamku Saint-Cłoud, żeni się z nią. Niedorzeczność ta służy dla upozorowania najniższych insynuacyj, najwstrętniejszych i najobrzy­

dliwszych potwarzy. Najlepićj zresztą przytoczyć ustęp:

Oto np. jak powieściopisarz niemiecki mówił o m ar­

szałku Mac-Mahonie (rozdział III str. 49):

„Marszałek Mac-Mahon, najbardziej poważany przez Francuzów dowódca wojskowy, przybył od kilku ty­

godni z Algieru, gdzie pędził żywot wice-króla. B rał tak wysoką pensyą a przytćm miał tak olbrzymi m ają­

tek, że mógł w sposób bardzo przyjemny i bardzo szumny (pompos) odbyć przejażdżkę do Berlina. Miał z sobą, nietylko całą stajnię zbytkownych koni, ale także kolekcyą służby, kucharzy i prawdziwy harem, złożo­

ny z dam półświatka, z arystokratycznych kokotek (Co- cotten der nobelsten Sorłe); i nic dziwnego: książę Ma­

genty żył przecie tak długo między muzułmanami. Swo­

ją ślubną małżonkę zostawił natomiast w domu... (tu ­ taj następuje okres tak obelżywy, że go nawet tłóma- czyć nie chcę). Te faworyty m arszałka wiozły z sobą tyle krynolin, szynionów, jedwabnych sukien, kapelu­

szy, że to opóźniało znacznie pochód armii. Ale któż tam na to zważał, kto mógł robić marszałkowi wy­

rzuty? Przecież chyba nie cesarz, który był otoczony całą zgrają złoconych służalców i wyruszał na wojnę, zabrawszy z sobą tabor kuchmistrzów...11

I tak, kilka stronnic w tym samym tonie. Ale to tylko 3łodkie trem olanda uwertury. Jeżeli chcecie wie­

dzieć w jaki to sposób ci Czerwonoskórzy Francuzi pa­

stwili się nad rannymi Niemcami, to przeczytajcie budu­

jący ustęp poniższy:

„...Po raz drugi odebrano Niemcom W orth. Na

(24)

20

ulicach tćj wioski leżało pełno rannych; Turkosy, dzi­

cy synowie pustyni, bez litości rzucali się na nie­

szczęśliwych żołnierzy niemieckich z nożem w ręku i według zwyczaju odrębywali im głowy od tułowia.

Tłumy sfanatyzowanych wieśniaków zbiegały się też do W órth pod dowództwem swoich proboszczów; mordo­

wali oni rannych z zimna krwią, a jeśli który błagał 0 wodę, to mu kładli w usta jego własne odcięte człon­

ki (ein abgeschnittenes Glied)...!!!'1

Co się jednak działo w Tuileries, podczas gdy W orth był świadkiem scen tak strasznych? P. Egbert Gaerschen wie o tćm doskonale i chce zarazem, ażeby świat cały wiedział, że jeśli Francya zaczęła z Niem­

cami wojnę, to tylko za namową papieża i jezu­

itów.

„W e wspaniałym pałacu Tuileries,—czytamy na str.

113, siedzi przy małem biurku kobićta smętnćj tw a­

rzy: to Eugenia de Montjo, k tó ra kazała się jeszcze nazywać cesarzową Francuzów. Było jeszcze bardzo rano 1 ani pokojowe, ani modystki nachodzić jćj tak wcześnie

* nie śmiały. Cesarzowa w dość zaniedbanej toalecie.

pisała depeszę. Obok niej, we framudze okna, stał ksiądz Bauer, spowiednik, i rozmawiał z mnichem hiszpańskim, który musiał opuścić swoją ojczyznę, w towarzystwie cnotliwćj Izabelli i jćj wiernego Marfori. Ten mnich, który przez długi czas razem z siostrą Patrocinią rządził sumieniem i państwem nabożnej Izabelli i jćj wiernego Marfori, wyglądał na prawdziwego urwisa (nic). Królowa hiszpańska wysłała go do Tuileries, ażeby na nowo zawiązał zerwane przedtćm stosunki.

Eugenia odłożyła pióro na bok i zwróciwszy się

do mnicha, rzekła :

(25)

21

— Wielebny ojcze! gdzież jest to błogosławień­

stwo Boskie, któreście nam z tak ą pewnością obiecy­

wali, jeśli wypowiemy wojnę heretyckim Prusakom , dla przywrócenia jedności naszego świętego kościoła?

Wićcie, że chcieliśmy wypowiedzieć wojnę razem z pro- mulgaeyą dogmatu nieomylności... Ale Bóg nas opuścił, ojcze Ignacy; ja któram namawiała cesarza do tej wojny, boję się już, żebyśmy przez nią tronu nie stracili.

Ojciec Ignacy, przybrawszy powierzchowność świę­

tego Ludwika, odparł z wystudyowaną mimiką:

— Niebo cię doświadcza, pobożna cesarzowo, ale cię wcale nie*opuściło. Czy wasza cesarska mość odmó­

wiłaś dziesięć Zdrowaś Marya do świętego Arbueza, ażeby się za wami wstawił do Serca Maryi?

