• Nie Znaleziono Wyników

"Sonet I" Mikołaja Sępa Szarzyńskiego : próba ponownej lektury

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""Sonet I" Mikołaja Sępa Szarzyńskiego : próba ponownej lektury"

Copied!
59
0
0

Pełen tekst

(1)

Andrzej Vincenz

"Sonet I" Mikołaja Sępa

Szarzyńskiego : próba ponownej

lektury

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 67/4, 131-188

(2)

Z A G A D N I E N I A

J Ę Z Y K A

A R T Y S T Y C Z N E G O

P a m i ę t n i k L i t e r a c k i L X V I I , 1976, z. 4

ANDRZEJ VINCENZ

„SONET I ” M IK O ŁA JA SĘPA SZARZYNSKIEGO: PR Ó B A PO N O W N EJ LEKTURY

Wstęp

U podłoża niniejszego stu d iu m leży pew ien eksperym en t, k tó ry p rze­ prow adziłem w swoim czasie n a U niw ersytecie H eidelberskim , kieru jąc przez dw a czy trz y sem estry sem inarium pośw ięconym polskiej poezji w czesnobarokow ej 1. U czestnicy sem inarium dzielili się n a polonistów i slaw istów . O ile poloniści — z m ałym i w y jątk am i — znali polski rów ­ nie dobrze jak niem iecki, o ty le slawiści studiow ali polski jako p rzed­ m iot poboczny i znali języ k raczej pasyw nie. S em inarium prow adzone było w języ k u polskim , obowiązywało jed n ak tłum aczenie tekstów na niem iecki, p rzy czym okazało się, że w ierniejszych przekładów d o star­ czali w zasadzie stu d en ci znający polszczyznę dzisiejszą słabiej. Po pros­ tu dlatego, że nie u fając sw ym wiadomościom spraw dzali pedantycznie ' w szystkie w y razy w S ło w n ik u Lindego. W ten sposób „o d k ry liśm y ” konieczność sp raw dzania każdego słowa i zw rotu. P rz ek ła d niem iecki u jaw n iał z całą bezlitosnością „d ziu ry ” w tłum aczeniu, kied y zdania na pozór całkiem jasne nie daw ały po niem iecku żadnego sensu i trzeb a było zajrzeć do Lindego, aby sens znaleźć. W iele rozw iązań, k tó re pro ­ ponuję, zaw dzięczam uczestnikom sem inarium , nie będąc jed n a k dziś oczywiście w stanie zrekonstruow ać, do kogo należy ten czy in n y fra g ­ m en t in te rp re ta c ji, chciałbym n a ty m m iejscu podziękow ać w szystkim uczestnikom ówczesnego sem inariu m heidelberskiego, z prof. D. Tschi- żew skim n a czele, za ich w k ład i za życzliw e zainteresow anie, którego nie szczędzili.

N iniejsza próba op arta jest więc przede w szystkim n a lek tu rze ze słow nikiem w ręk u , ta k ja k gdyby tek st n ap isan y był w języ k u nie zna­ n y m lub m ało znanym . Pozwolę sobie tw ierdzić, że to nie przesada. P o l­ szczyzna XV I w. jest językiem m ało znanym i m ozolnie poznaw anym , głów nie dzięki w ysiłkow i zespołu pracującego n ad S ło w n ikie m

polszczyz-1 Owocem tego seminarium (polszczyz-1963—polszczyz-1965) było kilka prac m agisterskich i jedna doktorska — niezmiernie cenny słow nik pojęciowy R y tm ó w Sępa Szarzyńskiego (zob. przypis 5).

(3)

п у X V I w ie k u , ale także dzięki ty m literatu ro znaw com , k tó rzy, jak Ja n

Błoński, z a stan aw iają się rów nież n a d n ielingw istycznym i aspektam i tek stó w X V I-w iecznych.

Co oznacza je d n a k znajom ość języka? W iększość nie tylko czytelni­ ków, ale i specjalistó w uw aża, że w gruncie rzeczy m iędzy językiem w. XV I a obecnym różnice o graniczają się do pew nej ilości słów (np.

praw ie — 'zu p ełn ie’, znane z c y ta tu „a całym p raw ie sercem u fa J e m u ”).

Te „odm ienne” słow a lub znaczenia w y jaśn ia się odpow iednikiem za­ czerpniętym ze współczesnego n am słow nika, zazw yczaj z tzw . Słow nika W arszaw skiego 2, nie zdając sobie spraw y , że w te n sposób albo fałszuje się te k st (tj. skazuje się sam ego siebie n a fałszyw e zrozum ienie tekstu ), albo też w n ajlep szy m w y p a d k u zuboża się go o całą siatkę asocjacji łączących dane słowo, zw rot lub zdanie z in n y m i słow am i, zw rotam i i zdaniam i w. XVI, a poprzez nie z sem iotyką XVI w ieku. M aria R enata M ayenow a zw róciła przed k ilk u la ty uw agę n a p rak ty k ę polegającą na „ w y ja śn ia n iu ” niezrozum iałych słów n ajm n iejszy m w ysiłkiem , tj. przez zastępow anie ich dzisiejszym i o d p o w ie d n ik a m i3. Czyniąc to tra k tu je m y tek st X V I-w ieczny, ja k g dy b y b ył tek ste m języ k a r. 1976, a więc popeł­ niam y podw ójny anach ro n izm (bo Słow nik W arszaw ski pochodzi z po­ czątku X X wieku).

Oczywiście różnice m iędzy polszczyzną X V I-w ieczną a obecną nie

2 Jest to słow nik notorycznie niesum ienny, na którym nie m ożna polegać ani w odniesieniu do w spółczesnego mu języka (gdyż chętnie w ym yśla nie istniejące formy lub wprowadza form y gw arow e i w yszłe z użycia jako współczesne), ani tym bardziej w odniesieniu do języka w. XVI, gdzie czerpie praw ie wyłącznie, ale niedokładnie i skąpo z Lindego; ponadto ani w jednym, ani w drugim wypadku nie podaje dokładnej lokalizacji cytatów i ich dat, zadowalając się tylko nazw is­ kiem autora. Są to zresztą rzeczy znane od lat — pisze o tym np. K. N i t s c h СStudia z historii polskiego słownictw a. Kraków 1948, s. XVIII—X X II, 78, 85, 91, 96—97, 111—112, 130, 134, 140), jak również S. U r b a ń c z y k (S łow n iki, ich ro­ dzaje i użyteczność. W rocław 1964, s. 24). N i t s c h (op. cit., s. X —XVIII) ostrzega też co do sum ienności Lindego, który jest jednak o całe niebo solidniejszy od Słow nika W arszawskiego, jako że podaje zawsze dokładną lokalizację cytatu. Tak więc, jeśli nie liczyć niezm iernie cennych pierwszych tomów S ł XVI, to niestety najlepszym słow nikiem polskim pozostaje ciągle jeszcze dzieło Lindego. Zob. też M. R. M a y e n o w a , Niektóre zagadnienia e d y to rstw a Reja. W zbiorze: Mikołaj Rej. W czterechsetlecie śmierci. W rocław 1971, s. 283: „[...] Słow nik Warszawski w ydaje mi się najgorszym źródłem inform acji dla komentatora [tekstu Reja]. [...] Stąd poza starym i informatorami, takim i jak Knapski lub Mączyński, komentator tekstu Reja, objaśniający choćby tylko tak elem entarne jednostki jak poszczególne słowa, musi rozporządzać dostatecznie bogatym zbiorem kontekstów, w których słowo w XVI wieku w ystępowało, by móc odtworzyć w szystkie płynące zeń in ­ form acje”.

