Maria Podraza-Kwiatkowska
Somnambule : (o młodopolskiej
konwencji onirycznej)
Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 2 (8), 64-79
Somnanibule
(O młodopolskiej
konwencji onirycznej)
Miło snami uciec z życia.
S. W yspiański
Powiało na mnie morze snów.
T. Miciński
M łodopolski sen. A le któ ry ? Bo je s t ich w iele. J a k w każdej epoce, tak i w tedy sny
u rozm aicają akcję, nieraz ją u dziw niają, b y w ają
p ro fety czn e, b y w ają w yłącznie nastrojow e. Nie b ę dziem y ich tu katalogow ać. N ajw ażniejszym bow iem zagadnieniem nie w y d aje Się tre ść m łodopolskich snów: tych, k tó re są opow iadane, przedstaw iane, k tó re w ten czy w inny sposób w łączone są w p rz e bieg akcji.
Sen bow iem w y stęp u je w okresie M łodej Polski ta k że w in n y ch fu n kcjach . N ajłatw iej u ch w y tn a je st — p o p rzestań m y na razie na u jęciu pow ierzchow
n y m — fu n k c ja sło w n o -in k ru stacy jn a. Po pro stu
bardzo często w ów czesnych tek sta ch literack ich
p o jaw ia się słowo „ sen ” i jego odm iany. M iędzy in n y m i — w ty tu łac h : S n y o potędze, Sen o szpadzie,
S n y Marii D unin itp. W y raźna m oda n a słowo „ sen ”
spow odow ała, że b yw a ono um ieszczane w ro zm ai ty ch u w ik łaniach sem antycznych. N ajczęściej ozna cza coś w rod zaju w ym arzonego id eału („Twe sny, żuraw ie bezdom ne” , „S ny o potędze” ). B yw a syno nim em przeczuć („Sny się sn u ją złow rogie”) lub .zawiedzionych n adziei („U m arły sen m łodzieńczy” ).
W y stęp u ją sny nacechow ane u jem nie (złe, upiorne, obłąkane), lub dodatnio (skrzydlate, cudne); koloro we, jak u Słowackiego: „szafirow a snów g łęb in a”, „koralow e sn u księżyce” . Są w reszcie sny przedm io tem antrop o m o rfizacji („Jakieś białe sn y w sta ją bielą ciał m igocą”) i elem entem splotów m etaforycznych („P rzek w ita niebios lazurow y sen ”).
Jedn o je st pew ne: owa „sen n a” in k ru sta c ja nie słu ży ścisłej p recy zacji sem antycznej. Służy n atom iast
w ydobyciu pew nej a u ry n astro jow ej. N ajlepiej ■—
n a jb ard ziej też to znane p rzy p ad k i — spełnia tę rolę przy m io tnik ow a odm iana: sen n y staw , sen na droga, se n n y k laszto r, senny chlu p o t szarugi, se n n y jęk żuraw i, se n n a cisza, chw ila zm ierzchu sen na itp .1. W k ontekście poszczególnych u tw o ró w fu n k cja tego e p ite tu je st jasna: su g e ru je on zw olnienie tem pa, ła godność ru ch u , ściszenie dźwięków, zanikanie sfe ry rzeczyw istości. Czyżby zatem : fu n k cja sugestyw no- hipnotyczno-u sy piająca? Być może, nie jesteśm y da lecy od praw dy .
ó w c z e sn a lite ra tu ra , ta k ostro w alcząca o praw o do autonom ii, tak zdecydow anie odcinająca się od w szystkiego, co nie je st sztuką, nie była w rzeczy w istości pozbaw iona w ielorakich pow iązań z innym i dziedzinam i. Zw łaszcza w p ły w ów czesnych badań naukow ych, i to k o nk retn ie: p sych iatry czn y ch i psy chologicznych, był znaczny. Sugestia, podstaw ow y ele m en t ówczesnej poetyki, sta m tą d w łaśnie je s t ro dem; w połączeniu z hipnozą stosow ano sugestię przy
leczeniu nerw ic, a zw łaszcza p r z y leczeniu histerii.
Pod koniec X IX w. n a stą p iła gw ałtow na inw azja su- gestii-ihipnozy: przede w szystkim w dziedzinie socjo- psychologii (problem oddziaływ ania na społeczeń stw o); także — na polu sztuki i lite ra tu ry .
E stety czn a zasada sugestii jest problem em osobnym,
1 D otychczasow e przykłady pochodziły z itomików poetyc kich L. Staffa, T. Micińskiego, K. Zawistowskiej, B. Buitry- m ow icza, St. Korab-Brzozowsikiego oraz z Popiołów Żerom skiego.
