Stanisław Pigoń
Jeszcze o tzw. Przepowiedni
Wernyhory
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 51/4, 463-472
ST A N ISŁ A W PIGOŃ
JESZCZE O TZW. PRZEPOW IEDNI W ERNYHORY 1
P rzed dw udziestu k ilk u laty toczyła się dyskusja m iędzy W itoldem K lingerem a m ną na tem a t tzw. Przepow iedni W ernyhory. Chodziło o ustalen ie brzm ienia i chronologii tego legendowego tek stu , jak się okazało, apokryfu politycznego. Problem postaw ił K linger, ostateczne sform ułow anie swego stanow iska podałem w książce W śród tw órców 1. Różniłem się tam n ie c o . od ustaleń inicjatora dyskusji. Obecnie W itold K linger zagaja dyskusję n a n o w o 2, zm ienia w szczegółach sw e tezy daw niejsze i w tej nowej form ie proponuje je do przyjęcia. Nikogo to nie zdziwi, że zanim się je przyjm ie, chciałoby się ponow nie rozw ażyć je krytycznie i ocenić ich zasadność. Czy są do przyjęcia? Czy zgodzim y się, że m am y do czynienia z rozw iązaniem zagadki już bezspornym ?
Podejm ując dyskusję po raz drugi, przyznać się m uszę z góry do pewnego sceptycyzm u: niew iele sobie po niej obiecuję. Idziem y obaj do wspólnego celu, ale drogam i w yraźnie różnym i. Czy one się zejdą? Czy też może jedna z nich okaże się niew łaściw a? Czy więc ta k ontro w ersja jest celowa?
Bądź co bądź uprzytom nienie w toku dyskusji czytelnikom odm ien ności dróg i um ożliw ienie oceny, k tó ra z nich w ydaje się stosow niejsza — to ostatecznie też jakiś rezultat.
2
Czy m ożna słusznie m ówić o dwóch drogach różnych? Sądzę, że tak. W itold K linger in teresu je się czym innym , a ja czym innym .
M nie od początku ciekaw iły przede w szystkim tek sty Przepow iedni, jak i kiedy się one zjaw iają. Stąd dopiero spodziew ałem się przesłanek do w niosku, z jakim i to w ypadkam i u tw ó r ten się wiąże. Liczyłem na
1 S. P i g o ń , P rze p o w ie d n ie W ern yh o ry. W: W śró d tw ó rc ó w . K raków 1947,
s. 61— 85.
2 W. K l i n g e r , P olskie p rz e p o w ie d n ie W e rn y h o ry i czas ich p o w sta n ia . P a m i ę t n i k L i t e r a c k i , 1960, z. 1, s. 159— 171.
in d u kcję filologiczną i chciałem stać na gruncie realnym . Skoro się okazało, że ten apo kryf w konsystencji swej ulegał zm ianom , był co jakiś czas w znaw iany i odpow iednio do tego przekształcany, a m iano wicie rozszerzany i w zbogacany coraz to o nowe szczegóły quasi-w ró żebne, n arzucać się m usiała potrzeba zebrania ty ch w szystkich tekstów , w yróżnienia w śród nich najkrótszych, przyjm ując, że w m yśl uzasad nionego założenia te okażą się w łaśnie najw cześniejsze, a jako takie reprezentow ać będą niechybnie ten m om ent i te w aru n k i, z których utw ór w yrósł, w ten zaś sposób pozwolą pochwycić ow ą pierw szą po trzebę, k tó ra go w yw ołała.
Do zabiegu tego podnietę dał w łaśnie K linger. On to bowiem zasto sował w naszej potrzebie chw yt podstaw ow y, k tó ry w badaniach nad tzw. P ro roctw em M alachiasza o przyszłych papieżach pozwolił ustalić czas jego pow stania. C hw yt zasadza się n a spostrzeżeniu, że w utw orze „proroczym “, zapow iadającym zaczęty od jakiegoś daw nego m om entu ciąg przyszłych w ydarzeń, określające je szczegóły do pew nego m iejsca podaw ane są realn ie i uchw ytnie, od tego zaś m iejsca n astęp u ją okre ślane w sposób już ogólnikow y, m glisty i wieloznaczny. Ze spostrze żenia tego w ynika w niosek słuszny, że ow o m iejsce graniczne m iędzy w yrazistością a niew yrazistością w yznacza zarazem czas pow stania u tw oru. W ypadki pierw szego ciągu podał „proro k“ w edług ich faktycz nego przebiegu w przeszłości (e x eventu), ciąg drugi zaś skom ponow any został z inw encji tw órcy, z jego w yobraźni (e provisu) i w tym ujęciu rzu to w an y w przyszłość.