— Tak, wielebny ojcze.

— A czy wasza cesarska mość kazała pozapalać nowe świece przed ołtarzem Najświętszej Panny Zwy- cięzkiej ?

— Wszystko to wykonałam, wielebny ojcze, tele­

grafowałam także do kuzyna mojego, Jego Eminencyi kardynała Bonaparte, aby jeszcze raz prosił Ojca Świę- ' tego o błogosławieństwo dla naszych wojsk.

— Kiedy tak, zwycięztwo jest pewne. Wczoraj znalazłem koniczynę o pięciu liściach, k tó rą potarłem 0 relikwie świętego Dyonizego; jeżeli W asza cesarska mość zechce ją posłać Swemu synowi, może być wtedy pewną, że ta go uchroni od kul nieprzyjacielskich.

Hiszpańska bigotka, z radością przyjęła ten drogi upominek i dziękując zań, ucałowała pokornie brudną rękę szkaradnego mnicha.

Ksiądz Bauer zbliżył się potem do cesarzowćj 1 ze zręcznością nadwornego petit abbe, starał się ją

pocieszyć etc.“

(26)

Trudno wyobrazić sobie coś bardziej niedorzecz­

nego, nad wyrazy włożone przez autora w usta księ­

dza Bauera. Mnich hiszpański, który naturalnie nale­

żał do zakonu jezuitów, występuje teraz z kaza­

niem do cesarzowej, podzielonćm na trzy części, aby jćj dowieść, że „diamenty korony francuzkiej należą do

kościoła."

Cesarzowa niekoniecznie zdaje się być przekonaną,, ale w końcu wzrusza się i pozwala na oddanie wiel­

kiego Regenta zakonowi świętego Iguacego, jakoteż na posłanie innego dość znacznego kamienia papieżowi,

w celu przyozdobienia monstrancyi.

Nareszcie przybywa hrabia P alikao: „na twarzy jego malowała się przebiegła podstępność lisa w połą­

czeniu z wilczą srogością.“

G enerał Cousin de M outauban upewnia cesarzowę 0 życzliwości ludu paryzkiego i zakomunikowawszy jćj rozkazy przesłane marszałkowi Mac-Mahon, dodaje:

„M arszałek ma przy sobie ordynansowego oficera, kapi­

tan a huzarów, nazwiskiem Y augirard; jest to boha­

terski obrońca swćj ojczyzny, śmiertelny nieprzyjaciel Prusaków. Utrzymuje on, że najlepszym sposobem za­

kończenia wojny, je st wysadzić w powietrze króla prus­

kiego, Bismarcka i Moltke’go.“

Ten projekt wywołał uśmiech na usta cesarzow ej;

hrabia Palikao rozwija go jćj dałSj w tych słow ach:

„W asza cesarska mość znasz zapewne potężne środki zniszczenia, wynalezione przez chemików. Niebo zacho­

wało cesarza od bomb Orsiniego, lecz nasi nieprzyja­

ciele zapewne ich nie ujdą. Podłożymy miny w miejscu, przez które będzie przechodził król pruski, Bismarck

1 Moltke. Kapitan Yaugirard podał nam ten projekt

_________

22

(27)

23

i chce go wprowadzić w wykonanie. W tym celu już nawet za naszćm zezwoleniem urlop otrzym ał,11

Ojciec Ignacy nie mógłjuż powstrzymać języka i chwy­

ciwszy za rękę hrabiego Palikao, krzyknął z zapałem:

„Wyborny plan, panie ministrze, plan który ocali Francyą,!

Nie trzeba ani troszeczkę oszczędzać tych bandytów, rozbójników, tych dzikich barbarzyńców, którzy stoją, poza prawem, tych heretyków. Jeżeli dzielny kapitan doprowadzi swój zamiar do skutku, zakon nasż udzieli mu znaczną nagrodę; jeżeli zaś nie zdoła tego uczynić, kościół będzie się modlił za niego. O h! tak, są jeszcze odważni ludzie we Fraucyi, którzy oswobodzą, nas od tego niegodziwego Wilhelma i Bismarka; duchowień­

stwo daje dobry przykład, czyż mało jest wiejskich proboszczów na czele wolnych strzelców? Jeżeli mogę ci być użytecznym, panie ministrze, w przesłaniu rozka­

zów do Bazaine’a, Canroberta, Mac-Mahona, to łatwo za pomocą, sutanny i genewskiego krzyża podejdę barbarzyńców.11

Cesarzowa potem udziela jeszcze audyencyą jakiejś damie czarno ubranej. Na znak damy przez monarchi- nię, ojciec jezuita chowa się we framugę okna, aby módz wszystko słyszeć. Damą, tą jest hrabina Clermont.

Przychodzi opowiedzieć cesarzowej porażkę pod W órth.

