• Nie Znaleziono Wyników

Glosa do artykułu prof. Henryka Markiewicza "Czego nie rozumiem w Traktacie moralnym"

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Glosa do artykułu prof. Henryka Markiewicza "Czego nie rozumiem w Traktacie moralnym""

Copied!
6
0
0

Pełen tekst

(1)

18 8

Glosa do artykułu prof. Henryka Markiewicza Czego nie rozumiem w „Traktacie moralnym ”?

Profesor H enryk M arkiew icz, tytułując swój tekst Czego nie rozumiem w „Trakta­

cie moralnym?1, chce się podzielić swą ignorancją. N ie dajm y się jednak zwieść - to bez w ątpienia niew iedza uczona. P atronuje jej Sokrates, który jak w iadom o, był postrachem nie tylko dla polityków, lecz także dla poetów. P rzypom nijm y znany fragm ent Obrony Sokratesa: „O poetach się przekonałem niedługo, że to, co oni ro ­ bią, to nie z m ądrości płynie, tylko z jakiejś przyrodzonej zdolności, z tego, że w nich bóg w stępuje, jak w wieszczków i w różbitów; ci także m ów ią wiele pięknych rzeczy, tylko nic z tego nie w iedzą, co m ów ią”2. Pozornie prostoduszne „nie ro zu m iem ” Profesora M arkiew icza w skazuje na m ielizny, na których osiada kapryśna i w wielu m iejscach zaszyfrowana myśl traktatow a. O strze sokratejskiej ironii Profesora wy­

m ierzone jest także w krytyków, którzy - z lenistw a lub z wyrachow ania - nazbyt ufają poetyckiem u natchnieniu. W Czego nie rozumiem w „Traktacie moralnym”? do­

stało się i m nie jako interpretatorow i twórczości M iłosza, choć zarazem poczytuję sobie za zaszczyt, że w pewnych fragm entach arty k u łu Profesor znalazł we m nie sprzym ierzeńca w niewiedzy. Mojej ignorancji bardzo daleko do uczoności Profeso­

ra, ale jak w idać, istnieją wątpliw ości w spólne m istrzow i i czeladnikowi.

Z praw dziw ym en tu zja zm em odnoszę się do p ro je k tu „h e rm en e u ty k i nega­

tyw nej”, której rzeczn ik iem jest Profesor M arkiew icz. Z asadniczo także po d zie­

lam znaczną część zastrzeżeń przez Profesora w yrażonych. Z n iek tó ry m i k om en­

1 H . M ark iew icz Czego nie rozum iem w „Traktacie m oralnym ”?, „Teksty D r u g ie ” 2006 nr 5, s. 205-212. C ytaty lo k a lizu ję w tek ście.

2 P laton Obrona Sokratesa, przek l., w stęp i kom . W. W itw ick i, PIW, W arszawa 1992, s. 23.

(2)

ta rz a m i jed n ak tru d n o m i się zgodzić. Z an im przejdę do b ardziej generalnych uwag polem icznych, p o sta ra m się odpow iedzieć na k o n k retn e zarzuty, któ re od­

noszą się do m oich in te rp re tac ji.

Profesor Markiewicz stwierdza:

Tischner, nie w y m ien ia ją c źródła swej w iedzy, w yjaśn ia, że E tru sk ow ie „z p rzym ru że­

n iem oka traktow ali naw et b ogów o lim p ijsk ic h ”. E ncyklopedia K a to licka (t. IV. Tow arzy­

stw o N au k ow e K UL, L u b lin 1983, s. 1220-1221) m ów i coś w ręcz p rzeciw n ego - że o d c z u ­ w ali o n i n ie u sta n n y lęk p rzed n ied o strzeże n iem w o li b ogów i że zn a m ien n ą cech ą ich r e lig ii b yły okrutne obrzędy. Przy tym E tru sk ow ie m ie li sw ych w ła sn y ch bogów , których u m ie sz c z a li n ie na O lim p ie, lecz w różnych sektorach nieba. (s. 208)

