Tyrowicz, Marian
Moje prasoznawstwo
Kwartalnik Historii Prasy Polskiej 23/1, 85-109
W
S
P
O
M
N
I
E
N
I
A
Kwartalnik Historii Prasy Polskiej X X III 1 PL ISSN 0137-2998 MARIAN TYROWICZ
MOJE PRASO ZNAW STW O *
P ew n eg o w iosen n ego w ieczoru zabrzęczał te le fo n w m oim pokoju. B yło to w 1957 r. P od n iosłem słuchaw kę:
— M ów i Jan K alkow sk i z „P rzek roju ”, pański słuchacz z W yższej S zk oły N au k S połeczn ych . P an ie profesorze, m am y pew ną propozycję...
— K to i jaką?... — zain teresow ała m n ie ta sprawa. — C zy chodzi 0 jakiś artykuł?
— N ie, panie profesorze, chodzi o rzecz na dłuższą m etę... O rganizu jem y w K rak ow ie ośrodek prasozn aw czy, brak nam historyk a i liczy m y p rzede w szy stk im na pański udział i pom oc...
— O w szem ! H istoria p rasy in teresu je m n ie nie od d zisiaj...
— C ieszym y się bardzo, panie p rofesorze, i p rosim y na zebranie organ izacyjne... P ragn iem y pana prosić o k ierow n ictw o sek cji h isto rycznej...
U sta liliśm y m iejsce i term in spotkania i z serdeczn ym „do m iłego sp otk ania” p o ło ży liśm y słu ch aw k i na w id ełk i te lefo n ó w . Tak zaczęła się m oja przygoda w p rasozn aw stw ie i jako h istory k w k roczy łem w now ą sferę badań. Czy nową? Chyba o ty le, że zorganizow aną w grupie o dość n ie ty p o w y m zestaw ie: d zien nik arzy, n aukow ców , literatów i lud zi prak tyczn ie, ale n ie p ió rem zw iązan ych z prasą. C iekaw em u czy teln ik o w i za p ew n e ciśn ie się pytanie: jaki b ył rodow ód tego n iecod zien n ego zapro szenia — n au k ow y czy tow arzysk o-ak ad em ick i z u w agi na m e w y k ła d y dla dzien nik arzy sprzed k ilk u lat?
No, żółtodziobem w badaniach prasy nie b yłem .
W spom inałem już nieraz o m ojej in icjacji w d zien n ik arstw ie ak ade m ick im , w zak resie zaś p ub likow an ia o szeregu m oich sk rom n iejszych 1 ob fitszych rozpraw z d ziejów prasy, a także biografiach m ego pióra p ośw ięco n ych św ietn y m nazw isk om na tej n iw ie. P rzecież w 1933 r., k ied y ząbkow ało p olskie p rasozn aw stw o g łów n ie na teren ie W arszaw y, a o naszym d zien n ik arstw ie głucho b yło w św iecie, op u b lik ow ałem w
* Tekst stanow i część b. obszernych w spom nień rodzinnych i osobistych A uto ra — Red.
am eryk ańsk im k w artaln ik u , i to w o d ległym od n ajw ięk szy ch środow isk n auk ow ych N ow ego Ś w iata — w Iowa, p ierw szą chyba inform ację o h i storii i stan ie ów czesn ym p rasy polskiej: Jour nal ism in Pol and („Jour n alism Q u arterly”, 1933, nr 1). Jako badacz i w yk ład ow ca ak cen to w a łem zaw sze znacząco fu n kcjon aln ość p u b licy sty k i i d zien nik arstw a w ż y ciu sp ołeczn ym . N adto n ik t z in icjatorów zebrania nie w ied zia ł, że od k ilk u lat grom adziłem m ateria ły do „h istorycznego k atalogu p rasy pol sk ie j” i u zb ierałem k ilk a set ty tu łó w , ustalając d aty i m iejsca u k a zy w an ia się pism , n azw isk a ich redak torów i sp ecyfik ę; zbiór ten w stanie początkow ym zakupił ode m nie prof. K arol E streicher — w n u k „ w iel kiego K arola”, założyciela Bi bliografii po l ski ej — jako pom oc p rzy re ed ycji w iek op om n ego dzieła dziadka.
P ierw sze om ów ione p osied zen ie od było się w jedn ym z pokoi kra k ow skiego O ddziału R obotniczej S półd zieln i W yd aw n iczej „P rasa” przy ul. W iślnej; d aty dokładnej nie pom nę. S potkali się tu p rzed staw iciele „starej p ra sy ” z n ow icju szam i, ale p ierw sze to grono b yło szczupłe: Jan Lankau, Jan P elczarsk i i S tan isław P eters z koncernu M ariana D ąbrow skiego pod szyld em „IK C”, k ijow sk o -w a rsza w sk i dziennikarz S tan isław G arztecki, z m łodych: Jan K alk ow sk i, Edm und K ról (k ierow nik oddziału RSW „P rasa”), Jerzy K oszałek (jego praw a ręka), Ignacy K rasicki, Irena T etelow sk a i k ilk u zu p ełn ie początku jących , m .in. W ład ysław K ob ylań ski, T adeusz B ed narski i S y lw e ste r D ziki. P a d ły p ierw sze p ro jek ty (for m aln ie in ic ja ty w ę prasoznaw czego zespołu w K rak ow ie zaakceptow ało w arszaw sk ie p rezyd iu m RSW „P rasa” już w 1956 r., w iążąc ją n ie ty le z m ało czy n n y m tu te jszy m oddziałem S tow arzyszen ia D zien n ik arzy P o l skich, co w ła śn ie „z rozk w itającą” prasą P o lsk i L udow ej). U ty p o w y ch d zien nik arzy z p rofesji i zam iłow an ia, jak .się n ieb aw em p rzekonałem , p asji do stu d iów nad p rasozn aw stw em n igd y n ie b yło i chyba n ie będzie. N ie ży li już p ierw si propagatorzy p rasozn aw stw a w ła śn ie z branży d zien nikarskiej: S tefan Górski, S ta n isła w Jarkow ski, W ładysław W olert. Tak też dopiero po d ziesięciu latach od narodzin P olsk i L udow ej w y k łu ły się p ierw sze jaskółki p rasozn aw stw a — n ajp ierw w W arszaw ie, n astęp n ie pod W aw elem . C iekaw e, że akuszeram i tych porodów b y li n ie sami dziennikarze, a n au k ow cy zain teresow an i form am i i procesam i „m aso w ego przekazu in fo rm a cji” : socjologow ie, h istory cy, bibliografow ie, na w et ekonom iści i praw n icy. O m aw iane spotkanie na III p. p rzy ul. W iślnej w p raw d zie jeszcze tak szerok iego grona nie rep rezen tow ało, ale już p ierw sze g ło sy i od głosy tej in ic ja ty w y zap ow iad ały rozk w it szyb k i i w ie lok ieru n k ow y. N ie zam ierzam tu daw ać zarysu h istorycznego tej ząbku jącej u nas d y scyp lin y, w ięc p om ijam szereg szczegółów w cześn iejszy ch i p óźn iejszych od jej k rak ow skich narodziin. A le m uszę podkreślić, że obecność starego dziennikarza z am bicją h istoryka, Jana Lankaua, i n ie co odeń m łod szego h istoryk a z zain teresow an iem p rasoznaw czym , tj. m o jej osoby, ukierun k ow ała d ecyzje p ierw szego „areopagu” na W iślnej.
M O J E P R A S O Z N A W S T W O 8 7
M.in. p rzed staw iłem zebranym m ój pogląd na w agę badań h istoryczn o-prasow ych w p ow stającym Ośrodku. Na n ajb liższych p osiedzen iach za p adły u ch w ały: p ow ołanie do życia czterech „sek cji” : h istorii p rasy (pod m oim k ierunkiem ), p rasy w sp ółczesn ej (pod Ireną T etelow ską), tech n ik i w y d a w n iczej (pod dr. S tan isław em P etersem ) i socjologicznej (pod ręką m gr. W ładysław a K ob ylań sk iego)1. P ostan ow ion o w yd aw ać na razie w tzw . m a łej p oligrafii „B iu letyn Prasozinawczy” i podjąć zbieranie m a te riałów w postaci biogram ów do słow n ik a d zien nik arzy i p u b licy stó w polskich. O trw ałości u ch w ał m iał św iad czyć fakt, że czterem k ie ro w n i kom sek cji i dw om biura Ośrodka: dr. J. L ankauow i, jako sek retarzow i n aukow em u, i C zesław ow i L echickiem u, jako sek retarzow i redak cji sło w nika przyznano m iesięczn e w yn agrod zen ie. P ierw szy m k iero w n ik iem Ośrodka (przew odniczącego k olegium ) został Edm und Król; m n ie p o w ie rzono red ak cję słow n ik a.