„Czy wszystkie damy ze świty m arszałka ocalały?*1 zapytuje cesarzowa Eugenia. — „Z wyjątkiem jednej, Klaudyi Tollard, odpowiada hrabina; ta pozostała w fu r­

gonie, ale książę następca tronu uwolnił ją. Co za ła ­ dny mężczyzna ten książę, ze swemi niebieskiemi oczy­

ma i bujną, brodą. Ale jest strasznie cnotliwy, genera­

łowie zaś jego świty sami starcy!

Po tych słowach, hrabina, jakkolwiek w grubój żało­

bie, wybucha głośnym śmićchem. Eugenia śmieje się

(28)

24

wraz z nią,, poczem d o d a je :— „Zobaczymy czy serca tych barbarzyńców są istotnie spiżowe. W edług udzie­

lonych nam wskazówek, wysłaliśmy do Laon grom ad­

kę pigknych kobiet, którym nie oparłby się nawet święty Antoni, a cóż dopiero książę Fryderyk-K a- rol...“

Potem następuje cały rozdział poświęcony bitwie sedańskićj. „Książę Magenty proponuje,—mówi p. Egbert Gaerschen,—a regentka dysponuje. Zaledwie marszałek przybył do Reims, odbiera natychmiast nowe rozkazy od regentki, której wola jest wyższą, nad wolę cesa­

rza. Mac-Malion radby chętnie pozbyć się tej kobiety, która nie zna się na niezem, ale jakkolwiek generał, wie iż jest przedewszystkiem żołnierzem i niewolni­

kiem biernego posłuszeństwa. “

V augirard, opatrzony genewskim krzyżem, z rozka­

zu generała Ducrot wprowadzony zostaje do generała Thcramin d’Ham, który dowodzi twierdzą Laon, a kie­

dy nadchodzi sztab pruski, podkłada ogień pod m aga­

zyn prochu; tylko książę meklembursld wskutek tego został lekko raniony.

Potem przychodzi kolej na Paryż. Autor raczył przyznać zdolności Juliuszowi Favre, „najznakom itsze­

mu z naczelników nowój Rzeczypospolitej1' i opowiada jego przeprawę przez pruskie szeregi. ,,Kiedy Juliusz Favre przybył z F errieres, głowa jego pokryła się zu­

pełnie siwizną.11 Dalej widzimy znowu: „pod murami Babylonu,11 ,,niespokojnego“ księdza Bauera, z olbrzy­

mią szablą i rewolwerem zą pasem, w naramienniku Międzynarodówki, w kapeluszu a la Rinaldini z wiel- kiem piórem. Księżyna zajmuje miejsce w ambulan­

sie i z położenia swego dostaje się znowu między

piękne i eleganckie damy, które więcej przez rnode

(29)

25

niż przez patryotyzm, cały swój czas spędzają, na pielę­

gnowaniu rannych i chorych."

P. Egbert Gaerschen prowadzi czytelnika nawet do kawiarni madryckiej. Vales z nosem pogrążonym w absyncie, przewodniczy rozmowie; malarz Courbet, upolerowany wieśniak (lackirter Bauer), nalany piwem, śmieje się głośno przez swoją, kapucyńską brodę. Przy stole polityków zasiadają znowu Yermorel, w yprosto­

wany jak tyczka do chmielu, w okularach, z ufryzo- wanemi włosami; i Paschal Grousset „piękny mężczyzna, wypomadowany, w jasnych rękawiczkach, w krawacie według najświeższej mody i wypaczulowany aż strach.11

Z Paryża scena romansu przenosi się do Orleanu.

Przytaczamy tutaj początek rozdziału, zatytułowanego

„Nowa dziewica orleańska:l>

„Trochu zapewniał papieża na piśmie, że jeżeli tylko Francya oswobodzi się od swoich nieprzyjaciół, to natychmiast przywróci mu władzę doczesną. W aty­

kan ogłosił wówczas wojnę za świętą; wyższe ducho­

wieństwo fra-ncuzkie śmiało rozpoczęło kampanią. Po­

mimo przymierza Gambetty z Garibaldim, prałaci wyszli z samotnego ukrycia i wysyłali swoich semina- rystów walczyć w wojennych szeregach. Biskup Angers, arcybiskup kardynał Bordeaux, prawili dużo o świętym obowiązku bronienia kraju. Ze wszystkich jednak najgorliwszym był arcybiskup orleański Mgr. Dupan- loup, który chciał odgrywać rolę jednego ze swych poprzedników, św. Aignan. W ysyłał on nawet listy do Pana Boga (sic), aby tenże raczył zniweczyć b arb a­

rzyńców a pomagał generałowi Trochu i ojcu Ignacemu.

