• Nie Znaleziono Wyników

"O doli ptaków w srogich czasach" (Zbigniew Herbert, "Mały ptaszek")

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""O doli ptaków w srogich czasach" (Zbigniew Herbert, "Mały ptaszek")"

Copied!
11
0
0

Pełen tekst

(1)

Mariusz Zawodniak

„O doli ptaków w srogich czasach”

(Zbigniew Herbert, Mały ptaszek)

M ały ptaszek

O drzewo rozłożyste jak drzewo rodzaju nam ptakom przeznaczone na zielony dom pod oddechem wstrzymanym wirujących sfer pośród piasku i gliny pośród gliny i piasku w środku pustyń do których miłujący wiatr przynosi tylko suchy deszcz popiołów

jakże mieszkać gdzie indziej niż na drzewie jedynym gdy słychać gęste krople spadających pszczół i szumi liści pełen dzban

ja mały ptaszek znam swe miejsce znam przykuty do gałęzi chciałbym liściem być najmniejszym listkiem który drży

— bo mówi mądry wąż który na drzewie mieszka który drzewo oplata który drzewem rządzi że zginie ten który opuści drzewo

od pragnienia i głodu ze strachu przed sobą choćby swoją ucieczkę nazwał pięknie wolność zaprawdę wam powiadam mówi mądry wąż jeśli wy nie będziecie posłuszni jak liście

równie pokorne słabe i wiatrom powolne zginiecie i zaginie wszelki po was ślad — ja mały ptaszek znam swą wartość znam

nie jestem jak ów świerszcz co pod kamieniem siedzi swobodny lekkomyślny bo ma tylko łuskę

która wkrótce zostanie — pusty pomnik po nim a my mamy historię i ruiny gniazd

i domy bardzo mądrze wyłożone puchem i szkołę śpiewu która jak ufamy

przetrwa gwiazd roje nieme i niemuzykalne gdy zginie ptak to zaraz w niebie dziura przez którą sypie szary proch na zieleń ziemi —

(2)

*

ofiara skrzydeł naprzód boli a z tego bólu można śpiewać potem się kocha nieruchomość i strach dyktuje słowo pieśni tą pieśnią oddalając wyrok posłuszni instynktowi życia na dnie skrywamy iskrę buntu kiedy chwalimy słodką przemoc

przez wąskie gardło długie ody od tego pewnie gardło pęka i pęka serce gdy za blisko

przybliży oczy nieruchome ty co pod drzewem czytasz książkę i pośród ludzi jesteś ptakiem tobie to pióro — jeśli możesz elegię napisz na mój zgon pióro zachowaj w nim kolory strachu miłości i rozpaczy może napiszesz nim poemat o doli ptaków w srogich czasach1

1

W i e r s z e Z bigniew a H erberta to oczyw iście w ielkie w yzw anie dla tych, którzy c h c ą inter­ pretow ać pojedyncze teksty. K ilka z nich doczekało się zre sztą św ietnych om ów ień. D ość w ym ienić Tren F ortynbrasa, S tudium p rze d m io tu czy utw ory z Panem C ogito (P an C ogito o

cnocie, P an C ogito o p ow iada o kuszeniu S p in o zy i in.)2.

A naliza w iersza to rzecz ja s n a zadanie o w iele skrom niejsze, je d n a k dla celów literaturo­ znaw czej dydaktyki niekiedy je sz c z e podejm ow ane. P rocedury te w arto od czasu do czasu przypom nieć, a naw et przećw iczyć, w iele bow iem dzisiejszych odczytań, jak k o lw iek błysko­ 1 Wiersz Maty ptaszek, pochodzący z tomu Hermes, pies i gwiazda cyt. z: Z. Herbert, Poezje, War­ szawa 1998, s. 148-149.

2 Zob. np. J. Sławiński, Zbigniew Herbert „Tren Fortynbrasa", [w:] Genologia polska. Wybór tek­

stów, wybór, oprać, i wstęp E. Miodońska-Brookes, A. Kulawik, M. Tatara, Warszawa 1983; J. Łuka-

siewicz, Studium przedmiotu, [w:] Szmaciarze i bohaterowie, Kraków 1963; J. M. Rymkiewicz, Zbi­

gniew Herbert: „Studium przedmiotu", [w:] Liryka polska. Interpretacje, red. J. Prokop i J. Sławiński,

wyd. II, Kraków 1971; S. Barańczak, Cnota, nadzieja, ironia. (Zbigniew Herbert: „Pan Cogito o cno­

cie"), [w:] Tablica z Macondo. Osiemnaście prób wytłumaczenia, po co i dlaczego się pisze, Londyn

1990; E. Olejniczak, O „ Bogu Spinozy" i innych Bogach — „ Pan Cogito opowiada o kuszeniu Spino­

zy", [w:] Dlaczego Herbert. Wiersze i komentarze. Łódź 1992; R. Nycz, „Niepewna jasność" tekstu i „ wierność ” interpretacji. Wokół wiersza Zbigniewa Herberta „ Pan Cogito opowiada o kuszeniu Spi­ nozy", „Teksty Drugie” 2000, nr 3. Zob. także analizy J. Łukasiewicza, Poezja Zbigniewa Herberta,

(3)

„O doli ptaków w srogich czasach” (Zbigniew H erbert, M ały ptaszek) 193

tliw ych, spycha na daleki m argines elem enty analizy — tak ja k b y opis dzieła należał ju ż do czynności zbędnych; lub co gorsza — całkow icie bezużytecznych. A tak p rzecież nie jest. Co w ięcej, w ydaje się, że w obec ciągłych trudności z definiow aniem w spółczesnych struktur w ierszow ych próba opisu — opisu ich składników — je s t na pow rót czym ś w ażnym , m oże naw et niezbędnym ; czym ś, co pozw ala rozpoznaw ać choćby J e d n o s tk i standardow e” (tak form tradycyjnych, ja k now oczesnych), a przez to dookreślać ich „gatunkow ą” przynależ­ ność. M ożna oczyw iście — ja k to najczęściej się czyni — przyjm ow ać w ierszow ość tekstu w sposób bezdyskusyjny, respektując tzw. „w olę autora” 3, i przy tym pom ijać je j funkcje znakow e; m ożna je d n ak , m ając ciągle na uw adze inne form y w ierszow ego w ysłow ienia, zastanaw iać się nad je j sem antyką i przez to poszerzać nie tylko pole obserw acji, ale sam repertuar m ożliw ych odczytań4. Z w łaszcza że owe form y krzyżują się, w spółw ystępują w granicach je d n eg o tekstu, tw o rzą w ięc struktury dodatkow o nacechow ane (już choćby p o ­ przez sw o ją opozycyjność, ale też z racji przeróżnych odw ołań, w ersyfikacyjnych aluzji czy stylizacji).

