Edward Balcerzan
Znachorstwo jako krytyka
Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 6, 170-173
Znachorstwo jako krytyka
K i e d y p o j a w i ł się c zło w ie k , w y d a ł w ł a s n y d ź w i ę k , c z y li głos ludzki.
M. Piechal: P r o p o z y c j e (XXI)
P rak tyk i znachorów , k tórzy „na każdą choro b ę” zalecają p si sm alec lub leczą lu d zi wodą, są u znaw ane za n ie le galn e i szk od liw e. W in n y ch dziedzinach życia — zw łaszcza w życiu literack im — p anu je p ełn a tolerancja: znachorstw o k w itn ie, korzy sta z różnorakich p rzyw ilejów , budząc n iekiedy, jak w szelk ie tek sty k u ltu ry p rym ity w n ej, coś w rodzaju rozrzew nienia i sym p atii. Jak m ed ytacje lu d ow ych bajarzy, jak sied em n a stow ieczn e k sięg i o za m orskich krajach, jak nieporadne w yp racow ania u czniow skie. Jest
to jednak sym p atia m oraln ie dw uznaczna. P ry m ity w , ow szem , baw i i cieszy na tle w ied zy sp ecjalistyczn ej — ilek roć u siłu je ją zastąpić, staje się groźny.
O czyw icie, m ów iąc o „zn ach orsk iej” k ry ty ce literack iej p o słu g u je m y się m etaforą; an alogie m ięd zy zn ach orem -lek arzem a znachorem -
-k ry ty k iem są p rzecież zastanaw iająco w ielostron n e.
Z nachor leczący p rzeciw staw ia się osten ta cy jn ie n auk ow ym p o d sta w o m w ied zy m ed yczn ej. To zresztą zrozum iałe. S k łócen ie z nauką ok reśla jego p ozycję społeczną. G dyby się w końcu u korzył przed a u torytetem nauki, p rzestałb y b yć znachorem . Iry tu je go głów n ie teoria. Ś m ieszy sp ecjalizacja. Gardzi laboratoryjną ek sp ertyzą — le cz y ,,na w y c z u c ie ”. Z ręki, z oczu. Z nachor-k rytyk podobnie. Ż y je m y, m ów i, w ciężkich czasach — w „w iek u b ezk rytyczn eg o k ultu n au k i” \ A le nauka jest bezradna w ob ec tajem n ic sztuki. N au k ow iec zajm u je się badaniem zjaw isk istn ieją cych ob iek ty w n ie. „Poezja ob iek ty w n ie n ie istn ie je ” . M ów ienie o jakichś „zn aw cach ” poezji je st po prostu śm ieszne. „Z aw sze m nie śm ie sz y ły u zurpacje tzw . zn aw ców p o ezji” (X X III), w y zn a je szczerze i śm iało. D ochodzi w k ró tce do w n iosku , iż w a lczy oto z w idm em , z chim erą, z nicością, alb ow iem „nie m oże być zn aw ców p oezji” (XV ). Takogo ż iw o tn o g o
n iet. M im o to szyd zi z fa łszy w y ch am bicji „ zn aw cy”, k tóry n ie is t
n ieje, i m iażd ży jego urojone urojenia.
Z nachor-m edyk lecz y na w yczu cie, zn ach or-krytyk in terp retu je sztuk ę sło w a tak że na w yczu cie. Z ręki, z oczu, na w ęch . „P oezję m ożna tylk o odczuw ać, ale n ie m ożna się na niej znać” (XV ). Zna ch or-k ry tyk n ie zna się na poezji, i to stan ow i przedm iot jego dum y. C zucie i w iara — nie szk iełk o i oko! Tę m y śl pow tarza z uporem . „ P oezję m ożna tylk o odczuw ać. A le n ie każdy ma dar odczuw ania
1 W szystkie .cytaty z cyklu feliatainów Mariana Piechala pt. P r o p o zycje, które ukazywały się w m iesięczniku „Poezja” w latach 1969—1972; po każdym cy tacie podaję w n aw iasie numer felietonu.
poezji” (XX III). Jak ów szczególn y „dar” w ygląd a u naszego zna chora? — o tym dalej. (Praw dę m ów iąc, w ygląd a fataln ie). W ojujący a n ty scjen tyzm przenika całość jego pism k rytyczn oliterack ich . U zna je, ow szem , racje b ytu filozofii, ale „o ile ta nie rości sobie p reten sji do m iana nauki” (X X ). J eżeli ceni kogoś z ludzi nauki, to jed yn ie E insteina, i to dlatego li tylko, „że E instein w p rzeciw ień stw ie do in n ych uczonych odczuw ał sztuk ę i sam grał na skrzypcach” (XIII). Na tym tle nie pow inna dziw ić znachorska interpretacja znanej frasz ki Jana K ochanow skiego. In terpretacja nader lapidarna, zacytu jm y ją w całości.