Ź ródłem mej w iedzy był W itold D obrow olski, au to r Sztuki Etrusków. To on, d ostrzegając w etruskiej sztuce użytkow ej m otyw y w łaściw e Jończykom , pisze:

„N otujem y tu u m iejętn e sprow adzenie bóstw a na ziem ię i u kazanie go w ża rto b li­

wym, ziem skim w ym iarze” . D odaje n astępnie:

Jaką rolę od egrali w tym w id z e n iu b ó stw Joń czycy [ ]? W jakim sto p n iu to sam i E tru ­ sk ow ie, ulegając w ła sn y m przyrodzonym sk ło n n o śc io m , traktow ali z p rzym ru żen iem oka p rzed staw ian e p rzez sie b ie m ity greckie? Trudno w tej ch w ili rozstrzygnąć. N ie b ez z n a ­ c zen ia jest jed nak fakt, iż w ła śn ie w Jo n ii, która tak bardzo k ształtow ała etru sk ie gusty z drugiej połow y VI w iek u p .n .e., u ro d ził się filo z o f K senofan es, w tych słow ach w y śm ie ­ w ający n aiw n e w ierze n ia sw ych w spółczesn ych :

„ H om er i H ezjod p rzyp isyw ali b ogom czy n n o śc i, które śm ierteln y ch okrywają w sty ­ d em i hańbą, a w ięc k rad zieże, cu d zo łó stw a i w za jem n e oszu stw o [ _ ] . Ś m ie r te ln ic y są­

d zą, iż bogow ie rodzą się w p od ob n y sp osób jak lu d zie, że m ają szaty p od ob ne do ich w ła sn y ch , taki sam g ło s i taką sam ą postać, tak jest, a gd yb y w o ły czy lw y m ia ły ręce i u m ia ły n im i m alow ać, tw orząc d zieła sz tu k i, jak to czy n ią lu d zie, to k on ie m alow ałyby b ogów jako pod ob nych do kon i, a w o ły jako pod ob nych do w ołów , p rzed staw iając ich cia ła na p o d o b ień stw o w ła s n e ...”

[ _ ] Być m oże to Jonow ie z a sz c z e p ili E truskom ten żartobliw y, iro n iczn y dystan s w sto su n k u d o rozp ow szech n ion ej m ito lo g ii.3

D laczego w m oim k o m e n tarzu w spom inam o stosunku E tru sk ó w do bogów olim ­ pijsk ich , a nie o ich własnej surowej religii? Bo w kontekście traktatow ego wywo­

du chodzi chyba przede w szystkim o nastaw ienie do k u ltu ry /re lig ii najeźdźców - w p rzy p a d k u E trusków do religii Greków, z k tórym i toczyli wojny, oraz do w ie­

rzeń zw ycięskich Rzym ian.

2.

Odnosząc się do dygresji na temat Balzaca, Profesor pisze:

„ N a m iętn o ść lu d zk ich sp raw ” in te rp retu ję jako pasję pozn aw czą sk ierow aną ku k on k re­

tom życiow ym ; na jakiej p od staw ie T isch n er ak cen tuje tu „zn aczn e o d d a len ie (em o c jo ­

3 W. D ob row olsk i S z tu k a E tru sk ó w , PIW, W arszawa 1971, s. 106.

18 9

(3)

06 1

n aln e, ale także p rzestr zen n o -cza so w e)” (SM , s. 134)4 - n ie w iem . W yraz „ n a m ię tn o ść”

sugeruje coś w ręcz p rzeciw n ego, tru dn ego zresztą do p o g o d zen ia z „trzym aniem k rót­

ko”. (s. 209)

