• Nie Znaleziono Wyników

Moje prasoznawstwo

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Moje prasoznawstwo"

Copied!
26
0
0

Pełen tekst

(1)

Tyrowicz, Marian

Moje prasoznawstwo

Kwartalnik Historii Prasy Polskiej 23/1, 85-109

(2)

W

S

P

O

M

N

I

E

N

I

A

Kwartalnik Historii Prasy Polskiej X X III 1 PL ISSN 0137-2998 MARIAN TYROWICZ

MOJE PRASO ZNAW STW O *

P ew n eg o w iosen n ego w ieczoru zabrzęczał te le fo n w m oim pokoju. B yło to w 1957 r. P od n iosłem słuchaw kę:

— M ów i Jan K alkow sk i z „P rzek roju ”, pański słuchacz z W yższej S zk oły N au k S połeczn ych . P an ie profesorze, m am y pew ną propozycję...

— K to i jaką?... — zain teresow ała m n ie ta sprawa. — C zy chodzi 0 jakiś artykuł?

— N ie, panie profesorze, chodzi o rzecz na dłuższą m etę... O rganizu­ jem y w K rak ow ie ośrodek prasozn aw czy, brak nam historyk a i liczy m y p rzede w szy stk im na pański udział i pom oc...

— O w szem ! H istoria p rasy in teresu je m n ie nie od d zisiaj...

— C ieszym y się bardzo, panie p rofesorze, i p rosim y na zebranie organ izacyjne... P ragn iem y pana prosić o k ierow n ictw o sek cji h isto­ rycznej...

U sta liliśm y m iejsce i term in spotkania i z serdeczn ym „do m iłego sp otk ania” p o ło ży liśm y słu ch aw k i na w id ełk i te lefo n ó w . Tak zaczęła się m oja przygoda w p rasozn aw stw ie i jako h istory k w k roczy łem w now ą sferę badań. Czy nową? Chyba o ty le, że zorganizow aną w grupie o dość n ie ty p o w y m zestaw ie: d zien nik arzy, n aukow ców , literatów i lud zi prak­ tyczn ie, ale n ie p ió rem zw iązan ych z prasą. C iekaw em u czy teln ik o w i za­ p ew n e ciśn ie się pytanie: jaki b ył rodow ód tego n iecod zien n ego zapro­ szenia — n au k ow y czy tow arzysk o-ak ad em ick i z u w agi na m e w y k ła d y dla dzien nik arzy sprzed k ilk u lat?

No, żółtodziobem w badaniach prasy nie b yłem .

W spom inałem już nieraz o m ojej in icjacji w d zien n ik arstw ie ak ade­ m ick im , w zak resie zaś p ub likow an ia o szeregu m oich sk rom n iejszych 1 ob fitszych rozpraw z d ziejów prasy, a także biografiach m ego pióra p ośw ięco n ych św ietn y m nazw isk om na tej n iw ie. P rzecież w 1933 r., k ied y ząbkow ało p olskie p rasozn aw stw o g łów n ie na teren ie W arszaw y, a o naszym d zien n ik arstw ie głucho b yło w św iecie, op u b lik ow ałem w

* Tekst stanow i część b. obszernych w spom nień rodzinnych i osobistych A uto­ ra — Red.

(3)

am eryk ańsk im k w artaln ik u , i to w o d ległym od n ajw ięk szy ch środow isk n auk ow ych N ow ego Ś w iata — w Iowa, p ierw szą chyba inform ację o h i­ storii i stan ie ów czesn ym p rasy polskiej: Jour nal ism in Pol and („Jour­ n alism Q u arterly”, 1933, nr 1). Jako badacz i w yk ład ow ca ak cen to w a­ łem zaw sze znacząco fu n kcjon aln ość p u b licy sty k i i d zien nik arstw a w ż y ­ ciu sp ołeczn ym . N adto n ik t z in icjatorów zebrania nie w ied zia ł, że od k ilk u lat grom adziłem m ateria ły do „h istorycznego k atalogu p rasy pol­ sk ie j” i u zb ierałem k ilk a set ty tu łó w , ustalając d aty i m iejsca u k a zy ­ w an ia się pism , n azw isk a ich redak torów i sp ecyfik ę; zbiór ten w stanie początkow ym zakupił ode m nie prof. K arol E streicher — w n u k „ w iel­ kiego K arola”, założyciela Bi bliografii po l ski ej — jako pom oc p rzy re­ ed ycji w iek op om n ego dzieła dziadka.

P ierw sze om ów ione p osied zen ie od było się w jedn ym z pokoi kra­ k ow skiego O ddziału R obotniczej S półd zieln i W yd aw n iczej „P rasa” przy ul. W iślnej; d aty dokładnej nie pom nę. S potkali się tu p rzed staw iciele „starej p ra sy ” z n ow icju szam i, ale p ierw sze to grono b yło szczupłe: Jan Lankau, Jan P elczarsk i i S tan isław P eters z koncernu M ariana D ąbrow ­ skiego pod szyld em „IK C”, k ijow sk o -w a rsza w sk i dziennikarz S tan isław G arztecki, z m łodych: Jan K alk ow sk i, Edm und K ról (k ierow nik oddziału RSW „P rasa”), Jerzy K oszałek (jego praw a ręka), Ignacy K rasicki, Irena T etelow sk a i k ilk u zu p ełn ie początku jących , m .in. W ład ysław K ob ylań ­ ski, T adeusz B ed narski i S y lw e ste r D ziki. P a d ły p ierw sze p ro jek ty (for­ m aln ie in ic ja ty w ę prasoznaw czego zespołu w K rak ow ie zaakceptow ało w arszaw sk ie p rezyd iu m RSW „P rasa” już w 1956 r., w iążąc ją n ie ty le z m ało czy n n y m tu te jszy m oddziałem S tow arzyszen ia D zien n ik arzy P o l­ skich, co w ła śn ie „z rozk w itającą” prasą P o lsk i L udow ej). U ty p o w y ch d zien nik arzy z p rofesji i zam iłow an ia, jak .się n ieb aw em p rzekonałem , p asji do stu d iów nad p rasozn aw stw em n igd y n ie b yło i chyba n ie będzie. N ie ży li już p ierw si propagatorzy p rasozn aw stw a w ła śn ie z branży d zien ­ nikarskiej: S tefan Górski, S ta n isła w Jarkow ski, W ładysław W olert. Tak też dopiero po d ziesięciu latach od narodzin P olsk i L udow ej w y k łu ły się p ierw sze jaskółki p rasozn aw stw a — n ajp ierw w W arszaw ie, n astęp n ie pod W aw elem . C iekaw e, że akuszeram i tych porodów b y li n ie sami dziennikarze, a n au k ow cy zain teresow an i form am i i procesam i „m aso­ w ego przekazu in fo rm a cji” : socjologow ie, h istory cy, bibliografow ie, na­ w et ekonom iści i praw n icy. O m aw iane spotkanie na III p. p rzy ul. W iślnej w p raw d zie jeszcze tak szerok iego grona nie rep rezen tow ało, ale już p ierw sze g ło sy i od głosy tej in ic ja ty w y zap ow iad ały rozk w it szyb k i i w ie ­ lok ieru n k ow y. N ie zam ierzam tu daw ać zarysu h istorycznego tej ząbku­ jącej u nas d y scyp lin y, w ięc p om ijam szereg szczegółów w cześn iejszy ch i p óźn iejszych od jej k rak ow skich narodziin. A le m uszę podkreślić, że obecność starego dziennikarza z am bicją h istoryka, Jana Lankaua, i n ie­ co odeń m łod szego h istoryk a z zain teresow an iem p rasoznaw czym , tj. m o­ jej osoby, ukierun k ow ała d ecyzje p ierw szego „areopagu” na W iślnej.

(4)

M O J E P R A S O Z N A W S T W O 8 7

M.in. p rzed staw iłem zebranym m ój pogląd na w agę badań h istoryczn o-prasow ych w p ow stającym Ośrodku. Na n ajb liższych p osiedzen iach za­ p adły u ch w ały: p ow ołanie do życia czterech „sek cji” : h istorii p rasy (pod m oim k ierunkiem ), p rasy w sp ółczesn ej (pod Ireną T etelow ską), tech n ik i w y d a w n iczej (pod dr. S tan isław em P etersem ) i socjologicznej (pod ręką m gr. W ładysław a K ob ylań sk iego)1. P ostan ow ion o w yd aw ać na razie w tzw . m a łej p oligrafii „B iu letyn Prasozinawczy” i podjąć zbieranie m a te­ riałów w postaci biogram ów do słow n ik a d zien nik arzy i p u b licy stó w polskich. O trw ałości u ch w ał m iał św iad czyć fakt, że czterem k ie ro w n i­ kom sek cji i dw om biura Ośrodka: dr. J. L ankauow i, jako sek retarzow i n aukow em u, i C zesław ow i L echickiem u, jako sek retarzow i redak cji sło w ­ nika przyznano m iesięczn e w yn agrod zen ie. P ierw szy m k iero w n ik iem Ośrodka (przew odniczącego k olegium ) został Edm und Król; m n ie p o w ie­ rzono red ak cję słow n ik a.

