• Nie Znaleziono Wyników

O "dramacie poznania" w "Pałacu" Wiesława Myśliwskiego

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "O "dramacie poznania" w "Pałacu" Wiesława Myśliwskiego"

Copied!
13
0
0

Pełen tekst

(1)

Magdalena Dziugieł-Łaguna

O "dramacie poznania" w "Pałacu"

Wiesława Myśliwskiego

Prace Literaturoznawcze 2, 49-60

2014

(2)

2014 4 9-60

M ag d a le n a D ziugieł-Ł aguna

UW M w O lsztynie

O „d ram acie p o z n a n ia ” w Pałacu W iesław a M y śliw sk ieg o

„The dram a o f c o g n itio n ” in th e P a la c e b y W iesław M y śliw sk i

Słow a k lu czow e: dwór, aksjologia, dram at poznania Key w ords: manor, axiology, dram a of cognition

W b a d a n ia c h n a d p ro z ą a u to ra O statniego ro zd a n ia , którego w pisuje się w n u r t chłopski, dom inuje p ro b le m a ty k a aksjologicznego d o zn a n ia św iata, dośw iadczanego przez b o h a te ra wywodzącego się ze wsi. To fenom enologicz­

n e z g r u n tu założenie je s t nieodzow ne, je śli podjąć się tr u d u w n ik nięcia w św ia t przeżyć podm iotu m ów iącego w pow ieściach M yśliw skiego. Tej a k ­ tyw ności sp rz y ja z re s z tą sa m au to r, gdyż oczekuje od odbiorcy dojrzałości - koniecznej, by uczestniczyć w dialogu, k tó ry z a k ła d a rów norzędność, a nie - ja k to się zwykło u w ażać - podrzędność ró l1: autor-odbiorca. T akie definio­

w an ie cz y te ln ik a zobow iązuje do z a an g aż o w an ia w szelakich pokładów w y­

ob raźni, by z tego kreacyjnego a k tu w yw ieść w iedzę o losie człow ieka2. I to w łaśn ie los w prozie M yśliw skiego je s t pojęciem n ad rzęd n y m , dokonującym się n a poziom ach: trag iczn y m , ironicznym czy szyderczym . Św iadom ość tego ty p u j e s t niezw ykle isto tn a , gdyż - zd an iem p is a rz a - dogłębne poznanie isto ty ludzkiej je s t zgoła niem ożliw e, poniew aż to wielopoziom owe d oznanie egzy sten cjaln e m u siało b y dokonać się poprzez niesk o ń czo n ą liczbę sytuacji, o kreślający ch człow ieka. M ożna za te m mówić n ie ty le o p o zn an iu , ile o „ d ra­

m acie p o z n a n ia ” prow adzącym do w ycinkow ej, a więc cząstkow ej w iedzy o losie everym ana.

W owym d ra m a cie potencjalności poznaw czej ju ż sam o uchw ycenie tylko pew nego a s p e k tu osobowości ludzkiej (ujaw n iającej się np. w m arz en iac h ) to

1 Zob. W. W iśn ie w sk i, W iesław M y ś liw s k i, w: tegoż, L e k cja p o lsk ie g o , W a rs z a w a 1993, s. 229.

2 Zob. A. M a rze c , M ą d r o ś ć m a w iele tw a r z y , c z y li o p r o z ie W iesła w a M y śliw s k ie g o , w: tejże, Co j e s t w c zło w ieku . In te r p re ta c je p r o z y w sp ó łczesn ej, Łódź 1993, s. 48.

(3)

przecież i ta k wiele. H e n ry k B ere za p o d k re śla siłę k re a c y jn ą a u to ra T ra kta tu 0 łu s k a n iu fa so li, stw ierd zając, że w każd y m p rz y p a d k u w jego twórczości u ja w n ia ją się in n e re z u lta ty aksjologiczno-poznaw cze3. Toteż w prozie M y­

śliw skiego fu n k c jo n u je ro z b u d o w an y p o r tr e t b o h a te r a „w ysferzonego” ze swego dziedzictw a - ja k o k re śla to sam M yśliw ski - dw uk ulturow ego , zaw ie­

szonego pom iędzy św iatam i: p ierw otn ym , czyli chłopskim , a p a ń s k im czy w dalszym p lan ie - cyw ilizacji m iejskiej (W idnokrąg). T ak dzieje się w N a ­ g im sadzie, gdzie syn chło pa zostaje nauczycielem i ju ż do ko ńca odczuw a

sw oją obcość wobec ś w ia ta ojców. To w ysferzenie w ja k im ś sto p n iu d otyk a ta k ż e J a k u b a z P ałacu, k tó ry z kolei w p rz e strz e n i m a rz e ń w łasnego ojca, ale też sw oich p re te n d u je do pańsk ości. D odatkow o sa m j e s t p a ste rz e m , więc nie re alizu je odwiecznego zw iązku z ziem ią w zn aczeniu m itycznych: o racza 1 siewcy. W K a m ie n iu n a k a m ie n iu M ichał - b r a t S zym on a P ie tru s z k i - p o w ra ca do rodzinnej w si z odm ienionym u m y słem i poczuciem „zdrady przez id eę” u osobioną w po staci p a ń s tw a pow ojennego. W ogóle to wyjście ze w si b o h a te ra okupione zostaje u t r a t ą ła d u n a rzecz sty gm aty zow an ej tr a g i­

zm em św iadom ości człow ieka niezakorzenionego, a je d n a k odczuw ającego s iln ą więź z m iejscem uro d zen ia. T a tę s k n o ta za tw ard y m , lecz stab iln y m św iatem przodków z m ocą zostaje w y ra żo n a w Traktacie o łu sk a n iu fa so li dzięki biblijnej m etafo rze św iatła-lam py, w yznaczającej za b łą k an y m drogę do d om u-chaty ojca.

