K A M E N A
M I E S I Ę C Z N I K
T R E Ś Ć N U M E R U P I E R W S Z E G O : Franciszka A r n s z t a j n o w a
Józef C z e c h o w i c z
Kazimierz A n d . Jaworski Józef Ł o b o d o w s k i
A n t o n i M a d e j
K o l u m n a poezji francuskiej:
G u i l l a u m e A p o l l i n a i r e Franciszek M a u r i a c K o l u m n a poezji czeskiej:
Mila Buresz Jarosław Zatloukal F l a m e n
N o t y
Kronika słowiańska P r o u r b e sua
N a O l e j n e j str. 1
D z i e c i ń s t w o 1
"Szczęście 2
"N o c e lubelskie . 3 "
U d n a tego 5 "
O s t r o k o ł y 7 "
* **
8 "
Błąkał się w łąkach.. „ 9 Z ks. „Krziż lasky" „ 9 Słup d y m u . „ 10
W k ł a d k a : Kościół M a r j a c k i w C h e ł m i e linoryt Z. W a ś n i e w s k i e g o O k ł a d k a linorytowa Z e n o n a W a ś n i e w s k i e g o
Redaktor: Kazimierz Andrzej Jaworski Wydawca: Zenon Waśniewski Redaktor odpowiedzialny: Wawrzyniec Berezecki
R e d a k c j a : C h e ł m Lubelski, Reformacka 43. Redaktor przyjmują w ponie-
działki od 15 do 16-ej.
Administracja: C hełm Lubelski, Reformacka 15 A
P r e n u m e r a t a roczna (10 n u m e r ó w ) 4 zł., p ó ł r o c z n a (5 n u m e r ó w ) 2 zł. 25 gr- Cena numeru pojedynczego 50 gr.
Druk." Kultura" Chełm, Lubelska 10.
Franciszka A r r n s z t a j n o w a
NA O LEJ N E J (z cyklu „Stare k a m i e n i e " )
S z y b k o m r o k z a p a d a w c i a s n e j ulicy, d o m y szczytami schodzą się p r a w i e . Na w ą s k i n i e b a s k r a w e k
w y c h y n ą ł róg księżyca.
O c k n ą ł się mały Lew, ślepia p r z e t a r ł l e n i w i e ; w s t r z ą s n ą w s z y k a m i e n n ą grzywą,
z p ł a s k o r z e ż b i o n e j tablicy w y t a r t e j s c h o d z i na n o c n ą w a r t ę .
T a m i n a p o w r ó t p r z e m i e r z a w ą w ó z ulicy g ł ę b o k i e c z u j n i e o k r ą ż a starą m e n n i c ę ,
c z a j ą c sic za szkarpą, śledzi, czy jaki p r z e c h e r a d o p ó ł g r o s z k ó w s k a r b u c h y t r z e się nie d o b i e r a . C i c h o . K r o k i .
Bijąc się p o l ę d ź w i a c h o g o n e m z p o m r u k i e m srogim,
skoczył L e w z paszczą . r o z d z i a w i o n ą . I nagle
s p o j r z a ł w twarz p o b l a d ł ą d z i e w c z y n y u l i c z n e j na r o g u .
J ó z e f C z e c h o w i c z
D Z I E C I Ń S T W O da ja mała p a s t u r e c k n
da s t r a c h o m się wszystkiego d a n i e sułka jasiecka
m e g o n a j m i l e j s e g o
ś p i e w a ł a d a l e k o i gdzieś
w s ł o n e c z n i k o w y c h s ł o ń c a c h z a g u b i o n a wieś
m o ż e były p o l n e p r a c e czyjeś
m o ż e l e n się p o k ą d z i e l a c h wije
nie w i a d o m o jak stały c h a t y
nie spamiętać d o k ą d szły drogi
n a p e w n o tylko sęk s ł o ń c e m żywicą bogaty i jeszcze króliki p o d progiem
może był p a p i e r o w y c h różyczek wstąg nad c i e m n y m o b r a z e m pokos
m o ż e był z o k i e n jak z łaskawych rąk miesięcznego blasku p o t o k
nie w i a d o m o jak owsy szumiriły k ą k o l o m nie w i a d o m o
pamiętasz niskie ule pod słomą i jeszcze
zgrzane lato nad rzeką p a c h n a c e pachy p a c h o l ą t i śpiewkę
da ja mała pasturecka
da s t r a c h o m się wszystkiego da nie sułka jasiecka
m e g o najmilejsego ach wieś
Kazimierz A n d r z e j Jaworski
SZCZĘŚCIE P o r t — nie port.