Jeżeli ted y istn ieją różne w ersje tego samego „pro roctw a“, w których pierw szy ciąg w ydarzeń, k o nkretnie określanych, jest niejednaki, m iano w icie coraz dłuższy, a granica w ydarzeń m gliście zapow iadanych coraz da lej przesuw ana naprzód, w niosek będzie prosty, że „proroctw o“ w m iarę upływ u czasu było przerabian e i na nowo, do now ych m om entów przy stosow yw ane. Inaczej mówiąc, w ersja z granicą najdalej wstecz cofniętą będzie najw cześniejsza, w ersje z granicam i posuw anym i naprzód będą odpow iednio późniejsze.
Otóż w łaśnie K linger pierw szy w sposób arcyszezęśliw y zwrócił uw a gę, że n a tej w łaśnie zasadzie należy rozpatryw ać także naszą Przepo w iednię W ernyhory. J e st to na ty m odcinku badania jego osiągnięcie historyczne. Ono m ię też skłoniło do poszukiw ania tek stó w „proroctw a“.
3
W w yn ik u dotychczasow ych znalezisk m ożna stw ierdzić, że istnieje rzeczyw iście kilk a w ersji Przepow iedni, różniących się m iędzy sobą w łaśnie rozciągłością części realistycznej. M ożna je w edług tego z gru b sza uszeregować. Rzecz jasna, trzeb a przy ty m owe fak ty realne tam
J E S Z C Z E O P R Z E P O W IE D N I W E R N Y H O R Y 465
w spom inane po w yłuskiw ać z obsłonek i per yf raz, dość zresztą p rze j rzysty ch i pozw alających na stopień pewności w cale wysoki. Zaczniem y od końca, zostaw iając na uboczu uw agi jedną tylko w ersję, podaną przez M ichała Czajkowskiego w powieści W ernyhora, w ieszcz ukraiński, jako nie dość autentyczną, zrekonstruow aną przez au to ra z przypom nie nia, „o ile mi pam ięć m oja i pam ięć w spółtułaczów pozw oliła“. T utaj bowiem chodzi nam o ciąg w ersyj w ujęciu tradycyjnym . M amy ted y:
a) W ersję późną, z okresu em igracji, a ogłoszoną przez A dam a L e waka. Mówi się w niej o „wędrówce w ielkiej po św iecie“ m ęczenników wolności, z k tó ry ch jedni „u obcych narodów ledw ie przy tu łek z n ajd ą“ , podczas gdy in n i „w więzieniach lub na w ygnaniu sm ętne dni pędzić b ędą“. W ersja uw zględnia dolę i niedolę rozbitków popow staniow ych, pow stała dobrze po r. 1831, może około roku 1840.
b) W ersję wcześniejszą, ogłoszoną przez Lelew ela w pow stańczym czasopiśmie w arszaw skim P a t r i o t a , najbardziej następnie spopula ryzow aną, przedrukow aną przez L ucjana Siem ieńskiego w Trzech w ieszcz
bach, a później pow tarzaną w ielokrotnie. Mowa w niej o pow staniu
belgijskim (1830), o tym , że po zw ycięskiej w ojnie Rosji z T urcją (1828— 1829) „Polacy zaczną pow staw ać“, a tem u ich pow staniu rokuje się tam zwycięstwo. W ersja została sform ow ana w n et po 29 listopada, ju ż w grudniu, 1830.
c) W ersję jeszcze wcześniejszą, ogłoszoną przez Józefa S iem iradz kiego, tzw. kijow ską, w której m owa o w ojnie r. 1812, o upadku N apo leona i w yw iezieniu go na wyspę, bodajże też o kongresie w iedeńskim ; w yrażono ta m naw et na przyszłość jakąś nadzieję zw iązaną z synem N apoleona, „królem rzym skim “, a więc z O rlątkiem . O w ojnie n a to m iast ro syjsko-tureckiej z 1828 r. ani o pow staniu w Belgii nie m a tam jeszcze an i słowa. W ersja została zredagow ana po r. 1815, może w pobliżu ro k u 1828.