Przykładem takiego w iersza, specjalnie w ybranego do celów opisu, je s t M ały p ta szek Z bigniew a H erberta5. Jak w idać, je g o form a w ierszow a zw raca uw agę ju ż w pierw szym czytaniu, tekst utw oru je s t bow iem zorganizow any w sposób szczególny: dzieli się w yraźnie na dw ie części, a na dodatek każda z nich m a o d m ien n ą strukturę. S ą to w ięc, co w idać i słychać, dw a różne typy w iersza. K ażdy z nich inaczej rozbrzm iew a, bo zachow uje inny rytm (drugi je s t w całości w ierszem regularnym ); inaczej też ustaw iony je s t głos podm iotu. O bie części odróżnia w ięc także sytuacja liryczna. P ierw sza je s t p ró b ą obrazow ania jak ieg o ś św iata, opisu je g o elem entów , postaci i je j konkretnych dośw iadczeń; druga m a jed y n ie charakter refleksyjny, je s t ju ż tylko kom entarzem do tego obrazu (rodzajem apelu, nauki dla innych).

U tw ór m a zatem ciekaw ą kom pozycję, łącząc różne form y w iersza, łączy przedstaw ienie i opis z refleksją, zachow uje przy tym hierarchię elem entów konstrukcyjnych: w yraziste obrazy, m otyw y i postaci, a także ich myśli czy w yw ody podporządkow ane są ostatecznie tem atow i utw oru. C ałość zaś — w sposób raczej czytelny — stanow i realizację znanych chw ytów i rozw iązań (na przykład w idoczne aluzje czy toposy p o zw alają dostrzegać w M a­

łym p ta szku norm y tradycyjnych gatunków ). T ak w ięc na każdym poziom ie organizacji d zie­

ła tekst H erberta w ydaje się w dzięcznym przedm iotem analizy. A le po kolei.

2

M ały p ta sze k je s t w ierszem — pow tórzm y to raz je sz c z e — o w yraźnie dw udzielnej kon­

strukcji. W części pierw szej rysuje się pew ien świat, budow any ze znanych elem entów i zasiedlany p rzez znanych m ieszkańców . Ju ż pierw sze w ersy, od inicjalnej apostrofy poczy­ nając, z a k reśla ją zadom ow ioną w tradycji scenerię, p rzyw ołują też zadom ow ione m otyw y i ich postaci. Jest w ięc „drzew o rodzaju” (jedyne drzew o), „przeznaczone na zielony dom ” , są

3 Na ten temat zob. uwagi L. Pszczołowskiej, Przyczynek do opisu współczesnej wersyfikacji polskiej, „Teksty” 1975, nr 1.

4 Na temat semantyki form wierszowych zob. studium L. Pszczołowskiej, Teoretycznoliterackie te­

maty i problemy, pod red. J. Sławińskiego, Wrocław 1986.

5 Analizą tego wiersza zająłem się również dlatego, że jak dotąd nie stawał się przedmiotem podob­ nych zabiegów, a poza tym zapisuje on te doświadczenia historyczne, które przez długi czas pomijano w krytycznych omówieniach twórczości Herberta — rzecz jasna z powodów cenzuralnych. Trafną uwagę na ten temat poczynił S. Barańczak, Uciekinier z Utopii. O poezji Zbigniewa Herberta, Londyn 1984, s. 28.

(4)

ptaki, a konkretnie je d e n „m ały ptaszek” , je s t w ąż, „który na drzew ie m ieszka” , „który drze­ w em rządzi” . A w szystko to „pośród piasku i gliny pośród gliny i piasku” . O czyw iste w ydaje się zatem naw iązanie do obrazu rajskiego ogrodu, a dokładnie — do znajdującego się tam pośrodku drzew a pozn an ia d obra i zła; zrozum iała tym sam ym je s t obecność w ęża, ale też innych sym bolicznych zw ierząt, żyw iołów czy barw . T o te ż nie ulega w ątpliw ości, iż tem at utw oru osnuty je s t na biblijnej historii, przypom inającej dzieje nieposłuszeństw a i upadku, ulegania pokusie i podszeptom złego ducha. O braz „drzew a rodzaju” przyw odzi na myśl tych, którzy ulegli (zgubiła ich żąd za zrów nania się z B ogiem ), ale i tych, którzy kusili, któ­ rzy obiecując inne życie uciekali się do podstępu, oszczerstw i oszukańczych zapew nień.

