• Nie Znaleziono Wyników

Polskie spory o język

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Polskie spory o język"

Copied!
13
0
0

Pełen tekst

(1)

Ewa Szary-Matywiecka

Polskie spory o język

Teksty Drugie : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 6 (42), 81-92

(2)

na pierwszym miejscu stawiała niepodległość kraju, „żydowsko-po-stępowa" preferowała równouprawnienie.14

Tradycyjna postawa lojalności okazała się niewystarczająca dla przez-wyciężenia tej dychotomii. Ponieważ jednocześnie nie udało się po-stępowcom odseparować od gmin tradycyjnych, do czego dążyli mając na celu utworzenie autonomicznych jednostek, poszukiwanie tożsamości musiało przenieść się na teren ortodoksyjnej gminy, czyli do jej „źródeł".

Gminy zresztą także nie oparły się tendencjom modernizacyjnym. Coraz więcej było bowiem wykształconych Żydów, którzy egzystowali niejako poza dwoma światami — tym ściśle ortodoksyjnym żydo-wskim i tym ściśle chrześcijańskim, chociaż pozostawali i z jednym i drugim w bliskim kontakcie. I, o ironio, właśnie ta grupa, powstała niejako z przypadku, odegra główną rolę w późniejszych „wewną-trzśrodowiskowych" próbach odnalezienia żydowskiej tożsamości. W tych poszukiwaniach posługiwano się wprawdzie językiem pol-skim, ale często wyrażano w nim inne treści, np. jeśli chodziło o poli-tyczne preferencje. I ta „inna polskość" powoduje też wspomniane na wstępie powroty — stanie się ona istotnym wyznacznikiem tożsa-mości żydowskiego inteligenta.

Hanna Kozińska-Witt

Polskie spory o język

Na książkę Zbigniewa Klocha Spory o język1

skła-dają się dwa rodzaje powiązanych ze sobą zagadnień. Jedne mają wy-miar europejski, ogólny i filozoficzny, natomiast drugie — swoiście polski, historyczny, konkretny. Z jednej strony przedmiotem tej książki jest dokonane w latach 1795-1830 przez polskich gramaty-ków i pisarzy przyswojenie i rozwinięcie europejskich teorii dotyczą-cych fenomenu języka, jakie powstały wcześniej w: XVII i XVIII wieku. Z drugiej strony równie ważnym przedmiotem uwagi autora jest ustalenie się w tym czasie, w latach 1795-1830, trwałych właści-wości i reguł gramatycznych polszczyzny oraz wyraźne pogłębienie

14 Błoński mówi o usiłowaniach otoczenia, by „przerobić" Żydów na Sarmatów, do czego

Ży-dzi zresztą wcale nie dążyli.

(3)

wiedzy pojęciowej o tym zjawisku w pracach polskich twórców. Głównymi europejskimi bohaterami omawianej książki są filozofo-wie języka i kultury: Arnauld, Lancelot i Nicole ze szkoły w Port-Royal, G. Vico, Condillac, J. J. Rousseau, J. Herder. Natomiast wśród polskich bohaterów czołowe miejsca zajmują gramatycy, filo-zofowie i pisarze: O. Kopczyński, S. K. Potocki, J. Śniadecki, K. Bro-dziński i J. Mroziński.

Książka Klocha wprowadza więc w ówczesne europejskie i polskie dyskusje na tematy tak odwieczne i do dziś nie rozstrzygnięte jak: pochodzenie języka, natura znaków językowych, związek języka i myślenia, relacje między językiem i kulturą. A poza tym zaznajamia z problematyką polskich debat i polemik wokół zasobu i właściwości naszych głosek, charakterystycznych jakości naszego akcentu, a i wo-kół całego szeregu krystalizujących się wtedy norm poprawnościo-wych z zakresu ortografii oraz interpunkcji. Wszystkie pozostałe kwestie rozważane przez autora są rozwinięciami tych dwóch zasad-niczych zagadnień: natury języka i znamion języka polskiego. A do-tyczą one: polskich słowników synonimów, które układano u nas wzorując się na podobnych dokonaniach obcych; poglądów i przeko-nań polskich pisarzy na zjawisko stylu, a poza tym sylwetek Brodziń-skiego i MrozińBrodziń-skiego, twórców najdojrzalszych polskich teorii języka tamtych czasów.