Funkcja hipnotyczna
„Rekonva leszen tenstube”
Sen Buddy i Schopenhauera
k tó ry m tu ta j n ie będziem y się zajm ow ać. W każdy m razie łączy ją z su g estią psychologiczną osłabianie działalności in te le k tu i w oli u poddanego te ra p ii osobnika. Zbieżności z p sy c h o te rap ią są n iek ie d y zu pełn ie w y raźn e („R e k o n v a le s ze n te n stu b e ” — pisał
z iry ta c ją Przybyszew ski):
Sn>u ręce irugiliiate, leMcie, kładzione Na oczy jaiwą cierpką zinuźotne,
(L. S ta f f : S e n n a s k r z y d ła c h z m ie r z c h u ) W p rzy kładzie poniższym podm iot liry c zn y p rz e p ro w adza zabieg auto u sypiania, p o w ta rz a ją c słow a o senności i spaniu:
Zmierzch m elancholią szarą spływa.., Senność pow ieki moje klei,
Pełen znużenia, bez nadziei, Chcę s p a ć ...
<L. S ta f f: P r z y g n ę b ie n ie ) W Protesilasie i Laodamii W yspiańskiego u p erso n i- fikow any Sen zachow uje się ja k ty p o w y h ip no tyzer:
(Sen zachodzi z tyłu ku Laodaimii i uderza ją (po czole pałeczkami m akowych badylów; —
dotknąwszy jej skroni i czoła badylem, przygania ją obrotami rąk w powrót ku łożu, gdzie po czasie Laodamia usiada)
LAODAMIA:
Zbliżasz się oto, łudzący, boski, odpocznienia w iecznego rozdawco.
.... Poznaję cię, i bliskość tw oję z cichości i półmroków, którymiś otoczony. —■
.... — Tużeś jiuż przy mnie, przy głow ie mej, którą powolna chyilę:
Makowe to są badyle i głów ki owocu dostałe, zeschłe; potrząsane w dłoniach twych szeleszczą, szemrzą.
Sen, „odpocznienia w iecznego rozdaw ca” , to po p ro stu b ra t śm ierci. T ak ro zum iał go m iędzy innym i S chopenhauer. Także — b r a t n irw an y . W łaśnie z tą sch o p en h au ero w sk o -b u ddyjsk ą osw obodzicielką od w szelkich p rag n ień b yw a wów czas id en ty fik o w an y sen:
Niech uileginę isenności, oo z postaci ibwojąj w seledynow e, wTiotkie odzianej osłony isruuje isię i ow ija pierś na kształt powoi
owijających drzewo m nogim i ramiony. Chcą zasnąć....
(K . T e t m a je r : N irau an o p o c h y l k u m n ie tw a r z...) Senność o g arn ia n ie je d n o k ro tn ie postacie m łodopol skich utw orów : blade, o znieruchom iałym sp o jrze niu, zw olnionych ruchach . Oczywiście: p rera fa e lic - kie. Tak, a le w łaśnie o postaciach p rerafaelick ich p i sał k r y ty k krakow skiego „Ż ycia” : „p oruszają się jak w e śnie” 2. Oto jed n a z poetyck ich k re a c ji tak ich w łaśnie postaci:
Chodzą ślegpd, z otwaritą szeroko źrenicą, 1 są jak som mnam bule trwożni i nieśm iali, Co na jakieś wołanie ze swu się zerwali.
(F. M ira n d o ła : M y) Postacie „p o ru szające się ja k w e śn ie” , „som nam bu le ” — tego ro d zaju o k reślen ia n ie b y ły p rzy p a d k o we. Nie p rzy p ad k iem tak że n a rra to r P ałuby mówi, że sprow adził sobie książki tra k tu ją c e o som nam bu- lizm ie. K siążek ta k ic h było isto tn ie w iele: som nam - bulizm em zajm ow ał się sły n n y O harcot, pisał o nim m iędzy in n y m i B e rtra n d , osobny rozdział pośw ięcił snow i som nam bulicznem u ogrom nie u nas w pływ o w y niem iecki badacz C arl D u P r e l 3. Z ajm ow ał się nim — podobnie jak in n y m i zjaw iskam i z zakresu
p arapsycho lo gii — Ignacy M atuszew ski, Ju lia n
O chorow icz i inni.
S ztu czny sen som nam buliczny w yw oływ any by ł nie ty lk o w celu reg e n e ra c ji sił fizycznych czy u sta le nia źródeł choroby. P rzed e w szystkim by ł drogą do
2 W. Sch.: Burne Jones. „Życie” 1898 nr 27.
3 W książce, na którą będziem y się tu 'niejednokrotnie po w oływ ać: Philosophie der Mystik. Llipsk 1884; 2 wyd. Lipsk 1910. O Du Prelu pisał Kaziimierz Twardowski, że można się od niego więceij nauczyć, niż od stu Buchnerów (Monista-
m is ty k . „Przełom ” Wiedeń 1895 ,nr 5).
Somnambule i uczeni
Breton nie był pierwszy
odkrycia tajem n ic ludzkiej psychiki. J u ż w iedziano, że „ w e w n ę trz n a św iadom ość” w y ra ż a się w sn a ch (Du Prel). R elację o ty ch snach, bezpośrednią r e la cję w czasie trw a n ia w izji sen n y ch p rzek azy w ał w łaśnie som nam bulik. (Jak w iadom o — so m nam b u- licy nic nie p a m ię ta ją po przebudzeniu.) Z nam ienne, że n a ten sam pom ysł w padł po latach... A ndre B re ton.
