l l l l l i J
ifi&illlsE
\ ' ' ß ' p
hk ^ . -- - i
ę m m
| l 1
'Wm
' V':;\
S B
m m
■ -a . -. ' ;. ;
1
m M .
r
• •1
^^
1 ■"■' ■' ■■■ :- I '
'
- .!i '' ■ ' 4
I - -; ■ ;■ ’ ■ - :',, - v I
■ ' : V B ' : ■ . ' :'■ - J I
pffi- ; 'V W ź '
§ S ® : ^ ‘ ^
. f — ■ ■ ^ \ "B
. ; : -■ ' t ■ - . ■ ^ , . z : ' ... , ■- ■
; ■ ■ ■ - € f e
■' , Ł ' V Sjiävi.
P' ■ * • "
' ■
- ' - ’ . •i i I -
: ® ^ ' vi>
: - ■ - ' . . . ' ^ ® *.
,
. . :.■ r . - . ;■ .«S .. . .. : : ■ V
-m m
' ' , . i
;; -;;®': y p . ®' .' . : ■ . ■ • ■1 "
■" ;®-'.i i , v. ® ■ ■
ss ' smm ■ ' ■ '
i . . ■
® |:;® '® '^ 1 1 1
p ® ' . . . . . . . • - " , r
i s
. - ■ ■'■
eII
®®®® ® E® p® ^
® « : f 5 ® : ® ® ® « - : : : ® ' a ; ^
.;® : : l ® » ® . p : . > ' ' : ' ? ■ ' '
P - -
. -
■ ' > -. ■
■1 ' n - .. ^ v - • , - ■ ' ► • -■'■
h-^ .. ■ ; . ;
■ ■ v ,s? ' . ■ ' - • i
i ' - ® ® ® . . ® ' ® v ® - - ^ - . . ; — ;. r ;■ . ■■ - , : . ® ® / i
® ^ ^ v ::? t® ^ '® K v .:;',® .- ' f . ' ®. p ® ■/ ®. . . . ®= .' ; .. ' ■
r .i - •.
■ . . v : : " :f ; ® . ■
1 " ' : ' : -
p ® ® :® ' ■-:-®®.®:.: - ®.' i '® ' . .' .-p'
i. ■ ' ' :u . v - .-. '
I
' ...::®:®.Bv®®®®;/ - .. - . , , ;® ■ »p -1
.^®®'®®:i®®®®;-^®®-:®.'®
-^,-v ... -1 . :r- ;. ., r^®V;:'P
i ' ' ' .
i ■ ''® ® ;'y^® .;® ® ,® ® - ® ^^;''; ■ . " ■ ® r ® '® ' \ :-
,->• v'y .. .v.
/ . .
. f - ' - ■"' " .' ' ■ ■ . ■
^^■-®v?:;>..^v-;..:p®:.:®®: ® :r"® ® i«
-
■. . . . . .•■: ... .
‘Ą l K x ' 1 - ^ ^
...,..
.W X S e S B X m i "
J V - W S L W .*-
■■ ^ P ' ' . ' v ' . ; . ■ ' ' . . . . :'. . ■. ■ .. '..■.
; >■ i ...
® ■ ,. ® ® - ' ... - . ® . .
. ' ^ ... . ' ■ ; i
^ 1 ■ •. . -
I - m m m
. ü
|®S i
■ , .S' . . , ® ;
f
’
wę
M
i :■'
'
l l S i l S S i
: il®
■i-ł&. Y- ś* iiSr-'dC1
NAD ARNEM
OBRfłZ Z ŻYCia
JULJUSZA SŁOW ACKIEGO
W 3 A K TA C H
W A R S Z A W A
W DRUKARNI SYNÓW ST. NIEMIRY Plac W arecki 4
JU L JU S Z SŁO W AC K I.
ZYGM UNT K R A S IŃ S K I.
JÓ Z E F M OSZCZYŃSKI, obyw atel z U krainy.
A N IE L A MOSZCZYŃSKA, jego córka.
P an n a H E L E N A , k u zy n k a Moszczyńskich..
Księżna S U R V IL L IE R S , wdowa.
Ł U C JA jej krew na.
H r. H E R M A N POTOCKI.
B E R N A R D Z E ID L E R , artysta, m alarz.
B E T T IN A , E lorentynka, dziewczę z ludu.
L O K A J lir. K rasińskiego.
Służba, chłopcy z latark am i, E lorentczycy, E lorentynki.
Rzecz dzieje się w e F lorencji 1838. r.
J ó z e f M oszczyński (lat 60), bogaty obyw atel z U k ra
iny, dobrej tuszy, m ów i głośno, jow ialnie, ru c b y zam aszyste, akcent kresow y.
A niela M oszczyńska (lat 20), nieco kapryśna, senty
m entalizm pow ściągany, w ckw ilack szcze- rosei n a tu ra w ybncłiow a, ekscentryczna, am bitna.
H elena (lat 46), sta ra panna cicba, refleksyjna, zre
zygnow ana, niepretensj onalna, ubrana czar
no, z różańcem przy boku.
K siężna Survüliers (lat 30), szczupła, elagancka, zalotna, dużo w dzięku i finezji.
Hr. H erm an P otock i (lat 35), w y tw orny, oczy ta ta r skie, nieco przym rużone.
'Łucja (lat 18), naiw na, bezbarw na, dystyngow ana.
Juljusz S ło w a ck i (lat 28), brunet, ry s y w yraziste, zm ienia ła tw o nastrój, przew ażnie głę
boko m elancholijny, niekiedy nerw ow o w e- soły. P a trz y zw ykle badaw czo n a osobę, k tó rą rozm aw ia, chw ilam i opryskliw y, obawie, aby go nie urażono.
z w
Zygm unt Krasiński (lat 26), sm utny, zbolały, (chory w ow ym czasie n a oczy), przygnębiony przym usow em rozstaniem z kochanką,, m a w yraz pew nej zaciętości, a chw ilam i rze
wnego liryzm u; m ów i niezbyt głośno, go
rąco, melodyjnie.
Bernard Zeidler (lat 40), a rty sta m alarz, abnegat, strój zaniedbany. Z mało znanem i sobie osobami nieco sztyw ny. W ielk a dobrodnsznośó p rzy tragicznym w yglądzie.
Bettina (lat 17), florencka dziew czyna z ludu, strój to skański, sm ukła, czarnooka, w ruchach po
łudniow a ociężałość, ch w ilam i nam iętność.
SCENA I.
Ju lju sz i B ettina.
Scena przedstaw ia ogród spacerow y, z jednej stro n y kaw iarnia, krzesła i stoliki ustaw ione n a werandzie.
Z drugiej strony ła w k a ogrodowa. B e ttin a w stroju ludow ym wchodzi razem z Juljuszem , śm iejąc się.
Śm iech jej słychać za sceną, w chw ili podniesienia k u rty n y .
B E T T I N A
W ięc koń nasz uciekł!., (śmieje się, otrzepując Juljusza z kurzu).
J UL JUS Z (ivesoto:)
T raf istotnie rzadki!,., t) Przedziw ny spacer, upojny, jak wino
z tobą, płom ienna m oja Fornarino,
a przecież chodzą po ludziach przypadki!...