Pisząc o owym o ddaleniu, m iałem na m yśli k om entarze M iłosza do Komedii ludz­

kiej z Legend nowoczesności. M iłosz porów nuje Balzaka podglądającego, co dzieje się po d dach am i dom ów m iasta-potw ora, do dziecka n a d m row iskiem , które

w kłada patyk i cieszy się z bezładnej krzątaniny owadów. Urojona potęga obserwatora m asy jest tym w ięk sza, im działan ie jego ofiar jest bardziej szalone, p ełn e za ślep ie n ia i w id o cz­

nej darem ności. Stąd zapew ne to okrucieństw o Balzaka, lubow anie się w op isach aberra­

cji, ślepych p op ęd ów i d ziw aczn ych przyzw yczajeń [ _ ] . Stąd to o k ru cień stw o sytuacji:

pom yślne rozw iązanie przychodzi zaw sze o p ięć m in u t za późno. Jakby spełniając arysto- telesow ski w arunek tragedii, w ieje z m ieszczańskiej ep o p ei litość i groza.5

Ten, kto m im o w ielkiej ciekaw ości i nam iętn o ści spogląda na lu d zk ą m asę jak na m row isko, b u d u je dystans przestrzenno-czasow y, a h isto ria zaślepionej jednostki siłą rzeczy staje się jedynie przy k ład em szaleństw a g atu n k u , lu d z k i czas i p rze­

strzeń zostają pom niejszone do m iary egzystencji owada.

3.

K om entując niejasny fragm ent Traktatu moralnego, w którym mowa jest o schi- zofrenikach, Profesor M arkiew icz pisze: „Nawiasowo zauważę, że dwuwiersz «A Babel na ostatniej cegle kładzie dwie klęski równolegle* - nie byłby zrozum iały, bez obja­

śnienia autora, że kryje się w n im paralela m iędzy rozbiciem jądra atomowego a we­

w nętrznym rozdw ojeniem , czyli rozbiciem jednolitości osoby”, po czym dodaje w przypisie: „Nie wiem , na jakiej podstaw ie T ischner tw ierdzi, że rozum ow anie ta ­ kie właściwe jest tylko «człowiekowi prostem u*, nie jest więc pewne, czy należy je traktow ać serio (SM, s. 136)” . M oja nieśm iała sugestia bierze się stąd, że w iara w ko­

niec świata jako efekt gniewu Bożego jest właściwa raczej „człowiekowi p ro stem u ” niż ukąszonem u przez H egla i M arksa oświeconemu, który zdaje się w irtualnym odbiorcą Traktatu. P onadto w sform ułow aniu: „inne rozbicie ją d ra”, dom yślam się grubego żartu, aluzji do w ulgaryzm u, pokrew nego tem u, który pojawił się w liście do K rońskiego, kiedy M iłosz b ro n ił się p rze d łagodzeniem antykom unistycznej wymowy Traktatu moralnego: „To, co zalecasz, polegałoby po pro stu na zrobieniu ze schizofreników i katatoników paskarzy, łapow ników i złodziei dogasającej m iddle- -class. [ _ ] Rozum uj przez chw ilę trzeźwo - czy to nie jest h aniebny zabieg. Jaki pisarz z jajam i w yrzeknie się przyjem ności szargania i paszkw ilu?”6. A zatem M i­

P rofesor o d w ołu je się tu do mojej k siążk i Sekrety manichejskich trucizn. M iło sz wobec zła , Z nak, K raków 2001. C ytaty lo k a lizo w a ł w sw oim w tek ście po skrócie SM.

C z. M iło sz Legendy nowoczesności, w stęp J. B ło ń sk i, W ydaw nictw o L iterack ie, K raków 1996, s. 23-24.

C z. M iło sz Z a r a z p o wojnie. Korespondencja z p isa rza m i 1945-1950, Z nak, K raków 1998, s. 283.

4

5

6

(4)

łosz sprzeciwia się filozofii kolaboracji, ale w im ię naiw nych p rzekonań „człowieka prostego”, czyli jednak nie na w łasny rachunek, i stąd bierze się m oja wątpliwość, czy czyni to w tym fragm encie utw oru serio.

4.