T rzeba od ra z u stw ierdzić, że nie doszukano się w głębokiej św iadom ości som nam bulików kom pleksów (choć n a p rzy k ład D u P re l w iedział,
że w snach w y ja w ia ją się choroby nie tylko
ciała, ale i duszy, a Ju lia n Ochorow icz uw ażał, że na po dstaw ie snów m ożna w iele pow iedzieć o ch a ra k te rz e śpiącego). Znaleziono n a to m ia st pow iązania ze sferą tra n sc en d e n tn ą. Ow a sym bioza p sy c h ia trii i psychofizjologii z dziedziną m istyki, a także sp iry tyzm u je st typow a dla epoki. N aw et Irzykow ski tłu m aczył sny M arii D unin w sposób podw ójny: psy- chologiczno-prefreudow ski i sp iry ty sty czn o -em an a- cy jn y- W ten sposób psychologia i parapsychologia sąsiadow ały ze sobą. I znowu nie b y ł to przypadek. Specyficzną cechę epoki stanow i fak t, że zjaw iska uw ażane daw niej za dom enę „cud ów ” objęte zosta ły b adaniam i naukow ym i. P isał o ty m u nas — za M aeterlinckiem — Zenon Przesm ycki, pow ołując się n a tak ie a u to ry te ty , jak sław ny fizyk i chem ik W il liam Crookes.
Sen zatem to nie tylk o u ła tw ia ją c y ucieczkę od ży cia b ra t śm ierci. Nie darm o Laodam ia obok nazw y „odpocznienia w iecznego rozdaw co” używ a drugiej: „w ysłańcze ta je m n y c h sił”. Sen bow iem to także ta jem nicza dziedzina, w k tó re j dochodzą do głosu u k ry te pod pow ierzchnią św iadom ości nie znane w ar stw y psychiki; psy ch iki zarów no indyw idualnej, jak i tra n sc en d e n tn ej.
ó w c z e sn a lite ra tu ra p rz y ję ła nie tylko terapeu tycz- no-ew azy jn y (w sensie ucieczki od życia), ale także
ów epistem ologiczny asp ek t snu. P rezen to w an y przez P rzesm y ck ieg o M aurycy M aeterlinck pisał:
„Chylę się z ciekawością (...) nad tajemnicami snu, w którym, mimo zbyt potężnego w pływ u wspomnień dziennych, dano nam jest niekiedy dojrzeć błysk ,jakiegoś byitu zagadkowego, rzeczyw istego, pierw otnego (...) nad w szystkim i tym i rao- memtami, gdy człow iek w ym yka isię w łasnej sw ej baczno
ści (...)”
W edług P rzybyszew skiego (O „nową” s z tu k ę ) w n i kanie w rzeczyw isty, zagadkow y b y t zachodzi b a r dzo rzadko: „T ylko w ciem nych nocach płonących snów try śn ie raz po raz zielony płom ień” . D robna część duszy, czyli ab so lutnej świadom ości przejaw ia się, jego zdaniem , „w snach, w izjach, w chw ilach n iezw y kłych a p otężnych napięć d u ch a” .
W te n sposób przeszliśm y od k atego rii „senności” do k ateg o rii „w izji se n n y ch ” 4. I tera z jed n a k nie bę dziem y ow ych w izji opowiadać.
Z ain tereso w an ie snem w znaczeniu w izji sennych m iało w ielo rak ie konsekw encje. N asuw ały się w ą tp li wości ty p u ontologicznego, znane już zresztą d aw niej: czy n asza rzeczyw istość nie je st snem? C am ille M élinard ogłosił w znanym i u nas czasopiśm ie „R e v u e des D eux M ondes” (1898) duże studium , n ap isa n e n iew ą tp liw ie pod w pływ em S chopenhauera, w k tó ry m — dow odząc identycznego c h a ra k te ru św ia ta rzeczy w isteg o i św iata sn u — pisał o możliwości... obudzenia się. P o ja w iła się i d ru g a w ątpliw ość: czy nie je ste śm y czyim ś snem?
Kito jesitem? w ie tylko ten, który /wie, iż mniie woale nie ma. Śni m nie ktoś, jakby ciężki sen —
(T. M ic iń s k i: F r a g m e n t z N l e t o t y )
4 „Wiizja senma” (takiego ,terminiu używ a np. Stefania Skw ar- czyńska) w ydaje isię trafniejszym określeniem niż ogólnie przyjęte: „marzenia senne” Słowo „marzenie” sugeruje do znania em ocjonalnie dodaltnie; trudno tu pom ieścić nieod
łączny od sniu — kotszmiair.
Klucz do transcendencji
Kto naß śni?