(4)

ograniczają się do słow nictw a. Lecz m ożna tw ierdzić, że w hierarchii: fonologia -> m orfologia ->■ składnia -> sem antyka, dw ie pierw sze sp ra­ w iają stosunkow o n ajm n iej kłopotów. Je st ta k dlatego, że każdy opis językoznaw czy o p a rty być m usi na generalizacjach, k tó re dopiero potem rz u tu je m y na p ojedynczy tekst. G eneralizacje te są ty m łatw iejsze, im m niejsza ilość elem entów składa się na opisyw ane stru k tu ry . N ajw ięcej trudności jest w ięc ze słow nictw em . A by mieć możliwie p ełne inform a­ cje, potrzebu jem y tu ta j słow nika-tezaurusa, tego ty p u co S ło w n ik pol­

szczy zn y X V I w ieku , zaw ierający nie tylko całą dostępną inform ację

sem antyczną, ale też sta ty sty k ę w ystępow ania poszczególnych form . A by rzutow ać n a tę całość słow nictw o Sępa, trzeba oczywiście m ieć do dyspozycji jego słow nik. Słow nik tak i istnieje, jako re z u lta t w spom nia­ nego pow yżej sem in ariu m 4. G ru p uje on całe słow nictw o R y tm ó w w po­ rząd k u logicznym , w edług pojęć, jest to więc słow nik pojęciow y. W yrazy zgrupow ane są pod tak im i hasłam i, jak: „A tm osfera”, „Z w ierzęta” , „ P ta k i”, czy też: „Czas”, „ P rze strz e ń ”, „Szybkość” itd. Z acytow ane w tekście a rty k u łu p rzy k ład y z R y tm ó w zawdzięczam przede w szystkim tem u w łaśnie znakom item u narzędziu, jak im jest słow nik M aihoffa.

N astępna trud no ść odnosi się jeszcze do w iedzy o języku, częściowo już do w iedzy o relacjach m iędzy stru k tu ra m i językow ym i a stru k tu ra m i tzw . św iata poza językow ego. Są to kw estie sem iotyki (a nie ty lk o se­ m antyki), ja k np.: co sym bolizują P a rk i w w. XVI, kto odcina nić życia i czym, co oznacza T ytan. N astępnie p roblem y tra d y c ji poetyckiej, jak np. s tru k tu ry w iersza, s tru k tu ry rym u. N iekiedy decyzja m usi się od­ wołać do szczebla m iędzy składnią a logiką, jak np.: czy obłoki i T y tan m ogą pędzić czasy? Oczywiście jest to logika raczej praktyczn a, zależna też częściowo od języka i w yobrażeń X V I-w iecznych 5.

Ten o statn i poziom le k tu ry jest n a jtru d n ie jsz y nie tylko dlatego, że grozi najw iększą dowolnością — tak tu ta j, ja k i na w szystkich innych szczeblach le k tu ry podstaw ą decyzji pow inien być zawsze zdrow y roz­ sądek — lecz także dlatego, iż może się w ydaw ać w w y p ad ku Sępa, że przekracza on chętnie granice logiki (jednakże nie czyni tego nigd y bez uzasadnienia, k tó re m usim y eksplicytnie podać, jeżeli p rzy jm u je m y hi­

1 D. M a i h o i f , Der Wortschatz der „ R y tm y ” von M. Sęp Szarzyński geglie­ dert nach d em „Begriffssystem” von R. Hallig und W. v. Wartburg. Inaugural­ dissertation [...]. Heidelberg 1968.

5 Dobry tego przykład: „duch ze krwią odbiegł”, daje Błoński (M 67).

Do przyw oływanych tu cząsto prac J. B ł o ń s k i e g o odsyła się skrótami (licz­ ba po symbolu literowym oznacza stronicę): M = Mikołaj Sęp Szarzyński a po­ czątk i polskiego baroku. Kraków 1967; LP = Mikołaj Sęp Szarzyński: „Sonet I”. W zbiorze: Liryka polska. Interpretacje. Wyd. 2. Kraków 1971. — Ponadto stosow a­ ny będzie um owny zapis nazw y Słownika polszczyzny X V I w i e k u : Sł XVI.

(5)

potezę przekroczenia g ranic logiki). Może więc należałoby mówić przede w szystkim o lek tu rze ostrożnej. Zobaczym y, że n a w e t p rzy lek turze ostrożnej z te k s tu tego da się w yczytać jeszcze w iele rzeczy, który ch dotychczasow i badacze nie dojrzeli.

Konieczność eksplicytnego form uło w an ia pod kreślam zwłaszcza d la ­ tego, że dotychczasow e stu d ia p ełne są tw ierd zeń nie ty lk o nie udow od­ nionych, ale — co gorsza — nie zdefiniow anych. Cóż począć np. z tw ie r­ dzeniem , że ry m jed zą /n ęd zą nie jest m ożliw y u Sępa, jako że „S zarzyń­ ski je st z re g u ły bardzo d ok ład n y w ry m o w an iu ” (zob. M 297, L P 5 4 )6? Tw ierdzenia tego nie m ożna ani udow odnić, ani obalić, gdyż nie w iado­ mo, co oznacza: „dokładny w ry m o w an iu ”. R y m u jący dokładnie — w e­ dług oka czy w edług ucha? A w ięc k tó ry z rym ów Sępa jest dokładny, a k tó ry nie: ż y z n y /o jc z y z n y , szy je /b ije czy ba czym y/o zdo b nym i? Czy do­ k ład n y oznacza 5% ry m ó w nied o kładn y ch czy 1%? Czy też 0°/o? A co oznacza w tak im razie „bardzo d o k ład n y ” ? Co oznacza „z re g u ły ” ? A by un ik n ąć tego ro d za ju pu łap ek, sta ra łe m się w m iarę m ożności o sfo rm u ­ łow ania precyzy jn e.

D la in te rp re ta c ji znaczenia poszczególnych zdań posługuję się kilko­ m a p ro sty m i term in a m i, u nik ając poza tym , o ile ty lk o się da, żargonu lingw istów . Tych kilka term in ó w , k tó re używ am , w y jaśn iam na ty m m iejscu. F o n e m to n a jm n ie jszy elem en t dźw iękow y pozw alający na rozróżnienie znaczeń, s y n t a g m a to g ru p a złożona z więcej niż je d ­ nego w y razu (np. za n a m i lub spore kroki). T erm in u d o p e ł n i e n i e używ am też dla n ie k tó ry c h ty p ó w dopow iedzenia (zresztą w yjaśn iam to w tekście). S t r u k t u r ą g ł ę b o k ą nazyw am pew ien ty p k o n ­ s tru k c ji składniow ej lub sem an ty cznej, co do k tórej m ożna założyć, że tk w i ona u podłoża k o n stru k c ji po jaw iającej się rzeczyw iście w zdaniu. T ak więc, aby zacytow ać p rzy k ład z sem antyki: jeżeli Parka oznacza 'śm ierć’, to 'śm ie rć ’ jest w ty m zdaniu s tru k tu rą głęboką w y razu Parka, zaś te n ostatni je s t jed n y m z odczytań pojęcia 'śm ierć’. W stosunku w za­ jem n y m śm ierć i Parka są w ty m tekście quasi-synonim am i. Mówię o guasi-sy no n im ach op ierając się na b ad an iach Jo h n a Lyonsa 7, d efiniuję ten te rm in w sposób n astęp u jący : jeżeli zastąp im y jed en w y ra z w d an y m zdaniu przez in n y, p rzy czym znaczenie zdania się nie zm ieni, to te dw a w y ra z y będą guasi-synonim am i. T ak więc w zdaniu „w iosna się zbliża”

6 C ytowane stw ierdzenie powtarza Błoński za G. M a v e r e m (Rozważania nad poezją Mikołaja Sępa Szarzyńskiego. Przełożył W. M e i s e 1 s. „Pamiętnik L i­ teracki” 1957, z. 2, s. 324, przypis).

7 J. L y o n s , Structu ral Semantics. Oxford 1963. Zob. też A. de V i n с e n z: Les Structu res antonymiques, synchronie e t diachronie. W zbiorze: Slavistische S tu ­ dien [...]. Göttingen 1963; Zur Frage der „begrenzten In venta re” in der Semantik. W zbiorze: Orbis scriptus. M ünchen 1966.

(6)

m ożem y zastąpić czasow nik zbliża się przez nadchodzi: „wiosna nadcho­ dzi” . Poniew aż znaczenie obu zdań jest tak ie samo lub praw ie takie sa­ mo, m am y do czynienia z quasi-synonim am i.