M ały ptaszek, zam ieszkujący ow o drzew o, je s t je d n ą z ofiar złow ieszczej działalności w ęża. U legł nam ow om , uw ierzył w m oc i p rzyjął ro zto c zo n ą przed nim w izję świata. O kazał się zbyt słaby, by oprzeć się tem u, co było „ro zk o szą dla oczu” i co prow adziło „do zdobycia w iedzy”6 — do o siągnięcia życiow ych w ygód: dom ów „bardzo m ądrze w yłożonych pu ­ chem ” . Ptaszek, na którym koncentrujem y n a sz ą uw agę (w szak to on m ówi), najw yraźniej utracił na ja k iś czas zdolność osądzania tego, co dobre, a co złe. T eraz zaś — „przykuty do gałęzi” — przeżyw a swój dram at. Z am iast ptaszkiem , chciałby „liściem być / najm niejszym listkiem który drży” . A le ów dram at nie je s t być m oże do końca uśw iadom iony i rozpozna­ ny, ptaszek bow iem m iota się w ocenie stanu rzeczy, w każdym razie je g o sam ow iedza m o­ ralna, a także m ożliw ości sam ostanow ienia są najw yraźniej ograniczone. Z jed n ej strony m ały p taszek zdaje się przystaw ać na w arunki obecnej egzystencji (,ja k ż e m ieszkać gdzie indziej niż na drzew ie je d y n y m ” ), choć je s t te ż do niej poniekąd przym uszony („przykuty do gałęzi”). A le z drugiej strony zdradza sw ą przebiegłość, a m oże tylko zw y k łą interesow ność:

ja mały ptaszek znam swą wartość znam

nie jestem jak ów świerszcz co pod kamieniem siedzi swobodny lekkomyślny bo ma tylko łuskę

która wkrótce zostanie — pusty pomnik po nim a my mamy historię i ruiny gniazd

i domy bardzo mądrze wyłożone puchem i szkolę śpiewu która jak ufamy

przetrwa [...]

Te słow a m o g ą być je d n a k w yznaniem „nowej w iary” , skutecznie zaszczepianej i chro­ nionej przez w ęża; w iary, k tó rą — w brew oczyw istym w ięziennym w arunkom — trzeba publicznie głosić. T rz eb a być rów nież je j orędow nikiem i oddanym strażnikiem . T akie są w arunki istnienia, tym czasow ego trw ania. K ażdy, kto naruszy zasady funkcjonow ania, zgi­ nie i „zaginie w szelki [po nim] ślad” ; „zginie ten który opuści drzew o / [...] choćby sw o ją ucieczkę nazw ał pięknie w olność” . P taszek i je m u podobni m u szą być zatem posłuszni ,ja k liście / rów nie pokorne słabe i w iatrom pow olne” .

3

„W iara” , o której m ow a, m oże być je d n a k nie tylko przedm iotem osobliw ego obrazow ania czy opisu. N ie m am y z re sz tą pew ności, zatrzym ując się w pierw szym czytaniu niejako na pow ierzchni tekstu, że chodzi je d y n ie o przedstaw ienie ja k ieg o ś stanu rzeczy, nie zaś o je g o ocenę czy próbę rozpraw y z nim. Pam iętam y bow iem , że głos m ałego ptaszka zdaje się

6 Przy analizie tej sceny odwołuję się do zapisów Księgi Rodzaju (Pismo Święte Starego i Nowego

Testamentu w przekładzie z języków oryginalnych, oprac, zespół biblistów polskich, wyd. IV, War­

(5)

„O doli ptaków w srogich czasach” (Zbigniew H erbert, M a ły ptaszek) 195

brzm ieć niejednoznacznie. W trakcie lektury m usim y w ięc rozstrzygnąć, czy np. fragm ent opisu: „a m y m am y historię i ruiny gniazd / i dom y bardzo m ądrze w yłożone puchem / i szkołę śpiew u która ja k ufam y / przetrw a” , je s t przykładem nazyw ania rzeczy po imieniu, czy m oże przykładem „przezyw ania” tych rzeczy. Innymi słow y: czy podm iot m ów i to na serio, czy raczej drwi, ironizuje. Bo ostatecznie „historia” , k tó rą się w spom ina, m oże być elem entem ję z y k a „now ej w iary” , i przez to coś konkretnego nazyw ać, ale ju ż „dom y w yło­ żone puchem ” , „ruiny gniazd” czy „szkoła śpiew u” , które do ję z y k a „oficjalnego” raczej nie należ ą (są bow iem przykładem je g o figuratyw nego użycia), m o g ą rozbrzm iew ać dw uznacz­ nie. Jaka je s t zatem postaw a podm iotu, który m ów i; ja k i je s t je g o stosunek do opisyw anej rzeczyw istości?

U w agę przenosim y w ięc na sposób w ysłow ienia, który je s t — co ju ż podkreślaliśm y — odm ienny dla obu części utworu. K om entarz do przedstaw ionego św iata, stanow iący część drugą, m a raczej u regulow aną tonację, a na pew no rytm . P oczątek zaś je s t nieco inny. O pis prow adzony je s t m ianow icie za p o m o c ą w iersza nieregularnego: w dużych partiach roz­ brzm iew a nieregularny sylabik, chociaż o w yraźnej budow ie średniów kow ej: 12 (7+5), 13 (7+6), 14 (7+7); je s t on dodatkow o przeplatany elem entam i w olnego w iersza składniow ego — w ielosyntagm ow ego. O pisow i, czy też „narracji” , słu ż ą w ięc zarów no długie form aty, w przew ażającej liczbie kilkunastozgłoskow e, ja k i rozbudow ane jed n o stk i językow e. Ich hete- rom etryczność w pływ a rzecz ja s n a na zm iany rytm u, m odeluje tonację, czyni zatem op o ­ w ieść bardziej urozm aiconą, przede w szystkim nie tak m onotonną, b liż sz ą potocznem u m ó­ wieniu.

Z decydow anie inaczej rozbrzm iew a zaś drugi fragm ent utworu. Tu m am y w iersz w pełni regularny i do tego je sz c z e stroficzny. T a opozycyjność form m usi być w granicach jed n eg o tekstu czym ś nacechow ana. Innymi słowy: regularny dziew ięciozgłoskow iec jam biczny, którym podm iot w ygłasza swój kom entarz do przedstaw ionego św iata, m usi coś znaczyć na tle nieregularnego w iersza w cześniejszego opisu. A le na etapie analizy nie da się rzecz ja sn a określić tych znaczeń. M ożna je d y n ie uznać p ew n ą zależność pom iędzy sposobem m ów ienia i p o staw ą m ów iącego, pom iędzy charakterem je g o w yw odu i stosunkiem do om aw ianych kw estii. A le i to nie do końca. C hciałoby się bow iem — przykładow o — potw ierdzić w cze­ śn ie jsz ą hipotezę, że przykuty do gałęzi ptaszek przeżyw a swój dram at, w szak teraz m ów i o ofierze i m oralnych cierpieniach, ja k ich dośw iadcza pozostając na służbie u w ęża, nie w iem y je d n a k , czy w części drugiej utw oru przem aw ia ten sam ptaszek. A je śli naw et, to czy w obu sytuacjach m ów i o sobie, czy tylko o pew nych reprezentantach ptasiej rodziny (odgryw ając ich role). P ozostaje w ięc je d y n ie stw ierdzić, że utw ór, a zw łaszcza je g o form ę, cechuje w y­ raźn a dysonansow ość, że je s t on przez to pełen dw uznaczności, niedopow iedzeń, a zatem w sferze znaczeń je s t dziełem z p ew nością w ielow ym iarow ym .

