• Nie Znaleziono Wyników

O tożsamość "Solidarności".

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "O tożsamość "Solidarności"."

Copied!
11
0
0

Pełen tekst

(1)

Jerzy K R O P IW N IC K I

O TOŻSAMOŚĆ „SOLIDARNOŚCI”

W solidarności tkwi tajemnica niesłychanego pluralizm u politycznego i światopoglądowego obecnego w tym zw iązku: z niej wypływała nie tylko tole­

rancja dla różnic

,

ale i ograniczanie aspiracji większości wszędzie tam

,

gdzie

mogły być naruszone istotne, godziw e interesy i prawa mniejszości.

N I E Z A L E Ż N Y S A M O R Z Ą D N Y Z W I Ą Z E K Z A W O D O W Y

W totalitarnym państwie kom unistycznym właściwie nie było miejsca dla rzeczywistego związku zawodow ego - re p re z e n ta n ta interesów pracowni­

czych. P o trzeb a takiej instytucji była kw estionow ana na płaszczyźnie dok­

trynalnej: skoro właścicielami środków produkcji, a zatem i pracodawcami, stali się robotnicy, skoro faktyczną w ładzę spraw ow ała p artia robotnicza - zatem zarów no bezpośrednio, ja k i pośrednio robotnicy byli pracodawcami i pracobiorcam i jednocześnie.

A je d n a k instytucji nie likwidowano. Czy tylko dlatego, że w tzw. kra­

jach dem okracji ludowej z u p o d o b an iem kopiow ano, czy też zachowywano instytucje życia publicznego charakterystyczne dla świata zachodniego: par­

lam ent, stronnictw a polityczne, wybory, sam orząd terytorialny, związki za­

wodowe - niejako na pokaz? Czy dlatego, że uznano związki zawodowe za instytucję przydatną w oddziaływ aniu na społeczeństw o, za swoisty „pas transm isyjny woli partii do m as” ? Z ap e w n e obydw a te względy były ważne.

W ażniejsze chyba było je d n a k to , że związek zawodowy był pracowni­

kom potrzebny: b rak tej instytucji tw orzyłby dla władzy niebezpieczną próż­

nię, którą coś m usiałoby ta k czy inaczej zapełnić. Pracownicy postrzegali ja k o pracodaw cę dyrekcję zakładu, partię, rząd. Nie siebie. W takiej roli te instytucje de facto wobec nich w ystępow ały. O n e decydowały o wysokości płac i kosztach utrzym ania, o bezpieczeństwie pracy i ochronie zdrowia, o zatrudnieniu, zwolnieniu i awansie - w ogóle o wszystkim, co określało w arunki pracy. Ludzie pracy mieli świadom ość swych praw i nie byli zado­

woleni ani z ich realizacji, ani ze sposobu, w jaki te praw a były reprezento­

w ane. Postulat a u t e n t y c z n e j reprezentacji pracowniczej pojawiał się we wszystkich protestach pracowniczych: w ro k u 1956, 1970 i 1980.

W 1970 ro k u władze obiecały now e, dem okratyczne wybory w istnieją­

cych związkach. Obietnicy nie dotrzym ano. W 1980 roku postulat autentycz­

nych związków zawodowych wrócił. Jednym z symbolicznych momentów

strajku w Stoczni G dańskiej było przekreślenie tablicy z napisem „Rada

Z ak ład o w a Zw iązków Z aw odow ych” , a jednocześnie wpisanie wolnych

(2)

O tożsamośćSolidarności” 137

związków zawodowych na poczesne miejsce na liście postulatów . T ego p o ­ stulatu nie udało się usunąć - choć wpływowi doradcy strajkow i byli p rzek o ­ nani, że jest on nie do zrealizowania. Pracownicy bronili go z uporem . To ten postulat przedłużał czas strajku. D la doradców była to „jakaś niezależna instytucja” - pracow nikom wyraźnie chodziło o tę właśnie. I nie jest przy­

padkiem , że wśród założycieli N S Z Z „Solidarność” praw ie wszyscy - od Wałęsy, Świtonia, Jurczyka i R ulew skiego poczynając - mieli jak ąś przesz­

łość w legalnych związkach zawodowych. N iektórzy po rozczarow aniu w związku oficjalnym uczestniczyli w zak ład an iu związków „nielegalnych” .

W 1987 ro k u na jesieni najtęższe mózgi opozycji lewicowej uznały, że

„Solidarność” , jeśli naw et była niegdyś związkiem - to już nim nie jest. A w każdym razie nikom u już w tym ch arak terze nie jest p o trzebna. Jacka K u ro ­ nia

K rajobraz p o bitwie

i A n d rz e ja Celińskiego wywiad dla „N ew sw eeka”

z końca listopada 1987 nie pozostaw iały w tym względzie wątpliwości. N ie­

bawem okazało się, że było to typowe pom ieszanie własnych życzeń z rze­

czywistością: w strajkach kw ietniow o-m ajow ych 1988 ro k u odżył postulat przywrócenia „Solidarności” ja k o związku zaw odow ego.

