• Nie Znaleziono Wyników

Syndrom "Polityki"

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Syndrom "Polityki""

Copied!
17
0
0

Pełen tekst

(1)

Wiesław Władyka, Zbysław

Rykowski

Syndrom "Polityki"

Kwartalnik Historii Prasy Polskiej 27/1, 85-100

1988

(2)

M

A

T

E

R

I

A

Ł

Y

K wartalnik Historii Prasy Polskiej XXVII 1 PL ISSN 0137-2998

Z B Y S Ł A W R Y K O W S K I (W arszaw a)

W IE S Ł A W W Ł A D Y K A (W arszaw a) .

SYNDROM „POLITYKI”

O historii „Polityki” książkę napisał Michał Radgowski, jeden z w spółtwórców jej sukcesów. Obroniono kilka doktoratów, pojawiło się w iele artykułów , relacji, obrachunków. Na trzydziestolecie pisma przygotow aliśm y swoją w ersję jego dzie­ jów, która została przy pew nych skrótach i retuszach opublikowana w „Polityce” pt. Realia, pan ow ie, realia! Tutaj pomieszczam y pełny tekst.

Zdajemy sobie sprawę z ograniczonego zasięgu tej próby. Pisanie historii pisma tak ważnego, opiniotwórczego i tak politycznego jest zadaniem dlatego między" in ­ nym i trudnym, iż w naszej historiografii nie ma do tej pory żadnego poważniejsze­ go opracowania dziejów polityki, społeczeństwa czy kultury ostatniego trzydziesto­ lecia. Takim próbom grozi ponadto niebezpieczna aktualizacja, przenoszenie dzisiej­ szych sposobów m yślenia na wczorajsze, żyw e jeszcze w św iadom ości społecznej. Historykom znane są też zagrożenia w ynikające z doświadczeń uczestnictw a — trud­ no jest bowiem obiektyw nie opisyw ać wydarzenia, których było się bądź zaangażo­ w anym świadkiem , bądź w łaśnie aktyw nym uczestnikiem . Tym należy w ytłum a­ czyć pew ne nuty osobiste widoczne w tekście.

Pojaw ia się rów nież problem m etodologiczny, stary jak stara jest historia pra­ sy. Jaką znaleźć relację m iędzy w ytw orem prasowym , zszyw kam i gazet, a historią ogólną polityki i społeczeństwa? Czy odpowiedzi na pytania nasuw ające się przy lekturze starych num erów szukać przede w szystkim w piśm ie, czy jednak poza nim? Staraliśm y się. tak rozum ieć dzieje „Polityki”, by bardziej zrozumiała stała się historia Polski lat 1957— 1987. I odwrotnie. Ta m etoda jest zapewne dyskusyjna i jest też ułomna — w końcu „Polityka” to tylko jeden, ź w ielu punktów obserwa­ cyjnych.

*

Pism o odebrane zostało jako przejaw odejścia Gomułki od Października, zdrada rewolucji. „Polityka” była pism em urzędowym, by nie powiedzieć —■ namaszczonym przez władzę. Św iadczył o tym skład redakcji, w którym roiło się od członków КС i ludzi z aparatu. Redaktorem naczelnym został m inister szkolnictwa wyższego Stefan Żółkiewski. Towarzyszyli mu wypróbowani działacze: Franciszek Blinow ski, Leonard Borkowicz, Romana Granas oraz Stanisław Kuziński — sekretarz K om itetu Warszawskiego, Jerzy Putram ent —■ człow iek partii w literaturze, M ieczysław F. Rakowski — pracownik Wydziału Propagandy КС, Adam Schaff — głów ny mark­ sista i Andrzej Werblan — kierownik Wydziału Propagandy z КС. Blasku stopce dodaw ali jeszcze W ładysław Broniew ski, Leon K ruczkowski i Oskar Lange. Zw ykli ludzie bez stanow isk (Leon Cieślik, Witold Dąbrowski, Elżbieta Górska, Zygmunt Kałużyński, Ryszard Koniczek, Kazim ierz Koźniewski, Józef Kuśm ierek i Michał Radgowski) byli w m niejszości.

(3)

8 6 Z B Y S Ł A W R Y K Ó W S K I, W IE S Ł A W W Ł A D Y K A

Jak w ięc widać, na XI piętrze Pałacu Kultury, w pokojach redakcyjnych, rozlokował się sztab tzw. frontu ideologiczno-propagandowego. Głos „Polityki” m u­ siał być odbierany jako głos sam ej władzy. A ta „Polityka” mówiła, że Październik to n ie żywioł, nie spontaniczny ruch mas, nie Hyde Park, lecz zborne, jednolite, zdyscyplinow ane działanie. To poczucie odpowiedzialności, zrozum ienie nakazu pod­ porządkowania się kierownictw u partii. To linia Gomułki — nie mniej, ale i nie w ięcej.

K rytykow anie i postulowanie, rewindykacje m aterialne i polityczne — to w szy ­ stko, co kruszyło stary system i wym uszało zmiany, dobre było przed Październi­ kiem. Przestało być dobre już w listopadzie, gdy nowa władza m usiała zacząć rządzić.

„Wiele z tych artykułów — w yjaśniał Gomułka — które ukazywały się w pra­ sie przed VIII Plenum , krytykując czy to kierow nictw o partii czy metody jego pracy, było na pew no dobrą robotą i spełniło dobrą rolę, przyczyniło się do tego, co w późniejszym okresie nastąpiło. Ale równocześnie ta sama robota czy podobna, w podobnych artykułach ·— napisanych po VIII Plenum, kiedy sytuacja już była inna — bezwarunkowo mogła w yw ołać i w yw oływ ała szkodliwe konsekw encje”. Dziennikarze, którzy stali się trybunami i bohaterami publicznymi, którzy uwierzyli w swoją m isję, nie mogli jakoś zrozumieć, że sytuacja się zmieniła. Uznawali VIII Plenum za kompromis i żądali „dopełnienia rew olucji”. Zajęci w yszukiwaniem „m ateczników stalinizm u” i dem askowaniem konserw y („Wyjąć konserwę z pu­ szk i” — w ołali w „Po prostu” M ieczysław Górski i Jerzy Urban), nie chcieli i nie um ieli przejść do konstruktywnej pracy. „Trzeba będzie dziennikarzom w ypersw a­ dować — zalecał I sekretarz — bzdurną myśl, że oni są jakim ś drugim, rów no­ rzędnym, czy naw et ponad kierownictw em partyjnym stojącym czynnikiem . Bo tym oni nie są i być nigdy n ie mogą [...]. Obserwujem y, że najłatw iej w ypłynąć na fali żądań, na fali demagogii. To się czyta, to się przyjem nie czyta, to jest popularne. I w ielu dziennikarzom w ydaje się, że są działaczami, że w szystko jest w łaśnie ich dziełem. Jestem bardzo ciekaw, co by się z tym państw em stało, gdyby tych dziennikarzy posadzić w Biurze Politycznym КС czy w rządzie i powiedzieć: rządź­ cie, towarzysze. Za dwa tygodnie by się wszystko wywróciło. I m usiałoby się w y ­ w rócić”.

„Polityka” m iała propagować Gom ułkowską interpretację przemian, m iała zw al­ czać tych, którym było mało, i tych, którzy sądzili, że Gomułka posunął się za da­ leko. N ie w szyscy w obozie „zwycięzców” rozum ieli tak samo te same słowa, nie w szystkim chodziło o to samo. Gomułka i liberałow ie z aparatu już wygrali, swoje przeprowadzili, teraz widzieć będą przede w szystkim zagrożenia nowej polityki, jej realne ograniczenia i konieczności. Norm alny to proces, któremu podlegają ci, którzy z opozycji przechodzą do władzy. Gdy w Polsce zdaje się, że w szystko jesz­ cze można, na Węgrzech leje się krew. Zm ieniają się priorytety Gomułki i jego ekipy. N ajw ażniejszy jest teraz spokój, uzyskanie zdolności rządzenia, stworzenie zdyscyplinowanej armii politycznej, która zaprzestanie dyskuji, a zacznie działać. Eozchodziły się drogi Gomułki i w ielu jego październikowych zwolenników ze śro­ dowisk inteligenckich i młodzieżowych, których dążenia najpełniej wyrażało „Po prostu”. Oni żyli ciągle wartościam i i ideam i, dosłownie, fundam entalnie rozum ieli hasła ludowładztw a i wolności. Nic w ięc dziwnego, że ciągle było im mało.

Irytow ali Gomułkę. Ten w iedział, na czym polega władza. Miał swoją miarę m ożliwości i sw oje wyobrażenia o granicach demokratyzacji. W yobrażenia tego nie zm ienił zresztą nigdy, co m.in. stało się przyczyną jego późniejszej klęski.

