• Nie Znaleziono Wyników

View of Looking for the Nature of Metaphor. Neothomistic Proposals of R. R. Boyle

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "View of Looking for the Nature of Metaphor. Neothomistic Proposals of R. R. Boyle"

Copied!
13
0
0

Pełen tekst

(1)

JÓZEF JAPO LA

KU ISTOCIE METAFORY

N E O T O M I S T Y C Z N A P R O P O Z Y C J A R . R . B O Y L E ’A

T he p h ilosop h er m u st sit at th e fe e t of th e poet to learn th e nature of m etaphor. If h e w ill do that, h e m ay rea lize that th ere are m ore approaches to rea lity than are dream t of in his philosophy.

R , R . B o y 1 e . T h e N a t u r e o f M e ta p h o r

Różne b yw ają stanow iska wobec badania m etafory. N ie zaw sze sto­ sunek badającego, przejęcie się w ażnością czynionych uw ag, spraw ia, że jego doznania p o k ry w ają się z doznaniam i czytelnika ty ch jego uwag. Nawet z pow ażnych ust, zdarza się, p ły n ą słow a banalne, nużące jało-

wością kom plem enty. Czasem jed n ak słyszym y m yśli niecodzienne, a

proponow ana w izja przedm iotu b adania „ ra d u je um ysł sw ą pom ysłow ą treścią”. Oprócz tych dw u postaw je s t jeszcze trzecia: ludzi, k tó ry ch pła­ skie um ysły u siłują św iadom ie (?!) pozbawić m etaforę subtelności, jak ą otrzym ała już w chwili poczęcia; tych sp otyka zasłużona kara, bo mimo wszystko obejść się bez niej nie potrafią, tak jak w szyscy używ ający języka.

Jedno z przeżyć niecodziennych: pom ysłow a próba p rzedstaw ienia m etafory „od środka”, jest przedm iotem niniejszego refe ra tu .

l

W r. 1945 została w ydana w The C atholic U niversity of A m erica roz­ praw a doktorska Jo h n a D uffy pt. A P hilosophy of P oetry h O tym , co wyróżniało ją spośród rozlicznych książek pokrew nych problem atyką, inform uje p o dty tu ł: Based on T hom istic Principles. W 9 la t później,

1 Based, on T h o m i s ti c P rin ciple s. T h e C atholic U n iv ersity o f A m erica Press. W ashington D.C. 1945. K siążka, ja k się zdaje, n ie sp o w o d o w a ła dużych p rzew artoś­ ciow ań w teorii poezji w sam ych S tan ach Z jednoczonych. W P o lsc e b y ła p rzedm iotem zain teresow an ia n iew ielk iej grupy badaczy litera tu ry w K atolick im U n iw e r sy te c ie L ubelskim w latach p ięćd ziesiątych ; n iestety , poza n ie dru k ow an ym refera tem n ie p ozostały żadne in n e m aterialn e ślady ich d ziałaln ości.

(2)

134 J O Z E F J A P O L A

w 1954 r. jez u ita R obert R. Boyle 2 ogłosił pierw szy swój a rty k u ł poświę­ cony „ n a tu rze m e ta fo ry ”. Jego propozycja rów nież w y rasta z ducha filo­ zofii schołastycznej 3, choć niejed no k ro tn ie — co sygnalizuje w trakcie rozw ażań — uniezależnia się od n iej. Tem at, a w łaściw ie jego specyficz­ n e ujęcie, n ie został b y najm n iej ty m sam ym w yczerpany, że wspom nę ogłoszoną w 1964 r. rozp raw k ę R. M. M cln ern y ’ego 4 pt. M etafora i ana­ logia, pom yślaną zresztą jako p ró b a odczytania poglądów Tomasza i K a­ je ta n a n a tem a t relacji m iędzy obu przedm iotam i, a nie jako oryginalna koncepcja, w ychodząca z m yśli tom istycznej, jak ą zaproponow ał Boyle i k tó rą tu chciałbym przedstaw ić.

O ferta B oyle’a, będąc filozoficzną pró b ą określenia istoty m etafory, św iadom ie pom ija m ożliw e i dostrzegalne skom plikow anie m etafory jako różnego „ro zm iaru ” całości. Dlatego zarzut nadm iernego uproszczenia s tru k tu ry m etafo ry by łby tu niezasadny; przedm iotem zainteresow ania jest przecież tylko n a jp ro stsza jej postać.

U kazana tu sp ekulacja Boyle a dowodzi, że m etafora składa się z trzech elem entów i krótk o je ch a ra k te ry z u je (część II); porządkuje relację m e­ ta fo ra — analogia (część III); przeprow adza i d ok um entu je rozróżnienie m eta fo ry i po ró w nan ia (część IV); dzieli się pew nym i spostrzeżeniam i do­ tyczącym i in nych w łaściw ości m etafo ry (część V); końcow a p a rtia tek ­ stu zbiera krótko n ajisto tn iejsze m om enty.

2

Pro blem i ran g a w ażności m eta fo ry zasadzają się n a tym , że „um ysł ludzki fu n k cjo n u je n a sposób m etafo ry czny ”. Rzeczywistość chcem y po­

2 The N a tu r e of M e ta p h o r. „The M odern S ch oolm an ” Vol. 31:1954 No. 4 s. 257-280. S p row ok ow an y artyk u łem M ich aela P. S la ttery ’ego (M e t a p h o r and M e- ta p h y s ic s . „P h ilo so p h ica l S tu d ie s” V ol. 5:1955 s. 89-99), B oyle zabrał raz jeszcze głos w tej sp raw ie: T he N a tu re of M eta p h o r: F u rth er Considérations. „The M o­ dern S ch o o lm a n ” V ol. 34:1957 N o. 4 s. 283-298. W r. 1961 uk azała się jego książka M e t a p h o r in H o p k in s (U n iversity of N orth C arolina Press).