P ałac to d ru g a pow ieść M yśliw skiego, n a p is a n a w 1970 ro ku , k tó ra w y­

k azu je p ew ne zak o rzen ien ie w w ą tk a c h N agiego sa d u . U w id aczn ia się ono w m otyw ie ro z p ad u dw oru ja k o p rz e s trz e n i fizycznej, ale też m e n ta ln e j, bow iem zagładzie u le g a n ie tylko m iejsce, lecz ta k ż e dziedzictw o k u ltu ro w e (rozgrabione p rzez okolicznych chłopów) czy też aksjologiczne, gdyż z a b ra k ­ n ie wyznawców, tw orzonych i p rz ek azy w an y ch w ty m m iejscu, w artości. Ten m otyw niszczonej spuścizny je s t ch a ra k te ry sty c z n y d la prozy M yśliw skiego, jego św iaty zazw yczaj kończą swój bieg, lecz ich k u ltu ra , n a w zór greckiej czy rzy m skiej, będzie ja ś n ia ła z m ocą w zoru jeszcze p rzez długi czas. Tak więc w P ałacu m iejsce tytu ło w e zostaje porzucone przez sw ych praw o w itych w łaścicieli z pow odu nadciągającego k o sz m a ru wojny. M obilizuje on dziedzica do panicznej ucieczki, choć przecież od jak ieg o ś czasu m o żn a było tę wojnę u sły szeć czy n a w e t zobaczyć, je ś li noc b y ła w y starcza ją co m ro czn a. Ten m om ent, w k tó ry m rozpoczyna się ak c ja powieści, to zap ew n e ro k 1944, k iedy ze w schodu ciągnie „w yzw oleńcza” A rm ia C zerw ona. I choć nie o we- ryzm p rz e d sta w ie n ia tu ta j chodzi - bo czas w u tw o ra c h M yśliw skiego nie m a zn a cze n ia - to w łaśn ie ów p rzeczuw any b a rb a rz y ń sk i pochód zw ycięz­

ców s tw a rz a sy tu ację k a ta k liz m u , ch aosu i zagrożenia, potęguje dem oniczny lęk:

3 Zob. H . B e re z a , P e łn ia , „Tw órczość” 2007, n r 3, s. 93-96.

(4)

Spoglądałem jeszcze w niebo, nasłuchując, czy gdzieś tam jeszcze nie jazgocze, gdy wtem park się rozstąpił i z alei na tra k t runął powóz zaprzężony w dwa siwe ogiery z pyskami w niebo zadartymi. To jaśnie pan uciekał. Taki pan, a uciekał jak zwykli ludzie, w strachu, w przerażeniu, i jeszcze niecierpliwie kłuł laską stangreta, aby czym prędzej konie wydłużył. Taki pan, że tylko sobie mógł być nieszczęściem, a uciekał razem ze wszystkimi4.

Ten opis - w ypełniony e k sp resją, od k tó rej M yśliw ski nie s tro n i - u trz y ­ m a n y j e s t w konw encji groteski: bo oto dziedzic - co ta k z a tra c ił się w swej pysze, że d la siebie sam ego m oże być tylko i k a te m , i o fia rą - w szaleńczym galopie, o stry m ja k b rzy tw a, podszytym bow iem grozą, uchodzi p rz ed dem o­

n em zła. J a k k o n s ta tu je J a n u s z M isiewicz, groteskow ość to cecha utw o ru , k tó ry u k a z u je zjaw isk a „osobliwe i potw orne, p rzy tłaczające a n iezro zu m ia­

łe”5, ta k więc św ia t ch ao su w ojennego doskonale m ieści się w tej konw encji.

Toteż nie m a t u m iejsca n a tro sk ę o to, czego się ze so b ą z a b rać n ie da. P rzy ta k n eg a ty w n y ch em ocjach n ie m oże być też m owy o pozytyw nych s k u tk a c h ludzk ieg o d z ia ła n ia : t a k w ięc p a ła c w y staw io n y zo staje n a c u d z ą ła sk ę i n iełask ę , k aż d y bow iem m oże do niego przyjść i w ziąć go w p o siad anie.

W o d czu w an iu ś w ia ta k atastro ficzn e g o tylko s tra c h j e s t rzeczyw isty, w n im w yrów nuje się w szystko, co do tej pory było nierów n orzęd ne, jednoczy się w n im cały św ia t n a tu ry : i człowiek, i zw ierzęta, i oszalałe z cierp ien ia p ta k i. C zarny, k rą żąc y n a d dw orem , korow ód w ron sta je się złowieszczym , a ja k ż e re a ln y m zn a k ie m zag ład y tego św iata, w zm ocnionym fin a ln ą sceną p o ża ru za b u d o w ań dw orskich.

S ło w o m ające m oc k rea cji

J u ż od sam ego p o cz ątk u spo tęg o w an iu pod leg a sy tu a c ja n ierealno ści, duszności m a rz e n ia sennego, przechodzącego w koszm ar, w k tó ry m rzeczyw i­

stość u m y k a ra c jo n a ln e m u osądow i, gdyż u ja w n ia niezgodność żywiołów r e ­ aln y ch i n iepraw d ziw y ch 6:

Jakieś nierzeczywiste to było, jakby urojone jedynie z tego skwaru, duchoty, senności, słodkiego zapachu lip. Nie mogłem uwierzyć, że to już wojna. [...]

Jedne te wrony tam nad topolami, spędzone ze swoich gniazd, krążące czarną chmurą, rozkrakane, rozżalone, były najprawdziwsze z tej wojny.

(P 9-10)

4 W. M y śliw sk i, P a ła c , K ra k ó w 201 0 , s. 10; w s z y s tk ie c y ta ty p o c h o d zą z teg o w y d a n ia , d a le j z a s to s o w a n o n a s tę p u ją c y zap is: P - d la o z n a c z e n ia ty tu łu , c y fra a r a b s k a - w s k a z u je s tro n ę , z k tó re j p o chodzi c y ta t.

5 J . M isiew icz, G ro teski k s z ta łt p o zo r n y , w: P r o b le m a ty k a a k sjo lo g ic zn a w n a u c e o lite ­ ra tu r z e , re d . S. S aw ic k i, A. T yszczyk, L u b lin 1992, s. 236.

6 W p ro z ie a u to r a T r a k ta tu o łu s k a n iu fa s o li zazw y czaj łą c z ą się dw ie rzec zy w isto ści, tw o rz ą c e n o w ą ja k o ś ć ; zob. B. L a ta w ie c , S tw o r z e n i je s te ś m y p r z e z p a m ię ć , „ O d ra ” 2007, n r 5, s. 4.

(5)

I dalej:

Parno było coraz gorzej, sennie, pachnąco. Gdyby nie ta dziwna pustka wokół, można by pomyśleć, że wojna przeszła bokiem. Zdawało mi się, że do tej pustki zaczną wkrótce ludzie powracać i łzy będą ocierać ukradkiem, wstydząc się swojego strachu. A nade wszystko wróci jaśnie pan [...]. Może nawet mnie dojrzy i hojnie obdarzy, że zostałem. [...] Poczułem się nagle w tej pustce tak, jakby nie tylko ludzi, ale i mnie samego nie było.

