• Nie Znaleziono Wyników

Jeszcze o specyfice wartości moralnej. (Na marginesie artykułu M. A. Krąpca "Decyzja - bytem moralnym").

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Jeszcze o specyfice wartości moralnej. (Na marginesie artykułu M. A. Krąpca "Decyzja - bytem moralnym")."

Copied!
13
0
0

Pełen tekst

(1)

R O C Z N I K I F I L O Z O F I C Z N E T o m X X X I , z e s z y t 2 — 1983

ANDRZEJ SZOSTEK MIC

JESZCZE O SPECYFICE WARTOŚCI MORALNEJ

N A M A R G I N E S I E A R T Y K U Ł U M . A . K R Ą P C A D E C Y Z J A — B Y T E M M O R A L N Y M

T y tu ł arty k u łu o. Krąpca: Decyzja — b ytem m oralnym nie tylko sy­

g n alizu je tem at rozważań, ale również — i to w yraźniej jeszcze — in- io rm u je o stanow isku, jakie A utor zajm uje w spraw ie n a tu ry bytu mo­

ralnego. Konsekw encją tego stanow iska jest opinia na tem at tego, czym pow inna być etyka; „decyzja jest ty m FAKTEM — powiada o. K rą- piec — którego teorią filozoficzną jest etyka. Chodzi bowiem o ostatecz­

ne, «uniesprzeczniające» w yjaśnienie tego właśnie faktu, jakim jest de­

cy zja jako b y t m oralny”1. Teza ta im plikuje przekonanie, iż m oralista, k tó ry inaczej pojm uje specyfikę dobra i zła moralnego, opatruje zobo­

w iązującym hasłem „etyka” rozważania niewiele m ające z nią wspólnego, a w każdym razie nie dotykające najistotniejszego „nerw u” jej proble­

m atyki. Opinia ta, której o. K rąpiec daw ał już kilkakrotnie wyraz, od­

nosi się m iędzy innym i do koncepcji etyki upraw ianej od w ielu już lat przy K atedrze Etyki K U L2. A dresaci zaś krytycznych wzm ianek o. K rąp­

c a zgłaszali pąrokrotnie podobne niepokoje i zastrzeżenia pod adresem głoszonego poglądu, ja k się w ydaje, przez o. K rąpca, m iędzy innym i właśnie w arty k u le D ecyzja — b ytem m oralnym , do którego poniższe uw agi stanow ić m ają kom entarz krytyczny3. Dobrze więc stało się, że

1 M. A. K r ą p i e c , D ecyzja — b ytem m oralnym , przypis 20.

2 Por. krytyczne w zm ianki na tem at artykułu S. Kamińskiego i T. Stycznia D ośw iadczalny pu n kt w yjścia e ty k i zawarte w artykule M. A. Krąpca Człowiek w obec w yboru (w: O Bogu i człow ieku, pod red. J. Bejzego, t. II, Warszawa 1969, s. 152-153) oraz w monografii M. A. Krąpca Ja —- człow iek (Lublin 1974, s. 223).

Wcześniej o. Krąpiec sform ułował sw e stanowisko w interesującej nas kw estii w artykule P rzeżycie m oralne a etyk a („Znak”, 19 (1965) nr 135, s. 1129-1146).

* Por. T. S t y c z e ń , A. S z o s t e k , U wagi o istocie moralności, „Roczniki F i­

lozoficzne”, 22 (1974) z. 2, s. 23-25; A. S z o s t e k , P ozycja osoby w stru ktu rze m o­

(2)

o. Krąpiec jeszcze raz dał w yraz swem u przekonaniu na tem at isto ty bytu moralnego i jego filozoficznej interpretacji. Stanowi to dogodną okazję, by wspom nianą — wszak dość radykalną — różnicę zdań dopre­

cyzować i być może dojść w tej niebłahej spraw ie do porozum ienia4.

Elem entem istotnym sporu jest „kw estia eudajm onizm u” ; adw ersa­

rze o. K rąpca — chętnie określający swe stanowisko modnym dziś mia­

nem personalizm u — skłonni byliby zarzucać Mu „błąd eudajm onistycz- ny ” i to pomimo Jego zastrzeżenia, iż niesłusznie określa się tym mia­

nem etykę św. Tomasza, z którą o. K rąpiec całkowicie się zgadza5. Właś­

nie ten błąd zdaje się leżeć u podłoża tendencji sprow adzania etyki do filozoficznej teorii decyzji, przez co — zdaniem personalistów — zatraca się istotną różnicę m iędzy antropologią filozoficzną a etyką sensu stric- to. Poniżej spróbuję więc — po pierw sze — wyjaśnić, w jakim sensie stanowisko wyrażone w artykule D ecyzja — b ytem m oralnym zasługuje na miano eudajm onizm u oraz przypomnieć, dlaczego w ydaje się ono błędne; po drugie zaś rozważyć — po części n a podstaw ie analiz zaw ar­

tych w p.

1

— znaczenie podstawowej tezy tego arty k u łu i jej niektóre konsekwencje, dotyczące m. in. stosunku etyki do antropologii.

1. Eudajm onizm pojmować można różnie. Znaczenie, w jakim używa­

ją go autorzy cytow ani w przypisie 3, zdaje się pokryw ać z tym , jakie m u przypisuje o. Jacek W oroniecki — klasyk polskiej lite ra tu ry etycznej.