3 W arto tu odnotow ać, ja k B o y le uzasad n ia fakt, iż św . T om asz n ie zajm o­ w a ł się m etaforą jak o taką. P isz e on: „[...] m etafora n ie w yraża rzeczyw istości jako tak iej, n ie jest w ię c w ied zą, co w ię c e j, w sw y m zasadniczym u sta w ien iu jest do w ied zy p rzeciw sta w n a . Z tej racji św . T om asz n ie m ia ł okazji zajm ow ać się nią sam ą w sobie, p isa ł bow iem w y łą c z n ie o w ied zy. P ragnął ukazać relacje łączące m eta fo rę z w ied zą ; dlatego, o ile tylk o zajm u je się m etaforą w ty m aspekcie, b a r d z i e j in teresu je go w y k a za n ie, czym ona n ie jest, an iżeli odkrycie, czym je s t” (s. 286). P o n iew a ż p agin acja obu a rty k u łó w B o y le ’a „nie zach od zi” na sieb ie w za jem n ie, n ie sto su ję ż a d n y c h ,. poza w sk a za n iem strony, dodatkow ych sygnałów , o k tóry artyk u ł chodzi.

4 M e t a p h o r a n d A n a lo g y. „S cien ces E cclesiastiq u es. R evu e p h ilosop h iq u e et th eo lo g iq u e” T. 16:1954 s. 276-289.

(3)

znawać intelektem w ten sposób, by nie uległa zm ianie w procesie po­ znawczym, a ponieważ ciągle jeszcze nie m am y m ożliw ości p oznania jej całej, intelekt m usi odryw ać jej elem enty m ożliw e do zrozum ienia.

Przedm iot poznania zostaje w pew nej m ierze uform ow any 5, a przez to intelek tu alna w iedza o nim jako całości zaczyna być czymś n aw et m niej niż przeczuciem, in tu icją: „M ówiąc »Jan jest człowiekiem « pozna­ ję Ja n a zgodnie z uform ow aniem jego n a tu ry . N ie w iem , czy jest czarny czy biały ” 6.

Proces budow ania m etafory zachodzi w um yśle, nie w rzeczyw istości. M etafora stw ierdza, że jed n a rzecz jest d rugą; n a pierw szy rz u t oka jest to fałsz, ale faktycznie chodzi o stw ierdzenie, że d ana rzecz posiada ja ­ kość lub akt przynależny czem uś innem u. Ta rzucająca się w oczy w łaś­ ciwość przez całe w ieki była źródłem nieporozum ień i niechęci do m e ta ­ fory; zasługa zaproponow anego przez B oyłe’a u staw ienia tej sp raw y jest niew ątpliw a.

Od daw na już poznaw anie m etafo ry w ym aga niem al zaw sze usto su n ­ kow ania się do w cześniejszych koncepcji. A chociaż pom ysłów rozw iąza­ n ia naszego problem u nie brakow ało, to w istocie tych, k tó re trz e b a m ieć w polu w idzenia pisząc o m etaforze, nie m a szczególnie dużo. B oyle po­ staw ił sobie za ceł uzyskanie filozoficznej odpowiedzi na p y tan ie : „Czym jest m etafo ra?”. P u n k tem w yjścia w jego dociekaniach je s t jed n a k nie m yśl filozoficzna 7 pośw ięcona m etaforze, ale pow szechnie z n an a w s tre ­ fie języka angielskiego teo ria Richardsa, a raczej pew ne ogólne jej za­ łożenia, istotne dla koncepcji filozoficznej.

Boyle akceptuje tezę głoszącą, że m etafora je s t k o n sty tu ty w n ą cechą języka, nie godzi się n ato m iast z płynącym stąd (dla Richardsa) w nios­ kiem o konieczności przenośnego tylko u ży w ania słów. U w aża też, że pow staw anie m etafory należy łączyć z odpow iednią fu n k cją u m y słu w y ­

5 T ę m yśl, pod in n y m przybraniem , zn ajd ziem y i w „all th in k in g is so rtin g ” Richardsa, i w k on cep cji „seein g a s” albo „aspect se e in g ” H estera (za W ittg en - steinem ). Z tym jednak zastrzeżeniem , że obaj prow ad zą d alsze ro zw a ża n ia w in ­ nym kierunku. R ichards ch ce u n ik n ąć tym sp osob em k on trow ersji n o m in a lizm u , realizm u i k o n cep tu alizm u (por. jego The P h il o s o p h y of R h e to r i c oraz o d p ow ied ­ nie partie m ojej pracy m agistersk iej — szczególn ie s. 23 n n .: T eoria b a d a ń li te ­ rack ich 1. A. Richard sa. W o k ó ł R ich a rd s a te o r ii m e t a f o r y . M aszynopis w Zakł. Hist. Lit. Pol. K U L), H ester (T he M eaning of P o e ti c M etaph or. A n A n a l y s i s in the L ig ht of W i tt g e n s te n ’s C la im th a t M eaning is Use. T he H agu e 1967), n atom iast snuje stąd w n io sk i o u za leżn ien iu „ im a g es” sk ład ających się n a m etaforę.

8 B o y l e , jw . s. 265.

7 B ardzo krytyczn ie ocen ia p oczyn an ia filo z o fa T. M. G reene'a (The A r t s an d th e A r t C riticism ), który w zasad zie n iem a l n ic n ie dod aje do tego, co p o w ied zia ł n a tem at m etafory A rystoteles, którego m y śl m ia ła być tylk o p u n k tem za czep ien ia w jeg o krótkim traktacie.

(4)

186 J Ó Z E F J A P O L A

korzystującego słowa, nie zaś pozostawać, jak chce Richards, tylko w obrębie słów.