D alszy opis je s t tym sam ym m ożliw y po podjęciu czynności interpretacyjnych. K oniecz­ na też będzie kolejna lektura tekstu.

4

W pierw szym czytaniu, które je s t najczęściej dosłow nym czytaniem 7, odbieraliśm y w iersz H erberta ja k o historię m ałego ptaszka — historię je g o życia, nie dość skom plikow aną, bo

7 Na temat pierwszej lektury zob. uwagi J. Sławińskiego, Analiza, interpretacja i -wartościowanie

dzieła literackiego, [w:] Problemy metodologiczne współczesnego literaturoznawstwa, pod red. H.

Markiewicza i J. Sławińskiego, Kraków 1976. Zob. też uwagi K. Bartoszyńskiego, wygłoszone pod­ czas konferencyjnej dyskusji (ibidem, s. 525).

(6)

niezbyt b arw n ą i niezbyt rozciągłą. To, co dało się o niej pow iedzieć, a także o sposobie przedstaw ienia, opisaliśm y pow yżej ja k o zaobserw ow ane elem enty konstrukcyjne w iersza.

A le taki o dbiór nie m oże rzecz ja s n a zadow alać. Ju ż choćby dlatego, że w sferze obrazów i znaczeń w oczyw isty sposób kłóci się ze znanym i faktam i. N asza pierw sza konstatacja, że oto utw ór w swej treści naw iązuje do biblijnej historii, nie je s t w szak do końca praw dziw a — nie we w szystkich szczegółach o d p ow iada tam tym w ypadkom . M aty p ta sz e k nie w ydaje się k o lejn ą w ersją starotestam entow ej opow ieści o upadku pierw szych rodziców , nie je s t ani je j p o ety ck ą parafrazą, ani też je j figuratyw nym w ariantem . C hoć takiego odczytania nie da się rzecz ja s n a w ykluczyć ani przekreślić: upersonifikow any ptaszek m oże uchodzić — i przecież uchodzi — za m etaforę człow ieka, tym sam ym o dbiór m oże być nastaw iony na przypom nienie tam tej w łaśnie historii (i tylko tam tej).

N a takim etapie lektury sem antyczna w artość utw oru sprow adza się zatem do je g o alu- zyjności. Stw ierdzam y, iż H erbert naw iązuje do Biblii, w ydobyw a z pola tradycji znane m otywy, sym boliczne postaci, przypom ina zw iązane z nimi w ypadki. P rzenosząc czytelnika w o d leg łą przeszłość, liczy na je g o w iedzę i zdolność rozum ienia tych odw ołań. O dbiorca m oże w ięc uznać (dom yślając się intencji autora), że podstaw ow ym celem je s t sw oista repe- tycja, poeta w szak nam aw ia do „zdobyw ania trad y cji” , przysw ajania je j i rozw ażania jej znaków . C zytelnik sięgnie przeto do podręcznych słow ników , encyklopedii, leksykonów i uprzytom ni sobie w ielość sensów obecnych tu sym boli. W ynotujm y ich podstaw ow e zn a­ czenia.

D r z e w o — najogólniej — sym bolizuje życie, sym bolizuje też w szechśw iat (w w ęż­ szej perspektyw ie m oże być m e tafo rą ojczyzny, kraju). Z kolei d r z e w o p o z n a n i a

d o b r a i z ł a w yraża upadek i nieposłuszeństw o, zdradza nasze żądze i chciw ość;

przypom ina też je d n a k o naszych zdolnościach i m ożliw ościach osądzania (o dróżniania tego, co m oralnie dobre, a co złe), a tym sam ym — o naszym praw ie do sam ostanow ienia.

W yraźnie naznaczony zdaje się być w ybór m a ł e g o p t a s z k a . Ten w o dróżnie­

niu od innych niem al zaw sze sym bolizuje ludzi uciskanych, ściganych bądź znajdujących się w niebezpieczeństw ie (lub konkretnie: uw ięzionych). S ą to w ięc nierzadko ludzie bojaźliw i, w ystraszeni, gotow i do ucieczki, ale też św iadom ie przeżyw ający swój dram at, tęskniący za lepszym jutrem .

Jak w iadom o, nie tak je d n o zn aczn ie interpretow any je s t w ą ż . Z w ielu — niekiedy ró ż­ nych — znaczeń czytelnik w ybiera je d n a k te, które zgodnie z przedstaw ionym obrazem sym b o lizu ją szatana, spraw cę w szelkiego zła. Jest on tym, który obiecał życie, a sprow adził śm ierć. Jest w ięc fałszyw y, a do tego przebiegły. Jego spotkanie z ludźm i okazało się od razu punktem zw rotnym w ich dziejach: ulegając podszeptom w ęż a-sza tan a , zostali naznaczeni grzechem i obciążeni ciężarem życia (w bólach b ę d ą rodzili i w trudzie zdobyw ali pożyw ie­ nie). Skazani też zostali na w iec zn ą „nieprzyjaźń” („W prow adzam nieprzyjaźń m iędzy ciebie [węża] a niew iastę, pom iędzy potom stw o tw oje a potom stw o je j” 8).