W § 7 tom u I swego znakomitego podręcznika K atolicka etyka wycho­

wawcza podejm uje pytanie, „co ma być naczelną pobudką postępowania moralnego, szczęście czy obowiązek”? Eudajm onistycznym i nazyw a on te system y etyczne, które „w ysuw ają na pierw szy plan zaspokojenie pra­

gnienia szczęścia i w nim widzą naczelną pobudkę, cel ostateczny nasze­

go postępowania m oralnego”6. Od eudajm onizm u odróżnia on deontolo- gizm, któ ry jedynie wzgląd na obowiązek uznaje za m otyw godzien mo­

ralnej aprobaty. Podkreślić trzeba, że rozróżnienie to odnosi się do zna­

czenia term inu „m oralnie dobry (powinny)”, nie zaś do zakresu czynów,, o których tę wartość się orzeka. Może być tak, iż wszelkie i tylko czyny zgodne np. z nakazem Boga przynoszą człowiekowi szczęście (są szczę- ściorodne), a mimo to różnica m iędzy eudajm onizm em a deontologizmem

ralności, „Roczniki Filozoficzne”, 24 (1976) z. 2 s. 44-49; T. S t y c z e ń , E tyka nie­

zależna?, Lublin 1980, s. 15-32.

4 Wprawdzie już 10 lat temu J. W. Gałkowski przeprowadził interesującą cha­

rakterystykę krytyczną obu stanowisk w artykule Spór o powinność moralną, („Ro­

czniki Filozoficzne”, 20 (1972) z. 2, s. 5-39), jednak i on nie analizuje wprost i do>

końca problemu „która etyka jest etyką par excellence i dlaczego?”.

5 K r ą p i e c , D ecyzja — b ytem m oralnym , przypis 10.

0 J. W o r o n i e c k i , K atolicka etyka w ychowaw cza, t. I, Kraków 1948, s. 83;

(3)

J E S Z C Z E O S P E C Y F I C E W A R T O Ś C I M O R A L N E J 79

pozostaje w mocy7; nadal bowiem rozważyć trzeba, jaka jest r a c j a w a­

rtości m oralnej czynu: szczęściorodność, zgodność z nakazem odpowied­

niego a u to ry te tu czy może jeszcze coś innego. Różnica ta w ydaje się być doniosła nie tylko teoretycznie, ale i praktycznie. Spełniając czyn człowiek spełnia przezeń siebie; co do tego zgodni są zarówno eudajm o- niści, jak i ich przeciwnicy. Zapewne skłonni też będą zgodnie tw ier­

dzić, że sk u tek czynu szczególnie zależny jest od m otyw u jego podjęcia.

Jałm użna dyktow ana współczuciem różni się od jałm użny czynionej w przekonaniu, że stanow i ona cenny sposób ugruntow ania osobowej pełni (doskonałości) jej spraw cy. Różnica leży właśnie w jej „podmiotowym w ym iarze”: z czego innego w obu w ypadkach jałm użna w ypływ a i co innego w podmiocie sprawia.

Mając na uwadze tę rację w artości m oralnej e u d a j m o n i z m okre­

ślić można jako stanowisko, zgodnie z którym czyn jest m oralnie dobry przez to, że prow adzi podm iot do celu ostatecznego, którym w perspekty­

wie subiektyw nej jest jego szczęście. Można i należy dalej pytać, co jest celem ostatecznym obiektyw nym , przynoszącym to szczęście, i zależnie od odpowiedzi na to pytanie — zw iązane istotnie z problem em n atu ry człowieka — różne będą odm iany eudajm onizm u, tym niem niej zasad- niczny sposób definiow ania dobra m oralnego przez jego stosunek do celu ostatecznego podm iotu działania pozostaje ten sam. Dla porządku do­

dajm y, iż odpowiednio przez d e o n t o l o g i z m (deontonomizm) rozu­

mie się teorię głoszącą, że czyn jest m oralnie dobry przez swą zgodność z nakazem odpowiedniego au to ry te tu (jego odm iany w ynikają z kolei z różnych odpowiedzi na pytanie, w czym należy widzieć kom petentną m oralnie instancję nakazodawczą). Wreszcie za p e r s o n a l i s t y c z n y uznaje się pogląd, w edług którego czyn jest dobry m oralnie przez to, że stanow i adekw atny do godności osoby adresata (należny jej) a k t afir- macji. A dresatem owym w szczególnym przypadku może być sam pod­

miot działania, jednak naw et wówczas podstaw a w artości m oralnej czy­

n u tkw i w godności osoby (nie inaczej ja k w tedy, gdy inni „zadani” są podmiotowi do afirm acji), nie zaś w „zakodowanym ” w naturze ludzkiej nieuchronnym pragnieniu szczęścia i dążeń doń, którem u podporządko­

wana jest wszelka rozum na i w olna działalność człowieka, a także jej m oralna ocena.

Istotnym elem entem ty ch definicji jest w yrażenie „przez to, że” ; w skazuje ono bowiem na w spom nianą rację w artości m oralnej — zwanej w etyce norm ą m oralności — k tóra zachowuje swą doniosłość naw et

7 Poniew aż termin „deontologizm” rozumiany jest w e współczesnej literaturze nieco inaczej, niż to proponował o. Woroniecki, ks. Styczeń w ostatnich swych pu­

blikacjach na ten temat nazywa ten kierunek deontonomizmem. Por. T. S t y c z e ń ABC E tyki, Lublin 1981, s. 20-21.

(4)

w tedy, gdyby okazało się, iż wszelkie i tylko czyny szczęściorodne są zarazem zgodne z nakazem odpowiedniego au to ry te tu (np. Boga) oraz

odpowiadają swą treścią godności ich adresatów.