A m eryk ański filozof m usi odrzucić rów nież dw a przyjm ow ane tra d y ­ cy jnie 8 elem enty m etafory — u R ichardsa „ te n o r” i „nośnik” — jakim i są obydw a w zajem nie m odyfikujące się znaczenia. W duchu w yznaw anej przez siebie filozofii głosi konieczność (o czym niżej) odejścia od anali­ zow ania tylko znaczeń w m etaforze. D otarcie do jej n a tu ry czy istoty m ożliw e je s t dopiero wówczas, gdy zajm iem y się zaw artym w niej by­ tem . Tw ierdzi, że w łaśnie pozostaw anie n a poziom ie w erbalnym powodu­ je błędy w analizie m etafory, np. niem ożność odróżnienia m etafory (trak­ tu je o bycie) od porów nania (tra k tu je o relacjach m iędzy bytam i). Nie­ m niej jed n a k tym , co jest n am d an e w pierw szej kolejności, jest w ypo­ w iedzenie czy tw ierdzenie w y rażon e słowami. To zresztą elem ent obecny w każdej teo rii m etafory i tru d n o sobie wyobrazić, by było inaczej. Róż­ nice zaczynają się dopiero po tym stw ierdzeniu. Boyle uw aża przede w szyst­ kim, że dla zbudow ania takiego w ypow iedzenia m etaforycznego koniecz­ ne jest, by jego przedm iotow i przysługiw ała określona jakość (quality) lub ak t (act). Ta jakość lub a k t m usi w jakiś sposób przekraczać norm ę czy przeciętność, pow yżej albo poniżej. To zresztą decyduje o dostrze­ żeniu, o percepcji w spom nianej jakości lub aktu.

M ateria (m atter), ja k ą posłużono się przy budow ie m etafory, składa się z b y tu istniejącego, z jakości lub ak tu n ie dostosowanego do n a tu ry indyw iduum , w k tó ry m ow a jakość lub ak t istnieje, a wreszcie — z obcej n a tu ry , do k tó rej w ym ieniona jakość lub ak t jest dostosow ana. (Tu w łaś­ nie dostrzega się isto tn ą nowość tej propozycji; prosta m etafora składa się z trzech elem entów . R ichardsow ski „ te n o r” to „b yt indyw idualny”, „n o śn ik ” — „obca n a tu r a ”).

N atom iast fo rm ą m etafo ry je s t w y rażenie m yślą fak tu zauw ażenia w istniejący m przedm iocie n a tu ry obcej. W obserw ow anym przedm iocie dostrzegliśm y bow iem jakość lub ak t w łaściw y tej obcej naturze.

W eźm y za B oyle’em pro stą m etafo rę —- „ Jan jest w ołem ” — by na niej pokazać p rakty czn ie w prow adzone rozróżnienia. Jeden b y t nie może jed n ak być drugim bytem . Może n ato m iast przyjąć drugą n a tu rę i, jak w ym ieniony „ J a n ”, istnieć z n a tu rą człowieka i wołu. Rzecz jasna tylko w m yśli budowniczego m etafory. Co w ięcej, w takiej sytuacji m yślowej —• J a n jest w ołem — nasz J a n ulega pow ażnej przem ianie; gdy w rze­ czywistości nie zm ienił się ani n a przysłow iow ą jotę. To jest w łaśnie ta cenna i p aradoksalna właściwość um ysłu, że „w prow adza zmiany, by

8 B y ły próby d ow od zen ia (S. J. B r o w n. The W o r l d of Im agery. London 1927 — cyt. za B o y l e , jw . s. 260), że w m etaforze m am y do czyn ien ia z czterem a elem en ta m i.

(5)

zm ian u nik n ąć”. Ja n jest w tej m etaforze b y tem istniejącym ; jakością (cechą) nie dostosowaną do jego n a tu ry je s t w nim siła, dlatego że p rze ­ kracza siłę właściwą człowiekowi. Z tego pow odu um ysł szuka n a tu ry będącej odpowiednią dla takiej siły, typow ą dla niej, i zn ajd u je ją w n a ­ turze wołu. N atura w ołu jest obcą n atu rą, w k tórej istn ieje w spom niana siła.

3

Richards głosił, że dw ie rzeczy (dwa znaczenia) zestaw iane z sobą w m etaforze m uszą być do pew nego stopnia od siebie różne, a podłożem m etafory jest a n a lo g ia 9 (novum w prow adzonym przy tej okazji było jego przeświadczenie, że zestaw iane rzeczy nie m uszą być podobne, rów nie dobrze może je łączyć to, że są niepodobne). W idzieliśm y już, jak ie sta­ nowisko zajął Boyle wobec owych „dw u rzeczy w m etafo rze”, teraz przyjrzym y się problem atyce obejm ow anej skrótem m yślow ym : m eta­ fora i analogia. Spraw a ta była rozp atry w an a w ręcz n iesłychaną ilość razy. Ale należy tu n a w stępie zaznaczyć, że nie chodzi o tak ie jej tra k ­ towanie, jakie w idzim y np. w książce D onalda A. Schona 10 czy, nie szu­ kając daleko, w a rty k u le Chaim a P arelm an a 11, ale o to, o k tó ry m mówi np. M ieczysław A. K rąpiec 12 lub ju ż w spom niany R alph M clnerny 13.

Boyle przez analogię rozum ie sw oiste podobieństw o (likeness) m iędzy dwoma bytam i. Może ono m ieć c h a ra k te r substancjalny, przypadłościo­ w y lub przyczynow y. A spekty te nie w ykluczają się w zajem nie, b y ty mogą w ykazyw ać jednocześnie p o tró jn e podobieństw o istnienia, np. pies i... [jedzenie] 14 są analogiczne w tym , że istnieją, analogia je st w ięc sub­ stancjalna. Mogą też być one np. czarne, a w ięc analogiczne w p rzy p ad ­ łości bytu. Można też o obu powiedzieć, że są zdrowe, a więc

analo-9 W ychodząc z założenia, że m etafora p o w sta ła z an alogii, w sp o m n ia n y T. M. G reene dow odzi, że w m etaforze, tak jak w analogii, m am y d w a byty. D aje w ten sposób sankcje filo zo ficzn e tem u , co g ło s ił b adacz literatu ry — R ichards.

10 M yślę o trzecim rozdziale — „A nalogy and M etaphor” — jego p racy D i s ­ p la c e m e n t of C on cepts w yd an ej w r. 1963 w L on d yn ie przez T a v isto ck P u b lic a ­ tions.

11 Z am ieszczono w „P am iętniku L iterack im ” (1971 z, 3 s. 244-257) p rzekład tego artykułu pt. A nalo gia i m e t a fo r a w nauce, p o e z j i i filozofii.