Przyjrzenie się zjawisku splatania się w dawnych polskich sporach o język nastawień badawczych o charakterze teoretycznym oraz opi-sowo-normatywnym jest pierwszą z dwóch najważniejszych zalet omawianej książki. Kloch, wydobywając na światło dzienne przejawy obu tych praktyk pozostaje w zgodzie z dążeniami ówczesnej nauki 0 języku. Ale daje również wyraz swojemu przywiązaniu do teorety-cznego ukierunkowania całej XX-wiecznej lingwistyki, z perspek-tywy której opisuje i komentuje tamte polskie spory o język z przełomu XVIII i XIX w.; odwołuje się przy tym do twierdzeń 1 pojęć wypracowanych współcześnie przez lingwistykę strukturalną i semiotykę tartuską: to właśnie na „języki" tych teorii przekłada za-wartość problemową tamtych dawnych badawczych poszukiwań. Okoliczności te sprawiają, że żywioł teorii — rozumowań, wyjaśnień, dowodzeń — jest w Sporach o język wszechobecny. Żywioł teorii po-jawia się w niej nie tylko wtedy, gdy Kloch wyposażony we współczes-ne kategorie semiotyczwspółczes-ne i strukturalwspółczes-ne, referuje takie lub inwspółczes-ne wątki problemowe zawarte w „teoriach języka" Rousseau, Brodzińskiego, Herdera, czy Mrozińskiego. Ale także wtedy, gdy omawia konkretne

(4)

problemy językowe, jakie wyłaniają się z referowanych przezeń dys-kusji. Autor, by dotrzeć do istoty tych problemów oraz do sedna wy-miany zdań na ich temat, z reguły kieruje naszą uwagę na zjawiska i prawidłowości ogólniejsze, oddziaływujące w języku i wokół języka w sposób nie dający się uchwycić bezpośrednio, naocznie. Można więc powiedzieć, że autor książki, omawiając dawne „teorie języka", a poza tym komentując dawne konkretne problemy językowe, prze-chodzi — jak to się dzieje w całej współczesnej lingwistyce — od opi-su do teorii. Waśnie to podporządkowanie rozważań żywiołowi teorii, wyrażające się w sprawności referowania całościowych konce-pcji języka, a także w umiejętności rozszyfrowywania niejawnej istoty zjawisk językowych wywołujących dyskusje i polemiki — jest drugą z najważniejszych zalet książki Klocha.

Zobaczymy na dwóch przykładach jak przedstawia się „w działaniu" owo teoretyczne podejście do roztrząsanych przez niego konkretnych przedmiotów sporów językowych.

Omawiając polskie dyskusje wokół pisowni zanikających głosek po-chylonych â, é, ó oraz niedokładności pisowni głosek oznaczanych li-terani i, y, j, łączy Kloch pojawienie się konkretnych, choć spornych zaleceń ortograficznych z oddziaływaniem ogólniejszych mechani-zmów komunikacyjnych. Dowodzi eż przy tym, że te zalecenia były rezultatem ścierania się zwyczaju i normy gramatycznej. Oznaczało to konkurowanie wśród świadomych użytkowników języka zachowań tradycyjnych, polegających na uwidocznianiu w pisowni kompletu cech wymowy głosek, i dążeń nowszych, mających na celu wye-gzekwowanie konwencjonalności zapisu tych cech. Innymi słowy, sporność ówczesnych zaleceń ortograficznych jest tu wywiedziona ze współoddziaływania starej zasady: „pisz tak, jak mówisz" (s. 61) i świeżego, ożywczego domysłu ze: „pismo nie jest wiernym odbiciem mowy" (s. 63). Autor wskazuje na to, że poprawne rozstrzygnięcie konkretnych problemów ortograficznych zależało nie tylko od nowa-torskiego ujęcia swoistości wypowiedzi zapisanych. Stawką było tu bowiem w istocie trafne ujęcie samej natury związków między mową i pismem jako odrębnych, choć stale współdziałających ze sobą ty-pów komunikacji językowej.

Podobnie ma się rzecz z podejściem do konkretnych problemów ję-zykowych wyłaniających się z ówczesnych dyskusji o prozodycznych — brzmieniowych — właściwościach naszego języka. I tym razem łą-czy Kloch pojmowanie określonych danych językowych z trafnym rozpoznaniem zjawisk i prawidłowości ogólniejszych. W tej dyskusji,

(5)

odwrotnie niż w poprzedniej, stawką było poprawne odniesienie się uczonych do dźwiękowego, nie zaś pisemnego, wyrazu mowy. Zna-mienne jest to, że uwagi autora nie przyciąga wyłącznie tzw. „polski iloczas". Choć to właśnie dyskusyjne zgłębienie tego problemu od-mieniło wiedzę ówczesnych polskich lingwistów o rzeczywistych cechach polskiego akcentu. Trzeba wyjaśnić, że chodziło o wyeli-minowanie błędnego przekonania jakoby brzmienie polszczyzny charakteryzowały, jak w językach antycznych, wartości iloczasowe (zmienna długość wymowy sylab), a nie akcentowe. Jednakże w