Jeśli tak rozumieć wymienione stanow iska (a ta k je rozum ieją ci, któ ry ch niepokoją eudajm onistyczne elem enty etyki św. Tomasza i nie­

któ ry ch tomistów), to trudno oprzeć się w rażeniu, iż o. K rąpiec prezen­

tu je w swm artykule dość konsekw entną w ersję eudajm onizm u per­

fekcjonistycznego. Omawiając pierw szy „kom ponent bytow y” działania ludzkiego form ułuje on następujący ciąg tw ierdzeń: 1) Istnienie wszel­

k ich bytów przygodnych polega w istocie na „dążeniu k u ” ; 2) Podsta­

wowym dobrem, do jakiego wszelki by t przygodny zmierza, jest za­

chow anie i przedłużenie własnego istnienia; 3) Człowiek podlega tej pra­

widłowości, odnoszącej się wszak do każdego przygodnego bytu, jednak realizacja jego dynam izm u bytowego przebiega w sposób odpowiadają­

c y jego rozumnej i wolnej naturze; 4) Specyfika działania człowieka polega w szczególności na tym , że „cel dokonuje swego przyczynowania ja k o / MOTYW w yzw alający działania, jako powód, dla którego dzia­

łan ie raczej zaistniało, niż nie zaistniało. Nic zatem dziwnego, że To­

m asz analizujący ludzkie działania m oralne swój w ykład rozpoczyna o d analizy celowego działania człowieka, albowiem przyczynow anie celu je s t tym właśnie „początkiem ” procesu działania realnego człowieka;

je s t przy tym związaniem woli z jej przedm iotem w łaściw ym — dobrem, k tó re gdy oddziaływuje na człowieka jako rozpoznane „dobro m oje” —■

je s t celem. Rozumienie przyczynowania celowego stoi u podstaw rozu­

m ienia uprzedm iotowanego obiektyw nie działania woli, której a k ty są nosicielami relacji m oralnych”8.

Problem interp retacji myśli św. Tomasza pozostaw my na boku9.

'Zwróćmy natom iast uwagę na to, iż w sposób znam ienny dla eudajmo- Tiizmu o. Krąpiec osadza całą problem atykę m oralną w kontekście „lo­

g ik i dążeń” przygodnego bytu ludzkiego, k tó ry zmierza przede wszystkim i nieuchronnie do swego celu ostatecznego i wyłącznie w odniesieniu do niego zdolny jest odkrywać w artość bytów (jako „dobro m oje”) oraz określać kw alifikację m oralną w łasnych czynów. Trudno tu w całej roz­

8 K r ą p i e c , D ecyzja — b y te m m oralnym , s. 53-54; Por. też: „Istotny w ięc dra­

m at moralnego życia człowieka, związany z faktem w olnego wyboru, ma m iej­

sce [...] w łaśnie w momencie podejmowania decyzji. Osobisty cel życia, jakim jest szczęście płynące z połączenia się z dobrem ostatecznym i przedmiotowym, był uw a­

żany powszechnie przez w ielkich m yślicieli za ostateczną rację w szelkiego działania człow ieka [...] Wybór takiego właśnie, a nie innego czynu, uważano za zgodę naj­

lepiej hic et nunc prowadzący do ostatecznego celu życia ludzkiego” ( K r ą p i e c C złow iek wobec wyboru, s. 167; por. t e n ż e , P rzeżycie moralne, s. 11-34).

» Sprawą tą zajmuje się osobno ks. T. Styczeń (E tyka niezależna? s. 15-25).

(5)

J E S Z C Z E O S P E C Y F I C E W A R T O Ś C I M O R A L N E J

81

ciągłości przypom inać trudności, na jakie stanowisko to n atra fia10. Niech w ystarczy krótkie przypom nienie najw ażniejszych z nich.

Otóż eudajm onizm zdaje się nie respektow ać podstawowego faktu, iż m otyw em działania człowieka bynajm niej nie m usi być wzgląd na „do­

bro m oje”, prow adzące podmiot do upragnionego szczęścia; bywa, że powodem „w ytrącającym ” m nie z niedziałania do działania jest dostrze­

żenie — zwłaszcza zagrożonej — w s o b n e j wartości „przedm iotu” (w szczególności osoby) domagającego się ode m nie (i od każdego innego rozum nego i wolnego podm iotu działania) podjęcia czynu respektującego tę wartość. Na tym zdaje się polegać znam ienny dla powinności m oral­

n ej działania wym óg jej bezinteresowności; tu również m a swe źródło sw oista kategoryczność, to jest fakt, iż nie podlega ona kalkulacji, któ­

r a hipotetycznie uzależnia tę powinność od stosunku danego czynu do — koniecznie chcianego — własnego celu podm iotu. Dostrzeżenie i respek­

tow anie faktu, że człowiek byw a „osaczony” stanowczym wezwaniem do afirm acji „drugiego” ze względu na godność tegoż „drugiego”, pozwa­

la cjopiero odróżnić „chcę” od — niesprow adzalnego doń — m oralnego

„pow inienem ” ; pozwala też odróżnić m oralną w inę od błędu bądź głupo­

t y (nieroztropności) — które to rozróżnienia w ydają się tru d n e do obro­

n ienia w perspektyw ie eudajm onistycznej. Personaliści próbują pokazać, że w łaśnie m otyw w zyw ający podm iot do działania m oralnie dobrego je s t różny od względu na „dobro m oje”. Co więcej, odkrycie, iż u pod­

staw działania „zew nętrznie dobrego” leżał tak i właśnie wzgląd, zdaje się być kom prom itujące podmiot, m oralnie naganne. Odkrycie takie po­

kazuje, że działanie to nie było dyktow ane miłością, która nie jest sobą, jeśli nie w y rasta z najgłębszego pragnienia czynienia dobra osobie uko­

chanej dla niej sam ej.

Uznanie powinnościorodnej w artości każdego bytu osobowego i do­

strzeżenie w tym kam ienia węgielnego etyki nie jest bynajm niej po­

m ysłem niektórych współczesnych filozofów, którzy odbiegli od zdro­

w ej trad y c ji etyki klasycznej na rzecz modnego dziś fenomenologizu- jącego personalizm u. Przeciw nie, jest rzeczą zdum iewającą, jak zgod­

nie brzm ią — mimo różnicy czasów i typów filozofowania — echa od­

krycia rangi godności ludzkiej u różnych myślicieli: od stoików (homo hom ini res sacra), poprzez im peratyw kategoryczny Kanta, M arksa „Ho­

m o hom ini sum m um bonum ”, aż po Kotarbińskiego rozróżnienie między ety k ą sensu stricto a eudajm onologią i K. W ojtyły norm ą personalisty- czną — by poprzestać na p aru tylko przykładach. Nieobce są te in tu ­ icje także przedstaw icielom filozofii klasycznej spod znaku św. Tomasza;

jak że zresztą m ogłoby być inaczej w nurcie filozofii, która szczyci się

10 Szerzej na ten temat porównaj publikacje w ym ienione w przypisie 3.

(6)

niekiedy mianem chrześcijańskiej z powodu swej głębokiej zgodności z duchem Ewangelii Jezusa Chrystusa! Znane są niepokoje J. Maritaina, co do nazbyt teleologicznie i „dedukcjonistycznie” upraw ianej etyki.

