Michael Riffaterre
Wiersz jako przedstawienie :
odczytanie wiersza Victora Hugo
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 80/4, 307-330P a m i ę t n i k L i t e r a c k i L X X X , 1989, z. 4 P L IS S N 0031-0514
MICHAEL RIFFATERRE
WIERSZ JAKO PRZEDSTAWIENIE: ODCZYTANIE WIERSZA VICTORA HUGO
Co należy rozumieć przez przedstawienie, w jakim sensie mówi się o opisie, o obrazowaniu w tekście literackim? Jakie związki istnieją między m im esis i literackością? Począwszy od Auerbacha, odpowiedzi na te pytania szuka się w badaniu realizm u i to realizm u w powieści. Jest to naturalne, ponieważ autentyczność jest jednym z kryteriów estetyki powieściowej, zdolnością do stw arzania w rażenia prawdziwości (a w przy padku realizm u prawdziwości ogólnie dostępnej, spraw dzalnej w codzien nym doświadczeniu). Poezję pozostawiono na uboczu niew ątpliw ie dla tego, że jej estetyka w ymagała transm utacji, sublimacji lub po prostu dystansu w yrażania. Zresztą zakłócenie funkcji referencjalnej charakte ryzujące każde w yrażanie literackie daje się łatw iej uchwycić w poezji niż w prozie *.
A jednak czytelnicy i tradycyjne badania literackie instynktow nie stosują do wypowiedzi poetyckiej to samo kryterium co do prostego aktu komunikacji, zwykłego użycia języka i porów nują wiersz z rzeczywisto ścią. Tak jak w przypadku m im esis powieściowej mówi się o prawdzie, o podobieństwie, o uderzającej dokładności. Albo wręcz przeciwnie, o nie- adekwatności wyrażenia, o niejasnym opisie, o śmiałości lub niezrozu- miałości obrazu, o fantazji. Reakcja na wiersz oscyluje między stw ier dzeniem wierności i niewierności wobec rzeczywistości. Na tych stw ier dzeniach buduje się oceny ukierunkow ane obowiązującą estetyką. Raz podziwia się wierność oddanej cechy, innym razem doszukuje się w niej
[Michael R i f f a t e r r e — zob. notkę o nim w : „Pamiętnik Literacki” 1972, z. 3, s. 219
Przekład w edług : M. R i f f a t e r r e. La Production du tex te. Paris 1979. Roz dział 11: Le poèm e com m e représentation: une lecture de Hugo, s. 175—198.]
1 Związki między funkcją referencjalną (poznawczą) i poetycką (którą być m oże w łaściw iej byłoby nazwać formalną) zostały zdefiniowane przez R. Jakobsona w 1958 r. Zob. R. J a k o b s o n , Essais de linguistique générale. Éditions de Mi nuit, Paris 1963, s. 209 n., zw łaszcza s. 218. U siłow ałem sprecyzować jego poglądy w 1962 r.: M. R i f f a t e r r e , Essais de stylistiq u e structurale. Cz. 1. Flammarion, Paris 1971.
niewolniczego naśladow nictw a. Podobnie jest też z niedokładnym przed stawieniem . Ale bez w zględu na to, czy jest ono swobodną fantazją, czy — w edług innej szkoły — nieujarzm ioną wyobraźnią, tekst uw ażany je st w obu w ypadkach za niezgodny z rzeczywistością lub w ykraczający poza granice możliwości, tego odpowiednika rzeczyw istości2. Tak więc, jakakolw iek byłaby interpretacja, zakłada ona, że rzeczy są kam ieniem probierczym słów: cały w ysiłek filologii zmierzał do rekonstrukcji za ginionej rzeczywistości z obawy, by wiersz nie zginął w raz z tym, do czego się odnosi.
Na pierw szy rz u t oka odwołanie się do rzeczywistości w ydaje się bez dyskusyjne, jeżeli te k st jest „figuratyw ny”, jeżeli jest w yraźnie opisem. Podobnie w przypadku obrazu; jeżeli chodzi o przedstaw ienie częściowe, jak w przypadku m etonim ii czy synekdochy, czytelnik powinien być w stanie uzupełnić go na podstaw ie szczegółu, a nie może tego uczynić, jeśli nie m a zgody [consensus] co do form y rzeczy, do których się odwo łuje; w przypadku podwójnego przedstawienia, jak w porów naniu czy metaforze, pow inien on potrafić dostrzec podobieństwo między nośnikiem i tenorem obrazu.
Mimo to porów nanie w iersza z rzeczywistością jest dosyć w ątpliw ym zabiegiem badaw czym ; nasuw ające się wnioski są mało istotne, ponie waż wychodzą poza tekst. Jednakże jeżeli naw et odwołanie się do rze czywistości jest tylko nieuzasadnioną racjonalizacją przyjętą przez ba dacza, to sama racjonalizacja jest jednym ze sposobów istnienia relacji między tekstem i czytelnikiem , relacji stanowiącej zjawisko literackie, należy więc spróbować je opisać.
Posłużę się tu przykładem jednego z wierszy w całości oraz kilkoma fragm entam i innych utw orów Victora Hugo. Są one porównywalne, po nieważ stanow ią w arian ty jednej i tej samej stru k tu ry te m aty c zn ej3 (w tym przypadku jedn ą ze s tru k tu r organizujących tem at czasu). Chodzi o wiersz Écrit sur la vitre d ’une fenêtre flamande [Napisane na szybie flam andzkiego okna] 4 :
J ’aim e le carillon de te s cités antiques,
О v ie u x p a ys gardien de tes m oeurs dom estiques, N oble Flandre, où le Nord se réchauffe engourdi A u soleil de C astille et s’accouple au Midi! Le carillon, c’est l’heure in attendu e et folle,
2 R zeczyw istość jest rozum iana jako rządząca się pew ną logiką, co ilustruje k li sza „fa it proban t [fakt dowodzący]” stojąca w opozycji do w szelkiego rodzaju w y rażeń dotyczących słów , „z którym i można zrobić, co się tylko chce”. Ilustruje to rów nież opozycja logiczny/nielogiczny racjonalizująca, jak to w ykazał T. T o d o -
r о V (L ittéra tu re e t sign ification. Larousse, Paris 1967, s. 99—100), opozycję język naturalny / język m etaforyczny.
8 Przez s t r u k t u r ę t e m a t y c z n ą rozumiem każdą strukturę, w której jeden lub w iele tem atów spełnia rolę wariantów. Temat natom iast m oże odpowiadać różnym strukturom w zależności od tekstów , w których w ystępuje.
4 V. H u g o , L es R ayons et les O m bres, XVIII. Éd. P. A l b o u y . Pléiade, t. 1, s. 1062—1063.
W I E R S Z J A K O P R Z E D S T A W I E N I E 309 Que l ’oeil croit voir, vêtu e en danseuse espagnole.
A ppa ra ître soudain par le tro u v if et clair Que fera it en s ’ouvrant une porte de l’air. Elle vien t, secouant sur les to its léthargiques Son ta b lier d ’argen t plein de n otes m agiques, R éveillan t sans p itié les dorm eurs ennuyeux, Sautant à p e tits pas com me un oiseau joyeu x, V ibrant, ainsi qu ’un dard qui tre m b le dans la cible; Par un frêle escalier de cristal in visible,
Effarée et dansante, elle descend des d e u x ; Et l’esprit, ce veilleu r fait d ’oreilles et d ’yeux, Tandis qu’elle va, vien t, m on te et descend encore, Ented de m arche en m arche errer son pied sonore!
[Kocham sygnaturką tw ych miast starożytnych, / O stary kraju, strażniku domowego obyczaju, / Szlachetna Flandrio, gdzie Północ ogrzewa się odrętw ia ła / W słońcu K astylii i łączy się z Południem ! / Sygnaturka, ta nieoczekiw ana i szalona godzina, / którą oko zda się widzieć, ubraną jak hiszpańska tancerka / Ukazującą się nagle w żyw ym i jasnym otworze / Uczynionym jakby przez otwierające się drzwi powietrza. / Przychodzi, potrząsając nad pogrążonym i w le targu dachami / Swym srebrnym fartuszkiem w ypełnionym m agicznym i nuta mi, / Budząc bezlitośnie osow iałych śpiochów, / Skacząc drobnymi kroczkami jak w esoły p ta k ,/D rżą c jak chw iejąca się w tarczy strzała; / K ruchym i schodami z niew idzialnego k ryształu / Zstępując z niebios, ostrożna i ta ń c z ą c a ;/A umysł, ten składający się z uszu i oczu stra ż n ik ,/W czasie gdy ona biegnie, wraca, w ciąż w spina się i zbiega, / Słyszy jak ze stopnia na stopień błądzi jej dźw ięcz n a stopa!]
