Lid i a Wi ś n i e w s k a
(By d g o s z c z)
Cz ł o w i e k w d r o d z e
Zapraszając do wejścia m iędzy artykuły tej książki, do odbycia za tem jeszcze jednej - obok zaprezentow anych tutaj w poszczególnych rozdziałach dróg sam ego motywu, bohaterów , autorów i badaczy - dro gi czytelniczej, proponuję, by przez chwilę jed n ak zatrzym ać się i n a ty tułowe zagadnienie spojrzeć poniekąd m om entalnie i „z lotu p tak a”. Ale zarazem - by ująć je dwoiście, bo i odwołać się do konkretnych przy kładów literackich (czy paraliterackich), i w poszukiw aniu uogólnienia sięgnąć do koncepcji pozaliterackich. W szystko to w nadziei, że za trzym anie się takie czasam i służy drodze.
A skoro tak zam ierzam y spojrzeć na tę kwestię - zacząć wypada od najstarszej bodaj z wielkich opowieści o ludzkich ścieżkach, pocho dzącej sprzed pięciu tysięcy lat: od opowieści o Gilgam eszu1, w której znajdziem y od razu trzech bohaterów m ających z interesującego nas tu punktu w idzenia znaczenie zupełnie zasadnicze. Dwaj z nich tw orzą znam ienną ze względu na swe zróżnicowanie parę: gdy jed en bowiem w dwóch trzecich je st bogiem (pomijając ju ż to, że nieludzkim władcą- -tyranem ), to drugi zrazu - m ówiąc najoględniej - w dwóch trzecich po zostaje zw ierzęciem (jeśli nie bydlęciem). Ta zw ierciadlaność w szakże (która w prow adza tyleż obecność wspólnego pierw iastka, co kontrast), ujaw niająca się w statusie bohaterów , wydobywa dzięki stanowi przejś- ciowości m iędzy biegunam i natury i ducha możliwość spotkania się ich na poziom ie człowieczeństwa - w yznaczającym wspólnotę nie mniej is totną niż istotne pozostaje zróżnicowanie. Pozwala też zarysow ać pod 1 Gilgamesz. Epos babiloński i asyryjski ze szczątków odczytany i uzupełniony także pieśniami szumeryjskimi przez R. Stillera. W arszawa 1967. Cytaty w tekście oznaczam literą G i num erem strony.
stawowe drogi człowieka, a może naw et raczej - dwa w arianty jednej drogi. B ohater pierwszy, Enkidu, musi bowiem przede wszystkim wyjść ze stanu zwierzęcej dzikości i, ja k to zostanie określone, zyskać rozum oraz rozszerzyć swoje „słyszenie” dzięki współudziałowi sakralnej nie rządnicy ze świątyni, a także zetrzeć z siebie sierść tudzież nam aścić się pachnącym olejkiem. Tak wyglądają antynom iczne gesty (racjonal ne i erotyczne, sakralne i estetyczne...) pozw alające od natury przejść w kierunku kultury (łącznie z jej wymiarem boskim). Gilgamesz przeciw nie - m usi powściągnąć swoją królew ską (a jeszcze bardziej: a n a r chiczną) wszechwładzę, trafiając na kogoś w pewnej m ierze godnego siebie, by stanąć, a potem położyć się (w ten sposób do głosu dochodzi ciało) obok niego. Tak rysuje się droga w pewnej m ierze ograniczenia samowolnego ducha, która wiedzie od prawie boskości ku biegunowi natury. Lecz to połowiczna praw da o drogach wspom nianych bohate rów zw iązanych ze sobą hierarchicznie, a zarazem - towarzyszy, braci i oblubieńców.
Albowiem choć obaj oni w yruszają po drzew a z cedrowego lasu i razem zabijają jego strażnika, a potem bykołaka nasłanego na nich przez urażoną odmową m iłosną Isztar, to gniew bogów za spraw ą cho roby dosięgnie tylko Enkidu, który um iera, a jego ciało zostaje „schwy tane przez Ziemię” (jak ujmuje to Tablica XII, G, 89). W taki właśnie sposób ten, kto wyszedł ze zwierzęcości, w raca na powrót do natury w kołowym obiegu. Ale w raca w pełni, czy - jeśli kto woli - bez najm niej szej reszty. Toteż czyni to opierając się, a i potem, wywołany z zaśw ia tów we śnie Gilgamesza, nie będzie miał nic dobrego do pow iedzenia o owym pośm iertnym istnieniu, które naznaczone zostaje gniciem, de strukcją obracającą w proch, pożarciem przez robaki, ciemnością. Sam Gilgamesz w szakże, nam iętnie przecząc rozkładowi ciała przyjaciela, każe sporządzić jego posąg z głazu, szlachetnych kam ieni i złota. Dzię ki sztuce zatem nadaje wieczne życie przem ijalnem u.
Niezależnie od tego, przybity grozą śmierci, w yrusza (mimo wielo krotnych zapowiedzi, że nie znajdzie, czego szuka) w drogę do kraju, gdzie przebyw a Utnapiszti - człowiek, który osiągnął boską w ieczność w nagrodę za to, iż w swej arce ocalił przed potopem i zniszczeniem przez bogów życie - nie tylko ludzkie; za to więc, że choć nie stworzył życia z niczego, to w każdym razie je odnowił i przywrócił. Jedn ak czy ny Gilgamesza okażą się zbyt skrom ne, by zasłużył on na taką nagrodę ja k tam ten i naw et ju ż zdobyte cudowne, pozw alające odzyskać m ło
dość zioła zjada m u w ąż niczym żarłoczny czas. Toteż Gilgamesz w gruncie rzeczy ostatecznie będzie żył - w pewien sposób wiecznie - przede wszystkim dzięki istnieniu jego m iasta Uruk, z którego wyruszył w daleką w ędrówkę, zmęczył się ogrom nie i - do którego powrócił.