„Polityka” w łaśn ie m iała wyznaczać miarę tego, co można. Miała bronić Paź­ dziernika przed natolińską konserwą, ale też przed roszczeniam i „w ściekłych”. Sytuo­ w ała się w ięc w centrum. Ludzie, którzy ją tworzyli, rzeczyw iście serio traktowali

(4)

S Y N D R O M „ P O L IT Y K I"

87

■hasło w alk i na dwa fronty. R zeczywiście nie cierpieli Natolina. W tym bliscy byli „Po prostu”. „Chcemy budować socjalizm, który się lubi” — tym zdaniem zaczynali program owy w stępniak. M yśleli jednak bardziej realistycznie, by nie powiedzieć cynicznie. D ośw iadczenie polityczne podpowiadało im orientację na G om ułkę — w nim odnajdyw ali ideow ą przyzwoitość, ale i polityczne bezpieczeństwo. Ma rację Michał Radgowski, który w sw ojej książce „Polityka" i jej czasy wskazuje, że takie usytuow anie się w centrum było wyborem taktycznym . „Po prostu” nie chciało jakby respektow ać zasad logiki procesu historycznego. Nie rozumiało, że po prze­ sileniu m usi nastąpić norm alizacja, że trzeba się albo podporządkować, albo zejść z areny. „Polityka” rozum iała to doskonale. Nie kłóciła się z „Po prostu” o zasady, lecz o m etody. B ył to jednak w istocie spór zasadniczy — tam ci patrzyli z dołu, ci z góry. Tamci tak w yprzedzili rewolucję, że nie zauw ażyli jej wygaśnięcia, ci postaw ili na Gom ułkę i politykę realną.

Walka rzeczyw iście toczyła się na dwóch frontach. Nie m iały one jednak takie­ go sam ego znaczenia. Natolin, który w Październiku stanowił realne zagrożenie, już dogorywał, przestał być niebezpieczny, tym bardziej że nigdy zresztą nie cieszył się poparciem społecznym. Inaczej rzecz się m iała z tym nurtem październikowym, który zyskał miano rew izjonistycznego. Był on żywotny, skupiał w ielu profesorów, pisarzy, dziennikarzy, przyciągał młodzież. Miał w tym m omencie swoją polityczną rację Gomułka, gdy uznał go za bardziej niebezpieczny dla siebie i swrego ładu. Chociaż nie rozumiał, że w ten sposób tworzy zaczątki następnego kryzysu.

„Nowe pism o —■ wspom ina Michał Radgowski — poprzedziła fama organu »zamor- dystowskiego«; puszczano na ten temat drobne i w iększe złośliwości, gubiono się w domysłach, co z tego w yn ik n ie”. Jak m ówił dowcip, do boju szła „pierwsza kadarow a” pod buław ą Żółkiewskiego. Przypom nijm y, że nazwisko Kadara w yw o­ ływ ało w ów czas jednoznaczne skojarzenia. N ie m iała „Polityka” dobrej prasy, bo prasa — przynajmniej ta kulturalna i m łodzieżowa — „szła na całość”. Bez entu­ zjazm u odnosił się też do niej redukowany w łaśnie i reorganizowany aparat, któ­

ry podejrzewał ją o koneksje z m akiawelistyczną grupą puławian.

W alka z N atolinem nie była czymś oryginalnym — w szyscy w alczyli z kon­ serwą. Tożsamość nowemu pismu dawał konflikt z „Po prostu”. Po czterech m ie­ siącach utarczek, złośliw ości i podjazdów „Po prostu” nie wytrzym ało. W artykule redaktora naczelnego Ryszarda Turskiego dało, zgodnie ze swoim zwyczajem , ca­ łościow ą — by tak rzec — analizę nowego zjawiska.

„Lektura 17 pierwszych num erów »Polityki« — pisał Turski — sprawia na mnie nieodparte wrażenie, że pismo nie jest integralnym, aktyw nym uczestnikiem masowego ruchu odnowy, lecz jego egzam inatorem, stróżem czy opiekunem — w każdym bądź razie czym ś nie wew nętrznym , lecz zewnętrznym wobec niego”.

Ciężki zarzut... Przecież kto nie był za Październikiem, ten był za restauracją starego porządku. „Polityka” nie mogła się nie obruszyć. „Fałszywy kierunek na­ tarcia” — odparowali M ieczysław F. R akowski i Michał Radgowski. W artykule pod tym w łaśnie tytułem z zadziwiającą dzisiejszego czytelnika szczerością w yłożyli filozofię sw ego pisma. To nie dziennikarze i studenci robią politykę. N ie wystarczy m ieć rząd dusz, trzeba jeszcze rządzić. A rządzić może tylko partia i jej aparat: „Uważamy, że pełne i szczere zaangażowanie się po stronie programu politycznego kierow nictw a partii jest najw yraźniejszym działaniem kom unistów polskich na rzecz odnow y”. Zdaniem Rakowskiego i Radgowskiego: „Przeciw staw ialiśm y się pewnym tendencjom »Po prostu« polegającym na potępieniu w czambuł pracowni­ ków aparatu [...] przedstaw ianiu ich jako nieuleczalnych dogm atyków ”. „Po prostu” robi złą robotę także dlatego, że zraża aparat.

„Polityka” dobrze rozum iała Gomułkę; potrzebne mu były sprawne instrum enty władzy, zdyscyplinow ana siła polityczna. Teraz nie zabiegał już on o poparcie spo­

(5)

88

Z B Y S Ł A W R Y K O W S K I, W IE S Ł A W W Ł A D Y K A

łeczne, przekonyw ał do siebie funkcjonariuszy z wojew ództw , powiatów i gromad m inisterstw i centralnych zarządów. Teraz pozyskiwał także tych, którzy m ieli po­ wody, by nie lubić Października. A „Po prostu” ze swoim i rozliczeniam i, krytykami, praniem brudów przeszkadzało mu. „Polityka” od początku w iedziała lepiej: „Obca była nam metoda w ydobyw ania jedynie typów negatywnych, odpychała ona bo­ w iem od nowej lin ii partii tysiące uczciwych aktyw istów . [...] Gromkie nawoływ a­ nia »Po prostu« przeciwko konserw ie partyjnej pozbawione rzetelniejszej analizy politycznej prowadziły nierzadko do napędzania dogmatykom niepotrzebnych zw o­ lenn ik ów ”. R akowski i Radgowski krytykow ali „niedoważenie polityczne” „Po pro­ stu ”, byli jednak wobec niego łaskawi: „Sądzimy, że w w alce o realizację paździer­ nikowej lin ii partii m ieści się zarówno »Po prostu«, jak i »Polityka«.

Jest m iejsce dla „Po prostu”, ale pod warunkiem, że „Po prostu” się zmieni. N ie bardzo ma jednak na to szansę, ponieważ jest na urlopie — redakcja postano­ w iła przerwać w ydaw anie pism a w czasie w akacji.

Wracających z w akacji studentów przyw itała decyzja Sekretariatu КС o „za­ w ieszeniu ” w ydaw ania „Po prostu” (tak się nazyw ała likwidacja pisma). Studenci odpowiedzieli dem onstracjam i ulicznym i, doszło do starć z milicją. „Polityka” w ar­ tykule w stępnym przekonuje swoich czytelników, że te w ydarzenia nie są bynaj­ m niej przejawem odwrotu od Października. Wyraża żal, że „Po prostu” nie zrozu­ m iało nowej sytuacji politycznej, że „w nowych warunkach kontynuowało starą lin ię”. „Totalna negacja” sprowadziła je na pozycje „likwidatorskie i „opozycyjne”. „Decyzja kierownictw a partii w skazuje, że nie będą tolerowane żadne grupy w par­ tii, obojętne z jakiej strony w ystępujące, grupy, które obojętne z jakich pozycji w ystępują przeciwko programowi, przyjętemu w Październiku”.

Rozwiązanie „Po prostu” zakończyło okres październikowej burzy i naporu... W pierwszych dwóch latach „Polityka” sprzedaje się bardzo marnie. R adgow ­ ski przypomina, że pierwszy num er kupiło 11 tys. czytelników, w 1958 r. sprzeda­ w ano przeciętnie 13 tys. egzem plarzy, potem 18 tys. Mało, jeśli porówna się to z „Po prostu”, które przed rozwiązaniem miało 150 tys. nakładu i rozchodziło się bez zwrotów. „Polityka” była strasznie m entorska, przem awiała ex catedra, przy- nudzała ■— ulubioną jej form ą dziennikarską była w ówczas tyrada. Była pismem bardziej dla w tajem niczonych niż dla zw ykłych ludzi, bardziej była pogrążona w sporach ideologicznych niż zanurzona w żyw ym życiu.