Robota ru szyła z kopyta. Jako k ierow n ik sek cji p ostan ow iłem skupić w n iej w szy stk ich h istoryk ów , zw łaszcza m łodszego i średniego poko len ia, skoro u ty tu ło w a n e m iejsco w e p ow agi za jęły w obec pra,soznawstwa stan ow isk o w yraźn ie w yczek u jące. D zięki m em u założeniu re fer a ty na ukow e z d yskusją p oczęły sypać się jak z rękaw a i co m iesiąca grom a d ziły p rzy W iśln ej coraz liczn iejsze grona. O piekunow ie in n ych sekcji nie m ieli tak lud n ego zaplecza, zw łaszcza w obec obojętności p rofesjo n a l nych dziennikarzy; w y tw o rzy ła się w ięc rażąca n iek tórych z p rasozn aw - ców dysproporcja in ic ja ty w , a n a w et jakby n iech ęć k onk u ren cyjna, w y rażana w ątp liw ościam i, czy historia p rasy jest gałęzią p rasozn aw stw a, czy nauk h istoryczn ych . A p rzecież zbliżało się trzech setlecie „M erku riusza P o lsk ie g o ” tłoczonego od 1661 r. w K rak ow ie przez A leksandra G orczyna i jasne b yło, że n ajw ięcej do p ow ied zen ia będą m ieli h istory cy. W tym czasie len ingradzki h istory k prasy radzieckiej prof. A leksander B iereżnoj, k tóry — jak w ielu zagranicznych p rasoznaw ców od w ied ził O środek — w y ra źn ie zaak centow ał sw ój p unkt w idzenia: „N ie ma prak ty k i bez teorii, a teorii bez h istorii!”
Im ży w ie j to c zy ły się w m ojej sek cji rozw ażania nad starszą i bliższą nam prasą i czasop iśm ien n ictw em — a brali w n ich udział: i cen ion y p rzed w ojen n y p ub licysta P iotr G rzegorczyk, i w sp om n ian y dr Lankau, i L ud w ik G ocel, sp ecjalista od druków W ielk iej E m igracji, i Józef Z ie lińsk i, za ciek ły endek, i w sp om n ia n y dziennikarz w arszaw sk i S tan isław
1 N ie spodobała się niebaw em moja rola na zebraniu i powierzenie mi sekcji historii prasy Ignacemu Próchnickiemu, zresztą nieobecnem u na zebraniu <był on wcześniej kierow nikiem cenzury w Krakowie, następnie doktoryzował się za lat kilka jako historyk prasy). W liście do Edmunda Króla podkreślił moją zupełną niekom petencję w powierzonej mi dziedzinie; na ujaw niony mi przez Króla list odpow iedziałem dość obfitym zestawem bibliograficznym i sprawę z m iejsca uznano za bezprzedm iotową. W późniejszych kontaktach moich z dr. Próchnickim sprawa ta nie odegrała żadnej roli.
G arztecki — ty m coraz częściej zad aw ałem sobie p y ta n ie , co poza w a lo ram i p ozn aw czym i m oże w n ieść do dzien nik arstw a P o lsk i L ud ow ej h i storia prasy. Sam a sytu acja p rasy dyktow ała odpow iedź. D zien n ik i i t y godniki ogólnok u ltu ralne (zw ane często — w odróżnieniu od „m agazy n ó w ” ilu stro w a n y ch — „sp o łeczn o -p o lity czn y m i”) tak zaraźliw ie i n ie w oln iczo p ow tarzały k o m u n ik a ty a g en cyjn e o id en tyczn ej treści, a pu b licy sty k a , początkow o żyw a w „O drodzeniu” i „K u źn icy”, tak coraz w y ra źn iej ch y liła się ku p oziom ow i narzuconej ideologii, że tradycje rob oty red a k cyjn ej n ie ty lk o p rasy d w u d ziestolecia, a le n a w et p odległej przed pół w iek iem cenzurze zaborczej — św ie c iły p rzyk ład em w ręcz się narzucającym . W praw dzie p ew n ą lib eralizację w pogląd ach zdaw ała się zapow iadać w 1956 r. głośna „od w ilż p aźd ziern ik ow a”, ale już po roku sch em atyzm , szabłonow ość, tzw . „drętw a m ow a ” n atrętn ie w ra ca ły na ła m y gazet; b ron iły się przed ty m n ow e tygod n ik i litera ck ie („Ż ycie L i te ra ck ie”, „K u ltu ra”, nie m ów iąc już o n iezależn ym k atolick im „T ygod nik u P o w sz ech n y m ”).
W ty m stan ie rzeczy przed h isto ry k iem d zien nik arstw a w y ła n ia ło się zadanie szczególn e: u ja w n ian ie na p rzykładach p rasy „sta rej”, której n o w a generacja d zien n ik arzy z n ieliczn y m i w yjątk am i n ie czytała i nie znała, śm iałości w poglądach, w e r w y polem icznej, w ielo k ieru n k ow y ch zain teresow ań , b ogatej reporterki, a w jeszcze w y ższy m stop n iu od w aż nej p u b licy sty k i p olity czn ej, zw łaszcza z okresu już nadciągającej p ierw szej „w ojn y p o w szec h n ej”. O sobiście p a m iętałem taką prasę i taką p u b licystyk ę, aczk olw iek dopiero co opuszczałem w te d y ła w y gim nazjalne. Z daw ałem sobie teraz spraw ę, że zanim ow oce tak p o jęty ch w y siłk ó w w k u lty w o w a n iu p rzeszłości n arod ow ej p rasy dojrzeją do sp ożytk ow an ia ich dla choćby n iedosk on ałej sy n tez y , rosnące z każdym rok iem m łode kadry p racow n ik ów „środków m asow ego p rzekazu ” — a d zia łały już studia d zien n ik arsk ie w K rak ow ie i W arszaw ie — utoną w szlam ie w u l garyzm ów m y ślo w y c h i języka pseu dod zien n ikarsk iego. M imo tych n ie b ezp ieczeń stw w zadanie sw e n ie w ą tp iłem i dw om a p o d staw o w y m i p u b lik acjam i zain augu row ałem próbę ok reślen ia odpow iadających n ow ej rzeczy w isto ści zadań h istorii prasy.
P rasozn aw stw o k rak ow skie d ysp on ow ało już dw om a periodykam i, k tóre w in ten cji Ośrodka w in n y zb liżyć k ręgi d ziennikarskie do praso zn aw stw a. B y ły to: n ajp ierw w sp om n ian y w y ż e j „ B iu lety n P ra sozn aw c z y ” (1957) i u k azu jący się od rok u n astęp n ego k w artaln ik „Prasa W spół czesna i D aw n a” (spierano się o jego ty tu ł, w reszcie m oja su gestia z w y ciężyła). O tóż w k ró tce po o p isan ym zebraniu p rzy W iślnej zg ło siłem do „ B iu lety n u ” rozpraw ę n iew ielk ą , ale po raz p ierw szy poruszającą k lu czow e zagadnienie: Zadani a b ad aw cz e historii p r a s y p ol ski ej 2. M arna
2 Zagadnienie to sform ułowałem po raz pierwszy już w 1951 r. w recenzji książki H. S y s к i pt. Od „ K m io tk a ” do „Zarania”, pomieszczonej w t. XIII „Rocz
M O J E P R A S O Z N A W S T W O 89
ferm a p ow ielen ia i śm iesznie niski nakład „ B iu lety n u ” nie p rzy słu ży ły się sp op u laryzow an iu m oich m yśli. N iem n iej w szeregu p óźn iejszych teo rety czn y ch rozw ażań m ój w ła śn ie p unkt w id zen ia ok a zyw ał się słu sz n y, coraz w ięcej b ow iem h istory czn ych stu d iów z p rzeszłości naszej pra sy w y k a zy w a ło zgodność z m oją k oncepcją badań. O co w ięc chodziło? Otóż p odkreślałem z n aciskiem , że h istoryczna interp retacja dziennika czy czasopism a nie le ż y li ty lk o w a n alizie jego zaw artości (w czym lu b ow ali się w szy sc y h isto ry cy litera tu ry, od P iotra C h m ielow sk iego p o czynając), lecz w w y k ry w a n iu bodźców g en ety czn y ch , n a stęp n ie elem en tów ro zw ojow ych pism a: w ocen ie kadry założycielsk iej, roli cenzury, ryn k u czyteln iczego, w aru n k ów tech n iczn y ch (druk, papier, grafika) i f i n ansow ych, kolportażu. W ysu w ałem w ięc — obok w alorów in fo rm a cy j n y ch i literack ich — zagadnienia organizacji redakcji, serw isu w ia d o m ości, honorariów au torsk ich itd.3
D ruga rozpraw a b yła znacznie ob szerniejsza i n ow atorska w p iśm ien n ictw ie h istorycznop rasow ym : d otyczyła źródeł do d ziejów prasy, ich k la sy fik a cji i w artości pozn aw czej. Tem u p rob lem ow i p o św ięciłem jedno z zebrań d y sk u syjn ych . O w ad ze ty c h rozw ażań św ia d czy ł fakt, że roz praw a została w k rótce przełożona na język czeski, a w kilka la t p otem — a n g ielsk i4. W iadom o, że teoretyczn e rozw ażan ia nad źródłozn aw stw em h istoryczn ym n aw et do tak starych dziedzin historiografii, jak d zieje p o lityczn e i u strojow e, d a ły się p ow ażn ie w yp rzed zić badaniom k o n k ret nych zagadnień i zaczęły niepokoić u czonych dopiero w X IX , a u nas w X X wiekiu. A le o źródła tak m łod ej d yscy p lin y , jak d zieje prasy i d zien n ik arstw a — poza w y k o rz y sty w a n ie m sam ych gazet i czasopism — n ik t się nie troszczył. A przecież w y ż e j sp recyzow an e przeze m n ie za dania b adaw cze w tej d zied zin ie w y m a g a ły k ry ty czn ego i bez porów n a nia szerszego su bstrátu d oku m entacyjn ego. Im w ięcej b o w iem zagadnień, ty m bogaciej rosła lista gatu n k ów źródłow ych. Obok w ięc źródeł n arra cy jn y c h (jak m em u arystyk a i różnego typ u relacje) źródła organ izacyjne i red ak cyjn e (dzienniki podaw cze, korespondencja, p rotok oły posiedzeń, rachunkow ość, rejestr y nakład ów itp.), akta p raw n e i sąd ow e (u m ow y sp ółek w yd a w n iczy ch , akta cen zu ry i k on fisk at, k on cesje w yd aw n icze, protok oły p rocesów p rasow ych itd.), w reszcie m a teria ły pozaredak cyjne, od zw iercied lające zw iązk i redakcji z tzw . dziś a k ty w em p ozaredak
cyj-ników D ziejów Społecznych i Gospodarczych”; ale organ ten był za specjalny, by tezy m oje upow szechniły się wśród prasoznawców.