19 M yślę raczej n ie o k siążce (T eoria analogii bytu* L u b lin 1959), a le o n ie ­ w ielk im artykule (Rola analogii w te ologii. W : D o g m a t y k a k ato lic ka. T o m w s t ę p ­ ny. Pod red. ks. W. G ranata. L u blin 1965 s. 163-178), k tóry in form u jąc rzeczow o m niej naraża czy teln ik a n a zagu b ien ie się w n iezliczon ych pod ziałach analogii, jakie z k on ieczn ości (historia) m u sia ła od n otow ać książka.

13 Por. przyp. 4.

14 B oyle u żył tu zam iast „zdrow e jed zen ie” — „zdrow a p igu łk a p rzeciw roba­ kom ”. Zw rócono m i uw agę, że tak n ie m ożna po polsk u p ow ied zieć. Stąd zm iana.

(6)

188 J O Z E F J A P O L A

giczne w tym , że jed en jest zdrow ia przyczyną, d rugi zaś zdrow ia przed­ m iotem 1S.

Od czasu, gdy Boyle pisał swój artyk u ł, w iedza o analogii wzboga­ ciła się nieco, tak p rzyn ajm n iej m ożna wnosić ze w spom nianych pism K rąpca. Poza tym w ykład B oyle’a jest trochę gorączkowy i przez to chaotyczny. Z tego, co pisze, m ożna przypuszczać, bo w p rost tego nie mówi, że praw dopodobnie uśw iadam ia sobie fakt, iż analogię m ożna ujm ow ać albo jako zagadnienie analogii samego bytu, albo jako zagad­ n ien ie sposobu poznania rzeczyw istości. N iniejszy re fe ra t teorii a n a­ logii w ychodzi w jak iejś m ierze poza sform ułow ania Boyle’a i do pew ­ nego stopnia m iesza oba plany. K rąpiec tw ierdzi, że ujęcie poznawcze zw iązków zachodzących w ew n ątrz b y tu lub pom iędzy b ytam i to w łaśnie jakiś ty p poznania analogicznego. Je d n ą z w ażniejszych, kom entow aną już przez K ajetana, jest analogia proporcjonalności albo jak ją inaczej nazyw a B oyle: propo rcja proporcji. K rąpiec, odchodząc od ujęć tra d y ­ cyjnych, k tó ry m tym razem h o łd u je Boyle, przeciw staw ia ją — gdy (poznanie analogiczne) o piera się n a relacjach koniecznych i transcen ­ d en taln y ch — analogii tran scen d en taln ej. A nalogia proporcjonalności ogólnej k o rzysta z pojęć ogólnych, będących „poznaw czym ujęciem re ­ lacji koniecznych k o n sty tu u jący ch k o n k ret nie jako byt, lecz jako kon­ k r e t” ; n atom iast analogia tran scen d en taln a w ychodzi od pojęć ściśle tran scen d entalny ch.

Ciekawe, że K rąpiec mówi o trzech m om entach (Boyle o czterech) „k o n sty tu u jący ch całość analogicznego pozn ania” :

1. Analogon, czyli w spólna p ro porcjonalna doskonałość albo inaczej analogiczna treść.

2. A nalogaty — „nosiciele analogicznej treści” powodujące, że jest ona (treść) „w każdym bytow ym w y pad k u in n a ”.

3. R elacja — m im o jedności b y tu nie m a tu utożsam ienia się analo- g a tu z analogonem . (Obaj filozofow ie w ym ieniliby Boga jako przykład w łaśnie takiego utożsam ienia).

D ochodzim y tu do uzasadnienia z jednej stro ny : podjęcia próby do­ tarc ia do n a tu ry m etafo ry albo inaczej, do tom istycznej teorii m etafory, z drugiej — do odrzucenia propozycji obcych duchow i realnego pozna­ n ia św iata, co jed n ak w ychodzi poza sferę spraw , k tó re nas interesują. O relacje przyczynow e m oże opierać się jeszcze inny typ poznania analogicznego, znanego jako analogia przyporządkow ania, czyli „ a try - b u e ji” (Krąpiec), luib analogia o p a rta o przyczynę (Boyle). Ma ona m iej­ sce wówczas, gdy różnym przedm iotom p rzyporządkow uje się jed n ą n a ­ zwę, dlatego że cechuje je jak aś w spólna relacja przyczynow o-skutkow a,

(7)

jakkolw iek istotnie jest ona w łaściw a tylko jednem u przedm iotow i, dla drugiego natom iast — niew łaściw a, ja k to m a m iejsce w klasycznym przykładzie ze słowem „zdrow y” : m ówim y, że pies jest zdrow y i jedze­ nie również jest zdrowe. Nie m ożna jed n ak stąd wnosić, że są on e po­ dobne lub tożsame; w istocie zdrow ie p rzysługuje tylko psu.

N astępna analogia jest albo trzecim ty p em analogii (Boyle), albo tylko w ersją (schematem) analogii proporcjonalności, tyle że o p a rtą o relacje kategorialne (Krąpiec), a nie — tran scen den talne, ja k m a to m iejsce w analogii proporcjonalności w łaściw ej. D la B oyle’a je s t to szczególnie w ażny ty p analogii; o p a rta n ie o substancjalność b y tu, lecz o jego p rzy ­ padłości, pozwala jedn ą przypadłość uznać za w łaściw ą dla k ilk u sub­ stancji (mimo że przypadłość — poza um ysłem — w rzeczyw istości jed y ­ nie m odyfikuje substancję i poza n ią nie istnieje). Podobieństw o m iędzy psem a jedzeniem m oże zasadzać się nie na tym , że jedno i drugie istn ie­ je, że jedno i drugie jest zdrow e, ale n a tym , że każde je st np. czarne. Boyle nie uważa, iż w obu jest to samo realn ie istniejące czarne, ale po prostu sądzi, że znane nam , zdefiniow ane czarne d a się zastosow ać do obu przedm iotów, a ściślej: do istniejącego w n ich czarnego. T ak po jętą analogię chce Boyle nazyw ać analogią porów naniow ą (do w y rażenia jej służy w łaśnie porównanie).