Spo-rach o język kwestią równie ważną, jak właśnie wskazana, jest

rozpoznanie cech i rodzajów naszego akcentu jako budulca wierszo-twórczego, a więc jako materiału „miar" wierszowych, „stanowiących sylabiczno-akcentowe odpowiedniki stóp poezji antycznej", a „wypły-wających z istoty języka polskiego" (s. 99). W przekonaniu Klocha owe dyskusje o „polskim iloczasie" i „miarach wierszowych" były przejawami zgłębiania przez polskich uczonych ogólniejszego zagad-nienia, jakim jest wiązanie się dźwięku i słowa w mowie, a szczegól-nie w wierszu. Zdaszczegól-niem autora to ogólszczegól-niejsze zagadszczegól-nieszczegól-nie: „relacji słowo — dźwięk (prozodia) języka — rytm muzyczny" (s. 101) prze-bija przez wszystkie dyskutowane wówczas konkretne kwestie ilocza-su, akcentu, miar wierszowych odpowiadających greckiemu heksametrowi, wierszy przystosowanych do śpiewu, itp. Przebija przez te kwestie tym bardziej, że cała epoka — na co wskazuje Kloch — miała poczucie głębokiego pokrewieństwa wartości duchowych, muzycznych i poetyckich.

Rozważania Klocha o sporach ortograficznych i prozodyjnych przed-stawiłam bliżej nie tylko z chęci unaocznienia ich teoretycznego charakteru. W tych „poprawnościowych" sporach skupiło się „żywe zainteresowanie problemami językowymi", świadczące o „rozwoju polskiej świadomości językowej lat 1795-1830" (np. s. 74 i 124). Z rozważań autora wynika jasno, że kontrowersje związane z rozu-mieniem swoistości mownych (a szerzej: retorycznych) i pisemnych (a szerzej: literackich) typów komunikacji były impulsami tego roz-woju. Dlatego dały o sobie znać także w dyskusjach o interpunkcji i o stylu. Z rozważań Klocha wynika ponadto, że były one równie sil-nymi czynnikami rozwoju „świadomości językowej lat 1795-1830", co przemiana poglądów polskich uczonych na istotę języka, jaka nastę-powała za sprawą prac Kopczyńskiego, Brodzińskiego i Mrozińskie-go. W trakcie tej ewolucji przekonania charakterystyczne dla całej

(6)

epoki (Kopczyński, Brodziński), zderzyły się z przekonaniami na wskroś nowatorskimi (Mroziński). Nie sposób więc odnieść się do owej najważniejszej dla autora Sporów o język kategorii pojęciowej „polskiej świadomości językowej lat 1795-1830", nie zastanawiając się nad zakresem ogólnych treści i konkretnych zjawisk, jakie zostały z nią złączone.

Kategoria ta stanowi założenie badawcze, którego przedmiotem jest „rekonstrukcja i interpretacja językowej i stylistycznej świadomości formułowanej w pismach wybitnych przedstawicieli okresu" (s. 9). Nie jest jednakże czymś oczywistym to, że pojęcie „polskiej świa-domości językowej lat 1795-1830" ma obejmować jedynie wiedzę 0 języku i o polszczyźnie, posiadaną i upowszechnianą przez profe-sjonalistów, znawców, uczonych. Ani też to, że czynnikami rozwoju „świadomości językowej" są nade wszystko spory o język oraz traf-ność profesjonalnej kodyfikacji konfliktowych zachowań językowych. 1 nie chodzi wcale o to, że z pojęciem „polskiej świadomości językowej lat 1795 — 1830" można by złączyć zjawiska spoza w e w n ę -t r z n e g o -tery-torium języka i zarazem polszczyzny. A za-tem, nie tylko te dostrzegane, doceniane i dyskutowane przez ówczesnych lingwistów i pojedynczych pisarzy, wchodzących w ich rolę. Ale także te zjawiska, którymi żyli i żyją wszyscy pisarze jako twórcy komuniku-jący coś poprzez język, przedstawiakomuniku-jący ludzkie konflikty zmateriali-zowane w tekstach, a zatem, jako twórcy kreujący obrazy wypowiadania się w mowie lub piśmie oraz posługiwania się określo-nymi stylami. Choć przecież w grę mogłyby tu wchodzić — na przy-kład początkowe wersy Wielkiej Improwizacji zapisane przez Mickiewicza około 1830 r.:

G d z i e człowiek, co z m e j pieśni całą myśl wysłucha, O b e j m i e okiem wszystkie p r o m i e n i e j e j ducha? Niewczesny, kto dla ludzi głos i język trudzi. Język kłamie głosowi, a glos myślom kłamie; Myśl z duszy leci bystro, nim się w słowach złamie, A słowa myśl pochłoną i tak drżą nad myślą, Jak ziemia nad połkniętą, niewidzialną rzeką. Z drżenia ziemi czyż ludzie głąb nurtów docieką, Gdzie pędzi, czy się domyślą?"