Redaktorzy „Polityki” zdają się to rozumieć. Uczą się robić gazetę. Tak się przy tym składa, że ojcow ie założyciele odchodzą, grube ryby odpływają na sw o­ je katedry i do swoich w ydziałów , przychodzą młodzi dziennikarze. Num er 64 z 17 m aja 1958 r. ukazuje się już pod redakcją nowego naczelnego M ieczysława F. Rakowskiego. On na dobre związał sw oje am bicje z pism em — sam dużo pisze, szuka nowej form uły, poszukuje now ych współpracowników. Do „Polityki” stop­ niow o przychodzą: Marian Turski, Dariusz Fikus, Andrzej K rzysztof Wróblewski, Jerzy K leer, D aniel Passent, Tadeusz Pasierbiński, Ryszard Kapuściński, Henryk Zdanowski, Zygm unt Szeliga, Tadeusz D rewnow ski, Jerzy Urban, Stanisław Bielecki, Józef Sm ietański i inni. B yli bardzo różni. Z nich utrzęsie się ten zespół, który bę­ dzie robił „Politykę” przez dwadzieścia lat.

Młodzi redaktorzy „Polityki” znali swoje pokolenie i czuli jego potrzeby. Przeszli z nim Październik, z nim zaczynali pierwszą pracę. W iedzieli, że po czasie w iecow ania przyszedł czas zakładania rodzin, czekania na m ieszkanie, konfrontacji teorii z życiem. A życie staw iało opór ambicjom. Bo życie, jak się okazało, to także zastałe układy, głupi szefow ie broniący swoich stołków, przepisy blokujące inicjaty­ w ę, to prowincjonalizm , zaścianek... „Polityka” intuicyjnie szuka kontaktu z inży­ nierami, którzy spakowali sw oje książki i z akademika ruszyhTw kraj, z nauczy­ cielam i, którzy kiedyś zakładali K luby Młodej Inteligencji, z dyrektorami, którzy w ierzyli w reformy.

(6)

S Y N D R O M „ P O L IT Y K I”

8 &

I oto w pierwszych latach sześćdziesiątych doszło do paradoksalnej, zdawałoby się, sytuacji. „Polityka”, obwiniana w 1957 roku o poprowadzenie odwrotu od Paź­ dziernika, stała się pism em najpełniej reprezentującym szkołę m yślenia paździer­ nikowego. Oczywiście, w ramach istniejących m ożliwości. A one mają różne sw oje ograniczenia. Przede w szystkim te, które wynikają z usytuow ania w system ie w ła ­

dzy i propagandy, ale także te, które by można nazwać sytuacyjnym i, które określa­ ją nie strategię, lecz taktykę. Krytyka tak, propozycje zmian tak. A le trzeba uw a­ żać, postępować rozsądnie, skutecznie, wiedzieć, kogo i czego nie można ruszyć. „Realia, panowie, realia!” — zw ykł m awiać Rakowski, gdy jego koledzy rozpędzali się za bardzo.

R ealizm to nie tylko rozum ienie realiów władzy, to także rozumienie rzeczy­ w istości społecznej. A w ięc — jak i czym ludzie żyją, o czym myślą, czego chcą, jak chcieliby żyć. „Polityka” nastaw ia uszy na dw ie strony: chce być dobrze z władzą, ale i z czytelnikam i. Jest oczyw iście medium propagandowym, ale mówi do sw oich odbiorców w łasnym głosem, traktuje ich jak dorosłych. R eprezentuje władzę, staje w jej im ieniu, ale też nie traktuje jej bezkrytycznie, w nosi propozy­ cje, zwraca uwagę na odstępstwa od zdrowego rozsądku i od zasad. Nie buntuje się, raczej stara się perswadować. To w łaśnie różni ją od dawnego „Po prostu”; upodabnia zaś wyobraźnia socjologiczna, um iejętność odkrywania problemów spo­ łecznych. W ielu uznawało ją za sukcesorkę „Po prostu’’. Była to opinia li tylko wrażeniowa.

„Polityka” jest w ierna swojej filozofii politycznej —- sw oistem u pozytywizm owi socjalistycznem u, zm ienia się jednak jej rola. Nie prowadzi już w alki na dwa fronty, bo nie ma frontów. Teraz jest czas „małej stabilizacji”, życia „za te polskie dwa tysiące”. Gomułka traci swój rozpęd, poddaje się buchalterii także w polityce. A pism o jest w szwungu. Chce i próbuje być nowoczesne, otwarte na świat. Chce. P olskę m odernizować i cyw ilizow ać, chce odrytualizować życie publiczne.

Musiało dojść do konfliktów. Ich bezpośrednie powody w ydają się nam dzisiaj dziwne. A to chodziło o jakiś fragm ent artykułu Romany Granas, który teraz uznalibyśm y za nowom owę, a to o felieton Jerzego A ndrzejewskiego krytykujący karę śmierci. Raz był to pam flet Urbana na dr. M arcinkowskiego, działacza anty­ alkoholowego, innym razem przyrównanie przez Rakowskiego „Polityki” do „Spieg- la ”, a jeszcze innym reportaż K rystyny Zielińskiej ośm ieszający rzeszowskich dzia­ łaczy, którzy poddali ekspertyzie grafologicznej inskrypcje na drzwiach klozeto­ wych. W 1500 num erze „Polityki” przypomniano inkrym inowane artykuły Urbana, Andrzejew skiego i Zielińskiej. Trudno uwierzyć, że te teksty zachwiały pismem. A jednak tak było. Darmo by szukać śladu tam tych konfliktów w starych zszyw - kach, m iały one charakter dworsko-gabinetowy. Dla historii zarejestrował je Rad- gowski. Każdy z tych pretekstów staw ał się dla Gomułki jakoś osobiście w ażny. Zacietrzewiał się do tego stopnia, że zakazał Urbanowi pisania, a po A ndrzejew ­ skim kazał zaw iesić Rakowskiego jako redaktora naczelnego. Koniec końców kon­ flik ty um ocniły jednak Rakowskiego i „Politykę”. Znalazł on drogę do Gomułki, przekonał do siebie. Nadal jednak redagowanie pism a starającego się przemawiać swoim głosem było poruszaniem się na polu m inowym . Tym bardziej że zm ieniał się układ sił w e władzy, drogi „Polityki” i polityki rozchodziły się. Sym ptom atycz­ ne, iż decyzję o zaw ieszeniu Rakowskiego kierownik Biura Prasy КС Artur S ta- rew icz uzasadnił tym, że „Polityka” „chce prowadzić w łasną p olitykę” oraz że „ceni sobie w yżej dobre stosunki z A ndrzejew skim i poklask obcych nam środowisk”.

Lata 1961—1963 Radgowski nazywa „wielkim skokiem ” „Polityki”. W 1961 r. nakład wzrósł do 55 tysięcy egzemplarzy; sprzedawano z tego 47 tysięcy. W redak­ cji w iąże się w zrost nakładów z drukiem W yznań m ordercy — zw ierzeń hitlerow ­ skiego zbrodniarza Adolfa Eichmanna. Do tekstu tego dotarł Passent i zdobył go

(7)

•90

Z B Y S Ł A W B Y K O W S K I, W IE S Ł A W W Ł A D Y K A

dla „Polityki”; była to rzeczyw iście sensacja na miarę św iatow ą i sprzedana na, sp o­ sób św iatow y. Przekroczona została pewna bariera dzieląca pism a niskonakładowe od w ysokonakładowych. Bez Eichmanna skok także by nastąpił. Powodzenie czytel­ nicze było już bowiem w pisane w los „Polityki”. W roku 62 nakład sięgnął 70 ty ­ sięcy egzemplarzy, w 67 doszło do 186 tysięcy. Takie pismo po prostu było potrzebne. C zytelnicy chcieli mieć magazyn polityczny, ów polski „Spiegel”. „Polityka” za­ proponowała nową form ułę redagowania tygodnika, odeszła od tradycji czasopisma społeczno-kulturalnego adresowanego przede w szystkim do inteligencji hum ani­ stycznej, subtelnie rozważającego problem y sztuki, filozofii i literatury. W ymyśliła sposób politykow ania, znalazła dlań miejsce i form ę w tym system ie politycznym. D zięki tem u dawała swoim czytelnikom poczucie uczestnictwa, a oni zrobili z niej sw oją instytucję życia publicznego.

Dochodzimy wreszcie do momentu, w którym możemy oderwać się od doku­ m entów, starych zszyw ek i Radgowskiego i sięgnąć do własnej pamięci. Doszliśm y bowiem do lat naszego dojrzewania. Wraz z Beatlesam i, w inem „G ellala” (33 zł) i w ieczorkiem w Hybrydach pojawiła się w naszym życiu w sposób niejako natu- •ralny „Polityka”. W ypadało ją czytać, orientować się na nią, m ówić o niej. U kształ­ tow ał się bowiem swego rodzaju syndrom „Polityki”.