Zanotowane pod wierszem data i miejsce wskazują, że jest to w ier szowane wspomnienie z podróży, opis rzeczy widzianej i słyszanej. Ba dacze twórczości Hugo zgodni są co do konieczności analizy w iersza w odniesieniu do rzeczywistości. Rozwodzą się nad kunsztem , z jakim Hugo potrafił przetransponować w rażenia słuchowe i wzrokowe, zesta wić dwa typy rzeczywistości, podziwiają go za to, że miał n a tyle w y obraźni, żeby upersonifikować w ydzw anianie godziny, tzn. raz jeszcze opisać zjawisko poprzez inne zjawisko, nieożywione przez ożyw ione5.
6 Jest to przynajmniej w ynik rozum owania. A le wyrażany podziw jest również arbitralną projekcją złożonego faktu stylistycznego na świadomość, że w iersz jest autorstwa V. Hugo. A przecież dawno już dowiedziono, jak bardzo korzystne jest dla badacza nie brać pod uwagę nazw iska autora, co pociąga za sobą stereo typow y podziw lub niechęć zgodnie z obowiązującym w danym czasie kanonem estetycznym (por. eksperym enty na tekstach anonim ow ych J. A. R i c h a r d s a,
Practical Criticism : A S tu dy of L iterary Judgm ent. N ew York 1929). Tradycyjne
badania utrzymują, że dokonują oceny na podstaw ie opisu, że jest ona m otyw ow ana przez opis. W w iększości wypadków jednak dorzuca się jedynie pochwalne przy m iotniki do rzeczowników zaczerpniętych ze zdania opisowego lub po prostu pod porządkowuje się zdanie opisow e wypow iedzi typu: „Podziwu godny jest w tym wierszu sposób, w jaki”. Związek między opisem a w artościow aniem n ie jest n a tury przyczynowo-skutkowej, lecz prostym połączeniem gram atycznym w ypow iedzi metajęzykowej (wykazanie zjawisk tekstow ych) i cytatów zaczerpniętych z „mito logicznego” lub „ideologicznego” zasobu (stereotypy danego pokolenia czytelników lub grupy, z którymi identyfikuje się badacz w ypow iadający się na tem at danego autora)
W yobraźnię zresztą m ierzy się dystansem między znaczeniem potocznym (rzecz widziana) a przedstawieniem poetyckim (rzecz przekształcona w wizję), przedstawieniem powstałym z fragm entów rzeczywistości. Tłu maczy się nam, że wiersz jest doskonałym przykładem „personifikacji podyktow anych przez fantazję poety, zdolną uchwycić ruch, zachowa nie, podobieństwo form y dla stworzenia wokół nich mitu, którego pełna w dzięku inspiracja wywodzi się z baśni” 6.
N iestety rozważania te odsyłają nas poza tekst, ponieważ odwołują się do genezy. Kom entatorzy sądzą, że w yjaśniają nam wiersz, odnosząc go do okoliczności, w których poecie dane było usłyszeć w ybijanie godziny we Flandrii. Ale okoliczności powstania tekstu nie są w stanie wyjaśnić naszych reakcji na tekst w jego ostatecznej formie: dla nas liczy się tylko to, co je st zakodowane, ponieważ to nie zew nętrzna rzeczywistość jest poetycka, lecz sposób, w jaki jest opisana i w jaki jest „widziana” przez słowa. Wiersz nie jest punktem dojścia, lecz wyjścia. Zakładać, że aby dobrze zrozumieć wiersz opisowy, należy znać inne opisy tej samej rze czywistości, to zakładać, że wiersz jest nieudany, skoro sam nie w ystar cza do ukazania nam tego, co ma ukazać.
Jeśli chodzi o transponow anie w rażeń słuchowych na wizualne, to jest to kw estia zjawiska tekstowego, całkowicie zakodowanego, jest więc ono istotne dla analizy. A jednak badacze zam iast myśleć o sposobach kodowania w tym konkretnym przypadku starają się jedynie sprowadzić to zjawisko do kategorii ogólnej (klasyfikują je pośród odpowiedników
[correspondances], zestawiając je np. z wierszem Que la musique date d,u X V Ie siècle z tego samego zbioru), następnie zaś na podstawie tej ge-
neralizacji rekonstruują psychikę autora, co jest tylko innym sposobem w ychodzenia poza tekst:
Ta w izualna transpozycja wrażenia słuchowego nie dziw i u V. Hugo m a jącego znacznie lepiej rozw inięty zm ysł słuchu niż wzroku. Słabość tę, typow ą dla w ielu poetów francuskich pierwszych dwóch trzecich X IX wieku, nadrabia błyskotliw ym puszczaniem w odzów wyobraźni
pisał Jean B ertrand B a rrè re 7, w iernie pow tarzając wnioski Edmonda H ugueta odnoszące się do całości dzieła Hugo 8. Podobne charakterysty
8 M. E. I. R o b e r t s o n , L ’Ê pith ète dans les oeuvres lyriqu es de V. Hugo, Jouve, Paris 1926, s. 419.
7 J . - B . B a r r è r e , La Fantaisie de V. Hugo. Corti, Paris 1949, t. 1, s. 248. 8 Inni badacze w dużej mierze zgadzał'* się z Barrère’em. Zob. opracowania: M. L e v a i l l a n t , L ’O euvre de V. Hugo. Delagrave, Paris 1938, s. 356; P. M o r e a u , J. B o u d o u t , O euvres choisies. Hatier, Paris 1950, t. 1, s. 857. N ajnow szy w ydaw ca, P. A l b o u y (O euvres poétiques. Pléiade, Paris, t. 1, s. 1552—1553; zob. też s. 1574) po prostu przejmuje liczącą 43 lata interpretację Robertsona. Inercja ta jest znacząca. Oczywiście nie uważam, że wartość interpretacji polega na k rytyce poprzednich interpretacji, ale w naszym przypadku komentarze polegają jedynie na powtarzaniu dwóch bardzo ogólnych cech w ystępujących w bardzo w ielu tekstach, nikt natom iast nie stara się określić roli, jaką spełniają w tekstow ej złożoności.
W IE R S Z J A K O P R Z E D S T A W IE N IE 311
ki, naw et jeśli odnoszą się do faktów tekstowych zam iast dawać p o rtret autora, są tylko niewielkim w spólnym mianownikiem w ielu zjaw isk sty listycznych. Nie inform ują one natom iast o różnorodnych funkcjach, któ re te zjaw iska spełniają w zaw ierających je tekstach, ani też o tym , co stanow i jedyny, niepow tarzalny charakter wiersza, rzec można — jego osobowość.
Do specyfiki tej dotrzeć można jedynie, opisując kom binacje słowne przyciągające uwagę czytelnika i ukierunkow ujące jego sposób dekodo w ania wiersza. Złożoność tych kombinacji jest tak wielka, że każdora zowo stanow i jedyną, niepow tarzalną form ę wiersza, i tylko tego wiersza. Ażeby wydobyć ten w yjątkow y charakter, analiza musi wychodzić z założenia, że tekst stanowi p u n k t wyjścia. Odwracając trad y cy jn y spo sób postępowania polegający na przechodzeniu od rzeczy przedstaw ionej do przedstawienia, analiza ukaże, w jaki sposób przedstaw ienie tw orzy rzecz przedstawianą, jak ją uprawdopodobnia, tzn. czyni ją rozpozna w alną i w ystarczającą do zrozum ienia wiersza. Ukaże, że czytelnik nie musi odwoływać się do swego rzeczywistego doświadczenia (które może być nieadekwatne), ponieważ w ystarczające do zrozumienia jest odwo łanie się do kodu językowego (którego znajomość z założenia jest w y starczająca, bez niej bowiem nie mógłby być czytelnikiem).
Chciałbym więc zaproponować sposób odczytania biorący pod uwagę jedynie słowa i ich dystrybucje, które ukażą, jak ich użycie w zajem nie się w arunkuje dla osiągnięcia przekonującej mimesis, ponieważ każda z jednostek leksykalnych jest silnie „m otywowana” poprzez kom binację sekwencji słownych, które ją poprzedzają. W odczytaniu tym nie będzie my badać genezy: nie odwołuję się tu do autora ani okoliczności pow sta nia wiersza, nie staram się też określić, w jakim porządku został napi sany i jakim ulegał retuszom. Chodzi jedynie o to, by stwierdzić, jak zdania, w m iarę jak się je odczytuje, w ydają się następow ać po sobie w sposób konieczny, jak wypowiedź podporządkowuje się im peratyw nym skojarzeniom sem antycznym i form alnym , a nie jest modelowana n a wzór przedm iotu pozawerbalnego; skojarzeniom rygorystycznie ograni czającym możliwe wybory dla każdej cząstki wypowiedzi dla późniejszego toku zdania; skojarzeniom stereotypowym , rozpoznawalnym w odbiorze: opis nie jest praw dziw y w stosunku do geografii i socjologii północnej Francji; jego prawdziwość zasadza się na zgodności z mitologią stworzoną z klisz i obiegowych w yrażeń [lieux com m uns], a którą czytelnik nosi w sobie. Wiersz jest poetycki nie z racji egzotyki flam andzkiej nocy, ale z racji symboliki w ynikającej z aktualizacji pewnej stru k tu ry te matycznej powiązanej ze strukturam i leksykalnymi. Przedstaw ienie jest skuteczne nie dlatego, że jest „podobne”, ale dlatego, że każde słowo jest dookreślone poprzez kom binację stru k tu r i percypow ane w odnie sieniu do uprzednio ustalonych modeli; wszystko odbywa się tak, jakby arbitralność znaku została zniesiona.