2 A. Mickiewicz Dziady, Dzielą, t. 3, Warszawa 1953, s. 158. P u n k t e m wyjścia do takiego

prze-myślenia słów Mickiewicza, w związku z p r o b l e m e m „świadomości językowej", mogłyby stać się ustalenia Z. Mitosek, zawarte w pracy: Język kłamie? (Raz jeszcze o Mickiewiczu), w: Dzie-więtnustowieczność, Wrocław 1988.

(7)

Nie, nie chodzi wcale o to, że można sobie wyobrazić książkę poświę-coną „polskiej świadomości językowej lat 1795-1830" (lub innemu przełomowemu okresowi), która szerzej by omówiła zjawiska — dla lingwistyki — z e w n ę t r z n e , zawarte w literackich użyciach i przedstawieniach języka oraz w swoiście literackich, w tym także poetyckich „teoriach języka". Choć książka taka mogłaby uwzględ-niać „gesty językowe" zawarte w publicystyce, a i w żywej mowie. Nie, nie chodzi wcale o to, co mogłaby podsunąć w tym zakresie wyobraźnia. Bo Kloch jest nade wszystko badaczem języka, a nie lite-ratury. I z pewnością nie dałoby się go namówić na przestudiowanie choćby powieści J. U. Niemcewicza Dwaj Panowie Sieciechowie z 1815 r., która ma wielki lingwistyczny temat: formowanie się świa-domości dwojga przedstawicieli tego samego rodu w radykalnie zmieniających się z pokolenia na pokolenie — w zakresie słownic-twa, składni i pragmatyki — „strumieniach" mowy. Chodzi nato-miast o to, że samo pojęcie „polskiej świadomości językowej lat 1795-1830", tak jak jest przez Klocha rozumiane, powinno stać się dla niego teoretycznym problemem wartym osobnego i wielostron-nego rozważenia. Tak, by nie uwzględnione przejawy „świadomości językowej" zostały jednak wskazane jako potencjalne czynniki jej rozwoju. Więcej, by w sposób pośredni były jednak w wywodach au-tora obecne, choćby w postaci pojedynczych nawiązań czy napomk-nięć.

Poza tym, teoretycznego uzasadnienia wymagałby sam wybór lat 1795 i 1830 jako momentów wyodrębniających ważny okres rozwoju „polskiej świadomości językowej". Mogłoby się bowiem wydawać, że chodzi o czas zderzania się nastawień oświeceniowych i romantycz-nych. Gdyby było tak istotnie, wśród bohaterów tej książki musiałby pojawić się obok Herdera — W. v. Humboldt. Natomiast bracia A. i F. Schleglowie musieliby wystąpić w niej nie tylko przy J. N. Ka-mińskim, lecz także przy Mickiewiczu. Tymczasem autorowi chodzi o czas, w którym „świadomość językowa" Kopczyńskiego, Potockie-go, Śniadeckiego i innych badaczy, przeniknięta, mniej lub bardziej, treściami oświeceniowymi, zderza się z prestrukturalną wrażliwością jednego badacza, Mrozińskiego. Moje zastrzeżenia i moją diagnozę potwierdzają nieoczekiwanie słowa Klocha: „Powiedzmy wyraźnie: Mroziński nie wywarł głębokiego wpływu na świadomość językową czasów, w których pisał. Jego myśl było po prostu zbyt oryginalna, zbyt daleka od stereotypowych przekonań o języku" (s. 155). Czyżby świadomość językowa okresu, o którym pisze Kloch, miała zamykać

(8)

się ostatecznie w „stereotypowych przekonaniach o języku"? Choć więc w Sporach o język dominuje problematyka teoretyczna, co stara-łam się unaocznić, to kluczowe dla niej pojęcie „polskiej świadomoś-ci językowej lat 1795-1830" nie jest w wystarczający sposób zinterpretowane.