„W praw dzie Jan K ochanow ski napisał o m atem atyce: Ziemię pomierzył i głębokie monze,
Wie, jako wstają i zachodzą zorze, Wiatrom rozumie, praktykuje komu,
A sam nie widzii, że m ą, kurwę w domu.
Jednak nauk ow cy tw ierdzą co innego i skierow ują tę fraszkę w stro nę p rzeciw n ą” (XIII).
Trudno zgadnąć, co m ianow icie „innego” tw ierdzą naukow cy, d la czego m ielib y „sk ierow yw ać” tę fraszkę „w stronę p rzeciw n ą” (czy
w stronę owej w rednej kurwy?), niem niej niechęć znachora do w ie d zy m atem atyczn ej w y d aje się tu ew identna.
Z nachor-m edyk, po drugie, konstruuje zw y k le kom p letn ą i zarazem m ak sym aln ie uproszczoną w izję św iata, która zastęp uje sy stem w ie dzy sp ecjalistyczn ej. Jeżeli zakłada, iż o naturze w szech rzeczy d ecy duje ruch gw iazd, le c z y ludzi w edle w skazań astrologii. G dy znów
m niem a, iż u prapoczątków w szelkiego istn ienia znajduje się prąd elek tryczn y, uzdrawia chorych za pomocą prądu. I tak dalej. Zna- chorstw o w yrasta ze św iadom ości m itycznej; jest p ragm atycznym w yk ładn ikiem m itu; ogarnia sobą w szech św iat.
Z nachor-krytyk literack i „w yczu w a” sztukę p oetycką jako b yt kos m iczny, sprzężony z kosm osem natury. „A jeszcze m niej, niż 0 w szech św iecie, w iem y o poezji, która jest sw oistą, że tak pow iem , kosm ogoniologią p sych ik i lu d zk iej” (III). W szelka literatura, głosi znachor, w yrasta z N atury, podlega Jej tajem nicom , w N iej się pleni 1 z Nią m rze n iech ybn ie. M it N atury pozw ala rozjaśnić m roki e s te ty ki, p oetyki, sem azjologii. W eźm y na przykład relację „treść — for m a”. „Z n aw cy” napisali na jej tem at ty le niedorzeczności. N ie w ia domo, czym jest „treść”, i nie w iadom o, czym jest „form a”, i nie w ia- wiadom o n aw et, co czym rządzi. A to takie proste. W ystarczy popa trzeć na Naturę, w ejrzeć w istotę Życia. Oto w ykład znachorski: „Treść im p lik u je form ę. Tak jest w życiu i tak jest w sztuce, a w ięc i w sztuce słow a, która będąc sw oistą eksplikacją życia jest zarazem i jego im plikacją. Proces odw rotny b yłb y p rzeciw n y im m an en tn e- mu porządkow i N atury, która jest jed yn y m źródłem życia, a w ięc i sztuki, także sztuk i słow a” (XIX).
Albo w eźm y zn ów problem złożoności znaczeniow ej słow a. Cóż to jest? „Tę złożoność zn aczen iow ą słow a m ożna b y unaocznić za po mocą p lan etarn ego m odelu atom u, jako że sło w o to atom m ow y lud z k ie j” (X X V III). N atura w szystk o rozśw ietla. N atura praw dę ci po w ie. Różni kom en tatorzy różnie in terp retow ali S am ogłoski R im bauda. N ikt nie p om yślał o N aturze. T ym czasem , pow iada znachor,
„P ięć p od staw ow ych sam ogłosek alfab etu to jakby pięć p ierw iatk o- w ych elem en tó w życia ludzkiego, złożonego z pięciu zasadniczych barw. A to czerń, bo początek człow ieka to ciem ność i nieśw iadom ość, a jego n arodziny od byw ają się w ed le praw przyrody (i praw d B iblii) w brudzie i odorze życia. E to biel, bo przeżycia d zieciń stw a i m ło dości polegają na złudzeniach m arzeń i nadziei. I to czerw ień, bo dośw iadczenia życia opłacane są w yczerpu jącą zaw sze daniną krw i.