Nieraz m ówiły w różki i wróżbity, że nie ro kują m i szczęścia do koni...
lecz m ały casus od w ielkich ochroni.
Cóż m i po koniach — byleby kobiety rozkosznym czarem serce napawały...
— 10 —
B E T T IN A (pieszczotliwie)
Signore! Q-iulio! Powiedz, czyś jest stały?
JU L IU S Z
(zamyśla się, potem mówi nieco drwiąco:).
T ak i nie cara! — Chłonę w as oczyma, lubię wasz opór—zwłaszcza gdy się kruszy...
nęci m ię powab z snu zbudzonej duszy, ale mię jedna, jedna tylko trzym a
w m ocnym u ścisk u — n a śm ierć i n a życie!...
(patrząc w dal, mówi jakby do siebie).
Nie ziem ska jed n a k ta m oja bohdanka!...
B E T T IN A (z dąsem)
A zrywasz serca, jak róże w rozkwicie...
i m oje wpleciesz, signore, do wianka?...
JU L JU SZ (siadając obok Bettiny na ławce).
Twoje pieszczoty zm ysły m oje nęcą kuszącym żarem m łodych sił rozkw itu;
m iłaś m i tw oją prostotą dziewczęcą i posągow em tw em ciałem z granitu, rozkosznych szałów drażniącą ponętą, bo ginką w abną ty ś m i je s t — nie świętą!...
(Bettina zarzuca mu ręce na szyję i tuli się do niego.
Juljusz, usuwając j ą zlekka:)
B E T T IN A
O caro mio!... Giuliol... Io famo!...
JU L IU S Z ( ze smutkiem).
Nie, to nie miłość!.,, bo nam iętne słowo ból jakiś w duszy porusza n a nowo i tęskność wielką... ach! zawsze to samo!...
B E T T IN A
(patrzy mu badawczo n> oczy, potem pieszczotliwie roz- gładza mu czoło).
I Z nO W U Smutek?... (z dziecinnym wyrazem tryum fu).
Już nie będziesz sm utny!...
J u ż się uśm iechasz!... Precz odlecą mary!...
(czyni ruch. odpowiedni).
JU L JU S Z (udając zalęknionego).
Ja k iś proceder w ielce bałam utny!...
Cóż to? B ettina um ie rzucać czary?...
Chce m nie uczynić w iecznym niew olnikiem słodkich uśm iechów swoich i urody,
bym wielbił tylko różane jagody,
bym głow ę stracił, ja k ta m —nad strum ykiem , gdy żar południa zagnał nas do groty!...
B E T T IN A .
Chcę, byś zapom niał w szystkie sw e tęsknoty i szalał — szalał — szalał za Bettiną...
długO... bez końca!... (namiętnym szeptem)
Jako bluszcz kolum nę oplotę ciebie...
— 12 —
JU L JU SZ {szyderczo)
Bambino!... Bambino!...
Tobie-li kiełznać m oje serce dumne!...
(po chwili poddając się znów czarowi j e j spojrzenia).
Cudne oczęta błyszczą, ja k szafiry;
a czasem takie, ja k piekło otchłanne, niby u nowej, jakiej D ejaniry;
- / / V czasem zam glone, ja k niebo zaranne, , / a czasem niby nim fa lub dryada
stoisz przedem ną posągowo blada...
B E T T IN A {słucha z roztargnieniem).
Chodź!... Jam całm ików tw oich ta k spragniona!:...
(n .
S tlL JU S Z .
W re południowej krw i fala nam iętna i m nie poryw a silą!... Te ram iona
i u s t ty ch słodycz — brzoskw iniowe ciało, dają mi przedsm ak ra ju M ahometa...
a jed n ak , jednak... {ruch zniechęcenia) to wszyst- [ko zamało;
bo sytość ciała — sercu nie podnieta, bo m i tchnie czczością ju ż ta życia k arta, bo ta igraszka w m iłość — nic nie warta!...
B E T T IN A {z niepokojem).
Ó Giulio! Giulio!...-
S C E N A II.
(Ciż sam i i księżna Survilliers).
W głębi z za drzew ukazuje się księżna Surviliiers w y tw o rn ie ubrana, w tow arzystw ie dwóch, dam, z któ- rem i rozm aw ia chw ilę z ożywieniem; nagle, dostrzegłszy Juljusza, żegma się z niem i pośpiesznie i zbliża się n a przód sceny, udając jednak, że go nie w idżi lub nie
poznaje.
B E T T IN A
Ktoś się k u nam zbliża!...
J U L J U S Z .
Księżna!... Zkąd znowu'?...
Dziś wcale nie w porę!...
B E T T IN A (pociągając Juljusza za rękaw).
Uchodźm y Giulio!...
JU L JU SZ (nie zwracając uwagi na nią).
Bałt!... P rosto z Paryża, lub też z kąpieli m orskich!...
B E T T IN A (zazdrośnie).
Gon amore śledzi cię wzrokiem!...
JU L JU S Z .
U suń się na stronę!...
(niechętnie).
Ach! te św iatow e dam y rozbawione!...
— 14: —
(księżna lornetuje Juljusza i daje mu znak wachlarzem, aby sil zbliżył. Juljusz powstając szybko, do Bettiny:')
K siężna ku sobie w achlarzem przyzywa!,..
B E T T IN A (żałośnie).
Zdradzasz m ię Gtuliol... 0! ja nieszczęśliwa!...
JU L JU SZ (niecierpliwie).
J e s t już gotow a zaraz melodrama!...
Odejdź—do zdrady snać ty ś skłonna sam a, zaliż się w każdej m am kochać kobiecie?...
(Bettina odchodzi zachmurzona).
S C E N A III.
Ju lju sz i księżna SurviJliers.
K SIĘ Ż N A (z wytworną uprzejmością).
Dobrze, że pana spotykam tu przecie!... j u l j u s z całuje podaną sobie r ik i, ksiiżna grożąc mu filuternie:)
Chcę stoczyć walkę!...
JU L JU SZ (skłaniając głowi:)
Sługa—zwyciężony...
K S IĘ Ż N A .
H rabia od ran a szuka n a wsze strony, gdyż poleciłam m u wynaleźć pana coüte ąue coute!...
W iesz pan, żem rozm iłow ana w tw órcach poezji, m ów iłam ci o tern!...
Jam tu w przelocie, lecz pana kłopotem nabaw ię trochę: {zalotnie) m usisz dla pam ięci coś m i napisać, być m i cicerone
w k ra ju fantazji. — A m am rozżalone
serce n a pana!... {kapryśnie) Nowy try u m f święci, a ja nic nie wiem!..:
Mówią arcydzieło
stw orzyłeś teraz?... P an jest m istrzem słowa, Pan je s t w schodząca Polsce gw iazda nowa!...
JU L JU SZ (z udaną obojętnością),
Zkąd ta k zaszczytne m iano m ię się jęło?... 2)
K SIĘ Ż N A {entuzjastycznie).
Oto pan pytaj przeznaczeń anioła,
co wam , poetom , sty g m a t natch n ień kładzie, a razem w ieczny ów sm u tek u czoła
z w aw rzynu w ieńcem przy duchów biesiadzie.
C’est superbe, mówią! Z m gieł u tk a n y bieli pana ostatni poem at „Anhelli!“
Ozy m ożna było skryw ać się przedem ną i z snów się cudnych nie zwierzyć przed nikim ? I być odludkiem jak im ś — pustelnikiem !...