d) W reszcie w ersję najw cześniejszą, w której rozszyfrow ujem y łatw o w zm ianki o w ojnach napoleońskich z r, 1798 i następnych, o pow staniu K sięstw a W arszawskiego, o początku w ojny francusko-austriackiej (1809), ale o w ojnie r. 1812, tym m niej o kongresie w iedeńskim nic się tam jeszcze nie mówi.
Tej to w ersji znalazłem był i ogłosiłem dwie redakcje bliźniacze: tzw. rapersw ilską i tzw. krakow ską. (W itold K linger w o statniej swej rozpraw ie redakcji rapersw ilskiej jakoś nie zauw ażył, m ówi ty lko o krakow skiej.) Istnieje w ersji tej redakcja jeszcze trzecia, tzw . m ły- now ska, do której długo nie m ożna było dotrzeć; jej tek st znajdzie czytelnik w zeszycie 1/2 nowo założonego czasopisma R u c h L i t e r a c k i (1960). W ersję d znam y zatem jak dotąd z trzech przekazów , z nich trzeci jest najstaranniejszy. Szczegół to niezupełnie obojętny.
W szystkie te trz y przekazy w ersji d są w zasadzie identyczne, różnice, jakie m iędzy nim i zachodzą, są drobne, tylk o w yrazow e i są zrozum iałe, skoro przekazy w yw odzą się nie z jednego, ale z różnych odpisów, a może n aw et w jak ie jś m ierze z ujęć pam ięciow ych. A naliza zaw artości tych red ak cji doprow adziła m ię do sądu, że m am y tu do czynienia z w ersją n ajstarszą, w iążącą się z w ypadkam i r. 1809, w szczególności dającą się związać przyczynow o z w y p raw ą księcia Józefa do G alicji. M iałem w rażenie, że dom ysł te n zdołałem przed la ty jako tako uzasadnić.
4
W itold K linger w sw ych dociekaniach poszedł drogą odm ienną. M niejszą uw agę zdaje się on przykładać do tekstów . O perow ał po czątkow o w ersjam i pierw szą i dru gą, obiem a znanym i z druków daw niejszych, a z trzeciej, rów nież w ted y ju ż drukow anej, nie w yciągnął b y ł zrazu n ależy tych w niosków chronologicznych, w czym go zastąpił (częściowo ty lko szczęśliwie) badacz u k raiń sk i P io tr A. K ostruba. U jaw niona zaś w ersja d w niczym , jak widać, nie zm ieniła zasadniczej jego koncepcji. Nie p rzyw iązuje do niej w iększej wagi, owszem, w yraźnie ją postponuje, m ieni „rzekomo n a jsta rsz ą “.
Prześw iadczenie m ocne, szkoda, że nie poparte rów nie m ocnym argum entem . W ysuw a a u to r w praw dzie jeden, k tó ry m a za główny i k tó ry nazyw a „d ecydującym “ . N iestety, nie jest on an i decydującym , ani w ogóle argu m entem .
B yłby to a rg u m en t, owszem, c h a ra k te ru filologicznego. Chodzi m ia nowicie o to, że tek st w ersji d, a w ięc n ajstarszej, w redak cji zarów no krakow skiej, jak i rapersw ilskiej w y kazu je pew ien defekt. To m a n a m yśli K linger, pisząc:
redakcja k rak ow sk a doszła do nas w postaci okaleczałej i oszpecona jest la - kunam i, czy li w y rw a m i, które dają się jed n ak d oskonale w y p ełn ić w ła śn ie na p o d sta w ie tek stu red ak cji p ó źn iejszych [...].
A to w łaśnie, zdaniem k ry ty k a ,
dow odzi chyba d ostateczn ie, że oprócz trzech [?] w sp om n ian ych istn ia ła redak cja od n ich w szy stk ich starsza, która zn alazła d ok ład n iejsze od b icie w redak cjach p ó źn iejszych [...] 3.