D rzew o rodzaju, m ały ptaszek i w ąż to niew ątpliw ie trzy podstaw ow e sym bole, ja k ie na­ rzu c ają się czytelnikow i. Ale pozostając je sz c z e w tym św iecie, zapytać m ożna o znaczenia innych elem entów , w ydaje się bow iem , że w tak roztoczonej scenerii każdy z nich gra ja k ąś rolę. D rzew o rodzaju je s t w szak przeznaczone na z i e l o n y d o m . To w yrażenie, które należy czytać ja k o nośnik m etafory (drzew o — ten zielony dom ), ukonkretnia sym boliczne znaczenie je j tem atu: drzew o to d o m -o jc z y z n a (konkretny kraj). Z ieleń, kolor kiełkującej roślinności, sym bolizuje tu w oczyw isty sposób nadzieję. Ten w yznaczony dom je s t w ięc (czy m oże tylko był lub będzie) dom em pełnym nadziei, m im o że stoi „pośród piasku i gli­ ny” . P iasek i glina sta n o w ią w pew nym sensie antytetyczną parę substancji, ale obydw ie

(7)

„O doli ptaków w srogich czasach” (Zbigniew H erbert, M ały p ta sz e k ) 197

służyć m o g ą budow aniu czy tw orzeniu. P i a s e k , ja k w iadom o, je s t sym bolem niepew ­ nych podstaw życiow ych (człow iek nierozsądny zbudow ał swój dom na piasku), choć po­ przez niezliczo n ą ilość ziaren piasek o znacza też w ielość (liczne potom stw o, liczny ród). G l i n a z kolei je s t m ateriałem łatw o poddającym się obróbce. Jej w ytw ór zastyga i w ydaje się tw ardy (m ocny, trw ały), choć w gruncie rzeczy je s t czym ś kruchym . G lina przypom ina te ż je d n a k garncarza, który lepi, który w pełni panując nad tw orzyw em p o dkreśla sw ą w ła­ dzę nad nim. A le i na tym nie koniec. Bo m am y je sz c z e p o p i ó ł („suchy deszcz p opio­ łó w ” ), będący rów nież budulcem , pierw otnym m ateriałem ziem skim , ale będący też sym bo­

lem przem ijania i oczyszczania. S ą do tego p s z c z o ł y („gęste krople spadających

p szczół” ), które m o g ą oznaczać niew inność i pracow itość, ale m o g ą też nazyw ać śm ierć i być o zn a k ą w roga, w rogości. I są na koniec l i ś c i e („liści pełen d zban”), które jakkolw iek b y w ają o z d o b ą drzew a, słu ż ą je g o ochronie, to je d n a k zasadniczo w y rażają przem ijalność życia. N a dodatek p o zo stają — także w rozum ieniu w ęża — „pokorne słabe i w iatrom po­ w olne” .

5

Z ałóżm y, iż lekcję pow tórkow ą m am y za sobą. A le w dalszym ciągu nieznany je s t je j cel ostateczny. N ie w ydaje się bow iem , aby chodziło o sam o przypom nienie rajskiego ogrodu (jego sym bolicznych elem entów ) i napaw anie się w idokiem dobrze znanego obrazu. To nie w stylu H erberta. O dbiorca m usi zw ietrzyć w tym podstęp. I m usi zapytać: co się za tym kryje? Co się kryje za przedstaw ieniem (czy przypom nieniem ) biblijnej sceny ludzkiego upadku? Sceny, która m ów i o „genezie” , o tym , co było „na początku” .

O dbiorca przystępuje w ięc do kolejnego czytania. P rzystępuje też z w yraźnym nastaw ie­ niem , podejm uje w szak próbę „alegorycznej lektury” , próbę szukania „drugiego dna” . To, co odnalazł w „w ym iarze pierw szym ” , słusznie potraktow ał ja k o „m askę”9.

T ak a konstrukcja utw oru je s t z re sztą czym ś oczyw istym , o dbiór ptaszka ja k o m etafory człow ieka nie budzi przecież niczyjej w ątpliw ości i m usi być (pow inien być) elem entem każdej konkretyzacji tego utw oru. N iew ykluczone też, że ju ż w pierw szej lekturze czytelnik rozpozna w m ałym ptaszku poetę (pisarza), w szak m oże być m u znany antyczny topos po- e ty -p ta k a , do którego H erbert parokrotnie naw iązuje w sw ych w iersz ac h 10. N a w szelki je d ­ nak w ypadek autor pozostaw ia w tekście w yraźne podpow iedzi. Jest w ięc „o fiara skrzydeł” (przypom inająca znany p a ssu s z K o ch a n o w sk ieg o )", je s t „słow o pieśni” , są też „długie ody” ; ale przede w szystkim je s t cała, niezw ykle w ym ow na, strofa:

ty co pod drzewem czytasz książkę i pośród ludzi jesteś ptakiem tobie to pióro — jeśli możesz elegię napisz na mój zgon

A na koniec prośba o trw ały zapis i o pam ięć:

9 O alegorycznym stylu odbioru zob. M. Głowiński, Świadectwa i style odbioru, [w:] Dzieło wobec

odbiorcy. S z k i c e z komunikacji literackiej, Kraków 1998, s. 145-146.

10 Chodzi o takie teksty, jak: Wybrańcy gwiazd, Ptak z drzewa czy Przypowieść. Zob. uwagę J. Abramowskiej, Wiersze z aniołami, [w:] Poznawanie Herberta 2, wyb. i wstęp A. Franaszek, Kraków 2000, s. 171-172.

" Chodzi rzecz jasna o początkowy fragment Pieśni X: „Kto mi dał skrzydła, kto mię odział pióry /1 tak wysoko postawił, że z góry / Wszystek świat widzę, a sam, jako trzeba, / Tykam się nieba?” (J. Kochanowski, Dzieła polskie, wyd. II zupełne, t. 1, Warszawa 1953, s. 279).