Właściwie wszystko w wierszu bierze się z połączenia słów wywoła nych słowem „sygnaturka [carillon]” w pierwszym wersie. S ygnaturka denotuje dźwięk dzw onów 9, to dźwięk wesoły — „U heure en prenant
son vol rit dans les carillons [wzlatująca godzina śmieje się w sygnatur
kach]” ł0, ponieważ semantycznie carillon definiuje się w opozycji do glas [dzwon żałobny] i tocsin [dzwon alarmowy]. Jest to dźwięk, którego w a riacje, melodia kontrastują z regularnością dzwonu żałobnego i dzwonu alarmowego, krótko mówiąc, je st to dźwiękowa fantazja. Alegoryczne przedstaw ienie sygnaturki w ynika ze zbieżności tych semów (muzykal ności, wesołości, fantazji), z faktu, że słowo godzina [heure], z którym sygnaturka jest związana metonimicznie, jest rodzaju żeńskiego, i wresz cie tego, że obiegowa alegoria Godziny [Heure] jest młodą boginką. Mu zyka sy g naturki jest więc m uzyką do tańca Godziny po pierwsze dla tego, że sygnaturka jest tańcem dzwonów, ale zwłaszcza dlatego, że motyw baletu godzin [ballet des heures] jest obiegowym określeniem
m im esis Czasu (taki jest właśnie, jak pamiętamy, pierw otny ty tu ł A rte m idy N erv ala )11.
M otyw ten zrodził się z dwóch transpozycji: gramatycznego rodzaju żeńskiego na mitologiczną kobiecość i okrągłość tarczy zegarowej na ta
niec wkoło upersonifikowanych Godzin. Ta druga transpozycja jest tym bardziej „praw dziwa” i konieczna, że taniec wkoło jest elem entem ste
c Inne znaczenie tego słowa, „zespół, grupa dzwonów” w ykluczam od razu, ponieważ ze względu na liczbę pojedynczą stojącą w opozycji do wyraźnej liczby m nogiej „twych miast starożytnych [tes cités an tiqu es]” oraz do utajonej liczby m nogiej „więcej niż jeden kościół w m ieście”, słow o to m oże odnosić się tylko do dźwięku. Jeżeli budzi to w ątpliw ości, to zostaną one rozw iane w w ersie 5. [Rzecz jasna, użyte w polskim przekładzie słow o „sygnaturka” nie oddaje polisem ii fran cuskiego rzeczownika „carillon”. W ydaje się jednak, że ono w łaśn ie najlepiej oddaje dźw iękow e konotacje „carillon”, które stoją w centrum wyw odu autora. — Przy pis tłum.]
10 V. H u g o , D ernière Gerbe, XX III, Imprimerie nationale, s. 320. W esoły lub co najm niej nacechowany pozytyw nie (zob. C h. B a u d e l a i r e , P ęk n ię ty dzw on. Przełożył S. Korab-Brzozowski. W: K w ia ty zła, Warszawa 1973, s. 81: „Na głos dzwo nów dzwoniących przez zamglone tonie”. Pozytyw ne wartościowanie przejawia się w słow ie „dzwonić”, równolegle do „dzwonu o tęgim gardle [cloche au gosier v i
gou reu x]” i w opozycji do „pękniętego dzwonu”). Również słynne „przebudzenie
dzw onów ” w K a ted rze M arii Panny w P aryżu (przełożyła H. S z u m a ń s k a - G r o s s o w a . Posłow ie Z. B i e ń k o w s k i e g o . Warszawa 1973): nie m a nic „bo gatszego, radośniejszego, złocistszego, jaśniejszego” (s. 167) i w reszcie „dzwonniczy zapał” Quasimoda wprawiającego katedrę w stan „nieustannej radości rozdzw onie n ia” (t. 2, s. 32).
11 N erval i Méry m ieli zamiar w ystaw ić ten balet w inscenizacji L ’Im agier de
H arlem , odsłona 6, scena 2, w której godziny tańczą wkoło postaci pod przewod
nictw em boga Pana (zob. J. R i c h e r , N erval, Expérience et C réation. Seghers, Paris 1965,, s. 590, 602—603). Podobny balet pojaw ia się u J. J a n i n a , La V allée de
W IE R S Z J A K O P R Z E D S T A W IE N I E 313
reotypowego opisu mitologicznych postaci kobiecych pozbawionych indy widualności, jak nim fy, czy pojawiających się jedynie w grupie, jak Gracje. Sam Hugo daje nam tego przykład we w prawce na tem at Midi,
roi des étés [Południe, król lata]: „Les heures, groupe las, ne dansent plus en rond [Godziny, zmęczona grupa, nie tańczą już wkoło]” 12. Spro
wadzenie tancerki tańczącej wkoło do tancerki po prostu oraz jej okre ślenie jako tancerki hiszpańskiej w ynika z tła, w którym pierwsze w ersy wyraźnie podkreślają w pływ K asty lii13.
Muzyczna m im esis obfituje w m etafory takie jak gama opadająca (wprowadzająca z kolei m etaforę upadku moralnego lub degradacji fi zycznej) i wspinać się po gamie [monter la gamme]; samą gamę definiuje się jako skalę muzyczną. Obraz schodów jest więc przekształceniem ga my — nieuniknionym , jak można sądzić na podstawie innych tekstów. Obraz ten pojawia się np. w stanie zarodkowym metonimicznie zasuge row any połączeniem dwóch czasowników oznaczających ruch w tym zda niu Hugo: „la riche gamme qui descend et rem onte sans cesse les sept
cloches de Saint-Eustache [bogata gama, która biegnie bez przerw y w gó
rę i w dół po siedmiu dzwonach kościoła św. Eustachego]” 14. Obraz ten ukazuje się w pełni rozw inięty we fragmencie, w którym głuchy Quasi modo ogląda „Voctave palpitante m onter et descendre sur cette échelle
sonore comme un oiseau qui saute de branche en branche [jak oktawa
drgnęła, jak w górę się pnie i w dół schodzi po tej dźwięcznej drabinie, niby ptak, co przeskakuje z gałęzi na gałąź]” 1S. Obraz ten i obraz za w arty w naszym w ierszu m ają identyczną strukturę m etaforyczną:
12 H u g o, D ernière G erbe, XV, s. 310. — J . - B. B a r r è r e (op. cit., t. 1, s. 250, przypis 2) zdaje się dostrzegać balet godzin w Dernière Gerbe, XIII, s. 308, co jest nieścisłe: chodzi tu o taniec czarownic ewokowany dwunastom a uderzenia m i zegara o północy. P r o u s t (V/ poszu kiw an iu straconego czasu. Przełożył i w stę pem opatrzył T. Ż e l e ń s k i ( Bo y ) . W arszawa 1956, t. 1, s. 105) w ykorzystał inną możliwość: południe zw ieńczone dwunastoma kwiatami.
13 B a r r è r e (op. cit., s. 248) sądzi, że hiszpańskość tancerki pochodzi z zain teresowań V. Hugo śladam i hiszpańskiego baroku w architekturze Flandrii. A le nie ma nawet konieczności przywoływać osobistych zainteresowań poety turysty: oksymoron „flam andzko-hiszpański” jest obiegowym wyrażeniem literackiej m im e
sis Flandrii w X IX w. Ponadto Barrère nie bierze pod uwagę drugiego składnika
wyrażenia „tancerka”. Mówi o fantazji poety (co w łaściw ie należałoby w yjaśnić) i o „odpowiedniości [correspondance]”, które m iałyby wyrazić „powietrzną lekkość, grację, dziwność tych godzin tańczących na czubkach palców w jednolitości ciszy nocnej”. Pom ysłowość i subiektyw izm obrazu Barrère’a są typow e dla tradycyjnych badań, usiłujących eksplikować poprzez „rywalizację” prozy z w ierszem , który ko mentują. Mamy tu rzecz jasna do czynienia z racjonalizacją zjaw iska tekstow ego
a posteriori, racjonalizacją, która tekst deform uje („na czubkach palców ” znosi
hiszpańskość tańca), podstaw iając zamiast realnej „tancerki” w erbalny ciąg „obieg godziny [heure qui to u rn e]” taniec w koło [ronde]” -*■ tancerka [danseuse]”.