3 A rtykuł ukazał się w nr. 2 „B iuletynu” (lipiec 1957); nr 1 tegoż periodyku (luty) zaw ierał m ateriały nie pochodzące z Ośrodka krakowskiego (poza informacją o jego powstaniu).
4 A rtykuł pt. Klasyfikac ja źródeł do d zie jó w czasopiśmiennictw a i prasy u ka zał się w „Prasie W spółczesnej i D aw nej”, 1958, nr 4. W czeskim przekładzie w y szedł w „N ovinárskym Sborníku” (1963, nr 1), w angielskim w „Special Edition in English” „Zeszytów Prasoznaw czych” (Kraków 1971).
n ym . S p ecyfik a tej rozległej d ok u m en tacji i fákt, że prak tyk a redakto rów n aw et n ajp ow ażn iejszych organów bardzo często sprow adzała się do rzucania papierów red ak cyjn ych do kosza, w n ajlep szy m razie do szuflad p ryw atn ego biurka, p row ad ziły — w m oim rozum ieniu now oczesnego prasozn aw stw a — do p ostu latu szeroko p ojętej archiw alizacji akt redak cyjn ych . Jej potrzeba — jako zab ezp ieczen ie dla p rzyszłych h istoryk ów źródeł do poznania w sp ółczesn ego nam d zien nik arstw a — zrodziła nadto niedłu go m oją now ą in icja ty w ę, co szerzej w y ja śn ię dalej. W ydaje mi się w tym m iejscu w ła ściw sz e w p row ad zić czyteln ik a w krąg ludzi, z k tó rym i w yp ad ło m i w O środku w spółpracow ać, a k tórych pam ięć m ogłaby z latam i zatrzeć się ze szkodą dla d ziejów prasoznaw stw a.
W początkach Ośrodka górow ał w śród nich n ie ty lk o p restiżem w y próbow anego dziennikarza, ale sam ą posturą dr Jan Lankau. W ysoki i dość tęgi, oszczęd n y w słow ach i ruchach, starszy ode m n ie — o ile się n ie m y lę — chyba o lat dziesięć, zn ający na «wylot arkana p rofesjo naln ej żu rn alisty k i jako n iezastąp ion y do 1939 r. redaktor d ziałow y w k on cern ie M. D ąbrow skiego, nieco z n ied ow ierzan iem p atrzył na św ieżo u p ieczon ych adeptów p rasozn aw stw a, ch ętn ie teorety zu jących , a m niej ob ezn an ych z zaw odem . Z am iłow an y w dziejach p rasy staropolskiej, do k tórej zb ierał od lat źródła i w iadom ości, obdarzał m n ie szczególną sy m patią i w sp óln ie ze m n ą w y su n ą ł k oncep cję stw orzen ia k artotek i n ie ży jących d zien n ik arzy i p u b licystów polskich, jako p od staw ę do lapid arn e go, ale inform u jącego pod sp ek tak u larn ym k ątem słow n ik a b iograficz nego. Z przykładną skrom nością, bo do zagadnień h isto ryczn ych p rzy stęp ow ał w ięcej z an im uszem dziennikarza niż chłodem naukow ca, od dał m i opracow anie in stru k cji dla autorów p rzyszłych biogram ów , zre dagow anie k artotek i n a zw isk p ozostaw iając C zesław ow i L echickiem u. Z L ankauem jeźd ziłem w sp óln ie na k on feren cje w w arszaw sk im S tow a rzyszen iu D zien n ik arzy P olsk ich w ich m iły m pałacyku przy ul. Foksal; z nim też w e sz liśm y do p olsk iego oddziału UNESCO na p osiedzeniu w św ieżo w zn iesio n y m Pałacu K u ltu ry i Nauki. B y ł bardzo m iły m to w a rzyszem i m iał dość ro zległe znajom ości w kręgach starszych d zien n i k arzy. A le oczkiem w jego głow ie było opracow anie i op ub likow an ie p o czątków p rasy staropolskiej, które traktow ał jako opus vitae. P od jęcie przez Ośrodek seryjn ej „B ibliotek i W iedzy o P r a sie ” i zbliżające się trzech setlecie „M erkuriusza P o lsk ie g o ” u rea ln iły to jego m arzenie. To też k ied y m łod y redak tor Ign acy K rasicki dość szybko p o E. K rólu objął k ierow n ictw o O środkiem , w ła śn ie m nie p o w ierzy ł redakcję naukow ą go tow ej m on ografii L ankaua i p rosił o surow ą ocenę. M iałem robotę n ie bagatelną, zw łaszcza nad „U w agam i w stę p n y m i”, w k tórych autor po k u sił się o zd efin iow an ie pojęcia ga zety w duchu n o w szy ch teorii, k tó rym n ie h ołd ow ał i k tórych n ie znał. Trzeba tu b yło w p row ad zić n ie jedną k orek tu rę i oprzeć ją na n ow szym p iśm ien n ictw ie. S w o je i autora p ogląd y m u siałem n astęp n ie uparcie bronić n a k olegiu m red ak cyjn ym
M O J E P E A S O Z N A W S T W O
9 1
„ B ib lio tek i”, ale p ub likację przeparłem . M imo że (po u kazaniu się jej) sp otk ały ją zarzu ty n iek tórych k ry tyk ów , u w ażałem ją, w yd an ą pt. Prasa
s tar opol s ka na tle r o z w o j u p r a s y w Europi e 1513-—1729, za dobrze w p ro
w adzającą w św iat zjaw isk tak w a żn ych dla n aszej .kultury, a m ało zna nych. W czasie druku k siążki L ankau ciężko zachorow ał (częściow y p a raliż), m ów ić już n ie m ógł i ukazania się sw ego dzieła doczekał się na łożu b oleści5.
Jakże odbijał od L aokaua k ierow n ik Ośrodka i rów n ocześn ie redak tor „D ziennika P o lsk ie g o ” Ign acy K rasicki. W ysoki i szczupły, ru ch liw y w geście i n iesk ąp y w słow ach, k tórym u m iał nadać sens d ow cip n y i treść niezd aw k ow ą. P och od ził z a u ten tyczn ego dom u h rabiów g a licy j skich. N igd y się ty m „ k lejn o tem ” nie p rzech w alał, ale spraw a b yła na ogół znana, choć o n ie j nie m ów ion o. K rasick i u m iał w id ea ln y sposób godzić statu s m a rk sistow sk iego d ziennikarza z szacun k iem dla K ościoła katolick iego, zw łaszcza gd y jesien ią 1960 r. d elego w a n y przez RSW „Pra sa ” do R zym u w y r ó sł tam na bodaj n ajb ieg lejszeg o zn aw cę p o lity k i W a tyk an u i k u lisów soboru. Jako k ierow n ik Ośrodka w trud n ym ok resie zm ian n arzu can ych przez w arszaw sk ie p rezyd iu m w y m ien io n ej S pół dzieln i, um iał być tw a rd y i giętki; bronił zw łaszcza m ojej sek cji, w y w a lcza ł w W arszaw ie zgodę na „B ib liotek ę W iedzy o P ra sie”, organizo w ał narady w O środku w spraw ach sfin alizow an ia jego statu tu jako pla ców ki b adaw czej, a nie biura stu d ió w dla m acierzystej in sty tu cji w sto licy. S n u ł ze m ną p la n y m u zeum p rasy p olsk iej w K rak ow ie, ściągał do pokoi na ul. W iślnej zagranicznych d zien n ik arzy i prasoznaw ców . D zięki n iem u zaw arłem znajom ość z jow ia ln y m p rezesem A m eryk a ń sk iej F e d eracji P rasoznaw czej i prof, u n iw e rsy te tu w M inneapolis R. N ixon em i dziennikarzam i z różnych stron Europy, zw łaszcza z G eorges K ayserem z Paryża, którego z żoną p odejm ow aliśm y obiadem w K lubie „pod G ruszką”.