I nic dziwnego - ja k długo będzie istniał pracodaw ca i pracobiorca, tak długo będzie p o trze b n a instytucja re p re ze n tu jąc a interesy pracobiorcy - właśnie związek zawodowy. Z d a n ie m robo tn ik ó w A . D . 1988 takim związ­

kiem był i miał być nadal N S Z Z „Solidarność” .

„Solidarność” oczywiście była i jest nie tylko związkiem zawodowym.

Jako jedyna w Polsce niezależna i m asow a instytucja świecka m usiała siłą rzeczy zaznaczać aktywnie swą obecność we wszystkich sferach życia sp o łe­

cznego i narodow ego. Stopniow o w m iarę zmiany sytuacji w u k ład ach społe- czeństw o-w ładza jest zastępow ana w różnych sferach i zadaniach przez le­

piej do tego n ad ające się instytucje, ruchy i organizacje: partie polityczne, stowarzyszenia, sam orządy, środki przekazu społecznego, posłów , sen ato ­ rów itp. Być może jeszcze jakiś czas będzie m usiała stanowić siłę w spierają­

cą różne inicjatywy na rzecz napraw y Rzeczypospolitej. O d p a d a n ie k o lej­

nych zadań szczegółowych nie pozbaw ia jej je d n a k tożsamości. Przetrw a zarówno u p a d e k koncepcji sam orządu pracow niczego, ja k i u p a d e k n ieje d ­

nego rządu - naw et sform ow anego przy jej poparciu. Nie przetrw a, jeśli zatraci tożsam ość ja k o związek zawodowy. Nie tylko dlatego, że nie sposób sobie wyobrazić, by w opinii swych członków pozostała sobą, gdyby k to k o l­

wiek poważył się zmienić stru k tu rę organizacyjną o p a rtą przecież na zało ­ gach pracowniczych i ich reprezentacjach. R ów nież dlatego, że zaniedbanie funkcji re p re z e n ta n ta interesów pracowniczych - jeśli naw et byłoby to lero ­ wane przez załogi (co wątpliwe, jak dowodzi doświadczenie) - stworzyłoby tę sam ą próżnię, ja k ą kiedyś wytworzył u k ła d P Z P R - C R Z Z .

Praw o pracow ników do o b ro n y swych praw jest z p u n k tu widzenia k a to ­

lickiej nauki społecznej i praw a m iędzynarodow ego praw em naturalnym ,

niezbywalnym i nienaruszalnym . R ealizuje się ono p rzed e wszystkim p o ­

(3)

138 Jerzy K R O P IW N IC K I

przez związek zawodowy powstały z woli pracowników, działający w oparciu 0 własny program , godziwymi m etodam i zmierzający do osiągnięcia wyzna­

czonych przez siebie godziwych celów.

Takim związkiem, w opinii nie tylko swych członków, jest N S Z Z „Solidar­

ność” . Fakt, iż z „Solidarności” wywodzi się rząd T adeusza Mazowieckiego, że odw ołanie się do symboli „Solidarności” zaważyło na wyborze wielu posłów 1 senatorów (i to nie tylko tych z listy O K P ), zmieni być m oże sposób obro­

ny praw pracowniczych przez Z w iązek, ale nie uchyla konieczności ich obro­

ny, konieczności reprezentow ania środowisk pracowniczych i ich interesów.

Niezbywalnym zadaniem każdego związku zawodowego jest dążenie do tego, by szczególnie chronione były praw a każdego i wszystkich:

- do zatrudnienia stosownie do zdolności, kwalifikacji i doświadczenia, - do pracy sensownej i pożytecznej,

- do sprawiedliwej płacy, renty i em erytury zapew niającej godne życie rodzinie pracowniczej,

- do pracy nie rujnującej zdrowia i życia oraz nie poniżającej godności człowieka,

- do należnego wypoczynku.

Szczególnej ochrony wym aga p raca kobiet. Nie m oże ona wchodzić w zasadniczy konflikt z ich niezastępow alną rolą m atek i żon.

Te zadania związku zaw odow ego szczególnie m ocno podkreślane są przez katolicką n au k ę społeczną, fo rm u ło w an e w d o k u m e n ta c h Kościoła, przypom inane nieustannie przez O jc a Świętego J a n a Paw ła II. G dy o nich się zapom ina - związek przestaje być związkiem. P rotesty sierpniow e i wrześ­

niowe 1989 ro k u odbyw ały się poza stru k tu ram i „Solidarności” , choć z udzia­

łem jej członków . T o pow ażny sygnał, że Zw iązek traci wiarygodność.

„ S O L I D A R N O Ś Ć ”

R ów nież nazw a jest nieprzypadkow a. O n a też stanowi elem ent tożsa­

mości. A n i w G d a ń s k u , ani w Szczecinie - tych dwóch kolebkach NSZZ

„Solidarność” - nie chciano poprzestać n a nazwie N iezależne Samorządne Związki Z aw o d o w e. Pojaw iły się dw a d o d atk o w e określenia - wartości: „je­

dność” i „solidarność” . Bliskie, ale nie tożsam e. W ygrało to drugie. Nie tylko dlatego, że G d a ń sk zyskał przew agę. P rzede wszystkim dlatego, że lepiej o d d aw ało i głębszy sens Sierpnia, i now ego Zw iązku-ruchu.