„We śnie każdy jest Szekspirem ”
N iek tó rzy p isarze z w racają uw agę na in n e zag ad n ie nia ty p u ontologicznego: n a sposób istn ien ia zjaw isk sennych jako tw orów obdarzonych w łasnym , w m ia rę sam odzielnym by tem (W yja śn ienie sn ó w Marii
Dunin Irzykow skiego, troch ę później i w y ra ź n ie j: P rzy go d y Sindbada Żeglarza i S e n w ie jsk i L eśm iana,
nieco inaczej: Medi R om ana Jaw orskiego). Być m o że oddziałały tu w jak iś sposób m odne w ów czas sp i ry ty sty cz n e koncepcje o „ m a terializa c ji” p ro d u k tó w podśw iadom ości. (Ignacy M atuszew ski pisał na p rz y k ład w książce Czarnoksięstwo i m e d iu m iz m o h a lu cynacjach jako o „może początkow ym sta d iu m m a terializ a c ji” .)
P rzede w szystkim jed n a k w izje sen n e zo stały zro zum iane jak o w y n ik potężnej siły k re a c y jn e j, k tó rą rozporządza lu dzka w yobraźnia. S iły k re a c y jn e j działającej niezależnie od naszej świadom ości, w od m ien n y zatem niż n o rm a ln y sposób. W skazyw ano p okrew ieństw o sn u i inn ych stanów , w k tó ry c h do chodzi do głosu „ ja ” głębokie; tak ich stan ó w jak ekstaza, h alu cy n acja, w idzenia n a rk o ty czn e itp. Co w szakże dla n as n a jb ard ziej in te resu jąc e : stw ie rd z o no podobieństwo a rtystycznego procesu twórczego
do procesu twórczego zachodzącego w śnie. W izja senna je s t tak ą fu n k cją psychiczną, k tó ra m a n a j w ięcej zbieżności z p ro d u k cją a rty sty c z n ą — pisał C arl D u P re l 5. „W e śnie każdy je s t S zek sp irem ” — p o w tarzał in n e jego sform ułow anie A ntoni L ange 6. P o d k reślając udział podśw iadom ości w fa n ta z ji sen nej i literack iej, w y su n ął n aw et D u P re l — dość chy ba na owe czasy zaskakującą — tezę: tw ierd ził m ia nowicie, że u tw o ry b y ły b y b ard ziej skończone, gdy by udało się zatrzym ać sam proces sennej produkcji, bez w łączania św iadom ej obróbki.
Podobieństw o m iędzy snem a tw órczością a rty sty c z
5 W (książce Psychologie der Lyrik. Beiträge zur Analyse der
dichterischen Phantasie. ILi|pslk ,1880, is. 7.
c W stadium Twórczość i obłęd. W: Studia i wrażenia. War szawa 1900, s. 89.
ną nasuw ało się coraz w yraźn iej w m iarę rozw oju badań n ad podśw iadom ością i jej ro lą w procesie tw órczym 7. „G enialność lub p rzy n a jm n ie j bogactw o tw órczości zależy od w yobraźni podśw iadom ej” — pisał znany i tłu m aczo n y u nas Th. R ibot w książce
0 w yobraźni tw órczej. R ém y de G ourm ont, rozw a
żając rela cję podśw iadom ość — sen — twórczość poetycka 8, p o d k reślał w iększą absurdalność sn u niż tw órczości poetyckiej; jed n ak że przytoczone przez niego p rz y k ła d y a b su rd a ln y ch sk ojarzeń sennych n a zasadzie zbieżności eufonicznych istn iały ju ż w ów czesnej poezji fra n c u sk ie j (M allarm é).
Bezwiedna, podśw iadom a, pozalogiczna czynność
w yobraźni — oto zdaniem ów czesnych psychologów 1 k ry ty k ó w litera c k ic h w spólne cechy w izji sennej i tw órczości a rty sty c z n e j. D okładniejsza specyfikacja podobieństw a dotyczy ła głów nie dw óch spraw . Po pierw sze zatem , je st sen — ja k wów czas pisano — obrazow ą p ro je k c ją głębokiego „ ja ” , je s t „sym bo licznym p rzed staw ien iem w ew n ętrzneg o sta n u śnią cego” (Du P rel). N astro je osobnika, n a k tó re w cią gu dnia p o tra fi on św iadom ie w pływ ać, w y zw alają w izje sen n e w postaci rozm aity ch rów now ażników obrazow ych. D la każdego, kto choć troch ę zna lite r a tu r ę okresu M łodej Polski, zbieżność tego stw ie r dzenia z ów czesnym p rogram em , zw łaszcza poetyc kim, je st zupełna: p oeta w inien — tak brzm iał ów prog ram — sym bolizow ać sta n duszy, to jest p rzed staw ić go p rz y pom ocy em ocjonalno-obrazow ych
ekw iw alentów .
Po d ru g ie — ciąg obrazow y w izji sennych je st „nie logiczny” w potocznym tego słow a znaczeniu; polega na sw obodnym procesie asocjacyjnym . O drzucenie potocznej „lo gik i” postu lo w ała rów nież ów czesna li te ra tu ra :
7 Por. P. Ohiabameix: Psychologie cérébrale. Le subconscient
ch ez les artistes, les savants et les écrivains. Paris 1897.