Szczególnie celną ąuasi-definicję miłości sform ułow ał J. P ieper, gdy stwierdził, iż najpełniej w yraża ją okrzyk „Jak dobrze, że jesteś” ; okrzyk, k tó ry przestałby natychm iast „definiować” miłość, gdyby próbować „upra­

womocnić” go jakim kolw iek „ponieważ”, zwłaszcza zaś tym , które od­

nosi się do — niechby najgłębiej pojętego — pożytku podm iotu owego okrzyku. Także o. W oroniecki nie byłby „rasow ym ” etykiem , gdyby nie dostrzegł tej szczególnej racji wartości m oralnej, która nie da się spro­

wadzić do jakkolw iek rozumianej szczęściorodności. Oto w cytowa­

nym już § 7 K atolickiej etyk i w ychow aw czej tak rozw iązuje on problem właściwego m otyw u oddaw ania czci Bogu: „Człowiek [...'] w inien swym.

rozumem wznieść się wyżej i kierować się obiektyw nym i względami do­

b ra samego w sobie, podporządkowując m u swe pożądania zadowoleń.

I w stosunku więc do Boga, jak do celu ostatecznego, obiektyw ny wzgląd na obowiązek zajm uje pierwsze miejsce [...] W ydać się to może dziw­

nym, boć w całym naszym dotychczasowym wywodzie o celu człowieka wciąż tylko o szczęściu mówiliśmy, tak jakby to on był naczelną, a na­

w et jedyną pobudką naszego postępowania moralnego. Otóż tłum aczy się to tym, że pożądanie szczęścia jest w tym postępow aniu czynnikiem, o wiele widoczniejszym, rzucającym się w oczy i dlatego ono nam winna służyć za nić prowadzącą do ustalenia celu ostatecznego, zdolnego je zaspokoić. Gdy jednak cel ten poznamy i przekonam y się o jego nie­

skończonej doskonałości, m usim y dojść do wniosku, że w stosunku na­

szym do niego zachodzi j e s z c z e i n n y w z g l ą d n i ż p o t r z e b a z a s p o k o j e n i a n a s z e g o g ł o d u s z c z ę ś c i a (podkr. moje — A. S.), że Bóg ma też coś od nas otrzym ać i że wzgląd na niego, choć bardziej u k ry ty i nie tak uderzający w oczy, w inien jednak przeważać”11.

Tym niem niej w tym właśnie nurcie filozofii tendencje eudajm onistyczne w ydają się dość silne12. Nie bez znaczenia w ydaje się tu być przemożny

“ W o r o n i e c k i , dz. cyt., s. 87. Jak widać, pozornie eudajmonistyczny chara­

kter swych poprzednich w ywodów tłumaczy Woroniecki względam i dydaktyczny­

mi. Trafność takiej dydaktyki w ydaje się dyskusyjna, ale ta dyskusja zbyt daleko odwiodłaby nas od zasadniczego problemu.

12 Toteż o. Woroniecki wyraźnie się mu przeciwstawia (por. dz. cyt., | s. 89).

Słuszna wydaje się uwaga A. Rodzińskiego w tej materii: „Uboczna i wtórna w gruncie rzeczy, choć tak niezmiernie ważna dla człowieka, szczęściotwórcza fun­

kcja wartości moralnej, a ściślej mówiąc jej realizacji, zajmować się też zdaje w w ielu — inspirowanych również przez chrystianizm — ujęciach etyki to m iejsce cen­

tralne, jakie należy się osobowej godności człowieka i jej afirmacji” (17 podstaw kul­

tu ry m oralnej, Warszawa 1980, s. 26).

(7)

J E S Z C Z E O S P E C Y F I C E W A R T O Ś C I M O R A L N E J

8 3

w pływ A rystotelesa13, zapewne także właściwa filozofii arystotelesowsko- -tom istycznej tendencja do ostatecznościowego tłum aczenia niesie ze so­

bą niebezpieczeństwo przeoczenia istotnych, z punktu widzenia etyki, różnic m iędzy człowiekiem a innym i bytam i przygodnymi. Z tego wzglę­

du nie jest chyba rzeczą dziwną, że respekt dla wszelkiej wartości, a zw ła­

szcza osobowej, został ostrzej uw ypuklony w tym typie filozofii, k tó ra za cel swój staw ia sobie przede w szystkim troskliw e i dokładne opisa­

nie przedm iotu analiz filozoficznych: w fenomenologii14. Jest też rzeczą znamienną, że i o. K rąpiec przytacza argum entację personalistyczną, gdy

„m im ochodem ” daje w yraz swym przekonaniom co do racji zła m oral­

nego. Tłumacząc w przypisie 22, na czym polega zło ewangeliczne „pa­

trzy, aby kobietę pożądać” , podaje dwie racje: „a) przyporządkow uje się osobę sam ej funkcji; b) sam pożądający deterioryzuje się, albowiem sie­

bie samego także podporządkow uje swem u pożądaniu”. Przyporządko­

w anie osoby (domyślnie: kobiety) samej funkcji (domyślnie: pożądania mężczyzny) jest złem nie przez to dopiero, że u tru d n ia mężczyźnie osią­

gnięcie jego ostatecznego celu, lecz przez to, iż krzywdzi kobietę (nawet, gdy „pożądliwie p atrzy ” tylko w sercu swoim). A i drugi powód zła (zna­

mienne, że drugi!) zdaje się być odm ianą pierwszego: nie tyle o rozsądne i skuteczne dążenie do szczęścia chodzi, ile o respekt należny własnej osobie: siebie bowiem także skrzywdzić można, i to być może głębiej niż kogokolwiek innego15.