Solidarność jest w życiu społecznym tym , czym miłość w stosunkach in­

terpersonalnych. J a n Paw eł II w encyklice

Sollicitudo rei socialis

sformuło­

wał to , co intuicyjnie rozumieli strajkujący pracownicy, autorzy postulatów gdańskich, szczecińskich, katowickich i jastrzębskich, twórcy i członkowie związku. B u n t sierpniowy był o c o ś , nie p r z e c i w k o m u ś . I strajkujący walczyli o coś n i e t y l k o d l a s i e b i e . Kryzys strajku gdańskiego 16 sier­

pnia dowiódł tego najlepiej. W tym dniu strajk mógł się skończyć. Nawet

(4)

O tożsamośćSolidarności ” 139

ogłoszono jego zakończenie. Pracownicy Stoczni im. L enina osiągnęli swoje dla siebie: przywrócenie do pracy zwolnionych i pow ażną podw yżkę płac.

A jed n ak strajk został wznowiony. Powstał M iędzyzakładow y K om itet Strajkowy, sform ułow ano słynne 21 postulatów . O d tą d strajk był już nie tylko o własne sprawy stoczniowców i nie tylko na rzecz mniejszych z a k ła ­ dów, które go wcześniej poparły. N aw et nie tylko o sprawy bytow e czy szerzej - o praw a pracownicze. Stał się walką o praw a człow ieka, praw a społeczeństwa i o praw a naro d u . Rozum ieli to mieszkańcy W ybrzeża g ro m a­

dząc się p o d bram am i strajkujących zak ład ó w , rozumieli to intelektualiści, w różny sposób dem onstrujący swą solidarność ze strajkującym i. T akże swą obecnością na terenie zarów no Stoczni G d ań sk ie j, jak i Szczecińskiej. R o zu ­ mieli to ci, którzy w innych m iastach przystępując do strajku we własnych sprawach deklarowali jednocześnie, iż uznają za swoje postulaty G d a ń sk a i Szczecina; rozum iały to załogi, k tó re z odległych miejsc Polski wysyłały swych przedstawicieli do Stoczni, rozumieli to ci, którzy na apel W ałęsy powstrzymywali się od strajk u dek laru jąc jednocześnie poparcie dla W y­

brzeża. Z n am ien n e było pękanie skorupy strachu, cynizmu i egoizmu w śro­

dowiskach dziennikarskich zachow ujących się d o tąd ja k bezduszne n a rz ę ­ dzie w ręku władz.

Ten duch solidarności panow ał i później. T o on spraw ił, że nie u d ało się ograniczyć praw a do za k ład an ia własnych związków tylko do obszaru W y­

brzeża, ani naw et do grupy pracow ników najem nych. O n był obecny w ów ­ czas, gdy w interesie słabszych występowali silniejsi, gdy w o bronie w yrzuco­

nych ze szpitala M SW członków Komisji Z ak ład o w ej strajkiem groził cały region, o piekarzy, lekarzy, nauczycieli upom inali się stoczniowcy, górnicy i włókniarze. T akże gdy w najostrzejszych konfliktach publikow ano długie listy wyłączeń ze strajk u ze względu na interes narodow y (kolej, przemysł zbrojeniowy), społeczny (en erg ety k a, piekarnictw o, służba zdrow ia, handel żywnością) lub groźbę wyjątkowych nieodwracalnych strat (oddziały o ruchu ciągłym). R ów nież wówczas, gdy zwalniano z całodobow ego pobytu w stra j­

kujących zakładach m atki i sam otnych ojców.

Solidarność w yrażała się także w trosce o mienie zakładu. W nieagresyw­

nym na ogół stosunku do dyrekcji i przedstawicieli w ładz, a naw et wobec milicji. Próby wzniecania nienawiści do jakichś grup społecznych, n arodów lub konkretnych osób nie znajdow ały szerszego rezonansu i gasły. Nie tylko hasło szubienic odrzucono z o b u rzen iem , także i „taczki” należały do rzad­

kich incydentów. W brew oczekiwaniom 13 grudnia nie znaleziono w lo k a­

lach „Solidarności” ani list proskrypcyjnych, ani arsenałów . U p o m in a n o się nie tylko o wolność dla więźniów politycznych, ale i o godziwe w arunki dla więźniów kryminalnych.

W solidarności tkwi tajem nica niesłychanego pluralizm u politycznego

i światopoglądowego obecnego w tym Zw iązku: z niej w ypływ ała nie tylko

tolerancja dla różnic, ale i ograniczanie aspiracji większości wszędzie tam ,

(5)

140 Jerzy K R O P IW N IC K I

gdzie m ogły być naruszone istotne, godziwe interesy i praw a mniejszości.

Jedność zawsze i wszędzie starano się budow ać na tym , co w spólne, odrzu­

cając zasadę eliminacji.

Czy ten o braz nie jest fałszywy, idealistyczny? M o żn a znaleźć fakty mu przeczące. W 10-milionowym związku m ogło się zdarzyć wszystko. A jednak zdarzenia takie były rzad k ie...