In te rp re tu ją c strofę o tych, którzy służą złu, Profesor M arkiew icz stw ierdza, że nie w iadom o, kim są - gestapow cam i, ubow cam i, diab łam i jak u Boscha, czy też lu d ź m i obłąkanym i? P otem dodaje:

C o p rzez ten o b łęd n a leży rozum ieć? T isch n er odrzuca sc h iz o fren ię [ _ ] i d om yśla się , że c h o d zi tu o k am u flaż u m o ż liw ia ją cy d zia ła n ie, który M iło sz w Zniew olonym umyśle n a­

z w ie k etm an em (SM , s. 138). D la takiej w y k ła d n i n ie ma w Traktacie żad n ych podstaw.

Jest on a sp rzeczn a zarów no z z a lic z e n ie m g esta p o w có w i u b ek ów do lu d zi ogarn iętych tym ob łęd em , jak i z d a lszą k onstatacją, że w w ięk sz y m lub m n iejszy m sto p n iu w szyscy są nim ob jęci. (s. 210)

N iew ątpliw a sprzeczność, na k tó rą zwrócił uwagę Profesor, odsyła nas do p o d sta­

wowego p ro b lem u historiozoficzno-etycznego rozw ażanego w Traktacie - czy ist­

nieje in dyw idualna odpow iedzialność m o raln a, skoro p o d d an i jesteśm y dziejowej konieczności, któ ra m iażdży naszą wolność. Jeśli jej nie m a, to naw et zło po p eł­

n ian e przez gestapow ców i ubeków staje się czym ś na kształt k atastrofy n atu raln ej - „obłędem ” . Skoro jed n ak są różne stopnie obłędu, znaczyłoby to, że obłąkanie m oże być też kam uflażem , m ożna się m u do jakiegoś stopnia opierać. N iespójność i n ie d o sta tk i tego fra g m en tu bio rą się chyba stąd, że sam M iłosz m iota się m iędzy abstrakcją historiozoficznej teodycei spod znaku K rońskiego7 i elem entarnym przy­

w iązaniem do zasad przyzwoitości.

5.

I w reszcie o sta tn i zarzut. Profesor zastanaw ia się, jaka jest wymowa zagadko­

wego finału: „Idźm y w pokoju, ludzie prości. / P rzed n am i jest / - Jądro ciemności”

i stw ierdza: „N iektórzy d o p atru ją się w tych słowach stoickiego h ero izm u wobec strasznej przyszłości, a ja odczytuję w n ic h w yraz niew iedzy lu d z i p rostych o tym, co ich czeka. I nie m a tu wcale, jak chciałby T isch n er - «rozpaczliw ego wezwania do przeciw staw ienia się złu» (SM, s. 147). Zapow iedź: «Wiersz mój chce chronić od rozpaczy* nie została sp e łn io n a” (s. 211). D alek i jestem od dopatryw ania się o p ty m izm u w tych słow ach - stą d w łaśnie m oja uwaga o „ r o z p a c z l i w y m w ezw aniu do przeciw staw ienia się z łu ”. Z gadzam się więc, że Traktat nie chroni od rozpaczy. Z arazem jednak owo „idźm y w p o k o ju ” (naw iązujące być m oże do form uły rozgrzeszenia) nie jest w yrazem rezygnacji, lecz jakim ś w ezw aniem do

Por. T. K roński Problem zła moralnego u H egla, w: teg o ż R o zw a ża n ia w o k ó ł H egla, P W N , W arszawa 1960.

16 1

(5)

16 1

d ziałania, m oże po p ro stu do trw ania w pokoju, czyli do c z y n n e g o unikania zła/złych ludzi.

Pora w reszcie na kilka zastrzeżeń generalnych. Profesor M arkiew icz zdaje się pom niejszać znaczenie politycznej aluzyjności utw oru, chytrości M iłosza, który chciał najw yraźniej przeciw staw ić się im m oralizm ow i spod zn a k u Tygrysa, a do­

m yślnie ak ceptacji dla kom unistycznego „jądra ciem ności”, choć przecież n ie gło­

sił w Traktacie poglądów jaw nie dysydenckich. N iespójność wywodu traktatow ego w ynika najczęściej z owej chytrości, kam uflażu, zapew ne także z rozterek b u n tu ­ jącego się ucznia K rońskiego, a zdecydow anie rzadziej - z „konieczności znale­