14 H u g o , Katedra..., t. 1, s. 166.
l’esprit, ce veilleu r fait d ’oreilles e t d ’yeux, Tandis qu’elle va, vien t, m onte et descend encore,
Entend de m arche en m arche errer son pied son ore1.
[umysł, ten strażnik składający się z uszu i o c z u ,/W czasie gdy ona biegnie, wraca, w ciąż w spina się i zbiega / Słyszy, jak ze stopnia na stopień błądzi jej dźwięczna stopa!]
P tak i tancerka są zamienni tak jak związane z nimi system y skoja rzeniowe: jeżeli słowo „ptak” zastąpi się przez „tancerka”, to należy również zamienić „gałąź” na „stopień” . Zawartość jednostek leksykal nych w syntagm ie zmienia się zależnie od system u skojarzeniowego. Syn tagm a zaś pozostaje niezmienna, ponieważ układ jej związków syntak- tycznych odpowiada układowi związków semantycznych wprowadzonych zredukow aniem sygnaturki do semu „gam a”. To właśnie tem u semowi odpow iadają czasowniki „wstępować [monter]” i „zstępować [descendre]” nierozerw alnie ze sobą związane, aby przedstawić w term inach ruchu całość stru k tu ry semantycznej „skali diatonicznej” (ciągłe przesuwanie się w górę i w dół). Czasowniki w prow adzają w sposób konieczny pod m iot (postaci ptaka lub tancerki) i dopełnienie (tło, na którym te postaci w ystępują: gałęzie lub stopnie). Niezmienność tych funkcji zapewnia sy- nonim ię aktualizujących je w ariantów leksykalnych (których nośnikami m etafory są gałęzie lub stopnie, np. w miejscach X konstrukcji „z X do Y” kontekst „gam a” wskazuje, że odpowiada ono tenorowi „nuta”). Prze konujący charakter obrazu to to, co powoduje jego zaakceptowanie przez czytelnika, w ynika po prostu z niezbitej „logiki” słownej: nie jest on ni czym innym niż zdaniem rozwijającym w całym tekście potencjalny ła dunek sem antyczny słowa.
Dwa z nich to, jak już widzieliśmy, semy muzykalności i wesołości; ich zdolność generow ania jest ukierunkow ana przez fakt, że sygnaturka je st tylko metonimicznym nośnikiem tenoru, m ającym swój w łasny ła dunek potencjalny, Godzinę. Nie musimy słyszeć dzwonów, a w jeszcze m niejszym stopniu znać konkretny przypadek bijącej godziny w da nych okolicach, ażeby odebrać w rażenie narzucone przez sygnaturkę —
w ystarczy znać kod, tzn. semy składające się na sygnaturkę i przyporząd kowane jej wartości. Można by tu postawić zarzut, że niezależność słowa od rzeczy jest w tym w ypadku niewyobrażalna, ponieważ dźwięk dzwo nów należy do codziennego doświadczenia. Ale doświadczenie to zmienia się w zależności od czytelników, a jego odbiór w raz z ich nastaw ieniem czy przyzw yczajeniam i16, gdy tymczasem w yrażenia obiegowe, w których skład wchodzą signifiants zorganizowane wokół dzwonu [cloche] są wspól ne i zm ieniają się tylko nieznacznie. W ystarczy zastanowić się nad nie
18 Zresztą bez w zględu na rozległość w iedzy dotyczącej dzw onów n ie może ona obejm ować szczególnego przypadku sygnaturki godzinowej [carillon horaire], która jest flam andzka, germańska, anglosaska, ale n ie francuska.
W I E R S Z J A K O P R Z E D S T A W IE N IE 315
którym i doświadczeniami, aby przekonać się, jak bardzo złudny jest w a ru nek znajomości rzeczywistości dla rozumienia słów. Kto nigdy nie czu w ał przy łóżku umierającego, nie jest mniej w rażliw y na ew okującą siłę słowa „rzężenie” 17. Nie ma potrzeby znać odgłosów afrykańskiej nocy, żeby w pełni zrozumieć śmiech hieny: hiena jest po prostu odbierana jako stopień najwyższy szczególnego znaczenia i negatyw nego wartościo w ania śmiechu, ze względu na obecny w nim sem zwierzęcości, a zwłasz cza ze w zględu na morfologiczną dziwaczność słowa hyène w leksyce języka francuskiego. Zwierzę to jest tak niezwykłe jak pterodaktyl [pté
rodactyle] jest prehistoryczny i m onstrualny, choćby ze względów orto
graficznych. Podobnie „flam andzka sygnaturka” (i sama „sygnaturka” w kontekście trzech pierwszych wersów) oznacza „belgijskie dzwony” jako drugie dopiero znaczenie: jego podstawowe znaczenie i funkcja w tym kontekście to pochwalny superlatyw . Przym iotnik „flam andzki” nie sy tu u je sygnaturki geograficznie, lecz ją hiperbolizuje. Tak jak p u rp u ra z T yru nie tylko oznacza purpurę pochodzenia fenickiego, lecz również najbardziej purpurow ą z purpur, i tak jak tygrysica z H yrkanii oznacza jedynie dla leksykologa geograficznie (i historycznie) usytuow any gatu nek — w przedstaw ieniu literackim od Wergiliusza do Racine’a jest to hiperbola kobiecego okrucieństwa lub agresywnego, nadopiekuńczego m a cierzyństw a, i tak jak podbiegunowe zimno jest bliższe psiemu zimnu niż biegunowi, z dwóch powodów. Po pierwsze na mocy ogólnego praw a sty listycznego, które sformułowałbym następująco: w stosunku do innych elem entów paradygm atu synonimów każde wyodrębnione signifiant funk cjonuje n a osi syntagm atycznej jako hiperbola swego metaforycznego
signifié (tenoru). Po drugie: prawo dystrybucji: sygnaturka jest pozy
tyw nie wartościowana z racji stereotypowego użycia w kontekstach, w których flam andzkie tło symbolizuje pewne w arto ści18 — słowa ko
17 Siła ta pojawia się w stereotypowych kontekstach: przym iotniki takie jak „złowieszczy [sinistre]”, „przerażające [effrayant]”, „żałobny [funèbre]”; wypow iedzi dramatyczne jak „nagle dał się słyszeć krzyk (jęk, skarga, rzężenie) [soudain un(e)
cri (g ém issem en t, plainte, râle) se fit en tendre]” itd., co skłania czytelnika do inter
pretowania długiej samogłoski jako wyrazu powolnego, zam ierającego oddechu (w p rzeciw ieństw ie do kontekstów , w których rzeczownik „râle” oznacza ptaka wodnika).
18 K onteksty takie są bardzo liczne w X IX w. dzięki opisom podróży, w tym sam ego Hugo, który w dziele R en (tłumaczyła I. R o g o z i ń s k a . Przypisam i i notą w ydaw niczą opatrzył P. H e r t z . Warszawa 1987, list IV, s. 53) m ówi o „Belgii, owej krainie srebrzyście brzmiących dzwonów [ïa Belgique, ce tte te rre des étince
lan tes sonneries]”, oraz tekstom historycznym (siła m etonim icznego przedstaw ienia
słow a takiego jak „wieża [beffroi]” w opisach w alk m ieszczan i średniow iecznych korporacji, np. u Micheleta). Dla czytelników tej epoki słow o „sygnaturka” w y starczy, ażeby przywołać stereotypy takie jak opór Niderlandów przed hiszpańskim uciskiem (np. C arilloneur de Bruges, opera komiczna Saint-G eorges’a i Grisara z 1852 r.), dem okratyczny ruch Flamandów, nie m ówiąc już o tem acie w ezw ania do broni z w ieży, wywodzącym się z samego przedstawienia wieży.
jarzone z Flandrią, Niderlandami itd. m iały na ogół bardzo pozytywne zabarwienie w ówczesnej mitologii francuskiej 19.
System opisowy wprowadzony przez sygnaturkę zawiera słowa i w y rażenia takie jak: „drgania dźwięków [vibrations sonores]” 20, klisze: „srebrzyste dźwięki [sons argentins]”, „dźwięki krystaliczne [sonorités
cristallines]” 21. Przym iotniki „srebrzysty” i „krystaliczny” (lub dopełnie
nia „ze srebra [d’argent]”, „z kryształu [de cristal]”) pozwalają na pozy tyw ne wartościowanie, ponieważ zakładają porównanie ze szlachetny mi signifiés kodu „m etali” i „m inerałów ” 22. Dlatego też są cne w ybrane
is przypom nieć należy Zaproszenie do podróży Baudelaire’a. Holandia jest w tym wierszu symbolem szczęścia i pełni. Jeden z wierszy Hugo (D ernière G erbe, XXIII) zaw iera głów ne m otywy tej pozytywnej m itologii, kontrapunktowo cała seiria rea listycznych szczegółów stanow i prozaiczną i ironiczną m im esis Niderlandów.