6 La création subconsciente. W: La culture des idées. Paris 1900. P ierw sze pochw ały absurdu S en a sym bolizm
Konstrukcja w izji sennej
„Metoda, jaką się na razie posługujem y, to oddawanie i od twarzanie uczuć, m yśli, wrażeń, snów, w izyj, bezpośrednio jak się w duszy przejawiają, bez logicznych zw iązków , w e wszystkich ich gw ałtownych przeskokach i skojarzeniach”.
(S. P rz y b y s z e w s k i: O „ n o w ą ” s z tu k ę }
„Cóż w ięc mam y w spólnego w takich Sitanaicih, jak h alucyna cja, obłęd, sein z jednej strony, rtwótrcHOŚć z drugiej? Oto —
swobodne kojarzenie obrazów”.
(A. L a n g e : T w ó r c z o ś ć i o b łę d )
Stopień sw obody asocjacyjnej i p o d ob ień stw a do w i zji sen n y ch b y ły oczywiście różne. W w ierszu L eo polda S ta ffa P rzygnębienie (S n y o potędze) n a s tró j przygnębienia, od któ rego podm iot liry c zn y chce się uw olnić zapadając w sen, zo staje usym bolizo- w any, tj. p rzed staw io ny za pom ocą ek w iw alen tó w em ocjonalno-obrazow ych. S ą to ju ż w łaściw ie o b ra zy senne, w iern ie sym bolizujące „ sta n d u szy ” u sy piającego. Zasada ówczesnej poezji p o k ry w a się tu w ięc zupełnie z zasadą w izji sennych. O b razy nie są z sobą pow iązane w sposób logiczny, łączy je je d y nie atm o sfera „beznadziejności” . P ierw szy o b raz to zran io n a łania, n a darm o czekająca n a pom oc w m rocznej kniei, d ru g i obraz — w ędrow iec, k tó ry za błądził w m roźną noc. B rak tu tak że tego logiczne go uzasadnienia, jak im b y w a zw rot: „śni m i się” (owo „śn ienie” nie je st zreszitą zupełnie pew ne). O to próbka:
Światłość dnia blada dogorywa, Światłość omdlała i znużona... Zraniona łania kędyś (koma
W śm iertelnej ciiszy imirocznejj (kniei. Zmierzch melainioholią sizarą spływa... Senność powieki m oje klei....
Znużony trudeim, bez nadzliei, Błądzi w ędrowiec mroźną nocą.
W rezu ltacie jed n a k je st to w łaściw ie opis usy pian ia i pojaw ian ia się obrazów sennych; o technice oni- rycznej nie m oże tu być m owy.
Z upełnie odm iennie w y g lą d a ją pró by w prow adze nia technik i snu u P rzybyszew skiego. P rzede w szy st kim — stw ie rd z en ie to w y d a je się bardzo w ażne — je s t to w o w iele w iększym stopniu tech nik a w i dzeń h a lu c y n a c y jn y c h niż w idzeń sensu stricto sen nych. O h a lu c y n a c ji nie m ożna p rzy om aw ianiu m łodopolskiego sn u zapom inać (podobnie ja k nie można zapom inać o w izjach narkotyczno-alkoholo-
wych; casus: Les paradis artificiels B a u d e laire ’a).
H alucynacje pozw alały n a bardzo dużą swobodę sko jarzeń, n a śm iałe zestaw ien ia obrazów (pisał o ty m m .in. R im baud). W p ra k ty c e literack iej próbow ano w yko rzystyw ać w sposób niem ożliw y do rozdziele nia zarów no tech n ik ę wtizji sennych, jak i w idzeń h a
lu cy n acyjnych . P rzep ro w ad zen ie dokładnego roz
działu je st m iędzy in n y m i dlatego utru d n io n e, że n iek tó re cechy w y stę p u ją zarów no w śnie, ja k i pod czas halucyn acji. N a p rzy k ła d zjaw isko tzw. bilo- kacji, rozdw ojenia jaźni, ta k częste w tw órczości S ta nisław a P rzybyszew skiego i T adeusza M icińskiego. Z jed n ej s tro n y zatem sąsiad uje m łodopolski sen z dziedziną som nam bulizm u (tu n ależy przede w szyst kim tw órczość M aeterlin ck a i u tw o ry pozostające w k ręg u jej oddziaływ ania), z drugiej — z dziedziną w idzeń h alu cy n acy jn y ch , skąd już zresztą blisko do obłędu (tu: tw órczość Przybyszew skiego i M icińskie go). Jeśli som nam bulizm w prow adzał zw olnione tem po akcji oraz ogólną atm o sferę senm H tajem niczą, to h alu cy n acje pozw alały n a ab su rd i zupełny chaos. A b su rd u zresztą w u tw o rac h P rzybyszew skiego nie m a zbyt w iele. Chaos — opanow any jest przez czuj n ą autośw iadom ość n a rra to ra . Gdyż nie są to utw o r y 9 uk ład an e na w zór w izji sen n o -h alu cy n acy jn y ch . G orączkow e sn y i h alu c y n a c je są tu jedynie w sta w k a m i m niej lub b ardziej ściśle zw iązanym i z cało ścią. Ja k g dyb y sto su ją c się do tw ierd zeń Du P re la o
istn ien iu w autośw iadom ości podw ójnego „ ja ” :
„H alucynacje” P rzybyszew skiego Śnić do obłędu Sny d oberże kontrolow ane 9 Mamy tu na m yśli takie prozy Przybyszew skiego, jak De
Miteiń&kd śn ił n a lep a ej
„istniejącego” i „w idzącego”, n a rra to r P rz y b y sz e w skiego opisuje sw oje s ta n y se n n o -h a lu cy n a c y jn e . N o tu je na p rzy k ła d (jest to jed en z w ielu p rz y k ła dów) przechodzenie procesu m yślenia w ciąg o b razo wy, dokonując czegoś w rodzaju realizacji m e ta fo ry :
„(...) obydwie m yśli zbliżały się coraiz ku sobie, objęły się, sdadły jak: żm ije w yprężone ma ogonach, prężyły się coraz wyżej, splotły się — i patrzały długo z łepkami w tył w y giętym i na siebie (...)”
