Jeżeli na fotografii, prezentującej członków ekspedycji w Tien-szan, zw róco no uw agę na żonę K alesnika N. B. Bykową, to można było w tek ście w spom nieć o jej profesji i być może osiągnięciach naukowych? W każdym razie z treści książlki nic o niej n ie wiem y!
Roman K a rczm arczu k (W rocław)
Ryszard P r z y b y l s k i : K l a s y c y z m czyli P r a w d z i w y koniec K r ó le s t w a Pol skiego. Warszawa 1983 442 ss.
Ryszard Przybylski postanow ił zm ierzyć się z ogrom nie trudnym zadaniem: po pierw sze — spróbował opisać fenom en klasycyzm u europejskiego; po drugie — zbadać jego polski w ariant w całym skom plikow aniu, ukazując przy tym obok literacko-artystycznego wym iaru klasycyzm u także jego polityczne i socjologiczne uwarunkowania. W w yniku tego zamiaru pow stała n iezw yk le erudycyjna praca. Autor w ykazał dużą odwagę w sposobie form ułow ania tem atu, zadał w iele c ie kaw ych i w ażkich pytań. W ielostronność tej pracy, jej aspekty: literacki, politycz ny i socjologiczny, dają złożony obraz epoki.
W K la sy c y zm ie zaw arte są dwa sposoby badania, wyrażone poprzez dwa od - m iene sposoby narracji: jeden ma w ym iar niejako absolutny, m etafizyczny, prze jaw ia się w form ułow aniu pytań o takim charakterze, jak i w próbach odpow ie dzi na nie; drugi — to herm eneutyczna analiza zaw artości tek stów literackich. W dużym przybliżeniu odpowiada to podziałowi książki na część I i II, choć ow e sposoby narracji i badania w zajem nie się przeplatają, powodując dezorientację u czytelnika. Spowodowane jest to św iadom ym zam iarem autora, który wyznaje: „![...] w iąże się to zresztą z założeniam i najnowszej hum anistyki. C zytelnik obcuje z tekstem nie z procesem. O czyw iście należy rozum ieć proces, z którego w yłon ił się tekst, ale nie w olno nam przekształcać utw orów w przykłady ilustrujące ab strakcyjne praw idłow ości” (s, 8). Taka analiza tek stów przybliża je m aksym alnie do czytelników , unikając natrętności dydaktyzmu i źle pojętego historycyzm u, ale n iestety rodzi też rozziew m iędzy „absolutnym ” w ym iarem tej pracy a jej w arstw ą szczegółową, pogłębiony jeszcze przez niezbyt rygorystyczne podejście autora do k w estii metodologicznych.
Praca składa się z dwóch części. W części pierwszej Przybylski tw orzy kanon klasyczny opisu jego podstaw owych elem entów . K lasyków uznaje na m ocy n ie jasnej definicji, zawierającej się w zwrocie „je ne sais quoi”, za buntow ników , a ich poezję za obszar w alk i z wartościam i, które w niosło O św iecenie. Poezja klasyczna w ujęciu autora staje się obrońcą ponadczasowych w artości i na o św ie ceniow y kult m aterii i indyw idualizm u odpowiada kultem idei i m atem atyki. Takie przeciw staw ianie pojęć ośw ieceniow ych budzi opory, przecież kult m aterii i pochw ała jednostki w łaśnie potrzebowały pom ocy ze strony m atem atyki. Bacon i Locke chcą pom ierzyć świat, ich sensualizm jest nastaw iony na zważenie, zm ie rzenie, zliczenie, a później na segregowanie w yników (w tym m iejscu jest potrzeb na idea), W illiam P etty tworzy „arytm etykę p olityczną”, gdzie w danych z k ościo łów londyńskich doszukuje się praw idłow ości dem ograficznych rządzących narodzi nam i i śmiercią. Każdy z bankierów i ludzi interesu uw ażnie obserw uje rynek w kategoriach ceny i kosztu. Filozofow ie chcą otrzym ać uniw ersalne prawa dotyczące m aterii, ludzie zw iązani ze sferą ekonomiczną — prawa dotyczące gospodarki. Jednostka w yrw ana spod opieki Opatrzności, ze średniowiecznego ładu czynności powtarzających się z pokolenia na pokolenie, potrzebow ała oparcia. Mógł go jej udzielić ponadczasowy rozum, ale dla ludzi żyjących w dobie O św iecenia, z k tó
rych w iększość była na zachodzie Europy przede w szystkim związana z gospo darką, potrzebne było przeświadczenie, iż w sferze gospodarczej rządzą określone, ponadczasowe, dające gwarancję przew idyw ania przyszłości praw idłow ości. Taką ostoją stał się fizjokratyzm , a potem liberalizm Adama Smitha. Chodziło o to, aby opisać rytm m aterii tak, by jednostka mogła zyskać pew ność perspektyw y dla u jaw nienia sw oich m ożliw ości. Zaufanie do m aterii m iała stw orzyć m atem atyka i ów postulat został zaw arty w słynnym zdaniu Kartezjusza — w każdym pozna niu jest tyle prawdy, ile m atem atyki. Zatem m atem atyka stanow iła podbudowę indyw idualizm u, stw arzała ramy, w których można było działać, jak też budowa ła zaufanie do m aterii.