To właśnie p rak ty k o w an a w społeczeństwie solidarność sprawiła, że spraw a polska stała się p rzed m io tem zainteresow ania, podziw u, a wreszcie solidarności innych społeczeństw i narodów .

Solidarności Polaków i solidarności z Polską zawdzięczamy i to, że los represjonow anych i ich rodzin był znośny m aterialnie i że nie u d a ło się stwo­

rzyć w okół nich pustki społecznej, że więźniowie otrzymywali krótsze wyro­

ki, niż im obiecyw ano, że spędzili w więzieniu krótszy okres, niż przewidywał w yrok, i że naw et za k ratam i nie czuli się opuszczeni, pozostawieni sobie.

W yrzucony z pracy nie przym ierał głodem ; o jego pow rót do pracy upomi­

n an o się przy każdej okazji. Z n a n e są niezm ordow ane starania i działania w tej m aterii E p isk o p atu i duchow ieństw a. Nie były one wtedy niczym nad­

zwyczajnym - w tym sensie, że miały one miejsce również wcześniej, w cza­

sach gdy społeczeństw o zam ykało się w skorupie strachu, egoizmu i obojęt­

ności. Niezwykłe było to, że po raz pierwszy od wielu lat solidarność z po­

krzywdzonymi stała się n o rm ą społeczną.

M ożna było oczekiwać reakcji rządów m otyw ow anych interesem polity­

cznym, interwencji różnych instytucji zagranicznych i międzynarodowych, które w statutach m ają zapisany obow iązek upom inania się o praw a człowie­

ka, obyw atela, pracow nika, ilekroć i gdziekolwiek zostaną one naruszone.

I jest rzeczą n o rm aln ą, oczywistą, że takie reakcje i interw encje nastąpiły.

A le jest czymś niezwykłym zasięg reakcji społeczeństw i poszczególnych lu­

dzi. A już fakt, że najwięcej indywidualnych paczek przyszło z R F N ...

Dzięki solidarności na długo przed okrągłym sto łem wygraliśmy walkę o wolne słowo i niezależną kulturę.

Przetrwaliśmy „jeden drugiego ciężar nosząc” . N S Z Z „Solidarność” nie tylko potw ierdziła swą nazwę - w zbudziła także solidarność ze swym losem.

Solidarność ludzi pracy, solidarność z ludźmi pracy, solidarność silniejszych ze słabszymi, obow iązek uwzględniania d o b ra wspólnego, słusznego interesu naw et przeciwnika, to leran cja dla różnic - wszystko to było obecne i to decydow ało o adekw atności nazwy d o instytucji tę nazwę noszącej. Czy idea­

lizuję? W jakim ś sensie tak - nie b ra k ło przypadków świadczących o czymś odm iennym . A le nie b ra k ło też potępienia dla nich w imię tych wartości.

W ykroczeń przeciw ethosowi solidarności było niewiele.

W stanie tam tego napięcia em ocji - powie ktoś - było to łatw e. I wów­

czas, gdy w okresie owych 16 miesięcy odnajdowaliśm y siebie łam iąc zainfe­

kow ane nam podziały, zrywając więzy z serc i um ysłów, gdy mieliśmy ra­

dość i nadzieję na zwycięstwo d o b ra już, zaraz, za chwilę. I wówczas, gdy w

(6)

O tożsamośćSolidarności ” 141

okresie represji skupialiśmy się w okół najbardziej pokrzyw dzonych i gdy podejmowaliśmy współuczestnictwo w walce o d o b ro - zdaw ałoby się z nie­

wielką szansą na sukces.

A dziś? Czy proces w chodzenia w obszar władzy politycznej nie zniszczy tu czegoś? Istnieją niepokojące sygnały. K o n stru k cja reprezentacji społecz­

nej strony okrągłego stołu była pierwszym powszechnie dostrzeżonym syg­

nałem. Nie zadbano o jej p e łn ą reprezentatyw ność. Po raz pierwszy zamiast pytania „kto z n am i” zad an o pytanie „kogo pom inąć, wykluczyć?” Po raz drugi złamano zasadę solidarności pom ijając część niczym nie sk o m p ro m ito ­ wanych, nadal aktywnych założycieli Zw iązku z ro k u 1980, gdy fo rm u ło w a­

no wniosek o rejestrację N S Z Z „Solidarność” w kwietniu 1989 r. i gdy n a ­ stępnie przystąpiono do wykluczenia niektórych działaczy i struktur. C zer­

wcowe wybory przyniosły niesłychane przykłady angażow ania sił i środków

„Solidarności” w zwalczaniu działaczy „z tej samej strony” .

W zakładach widać pierwsze pow ażne oznaki braku wiary w solidarność.

Strajkują piekarze, kolejarze, przeryw ają pracę pracownicy Pogotow ia R a ­ tunkowego - stracili wiarę, że ktoś inny poniesie ich postulaty. U pom inać się o swoje i tylko o swoje - to coraz szerszy m otyw rokow ań i protestów . Czy to podjęcie gry politycznej, wejście w sferę władzy elit N S Z Z „Solidar­

ność” tak niszczy solidarność?