Dupanloup też postanowił wyprowadzić na scenę no­

wą dziewicę orleańską, aby ocalić Francyą od niebez­

pieczeństwa protestantyzm u.14

(30)

26

Ale powiedzieliśmy już dosyć dla poznania ten- dencyj tej książki, k tóra może służyć za typ romansów narodowych niemieckich, pisanych po wojnie. Liczą się- one na setki, a z każdym niemal rokiem pojawiają się nowe w tym samym rodzaju. Zagranica wszakże nic o tern nie wie. Pomimo w strętu do tego rodzaju lektury, trzeba jednak koniecznie zejść aż na ten śmietnik teutońskiego piśmiennictwa; przez wydawanie, puszczanie w obieg podobnych pism i książek, zasiewa się w sercach wieczne ziarno nienawiści a zarazem przyspasabia naród do rzucenia się na „swego dzie­

dzicznego wroga“ na „galickie bydlę.“ Ktokolwiek przejeżdża dziś przez Niemcy, każdy się dziwi tej nie­

pohamowanej nienawiści zwycięzców ku zwyciężonym;

ule łatwo to sobie wytłomaczyć, czytając niemieckie dzienniki, szkolne książki, kalendarze, romanse, a na- dewszystko, słysząc pieśni i rozmowy „dobrych Niem- ców.“ Gdziekolwiek się obrócisz, wszędzie widzisz tyl­

ko potomków Herm ana, „zwycięzcy Latynów.“ Heine znał już dobrze tych dzikich patryotów i z niezmier­

ne iu podobieństwem przedstawił nam ich obraz: „Ży­

wią oni wszyscy w swem sercu nienawiść patryotyczno- germańską przeciw francuzkiemu Babilonowi, przeciw wynalazkowi mydła, pogańskiej gramatyce greckiej Thierscha, przeciw Kwintyliuszowi Yarusowi, przeciw rękawiczkom i przeciw wszystkim, co m ają czuły zmysł węchu.“

Święte stadko, które się pasie na niemieckim He- likonie, nie chciało również pod tym względem pozostać w tyle. Natychmiast po kapitulacyi Paryża przybie­

gło czemprędzej, zadyszane, kopnąć także nogą powa­

lonego lwa—olbrzyma. Wszystko wówczas przewracało

się do góry nogami. Uniesieni patryotycznym zapałem

(31)

27

królowie poeci, schwycili za harfy i śpiewając tańczy­

li koło arki nowego przymierza; cnotliwe Gretchen, synogarlice znudzone kochaniem, które pragną niena­

w idzić, jak powiada Heine, zaczęły wygrywać na forte­

pianie, melodye z naśladowaniem kawaleryjskich szarży i bombardowania miast; w zachwycie świętego patryo- tyzmu widziały wcielenie Arminiusza w osobie cesarza i wyklinały „kłamstwo Francuzów, icli zdradę, niemo- ralność, zepsucie,“ przeciwstawiając tym wszystkim obrzydliwościom „niemiecką uczciwość, skromność, po­

bożność i sumienność;11 słowem wszystkie te cnoty, za ctóre ich Pan Bóg wynagrodził w sposób tak uderza­

jący, przeprowadziwszy pięć miliardów z kieszeni rancuzkich do niemieckich.

Jakkolwiek cesarz Wilhelm, pisze p. Cherbuliez,—

" swein bardzo uczonem i dowcipnem studyum o Poe- flach wojennych nowego cesarstwa,—jakkolwiek cesarz Wilhelm uchodzi za człowieka nie lubiącego zbytecznie Ipoezyi, miał on wszakże sposobność wskrzeszenia jedne-

( go rodzaju literackiego, który był poszedł w zaniedba­

nie, a z którego przekazał potomności doskonałe wzory w swoich listach pisywanych do królowej, pełnych na­

tchnienia czysto biblijnego, przejętych Bogiem Izraela i Bogiem wojny. Ukoronowany pisarz znalazł naśla­

dowców, ale nie dorównali mu liczni uczniowie; brak im tego czegoś, co się naśladować nie da. Przypomi- I nam sobie jednak, że wkrótce po zawarciu pokoju czytałem w Gazecie krzyżow ej utwór poetyczny, bardzo uroczysty i wielce hebrajski, a dość charakterystyczny:

' „Modlitwy nasze zmieniły pola bitew w ołtarze, a dziś żołnierze nasi wracają do domów, okryci sławą i ob­

ciążeni łupem (beutelschwer.)“

W Psalmie poety Geibla przeciwko nowemu Babi-

(32)

28

łonowi, czytamy następujące słowa: „Nie wybaczymy wam nigdy, dopóki na kolanach nie uznacie się grzesznikami, i wyjawiwszy publicznie swe kłamstwo, nie będziecie błagali przebaczenia i łaski u waszego sędziego." A przy końcu innego utworu, który wchodzi w skład Herotdowyck słów (Heroldsrufe) znajdujemy co następuje: ,,Niechaj ten, który podczas wojny postę­

pował przed nami śród ognistego obłoku, użyczy na­

szemu ludowi sił do zwyciężenia raz jeszcze, i wykorze­

nienia z serc naszych czarnego zarodu kłam stwa i wszystkiego co jeszcze jest francuzkiem w naszych myślach, słowach i czynach: das Welschtkum auszu- merzen in Glauben, W ort und That!11