W ydaje się również, że dobór następnych kategorii — w yznaczających w y obraźnię klasyków — tj. historii i poczucia kryzysu w artości jest co najm niej dyskusyjny, zostały one w ybrane dość arbitralnie; rów nie dobrze można się zapy tać, dlaczego n ie rozum, natura, postęp, nauka, które też spełniały rolę słów — kluczy w Oświeceniu.
Część druga poświęcona jest ukazaniu klasycyzm u polskiego. Są to lata gęste od wydarzeń; utrata państw owości, zawierucha napoleońska, w reszcie nam iastka państw a — K rólestw o Kongresowe. N astroje po gorzkiej lekcji napoleońskiej i „liberalizm ” Aleksandra tw orzyły gm atw aninę, w której trudno było się zorien tować politykom szlacheckim , przyzw yczajonym , że polityka — to w ygłaszanie m ów sejm ikowych. Co wybrać; czy lojalizm czy bunt przeciwko tym, którym przysięgało się wierność; jak w tej powichrowanej rzeczyw istości pow inien zacho w ać się szlachcic ze sw oim kodeksem postępowania?
Kultura polska znalazła się w ów czas na rozdrożu — czy kontynuować do tychczas w ypracow any program napraw y społecznej, czy nieść pociechę, podkreślać ciągłość dziejów polskich przez gloryfikację k ultury staropolskiej? Autor anali zuje utw ory I. K rasickiego (R o z m o w y zmarłych), S. Trem beckiego (Sofijówka — tak Przybylski każde pisać ten tytuł), J. P. Woronicza (H y m n do Boga), C. Go debskiego (Wiersz do legiów polskich), A. Felińskiego (Barbarę Radziwiłłówną), K. Koźmiana (cykli ód napoleońskich i Ziemiaństwo). Jest to bardzo ciekawa część pracy, dzięki zastosowanej m etodzie autor pokazuje osobowość twórców, przeprowadza interesujące porównania. Szczególnie przem awia do czytelnika opis dylem atów twórców , ich rozterki moralne; rację ma pisząc: „[..] zanim pojaw ił się rom antyczny W allenrod czy Kordian z problem em honoru i podstępu, pokole nie klasyków zostało zm altretow ane przez w ybór m iędzy honorem i zdradą” (s. 229).
P ew ien sprzeciw budzi część zatytułow ana Teodycea pracy w rozdziale p ośw ię conym analizie Ziemiaństw a. Przybylski uznaje Z iem ia ń stw o za poem at o pracy. Pisze, że dla ziem ianina w ieś b yła „przede w szystkim w arsztatem pracy”, a on sam był „skromnym pracow nikiem w tajem niczym i nieogarnionym w arsztacie Boga”, uczestniczącym w ładzie „realnych stosunków m iędzyludzkich w ytw orzo nym przez dystrybucję pracy”, przy czym Koźm ianowi chodzi o „pracę, która k ła dzie fundam enty ładu moralnego i społecznego w spólnoty”. Trudno jednak odczy tyw ać Ziemia ństw o jako poemat o „rehabilitacji pracy”, przedstaw iający „roz- dźw ięk m iędzy pracą a m oralnością”. Ziem ia ń stw o raczej jest pochwałą ziem iańst wa, szlachectwa jako cnoty, patriarchalnej w izji w si, ale bez pańszczyzny (autor uporczyw ie twierdzi, że dla Koźm iana pańszczyzna była koniecznym warunkiem przetrwania „staropolskiego folw arku”), peanem na cześć ośw ieconego ziemianina, m ądrego gospodarza. Wzorzec feudalnego pana zaw ierał zarówno wzór rycerza, jak i gospodarza. Gdy ów rycerz odbierał daninę od chłopów, nic n ie zam azywało czytelności podziału na rycerza (obrona) i chłopa (praca). Dopiero pańszczyzna staje się tu siłą destrukcyjną. Feudał m usi doglądać, organizować pracę, kontro