Czyż więc przyjaźnią darzę bezwzajemną?...
— 16 —
JU L JU SZ .
(radośnie wzruszony całuje TiilhaTzrotnie podaną sobie r& t)-
Tyle zaszczytu, księżno, tyle łaski!..-
Nie wiem doprawdy, ja k dziękować za to!...
słowa uznania sow itą zapłatą, za m ęki moje...
K SIĘ Ż N A (jah wyżej).
Słów tw ych skrzących blaski, mówią, B ajrona zaćm iły p o tę g ę ..
P a n jakiejś dziwnej m ełancholji czary rozwijasz oczom zdum ionym , ja k w stęgę, i z alab astru śniegów— wskrzeszasz mary!
Istny czarodziej z pana! — Dio sante!...
Duchów zastępy wiedziesz — niby Dante!...
JU L IU S Z (z radością).
W ięc m ówią o mnie?...
(z uczuciem) Tak, w tym ducha płodzie krysztalę w iz je - u b ie r a m je w tęcze
i w św iat ten rzucam m oich śnień obręcze, by m ówić ludziom o m oim narodzie, by zakląć w słowa m ęki i nadzieje,
nim m nie przeznaczeń w ichr z tej ziem i zwieje...
P ragnąłem w ykuć jakiś posąg biały i w ulkaniczne rzucić praw dy słowa, aby w śród ludu m ego wiecznie trw ały, jak o E loe—ja k łza C hrystusow a...3)
K SIĘ Ż N A
(z zachwytem śledząc hażde jego słowo:)
Mówisz ta k pięknie... w oczach natch n ień błyski rubinem płoną!... — Szczęśliwi poeci!...
JU L JU S Z {szyderczo).
Szczęśliwi?... księżno, ty co czytasz łudzi, mówisz o szczęściu Apolina dzieci?...
Nas tylko wiecznie zwodny m iraż łudzi, n am mroczno w duszy, chociaż słońce świeci,
choćby jak dzisiaj! W m gle łzawej opali wciąż za czemś tęskni, wciąż n a coś się żali...
K S IĘ Ż N A {melancholijnie).
Ach! Życie — życie!... N ieskończony tem at!...
T ak rzadko pieści — ta k często nas rani;
każdy w n ie n r swoje m iew a Getsem ani, mało kto szczęścia przeżywał poem at...
{zmieniając nagle ton:)
A le pan tu ta j nie był sam ... Przerw ałam zda się urocze tete a teie!... {zalotnie) Pasterka?...
Nimfa?... — Bogini?... — Przelotna iskierka w sercu poety?...
{z westchnieniem).
Ach, zawsze się bałam być w życiu sław nych kró tk im epizodem!...
Po snach płom iennych być zm rożoną lodem!..
Quelle horreur!... N ’est ce past...
2
— 18 —
JU L JU SZ (z uprzejm ym uśmiechem)
W ątpię, aby księżna do takich obaw m ogła mieć powody, wątpię, by znała m iłosne zawody, tryum fująca zawsze i zwyciężna!...
K S IĘ Ż N A
Sublime doprawdy!... A le kładę veto Słysząc kom plim ent słodki tru b ad u ra, bo szczerym zda się nie jesteś, poeto!
{grożąc mu)
W każdym poecie wężowa natura;
każdy czatując przy w zbronionem drzewie zdradzieckie słów ka szepcze jak iejś Ewie!...
(wesoto)
Dzisiaj, signore, będziem mieć festyny, dziś czarodziejstw a różne i uciechy;
lubię zdaleka słyszeć tłum ów śmiechy!...
{po chwili poufnie'!)
Ale... najśw ieższe doszły m ię nowiny, że się p a n żeni?...
JU L JU SZ {ze szczerem zdziwieniem)
J a księżno?... Cóż znowu!...
K SIĘŻN A
W idzę skrytości pana nie przełam ię, lecz życzę panu... {znacząco) dobrego połowu i złotej rybki!.'.
S C E N A IV.
Ciż sami, M oszczyński, Aniela i Helena.
W bocznej alei ukazuje się Józef M oszczyński, Aniela i Helena.
K S IĘ Ż N A
Otóż w łaśnie ona!
Podejdźm y bliżej. Podaj m i pan ram ię.
JU L JU SZ (na stronie)
B ettin k a chyba z zazdrości dziś skona!...
K S IĘ Ż N A
W ielu zwabiły jej posag i wdzięki.
(lornetując Anielę)
Zbyt piękną nie jest, lecz bogata — młoda...
W ięc aspirujesz pan też do jej ręki?...
(tkliwie)
Per baccol... — P an a dla niej trochę szk o d a...4) S karby tale n tu m asz i... O uśmiechem) kurtuazji...
Lecz jeśli tylko... enfin... (cedząc słowa) pan ją ceni, W ybadam zręcznie przy pierwszej okazji Ojca i C Ó rkę... (uderza go lekko wachlarzem po ręku,
zalotnie patrząc mu w oczy:)
E h bienl — Niech się żeni!...
(spotkanie z p rzy b yły m i — powitalne ukłony, Juljusz odprowadza księżnę.)
— 20 —
A N IE L A (pieszczotliwie do ojca),
Cher papa! Proszę zaprosić go grzecznie!
M O SZC ZYŃ SKI.
Grzeczności, m ała, m nie uczyć—zbytecznie!
S C E N A Y.
Ciż sam i Juljnsz.
M O SZC ZY Ń SK I (jowialnie do Juljuszd).
Pójdź, muz kochanku, w szlacheckie ram iona!
Będziesz dziś jeńcem naszym —oczywiście, 0 ile natch n ień przerw anie nie grzechem!...
H E L E N A (sentymentalnie).
Pan nam je st tu taj lepszych św iatów echem!...
(zasiadają na werendzie, M oszczyński każe podać ma- zagran i lody.)
A N IE L A {do Juljusza.)
„Mama się panu kłania pięknie w liście, 1 z m atk ą pana w krótce się zobaczy.,.5)
JU L JU SZ (z ożywieniem!)
Jak żem jej wdzięczny — M atuchna kochana!...
Błoga w ieść z k ra ju dla serca tułaczy!...
A N IE L A (z uprzejm ym uśmiechem!)
Dziś Anhellego czytałam do rana,
Sen zbiegł mi z powiek i całą noc praw ie, ową baśń cudną prześniłam na jaw ie.
JU L JU SZ (nieco urażony.)
Ach!... więc dlatego tylko, że bezsenność trapiła panią?... (spojrzenia ich k rzyżu ją się przez
chwilę, jakby próbując sw ej siły.')
A N IE L A (spuszcza oczy zarumieniona.)
Tak, w yznaję szczerze...
Lecz poraź trzeci ju ż biorę do ręk i ten utw ór pana!... — Nie do ty ch należę, którzy szafują hołdem — ale —
(skłania lekko głowę przed Juljuszem, jakby ilustrując m yśl niedopowiedzianą.
JU L JU SZ .
Dzięki!
Pochw ała pani w dwójnasób je s t cenną:
bo sądzisz trzeźwo — mówisz bez ogródek, nigdy pochlebną nie trudzisz now enną zdaw kow ych słówek...