W tym kontekście k o n feren cja O byw atelskiego K lubu P arlam en ta rn eg o na tem at ethosu „Solidarności” w końcu 1989 roku m usiała obudzić wątpli­

wości - zwłaszcza w yw ołało je pom inięcie w zaproszeniach tych doradców i działaczy „Solidarności” , którzy ją tworzyli w 1980 ro k u , a teraz podlegają z niej wykluczeniu.

B I A Ł O - C Z E R W O N A F L A G A

N ieprzypadkow o w sierpniu 1980 ro k u i zawsze później p ro testu jące za­

kłady dekorow ały się flagami narodow ym i. N ieprzypadkow o flagę n aro d o w ą zawiera znaczek solidarności. N ieprzypadkow o na sztandarach lub drzew ­ cach sztandarów umieszczano orły (często w koro n ie). Nie b u n t klasowy, lecz insurekcja narodow a. Nie p r z e c i w kom uś, lecz d l a Polski. N a ten polski ch arak ter p ro testu sierpniowego i zrodzonego z niego Zw iązku zw ra­

cał wielokrotnie uwagę Prym as Tysiąclecia. In teres n aro d u i państw a pols­

kiego był m otyw em b u n tu i m otyw em jego ograniczania.

K R Z Y Ż N A B R A M I E

To też symbol określający tożsam ość Zw iązku. P o d o b n ie ja k znaczek

w klapie Przewodniczącego. Msza św. w Stoczni, a p o tem praw ie w każdym

strajkującym zakładzie. Msze św. za O jczyznę. Pielgrzymki świata pracy b ę ­

dące w istocie pielgrzymkami „Solidarności” . K apelani „Solidarności” z w ła­

(7)

142 Jerzy K R O P IW N IC K I

snej chęci i woli ludu. K apłan-m ęczennik. P atro n „Solidarności” . Religijne symbole na sztandarach. Krzyże w lokalach związkowych.

Zw iązek, który ze względu na jego skład i program należało traktować jak o pluralistyczny, mieszany, był przez większość jego członków postrzega­

ny jak o chrześcijański, lub naw et mocniej: katolicki.

Stąd niezrozum ienie dla inicjatyw (naw et bardzo dramatycznych) Kazi­

mierza Świtonia. Z a zgłoszenie tezy o konieczności w yodrębnienia się z N S Z Z „Solidarność” n u rtu czy związku chrześcijańskiego zapłacił przegra­

niem wyborów do Komisji K rajow ej w 1981 roku. Nie chciano go słuchać, gdy pow tarzał tę tezę na prelekcjach w 1985 roku. Jego głodów ka w roku 1984 o praw o założenia takiego związku budziła bardzo mieszane uczucia.

W łódzkim M P K w początkach 1985 ro k u 800 (!) pracow ników podpisało list do Prym asa i E p isk o p atu Polski głoszący, że „Solidarność” była i jest związkiem chrześcijańskim.

Była związkiem mieszanym ideowo. Byli w niej ludzie różnych orienta­

cji. W kręgu doradców K rajow ej Komisji Porozum iew aw czej, doradców Le­

cha W ałęsy przeważali ludzie o form acji lewicowej, socjalistycznej lub so­

cjaldem okratycznej. A le byli też tacy, którzy konsekw entnie stali na gruncie katolickiej nauki społecznej. I jed n i, i drudzy potrafili organizować poparcie dla swoich propozycji. Potrafili też wypracowywać kom prom isy - najłatwiej­

sze tam , gdzie m imo różnych przesłanek wnioski praktyczne były zbieżne.

W tam tych w arunkach politycznych - w ew nętrznych i zewnętrznych - postulaty wypływające ze społecznej nauki Kościoła mogły być ze względów taktycznych przyjm ow ane przez zw olenników budow y lepszej wersji socja­

lizmu. G dy jedni mówili, że związek zawodowy nie powinien ze względów zasadniczych ubiegać się o w ładzę w państwie - drudzy zgadzali się uważa­

jąc, że to po prostu niebezpieczne. G dy jed n i traktow ali sam orząd teryto­

rialny ja k o instytucję, przez k tó rą realizuje się podm iotow ość obywateli - dla drugich walka o sam orząd była w m iarę bezpiecznym etapem walki 0 władzę polityczną. D la jednych wolność słowa, zgrom adzeń, stowarzyszeń była kwestią realizacji przyrodzonych praw człowieka - dla drugich instru­

m en tem walki z u stro jem kom unistycznym . Jedni w samorządzie pracowni­

czym widzieli jakiś etap upodm iotow ienia pracow nika i odpolitycznienia go­

spodarki - dla drugich była to realizacja prawdziwego uspołeczniania środ­

ków produkcji. Jed n i byli przeciwni kierowniczej roli partii ze względów zasadniczych - inni kierowniczej roli tej właśnie określonej partii. Jedni 1 drudzy pogodzili się z zapisem w załączniku do S tatutu ze względów prak­

tycznych, jedni i drudzy dołożyli wysiłku, by tak zapis przeinterpretować, by nie miał on żadnego realnego znaczenia.