low ać. W szystkie te czynności rozkładają ethos rycerski, z którego zostaje w y sublim ow ane pojęcie honoru i klejnotu szlacheckiego, a dom inującą pozycję zaj m uje gospodarz-sarm ata. Taki proces zachodzi w kulturze staropolskiej. O św ie cenie pragnie zracjonalizow ać ten wzorzec i oczyścić go od fałszu. W kulturze zachodniej racjonalizacja ta przyniesie w rezultacie portret „homo oeconom icus”, a w w arunkach polskich będzie to ośw iecon y ziem ianin, a jego praca, pojęta jako zarządzanie, stanie się ofiarą złożoną ojczyźnie. Tak pisze o tym Koźm ian —
W dni spoczynku zasiędziem w gronie prostych km ieci, Otoczą nas i ojce, .i m atki, i dzieci;
W szczupłym naszym królestw ie, przed zebraną władzą, W iejskie m inistry ścisłą sprawę z czynów zdadzą
Szlachectw o — to w ładza i szlachetność, a w ięc n ie chodzi o m oralne stosunki pracy, ale o moralną w ł a d z ę sprawow aną nad sam odzielnym i km ieciam i („w iej skie m inistry”), a nie chłopam i pańszczyźnianym i. Gdzie w Z ie m iań stw ie znaj dują się strofy, które m ów ią o pochw ale pańszczyzny? Co innego postaw a p olity ka, który liczy się ze zdaniem w iększości szlacheckiej, co innego zdanie poety. W Z ie m iań stw ie znajdujem y aprobatę dla hrubieszowskich poczynań Staszica i po tęp ien ie pańszczyzny. N ie bardzo można też zrozumieć, co autor m iał na m yśli pisząc: „rozpoczęły się w ielk ie i śm iertelne zapasy kapitału z ziem iaństw em ” (s. 341). „Śm iertelne zapasy” w owej polskiej rzeczyw istości dotyczyły prób upo rania się z pańszczyzną (najprędzej zrobiło to w łaśn ie ziem iaństwo). która pow o dowała niew ydolność rolnictwa. Zagrożenie dla ziem iaństw a m ógł stanow ić jed y n ie brak kapitału, ale tu z pomocą kredytow ą pośpieszyło państw o. K apitał n ie m ógł być konkurentem ziem iaństw a, tak jak m ieszczaństw o n ie było w stanie na ruszyć istniejącej struktury społecznej.
Przybylski w zyw a do czytania klasyków , ale n ie odpowiada na pytanie, cze mu n ie byli oni czytani. Czytelnik odnosi się z podejrzliw ością do odkurzania literatury zapom nianej, zwłaszcza jeśli ona nie była już czytana w sw oim czasie. W idocznie istn iały ku tem u racje. Przybylski oskarża rom antyzm o odebranie k la sykom publiczności, ale to jeszcze nie tłum aczy ich w cześniejszego braku popu larności. Na Zachodzie odpowiedzialność spada na m ieszczaństw o, które w olało czytać Robinsona czy Moll Flanders, ale u nas? N asze próby p ow ieściow e zatrzy m ały się na p ow ieści dydaktycznej, co z pew nością stw orzyło lukę w kulturze, w którą m ogła w ejść poezja. Przybylski m ów i o przyjęciu przez k lasyków błęd nego programu politycznego, natom iast uznaje, iż n ie ma m ow y o ich porażce artystycznej. Jest to w erdykt podobny do tego, jak i w ydała A lina W itkow ska w pracy Stawianie m y lubim sielanki... Tytuł tej pracy brzmi przewrotnie, p onie w aż autorka uznała sielankę za „kompletnie nieudany literacki zam ach stanu”, upatrując głów ną przyczynę w próbie narzucenia w m iejsce tradycyjnego wzorca Polaka — żołnierza — „Polaka ustabilizow anych czasów K rólestw a K ongresow e go”. Z pew nością b ył to jeden z powodów, ale podstaw ow a przyczyna, i to do strzega Przybylski, tk w iła w e w si. W ieś była siedlisk iem k onflik tu — trzeba b y ło rozwiązać konkretny problem — pańszczyznę, a sielanka, fałszując obraz w si, m usiała stać się nieudanym pom ysłem propagandowym . Ale n aw et w takim w y padku pozostaje otw arty problem, dlaczego n ie chciano zrekom pensow ać sobie braków rzeczyw istości czytaniem poezji klasycznej?