Co się nań składało? N ajpierw chyba pew ien w yraźnie dem onstrowany gust, pewna elegancja. Z „Polityką” można było wejść do socjalistycznego salonu. I p o­ rozm awiać tam z M axem Frischem , Aragonem, Sartrem, L evi-Straussem . W Warsza­ w ie można było być na bieżąco, w ięc jak w Paryżu. A że salon był lew icow y, to czytało się w nim na głos Sołżenicyna Jeden dzień Iwana Denisowicza, Okudża­ w ę, Jew tuszenkę i W ozniesienskiego, Erenburga, Brechta i Babla... Można było w Lublinie poplotkować z N astulanką jak w W arszawie o w arszaw skich znakomi­ tościach — pisarzach, artystach i uczonych. Z Iłow ieckim podywagować, ku czemu zmierza ludzkość w naszym w ieku dwudziestym — w ieku zadziwiających osiągnięć nauki. Z K ałużyńskim co tydzień pójść do kina.

Dalej: odkrywanie św iata. W reportażach Rakowskiego i Passenta z Ameryki, Kapuścińskiego i Pasierbińskiego z budzącej się w łaśnie Afryki, Krall ze Związku Radzieckiego, w publicystyce niem ieckiej Rakowskiego i Zdanowskiego okazywał :się on nieschem atyczny, ciekaw y, pełen paradoksów i otwartych pytań.

„Polityka” to także nowa, ostra fotografia kraju. W reportażach potrafiła w y ­ dobyć prawdę o stosunkach społecznych. Kapuściński w yjechał już w świat, ale został Kozicki. Rozwija się talent W róblewskiego, poważnieje po powrocie do re­ dakcji Urban. Pojaw iają się kobiety — Hanna Krall, Anna Strońska, Barbara W. Olszewska; kształtuje się typ babskiego reportażu „małego realizm u”, który później — już w latach siedem dziesiątych — zrobi karierę. Janusz Rolicki w ciela się w skórę konwojenta, likwidatora ZUS, budowlańca i opisuje społeczeństw o „od środka”. Znakom itym przykładem fotografii socjologicznej był cykl artykułów pt. „Dom i kam ienica”. Pod pseudonim em Wandy Borkowicz skryła się para m ałżeń­ ska: W iesława Grochala i Jerzy Urban. M ieszkali w tzw. plombie w staw ionej w przedwojenną zabudowę. I opisali dwa św iaty — styl życia, m yślenia, aspiracje nowej, zm ieszczaniałej in teligencji oraz tradycyjnego ludu warszaw skiego. N ie m o­ żemy odmówić sobie przyjem ności przedstawienia próbki tej analizy: „W K am ie­ nicy odbyw ają się im ieniny i chrzciny, w Domu coctaile i oblewania. W Domu grają m agnetofony, adaptery i pianina, w K am ienicy radia i harmonie. Do Kam ienicy przyjeżdża m ilicja i pogotowie ratunkowe, a do Domu — delikatesow e, poza tym latem w ozy z zagraniczną rejestracją. W Domu na wnętrza mieszkań składa się po kilkaset książek, w ersalki, reprodukcje Picassa, gliniane bibeloty z Cepelii, dy­ w any igłow e, fotele na m etalow ych prętach, seledynow o-buraczkow e ściany, barki :na kółkach, kółka i trójkąty na roletach, składane stoły, rozsuwane regały, czerw

(8)

o-S Y N D R O M „ P O L IT Y K I”

91

ne św iece w m etalow ych świecznikach, a całe to decorum służy, w yjąw szy sedes i w annę — reprezentacji. W K am ienicy są po prostu łóżka, stoły, szafy i krzesła, zazwyczaj brzydkie, ale służące li tylko swojem u przeznaczeniu i nie obciążone obowiązkiem dawania św iadectw a gustom, zamożności, nowoczesności. Kiedy w D o­ mu piją — zza okien słychać tylko m uzykę i widać cienie łudzi w czerni i kobiet w brokatach. Kiedy w K am ienicy piją — wiadomo, kto z kim, dlaczego i po co, a można też domyślać się — ile ”.

„Polityka” to nade w szystko sposób m yślenia o społeczeństwie, um iejętność dostrzegania i definiowania zjawisk, staw iania pytań, um iejętność trafiania w sed­ no. Na przykład akcja pism a „Obywatele, nie jąkać się” kontaktuje się z pierw ­ szym i doświadczeniam i św iatow ym i pokolenia ów czesnych trzydziestolatków, akcja „Spójrzmy na zegarki” jest w istocie rzeczy w alką o sensowną organizację pracy i życia, w alką z biurokracją i lekcew ażeniem ludzi. O demokracji socjalistycznej pisze oczyw iście cała prasa, ale pisze apologetycznie. „Polityka” rzeczowo zajmuje się radami narodowym i, starając się dodać im życia i autentyzm u (akcje „Szczeble władzy, szczeble praw ”, „M andatariusze”, pam iętniki radnych). Z kolei „Obywatel ■dyrektor a dyrektor partyzant” to cykl artykułów przeciwko biurokratycznemu cen­

tralizm owi, a jednocześnie ukłon w stronę „kapitanów przem ysłu”. „Polityka” b ę­ dzie ich stałym rzecznikiem . W artykule inicjującym akcję „Ludzie nie m eble” W róblewski pisze: „Opinia publiczna często w ytyk a palcami durniów, zajm ujących tu i ówdzie kierownicze stanowiska, dziwiąc się: jak mogą tolerować takiego krety­ na? Musi mieć mocne plecy. Tymczasem często w cale nie o plecy chodzi. Nie ma pleców, ale i nie ma konkurentów. Im słabszy kierownik, tym staranniej będzie odsuwał od konkurencji swoich zdolnych podw ładnych”.

Pism o w yczuw a problem y sw ojej klienteli. W ystępuje w im ieniu nauczycieli, inżynierów , lekarzy, architektów; chce, aby m ogli oni robić sw oje, aby m ieli prestiż. Jest blisko z profesurą (a jeszcze bliżej z docenturą). Przenosi w ięc na łam y sprawy środowiska naukowego. Po Feudałach i wasalach Urbana teraz zajmuje się D okto ­ ratam i w ielk im i i m a ły m i — nie zapominajmy, że w łaśnie zaczyna się moda na ty ­ tuły przed nazw iskiem . Doktorem jest już Rakowski, To w tedy Passent obśmiewa słynną dysertację o grze w palanta. Polska krajem ludzi kształcących się — „Po­ lityk a” rozpisuje w ięc konkurs „Studiuję i pracuję zaw odowo” i wszczyna akcję „Kochajcie studenta”. Czterdziesto- i trzydziestolatków z redakcji fascynują młodzi. Organizują „Wakacje dw udziestolatków ” — obóz dla najm łodszych czytelników.

O trafności pom ysłów redakcyjnych św iadczyły listy czytelników. W każdej akcji biorą oni aktyw ny udział. Rubryka „Listy” staje się jedną z najciekawszych.

Polska pow oli staje się krajem kultury m asowej. Wiadomo, polityczny in teli­ gent żyje nie tylko Sartrem. „Polityka” także chodzi na m ecze i siedzi przed te ­ lewizorem . Wszczyna akcje: „Polska gola” (nadużycia i niezdrowa atmosfera w pol­ skim sporcie), „Ludzie to kupią” (o rozrywce) i „Ideały na co dzień” (o wzorcach osobowych kultury m asowej — w tedy rządzi nią kapitan Kłos).

„Polityka” nie mogła nie wyczuć mody na historię najnowszą. Nadaje jej swój styl. Turski odgrzebuje i przywraca pam ięci nielukrow aną tradycję lew icy. Wyda­ rzeniom historycznym nadaje ludzkie oblicze. Nagrody „Polityki” za prace o dzie­ jach najnowszych, przyznawane od 1959 r., należą do najbardziej prestiżowych. 0 historii piszą najw ybitniejsi profesorowie. Piszą jednak dla ludzi, bez przypisów 1 fachowego nudziarstwa.

W ogóle w ypada pisać do tego pisma. Teraz nie trzeba już zabiegać o teksty, najlepsi pisarze i uczeni przynoszą je sami. Dzięki temu czytelnik uzyskuje w ar­ tościow y przegląd życia um ysłowego.