(P 11) To d o zn an ie ciszy, p różni, b ezlu d n o ści po zg iełk u m u ltip lik u ją c e j się ludzkiej nędzy w pędza J a k u b a - w brew jego przy ro d zo n em u za lę k n ien iu - w pychę n ieustępliw ości p rz ed losem , gdy wszyscy, łącznie z p an e m , ta k zu p e łn ie po lu d z k u uciek li. W y a rty k u ło w a n iu p o d leg a t u jego m a rz e n ie o w łasn ej podm iotow ości, o z a istn ie n iu w św iadom ości dziedzica, w y rw an ia się z bezim ien n o ści („Może n a w e t m n ie dojrzy”), p ra g n ie n ie by cia osobą 0 zind yw idualizow anych cechach p erso n aln y ch , a nie je d n y m z w ielu n iero z­

po zn aw aln y ch w istocie Ja k u b ó w („we dw orze n iejed n e m u m ówiono J a k u b ”).

J e m u więc p rz y p ad n ie w u d ziale ro la człow ieka otrzym ującego d a r decydo­

w an ia. N a stę p u je t u więc baśniow y sc h e m a t za m ia n y ról: żebrak-księciem - Ja k u b -p a n e m . Toteż J a k u b -p a s te rz czyni rzeczy, n a k tó re nigd y n ie p ow a­

żyłby się w cześniej: ro z p ętu je exodus w śród zależny ch od woli człow ieka zw ierząt, p a trz ą c bez cien ia ża lu n a ich sa m o ro d n ą rzeź.

W h e b ra jsk im Jaa q o b oznacza „zesłanego, by k a ra ć za grzech y”, dlatego b o h a te r sta je się sęd z ią ta k ż e w łasn y ch p rzew in ień. T ak więc n a w ierzch w y ła n ia ją się stopniow o ze „św iadom ości” s u m ie n ia sz k a ra d n e u czynki J a k u ­ ba, ja k te n , k iedy był chłopcem i m ordow ał p ta k i. Bo J a k u b wywodzi sw ą etym ologię ta k ż e ze słow a aqeb - co oznacza „p ięta”7 - s tą d słab ością - p ię tą A chillesa je s t jego zło, zogniskow ane w p ok usie (k tó ra „silniejsza je s t od woli, od m ądrości, od s u m ie n ia ”) podm iotow ego d o z n a n ia p ań sk ieg o p ałac u 1 takiegoż w y k reo w an ia sam ego siebie. P od porządkow uje się z a te m k u ltu ro ­ w em u nak azo w i w yjaw ienia, k im w istocie je s t, podjęcia H am letow ego p y ta ­ n ia o isto tę człow ieczeństw a:

Ale zarazem coś mnie kusiło, namawiało nieśmiało, trwożliwie, abym wszedł.

Ja, Jakub. Ja, prawdziwy. I dla mnie te wielkie drzwi staną się tak szeroko otwarte. Dla mnie cały ten pałac pusty, ogromny. I widziałem się już, jak wchodzę. Na pierwszy stopień. Na drugi. [...] A ja idę powoli, dostojnie. Idę i idę, jakby schody nie miały końca.

(P 16)

7 Zob. K sięg a R o d z a ju 25,26, w: P is m o Ś w ię te S ta re g o i N o w eg o T e s ta m e n tu , w p rz e ­ k ła d z ie z jęz y k ó w o ry g in a ln y c h , o p ra co w a ł zesp ó ł b ib listó w p o lsk ic h z in ic ja ty w y b e n e d y k ­ ty n ó w ty n ie c k ic h , w yd. 2 z m ie n ., P o z n a ń -W a rs z a w a 1971, s. 42.

(6)

Toteż n a r ra c ja w pow ieści M yśliw skiego je s t je d n y m w ielkim m onolo­

giem , gdyż tylko słowo m ów ione j e s t p ra w d ą , o d k ry w a jącą p ię trz ą c e się m yśli, em ocje i uczucia. Słowo p rzetw orzone przez k u ltu rę to ju ż języ k p is a ­ ny, a więc p o d d an y rygorom w szelak ich re g u ł k o d u społecznego8. Tendencję tę doskonale o b razuje sce n a p is a n ia listu , w k tó rej J a k u b szybko spostrzeg a, że zw racając się do księcia, u ży w a ję z y k a chłopskiej codzienności, p y tając z tro s k ą o ź reb iącą się klacz. P rz y ła p u ją c się n a zindyw idualizow anej mowie, bły skaw iczn ie zm ien ia konw encję w ypow iedzi n a eleganck ie form uły i tak ież figury stylistyczne.

J e d n a k ż e ów m onolog w P ałacu p o sia d a cechy polifoniczne, gdyż - oprócz m ówiącego w pierw szej osobie n a r r a to r a - uży cza on swego głosu in n y m b o h atero m , w spółtw orzącym a u rę se n su a ln e g o 9, w ypełnionego po b rzegi cier­

pien iem (czy to chłopów, czy to ubogich szlachciców ) tw o rz e n ia p ań sk iej biografii w p rz e strz e n i dziedzicowego dw oru. D la M yśliw skiego słowo wy- b rz m ie w a więc p o tęg ą k re acy jn ą, to poprzez słowo definiow ane ja k o „mowa w ew n ętrzn ej wolności”, w jego sem an ty czn y ch g ra n ic a c h o k re śla się b oh ater, nie ty le w ak ty w n y m d ziała n iu , co w „dzianiu się” n a g ra n ic y s n u i jawy, w nowej rzeczyw istości - nadrzeczyw istości:

Ogarnęło mnie zdziwienie, lęk bez mała, skąd ten pałac tu, w parku, w tej ciszy, tak nagle, nieoczekiwanie. Jakbym przypadkiem nań trafił, zapuściwszy się bez pamięci w gąszcza, niepomny przestróg, że gdzieś tam pośród starych dębów, buków, grabów, świerków i wiecznego świergotu ptactw a stoi pałac biały i ogromny niczym brzask. [...] Coś mi szeptało, żeby uciekać, uciekać. (P 15) P rz e s tą p ie n ie dw orskiego p rogu sta je się w ięc g ra n ic ą m iędzy re a ln o śc ią a p o zn a n ie m , p r o fa n u m a sa c ru m . S tą d p rz y c ią g a ją c a b iel d w orzyszcza i bijący z niego b la sk sym bolizują przejście w p rz e strz e ń dośw iadczenia w e­

w n ętrznego, wyższej świadom ości.