N iestety , w ten ż y w y n u rt prac Ośrodka uderzyła fala przeciw na. Z początkiem m arca 1959 r. zjechała z W arszaw y k ilk u osobow a kom isja z dr. Jerzym S aw ick im na czele, głośn ym już w ów czas ze sw eg o udziału w p rocesie norym berskim . Zaczęto p rzeczesyw ać każdą sek cję z osobna i trybem q u asi-in k w izytorsk im „p rzesłu ch iw ać” każdego jej kierow nika. W rezu ltacie zap ow ied zian o lik w id a cję h istorii prasy, uzasadniając to istn ien iem w W arszaw ie P racow n i H istorii C zasop iśm ien n ictw a P o lsk ie go, p ow ołanej do życia przez prof. H enryka Jabłońskiego (w ów czas sek re tarza naukow ego P o lsk iej A kadem ii N auk), a prow adzonej przez doc. Jó zefa Skrzypka. W kilka m iesięcy p otem K rasick i w y jech a ł do Rzym u, gdzie ożenił się z zam ożną podobno L atyn oam erykan k ą. K on tak t nasz się u rw ał i ku m em u żalow i już nie odnow ił.
s Jan Lankau stracił w szelk i kontakt z Ośrodkiem w 1959 r. i zmarł w 1972. Książka jego w yszła w I960.
M im o w yrok u p rof. S aw ick iego (wtrącę, że b ył on m oim kolegą na Stu diu m D yp lom atyczn ym U n iw er sy tetu L w ow sk iego) sekcja pod m oim k ieru n k iem fu n k cjon ow ała nadal szczeg ó ln ie in ten sy w n ie . W tym czasie sa ty sfa k cję osobistą przyn iosło m i p ow ołan ie z w yb oru na członka AIERI w P aryżu (pow iadom iono m n ie o ty m z końcem listopada 1959 r .) \ Szło w artk im prądem grom adzen ie m a teriałów do S ł o w n i k a dz ien ni kar zy, g łó w n ie pod ręką C zesław a L ech ick iego, k tóry w dw óch referatach p rzed sta w ił sw e p ogląd y na p raw id łow ą d oku m entację w b iografiach ludzi prasy. M ateriały do słow n ik a, zam aw iane i honorow ane przez Ośrodek, n a p ły w a ły z całej Polski; n ajo b ficiej i najb ard ziej rzeczow o op racow y w a li je: sam L ech ick i, P iotr G rzegorczyk, S ta n isła w G arztecki, M ichalina G rek ow icz-H au sn erow a, Józef K orpała, K arol L ew ick i, F ran ciszek G er m an, S y lw e ste r D zik i. P ły n ę ły one z różnych ośrodków d ziennikarstw a: W arszaw y, Poznania, Śląska, G dańska, n ajliczn iej o czyw iście z K rak o w a, gd zie zb iory b ib lioteczn e najbardziej u ła tw ia ły redagow anie życio ry só w em igra cy jn y ch i z k resów w sch od nich. K ażd y biogram u leg ał kon troli i uzu pełn ien iom ; n a jw ięcej k łop otów p rzysp arzały n ad syłan e z W ar szaw y, spod pióra Z ygm unta M łyn arsk iego, m im o iż w ła śn ie w ty m cza sie w y d a ł sw ój (p ierw szy po w ojn ie) podręcznik h isto rii n aszej prasy, zrecen zow an y przez zn aw ców nader k ry ty czn ie. Z ałożeniem k iero w n ic tw a słow n ik a n ie b yło w yk ań czan ie grom adzonych m ateria łó w „cna ostat n i g u zik ”, jak np. dla Pol ski ego s ł o wn i k a biograficznego·, te j operacji m ia ły b yć one poddane dopiero w fa zie p óźn iejszej, pod ręką n a jw y tr a w n ie jszy ch zn aw ców p rzedm iotu. Po u b yciu Lankaua zosta liśm y przy tej robocie tylk o dwaj: ja i L echicki. N ie pozw olono nam jedna'k dzieła dokonać: w 1961 r. dalsze zb ieran ie m ateriałów zostało przerw ane, g ru b e ich tek i p ow ęd ro w ały do redak cji „Z eszytów P ra so zn aw czy ch ” (organ ten w 1960 r. zastąpił „Prasę W spółczesną i D a w n ą ”)7. N astąp iła też po k ilk u latach zm iana ich redaktorów : Jana K alk ow sk iego zastąpił teraz P a w e ł D ubiel; obaj zap rosili m n ie do k olegiów red ak cy jn ych , w k tórych fig u ro w a łem jako jed y n y historylk. S pogląd anie b o w iem w p rzeszłość na szego dzien nik arstw a nie cieszy ło się, jak już w y ż e j n apom knąłem , w ie l kim w z ię ciem m łod szej gen eracji prasoznaw ców .
A le ju b ileu szu p ierw szego n aszego dziennika w X V II w. — „M erku riusza P o lsk ie g o ” n ie m ożna b yło przegapić; p rzygotow an ia k rak ow skie p o su n ęły się zb yt naprzód: ukazało się dzieło L ankaua, m n ie poproszono o u łożen ie tek stu pam iątlkowej ta b licy w k am ien icy ongi G orczyna w M ałym R ynku. Sekcja h istorii prasy, głó w n ie w osobach Lankaua i m o
6 AIERI jest skrótem francuskiej nazw y organizacji: Association Internationale des Etudes et Recherches sur l ’Inform ation (Międzynarodowego Stowarzyszenia Prasoznawców afiliow anego przy UNESCO).
7 Od 1964 r. poszczególne biogram y poczęły się ukazywać w „Zeszytach Praso znaw czych” w w yborze i adiustacji najpierw Juliana Maślanki, następnie C. L e chickiego. I tu przerwano ich druk w 1978 r.
M O J E P R A S O Z N A W S T W O
9 3
jej, w zięła to sobie za pun k t honoru; zorgan izo w aliśm y w K lu b ie D zien n ik arsk im „pod G ruszką” ogólnopolską naradę, na którą zjech ali n ie liczn i goście z W arszaw y. D ziałali n a szczęście w Ośrodku w ty c h p ierw szych jego latach lu d zie starszego pokolenia, m ający w ielk ie zro zu m ie nie dla h istorii w p rasozn aw stw ie.
Po od ejściu L aokaua p iln o w a ł jeszcze czas jarkiś uporządkow ania m a teria łó w sło w n ik o w y ch L ech ick i — postać zasługująca na k ilk a słó w ch a rak tery sty k i. P ra w ie mój rów ieśn ik i krajan, w y c h o w a n ek S tan isław a Ł em pickiego, pod którego okiem n apisał i op ub likow ał cidkaw ą rzecz 0 m ecen acie w P olsce za Z ygm u nta III, w bliżej n ie znanych m i o k olicz nościach zw iązał się w e L w ow ie z jedną z sek t w y zn a n io w y ch , p ełn ił w n iej n aw et jak ieś fu n kcje; u złośliw ców k rak ow sk ich ściągn ęło to nań ep itet „sek ciarsk iego b isk u p a”. B y ł to umytsł b ystry, n ieraz n adm iern ie k ry ty c zn y , zw łaszcza w recen zow an iu k siążek cudzych, co p ow odow ało, że nieraz w y ty k a n o m u złośliw ość w d ostrzegan iu nie p op ełn io n y ch b łę dów . R edakcje k rak ow skich czasopism n atom iast — d zięk i tej ciętości pióra i szczególn ej zn ajom ości k u lisó w p rasy P o lsk i m ięd zy w o jen n ej — an gażow ały ch ę tn ie L echiokiego w łaśn ie do działów recen zyjn ych . Na sek retarzow an ie w ak cji zapoczątkow ania q u asi-P lu tarch a n aszego d zien n ik arstw a n adaw ał się znakom icie.