M i n j a t u r o w a przystań.
Zabawki dziecinne olbrzyma:
łodzie i jachty — p a p i e r o w e okręciki.
A dalej o k r o k ó w trzysta
latarnia jedna i druga straż trzyma, m r u g a j ą c o k i e m z i e l o n e m i k r w a w e m na fale, łyskające o g n i e m żywej miki.
D o b r z e tak p o w o l u t k u iść k r o k i e m n i e m r a w y m przez ciepły wieczór letni:
różowych o l e a n d r ó w słodycz
miesza się z t c h e m wilgotnym i ostrym z a t o k i , a z c i e m n e j nieba f l e t n i
nieśmiało d r ż ą c e gwiazd srebrzyste trele
2
d o serca Sączą spokój radości głębokiej i ciszę pogody.
Szczęścia aż nazbyt wiele.
Józef Łobodowski
N O C E L U B E L S K I E wiatr północny rozszumiały o k r u t n i e
cienie się chronią po bramach smutne i chore wbity w m r o k miasta jak szymon słupnik
kładę idące lata p )d myśli zawziętych t o p o r e m r ę k o wytrwała i groźna
mieszająca glinę gwiazd w sinym kuble
trójkącie nieustępliwy w niebieskiej wysokości gorzkiej pomroce mgły
nad blademi łąkami żarzy się senny lublin miasto krzyczącej młodości
rozbitych pagórków u r n o m
n o c n y wiatr obsypuje żółte p r ó c h n o zagony pachną horyzontem
łąki wyrastają ramionami traw drzewa przychwytują twe myśli
a p ó ł m r o k
jest kwaśny w ustach jak szczaw
nie wiemy kto ponad nami przystanał kto zgarnął garścią mrok nocy i w niebie napiął
pod palcami gwiazd uderza czulszą membraną serce niesione przez miasto
kiedy żałobnie wśród ciszy chrapiąc zegar wybija dwunastą
t r u d n o jest iść milczącemu latwiejby było zapłakać
a jeszcze t r u d n i e j wzrokiem utrafić w nerwu obnażony sens
bredzą nędzarze przez sen w kamiennych barakach
obejmują drżącemi rękami sterty węgla bulek karto: :i i krwa- wych soczystych mięs w klatkach gdzie męczą ludzi upalne cięży palermo
płynie czas pokoleń pęcznieje głód kołyszą się łóżka płynne żywicą
miłość drapieżny ptak
wali się idącemu na głowę nocny świat gwiazdy opadające na drzewach gasną
teraz to już tylko wejść i bramę za sobą zatrzasnąć bramę za którą z t ę t e n t e m cwałują szeregi lat
ręka upalna lata błękit na drzewach rozpina kłujące szpilki słońca jątrzą sie w każdym nerwie jest świt o 3-iej godzinie jest czerwiec
błyszczący sierp bystrzycy i kajak ukryty w trzcinach
na zakurzonym asfalcie śmieje się głupio tłum maturzystów młodych perkale albo żorżety przekłuwają dziewczęce sutki
są jeszcze inne uciechy cukiernie i włoskie lody i w cieniu starych kasztanów ukryte ciche ogródki
wieczorem objęci wpół ze skromnym w kieszeni b a n k n o t e m idziemy hurmą do knajpy zimny alkohol żłopać
sączy się butli przymilnych wódek srebrzysta ropa kwitną na białych obrusach wina zielone i złote gęste powietrze parzy usta witrjolejem
tańczą dziewczynki śliczne na nóg jedwabnych łodygach tańczymy wszyscy
północ gwiaździsta nieruchomieje
pod szklaną skorupą księżyca miasto zastyga biją godziny stąpa koń czarny
zmydlony na nim popręg
4
nawołują się cienie nocnych przerażeń głosem tancerki mają usta p u r p u r o w e i mokre
tancerki lgną ku naszym prężnym torsom
umie przez słabe sztachety nocy brunatny wodospad porwie stoliki orkiestrę służbę i nas
i białe tancerek ciała pokłuje ospa ropiejących nabrzmiałych gwiazd
Antoni M a d e j
U DNA T E G O
Wiele skrytego w sobie mam.
Pionowo wzbijają się sny.
Kręgiem świetlistym i szumami trwając na strudze pieśni,
pod skrzydła przypiąwszy księżycowy blask.
W tych dymach tonę, rosnę w obłoku strun i śpiewam.
Wołają mnie:
i ty
i te wilgotne świniła głosów ukochanych.