zienia ry m u ” (s. 211). K orespondencja z K rońskim i dowodzi, że M iłosz, pisząc Traktat, borykał się nie tylko z tru d n o ściam i n a tu ry artystycznej, lecz także, a m o ­ że przede w szystkim z k rępującym ru c h pióra nacisk iem ówczesnej ideologii. Pew­

nie dlatego początek jest ta k łagodny i jedynie „tak zw any” dodane do „świt poko­

ju ” oraz uwaga o skrytości serca pozw alają się dom yślać, że opresja w Polsce nadal trw a. N iem niej aluzja do jakiejś nowej form y zniew olenia jest chyba oczywista i to ona w yznacza reguły deszyfracji utw oru.

D latego w łaśnie - w brew k o kieteryjnym w ypow iedziom sam ego M iłosza i za­

strzeżeniu Profesora M arkiew icza - nie b u d z i m oich w ątpliw ości ty tu ł utw oru.

Poeta pyta o m ożliw ość zachow ania zasad przyzw oitości w obliczu historycznego zła o zn am io n ach n a tu ra ln ej konieczności. To p y tan ie prow adzi go do zasadniczej k on fro n tacji z „teodyceą histo rio zo ficzn ą” spod zn a k u K rońskiego. I to owo sta r­

cie rozstrzyga o bezdyskusyjnej w ażkości m ającego swe n ie d o sta tk i Traktatu. M i­

łosz na swój poetycki sposób rozpraw ia się z tym , co George L. K line nazw ał onto- logicznym „błędem przyszłości rzeczyw istej”, a zw łaszcza aksjologicznym „błę­

dem odroczonej w artości” 8. Cóż owe te rm in y znaczą? O ddajm y głos K lin e’owi:

„Błąd p rzy szło ści rzeczy w istej” p olega na traktow aniu m ożliw ości jako rzeczywistości [ _ ] , a „błąd odroczonej w artości” na traktow aniu abstrakcyjnych w a rto ści-id ea łó w w taki sp o ­ sób, jakby b y ły on e k on k retn ym i w a rto ścia m i-urzeczyw istnieniam i.

N a stęp stw e m obu tych b łęd ów jest ro zp o w szech n io n e uprzestrzennienie czasu h isto ­ rycznego, które u łatw ia traktow anie „przyszłych b y tó w ” tak, jakby m ia ły on e taki sam statu s o n to lo g ic z n y i taki sam (lub , p rzew ażnie, w yższy) statu s ak sjo lo g iczn y jak to, co istn ieje o b ecn ie - jakby, inaczej m ów iąc, b y ły on e rów nie o k reślon e, rów nie rzeczyw iste [ _ ] i d o k ła d n ie tak sam o cen n e, jeżeli n ie c e n n iejsze, jak b yty teraźn iejsze. Ten zesp ó ł b ezp od staw n ych z a ło żeń prow adzi do od m aw ian ia ja k iejk o lw iek sam oistnej, n iein stru - m en taln ej w artości tem u , co istn ie je obecnie - każdej w sp ó ln o c ie , k u ltu rze, praktyce czy o so b ie .9

8 Por. G .L. K lin e Rosyjscy i zachodnioeuropejscy myśliciele o tradycji, nowoczesności i przyszłości, przeł. J. S zack i, w: E uropa i co z tego w y n ik a ? , opr., przedm . K. M ic h a lsk i, przekł. zb ., R es P ub lica, W arszawa 1990, s. 170-172.

9 Tam że.

(6)

M iłosz pokazuje, że żyjący obecnie „ludzie p ro ści” i ich świat m ają w artość sam o­

istną, której nie relatyw izuje żaden ideał-m ożliw ość. M ówi jasno, że nie m ożna ich poświęcić w im ię jakiejkolw iek u to p ii dobra, k tóre m a kiedyś zatryum fow ać.

N a m arg in esie dodam , że b ardzo żałuję, iż Profesor M arkiew icz nie w ziął pod lu p ę frazy „ludzie p ro ści”, bo przecież Poeta p arad o k saln ie zalicza do n ich sam e­

go siebie.