Niewykluczone, że A utor arty k u łu tu omawianego uzna powyższe wywody za owoc i świadectwo niezrozum ienia jego zasadniczej myśli.

Zgoda — mógłby rzec — że w płaszczyźnie przeżyć można i należy od­

różnić przeżycie pragnienia osiągnięcia czegoś, co podmiotowi jaw i się jako „dobro m oje”, od przeżyć powinności stricte m oralnej, ch araktery-

13 Taka jest też opinia A. Rodzińskiego (por. dz. cyt., s. 25-26). Nota bene róż­

nica między św. Tomaszem a Arystotelesem, o jakiej wspomina o. Krąpiec w przy­

pisie 10 swego artykułu, nie odnosi się do „kwestii eudajmonizmu”. Eudajmoni- sią jest każdy, kto definiuje dobro moralne odnosząc je do szczęścia w wyżej po­

dany sposób, niezależnie od tego, jak samo szczęście rozumie oraz jakie — i dla kogo dostępne — są warunki jego osiągnięcia.

14 Por. piękną i trafną charakterystykę miłości D. von Hildebranda: „Miłość jest ze w szystkich odpowiedzi na w artość odpowiedzią najgłębszą i najpełniejszą.

Przy czym należy sobie jasno uświadomić, że jest ona zawsze bardzo wyraźnie odpowiedzią na wartość. Jeżeli kogoś kochamy — czy to miłością przyjacielską, czy rodzicielską lub dziecięcą, albo też miłością narzeczeńską, czy po prostu m i­

łością bliźniego — to dzieje się tak dlatego, że uważamy tę osobę za istotę, która sama w sobie jest drogocenna. Jak długo bowiem uważamy tę osobę tylko za miłą czy pożyteczną, lub nadającą się do naszych celów, nie możemy jej kochać.” Fun­

dam entalne po sta w y moralne, w: W obec w artości, Poznań 1982, s. 45).

15 Por. A. S z o s t e k , Egoizm i perfekcjonizm , „Więź”, 17 (1974) nr 7-8 s. 52-54.

52-54.

(8)

żującej się wspomnianą bezinteresownością i kategorycznością, a rodzącej .się w konsekwencji poznanej wsobnej w artości osoby. Rzeczą filozofa je s t jednak nie zatrzym ywać się na płaszczyźnie przeżyć, lecz analizować j e w świetle takich racji, które je dopiero ostatecznie tłum aczą i unie- .sprzeczniają. Ostatecznie zaś człowiek — nie inaczej, jak każdy in n y byt przygodny — dąży do swej pełni i to dążenie do aktualizacji swego istnienia leży u podłoża wszelkich ludzkich pragnień, wyborów i w ar­

tościowań, niezależnie od tego, jak się rzecz m a na płaszczyźnie świa­

domych przeżyć. Na takie ew entualne w yjaśnienie m iałbym i ja odpo­

w iedź — i to dwojaką: a) Wywody zaw arte w om aw ianym arty k u le (a tak­

że w innych publikacjach o. K rąpca poświęconych tej spraw ie) nie d ają dostatecznych podstaw do takiej ich in terpretacji. Raczej przeciwnie: tym wszak m a się różnić człowiek — istota rozum na i w olna — od bytów nieosobowych, że do analogicznie tego samego celu dąży on inaczej: byty nieosobowe determ inow ane są w swym działaniu w sposób konieczny siłami, jakim podlegają (np. zw ierzęta — instynktam i), zaś ludzie zmie­

rz a ją do swego celu w sposób rozum ny i wolny: dostrzegają określone dobra jako „dobra m oje”, czynią je celem swych dążeń etc. Dobra te stanow ią m otyw y ich działań przez to, że są tak w łaśnie dostrzegane:

jako pożądane i „leżące na linii” .życia i rozw oju podm iotu działania.

W ydaje się, że w „logice eudajm onizm u” brak po prostu miejsca dla innego sposobu rozumienia wartości, niż jako „dobra mojego” , b) Jeżeli naw et — dato non concesso — da się zasadnie sprowadzić przeżycie po­

winności m oralnej d z ia ł a n ia — w raz z jego znam iennym i cechami — do owego podstawowego dążenia do samospełnienia, to trzeba pokazać, jak to sprowadzenie może przebiegać; w którym m iejscu — i dlaczego — obecna w płaszczyźnie świadomych przeżyć ostra różnica m iędzy powin­

nością m oralną działania a powinnością z ty tu łu środka do osiągnięcia własnego szczęścia podmiotu, zakorzenia się właśnie w tej ostatniej, któ­

ra wszak w tej samej płaszczyźnie przeżyć —- jaw i się wręcz jako m oralnie kom prom itująca? W każdym razie nie można pominąć zupeł­

nym milczeniem tej szczególnej relacji do wartości, k tó ra w doświadcze­

niu m oralnym przedstaw ia się jako jego źródło i istota. A może stosunek między dobrem m oralnym a szczęściem układa się zupełnie inaczej, niż to suponują antropologiczne założenia eudajm onizm u? Może rację miał H uxley, gdy mówił, iż „szczęście pow staje tylko jako produkt, uboczny, ta k samo jak koks” ? Może należy odróżnić świadomie zam ierzony cel działania od jego o w o c u , którym byw a i to, co celem nie było? Za m ało miejsca, by tę intuicję pełniej rozwijać, w ydaje się ona jed n ak szcze­

gólnie bliska koncepcji człowieka, któ ry został uczyniony „na obraz

i podobieństwo Boga” , któ ry jst Miłością

1

i to taką, jaka została nam

objawiona w Jezusie Chrystusie.