Sądzę, że jeśli na problem „świadomości językowej" spojrzeć z obu perspektyw, lingwistycznej, jaką obrał Kloch, i literackiej, jaką pod-suwają pisarze, to najistotniejszą rzeczą staje się „płynna" natura na-szego uczestnictwa w dziedziczeniu języka. Wyraża się ona w wiedzy, jaką zdobywamy o jego trwaniu, a jednocześnie w naszym poczuciu zanurzenia w żywych „strumieniach" mowy. Z „płynności" tego pro-cesu dobrze zdawał sobie sprawę Mickiewicz, gdy oburzał się na myśl, że językoznawcy stawiają sobie za cel przekształcanie żywego języka — w martwy. Kończąc swoje Wykłady w roku 1843, mówił do słuchaczy: „wiecie, Panowie, że autorowie słowników i gramatyk nie wzbogacili języka ani jednym nowym wyrażeniem. Zauważono to po-wszechnie, ale dopiero Polacy z tego wywiedli prawa filozoficzne. W świeżo wydanym dziele polskim autor okazuje, jak językoznaw-stwo ze swoją składnią, ze swoimi gramatykami i słownikami oddzia-ływało zawsze w zgubny sposób na język rodzimy. Ludzie trudniący się nim, pozbawieni ducha twórczego, chcą zawsze ustalić, ująć w de-finicje i zatrzymać to, co jest żywotne, zdolne do postępu i nie dające się zdefiniować" \ I choć dziś patrzymy inaczej niż Mickiewicz na wyniki prac językoznawców, bo nie wyczerpują się one w układaniu słowników i gramatyk, to riie możemy odrzucić jego myśli, że język trwa, lecz — paradoksalnie — trwa w tym, „co jest żywotne, zdolne do postępu i nie dające się zdefiniować". Na tle tej „płynnej" natury dziedziczenia języka daje się, jak sądzę, lepiej rozumieć, referowany przez Klocha na przestrzeni całej książki, spór propagatorów wskrze-szenia „języka Zygmuntów — bezsprzecznie najdoskonalszego wzoru mowy polskiej" (s. 49) ze zwolennikami akceptowania mownych in-nowacji, wychodzącymi z założenia, że „gramatyk może jedynie po-dążać za rozwojem mowy" (s. 160). A to dlatego, że dopiero na tle owej „płynnej" natury dziedziczenia języka widać jasno, że różnice postaw językoznawców wynikały z paradoksalnej dwoistości, jaka ce-chuje postrzeganie rodzimego języka. Z jednej strony ukazuje się on

3 A. Mickiewicz Literatura słowiańska, Dzieła, t. 11, s. 453, Warszawa 1953. Zamieszczony

w tym cytacie odsyłacz wyjaśnia:

(9)

naszym oczom jako zdominowany przez kulturę „już wysłowionego", wystawiony na łup słownikarzy i gramatyków, gotowy, wzorcowy. Z drugiej zaś — jako stale od nowa przetwarzany w żywy sposób przez mówiących, poetów i pisarzy, i dlatego jako nie gotowy i nie wzorcowy. Kiedy więc patrzy się na problemy podnoszone przez au-tora Sporów o język nie tylko z lingwistycznej, lecz i literackiej per-spektywy, nabiera się przekonania, że w tamtych latach nie mniej ważnym „sporem o język", co batalia o „język Zygmuntów", była wojna z językiem Sonetów krymskich Mickiewicza4. Sądzę więc, że

sednem problemu „świadomości językowej" jest odpowiedź na nastę-pujące pytanie: co to jest uczestnictwo w dziedziczeniu języka? jaka jest natura tego procesu? co nasi przodkowie, a za nimi, my sami, przejmujemy w tym procesie jako gotowe, a co kreujemy? czy te dwa składniki daje się w ogóle rozdzielić?

Wśród problemów roztrząsanych przez twórców licznych XVIII-wie-cznych teorii języka, do których nawiązywali polscy uczeni, Kloch wy-różnia cztery wielkie zagadnienia. Pierwsze, to drogi języka od jego form pierwotnych („migów") po formy rozwinięte, słowne. Drugie, to nieprzejrzysta natura znaków językowych: nie umiano bowiem rozstrzygnąć, czy przechowuje ona w sobie obrazowość migów, czy wpływ wspólnotowego porozumienia grupowego. Trzecie, to związek języka i myślenia. I czwarte zagadnienie — odzwierciedlanie się w języku cech społeczeństwa władającego nim i odwrotnie, wpływ ję-zyka na kulturowy kształt tej społeczności. W ujęciu Klocha trzecie zagadnienie, relacje między językiem i myśleniem, ma w stosunku do pozostałych wartość problemu ośrodkowego.

Autor słusznie zauważa, że w europejskich i polskich teoriach języka sformułowanych w XVIII w. i na początku XIX odżył starożytny spór kratylistów z konwencjonalistami, opisany przez Platona. Sam patrzy jednak na te teorie z perspektywy lingwistyki strukturalnej i semiotyki tartuskiej. Przyjmuje więc, że i w starożytnym sporze, i w dociekaniach z przełomu XVIII i XIX w. liczyły się ostatecznie racje konwencjonalistów. A to przesądza o wielu sprawach.

Po pierwsze — Kloch ani razu nic mówi o owych wielkich zagadnie-niach, podnoszonych w dawnych teoriach języka, jako o problemach nie rozstrzygniętych definitywnie do dnia dzisiejszego. Sama odnoszę się do tych zagadnień, także w tej recenzji, jako do problemów

od-4 Monogralistą tej wojny jest W Billip, zob. jego pracę: Mickiewicz w oczach współczesnych. Dzieje recepcji na ziemiach polskich w lalach 1S1S-1S30, Wrocław 1962.