H E L E N A
(na słowo „nowenna“ czyni na strome gest oburzenia, poczem, ja kb y chcąc nadać inny kierunek rozmowie;)
( d o A n ie li) P atrz, ja k dąży ludek
n a te festyny!... Pośpieszm y też trocha.
( W głębi widać spacerujących; za sceną słychać zmię- szane głosy, nawoływania, chłopcy rozwieszają na drze
wach latarnie kolorowe. Moszczyński p o p ija mazagran p rzez słomkę.)
— 22 —
A N IE L A
(pochylając si$ do Heleny, poufnie.)
On tylko m atk ę sw ą praw dziw ie kocha!...
J ą tylko jedną nad w szystko i — sławę!...
H E L E N A (do Juljusza.)
P an już tu widział podobną zabawę, więc cicerone’m naszym pan dziś będzię...
A N IE L A (z ożywieniem.)
Podobno pan jest cicer on’em sławnym?...
(kapryśnie)
P a n nas też m usi oprowadzić wszędzie!...
JU L JU SZ
O! cicerone nie jestem zabawnym!...
To panna Łucja z księżną sieją płotki...
(ironicznie)
bo raz w tej roli byłem dziwnie słodki!...
T ak m ię rozm arzył obraz Yeroneza
w galerji Pitti. — Twarz C hrystusa boska i ta rozlana w ry sach m atk i troska...
Ach, ta prostota m istrza i grandeza
w całym układzie... — T ak m ię jakoś wzięło, żem był wym owny, sądząc arcydzieło. 6)
(słychać piosnkę ludową za sceną. „O Sole mio!..,‘l)
JU L JU S Z (chmurnie')
To głos B ettiny.
A N IE L A (z zaciekawieniem.)
Któż to je s t Bettina?...
JU L JU SZ .
Uroczy k w ia te k z tej. toskańskiej ziemi.
* A N IE L A (jak wyżej.)
Znajom a pana?...
M O SZC ZY Ń SK I
P y taniam i sw em i
nudzi poetę wciąż m oja dziecina, (patrzy z mi
łością na córkę.)
A N IE L A (zalotnie.)
To tru d n o papo! Gloire oblige — panie!...
A rcy causeur’a m a tu pan opinję, a więc to dobre o sobie m niem anie podtrzym ać proszę...
JU L JU S Z ( ironicznie?)
Cóż to za B rynje darzą m nie łaską?... B iada tem u biada kogo osądzą „przyjem nym !“ Niecb gada, - niech zak am ark i rozum u otw iera
i niech w ypuszcza w św iat, bez czasu straty .
— 2 4
m yśli, zam knięte pod klucz — ja k w arjaty, 7) by nie chodziły sam opas po mieście!...
Choć causeur zw ykle n pań w wielkiej cenie, jam sy t tej sławy...
S C B N A VI.
Ciż sami i Zeidler.
Z E ID L E R .
{wita Moszczyńskich i ogląda się niespokojnie)
K łaniam uniżenie!
{zwracając się do Juljuszaj)
Po długich tru d ach znajduję nareszcie!...
Szukałem długo...
JU L JU S Z {drwiąco)
T akeś już stęskniony za m em obliczem?...— R ozw ichrzony— blady!...
Chcesz-li zasięgnąć mojej światłej rady?...
Może w procesie z żoną —fortel nowy?
Z E ID L E R
{odprowadzając Juljusza na stronę)
Rozpacz, powiadam , w dać się z kobietami!...
każda z nich zaraz ja k ie ś praw a rości, lecz ja współczuję udrękom miłości...
{nachylając się do ucha, tajemniczo'^)
Twoja B ettina zalewa się łzami, chce się utopić!...
JU LJU SZ {obojętnie wzruszając ramionami)
Szczęśliwej podróży!...
Żadna co mówi „utonę!“ — nie tonie!...
Pociesz j ą proszę, gdy m asz w swej obronie, ta F o rn a rin k a piekielnie m nie nuży!...
Z E ID L E R
(mruga znacząco, wskazując oczyma Anielę,)
Nowy obrazek — m odlitew ka nowa!...
JU L JU S Z (niecierpliwie)
Bernardzie!... Proszę — o tern ani słowa!...
(Zeidler spogląda bezradnie, jakby nie zdecydowany co ma uczynić z sobą i ledwie skłoniwszy głową obecnym
wybiega.)
S C E N A VII.
Ciż sami oprócz Zeidlera.
M O SZ C Z Y Ń SK I,
Zabawna postać!...
JU L JU SZ (powracając do towarzystwa.)
Zacne, szczere serce m a mój gospodarz!—Z ew nątrz—zwiędła m ara!
Żona go w strasznej m iała poniew ierce, dziś m u pociechą została. — gitara.
Czasem, gdy w ielka ogarnie nas wena, on brzdąka z cicha — ja dręczę S zo p en a9) a gdy już palce i serca zabolą,
kiedy tęsk n o ta m i duszę zamroczy, idziem y przejść się via Calzajoło, 10) by spojrzeć w pięknych F lorentynek oczy.
— '26 —
MOSZCZYŃSKI.
Obcym boginiom składać hołd m osanie, ja k m i Bóg m iły jakoś nie przystoi!...
Cóż to, mosanie, tego, p a n się boi?...
Pozwól, że moje wyrażę ci zdanie:
oto się w polskiej zakochaj dziewoi,
najtrw alsze bowiem w śród swoich kochanie!11)
A N IE L A (przekornie)
W szak pan Słowacki tonie w srebrze m gławic...
JU L JU SZ (smutnie)
Ach! D usza m oja pełna je s t błyskaw ic, lecz n a uwięzi trzym am serce moje;
dni się ogniste w platają w me życie i w iję w tęczę owych w spom nień zwoje, jak pająk przędzę snuje pracowicie...
(z melancholijnym sarkazmem)
Z w spom nień n a czoło zrobię sobie w ianek 12) i ta k zostanę...
M OSZC ZYŃSKI (jakby kończąc myśl jego.)
Muz w ierny kochanek!
J a k to brzm i czule w poezji — na scenie,
W Życiu... (macha ręką z lekceważeniem, po chwili kładąc rękę na ramieniu julju sza ).
Mosanie, j a ciebie ożenię, lecz się zakochaj n a zabój poeto!...
A N IE L A (zapłoniona, reflektując ojca.)
Ojcze! Ojczusiu!...
H E L E N A (sentencjonalnie')
Dusz czystych zaletą je s t to uczucie ciche — pełne trw ogi, pełne poświęceń. — Przez ciernie i głogi...
m iłość n ieśm iała—w ierna — miłość, która...
M O SZC ZYŃ SKI {przerywa niecierpliwie)
Znasz się ty n a tern, jak n a pieprzu kura!
Już zapom niałaś, kiedy byłaś młodą, a nie grzeszyłaś, kochanie, urodą, więc co tu gadać! Twoje powołanie było. w panieńskim w iernie w ytrw ać stanie!
A N IE L A (rumieniąc «g.)
Cher papai... Dosyć!... T ak dziw na rozmowa!...
M O SZC ZYŃSKI (jowialnie.)