(9)

J E S Z C Z E O S P E C Y F I C E W A R T O Ś C I M O R A L N E J 85

2) Przypuszczam , że w spom niana „inklinacja eudajm onistyczna”, ja ­ kiej o. K rąpiec dał ostatnio w yraz w om awianym artykule, leży u pod­

staw przekonania, iż bytem m oralnym , którego in terp retacją w inna za­

jąć się etyka, je st decyzja. Skoro bowiem problem atyka m oralna pod­

porządkow ana jest dążeniu człowieka do jego celu ostatecznego, a po­

niekąd do niego się sprowadza, rzeczą pierw szorzędnej wagi jest zanalizo­

w anie m echanizm u dokonyw ania wolnego w yboru; od jego praw idło­

wości zależy przecież istotnie skuteczność osiągania tego, co jest przez, człowieka chciane jeszcze niejako „przed progiem ” jego wolności. Ró­

w nie jed n ak zrozum iałą jest rzeczą, że w perspektyw ie personalistycznej zagadnienie m echanizm u wolnego w yboru jest tylko jedną z ważnych kwestii, bynajm niej nie najw ażniejszą. Istotniejszy w ydaje się problem takiego uw rażliw ienia sum ienia, by nie było ono ślepe na podstawową, powinnościorodną w artość osoby. K apitalną doniosłość etyczną m a tak że kw estia streszczająca się w pytaniu, *kim w istocie jest człowiek. Na­

kaz m iłow ania pozostaje bowiem pustym hasłem tak długo, ja k długo nie wiem nic o tym , jaka jest n atu ra tego, kogo m am miłować. P rzede w szystkim w ty m sensie etyka zdaje się być „antropologią norm atyw ną” : teoria człow ieka nabiera m oralnej doniosłości proporcjonalnej do god­

ności osoby ludzkiej. Owszem, rów nież m echanizm kształtow ania się decyzji, a w raz z nią czynu, którego decyzja stanow i niejako punkt kul­

m inacyjny, jest ważne dla etyka-personalisty; efektyw na miłość „zada­

n ej” do afirm acji osoby w ym aga um iejętności sprawnego działania. P ra ­ kseologia — w raz z tow arzyszącym i jej elem entam i psychologii — m a także swoje m iejsce w kręgu problemów, jakie nasuw ają się w związku z pytaniem : „Ja k adekw atnie i skutecznie afirm ow ać tego, kogo afirm o—

wać należy”? P roblem kształtow ania się decyzji pozostaje sam w sobie’

jednak — podobnie, jak „sama w sobie” kwestia, kim jest człowiek - problem em antropologii, nie etyki; by nabrał on znaczenia w etyce, trze­

ba go umieścić w odpowiedniej perspektyw ie.

Zauważm y, że z p u n k tu widzenia sporu m iędzy eudajm onizm em a p er­

sonalizm em zagadnienie m echanizm u form ow ania się decyzji jest nieistot­

ne; spór te n dotyczy bowiem n o r m y m o r a l n o ś c i , nie zaś s p o—

s o b u, w jaki podm iot realizuje czyn zgodny bądź niezgodny z tą nor­

mą. Innym i słowy, stru k tu ra tego m echanizm u pozostaje identyczna za­

równo w tedy, gdy dobro poruszające podm iot rozum iane jest eudajm o- nistycznie jako „dobro m oje”, ja k i gdy uznane jest personalistycznie za „dobro-w-sobie” (jak wreszcie i w tedy, gdy, zgodnie z nie dyskuto­

w anym i tu założeniami deontonom istycznym i — jaw i się jako „dobro na­

kazane do realizacji”). K ard. W ojtyła, na którego przem yślenia z a w a rte

w m onografii Osoba i czyn kilkakrotnie powołuje się o. Krąpiec, n ie

(10)

przypadkiem zaznacza, iż jest to studium z filozofii człowieka, nie zaś — jak np. Miłość i odpowiedzialność — studium etyczne16.

O. Krąpiec odwołuje się także — gruntow niej naw et niż do Osoby i czynu — do analiz o. Woronieckiego zaw artych w cytow anym wyżej jego podręczniku, a dotyczących interesującej nas obecnie kw estii me­

chanizm u działania człowieka. P rzy lekturze tego fragm entu arty k u ­ łu o. K rąpca nasuw ają się jednak dwie uwagi: 1. Z wywodów o- Krąpca wynika dość jasno, iż decyzję utożsamia on z tym , co o. Woro- niecki nazywa wyborem jednego z środków, ew entualnie w raz z po­

przedzającym ten w ybór rozmysłem dotyczącym środków 17. O. Krąpiec parokrotnie podkreśla, iż m om ent decyzji, będący aktem woli (choć oczy­

wiście dokonanym po kilkuetapow ym „dialogu” z rozumem i wobec te­

go „przesiąkniętym ” jego obecnością) — jest m om entem centralnym całej stru k tu ry rozumnego i wolnego działania człowieka. Nieco ina­

czej ujm uje o. Woroniecki: pojęcić decyzji wiąże się z następnym wo­

bec wyboru środków etapem rozkazu, będącego już aktem rozum u, i ten m om ent uważa za centralny w całym analizow anym przez siebie schemacie18. Spraw a z pewnego p unktu widzenia nie jest bardzo ważna;

poszczególne etapy niejako przenikają się wzajem nie. Być może-o. K rą­

piec rozumie wspom niany „m om ent przecięcia rozm ysłu i akceptacji”

w łaśnie jako m om ent rozkazu (w term inologii o. Woronieckiego), choć trudno tę interpretację utrzym ać w św ietle innych stw ierdzeń A utora omawianego artykułu, zwłaszcza tych, które akcentują, że m om ent de­