Całe zagadnienie analogii było tu w łaściw ie przyw ołane w im ię tego ostatniego stw ierdzenia. O m ów ienie odm ian analogii m iało pozw olić: na ustalenie ich p rz y d a tn o śc i16 (lub nieprzydatności) w m etaforze, a ew en­ tualnie rów nież — n a odróżnienie m etafo ry od porów nania. Kluczow e i zam ykające d yskusję tw ierdzenie B oyle’a brzm i: „[...] m etafo ra m a w końcu niew iele w spólnego [...] z jakąkolw iek analogią” 17.

O statni z om ów ionych przez K rąpca (i tra d y c y jn ie u zn aw an y w scho­ lastyce) rodzaj analogii: m etaforyczną, Boyle uw aża za „analogię”. K rą ­ piec rów nież odm aw ia jej w artości analogii m etafizycznej, podkreśla jej podm iotowy c h arak ter („[...] w m etaforze m usi zaistnieć działanie ludz­ kiego ap a ra tu poznawczego dla samego fa k tu zaistnienia tego ty p u an a­ logii”). Różnica zarysow uje się w ujęciu teoretycznoliterackim m etafory. K rąpiec podpisuje się tu —• rzecz jasna, in te rp re tu ją c ją filozoficznie — pod koncepcją trad ycyjn ą, ciągle zresztą p o pu larn ą n a w e t w śród teo re­ tyków litera tu ry , nazyw an ą su b sty tu cy jn ą teorią m etafo ry (M. Black). Boyle w y stępu je z pom ysłem now ym , k tó ry tu w łaśnie staram się przed­ stawić.

Jaśniej ukaże się różnica m iędzy trad y cy jn y m badaniem m etafo ry

18 S zczególnie dlatego, że trad ycja p rzyp isu je duże zn a czen ie a n a lo g ii w m e ­ taforze, jak to już np. w sp om n ian o w o d n iesien iu do m y śli R ichardsa (por. też niżej, w tekście).

(8)

190 J O Z E F J A P O L A

a w e rsją B oyle’a, gdy przyw ołam y analizow any przez niego przykład m e­ tafory. Stosow ana w trad y cy jn ej analizie m etafory (i niezgodnie z m yślą Tomaszową) analogia proporcjonalności niew łaściw ej dostrzega np. w m etafo rze „Ł aska obm yw a m ą duszę” cztery elem enty: wodę, dla której odpow iedni jest ak t obm yw ania, i łaskę, do której stosuje się z racji podobnego sk u tk u . Poniew aż obydw ie coś usuw ają, zastosujem y „obm y­ w a n ie ” —- przy należn e form alnie w odzie — do laski, mimo że jej ono form aln ie nie przysługuje.

łaska woda

4, 4,

„obm ycie” obm ycie

Takie staw ian ie spraw y to, zdaniem B oyle’a, tw orzenie chim ery, po­ legającej n a pom ieszaniu analizy form alnej z rzeczywistością. Rzecz, po­ w iada Boyle, łatw o w yjaśn i następ u jący diagram :

laska

i

oczyszczenie

Gdy m ów ię: „Łaska obm yw a m ą duszę”, rzeczą i s t n i e j ą c ą i d z i a ł a j ą c ą je s t łaska. Je j działanie prow adzi do oczyszczenia. Na­ tu ra łaski je s t dla m n ie niejasna, poszukuję więc innej n a tu ry , której oczyszczające działanie obserw ow ałem n iejed n o k ro tn ie — dostrzegam ją w n a tu rz e wody. Isto tn a różnica tkw i tu w tym , że nie mówię, iż „do łaski sto su ję a k t p rzynależny w odzie”, ale że „ n a tu rę wody stosuję do a k tu odpow iedniego d la łask i”.

Błąd poprzedników polegał n a podchodzeniu do problem u od ty łu za­ m iast od przodu. T rad y cy jn a teoria kazałaby wówczas mówić o dw u bytach.

G d ziek o lw iek b o w iem poddaję naturę m od yfik acji, dodaję jej istn ien ie — a raczej, m o d y fik o w a ć naturę m ożna tylk o w ted y, gdy istn ieje. Jeżeli natura działa czy posiad a o so b liw e jakości, to k o n ieczn ie m usi istn ieć. A n alizu jąc m etaforę „Ł aska o b m y w a m ą d u szę”, szukam tego, czego isto tn ie dotyczy „obm yw a”, i u sta­ lam , ż e je s t ty m w oda, sto ję w ob ec w ody, która ob m yw a — n ie jed yn ie w obec m ocy o b m y w a n ia , a le o b m y w a n ia rzeczyw istego, bo o realn ym „ob m yw an iu ” m ó w ię w m etaforze ls.

Całej trudności u n ik n ie się, bo jest fałszyw a i pozorna, zakładając, że przedm iot tego, co m ówię — istnieje, a zatem fu nkcjonuje z aktam i

mycie

woda

(9)

i cechami, które zw ykle p rzysłu gu ją innym bytom . W obec tego, do pew ­ nego stopnia, dzieli sw ą n a tu rę z n a tu ra m i będącym i źródłem podobnych

aktów lub cech w innych bytach.

W rzeczyw istości obcą naturę m ógłb y on d zielić ty lk o w ó w cza s, gdyby ta obca natura ujarzm iła jego istn ien ie — np. ła sk a m oże w rzeczy w isto ści d zielić naturę w ody tylko w ów czas, gdy m ożn a b ęd zie spraw ić, że natura w o d y b ęd zie istn ieć aktem istn ien ia w ła ściw y m łasce. W rzeczy w isto ści m oże d ok on yw ać tak ich rzeczy sam tylk o Bóg. A le i czło w iek m oże być ró w n ież stw órcą w an a lo g iczn y m sen sie. A k tem um ysłu m oże stw arzać n o w y d w u -n a tu ro w y byt istn ie ją c y ty lk o w u m y śle i m oże nagą naturę n ak ład ać n a z a istn ia ły akt in n ego bytu, p o n iew a ż u m y sł uznał, że ten akt jest w ła śc iw y in n ej n aturze. Z atem n ie m am y tu choćby trochę w iększej sprzeczności lu b p raw d ziw szej trudności, a n iżeli m am y w teorii w cielen ia. Problem jest n ie do p rzezw y ciężen ia tylko w ted y , gdy w y ch o d zim y z błędnych założeń 19.