Sonet I w ybrałem , bo ze w szystkich tek stó w Sępa Szarzyńskiego był

on najg ru n to w n iej dyskutow any. Probow ać raz jeszcze analizy tego sone­ tu po ukazaniu się znakom itej książki J a n a Błońskiego (M) oraz nowej w ersji jego in te rp re ta c ji tego sonetu (LP) może się w ydać rzeczą zbędną. Toteż zanim przystąpię do tej próby, chciałbym sform ułow ać m ożliwie ryg orysty czn ie zasady, na k tó ry ch ją opieram . W odróżnieniu od dotych­ czasow ych będzie to pierw sza próba poświęcona przede w szystkim s tro ­ nie językow ej tekstu . Zadanie nie jest proste, gdyż w spom niana d y sk u ­ sja nie była kw estią p rzyp ad k u, lecz w y n ik ła ze szczególnych trudności, jak ie spraw ia le k tu ra utw oru. A także dlatego, że zawsze łatw iej pow ie­ dzieć coś nowego o tekście, k tó ry m się jeszcze n ik t nie zajm ow ał. J e d ­ nakże głów nym m oim zam iarem nie jest powiedzieć coś nowego, lecz raczej dostarczyć p rzekonyw ających argum entów , czerpanych z możliwie dokładnej le k tu ry oraz ze znajom ości składni, fonologii i słow nictw a (w raz z frazeologią) w. XVI, na korzyść jednego z rozw iązań dotychcza­ sowych. P od k reślam znaczenie składni zarów no w m yśl znanego s tw ie r­ dzenia Rom ana Jakobsona, że składnia jest źródłem obrazow ania, jak i dlatego, że dziś, po blisko 20 latach istnienia g ram a ty k i generaty w n ej, tru d n ie j jest niż kiedykolw iek p rzed tem rozgraniczyć precy zy jnie skład­ nię i sem antykę. W k ilk u w ypadkach w łaśnie opis składni pozwolił na in te rp re ta c ję odm ienną od dotychczasow ej, a chyba tra fn ie jsz ą i bogat­ szą. J a k z tego w yn ika — i ja k uw ażny czytelnik sam się może przeko­ nać — nie u chylam się od proponow ania now ych rozw iązań tam , gdzie w y d ały mi się konieczne. K siążka Błońskiego oraz o statn ia w ersja jego in te rp re ta c ji So n etu I, o p arta m. in. na dyskusji, k tó rą publikow ała „Po­ e z ja ” w r. 1966, w y ja śn iły już szereg problem ów poprzednio nie znanych lub n iejasn y ch (jak np. w ątpliw ości Przybosia, czy Sęp mógł sobie po­ zwolić na d w u zn aczn o ść8), ale szereg innych pozostaje do rozw iązania. W praw dzie zarów no mój p u n k t w yjścia jak i cele są odm ienne, jed ­ nakże za głów ną zasadę p rzy jąć m ożem y regułę sform ułow aną przez

Błońskiego. Pisze on m ianowicie:

chociaż druk z 1601 roku może budzić w iele wątpliwości, to jednak stanowi on jedyne i najpew niejsze źródło tekstu [...]: zanim więc odważymy się go po­ prawić, musimy wyczerpać w szystkie m ożliwości interpretacyjne. [M 295]

W innym zaś m iejscu popraw ianie tek stu przez przyjęcie hipotezy

(7)

licencji p oetyckiej nazyw a słusznie k a p itu la c ją (LP 74) 9. Podobnie jak Błoński i P rzyb o ś (i zapew ne ja k w cześniejsi badacze) — poszukuję więc „lekcji n a jtra fn ie js z e j”. Różnię się od nich ty m , że odrzucam jakiek ol­ w iek popraw ki te k s tu o p arte jed y n ie na pom ysłow ości „popraw iającego”, w łącznie z hipotezą licencji au to rsk iej, hipotezy będącej w większości w ypadków ty lk o próbą zastąpienia tek stu , którego się nie rozum ie, in ­ nym , łatw iejszym (co b yśm y pow iedzieli o uczniu, k tó ry nie um iejąc rozw iązać zadania m atem atycznego zastąp iłb y pew ne jego elem en ty innym i?).

Zakładam , że ab y Sępa in te rp re to w a ć, trz e b a go n a jp ie rw zrozum ieć w sensie m ożliw ie dosłow nym , tj. w oparciu o język, k tó ry m się posłu­ giw ał. T ra k tu ję w ięc S o n e t I jako zadanie do rozw iązania, p rzy czym elem entam i, k tó re pozw alają na rozw iązanie zadania, są w szystkie do­ stępne nam in fo rm acje o języ k u X V I-w iecznym (który — pow tarzam — jest językiem bardzo źle znanym ) w raz z „d any m i” zadania, tj. sam ym tekstem . A więc m a to być uw ażna le k tu ra u tw o ru Sępa w oparciu o w szystkie dostępne in fo rm acje i obracanie te k stu tak długo na w szyst­ kie stro ny , aż o trzy m am y sens, k tó ry m ożna p rzy jąć bez konieczności „po p raw ian ia”, tj. bez zm ieniania dany ch zadania. P rz y jm u ję p rzy ty m — za B łońskim i P rzybosiem — jako ak sjo m a t w yjściow y, iż Sęp je st „m i­ strzem słow a”, rozum iejąc to w ten sposób, że w użyciu przez niego m ate ria łu językow ego nie m a przypadków , gdyż w szystko, co pisze, je s t

zam ierzone.

H ierarch ię in te rp re ta c ji p rz y jm u ję n astępu jącą: jeżeli te k s t na to pozw ala, le k tu ra bez popraw ki. Jeżeli nie, a inne a rg u m e n ty pop raw ki w y m agają — popraw ka. D opiero gdy p o p raw k a nie w y starcza, m ożna p rzy ją ć licencję, a i to tylk o w ściśle określonych w arun kach. M ianow i­ cie, zgodnie z zasadam i sfo rm uło w an y m i niegdyś przez K azim ierza N it­ scha, licencja m usi się zgadzać z w iedzą o gram atyce, fonologii i sem an ­ tyce w. XVI, nie m ożna w ięc jako licencji p rzy jąć fo rm y (słowa lub znaczenia) nie zaśw iadczonej w ogóle lub nie zaśw iadczonej ówcześnie. To samo odnosi się oczywiście do pop raw ek i in te rp re ta c ji.

Szereg badaczy p rzyjm ow ało np. dla w e rsu 7 S o n e tu I „odw ażną li­ cencję g ram a ty c z n ą ” 10, czytając słowo nędzą jako p rzy m io tn ik rod zaju żeńskiego w b iern ik u i ze znaczeniem 'n ę d z n y ’ (a więc jego m ianow nik brzm iałby w trz e ch rodzajach: *nędzy, *nędza, *nędze) n . P rz y m io tn ik

9 Zob. też M 296: „Osiągamy tak sens najprostszy i najlogiczniejszy; poetyka [? raczej gram atyka — A. V.] wsiparła badanie tekstu [...]”.

10 M a V e r, op. cit., s. 324, przypis. Poprawkę tę Maver przejął od T. S i n к i

(przypisy w : M . S ę p S z a r z y ń s k i , R y t m y oraz anonimowe pieśni i listy m i ­ łosne z wieku XVI. K raków 1928, s. 6. BN I, 118). Zob. też LP 54—55.

11 Gwiazdką oznaczamy w yrazy nie zaświadczone w słow nikach ani w żadnych innych źródłach.

(8)

ta k i jed n ak nigdy nie istn iał w języku polskim i chyba istnieć nie mógł, podobnie jak nie istn iały nigdy przym iotniki *biedy, *bieda, *biede ani

*wody, *woda, *wode, lecz jedynie biedny i w odny. Poniew aż zakładam ,

że n ik t z użytkow ników języka nie tw orzy ad hoc form , k tó re w języku zaistnieć nie mogą, więc hipotezę „odważnej licencji” m usim y odrzucić.