Bo-Człowiek w drodze 11 h ater ów, który wyszedł z praw ie boskości, doczeka się też bliskiego bo- skości unieśm iertelnienia kulturowego: unieśm iertelnienia nie ciała je d nak, lecz imienia. To zaś w yrasta z jego ról dzielnego wojownika, auto ra, który kazał w kam ieniu wyryć swe dzieje, budowniczego stolicy i wędrowcy po świecie i zaświatach. W ten sposób Gilgamesz, podobnie ja k Enkidu - opierając się - w raca jed n ak w kołowej drodze do punktu wyjścia. Śm ierć zatem okazuje się w obu przypadkach rozdzieleniem zm ieszanych sprzecznych pierwiastków, jednoznacznym , choć niepożą danym przejściem na stronę (duchowości) kultury bądź natury. Osiąg nięta poprzez to przejście nieśm iertelność jest nieśm iertelnością zatrzy m ania się, nie ruchu. Niemożliwe natom iast dla w spom nianych boha terów okazuje się życie wiecznie w drodze lub droga wiecznego życia.
Tylko więc Utnapiszti w tym gronie, wychodząc ze ściśle określo nego miejsca, które zajmuje jako człowiek - nikt więcej ani nikt mniej - pokona w drodze prostej odległość do boskiej nieśm iertelności. Pokona ją jed n ak paradoksalnie dzięki podwójności przejawiającej się w odno wieniu tego, co było skazane na zagładę. Po kolejnych kataklizm ach zsyłanych przez bogów na nazbyt m nożące się i hałaśliwe plem ię ludz kie ostatnim akordem zniszczenia miał być bowiem potop. Ale U tna piszti, ostrzeżony we śnie, rozebraw szy dom, zbudow ał korab i na nim przechow ał przez okres zagrożenia „z wszelkiej duszy nasienie” (G, 78) w raz ze swoją rodziną. A kiedy niebezpieczeństwo minęło, ten proto plasta Noego „rozpuścił wszystko na cztery w iatry” (G, 81), pozwalając życiu - wrócić do życia. Obdarowanie go nieśm iertelnością przez bo gów wynika przeto nie z jego zabiegów o życie indywidualne, lecz o ży cie w ogóle.
W ten oto sposób droga ludzka w G ilgameszu zyskuje wym iar kom plem entarności trzech jej wariantów: dwu w przeciwnych k ierun kach (dół czy też głębia ziemi i wysokość królewskiej boskości) zm ie rzających obiegów kołowych zwierciadlanej pary bohaterów i drogi prostoliniowej, realizowanej przez Utnapisztiego. Lecz choć prostoli niowa droga Utnapisztiego wiąże się z reprezentow aniem przezeń je d noznacznej tożsam ości (ludzkiej), to jed n ak w punkcie dojścia tożsa m ość ta zostanie przekroczona. I odwrotnie: kołowe drogi, które wiążą się z rozchwianym i tożsam ościam i człowieka-boga i człowieka-zwierzę- cia, w ostatecznym rachunku jed n ak zostaną ujednoznacznione. Życie i śmierć, jak o w yznaczające odcinki owych dróg, zaprzeczają ich diam et ralnej odm ienności i niemożliwości przejścia między nimi. Toteż choć m ożna je traktow ać jako figury poszczególnych ludzkich losów, których rachunki są czytelne (kto zachowuje ludzką tożsam ość żyjąc, ten p rze kracza ją w kierunku boskości um ierając, a kto przekracza swój stan żyjąc, ten zostanie sprowadzony do jednego wym iaru jako um arły), to
m ożna też wydobyć ich sens poniekąd łączny. Skoro bowiem życie i śm ierć dokonują przetasow ania między jednorodnością i heterogenicz- nością - a w drodze prostoliniowej odwrotnego niż w kolistej i vice ver
sa - to m ożna uznać, że dopiero łącznie drogi te ujawniają jak ąś global
ną praw dę o rzeczywistości. I w tym sensie opowieść o Gilgam eszu sta je się też opowieścią o człowieku uniwersalnym , człowieku „w ogóle”, którego drogi (właśnie w liczbie mnogiej) okazują się nierozdzielne: prostoliniow ość w efekcie daje przesłanki rodzenia się kołowości, a ko- łowość - linearności.