Lecz co jest niemniej godnem uwagi, to ta oko­

liczność, że poeci niemieccy nie czekali 1870 roku, i dawniej już głosili krucyatę, podbijali A lzacyą-Lota- ryngią. Ju ż w roku 1844, w jednej ze swych pa- tryotycznych poezyj, Geibel woła: „Zamiast gnić pod wpływem wewnętrznego raka, wolałbym spotkać się z nieprzyjacielem na polu walki. Tak, błogosławić będę trzykrotnie chwilę, w której zabłysną, szpady za długo schowane do pochew; kiedy nad brzegiem Mozelli i Odry, zamiast zjadliwych słów dysputy, kule będą padały! Oh! jakże chętnie, pragąłbym ujrzeć słoneczne światło, przeglądające się w kaskach francuzkich szwadro­

nów! Ah! gdybyśmy ju tro już mogli wkroczyć do kraju nie­

przyjacielskiego!... W ojna, wojna! dajcie co prędzej tę wojnę dla wyrugowania niesnasek, które szpik w kościach nam mrożą. Niemcy są chore śmiertelnie, puśćcież im krew, a wyleczą się.“

Inny niemiecki poeta, Em il R itterhaus był również

szczęśliwą wyrocznią, a jego przepowiednie i proroctwa

wygłaszano w teatrze m iasta Elberfeldu już w styczniu

(33)

29

1861 roku. Pośród wielu cudownych rzeczy, widział on także w blizkiej przyszłości „radosne ognie na Wogezach; a na katedrze strasburskićj, zdobnej w no­

we laury, chorągiew niemiecką,.11 Od trzydziestu lat, rocznica bitwy pod Lipskiem obchodzoną była uroczyście we wszystkich teatrach przez wystawianie patryotycz- nych sztuk, które przejmowały całe Niemcy gorącą

nienawiścią przeciw Francuzom.

A we Francy i nic nie widziano, nic nie słyszano,

niczego się nie domyślano. Wszystkie te groźne

symptomata przechodziły niepostrzeżenie. W eFrancyi,

myślano, że niemieccy poeci śpiewają jeszcze pieśni do

księżyca, i że generał Boum mógłby być mistrzem pana

von Moltke.

(34)

X I I .

Pomnik na wzgórzu Spichern. — Koleje żelazne niemieckie strategiczne.— Bawarski P a la ty n a t.—K aiserslautern.—Jego obrona

przeciw Francuzom .—H otel i te a tr tegoż miasta,

W Saarbriick nie zatrzymujemy się zbyt długo.

Tylko monolit wznoszący się na pagórku Spichern, koło którego Niemcy tańczyli w r. 1872 dla uczczenia go­

dnie swych bohaterów, przypomina wypadki, których dolina ta była teatrem . Poczciwa natura dotknęła czarnoksięską swą laską spustoszone i zakrwawione pola, i olbrzymie to miejsce śmiertelnej uczty pokryło się różnobarwnym kwieciem, a ptaki z wesołym śpie­

wem zaczęły znowu słać na nićm swoje gniazdeczka.

Pod tćm zieleniejącym wzgórzem, Germanie i G al­

lowie w spokoju czekają dnia wielkiego i strasznego obu­

dzenia. Saarbriick nie ma już śladów swoich blizn.

Dworzec kolei został przebudowanym i nabrał wyso­

kiej ważności pod względem strategicznym. Jestto

punkt zborny rozstajnych dróg, wiodących do Mogun-

cyi, Manheimu i Karlsruhe. Dwa nowe rozgałęzienia

dróg zostały zaprowadzone z Zweibriicken do Neu-

stadt i Landau oraz z Zweibriicken do Forbach. Mała

odnoga, poprowadzona w zeszłym roku, łączy również

Forbach z

ThionYille.

Przez

nową

kolćj żelazną na

Saarlouis, twierdza Metz leży tylko o trzy godziny

drogi od Moguncyi.

(35)

31

Forteca Koblencyi, w której obecnie wykonywają się ważne roboty, jest blizką sąsiadką Luksemburga, dzięki kolei żelaznej, wiodącej do Trewiru. Na mapie wszystkie te linie, których punktem wyjścia jest Ren, sprawiają wrażenie najazdu czeredy gadów, w strząsają­

cych groźnie łbami w stronę Belgii, Francyi, Szwaj- caryi. Od czasu wojny, Niemcy wydały już bajeczne summy na budowę strategicznych dróg żelaznych. W ro ­ ku 18(59 Francya posiadała tylko 15,920 kilometrów tych dróg, a Niemcy już 17,593. Dziś, jedynie W ielka Brytania przewyższa cesarstwo niemieckie, posiada bo­

wiem 25,900 kilometrów dróg żelaznych. Całe Niemcy eksploatują dziś 24,795 kilometrów, co je stawia w czwar­

tym rzędzie pod względem powierzchni kraju, a w trze­

cim pod względem stosunku do liczby mieszkańców.