Podobnie jest ze słow em * jędzić, które rzekom o pozw ala na właściwe odczytanie jedzą w w. 6 (jako 3 os. 1. m n .) 12. Słow nik W arszaw ski m a w praw dzie hasło „Jędzić się” (nie: „*Jędzić” !), ale pod hasłem ty m odsyła do „Jadzić się”, gdzie jed n ak zn ajd u jem y tylko jed en cytat, i to z W in­ centego P ola dopiero. N a jędzić się żadnego cy tatu nie m a 13. T ak więc słowo jadzić się zaświadczone jest dopiero w połowie w. X IX, jędzić się dopiero w r. 1902, a i to praw dopodobnie w ym yślone przez red ak to ró w Słow nika W arszaw skiego, słowo *jędzić zaś w ogóle nigdy nie istniało. A le oczywiście, n aw et gdyby słowo było istniało w r. 1902, to i w tedy nie m a się p raw a przypisyw ać go Sępowi (zm. 1581) an i jego epoce.

W eźm y w reszcie p rzykłady, gdzie pop raw k i są dopuszczalne, ponie­ waż są konieczne. Tak np. p opraw ka konieczna dlatego, że te k st jest ze­ psuty, w Pieśni V, gdzie p ierw o d ru k m a:

[mężny Fridrusz walczył,] aż go znamienity Duch ze krwią odbiedł: padł [i zg in ą ł]13a.

Form a odbiedl nie jest zaśw iadczona w języ ku polskim poza ty m je d ­ n y m m iejscem , ponadto w y d aje się niem ożliw a (od słow a bieda m ożliwe byłoby ew en tu aln ie odbiedzić, ale nie *odbiednąć), a gdyby n a w e t była możliwa, to zdanie w dalszym ciągu nie m iałoby żadnego sensu. Nie ule­ ga więc w ątpliw ości, że tek st jest zepsuty. Nie oznacza to oczywiście w każdym w ypadku, że uda się nam go popraw ić. W ty m w y p ad k u jed ­

12 Zob. tekst sonetu podany tu na s. 140 i por. M 298 oraz LP 55. Jak mi się wydaje, interpretację jędzą jako 3 os. 1. mn. od jędzić wprowadził nie w iek XIX, lecz dopiero I. C h r z a n o w s k i (przypisy w: M. S ę p S z a r z y ń s k i , Poezje. Z pierwodruku {1601) i rękopisu w ydał [...]. Wyd. 2. Kraków 1913, s. 74. BPP 66): „a może też jędzą jest 3 os. 1. mn. od czasownika jędzić (?)”. Chrzanowski m i«ł więc w ątpliw ości albo co do całego pomysłu, albo co do istnienia czasownika jędzić (za­ pewne zaglądał do Słownika Warszawskiego, którego odpowiedni tom wyszedł w r. 1902). Jak nieraz bywa, następcy propozycję przejęli, a o wątpliw ościach za­ pomnieli. Błoński w M pisze jeszcze ostrożnie: „Istniał jednak czasownik jędzić, który dawał sens [...]” itd., a w LP — już (podkreśl. A. V.): „istniał w s t a r o - p o l s z c z y ź n i e czasownik jędzić; który dawał [...]” itd., mimo że zaraz dalej czytamy, iż to jędzić „było jednak rzadkie, jakby przypadkowe, i w ątpliw e, aby Sęp go użył”. Przykład ten potwierdza tylko naszą ogólną tezę, że nie można za­ wierzać w łasnej intuicji (ani pamięci), lecz trzeba wszystko sprawdzać.

13 Nie podaje go też Słownik ję zy k a polskiego pod redakcją W. D o r o s z e w ­ s k i e g o .

Ten i dalsze cytaty zmodernizowano — zgodnie z zasadą, o której mowa w ostatnim zdaniu przypisu 19.

(9)

nak p opraw ka d па p (odbiegł) je st n ajp ro stsza z m ożliw ych, przy w raca zdaniu sens n ajp ro stszy , n a jb a rd zie j o c z y w isty 14. A w ięc nie dlatego proponu jem y tę popraw kę, że d aje nam dziw ną m etaforę 15, ale dlatego, że daje znaczenie m ożliw ie dosłowne.

D rugi przyk ład: w w ierszu N a śm ierć Paniej W ojew o d zin ej Sędo-

m irskiej. [Napis p ią ty ] m am y w p ierw o d ru k u n a stę p u jąc y dw uw iersz:

N ie tylko cię piramid abo m anseołow, A le też godną znamy ołtarzow, kościołow.

T utaj w szyscy w ydaw cy, począw szy ju ż od Turow skiego (1858), po­ p raw ia ją in tu ity w n ie na m auseolów (lub m auzeolów). W arto zastanow ić się, dlaczego to czynią. F o rm a *manseoł lub *manzeól n ie jest zaśw iad­ czona w polszczyźnie XVI w. ani później, nie je st rów nież m ożliwa, tzn. nie da się w yprow adzić od żadnej in n ej fo rm y polskiej ani też (jako tzw. słowo zapożyczone) od żadnego słow a w językach, z któ ry ch polski słow a do r. 1580 zapożyczał. T reść zdania w skazuje na znaczenie pokrew ne znaczeniu słowa piram ida, a więc 'w sp an iały grobow iec daw nych k ró ­ lów ’, co oczywiście odpow iada słow u m auzoleum , któ re w podobnym kontekście sp o ty k am y już u K ochanow skiego (F raszki, I, 97) 56.

I m auzolea, i egiptskie grody

Ostatniej śm ierci próżne być nie mogą.

Że lite ry u oraz n pisane b y w ają podobnie, zwłaszcza w kursy w ie gotyckiej, ogólnie wiadom o. A w ięc i z p u n k tu w idzenia paleografii po­ p raw k a jest m ożliw a do p rzy jęcia, tzn. nic nie przem aw ia przeciw ko niej. Ale o jej p rzy jęciu d ecy d uje to, że bez niej zdanie nie m a sensu. Słowo

*manseoł nie istn ieje, a słow a nie istniejące sensu nie m ają 17.

14 Zgodnie z ówczesnymi pojęciam i m edycyny w egetatyw nej (zob. M 156). Za­ uważmy, że pojęcia m edycyny wychodzą poza granice gram atyki i słownika, a w ięc należą do sem iotyki.

15 Dziwną tylko z dzisiejszego punktu widzenia — zob. np. w P. K o c h a n o w ­ s k i e g o przekładzie Orlanda (przed r. 1620; Linde, s. v. „Odbiedz”): „Głos go i ży­ w ot odbieżał”.

18 Tu i dalej (gdy nie zaznaczono inaczej) cyt. według: J. K o c h a n o w s k i , Dzieła polskie. Opracował J. K r z y ż a n o w s k i . T. 1. Warszawa 1969.

Również dwaj inni poeci barokowi łączą mauzolea z piram idami itp., m ianow i­ cie W. K o c h o w s k i (Kamie ń św iadec tw a [...], 1668; cyt. za: J. N o w a k - D ł u - ż e w s k i , Poezja Z w iązku Święconego. W rocław 1953, s. 256): „egipskie [...] kolosy, [...] m auzola”, oraz W. P o t o c k i (Sielanka, 1676; cyt. za: Pisma wybrane. Opra­ cow ał J. D ü r r - D u r s k i . W arszawa 1953, s. 140): „ziemia je pojadła: Efezy, pi­ ramidy, kolosy, m auzole”. Wzoru kojarzenia piramid z m auzoleam i dostarczyli dwaj poeci łacińscy w ieku tzw. srebrnego — Lukan (zm. 65) i Marcjalis (zm. 104), a w ięc w łaśnie ci, których czytywano w okresie baroku.

17 Dlaczego Sęp ma mauseol, a nie mauzol, to inna sprawa, którą tu pomijam, Jednakże i w tym wypadku nie wchodzi w grę licencja poetycka.

(10)

W eźm y teraz przykład, gdzie popraw ka (przyjęcie hipotezy błędu drukarskiego) jest konieczna nie dlatego, że p ierw od ruk daje form ę nie istniejącą, ale dlatego, że form a, choć istniejąca, jest nie do przyjęcia ze w zględów sem antyczno-syntaktycznych. W w ierszu Pannie Z o jiej K o st-

czance [...]. [Napis] trzeci p ierw o d ru k m a:

Wiem ja z twojej nauki, gdzie droga go nieba.