(8)

Może napiszesz nim poemat O doli ptaków w srogich czasach

I tak oto M ały p ta szek, naw iązujący do biblijnej historii o nieposłuszeństw ie i upadku pierw szych rodziców , staje się aleg o ry czn ą op o w ieścią „o doli [poetów ] w srogich czasach” . Przy tym w szystkim je d n a k nie g in ą nam z pola w idzenia żadne odw ołania ani sym boliczne znaczenia. Przeciw nie: niedola p tak ó w -p o etó w , o których te ra z m ów im y, zdaje się być na­ stępstw em tego sam ego kuszenia i tego sam ego pierw otnego grzechu, ja k i był udziałem ludzi zam ieszkujących Eden. M iędzy tym i historiam i zaw iązuje się w yraźny paralelizm .

6

Jak dotąd o dbiorca radził sobie z utw orem , pozostając praktycznie w granicach je g o tekstu. W chw ilach gdy j e przekraczał, zapuszczał się co najw yżej na pola tradycji (odnajdyw ał w pam ięci znane rozw iązania i nacechow ania), ale nie pytał o rzeczyw istość realną, rzeczyw i­ stość pożaliteracką, zasadniczo nie pytał też o sam ego H erberta i ew en tu aln ą je g o obecność w tym przekazie. T eraz zaś — podobnie ja k bohaterów M ałego p ta szka — kusi go chęć „poznania praw dy” , chce w iedzieć w ięcej o „srogich czasach” , o poetach w ów czas żyjących; i w reszcie o autorze, który — ja k pod ejrzew a — opow iada kaw ałek w łasnej biografii (albo biografii sobie w spółczesnych).

P rzez tę biografię o d b io rca p rzebrnie dość szybko, czytając z re sztą o rzeczach pow szech­ nie znanych, dotąd bow iem nikt nie opow iadał o losach H erberta nazbyt obszernie, nikt też — z drobnym i w yjątkam i — nie zd ra d zał szczegółów je g o życia. D w a kataklizm y, które poeta przeżył (i które odpow iadałyby obrazom „srogich czasów ”) to rzecz ja sn a dw ie o kupa­ cje: tak bow iem H erbert rozum iał nie tylko najazd H itlera, ale i Stalina. Tym pierw szym w ypadkom , ja k w iadom o, poeta pośw ięcił m niej opisów , choć pam ięć w ojny ciągle była obecna w tej tw órczości; stalinizm natom iast — także w je g o późniejszych w ersjach — pozostaw ał nieustannie w je j centrum .

G dy M ałego p ta sz k a H erbert zam ieszcza w H erm esie, p sie i g w ieźd zie (drugim tom ie sw oich poezji) je s t rok 1957. Jeśli czytelnik zechce uw zględnić ów kontekst historyczny, w ów czas „srogie czasy” , o których tu m ow a, utożsam i w łaśnie z latam i stalinizm u w naszej literaturze (czy szerzej: kulturze). Przyw oła w ięc cały pow ojenny okres znaczony d ram a­ tycznym i w yboram i pisarzy, ich „zniew oleniem ” , w iern o p o d d ań czą słu ż b ą i rea liza cją p ar­ tyjnych zam ów ień. O kres znaczony — z je d n ej strony — m an ifestacją „zw ycięstw a” (zw y­ cięstw a now ego system u, nowej m etody tw órczej), a z drugiej — św iadom ością artystycznej katastrofy i m oralnego upadku.

W ydaje się w łaśnie, że utw ór H erberta, tak w obrazie przykutego do gałęzi p ta sz k a - poety, ja k i w je g o gorzkiej refleksji, doskonale oddaje klim at, ale i przebieg tam tych w y­ padków . W ypadków opisyw anych ju ż z pew nej perspektyw y.

7

N iew ątpliw y dystans tow arzyszy w ystąpieniu ptaszka w drugiej części utworu. O n, głosząc w ów czas swój kom entarz, j u ż w i e (albo też w iedział od sam ego początku) — o zgub­ nym losie tych, którzy uw ierzyli w ężow i, o ich literackich w yczynach, o nazbyt dużej cenie, ja k ą przyszło płacić za „dom y w yłożone puchem ” . N ie tak natom iast prezentuje się ptaszek

(9)

„O doli ptaków w srogich czasach” (Z bigniew H erbert, M ały p ta szek) 199

opisujący ów świat, m ówi on bow iem z pozycji kogoś, kto je szc ze w nim tkwi, kto zna je d y ­ nie nakazy nim rządzące, a w ięc też reguły funkcjonow ania je g o m ieszkańców .

O tóż ten św iat prezentow any był ja k o niezw ykle atrakcyjny (i ja k o taki m iał być odb ie­ rany). „D rzew o rozłożyste” to J e d y n e ” drzew o, na dodatek je sz c z e „zielone” , było przeto o b ie tn ic ą dom u w yjątkow ego. D om u (kraju), który nie m iał dla siebie alternatyw y, pozosta­ w ał bow iem jed y n y m m ieszkaniem na rozległym pustkow iu („pośród piasku i gliny pośród gliny i piasku / w środku pustyń” ). W szystkie inne form y życia obum arły albo też w yglądały ja k m artw e — zew sząd dochodziły tylko: „suchy d eszcz popiołów ” i „gęste krople spadają­

cych p szczół” , a w ięc coś, co sym bolizow ało przem ijanie i w rogość.

To antytetyczne zestaw ienie rozłożystego drzew a i pustyni, potęgow ane je sz c z e oksym o- ronicznym obrazem „suchego deszczu popiołów ” , przypom inać m a sposób, w ja k i po w ojnie kreślono d y chotom iczną w izję św iata. T ak w łaśnie budow any w tedy socjalizm przeciw sta­ w iano „zgniłem u im perializm ow i” (tak te ż w yznaczano granicę m iędzy „m y” i „oni” , o p o ­ zycję: nasz — w róg) W rozum ieniu ideologów ten pierw szy św iat był — pow tórzm y — je d y n y , rozłożysty, zielony. W szystko w nim było now e, piękne, rozkw itające, etc. Drugi zaś był czym ś przeżytym , czym ś, co bezpow rotnie przem ija, w ręcz obum iera, a do tego je szc ze pozostaje w rogie. D latego w opisyw anej scenerii m ie sz ają się je szc ze piasek i glina, glina i piasek. Coś, co — z jed n ej strony — sym bolizuje niepew ność czy upadek (upadek dom u budow anego na piasku), a z drugiej — trw ałość (choćby pozorną).