T ragiczn y p o z io m in icja cji

W n ętrze, do którego w chodzi J a k u b , za la n e j e s t po rażający m św iatłem .

„O stra ja sn o ść sm a g n ę ła m n ie po oczach” - m ów i n a r r a to r (P 19). W szystkie jego zm ysły s ta ją się p rz e s trz e n ią p o z n a n ia m agicznego m iejsca. Dźwięki, barw y, obrazy in te n s y w n ie ją - pod w pływ em Jaku bow ego w zro ku i w ytężo­

nego słu c h u - w ylew ając k a sk a d y b la s k u i m elodii. To do znan ie je s t p rz y k re i n a p a w a b o h a te ra p rz era żając y m lęk iem p ro fan a, gdyż stan o w i on e lem e n t n iep rz y sta jący do pałacow ych w n ę trz, jego obcość d em ask u je go, przy d ając m u s ta tu s in tru z a , d la którego p a ła c stopniow o, lecz n ie u b ła g a n ie za m ie n ia się w la b iry n t rodem z ak w a fo rt G iovanniego B a ttis ty P iranesiego :

8 Zob. J . K oźbiel, N a g r a n ic y sło w a , „W ięź” 2006, n r 11, s. 26.

9 Zob. J . W ach, Z m y s ły w p ro z ie W iesław a M y śliw s kie g o , „A k cen t” 200 9 , n r 2, s. 39-51.

(7)

Już mi się te pokoje mylić zaczynały. Nie wiedziałem, w którym skrzydle jestem.

A przecież znałem kiedyś pałac na pamięć. Zdawało mi się, że to będzie ten pokój, gdzie zwykle odpoczywano po różnych obżarstwach [...], a znalazłem się w sypialni pani.

(P 20) P rz e m ie rz a ją c pałacow e sale, J a k u b n ag le p rz e k ra c z a próg p rz e strz e n i in ty m n ej - wchodzi bow iem do sy p ialn i dziedziczki. T utaj k ry s ta liz u ją się jego m a rz e n ia n a js k ry ts z e , bo se k su a ln e . Z epchn ięte w n ie b y t w y pełzają z za k am ark ó w św iadom ości ja k b y w odpow iedzi n a w ysiłek dogłębnego po­

z n a n ia sam ego siebie. S tą d u jaw nione, a nigd y niezaspokojone p ra g n ie n ie do p rz eży w a n ia rozkoszy z ob iektem zachw ytu. N a stę p n y m k ro k iem powinno być ju ż tylko uśw iad o m ien ie sobie p ra w a do tego ty p u przeżyć, ale J a k u b w yb ieg ając p o za g ra n ic e sy p ia ln i, u c ie k a p rz e d w cale n ie p ię k n ą w ied z ą o sobie i traw ią cy m go w stydem . W istocie więc au to ce n zu ru je swe do znan ia, gdyż jeszcze zdolny je s t do g e s tu sprzeciw u. Z niew ag się je d n a k n ie d aro w u ­ je i kiedy p rz em ien i się w p a n a odbije sobie tę m ro cz n ą w iedzę o sw ych szo rstk ich m a rz e n ia c h o ja ś n ie p a n i („O na do m nie. Z now u żeś pijany. To ja j ą po pysku. W szystkim i rę k am i. Bez litości. Po całej izbie. E h , p ra łb y m ci ją, ja k chłopy swoje b ab y p io rą” P 48). U jaw n io n a zostaje t u ciem n a s tro n a osobowości n a r ra to ra , co sym bolizuje m a rsz p rzez zaciem nione pom ieszcze­

nia, gdzie w zrok zup ełn ie je s t n ie p rz y d a tn y („ślepe p a trz e n ie ”), a w idzenie dokonuje się poprzez pam ięć. In te n sy w n e m u p o d k re śle n iu podlega zatem sa m a k t w ęd ro w an ia, topos drogi po labiry ncie sta je się w e w n ętrzn y m po­

zn a n ie m sam ego siebie, w ę d ró w k ą po p rz e strz e n i, k tó ra je s t, ale też coś znaczy.

J a k p o d k re śla M ichał Głowiński:

Mit labiryntu, [...], jest mitem opowiadającym o przestrzeni swoiście pomyślanej i zorganizowanej, która właśnie za sprawą swych osobliwości została szczególnie nacechowana [...], przestrzeni różniącej się od wszelkich pozostałych, różniącej się tym choćby, że zawsze wpływa na zachowania tych, co znaleźli się w jej obrębie [...]10.

I rzeczyw iście p a ła c -la b iry n t k re u je zach o w an ia J a k u b a , k tó ry dociera pod jego w pływ em do w iedzy daw no n ieistn iejącej, w y p artej z rozum u. Bo ja k pom ieścić w sobie tra g ic z n ą śm ierć ojca, k tó ry w akcie rozpaczy, niem oż­

ności udźw ignięcia przytłaczającego b rz em ien ia egzystencji popełnia sam obój­

stwo? Pod o knam i dziedzica, n a jego klom bie pełnym życia od rozkw itłych róż, k o są przecin a nić Boskiego d a ru istn ie n ia , siebie sk azu jąc ty m sam ym n a potępienie, ale i w skazując n a tego, któ ry pogwałcił p ra w a Boże, bo czyż Bóg nie n a k a z a ł dzielić się w szystkim , a co dopiero p e łn ią pańskiego n ad m iaru .

10 M. G ło w iń sk i, L a b ir y n t, p r z e s tr z e ń obcości, w: tegoż, M ity p rz e b r a n e , K ra k ó w 1994, s. 130.

(8)

W edług W ła d y sła w a K o p a liń sk ieg o k o sa sym b o lizu je ży w iciela, jego plon, ale też śm ierć11. „K osa - rów nacz n ie u b ła g a n y w szystkiego, co żyje, rów ny d la w szy stk ich ”12 m oże błyskaw icznie zwrócić swe o strze k u sytym . To sam obójstw o ojca j e s t p rz e stro g ą , ale też g estem b u n tu , je d y n y m - n a d któ ry m p a n nie m a władzy. Sam obójstw o sta je się więc a k te m wolności.

S tą d Jak u b -czło w iek nosi w sobie dogłębne poczucie krzyw dy, w y n ik ają­

ce z nierów ności lu d zk ich egzystencji. I upływ cz asu n ie tylko n ie o dm ienia owego odczucia, lecz ta k ż e je pogłębia, bo j a k zrów nać życie b ie d a k a z losem b o g acza. D lateg o a k te m o d w e tu s ta je się ze p su c ie pałaco w eg o z e g a ra , a w istocie u n icestw ie n ie szydzącego czasu. J a k u b dzięki te m u p rz ed zierzg a się w k re a to ra cz asu teraźn iejszeg o , p ra esen s p e r p e tu u m 13, pozbaw ionego asp ek tó w przeszłości i przyszłości - to w ieczność n a d realn eg o ś w ia ta doznań.