(R e q u ie m a e te r n a m )
T rzeba jed n a k przyznać, że pom im o n a trę tn e j a u to - k o n tro li n a rra to ra , pom im o raczej in k ru s ta c y jn e j ro li w izji sen no -halu cynacyjnych, P rzy b y szew sk ie m u u d aje się czasem osiągnąć atm o sferę k oszm aru sennego. N a p rzy k ła d w De profundis, utw orze, k tó r y p rzed staw ia erotyczne koszm ary naw ied zające n a rra to ra po w yjeździe żony.
U T adeusza M icińskiego istn ieje, podobnie ja k u Przybyszew skiego, ty p o w y dla w izji senn ej egocen try z m o raz — ja k to o k reślają fachow cy — natęże nie afek tu . B rak n ato m iast ow ej obsesyjnej a u to a n a lizy: tw órczość a u to ra N ie to ty to u d ram a ty z o w a n y św iat w łasnej psychiki (Du P re l pisał, że sen, podob nie jak do b re dzieło literackie, je s t u d ram a ty z o w a - nym „ ja ”), obchodzący się bez in g eren cji trzeźw ego, obserw ującego n a rra to ra . Toteż M iciński w o w iele w iększym stopniu tw o r z y sw oje u tw o ry p rz y pom o cy tech niki sen n o -h alu cy n acy jn ej (choć z d a rz a ją się u niego także opisy snu). S to su je zjaw isko bilokacji i zagęszczenia; sp iętrza akcję w sposób zu pełnie nie- liezący się z logiką (np. Nietota), gw ałci konw encje asocjacy jne zestaw iając obrazy, m iędzy k tó ry m i jest „niepokojący b ra k zw iązku (...) jak w nielogicznym , m ęczącym śn ie ” (J. J. Lipski). Jak że daleko jesteśm y od „ sen n e j” atm o sfe ry S taffow skiego P r zy g n ęb ie
nia chociażby w tak im w ierszu: Inferno
węże błyskaw ic i w y cie szatanów — duch mój zgnieciony głębią Oceanów szyderstwem kłuje sw ą zastygłą wantę. — Ha, Belfegorze, idoli twej zazdroszczę, bo ogień lohłonąc, jak ptak nieśm iertelny — śwliatów gasnących bard, książę udzielny —
w Ławrach sw ych grzebiesz mar anielskich moszcze. Skrzył fosforycznie, choć mróz lodow aty
ścinał m e żyły. I w yciągnął skrzydło, ■i ipot uronił na że/laizme kraty — syknęły z bólu — i pękły. Straszydło
wszjponia się w e m nie swym wzrokiem bez powiek i szepce: — jam twój skryty człowiek.
Na osobną ,uwagę — a w ram ach niniejszego pobież nego szkicu p rzy n a jm n ie j n a zw rócenie uw agi — za słu g u je tw órczość S tan isław a W yspiańskiego. Sen o dgryw a w niej ro zm aite role. W y stęp u je jako p e r sonifikacja (Protesilas i Laodamia, Achilleis); sta now i zapowiedź dalszej akcji (Klątwa); sta je się problem em z zak resu scenografii (w skazów ka w di daskaliach, że sen L aodam ii „ro zgry w a się jako scena żywa, b łęk ite m ja śn ie ją c a ” ). Co w ięcej — tech n ik a w izji se n n y ch stosow ana je st p rzy b u
dow ie dram atów . Czym że innym niż m ajakiem
sennym na tle Odysei jest Pow rót Odysa, m ajakiem
sen nym n a tle życia M ickiewicza — Legion?
I w reszcie — zasada snu: p ro je k c ja głębokiego „ ja ” p rzy pom ocy obrazów sym bolicznych w y stę p u je w
Weselu: noc w eseln a w ydobyw a to „Co się w duszy
kom u gra, co kto w swoich widzi sn ach ” .