Niech no A nielka m orały zachowa n a owe czasy, (niech m i to pam ięta), gdy będzie m iała swoje „anielęta!“
Ja m starej daty szlachcic, a nie m arne jest mówić śmiało: to białe—to czarne!...
(po ogrodzie snują się pary; dźwięki m u zyki dochodzą zdała, w głębi przechodzi hr. Herman w ykw intnie ubrany,
rozgląda się, ja kb y kogoś szukał.)
H erm an za księżną jeszcze się ugania, nigdy nie syty wdzięków i kochania!...
— 28 —
A N IE L A .
Księżna uśm iechem sfinksow ym wciąż drażni..-
(filuternie do Juljusza)
P a n a też nieco?...
JU LJU SZ.
Nic, oprócz przyjaźni nie żywię dla niej...
A N IE L A .
Zazdrosnym o pana 13) jest hrabia...
JU LJU SZ (lekceważąco)
Zazdrość cnota nie zaspana
i wiecznie czuwa, trzeba czy nie trzeba!...
czyściec n a ziem i — godzien potem nieba!
H E L E N A (zgorszona.)
Przepraszam m ocno—zazdrość nie je s t cnotą!...
lecz niezawodnym powodem udręki...
JU LJU SZ.
Słuszna uw aga — nie spieram się o to.
H E L E N A (grożąc.)
W arto by panu być katechum enem !...
M O SZC ZYŃ SKI (śmiejąc się.)
O! twej m entorskiej potrzeba tu ręki!...
JU L JU SZ (wesoło.)
Ongi mój m entor zwał m ię diablotenem!u )
M O SZ C Z Y Ń SK I.
Tak, tak, m iał słuszność! (z komicznie rozpaczliwym gestem wskazując Juljusza:')
Mówię wam , stracony, jeśli zaw czasu nie znajdziem m u żony!
A N IE L A
(z nieco szyderczym lecz zalotnym uśmiechem:')
Oóż będzie wówczas z natchnieniem i z weną?...,
JU L JU SZ {posępnie wskazując na ziemię:')
W raz ze m ną — w trum nę!...
M OSZC ZYŃSKI {potrząsając różańcem Heleny:)
Naw róć go Heleno!...
H E L E N A .
T rudne zadanie! — F antazja poety,
to rzecz, co trzym ać się nie da n a wodzy!
Szczęśliwsi w życiu są w duchu ubodzy, niż ci, co dążą k u szczytom — do m ety, a lotny Pegaz g n a gdzieś w dal nieznaną...
A N IE L A {entuzjastycznie.)
Ach! Życie całe za chwilę św ietlaną, za czarodziejski szał ducha—n atch n ienie!...
%
— 30 —
JU LJUSZ {zdumiony.)
Jak ie niezw ykłe w głosie słyszę drżenie!...
Zimne spojrzenie— a płom ienne słowa!...
{przygląda się, Anieli z coraz wigkszem zajęciem.)
Pani m i dzisiaj, jak a ś całkiem nowa!...
M OSZCZYŃSKI (z dumą.)
To kam eleon w niewieściej postaci!...
kto jej nie przejrzy lepiej —dużo traci!...
M inerwa panie—Ju n o n a i Psyche!...
ANIELA.
Co też ojczulek!... Ot! dziewczątko liche, z pół ukraiń sk ich tu zagnane ptaszę...
{melancholijnie patrzy na Juljusza, jahby badając wrażenie.)
M OSZCZYŃSKI
(patrząc z miłością na córkę, niby m yśl j e j dopowia
dając i naśladując głos:)
A nie jednego jastrzębia wystraszę!...
W ptasznika zręczne nie w padnę też sidła!...
(gładząc j ą pod brodę.)
Takie to h a rd e —p rzebiegłe—a zwinne chociaż te m inki przybiera niewinne!...
JU L JU SZ {półgłosem do Anieli.)
I drw i z cierpienia, choć ktoś z bólu kona!...
patrzyłem przecież na rozpacz Zenona. 15)
ANIELA. ( 2 dąsem.')
K uzynek Zenon, ze słów pana wnoszę, źle mówił o mnie!,..
H E L E N A ( 2 przerażeniem.)
No proszę!... No proszę!...
T aki oddany był jej duszą całą!...
JU L IU S Z
I kochał szczerze.
A N IELA ,
Tego m i zamało,
bo kochać pragnę {czyni ruch szeroki, ja k małe dzieci określając ja k bardzo kochają:)
tak, ot tak, — bez granic!...
JU L JU SZ (2 lekką ironjąj)
Innych uczucia licząc sobie za nic?...
A N IE L A
U m rzeć z miłości nim sk ra szczęścia skona!...
H E L E N A mitygując.)
Anielko!... Dziecko!.,. — Ja k aś ty szalona!...
M O SZC ZYŃ SKI
{zajęty przez chwilę płaceniem, odwraca się nagle:)
Dajże jej pokój! M ech sobie wypowie, Co tam się lęgnie w tej dziewczęcej głowie.
{zdała ividac bengalskie ognie)
— 32 —
H E L E N A .
Patrzcie, ja k pięknie św iatło sztuczne płonie, Chodźmy.
ANI E L A.
Na naszym stanąw szy balkonie, lepiej się wyda ta ludow a feta...
M O SZC ZYŃ SKI ( 2 uprzejm ym gestem.')
P rosim y—z nam i też idzie poeta?...
A N I E L A
[patrząc w oczy Juljusża badawczo i tkliwie.')
Jeśli k u tem u ochota je s t szczera...
JU L JU SZ (z ukłonem.)
Za k ró tk ą chwilkę. Odszukam Zeidlera, powiem m u słówko i w net służę pani.
{Moszczyński i Helena idą przodem, Aniela upuszcza rękawiczkę, Ju lju sz j ą podnosi. Aniela dziękuje uśmie
chem i spojrzeniem powłóczystem.)
JU L JU SZ {patrząc głęboko w j e j oczy)
Ach! pani wzrokiem to pieści, to rani!...
i n ik t z jej oczu nigdy nie odgadnie, czy tkw i szyderstw o, czy uczucie n a dnie?
{znacząco)
O! gdybym jednak m ógł n a chwilę jed n ą uw ierzyć pani...
A N IE L A (trochę wyzywająco.')
Czemuż pan nie wierzy?...
JU LJUSZ
Bom j a Hidalgo — z tych błędnych rycerzy, co nędzę sw oją kryjąc płaszczem dumy, patrzą z litością n a bogaczów tłum y...
Sprzeczne uczucia dręczą duszę biedną!...
Nie chcę igraszką stać się salonową...
(ciszej z uczuciem?)
A może... pani ofiarą znów nową!...
A N IE L A (grożąc mu.)
Bez złośliwości, tylko bez szyderstwa!...
JU LJU SZ
(na wpół poważnie na wpół żartobliwie.)
W zrok pani skłania mię do przeniew ierstw a węzłom przyjaźni... a kocham Zenona!
A N IE L A (serdecznie?)
Znow u ten dziwny zw rot — i ta zasłona, Na praw dę serca..
JU L JU SZ
Gdybym m iał nadzieję, że pani m oich rojeń nie w yśm ieje,
to bym je pani w yspow iadał święcie, bo um iesz rzucać n a duszę zaklęcie,
bo... (urywa nagle, jakby w obawie, aby nie powie
dzieć zbyt wiele.