W sy p ialn i ja ś n ie p a n i m a m iejsce sce n a z lu stre m , w k tó ry m n a r r a to r d o strze g a swego sobow tóra. N a stę p u je t u ja k b y rozszczepienie n a dw a p ie r­

w iastk i: duszę, u ja w n io n ą poprzez obraz od bity w ta fli lu s trz a n e j, oraz ciało, stojące p rz ed jego b ry łą. To a k t sym bolicznego w y d zielen ia p rz e s trz e n i d ob ra (odpow iadającego d uszy dziecka) i zła (ucieleśnionego w p ełn ym w szelkiej pożądliw ości ciele m ężczyzny), bo w k ażd y m człow ieku obok d o b ra czai się zło, obok godności - hanieb n o ść, obok w arto ści - a n ty w a rto ś ć 14. D latego w J a k u b ie u ja w n ia ją się rów nolegle p ejo raty w n e emocje (śm ierć ojca, m a rz e ­ n ia sek su aln e), ale ta k ż e pozytyw ne d oznania, g esty szlachetn ości w y a rty k u ­ łow ane w obec szlachciców -patriotów tw orzących n iegd yś h isto rię, m ow a w y­

rozum iałości czy n a w e t czułości d la cierp ien ia ja ś n ie p an i. W ym ow nym tego p rz y k ła d em je s t m om ent, kied y do p a ła c u zjeżdżają zap ro szen i n a b a l goście.

I w tedy J a k u b w yław ia z tej kakofonii w rzaw y p a ra d n y c h b ry k skro m ne dźw ięki ubogiego zaprzęgu. Oto ja k c h a ra k te ry z u je przybyw ającego w progi p a ła c u sąsiad a :

On jeden, choć uboższy od innych, przyjeżdża zawsze z potrzeby serca. Z wielkiej ongiś posiadłości nieledwie chłopska zagroda mu została, choć nie przejadł jej, nie przepił ani przegrał. A przy tym ani się tem u dziwił. Chociaż jeden szlachet­

nie podupadły. [...] W zmurszałym dworku zajmuje tylko jeden pokój, a i to mu za wiele, jak mówi, bo tylko księgi w nim czyta, śpi i śmierci czeka. [...] Lecz jemu jednemu nie mam za złe tego ubóstwa. Witam go zawsze jak najdostojniej­

szego gościa, wychodząc mu naprzeciw aż na schody, przed pałac, i nawet sam mu pomagam wygramolić się z bryczki i zwykle długo, dłużej niżby gościnny zwyczaj nakazywał, trzymam w objęciach jego wielkie, zatęchłe ciało.

(P 30)

11 W. K o p a liń s k i, S ie r p i k o sa , w: tegoż, S ło w n ik sy m b o li, W a rsz a w a 2001, s. 381-382.

12 T am że, s. 382.

13 Zob. S. D ą b ro w s k i, O p e w n e j w ła ściw o ści p o r ó w n a n ia i m e ta fo ry, „ P a m ię tn ik L ite ­ ra c k i” 1965, z. 3, s. 118-119.

14 Zob. A. T yszczyk, O p o jęc iu w a rto ści n e g a ty w n e j w lite r a tu r z e , w: P r o b le m a ty k a a k ­ sjo lo g ic zn a w n a u c e o lite r a tu r z e , re d . S. S aw ick i, A. T yszczyk, L u b lin 1992, s. 139.

(9)

N ie u le g a w ątpliw ości, że pow yższa sce n a p o w ita n ia ja ś n ie je n a tle in ­ nych, k tó re d e fin iu ją człow ieczeństw o J a k u b a . W yziera z niej poczucie soli­

d ary zm u z b o h a te ra m i sp raw y narodow ej, k tó rzy zapłacili u t r a t ą zdrow ia i schedy rodowej za swój hero izm i m iłość k u ojczyźnie, bo też hory zo n t ich sp ra w w yznacza nie p ełny żołądek i p o dn iety ciała, ale lo t d u c h a k u w yży­

nom .

W ędrów ka n a r r a to r a po w n ę trz a c h dw orskich je s t po szu k iw an iem p ra w ­ dy o sobie. W w y n ik u tego procesu o k azu je się, że J a k u b nosi w sobie i gniew, i n ieustępliw ość, i m arz en ie bycia k im ś in n y m niż je s t, pełnego d o zn a n ia obcej kultury. Ta o s ta tn ia , choć cudza, przecież go k s z ta łtu je (to m ożliw e, gdyż w w y n ik u tzw. pro cesu o p ad a n ia , tj. p rz ejm o w an ia k u ltu ry szlacheckiej przez niższe w arstw y, chłopi u leg ali w pływ om k u ltu ry szlachec- ko -k o śc ie ln e j15), ty le że n e g a ty w n ie , z m u sz a ją c do s tłu m ie n ia p ra g n ie ń , w z a m ia n pew ności i poczucia w arto ści sty g m aty zu je p o k o rą i lękiem . D la te ­ go pierw szy e ta p Jak u b o w ej inicjacji kończy się uśw iad o m ien iem sobie w ła ­ snej niegodziw ości i w y a rty k u ło w an iem gniew u, ta k ż e poprzez ak ty w a n ­ dalizm u. I jak k o lw iek ciem ne stro n y za czy n ają p rzew ażać w w ize ru n k u bo­

h a te r a , to je d n a k m ieści się w n im ta k ż e dobro. U ja w n ia się t u cały trag iz m człow ieka, gdyż los J a k u b a j e s t b io g rafią chłopa, a w ybór n a rz u c a m u obcą rolę bycia pan em . S tą d przyrodzone n a tu rz e lud zkiej zło z a m ia st m aleć n a ­ b ie ra mocy, nic się nie zm ien ia w w iz e ru n k u dziedzica, bo okazuje się, że to możliwości w y zw alają w człow ieku potw ora. We w n ę trz a c h p ałac u dokonuje się rów nież sym boliczna śm ierć daw nego J a k u b a (konieczna, by w ejść n a wyższy poziom św iadom ości). K ilk a k ro tn ie bow iem p o w ta rz a ją się sceny roz- tra to w a n ia , ro z d ziera n ia , ro z ry w a n ia n a strzępy. To zatom izow anie psychiki n a r r a to r a ro z k ła d a się n a k ilk a d z ie s ią t scen, w k tó ry ch dom inuje ju ż tylko p o rtre t u p io ra - złego dziedzica z M ickiew iczow skich D ziadów . Tragiczny poziom p o z n a n ia to zm ag an ie się z sam y m sobą, to jeszcze o znaki niezgody n a zaw ładnięcie p rz e strz e n i d uszy przez pychę i w y stęp ek, to psych o m a ch ia , której szala, n iestety, p rz e w a ż a n a stro n ę zła.