R zad k o dochodziło do ostrych spięć - jak np. przy dyskusji o programie reform y gospodarczej. O siągnięto szczególny kom prom is, na pograniczu m anipulacji - nie dopuszczono do głosowania i trzy program y stały się rów­

norzędnym i załącznikam i do program u Związku.

(8)

O tożsamość „Solidarności9 143

D la działaczy Zw iązku motywy i głębszy sens proponow anych rozwiązań nie zawsze były w pełni czytelne. E ksperci stojący na gruncie katolickiej nauki społecznej rzadko się do niej odwoływali bezpośrednio - chyba z obawy, że zostaną posądzeni o klerykalizm. E ksperci wywodzący się ze środowisk lewicy unikali skom prom itow anego słowa „socjalizm ” i zabiegali 0 dobre stosunki z duchownymi. Po dzień dzisiejszy fotografia z Papieżem , kom unikat z wizyty u biskupa (najlepiej Prym asa), pokazanie się na uroczys­

tości patriotyczno-religijnej, prelekcja w sali kościelnej, oświadczenie w ro ­ dzaju „bliższa mi jest n au k a J a n a Paw ła II, niż d o k try n a M a rk sa ” należą do dobrego to n u wśród ludzi lewicy laickiej, a w słabo zorientow anej opinii publicznej są czymś więcej, niż po prostu uznaniem a u to ry tetu m oralnego 1 siły politycznej Kościoła w dzisiejszym świecie, a zwłaszcza w Polsce.

Z n am ien n e je d n a k , że tym gestom towarzyszy często zjawisko „wymy­

wania” ze Zw iązku aktywnych i świadomych nosicieli nauki społecznej K oś­

cioła. Z grona głównych doradców w nie do końca jasnym procesie zniknęli prawie wszyscy, których Prym as Polski obdarzał pełnym zaufaniem i którzy obowiązek pozostaw ania w łączności z E p isk o p a tem rozumieli literalnie. W pismach debitowych „Solidarności” nie spotyka się ich publikacji. A jeśli już - to w ch arak terze listka figowego. B rak ich dawnej obecności, brak przestrzeni dla głoszenia i rozwijania tych idei w ew nątrz Zw iązku. Lewica laicka ma w „Solidarności” swoich „koncesjonow anych katolików ” , najczęś­

ciej o lewicowej formacji. Z n a jd o w a ła z nimi łatwy k o n ta k t na płaszczyźnie K O R -u czy D iP-u, zn ajd u je i dzisiaj. P o d o b n e m u procesowi „w ym yw ania”

ulegli działacze „Solidarności” o wyraźnej opcji ideow ej, zwłaszcza jeśli mieli nieszczęście ujawnić um iejętność identyfikacji sensu propozycji p ro ­ gramowych, lub co gorsza objawiali zdolności program otw órcze.

A resztę - w znacznej m ierze katolicką - w prow adza się w b łąd sugeru­

jąc, że każdy wierzący i praktykujący jest jednocześnie zw olennikiem k a to ­ lickiej nauki społecznej. K atolików nie b ra k o w ało i w partii kom unistycz­

nej. Nie tylko w Polsce. Przyjaźnią Papieża zaś szczycą się także niektórzy zaprzysięgli ateiści.

G dy kościoły przestały być jedynym azylem niezależnej myśli, niezależ­

nej kultury i w olnego słowa, zaczynają pojaw iać się pierwsi „w ątpiący” . Nieśmiało na razie zadają pytania, czy nie za wiele klerykalizm u w świeckim związku. Innym ulubionym celem ataków - czasem finezyjnych, czasem p ry ­ mitywnych - jest Prym as Polski. Dziś jest to kard. Jó zef G lem p , kiedyś obiektem ataków był kard. Stefan Wyszyński.

Krzyż na bram ie Stoczni im. L enina i M sza św. na jej terenie nie były pustymi gestami taktycznymi. W ynikały z autentycznej potrzeby. Symbolikę tę dostrzeżono daleko poza granicami Polski. I tam zrobiła p iorunujące w ra­

żenie. Przez dziesięciolecia na świecie utrw alał się stereotyp: o praw a p ra co ­

wnicze walczy się pod czerwonym sztandarem . Sierpień zniszczył ten ste re o ­

typ raz na zawsze. Zniszczyła go „Solidarność” .

(9)

144 Jerzy K R O P IW N IC K I

T a symbolika oraz treści, jakie ona wyraża, stanow i niezwykle ważny składnik tożsamości Zw iązku „Solidarność” .

D E M O K R A C J A

N a gruncie katolickiej nauki społecznej dem okracji nie trak tu je się jako wartości bezwzględnej. Jej zdaniem podstaw ow ym źró d łem praw a jest Bóg,

a nie lud zgrom adzony. A le d em o k racja, jeśli nie u zu rp u je sobie tego, do czego nie m a praw a, jest ceniona wysoko jak o ustrój najlepiej ze znanych realizujący podm iotow ość człowieka, a zwłaszcza jego praw o do wolności.