W szyscy w ydaw cy czy tają tu in tu ity w n ie do nieba. Słowo go istn ieje w praw dzie w polszczyźnie współczesnej Sępowi, ale je st ono (podobnie ja k dzisiaj) zaim kiem osobowym. Nie istn ieje żadna możliwość um iesz­ czenia tego zaim ka w zdaniu cytow anym tak, aby dało ono jak iś sens. N atom iast przyjęcie, że chodzi tu o p rosty (a więc praw dopodobny) błąd d ru k arsk i (go zam iast d o ) 18, pozwala popraw nie zrozum ieć całe zdanie („W iem ja z tw ojej nauki, gdzie droga do n ieb a”). Poszukiw anie in te r­ p reta cji te k stu zadanego nie daje tu żadnych rezultatów , argum en tem za p opraw ką jest sens oczyw isty całego zdania.

Z przykładów ty ch w ynika konieczność jeszcze jed n ej hierarchii: chronologicznej. L e k tu ra o p arta być m usi m ożliwie najściślej na języ ku w spółczesnym Sępowi, tzn. przede w szystkim na znajom ości tek stów sa­ mego Sępa. Oczywiście zadanie jest w ty m punkcie o w iele tru d n iejsze niż np. szekspirologów (choć tek sty Sępa są szczytem jasności i p o p raw ­ ności w poró w nan iu ze stanem , w jakim są przekazane te k sty Szekspira), bo ta m m am y do czynienia z blisko 40 dram atam i, z k tó rych każdy za­ w iera, lekko licząc, bodaj 5 do 10 razy ty le słów co cała spuścizna Sępa. Jednakże — jak się w y d aje — mimo to m ożna by z uw ażnego przeczy­ tan ia tek stu R y tm ó w jeszcze niejedno w yciągnąć dla in te rp re ta c ji po­ szczególnych m iejsc. I tu ta j oddaje słow nik M aihoffa cenne usługi.

Zaraz po tekstach Sępa idą tek sty jego w spółczesnych (1550— 1581) oraz niem al współczesnych, a więc z końca w. XVI i początku XVII. Do ty ch ostatnich zaliczam rów nież Thesaurus C napiusa (1643; w yd. 1: 1621), w ychodząc z założenia, że słow niki z n a tu ry rzeczy przed staw iają stan języka spóźniony co n ajm n iej o jedno pokolenie. U C napiusa (ur. 1564), barokow ego p u ry sty , jest to zresztą program ow e, jego głów ny w zór s ta ­ now i klasyk J a n K ochanow ski (zm. 1584). Z resztą n iek tórzy nie ty lko w spółcześni, ale i starsi od Sępa, ja k S k arga (1536— 1612) lub W ujek (1541— 1597), przeżyli go i ogłaszali swe te k sty (tak np. Skarga) jeszcze po r. 1601, w k tó ry m ukazały się R y tm y . B yłoby oczywiście przesadą za­

18 Oczywiście jeżeli m usimy przyjąć, że drukarz czyta raz g jako d, a raz d jako g (zob. wyżej), to obie te hipotezy w zajem nie się wzmacniają. Inaczej mówiąc, w olno przypuszczać, że w rękopisie d i g pisane były podobnie. Dla potwierdzenia można zajrzeć np. do Z. K l e m e n s i e w i c z a Historii ję zy k a polskiego (wyd. 2. Kraków 1965, tabl. 9, 15, 19: rodzaj d o dwóch brzuszkach, podobnego do g takiego jak nasze dzisiejsze g drukowane małe).

(11)

kładać, że język r. 1612 je s t in n y m językiem od języka r. 1581, m im o że niew ątpliw ie m u siały być jakieś różnice. Do św iadectw a tekstów póź­ niejszych uciekam się w yjątkow o, i to przew ażnie dla u zupełnienia do­ k u m en tacji w spółczesnej. A i tu w ychodzę rzadko poza d atę 1650 (i tylko w b ra k u d o k u m en tacji bliższej), nigdy poza barok. Co do tego, że język połow y X V III w. je st zu pełnie ró żn y od języka Sępa, nie może być żad­ ny ch w ątpliw ości.

Z am ykając uw agi w stępne pod k reślam jeszcze, że ze w zględów m eto­ dologicznych, dla uniknięcia w szelkiej dowolności, p rz y jm u ję za zasadę trzy m ać się m ożliw ie ściśle te k stu Sępa Szarzyńskiego, a więc w ykładu m ożliw ie dosłow nego i oczywistego, wszędzie gdzie na to tek st pozwala. J e st to zasada o ty le n ieła tw a w realizacji, że — ja k w iem y od czasu ukazania się książki Błońskiego — Sęp nie jest poetą w y k ła d u literalnego ani też skład n i n ajp ro stszej. Je d n ak że aby te k st in te rp re to w a ć, trzeb a zacząć od lek cji dosłow nej i oczyw istej, o dstępując od niej tylko tam , gdzie jest to niezbędne. W ydaje się, że w te n sposób osiągniem y ro zu ­ m ienie te k stu ta k bliskie in te n c jo m poety, jak to jest m ożliw e przy obec­ nym , b y n a jm n ie j nie zadow alającym stan ie wiedzy.

P rzed rozpoczęciem szczegółowych rozw ażań przytoczm y in te resu jąc y nas te k st Sępa 19:

s o n e t i

O K R O T K O S C l Y N I E P E W N O Ś C I N A Ś W I E C lE Ż Y W O T A C Z Ł O W IE C Z E G O

1 Ehey iak gw ałtem obrotne obłoki/ 2 Y Tytan prętki lotne czasy pędzą: 8 A chciwa może odciąć roskosz nędzą 4 Śm ierć/ tuż zâ nami spore czyni kroki. 5 A ia co dâley/ lepiey ćień głęboki

6 Błędów m ych widzę: które gęsto iędzą 7 Strwożone serce vstaw iczną nędzą/ 8 Y spłaczem ganię m łodości m ey skoki. 9 O m oc/ o roskosz/ o skarby/ pilności/

10 Choćby nie darmo b yły/ przedsie szkodzą/ 11 Bo naszę chciwość od sw ey szczęśliwości 12 W łasney (co Bogiem zowiem y) odwodzą. 13 N iestałe dobra/ o stokroć szczęśliw y/

14 Który tych cieniów wczas zna kształt prawdźiwy. 19 Pragnę w yrazić serdeczne podziękowanie Dyrekcji B iblioteki PA N w Kórniku za łaskaw e udostępnienie m ikrofilm u pierwodruku R y tm ó w , w edług którego cyto­ w any jest zarówno Sonet I jak i pozostałe teksty S ę p a S z a r z y ń s k i e g o . W niniejszym przytoczeniu Sonetu I zachowuje się grafię oryginału (z w yjątkiem tzw. długiego s), jako przydatną do dalszej analizy. Inne zaś cytaty, nie dotyczące pisow ni ani interpunkcji, są zmodernizowane.

(12)

S trofa 1 — w ersy 1— 2 1. „O błoki”

Dotychczasowi w ydaw cy oraz kom entato rzy odczytują zgodnie począ­ tek tego so netu w sposób n astępujący: 'N iestety! J a k obłoki i T ytan gw ałtem popędzają czasy!’, a więc obłoki i T y ta n są dla nich podm iotem ,

czasy przedm iotem (w bierniku).

Jeżeli zastanow ić się n ad ty m zdaniem , to nie w y d aje się ono bardzo logiczne. Można b y zrozum ieć jeszcze, że czas popędza chm ury, ale jak to ch m u ry popędzają czas? I jak i to T y tan popędza czas (czy też czasy)?