„Polityka” nie tylko odzwierciedla, ale i kształtuje opinię. Jej konik to w ycho­ w anie ekonomiczne. Nie jest zachwycona stanem gospodarki, ale też rażą ją ste­

(9)

92

Z B Y S Ł A W R Y K O W S K I, W IE S Ł A W W Ł A D Y K A

reotypy potocznego m yślenia. Przede w szystkim rachuje i przedstawia swoje ra­ chunki publiczności. Szanuje pracę i pieniądz. Irytuje ją niegospodarność i mar­ notrawstwo. Interesuje się nie przecinaniem w stęgi, lecz konkretnym i efektam i. Kleera, Szeligę, W róblewskiego i Gutowskiego męczy polska stagnacja — zastój w m aterialnym życiu ludzi i brak perspektyw rozwojowych. Marzą o dynam ice i m odernizmie. Tworzą etos dobrych firm (Mister Cekop Szeligi). Rehabilitują pry­ w atną inicjatyw ę (cykl o rzem iośle „Kowalscy bez k ow ali”). Kupili już pierwsze samochody i życzą tego w szystkim (Polska samochodowa). Gdy Gomułka w ym yśla ciem ne kuchnie i wspólne wygódki, Paszyński proponuje otwartą politykę m iesz­ kaniową, uczynienie z budownictw a m ieszkaniowego jednego z głów nych celów gospodarki. Ekonom iści z „Polityki” chcieliby ładu w gospodarce, chcieliby jasnej i zbornej, całościow ej koncepcji rozwoju. Racjonalizm jest cechą przewodnią w syn­ dromie „Polityki”.

Sw oje dziesięciolecie „Polityka” św ięciła jako pismo sukcesu. W jubileuszow ym w stępniaku R akowski pisał: „Praca w »Polityce«, podobnie jak w ogóle w prasie, stwarza m ożliwości stałego, codziennego, aktywnego uczestniczenia w procesie kształtowania i ulepszania rzeczyw istości”. I dodawał: „Nie odmawiam y sobie pra­ wa do indyw idualności [...]. Płody pracy i w ysiłku dziennikarza stają się bezuży­ teczne, jeśli w yziera z nich sztampa, jeśli w idać w nich jedynie pow ielenie cudzych m yśli”.

Dla indywidualnego, a szczególnie takiego m yślenia nadchodziły jednak ciężkie czasy.

Zaczęło się niew innie. Od sporu w 1963 roku ze Zbigniewem Załuskim. W swoich książkach, najpełniej w S iedmiu polskich grzechach głównych, próbował on przy­ wrócić sens postawom patriotycznym w w ersji bohaterskiej. Wyszydzał tzw. szy­ derców, a w ięc ten cały nurt interpretacji polskiej historii, który w ykazyw ał bez- użyteczność nie przem yślanych jakoby zrywów i gestów — od K róla Ubu w S to­ dole, przez polską szkołę film ową, aż po Popioły Wajdy. „Szyderców” uważał za cyników szkodzących w ychow aniu narodowemu. Na takie dictum „Polityka” m usia­ ła się obruszyć. N ajpierw Fikus, potem K oźniew ski rzucili się na Załuskiego. Koź- niew ski oczyw iście przejaskrawił poglądy adwersarza i w nioski z nich w yp ływ a­ jące. „Bezkrytyczne w ielbienie historii w łasnego narodu — i politycznej, i m ilitar­ nej — to prosta droga do w ychow ania nacjonalistycznego i szowinistycznego”. Po latach przyzna, że to zdanie było niespraw iedliw e i krzywdzące, że w ynikało z prze­ czulenia. Załuski bronił się przed zarzutem o nacjonalizm i szowinizm. Domagał się swobody dyskusji, uwolnienia jej od terroru pomówień. Z niew ygodnej sytuacji „Polityka” w ybrnęła artykułem redakcyjnym Od grzechów do cnót. Odwołała po­ m ówienia, zgodziła się, że trzeba dyskutować o ideałach wychow awczych, opowia­ dała się za realizm em , racjonalizm em i marksizmem w ocenie historii i w spółcze­ sności. Tradycja narodowa owszem, ale klasowa również. Wartości w yższe — w po­ rządku, potrzebne, ale te głów nie, które teraz nadają sens pracy i życiu. Tak czy inaczej: „Widzimy, niezależnie od pew nych różnic poglądów, w tow. Zbigniewie Załuskim współtowarzysza broni”.

M ogłoby się w ydaw ać, że był to spór jedynie abstrakcyjny, a dyskusja czysto teoretyczna. Wkrótce okazało się, że batalia m iała znaczenie polityczne. Zm ieniał się układ sił w strukturze władzy. Gomułka żegnał w łaśnie ostatnich „liberałów”, na scenę polityczną w kraczał generał Moczar z „partyzantam i”. Wyraźnie pogarsza się ogólna atm osfera polityczna. Narastają konflikty: z intelektualistam i (list trzydziestu czterech — 1964 rok), z Kościołem (obchody Millenium) — 1966. Tworzą się na­ pięcia w gospodarce.

Znowu pojaw iają się dwa skrzydła. A ktyw izuje się krytyka. Gomułka najpierw zauważa rewizjonizm . Jego w ym ow nym św iadectw em ma być książka Adama

(10)

S Y N D R O M „ P O L IT Y K I”

93

S ch affa Marksizm a jednostka lud,zka. Schaffow i wystarcza odprawa w dyskusji teoretycznej. Gorzej z U niw ersytetem Warszawskim. Tam studenci i partyjni pro­ fesorow ie znowu — jak przed dziesięciu laty — burzą się. W rocznicę Października w ylatują z partii Leszek K ołakow ski i K rzysztof Pomian, Na drugim skrzydle są „partyzanci”. Przejm ują populizm Natolina, ale uzbrajają go w hasła narodowo-pa­ triotyczne. Tym razem Gomułka nie ma co przeciwstawić obu skrzydłom, nie ma programu, jego polityka zużyła się.

No i nadszedł Marzec. „Polityka” ze sw oim programem i swoją hipoteką była dogodnym celem ataku: Marzec z jego egalitaryzm em , nacjonalizm em, „antysyjo- nizm em ”, epitetam i personalnym i itd. był przecież całkow itym zaprzeczeniem pra­ gm atycznego syndromu „Polityki”. Osamotniona przeszła do defensyw y. Rok 68 pa­ m ięta się jako najbardziej heroiczny w dziejach pisma. Tak też my, w ów czas stu­ denci, ten rok „Polityki” zapam iętaliśm y. Gdy teraz przejrzeliśm y zszywkę, ów „heroizm” w ydał nam się mdły, w ykrętny („Polityka” przedrukowała przecież np. cały referat Kępy z aktyw u warszawskiego). O cenianie tamtego pisma w edle kry­ teriów dzisiejszej w iedzy byłoby jednak ahistoryczne. Rację ma Radgowski, gdy pisze, iż „Politykę” wyróżniało to, że pewnych rzeczy nie pisała, że nie w dała się w brutalną bijatykę, w antysem ickie epitety. Dzięki tem u była inna niż cała ów ­ czesna prasa. Tylko tyle i aż tyle. W każdym razie wystarczająco dużo, żeby re­ dakcję rozpędzić.

Zdawało się, że nastąpi to lada chwila. Najgroźniejszy był atak W iesława M ysłka, który w w ydrukow anym przez „Trybunę Ludu” artykule Jaki socjalizm i jacy ludzie podjął zasadniczą polem ikę z pomarcowym tekstem R akow skiego Lu­ dzie i socjalizm. Zespół „Polityki” bronił swojej linii w Odpowiedzi. Czy jesteśm y pism em „m enedżerów”? Czy oderw aliśm y się od klasy robotniczej? Czy prym ityw ­ ny egalitaryzm może być programem społecznym? Czy jesteśm y apologetami „socja­ lizmu rynkow ego”? Czy lekcew ażyliśm y pracę społeczników? Czy zapom inaliśm y o w ychow aniu ideowym ? Na te, w yw ołane zarzutami M ysłka, pytania redakcja od­ powiedziała zdecydowanie: nie. Broniła swej linii, odwołując się do swojego dorobku, do konkretnych akcji i artykułów. W jednym z program owych artykułów Spór od pokoleń Turski pisał: „Ideały w ychow aw cze w Polsce socjalistycznej muszą czer­ pać z przeszłości, ale przede w szystkim muszą wyrastać ze szkoły życia dzisiejsze­ go, wspartego perspektywą, w izją jutra”.

O dziwo, zm asowany napór m arcowych aryw istów „Polityka” przetrwała, za­ pew ne dzięki Gomułce, I o dziwo, w yszła z tego znowu silniejsza. W w alce skonso­ lidow ał się zespół. Była to jedna z nielicznych instytucji, w której nie było ani pró­ by zamachu stanu, ani frondy. Pism o straci co prawda niektórych autorów — tych, którzy już zawsze będą m yśleli Marcem, i tych, którzy znaleźli się w konte­

stacji i za granicą — ale silniej zwiąże się ze swoją bazą społeczną. W ciężkich ch w i­ lach czuła sym patię czytelników. To w ów czas na dobre ukształtow ał się jej elek ­ torat, pewna charakterystyczna form acja inteligencji, która była przeciw zaścian­ kowi, autorytaryzm owi, dogmatyzm owi, w stecznictw u, która ze w strętem odrzucała prostacką propagandę i brutalizm. I chciała zmiany politycznej,

„Polityka” szuka koncepcji takiej zmiany. Program, teraz już konkretny, zary­ sow uje się w latach 1969—1970. Jego m yśli przewodnie to racjonalizacja kierowania gospodarką i społeczeństwem oraz nowoczesność. Pism o rozwija te m yśli, których m usiało bronić w Marcu. A więc, przede w szystkim , wprowadzić gospodarkę w ruch przez pobudzenie konsumpcji, zm ianę jej struktury (Smalec czy garsonka?). Popu­ larny samochód, m ieszkanie jako towar, telew izor dla każdego... N iezbędne są sk u ­ teczne reformy. Mają one jednak swoich przeciwników —■ „towarzyszy torysów ” (tytuł artykułu Urbana). Sprawiedliw ość społeczna to nie prym ityw ny egalitaryzm (Zupa z kotla), lecz rzeczyw ista równość szans — ośw iatowych, udziału w e w ładzy,

(11)

94

Z B Y S Ł A W B Y K O W S K I, W IE S Ł A W W Ł A D Y K A

uczestnictw a w kulturze. Demokracja, spory i dyskusje to w arunek trafności podej­ m owanych decyzji. Kadry decydują o w szystkim — najlepsi w górę.