Lecz utwory literackie nie zawsze zm ierzają do pokazania takiej współobecności przeciwieństw. Czasami poszczególne drogi się usam o dzielniają. M ożna by więc przyjąć, że - nie w prost i przew rotnym - spadkobiercą wzorca, który pojawił się w raz z Enkidu, będzie Odyseusz zataczający koło: wychodzący od swych ziem skich korzeni i w racający do nich. C harakterystyczne jednak, że gdy Enkidu boi się owego m etafi zycznego pow rotu „do” Ziemi, który wiąże się dlań ze śmiercią, Odyse usz do swego m iejsca „na” Ziemi uparcie zm ierza, bo w gruncie rzeczy spotkanie z żoną i synem przyw raca mu zużyte w w ędrów kach siły, młodość i życie. Boskiego śpiewu syren słucha uw iązany do masztu: uwodzicielskie piękno sztuki potrafi więc zaakceptow ać tylko o tyle, o ile um ie się zabezpieczyć przed jego siłą, doprow adzającą do rozbijania się okrętów - lub odizolować (zatkane woskiem uszy) od jej wpływu tych, którzy m ają wykonać swoje n ad er praktyczne zadanie, będące w a runkiem czysto doczesnego przetrw ania. Obietnice szczęśliwego byto wania przynoszone przez lotosy (i Lotofagów) odrzuca trzeźwo jak narkotyk, a opętanych ich wizjami każe potraktow ać ja k szaleńców, których należy związać. Nawet obietnicę boskiej nieśm iertelności daną przez Kalipso oddala w imię miłości do zwykłej kobiety, lecz pozostanie znam ienne, że dopiero ponaglony przez towarzyszy opuszcza Kirke, którą m ożna potraktow ać jako symbol nie tyle czaru ducha, ile czaru ciała (wszak łatwo przem ieniła wcześniej w świnie tych, którzy później go upom inają). Odys więc odrzuca pokusy odrywające od ziem skości i, oczywiście, pokonuje także niebezpieczeństw a (czasem kosztem swych towarzyszy), które są bezpośrednim zagrożeniem dla życia (Polifem, Scylla i C harybda). W szystko to zaś - by wrócić do Itaki.
Powrót Odysa nie m a zatem nic wspólnego ze „schwytaniem przez Ziem ię” Enkidu. Jeśli dla Enkidu istotna była droga, pozw alająca odejść od natury, a nie punkt wyjścia i dojścia zarazem , to dla Odysa przeciw nie - w artością będzie stałe miejsce. I dlatego nie chce się on raczej dać „schwytać przez drogę”. Enkidu bowiem zm ierzał w swej wędrówce do oderw ania się od biologiczności, Odys natom iast się w niej zakotwiczył: i to zarów no w ziemi, ja k i (by tak rzec) w kobiecie. W dom u czeka bo
Człowiek w drodze 13 wiem na niego m ałżeńskie łoże, zbudow ane na pniu drzew a i obudo w ane ścianam i sypialni. Drzewa tego jed n ak nie możem y potraktow ać jako obrazu mitycznego axis m undi, korzeniam i wychodzącego z ziemi a gałęziam i sięgającego nieba (czy odwrotnie, ja k chcą mistycy), bo zo stało ono przez sam ego bohatera ścięte w połowie. Z dwu jego wym ia rów: górnego i dolnego, wysokiego i głębokiego - zachowany został tyl ko ten drugi. Podobnie też przez całą drogę Odys odcinał się od owego pierw szego wym iaru istniejącego jako pokusa (boskiej nieśm iertelno ści), a w innej perspektywie jako zagrożenie śm iercią (która otwiera drzwi do wieczności, lecz - ja k najlepiej pokazuje to przykład Achillesa - lepiej być pastuchem w śród żywych niż wodzem w śród tak nieśm ier telnych). Zatem kołowa droga służy tu tylko dojściu do punktu, który był też punktem wyjścia, ale który pozostaje wyznacznikiem ziem skie go życia, nie wieczności.
Ale jeśli przejąw szy kołowy wzorzec, Odyseusz dokonywałby jego reinterpretacji zm ierzającej w kierunku odwrócenia, to z kolei Eneasz dokonuje swoistego odwrócenia odwrócenia (a może nawet: negacji n e gacji). Inaczej niż u Odysa wygląda w ędrów ka Eneasza, poczynając od faktu, że jej początkiem będzie nieodwołalne opuszczenie m iejsca w ła snych narodzin i śm ierć żony. Widmo m iasta i zarazem widmo Kreuzy, w iążące bohatera z ową przestrzenią, staną się negatywnymi odpowied nikam i ziem skich zakorzenień indywidualisty Odysa. Eneasz m a bo wiem płynąć do Hesperii u ujścia Tybru, skąd biorą się nie jego indywi dualne początki, lecz (Dardanus, Jazjusz) korzenie rodu - i ród też oraz państw o, które m a ów założyć, a więc cele zbiorowości (całości) będą determ inow ały drogę indywidualną. W ten oto sposób, najwyraźniej ja k m ożna, zostaje zaakcentow ana konkurencyjność statusu jednostki i zbiorowości (traktow anych jako część i całość): dopiero odejście od zniszczonych korzeni własnych pozwala na w ędrów kę ku zakorzenie niu narodu. I to najlepiej oddaje sens odwrócenia kołowej drogi Odysa: gdy ów w racał do źródła - Eneasz zdąża do celu.