Robota ru szyła z kopyta. Jako k ierow n ik sek cji p ostan ow iłem skupić w n iej w szy stk ich h istoryk ów , zw łaszcza m łodszego i średniego poko­ len ia, skoro u ty tu ło w a n e m iejsco w e p ow agi za jęły w obec pra,soznawstwa stan ow isk o w yraźn ie w yczek u jące. D zięki m em u założeniu re fer a ty na­ ukow e z d yskusją p oczęły sypać się jak z rękaw a i co m iesiąca grom a­ d ziły p rzy W iśln ej coraz liczn iejsze grona. O piekunow ie in n ych sekcji nie m ieli tak lud n ego zaplecza, zw łaszcza w obec obojętności p rofesjo n a l­ nych dziennikarzy; w y tw o rzy ła się w ięc rażąca n iek tórych z p rasozn aw - ców dysproporcja in ic ja ty w , a n a w et jakby n iech ęć k onk u ren cyjna, w y ­ rażana w ątp liw ościam i, czy historia p rasy jest gałęzią p rasozn aw stw a, czy nauk h istoryczn ych . A p rzecież zbliżało się trzech setlecie „M erku­ riusza P o lsk ie g o ” tłoczonego od 1661 r. w K rak ow ie przez A leksandra G orczyna i jasne b yło, że n ajw ięcej do p ow ied zen ia będą m ieli h istory cy. W tym czasie len ingradzki h istory k prasy radzieckiej prof. A leksander B iereżnoj, k tóry — jak w ielu zagranicznych p rasoznaw ców od w ied ził O środek — w y ra źn ie zaak centow ał sw ój p unkt w idzenia: „N ie ma prak­ ty k i bez teorii, a teorii bez h istorii!”

Im ży w ie j to c zy ły się w m ojej sek cji rozw ażania nad starszą i bliższą nam prasą i czasop iśm ien n ictw em — a brali w n ich udział: i cen ion y p rzed w ojen n y p ub licysta P iotr G rzegorczyk, i w sp om n ian y dr Lankau, i L ud w ik G ocel, sp ecjalista od druków W ielk iej E m igracji, i Józef Z ie­ lińsk i, za ciek ły endek, i w sp om n ia n y dziennikarz w arszaw sk i S tan isław

1 N ie spodobała się niebaw em moja rola na zebraniu i powierzenie mi sekcji historii prasy Ignacemu Próchnickiemu, zresztą nieobecnem u na zebraniu <był on wcześniej kierow nikiem cenzury w Krakowie, następnie doktoryzował się za lat kilka jako historyk prasy). W liście do Edmunda Króla podkreślił moją zupełną niekom petencję w powierzonej mi dziedzinie; na ujaw niony mi przez Króla list odpow iedziałem dość obfitym zestawem bibliograficznym i sprawę z m iejsca uznano za bezprzedm iotową. W późniejszych kontaktach moich z dr. Próchnickim sprawa ta nie odegrała żadnej roli.

(5)

G arztecki — ty m coraz częściej zad aw ałem sobie p y ta n ie , co poza w a lo ­ ram i p ozn aw czym i m oże w n ieść do dzien nik arstw a P o lsk i L ud ow ej h i­ storia prasy. Sam a sytu acja p rasy dyktow ała odpow iedź. D zien n ik i i t y ­ godniki ogólnok u ltu ralne (zw ane często — w odróżnieniu od „m agazy­ n ó w ” ilu stro w a n y ch — „sp o łeczn o -p o lity czn y m i”) tak zaraźliw ie i n ie ­ w oln iczo p ow tarzały k o m u n ik a ty a g en cyjn e o id en tyczn ej treści, a pu ­ b licy sty k a , początkow o żyw a w „O drodzeniu” i „K u źn icy”, tak coraz w y ra źn iej ch y liła się ku p oziom ow i narzuconej ideologii, że tradycje rob oty red a k cyjn ej n ie ty lk o p rasy d w u d ziestolecia, a le n a w et p odległej przed pół w iek iem cenzurze zaborczej — św ie c iły p rzyk ład em w ręcz się narzucającym . W praw dzie p ew n ą lib eralizację w pogląd ach zdaw ała się zapow iadać w 1956 r. głośna „od w ilż p aźd ziern ik ow a”, ale już po roku sch em atyzm , szabłonow ość, tzw . „drętw a m ow a ” n atrętn ie w ra ca ły na ła m y gazet; b ron iły się przed ty m n ow e tygod n ik i litera ck ie („Ż ycie L i­ te ra ck ie”, „K u ltu ra”, nie m ów iąc już o n iezależn ym k atolick im „T ygod­ nik u P o w sz ech n y m ”).

W ty m stan ie rzeczy przed h isto ry k iem d zien nik arstw a w y ła n ia ło się zadanie szczególn e: u ja w n ian ie na p rzykładach p rasy „sta rej”, której n o­ w a generacja d zien n ik arzy z n ieliczn y m i w yjątk am i n ie czytała i nie znała, śm iałości w poglądach, w e r w y polem icznej, w ielo k ieru n k ow y ch zain teresow ań , b ogatej reporterki, a w jeszcze w y ższy m stop n iu od w aż­ nej p u b licy sty k i p olity czn ej, zw łaszcza z okresu już nadciągającej p ierw ­ szej „w ojn y p o w szec h n ej”. O sobiście p a m iętałem taką prasę i taką p u ­ b licystyk ę, aczk olw iek dopiero co opuszczałem w te d y ła w y gim nazjalne. Z daw ałem sobie teraz spraw ę, że zanim ow oce tak p o jęty ch w y siłk ó w w k u lty w o w a n iu p rzeszłości n arod ow ej p rasy dojrzeją do sp ożytk ow an ia ich dla choćby n iedosk on ałej sy n tez y , rosnące z każdym rok iem m łode kadry p racow n ik ów „środków m asow ego p rzekazu ” — a d zia łały już studia d zien n ik arsk ie w K rak ow ie i W arszaw ie — utoną w szlam ie w u l­ garyzm ów m y ślo w y c h i języka pseu dod zien n ikarsk iego. M imo tych n ie ­ b ezp ieczeń stw w zadanie sw e n ie w ą tp iłem i dw om a p o d staw o w y m i p u ­ b lik acjam i zain augu row ałem próbę ok reślen ia odpow iadających n ow ej rzeczy w isto ści zadań h istorii prasy.

P rasozn aw stw o k rak ow skie d ysp on ow ało już dw om a periodykam i, k tóre w in ten cji Ośrodka w in n y zb liżyć k ręgi d ziennikarskie do praso­ zn aw stw a. B y ły to: n ajp ierw w sp om n ian y w y ż e j „ B iu lety n P ra sozn aw ­ c z y ” (1957) i u k azu jący się od rok u n astęp n ego k w artaln ik „Prasa W spół­ czesna i D aw n a” (spierano się o jego ty tu ł, w reszcie m oja su gestia z w y ­ ciężyła). O tóż w k ró tce po o p isan ym zebraniu p rzy W iślnej zg ło siłem do „ B iu lety n u ” rozpraw ę n iew ielk ą , ale po raz p ierw szy poruszającą k lu ­ czow e zagadnienie: Zadani a b ad aw cz e historii p r a s y p ol ski ej 2. M arna

2 Zagadnienie to sform ułowałem po raz pierwszy już w 1951 r. w recenzji książki H. S y s к i pt. Od „ K m io tk a ” do „Zarania”, pomieszczonej w t. XIII „Rocz­

(6)

M O J E P R A S O Z N A W S T W O 89

ferm a p ow ielen ia i śm iesznie niski nakład „ B iu lety n u ” nie p rzy słu ży ły się sp op u laryzow an iu m oich m yśli. N iem n iej w szeregu p óźn iejszych teo rety czn y ch rozw ażań m ój w ła śn ie p unkt w id zen ia ok a zyw ał się słu sz­ n y, coraz w ięcej b ow iem h istory czn ych stu d iów z p rzeszłości naszej pra­ sy w y k a zy w a ło zgodność z m oją k oncepcją badań. O co w ięc chodziło? Otóż p odkreślałem z n aciskiem , że h istoryczna interp retacja dziennika czy czasopism a nie le ż y li ty lk o w a n alizie jego zaw artości (w czym lu ­ b ow ali się w szy sc y h isto ry cy litera tu ry, od P iotra C h m ielow sk iego p o­ czynając), lecz w w y k ry w a n iu bodźców g en ety czn y ch , n a stęp n ie elem en ­ tów ro zw ojow ych pism a: w ocen ie kadry założycielsk iej, roli cenzury, ryn k u czyteln iczego, w aru n k ów tech n iczn y ch (druk, papier, grafika) i f i­ n ansow ych, kolportażu. W ysu w ałem w ięc — obok w alorów in fo rm a cy j­ n y ch i literack ich — zagadnienia organizacji redakcji, serw isu w ia d o ­ m ości, honorariów au torsk ich itd.3

D ruga rozpraw a b yła znacznie ob szerniejsza i n ow atorska w p iśm ien ­ n ictw ie h istorycznop rasow ym : d otyczyła źródeł do d ziejów prasy, ich k la sy fik a cji i w artości pozn aw czej. Tem u p rob lem ow i p o św ięciłem jedno z zebrań d y sk u syjn ych . O w ad ze ty c h rozw ażań św ia d czy ł fakt, że roz­ praw a została w k rótce przełożona na język czeski, a w kilka la t p otem — a n g ielsk i4. W iadom o, że teoretyczn e rozw ażan ia nad źródłozn aw stw em h istoryczn ym n aw et do tak starych dziedzin historiografii, jak d zieje p o lityczn e i u strojow e, d a ły się p ow ażn ie w yp rzed zić badaniom k o n k ret­ nych zagadnień i zaczęły niepokoić u czonych dopiero w X IX , a u nas w X X wiekiu. A le o źródła tak m łod ej d yscy p lin y , jak d zieje prasy i d zien n ik arstw a — poza w y k o rz y sty w a n ie m sam ych gazet i czasopism — n ik t się nie troszczył. A przecież w y ż e j sp recyzow an e przeze m n ie za­ dania b adaw cze w tej d zied zin ie w y m a g a ły k ry ty czn ego i bez porów n a­ nia szerszego su bstrátu d oku m entacyjn ego. Im w ięcej b o w iem zagadnień, ty m bogaciej rosła lista gatu n k ów źródłow ych. Obok w ięc źródeł n arra­ cy jn y c h (jak m em u arystyk a i różnego typ u relacje) źródła organ izacyjne i red ak cyjn e (dzienniki podaw cze, korespondencja, p rotok oły posiedzeń, rachunkow ość, rejestr y nakład ów itp.), akta p raw n e i sąd ow e (u m ow y sp ółek w yd a w n iczy ch , akta cen zu ry i k on fisk at, k on cesje w yd aw n icze, protok oły p rocesów p rasow ych itd.), w reszcie m a teria ły pozaredak cyjne, od zw iercied lające zw iązk i redakcji z tzw . dziś a k ty w em p ozaredak

cyj-ników D ziejów Społecznych i Gospodarczych”; ale organ ten był za specjalny, by tezy m oje upow szechniły się wśród prasoznawców.