W szystkie hasła, pom ysły i rozwinięte projekty (np. dotyczące budownictwa m ieszkaniowego) zebrane zostały w czterdziestostronicow ym programie prac re­ dakcji. „Polityka” przew idyw ała To, co zd a rzy się jutro. A rtykuł Rakowskiego pod tym tytułem z kw ietnia 70 roku był wołaniem o w yrw anie się z zastoju: „Po­ trzebny jest w ielk i w ysiłek nas w szystkich dla usunięcia trudności opóźniających nasz rozwój i dopasowanie się do warunków dyktowanych przez rew olucję nauko­ w o-techniczną”.

Z taką ideą będzie też szedł do w ładzy Gierek. Dostał on program „Polityki” i po długiej rozm owie z Rakowskim pozbył się swojej nieufności do pisma. W lata siedem dziesiąte „Polityka” wchodzi na fali nadziei społecznych i zgodnie z kursem politycznym .

Luksusowa sytuacja. Realizm jeszcze raz zwyciężył.

Jeszcze raz okazało się, że „Polityka” w ybrała w łaściw ą drogę. Idzie nią teraz razem z Gierkiem i ze społeczeństw em . Bo Gierek po pierwszych trudnych tygod­ niach przywraca stare ceny, podejm uje rlóżne, od dawna oczekiwane, decyzje. Zapo­ wiada lepsze życie, wprowadza nowy styl. I zyskuje niekw estionow ane poparcie. Zgodnie z w łasnym i przekonaniami i zgodnie z aktualną linią pismo zachęca swych czytelników do działania. Podpowiada, co tu jeszcze można i należy zrobić, propa­ guje now y sposób m yślenia.

Program ekonom iczny „Polityki” jest już realizowany, przynajmniej w zapo­ wiedziach. Z Grudnia redakcja w yciąga ten w niosek, że trzeba uzdatnić m echanizm y sprawowania władzy. Nie ma takich spr&w —■ pisze Rakowski — które nie m ogłyby być przedm iotem publicznej debaty. Trzeba ożywić instytucje demokracji i organi­ zacje społeczne. „Polityka” w ypuszcza całą serię artykułów o zw iązkach zawodo­ wych, o Sejmie, o ruchu m łodzieżowym (Przyspieszenie w ruchu), o stosunkach m iędzy partią a adm inistracją (Ł a tw ie j pchać niż ciągnąć). Więcej w tych produk­ tach dobrych chęci niż dobrych pomysłów; postulaty są na ogół letnie. Czas w alki 0 instytucjonalne gw arancje jeszcze nie nadszedł. Za gwarancje zdaje się starczać w ięź kierow nictw a ze społeczeństwem .

Pism o zresztą samo tę w ięź zacieśnia. Po Grudniu przyjaźni się z robotnikami, odwiedza ich w fabrykach i daje im „mówić bez kartki. W izyty reporterów w za­ kładach pracy podobne są jednak do w izyt składanych przez ówczesnych przywód­ ców. Brak im po prostu szczerości.

Pojaw iają się nowe rubryki i cykle: „Wolna trybuna”, „Mówimy bez kartki”, „Czytelnicy piszą”. Ten ostatni cykl jest dialogiem Rakowskiego z autorami listów do redakcji, to jeden z jego najlepszych okresów. N azywa rzeczy po im ieniu, po­ dejm uje tzw. trudne tem aty. M otywem przewodnim tej publicystyki i najbardziej w artościowym w kładem pisma w m yślenie pogrudniowe jest domaganie się zmiany polityki kadrowej. Co zrobić, aby w łaściw y człow iek był na w łaściw ym miejscu? Oczywiście, zdem okratyzować i otworzyć dostęp do stanowisk, dopuścić do konku­ rencji, wspierać postaw y innow acyjne, uznać prawo do ryzyka, ale i egzekwować odpowiedzialność. Do w ładzy pismo apeluje o zmianę polityki kadrowej, szuka rozwiązań system ow ych, w yłaniania i prem iowania najlepszych (Sito gubi dia m en ­ ty). Do czytelników zaś — aby się starali, aby byli aktyw ni, sam odzielni, nieba­ nalni. Kreuje wzorce nieprzeciętności. N owe czasy w ym agają bowiem nowych po­ staw i nowych ludzi. „Polityka” funduje nagrodę dla nieprzeciętnych i nowoczes­ nych, wprowadzających ferment. Pierwsze „Drożdże” przyznaje zespołow i „Życia 1 Now oczesności”, który s.toruje drogę nie tylko licznym innowacjom techniki i za­ rządzania, ale także, może naw et przede wszystkim , nowoczesnemu, w olnem u od

(12)

S Y N D R O M „ P O L IT Y K I”

95·

m itów m yślenia naszego społeczeństw a”. Wkrótce nagrodzony zespół zostanie roz­ wiązany, w łaśnie za to, za co otrzymał nagrodę.

N ajw ażniejszym artykułem po Grudniu był Rakowskiego Dobry fachowiec, ale bezpartyjn y . „W drugim ćwierćw ieczu Polski Ludowej nie ma żadnych racjonal­ nych przesłanek, które by zmuszały nas do uprawiania praktyki powodującej pow ­ staw anie społecznego odczucia, iż bez legitym acji partyjnej w kieszeni nie można liczyć na objęcie żadnego stanowiska kierowniczego, a tym bardziej ważnego — w skali powiatu, w ojew ództw a i p aństw a”. Rakowski poszedł w ięc daleko. Wnet m iało się okazać, że dalej już nie można.

W okolicach VI (grudzień 71) Zjazdu temperatura pisma obniża się. Bardziej już chodzi o lansow anie haseł („Polityka nowych perspektyw ”) niż o now e pom y­ sły i prawdziwą dyskusję. D yskutuje się bowiem tylko o tym, czy dzieci mają zaczynać naukę w szóstym czy w siódmym roku życia, czy budować w ięcej m iesz­ kań m ałych, czy też mniej dużych. . '

Redakcja godzi się z tym, że najważniejsza jest stabilizacja, że trzeba um ac­ niać ekipę i jej przywódcę. I zdaje się nie zauważać, że skończyła się rozmowa 0 reform ach politycznych, która zresztą na dobrą sprawę w ogóle się nie zaczęła. Łatwo było zapomnieć o reformach, mechanizmach i gwarancjach, gdy w okół było dobrze i wesoło. Coca-cola, w hisky, krakersy, m ały fiat i w ielki świat...

Ludzie mają w ięcej pieniędzy, „Polityka” zajm uje się konsumpcją. Twierdzi, że zasobność m aterialna jest do pogodzenia z socjalizmem , rehabilituje pojęcie luksusu, propaguje wzorce „eleganckiego” posiadania rzeczy.

Państwo ma w ięcej pieniędzy, buduje się, „Polityka” jest na w szystkich sztan­ darowych budowach. Zachłystuje się ich nowoczesnością porównywalną z Zacho­

dem. ,

Stałe m otyw y publicystyki to: kadry m enedżerskie, jakość i organizacja pra­ cy, nauka.

Od czasu do czasu rzeczyw istość zaskrzeczy. N ajgłośniej, jak zawsze, skrzeczy w mieszkaniach, których ciągle jest za mało. Paszyński dostrzega, że mimo przy­ spieszenia budownictwa kolejka nie zmniejsza się. Iłow iecki zagląda za fasadę życia naukowego, gdzie w iele „hucpy” i sztucznych autorytetów. Niepokoi „Politykę” tendencja represyjna w polityce karnej, przeciwko niej zdecydow anie w ystępuje. Od optym istycznej, konstruktywnej publicystyki odbiegają sm utne na ogół reporta­ że. Krall, Strońska, Olszewska, W esołowska pokazują, że nie w szystkim jest dob­ rze, że ludzie są uw ikłani w układy niemożności, że są bezradni wobec instytucji 1 klik.