I rzeczywiście, w Niemczech wypada 2,53 kilometrów kolei żelaznych na mile kwadratową, w Belgii 6,28, w Anglii 4,52 a w Holandyi 2,92 na takąż samą przestrzeń. Co się tyczy stosunku do liczby ludności, to Anglia ma 8,14 kilometrów kolei żelaznych na dzie­

sięć tysięcy mieszkańców, Belgia 6,62 a Niemcy 6,04. *) Od roku 1870, Prusy wzięły w swoje ręce adm inistra- cyą wszystkich kolei żelaznych niemieckich. Lokomo-

*) P rzy końcu r. 1870, same tyllco Prusy posiadały 1,524 mil (11,430 kilometrów) kolei żelaznych, które przecięciowo kosztow ały 548.000 talarów na milę, czy li razem 835 milionów talarów (3,122,225,000 franków). D zisiaj, to jest po pięciu latach, Prusy p o­

siadają 2,300 mil (97,250 kilom etrów) kolei żelaznych, które koszto­

wały średnio po 610,000 talarów na m ilę, czyli razem 1,400 m ilio­

nów talarów (5,250,000,00 franków); zbudowano więc w ciągu lat pięciu 5,820 kilometrów kolei żelaznych, co kosztow ało razem 2.128.080.000 franków.

(36)

32

tywy, wagony, stanowią m ateryał wojenny armii 'nie­

mieckiej, a oficyaliści kolejowi noszą mundury, i służba liczy się im tak samo ja k w wojsku.

Prócz tego, są tak zwane „pułki kolei żelaznych;**

skład tych pułków podwyższono z 3 do 6,000 ludzi.

Korpus teu ma głównie na celu naprawę zniszczonych linij, utrzymywanie i zabezpieczanie komunikacyj w k ra ­

ju nieprzyjacielskim.

W razie uruchomienia armii, m ateryał wojenny jest gotowy do dyspozycyi na każde zawołanie.

„Zawsze gotowy! oto godło nowego państwa, mówił do mnie pewien młody podoficer. My nie wypoczy­

wamy na laurach; nigdyśmy tak nie pracowali jak po zwycięztwach 1870—1871 r. Udoskonaliliśmy swoje urządzenia wojskowe, według doświadczeń nabytych na polu walki; przerobiliśmy cały m ateryał dawny i dwukrotnie zmienili karabiny; wypróbowaliśmy n a j­

rozmaitsze działa, jedne po drugich, bez h a ła s u 'i bez zwoływania całej Europy, jak to czynił Thiers w Trou- ville; codzień zresztą nowe odbywamy próby w spe- cyalnych artyleryjskich obozach. Do tego stopnia, oba­

wiamy się czy pokój zostanie utrzymany, że w tw ier­

dzach naszych znajduje się wszędzie zupełna liczba dział, jak również mnóstwo żywności i paszy dla koni.

Na pierwszy znak dany, 18 korpusów armii, z których każdy składa się z 40,000 ludzi, może wystąpić do bo­

ju; a żołnierze z góry o tem wiedzą, że plan jaki im wykonywać przyjdzie, był oddawna zbadany i wystudyo- wany w Berlinie, na radzie sztabu generalnego.**

W arto pamiętać o tych ważnych rzeczach; Fran- cya powinna uważnie śledzić wojskowe postępy swoich sąsiadów, jeżeli nie chce być znienacka zaskoczoną.

Dziś, bardziej niż kiedykolwiek, Niemcy są wojowni­

(37)

33

czym narodem, który na środku Europy rozłożył swój obóz *).

Z Saarbriick do K aiserslautern jestto spacer taki jak z Paryża do Fontainebleau, z tą wszakże różnicą, że okolica jest bardzićj romantyczną. Jedzie sig obok łańcucha gór, pokrytych wysokiemi jodłowemi lasami, m ijają sig żyzne doliny, pokryte dojrzałem zbożem, owo­

cowymi drzewami i pigknemi domami, które wygląda­

ją jakby chciały imponować swą powierzchownością cudzoziemcom. Jesteśm y tu w nadreńskiej Bawaryi;

to najbogatsza i najpigkniejsza czgść monarchii. Na stokach wzgórz od południa hodują licznie winorośl, którą uczciwi właściciele niemieckich hotelów sprzedają za joliaunisbergera. Urwiste boki tych gór, które spla­

ta ją sie po bratersku, wydają żelazo, miedź, wggiel k a ­ mienny. Odkryto tam nawet kilka kopalń soli. Ba- warya nadreńska dostarcza również sławnego czarno­

leskiego kirszu, który skwaśniał od czasu, jak go wy­

rabiają alembiki pruskie. Żołnierze francuzcy zro­

bili mu dobrą reputacyą. W' czasach Ludwika XIV i Napoleona I, uśmiechnięte bawarki czekały u progu swoich drzwi na „wesołych francuzów," aby ich po­

częstować kieliszkiem kirszu i sercem. Na wjazdowój

*) „K a ż d y powinien w iedzieć— m ówił minister skarbu Camphausen na posiedzeniu sejmu niemieckiego dnia 21 listopada 1875, każdy powinien wiedzieć o tem, że państwo niemieckie, to olbrzymie mo­

carstwo, położone w środku lądu europejskiego, jest rękojmią, p o k o ­ ju (?) i że ta rękojm ia byłaby nadwyrężona, gdybyśm y zaniedbali utrzymania naszych instytucyj m ilitarnych w takim stanie, ażeby módz stawić czoło wszelkim ewentualnym niebezpieczeństwom"

(Bardzo dobrze! po prawicy i w szeregach stronnictwa narodowo-li- be-:alnego).