(10)

wiecznych i otwartych. A kieruje mną nie tylko własne przekonanie, lecz także praktyka badawcza J. Lyonsa. O XVIII-wiecznym proble-mie genezy języka pisze on poważnie jako o kwestii „nierozwiązywal-nej", natomiast pozostałe ówczesne zagadnienia językowe traktuje jako przedmioty kolejnych teoretycznych przybliżeń5. A oto jeszcze

dwie inne sprawy, których kształt przesądza owo jednoznacznie stru-kturalne i semiotyczne nastawienie badawcze autora Sporów o język. Interesuje go przełom, jaki dokonał się w ujmowaniu wszystkich wy-mienionych wyżej zagadnień — od genezy języka po relacje między językiem i kulturą — gdy podstawą ich rozumienia przestały być n a ś l a d o w c z e pojęcia analogii i podobieństwa, a stały się nią zupełnie nowe s y s t e m o w e pojęcia „budowy", „swoistości", „mechanizmu" języka. Kloch uznaje, powołując się w tej materii na opinie R. Jakobsona i M. R. Mayenowej, że przełom ten dokonał się dzięki inwencji językoznawczej Mrozińskiego. Był on bowiem tym badaczem, który przestał zajmować się genezą języka i skupił na „ję-zyku samym w sobie, jego budowie, empirycznych obserwacjach natury dźwięków i możliwościach komunikacyjnych" (s. 158). Mro-ziński przyjmował, jako konwencjonalista, że w tworzeniu się znaczeń słownych ma dominujący udział tradycja, zwyczaj, porozu-mienie. Mówiąc ściślej, uznawał, że podstawą kojarzenia dźwięków wydobywających się z ludzkich ust i rzeczy przez te dźwięki nazywa-nych są o p e r a c j e a r b i t r a l n e . Wcześniej, przed pojawie-niem się prac Mrozińskiego, wahano się z reguły, czy za tę podstawę wiązania dźwięków i rzeczy nie uznać raczej n a t u r a l n e j m o -t y w a c j i , operacji z grun-tu naśladowczej. Zwłaszcza, że zastanawiano się wówczas, nie tylko nad historycznymi, ale i prehi-storycznymi stadiami mowy, gdy znaki motywowane, odpowiadające cechom nazywanych rzeczy, z pewnością występowały. Hoch podsu-mowuje owe wahania oświeceniowych teoretyków w następujący sposób:

Niektórzy sądzili, iż język pierwotny w swej mimetycznej postaci, wspólnej zwierzętom i lu-dziom, był czymś jakościowo różnym od języka artykułowanego, inni, że mowa o p e r u j ą c a po-czątkowo znakami naśladowanymi ewoluowała w stronę arbitralności, jeszcze inni zaś, że język współczesny zawiera p r z e d e wszystkim znaki umotywowane. Byli także i tacy, którzy dostrzega-li w mowie wyrazy dźwiękonaśladowcze i wyrazy powołane przez konwencję. To, co w języku pochodziło „z natury" t r a k t o w a n o najczęściej j a k o o n o m a t o p e j ę lub symbol dźwiękowy, to zaś, co było wynikiem oddziaływania konwencji, zaliczano do sfery kultury (s. 129).

(11)

Kloch sądzi, że odwrót od przekonań, stanowiących mieszaninę idei ówczesnego kratylizmu i konwencjonalizmu stał się możliwy dzięki Mrozińskiemu. To on bowiem jako jeden z pierwszych w Europie zerwał świadomie i konsekwentnie z główną ideą XVIII-wiecznego kratylizmu: traktowaniem języka jako „żywego organizmu", który podobnie jak ludzie podlega oddziaływaniu natury. I jednocześnie potraktował język jako „mechanizm" zawierający w sobie samym zdolność uruchamiania komunikacji.

Jest sprawą oczywistą, że zerwanie z założeniem jakoby pojawianiem się i wyborem słów jako odpowiedników rzeczy zawiadywała n a -ś l a d o w c z a r e l a c j a a n a l o g i i , mówiąc krótko, zerwanie z oświeceniowym, a i starożytnym kratylizmem nie było kresem ani samych tych kategorii, ani samej tej idei. Niewątpliwie, zerwanie to stało się podglebiem, z którego wyrosła lingwistyka strukturalna de Saussure'a, jej założeniem stało się bowiem przekonanie, że „to nie mowa jest wrodzona człowiekowi, lecz zdolność ustanowienia języka, a więc systemu zróżnicowanych znaków"/1 W tym punkcie trzeba się

z Klochem zgodzić. Jednak niewątpliwą prawdą jest także i to, że wy-raziste przeciwieństwo kratylizmu i konwencjonalizmu w wielowie-kowej refleksji nad językiem było i jest czymś tak naturalnym, i tak zarazem niezbędnym, że zwycięsko opiera się „przewagom" czysto konwencjonalistycznych nastawień badawczych. Nie dotknęła go więc ani przełomowość „teleologicznej" lingwistyki Mrozińskiego, ani też dominacja „strukturalnej" lingwistyki de Saussure'a. Do tego rodzaju stwierdzeń upoważnia choćby znana praca H. G. Gadamera