Nic więc dziwnego, że n ajlepszy z dotychczasow ych w ydaw ców , Sin- ko, a za nim Błoński, zm uszeni byli do przy jęcia ryzykow nej hipotezy:

obłoki nie oznaczają tu jakoby 'c h m u r’, ale „sfery nieba obracające się

w ry tm ie kosm icznej h arm o n ii” 20, czyli kręgi, w k tó ry ch w edług a stro ­ nom ii Ptolom eusza (przedkopernikańskiej) w szystkie planety , w ty m i Słońce, obracają się w okół Ziemi 21. Na poparcie tej hipotezy b ra k jed ­

n a k dow odów rzeczowych, tj. tekstów . Słow niki dowodów tak ich nie do­ starczają: obłoki zaśw iadczone są zarów no w polszczyżnie jak w innych językach słow iańskich ty lk o i w yłącznie w znaczeniu 'c h m u ry ’ 22. Toteż Sinko przy jm u je, że chodzi tu o całkiem inne słowo obłok, w yw odząc

obłok 1 'c h m u ra ’ — zgodnie z ogólnie p rzy ję tą etym ologią — od oblec, oblekać, zaś obłok 2 od obłąk 'łuk, przedm iot w y gięty ’. Jedn akże *obłok 2

nie jest w ogóle nigdzie zaśw iadczony i nie istn ieje też żaden in n y p rzy ­ k ład przejścia ą w o przed к w polszczyżnie XVI w. a n i później (a więc przejścia ty p u : m ąka —> т о к а ; łąki -> ło ki; lub błąkać -> błokać). Z resz­ tą obłąk to rów nież nie 'sfera niebieska’, lecz tylko (według Lindego) 'każda rzecz na k ształt sk rzydeł łu k u skrzy w io na’. In te rp re ta c ja obłoków

20 Błoński przyjm uje zresztą tę hipotezę z zastrzeżeniem, jako jedną z dwu równouprawnionych interpretacji, powołując się na to, że w pierwotnych w yobra­ żeniach idea obracających się sfer powstała „pod w pływ em obserwacji chmur” (M 49). Jeżeli jednak przyjm iem y znaczenie 'chmury’ jako równouprawnione, to znowu wracam y do ipunktu wyjścia: czy chmury mogą popędzać czas?

21 Sinko i Błoński m ają zapewne rację, przyjmując, że Sęp nie znał lub nie uznawał teorii Kopernika. Kopernik umarł wprawdzie w r. 1543, ale doktrynę jego potępiono ów cześnie i nie stała się chyba znowu modna w Polsce przed początkiem (lub nawet połową) XVIII wieku.

22 Ostatnio wprawdzie W. K u p i s z e w s k i (Mickiewiczowskie ch m u ry i obło­ ki. W zbiorze: Księga pamią tkowa poświęcona prof. Z. Klemensiewiczowi. Warsza­ wa 1970, s. 235 n.) w ysunął mimochodem twierdzenie, że obłoki spotyka się w sen­ sie 'sklepienie niebieskie’, jednakże nieliczne przykłady z w. XVI—XVIII, które cytuje, są nieprzekonywające i mogą równie dobrze oznaczać 'chmury’. N ie podaje on natom iast ani jednego przykładu z w. XVI—XVII, w którym obłoki m u s i a ­ ł y b y oznaczać 'sklepienie niebieskie’, a nie m ogłyby oznaczać 'chmur’.

(13)

jako 'sfer n iebieskich’ jest niew ątpliw ie nęcąca (zob. M 49, LP 47). J e d ­ n ak zgodnie ze sform ułow anym i n a w stępie zasadam i m usim y ją o d rzu ­ cić i poszukiw ać innego rozw iązania, odpow iadającego tem u, co nam w iadom o o języ k u XVI w ieku.

2. „ T y ta n ”

Z acznijm y je d n a k od T yta n a . T y tan am i nazyw ano zazw yczaj w m ito­ logii klasycznej synów U ran osa i G ai (Kronos, Okeanos itd.), po buncie przeciw bogom strąco n y ch przez Zeusa do T a rta ru . N iektórzy au to rzy klasyczni id en ty fik o w ali T ytanów z G igantam i — jed n y m z nich był s tu rę k i B riareus. G igant te n w y stę p u je rów nież u Sępa w Pieśni I: Na

psalm D aw idów X I X , w skom plikow anym nieco porów naniu, w k tó ry m

słońce n a jp ie rw p orów nane jest do oblubieńca, a te n do sturękiego ol­ brzym a:

Abo gdy św iatłem uderzy go w oczy Słońce, ognistym gdy sie kołem toczy? Które gdy z łoża powstaw a swojego,

Jak oblubieniec obleczon z szczyrego Złota ubiorem, a w ieniec z kam ieni Kosztownych sprawion głow ę mu promieni. Do kresu sw ego nic niezmordowany

Gwałtem się wali: dobrze przyrównany Kształtem i siłą, i pędem onemu Jest obrzym owi sto rąk m ającemu.

G dy z a jrzy m y do któregoś z dzisiejszych słow ników lub encyklo­ pedii, to dow iem y się, że Słońce było w m itologii greckiej synem je d ­ nego z T ytanów , a nie T ytanem . A socjacja: T y ta n = Słońce, nie jest jed n a k pom ysłem Sępa. W ielkie słow niki w. X V I—X V II in fo rm ują, że w języku p oetyckim T y ta n u ży w an y je st n a oznaczenie 'Słońca’ 23. W ty m znaczeniu sp o ty k am y go też w poezji polskiej u w spółczesnych Sępa, poczynając od J a n a K ochanow skiego (F ra szki, II, 104):

gdy poczyna świtać, A Tytan sw oje konie w łąkach każe chwytać.

T y ta n to bóg słońca, k tó ry we dnie jedzie po niebie wozem ognistym , w ieczorem w ypuszcza ru m a k i n a paszę, a przed św item znowu je za­ przęga.

Albo też u J a n a Rybińskiego w G ęśli X I (1593) — m ówi Cnota:

28 Tak już w dodanym do słow nika C a l e p i n a Onomasticon propriorum no­ minum, primo a D. Conrado Gessnero, ex variis dictionariis collectum (Basileae 1605 (wyd. 1: 1544)) s. v. „Titan” (obok znaczenia właściwego): „etiam pro Sole p o ­ nitur, qui et ipse a Titanibus d u x it originem [...]. Hinc Sol, Titan, Luna, Titanis et Diana Titania a poetis dicuntur”.

(14)

złych wad się nie boję, Zawsze czerstwo zielona, wiecznoleta stoję. Niesrogie m i w sw ym biegu lotne, górne koła, N iesrogie błędne gwiazdy ni sam Tytan zg o ła 24

W ystępują tu ta j zarów no sfery niebieskie (Lotne koła), ja k i p lan e ty

(błędne gw iazdy 'stellae errantes'), jak w reszcie słońce. Oczywiście R y­

biński m a n a m yśli w p ły w ciał niebieskich n a losy ludzkie, zgodnie z X V I-w ieczną astrologią.

P y ta n ie jed n ak pozostaje: w jaki sposób mogą słońce oraz obłoki popędzać czas? D odatkow a trudność, o któ rej w spom ina Błoński: czy obłoki i słońce popędzają czas gw ałtem (tj. w edług propozycji Błońskie­ go 'koniecznością’), czy też sam e tylko obłoki poruszane są koniecznością? 3. „C zasy” jako podm iot zdania

S p rób u jm y więc zdanie to odw rócić i założyć, że czasy nie są p rzed ­ m iotem (dopełnieniem w bierniku), lecz podm iotem (w m ianow niku), czy­ li że pędzą, a nie są pędzone. Zam ienienie obłoków w dopełnienie („cza­ sy popędzają obłoki”) nie jest możliwe, bo T y ta n może być ty lk o m ia­ now nikiem , a nie biern ik iem („czasy popędzają p ręd k i T y ta n ” nie jest zdaniem polskim). P ró b u jm y jed n ak dalej: pędzą może być użyte zarów no jako czasow nik przechodni („ktoś pędzi kogoś”) jak i nieprzechodni („pędzę n a pociąg”). Podobnie jest też w języku w. XVI, gdzie pędzić może ozna­ czać zarów no 'popędzać’ jak i 'spieszyć się, gnać’ 25. S p ró b u jm y teraz zastosować to do całego zdania: 'N iestety, ja k (...) obłoki i (...) T y ta n lo t­ ne czasy g n a ją ’, albo też, um ieszczając podm iot na początku: 'L otne cza­ sy g nają ja k obrotne obłoki i pręd k i T y ta n ’. In te rp re ta c ja ta zgadza się zarów no z ty m , co w iem y o język u XV I-w iecznym , ja k i ze zdaniem Sępa, jest w ięc zapew ne poszukiw anym przez nas rozw iązaniem . Dla porów nania — c y ta t z S ebastiana Petrycego, rów ieśnika Sępa (przyta­ czam w edług Lindego):

Ach, jako prędko lotne lata płyną.