O sobiste pasje badaw cze m iał L echidki od p rzyb ycia do K rakow a du że: d zieje krak ow skiego „K raju ”, organu m iejsco w eg o p o zy ty w izm u r e dagow an ego przez L udw ika G um plow icza, a fin an sow a n ego przez A d a ma S apiehę, i h istorię p rasy k atolick iej w P olsce (w czym w sp a rły go pieniąd ze K atolick iego U n iw er sy tetu L u b elsk iego i redakcja k rak o w sk ie go „Z naku”). A to li k ied y m on ografię „K raju ” Skończył i w y d a ł dzięki także m em u skrom nem u poparciu w P A N — to obszernie opracow anej „prasy k a to lick ie j” w P olsce grupa „Z naku” n ie za ryzyk ow ała jako im p rezy w yd aw n iczej. M im o tych 'katolickich za in teresow a ń L ech ick i sym p atyzow a ł z ruchem laick iego w ych ow an ia i p isał od czasu do czasu w organ ie ruchu pt. „E uh em er”. W reszcie, w ok resie (kiedy to p iszę, po św ięc ił sw ój czas, sk w a p liw ie d zielon y m ięd zy B ib liotek ę Jagiellońsk-ą 1 'PAN, na d zieje O rm ian w P olsce i w y g ło sił na te n tem at, skrom ny zresztą w ujęciu , refera t na p ierw szy m zjeźd zie O rm ian w K rak ow ie8. Znaczne zrozu m ien ie dla h istorii p rasy u jaw n ia ł też dr S tan isław P eters, z w yk szta łcen ia polon ista i p rzed w ojen n y dziennikarz, g łów n ie w koncern ie „IKC”. Choć sam w Ośrodku p atron ow ał zagad n ieniom w y - d aw n iczo-tech n iczn ym (ze szczególn ym a fek tem do fo to gra fii p rasow ej),
8 Władze Polski Ludowej długo, bo aż do 1980 r., nie chciały się zgodzić na założenie tow arzystw a społeczno-kulturalnego Ormian w Polsce. Dopiero na kilka m iesięcy przed w yznaczonym zjazdem zezwolono na Koło zainteresow ań historią i kulturą Ormian w Polskim Tow arzystw ie Etnograficznym . Rzecz jasna, że na zjeździe przeważali lw ow ianie i przedstaw iciele kresów.
a w S tron n ictw ie D em ok ratyczn ym , w k tó ry m ze mną k olegow ał, w y głaszał r e fer a ty o w sp ółczesn ej sy tu a cji p o lityczn ej (w chodził w ów czas w skład redakcji „G azety K ra k o w sk ie j”) — jako czło w iek św ia tły od znaczał się szerok im poglądem na rolę dziennikarza. U trzy m y w a liśm y z żoną z d om em P etersó w stoisunki tow arzysk ie; jego przystojna m ałżo n ka ujm ow ała sw ą b ezpośredniością i serdecznością. N iestety , śm ierć jego w 1972 r. nie ty lk o p rzerw ała naszą znajom ość, ale tak fa ta ln ie odbiła się na w d ow ie, że w kilka lat po śm ierci m ęża popadła w ciężką d epresję i chorobę. P a łeczk ę prasozn aw cy po ojcu ujął L esław P eters, którego osob iście w id ziałem jeszcze w e w czesn y m d zieciń stw ie i później nie m ia łem z n im k ontaktu. S ły sza łem tylk o, że trzyk rotn ie odrzucony przy egzam inie na astron o m ię w U n iw er sy tecie Jagielloń sk im zrezyg n ow a ł ze stu d iów w y ższych , a m im o to oddał p rasozn aw stw u n iem ałe u sługi.
Po u tracie w gron ie O środka Jana L ankaua żniw o śm ierci sprzątnęło jednego z n a jczy n n iejszy ch jego członków : w yb ijającego się socjologa W ładysław a K obylań sk iego. B y liśm y z sobą obaj blisko zżyci, m im o iż K ob ylań sk i n ie n ależał do ła tw y c h w rozm ow ie i historią p ra sy się n ie en tu zjazm ow ał. S łu ch ał m oich w y k ła d ó w w W yższej S zk ole N auk Spo łeczn ych , ale zarodki socjologa w szczep ił w eń K azim ierz D obrow olski, najbardziej uznana sław a na ty m polu po w ojn ie. K ob ylań sk iego in try gow ało przede w szy stk im cz y teln ictw o gazet i w tym duchu k ierow a ł badaniam i w sw o jej sek cji socjologicznej. P o n iew a ż czasy ok up acji h itle row sk iej sp ęd ził n ajp ierw w N iem czech na robotach p rzym usow ych, n a stęp n ie w e W łoszech, w ięc am b icje jego b ie g ły w kierunku zb liżen ia na szej socjologii praisy do w zorów zachodnich. O głosił kilka rozpraw o czy te ln ic tw ie p rasy w K rak ow ie, o .korelacji socjologii z p sych ologią spo łeczną na polu recep cji prasy. N agle zask oczyła nas w szy stk ich tragiczna w ie ść o tajem n iczy m jego zatonięciu w B ałtyk u . B rzm iała ty m bardziej tajem n iczo, że K ob ylań sk i b y ł zn ak om itym p ły w a k iem i działał w tym czasie — b ył to lip ciec 1961 r. — jako ratow n ik m orski w Łebie. Na jego p ogrzebie na C m entarzu R ak ow ick im ów czesn a k ierow n iczk a O środ ka Irena T etelow sk a n iesp od ziew an ie dla m n ie zw róciła się - z prośbą o p rzem ów ien ie nad m ogiłą. N ie m ogłem odm ów ić i choć to w a rzy szy li w ty m k ond u kcie liczn i k oled zy zm arłego z socjologii, m .in. prof. P a w e ł R ybicki, p ożegn ałem go ze w zru szen iem , podkreślając b ezw zględ n ość lo su, osierocającego nasz p rzetrzeb ion y 'przez h itlerow có w św ia t nauki 0 n ajlep sze m łod e ta len ty . Jak ież b y ło n atom iast w kilka la t p otem m oje zd ziw ien ie, gdy Irena T etelow sk a ży ciorys K ob ylań sk iego zred agow an y p rzeze m n ie dla Pol s ki ego s ł own i k a biograficznego itak gru n to w n ie p rze robiła, że od m ów iłem jego sygn ow ania.
W ielk im zrozum ieniem m oich badań nad podstaw am i teo rety czn y m i 1 źródłoznaw czym i h istorii p rasy darzył m n ie ów cześn ie S tan isław G arz- tecki, starej d aty d zien nik arz, n ajp ierw k ijow sk i, n astęp n ie w arszaw sk i, (którego losy w ojen n e rz u ciły na bruk p od w aw elsk i. To nie b y ł już tylk o
M O J E P R A S O Z N A W S T W О 95
tow arzysz p racy (w dodatku na stałe n ie zaan gażow any do Ośrodka), ale p raw d ziw y p rzyjaciel. Z b liżenie i zżycie dw óch naiszych rodzin p rze m ien iło s ię rychło w w y lew n ą kordialność i dość częste posiedzen ia przy stolik u b ryd żow ym , w częste spotkania w kaw iarniach. W szystko to za ch w iało się, gdy na p oczciw ego staruszka sp adły ciosy b ezlitosn e: n aj p ierw tragiczna śm ierć córki, u ta len to w a n ej kom pozytorki i p ian istk i Jad w igi G arzteckiej, w kilka lat p otem żony. Zanim te n ieszczęścia w y r w a ły m u z ręk i pióro d zien nik arsk ie, k on su lto w a ł się u m n ie n ie jedn ok rotn ie o h istoryczn e u jęcie pewinych zagadnień, na odw rót —· m n ie p ouczał o w e w n ę trz n y m tryb ie red ak cyjn ym . G arzteoki oddał O środko w i n iem ałe u słu gi, znając zn ak om icie język rosy jsk i, k tóry w m iejsco w y m św iec ie d zien nik arsk im b ył p raw ie zu p ełn ie nie znany; regu larn ie refero w a ł zaw artość p rasy i książek rad zieckich, nieraz 'w ystępow ał jako tłu m acz p rzy w izy ta ch zagranicznych, znał b ow iem p raw ie ró w n ie ś w ie t n ie język francuski, isłabiej an gielsk i. W cza sie jednego ze sw y ch p o b y tów w W arszaw ie zm arł n a g le na dw orcu a u tob u sow ym ; była to jakby sym boliczna śm ierć tego sam otnika nieutru dzonego w podróżach i pracy d zien nik arsk iej. S traciłem w n im jednego z najbardziej oddanych p rzy jaciół.
W w yła n ia n iu się na ek ran ie m ych w sp om n ień sy lw e t b lisk ich mi w p rasozn aw stw ie lu d zi jedna postać ispoza K rakow a dom aga się n atar cz y w ie rem in iscen cji. O krągła, ru ch liw a , głośna na każdym k o n w en ty k lu p rasozn aw ców ■— postać M ieczysław a K afla.