3 A rtykuł ukazał się w nr. 2 „B iuletynu” (lipiec 1957); nr 1 tegoż periodyku (luty) zaw ierał m ateriały nie pochodzące z Ośrodka krakowskiego (poza informacją o jego powstaniu).

4 A rtykuł pt. Klasyfikac ja źródeł do d zie jó w czasopiśmiennictw a i prasy u ka­ zał się w „Prasie W spółczesnej i D aw nej”, 1958, nr 4. W czeskim przekładzie w y ­ szedł w „N ovinárskym Sborníku” (1963, nr 1), w angielskim w „Special Edition in English” „Zeszytów Prasoznaw czych” (Kraków 1971).

(7)

n ym . S p ecyfik a tej rozległej d ok u m en tacji i fákt, że prak tyk a redakto­ rów n aw et n ajp ow ażn iejszych organów bardzo często sprow adzała się do rzucania papierów red ak cyjn ych do kosza, w n ajlep szy m razie do szuflad p ryw atn ego biurka, p row ad ziły — w m oim rozum ieniu now oczesnego prasozn aw stw a — do p ostu latu szeroko p ojętej archiw alizacji akt redak ­ cyjn ych . Jej potrzeba — jako zab ezp ieczen ie dla p rzyszłych h istoryk ów źródeł do poznania w sp ółczesn ego nam d zien nik arstw a — zrodziła nadto niedłu go m oją now ą in icja ty w ę, co szerzej w y ja śn ię dalej. W ydaje mi się w tym m iejscu w ła ściw sz e w p row ad zić czyteln ik a w krąg ludzi, z k tó ­ rym i w yp ad ło m i w O środku w spółpracow ać, a k tórych pam ięć m ogłaby z latam i zatrzeć się ze szkodą dla d ziejów prasoznaw stw a.

W początkach Ośrodka górow ał w śród nich n ie ty lk o p restiżem w y ­ próbow anego dziennikarza, ale sam ą posturą dr Jan Lankau. W ysoki i dość tęgi, oszczęd n y w słow ach i ruchach, starszy ode m n ie — o ile się n ie m y lę — chyba o lat dziesięć, zn ający na «wylot arkana p rofesjo­ naln ej żu rn alisty k i jako n iezastąp ion y do 1939 r. redaktor d ziałow y w k on cern ie M. D ąbrow skiego, nieco z n ied ow ierzan iem p atrzył na św ieżo u p ieczon ych adeptów p rasozn aw stw a, ch ętn ie teorety zu jących , a m niej ob ezn an ych z zaw odem . Z am iłow an y w dziejach p rasy staropolskiej, do k tórej zb ierał od lat źródła i w iadom ości, obdarzał m n ie szczególną sy m ­ patią i w sp óln ie ze m n ą w y su n ą ł k oncep cję stw orzen ia k artotek i n ie ży ­ jących d zien n ik arzy i p u b licystów polskich, jako p od staw ę do lapid arn e­ go, ale inform u jącego pod sp ek tak u larn ym k ątem słow n ik a b iograficz­ nego. Z przykładną skrom nością, bo do zagadnień h isto ryczn ych p rzy­ stęp ow ał w ięcej z an im uszem dziennikarza niż chłodem naukow ca, od­ dał m i opracow anie in stru k cji dla autorów p rzyszłych biogram ów , zre­ dagow anie k artotek i n a zw isk p ozostaw iając C zesław ow i L echickiem u. Z L ankauem jeźd ziłem w sp óln ie na k on feren cje w w arszaw sk im S tow a­ rzyszen iu D zien n ik arzy P olsk ich w ich m iły m pałacyku przy ul. Foksal; z nim też w e sz liśm y do p olsk iego oddziału UNESCO na p osiedzeniu w św ieżo w zn iesio n y m Pałacu K u ltu ry i Nauki. B y ł bardzo m iły m to w a ­ rzyszem i m iał dość ro zległe znajom ości w kręgach starszych d zien n i­ k arzy. A le oczkiem w jego głow ie było opracow anie i op ub likow an ie p o­ czątków p rasy staropolskiej, które traktow ał jako opus vitae. P od jęcie przez Ośrodek seryjn ej „B ibliotek i W iedzy o P r a sie ” i zbliżające się trzech setlecie „M erkuriusza P o lsk ie g o ” u rea ln iły to jego m arzenie. To­ też k ied y m łod y redak tor Ign acy K rasicki dość szybko p o E. K rólu objął k ierow n ictw o O środkiem , w ła śn ie m nie p o w ierzy ł redakcję naukow ą go­ tow ej m on ografii L ankaua i p rosił o surow ą ocenę. M iałem robotę n ie ­ bagatelną, zw łaszcza nad „U w agam i w stę p n y m i”, w k tórych autor po­ k u sił się o zd efin iow an ie pojęcia ga zety w duchu n o w szy ch teorii, k tó­ rym n ie h ołd ow ał i k tórych n ie znał. Trzeba tu b yło w p row ad zić n ie ­ jedną k orek tu rę i oprzeć ją na n ow szym p iśm ien n ictw ie. S w o je i autora p ogląd y m u siałem n astęp n ie uparcie bronić n a k olegiu m red ak cyjn ym

(8)

M O J E P E A S O Z N A W S T W O

9 1

„ B ib lio tek i”, ale p ub likację przeparłem . M imo że (po u kazaniu się jej) sp otk ały ją zarzu ty n iek tórych k ry tyk ów , u w ażałem ją, w yd an ą pt. Prasa

s tar opol s ka na tle r o z w o j u p r a s y w Europi e 1513-—1729, za dobrze w p ro­

w adzającą w św iat zjaw isk tak w a żn ych dla n aszej .kultury, a m ało zna­ nych. W czasie druku k siążki L ankau ciężko zachorow ał (częściow y p a­ raliż), m ów ić już n ie m ógł i ukazania się sw ego dzieła doczekał się na łożu b oleści5.

Jakże odbijał od L aokaua k ierow n ik Ośrodka i rów n ocześn ie redak ­ tor „D ziennika P o lsk ie g o ” Ign acy K rasicki. W ysoki i szczupły, ru ch liw y w geście i n iesk ąp y w słow ach, k tórym u m iał nadać sens d ow cip n y i treść niezd aw k ow ą. P och od ził z a u ten tyczn ego dom u h rabiów g a licy j­ skich. N igd y się ty m „ k lejn o tem ” nie p rzech w alał, ale spraw a b yła na ogół znana, choć o n ie j nie m ów ion o. K rasick i u m iał w id ea ln y sposób godzić statu s m a rk sistow sk iego d ziennikarza z szacun k iem dla K ościoła katolick iego, zw łaszcza gd y jesien ią 1960 r. d elego w a n y przez RSW „Pra­ sa ” do R zym u w y r ó sł tam na bodaj n ajb ieg lejszeg o zn aw cę p o lity k i W a­ tyk an u i k u lisów soboru. Jako k ierow n ik Ośrodka w trud n ym ok resie zm ian n arzu can ych przez w arszaw sk ie p rezyd iu m w y m ien io n ej S pół­ dzieln i, um iał być tw a rd y i giętki; bronił zw łaszcza m ojej sek cji, w y ­ w a lcza ł w W arszaw ie zgodę na „B ib liotek ę W iedzy o P ra sie”, organizo­ w ał narady w O środku w spraw ach sfin alizow an ia jego statu tu jako pla­ ców ki b adaw czej, a nie biura stu d ió w dla m acierzystej in sty tu cji w sto ­ licy. S n u ł ze m ną p la n y m u zeum p rasy p olsk iej w K rak ow ie, ściągał do pokoi na ul. W iślnej zagranicznych d zien n ik arzy i prasoznaw ców . D zięki n iem u zaw arłem znajom ość z jow ia ln y m p rezesem A m eryk a ń sk iej F e ­ d eracji P rasoznaw czej i prof, u n iw e rsy te tu w M inneapolis R. N ixon em i dziennikarzam i z różnych stron Europy, zw łaszcza z G eorges K ayserem z Paryża, którego z żoną p odejm ow aliśm y obiadem w K lubie „pod G ruszką”.