(Horatius w trudach więzienia moskiewskiego, 1609)

Jeżeli dokonam y su b sty tu cji w y razu łata w przykładzie z Petry cego na quasi-synonim czasy, a p rędko p łyn ą na quasi-synonim pędzą, to

24 J. R y b i ń s k i , W iersze polskie. Opracowali Z. N o w a k i A. S w i d e r ­ s k a . Gdańsk—Poznań 1968, s. 41.

25 Linde przykładów na użycie nieprzechodnie z XVI w. wprawdzie nie ma, ale znajdują się one u G l i c z n e r a (1558), w G ó r n i c k i e g o Dworzaninie (1566) oraz w K l o n o w i c a Worku Judaszowym (1600). — Korzystam z okazji, aby w y ­ razić serdeczne podziękowanie kierownikowi Pracowni Sł XVI, doc. dr. Francisz­ kow i P e p ł o w s k i e m u , za dostarczenie mi wszystkich informacji z kartoteki, w ykorzystanych w tym artykule.

(15)

otrzym ane w ten sposób zdanie będzie odpow iadać dość dokładnie głów ­ nem u zdaniu Sępa: 'Ach, ja k (obłoki i T y tan prędki) lotne czasy pędzą’ 26. Sam a m yśl jest zresztą pow szechna w poezji ówczesnej, że zacy tujem y całkiem drugorzędnego poetę i epigona K ochanow skiego, Tobiasza W isz- niowskiego (T ren y, 1585), k tó ry u żyw a częściowo ty ch sam ych słów co P e try c y lub Sęp (p ręd kie lata), częściowo zaś guasi-synonim ów (bieżą,

pędem bieży):

w szytko pędem bieży z tego świata, Bieżą ludzie do kresu, bieżą prędkie lata 27.

Na zakończenie jeszcze c y ta t dość odległy w czasie, z późnobarokow e- go p o ety D om inika Rudnickiego (Głos w o ln y, 1741), ilu stru ją c y stałość zarów no obrazu ja k i frazeologii w tra d y c ji barokow ej:

Dążą czasy, jako gdy z cięciw y

Lotną strzałę łuk wym iata krzywy, Godziny się w yścigają,

Za kołnierz się dni chwytają 28

4. „G w ałtem ”

Sam o słow o g w ałt w edług C napiusa oznacza 'przem oc’ lub 'siłę (ms)’.

G w a łte m tłu m ac z y C napius jako 'p e r vim , per oppressionem ', a więc 'na

sk u tek g w ałtu, przem ocy’. T em u odpow iada użycie słow a gw ałt w c y ta ­ tach zam ieszczonych u Lindego:

Gwałtem w ziąć może, ale dać nie może. (Rysiński, Adagia, 1629)

Co dałoby się przełożyć: 'Przem ocą, siłą m ożna zabrać, ale nie m ożna podarow ać’.

Gwałtem łzy, podobne dżdżowi, rzuciły się człow iekow i. (Grochowski, Wiersze, 1608)

A wreszcie o sta tn i cy ta t, zaczerp n ięty ze Sł XV I (s. v. „Chciwość”):

29 Może warto dodać, że cytat z Petrycego ilustruje też wieloznaczność zdania Sępa, zgodnie zresztą z główną tezą Błońskiego. Pierwsza, spontaniczna interpre­ tacja to m ianow icie ta, którą przyjm owali dotychczasowi badacze i która odpo­ wiada strukturze zdania Petrycego: 'Jak gw ałtem obłoki [...] pędzą!’.

27 Cyt. za: T. W i s z n i o w s k i , Treny. W ydanie K. J. T u r o w s k i e g o . K ra­ ków 1858, s. 58. W tekście tym do kresu — 'do m ety’; obraz w yścigów — podobnie jak u Rudnickiego i, kto wie, może u Sępa. Porównajm y cytat z Pieśni I powyżej (s. 142) i zauważm y znowu zbliżoną frazeologię: do kresu, gwałtem , wali się 'gw ał­ townie się toczy’, pędem, no i obrzym a. Do obrazu tego jeszcze powrócim y.

28 Cyt. za: J. S o k o ł o w s k a i K. Ż u k o w s k a , Poeci polskiego baroku T. 2. Warszawa 1965, s. 448. Obraz ten jest u Rudnickiego w cale częsty.

(16)

a zasię tak w szytki drogi sm ysłom zamknąć i chciwościam, aby ani gwałtem , ani przez zdradę wniść do serca mogły. [Górnicki, Dworzanin, 1566]

A więc znow u znaczenie 'przem oc’: przem ocą, a nie zdradą.

Użycie tego słow a przez Sępa zgodne jest rów nież z tym i znaczenia­ mi. S potyka się u niego to słowo aż 7 razy, w czym gw ałt ty lk o 2,

g w a łtem zaś aż 5 razy 29 :

To rzekszy: jako z działa śm iertelnego Kamień, płomienia gw ałtem siarczystego Z hukiem wyparty, jako przez wiatr rzadki Leci przez ciała, dając im upadki.

(Pieśń V. O Fridruszu) A on z drugimi na ipokosie kwiatki

Leży już zw iędły gwałtem, a nie łatki.

(Nagrobek Marcinowi Starzechowskiemu)

Tak więc propozycja nasza w ygląda obecnie, jak następu je: 'N iestety, lotne czasy pędzą tak, jak przem ocą obracane (zm uszane do obracania się) obłoki i jak p ręd k i T y ta n ’.

5. „O brotne obłoki”

O brotne obłoki to w edług Lindego 'obracające się, abo m ogące być

obracanym i, toczne, sich u m keh ren d , drehend, schw ingend, drehb ar’. Nic nie w skazuje na to, by przy m iotn ik obrotny mógł się odnosić t y l k o do reg u larneg o obrotu sfer (tu znow u chyba jesteśm y ofiarą dzisiejsze­ go znaczenia słowa obrót, dla 's fe r’ język XVI w. używ a zdaje się czę­ ściej słowa bieg, ta k p rzy n ajm n iej w ynikałoby z d anych Sł XVI s. v. „Bieg”). C y taty u Lindego w sk azu ją tylko na obracanie się, a nie na o b ra­ canie się reg u larn e, jak to czynią sfery:

Cherubin z mieczem płom ienistym i obrotnym. [Wujek, S tary Testament, 1599]

Obrotny miał statek, za szczęściem i ludźmi idąc [...]. [Skarga, Roczne dzieje, 1607]

U kogo głowa jest wartogłowa, to jest tam i sam prędko obrotną, taki bywa szalony plotka, łgarz zdradny. [Glaber, Gadki, 1535]30

W tych 3 w ypadkach m ożna przełożyć obrotny przez 'o bracający się n ie re g u la rn ie ’.

Z aznaczm y lojalnie, że obrotn y spotyka się rów nież w znaczeniu 'obracający się (lub obracany) re g u la rn ie ’, w ty m raz 1 w stosunku do sfer niebieskich:

39 Korzystam tu z ustaleń M a i h o f f a (op. cit.).

39 Cytat ten oraz następne (wraz z cytatami z Cnąpiusa) — według kartoteki Sł XVI.

(17)

A to są w szytki znaki [ = gwiazdy], które wedla siebie swym porządkiem statecznie tkwią w obrotnym niebie.

(J. Kochanowski, Phaenomena, 1585) palcy żartko

Targa zgrzebi, a prawą wartko

Ręką zaś wrzecionem obrotnym zatacza,

(Klonowie, Zale nagrobne, 1585)

Jeśli p rz y jrz y m y się tłum aczeniom łacińskim przy m io tnik a obrotny w Thesaurusie C napiusa, to zauw ażym y, że in te resu jąc e nas odpow iedni­ ki p o k ry w ają się częściowo z jed n y m lub drug im znaczeniem :

rotabilis (fle x u s 'k a b e sta n ’), a więc o b racający się wkoło, choć n ieko­

niecznie reg u larn ie;

versabilis (homo ad om ne m o m e n tu m 'człow iek w każdej chw ili’, v e r ­ sabiles m o tu s fo rtu n a e 'zm ienne o b ro ty f o rtu n y ’), a w ięc zm ienny;

versatilis (axis 'oś’), a więc obracająca się wkoło i raczej reg ularnie; v ersu tu s (versu ta rola fig u li 'koło g a rn c a rza ’), a więc obrotne lub ob­

racające się (wkoło i reg u larn ie);

versabundus (tu rb o 'w ir’ itp.), a więc k ręcący się, choć niekoniecznie

regu larn ie;

volubilis — n a te n o statn i odpow iednik C napius przykładów nie daje,

ale klasyczne p rzy k ła d y 31 to volubilis am nis (Horacy: 'stru m ie ń toczący swe w od y ’), a więc ani wkoło, ani reg u larn ie, oraz volubilis fo rtu n a (Cy- cero: 'n iestała f o rtu n a ’), a więc rów nież n iere g u la rn a, zm ienna. Zakono- tu jm y sobie, że dw a z ty ch odpow iedników (versabilis i volubilis) odno­ szą się też do fo rtu n y i oznaczają 'zm ienny, n ie sta ły ’.