20 Pojęcie wibracji stanowi istotny elem ent akustyki, a le to ogólne odniesienie dotyczy jedynie rzeczywistości. W przedstawieniu literackim nie w szystkie instru m enty drgają w ten sam sposób. Oczywiście wibracja jest istotna, gdy mowa o dzwonach. „Wibracje” i „dźwięczne drgania” pojawiają się już na samym po czątku opisu dzwonów w Katedrze... (s. 166). Poetycka hiperboliczna m im esis dzwo n ów ukazuje je jako tak wrażliwe, zrobione z tak czystego bronzu, że w ogóle nie przestają drgać: „spiżowe dzwony, które drgają zawsze (îes cloches d ’airain qui
frisson en t toujours]” pisze Hugo (Dernière G erbe, III, s. 308) oraz: „Pod ciem nym
sklepieniem , gdzie drgało jeszcze powietrze, / Czuło się ruch jakby strzępu dźw ię k ów (...) / Bo naw et drzemiąc (...) / Zawsze w ulkan dymi, a dzw on wzdycha [Sous
ce tte voû te obscure où l’air vib ra it encore / On sen tait rem uer com m e un lam beau sonore (...) / Car, m êm e en som m eillant, (...) / Toujours le volcan fum e et la cloche soupire] (Chant du crépuscule, X X XII, Pléiade, t. 1, s. 890). Drganie nabiera spe
cjalnego znaczenia, gdy dzwon w ybija gadzinę, być może dlatego, że pod wpływem M esmera odczuwane ono było jako harmonika drgań nerwowych (hipotezę tę for m ułuję na podstawie częstotliwości m otywu szklanej harmonijki i jej denerwują cych wibracji u romantyków; zob. halucynacje D. P. S c h r e b e r a (M ém oires
d ’un névropathe. „Cahiers pour l’an alyse” 7, 1967, s. 121) i „sadystyczny” dzwon
w Jardin des Supplices O. M i r b e a u.
21 Zob. także „srebrny dzwon [cloche d ’argent]” i „srebrne dzwoneczki [clo
ch ettes argentines]” (użycie zdrobnienia potwierdza pozytywne w artościowanie przy
miotnika). „Dźwięczny [sonore]” jest w słownikach rym ów jednym z naturalnych epitetów „kryształu”. „Krystaliczny” stał się hiperbolą drgań najprawdopodobniej z trzech powodów: 1) ponieważ „szkłu” przyporządkowane jest pojęcie drgania, a kryształ jest hiperbolą szkła; 2) ponieważ drganie jest przedstawione jako „emo cja ” (np. drżenie i[/rémissemeni] w łókien, strun i m etalowych części instrumentów), em ocja ta odczuwana przez minerał jest hiperbolą typu adynatonicznego; 3) po niew aż w mitologii kryształu najintensyw niejsze drganie powoduje jego rozbicie (jak o tym świadczą anegdoty o żyrandolach pękających przy najwyższej nucie branej przez śpiewaczkę).
22 W artościowanie jest szczególnie widoczne w przypadku „kryształu” z powodu binarnej opozycji „kryształ”/,.szkło” (co gra również dużą rolę przy wartościowaniu przezroczytości: „kryształ” uszlachetnia np. ciecz, jak w S ta rym oceanie o k r y s z ta
ło w ych falach Lautréamonta). Hugo podtrzymuje tę opozycję, pisząc (Feuilles
d ’autom ne, I. Pléiade, t. 1, s. 718): „Tout souffle, tou t rayon (...) / Fait reluire et v ib re r mon âme de cristal [Każdy podmuch, każdy promień (...) / K aże rozbłysn ąć
W IE R S Z J A K O P R Z E D S T A W IE N IE 317
odpowiednio do radosnych konotacji sygnaturki, podobnie jak w utw o rach prozą Victora Hugo: „cudowny dźwięk dzwonów [un ravissant
carillon]”, „delikatny lekki, krystaliczny, niezwykły, napowietrzny [un carillon fin, léger, cristallin, fantastique, aérien]” oraz: „uskrzydlone, lek
kie, świszczące dźwięki ze srebrnego dzwonu [sonneries ailées, légères
et sifflantes de la cloche d’argent]” 23. Gdyby dźwięk dzwonu wzywał
do walki, jego dźwięk byłby z brązu lub spiżu, metali, z których w yko nana jest poetycka b r o ń 24. Gdyby dzwon bił na wiejskiej dzwonnicy, byłby zachrypnięty jak gardło prostaka 25. Gdyby był tylko prozaicznym dzwonkiem na ogrodowej furtce mieszczucha, w ystarczyłby zwykły m e tal (Proust mówi nam o jego dźwięku, że „skrapiał i w strząsał nagle metalowym, przeciągłym i zimnym hałasem [étourdissait au passage de
son bruit ferrugineux, intarissable et glacé]”) 26. Aie tu chodzi o sygna
turkę, a schody m usic-hallu konkretyzujące gamę w stępującą i zstępu jącą stają się „kruchym i schodami z niewidzialnego kryształu [frêle
escalier de cristal invisible].
Przym iotniki określające schody i kryształ są dobrane z precyzją właściwą konstrukcji całej wypowiedzi. Zgodnie z zasadą epitetu n atu ralnego, nakazującą, aby przym iotnik pow tarzał cechę implicite zaw ar tą w rzeczowniku, schody są tak kruche, jak Ulisses jest sprytny, mo rza głębokie, a strum yk szybki, ponieważ „kryształ” konotuje kruchość. K ryształ również jest „niew idzialny”, ponieważ w tym kontekście niewi- dzialność hiperbolicznie w yraża doskonałą przezroczystość kryształu (któ ry w innych kontekstach w yrażałby ideę czystości, ale tutaj potwierdza jedynie kryształowość tego kryształtu). „Niewidzialny” funkcjonuje także
i drgać m ej du szy z k ry szta łu ]” oraz, w przeciw ieństw ie (Chants du crépuscule,
X X X II, s. 896): Une âm e (...) / De verre pour gém ir [Dusza (...) / Ze szkła by ję czała]”. W artościowanie nie zależy od rzeczyw istej charakterystyki m ateriałów, ale od słownych paradygmatów: opisując dzwony paryskie, w celu wydobycia srebrzy- stości dźwięków, Hugo przeciwstaw ia te dzwony „drewnianemu dzwonowi” (K a
tedra..., t. 1, s. 166), a żeby podać absolutnie pozytywne w artościowanie dźwięcz
ności, srebro już nie wystarcza, m ówi się nawet o „złotym” „zgiełku dzwonów”
(ibidem , s. 167). W kontekście, w którym dzwony należą do akcesoriów szczęśliw ego
błogostanu, Proust ew okuje „złoty dźwięk dzw onów ” (Pastiches et mélanges, Pléiade, s. 237).
83 H u g o , Ren, s. 53; K atedra..., t. 1, s. 166.
24 V. H u g o , Mars. W: L ’Année terrible. Imprimerie nationale, I, s. 130: <P oè
te s ) Vous tin te z le glas pour le tra ître / Et pour le brave le tocsin (...) / Vos chants (...) / S em blen t des u rnes ren versées / D ’où tom ben t des ryth m es d ’airain
[(Poeci) w dzwon żałobny uderzacie dla zdrajcy /Na alarm dzwonicie dzielne mu (...) / W asze pieśni (...) / Są jak odwrócone urny / Spod których spadają sp i żowe rytm y]”.
“ H u g o , Les Rayons et les O m bres, X X X V , V, t. 1, s. 1102; zob. Dernière
Gerbe, IV, s. 298.
jako w yjaśnienie nierealnego charakteru wizji 27, przym iotnik znosi sem „widoczności” reprezentow any przez każde signifiant opisowego syste m u architektury 28. Zjawisko zniesienia jest dokładnym odwróceniem za sady epitetu naturalnego i w żadnym w ypadku nie sprowadza się do przedstaw ienia systemu wyobrażeń: jest oksymoronem, tak jak „gorzko- -słodki” lub „czarne słońce”. „Drzwi pow ietrza [porte de l’air]” są tego innym przykładem. Kombinacja wysokości (wieża, z której dobiega dźwięk), architektury (wynikająca z „gamy”) i systemu wyobrażeń spra wia, że „drzwi” narzucają „powietrze”. Tak oto ustala się metaforyczna in terpretacja „drzw i”; wszystkie semy „pow ietrza” ciążą ku systemowi „drzw i”, wszystko, co powietrzne, powiewne, ruchome, wyklucza przy kutą do ziemi m ineralną nieruchomość architektury 29.