Ukształtowanie pojęcia „języka " w dziejach myśli zachodnioeuropej-skiej, czy późniejsza, równie dobrze znana, cytowana przez Klocha,

książka G. Genette'a Mimologiques. Voyage en Cratylie.1 W pierwszej z tych publikacji grecka opozycja kratylizmu i konwencjonalizmu traktowana jest jako jedno z dwóch, obok „chrześcijańskiej idei inkarnacji", źródeł lingwistyki. Natomiast druga jest interpretacją przejawiania się idei kratylizmu od czasów starożytności po współ-czesność — zarówno w odniesieniu do form językowych, słownych, i co ciekawsze, składniowych, jak i do form literackich. Sądzę, że Kloch ma świadomość tej niezwykłej, istotowej wagi, jaką zawiera w sobie przeciwieństwo kratylizmu i konwencjonalizmu. Jednak w swojej książce jako „stronnik" Mrozińskiego i de Saussure'a nie

fi E de Saussure, cyt. za J. D e r r i d a Positions, Paris, 1972, s. 32.

7 H - G . G a d a m e r Ukształtowanie..., w: Prawda i metoda, Kraków 1993; G. G e n e t t e

(12)

daje temu odpowiedniego wyrazu. Czy postępowanie badawcze Klo-cha byłoby inne, gdyby brał pod uwagę to, że de Saussure pozostawił w swej spuściźnie nie tylko Kurs lingwistyki strukturalnej, lecz także bruliony, zawierające teorię anagramów, sformułowaną w związku z najstarszą poezją łacińską? Z zapisków de Saussure'a wynika, że w tej poezji problematyka arbitralności znaków słownych istnieje j e d n o c z e ś n i e z problematyką ich dźwiękowej motywacji. Jest

coś z paradoksu, że owe bruliony de Saussure'a, odcyfrowane i sko-mentowane przez J. Starobinskiego w 1971 r. wpłynęły na odwrót od strukturalizmu pojmowanego doktrynalnie i przyczyniły się do zwy-cięstwa dekonstrukcjonizmu.*

Ośrodkowym problemem oświeceniowych teorii języka, a i później-szych, z przełomu XVIII i XIX w., jest w ujęciu Klocha „zagadnienie myśl — język — mowa" (s. 39). Jedną z płaszczyzn odniesienia przy rozważaniu tego tematu jest dla niego XVII-wieczna koncepcja języ-ka Arnauld i Nicole. Natomiast drugą — współczesna neurolingwi-styka L. S. Wygotskiego. W istocie, trudno jest zgłosić zastrzeżenia do tak „skonstruowanego" postępowania badawczego. Nie można jednak oprzeć się wrażeniu, że złożoność problematyki myślenia i ję-zyka, podnoszona przez autora Sporów o język w związku z konce-pcjami Arnauld i Nicole z jednej strony, a Wygotskiego z drugiej, tylko częściowo odpowiada ujęciu tej problematyki przez badaczy, którzy interesują go najbardziej. Zapewne dlatego, że Kloch w tym punkcie swojej książki omawia polskie, skromniejsze niż europejskie, teorie języka. Sądzę jednak, że gdyby zajął się problematyką dramatycz-nych powiązań myśli — języka — mowy polskich pisarzy tamtych cza-sów, jego rozważania nie zawierałyby dysproporcji. A można byłoby tu sięgnąć do poezji i prozy autobiograficznej E Karpińskiego, do powieści Wirtemberskiej i do wczesnej twórczości poetyckiej Mickiewicza. Aby wyjaśnić istotę podejścia Arnauld i Nicole do problemu wiązania się myśli ze światem poprzez język, przywołuje Kloch wieloskładni-kowy schemat tego zjawiska zbudowany przez M. Faucault. Gdy pi-sze zaś o ujęciu tego procesu przez Wygotskiego, kładzie z kolei nacisk na to, że „mowa nie jest wcale prostym odwzorowaniem myś-li" (s. 32). Chce nam w ten sposób uzmysłowić fakt, że przejście od myśli do słowa to, zdaniem Arnould i Nicole, złożona operacja, a zdaniem Wygotskiego, złożony proces odtwarzania myśli w sło-wach. A zatem, wszystko, co tutaj się dzieje — prowadzi poprzez

s J. Starobinski Lets mots sous les mots. Les anagrammes de Ferdinand de Saussure, Paris 1971.