Jed n ak owa kolebka zbiorowości, Italia, nie jest nikom u znana z autopsji - i stąd bierze się swoista ślepota podróżników, którzy każde nowe miejsce będą zrazu skłonni traktow ać ja k osiągnięty cel. Stąd po chopne domysły i płonne nadzieje (Kreta) i nie raz porzucone nowo założone m iasta (Eneady, Acesta) lub naw et odrzucone oferow ane im królestw a (Kartagina). Nie są one bowiem „tymi” wskazanym i p rzezn a czeniem . Dotyczy to także ludzi: w niektórych m iejscach pozostanie choćby garstka Trojańczyków, zanim reszta wyruszy dalej. Tuż przed przybyciem do Italii na kolejnym wybrzeżu pozostaw ione zostaną w szystkie kobiety (a z nimi starcy i słabsi członkowie załogi). Mówi się o tym, że ogarnął je szał i spaliły one w łasne okręty, którym i miały pły
nąć dalej. Ale pozostaw ienie kobiet samym sobie przed wypełnieniem zadania m a w wym iarze zbiorowym wymowę podobną ja k w wym iarze indywidualnym śm ierć Kreuzy, a potem porzucenie przez Eneasza Dy- dony: w konsekw encji ułatwi to sam otnym mężczyznom asym ilację w nowym środowisku. Na „ojca” (Eneasza) w szak czeka ju ż w Lacjum wy znaczona m u przepow iednią królew na (spełniająca zresztą rolę swoistej anty-Heleny: gdy ongiś po zabraną przez Trojańczyka kobietę przybyły wojska Achajów, to teraz po przeznaczoną obcemu Lawinię upom ni się inny, ale rodzim y pretendent do niej - Turnus, naw iasem zaś mówiąc - to przy nim Lawinia się czerwieni, nie przy „ojcu” nowego narodu). W każdym razie miejsca bądź kobiety są jednakow o porzucane, jeśli nie odpowiadają wyznaczonem u z góry celowi.
Ten cel zaś tak ja k nie wiąże się z jednostkow ością, tak nie wiąże się też z przeszłością. Nastawiony jest n a przyszłość - św ietną przy szłość nowego państw a, założonego paradoksalnie przez politycznych bankrutów , uciekinierów i tułaczy. Przez takich jednak, którzy porzu cając - właśnie otwierają sobie drogę do zdobywania. Co dokonuje się także dzięki zaw ieraniu nowych sojuszy: sygnałem tego będzie już za branie zabłąkanego towarzysza Odyseusza spod groty Polifem a (to wi domy zn ak krytyki pod adresem tam tego wędrowca, ja k się okazuje, nazbyt dbałego o w łasną skórę, nie cudzą). Końcowym akordem tych dążeń będzie sojusz m ilitarny z dawnymi wrogam i, Achajami spod Troi, spotkanym i w Italii (ale w szak chlubiącymi się tym samym przodkiem , co Trojańczycy).
W ten sposób, ja k widać, powoli kołowość drogi (pulsująca tu je sz cze ukrytym nurtem ) przem ienia się w kierunkow ość i hierarchię ce lów, w której jednostkow e emocje (miłość) i los indywidualny podpo rządkow ane zostaną rozumowi oraz interesom zbiorowości. Znam ienne jest przy tym, że wchodzenie Odyseusza w każdą przygodę zostanie za stąpione analogicznie jej omijaniem lub porzucaniem , a jego ziem skość w yparta zostanie przez siłę przeznaczenia, którego natu ra z pew nością nie jest ziem ska, choć przekładana bywa na ziem skie w artości (szczęś cie, królew ska m ałżonka, wielkie państwo). Przy tym naw et i świat um arłych nie odpycha teraz (por. casus Achillesa), ale w ręcz przeciw nie: kusi Polami Elizejskimi, gdzie znajdują się nie tylko szczęśliwi przodkowie, ale i godni następcy. I w ten sposób m ożna nie tylko poka zać, ja k jed en model drogi (w tym przypadku kołowy) wyłania z siebie kontrastow e w arianty (np. w cielane przez Enkidu i Odyseusza), ale tak że, ja k m oże on przejść (por. Odyseusz i Eneasz) w paradygm at zupeł nie przeciwny (tu: kołowość ustępująca m iejsca linearności).
Ale jeśli dotąd pokazywaliśmy, ja k składowe kom plem entarnego paradygm atu (Gilgamesz) m ogą się usam odzielniać (indywidualizując
Człowiek w drodze 15 się przy tym w w ariantach, a w przypadku skrajnym - przechodząc w konkurencyjną propozycję), to da się również w skazać, że m ogą one znowu wchodzić w skład paradygm atu kom plem entarnego. Wiele w ie ków po opowieści o Gilgameszu rodzące się już z innej kultury Opowie
ści Okrągłego Stołu zdają się w zasadniczy sposób odw racać proporcje
między linearnością a kołowością. Mniej widoczna w sumeryjskiej opowieści droga linearna (reprezentow ana przez Utnapisztiego) zdaje się teraz zyskiwać dom inującą pozycję. W Opowieściach... zasadnicze zupełnie okazuje się nawiązywanie do wniesionego przez chrześcijań stwo m itu nowoczesnego, którego wyznacznikiem będzie kierunko- wość2: od m otywu przeniesienia do Europy świętego Graala, kielicha z krwią C hrystusa przez Józefa z Arymatei i chronienia naczynia przez jego syna, Alena Grubego, poprzez motyw „drzewa żyw ota” zarówno ja k i „drzewa krzyża”, aż po motyw rycerskiego Okrągłego Stołu naw ią zującego do Stołu Ostatniej W ieczerzy - wszystko tu w skazuje na za sadnicze znaczenie naw iązań do losu syna człowieczego, który przez cierpienie w raca do boskiego Ojca. A je d n a k nie dajmy się zwieść: znaj dziemy tu obrazy co najmniej trzech zasadniczych dróg, jakkolw iek n a zywa się tu w yraźnie dwie: na lewo wiodącą drogę rycerskości niebiań skiej i na praw o - rycerskości ziem skiej3. O ile bowiem w najbardziej skrajnym ujęciu droga ziem ska reprezentow ana by była przez M erlina ulegającego nowej Dianie, noszącej teraz imię Viviany (imię stanowi anarchiczne przesłanie-sprzeciw wobec jakiegokolw iek n akazu czy po rządku: „Ani-mi-się-śni”), co uw agę kieruje ku mitologiom pogańskim i kołowości wiążącej się poprzez Dianę z kultem Dionizosa, bądź co bądź boga kobiet, a droga rycerskości niebiańskiej wytyczana byłaby przez Galaada, Percevala i Bohora z Ganu i przyjmowałaby postać linearnego dążenia do duchowości, dom agającego się eliminacji zmysłów, to pozo staje jeszcze droga Lancelota, który dziwnym trafem wychowany został przez Vivianę, ale na dworze A rtura zachwycił się na równi królową Ginew rą oraz ideą poszukiw ania świętego Graala. M ożna by więc uz nać, że ta ostania droga przyjm uje raczej synkretyczną postać spirali sugerującej ruch jednocześnie kołowy i postępowy, zarazem ziem ski i skierow any ku niebu. Niestety jednak, obejm uje ona nie tylko walory dwu dróg wcześniej wymienionych, ale i negatyw ne cechy obu.