W niosek na pozór w yciągnięty słusznie, tylko że zbyt pospiesznie i w łaśnie dlatego nie da się utrzym ać.
Jak o p rzy k ład takiej „lak u n y “ w skazuje m ianow icie a u to r m iejsce w w ersecie 7 tek stu krakow skiego, gdzie po zapowiedzi, że w ojsko
J E S Z C Z E O P R Z E P O W IE D N I W E R N Y H O R Y 4(>7
skie K sięstw a W arszaw skiego „mocniej pow staw ać zacznie i w padnie potem pod K onstantynow em nie powiedziano, na co m ianowicie w padnie, a odpowiedzi na to trzeba dopiero szukać w niezależnych od w ersji d tek stach późniejszych, w ierniejszych w ty m punkcie w stosunku do pratekstu.
Otóż nie m a tej potrzeby. W redakcjach krakow skiej i rapersw ilskiej nie pow iedziano rzeczywiście. Ale nie jest to żadną lakuną, a już b y n a j m niej nie upow ażnia do ta k daleko idącego wniosku. Je st to zw ykłe przy kopiow aniu, czy zapisyw aniu z pamięci, przeskoczenie w yrazów i świadczy tylko o tym , że odpis jest niestaranny. By go popraw ić, nie trzeba zakładać, że istn iał tek st daw niejszy, w ystarczy po prostu zajrzeć do tek stu staranniejszego tejże sam ej w ersji. Takim jest tekst m łynow ski, z poprzednim i — jak w iem y — jednogniazdow y i bliźniaczy, który w m iejscu zakw estionow anym m a brzm ienie pełne i należyte: „i w padnie potem na obóz m oskiewski pod K onstantynow em [...]“ . A rgum ent z la kuną zawiódł tedy na całej linii.
K linger tym czasem zb y t skw apliw ie tw órcy w ersji d przypisał tak daleko idącą ch y trą m achinację: oto z przejętej w ersji jeszcze daw niejszej w ykreślił on jakoby świadomie w yrazy „na obóz m oskiew ski“ , pragnąc ty m sposobem nadać w ersji swej ostrze antyniem ieckie. D la czego te n jeden skrom ny zabieg m iałby do tego celu w ystarczyć, skoro sta ra n n ie i popraw nie zapisane dalsze m iejsca te j sam ej w ersji m ówią tak w yraźnie o „drugim obozie m oskiew skim “ i o „trup ach m oskiew sk ich “ w Dnieprze, a u sunięte bynajm niej nie zostały — tego z w y wodów au tora już nie w yrozum iem y.
Czy w ersja d w ogóle, a jej redakcja krakow ska (i rapersw ilska) w szczególności, stanow i bezwzględnie „przepow iedni postać p ierw o tn ą“ , m ożna na razie nie decydować, ale z absolutną pewnością w olno orzec, że nie była ona „do nowej k o n iu n k tu ry politycznej przystosow aną przeróbką“, m ówiąc w yraźnie, przeróbką (i to „niezgrabną“) z an ty ro syjskiej na antygerm ańską. Opuszczenie dwóch w yrazów było w ynikiem niedostatecznej uw agi, a nie dalekosiężnych zam ysłów politycznych jej re d a k to ra 4. W ersja ta w popraw nym sw ym tekście jest ta k sam o antyrosyjska, jak w szystkie następne. W obecnym więc stanie rzeczy w ersja d w ydaje się n ajstarszą, nic ważniejszego w jej tekście nie świadczy, żeby m iała być od jakiejś innej pochodną. Do takich i tylko do takich w niosków doprowadzić może uw ażna analiza filologiczna w szystkich dostępnych przekazów.
4 M n iem an ie o an tyn iem ieck iej orientacji, w idocznej jakoby w w e r sji d, w y w o dzi się z nadto skrupulatnych m oich supozycji w cytow an ej rozpraw ie. Z d aw ało m i się atoli, że w toku w y w o d ó w zd ołałem rozw iać tam ostateczn ie te złu d n e skrupuły.