Zw iązek cenił d e m o k ra cję niezwykle wysoko. I uczył się jej szybko. Uczył się odróżniać wolność od anarchii i d em okrację od ochlokracji. Chciał de­

m okratycznie wybierać swe w ładze - i wybierał je. Szanował uchwały podję­

te naw et nieznaczną większością głosów.

D e m o k rac ja spraw dziła się: w tak bardzo otw artym związku, do którego mógł zapisać się każdy, do którego kierow ano agentów (ap arat P Z P R odde­

legował do niego 1 milion zaufanych ludzi, nie w iadom o ilu skierow ała SB), dem okratycznie w ybrane władze okazały się w godzinie próby o wiele mniej zagenturalizow ane niż kierownictwo niejednej elitarnej organizacji.

Z akw estionow anie w 1989 ro k u m an d ató w pochodzących z jedynych w historii P R L w pełni dem okratycznych i wolnych w yborów , poprzez po­

w ołanie nowych władz drogą nom inacji, wyrządziło Związkowi wielką szko­

dę. Elim inacyjny zamysł tych nom inacji wywołał konflikt i podzielił Zwią­

zek. Miast jedności, dał rozbicie. Zaszczepił niepotrzebny, pozorny, a jed­

nak bardzo silny konflikt sum ień w obec w yboru między „racją polityczną”

a „racją m o ra ln ą ” , między szacunkiem dla wyników wyborów i demokracji w ogóle a au to ry tetem przywódcy. Spraw ę d o d atk o w o kom plikow ał fakt, że elim inowanym w tym trybie działaczom nie sposób zwykle było postawić in­

nego zarzutu niż ten, że Lech W ałęsa ich nie lubi i nie chce z nimi pracować.

Czy trw ająca właśnie now a akcja wyborcza przywróci Związkowi charak­

te r dem okratyczny, a wraz z nim jedność organizacyjną i solidarność? W Łodzi, W rocław iu, Bydgoszczy i Piotrkow ie Trybunalskim chyba tak. A w Szczecinie, G d a ń sk u , W arszawie i w kilku innych miejscach?

Nie jest bez znaczenia dla przyszłości Polski, ja k a organizacja wywalczy jej wolność i niepodległość. A u to ry ta rn a instytucja jak o główny prom otor tej walki - to groźna perspektyw a.

P R A W O R Z Ą D N O Ś Ć

L ata m inione (a i obecne poniekąd też) nie stwarzały dobrego klimatu

dla poszanow ania praw a stanow ionego obowiązującego w państwie. Władze

P R L trak to w ały praw o ja k o narzędzie w swym ręku, i to narzędzie bardzo

plastyczne, jeśli chodzi o jego stosowanie, a nawet sposób stanowienia.

(10)

O tożsamość „Solidarności ’ 145

Konstytucja, konw encje m iędzynarodow e i inne akty praw ne w tym z a k re ­ sie, w jakim chroniły praw a człowieka i obyw atela, trak to w an e były przez władze dekoracyjnie. „ G u m o w e ” przepisy wykonawcze (czasem w ogóle ich brak), praw o powielaczowe i p ra k ty k a, k tó re często przeczyły deklaracjom aktów wyższego rzędu - wszystko to nie budziło szacunku dla praw a form al­

nego.

Przedsierpniow a opozycja odw oływ ała się przede wszystkim do praw a m iędzynarodowego, do naturalnych praw człowieka i obyw atela - rzadziej do praw a w ew nętrznego. R o k o w an ia i um ow y społeczne stały się źródłem prawa. „Zapiszem y po p ro stu , że będziem y realizować zapisy K onstytucji”

- zaproponow ał nieoczekiwanie w 1980 ro k u M iędzyzakładow em u K o m ite­

towi S trajkow em u W ybrzeża G dańskiego w iceprem ier Jagielski! Pow itano to śmiechem i lekcew ażeniem - chciano zapisów szczegółowych. Z apisano w efekcie m. in. to, że w ładze P R L b ę d ą przestrzegać ratyfikowanych przez siebie konwencji!

D la prawników-pozytywistów ro k 1980 i następne musiały stanowić nie­

zwykłe przeżycie: m inister się zobowiązywał, że Sejm postanow i, a sąd z a re ­ jestruje, tymczasem um ow y strajkujących z rządem ratyfikował K C P Z P R ...

itd. Nic dziwnego, że praw o P R L nie cieszyło się specjalnym szacunkiem w nowym ruchu-związku. D ostosow anie praw a lub sposobu jego realizacji często trak to w an o przede wszystkim jak o kwestię pozorów dla zachow ania twarzy przez władzę.

Po stronie społecznej wymuszanie zmiany praw a lub sposobu stosowania go odbyw ało się przy użyciu dwóch argum entów :

1. bo tak będzie słusznie, sprawiedliwie;

2. bo ludzie tego się dom agają.