3
— 34 —
H E L E N A {oglądając slg.)
A nielciuL.
M OSZCZYŃSKI {niecierpliwie?)
Prędzej!... Czekamy Anielko!
A N IE L A {szybko żegna Juljusza.)
A więc pan przyjdzie?...
JU L IU S Z {całując j e j rękę.)
Tak, z pew nością w szelką.
S C E N A VIII.
Juljusz sam, później hr. Herman.
J U L IU S Z
{przygląda się chwilę snującym się parom.
H r. H E R M A N (wita się z roztargnieniem?)
Niema tu księżny?...
JU LJU SZ.
B yła — lecz niedługo.
Hr. H E R M A N .
Ona ta k zawsze!... Meteoru sm ugą błyśnie i znika!...
JU L JU S Z {obojętnie.)
W dom u gości czeka!...
H r. H E R M A N (porywczo.)
O statnia pasja poryw a człowieka!
Zawsze tam przy niej ludzi cała chmara!...
Orszak intruzów!...
JU L JU SZ (z ironją^)
K iedy będzie stara orszak się znacznie przerzedzi—bądź pewny!...
H r. H E R M A N (opryskliwie.')
M arna pociecha, mój m in stre lu rzewny!.
(ściska mu dłoń i odchodzi pośpiesznie.)
S C E N A IX.
Juljusz sam potem Bettina“! Zeidler.
B E T T IN A
(podbiegając żywo do Juljusza.)
Zdrajca!.., Niedobry!... T ak m i było z tobą, j a k gdyby w raju!...
JU L JU SZ (lekceważąco.)
Raj się ten powtórzy n a zawołanie.
B E T T I N A (kapryśnie!)
T ak m i się czas dłuży, gdy ciebie niema!...
Z E ID L E R (melancholijnie.)
J a tylko z żałobą w ieczną żyć muszę!...
— 36 —
JU L JU SZ (wesoło.)
Oto mąż wzorowy!
Bettino! Jeśli drugiego Zeidlera
napotkasz w życiu—co z tęsk n o t um iera, to go przygarnij pieszczotnemi słowy, olśnij go ocząt diam entow ych blaskiem i w net m ałżeństw a usidlij potrzaskiem , to grunt!
B E T T IN A
(rozżalona, odwraca się i mówi do Zeidlera, śledząc z pod oka, czy słowa j e j sprawią wrażenie na Juljuszu:)
On szydzi!... Uczucie praw dziw e nie znane jemu!...
0! lepszy Giacomo!...
JU L JU SZ (wesoło.)
Ten nasz przewoźnik? Bardzo zacne homo!...
Z E ID L E R
fobserwując p a ry snujące się po ogrodzie, zawistnie:)
Ach, wszędzie pary!... — dyszą żarem twarze...
a ja samotny!...
J U L IU S Z (drwiąco!)
W szczęścia Niagarze tonąć bez końca, ach, jak ie to ckliwe!...
B E T T I N A (żałośnie.)
N iedobry G-iuliol...
Z E ID L E R .
Za takim i giną!
za sercem z lodu—płom ienne kobiety, i m oja M arta, ty również, Bettino!...
JU LJU SZ
{ogarniając spojrzeniem żałośnie skurczoną postać Zeid- lera wzrusza lekko ramionami?)
Zamało m iała do uczuć podniety
tw a M arta miła! W szystkie żądne zmiany, jako ćm y głupie gonią złudne m ary.
ZE ID L E R .
Nie w szystkie takie! N igdy nie dam wiary!
JU L JU SZ .
Tyś w swej niew iernej dotąd rozkochany!...
Ona zaś w innym , (smutno) Gonitw onych końce:
spłonąć w łojów ce—m yśląc, że to słońce!
B E T T I N A (pieszczotliwie,')
Pójdźm y się bawić, G-iulio! caro mio!...
Andiamo Griulio!... (patrzy z zachwytem na bengalskie ognie.)
JU LJUSZ.
W idzisz? I ta leci za złudnym blaskiem.-., a m nie w szystko nuży!..
B E T T I N A {z dziecinnym zapałem.)
Patrz, jak ie światło!... Diol... Dio!... Dio!...
— 38 —
Z E ID L E R (zawistnie.)
Ha! Carpe diem!... Szczęśliwej podróży N ad tobą, Julu, gw iazda szczęścia świeci...
Miałem ją niegdyś...—zbladła m oja gwiazda!...
JU L JU SZ {bardzo smutnie.)
Jam w ytrącone orlę z swego gniazda!...
(Bettina zapatrzona w ognie i fajerw erki odchodzi nieco w głąb. Ju lju sz poufnie do Zeidlera:)
Pow ierzam tobie m oją Fornarinę,
w net ztąd odchodzę. W niespełna godzinę m uszę się przebrać, by stanąć w rynsztunku.
Z E ID L E R .
A więc wyzwanie nowego gatunku?...
JU L JU SZ z tajemniczym uśmiechem.
Na ostrze spojrzeń! — słów zabójczych szpady!
Z E ID L E R
(z naciskiem, czyniąc aluzję do Anieli.)
A nielskość spłonie w tw ych piekielnych oczach!
JU LJU SZ
(wesoło klepiąc Zeidlera po ramieniu!)
Zawieś swój dowcip na wiedźm y warkoczach!...
a dziś, B ernardzie, użyj prom enady
z m oją B ettin ą — przejdź się z n ią w około, w szak nie wiesz zresztą co zrobić z wieczorem, m nie zaś w śród tłoku djablo nie wesoło...
Z E ID L E R (ponuro.)
Małą pociechę dam jej sercem chorem...
Ona szczebiotać wciąż będzie o tobie...
JULJUSZ.
Powiedz, że serce m oje jest w żałobie...
(drwiąco) po ślubie Marji z Szopenem!...
Z E ID L E R (potrząsa głową przecząco})
To fraszki!
k to ś puścił w obieg bajkę dla igraszki...
JU L JU SZ
(z ożywieniem, nieco niecierpliwie.)
Powiedz co zechcesz zresztą — ja odchodzę.
(odchodzi spiesznie)
Z E ID L E R (rozkładając ręce.)
I co ja teraz powiem tej niebodze?...
K O N I E C A K T U I - G O -
ART DRUGI.
( P O M I Ę D Z Y A K T E M 1 I 2 M I J A D W A T Y G O D N I E . )
S C E N A I.
Aniela i Helena.
Salon w mieszkaniu Moszczyńskich we (Florencji, elegan
ckie hotelowe urządzenie. Aniela przechadza się po pokoju, mnąc wachlarz i chustkę w ręku, mocno pod
niecona, oczy błyszczą gorączkowo, ru c h y nerwowe. H e lena ubrana ciemno, spokojna—zrównoważona; robótkę m a w ręku, różaniec przy boku. G-dy podnosi się
k urtyna, w .dalszym ciągu prowadzą rozmowę.
A N IE L A
(zatrzym ując się przed Heleną?)
Słuchaj Heleno! K ocham go szalenie!
Czy on odtrącić ta k ą m iłość może?
D uch Je g o w ładny wiedzie m ię w bezdroże, duch jego m ocen rozżarzyć kamienie!...
J a bym m u chciała stw orzyć raj na ziemi, ukoić serca tajem n ą tęsknicę...