U to zieleń bo (...)” (X X II). Znachor w spom ina o Biblii. W ten w ła ś
n ie sposób rozm aite s e k ty k om en tu ją m etafory Biblii. A każda sek ta dochodzi do in n ych k onk luzji. Inny znachor m óg łb y napisać, że „po czątek czło w iek a ” to n ie czerń, lecz czerw ień, bo narodziny „opła cane są w yczerpu jącą zaw sze daniną k rw i” . M ógłby napisać także, iż w iek d ojrzały to n ie czerw ień, lecz czerń, bo człow iek d ojrzały zaw sze m usi p rzejść przez „brud i odór ży cia ”. G dzież je st prawda? P raw d y nie m a. P am iętajm y, że „poezja o b iek ty w n ie n ie istn ie je ” . L iczy się ty lk o „ w y c zu cie” .
P rostota w y ja śn ień znachorskich w ca le n ie oznacza pełnej ich ko m u n ik atyw n ości. Tu m etaforę zastęp uje m etafora. S ym b ol tłu m aczy
sym b ol. W p rak tyce znachorskich odczytań reflek sja k ry ty czn o lite racka przeobraża się w rodzaj m o w y tajem n ej. D efin icje są arbi traln e i m ętn e.
Czym jest w iersz? ,,(...) w iersz to taki orzeszek w otw artej skoru pie słow n ej, w którego w n ętrzu m ieści się jądro p oezji” (X X X ). Czym jest człow iek? „C złow iek to ch od zący dramat: czasem kom e dia, czasem tragedia, a n ajczęściej farsa” (X X IV ). Cóż, jak widać, znachor nie d arzy człow iek a szczególn ą sym patią.
Czym je st filozofia? „Jeśli filo zo fię p rzyrów n am y do szk ieletu , to p oezja je st jego ciałem ” (X V III). Ciało szk ieletu ? Brr! P ew n o chodzi
o ciało, jak m ów ią w W ielkopolsce, trochę „zg n ite” .
Jakie są g ło sy natury? „G łosy n atu ry są przew ażn ie odruchow e” (X X I).
Raz po raz, sk u szon y języ k iem p rzek lęty ch „zn aw ców ” , znachor w prow adza do sw oich m etafor term in ologię fachow ą. E fek ty są takie oto: „W p oezji słow o u żytk o w e, słow o przyziem n ego pełzania dosta je n a gle sk rzyd eł i rozpoczyna sw ój sem an ty czn y lot w in tersu b iek - ty w n y ch przestrzen iach ludzkich d ziejó w ” (XV).
P rak tyk i leczn icze znachorów , k tórzy w y ta p iają psi sm alec lub pro dukują u n iw ersaln e ziołolek i, są u zn aw an e za szk od liw e. N iek ied y jednak fach ow a w ied za m edyczna, w odosobnionych co prawda przypadkach, p otrafi docenić znachorski „ w ęch ”, in tu icję, jego
szczególn y dar zgadyw ania choroby, jego talen t psych ologa-am a- tora.
N iestety , nasz krytyk -znachor takiego daru nie posiada. W iersze, k tórych n ie rozum ie, w p raw iają go w stan irytacji. „K to z ręką na sercu m oże pow iedzieć, że rozum ie lub choćby ty lk o odczuw a te u tw ory?” (VIII), p yta dram atycznie.
K om entarze k rytyka-znachora są lapidarne i n iew ym y śln e. N iek ie d y w ręcz ob elżyw e. O w ierszu Jasień skiego W iosenno powiada, iż jego treść stan ow i „bredzenie od rzeczy” . O w ierszu M łodożeńca
X X w ie k , że jest to, „bredzenie do rzeczy”. W reszcie o w ierszu B ia
łoszew sk iego u się w o d ze n ie siedzenie: „Tutaj dla odm iany m am y do czyn ien ia z bredzeniem do rzeczy, ale stęk a n ym ” (X X IX ). Zaiste, im ponująca szkoła gustu! Pom oc dla n au czyciela-p olon isty, lektura dla ucznia, rarytas dla w szystkich zain teresow an ych sztuką p o ety c ką. N ie sądzę, aby cok olw iek przeszkodziło w k siążkow ym w ydaniu om aw ian ych tekstów .