M łodopolska k ry ty k a d ostrzegła zw iązki ówczesnej tw órczości litera c k ie j z tech niką snu. „N ajw yższym kap łan em logiki m arzeń sen n y ch ” nazw ała T adeu sza M icińskiego J u lia K isielew ska (notabene w b a r dzo n eg aty w n y m d la p o ety k o n te k ś c ie )10. O W y spiańskim n ap isał P rzybyszew ski, że je st to p ierw szy u nas au tor, k tó ry „zdołał w izje i sn y w yprow
a-10 J. Oklsiza (J. KLsidlewiska): Szlakiem absurdu. W: Z litera
tu ry współczesnej. Warsiziawa 1912, >s. 201.
Gniryczność W yspiańskiego
Znowu Du Prel
Subtelmiaczki, czułki i wizj onerki
dzić n a scen ę” n . P rzyb yszew ski u w ażał w ogóle
Wesele za szczytow ą realizację d ra m a tu sy m b o licz
nego; takiego d ram a tu , w k tó ry m — jako p ro je k c ja „w ew n ętrzn ej w alki i ro z te rk i” — stw orzo n a zo sta je osobna postać. Owa psy ch o an ality czn a ko n cep cja wyw odzi się znow u z D u P rela, k tó ry w Philosophie
der M y s tik ca ły rozdział „D er T ra u m ein D ra m a ti
k e r ” pośw ięcił u d ram aty zo w an em u podziałow i oso bowości w e śnie n a dw ie osoby. (Podejm ie tę k o n cepcję Z yg m un t Freud.) U W yspiańskiego w y s tę p u je — jak to określił D u P re l — „ p ro je k cja i p e r-
sonifikow anie stanó w o b iek ty w n y ch ” ; nie tylko'
zresztą w W eselu (tu zwłaszcza: d zien nik arz —■
Stańczyk), ale także w W y z w o le n iu (liczne sobow tó ry w scenie z M a sk a m i)12.
Na te m a t istn ien ia tec h n ik i w izji sennej u a u to ra
W esela w y b u ch ła d y sk u sja. Tadeusz D ąbrow ski p o d
chw ycił w yw ody J a n a S te n a o senn ej obrazow ości W yspiańskiego dodając, że k o m en ta rz m ożna zn a leźć — znowu pada to nazw isko — u D u P re la 13 P rzeciw tak iej in te rp re ta c ji w y stą p ił O stap O rtw in , broniąc k o n stru k ty w n e j św iadom ości W y spiań sk ie
go:
„Produkcja beztwiedma, seniliwa, jesit (...) z ruaitury swej zde zorganizowania, chaotyczna i bezwładna. Czynnik organiza cyjny jeisft z istotą isniu sprzeczny. Bo tylko w powieściach naszych neoromantycznych subtelniaczków, czułków i w izjo- nerków są marzenia senne itak literacko li symetrycznie za okrąglone, tak wedle szwu przykrojone i wyprasow ane. W rzeczywistości m arzenia 'seimne ,są lotne i chwiejne, uryw ko 11 O dramacie i scenie. W arszawa 1905, s. 35. Badanie p oe tyki snu w . twórczości W yspiańskiego postulow ał L esław Eustachiewicz („Pamiętnik Literacki” 1959 z. 1).
n Z innego punktu widzenia, m ianow icie od strony w zor
ców literacktóh, p isał o sobowtórach u Wyapiańsikiego S ta nisław Zabierowski („Pam iętnik Literacki” 11(969 z. 1). 13 J. Sten (L. Bruner): O Wyspiańskim . W: O W yspia ńskim
i inne szkice krytyczne. !(fo.r.), s. 52—55; T. Dąbrowski: Z n a j nowszych prac o Wyspiańskim . „Pamiętnik Literacki” 1907,
w e i prizeskokliwe, zw iew ne, błyskaw ic oiwo (zmienne, cudacz nie rozprężliwe i odr-odikowe.
Wie o itym W yspiański i ilekroć kompozycją obejmuje m o m en t wizijii albo srnu, nadaje im poisitać i ksizitałt zgodny z ich istotą mglisitą, oibłocziną, m igotliw ą i pierzchającą. A le m om enty te nie przesądzają o ogólnym charakterze kom
pozycji” 14.
Nie będziem y t u rozstrzygać, k tó ra z d y sk u tu ją c y ch stro n m iała rac ję. P o p rzestań m y n a tym , że O rtw i- na nie zadow alały ówczesne p ró b k i techniki o nirycz- n ej. Nie ty lk o zre sz tą O rtw in a. Także dzisiejszy czy teln ik g ry m asi p rz y b ad an iu m łodopolskiego oniryz- m u. Tu za dużo autośw iadom ośei, tu za m ało a b s u r d u , tu z b y t je d n o lita to n a c ja uczuciowa. Isto tn ie oni- ry zm m łodopolski — in te re su ją c y w rozp raw ach n au k o w y ch i w ypow iedziach k ry ty c z n y ch — nie jest w tym sam ym sto p n iu a tra k c y jn y w p rak ty c e lite rack iej. J e s t to zresztą c h a ra k te ry sty c z n a cecha tej epoki: s fe ra p o stu la tó w p rz e ra sta ła ówczesne m ożli
wości realizacy jn e.