Zawsze przypisywano — chyba niesłusznie — epitet n atu raln y i epi tet an tytetyczny pew nym szkołom badawczym. Należy się tu raczej do szukiwać dwóch przejawów reguły rządzącej rozwinięciem opisowego zda nia poetyckiego: po rzeczowniku nie ma innej alternatyw y jak dwie sk raj ności semantyczne 30. Rzeczownik narzuca użycie przym iotnika (lub grupy 27 Poetycki styl V. Hugo w ykazuje tendencję do eksplikacji: cały nasz wiersz ma charakter dyskursywny i próbuje przedstawić wizję jedynie poprzez niew idze nie: „oko zda się widzieć otwór (...) / Uczyniony jakby przez otwierające się drzwi pow ietrza”. Co więcej, ,,ten składający się z oczu i uszu strażnik” w yraźnie oddziela dw a typy postrzegania, łącząc je zarazem w postaci strażnika: przeniesienie wrażeń słuchow ych na wzrokow e nie jest przedstawione jako synestezja, lecz jako halucy nacja. Halucynacja jest poetycko skuteczna, ale z punktu w idzenia literackiej m i
m esis jest usprawiedliwieniem , w yznaniem konieczności odwołania się do racjonal
nego kontekstu.
28 Zob. S a i n t - J o h n P e r s e , Oiseaux. Gallimard, Paris 1963, 9, s. 25:
„l’oiseau, créateur de son vol, m onte aux ram pes in visibles et gagne sa hauteur
[ptak, twórca sw ego lotu, w spina się do niew idzialnych balustrad i wznosi się w y soko]”, oraz 11, s. 29: „ (les oiseaux) tien n en t aux strates in visibles du ciel <...)
la longue m odulation d ’un vo l (ptaki) dolatują do niew idzialnych w arstw nieba
(...) długiej modulacji lotu]”. „N iew idzialny” jest oczyw iście słow em -kluczem m i
m esis nienorm alności, nadprzyrodzoności, itd. Ogólnie rzecz biorąc, jest to wskaźnik
„konwencji”, „postulatu”, pozwala na przekształcanie dowolnego system u opisowego, konkretnego, w izualnego itd. na system zdolny do przedstawiania abstrakcji, niem a- terialności itd.
20 Zob. V. H u g o , A lbum de voyage 13 350. W: Dieu, Seuil du gouffre. Éd. J o u r n e t - R o b e r t , s. 199: „effet de soleil m erveilleu x , un rayon perce la vo û te
de brum e com m e par une fen être aérienne [efekt cudownego słońca, prom ień prze
bija się przez m gliste sklepienie jak przez okno powietrza]”. Zob. R. C h a r , Carte
du 8 n ovem bre. W: Seuls dem eurent. Gallimard, Paris 1967, s. 25: „vous occupez m oin s de place (...) que le tra it d ’un oiseau sur la corniche de l’air [zajm ujecie
m niej m iejsca (...) niż ślad ptaka na gzym sie powietrza]”. — M. L e i r i s, H aut
Mal. Gallimard, Paris 1973, s. 47.
*° W szystko zdaje się odbywać w taki sposób, jakby przedstawianie niuansów było wyłączną domeną m im esis prozy, na co zdaje się w skazyw ać użycie szczegółu (zwłaszcza „nie m otywowanego”) w stylu realistycznym . N ie oznacza to jednak, że poezja n ie wyraża niuansów, przedstawia je ona jednak w doskonałej lub kom pletnej formie, a w ięc jako m odelowe i ogólne.
W IE R S Z J A K O P R Z E D S T A W IE N IE 319
przymiotnikowej) bądź to t a u t o l o g i c z n e g o (jak była o tym mowa w przypadku epitetu naturalnego), bądź to o k s y m o r o n i c z n e g o (tzn. że przym iotnik znosi niektóre, o ile nie wszystkie, semy rzeczow nika zam iast je wydobywać, jak poprzednio).
Wartościowanie w ynikające z konotacji słowa „sygnaturka” dotyczy zarówno postaci, jak i jej otoczenia, tzn. że w innym kodzie „nieocze kiw ana i szalona [inattendue et folie]” spełnia rolę analogiczną do „nie widzialna [invisible]”: m etaforycznie aktualizuje semy „sygnaturki” , tzn. fantazyjność melodii i to, co w niej zaskakujące. Porównanie z „pta kiem” wzmacniające „tancerkę” jako przedstawienie gam y31 również wpływa na wartościowanie: na funkcję tę wskazuje tautologiczne n a stępstwo przym iotnika „wesoły” (również tu denotacja jest czysto w er balna: rzeczywisty ptak nie jest ani wesoły, ani smutny, ale ptak zesta wiony jest z „piosenką” i „wiosną”, metonimami „radości”, i przez to uczestniczy w konwencjonalnej niewinności każdej bukolicznej mimesis, pod w arunkiem oczywiście, że chodzi tu o małego ptaka, a nie o d ra pieżnika) 32. Ponieważ otoczenie i postać również wywodzą się z „sygna turki”, oddzielenie kodu „architektura” od kodu „tancerka” nie jest cał kowite. Zauważyć można pewne interferencje: „żywy” z w yrażenia „ży wy i jasny otwór” należy raczej do kodu „tancerka”. Reprezentuje on tu sem muzycznej fantazji i w konsekwencji wzmacnia „nagle” w pro wadzone przez przym iotnik „nieoczekiwana” . Z drugiej strony rzeczow nik „drzw i” wprowadza notację jasności: drzwi powinny być otw arte lub zamknięte, a w pierw szym przypadku powinny otwierać się na świa tło lub ciemność. W tym kontekście pozytywne jest tylko światło, w y brany więc został przym iotnik „jasny”. W ten sposób następuje zbieg dwóch sekwencji — istnieje przecież klisza „żywe(-a) światło (jasność)”, w której „żywe” odpowiada semowi „blask” i ma charakter pozytywny 33,
81 Powyżej przywołałem izomorfizm mimesis „ptaka” i „tancerki” w tekstach porównywalnych; w tym przypadku ich synonimia jest w ykorzystana w tym sam ym wierszu, jednakże przedstawienie „ptaka” zamiast rozwinąć się w odrębnej syn- tagm ie sprowadza się do „jak”, co przypomina jego równoważność z przedstaw ie niem „tancerki”.
82 Zróżnicowanie, które n ie odsyła do zwierząt posiadających skrzydła, ale do tyczy opozycji m ały/duży: w kontekście fauny „duży” na ludzką skalę ma konotacje' zagrożenia, podczas gdy „m ały” jest określeniem pozytywnym (tak jak zdrobnienie, m ianowicie dlatego, że pozw ala wyrazić stosunek opiekun/podopieczny itd.). N ie ma potrzeby określania słow a „ptak” przym iotnikiem „mały”, wystarcza tu substy tucja, jak np. „latać, skakać [voler, sauter]” -*■ „podfruwać, trzepotać skrzydełkami, podskakiwać [voleter, voltiger, sautiller]”, a w naszym wierszu „podskakiwać drob nymi kroczkami [sautant à petits pas]”.
** Zob. C. B a u d e l a i r e , Pieśń jesienna. W: K w i a t y grzechu. Przełożył B. W y d ż g a . W arszawa 1927, s. 118: „Żegnaj żywa jasności zbyt krótkiego lata
(Adieu! vive clarté de nos étés trop courts]”. Nie jest wykluczone, że złożenie
„żywy i jasny [vif et clair]”, wynik przekształcenia wyrażenia „żywa jasność [viv e
clarté]”, jest wzm ocnione fonetyczną dwuznacznością dopuszczającą lekturę „żywy
zja-tak jak wtedy, gdy odpowiada semowi „żywość”. Wartościowanie jest więc dookreślone dwoma kodami równocześnie.
Rozważmy teraz przedstawienie tancerki. Postać ta stanowi podsy stem, z którego tekst daje jedynie wycinki: jego stru k tu ra jest tym, co moglibyśmy nazwać gram atyką alegorycznych signifiants. Upersonifiko- w ana Godzina stanowi nośnik m etafory „sygnaturki”. W konsekwencji słowa w yrażające dźwięki, drgania, n u ty itd., które w w iernym opisie łączyłyby jedynie związki gramatyczne, są tu uporządkowane według anatomicznego modelu postaci alegorycznej: części ciała, jego ruchy, strój dostarczają słownictwa i wprowadzają ograniczenia syntaktyczne. Od stępstw a od tego modelu są równie znaczące co i same słowa: jeżeli czasowniki oznaczające ruch w przeciwne strony odpowiadają „gamie”, to ich zakumulowanie „biegnie, wraca, wciąż wspina się i zbiega”, „błą dzić”, w yrażają „fantazję”. Czasownik „drżeć” jest dookreślony przyna leżnością tak do systemu postaci („drgania nerw owe”), jak i systemu „sygnaturki” ; zmiana kontekstu nośnika na kontekst tenoru w ystarczy do w yrażenia metafory. Porównanie wywodzące się od „drgać” jest kli szą „jak strzała w tarczy” 34, co ogranicza wyobraźnię w równym stop niu, co i następstwo tautologiczne. Klisza zostaje przetransponow ana na styl w y so k i35 — kontynuuje więc sekwencję wartościowania pozytyw nego.