(13)

znaczenie (por. s. 31). Waśnie tej najistotniejszej problematyki zna-czenia jako „materii" zarazem myśli i języka brakuje w referowanych przez Klocha polskich teoriach języka. Stawiają one całą rzecz ogól-nikowo, bądź na płaszczyźnie „symetrii" myślenia i języka, bądź, od-wrotnie, „różnic" między tymi fenomenami. Czyż jednak ta sprawa łączenia się myśli i języka poprzez znaczenie nie jest obecna w pier-wszych wersach Wielkiej Improwizacji? I czyż nie jest tam ona przed-stawiona jako węzeł zjawisk bardziej złożonych niż w logicznym traktacie Arnauld i Nicole oraz w psychologicznej rozprawie Wygot-skiego? Bo czyż w wyznaniu Konrada nie kryje się idea, że proste przejście od myśli do słów jest niemożliwe? I czyż Konrad za najwię-kszą trudność spotykaną na tej drodze nie uznaje rozmijania się du-chowej (myślowej) i materialnej (dźwiękowej) strony słów? Nie zaś tylko: nie pokrywania się myśli ze znaczeniami słów, które ją wyraża-ją? Wracają więc tu „stare" kwestie arbitralności i dźwiękowej moty-wacji znaczeń słownych. W wypowiedzi Konrada to właśnie, te dwa zjawiska zostają ukazane jako przeszkody na drodze myśli, która „z duszy leci bystro nim się w słowach złamie", jako swoiste instrumen-ty, których nie może ona nie użyć, choć są dodatkami niszczącymi jej całość i wolność („wszystkie promienie jej ducha"). I czyż zarazem Konrad za trudność równie wielką, co poprzednia, nie uznaje niedo-myślności odbiorców słów? Znak to, że ani w lingwistyce, ani w psy-chologii, ani w refleksji nad literaturą problemu język — myślenie nie można oddzielić od problemu język — działanie. Wypowiedź Konrada uzmysławia to wyraźnie: język (słowo) służy kreacji myśli i j e d n o c z e ś n i e pobudzaniu jej odbioru.

Ewa Szary-Matywiecka

Parafrazy transcendencji

O związku literatury z sacrum pisze się obecnie wiele.1 Autor omawianej przeze mnie książki2, Wojciech Gutowski,

1 Popularność tej problematyki wyraża się nie tylko dużą liczbą pojedynczych publikacji, ale

także inicjatywami wielotomowymi — tu wymienić należy p r z e d e wszystkim serię „Religijne Tradycje Literatury Polskiej", wydawaną przez Z a k ł a d B a d a ń nad Literaturą Religijną Katolic-kiego Uniwersytetu LuelsKatolic-kiego. Szczegółowo o powstających pracach sakrologicznych infor-m u j e publikowana cyklicznie od wielu lat przez K U L bibliografia pt. Religia a literatura.

2 W. Gutowski Wśród szyfrów transcendencji. Szkice o sacrum chrześcijańskim w literaturze

Cytaty

Powiązane dokumenty

Józefa Gackiego, zapisów sumariusza dokumentów oraz zachowanej spuścizny ar- chiwalnej uzyskać możemy informacje na temat obiektów wyznaczających granice

Z osobą Józefa Piłsudskiego związany był też kolejny akt procesu odradzania się pań- stwowości polskiej, a mianowicie przekazanie mu pełni władzy przez rozwiązującą się

nowił bodziec dla w ielu dziedzin, gdyż autor Problem ów p o etyk i D ostojew skiego jako pierw szy zw rócił uw agę na kw estię średniow iecznej kultury

Na temat propozycji rozwiązań ustawowych wypowiadano się już, gdy obecny kodeks był jeszcze projektem. Jego zdaniem, art. 50 § 1 k.k., o podstawowym dla wymia­ ru kary

Żadnego komentarza nie odnotowano przy (zapewne faktycznie niesamodzielnym) gospodarstwie panny Katarzyny – siostry, mieszkającej obok gospodarstwa żonatego brata, czy też

Centralnym organem administracji rządowej właściwym w sprawach dróg krajowych jest Generalny Dyrektor Dróg Krajowych i Autostrad, do którego należy wykonywanie zadań

Summo mihi honori est hunc laetum nuntium Vobis dare, certus Vos perlibenter ipsas accepturas et in futuro pro posse facturas, ut Mater Dei hominumque Maria

A czy właściwym jest, aby młodzież karana była mandatami i upomnieniami, młodzież która nie ma gdzie się podziać, bo kto zmusi młodych ludzi do siedzenia w domu.. Wyżej