N iestety , w ten ż y w y n u rt prac Ośrodka uderzyła fala przeciw na. Z początkiem m arca 1959 r. zjechała z W arszaw y k ilk u osobow a kom isja z dr. Jerzym S aw ick im na czele, głośn ym już w ów czas ze sw eg o udziału w p rocesie norym berskim . Zaczęto p rzeczesyw ać każdą sek cję z osobna i trybem q u asi-in k w izytorsk im „p rzesłu ch iw ać” każdego jej kierow nika. W rezu ltacie zap ow ied zian o lik w id a cję h istorii prasy, uzasadniając to istn ien iem w W arszaw ie P racow n i H istorii C zasop iśm ien n ictw a P o lsk ie ­ go, p ow ołanej do życia przez prof. H enryka Jabłońskiego (w ów czas sek re­ tarza naukow ego P o lsk iej A kadem ii N auk), a prow adzonej przez doc. Jó­ zefa Skrzypka. W kilka m iesięcy p otem K rasick i w y jech a ł do Rzym u, gdzie ożenił się z zam ożną podobno L atyn oam erykan k ą. K on tak t nasz się u rw ał i ku m em u żalow i już nie odnow ił.

s Jan Lankau stracił w szelk i kontakt z Ośrodkiem w 1959 r. i zmarł w 1972. Książka jego w yszła w I960.

(9)

M im o w yrok u p rof. S aw ick iego (wtrącę, że b ył on m oim kolegą na Stu diu m D yp lom atyczn ym U n iw er sy tetu L w ow sk iego) sekcja pod m oim k ieru n k iem fu n k cjon ow ała nadal szczeg ó ln ie in ten sy w n ie . W tym czasie sa ty sfa k cję osobistą przyn iosło m i p ow ołan ie z w yb oru na członka AIERI w P aryżu (pow iadom iono m n ie o ty m z końcem listopada 1959 r .) \ Szło w artk im prądem grom adzen ie m a teriałów do S ł o w n i k a dz ien ni kar zy, g łó w n ie pod ręką C zesław a L ech ick iego, k tóry w dw óch referatach p rzed ­ sta w ił sw e p ogląd y na p raw id łow ą d oku m entację w b iografiach ludzi prasy. M ateriały do słow n ik a, zam aw iane i honorow ane przez Ośrodek, n a p ły w a ły z całej Polski; n ajo b ficiej i najb ard ziej rzeczow o op racow y­ w a li je: sam L ech ick i, P iotr G rzegorczyk, S ta n isła w G arztecki, M ichalina G rek ow icz-H au sn erow a, Józef K orpała, K arol L ew ick i, F ran ciszek G er­ m an, S y lw e ste r D zik i. P ły n ę ły one z różnych ośrodków d ziennikarstw a: W arszaw y, Poznania, Śląska, G dańska, n ajliczn iej o czyw iście z K rak o­ w a, gd zie zb iory b ib lioteczn e najbardziej u ła tw ia ły redagow anie życio­ ry só w em igra cy jn y ch i z k resów w sch od nich. K ażd y biogram u leg ał kon ­ troli i uzu pełn ien iom ; n a jw ięcej k łop otów p rzysp arzały n ad syłan e z W ar­ szaw y, spod pióra Z ygm unta M łyn arsk iego, m im o iż w ła śn ie w ty m cza­ sie w y d a ł sw ój (p ierw szy po w ojn ie) podręcznik h isto rii n aszej prasy, zrecen zow an y przez zn aw ców nader k ry ty czn ie. Z ałożeniem k iero w n ic­ tw a słow n ik a n ie b yło w yk ań czan ie grom adzonych m ateria łó w „cna ostat­ n i g u zik ”, jak np. dla Pol ski ego s ł o wn i k a biograficznego·, te j operacji m ia ły b yć one poddane dopiero w fa zie p óźn iejszej, pod ręką n a jw y ­ tr a w n ie jszy ch zn aw ców p rzedm iotu. Po u b yciu Lankaua zosta liśm y przy tej robocie tylk o dwaj: ja i L echicki. N ie pozw olono nam jedna'k dzieła dokonać: w 1961 r. dalsze zb ieran ie m ateriałów zostało przerw ane, g ru b e ich tek i p ow ęd ro w ały do redak cji „Z eszytów P ra so zn aw czy ch ” (organ ten w 1960 r. zastąpił „Prasę W spółczesną i D a w n ą ”)7. N astąp iła też po k ilk u latach zm iana ich redaktorów : Jana K alk ow sk iego zastąpił teraz P a w e ł D ubiel; obaj zap rosili m n ie do k olegiów red ak cy jn ych , w k tórych fig u ro w a łem jako jed y n y historylk. S pogląd anie b o w iem w p rzeszłość na­ szego dzien nik arstw a nie cieszy ło się, jak już w y ż e j n apom knąłem , w ie l­ kim w z ię ciem m łod szej gen eracji prasoznaw ców .

A le ju b ileu szu p ierw szego n aszego dziennika w X V II w. — „M erku­ riusza P o lsk ie g o ” n ie m ożna b yło przegapić; p rzygotow an ia k rak ow skie p o su n ęły się zb yt naprzód: ukazało się dzieło L ankaua, m n ie poproszono o u łożen ie tek stu pam iątlkowej ta b licy w k am ien icy ongi G orczyna w M ałym R ynku. Sekcja h istorii prasy, głó w n ie w osobach Lankaua i m o­

6 AIERI jest skrótem francuskiej nazw y organizacji: Association Internationale des Etudes et Recherches sur l ’Inform ation (Międzynarodowego Stowarzyszenia Prasoznawców afiliow anego przy UNESCO).

7 Od 1964 r. poszczególne biogram y poczęły się ukazywać w „Zeszytach Praso­ znaw czych” w w yborze i adiustacji najpierw Juliana Maślanki, następnie C. L e­ chickiego. I tu przerwano ich druk w 1978 r.

(10)

M O J E P R A S O Z N A W S T W O

9 3

jej, w zięła to sobie za pun k t honoru; zorgan izo w aliśm y w K lu b ie D zien ­ n ik arsk im „pod G ruszką” ogólnopolską naradę, na którą zjech ali n ie ­ liczn i goście z W arszaw y. D ziałali n a szczęście w Ośrodku w ty c h p ierw ­ szych jego latach lu d zie starszego pokolenia, m ający w ielk ie zro zu m ie­ nie dla h istorii w p rasozn aw stw ie.

Po od ejściu L aokaua p iln o w a ł jeszcze czas jarkiś uporządkow ania m a­ teria łó w sło w n ik o w y ch L ech ick i — postać zasługująca na k ilk a słó w ch a ­ rak tery sty k i. P ra w ie mój rów ieśn ik i krajan, w y c h o w a n ek S tan isław a Ł em pickiego, pod którego okiem n apisał i op ub likow ał cidkaw ą rzecz 0 m ecen acie w P olsce za Z ygm u nta III, w bliżej n ie znanych m i o k olicz­ nościach zw iązał się w e L w ow ie z jedną z sek t w y zn a n io w y ch , p ełn ił w n iej n aw et jak ieś fu n kcje; u złośliw ców k rak ow sk ich ściągn ęło to nań ep itet „sek ciarsk iego b isk u p a”. B y ł to umytsł b ystry, n ieraz n adm iern ie k ry ty c zn y , zw łaszcza w recen zow an iu k siążek cudzych, co p ow odow ało, że nieraz w y ty k a n o m u złośliw ość w d ostrzegan iu nie p op ełn io n y ch b łę ­ dów . R edakcje k rak ow skich czasopism n atom iast — d zięk i tej ciętości pióra i szczególn ej zn ajom ości k u lisó w p rasy P o lsk i m ięd zy w o jen n ej — an gażow ały ch ę tn ie L echiokiego w łaśn ie do działów recen zyjn ych . Na sek retarzow an ie w ak cji zapoczątkow ania q u asi-P lu tarch a n aszego d zien ­ n ik arstw a n adaw ał się znakom icie.

O sobiste pasje badaw cze m iał L echidki od p rzyb ycia do K rakow a du­ że: d zieje krak ow skiego „K raju ”, organu m iejsco w eg o p o zy ty w izm u r e ­ dagow an ego przez L udw ika G um plow icza, a fin an sow a n ego przez A d a­ ma S apiehę, i h istorię p rasy k atolick iej w P olsce (w czym w sp a rły go pieniąd ze K atolick iego U n iw er sy tetu L u b elsk iego i redakcja k rak o w sk ie­ go „Z naku”). A to li k ied y m on ografię „K raju ” Skończył i w y d a ł dzięki także m em u skrom nem u poparciu w P A N — to obszernie opracow anej „prasy k a to lick ie j” w P olsce grupa „Z naku” n ie za ryzyk ow ała jako im p rezy w yd aw n iczej. M im o tych 'katolickich za in teresow a ń L ech ick i sym p atyzow a ł z ruchem laick iego w ych ow an ia i p isał od czasu do czasu w organ ie ruchu pt. „E uh em er”. W reszcie, w ok resie (kiedy to p iszę, po­ św ięc ił sw ój czas, sk w a p liw ie d zielon y m ięd zy B ib liotek ę Jagiellońsk-ą 1 'PAN, na d zieje O rm ian w P olsce i w y g ło sił na te n tem at, skrom ny zresztą w ujęciu , refera t na p ierw szy m zjeźd zie O rm ian w K rak ow ie8. Znaczne zrozu m ien ie dla h istorii p rasy u jaw n ia ł też dr S tan isław P eters, z w yk szta łcen ia polon ista i p rzed w ojen n y dziennikarz, g łów n ie w koncern ie „IKC”. Choć sam w Ośrodku p atron ow ał zagad n ieniom w y - d aw n iczo-tech n iczn ym (ze szczególn ym a fek tem do fo to gra fii p rasow ej),

8 Władze Polski Ludowej długo, bo aż do 1980 r., nie chciały się zgodzić na założenie tow arzystw a społeczno-kulturalnego Ormian w Polsce. Dopiero na kilka m iesięcy przed w yznaczonym zjazdem zezwolono na Koło zainteresow ań historią i kulturą Ormian w Polskim Tow arzystw ie Etnograficznym . Rzecz jasna, że na zjeździe przeważali lw ow ianie i przedstaw iciele kresów.