S z y d er czy p o zio m in icja cji

K iedy J a k u b ro z sia d a się w sali p a ra d n e j i za u w a ż a p o rtre ty dziedzico­

w ych an ten ató w , rozpoczyna a k t kreacji siebie jak o p a n a . Z ata rcie g ran icy pom iędzy J a k u b e m a dziedzicem w y ra ż a się w geście u su n ię c ia (niczym w egipskich p iram id ac h ) zapisaneg o w k u rz u n a w ieku fo rte p ia n u w łasnego im ie n ia , k tó re trz y k r o tn ie w y k a lig ra fo w a n e p rz y b ie ra coraz to w ięk sze k ształty , by p rz e s ta ć w końcu egzystow ać pod w pływ em gw ałtow nego i u n ic e ­ stw iającego gestu . Bo to ju ż i n ie J a k u b , a J a k u b - p a n ro z sia d a się w fotelu.

15 Zob. S. S ie k ie rs k i, F o lk lo r i k u ltu r a o fic ja ln a , w: tegoż, E to s c h ło p s k i, K ra k ó w 1992, s. 28.

(10)

Zaspokojony w sw ych żą d zach ta k , że ju ż niczego n ie p ra g n ie , ja k tylko kontem plow ać swój los i uro d ę św iata, p o s trz e g a n ą jak o cecha przyrodzona, a nie u rą g a n ie nędzarzow i. Oto więc zw ielo k ro tn ia się p a n w J a k u b ie , że już i n a śm iech sobie pozw ala, zapo m in ając zupełnie o tym , iż przyw iódł go tu ta j lęk w iedzy o sam y m sobie. To w yzw olenie się z obaw y p rzen o si J a k u b a w p rz e strz e ń p a n o w a n ia n a d w łasnym , ale i cudzym losem , choć ta k n a p ra w ­ dę s tra c h tow arzyszy rów nież p a ń sk im upiorom .

Ja k ie j dziedziny życia nie d o tk n ąłb y n a rra to r, s ta je się o n a św iadectw em hańby, pychy i cynizm u:

O, dawniej to były polowania. Ale dawniej sama natu ra dopraszała się gwałtu.

Była niewyżyta. Niczym stara panna. O, dawniej jeszcze niż pamięć twoja sięga.

Może kiedyś tam słyszałeś? Na dobranoc zamiast bajek. Bo też były to czasy.

[...] Żadna pora zła nie była. Zima czy nie zima, żniwa, nie żniwa. To i cóż z tego, że przychodzili potem chłopi z lamentami, że zagony stratowane, domy ich ograbione, córki pogwałcone. Kto by tam na takich zważał. Głupcy. Żadnej radości niezdolni pojąć. Cnota, ziemia, żarcie to ich trójca przenajświętsza.

(P 52-53) Z arów no fo rm u ła początkow a w ypow iedzi, ja k i tok, k ró tk ie zd a n ia , n a ­ w roty p rz erw a n y ch w ątk ó w o d zw ierciedlają g aw ęd ziarsk ie zacięcie J a k u b a - p a n a , szczycącego się p a ń s k ą fa n ta z ją , p rz ed k tó rą nie było „okresów ochron­

n y ch ”. S cen a u śm ie rc e n ia je le n ia odciska się złow ieszczym p iętn em , gdyż od tego m o m e n tu nie m a podłości, p rz ed k tó r ą cofnąłby się p an . To s z a ta ń sk i chichot n a d ad e p te m zła. B ezsensow na śm ierć zw ierzęcia j e s t ta k sam o bole­

sn a, ja k k ażd y g w a łt dokonany n a N a tu rz e , a d o znanie tej śm ierci m a c h a ­ r a k te r m etafizy czny16:

Nie czułem się tu, gdzie stałem, lecz w tych oczach jego zachodzących za góry, za lasy, nabrzmiałych łzami i gasnących powoli łza po łzie. Nie wiedziałem dotąd, że zwierzęta płaczą. Wyobraź sobie, płaczą. Nie wiedziałem. Tylko że ten płacz ich jest jakby do śmierci zwrócony.

(P 61) Toteż w ypielęgnow ał w sobie n a r r a to r - ja k chorobliw y k w ia t - sk ło n ­ ność do gw ałtów i m iażd ż en ia losów, szczególnie chłopskich:

My, jako Idziego, panie, przegrałeś onegdaj spośród nas, i żonę jego, i dzieci jego, i wolną wolę jego, co mu Pan nasz Bóg miłosierny, a i twój, panie, i twój, był obiecał, bo ci k a rta nie sprzyjała na nasze nieszczęście, na nasze łzy i strapienia, choć my się modlili za ciebie po domach naszych, bo nam twój stajenny przyniósł tę wieść struchlałą, że wielkie granie idzie w pałacu twoim, o, wielkie granie idzie, na majątki, na sumienia, na dusze.

(P 59)

16 Zob. J . M. R y m k iew icz, S ta r y św ie rk , „ G a z e ta P o ls k a ” 2014, n r 5 (1069), s. 40.

(11)

Tok opowieści J a k u b a -p a n a m a dw ustopniow y, k o n tra sto w y u k ład : z je d ­ nej stro n y to p a ń s k ie praw o do życia p ełn ią, niecofające się p rz ed niczym , eksplodujące w b arw n ej h isto rii baw iącej a u d y to riu m , a z drugiej - p rz a śn y ból egzystencji chłopa, k tó re m u ju ż i Bóg nie w y starcza , by wybaczyć k rzy w ­ dę i doczekać S ą d u O statecznego. T akie ze staw ien ie n ie w ym ag a żadnych k om entarzy, gdyż ocena je s t jed n o zn aczn a. Szlachectw o zobow iązuje do s z la ­ chetności czynów, a nie folgow ania sam em u sobie. Ale J a k u b - p a n przeczuw a, że g ra n ic a p a n o w a n ia n a d chłopstw em m oże bły skaw iczn ie zn ik n ąć pod n a ­ porem pejo raty w n y ch faktów , s tą d w lew a w sw ych p o dd any ch m orze wódki, p ozbaw iając ich godności, trzeźw ego o sądu i akty w n ego p rz eciw staw ie n ia się złu. A u ra nierzeczyw istości, za w ieszen ia pom iędzy św ia ta m i rozlew a się poza m u ry p ałac u i ju ż nie w iadom o, co je s t cierpieniem , a co szczęściem .