5
W itold K linger, filolog doświadczony i w y traw n y , dziw nie jest jed na kowoż w tej potrzebie dla Filologii niełaskaw . W rażliw szy w ydaje się na ponęty m uzy Klio. J a k w obydw u poprzednich sw oich w ystąpieniach, ta k i tera z szuka dla sw ych dom ysłów chronologicznych — uzasadnień przede w szystkim p okro ju historycznego, szuka ich głównie w układzie zaw ikłań politycznych. Rad by znaleźć ta k i m om ent, tak i splot w yda rzeń, w k tó ry m do pom yślenia byłoby pociągnięcie literackie, jakie przedstaw ia nasza Przepow iednia, rozum ie się w jakim ś p ierw otn iej szym sw ym kształcie. Je st to oczywiście także m etoda, m ożna by ją nazwać dedukcyjną, ale jakże zwodnicza! Nie konfrontow ana z tekstem — na jakież prow adzi bezdroża!
Można by to unaocznić na stosow nym , narzucającym się tu ta j przy kładzie.
f Z uciechą stw ierdza K linger, że w tej sw ojej dobranej m etodzie arg u - ' m entacji znalazł sojusznika. Istotnie Claude Backvis w książce o W y
spiańskim 5 lekko zadecydow ał, że jego zdaniem Przepow iednia W erny- hory m usi być dużo w cześniejsza, pochodzić może m ianow icie jeszcze z r. 1788, z czasów w ojny rosyjsko -tu reck iej, kiedy to gabinet P itta, m ając n a uw adze ta k doniosłą dla A nglii spraw ę cieśnin, m yślał przez czas jak iś w ystąpić przeciw ko Rosji i zadać dotkliw y cios carow ej K a tarzynie. W tam ty m bow iem m om encie osadzony, doskonale się będzie tłum aczył w erset 8 P rzepow iedni:
P rzy łą czy się do P o la k ó w T urczyn i A n glik , pójdą przez K ijów , zaw alą D niepr trupam i m o sk iew sk im i i zajdą daleko w kraj.
To au to ro w i w ystarcza za podstaw ę orzeczenia. J a k by przy takiej chronologizacji w yglądała stosow ność in n y ch elem entów Przepow iedni, już go to nie m artw i.
Ten niespodziany sojusznik spraw ił przecież K lingerow i mimo w szystko pew ien kłopot. N iby to w ita on go z radością, niby to do tw ierdzenia jego się przychyla, ale przecież faktycznie od niego odbiega i pow raca do sw ych ra c ji:
P rzy ch y la m się do p roponow anego przez B ack visa p rzesu n ięcia tym ch ęt niej, że p rzem aw ia za n im b rzm ien ie p ierw szego z 10 sk ład ających się na p rzep o w ied n ię [...] p r o r o c tw e.
Chodzi m ianow icie o w zm iankę, że w pałacu n a w yspie opływ anej przez Roś koło K orsunia „dwóch m onarchów dla w idzenia się z sobą z ja d ą “. P ałac stanow ił w łasność stryjecznego b rata królew skiego, a zje
5 Zob. С. В а с к V i s, Le d ra m a tu rg e S ta n isla s W y sp ia ń sk i. P aris 1952, s. 209—
212.
J E S Z C Z E O P R Z E P O W I E D N I W E R N Y H O R Y 469
chali się w nim 12 m aja 1787 Stanisław A ugust z Józefem II. Wieszczbę zatem , k tó ra m ów i o tym fakcie k o n kretn ym jako o ju ż dokonanym , m a a u to r za u tw ó r niew iele co późniejszy.
Nie poszedł atoli K linger tak daleko jak jego sojusznik, pow stanie Przepow iedni w iąże mimo wszystko nie z jesienią 1788, ale dopiero z r. 1791, z czasem „w ielkich niepokojów, ale i złudnych nadziei, zw ią zanych z przeprow adzeniem niezbędnych reform w ew nętrznych i za w arciem przym ierza pruskiego [...]“ 7. W zgląd na „Anglika i T urczy n a“ , k tó ry dla Claude Backvisa był całkowicie decydujący, nie gra dla K lin gera w iększej roli. Środowisko zaś, w k tó ry m mógł powstać ten em brion apo kryfu tak zdecydow anie antyrosyjskiego, rad by K linger widzieć w śród „osób bliskich rodzinie k rólew skiej“ , a w ięc w otoczeniu S tan i sław a A ugusta, ta k zdecydow anego przecież zw olennika polityki proro- syjskiej. A utor hipotezy w zględu tego rów nież nie uważa za k ło p o tliw y 8.