(11)

a w S tron n ictw ie D em ok ratyczn ym , w k tó ry m ze mną k olegow ał, w y ­ głaszał r e fer a ty o w sp ółczesn ej sy tu a cji p o lityczn ej (w chodził w ów czas w skład redakcji „G azety K ra k o w sk ie j”) — jako czło w iek św ia tły od­ znaczał się szerok im poglądem na rolę dziennikarza. U trzy m y w a liśm y z żoną z d om em P etersó w stoisunki tow arzysk ie; jego przystojna m ałżo n ­ ka ujm ow ała sw ą b ezpośredniością i serdecznością. N iestety , śm ierć jego w 1972 r. nie ty lk o p rzerw ała naszą znajom ość, ale tak fa ta ln ie odbiła się na w d ow ie, że w kilka lat po śm ierci m ęża popadła w ciężką d epresję i chorobę. P a łeczk ę prasozn aw cy po ojcu ujął L esław P eters, którego osob iście w id ziałem jeszcze w e w czesn y m d zieciń stw ie i później nie m ia ­ łem z n im k ontaktu. S ły sza łem tylk o, że trzyk rotn ie odrzucony przy egzam inie na astron o m ię w U n iw er sy tecie Jagielloń sk im zrezyg n ow a ł ze stu d iów w y ższych , a m im o to oddał p rasozn aw stw u n iem ałe u sługi.

Po u tracie w gron ie O środka Jana L ankaua żniw o śm ierci sprzątnęło jednego z n a jczy n n iejszy ch jego członków : w yb ijającego się socjologa W ładysław a K obylań sk iego. B y liśm y z sobą obaj blisko zżyci, m im o iż K ob ylań sk i n ie n ależał do ła tw y c h w rozm ow ie i historią p ra sy się n ie en tu zjazm ow ał. S łu ch ał m oich w y k ła d ó w w W yższej S zk ole N auk Spo­ łeczn ych , ale zarodki socjologa w szczep ił w eń K azim ierz D obrow olski, najbardziej uznana sław a na ty m polu po w ojn ie. K ob ylań sk iego in try ­ gow ało przede w szy stk im cz y teln ictw o gazet i w tym duchu k ierow a ł badaniam i w sw o jej sek cji socjologicznej. P o n iew a ż czasy ok up acji h itle ­ row sk iej sp ęd ził n ajp ierw w N iem czech na robotach p rzym usow ych, n a­ stęp n ie w e W łoszech, w ięc am b icje jego b ie g ły w kierunku zb liżen ia na­ szej socjologii praisy do w zorów zachodnich. O głosił kilka rozpraw o czy­ te ln ic tw ie p rasy w K rak ow ie, o .korelacji socjologii z p sych ologią spo­ łeczną na polu recep cji prasy. N agle zask oczyła nas w szy stk ich tragiczna w ie ść o tajem n iczy m jego zatonięciu w B ałtyk u . B rzm iała ty m bardziej tajem n iczo, że K ob ylań sk i b y ł zn ak om itym p ły w a k iem i działał w tym czasie — b ył to lip ciec 1961 r. — jako ratow n ik m orski w Łebie. Na jego p ogrzebie na C m entarzu R ak ow ick im ów czesn a k ierow n iczk a O środ­ ka Irena T etelow sk a n iesp od ziew an ie dla m n ie zw róciła się - z prośbą o p rzem ów ien ie nad m ogiłą. N ie m ogłem odm ów ić i choć to w a rzy szy li w ty m k ond u kcie liczn i k oled zy zm arłego z socjologii, m .in. prof. P a w e ł R ybicki, p ożegn ałem go ze w zru szen iem , podkreślając b ezw zględ n ość lo­ su, osierocającego nasz p rzetrzeb ion y 'przez h itlerow có w św ia t nauki 0 n ajlep sze m łod e ta len ty . Jak ież b y ło n atom iast w kilka la t p otem m oje zd ziw ien ie, gdy Irena T etelow sk a ży ciorys K ob ylań sk iego zred agow an y p rzeze m n ie dla Pol s ki ego s ł own i k a biograficznego itak gru n to w n ie p rze­ robiła, że od m ów iłem jego sygn ow ania.

W ielk im zrozum ieniem m oich badań nad podstaw am i teo rety czn y m i 1 źródłoznaw czym i h istorii p rasy darzył m n ie ów cześn ie S tan isław G arz- tecki, starej d aty d zien nik arz, n ajp ierw k ijow sk i, n astęp n ie w arszaw sk i, (którego losy w ojen n e rz u ciły na bruk p od w aw elsk i. To nie b y ł już tylk o

(12)

M O J E P R A S O Z N A W S T W О 95

tow arzysz p racy (w dodatku na stałe n ie zaan gażow any do Ośrodka), ale p raw d ziw y p rzyjaciel. Z b liżenie i zżycie dw óch naiszych rodzin p rze­ m ien iło s ię rychło w w y lew n ą kordialność i dość częste posiedzen ia przy stolik u b ryd żow ym , w częste spotkania w kaw iarniach. W szystko to za­ ch w iało się, gdy na p oczciw ego staruszka sp adły ciosy b ezlitosn e: n aj­ p ierw tragiczna śm ierć córki, u ta len to w a n ej kom pozytorki i p ian istk i Jad w igi G arzteckiej, w kilka lat p otem żony. Zanim te n ieszczęścia w y r w a ły m u z ręk i pióro d zien nik arsk ie, k on su lto w a ł się u m n ie n ie ­ jedn ok rotn ie o h istoryczn e u jęcie pewinych zagadnień, na odw rót —· m n ie p ouczał o w e w n ę trz n y m tryb ie red ak cyjn ym . G arzteoki oddał O środko­ w i n iem ałe u słu gi, znając zn ak om icie język rosy jsk i, k tóry w m iejsco ­ w y m św iec ie d zien nik arsk im b ył p raw ie zu p ełn ie nie znany; regu larn ie refero w a ł zaw artość p rasy i książek rad zieckich, nieraz 'w ystępow ał jako tłu m acz p rzy w izy ta ch zagranicznych, znał b ow iem p raw ie ró w n ie ś w ie t­ n ie język francuski, isłabiej an gielsk i. W cza sie jednego ze sw y ch p o b y ­ tów w W arszaw ie zm arł n a g le na dw orcu a u tob u sow ym ; była to jakby sym boliczna śm ierć tego sam otnika nieutru dzonego w podróżach i pracy d zien nik arsk iej. S traciłem w n im jednego z najbardziej oddanych p rzy ­ jaciół.

W w yła n ia n iu się na ek ran ie m ych w sp om n ień sy lw e t b lisk ich mi w p rasozn aw stw ie lu d zi jedna postać ispoza K rakow a dom aga się n atar­ cz y w ie rem in iscen cji. O krągła, ru ch liw a , głośna na każdym k o n w en ty k lu p rasozn aw ców ■— postać M ieczysław a K afla.

A m b itn y i n iezm ord ow an y organizator n ajp ierw w a rszaw sk iego Za­ k ład u Badań P rasoznaw czych, n astęp n ie Stu diu m D zien n ik arsk ieg o w stołeczn ym U n iw ersy tecie, p ojaw iał Isię w szęd zie, gdzie ty lk o b yła m ow a o p rasozn aw stw ie. I nie ty lk o w kraju; lata ją cy H olender naszego p raso­ zn aw stw a, przez n iek tórych ochrzczony p olsk im am basadorem te j d y sc y ­ p lin y na szerok im św iecie, objechał n ieom al glob cały, z w y ją tk iem D a­ lek iego W schodu (w p lan ow an ym w y je źd zić do Jap onii p rzeszk odziła mu grubo p rzedw czesn a śm ierć). A jeździł nie jako s i m p l e x s er vu s sw ej d y ­ scyp lin y; posłu gu jąc się nie n ad zw yczajn ie zresztą an gielszczy zn ą, p re- zy d iow ał na k on feren cjach m ięd zyn arod ow ych , w szed ł do w ład z AIERI, w y k ła d a ł teorię p rasozn aw stw a w Strasburgu i stąd m iał sw y ch elew ó w w krajach i A fryk i, i A m ery k i P ołu d n iow ej. Podróże jego b y ły tak czę­ ste i .nieraz długie, że w n ie k tó ry ch okresach roku w p ad ał do P o lsk i jak na urlop. A p rzecież tu taj dopracow ał się ty tu łu profesora n a d zw y czaj­ nego na U n iw er sy tecie stołeczn ym (w S tu d iu m D zienn ikarskim ). W ty c h w ła śn ie jego „od w ied zinach o jc z y z n y ” m ia łem z nim k on tak ty — p rze­ lotn e, n ieraz po p rostu w kuluarach, ale .nie bez znaczenia dla m y ch zw iązków z p rasozn aw stw em . K a fel n ależał do tych n ieliczn y ch teo re­ tyk ów , k tó r y h istorię prnsy trak to w ał jako nieodłączną i istotną część prasoznawlstwa, przyznaw ał jej w ysok ą rolę p ozn aw czą i k reacyjn ą. D ał tem u w yraz w sw ojej p od staw ow ej książce: P r a s o z n a w s t w o . W s t ę p do