S tą d pobyt J a k u b a w p rz e s trz e n ia c h dw orskich j e s t sp o tk an iem z u p io ­ ra m i, k tó re w y ciąg ają z pam ięci w szelki w ystępek , k a ż d ą śm ierć. P rz e ra ż a ją ­ cy w swej wym ow ie je s t obraz przyprow adzonej tu ż po ślu bie p a n n y m łodej, by dziedzic sk o rz y sta ł ze swego p ra w a pierw szej nocy. P a n m łody pow iesił się z rozpaczy n a d sw oim i jej losem , obciążając dziedzicowe k onto grzechów ta k , że go piekło ju ż nie zechce. Toteż Ja k u b o w i-p a n u to w arzy szy widm o śm ierci n ieo d stęp u jące go n a krok, bo tylko życie rów ne j e s t d an in ie z życia:

Ale wyznam ci, że tak mnie ta śmierć [pana młodego] nie opuściła, chociaż tyle za nią dałem. Czuję nieraz, jak mnie coś łaskocze wokół szyi. Macam, a to pętla, sznur jak ręka gruby. Swędzi mnie to, a od tego swędzenia zaczyna mi powie­

trza brakować [...].

(P 160) T ak więc m onolog J a k u b a -p a n a p rzyjm u je cechy spow iedzi z całej n ie ­ cnej egzystencji, a je śli ja k ie ś zło p rz ep u ści przez sito su m ien ia, u p o m n ą się o n ie zjawy. S tą d w ę d ró w k a po k o m n a ta c h p ałac o w y ch p rz e m ie n ia się w m arsz pokutny. W ypełniony w iecznością staje się losem w y g n a ń c a -tu ła c z a - A hasw era, gdyż m rok, w ładający d u sz ą Ja k u b a , przechodzi w ko szm ar zło­

wieszczej ciem ności, zak rad a ją cej się ja k złodziej i niw eczącej spokój duszy:

Wtedy dręczyć zaczyna mnie podejrzenie, że ciemność wcale nie zniknęła, że tylko skryła się poza światłem, przyczaiła się gdzieś tam i czyha na mnie.

Tysiącami niewidocznych oczu gadów, stworzeń, ptaków przedziwnych patrzy spoza kręgu tego światła, ze wszystkich stron, ze wszystkich kątów [...]. I tylko czeka, kiedy sen mnie zmoże. Ale ja wiem, że dopóki nie usnę, nic mi nie grozi.

(P 163) J a k u b a -p a n a tr a w ią choroby ja k biblijn e plag i egipskie. O d zw ierciedlają one proces dekadencji, k tó re m u podlega to k u ltu ro w e środow isko, w y k w in t­

n e a sk aż o n e chorobą, zm ierzając e k u u n ic e stw ie n iu . S tą d n ie z o sta n ie oszczędzony spow iadającem u się dem iurgow i p a n a gniew doprow adzonych do ostateczności chłopów: m ężów zgw ałconych żon, ojców córek noszących w b rz u ch u p a ń sk ie bękarty. W targ n ięcie bu nto w n ik ó w do pałacow ych w n ę trz

(12)

p rz ed zierzg a się w polow anie n a zw ierza - o k ru tn y c h pan ó w i sta je się w a lk ą o o d zy sk a n ie w łasnej godności, p a ra d o k s a ln y m zró w n an iem , choć w istocie odw róceniem ról, gdyż to g m in n a panó w idzie z ko sam i, bez żałości i litości. W przeczuciu śm ierci u ja w n ia się, kto kim je s t, a ze śm iech u czynić tarc zę przeciw ko try w ialn o ści św iata, to o s ta tn i z n a k ary sto k ra ty z m u :

Może płakać zaczniemy. Płakać, my? O, nie. Nigdy. Nam jest wesoło. Mnie na przykład ptak się z duszy wykluwa. A co tobie, kuzynie? No przecież masz tam jakąś duszę? Opuściła cię powiadasz. To straszne! Biedna twoja dusza. A może chociaż ten nieszczęśliwy zając gdzieś tam w tobie kica. A nie, nie. Królik. Cha! Cha! Cha!

(P 112) Od sam ego p o cz ątk u J a k u b m a w rażenie, że je s t w ciąż obserw ow any, podsłuchiw any, sta le tow arzy szy m u w idm o dziedzica, ja k b y tro p iąc e po­

tk n ię c ia J a k u b a -p a n a . I jed n o cześn ie w ciąż k o n s ta to w a n a p ró ż n ia dw o ru j e s t pow tórzeniem losów dziedzica, uw ięzionego w sam otno ści w śród tłu m u w ro­

giej m u służby. Śm iech w opuszczonych k o m n a ta c h pałacow ych n a b ie ra więc b a rw szyderczych: oto człow iek - ecce hom o - uw olniony od Boga, w ypędzony z ra ju , sk a z a n y n a wolność w yboru, sk a z a n y n a piekło życia z sam y m sobą, d la którego śm ierć m oże być tylko w ybaw ieniem z potw orności:

O nieraz z życia tylko ta śmierć zostaje. Nieraz śmierci trzeba czekać, aby doznać, że się jest człowiekiem. A przeklętych to już zawsze śmierć dopiero uczłowiecza, w śmierci się dopiero rodzą, w śmierci olśnienie ich nawiedza, że byli także ludźmi.

(P 63) P rzychodzi śm ierć w płom ieniach, w ali się p a ła c - siedlisko zła - w d n iu S ą d u P ańskiego, g rz eszn ik J a k u b prosi o p rzeb aczen ie i Boże m iłosierdzie.

D ru g i e ta p podróży n a r r a to r a po labiryn cie d u ch a j e s t k o n sek w e n tn y m o bn ażen iem ciem nej stro n y ludzkiej duszy. Toteż u w id ac zn ia się w po staw ie b o h a te ra p o stępujący re g re s aksjologiczny, tj. niem ożność re alizo w an ia czy w ręcz porzucenie w y znaw anych wcześniej w arto ści n a rzecz d o tarc ia do se d ­ n a w iedzy o człowieczych w yborach w ściśle o kreślonych okolicznościach.