cyzji jest spraw ą przede wszystkim woli. Tu już rzecz sta je się poważ­

niejsza: znana jest średniowieczna dyskusja między w oluntarystam i a in­

16 K. W o j t y ł a , Osoba i czyn, Kraków 1969, s. 14-17, 25-26.

17 „Po prostu ROZMYŚLIŁEM SIĘ w wyborze środków prowadzących do mego celu i zakończyłem aktem mej w oli proces rozważania nad sposobem realizacji tego, co zamierzyłem. Poprzez wybór (akt woli!) jednego i ostatecznego sądu prak­

tycznego determinuję się sam do takiego a nie innego działania [...] Moment zde­

terminowania siebie w działaniu przez wybór konkretnego sądu praktycznego, jest momentem decyzji, czyli przecięcia procesu rozmysłu i akceptacji” (D ecyzja — b y ­ tem m oralnym , s. 59-60). Por. t e n ż e , C złow iek w obec w yboru, s. 168), gdzie w y ­ bór środków określony został jako „wolny wybór w oli decydujący o autodetermi- nacji jako źródle ludzkiego działania” i umieszczony jako ostatni elem ent „porządku konkretnego działania”, czyli wyboru środków do celu”, po którym następuje „po­

rządek wykonania wolnej decyzji człowieka”, a jako pierwszym elem entem jest

„nakaz rozumu” (w terminologii o. Woronieckiego: rozkaz).

is „Oto np. poczujemy pragnienie (3): chcemy się napić w ody (4), wobec tego decydujemy się to uczynić (9) i wolą wprawiamy w ruch rękę” (dz. cyt., s. 105).

Cyfry odnoszą się do poszczególnych etapów schematu, cyfra (8) odnosi do wyboru środka — znamienne, że etap ten może być w uproszczonym działaniu opuszczo­

ny! — zaś cyfrę (9) do rozkazu. Por. też: „Punktem kulm inacyjnym w całym tym procesie jest nakaz. On to zamyka pierwszą jego fazę przygotowawczą, zwaną za-

(11)

J E S Z C Z E O S P E C Y F I C E ' W A R T O Ś C I M O R A L N E J 8 7

telektualistam i, w której św. Tomasz opowiedział się po stronie tych o statn ich . „Im p erare sit actus rationis, praesupposito actu voluntaris, cuius v irtu te ratio m ovet per im perium ad exercitium actus

” 1 9

— powia­

d a św. Tomasz, przez co m. in. podkreśla, iż wola nie tylko potrzebuje

„poruszenia przez rozum, by mogła działać”, ale i jej aktywność „zwień­

czona” być m usi aktem rozumu, ten zaś we wszelkich swych sądach od­

w o łu je się do racji (prawdy), n a której służbie wolność w inna pozosta­

wać. N aw et więc, gdy sąd ów jest „praktyczno-praktyczny” i poprzedzo­

ny szeregiem aktów woli, „uspraw iedliw iony” jest przede w szystkim obiektyw nym stanem rzeczy, transcendującym niejako aktyw ność woli.

I tu dotykam y spraw y drugiej — ważniejszej: 2. Pisze o. R rąpiec: „Mo­

m en t sprzęgnięcia w jedno rozm ysłu z wyborem, czyli m om ent decyzji, je st w najściślejszym znaczeniu ukonstytuow aniem się nowego bytu mo­

ralnego, albow iem w akcie ta k pojętej decyzji zachodzi ukonstytuow anie się przyczyny spraw czej w raz z jej koniecznościową, nieoddzielalną re ­ lacją do reg u ły postępow ania ludzkiego. Owa reguła ludzkiego postępo­

w ania — najbliższa norm a m oralna — to nic innego, jak treść ostatniego są d u praktycznego, poprzez k tó ry zdeterm inow ałem się do działania.

Treściowa zaw artość sądu praktycznego, w ybrana dowolnie przeze mnie, je s t ujęciem obiektyw nego stan u rzeczy (siebie, św iata osób, rzeczy), za­

leżnego ostatecznościowo od źródła sam ej rzeczywistości, od ABSOLU­

TU [.-.] S tąd też a k ty decyzji jako w ew nętrznie stopione z m oralnością d ec y d u ją (w sensie konstytuują!) m oralne oblicze człowieka” (art. cyt.).

W ywody te nasuw ają szereg wątpliw ości interpretacyjnych. Czy „treścio­

w a zaw artość sądu praktycznego w ybrana dobrowolnie (!) przeze m nie”

m u si nieuchronnie być „ujęciem obiektywnego stan u rzeczy”? Wszak sta ­ n o w i ona elem ent im m anentny kształtow ania się decyzji; czy istnieje więc

możliwość dokonania decyzji praw idłow ej (w sensie zgodności z przyto­

czonym za o. W oronieckim schematem), a zarazem m oralnie złej? Czy nie przeoczono tu znam iennego dla sum ienia jako s ą d u odniesienia do obiektyw nej n orm y m oralności

? 2 0

Dopiero rozpoznanie określonego zwią­

z k u m iędzy znaną i uznaną przeź podmiot obiektyw ną (tj. w swym fak­

cie i treści niezależną od woli podmiotu) norm ą moralności a konkret­

nym czynem, pozw ala sum ieniu osądzić dany czyn, nakazać swem u pod­

m iotow i określone postępowanie. Bywa przecież tak, że człowiek decyduje

mierzeniem i daje pierw szy im puls do wykonania, które stanowi fazę drugą” (tamże, s. 111).

10 Sw. T o m a s z , Sum m a theologiae I-II q 17 a 1.

M Ukazane przez o. Krąpca związanie sądu sumienia z Absolutem dotyczy in ­ n eg o wymiaru: nie normatywnego, a m etafizycznego (zależności ostatecznościowej od źródła samej rzeczywistości). A jeśli intencją Autora było ukazanie „moralnie nośn ej” relacji sum ienia do Boga, to rzecz wymaga dokładniejszej eksplikacji :niż ta, którą znaleźć można w artykule.