(13)

p r o b l e m a t y k i , długo p rzetraw ian ą, bo w yd an ą dopiero w 1968 r. W reda­

gow an ym przez sieb ie trzy to m o w y m w y d a w n ictw ie zb iorow ym (p oję­ tym jako sk ryp t dla ad ep tów żu rn alisty k i) pt. M e t o d y i t ec h n i ki b a d a w ­

cze w praso z n a w s t w i e (1969) zaprosił w ła śn ie m n ie do zd efin io w a n ia h i­

storii praisy, jej zadań, źródeł i m etod badań. D zięk i w ięc n iem u p oglą­ d y m oje, w yrażon e już w cześn iej w szeregu rozpraw , tr a fia ły do sal stu d iów d zien nik arsk ich , czy w y k ła d o w cy sym p a ty zo w a li ze m ną, czy nie. K a fel chyba p ie rw sz y im p ortow ał do n aszego p rasozn aw stw a la p i­ darną form u łę am eryk ańsk iego badacza H arolda L a ssw ella o zadaniach prasozn aw stw a. B adanie to — w e d łu g A m eryk an in a — w in n o odpow ia­ dać na p ięć pytań: kto?, co?, jakim środkiem inform acji?, komu? i z ja­ kim skutkiem ? p rzekazuje in form ację prasow ą. F orm ułę tę, i słusznie, pow tarzał K a fel p rzy każdej sposobności. O dznaczał się u m ysłem b y ­ strym i ek lek tyczn ym ; m ó w ił dużo (dlatego zap ew n e u le g ł rak ow i gar­ dła), p isał sk ąpiej, a jedną cechą osobow ości im p onow ał m i n iep om ier­ nie: szyb k im i ciągle zm ien n ym w ipodróżach ad op tow an iem się do n a j­ rozm aitszych w arun k ów , o czym m i n ieraz opow iadał.

Tak to w śród ty c h p rom in en tów n a szego prasozn aw stw a dobiegał ku k ońcow i p ierw szy etap m oich p rzygód w te j sferze m y śli i działań, etap m ający charakter oficja ln y ch k ontaktów . Z anim się u rw ał, danym m i b yło dokonać w O środku k ilk u d on iosłych rzeczy m im o dość znacznych zm ian i perturbacji w jego k iero w n ictw ie. Po w sp om n ian ym w yjeźd zie K rasick iego do R zym u objął je na n ied łu g o M ieczysła w Z aw adka, ów ­ czesn y p rezes RSW „Praisa” w W arszaw ie, a w ięc rzadko w p ad ający do K rakow a, n a stęp n ie Irena T etelow sk a. W ielo k rotn ie w ty m czasie dom a­ gałem się na k olegiach Ośrodka'"wszczęcia szerszej akcji w zak resie archi- w a liza cji a k t red a k cy jn y ch w istn ie ją cy c h w y d a w n ictw a ch d la zab ezp ie­ czen ia ich dla p rzyszłych badaczy. Jako h isto ry k m iałem zu p ełn ie od­ m ien n e od d zien n ik arzy p o jęcie o „archiw u m r e d a k cy jn y m ” ; oni w id zieli je w podręcznej b ib liotece, sk ład n icy w y c in k ó w p rasow ych , ew en tu a ln ie m ag a zy n ie k lisz rep rod u k cyjn ych , ja — w p raw id ło w ym i sy stem a ty cz­ n ym p rze ch o w y w a n iu i szk artow an iu w o k reślon y ch term in ach całej do­ k u m en tacji p racy red ak cyjn ej. U w ażałem , że czas p ołożyć k res p ra k tyce kosza redak cyjnego; z k oncepcją u regu low an ia tej sp raw y zw ró ciłem się osob iście do szefa N aczeln ej D y rek cji A rch iw ó w P a ń stw o w y ch w W ar­ szaw ie dr. H en ryk a A ltm ana. D r A ltm an w p rzeszłości sprzed 1939 r. pu b licysta i redaktor, zrozu m iał w y śm ie n icie m e stan ow isko i w lu ty m 1961 r. zorganizow ał w sw ej sied zib ie p ie rw sz e w tej sp raw ie p o sied ze­ n ie w y b itn ie jszy c h arch iw istów i k ilk u redak torów . M nie p o w ierzył w p row ad zający refera t, a n astęp n ie k ie ro w n ictw o sp ecjaln ej k om isji dla organ izacji arch iw ów red ak cyjn ych . Po d alszych pracach, a szczególn ie k on feren cji odbytej w A rch iw u m m. W arszaw y jprzy zacisznej ul. K oło w R ynku S tarom iejsk im , po k o n su lta cji ze m ną w y d a ł w m aju 1962 r. Z arządzenie nr 10 w sp raw ie ocen y i p rzech ow y w an ia ak t w y d a w n ictw

(14)

M O J E P R A S O Z N A W S T W O

9 7

i czasopism . Z arządzenie to zostało podane do w iadom ości w szystk im archiw om p ań stw ow ym , a redakcjom na łam ach m iesięczn ik a „Prasa P o lsk a ” w form ie w y w ia d u ze mną S tan isław a G arsteck ieg o8. U kazanie się zarządzenia, p ierw szego nie tylk o w p olsk iej, ale i zagranicznej p rak ­ ty c e a rch iw a ln ej, p rzysp ieszy ł mój refera t w lu ty m 1962 r. na M ięd zy­ narodow ym Z jeździe P rasozn aw ców w W arszaw ie (op u blik ow any ta/kże w język ach fran cu sk im i rosyjsk im ).

Ju b ileu szo w y te n K on gres na-szej praisy w 1962 r. zgrom adził w roz­ leg ły ch salach P ałacu K u ltu r y i N au k i ca ły k w iat polsk iego i obcego p rasozn aw stw a, o czyw iście z p rzew agą p rzed staw icieli krajów so cjali­ styczn ych . W sek cji h istoryczn ej m iałem m ożność odnow ienia zn ajo­ m ości z B iereżn ojem z L eningradu, poznania zaaw ansow an ego w iek iem prof. G eorgija B urszak ow a z S ofii (autora obszernej h istorii p rasy b u ł­ garskiej), dr. Franza K nippinga z Lipska, prof. V ladim íra K lim eša z P ra­ gi, dr. Zdenka Sim eöka z Brna i k ilk u inn ych , z k tórym i zw iązała m nie w n astęp n ych latach ożyw ion a korespondencja w in teresu jący ch nas spra­ wach. K ongres trw a ł trzy dni i ob fito w ał — jak zw y k le w tego rodzaju im prezach — n ie ty le w o d k ryw cze tezy , co w k o n tak ty różnych środo­ w isk nauk ow ych. M oja k oncepcja arch iw aliza cji stan ow iła 'zupełną no­ w in k ę w sek cji h istoryczn ej, ale nie m iała jeszcze za sobą aktu n orm a­ tyw n ego, k tóry uikazał s ię dopiero za trzy m iesiące.

T ym czasem m im o tego n iew ą tp liw eg o su kcesu aura dla m ojej roli w Ośrodku B adań P rasozn aw czych pogarszała się z dnia na d zień . K ie ­ row ała nim od d łu ższego czasu Irena T etelow sk a, która porzuciła prak­ ty k ę d zien nik arsk ą iw „G azecie K ra k o w sk iej” dla całk o w itego oddania się teo rii prasy. M imo pozornej życzliw ości dla m n ie traktow ała h istorię p rasy jako d yscy p lin ę zu p ełn ie odrębną od prasozn aw stw a i n a w et p ró­ b ow ała redu k ow ać m oją w sp ółpracę z „Z eszytam i P ra sozn aw czy m i” co — na szczęście dla m n ie — nie znalazło w sp arcia w redakcji. Poza lic z n y ­ m i recen zjam i i artyk u łam i zw iązan ym i z ju b ileu szem „M erkuriusza P o lsk ie g o ” rozw ażyłem w tym czasie na łam ach „Z eszy tó w ” k w estię dość, m oim «d aniem , w ażną dla rozw oju n o w oży tn eg o d ziennikarstw a: o d d ziaływ an ie ru ch ów re w o lu cy jn y ch w Europie w p ierw szej p o łow ie X IX w . na organ izacyjn y i tech n iczn y rozw ój (prasy 'zarówno zachodniej, jak i p o lsk iej10. D alej — m im o oficjaln ego zaw ieszen ia S ek cji H isto ­ ryczn ej o d b yw ały się pod m oim k iero w n ictw em com iesięczn e w ieczory d y sk u syjn e; m .in. prof. Józef B uszko m ó w ił o w a lce „N aprzodu” z cen ­ zurą, P io tr G rzegorczyk o stosu nk u prasy p olsk iej do T ołstoja, L ech ick i

9 „Prasa Polska” z 9 IX 1962. Warto dodać, że dużą rolę w zdefiniow aniu akt podlegających „trwałem u przechow ywaniu” odegrała mgr Karolina Rostocka, se ­ kretarz Komisji.

10 Rozprawa pt. Niektóre a sp e k ty prasy polskiej w okresie re w o lu c y jn y m 1794—1848 ukazała się w z. 1/2, a W p ły w prą d ó w re w olu cyjnych na rozw ój prasy eu ropejskiej 1789—1849 w z. 4 z 1961 r.