J e d n a k c e n ą za p ozyskane m ożliwości j e s t u t r a t a w łasnej tożsam ości, d la te ­ go w ybory te sp ro w a d zają n a człow ieka cierpienie. A je d n a k tylko poprzez nie m oże on poznać sam ego siebie, p rzejrzeć się w n im j a k w zw ierciadle.

O braz dw oru u k a z a n y w pow ieści M yśliw skiego w pisuje się w k lim a t prozy S ta n is ła w a B rzozowskiego, S te fa n a Żerom skiego, W itolda G om brow i­

cza. To je s t dw ór zuniw ersalizow any, ale podp orząd ko w an y n eg atyw n ej s tro ­ nie z jaw isk a17. U chw ycony w czasie swej d ekaden cji z m ierza k u trag ic zn em u

17 P a m ię ć ty ch , k tó rz y z d w o re m obcow ali p o d su w a o d m ie n n e o b razy : sz lac h etn o śc i, pom ocy u d z ie la n e j w k a ż d y m k o n iec zn y m p rz y p a d k u , o p ie k o w a n ia się w s ią , d la te g o p o r tr e t M y śliw sk ie g o j e s t w iz ją a r ty s ty c z n ą , n ie p r e te n d u ją c a do m ia n a ścisło ści; zob. P. W ojcie­

c h ow ski, T ra g ed ia a lb o c isza , „W ięź” 200 7 , n r 2, s. 102.

(13)

końcowi, gdyż jego e n e rg ia tw órcza się w yczerpała. T ak więc k u ltu ro w em u obrazow i chylącej się k u końcow i św ietności to w arzy szy n ieu stęp liw y cień przyrodzonego n a tu rz e ludzkiej zła, dokonuje się więc w y ra ź n a dychotom ia w a rto ścio w an ia n a dobro i w ystępek.

B ib lio g ra fia

Źródła

Myśliwski W., Pałac, Kraków 2010.

Pismo święte Starego i Nowego Testamentu, w przekł. z jęz. oryg., oprac. zespół biblistów polskich z inicjatywy benedyktynów tynieckich, Poznań-W arszawa

1989.

O pracow ania

Bereza H., Pełnia, „Twórczość” 2007, nr 3.

Dąbrowski S., O pewnej właściwości porównania i metafory, „Pamiętnik Literacki”

1965, z. 3.

Głowiński M., Labirynt, przestrzeń obcości, w: tegoż, Mity przebrane, Kraków 1994.

Kopaliński W., Słownik symboli, Warszawa 2001.

Koźbiel J., N a granicy słowa, „Więź” 2006, n r 11.

Latawiec B., Stworzeni jesteśmy przez pamięć, „Odra” 2007, n r 5.

Marzec A., Mądrość ma wiele twarzy, czyli o prozie Wiesława Myśliwskiego, w: tejże, Co jest w człowieku. Interpretacje prozy współczesnej, Łódź 1993.

Misiewicz J., Groteski kształt pozorny, w: Problematyka aksjologiczna w nauce o literaturze, red. S. Sawicki, A. Tyszczyk, Lublin 1992.

Rymkiewicz J. M., Stary świerk, „Gazeta Polska” 2014, nr 5 (1069).

Siekierski S., Folklor i kultura oficjalna, w: tegoż, Etos chłopski, Kraków 1992.

Tyszczyk A., O pojęciu wartości negatywnej w literaturze, w: Problematyka aksjolo­

giczna w nauce o literaturze, red. S. Sawicki, A. Tyszczyk, Lublin 1992.

Wach J., Zmysły w prozie Wiesława Myśliwskiego, „Akcent” 2009, n r 2.

Wiśniewski W., Wiesław Myśliwski, w: tegoż, Lekcja polskiego, Warszawa 1993.

Wojciechowski P., Tragedia albo cisza, „Więź” 2007, nr 2.

S u m m ary

C h a ra c te ris tic o f th e m a n o r show n in th e W. M yśliw sk i novel P alace co rresp o n d s to th e c lim ate of th e p ro se by: S. B rzozow ski, S. Ż ero m sk i, W. G om brow icz. T h a t m a n o r is th e c u ltu ra l im ag e of its decadence, acco m p an ied b y th e in h e re n t evil o f h u m a n n a tu re . M ain c h a r a c te r- n a r r a to r e n te rs in te rio r o f th e m a n o r (a s a re s u lt o f th e a b a n d o n m e n t o f th e palace b y th e h e ir a fra id o f th e u p co m in g w a r) a n d in d eed th e la b y rin th of ow n soul to tra n s fo rm in to J a k u b -m a s te r. T h e process of tra n s fo rm a tio n re v e a ls a c le a r dichotom y, in th e p e rs o n a lity of th e h ero , c o n cern in g e v a lu a tio n th ro u g h th e good a n d th e evil deeds.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Słowo i prawda w powieści Wiesława Myśliwskiego Kamień na kamieniu.. Abstract: The word and truth philosophy hidden in the novel Kamień na kamieniu [Stone upon Stone] references

Owszem W poszukiwaniu straconego czasu również prowadzone jest głosem pierwszoosobowym, jednak to jedyna powieść Prousta, więc ciężko zakładać tutaj o jakąś

W Requiem pojawiają się także nieoczywiste wypowiedzi, które nie są klasyczną mową pozornie zależną, jednak poetyki mowy niezależnej również w pełni nie realizują:..

Wojna stała się elementem konstrukcyjnym tożsamości bohatera. To z nią mu- siał się zmagać, uciekać przed nią. Jednakże traumatyczne zdarzenia okazały się silniejsze.

Dziennikarstwo teraz w Krakowie (czyli raczej jeden dziennik, wszystko inne lub ustało samo lub wzbroniono np. Gazetę Krakowską) jest niezawodnie

Kobieta w powieściach Myśliwskiego jest Inną, co manifestuje się zarówno poprzez fabułę, jak i narracyjne strategie wprowadzania dystansu i różnicy. Od- powiedzią na wykluczenie

Evolution of the one-increment PDF in scale ob- tained from direct numerical simulations (resolution N = 8192, dx = 0.0049, viscosity ν = 0.03, spatial correla- tion of forcing ∼ k

Streszczenie: Michał Siedlecki w swojej recenzji monografii Piotra Biłosa za- tytułowanej Powieściowe światy Wiesława Myśliwskiego dowodzi, że badacz ten opiera