W tych latach „Polityka” ma mocną pozycję polityczną. Rakowski jest silny. Pismo na pewno należy do establishmentu, koleguje się z m inistram i i sekretarza­ mi. Jego redaktorzy mają już nazwiska, jeżdżą po kraju i św iecie z dobrymi m i­ nami, z pewnością siebie i z poczuciem w łasnej wartości. Kochani są przez „naj­ lepsze” kobiety i najbardziej w pływ ow ych polityków.

Ale i w tedy mają wpadki. Najbardziej zostali skarceni za wydrukow anie story Małgorzaty Szejnert Mitra pod kapeluszem — o powojennych losach polskiej ary­ stokracji.

Mamy erę odprężenia, a „Polityka” zawsze przecież starała się być pism em międzynarodowego dialogu. Teraz zyskuje m iędzynarodowy prestiż, dużo podróżu­ je, przyjm uje w izyty, jest światowa.

W epoce sukcesu odnosi też sukces .,Polityka”. N ie jest już tak niespokojna, jak w latach sześćdziesiątych, tak twórcza, ale jest dobrze redagowana, czuje te ­ maty, zainteresowania, mody kultury m asowej i życia umysłowego. Zespół jest już całkow icie ustabilizow any, pew ny siebie. Kooptuje kilka nowych osób: Jacka M

(13)

a-96

Z B Y S Ł A W R Y K O W S K I, W IE S Ł A W W Ł A D Y K A

ziarskiego, Wandę Falkowską, W ojciecha G iełżyńskiego, Martę W esołowską, Adama Krzem ińskiego, Annę M atałowską, Zbigniewa Mentzla, Andrzeja Mozołowskiego. W 1975 roku Passent przestaje być Byw alcem , czyli zjadliwym podglądaczem życia salonowego, i staje się regularnym Passentem na ostatniej stronie. Od 70 roku za­ stępcą redaktora naczelnego jest Jan Bijak.

Pism o się rusza. D aje dużo informacji, organizuje redakcyjne dyskusje na naj­ różniejsze tem aty, ma sw oich ankieterów i na wzór w ielkich tygodników zachod­ nich sonduje opinię publiczną. Mniej jest jednak udanych inicjatyw, w ziętych haseł, jak np. to „Uczyć się choćby od diabła”. Po dodatku „Polityka—Statystyka” poja­ w iają się nowe: „Polityka—Export—Im port” i „Polityka—K siążki”. Pismo nie jest może już tak pasjonujące, ale na pewno jest interesujące. Jest dobrym towarem.

I dobrze się sprzedaje. W 70 roku miało 200 tysięcy nakładu, rok później już 280 tysięcy. Jest pismem masowym. Do starych czytelników dołączyli nowi, młodzi. „Polityka” należy do elem entarnego w yposażenia inteligenckich gospodarstw do­ mowych, nie tylko w Warszawie, Krakowie i Gdańsku, ale także w Skarżysku Kam iennej i Tychach.

Pierw sze pięciolecie Gierka w ieńczył sukces. W szystkie w skaźniki planu zo­ stały przekroczone. N ikt nie m iał w ątpliw ości, że w roku 1980 będzie jeszcze lepiej. „Dokonując oceny tego okresu, partia ma uzasadnione prawo do dum y” —· pisał R akow sk i A Wajda w rozm owie z Urbanem z przekonaniem twierdził, że oczeki­ wania ludzi zostały przez Gierka spełnione. I że będzie jeszcze lepiej. „Inwestycje m uszą dać rezultaty. Nie mam żadnych w ątpliw ości, że znajdziem y się w gospodar­ czej czołów ce’’. M artwiło go tylko to, „czy społeczeństw o syte nie stanie się także u nas społeczeństw em sfrustrow anym ”.

A tu tym czasem frustracja w ystąpiła z powodu niedosytu. W roku 1976 sen 0 sukcesie zakończył się gw ałtownym przebudzeniem. Najpierw, jak zw ykle, były kłopoty z intelektualistam i, potem z cukrem. A potem, jak zw ykle, z robotnika­ mi. Protesty przeciwko zmianom w konstytucji, Ursus i Radom, powstanie KOR... Ludzie są rozczarowani i niezadowoleni, władza się kompromituje, propaganda ir y ­ tuje.

„Polityka” też budzi się do życia i próbuje odnaleźć się w tym w szystkim . Tak się zaangażowała w Gierka, że m usi teraz bronić sw ojej legitym acji. Tłum a­ czy w ięc, że alternatyw y dla „polityki dynam icznego rozwoju” nie było, że mimo w szystko w iele osiągnięto itd. (artykuł A lfreda Łosia — to pseudonim! pt. Plakaty, a broniły przedstawiający wydarzenia w Radomiu jako w yłącznie w archolskie wzbudził niesm ak na m ieście i opory w redakcji). Broni Gierka, uważa, że może on jeszcze zreperować rozregulowany m echanizm. Strategia dobra, szwankuje w y ­ konanie. Pism o znów stara się skontaktować z nastrojam i społecznymi, pisać, co ludzie m ówią i jakie naprawdę mają kłopoty. A peluje do władzy, żeby przedsię­ w zięła jakieś reformy, zaś ludzi wychow uje. Łapie Gierka za słowo i domaga się demokratyzacji. Ludziom zaś mówi: przyjrzyjcie się sobie, jacy w y, taka władza, bez w as cudu nie dokona.

Rakowski podejm uje znowu dialog z czytelnikam i, tym razem w cyklu „Nasze polskie spraw y”. Zachować umiar — w zyw a ·— zarówno w krytyce władzy, jak 1 w kw alifikow aniu tej krytyki jako antysocjalistycznej. Wykłada Obowiązki obu­ stronne — obyw ateli wobec państwa i państwa w obec obywateli. Maziarski pisuje dem okratyczne hom ilie, ale też w ygłasza kazania o dyscyplinie (Sprężyny porząd­ ku). Decentralizacja i praworządność (Podemski rozpoczyna swój cykl „Paragraf pierwszej potrzeby”). Wady Polaków (wiele pisze „Polityka” o historycznych przy­ warach narodowych i zacofaniu mentalnym ), ale też patologie władzy. P aw łow ski i W esołowska składają np. sprawozdanie z bankieciku urządzonego w Novotelu za państw owe pieniądze dla elity biura projektowego i jego zwierzchników. Radgowski

(14)

S Y N D R O M „ P O L IT Y K I”

97

obnaża tzw. działalność pozorną. Urban stara się co nieco powiedzieć o przyw ile­ jach. „Pozapieniężne przyw ileje tworzą bardziej nieprzekraczalne różnice społeczne niż stopień zam ożności”.

Manewr gospodarczy nie wychodzi, m anewru politycznego władza, w brew su ­ gestiom „Polityki”, nie chce, czy też nie potrafi przeprowadzić. Pismo jest w trud­ nej sytuacji. Na górze jest oskarżone o czarnowidztwo, o krecią robotę. Łukasze­ w icz nie cierpi R akowskiego, który mu te uczucia odwzajemnia. Wydział Prasy w ygotow uje miażdżącą ocenę linii redakcyjnej. W 1978 r. pada rekord ingerencji cenzury: „korygowana” jest praca jury nagród historycznych. Ciężko coś prze­ pchnąć.

Część w arszawskich kół opiniotwórczych, z którymi redakcja zawsze była zżyta, także odwraca się od „Polityki”. Popiera akcje KOR, TKKN. „Polityka” jakby nie dostrzegała przemian m entalności w środowiskch inteligenckich; traci zdolność po­ rozum iewania się z młodzieżą, zdaje się nie rozumieć znaczenia i konsekw encji w izyty papieża. Redaktorzy ze spotkań z czytelnikam i przychodzą smętni, nie są już ulubionym i bohaterami, muszą się tłumaczyć, a nie bardzo wiedzą, jak. Stają się anachroniczni. Napięcia powstają także w ewnątrz redakcji. Zarysowuje się po­ dział na pragm atyków polityki i tych, którym ta pragmatyka już nie wystarcza, na zim nych i na wrażliwych.

Teraz, inaczej niż w końcu lat sześćdziesiątych, „Polityka” nie ma pomysłu na program, nie potrafi wyobrazić sobie przyszłości. Wiedzą jedno, że krach się zbliża. Tkają w ięc nerw owo swój m ały realizm, nie potrafią zdobyć się na w ielki.

N owy Rok 1979 był dniem k lęski nazwanej żywiołową. Dziesiąte, a może naw et dziew iąte mocarstwo św iata nagle zamarzło. W tego Sylw estra skończył się bal. „Polityce” tuż przed północą pękła rura, woda zalała archiv/um i w ytrysnęła w dzia­ le naukowym .