Trudnościom wszelako jeszcze nie koniec. Jeżeli najstarsza w ersja Przepow iedni m iałaby pow stać już około r. 1790, ted y narzucić się m usi pytanie, ja k by m iał w yglądać ów jej dom niem any pierw otny zawiązek? Backvisa nie obchodzi to w ogóle, zagadnienie to jest poza naw iasem jego uwagi. K linger przed pytaniem takim się nie uchyla, ale go też nie rozw iązuje. Chroni się w rejony w iary : a nuż przyszłość
7 T a m że , s. 170.
8 N ie chciałbym rów n ież pod ejm ow ać tu dyskusji na tem at innej supozycji W. K l i n g e r a , który m niem a, że w Śnie sre b rn y m S a lo m ei S ł o w a c k i w p ro w adza W ernyhorę n ie jako żyw ego człow ieka, a le jako ducha, upiora. D yskusja byłab y kłop otliw a. Jedną z p rzesłanek autora jest szczegół, że W ernyhora, zap yta ny przez R egim entarza: „Z jakiej ty ch aty?“, odpow iedział: „Z m ohił, p a n ie“. N ie p o w ied zia ł przecież, że z w n ętrza m ogiły. Poza tym w ystarczy przypom nieć ze sc. 1 aktu I list G ruszczyńskiego, który donosi, że od w ied ził W ernyhorę i rozm aw iał z nim w grocie (cytat w ed łu g w yd.: J. S ł o w a c k i , D zieła w s z y s tk ie . Pod redak cją J. K l e i n e r a . Wyd. 2. T. 6. W rocław 1955, s. 143),
w sam otnym futorze, N ad którym dęby kołyszą S w o je zło te S y b illiń sk ie L isteczk i [...]
Sam zaś starzec... w ja m ie siedzi Spokojnie, i rzeczy śnione, P ełn e szum u i zam ętu, R ozpow iada bez talentu M ięszanym chłopskim językiem . Żeby zaś b y ł czarow nikiem , N ie w ierzę...
W ak cie V W ernyhora sam przychodzi na scenę, rozm aw ia z ludźm i, tłu cze lirę, dobyw a dokum enty itp. D ziw n y „duch“. P o cóż an tycyp ow ać jego k on cep cję - z W e s e la ł
je rozw iąże? Nie porzuca w ięc nadziei, że taki p rate k st Przepow iedni kiedyś się znajdzie. Pisze:
D ow od y te p o zw a la ły m i od daw na ży w ić n ad zieję na odszukanie tej ostatniej [...] daleko starszej [ w e r s ji]9.
O w ierze i nadziei — cóż powiedzieć? W każdym razie to, że do dyskusji racjonalnej się nie n adają. Stąd w spom niany na początku scep tycyzm . P roblem w ym yka się z rą k , spór wygasa, filologia nie m a tu nic do roboty. M ogłaby mieć w ted y jedynie, gdyby w yznaw ca w iary choćby tym czasow o pokusił się o hipotetyczną na razie rek onstruk cję dom niem anego p ratek stu . M ożna by w ted y spraw dzić jej zw artość i opor ność na pow iew krytycyzm u. Dopóki więc nie znajdzie się albo szczę śliw y odkryw ca, albo choćby tęgi rek o n stru k to r w ydedukow anego tek stu wcześniejszego — k ry ty czn y filolog m usi odłożyć pióro.
6
Żeby tę dosyć płoną szerm ierkę zakończyć czymś realniejszym , do rzucę tu jak b y w apendyksie wiadom ość o tekście w dochodzeniach do tychczasow ych w ogóle jeszcze nie uwzględnionym .
Zdawać by się mogło, że dom niem anie K lingera o osiem nastow iecz nym rodowodzie „w ieszczby“ uzyskało wreszcie now e a nieprzew idziane poparcie. Ogłoszono niedaw no d ru kiem te k st Przepow iedni W ernyhory, legitym ując go jakoby dowodnie, że aczkolwiek pow stał znacznie wcześ n iej, do d ru k u podano go już w ro k u 1795.