(15)

o stan ie badań nad historią czasop iśm ien n ictw a krak ow skiego. R eferaty te tr w a ły do końca 1961 r.

W sty c zn iu 1963 r. otrzym ałem z rąk I. T etelo w sk iej d efin ity w n e w y ­ p ow ied zen ie z prac w Ośrodku, z „gorącym zap roszen iem ” do w sp ó ł­ p racy z „Z eszytam i P raso zn a w czy m i”. O ficjaln e p ociągnięcie to tłu m a ­ czono zarządzeniem fin a n so w y m zarządu RSW „P rasa”, ja osobiście od­ czułem to jako epizod p rzykry, ale nie jako p ożegn an ie z u lu b ionym w id n ok ręgiem m oich zain teresow ań i badań.

T ym czasem zb liżało się w ażne dla d ziejów P olsk i stu lecie p ow stan ia styczn iow eg o. Z ajęty p oszu k iw an iam i źródłow ym i w ty m zak resie dla Zakładu D ziejó w N ajn o w szy ch w In sty tu cie H istorii P A N i opracow y­ w an iem scenariusza Galicja 1863— 1864 dla w ielk iej w y sta w y w a rsza w ­ skiej, organ izow an ej przez Janusza Durkę, pozornie oddaliłem się od ul. W iślnej i panującego tam rozgardiaszu prac i p o m y słó w 11. A le i na­ stęp n e d ziesięcio lecie (1963— 1973) dow iodło, że zgoła nie w y p a d łem z to ­ row isk a p rasoznaw czego. W ręcz p rzeciw n ie —· p rzyszło m i u czestn iczyć w w ielu im prezach, i to nieraz w w yróżn iający sposób. T ym czasem na ul. W iślnej zm ien iali się ludzie; ba! zm ien ił się po kiliku latach i lokal, k ied y O środkow i p rzyznan o dwa całe piętra w R yn k u G łów nym 24, nad daw ną księgarn ią G ebethnera i W olffa. N ie w dając się tu w p ełne p erson aln e rozw ażania, pragnę zw rócić u w agę na n iek tóre ty lk o na­ zw iska, które w n astęp n ych latach zap isały się w annałach Ośrodka. A w ięc przede w szystkim : Irena T etelow sk a, P a w e ł D u biel, W alery P i­ sarek, Ju lian M aślanka, S y lw e ste r D zik i, T om asz Goban K las. Ośrodek, p ozostający coraz ściślej na u słu gach RSW „Prasa”, zm ien ił g ru n tow n ie sw ą strukturę.

T etelow sk a stan ow i sw ego rodzaju epokę w h istorii Ośrodka. N ek ro ­ log, jakim ją pożegn ali n ajb liżsi tow arzysze pracy — a w iadom o jak tragiczn ie 2 k w ietn ia 1969 r. zginęła w raz z prof. Z enonem K lem e n sie­ w iczem w k atastrofie lotn iczej nad w zgórzam i M akowa P od h a la ń sk ie­ go — w y n ió sł ją na w y ż y n y „teorii i m etod ologii m ark sistow sk iego pra­ so zn a w stw a ”, przyznając jej m acierzyń stw o „k rak ow skiej szk o ły w ie ­ d zy o p ra sie”. N ie p en etrow ałem zagonów „ilościow ej an a lizy zaw ar­ tości p rasy” czy typ o lo g ii w sp ó łczesn ych d zienników , w k tórych ona w ła śn ie celow ała, b ym m ógł m ieć w yrob ion e zdanie o jej zasługach. F ak tem jest, że w ła śn ie w p osęp nym dniu jej pogrzebu w K rak ow ie w od ległym i oblanym słońcem Monaco św ia to w e grono p rasoznaw ców

11 Dodać muszę, że od 1962 r. przeszedłem z Zakładu Dokum entacji Instytutu H istorii w K rakowie do Zakładu w W arszawie, ze stałym „delegowaniem ” m nie do Krakowa, gdzie dokonywałem w ym ienionych poszukiwań. Choroba serca i po­ byt w sanatorium w Inowrocławiu nie pozw oliły mi na osobisty udział w P o­ w szechnym Zjeździe Historyków Polskich w 1963 r. w W arszawie, poświęconym powstaniu styczniowem u.

(16)

M O J E P R A S O Z N A W S T W O 99

spod znaku AIERI rozpoczynało obrady nad opracow aną przez T ete- low sk ą organizacją m ięd zyn arod ow ej u n ifik acji badań środków m aso­ w eg o przekazu. Ta trzyd ziesto k ilk u letn ia k obieta znana b yła dobrze k rę­ gom eu rop ejsk ich prasozn aw ców , ba — p ow ołano ją n aw et na p rzew od ­ niczącą sek cji b ib liograficzn ej AIERI. Jeśli chodzi o jej stosu n ek do m n ie od początku naszej w sp ółpracy, n azw ałb ym go zim n ym szacunkiem , n iejed n ok rotn ie — co praw da na krótko — przeradzającym się w n ie ­ p oham ow ane m a n ifestacje n iechęci, n a w et próby odsunięcia m n ie od Ośrodka (co — jak w sp om n iałem — stało się fak tem z p oczątkiem ro ­ ku 1963). M uszę jednak p rzyznać, że po dw u i pół roku zn ow u n a le­ gała na m nie, bym objął redakcję E nc yk l o p ed i i w i e d z y o prasie, czem u zd aw ali się — o dziwo! — p rzy k lask iw ać n a w et d elegaci RSW „P rasa” z W arszaw y. P rzy g o to w a łem refera t w stęp n y , w k tórym oczyw iście h i­ storii prasy w yzn a cza łem rolę nie ty le w iodącą, co prostującą zw iązki i zależności g en ety czn e w p rocesie ro zw o jo w y m p rasy. A le już w ikilka m ie się c y po tych projektach, k tóre nie za k oń czyły się żadnym i k on ­ klu zjam i, Tetelowsika zaatakow ała m n ie zn ow u z pow odu w y w iad u , jaki p rzeprow ad ził ze m ną na łam ach „S łow a P o w szech n eg o” (w p ołow ie 1966 r.) A dam L en czow ski, ba! u siłow ała pozbaw ić m n ie człon k ostw a w k olegiu m red ak cyjn ym „Z eszytów P raso zn a w czy ch ”. N ie pom nę już, o co jej chodziło — n a jo strzejszych zarzu tów n ie u jaw n iła w m ej obec­ ności; b yć m oże drażniło ją p rzyp isan ie m i przez L en czow sk iego m iana w sp ó łtw ó rcy Ośrodka. M u siałem zw rócić się o in terw en cję do prof. K le ­ m en siew icza, w ów czas nie tylk o członka R ady R edakcyjnej „ Z eszy tó w ”, a le i przew odniczącego Rady N au k ow ej Ośrodka, znakom itego języ k o­ zn aw cy i w icep rezesa O ddziału k rak ow skiego PA N .

Zenon K lem en siew icz b y ł jed yn ym człon k iem rzecz y w isty m tej n aj­ w y ższej in stan cji nauk ow ej, k tóry zaryzyk ow ał sw ój zw iązek z praso- zn aw stw em , trak tow an ym jeszcze w ów czas n iedow ierzająco przez areo- pag nauki (w roku d ziesięciolecia Ośrodka, w 1966 r., było w jego R a­ dzie N au k ow ej już k ilk u p rofesorów , p rzew ażn ie spo<za K rakow a). Zna­ k o m ity uczony, a przy ty m człow iek o n iep rzeciętn ej k u ltu rze to w a ­ rzy sk iej, au to ry tetem sw ym zn ak om icie w sp iera ł Ośrodek. P rzy ją ł m nie w P rezyd iu m P A N n iem al z w y lew n ą życzliw ością, w y słu ch a ł ze zd zi­ w ien iem op ow ieści o stosu nk u T etelo w sk iej do m n ie i orientując się do­ brze w m ej d ziałaln ości w p rasozn aw stw ie, 'zapowiedział ostre w y stą ­ p ien ie w obec k ierow n iczk i Ośrodka o m oje stan ow isko w k olegiu m . Istotn ie p ozycja m oja um ocniła się w y ra źn ie w tym gronie. Z aw d zię­ czałem to tak że n ow ym ludziom w Ośrodku: J u lian ow i M aślance, W a­ lerem u P isark ow i, sek retarzow i Ośrodka, E dw ardow i K am iń sk iem u i Ja­ n ow i K alk o w sk iem u w „Z eszytach ”. K o leżeń stw o nasze nabierało z k aż­ dym rok iem coraz p rzyjaźn iejszej ciep łoty . Z aznaczyło się to zw łaszcza w czasie k ilk u d n iow ego sym pozjum p olsk ich i czesk ich p rasoznaw ców w p o k ry ty ch śn ieg iem D u sznikach (lu ty 1964), Ikiedy n am iętn ie d ysk u ­

(17)

to w a liśm y nad najbardziej ak tu aln ym i tem atam i badań nad prasą, a K a fel szczegółow o rozw od ził się nad form ułą L assw ella. W rok potem w ty m sam ym n iem al gronie sp otk aliśm y się w Zakopanem ; tu sw oją n ie zw y k łą urodą b łysn ęła redaktorka z B ra ty sła w y Perla K arvašova, z którą tan iec w 'w ypoczynkow e w ieczo ry n ależał do n iecod zien n ej p rzy ­ jem ności. Tu p ozn ałem b liżej — w y b itn y ch za rok— d w a pub licystów : Jacka M aziarskiego i K rzysztofa K ąkolew skiego, k tóry zasłyn ął po d zie­ sięciu latach w yw iad am i z g ło śn y m i szakalam i h itlerow sk iego ucisku w P olsce (Co u Pana słychać...?). W zakopiańskim spo-tkaniu p roblem em na porządku d zien nym była głó w n ie p u b licy sty k a i reportaż, słow em — gatu n ki d zien nik arsk ie.