Gdy oczy jego płoną ja k grom nice
w otchłannej głębi wciąż czytam: „o! źle m i!“...
J a bym m u każde w ja w zm ieniła śnienie!...
Juljusz o sobie mówi; „że jest splen n ik ,“
On, co je s t serca w łasnego m ęczennik,
On, co je s t jedno bezkresne cierpienie!
{t-uląc się do Heleny?)
Kocham go droga!
H E L E N A
(łagodnie, gładząc głowę Anieli?)
To jedno tłom aczy twej egzaltacji rozw ichrzone słowa...
Płoną tw e oczy — płonie ogniem głowa i drzą ci u s ta —kochasz, to się znaczy, że m asz gorączkę! Mów co się podoba, a ja pow iadam m iłość — tó choroba, co przeinacza nagle duszy postać...
A N I E L A
(nie słuchając je j, wpatrzona jaliby w siebie?)
Powiedz! Bez niego ja k m i teraz zostać?
Rzekł mi: „odjeżdżam .“ Rzekł to zimno, sztyw nie, ale m i przytem w oczy spojrzał dziwnie...
ja k by w mej duszy czytał hieroglify...
(Tak m uszą patrzeć n a b ra n k i-k a lify !), ta k a w yniosła hard o ść w nim i buta, a ja m ilczałam , jadem bólu stru ta, i łzy m i wielkie drżały pod powieką, już, już m yślałam , że z oczu pocieką, już, już m yślałam , że w szystko zrozumie, że te łzy m oje k łam zadadzą dum ie,
że w nich m e serce p rz e d n im w żalu klęknie...
ale on nagle skłonił m i się pięknie
— 4 2 —
i rzekł: „ogrom nie jedno m ię weseli, że się ta k pani, podobał Anłielli..,“
H E L E N A
Myśl jego zawsze sław ą zaprzątnięta!
A N IE L A
(wyciąga ręce rozpacznie i mówi gwałtownie.)
Ach! konw enansów potargać raz pęta!...
Szczęścia chcę zaznać, choć n a jedno mgnienie!...
H E L E N A
(z melancholijną rezygnacją.)
Szczęściem , to złuda — a praw dą cierpienie!..
A N IE L A (porywczo.)
Po co m i rzucasz te słowa złowieszcze
wówczas, gdy w sercu przyszłość cudną pieszczę?
kied y m a dusza, rozkoszą olśniona, z obłędnym szałem w yciąga ram iona, korzy się w prochu i wije się w męce!...
H E L E N A (przerażona.)
Przebóg! Gorące masz, ja k z ognia ręce!...
W idzisz AllielCiu... (pa chwili ja kb y wahająca)
m nie je s t żal Zenona...
A N IE L A (śmiejąc się szyderczo.)
Nie trw óż się, nie trwóż! z rozpaczy nie skona!.
Po co mi o nim w spom inasz n a nowo?
W iem , że go sw oją zasm ucam odmową, lecz nie on jeden z koszem odszedł sobie, mówiąc, że serce m a w wiecznej żałobie.
Było już takich, wielu, bardzo wielu!...
H E L E N A .
Ojciec o twojem wciąż m arzy weselu...
A N IE L A (niecierpliwie.)
W ięc niech się m oją m iłością weseli!...
Niech wie, kto szczęście dać może Anieli!
On również je m u bardzo, bardzo sprzyja...
Ale ta hardość Juljusza! Ta żm ija co duszę jego spowiła, ja k wstęgą...
(z uczuciem) Ona u d ręk ą m u j e s t i... potęgą!
H E L E N A .
Ha! Niech się dzieje, ja k m a być. Bóg raczy kierow ać nam i, ja k chce — choć inaczej czasem się pragnie, je d n a k Jego wola!...
A N IE L A
roztargnieniem przerzuca książki i papiery na biurku.)
Nie było listów z W ołynia, z Podola?
H E L E N A (tajemniczo..)
Złe w ieści krążą, lecz pew ności niem a...
Podobno n aw et Słowackiego k rew ny
(jakby przypom inając.) Tak, WUj rodzony...
— 4 4 —
A N IE L A (gwałtownie.)
Ten twój głos niepewny!...
Mów!... Mów n a Boga!... Co za dziw na trem a!...
H E L E N A .
Pono w niewoli — lecz to są pogłoski!
A N IE L A (łamiąc ręce.)
Boże mój Boże! A więc nowe troski spadną n a niego!... Za co karzesz Boże?...
Nie!... Dość milczenia! Serce m u otworzę, Pow iem mu...
H E L E N A (mitygując ją .)
Cicho! Szalona dziewczyno!...
Gdzież w sty d niewieści?...
A N IE L A (śmiejąc się nerwowo.)
Czy m oją je s t winą, żem step u dziecię — uzdy nie zna dusza!...
U m rę bez niego!... J a kocham JuljuszaL .
H E L E N A .
Na ran y Boskie, mówisz sam e brednie!
Jeszcze usłyszeć kto może ze strony, urosną z tego bajki niepowszednie!...
i tyś szalona i on też szalony, m ożna obłędu dostać m iędzy wami!...
A N IE L A {ironiczniej
Młot i k o w ad ło !.. A ciebie isk ram i
dwóch serc płom iennych spalim , j a k n a stosie!...
H E L E N A (zakłopotanaj
Już chyba głowę stracę w ty m chaosie!...
Niemasz am bicji, widzę, ani trocha,
bo wiedz, że Juljusz W odzińską wciąż kocha!
A N IE L A (gw ałtow niej
Kłamstwo!... W iem dobrze, że m ówią ta k ludzie, lecz znam go lepiej,—wiem, ż e to czcze słowa, On tylko w sercu przyjaźń dla niej chowa;]
po co Heleno hołdujesz obłudzie?
Chesz m nie uleczyć? Złą obrałaś drogę!...
H E L E N A (zakrywa uszy d ło ń m ij
Nic w iedzieć nie chcę!... Nic ci nie pomogę!...
S C E N A II.
A C iz sami, lokaj wnosi bilet n a tacy.
A N IE L A (niechętniej
Księżna! i jeszcze z jakąś in n ą damą!
Prosić!... (lokaj wychodzi) H E L E N A .
Uciekam!
A N IE L A (jak w y ż e jj
Zostawiasz, m ię sam ą?
Dostojna księżna nic m nie nie rozczula...
Udaje przyjaźń, a w abi wciąż Jula!...
— 4 6 —
H E L E N A .
Ojca w net przyślę.
A N IE L A {niecierpliwie.)
Tylko prędko — proszę, bo ja badaw czych jej py tań — nie znoszę!...
{Helena wychodzi.')
S C E N A III.
Aniela sama, potem ks. Snrvilliers i Łucja.
(Wcliodzi księżna Surwilliers z Łucją, w ita uprzejmie Anielę, przedstawia kuzynkę. Siadają na kozetce po
prawej stronie sceny.) K S IĘ Ż N A
{przytrzym ując obie ręce Anieli.)
Charmee, dopraw dy, że zastałam panią!
W krótce odjeżdżam; niechże pani droga w spom ni m nie czasem . T ęsknić będę za nią!
{po chwili jaliby nawiązując ■ rozmowę na temat głównie j ą interesujący.)
Zali się młodzież, że pani zbyt sroga!