W londyńskim D z i e n n i k u P o l s k i m w 1958 r. niejaki Stefan Kaniewski z F alk irk (Szkocja) podał jeden jeszcze tek st „proroctw a“. Tw ierdzi, że znalazł go m ianow icie w B ritish M useum i źródło jego w skazuje jak najdokładniej. W M uzeum zachow ał się podobnoś kom plet czasopism a polskiego pt. P i e l g r z y m K o r o n n y i L i t e w s k i , w ydaw anego w P a ry żu przez em igrację po pow staniu listopadow ym .
Otóż — cy tu ję inform ację Kaniewskiego:
w n u m erze drugim tego czasopism a z dnia 4 m arca 1834 roku na stron icy 7 zn ajd u je się p roroctw o W ernyhory dotyczące przyszłości narodu polskiego. Pro roctw o to zostało p rzed ru k ow an e z a u ten tyczn ego w yd an ia z r. 1795. W ydanie z r. 1795 nosiło tytu ł: P r a w d z iw a w ie s z c z b a W e r n y h o ry , z r. 1763, s p iritu D ivin o
w y rze c z o n a w K a m ie ń c u w tw ie r d z y za ra d ą J .W .W o je w o d y P otockiego, p rz e z ś w ia d k ó w z a p r z y s ię ż o n a i od J acka W ię c k o w sk ie g o , B u rg ra b ieg o L ite w s k ie g o , do d ru k u p o d a n a w W a r sza w ie za p r z y w ile je m w d ru k a rn i M ich ała G roela, ty p o grafa J .K .M o ści M D C C X C V 10.
9 K l i n g e r , op. cit., s. 169.
i° p r o r o c tw o W e r n y h o ry . (List do R edakcji). D z i e n n i k P o l s k i , (Londyn) 1958, nr 35, z 10 II. A utor n a w ią zu je do ogłoszonego poprzednio artykułu H. M a j- c h r o w i c z a , W e rn y h o ra i jeg o p r z e p o w ie d n ie . T a m ż e , 1957, nr 310, z 31X11.
J E S Z C Z E O P R Z E P O W IE D N I W E R N Y H O R Y 471
In form acja ta szczegółowością sw ą m usi zaim ponować. Niczego nie b rak u je, są daty, ty tu ły , stronice, podany z im ienia i nazw iska pierw szy w ydaw ca, jako też drukarz. W ydawca nie fikcyjny, nazw isko jego nie brzm i nam obco. Jacek W ięckowski, bu rgrabia litew ski, dał się poznać u schyłku w ieku X V III jako au to r i wydaw ca. Pisze o nim E streicher:
był w id o czn ie m an iak iem d otkniętym m an ią apokaliptyczną, zrodzoną pod w p ły w e m upadku narodu [...]. W izje jego naśladują całą d a w n iejszą litera turę syb illiń sk o-p rogn ostyk arsk ą [...]. W ładza duchow na zajęła w ob ec niego stan ow isk o n ie c h ę t n e 11.
W iem y także skądinąd, że przykładał on ręki do rozgłoszenia tzw. „profecji ks. M arka“. Z tej stro ny więc inform acja o nim jako o p ierw szym w ydaw cy Przepow iedni W ernyhory m ogłaby w yglądać zupełnie wiarygodnie.
K łopoty pow stają dopiero, kiedy zaczynam y spraw dzać dalsze szcze góły. E streich er nie zna takiego d ru k u Gröllowskiego z ro ku 1795. Co gorsza, ani on, an i szczegółowszy w ty m zakresie J a n K ucharzew ski, ani też żaden in n y ze stosow nych tu i dostępnych info rm ato rów nie w iedzą nic o tak im czasopiśmie jak P i e l g r z y m K o r o n n y i L i
t e w s k i z roku 1834. Najgorsze zaś, że i w B ritish M useum nie tylko kom plet, ale naw et jakiś fragm ent tego rzekom ego pism a nie jest osią galny. Nie m a co mówić, że n ik t go też nie w idział w P ary żu (jakąż przysługę w yśw iadczyłby wydaw ca nauce ogłaszając jego fotokopię!). W szystko to nastaw ia nas wobec odkrycia bardzo nieufnie. Czy to aby nie jeszcze jedna m istyfikacja?