A m b itn y i n iezm ord ow an y organizator n ajp ierw w a rszaw sk iego Za k ład u Badań P rasoznaw czych, n astęp n ie Stu diu m D zien n ik arsk ieg o w stołeczn ym U n iw ersy tecie, p ojaw iał Isię w szęd zie, gdzie ty lk o b yła m ow a o p rasozn aw stw ie. I nie ty lk o w kraju; lata ją cy H olender naszego p raso zn aw stw a, przez n iek tórych ochrzczony p olsk im am basadorem te j d y sc y p lin y na szerok im św iecie, objechał n ieom al glob cały, z w y ją tk iem D a lek iego W schodu (w p lan ow an ym w y je źd zić do Jap onii p rzeszk odziła mu grubo p rzedw czesn a śm ierć). A jeździł nie jako s i m p l e x s er vu s sw ej d y scyp lin y; posłu gu jąc się nie n ad zw yczajn ie zresztą an gielszczy zn ą, p re- zy d iow ał na k on feren cjach m ięd zyn arod ow ych , w szed ł do w ład z AIERI, w y k ła d a ł teorię p rasozn aw stw a w Strasburgu i stąd m iał sw y ch elew ó w w krajach i A fryk i, i A m ery k i P ołu d n iow ej. Podróże jego b y ły tak czę ste i .nieraz długie, że w n ie k tó ry ch okresach roku w p ad ał do P o lsk i jak na urlop. A p rzecież tu taj dopracow ał się ty tu łu profesora n a d zw y czaj nego na U n iw er sy tecie stołeczn ym (w S tu d iu m D zienn ikarskim ). W ty c h w ła śn ie jego „od w ied zinach o jc z y z n y ” m ia łem z nim k on tak ty — p rze lotn e, n ieraz po p rostu w kuluarach, ale .nie bez znaczenia dla m y ch zw iązków z p rasozn aw stw em . K a fel n ależał do tych n ieliczn y ch teo re tyk ów , k tó r y h istorię prnsy trak to w ał jako nieodłączną i istotną część prasoznawlstwa, przyznaw ał jej w ysok ą rolę p ozn aw czą i k reacyjn ą. D ał tem u w yraz w sw ojej p od staw ow ej książce: P r a s o z n a w s t w o . W s t ę p do
p r o b l e m a t y k i , długo p rzetraw ian ą, bo w yd an ą dopiero w 1968 r. W reda
gow an ym przez sieb ie trzy to m o w y m w y d a w n ictw ie zb iorow ym (p oję tym jako sk ryp t dla ad ep tów żu rn alisty k i) pt. M e t o d y i t ec h n i ki b a d a w
cze w praso z n a w s t w i e (1969) zaprosił w ła śn ie m n ie do zd efin io w a n ia h i
storii praisy, jej zadań, źródeł i m etod badań. D zięk i w ięc n iem u p oglą d y m oje, w yrażon e już w cześn iej w szeregu rozpraw , tr a fia ły do sal stu d iów d zien nik arsk ich , czy w y k ła d o w cy sym p a ty zo w a li ze m ną, czy nie. K a fel chyba p ie rw sz y im p ortow ał do n aszego p rasozn aw stw a la p i darną form u łę am eryk ańsk iego badacza H arolda L a ssw ella o zadaniach prasozn aw stw a. B adanie to — w e d łu g A m eryk an in a — w in n o odpow ia dać na p ięć pytań: kto?, co?, jakim środkiem inform acji?, komu? i z ja kim skutkiem ? p rzekazuje in form ację prasow ą. F orm ułę tę, i słusznie, pow tarzał K a fel p rzy każdej sposobności. O dznaczał się u m ysłem b y strym i ek lek tyczn ym ; m ó w ił dużo (dlatego zap ew n e u le g ł rak ow i gar dła), p isał sk ąpiej, a jedną cechą osobow ości im p onow ał m i n iep om ier nie: szyb k im i ciągle zm ien n ym w ipodróżach ad op tow an iem się do n a j rozm aitszych w arun k ów , o czym m i n ieraz opow iadał.
Tak to w śród ty c h p rom in en tów n a szego prasozn aw stw a dobiegał ku k ońcow i p ierw szy etap m oich p rzygód w te j sferze m y śli i działań, etap m ający charakter oficja ln y ch k ontaktów . Z anim się u rw ał, danym m i b yło dokonać w O środku k ilk u d on iosłych rzeczy m im o dość znacznych zm ian i perturbacji w jego k iero w n ictw ie. Po w sp om n ian ym w yjeźd zie K rasick iego do R zym u objął je na n ied łu g o M ieczysła w Z aw adka, ów czesn y p rezes RSW „Praisa” w W arszaw ie, a w ięc rzadko w p ad ający do K rakow a, n a stęp n ie Irena T etelow sk a. W ielo k rotn ie w ty m czasie dom a gałem się na k olegiach Ośrodka'"wszczęcia szerszej akcji w zak resie archi- w a liza cji a k t red a k cy jn y ch w istn ie ją cy c h w y d a w n ictw a ch d la zab ezp ie czen ia ich dla p rzyszłych badaczy. Jako h isto ry k m iałem zu p ełn ie od m ien n e od d zien n ik arzy p o jęcie o „archiw u m r e d a k cy jn y m ” ; oni w id zieli je w podręcznej b ib liotece, sk ład n icy w y c in k ó w p rasow ych , ew en tu a ln ie m ag a zy n ie k lisz rep rod u k cyjn ych , ja — w p raw id ło w ym i sy stem a ty cz n ym p rze ch o w y w a n iu i szk artow an iu w o k reślon y ch term in ach całej do k u m en tacji p racy red ak cyjn ej. U w ażałem , że czas p ołożyć k res p ra k tyce kosza redak cyjnego; z k oncepcją u regu low an ia tej sp raw y zw ró ciłem się osob iście do szefa N aczeln ej D y rek cji A rch iw ó w P a ń stw o w y ch w W ar szaw ie dr. H en ryk a A ltm ana. D r A ltm an w p rzeszłości sprzed 1939 r. pu b licysta i redaktor, zrozu m iał w y śm ie n icie m e stan ow isko i w lu ty m 1961 r. zorganizow ał w sw ej sied zib ie p ie rw sz e w tej sp raw ie p o sied ze n ie w y b itn ie jszy c h arch iw istów i k ilk u redak torów . M nie p o w ierzył w p row ad zający refera t, a n astęp n ie k ie ro w n ictw o sp ecjaln ej k om isji dla organ izacji arch iw ów red ak cyjn ych . Po d alszych pracach, a szczególn ie k on feren cji odbytej w A rch iw u m m. W arszaw y jprzy zacisznej ul. K oło w R ynku S tarom iejsk im , po k o n su lta cji ze m ną w y d a ł w m aju 1962 r. Z arządzenie nr 10 w sp raw ie ocen y i p rzech ow y w an ia ak t w y d a w n ictw
M O J E P R A S O Z N A W S T W O
9 7
i czasopism . Z arządzenie to zostało podane do w iadom ości w szystk im archiw om p ań stw ow ym , a redakcjom na łam ach m iesięczn ik a „Prasa P o lsk a ” w form ie w y w ia d u ze mną S tan isław a G arsteck ieg o8. U kazanie się zarządzenia, p ierw szego nie tylk o w p olsk iej, ale i zagranicznej p rak ty c e a rch iw a ln ej, p rzysp ieszy ł mój refera t w lu ty m 1962 r. na M ięd zy narodow ym Z jeździe P rasozn aw ców w W arszaw ie (op u blik ow any ta/kże w język ach fran cu sk im i rosyjsk im ).
Ju b ileu szo w y te n K on gres na-szej praisy w 1962 r. zgrom adził w roz leg ły ch salach P ałacu K u ltu r y i N au k i ca ły k w iat polsk iego i obcego p rasozn aw stw a, o czyw iście z p rzew agą p rzed staw icieli krajów so cjali styczn ych . W sek cji h istoryczn ej m iałem m ożność odnow ienia zn ajo m ości z B iereżn ojem z L eningradu, poznania zaaw ansow an ego w iek iem prof. G eorgija B urszak ow a z S ofii (autora obszernej h istorii p rasy b u ł garskiej), dr. Franza K nippinga z Lipska, prof. V ladim íra K lim eša z P ra gi, dr. Zdenka Sim eöka z Brna i k ilk u inn ych , z k tórym i zw iązała m nie w n astęp n ych latach ożyw ion a korespondencja w in teresu jący ch nas spra wach. K ongres trw a ł trzy dni i ob fito w ał — jak zw y k le w tego rodzaju im prezach — n ie ty le w o d k ryw cze tezy , co w k o n tak ty różnych środo w isk nauk ow ych. M oja k oncepcja arch iw aliza cji stan ow iła 'zupełną no w in k ę w sek cji h istoryczn ej, ale nie m iała jeszcze za sobą aktu n orm a tyw n ego, k tóry uikazał s ię dopiero za trzy m iesiące.
T ym czasem m im o tego n iew ą tp liw eg o su kcesu aura dla m ojej roli w Ośrodku B adań P rasozn aw czych pogarszała się z dnia na d zień . K ie row ała nim od d łu ższego czasu Irena T etelow sk a, która porzuciła prak ty k ę d zien nik arsk ą iw „G azecie K ra k o w sk iej” dla całk o w itego oddania się teo rii prasy. M imo pozornej życzliw ości dla m n ie traktow ała h istorię p rasy jako d yscy p lin ę zu p ełn ie odrębną od prasozn aw stw a i n a w et p ró b ow ała redu k ow ać m oją w sp ółpracę z „Z eszytam i P ra sozn aw czy m i” co — na szczęście dla m n ie — nie znalazło w sp arcia w redakcji. Poza lic z n y m i recen zjam i i artyk u łam i zw iązan ym i z ju b ileu szem „M erkuriusza P o lsk ie g o ” rozw ażyłem w tym czasie na łam ach „Z eszy tó w ” k w estię dość, m oim «d aniem , w ażną dla rozw oju n o w oży tn eg o d ziennikarstw a: o d d ziaływ an ie ru ch ów re w o lu cy jn y ch w Europie w p ierw szej p o łow ie X IX w . na organ izacyjn y i tech n iczn y rozw ój (prasy 'zarówno zachodniej, jak i p o lsk iej10. D alej — m im o oficjaln ego zaw ieszen ia S ek cji H isto ryczn ej o d b yw ały się pod m oim k iero w n ictw em com iesięczn e w ieczory d y sk u syjn e; m .in. prof. Józef B uszko m ó w ił o w a lce „N aprzodu” z cen zurą, P io tr G rzegorczyk o stosu nk u prasy p olsk iej do T ołstoja, L ech ick i
9 „Prasa Polska” z 9 IX 1962. Warto dodać, że dużą rolę w zdefiniow aniu akt podlegających „trwałem u przechow ywaniu” odegrała mgr Karolina Rostocka, se kretarz Komisji.