N ikt serca dotąd zniewolić nie umie!
{uderza j ą lekko wachlarzem po ramieniu z filuternym uśmiechem.)
Czy to przypisać kaprysom , czy dumie?
A N IE L A {zimno.)
T ajem nic serca nie zdradzam przed n ik im!
{z lekką ironją)
A może zresztą nieposiadam wcale...
K S IĘ Ż N A (badawczo.)
A z astrologiem ? lc) owym Ju le m dzikim , j a k go comte H erm an zowie teraz stale,
co słychać? Daw no nie raczył być u m nie, a ta k go lubią!... ta k mówi rozumnie!
m yśl każdą w tęczy przybiera kolory.
(zwracając się, do Łucji)
N iepraw daż Łucjo?
Ł UCJA.
Ten poeta młody głos m a ta k dźwięczny.
K SIĘ Ż N A .
P rzytem i urody
nie brak m u wcale... (zwracając się nagle do Anieli)
Czy go pani lubi?
A N IE L A .
J a k czasem.
K S IĘ Ż N A
( z ' widocznem zainteresowaniem.)
...Vraimentl O, to w ielka szkoda!
A może w Polsce u w as ta k a moda, skryw ać uczucia?... Bo u nas się chlubi każda, gdy w sercu jej miłość zapłonie.
Ja bo w m iłości wciąż staję obronie!...
JE viva'. Praw da?
— 48 —
S C E N A IV.
Oiż sami i Moszczyński.
(Wchodzi Moszczyński szarmancki, wyświeżony, z za m aszystym ukłonem podchodzi do księżnej i z wielką atencją składa n a jej ręku pocałunek. W i ta Łucję).
P raw da niezawodna!
Choć niew iem jeszcze o czem tutaj mowa, lecz aprobaty chętnie łączę słowa!
K SIĘ Ż N A .
Mówię, że córka p an a nazbyt chłodna, bo m i mówiono, że wciąż serca rani;
a więc m e wdowie praw ię jej morały:
że kochać w arto —( zwracając się ku Anieli)
wierz m i droga pani i choćby n aw et św iat m i przeczył cały nie zm ienię zdania!
M O SZC ZYŃSKI.
Słusznie, rac ja wielka!...
Ale innego- zdania je s t Anielka!
(_Anielka bawi przez ten czas Łucję, przeglądają albumy z widokami i')
K SIĘ Ż N A .
P ytałam w łaśnie, co się z wieszczem stało?
T a k znikł, nam z oczu... od przyjaciół stroni...
Znów la u r pono przybył m u n a skroni?
Nowy poemat?.,.
M O SZC ZYŃ SKI (ze szczerym entuzjazmem,)
Rzecz stw orzył w spaniałą!...
K S IĘ Ż N A
Czy słyszysz Łucjo!... W szyscy tego zdania, że to poeta jest niezw ykłej m iary,
że w ielka przyszłość przed nim się odsłania.
(jpoufnie do Moszczyńskiego chcąc go wybadać)
Może też w szystkie m łodzieńcze zam iary spełnią się wkrótce?...
M O SZC ZY Ń SK I (zimno.)
Nie wiem co tam roi Ta dusza jego, harda, skryta, sm ętna...
Czasem m i zda się, że n a Sfinksa kroi!...
Pozuje nieco.
K S IĘ Ż N A (filuternie.)
W ielce je s t ponętną dla nas, dla kobiet, owa wieszczów toga, co śm iertelnika czyni bliższym Boga.
Z sm ętn ą zadum ą poetom do twarzy!...
A N IE L A
(ironicznie do Ł ucji, mówi w ten sposób, aby j ą księżna słyszała:)
Zdaje się księżna wielce adm iruje
artyzm — poezję... (z naciskiem) i poetów nieco...
gdy mówi o nich ta k jej oczy świecą, widocznie sztuka ogrom nie ją wzrusza!...
4
— 50 —
•ŁUCJA {naiwnie.')
0 tak, cioteczka bardzo artyzm ceni...
1 słów dość niem a dla pana Juljusza...
K SIĘ Ż N A
(«a stronie, rzucając niechętne spojrzenie na odwróconą profilem Anielę?)
J a w tem , że Juljusz z nią się nie ożeni!...
M O SZC ZY Ń SK I
[przez len czas podchodzi do ohna\)
W łaśnie tu idzie ten, o którym mowa.
A N IE L A
{drgnęła, niespokojne ku drzwiom rzucając spojrzenie do Łucji, jakby nie słysząc słów ojca:)
Oto je s t w idok piórkiem zdjęty z plaży...
ŁUCJA {przeglądając dalej album.)
Oo za w spaniała ta w ielbłądzia głowa!...
A N IE L A {ożywiając się.)
To pan Słowacki szkicował, gdy w wenie o egzotycznej opowiadał scenie!
K SIĘ Ż N A {z zaciekawieniem.)
Pokaż m i Łucjo! {Łucja podaje album)
Oharmantt Śm iałość ręki!...
W szechstronny talent!...
{patrzy chwilę na Anielę z wyrazem zawiści.)
S C E N A V.
{lokaj melduje przybyłych i wychodzi.') Ciż sam i lir. H erm an Potocki i J u lju s z Słowacki.
M O SZC ZY Ń SK I (« szerokim giestem.)
W itajcie rycerze!
JU L JU SZ (całuje księżnę w rękę.)
Za m iły liścik księżnie składam dzięki
K SIĘ Ż N A
(zalotnie patrząc mu w oczy.)
T u nie przyjm uję...
H r. H E R M A N
(z komicznym patosem do Moszczyńskiego?)
Już go w jasy r bierze!
K SIĘ Ż N A (do Juljusza.)
Musisz pan złożyć dan k w m oim salonie.
(zalotnie)
d z iś —zanim pierw sza gw iazdeczka zapłonie!...
JU L JU S Z (dziękując ukłonem?)
Będę m iał zaszczyt przybyć z pożegnaniem ..
K S IĘ Ż N A (ze zdumieniem.)
Comment? D la czego?
Hz’. HERMAN (wesoło.)
Z Florencji m istrz znika.
Za gw arne życie tu dla pustelnika!
tak iem się rządzi nasz astrolog z d a n ie m !..
M O SZC ZY Ń SK I (do Juljusza.)
Zostaw,, m osanie, te ja k ie ś chimery!...
H r. H E R M A N (jak wyżej.')
Rozkaz w yraźny, dostał z duchów sfery, Jules ciałem z nam i — m yślą w górę w zlata.
On n aw et sław ę D iogena zniarni,
bo m ędrzec chadzał z lata rn ią w śród św iata, Jules, jako płom yk, sam m ieszka w latarni!...
(ogólna wesołość)
JU L JU SZ
(długiem spojrzeniem ogarnia Anielą która oczy spuszcza pod jego płom iennym wzrokiem.)
I w mej la ta rn i było m i ja k w raju!...
H r. H E R M A N
Nie dziw! Już sta m tą d jeden k ro k do nieba;
by gwiazdy chw ytać — ręk ę podnieść trzeba!...
(wzruszając ramionami)
A on w św iat dąży!...
K SIĘ Ż N A (bardzo uprzejmiej)
Do jakiego kraju?.
Znów piram idy... E gipt i pustynie?,..