P rusacy.

(38)

bramie małego miasteczka Landau, ufortyfikowanego przez Vauban‘a, jeszcze w r. 1871 było umieszczone godło Ludwika XIV ze słońcem oświetlającem kulę ziemską: „Nec pluribus impar.“ Pomimo swego przy­

wiązania i szacunku do epoki Wielkiego Króla, Ludwik II , posłuszny rozkazowi z Berlina, musiał zatrzeć i zdjąć wizerunek słońca.

W skutek zajęcia przez Francuzów, Landau s tra ­ ciło prawie zupełnie swój niemiecki charakter. Jeden podróżny, który zatrzym ał sig dłużej w tem mieście r. 1830, pisze: „Mieszkańcy już zapomnieli swego oj­

czystego języka; teraźniejsza generacya mówi po fran- cuzku. W ielka szkoda, że umieszczono w Landau załogę bawarską: trzeba było lepiej pomieścić tu z a ­ łogę pruską.”

Jakieś małe bawarskie książątko, imieniem Karol, utrzymywało na górze niedaleko Zweibriicken 800 goń­

czych psów, 800 kotów i 1500 koni. Wszystkie drogi na Karlsberg (nazwa góry) były strzeżone przez żołnie­

rzy. Obchodzono tam corocznie uroczystość Diany, k tó ra kończyła się zwykle festynem Wenery. Pomię­

dzy godnemi uwagi apartam entam i zamku księcia Ka­

rola, najbardzićj naiwnym a najmniój wschodnim był pokój zawierający kolekcyą tysiąca fajek.

Kaiserslautern, w którem bawię od wczoraj, nie

ma ani katedry, ani pałacu, ani muzeum godnego

uwagi zwiedzających. Jest to miasto stare, przekształcone

na sposób nowoczesny. Zburzyło ono swoje dawne

wały i zamieniło na ulice poprowadzone pod sznur,

które mają już domy o lagrowych szybach i zielonych

okiennicach. Stary kościół zamieniono tutaj na skład

siana, a mieszkańcy chodzą na modlitwę do zupełnie

nowej świątyni, z pobielonemi ścianami i przystrojonćj

(39)

w obrazy, które zdradzają, postępowy wiek fotografii i chromolitografii. Lecz, jakkolwiek Kaiserslautern, samo przez się, nie posiada nic ciekawego, wspomnienia wszakże historyczne, jakie są do niego przywiązane, czynią je miejscem nader interesującóin.

Pewien dowcipny turysta powiedział, że badanie etymologii jest rzeczą bardzo zabawną w podróży; na2wa miasta, góry, ruiny, jest zwykle zagadką, rzuconą m i­

mochodem przez geografią, a klucza tej zagadki sta­

ramy się dopiero wyszukać. Kaiserslautern nazwę sw%

zawdzięcza zamkowi zbudowanemu przez Rudobrodego, śród lasów, nieopodal Lautern. W ielki cesarz przyby­

wał tu taj w celu rozrywki na łowy, ażeby zapomnieć kłopotów korony. Obecność dworu zwabiała arysto­

k ra cję i rzemieślników; wioska się powiększała. Ru­

dobrody założył tu szpital i klasztor. Mieszkańcy Kaiserslautern opowiadają, że jeszcze i dziś, w każdą rocznicę śmierci cesarza, starożytne zamczysko od­

radza się ze swoich ruin i majestatycznie wznosi ku niebu. Wówczas długi orszak widm w czarnych płaszczach i na ognistych wozach, wyjeżdża z bram y zamkowej, przebiega w nocy po ulicach m iasta i śpiesznie, jakby na skrzydłach wichru, wraca napowrót do zamku. Ukazuje się wtedy wielka światłość, aż w końcu wszystko znika.

Szwedzi oblegali K aiserslautern, a wojska cesar­

skie spustoszyły go. Skutkiem tego zniszczenia pow stał straszny głód, do tego stopnia, jak opisuje kronika miejska, że ludzie zabijali jedni drugich i pożerali;

bra t pożerał b rata, m atka zabijała własne dzieci.

W Bergzabern, jedenastoletnia dziewczyna zabiła p ięt­

nastoletniego chłopca i zjadła go.

Przy końcu roku 1644 wojska cesarskie opuściły

(40)

K aiserslautern, a miejsce ich zajęli Francuzi, Ci ostatni oddali miasto prawemu właścicielowi, którym był b ra b ia palatyn Ludwik Filip. Po wojnie o P alatynat, K aiserslautern dostało sig, tytułem zastawu, Ludwikowi XIV. Podczas wojny hiszpańskiej, namiestuik gene­

ralny far. de Dillon opanował go znowu i zabrał do niewoli cały garnizon.