A le dw ie n astęp n e m oje p rzygod y p rasoznaw cze tch n ęły jeszcze bo­ gatszym program em spotkań. W listop ad zie 1966 r. w yp ad ło w sp om n ia­ ne d ziesięc io lec ie Ośrodka P rasoznaw czego, na które P olsk a A kadem ia N au k w ielk im gestem zaofiarow ała swą aulę przy ul. S ław k o w sk iej. Pod jej auspicjam i nie doceniana d yscyp lin a przeszła niejak o chrzest popularności w opinii pub liczn ej, a splendoru dodaw ała jej rola Zenona K lem en siew icza. S potkałem się tu po raz p ierw szy z prezesem AIERI Jacques B ou rq u in ’em , elegan ck im i zam ożnym w ła ścicielem jednego z k oncern ów p rasow ych w S zw ajcarii; m iałem sposobność korespondo­ w ać z nim już w cześn iej, ale teraz zad zierzgn ęła się m ięd zy nam i b liż­ sza nić znajom ości. B ourquin w ied ział, że in teresu ję się em igracją p ol­ ską z okresu M łodej Europy, prosiłem go b ow iem o p ew n e dane d oty­ czące K arola K lossa, p olsk iego bohatera w alk o dem okrację m ięd zy dw om a kantonam i. D zięki B ou rq u in ’ow i dotarłem do dat b iograficznych, k tórych nie u m ieli m i podać rodzim i p racow n icy olbrzym iej B ib liotek i b. L igi N arodów w G en ew ie. N ie w iem , czy z tego pow odu, czy z in ­ nych w ita ł m n ie B ourquin w n astęp n ych spotkaniach m ian em „poety rom an tyk a” . B y ł to E uropejczyk w każdym calu. Z h istoryk am i p rasy z różnych k ątów n aszego k on ty n en tu sp otk ałem się za rok w w a rsza w ­ sk im Pałacu S taszica. O dbyw ał się tu p ierw szy sp ecjaln ie h istorii prasy p ośw ięcon y k ongres badaczy. P atron ow ał mu prof. H en ryk Jabłoński, a trud y organ izacyjn e w ziął na sw e barki d aw n y mój kolega z u n iw e r­ sy te tu lw o w sk ieg o prof. Józef S krzypek. W ystąp iłem tu z inicjatorsk im i n ieb agateln ym dla p rzyszłości naszego d zien nik arstw a od czytem o roli naczeln ego redaktora w prasie p olsk iej w p ierw szej p ołow ie X IX w. U w ażn y i ży c z liw y słuchacz m ógł w m oich w yw od ach d osłu ch ać się coś niecoś o w y k szta łca n iu się in d y w id u aln ości redaktorów , i to przed stu ­ leciem i w’śród n iep rzyjazn ych stosu n k ów p olity czn ych i m aterialnych. P isan o o n iek tórych z tych — jak ich p rzew ażn ie wówcza's nazyw an o — an trepren erach żu rn alistyk i zaw sze u ryw k ow o i ad per sonam, n ie k u ­ sząc się o sp ek tak ularn ą ch ara k tery sty k ę stan ow iska i roli w tw orzen iu redakcji. P rób ow ała p olem izow ać ze m n ą A lina S łom kow ska, w ów czas docent U n iw er sy tetu W arszaw skiego (jej sta łym tow arzyszem na w sz y ­

(18)

M O J E P R A S O Z N A W S T W O 101

stk ich im prezach p rasozn aw czych b ył jeden z n ajstarszych d ziennikarzy w a rszaw sk ich , elegan ck i M ieczysław K rzepkow ski). P rzystojn a b lon d y n ­ ka, praw dopodobnie tak n iep ew n a b yła sw ego zdania, że przed sw ym w y stą p ien iem w k ulu arach zebrania tłu m aczyła się przede m ną, iż ch ęt­ n ie zrezygn ow ałab y ze sw ego głosu, czem u się zd ecyd ow an ie p rzeciw ­ staw iłem . M ów ca drugi, u talen tow an y, choć m łody, ale ob latany w szp e­ ran iu p olon ik ów w zbiorach L eningradu ■ i M oskw y, doc. M ieczy sław In glot (syn S tefana, m ego k olegi z sem in ariu m Franciszka B ujaka), częściow o popierał stan ow isk o S łom k o w sk iej i rów n o cześn ie a k cen tow ał p ion iersk ie am bicje w yk rycia przeze m nie n ie w ą tp liw y ch p raw id łow ości w form ow an iu się p ostaw red ak torsk ich w początkach n arodow ego d zien ­ nik arstw a. O co chodziło obojgu adw ersarzom ? O n iedostateczn ość pod­ staw do p recy zy jn iejszy ch d oszu kiw ań się jak iejś jed n olitości w w y ­ k ształcan iu się in d yw id u aln ości red ak torsk ich w P olsce, p od zielon ej kor­ donam i p a ń stw ow ym i i od m ien nym i system a m i ad m in istra cyjn ym i. W ątp liw ości te b y ły b y słu szn e, gd yb ym w sposób n ieop atrzn y zm ierzał do u staleń o am bicjach sy n tety c zn y ch , przed czym w y r a ź n ie się zastrze­ gałem . Na om aw ian ym zjeźd zie od n ow iłem znajom ość z oddanym m i Ju g osłow ia n in em L jubom irem D u rk oviciem , znow u z praskim prom o­ torem h istorii prasy K lim ešem , p ozn ałem się z p rzed sta w icielem jej w e Fran cji prof. L ouis T renardem z L ille, z H en ryk iem B rühnem z Lipska.

K onferencja po d w u d n iow ych naradach w W arszaw ie zak oń czyła się jed n ym d n iem w K rak ow ie, w czasie k tó reg o w sali p osiedzeń P A N w y ­ głosiłem sy n tety c zn y odczyt o roli K rakow a w rozw oju prasy, od jej początków do ch w ili obecnej.

Po tragiczn ym osierocen iu przez T etelow sk ą Ośrodka zaszły w nim pow ażne zm ian y p erson aln e. K ierow n ictw o objął dr W alery Pisarek, w ie r n y uczeń K lem en siew icza , sek retaria t po nim ujął w sw e ręce dr Ju lian M aślanka, h istoryk literatu ry, któiry w ła śn ie w y k ań cza ł swą h ab ilitacyjn ą rozpraw ę o głośn ym założycielu p olsk iego sło w ia n o zn aw - stw a Z orianie D ołęd ze C hodakow skim . W dziale b ib liog raficzn o-d ok u - m e n ta cy jn y m Ośrodka coraz szersze i p o żyteczn iejsze u słu g i św iad czył sk rom n y, ale jakże p o żyteczn y p racow n ik S y lw e ste r D ziki, m a gister po­ lon isty k i. Z ty m i trzem a podporam i Ośrodka m oje stosu nk i k o leżeń sk o - -to w a rzy sk ie zacieśn iały się z każdym rokiem , nie m ogę te ż oprzeć się p oku sie zostaw ien ia na ty c h kartach p rzyjazn ego o n ich p rzypom nienia. R ów n ocześn ie k on tak ty z p rasoznaw cam i w arszaw sk im i u le g a ły jakby zam ieran iu, choćby ze w zględ u na m oje trudności podróżow ania k o le­ jam i. Jeszcze habilitacja w lu ty m 1970 r. B artłom ieja G ołki w Stu diu m D zien n ik arsk im stołeczn ego U n iw ersy tetu , w któirej u czestn iczyłem jako recen zen t jego książki o k szta łto w a n iu się w ie d z y o prasie w P olsce w X IX w ., jeszcze w grudniu p ierw sza k on feren cja w P racow n i H istorii C zasop iśm ien n ictw a P olsk iego w sp raw ie planu podręcznika d ziejó w n a­ szego dzien nik arstw a. O dnow ił się serd eczn y k ontakt z m łod ym człon

Cytaty

Powiązane dokumenty

Chrystus cierpiał, znosił prześladowania ze strony otoczenia, nato ­ miast kościół, który szczyci się tym, że od tego właśnie Boga pochodzi i posiada

Gisela Pulido (ur. 14.01.1994, Barcelona) - najmłodsza mistrzyni świata w historii kitesurfingu.. Od najmłodszych lat Gisela

Chociaż Walery Pisarek związany był przede wszystkim ze światem nauki, swą publikacją dowodził, że znał i rozumiał funkcjonowanie redakcji prasowych nie tylko z racji

Specyfi czną cechą polskich badań prasoznawczych jest szeroki strumień publikacji próbujących odpowiedzieć na pytanie, co nadawca mówi, czyli ana- lizy

miejscowość i data czytelny podpis

Wraz z upływem lat, na skutek degeneracji i akumulacji uszkodzeń komórkowych obserwuje się stopniowe obniżenie funkcji biologicznych i mechanizmów naprawczych

PRESOSTAT GAZU O PROGU MAKSIMUM (B) Nastawienie presostatu gazu maks., ustawionego początkowo na początku skali, przeprowadzane jest po regulacji spalania palnika przy

termin zapłaty ceny zostanie przez strony ustalony na czas późniejszy, może pojawić się problem że sprzedawca nie otrzyma.. zapłaty albo gdy przedmiotem są rzeczy oznaczone co