O prawdziwej klęsce oczyw iście nie można było pisać. Więc pisać w ogóle przestali. „Polityka’’ przestaje być pismem politycznym , „bierze na przeczekanie”. Dużo m iejsca poświęca kulturze, pisze o św iecie. Drukuje letnie „pozytywki”. N erw pokazuje w dyskusji „Twardo donikąd”. Początek dał jej napisany w redakcji list („kilku ludzi pełniących funkcje kierownicze w zakładzie przem ysłowym w B.”). Pytano w nim, „czy i u nas n ie byłoby lepiej stworzyć drobną w arstw ę bezrobot­ nych, która sama sw oim istnieniem zmuszałaby innych do w iększej dokładności i sum ienności”. Prowokacja udała się, dyskusja była prawdziwa. W ypowiadający się w niej odrzucali sugestię „kierowników z B.”, pisali natom iast o wadach orga­ nizacji pracy i zarządzania, krytykow ali mechanizm y nie wym uszające dobrej pra­ cy. Dyskusję podsum ował Urban: „Wiele razy w dziejach dochodziliśmy do podob­ nych w niosków o niezbędności reform i w iele razy działo się tak, że praktyczne trudności i napięcia skłaniały do osłabienia tempa tych przem ian”.

W końcu lat siedem dziesiątych „Polityka” ma jednak te 300 tysięcy nakładu. Jest nadal atrakcyjna dla czytelników i dla dziennikarzy. Przychodzą do redakcji: Magdalena Bajer i Danuta Zagrodzka, Michał Jaranowski, Witold Pawłowski, Bar­ bara Pietkiew icz, Piotr Moszyński, Ernest Skalski.

B ył kryzys. W okolicach VIII Zjazdu trochę prasie popuszczono. „Polityka” natychm iast w ykorzystuje te m ożliwości, drukuje artykuły o rzeczywiście podsta­ w ow ych problemach: o warunkach życia robotników i o blokadzie ich aspiracji obywatelskich, o konieczności przywrócenia spraw iedliwości społecznej, o potrzebie reform strukturalnych w gospodarce. W przeddzień zjazdu pisze: reforma gospo­ darki jest niem ożliw a bez zmian w stosunkach społecznych, bez demokratyzacji. Na w szystko było już za późno. Babiuch nie pomógł, nadeszło lato. 5 lipca R a­ kowski drukuje swój artykuł Ludzie i gospodarka: sytuacja gospodarcza jest dra­ matyczna, trzeba społeczeństw u powiedzieć całą prawdę, trzeba natychm iast

(15)

98

Z B Y S Ł A W R Y K O W SK X W IE S Ł A W W Ł A D Y K A

gotować koncepcję zmian i natychm iast wprowadzić ją w życie. Nie ma już czasu do stracenia.

Czas był już nie do odrobienia. Już stanęły autobusy w Warszawie, już goto­ w ał się do strajku Lublin...

' I już był Sierpień. I nie wiadom o było, co robić. Nie wpadać w panikę, m yśleć politycznie, aby zapobiec konfrontacji — pisze Rakowski. Wreszcie porozumienia. Teraz najważniejsze jest — to znowu Rakowski —■ pełne w ykonanie przez władze przyjętych przez siebie zobowiązań. „Tak w ięc najw iększego znaczenia zarówno dziś, jutro, jak i pojutrze nabiera słowo »wiarygodność«”. Nie ma innej drogi do odbudowy zaufania pomiędzy społeczeństw em i władzą. „Potrzebny jest nam trzeź­ w y realizm, ponieważ w szyscy zdajem y surowy egzam in z odpowiedzialności za pań­ stwo polskie”.

W pierwszych m iesiącach po Sierpniu trzeba się uczyć życia w nowej sytua­ cji. „Polityka” w ie, że najw ażniejsze jest znalezienie m iejsca dla „Solidarności” w system ie politycznym . W tym w idzi szansę na odnowienie socjalizmu. Dlatego też w zyw a obie strony: respektow ać porozumienia, nie przesadzać i nie przechyt­ rzać. Tworzy teorię równowagi, partnerstwa jako podstawy nowego ładu. Równo­ w aga jest krucha, od sam ego początku naruszana. Pojawia się w ięc pytanie: kto pierwszy i kto bardziej złamał umowę, kto zaczął, kogo trzeba powściągać. A od­ powiedź na to pytanie to już jest opcja polityczna. „Polityka” nie jest zadowolona z działania w ładzy w pierwszych posierpniowych m iesiącach. Wytyka jej opie­ szałość, brak konsekwencji, przewagę taktyki nad strategią. Ale bardziej niepokoi ją „Solidarność”. „Słabnącym członem system u równowagi w kraju jest władza p aństw ow a” — twierdzi Urban. I dlatego w łaśnie teraz trzeba popierać w ładzę (Gorączka). Temu w yborow i „Polityka” będzie wierna aż do 13 grudnia. Do rządu w ejdzie jednak z hasłem „Szanować partnera”. Na pytanie: „Kto w tym z trudem m ontowanym układzie partnerskim w in ien przejawiać najw ięcej cierpliwości, zro­ zum ienia argum entów drugiej strony oraz spokoju i godności nawet w przypad­ kach, gdy partner jest nieznośny?”, Rakowski odpowiada zdecydowanie — oczyw i­ ście władza.

Rzeczywistość nie poddaje się, w brew zaleceniom Urbana, „dyscyplinie rachun­ k ow ej”. Racjonalizm „Polityki”, niechęć do zachowań em ocjonalnych i do m yślenia życzeniowego w ystaw ia ją na krytykę. Obrywa ze w szystkich stron. Chce iść „środ­ kiem drogi”, a to się okazuje balansowaniem na linie. Środek jest w modzie, ale każdy ten środek w idzi gdzie indziej. „Polityka” w idzi go w rządzie. Od czasu, gdy Rakowski został w iceprem ierem , uznawana jest za organ rządowy.

„Polityka” w yraźnie staw ia na rządową reformę gospodarczą i na reformę par­ tii. Jest przeciwko zbyt daleko idącym postulatom politycznym z jednej strony i przeciwko betonow i z drugiej. M usi grać W d w a ognie (Passent). Stara się swoim zwyczajem w yw ażać proporcje. Być, jak powiada Passent, nie neutralna, ale obiek­ tywna. Jako pierwsze pismo oficjalne daje się w ypow iedzić założycielom „Solidar­ ności” ze Szczecina, Gdańska i ze Śląska; rozm awia z Glempem, Wałęsą i Gerem ­ kiem. Lęka się konfrontacji i jej n astępstw międzynarodowych. Drukuje studium Janusza R eykow skiego Rozum i serce, w którym profesor rekonstruuje stanowiska stron konfliktu i ich psychologiczne uzasadnienia oraz przestrzega przed konsek­ w encjam i narastania „afektywnej polaryzacji”.

Passent w zyw a do komprom isu historycznego, do w ielkiej koalicji, która zdolna byłaby dać Gwarancje Pola ków i dla Polaków. W ezwań już nikt n ie słuchał.

W num erze z 12 grudnia 1981 r. ukazuje się artykuł W róblewskiego Za ciasno w jednej Polsce — głos jednego z centrystów, „którzy usiłują zrozumieć m otywy obydwu stron, ale rozum ieją, że Polska jest tylko jedna i że w ten sposób się w niej nie pom ieścim y”. Centryści w iedzą o swej klęsce: „Z rozpaczliwym uporem

Cytaty

Powiązane dokumenty

2. Wszyscy wspólnie zastanawiają się, jakie elementy każdej kompozycji powinny zostać opisane. Korzystając ze słownika wyrazów bliskoznacznych, uczniowie gromadzą słownictwo,

– Uczeń potrafi zmieniać rodzaj, wielkość, krój i kolor czcionki, wyrównanie tekstu oraz ustawienia strony – szerokość marginesu, orientację i rozmiar strony.. – Uczeń

Uczeń wie: w jakich sytuacjach należy napisać podanie; jak poprawnie zredagować podanie; czym różni się podanie od listu...

5 Wymień inne, przynajmniej dwa źródła (poza komputerem), za pomocą których możesz sprawdzić poprawność.. językową

Istotnie, gdyby dla którejś z nich istniał taki dowód (powiedzmy dla X), to po wykonaniu Y Aldona nie mogłaby udawać przed Bogumiłem, że uczyniła X (gdyż wówczas Bogumił wie,

Czynność ta nosi nazwę ataku siłowego (brute force). W szyfrowaniu przy użyciu komputera można ustalić długość klucza. Wraz z długością klucza wzrasta liczba

ją się w Polsce oraz stanu gospodarki w okresie przejścia. Charakter i strategia transformacji systemowej.. Transfom1acja systemowa, która dokonuje się w Polsce, podobnie

W dniu 22 maja 2007 roku, już po raz czwarty odbyły się warsztaty studenckie „Miasta bez Barier”, orga−. nizowane przez Wydział Architektury