W ybuchła rewolucya francuzka. W ojska nasze przeszły za Pien. Jednego wieczora rozbiegła sig po K aiserslautern pogłoska, że Francuzi idą. Natychm iast pozamykano bramy miejskie, zabarykadowano sig i łnieszkańcy byli przejęci zuchwałą nadzieją wstrzy­

m ania wroga. Za nadejściem nocy, oddział republi­

kański stanął pod murami K aiserslautern i dla p rz e­

straszenia mieszkańców kilkakrotnie dał ognia z dział.

— Nieszczgśliwi, rzekł do swych spółrodaków młodzieniec nazwiskiem G em nus, nieszczęśliwi, co ro ­ bicie? Nie wstrzymacie Francuzów, którzy jeszcze spalą nasze miasto.

Każdy pojął wtedy, że zamknięcie bram było k ro ­ kiem nierozsądnym; ale jakże go naprawić?

Gervinus uwolnił swych spółmieszkańców z kło ­ potu: wysunął się cichaczem poza mury, i podpalił jedng ze stodół na wzgórzu. >

W tymże samym czasie zbliżał się do m iasta ge­

nerał francuzki dla wypowiedzenia zwyidych w tak im razie żądań; mieszkańcy otworzyli bramy na roścież, a burm istrz oświadczył jenerałowi, że jest zwyczaj zamy­

kania bram, jeżeli pożar w pobliżu wybuchnie.

— Jesteście więc chyba czarodziejami, odpowiedział stary wojak z niedowierzaniem; z góry wiecie kiedy pożar nastąpi.

Wojska weszły do m iasta. Rozłożyły sig obozem

36

____

(41)

37

na ulicach, i nazajutrz zostało zasadzone drzewo wolno­

ści, koło którego Francuzi i Niemcy wspólnie objawia­

li swoją radość.

W rok potem, dnia'29 listopada 1792, pod Kaisers­

lautern młody generał Hocbe stoczył bitwę ze starym księciem brunszwickim. Bitwa, głównie na górze Osterberg, trw ała trzy dni. Francuzi, wycieńczeni z sił, mając do czynienia z dwakroć liczniejszym nieprzyja­

cielem, musieli się cofnąć, pozostawiwszy na placu 4,000 zabitych.

Napoleon zwiedził to pole bitwy w r. 1804 w to­

warzystwie swoich marszałków i leśniczego R ettiga, który mu służył za przewodnika. Kazał sobie opowie­

dzieć wszystkie szczegóły bitwy, a zwróciwszy się na­

stępnie do członków swojego sztabu, tłómaczył im błędy, które Hoche, podług niego, popełnił.

Kaiserslautern, stolica P alatynatu bawarskiego, jest miastem liberalnem i protestanckiśm. Ale wielkie figury narodowo-liberalne nie uczęszczają do pospoli­

tych piwiarni demokratycznych: zbierają się za to co wieczór przy wspólnym stole w hotelu K arlsberg, gdzie i ja stanąłem. Spijają tu drogie wina, jedzą pasztety z konfiturami i grywają na dwudziestomarkowe sztuki.

Są to wszystko ludzie opaśli i kameryzowani na twarzy.

Noszą duże dewizki przy zegarkach i spinki z tw arzą warcyńskiego pustelnika, u koszuli.

Dwa dzienniki wychodzą w K aiserslautern: jeden republikański, drugi narodowo-liberalny. Pierwszemu odebrano na korzyść drugiego wszystkie ogłoszenia urzędowe. Nieraz już biuro prasowe berlińskie czyni­

ło świetne obietnice gazecie republikańskiej; w końcu, dla ukarania upartej redakcyi, skazano głównego re­

daktora na ośm miesięcy kozy. Yolkspartei (stronnictwo

Cytaty

Powiązane dokumenty

Ze względu na bezpieczeństwo publiczności odpowiednie czynniki powinny zająć się tą sprawą i dopilnować, by przepisy dotyczące trzymania psów na

To znakomita promocja miasta! Latem na promenadzie w Ustce by- wa cała Polska, dlatego już po raz 20. Tłumy wczasowiczów słuchały koncertów zespołów Pearl Band i Włóczykije,

Prymas Hlond, jako trzeźwy obserwator otaczającej go rzeczywisto- ści, doskonale zadawał sobie sprawę ze skali represji poprzedzających wybory, jak i z dokonanego fałszerstwa,

Proszę o zapoznanie się z zagadnieniami i materiałami, które znajdują się w zamieszczonych poniżej linkach, oraz w książce „Obsługa diagnozowanie oraz naprawa elektrycznych

Przedstawiając stan badań naukowych, poprzestałem na ważnych pracach dokumentujących wyniki doświadczeń oraz artykułach przeglądowych.. W dobie Internetu zainteresowany tym

Pójdziesz się dowiedzieć czy porucznik wrócił z miasta i oddasz ten list panu majo­.. rowi

InaCzej byc nie moze, A rm ia n iem ieck a eofa sia ku zachodöw i pod naporem p rzew azajacy ch sil sow ieckich, ktö re scigajac n ieprzyiaciela, nie moga

Kiwerski wystawił oleje, Dzieduszycki zaprezentował prace graficzne, nie to jednak jest najważniejsze: obok abstrakcjonizmu miękkiego widzimy tu próbki abstrakcji klasycznej, a także