2 Rozróżnienie mitu (paradygmatu) tradycyjnego czy też archaicznego, opartego na ko łowości i współistnieniu przeciwieństw, oraz mitu (paradygmatu) nowoczesnego, opartego na kierunkowości i wyborze - zob. M. Eliade, Mit wiecznego powrotu. Przeł. K. Kocjan. W arszawa 1998.
3 Opowieści Okrągłego Stołu. Opracował J. Boulanger. Przeł. K. Dolatowska, T. Komen dant. W stęp i przypisy E. D. Żółkiewska. W arszawa 1987, s. 338.
Droga duchowa zostaje zarysowana, gdy naw a z m ieczem spusz czona na wodę przez biblijnego króla Salom ona ujrzana zostanie dopie ro po w iekach i we śnie przez Nascjana, którego potom kiem będzie Lancelot, a tego zaś synem - Galaad. Ostatni, ale najlepszy z rodu zos tanie ostrzeżony, by nie zbliżał się do kobiety, jeśli ma zostać strażni kiem Graala. I tak wytyczony zostanie ten kierunek: droga czystości w sensie dosłownym i metaforycznym, droga ascetycznego i absolutnego oderw ania od spraw cielesnych, umożliwiającego osiągnięcie celu d u chowego i przem ienienia rycerstwa ziemskiego w niebiańskie, drogi zaś Odyseusza ku Itace w duchową drogę wzwyż, ku Chrystusowi.
Lecz druga droga jest zupełnie odm ienna. Znajdujący się na niej Merlin, dwoisty bękart diabła i cnotliwej panienki, obdarow any zostaje tyleż niezwykłą wiedzą (prawie wszechwiedzą, oczywiście - diabelską), co wybujałą i dom inującą w nim zmysłowością. Toteż Viviana, zręcznie wykorzystawszy siłę erotyzmu, łatwo pozna jego czarodziejskie sztuki, a owładnąwszy nimi, zam knie ostatecznie kochanka w niewidzialnym więzieniu. Lecz on na to pogańskie więzienie miłości do niej godzi się z całą świadom ością skutków.
Trzecia droga byłaby pośrednia: Lancelot dzieckiem traci rodziców i zabrany przez Panią Jeziora (Jeziora Diany), Vivianę, u niej wychowu je się do młodości, ujawniając królew skość serca. Potem jak o Biały Ry cerz ma pozostać bezimienny, póki dzielne czyny nie zapewnią mu sła wy. Ale jak o Zamyślony Rycerz, nazw any tak z powodu swej „nieobec ności” (czy nieprzytom ności raczej, przechodzącej czasam i w szaleń stwo) narazi się na nazw anie podłym tchórzem . Tak ujawnia się jego znam ienna dwoistość wzmocniona innymi faktami: zakochany nie w i dzi czasem stojącej przed nim królowej Ginewry, poszukujący - nigdy nie znajdzie Graala. Rzeczywiście walczą w nim ze sobą przeciwstaw ne siły.
W taki oto sposób w Opowieściach Okrągłego Stołu dochodzą do głosu trzy odm ienne możliwości i - nie pierwszy raz, nie ostatni - spla tając się w niejednorodną całość, tw orzą podstaw ę do kolejnych roz dzieleń.
Zyskując zaś sam oistność składowe tam tej historii znów akcentują nie tyle podobieństwo, ile odejście od wzorca. Przeto nieprzytom ny Zamyślony Rycerz, Lancelot, pojawia się w nowej wersji jako Rycerz Sm utnego Oblicza - ale w ędrujący już w parze ze swym korpulentnym gierm kiem , Sancho Pansą. Same imiona bohaterów uświadam iają, że teraz rycerz ów nie stoi pośrodku i „między biegunam i”, lecz sam sta nowi składnik zbiegunowanej całości. Imię sługi bowiem niedw uznacz nie niesie w sobie aluzję do kołowości: krągłości wybrzuszenia, a w mniej abstrakcyjnym ujęciu - po prostu cielesności brzucha. Krótko
Człowiek w drodze 17 mówiąc - nosiciel owego w ybrzuszenia ze swym um iłowaniem ziem- skości (wyspa!) stanowi poniekąd żywą ilustrację m itu tradycyjnego. Tymczasem Don Kichot w swoim imieniu wnosi aluzję do prostolinio- wości: do krzyża (końskiego), w skazującego dość przew rotnie, ale czy telnie na m it nowoczesny - i do rycerstw a, które drogę Odyseusza za stąpiło drogą ku Chrystusowi.