Boyle nie uw aża przy tym , jak teorie trad y cy jn e, że a k t lub cechy stosuje się do innego b y tu w sposób analogiczny. Owe a k ty lub cechy nie stosują się, ale s ą w łaściw e w oparciu o w cześniejsze w ypow iedzenie

m etaforyczne.

Gdy o urnie m ó w ię jako o „n iesk alan ej o b lu b ien icy sp ok oju ”, im p lik u ję zda­ nie: „Ta urna jest oblubienicą". U rna, d latego że jest o b lu b ien icą, m oże być n ie ­ tknięta lub oddana ob lu b ień cow i; d latego że jest to urna, a n ie r z eczy w ista k o ­ bieta, ob lu b ien iec n ie jest p ra w d ziw y m m ężczyzn ą, ale tym , co o b ejm u je u rn ę — spokojem . Jedyną istn ieją cą tu rzeczą jest urna; m oże ona is tn ie ć w w yob raźn i i in telek cie ludzi ta k jak pokazano d latego jed yn ie, że p rzy jęła n o w ą n a tu r ę 20.

Tak więc m etafora nie jest analogią, jest jej zaprzeczeniem , stw ier­ dza bow iem identyczność, jedność, a nie podobieństw o. O piera się o po­ jedynczy b y t; o dw u istnieniach mówi porów nanie bazujące na relacjach m iędzy bytam i. Analogia, k tó ra w edług B oyle’a w ychodzi z czterech te r­ minów, mówi rów nież o dwóch istnieniach; z tego należy w ysnuć w nio­ sek, że analogię może w yrażać porów nanie, nigdy m etafora.

4

Różnica m iędzy porów naniem a m etafo rą jest n ap raw d ę zauw ażalna (i dowodliwa) w tedy, gdy uzasadniam y ją od stro n y filozoficznej. Tylko wówczas jesteśm y w stanie dostrzec, że m etafo ra zajm u je się bytem (bytami), porów nanie n atom iast — relacjam i, jak ie m iędzy b y tam i za­ istniały. Pozostając na poziom ie w erbalnym , n ie p o trafim y udowodnić,

19 Tam że, s. 273 n. 20 T am że, s. 274.

(10)

192 J O Z E F J A P O L A

że m iędzy ty m i dw om a zachodzi niezgodność bardziej zasadnicza od tej, że w poró w n an iu spotykam y słowo „ ja k ”, „ ja k o ”, „ n ib y ” czy inne po­ dobne, a w m etaforze takiego brak. To słowo i pozostaw anie w w arstw ie znaczeniow ej pozw ala m ówić o m etaforze jako „zgęszezonym porów na­ n iu ”, a o ty m ostatn im jako o „rozszerzonej” m etaforze, co jest nie do przyjęcia, jeśli dociekanie m a c h a ra k te r filozoficzny.

Dowód B oyle’a na istnien ie m iędzy obu tym i zjaw iskam i różnicy istotnej je s t prosty. P osłuchajm y go:

W y p o w ied zen ie m eta fo ry czn e m a jed n o „jest”. W skazuje ono, że w grę w ch o ­ dzi jed en byt. P o ró w n a n ie m a d w a „ jest”, bo w grę w ch od zą d w a b yty. „Jan jest w o łe m ” m ó w i o jed n y m tylk o b ycie, o Jan ie. „Jan jest taki jak (jest) w ó ł” czy „Jan jest tak siln y ja k (jest) w ó ł” m ó w i o d w u bytach. W p ierw szym porów naniu Jan jest u k azan y jako b y t p odobny do w o łu bez pokazania rodzaju podobieństw a, b ez ogran iczan ia porów n an ia. Jan m oże być podobny do w o łu pod jed n ym lub w ie lu w zg lęd a m i. W drugim p orów n an ie ograniczono do jednego aspektu. N a j­ isto tn ie jsz e jest jednak, to, że w ó ł istn ie je jako w ó ł, ze sw y m i »osobistym i« w olim i cech am i, z w o lim i aktam i. W m etaforze n ie sp otk am y żadnych in n ych cech czy ak tó w w o łu poza tym i, które b ezpośrednio sk ład ają się n a jego naturę. N ie istn ieje żaden in n y w ó ł oprócz Jana. [...] Fakt, iż m ożem y p o w ied zieć zarów no »Jan jest n ib y w ół«, ja k te ż »Jan jest ja k te n w ół«, w sk a zu je w yraźn ie, że w porów naniu m am y d w a byty. N ig d y jed n a k n ie m o g ę p o w ied zieć: »Jan jest ty m w ołem «. Czło­ w ie k Jan m ó g łb y być rea ln y m w o łe m jed y n ie w ted y , gdyby udało m u się tak w y tren o w a ć sw o je istn ie n ie , że w ty m sam ym czasie istn ia łb y w d w u n a tu r a c h 21.

D odatkow ą (choć n ie ostatnią) różnicę m iędzy porów naniem a m eta­ fo rą stanow i w yrazistość pierw szego i niew yrazistość drugiej. P orów na­ nie om aw iając określoną relację (czy relacje) nie pozw ala wychodzić m y ślą poza nią. Będąc w yraziste, jednocześnie ogranicza. M etafora jako „ch w y t m yślow y pozw alający skupić całą uw agę n a określonej cesze b y tu ” je s t ograniczona tylko „ostatecznym i granicam i b y tu ”, czyli p rak ­ tycznie niem al nieograniczona. Dlatego b ogata w iedza interpretującego m etafo rę pozw ala b rać pod uw agę niezm ierną liczbę w ariantów , cech i aktów . G dy słyszę: „ J a n jest w ołem ”, a k o n k retn y J a n z w łaściw ą m u osobowością nie stoi przed oczym a choćby w yobraźni, m uszę w ted y albo zakładać, że to w ypow iedzenie jest kliszą odsyłającą do jego siły, albo p y tać: „Dlaczego? Czy dlatego, że jest silny, zaharow any, głupi czy cier­ pliw y? Jeżeli m ów iący jest człow iekiem uw ażnym , dobrze obznajom io- nym ze stw orzeniam i, ich w łaściw ym i cecham i i aktam i, praw dopodobnie w eźm ie je w szystkie pod uwagę, w tym n aw et te, o których n ie m am pojęcia, dopóki m i ich n ie w skaże”.