B iblijne „drzew o rodzaju” przypom ina w ięc także o w y b o r z e , ja k ie g o w ów czas m usiał dokonać każdy p ta sze k -p o e ta . Podobnie ja k pierw si rodzice, skazani na w ybór p o ­ m iędzy dw om a drzew am i (drzew em życia i drzew em poznania d obra i zła), tak i on, stając na progu now ej rzeczyw istości, musi opow iedzieć się za którym ś św iatem . Jak w iadom o, tem u w yborow i tow arzyszyło kuszenie w ęż a-id eo lo g a. T o je g o podstępne obietnice i kłam ­ liwe w izje (w izje J e d y n e g o drzew a”) sprow adziły w ielu na m anow ce. Jedni po prostu uw ie­ rzyli — w je g o m ądrość, w słuszność głoszonej doktryny, literackiej m etody („bo mówi m ądry w ąż który na drzew ie m ieszka”). U w ierzyli w ięc w „historię” i „szkołę śpiew u” (je­ dynie „w ie lk ą literaturę realizm u socjalistycznego”), która m iała przetrw ać. 1 tak ż y ją nie­ św iadom i swej tragedii. A le byli też inni — ci, którzy „w iedzieli” , znali zb ro d n ic zą d ziałal­ ność ideologa (bo do kraju przybyli od strony Z w iązku R adzieckiego — z „w yzw oleńczą” arm ią; albo przebyw ali na terenach zajętych w cześniej przez Sow ietów ), a je d n a k w atm osfe­ rze budow ania „now ego” opiew ali je g o w ielkość i moc. N azbyt słabi, tchórzliw i godzili się na je g o panow anie (bo m ów ił wąż, „który drzew o oplata który drzew em rządzi / że zginie ten który opuści drzew o / od pragnienia i głodu ze strachu przed sobą” ). Byli w ięc i tacy, którzy — poza w szystkim innym — w ybrali drogę szybkiej stabilizacji; w zam ian za pokorę, słabość i „pow olność w iatrom ” , a w ięc pełn ą uległość i bycie narzędziem w czyichś rękach, sięgnęli po „dom y w yłożone puchem ” .

M ały ptaszek, który je s t zapew ne synekdochą całej ptasiej grom ady, przypom ina zatem tych, którzy w pierw szych dniach „w olności” nie tylko witali zw ycięzców na radzieckich czołgach, ale uznali też „dem okrację ludow ą” i socjalizm za rzeczy godne i w tam tych w a­ runkach je d y n ie m ożliw e. Z re sz tą — tak ja k ow oce na rajskim drzew ie — w yglądały one w ów czas zachęcająco, kusiły m ożliw ością poznania, no i zap o w ied zią udziału we władzy. N iektórzy w ięc spożyli z ow ego drzew a, ale nie dostrzegli — nie dostrzegli wszyscy, nie dostrzegli w porę — że oto stali się „nadzy” . N ie w szystkim otw orzyły się oczy, nie w szyscy rozpoznali w w ężu szatana.

(10)

8

K om entujący te w ydarzenia w drugiej części utw oru p taszek je s t w ięc tym , który w porę przejrzał, albo te ż tym , który zrozum iał, gdy ju ż szkoła śpiew u zbankrutow ała i odkryła m oralne dno je j uczestników . Ó w ptaszek nie je s t natom iast kim ś stojącym z boku, kim ś, kto by nie kosztow ał z drzew a zakazanego, rozpam iętuje bow iem sw o ją tragedię, dostrzegając te ra z każdy detal zdradzieckiej dialektyki. R ozum ie w ięc m echanizm w stępow ania do „szko­ ły” i udziału w koncertach „chóru” .

N ajg o rsza je s t „ofiara skrzydeł” . T o dzięki nim m ożna było się w zbijać ponad w szystko i czuć się w olnym ; tracąc ten atrybut, traci się m ożliw ość sam ostanow ienia. P taszek żyje w ięc „przykuty do gałęzi” — na d odatek bacznie strzeżonej p rzez w ęża. To w łaśnie on — wąż: ideolog, krytyk, cenzor — o d p ow iada za w yniki w szkole śpiewu. N ic w ięc dziw nego, że codzienne lekcje — pisarskie praktyki — p rze b ieg a ją w atm osferze strachu i ciągle tłum io­ nego buntu:

ofiara skrzydeł naprzód boli a z tego bólu można śpiewać potem się kocha nieruchomość i strach dyktuje słowo pieśni tą pieśnią oddalając wyrok posłuszni instynktowi życia na dnie skrywamy iskrę buntu kiedy chwalimy słodką przemoc

A w ięc w w ielu przypadkach ju ż tylko chęć przeżycia dyktow ała „słow a pieśni” . Owo pienie — czynność dla ptaszka skądinąd naturalna — stało się je d n a k nazbyt m onotonne. C iągle tylko ody i ody — utw ory sław iące, utw ory na cześć: na cześć now ego system u, je g o w odza i innych budow niczych. N o ta b en e początek opow ieści m ałego ptaszka je s t utrzym any w takiej w łaśnie konw encji:

O drzewo rozłożyste jak drzewo rodzaju nam ptakom przeznaczone na zielony dom

[...

]

jakże mieszkać gdzie indziej niż na drzewie jedynym

A postroficzna postać tych w ersów to w yraźna odautorska aluzja do stylu i charakteru w ystąpień, które ptaszkom w eszły ju ż w krew (i które były rezultatem ich codziennych p rak­ tyk). N ie u m ie ją układać sw ych pieśni inaczej, ja k tylko na m odłę w ysokich tonów i p o ­ chw alnych treści.