W alegorii tej pewien zabawny szczegół nie może być całkowicie w y jaśniony ograniczeniami kodu metaforycznego, ani też uw arunkow aniam i podsystem u „hiszpańska tancerka” :
Elle vien t, secouant sur les to its léthargiques Son tab lier d ’argent plein de notes m agiques, R éveillan t sans p itié les dorm eurs ennuyeux,
[Przychodzi, potrząsając nad pogrążonymi w letargu dachami / Swym srebr nym fartuszkiem w ypełnionym magicznymi nutami. / Budząc bezlitośnie oso w iałych śpiochów,].
w iska świetlnego, bez zakłócenia zgodności z otwarciem drzwi (zob. A. B r e t o n ,
'Le R e vo lver à ch eveu x blancs, „Toutes les écolières en sem ble”: „après une dictée où »le coeur m ’en d it« s’écrivait peu t-être »le coeur m en die« [nieprzetłumaczalna
gra słów: m ’en d it 'mi to m ów i’ i m endie 'żebrze’. — Przypis red.]
84 C. B a u d e l a i r e , Zegar. Przełożył A. M i ę d z y r z e c k i . W: K w ia ty zla. W arszawa 1973, s. 89: „Wkrótce ból wibrujący celnie, niby w tarczę, / Ugodzi w tw oje pełne przerażenia serce (Les vibran tes / douleurs dans ton coeur plein
d ’effro i /Se plan teront bien tôt com m e dans une cible]”. — T. G a u t i e r , L ’Horloge.
W: Espaûa: „Et dans nos coeurs criblés, com m e dans une cible, / T rem blen t les
tra its lancés par l’archer in visib le [I w sercach naszych przeszytych, jak w tar
czy / Drżą strzały wypuszczone przez niewidzialnego łucznika]”.
35 Transpozycja na styl wysoki: „jak”-»-„równie jak”, „strzała”—* „dziryt” i 0 -> „drżący”. Czasownik „drżeć” na skutek transpozycji jest odbierany w m ikrokon- tek ście „drgający”, daje się w ięc również interpretować jako wyznacznik stylu w ysokiego (variatio).
W IE R S Z J A K O P R Z E D S T A W IE N IE 321
M ożna by się tu dopatryw ać jedynie wizualnej transpozycji psy chologicznego dualizmu: Północ i Południe współistnieją we flam andzkim tem peram encie, stąd w ew nętrzne napięcie między n atu rą flegm atyczną i skłonnościami do gwałtownych reakcji emocjonalnych. Jest to niew ąt pliwie odwołanie się do mitologii, ale już zakodowane w kliszach tw o rzących model n arracy jn y lub opisowy: żeniąc Baltazara Claës ze zm y słową potomkinią hiszpańskich grandów 36, Balzak zrealizował tylko pe w ien potencjalny model narracyjny. Pierwsze w ersy naszego wiersza zaw ierające ten stereotyp narzucają jego interepretację jako harm onijne połączenie dwóch wzajemnie uzupełniających się zasad:
(...) le N ord se réchauffe engourdi A u soleil de C astille et s’accouple au Midi!
[Północ ogrzewa się o d rętw ia ła /W słońcu Kastylii i łączy się z Południem!] Dalecy tu jesteśm y od zrobionego śpiochom złośliwego żartu. Z d ru giej strony w ybór „srebrnego fartuszka [tablier d’argent]” nie w ydaje się dość przekonujący dla w yrażenia drgań dźwięków jak np. srebrne obcasiki czy zgoła srebrne kastaniety. Nie widać wreszcie zbieżności m iędzy systemem tenoru i nośnika, sprawiającej, że słowo użyte jest właściwie i w sposób konieczny. Zbieżność tę widać u Prousta. Opisując frazę z sonaty Vinteuila, stosuje on właśnie równoważność „srebro” = „przyjem ne dźwięki”, ucieka się również do alegorii tancerki, lecz w tym przypadku jest ona „przystrojona srebrem, cała błyszcząca od połyskli wych, lekkich i delikatnych dźwięków [harnachée d ’argent, toute ruisse
lante de sonorités brillantes, légères et douces]37. Przym iotnik „przystro
jona [harnachée]” jest dookreślony przynależnością zarówno do opisowe go system u kobiety w galowej toalecie (przypomnijmy sobie księżną de
G uerm antes ubraną „w czerń karawaniarskiego konia [en cheval de cor
billard]), jak i do system u ozdób i dzwoneczków przy końskiej uprzęży.
A jednak dookreślenie tu występuje, inny jest tylko jego m e chanizm. W gruncie rzeczy anom alia ta — „fartuszek [tablier]” i żart, którego jest narzędziem — daje się wyjaśnić, jeżeli dojrzy się tu nie w arian t stru k tu ry system u opisowego istniejącej na poziomie leksykal nym, lecz pewną stru k tu rę tem atyczną. Jej inw ariant odpowiada symbo lowi pow tarzającem u się w innych utworach.
Jeżeli „fartuszek” wprowadzony został dzięki opisowemu modelowi postaci, to stało się tak dlatego, że „magiczne nu ty [notes magiques]” nie zostały opisane jako dźwięki, ale jako konkretne, a naw et ciężkie przedm ioty, takie w każdym razie, którym i można rzucić w głowy
śpią-S3U B a l z a k a (Recherche de l’absolu. Pléiade, t. 9, s. 497, w opozycji do s. 476) szczegół ten jest znaczący.
r P r o u s t , À la recherche du tem p s perdu, Pléiade, t. 3, s. 249. [W przekła dzie Boya (W poszukiwaniu..., t. 5, s. 275: „w srebrzystej szacie, ociekająca d źw ię kam i lśniącymi, lekkim i i m iękkim i”) zupełnie przepada przymiotnik „harnaché”, bez którego traci sens cała analiza. — Przypis tłum.]
cych ludzi i w ten sposób ich obudzić. „Fartuszek” jest więc odpowied nim słowem: w stereotypowym opisie kobiety przytrzym yw any za koń ce fartuch służyć może np. do przenoszenia zerwanych owoców 38. Ko bieta potrząsa nim, jeżeli chce wyrzucić jego zawartość, w tym przy padku — dźwięki. Ż art jest okrutny, ale śpiący w swym k raju ludzie w pełni nań zasługują, są przecież „osowiali [ennuyeux]”, a ich sen roz ciągający się na całe otoczenie („pogrążone w letargu dachy”) symboli zuje zastój umysłu, oznacza dosłownie stratę czasu, marnowanie życia. W gruncie rzeczy to nagłe przebudzenie jest po prostu zabawną wersją
carpe diem Horacego czy esto m emor Baudelaire’a.
Interpretacja ta wydać się może naciągana: można by pomyśleć, że wiersz aktualizuje jedynie kliszę przedstaw ienia bezsenności — opozy cję „śpiący” / „pow tarzający się hałas”, w której upór śpiocha rów ny jest natarczywości budzącego go hałasu 39. Potencjalny komizm nieocze kiwanego przebudzenia jest oczywisty, tym bardziej że głębokość [lour
deur = ociężałość] snu jest tu posunięta do rozmiarów karykaturalnych,
dlatego mianowicie, że śpiochami są Flamandowie powszechnie znani ze swej flam andzkiej ociężałości, czemu w yraz daje sam poeta w utw o rze prozą, w którym notuje w rażenia z podróży będące następnie źród łem inspiracji do napisania wiersza Ecrit sur la vitre... Ale we wspo mnieniach z podróży utrw alony został jedynie dźwięk dzwonów:
Ce carillon m e faisait effet de chanter à c e tte ville de m agots flam ands je ne sais quelle chanson chinoise; puis il se ta isa it et l’heure sonnait gravem ent.
[Sygnaturka ta sprawiała wrażenie, że śpiew a tem u miastu flamandzkich figurek sam nie w iem jaką chińską piosenkę; następnie m ilkła, a godzina w y bijała poważnie] ^
88 Zob. M. D e s b o r d e s - V a l m o r e , Les Roses de S aadi: J ’ai voulu, ce m a
tin, te rapporter des roses; / Mais j ’en avais ta n t pris dans m es ceintures closes
/ Que les noeuds trop serrés n ’ont pu les con tenir [Dziś rano chciałam ci przynieść r ó ż e ;/L e c z w zięłam ich tyle za p a sek ,/ Że n ie w szystkie zm ieściły się za ciasne za pięcie]”.