10 Rozprawa pt. Niektóre a sp e k ty prasy polskiej w okresie re w o lu c y jn y m 1794—1848 ukazała się w z. 1/2, a W p ły w prą d ó w re w olu cyjnych na rozw ój prasy eu ropejskiej 1789—1849 w z. 4 z 1961 r.
o stan ie badań nad historią czasop iśm ien n ictw a krak ow skiego. R eferaty te tr w a ły do końca 1961 r.
W sty c zn iu 1963 r. otrzym ałem z rąk I. T etelo w sk iej d efin ity w n e w y p ow ied zen ie z prac w Ośrodku, z „gorącym zap roszen iem ” do w sp ó ł p racy z „Z eszytam i P raso zn a w czy m i”. O ficjaln e p ociągnięcie to tłu m a czono zarządzeniem fin a n so w y m zarządu RSW „P rasa”, ja osobiście od czułem to jako epizod p rzykry, ale nie jako p ożegn an ie z u lu b ionym w id n ok ręgiem m oich zain teresow ań i badań.
T ym czasem zb liżało się w ażne dla d ziejów P olsk i stu lecie p ow stan ia styczn iow eg o. Z ajęty p oszu k iw an iam i źródłow ym i w ty m zak resie dla Zakładu D ziejó w N ajn o w szy ch w In sty tu cie H istorii P A N i opracow y w an iem scenariusza Galicja 1863— 1864 dla w ielk iej w y sta w y w a rsza w skiej, organ izow an ej przez Janusza Durkę, pozornie oddaliłem się od ul. W iślnej i panującego tam rozgardiaszu prac i p o m y słó w 11. A le i na stęp n e d ziesięcio lecie (1963— 1973) dow iodło, że zgoła nie w y p a d łem z to row isk a p rasoznaw czego. W ręcz p rzeciw n ie —· p rzyszło m i u czestn iczyć w w ielu im prezach, i to nieraz w w yróżn iający sposób. T ym czasem na ul. W iślnej zm ien iali się ludzie; ba! zm ien ił się po kiliku latach i lokal, k ied y O środkow i p rzyznan o dwa całe piętra w R yn k u G łów nym 24, nad daw ną księgarn ią G ebethnera i W olffa. N ie w dając się tu w p ełne p erson aln e rozw ażania, pragnę zw rócić u w agę na n iek tóre ty lk o na zw iska, które w n astęp n ych latach zap isały się w annałach Ośrodka. A w ięc przede w szystkim : Irena T etelow sk a, P a w e ł D u biel, W alery P i sarek, Ju lian M aślanka, S y lw e ste r D zik i, T om asz Goban K las. Ośrodek, p ozostający coraz ściślej na u słu gach RSW „Prasa”, zm ien ił g ru n tow n ie sw ą strukturę.
T etelow sk a stan ow i sw ego rodzaju epokę w h istorii Ośrodka. N ek ro log, jakim ją pożegn ali n ajb liżsi tow arzysze pracy — a w iadom o jak tragiczn ie 2 k w ietn ia 1969 r. zginęła w raz z prof. Z enonem K lem e n sie w iczem w k atastrofie lotn iczej nad w zgórzam i M akowa P od h a la ń sk ie go — w y n ió sł ją na w y ż y n y „teorii i m etod ologii m ark sistow sk iego pra so zn a w stw a ”, przyznając jej m acierzyń stw o „k rak ow skiej szk o ły w ie d zy o p ra sie”. N ie p en etrow ałem zagonów „ilościow ej an a lizy zaw ar tości p rasy” czy typ o lo g ii w sp ó łczesn ych d zienników , w k tórych ona w ła śn ie celow ała, b ym m ógł m ieć w yrob ion e zdanie o jej zasługach. F ak tem jest, że w ła śn ie w p osęp nym dniu jej pogrzebu w K rak ow ie w od ległym i oblanym słońcem Monaco św ia to w e grono p rasoznaw ców
11 Dodać muszę, że od 1962 r. przeszedłem z Zakładu Dokum entacji Instytutu H istorii w K rakowie do Zakładu w W arszawie, ze stałym „delegowaniem ” m nie do Krakowa, gdzie dokonywałem w ym ienionych poszukiwań. Choroba serca i po byt w sanatorium w Inowrocławiu nie pozw oliły mi na osobisty udział w P o w szechnym Zjeździe Historyków Polskich w 1963 r. w W arszawie, poświęconym powstaniu styczniowem u.
M O J E P R A S O Z N A W S T W O 99
spod znaku AIERI rozpoczynało obrady nad opracow aną przez T ete- low sk ą organizacją m ięd zyn arod ow ej u n ifik acji badań środków m aso w eg o przekazu. Ta trzyd ziesto k ilk u letn ia k obieta znana b yła dobrze k rę gom eu rop ejsk ich prasozn aw ców , ba — p ow ołano ją n aw et na p rzew od niczącą sek cji b ib liograficzn ej AIERI. Jeśli chodzi o jej stosu n ek do m n ie od początku naszej w sp ółpracy, n azw ałb ym go zim n ym szacunkiem , n iejed n ok rotn ie — co praw da na krótko — przeradzającym się w n ie p oham ow ane m a n ifestacje n iechęci, n a w et próby odsunięcia m n ie od Ośrodka (co — jak w sp om n iałem — stało się fak tem z p oczątkiem ro ku 1963). M uszę jednak p rzyznać, że po dw u i pół roku zn ow u n a le gała na m nie, bym objął redakcję E nc yk l o p ed i i w i e d z y o prasie, czem u zd aw ali się — o dziwo! — p rzy k lask iw ać n a w et d elegaci RSW „P rasa” z W arszaw y. P rzy g o to w a łem refera t w stęp n y , w k tórym oczyw iście h i storii prasy w yzn a cza łem rolę nie ty le w iodącą, co prostującą zw iązki i zależności g en ety czn e w p rocesie ro zw o jo w y m p rasy. A le już w ikilka m ie się c y po tych projektach, k tóre nie za k oń czyły się żadnym i k on klu zjam i, Tetelowsika zaatakow ała m n ie zn ow u z pow odu w y w iad u , jaki p rzeprow ad ził ze m ną na łam ach „S łow a P o w szech n eg o” (w p ołow ie 1966 r.) A dam L en czow ski, ba! u siłow ała pozbaw ić m n ie człon k ostw a w k olegiu m red ak cyjn ym „Z eszytów P raso zn a w czy ch ”. N ie pom nę już, o co jej chodziło — n a jo strzejszych zarzu tów n ie u jaw n iła w m ej obec ności; b yć m oże drażniło ją p rzyp isan ie m i przez L en czow sk iego m iana w sp ó łtw ó rcy Ośrodka. M u siałem zw rócić się o in terw en cję do prof. K le m en siew icza, w ów czas nie tylk o członka R ady R edakcyjnej „ Z eszy tó w ”, a le i przew odniczącego Rady N au k ow ej Ośrodka, znakom itego języ k o zn aw cy i w icep rezesa O ddziału k rak ow skiego PA N .
Zenon K lem en siew icz b y ł jed yn ym człon k iem rzecz y w isty m tej n aj w y ższej in stan cji nauk ow ej, k tóry zaryzyk ow ał sw ój zw iązek z praso- zn aw stw em , trak tow an ym jeszcze w ów czas n iedow ierzająco przez areo- pag nauki (w roku d ziesięciolecia Ośrodka, w 1966 r., było w jego R a dzie N au k ow ej już k ilk u p rofesorów , p rzew ażn ie spo<za K rakow a). Zna k o m ity uczony, a przy ty m człow iek o n iep rzeciętn ej k u ltu rze to w a rzy sk iej, au to ry tetem sw ym zn ak om icie w sp iera ł Ośrodek. P rzy ją ł m nie w P rezyd iu m P A N n iem al z w y lew n ą życzliw ością, w y słu ch a ł ze zd zi w ien iem op ow ieści o stosu nk u T etelo w sk iej do m n ie i orientując się do brze w m ej d ziałaln ości w p rasozn aw stw ie, 'zapowiedział ostre w y stą p ien ie w obec k ierow n iczk i Ośrodka o m oje stan ow isko w k olegiu m . Istotn ie p ozycja m oja um ocniła się w y ra źn ie w tym gronie. Z aw d zię czałem to tak że n ow ym ludziom w Ośrodku: J u lian ow i M aślance, W a lerem u P isark ow i, sek retarzow i Ośrodka, E dw ardow i K am iń sk iem u i Ja n ow i K alk o w sk iem u w „Z eszytach ”. K o leżeń stw o nasze nabierało z k aż dym rok iem coraz p rzyjaźn iejszej ciep łoty . Z aznaczyło się to zw łaszcza w czasie k ilk u d n iow ego sym pozjum p olsk ich i czesk ich p rasoznaw ców w p o k ry ty ch śn ieg iem D u sznikach (lu ty 1964), Ikiedy n am iętn ie d ysk u
to w a liśm y nad najbardziej ak tu aln ym i tem atam i badań nad prasą, a K a fel szczegółow o rozw od ził się nad form ułą L assw ella. W rok potem w ty m sam ym n iem al gronie sp otk aliśm y się w Zakopanem ; tu sw oją n ie zw y k łą urodą b łysn ęła redaktorka z B ra ty sła w y Perla K arvašova, z którą tan iec w 'w ypoczynkow e w ieczo ry n ależał do n iecod zien n ej p rzy jem ności. Tu p ozn ałem b liżej — w y b itn y ch za rok— d w a pub licystów : Jacka M aziarskiego i K rzysztofa K ąkolew skiego, k tóry zasłyn ął po d zie sięciu latach w yw iad am i z g ło śn y m i szakalam i h itlerow sk iego ucisku w P olsce (Co u Pana słychać...?). W zakopiańskim spo-tkaniu p roblem em na porządku d zien nym była głó w n ie p u b licy sty k a i reportaż, słow em — gatu n ki d zien nik arsk ie.