O graniczenia m łodopolskiej te c h n ik i oniryczn ej w y n ik a ły p rzed e w szystkim stąd , że ówczesne u tw o ry b y ły w całości podporządkow ane jed n ej to n ac ji uczu ciow ej, jed n e m u n astro jo w i. S tąd najw ięk sze zbliże n ia do w izji sennej to p ró b y w yw ołania niezw ykłej atm o sfery sn u (d ra m aty M aeterlincka, niekiedy — W yspiańskiego; sporo liryków ); ta k ie j atm osfery, ja k ą n iek tó rzy su rre a liści (np. P a u l D elvaux) będą
osiągać p rzy pom ocy specjalnego w y k o rzystania
p e rsp e k ty w y nocnydh pejzaży m iejskich w księży cow ym o św ietlen iu i fosfo ryzu jących n a ty m tle ko biecych postaci. J e s t to ten sam n a stró j sn u som nam bulicznego, lunatycznego, znanego przecież zarów no jednym , ja k i dru gim . T yle ty lk o, że zadum ane, b la de, niem al fosfo ry zu jące postacie m łodopolskie b y w a ją zw ykle u kazan e n a tle p ejzażu z m a rtw y m i w o dam i i łabędziam i.
Sny nazbyt jednolite
14 O. Ortwin (O. Kaitzenelleinibogen): „Sędziowie” W yspiań
Plrizybyszefw- Bki miał dobre pom ysły Oniryoane odkrycia m odernistów
P rzyb y szew sk i b lisk i je s t osiągnięcia a tm o sfe ry kosz m a ru sennego. Cóż z tego, k ied y u s iłu je ją pogłębić nieznośnym i d la nas dzisiaj w staw k am i („S p o jrzał — k re w stężała z p rze ra że n ia ”). A p o m y sły m iew ał d o b re. N a p rzy k ład taki:
„Schwycił jakąś książkę. Na pierwszej stronie jego w łasny pontreit (...)
Spojrzał znowu: linie nabierały życia, twarz się ożyw iła, ro sła, usta się razitwierały, jakby zia chwilę m iały wyrzucić ze siebie słow a — żyjące słowa... (...)
Cała książka zdawała się nabierać życia, poruszała się w jego rękach; rzucił ją przerażony, ale ruszała, czołgała się po ziemi, iten drugi izwolna w ygrzebywał się z ndej: teraz go ujrzy... (...)”
( D e p r o f u n d i s)
Z asada jed nej to n acji uczuciow ej zm n iejszała m ożli wości alogicznych sko jarzeń, m ożliw ości p rzy p a d k u , łączenia ze sobą przedm iotów i zdarzeń w sposób ab su rd aln y , n a w e t — groteskow y. J e d y n ie M iciński p ró b u je zupełnego ab su rd u . T ylko u niego w7 T a t rac h ży ją lw y; ty lk o u niego: „N a śniegu z ło te lśnią kaczeńce, liliow y szafran, b lad y szczaw ” .
Otóż i nasza ocena m łodopolskiego o niryzm u. N ie tru d n o zauw ażyć, że zaw ażyło n a niej p r z y z w y c z a je
nie do p e w n e j k o n w e n c ji w izji sennej; tej przede
w szystkim konw encji, k tó re j nauczyli nas s u rre a li- ści. K ażda epoka m a sw oją koncepcję literack iego snu. O d d ziału ją n a n ią zarów no b a d a n ia uczonych (co innego D u P re l, co innego Freud), ja k i realizacje arty sty czn e. N ajm n iejszy ch y b a w p ływ m ają na nią... w łasne, au ten ty czn e sny; czy ktoś n ap ra w d ę m iew a rozjaśnione, p raw ie p rzezroczyste sny, ja k to propo
n u je W yspiański i Fellini?
D latego w okresie M łodej Polski in te re su je nas dziś p rzed e w szystkim W yspiański (bo — p o w tarzam za badaczam i — F reud , A dler, Jung), M iciński (bo surrealizm ), Pałuba Irzykow skiego (bo psychoanali
za). Mało n a to m ia st p am ięta się o sp raw ie bodaj n a j w ażniejszej. O tym , że w ted y w łaśnie w y sunięto bądź
rozw inięto dw ie tezy: 1) o sym bolicznym c h a ra k te rze w izji sen n y ch i 2) o podobieństw ie m iędzy tw ó r czością sen n ą i tw órczością arty sty czn ą, u zależnia jąc obydw ie od dziedziny podświadom ości. Zw łasz cza ta d ru g a teza m ia ła w ażne k onsekw encje dla sztuki: ośm ieliła w yobraźnię, pozw oliła n a n a jb a r dziej a b su rd a ln e, n ie liczące się z logiką św iata rze czyw istego sk o jarzen ia. N ajśm ielsze dokonania w ty m zakresie należą ju ż jed n a k do epok n astępnych^