Profesor M arkiew icz na sokratejski sposób użąd lił gnuśniejących m iłoszolo- gów. Jego w spaniały szkic pozw ala spojrzeć na Traktat bez bałw ochw alstw a, choć także z w iększym onieśm ieleniem . Po Czego nie rozumiem w „Traktacie moralnym”?

tru d n ie j będzie wykazać, że jed n ak coś się rozum ie. M am jed n ak w rażenie, że intencja polem iczna uniew rażliw iła Profesora na au tentyczne w alory utw oru, k tó ­ ry m im o swoich słabości jest k am ien iem m ilowym w h isto rii polskiej kultury. Ona też chyba kazała zam ilknąć św iadkow i tam tego czasu. Byłbym ogrom nie ciekaw

„dopow iedzenia” do szkicu, w którym Pan Profesor skonfrontow ałby Traktat z w łas­

nym w spom nieniem „św itu p o k o ju ” i odpow iedział na pytan ie, na ile „historiozo- fia” M iłosza w Traktacie bliska była w yobrażeniom na tem at przyszłości żywionym zaraz po w ojnie.

Abstract

Łukasz TISCHNER

Jagiellonian University (Kraków)

A Gloss to Article by Prof. Henryk Markiewicz

In his sketch, Mr. Tischner engages in polemics with certain theses of Prof. Markiewicz's article What is it that I dont understand o f C. Milosz's Traktat moralny? First, charges are replied to as raised by Mr. Markiewicz against Mr. Tischner's interpretation of The Moral Treatise contained in his book Sekrety manichejskich trucizn. Milosz wobec zła [‘Secrets of Manichean poisons. Milosz against evil']. Tischner argues that in light of what is known to us, the Etruscans indeed treated Olympic gods with a pinch of salt. H e also argues that Balzac's novels taught one to stay distant to w ard ‘human affairs', w h e re a s the passages on

‘schizophrenics', ‘evil people' and ‘simple people' are unclear due to a historiosophy that Milosz has to a certain extent taken o ver from Tadeusz Kroński. In the final section of his article, Mr. Tischner draws o ur attention to the political allusiveness of the Milosz poem, which Prof. M arkiewicz seemingly has not spotted. H e finally resumes the question of a peculiar ‘historiosophic theodicy' (which was eventually rejected by Milosz) forming the ideological substratum of The Moral Treatise.

£6 1

Cytaty

Powiązane dokumenty

Dzieje się tak, gdyż najwyższym priorytetem dla człowieka nie jest bynajmniej działanie zgodne z rozsądkiem, w imię największego pożytku, lecz poczynania zgodne z własną,

Wysyłam Panu dziś moją „Melancholię” 9 – zdaje mi się, że dotąd nie posłałem, a w zamian proszę mię kartką otwartą uspokoić, jeżeli list nie jest

wały na dystans Poety wobec takiej postawy. 130), nie w ym ieniając źródła swej wiedzy, wyjaśnia, że Etruskowie „z przym rużeniem oka traktow ali naw et bogów

Jałm użna dyktow ana współczuciem różni się od jałm użny czynionej w przekonaniu, że stanow i ona cenny sposób ugruntow ania osobowej pełni (doskonałości)

Po drugie, zachowania zwierząt, które inter- pretowano jako zwiastun trzęsienia ziemi okazują się czasem normalną aktywnością określonego gatun- ku (lub gatunków)..

 Utylizacja, recykling – wykorzystanie odpadów i śmieci jako surowców wtórnych do przetworzenia na odpady.. Pod wpływem mikroorganizmów rozkład substancji (np. ścieków )

A może słowa Benedykta XVI kończące wykład przygotowany dla uniwersytetu La Sapienza zawierają coś z proroctwa, przepowiadając pojawienie się jakiegoś wielkiego

1. Moczulska H, Janiak K, Słodki M, Respondek-Liberska M: Ultrasound and echocardiographic findings obtained in the second and third tri- mesters of gestation in fetuses with