Najczęściej nie było w praktyce sprzeczności między tymi argum entam i, choć kryły one w sobie różne filozofie praw a, sprawiedliwości i p ra w o rząd ­ ności. Sprzeczności te miały pojawić się później, gdy owa „wola lu d u ” zaczę­

ła być arty k u ło w an a wyłącznie przez część elit „Solidarności” . O ile do p r a ­ wa państw ow ego p o d chodzono często z lekcew ażeniem („nie my je stanow i­

liśmy ani nie my wybieraliśmy tych, co je stanowili” ; „jest sprzeczne z p r a ­ wami naturalnym i potw ierdzonym i przez um owy m iędzynarodow e” ), to p r a ­ wo w ew nętrzne Zw iązku trak to w a n o ze śm iertelną pow agą. N aruszenie S ta­

tutu, uchwały, a naw et instrukcji szczegółowej do rokow ań - naw et jeśli usprawiedliwione nadzwyczajnymi okolicznościami - wywoływało niesłycha­

ne aw antury i kryzys.

T e praw a bow iem były zarów no „przez nas stanow ione” , ja k też chroniły praw a naturalne człowieka. N iem al powszechnie przyjm ow ano, że d e m o k ra ­ tycznie ustanow ione praw a i procedury („z zało żen ia” niesprzeczne z p raw a­

mi człowieka) muszą być przestrzegane literalnie. O czekiw ano, że Związek

wywrze skuteczny wpływ, by takie były również praw a kraju. Nie oznacza

to, że w Związku brakow ało „p ragm atyków ” uważających, że „d o b re praw o

(11)

146 Jerzy K R O P IW N IC K I

to takie, które służy naszym ce lo m ” . Byli i w okresie represji, kiedy m echa­

nizmy dem okratyczne w Zw iązku zostały zablokow ane, kiedy wyeliminowa­

no część jego elit, oni zdobyli wpływ przem ożny.

„T aktyczne” przyjęcie koncepcji legalizacji (w istocie ponow nego założe­

nia), zamiast relegalizacji Zw iązku, połączone z nonszalanckim dopisaniem

„ A n e k s u ” i zm ianą składu założycieli może stanowić równie fatalny prece­

dens przekraczający znaczeniem ram y Zw iązku, jak zgoda K om itetu O by­

watelskiego na zm ianę ordynacji wyborczej d o Sejm u i Senatu w trakcie trw ania wyborów. Pierwsze i drugie nie tylko oznacza „legalizację” procedur stosowanych w stanie w ojennym (łącznie z samym sposobem jego proklam o­

w ania), ale także oznacza ich akceptację przez ruch, który przez wielu uwa­

żany był i jest za ruch odnow y m oralnej w życiu publicznym. Powstaje pyta­

nie, czym „m y” będziemy się różnić od „nich” ?

Pow stają znaki zapytania: czy przez zgodę na ta k ą legalizację Związku:

- uznaliśmy za legalne akty przeciw niem u poczynione z naruszeniem K onw encji M O P , Paktów Praw i innych um ów m iędzynarodow ych?

- uznaliśmy praw o pracodaw cy do ingerow ania w Z w iązek, łącznie z praw em do likwidacji, zakładania, zmiany władz, statutu i program u?

Poprzez ten akt nie tylko postaw iono p o d znakiem zapytania ciągłość istnienia Związku i jego w ew nętrzną praworządność. R ów nież jego moralne praw o d o występowania w roli sum ienia narodu i k o n stru k to ra nowego ładu w życiu publicznym kraju.

Słaba dynam ika przyrostu członkostwa w N S Z Z „Solidarność” i brak objaw ów spontanicznej radości z jego pow rotu do norm alnej działalności tłum aczy się nie tylko zm ęczeniem , lękiem i otw arciem nowych sfer działa­

nia poza strukturam i i „p araso lem ” Związku - lecz również wątpliwościami co do jego tożsamości. Dziś nie tylko kraj musi przejść odnow ę m oralną - konieczna jest ona również na tej ongiś wyspie zdrowia m oralnego, za jaką był uważany N S Z Z „Solidarność” .

Wiele zależy od jego członków, bardzo wiele od L echa Wałęsy.

G rudzień

,

1989

Cytaty

Powiązane dokumenty

Prasa stosun- kowo szybko została jednak liczącą się siłą społeczną, dziennikarze zaś – „czwartym stanem”, z opinią którego musiał się liczyć każdy (lub niemal

Kogo prosił Raskolnikow, żeby zaopiekował się jego siostrą?(1

Pracownicy CBOS, którzy przeprowadzili badanie w tej sprawie, w komentarzu napisali, że funkcjo- nowanie Funduszu nadal jest źle oceniane przez zdecydowaną większość Po-

Biorąc pod uwagę te obserwacje, możemy stwierdzić, że jeśli K jest ciałem liczbowym, do którego należą współrzędne wszystkich punktów danych do wykonania pewnej konstrukcji,

Over the years, such knowledge extracted from usage data has al- ready become a reliable input for managing maintenance and related services, but other uses such as feedback to

Sączący się z pyska lęk Była młoda silna i piękna Wadera z mazurskiego lasu Sznurowała miękkość mchów Krokiem dzielnym i

Irena Socha – naukowiec związany z Instytutem Bibliotekoznawstwa i Infor- macji Naukowej Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach – swoimi zainteresowa- niami

Zdawaćby się mogło, iż w „kraju robotników i chłopów” praca sta­.. nie się czynnikiem nadrzędnym, fundamentem sowieckiego