9

B ohater utw oru H erberta d o tarł je d n a k do pew nych granic. M oże zrozum iał, a m oże tylko w swym m oralnym upadaniu d o b ił do dna:

przez wąskie gardło długie ody od tego pewnie gardło pęka i pęka serce gdy za blisko przybliży oczy nieruchome

(11)

„O doli ptaków w srogich czasach” (Z bigniew H erbert, M a ły p ta szek) 201

A zatem w ięcej ju ż nie m ożna. Pozostaje gorycz przegranej. Ó w świat, pieczołow icie budow any i strzeżony, obnażył nagle sw o ją pustkę i nędzę. A le czy nagle? W szak ptaszek m ówi o strachu, życiow ym instynkcie, o skryw anym buncie, o tym w ięc, co zdradza św iadom ość udziału i św iadom ość pew nego stanu rzeczy. Czym zatem naznaczona je s t m ow a p ta szk a -p o e ty ? N ie tylko poczuciem totalnej klęski. P rzepełniona je s t przede w szystkim g o rzk ą autoironią, bo choć opisuje proste tryby „historii” , to je d n a k obnaża też zw y k łą słabość poety, je g o strach, pychę i z łą w iarę, w imię której działał. Z atem je s t tyleż d em ask a cją św iata, co sam ooceną. K rytyka socrealistycznej „szkoły śpiew u” je s t w równej m ierze kry ty k ą udziału. A m oże naw et w w iększym stopniu krytyką ludzkich działań i zachow ań aniżeli sam ych m echanizm ów czy procesów . N ie bez pow odu w ięc — podkreślm y je sz c z e i to — m ow a p ta szk a -p o e ty stylizow ana je s t na m ow ę elegijną. T a m ow a chce być p rzepojona żalem , chce w yglądać na skargę, sm u tn ą refleksję kogoś, kto został niechybnie w ciągnięty w złow ieszcze tryby „historii” . A le to tylko „stylizacja” , k olejna m aska niektórych przegranych poetów . Tych, którzy chcieliby uchodzić za pokrzyw dzonych i oszukanych; i którzy o cz ek u ją zrozum ienia. A tym czasem p o zo stają w sw ym lam encie żałośni. Powinni bow iem w iedzieć, czym się to skończy. P oeta pow inien wie&nrnblczna m ow a ptaszka je s t w ięc ironiczna, albo te ż autoironiczna, je śli założyć, że m a­ ły ptaszek uosabia poetę św iadom ego swej m oralnej i artystycznej klęski; je s t też je d n a k po części groteskow a, gdy przypom ina żale poetów , ich głośne rozrachunki z okresu przełom u (utw ór m oże być zatem czytany ja k o parodia rozrachunkow ej „spow iedzi” , do której garnęli się pisarze po n iew czasie)12. O tóż tę w ielość nacechow ania — tę niejednoznaczność m owy — po d k reśla w łaśnie ów w yjątkow y rytm. T ok ja m b ic zn y — ja k o odw rotność tro ch eja — zd ra d za bow iem sw ą nienaturalność. W m ow ie je s t rodzajem m aski: służy ośm ieszaniu, szyderstw u, ale też skryw anej sam oocenie. Z nakom icie w ięc nadaje się do odgryw ania cu­ dzych ról (sw ojej także). I do tych celów H erbert w yzyskał w łaściw ości w iersza jam b iczn e- go. N ajpierw przypom niał historię upadku, by następnie, ukazując je j prostackie m echani­ zm y, zdem askow ać postaw y „tych, co przegrali” . „N iedolę” pow ojennych literatów , urządzających się w now ym św iecie, zestaw ił w ięc z początkiem dziejów ; i podobnie ja k w przypadku pierw szych rodziców akcent położył na kuszenie, w ybór i pierw otny grzech (zali­ czył do nich zw ykłą chciw ość, pychę i żądzę bycia w ielk im )13.

12 Mały ptaszek może być jednak czytany nie tylko jako parodia rozrachunkowej „spowiedzi”, ale też czytelna aluzja do wcześniejszego zjawiska samokrytyki. Wątku tego świadomie nie podejmuję, gdyż zająłem się nim w innym miejscu, także analizując wiersz Herberta. Zob. Niezłomność czy kompromis?

Wokół „Szuflady” Zbigniewa Herberta, „Pamiętnik Literacki” 1993, z. 2.

13 To samo wyraził Herbert po latach kilkudziesięciu, wypominając uwikłanym w stalinizm pisarzom ich strach, działanie „z niskich pobudek materialnych” i działanie w złej wierze — zob. rozmowę Herberta z J. Trznadlem, Hańba domowa. Rozmowy z pisarzami, Lublin 1990, s. 184-185.

Cytaty

Powiązane dokumenty

ę wody do garnka i wsyp ły ziemniaczanej. strzykawki dodaj do pozostałych dwóch ą po 10 kropel zagotowanego roztworu oraz po 1 kropli jodyny. Wlej po kilka kropel

Wnioski: Pobyt Małego Księcia na każdej z sześciu planet pozwala na pełne rozpoznanie wartości, jakim hołdują dorośli i określenie rozczarowań, jakich doświadcza

Uczniowie na polecenie nauczyciela wskazują, co łączy tekst biblijny, omawiane dzieła malarskie oraz tekst Kaczmarskiego. Nauczyciel przypomina pojęcie

Następnie komen- tuje (w formule, która pojawia się także w analogicznych raportach za rok 1953 i 1955; mamy zatem do czynienia z rodzajem szablonu sprawozdawczego): 1) pro-

Wspominać takiego człowieka, jakim był Profesor Edward Kasperski, czy- nić to zaledwie kilka dni po Jego śmierci, by udostępnić te wspomnienia światu – to naprawdę

Proponowana metoda badawcza, zasto- sowana przez Konecznego najpe³niej w Cywilizacji bizantyñskiej, opiera siê na po- dejœciu historyczno–empirycznym.. Nie- zwykle obszerna

- W każdym ważnym miejscu, gdzie zatrzymuje się wagon zdążający śladami sierpnia 1980 roku, zbieramy wypowiedzi osób, które uczest- niczyły w wydarzeniach sprzed lat -

Dodatkowo Narodowy program zwalczania chorób nowotworowych (jeœli pragnie siê utrzymaæ tê nazwê) powinien mieæ zrównowa¿one finansowanie dotycz¹ce nowotworów krwi.