Skąd głosy płyną — zwracam twarz pod prąd, pod ciąg powietrza i ostro chwytam nieuchwytny ton drga,
tętni, smaga
i kraje pierś błyskami wzruszeń,
że wzburzona krew przecieka z szumem w gwizdy
lśniąc metalicznie złoto w sercu
księżycowym sierpie.
U dna tego, gdzie stoję,
5
gdzie ty p o d a j e s z usta swoje i pierś, jak b r z o s k w i n i o w y sad w r u m i a n e j opasce świtu, dygocą d ł o n i e
i b r a k n i e słów i p a t r z e n i a ,
wlewa się c i e m n e wino, w i n o m o c n e
w łuki brew, w kolory włosów, w muszle ciała różową i t w a r d ą . 0 któryż raz już tak u m i e r a wieczór na liściach d r z e w zielonych?
Młodości!
Któryż-bo dzień już u w i ą d ł tak 1 noc?
W i e l e skrytego w sobie m a m .
Lecz to, przez co j e s t e m ci bliski i t e n drogi, najmilszy,
w i a d o m o ci i znasz,
jak suną cienie przez me oczy jak pełzną k r o p l e d r g n i e ń p o ciele, jak się p o w o l i dźwiga z głębi, z olbrzymich m r o k ó w o d d a l e n i a jedyny czar
miłości.
A w kole t e m
stąpają zwiastuny pieśni, zwiastuny ognia i o t c h ł a n i — m u s u j e
u p a ł i c h ł ó d , drapieżna żądza, p o w ó d ź ,
zorza.
A za n i e m —
wiele skrytego w sobie m a m — m o r z a — m o r z a — m o r z a —
6
G u i l l a u m e A p o l l i n a i r e
O S T R O K O Ł Y
W listopadzie białym a czarnym o d nocy kiedy strzaskane przez pociski p n i e
pod śniegiem chyliły się w n i e m o c y szeregami o s t r o k o ł ó w strasząc m n i e gdy o d n a w i a ł o się serce me o s n u t e p o t o p e m kolczastym d r u t e m
o d n a w i a ł o się jakoby d r z e w o z wiosną jakoby d r z e w o p ł o d n e na k t ó r e m t o rosną kwiaty m i ł o s n e
W listopadzie czarnym od nocy a białym gdy szrapnele śpiewały przeraźliwie i kwiaty śmierci u ziemi śpiewały w w o n i ś m i e r t e l n y c h grzywie
C o d z i e ń pisałem żonie M a g d a l e n i e m e j 0 miłości swej
Śnieg na d r z e w a c h białe okiście zawiesza g r o n o s t a j e m o t u l a o s t r o k o ł y c z e r n i e j ą c e
każdy jak k a d ł u b k o ń s k i w ś r ó d tych pól zastygł p o n u r o milcząco
rozwalony p o t w ó r
lecz nie k o ń arabski w a r a b e s k a c h cały kolczastego d r u t u Żywemi widzieć je wolę
te t a b u n y śmigłych siwoszy
k t ó r e d o ciebie m k n ą jak fali k o l j e białe na m o r z u S r ó d z i e m n e m 1 miłość moją d o ciebie zwą
Roselys o p a n t e r o k t ó r a ś jest gwiazdą z b ł ę k i t u gołąbką i M a g d a l e n o
Z rozkoszą m i ł u j ę ciebie
myślę o t w y c h oczach a myślę o chłodzie s t r u m i e n i a myślę o t w o i c h u s t a c h a światłość w róże się zmienia myślę o t w o i c h p i e r s i a c h a g o ł ą b spływa z niebios p o d w ó j n ą gołębicą sa piersi te
i z p ę t wyzwala sie język poety i d o b r z e służy abym powtórzył
k o c h a m cię.
Twarz twoja b u k i e t pachnący ciałem gdy dziś zamiast pantery ciebie ujrzałem już rozkwitłą wszystkiem
I w c h ł a n i a m cię wszystkokwitnącą jak hymny wschodzą w t o b i e lilje weselna z miłującą
T e wiersze d o ciebie chcą lecieć d o ciebie nieść m n i e chcą
aby t w ó j piękny wschód liljami ukwiecić z m i e n i o n e w palmy z p i ę k n e m i d ł o ń m i bym szedł d o ciebie zwą
Kwiat nocy wykwita rakietą gdy c i e m n o
i spada jak deszcz łez zakochanego
łez szczęścia które wyszły weselem z pod serca jego przeto
k o c h a m cię jak ty mnie kochasz j e n o o M a g d a l e n o
Z framcuskiego spolszczył
J Ó Z E F C Z E C H O W I C Z
F r a n c i s z e k M a u r i a c
* *