(11)

5

Na koniec jeszcze dw ie spraw y, k tó re jakoś się u zu pełn iają i nacho­ dzą na siebie. Czy m etafora jest przeżyciem , in tu icy jn y m uchw yceniem przedm iotu, czy też opiera się o proces ab strahow ania, ta k jak to by w a przy tw orzeniu pojęć? Sp raw a dru g a to zagadnienie w ery fik acji m eta­ fory, zagadnienie praw dy m etaforycznej — ja k a w łaściw ie jest?

Zasadnicza trudność jaw i się w m om encie, w k tó ry m trzeb a zająć stanow isko wobec problem u: czem u służy m etafo ra? Boyle odrzu ca suge­ stie, że tw ierdzenie m etaforyczne by w a używ ane do w y rażen ia w iedzy abstrak cy jn ej; że jest fałszyw e, gdy jej n ie w y raża; że w reszcie m eta ­ fora to „inform acyjne przekazanie m y śli”, u łatw ien ie w „m yśleniu i m ó­ w ieniu” o przedm iotach i jakościach (cechach). W ówczas m etafo ra b yłaby

tylko cudacznie przybrany m w yrażeniem literaln ym , tw ierdzi Boyle. Celem m etafory jest skierow anie naszej m yśli na istniejący przed­ miot, a nas’tępnie kontem placja tego przedm iotu. D opiero w w y n ik u tej ostatniej może dojść do dedukcji w iedzy naukow ej z m etafory. Bez kon­ tem placji nie osiągam y jedynego celu w yrażenia m etaforycznego; nie może w konsekw encji dojść do ded u kcji naukow ej. B adając istotę m eta ­ fory m usim y pam iętać, że um ysł n ie dąży do przekazania za pom ocą swego m etaforycznego w y tw o ru znaczeń naukow ych, określonych, ale jedynie w yraża w izję rzeczy.

M etafora nie będąc intuicją, przeżyciem przedm iotu, jest sposob­ nością do w ykorzystania danych intu icy jny ch. A by zrozum ieć m etaforę „Jan jest w ołem ”, m uszę zastanow ić się, ja k a w łasność J a n a pozw ala go widzieć pod form ą wołu. Dla zrozum ienia zdania „ J a n je s t człow iekiem ” w yabstrahow uję z J a n a odpow iednią „człow ieczeństw u” form ę, bo to w nim jakoś tkw i. W m etaforze nie m ożna tego zastosować, bow iem orzecznik w ypow iedzenia m etaforycznego n ie tkw i dosłow nie w pod­ miocie. Spotykając m etaforę w y k o rzystuję zasoby um ysłu, a dokładnie: uporządkow ane i tkw iące w um yśle różne, o derw ane daw niej pojęcia rzeczy.

K ied y w ięc w id zę, że Jan jest siln iejszy , lu b słabszy, n iż m oże być człow iek , zaczynam zanurzać się [...] w g łęb in ę m ego u m ysłu, poszukując natury, d la której taka siła, lub taka słabość, jest norm alna. M ogę sięgn ąć jed y n ie po te natury, jak ie w m oim u m yśle istn ieją, o których w iem , że jakoś w ią ż ą się z Siłą czy słabością.

W spomniano już w yżej o tej k o n tro w ersy jn ej w łasności m etafory, jak ą jest jednoznaczność podm iotu w ypow iedzenia m etaforycznego z jego orzecznikiem. Ma to pew ne konsekw encje poznawcze. Zasadnicza tru d ­ ność przy in te rp re ta c ji m etafory tkw i w w yrażanym przez nią sądzie (judgm ent), nie n ato m iast — w budu jący ch ją określeniach. W zdaniu

(12)

194 J Ó Z E F J A P O L A

„Ten facet to lew ” pod „lew ” podstaw im y nie konkretnego lwa, jak zro­ bilibyśm y norm alnie, w sądzie m etaforycznym podstaw im y osobę ludz­ ką. Zdanie takie tra k to w a n e jako uw aga o rzeczyw istości jest głęboko fałszyw e; praw dziw e może być jedynie jako m oje bezpośrednie uchw y­ cenie, percepcja tego faceta; praw dziw e zresztą tylko dla tych, którzy uchw ycą go ta k jak ja.

By m nie zrozum ieć, słuchacz m oże jed yn ie w patry w ać się w przed­ m iot, bo n ik t i nic, poza m ną jako tw órcą m etafory, nie d eterm inu je jej znaczenia. Sąd m etaforyczny nie m a znaczenia niezależnego od ko n kret­ nego k o n tek stu przedm iotow ego, w jak im budow ał m etaforę jej twórca. On n ato m iast pragn ął w yrazić to, co dostrzegł; słuchacz (czytelnik) musi zatem „w ejść” w jego sposób w idzenia i reagow ania. M etafora nie mówi n am niczego, lecz każe coś dojrzeć. N ie podaje zracjonalizow anego zna­ czenia, rozw iązania zagadki; zm usza do w yszukania go „w fascyn ują­ cym i ciem nym labiry n cie rzeczyw istości”.

M ówiąc np. „U rn a jest w azą” stw ierdzam , że jeśli przym ierzę urnę n ie jako całość, ale w określonym aspekcie, to pom yślane pojęcie łączone z „w azą” w ery fik u je się w istniejącej urnie. Podm iot istnieje (urna jest), n ato m iast orzecznik m a tylko istnien ie m yślowe, istnieje dzięki „ je st” podm iotu. Sam je st tylko obnażoną n atu rą, w ypreparow anym z rzeczy pojęciem ; człowiek ze zdania „ Ja n jest człow iekiem ” jest powszechni- kiem , ab straktem , poza um ysłem m oże istnieć tylko dzięki „Jano w i”.

Je śli m ożem y ową oderw an ą od rzeczy n a tu rę w eryfikow ać w danym przedm iocie, to tw ierdzenie jest praw dziw e; jeśli w przedm iocie nie spraw dza się, tw ierdzenie je s t fałszyw e. N atom iast gdy w eryfikację przeprow adza się w o p arciu o jakość lub ak t niedostosow any do n atu ry przedm iotu, zachodzi przyp ad ek praw dziw ości m etaforycznej.