Przybylski, pisząc o dwuznacznej roli poezji w O świeceniu, podkreśla jej za grożenie — atakow ana jest ona jako forma w ypow iedzi. A le z drugiej strony ta w łaśn ie poezja w yrzeka się fantazji, umiar uważa za cnotę, przejm uje się w ięc zaleceniam i nowej kultury, mimo to n ie jest popularna. W ydaje się, że trzeba tu powrócić do kanonu klasycyzm u, sform ułowanego przez autora, gdzie antynomia: O św iecenie — klasycyzm jest charakteryzowana po stronie O św iecenia przez m a
terię, indyw idualizm , historię i kryzys w artości, zaś po stronie klasycyzm u odpo w iednio przez ideę, m atem atykę, m uzykę i w zór. Przybylski bunt klasyków uzna je za bunt rzeczyw isty ,a może chodzi tu o bunt pozorny, tak jak na przykład przeciw staw ienie: m ateria i indyw idualizm przeciw idei i m atem atyce okazuje się antynom ią pozorów. Może w ięc klasycyzm przegrał, poniew aż grę pozorów przyjął za pew nik, a umiar za sztukę?
W zakończeniu, zatytułow anym Wieczna Polskość, P r z y b y ls k i próbuje odpo w iedzieć na pytanie: jakie w artości uznane przez klasyków stały się znaczące dla kultury polskiej, służąc potrzym aniu polskości. Z jego rozważań wynika, że znaleźli je w kulturze sarm ackiej; tak w ielokrotnie podnoszona przez autora zgodność cech polskości z praw am i Boga — to przedłużenie sarmackiego prow i- dencjalizm u, także skrom ność szlachecka, brak am bicji jest tejże samej prow enien cji i w yw odzi się z sarmackiej nagany awansu, teodycea pracy Przybylskiego jest w istocie postulatem autarćhii gospodarczej. Tworzy się z tego sarmacka recepta na przetrw anie — Cyncynat, oczekując na w ezw an ie Ojczyzny, szuka azylu na w si. Tam otrzym uje zadanie stw orzenia nam iastki państwa polskiego, do której to roli przeznaczyła go Opatrzność. Aby królestwo było królestw em rzeczywistym , m usi być sam owystarczalne; aby Cyncynat b ył królem, m usi być człow iekiem szlachetnym , bo tak nakazuje religia i k lejnot szlachecki. Cóż zatem nowego w n ieśli w ów sarm acki program klasycy?
Książka Ryszarda Przybylskiego nie pozostawia czytelnika obojętnym, rodzi now e pytania, w yw ołu je chęć dyskusji z autorem. Jeśli n ie w szystk ie twierdzenia zyskują aprobatę, to do każdego odbiorcy trafi zaw arte w niej przesłanie — prośba o pewnego rodzaju m iłosierdzie dla autorów n ie czytanych, zrozumienie ich dramatu i poszukiw anie w klasycyźm ie polskim sw oistego obrazu rozterek tra piących społeczeństwo w m om entach kryzysu.
Na całym św iecie rośnie fala zainteresow ania konserwatyzm em , definiuje się go bardzo szeroko, ujm ując jako postawę, dla której przeszłość jest perspektywą przyszłości. Dla badaczy zainteresow anych genezą konserw atyzm u oznacza to, że szuka się rodowodu takich postaw i prądów w e w szystkich przełom owych m o m entach historii ludzkości, n ie ograniczając się, jak to było w zwyczaju jeszcze niedaw no, do m yśli dziew iętnastow iecznej. Badania te powodowane są dwojaką chęcią: z jednej strony jest to przedstaw ienie now ych propozycji, nowego zestawu konserw atyw nych w artości, doszukiwania się czegoś, co przeoczyli poprzednicy; z drugiej, chodzi o opis konserw atyzm u współczesnego na tle przeszłości. N ie mniej cel pozostaje w zasadzie ten sam: stworzyć „idealny typ ” konserwatyzm u, m ający być czym ś w rodzaju napom nienia dla w spółczesnych, programem ocale nia dorobku przeszłości, próbą stw orzenia żyw ego testamentu. W takim kontekście spróbował odczytać dorobek klasycyzm u polskiego Ryszard Przybylski.
Janina Rosicka (Kraków)
Berühmte Leipziger Studenten. H erausgegeben von Prof. Dr. sc. phil. Hans Piazza, Dr. phil. Werner Fläschendräger, Dr. sc. phil. Günter Katsch, Prof. Dr. sc. Gerhild Schwendler. U rania-Verlag Leipzig 1984 197+2 nlb. ss. 24 w klejki ilustracyjne.
PRZEGLĄD ZAW ARTOŚCI K SIĄ ŻK I
Po secesji w praskiej uczelni, cztery nacje (wśród nich polska) przeniosły się do Lipska, gdzie poparte przez m argrafa Fryderyka W alecznego i jego brata landgrafa W ilhelma utw orzyły w 1409 r. n ow y u n iw e rsy tet P oniew aż w tym ro