Lecz to nie koniec przygód rycerzy, bo przecież w krótce w jeszcze inną podróż rycerską, już sam otną zupełnie - drogę rycerską rom anty zm u - w yrusza bohater Byrona z W ędrówek Czajld Harolda. Byron stw arza egzystencjalnego wędrowcę, który „miał tylko pokazać, ja k w czesne zepsucie serca i obyczajów sprow adza przesyt co do rozkoszy dawnych, spraw iając co do nowych, że człek się n a nich zaw odzi”4, ale zarazem dem itologizuje rycerzy dawnych: „Śluby rycerskie tak samo nie były dotrzym ywane ja k wszelkie inne, a pieśni trubadurów nie były przyzwoitsze i z pew nością nie wytworniejsze od Owidiuszowych”5. Oto nowa możliwość, stanowiąca przesłankę dla pow stania kolejnych reali zacji motywu, rozpleniających się w nieskończoność: zawsze bowiem zachowują one coś z ich uniwersalnej podstawy (powtórzenie), zapew niającej trwałość i zawsze w noszą nowość (różnica) zapew niającą dy nam ikę m nożenia odmienności.
Bo moglibyśmy jeszcze dodać: to ostatnie, w skazane tu, zejście na ziemię w zorca rycerskiego znowu pozwala, być może, przekształcić drogę ku Chrystusowi w drogę ku Itace - tyle że to ju ż nowa Itaka, no wy Telem ach i nowy Odys (jak w Ulissesie Jam esa Joyce’a). I chyba ten powrót niczego nie kończy - także dla nas.
Ta zdolność (ucieleśniającego się jako sakralny mit czy zdesakrali- zowany paradygm at) wzorca czy też modelu drogi - do jednoczesnego bycia w opozycji wobec przeciwnej realizacji (Gilgamesz contra Utna- piszti) i przechodzenia w nią (Eneasz jako anty-Odyseusz), do jed n o czesnego trw ania w swym zasadniczym kształcie (kołowości czy linio wości) i przekształcania się (wersje kołowości: Enkidu, Odyseusz, M er lin) zdaje się możliwa do opisania, jeśli sięgniem y do dwu elem entar nych - zarazem kontrastow ych i dopełniających się, ja k czas i p rze strzeń, ja k dynam ika i statyka - koncepcji rzeczywistości. Pierwsza opi suje świat, wykorzystując kategorię bycia, akcentującą dynam ikę, zm ienność i czasowość świata - utożsam im y tutaj tę ew entualność z p a radygm atem kołowości. Druga dokonuje opisu, wykorzystując katego rię bytu, akcentującą statyczność, trwałość i w ym iar przestrzenny - łą-4 Byron, W ędrówki Czajld Harolda. Przeł. J. Kasprowicz. W: tegoż, Wybór dzieł. T. I. W arszawa 1986, s. 410.
ifcT
w - . f o z w e r z a Wielkiego
czymy tę możliwość z linearnością nastaw ioną na wybór i cel. Ale jeśli skłonni jesteśm y mówić o świecie nie tylko jako o czasie bądź p rzest rzeni, ale też jak o o czasoprzestrzeni (kojarzącej ze sobą aspekty dyna m iczne i statyczne), to i do przedstaw ionych paradygm atycznych przy padków dołączyć m usimy paradygm at kom plem entarny, który zakłada obok osobnego istnienia wspom nianych wzorców - ich zdolność współ istnienia takiego, że raz jeden, raz drugi biegun zyskiwać m oże dom ina cję, ale nie je st w stanie funkcjonow ać „bez” opozycji, w izolacji6. Reali zacją tej ostatniej możliwości byłby Gilgamesz równie ja k Opowieści
Okrągłego Stołu.
Mówiąc o paradygm acie kołowym sięgam do opisu drugiej ze skła dowych przeciw staw ienia byt - bycie, użytego przez Gilles’a D eleuze’a7: bycie bowiem, opisywane poprzez pryzm at Nietzscheańskiej kategorii wiecznego naw rotu, rozum iane tu je st n ie ja k o pow tarzanie tego sam e go i wszystkiego, lecz jako zarazem pow tórzenie i różnicujące staw anie się (w przeciwieństwie do bytu, który wnosi ze sobą w yraźne ustalenie zew nętrznej odrębności i w ewnętrznej spójności). Natom iast przy opi sie drugiego paradygm atu odwołuję się do koncepcji „wielkiego łańcu cha bytów”8, opisywanego przez A rthura O. Lovejoya, którego to łańcu cha konstytutyw ną cechą jest wprawdzie hierarchiczność (i ciągłość) zapew niająca stabilność miejsca elem entu w układzie, jed n ak autor w spom niany pokazuje również możliwości odm ienne: destabilizację elem entów, które wymykają się ze swoich hierarchicznych miejsc i g ra nic. Nawet zatem posługując się tak generalnym ujęciem nie sposób nie zauważyć, że opozycja stabilności i dynamiczności, charakterystyczna dla zopozycjonowania podstawowych paradygm atów, bynajmniej nie zanika i dalej - pojawia się także w ram ach każdego z nich, przyjm ując co praw da odm ienne postacie (powtórzenie bądź tożsam ość jako p rze jaw y statyczności oraz różnica bądź przesunięcie jako przejawy dyna miki). Tak więc opozycja paradygm atów nie eliminuje ich podobień stwa.