6

Z bierając to, co tu pow iedziano n a tem a t m etafory, trzeba stw ier­ dzić, że:

1. w m etaforze m am y 3 elem enty: — p rzedm iot istniejący

— cechę lub ak t niezw ykły w tym przedm iocie

— n a tu rę obcą, dla k tó rej ow a cecha lub ak t są zw ykłe lub nor­ m alne.

2. form ą m etafo ry je s t dokonyw ana poprzez orzeczenie tożsamość b y tu i obcej n a tu ry , które o p ierają się o cechę lub ak t owego b y tu i na­ tu ry .

3. rac ją dostateczną m etafo ry jest a p a ra t poznawczy człowieka (in­ tele k t i w yobraźnia) skupiony n a przedm iocie konkretnym ; racją osta­

(13)

teczną jest „próba ogarnięcia um ysłem zintelektualizow anego przeżycia (intuition) konkretnego b y tu ”.

4. m etafora istnieje na sposób konk retn y, niepojęciow y, ja k b y t realny.

5. m etafora nie jest analogią, ale zniszczeniem jej za pom ocą um ysłu. 6. w porów naniu m am y 5 elem entów :

— dw a przedm ioty istniejące

— w każdym dwie cechy lub dw a akty — relację między cechami, aktam i lub bytam i.

7. form ą porów nania jest w ypow iedzenie relacji istniejących m iędzy wchodzącymi w grę dw om a b ytam i albo m iędzy ich cecham i czy

aktam i.

8. porów nanie istn ieje w porządku pojęciowym , m ożliw ym do

uchwycenia zdaniam i literaln y m i i poprzez porów nyw anie.

W porów naniu m ożna p och ylić się nad każdym p ow iązan iem , jak ie p o ja w i się m iędzy w chodzącym i w grę bytam i. W m etaforze u m y sł jest n iep oru szon y i n iem y w żyw otnej i głęb ok iej k on tem p lacji bytu. B adacz m oże z p ożytk iem o d sło n ić e le ­ m enty m etafory, n ie m oże jednak zam knąć w p ojęcia ani o m ó w ić rzeczy w isto ści, którą m etafora sam a n iejasn o w yraża. B ez m etafory, u m y sł w ob ecn ym sta n ie n ie potrafi w yrazić tego co,

N or m outh had, no nor m ind ex p ressed . W hat heart heard of, ghost gu essed [...]

LOO KING FOR THE N A TU R E OF M ETAPHO R

N E O T H O M I S T I C P R O P O S A L S O F R . R . B O Y L E

S um m ary

T he aim of th e article is to presen t R obert R. B o y le ’s v ie w s on th e nature of m etaphor. H is theory is based on th om istic p h ilosop h y. N ev erth eless, h e does not accept all th e propositions o f th at p h ilosop h y con cern in g m etaphor. F irst of all, his notion of an alogy d iffers from that in trad ition al S ch olastic teach in g. T he conseq u en ce of h is attitude is th a t m etap h or is not an alogy, w h ile th om ists say that ’’m etaphor springs from a n a lo g y ”.

’’M etaphor’, says B oyle, ”is an id en tifica tio n by m ean s of d irect p red ication of an in d ivid u al b ein g w ith an a lien nature on th e b asis of a q u a lity or act w h ich is characteristic o f th e in d iv id u a l as such and of th e natu re as such. T he q u ality or act [...] is characteristic of th e in d iv id u a l as an in d ivid u al, but n ot con ceived to be characteristic of th e k i n d of th in g s it is ”. T he e lem en ts of w h ich m etap h or consists are three: an e x is te n t subject, an e x c e s s iv e (or d efectiv e) q u a lity or act in that subject, and an a lien natu re to w h ich th e q u a lity or act is norm al.

He also does not approve of a tra d itio n a l op in ion th at m etap h or is condensed sim ile. They are com p letely d ifferen t b ecau se m etap h or d eals w ith b ein g and sim ile w ith relation b etw een beings. T he form o f m etap h or is th e id en tifica tio n o f th e being and th e a lien nature, w h ile th e form of sim ile is sa y in g o f th e rela ­ tion sh ip ex istin g b etw een th e tw o in v o lv ed b ein gs (or th eir q u a lities or acts).

Cytaty

Powiązane dokumenty

odlegªo± i od Ziemi nale»y umie± i¢ drugiego satelit, aby mógª on dwa razy na dob znale¹¢ si pomiedzy.. satelit¡ geosta jonarnym, a jego sta j¡ ª¡ zno± i

Dzielimy si˛e z audytorium krytycznymi uwagami na temat proponowanej przez niektórych kognitywistów (Lakoff, Núñez 2000) koncepcji uciele´snionej matema- tyki.. Wspomniani

LN twierdz ˛ a, ˙ze obalili mit, głosz ˛ acy, i˙z matematyka ma charakter obiektywny, jest jako´s obecna w ´swiecie, jej ist- nienie jest niezale˙zne od jakichkolwiek umysłów,

Via the Crofton formulas the above inequality is a con- sequence of Milnor’s results concerning the Betti numbers of an algebraic variety (see [Mi1], [Mi2], in which the

Naste˛pnie zajmuje sie˛ formalnym charakterem dobra wspólnego, wska- zuj ˛ac na podwójny jego aspekt: immanentny, jako ideału i miary doskonałos´ci z˙ycia społecznego (co

Na ostatnim miejscu, ws´ród wybieranych wartos´ci o charakterze centralnym, znalazł sie˛ cel, jakim jest d ˛ az˙enie do zwycie˛stwa socjalizmu w s´wiecie, przy czym

Kwestii ochrony i konserwacji zabytków oraz muzeom pos´wie˛cony jest fragment dokumentu Ewangelizacja kultury i s´rodków społecznego przekazu (nry 66, 68-70) 46.. Tekst przyje˛ty

Za- ªo»enie, »e M jest sko«czenie generowany mo»na opu±ci¢ (Kaplanski), ale dowód jest wtedy trudniejszy.. Zaªó»my, »e M