N ieufność ta powiększy się, ba, rozrośnie się do gigantycznych w y m iarów , gdy zaczniem y czytać ogłoszony w D z i e n n i k u P o l s k i m tekst nowo odnalezionej „wieszczby“ . O kazuje się, że W ernyhora m usiał być prorokiem nad proroki: w. r. 1763 spiritu Divino przew idział był i przepowiedział... drugą w ojnę światow ą, w szczególności broń po w ietrzną, sw astykę i obozy koncentracyjne. Trudnoż tu n am p rzy ta czać pełny tek st przepow iedni, w ystarczy ograniczyć się do niek tórych szczegółów:
W tedy p rzyjdzie pożoga. H etm ani się upodlą. N iebo b ęd zie b ojow isk iem i rzucać b ęd zie pioruny [...]. Z ginie raz jeszcze K rólestw o nasze. N a w et Ś w ięty O jciec n ie zapłacze, choć k ościoły będą zhańbione i kapłani będą n iew oln ik am i.
Szatan krzyż p ołam ie [...].
Toż Ż yd ow ie los sw ój przeklinają [...]. P ow rozy m ają na szyi [...]. P rzed e m ną góra czaszek polskich, czerń trupów żydow skich, zw ały lite w sk ic h kości, m orze krw i polskiej [...].
A na zachodzie słońce w sta je i z w oln a posuw a się po n ieb ie; ram ion y je sw ym i podeprze le w zaspany i jego brat [...].
J ed n o g łó w b ia ły w od ą p rzepłynie, skrzydła roztoczy. P otem grzyby będą le c ie ć z n ieb a, co głod n e nakarm ią, od zieją n agie n iew ia sty , u tu lą d zik ie dzieci [...].
D latego czyń cie p okutę i m ó d lcie się, bo dzień jest bliski.
Chyba ty ch ury w kó w w ystarczy; nie skłonią one zapew ne nikogo do dociekliw ych k w erend bibliograficznych. Nie m a pow odu w naszych dochodzeniach zajm ow ać się szczegółowiej w ypadkiem , gdzie w szystko:
J. sam tekst, i jego bibliograficzne w ylegitym ow anie, a bodajże też n a
zw isko rzekom ego odkryw cy w ydaje się (nie bez in ten cji i zresztą wcale udolnie) zm yślone. P rzy k ład ał do tego ręki ktoś, kto pozazdrościł kunsztu i sław y W ładysław ow i Zam brzyckiem u.
W ciągu coraz to now ych, przez półtora stulecia wciąż podejm ow a ny ch przeistoczeń w ersji Przepow iedni ogniwo to, jak dotąd, ostatnie. Bądź co bądź należało je więc przy sposobności zanotow ać 12.
12 D la k om p letu n ie zaw ad zi w sp om n ieć, że ostatnio w y szła na ja w now a w iad om ość o W ernyhorze. H. B ł ę d o w s k a w p am iętn ik u sw y m P a m ią tk a
p rze szło śc i (W arszaw a 1960. O p racow ały K. K o s t e n i c z i Z. M a k o w i e c - k a) podaje, że około r. 1820, m ieszk ając na U k rain ie w e w si Zikracze, poznała tam p asieczn ik a W ernyhorę, „ p ew n ie k rew n ego tam tego w ieszcza, a którego przepo w ie d n ie jeszcze czytałam 1812 roku; a że on rodem z tych stron, to jest z M ake- don, był, o p ół m ili od Zikracz, dużo o n im b yło tra d y cji“ (s. 237). W arto podkreślić tutaj ów pod an y przez p am iętn ik ark ę rok 1812. W ystęp u je on w zw iązku z Prze p o w ied n ią n ie po raz p ierw szy. R ó w n ież A. C h o d k i e w i c z na sw ym egzem p la rzu (tzw. w e r sji m ły n o w sk iej) zan otow ał d om niem anie, że tek st m oże pochodzić z roku 1812. W nosić by m ożna, że u żytek z P rzep ow ied n i, n ie udany w r. 1809, u siło w a n o zrobić w trzy la ta później i tek st jej siln iej rozpow szechniano.