89 Dźwięki dzwonów będące w tym wypadku głównym w innym są również iro nicznym stereotypem. M. T w a i n (A Tram p A broad, 1879, rozdz. XII i XIII) opisał bezsenną noc turysty, któremu dzwony kościoła w Niemczech w ybijające godzinę, pół godziny i kwadrans n ie d ały zmrużyć oka. Zob. P r o u s t , P astiches et m élan
ges, s. 236: „L’église sonne pour tou te la ville les heures d ’insom nie des m ourants et des am oureux [Kościół w ybija dla całego m iasta bezsenne godziny um ierających
i zakochanych]”.
40 France et Belgique, 18 sierpnia 1837 (En voyage, Im prim erie nationale, t. 2, s. 87—88). Chanson chinoise podkreśla fantazję m elodii (i rozw ija w kodzie „et nicznym ” zapis muzyki dzw onów lub dzwoneczków — jest to definicja „sygnaturki”, ale rów nież odpowiada stereotypow i muzyki chińskiej i jej m im esis w m uzyce europejskiej), a w konsekw encji podkreśla opozycję do braku fantazji, tj. nudy em anującej ze śpiących. Zob. H u g o , Ren, s. 53: „ironicznym, szyderczym, lekk im tonem udzielał nagany m oim ociężałym sąsiadom za ich głupią paplaninę [babillage
m oqueur, ironique et spiritu el d ’un carillon (...) reprochait à m es deu x lourds vo isin s leur stu pide bavardage]”.
W IE R S Z J A K O P R Z E D S T A W IE N IE 323
Ale Belgowie (scena rozgrywa się w Mons) śpią nadal, dźwięk syg n atu rk i i wybijanie godziny są wyraźnie oddzielone i to na płaszczyź nie stylu: dwuznaczność przysłówka gravem ent [poważnie i ciężko] od dala tę „rzeczywistą” godzinę od Godziny przedstawionej w wierszu. Rozbieżność między m im esis „rzeczywistą” i poetycką ukazuje obecność pew nej stru k tu ry tem atycznej. Jeśli godzina jest kpiarska, „bezlitosna”, jeśli upuszcza dźwięki, które bardziej są pociskami rozśmieszającymi niż nutam i, to „sygnaturka” z tekstu nie oznacza „sygnaturki” z Mons bę
dącej dźwiękiem towarzyszącym biciu zegara: „sygnaturka” znosi tę róż nicę i staje się stylistyczną hiperbolą w ybijanej godziny, a ta z kolei metonim icznym przedstawieniem Czasu.
Przem ijanie Czasu może być przedstawione nie w prost, poprzez nisz czenie tego wszystkiego, co ulega jego wpływowi: ludzi, ich wytworów, ich miłości. Ale jeśli jest wyrażone wprost, nieubłagany upływ czasu jest symbolizowany poprzez ruch lub ruchome części przyrządów słu żących do jego pomiaru: przesypywaniem się piasku lub przelewaniem się wody w klepsydrze, obracaniem się wskazówek po tarczy oraz ich w ariantam i, jak np. dźwięk tik-tak ewokujący bezpow rotny upływ m i n u t 41, brzęk w ahadła wprowadzający ry tm zbliżającej się śmierci, bicie zegara oznajmujące, że upłynęła bezpowrotnie kolejna zmarnowana chwila. U Victora Hugo zegar jest ważniejszy od innych symboli. Jego system opisowy ogranicza się do signifiants odpowiadających dosłownie, m etaforycznie lub metonimicznie signifiés „godzina”, „w ybijanie”, „ ta r cza”, „wskazówki”. Postaci dotknięte bezpośrednio upływem czasu przedstaw iają czynione przezeń spustoszenie: są to widzowie (ci, którzy widzą tarczę) lub słuchacze (słyszący wybijanie godziny). Ich związki z zegarem są ukazane za pomocą czasowników w yrażających percepcję.
Słownictwo odnoszące się do zegara jest uporządkowane według prze strzennych param etrów obiegowego przedstawienia przedm iotu zegar. Ale to uporządkowanie jest przekształcone, a naw et zakłócone s tru k tu rą tem atyczną określającą relację między Czasem i ludźmi jako relację między katem i ofiarą. O fiary rozpoznaje się po niższości właściwej zwyciężonym, uciśnionym, rannym : nasze postaci z dołu widzą lub sły szą górujący nad nim i zegar, np. ze szczytu w ieży 42. Związek „wyż 41 A. C h é n i e r , Ïam bes, IX, Pléiade, s. 193: „P eu t-être a va n t que Vheure en
cercle prom enée / A it posé su r l’ém ail brillant, / Dans les soixan te pas où sa course est bornée, J Son pied sonore e t vigilan t, / Le som m eil du tom beau pressera ma pa u pière [Być m oże nim czyniąca koło godzina / Postawi na błyszczącej em alii / W sześć
dziesięciu krokach, do których ogranicza się jej b ie g /S w ą dźwięczną i uważną stopę / Śm iertelny sen zam knie m e powieki]”. Zob. Légende des siècles. Pléiade, s. 200.
42 Stosunek niższości przedstaw iony na osi pionowej istn ieje naturalnie poza tem atem dzwonów; m oże być aktualizowany za pośrednictwem głosu (np. Chants
du crépuscule, IX. Pléiade, I, s. 847: „Seule au pied de la tour d ’où sort la v o ix du m aître [Sama u stóp w ieży, z której dobiega głos pana]”. Jednakże jego moc
szość’7„niższość” łączy się z ruchem (tem pus fugit) pionowym i skie row anym z góry na dół.
Związek stru k tu raln y rodzi więc znaczenie, którego nie byłyby w stanie wytw orzyć same jednostki leksykalne odnoszące się do zegara: Czas jest mieczem zawieszonym nad naszymi głowami, a jego upływ — zadanym z góry ciosem. W płaszczyźnie poziomej regularność tego ru chu i następowanie po sobie kolejnych etapów, jakim i są godziny i mi nuty, przedstaw ia jedynie sam ruch. Z chwilą przeniesienia go w płasz czyznę pionową oznacza on nieuchronność groźby. Ruch nie definiuje się więc w opozycji do bezruchu, lecz hiperbolizuje przeciwieństwo „wyż- szość”/„niższość”, nadaje mu afektyw ną wartość „zwycięzca”/„zwycię- żony”.
W arianty aktualizujące stru k tu rę w yrażają te relacje w stylach, któ re mogą osiągać ogromną rozpiętość tonów. W zależności od nośnika m etafory sty l może być stylem tak osobistego liryzmu, jak i mimesis rom antycznego pesymizmu czy opisem sygnaturki:
D e m o m e n t s e n m o m e n t s, ce n o i r passant ailé, Le tem ps, ce s o u r d t o n n e r r e à nos rum eurs m êlé, D ’où les heures s’en vo n t en som bres étincelles,
Ê b r a n i a i t s u r m o n f r o n t le beffroi de B ru xelles **.
[ C h w i l a p o c h w i l i skrzydlaty c z a r n y przechodzień,/ Czas, g ł u c h y g r z m o t zm ieszany z naszą w rzawą, / Z którego godziny uchodzą jak m roczne iskry / P o r u s z a ł n a m y m c z o l e brukselską w ieżę.]
tak jak w tym tekście, któ ry jest dosłownym przedstawieniem sygna tu rk i w kodzie „dzwon żałobny [glas]” lub „dzwon alarm ow y [tocsin]”. Weźmy jeszcze te dwa melancholijne wersy:
Nous entendons sur nous les heures, gou tte d goutte, T om ber, com m e l ’eau sur les p lo m b s 44
[Słyszym y, jak godziny nad nami, kropla po kropli, / Spływ ają jak woda do naczyń],
jest tak w ielka, że m oralnie „poniża” on słuchających, choć z zasady głos dzwonu jest „przychylny” i przyjazny (przedstawia bowiem poetę) (ib id e m , X X X II, IV, t. 1, s. 894) : „prosternés sous la tour, / É coutent effrayés et ra vis tou r à tou r (...) La grande âm e d ’airain qui là-haut se lam en te [(ludzie) z pokorą u stóp w ieży / S ł u
chają na przemian z przerażeniem i zachw ytem (...) / W ielkiego spiżowego serca pła czącego tam w górze]”. Zob. Â celle qu i est restée en France. W: Les C o n tem pla
tion s, w. 6: „Dont la tour sonne l ’heure à mon néant [Którego w ieża w ybija go
dzinę mej nicości]”.
43 Les C ontem plations, V, VIII (A Jules J., w. 13—16). Podkreślam słow a m a jące funkcje inwariantu: zagrożenie nadciągające z góry, niezakłócona regularność, w artościow anie negatywne. Przygnębienie ofiary jest również w yrażone i dalej (w. 46: „L’abandon à chaque heure et l ’om bre à chaque in stan t {Opuszczenie w każ dej godzinie i cień w każdym m om encie]”, gdzie „chaque [każdy]” jest w ariantem konstrukcji „z X do X ” z w yrażenia „de m om ent en m om ent [z ch w ili na ch w ilę]”).