A le dw ie n astęp n e m oje p rzygod y p rasoznaw cze tch n ęły jeszcze bo gatszym program em spotkań. W listop ad zie 1966 r. w yp ad ło w sp om n ia ne d ziesięc io lec ie Ośrodka P rasoznaw czego, na które P olsk a A kadem ia N au k w ielk im gestem zaofiarow ała swą aulę przy ul. S ław k o w sk iej. Pod jej auspicjam i nie doceniana d yscyp lin a przeszła niejak o chrzest popularności w opinii pub liczn ej, a splendoru dodaw ała jej rola Zenona K lem en siew icza. S potkałem się tu po raz p ierw szy z prezesem AIERI Jacques B ou rq u in ’em , elegan ck im i zam ożnym w ła ścicielem jednego z k oncern ów p rasow ych w S zw ajcarii; m iałem sposobność korespondo w ać z nim już w cześn iej, ale teraz zad zierzgn ęła się m ięd zy nam i b liż sza nić znajom ości. B ourquin w ied ział, że in teresu ję się em igracją p ol ską z okresu M łodej Europy, prosiłem go b ow iem o p ew n e dane d oty czące K arola K lossa, p olsk iego bohatera w alk o dem okrację m ięd zy dw om a kantonam i. D zięki B ou rq u in ’ow i dotarłem do dat b iograficznych, k tórych nie u m ieli m i podać rodzim i p racow n icy olbrzym iej B ib liotek i b. L igi N arodów w G en ew ie. N ie w iem , czy z tego pow odu, czy z in nych w ita ł m n ie B ourquin w n astęp n ych spotkaniach m ian em „poety rom an tyk a” . B y ł to E uropejczyk w każdym calu. Z h istoryk am i p rasy z różnych k ątów n aszego k on ty n en tu sp otk ałem się za rok w w a rsza w sk im Pałacu S taszica. O dbyw ał się tu p ierw szy sp ecjaln ie h istorii prasy p ośw ięcon y k ongres badaczy. P atron ow ał mu prof. H en ryk Jabłoński, a trud y organ izacyjn e w ziął na sw e barki d aw n y mój kolega z u n iw e r sy te tu lw o w sk ieg o prof. Józef S krzypek. W ystąp iłem tu z inicjatorsk im i n ieb agateln ym dla p rzyszłości naszego d zien nik arstw a od czytem o roli naczeln ego redaktora w prasie p olsk iej w p ierw szej p ołow ie X IX w. U w ażn y i ży c z liw y słuchacz m ógł w m oich w yw od ach d osłu ch ać się coś niecoś o w y k szta łca n iu się in d y w id u aln ości redaktorów , i to przed stu leciem i w’śród n iep rzyjazn ych stosu n k ów p olity czn ych i m aterialnych. P isan o o n iek tórych z tych — jak ich p rzew ażn ie wówcza's nazyw an o — an trepren erach żu rn alistyk i zaw sze u ryw k ow o i ad per sonam, n ie k u sząc się o sp ek tak ularn ą ch ara k tery sty k ę stan ow iska i roli w tw orzen iu redakcji. P rób ow ała p olem izow ać ze m n ą A lina S łom kow ska, w ów czas docent U n iw er sy tetu W arszaw skiego (jej sta łym tow arzyszem na w sz y
M O J E P R A S O Z N A W S T W O 101
stk ich im prezach p rasozn aw czych b ył jeden z n ajstarszych d ziennikarzy w a rszaw sk ich , elegan ck i M ieczysław K rzepkow ski). P rzystojn a b lon d y n ka, praw dopodobnie tak n iep ew n a b yła sw ego zdania, że przed sw ym w y stą p ien iem w k ulu arach zebrania tłu m aczyła się przede m ną, iż ch ęt n ie zrezygn ow ałab y ze sw ego głosu, czem u się zd ecyd ow an ie p rzeciw staw iłem . M ów ca drugi, u talen tow an y, choć m łody, ale ob latany w szp e ran iu p olon ik ów w zbiorach L eningradu ■ i M oskw y, doc. M ieczy sław In glot (syn S tefana, m ego k olegi z sem in ariu m Franciszka B ujaka), częściow o popierał stan ow isk o S łom k o w sk iej i rów n o cześn ie a k cen tow ał p ion iersk ie am bicje w yk rycia przeze m nie n ie w ą tp liw y ch p raw id łow ości w form ow an iu się p ostaw red ak torsk ich w początkach n arodow ego d zien nik arstw a. O co chodziło obojgu adw ersarzom ? O n iedostateczn ość pod staw do p recy zy jn iejszy ch d oszu kiw ań się jak iejś jed n olitości w w y k ształcan iu się in d yw id u aln ości red ak torsk ich w P olsce, p od zielon ej kor donam i p a ń stw ow ym i i od m ien nym i system a m i ad m in istra cyjn ym i. W ątp liw ości te b y ły b y słu szn e, gd yb ym w sposób n ieop atrzn y zm ierzał do u staleń o am bicjach sy n tety c zn y ch , przed czym w y r a ź n ie się zastrze gałem . Na om aw ian ym zjeźd zie od n ow iłem znajom ość z oddanym m i Ju g osłow ia n in em L jubom irem D u rk oviciem , znow u z praskim prom o torem h istorii prasy K lim ešem , p ozn ałem się z p rzed sta w icielem jej w e Fran cji prof. L ouis T renardem z L ille, z H en ryk iem B rühnem z Lipska.
K onferencja po d w u d n iow ych naradach w W arszaw ie zak oń czyła się jed n ym d n iem w K rak ow ie, w czasie k tó reg o w sali p osiedzeń P A N w y głosiłem sy n tety c zn y odczyt o roli K rakow a w rozw oju prasy, od jej początków do ch w ili obecnej.
Po tragiczn ym osierocen iu przez T etelow sk ą Ośrodka zaszły w nim pow ażne zm ian y p erson aln e. K ierow n ictw o objął dr W alery Pisarek, w ie r n y uczeń K lem en siew icza , sek retaria t po nim ujął w sw e ręce dr Ju lian M aślanka, h istoryk literatu ry, któiry w ła śn ie w y k ań cza ł swą h ab ilitacyjn ą rozpraw ę o głośn ym założycielu p olsk iego sło w ia n o zn aw - stw a Z orianie D ołęd ze C hodakow skim . W dziale b ib liog raficzn o-d ok u - m e n ta cy jn y m Ośrodka coraz szersze i p o żyteczn iejsze u słu g i św iad czył sk rom n y, ale jakże p o żyteczn y p racow n ik S y lw e ste r D ziki, m a gister po lon isty k i. Z ty m i trzem a podporam i Ośrodka m oje stosu nk i k o leżeń sk o - -to w a rzy sk ie zacieśn iały się z każdym rokiem , nie m ogę te ż oprzeć się p oku sie zostaw ien ia na ty c h kartach p rzyjazn ego o n ich p rzypom nienia. R ów n ocześn ie k on tak ty z p rasoznaw cam i w arszaw sk im i u le g a ły jakby zam ieran iu, choćby ze w zględ u na m oje trudności podróżow ania k o le jam i. Jeszcze habilitacja w lu ty m 1970 r. B artłom ieja G ołki w Stu diu m D zien n ik arsk im stołeczn ego U n iw ersy tetu , w któirej u czestn iczyłem jako recen zen t jego książki o k szta łto w a n iu się w ie d z y o prasie w P olsce w X IX w ., jeszcze w grudniu p ierw sza k on feren cja w P racow n i H istorii C zasop iśm ien n ictw a P olsk iego w sp raw ie planu podręcznika d ziejó w n a szego dzien nik arstw a. O dnow ił się serd eczn y k ontakt z m łod ym człon