(12)

się uczynić coś, czego sumienie uczynić m u zabrania. Ta w łaśnie sytu­

acja szczególnie dobitnie pokazuje, iż wartość m oralna czynu nie może być funkcją jedynie poprawności przebiegu procesu dochodzenia do de­

cyzji. Jeśli istotnie jest ona bytem m oralnym , to tylko przez swe od­

niesienie do norm y moralności z e w n ę t r z n e j względem n ie j. Bez tego odniesienia jest „bytem m oralnym ” tylko w sensie „podległości mo­

ralnej ocenie”: w arunkiem oceny czynu jest, by był on aktem rozumnej i wolnej decyzji człowieka, czyli czynem właśnie. Można co praw da tak

„mocno” rozumieć związek wolności z poznaniem dobra, że wszelki akt zły tłum aczyć się może jedynie niedostatecznym w idzeniem dobra, ogra­

niczającym wolność podmiotu. W tym sensie wszelki czyn zły jest „ex definitione” nie (w pełni) wolny; napraw dę wolni będziem y dopiero w niebie, gdzie — dzięki widzeniu Boga „tw arzą w tw arz” — wykluczona będzie decyzja m oralnie zła. Ten sposób rozum ienia wolności w ydaje się zresztą głęboko trafny, tym niem niej — uznając możliwość dokona­

nia decyzji złych, za które podmiot jest odpowiedzialny — operujem y m niej radykalną koncepcją wolności, zgodnie z k tórą człowiek jest w stanie dokonywać wolnych czynów złych, a zło ich w ynika nie z niepra­

widłowości samego ak tu dokonywania decyzji, lecz z odniesienia jej do zewnętrznego względem niej k ry teriu m — norm y m oralności21. Bez tych dopowiedzeń podstawowa teza arty k u łu o. K rąpca _ skom entowana przezeń w cytow any sposób — nasuw a możliwość nader „decyzjonistycz- n e j” interpretacji: a k ty decyzji są dobre m oralnie już przez to, że są akta­

mi rozumnego i wolnego podm iotu i że sam ym swym zaistnieniem „de­

cydują (w sensie konstytuują!) m oralne oblicza człowieka”. Jeśli taka in terpretacja (bliska stanow isku J. P. S a rtre ’a) nie jest zgodna z inten­

cją A utora (a sądzę, że nie jest), nie można poprzestać na stw ierdzeniu, iż decyzja jest bytem m oralnym , ale trzeba dokładniej wytłum aczyć sens tej tezy, m. in. zaznaczając, iż elem entem konstytuującym jej „mo­

ralną bytowość” jest relacja do transcendentnej względem niej (choć do­

stępnej poznawczo podmiotowi przez „okno” sumienia) norm y m oralno­

ści. Bez tego odniesienia decyzja jest bytem m oralnym w tym jedynie sensie, iż stanowi desygnat m oralnych kw alifikacji, zaś jej elem enty — rozumność i wolność — w arunki podległości tej kw alifikacji. P raw dą jest, że każdy czyn, także w ew nętrzny i także zły, kształtuje jego podmiot;

rówhież i ta praw da pozostaje jednak wyłącznie tezą antropologiczną, do­

póki nie u jrzy się jej przez pryzm at godności osobowej osoby-podmiotu,

21 Nota bene również nasze dobre czyny dokonywane „na tej Ziemi” nie są

w

„idealnym” sensie wolne z powodu uzależnienia ich od niedoskonałego, niekonie­

cznego poznania.

(13)

J E S Z C Z E O S P E C Y F I C E W A R T O Ś C I M O R A L N E J

8 9

nadającej dopiero m oralny w ym iar problem atyce stru k tu ry działania ludzkiego.

Łatw iej w ykazyw ać m ankam enty teorii, niż popraw ną teorię sfor­

mułować; z tej „nierówności pozycji” krytykow anego i krytykującego zdaję sobie spraw ę. Także z tego, że wszelkie spory dotyczące podsta­

wowych zagadnień, a toczone na kilkunastu stronach, muszą mieć cha­

ra k te r cząstkowy, grożą jej uproszczenia i jednostronność, niekiedy znie­

kształcające m yśl adw ersarza. Z drugiej jednak strony nie ma innej dro­

gi do w yjaśnienia i zw eryfikow ania opozycyjnych względem siebie sta­

nowisk, jak poprzez ich konfrontację. Przepraszając z góry za ew entu­

alne nie zam ierzone wypaczenia myśli o. Krąpca, pragnę jeszcze raz wy­

razić Mu wdzięczność za to, że sw ym artykułem dał okazję do dyskusji na tem at istoty dobra moralnego, jego stosunku do szczęścia i sposobu zakorzenienia go w decyzji; dyskusji jak sądzę — ważnej dla wielu, jednak szczególnie doniosłej dla tych, którzy nie tylko osobiście są zain­

teresow ani istotą moralności, ale próbują sprostać zaszczytnej i odpowie­

dzialnej funkcji uczenia etyki innych.

Cytaty

Powiązane dokumenty

[r]

Prace dotyczyły pomiarów urbanistycznych i architekto­ nicznych miasta, które jest jednym z naj­ lepszych rezerwatów polskich pomników architektury.. Referent

[r]

„Współuczestnikom procesu zastąpionym przez jednego adwokata sąd — w razie wygrania przez nich sprawy — przyznaje zwrot ko­ sztów procesu z tytułu

2 Hipoteza zerowa: wartości oczekiwane (średnie) badanej cechy w dwóch grupach nie różnią się

Zgodnie z omawianymi przepisami, plantatorzy korzystający w da­ nym okresie referencyjnym z instrumentów wsparcia rynkowego w ra­ mach wspólnej organizacji rynku

Wśród zebranych dokumentów, znajdujących się obecnie w archiwum, najbardziej interesujące są materiały dotyczące wznowienia prac górniczych w Miedzianej Górze w

(w czasie wojny był on więziony w obozie koncentracyjnym w Dachau; chyba jako szczególnego rodzaju pamiątkę zabrał stamtąd ze sobą kilka książek z biblioteki obozowej)12