Przyczyna tego współistnienia w paradygm atach podobieństw a oraz odm ienności tkwi, być może, w naturze samej rzeczywistości - zbyt skom plikow anej, by łatwo dać się opisać wedle jednego porządku. Jeśli założymy, że rzeczywistość owa stanowi zarazem jedno (całość) i wielość (jednostkowość), to każdy z kontrastow ych paradygm atów oka 6 O paradygm acie komplementarnym zob. I. G. Barbour, Mity, modele, paradygmaty. Studium porównawcze nauk przyrodniczych i religii. Przeł. M. Krośniak. W arszawa 1983.
7 G. Deleuze, Różnica i powtórzenie. Przeł. B. Banasiak i K. Matuszewski. W arszawa 1997.
8 A. O. Lovejoy, Wielki łańcuch bytu. Studium z dziejów idei. Przeł. A. Przybysławski. W arszawa 1999.
Człowiek w drodze 19 że się nie w ten sam sposób przystosow any do oddania obu w spom nia nych aspektów. Zarazem jednak, choć m ożna założyć, że paradygm aty te będą opisywały w zgodzie z w łasną orientacją jed en z nich (linear- ność - statyczny, kołowość - dynamiczny), przeciw staw iając się sobie poprzez efekty takiego opisu, to wolno też przyjąć, że oba okażą się po dobnie bezradne w obec opisu obu aspektów jednocześnie.
Jakie zatem możliwości opisu tkwią w każdym z paradygm atów ? P aradygm at kołowości z jednej strony musi daw ać spojrzenie na rzeczywistość jako na całość. Pierwszym jej przybliżeniem mógłby być obraz paradoksalnej całości budowanej na zasadzie znanej jako cointi-
dentia oppositorum (łączność opozycji). Całość okazuje się wtedy ukła
dem polimorficznym, heterogenicznym czy też hybrydycznym. Różnice nie stanow ią przeszkody w jej powstaniu, ale podstawę. Można by po wiedzieć, że zasadą budowy takiej całości staje się w pewnym sensie upodobnienie, jeśli nie utożsam ienie różnic. Skoro jed n ak założymy, że n a takiej heterogenicznej podstaw ie budowanych je st wiele całości, to możemy także przyjąć, iż dają się one z kolei połączyć dzięki zasadzie unifikującej analogii. W takim przypadku m akrokosm os znajduje swoje odbicie w m ikrokosm osie lub - przeciwnie - w .jednym ” znajdzie m iej sce zalążek „wszystkiego”. Można by powiedzieć, że każda całość, a także zew nętrze i w nętrze budowane są wtedy na t y m s a m y m pla nie wielości, który w ten sposób odgrywa rolę jednoczącą. Tak więc całościowość „podobieństwa odm ienności” (jako koincydencji czy an a logii) osiągnięta być może albo poprzez stworzenie w ew nętrznego do środkowego układu różnic, albo poprzez wydobycie zew nętrznego do środkowego podobieństw a system u różnic w różnych układach.
Jednak z drugiej strony te sam e sytuacje, opisane w perspektyw ie jednostkow ości, przybierają odm ienną postać. To, co w perspektyw ie całości przedstaw iało się jako udana synteza różnic, m oże jaw ić się te raz jako odśrodkow e skłócenie wynikające z wewnętrznej gry odbić zwierciadlanych przeciwstaw iających praw e lewemu, górne dolnemu, przednie tylnem u itd. A także odwrotnie: to, co w perspektyw ie cało- ściowości przedstaw iało się jako nudna unifikacja, obecnie m oże zostać w yakcentow ane jako funkcjonow anie jednego w postaci nieskończonej ilości (bogactwa) kolejnych wersji zyskujących (mimo wspólnej pod stawy) sam oistość, umożliwiającą zaistnienie różnicy, a naw et w ykry stalizowanie tożsamości. W ten sposób odśrodkowość w ew nętrzna i zew nętrzna - w prow adzające „odmienność w tożsam ości” - zyskują w perspektyw ie jednostkow ości odm ienne waloryzacje.
Ostatecznie zatem jeśli całościowość uznać za dom enę dośrodko- wości, a jednostkow ość - odśrodkowości, to ocena obu kierunków za leżna się okazuje jeszcze od tego, w jakiej sferze się one realizują
-wewnętrznej czy zewnętrznej. Przy tym waloryzacja będzie się tu do konywała na zasadzie odwrotności: skoro w ew nętrzną dośrodkowość uznam y za pozytywną (bo wykształca całość), to zew nętrzną - za nega tywną (b o ją unifikuje, pozbawia odmienności), jeśli zaś odśrodkowość w ew nętrzną uznam y za negatyw ną (bo prowadzi do rozkładu), to z ko lei zew nętrzną za pozytywną (bo prowadzi do w yodrębnienia).
Paradygm at linearny natom iast, który realizowałby opis bytu, daje się przedstaw ić przede wszystkim poprzez odwołanie do hierarchiczno- ści (linearność w aspekcie wertykalnym) lub następstw a bądź ciągłości (linearność w wym iarze horyzontalnym). Jednak linearność owa, szczególnie ujm ow ana poprzez pryzm at hierarchiczności, podlega po dobnej czwórdzielności, ja k poprzednio kołowość. Musi bowiem ona realizow ać się w aspekcie tak całościowości, ja k i jednostkow ości - a w każdym z tych przypadków znowu na dwa sposoby, determ inow ane tym razem nie przez rozróżnienie w ew nętrzności i zew nętrzności czy dośrodkowości i odśrodkowości, ale ruchu postępowego i degeneracji, w stępującego i degradacji.
Jako przedstaw ienie całości hierarchiczność wyraźnie przejawia się w dwu w ersjach poddanych pod rozwagę przez Lovejoya: h ierar chicznym układzie wypełnionym i hierarchicznym układzie pustym (wolno tu mówić o hierarchiczności statycznej pozytywnej i negatyw nej). Układ wypełniony oznacza, że każde w nim miejsce zajęte zostaje przez elem ent, który dzięki temu, że je zajmuje, i przez to, że je wypeł nia ściśle (a więc w sposób pozwalający na utrzym anie ciągłości) - re alizuje swoją tożsam ość (można w tej kwestii, ja k czyni to Lovejoy, po wołać się na rozum ow anie Leibniza). Ale możliwa jest również sytuacja, w której m iejsca do wypełnienia „zajęte” zostają właśnie przez nieobec ność czy brak, a ostatecznie - przez totalną pustkę (horror vacui). W obu jed n ak przypadkach statyczność granic hierarchii jako gw arantki całościowości nie zostaje naruszona, albowiem naw et w tym drugim przypadku oznacza istnienie „tożsamościowego m iejsca do zajęcia”, swoistą potencjalność wypełnienia.
N atom iast zupełnie inna sytuacja powstaje, kiedy elem enty h ierar chii, jej jednostki „rezygnują” z zajm ow ania lub niezajm ow ania w trybie ciągłym swoich ściśle wyznaczonych miejsc. Pojawia się wtedy m ożli wość przesunięcia hierarchicznego w górę lub w dół. Taki fakt - np. niejako „spływania” boskości na stworzenie lub też „pięcia się” stwo rzenia w kierunku boskości - m oże prowadzić do dynam izacji układu hierarchicznego, w obu zresztą przypadkach równie podważającej toż sam ość wypełniających (lub „pustoszących”) go elementów. W konse kwencji trzeba by mówić o zaistnieniu hierarchiczności dynam icznej, a mianowicie pozytywnej (ruch jednostkow y w górę) lub negatywnej
Człowiek w drodze 21 (ruch w dół).
W omówionych przypadkach należałoby się zastanowić, w jakim stopniu ciągłość dochodząca do najwyższego punktu (hierarchia sta tyczna pozytywna) pozostaw ia sobie jako jedyny możliwy kierunek już tylko zejście w dół (hierarchiczność dynam iczna negatywna) i w jakim stopniu przerw anie ciągłości, tj. podważenie tożsam ości (hierarchicz ność statyczna negatyw na), pozwala stosowną energię skierow ać na ruch w górę (hierarchiczność dynam iczna pozytyw na).
W ten sposób o ile w przypadku kołowości moglibyśmy stwierdzić, że ten sam m echanizm ujęty w perspektywie całościowości widziany je st jako dośrodkowy, a w perspektyw ie jednostkow ości - jak o odśrod
kowy, to teraz statyczność hierarchiczna opierająca się na ciągłości (poziom) obrazowałaby „interesy” całości, dynam ika hierarchiczna (pionowość) - jednostkowości. Ale, oczywiście, należałoby iść dalej - uzm ysławiając sobie także odm ienność powiązań m iędzy składowymi obu paradygm atów (równoległość w kołowym i krzyżowanie się ich w hierarchicznym ), a zarazem fakt, że te tak różne ujęcia w istocie oddają tylko odm ienność aspektów tego samego: rzeczywistości, która nie jest ani całością, ani częścią - wyłącznie.
Takie ujęcie rzeczywistości mówi też coś o drogach: drogach n a szego zaistnienia i drogach poznania. Mówi coś mianowicie zarów no o konkurencyjności tych dróg, ja k i o nieuchronnym ich dopełnianiu się. O tym, co wcześniej uzmysławiały przytaczane przykłady, ale co da się opisać jako następstw o ujęcia w perspektyw ie paradygm atów, które w yznaczają drogi - i ich odcinki.
W takim jednak, niezwykle generalnym ujęciu, gdy droga pojm o w ana jest jako nośnik paradygm atyczności i wszelkich tego konse kwencji, interesujące staje się nie tyle znalezienie drogi, ile poszukiw a nie dróg: dróg w sensie dosłownym, ontologicznym oraz w m etaforycz nym - występujących jako figury ludzkiego losu. Być może pociąga to za sobą czasem błądzenie. Ale czasem także - zachwycenie bogactwem. Przedstaw ione tu artykuły może nie zawsze wymkną się tem u pierw szemu. Ale z pew nością częściej uzmysłowią to drugie.