31 Przykłady podane przez Cnapiusa są standardowym i przykładami słow ników łacińskich, opartymi na klasykach, począwszy od XVI w. po dziś dzień. Można w ięc sądzić, że Sępow i znane b yły również dwa ostatnie przykłady, których Cnapius nie podaje, ale które figurują w innych słow nikach ówczesnych. Tak np. Mączyński tłum aczy volubilis (s. v.) przez 'toczny, obrotny’, fortuna volubilis przez 'toczne, ob­ rotne szczęście, to jest niepew ne, niestateczne’, zaś volubilitas przez 'toczność, obrot­ ność’, a w reszcie fortunae volubilitas przez 'nieustawiczność, niestałość szczęścia’. Również versutus przekłada M ączyński przez 'obrotny, toczny’, przenośnie przez 'niestateczny, n iestały’. Słownik 11-języczny Calepina tłumaczy volubilis na polski przez 'obrotny’, podając cytat z Cycerona na volubilis fortuna oraz na volubilitas fortunae 'niestałość fortuny’. Brak u Cnapiusa i u M ączyńskiego przym iotnika v a ­ riabilis, znanego ze zwrotu „Deus mirabilis, fortuna variabilis”, tłumaczy się za ­ pewne dbałością obu słownikarzy o klasyczną łacinę cyceroniańską. Według dostęp­ nych m i słow ników (np. M. N i z o l l i u s , Thesaurus Ciceronianus. Basileae 1595) variabilis u Cycerona nie występuje, pojaw ia się jednak w łacinie średniowiecznej, np. „Est rota fortunae variabilis ut rota lunae” (1366, C l a r e t u s d e S o l e n c j a , w: K la ret a jeho drużina. T. 2. Praha 1928, s. 17). Może w ięc należałoby dopisać variabilis do m ożliwych odpowiedników przym iotnika obrotny u Sępa. Zauważmy w każdym razie, że variabilis pojaw ia się w związku z fortuną.

(18)

Jeślib y śm y p rzy jęli hipotezę Sinki (obłoki 'sfery niebieskie’), to obrot­

n y m usielibyśm y odczytać jako 'obracający się reg u la rn ie (rotabilis, v e r­ su tu s)’. Jeśli p rzy jm iem y obłoki 'c h m u ry ’, to odczytam y obrotny jako

'zm ienny, n iestały (versabilis, volubilis)’. O statnie znaczenie w y d aje się lepiej p rzystaw ać zarów no do ty tu łu S onetu I (O krótkości i niepew ności

[...]) jak i do jego treści. Zobaczym y za chwilę, że inne a rg u m e n ty in te r ­

p reta cję tę potw ierdzają.

Otóż sposób odczytania, k tó ry proponujem y, pozw ala m. in. zauw ażyć paralelizm :

obrotne obłoki prątki Tytan lotne czasy.

Jeżeli przy jrzeć się odpow iednikom tych przym iotników u C napiusa, to okazuje się, że przek łada je w sposób nie identyczny w praw dzie, ale zbliżony:

prątki — celer, velox, citus lotny — volatilis, velox, celer

obrotny — versatilis, versabilis, volubilis (etc.)

M ączyński z kolei daje następ u jące odpowiedniki:

prątki, -o — versatilis, versutus, velox, volubilis, v o l u c e r 32 lotny — volatilis, volucris

obrotny — versatilis, volubilis (fortuna), versutus

Może w olno przypuścić, że Sęp św iadom by ł tych asocjacji fonolo- gicznych m iędzy velox, volatilis, versatilis, versabilis, volubilis. P rz y jm o ­ w anie tak ich asocjacji oparty ch na łacinie nie w yda się może zbyt śm ia­ łe, jeśli przypom nim y sobie, że Sęp w ładał łaciną rów nie dobrze jak pol­ szczyzną, w piśm ie i w mowie. O tw iera to ciekaw e persp ek ty w y na ,,u k ry ­ te znak i” i sym boliczne znaczenia u Sępa, o któ rych pisze Błoński (o czym za chwilę).

Błoński słusznie zauw ażył rolę samogłoski o w grupie obrotne o błoki: „obłoki są obrotem , toczą się, niczym u p arte o in stru m e n ta c ji słow nej” (LP 47). O ty m , że o się toczy, w iedzieli też współcześni Sępowi i w po­ ezji barokow ej sp otykam y się z poem atam i w form ie koła, w któ rych o statnie dw ie sam ogłoski ry m u ją się na o (koło/wesoło itp.). Je d e n taki

32 Do przykładów cytowanych w poprzednim przypisku dodajmy z Mączyń- skiego: volubilitas linguae 'prątkość, toczność, ochotność języka’; volubiliter 'prętko, obrotnie, toczno [...]’; versutus item 'chytry, prętkiego, ostrego rozumu’; volatilis 'lotny, m ogący latać’; volucer 'prątki/skory’; volucris fern, 'wszelkie zwierzę mogące latać, ptak’. Zauważmy jeszcze, że Thesaurus Ciceronianius przekłada volucris przez: 1) volatilis, 2) incertus, inconstans ('niepewny, niestały’), a jedyny cytat z Cy- ‘cerona na to słow o brzmi: „o volucrem fortunam".

(19)

w iersz z n ajd u je się np. w W iryd a rzu T rem beckiego 33. M am y więc aso­ cjację o — koło — obrót, co znow u przypom ina, po raz trzeci już, obraz słońca z P ieśni I :

gdy św iatłem uderzy go w oczy Słońce, ognistym gdy się kołem toczy.

M im ochodem zauw ażm y podobną in stru m e n ta c ję sam ogłoskow ą (o...o... o...o), a tak że podkreślm y, że słońce toczy się kołem . Tak więc quasi-sy ­ nonim em aso cjaty w n y m g ru p y T y ta n p rą tki je s t słońce, k tó re się ko łem

toczy. O braz słońca w P ieśni I m a zb y t w iele w spólnego z obrazow aniem

i frazeologią S o n e tu I, ab y to mogło być ty lk o przy p adkiem (wszystko jedno, czy p rzy jm iem y , że pochodzą z tego sam ego okresu, czy też, że są to stałe asocjacje ty po w e dla Sępa). W każdym razie obraz ten po­ tw ierdza nasze odczytanie: 'lotne czasy pędzą tak jak obracające się (gw ałtem obracane) obłoki i ja k toczące się (do m ety?) słońce’. Za uzu­ pełniającą in te rp re ta c ją 'do m e ty ’, k tó rą pro p o n u ję ze znakiem z a p y ta ­ nia, przem aw iają nie ty lk o analogie z P ieśni I i z in ny ch poetów w spół­ czesnych, ale też to, że przyg o to w u je ona niejako w. 3—4: kres, tj. śm ierć. Ale kołem toczy się nie tylk o słońce. Jeszcze częstszym dla epoki obrazem je s t koło F o rtu n y . O fo rtu n ie u Sępa k ilk a bardzo tra fn y c h s tro ­ nic napisał B łoński (M 80— 82, 98 n.). Z auw aża on m. in., że zarów no śm ierć ja k i fo rtu n a k o jarzą się u Sępa z ruchem , w jego poezji fo rtu n a „jaw i się [...] w tow arzy stw ie śm ierci; może sam a jest śm iercią?” (M 99). Z ac y tu jm y za nim fra g m e n t Pieśni Π:

Do tego przystępując, co śm iertelnie szkodzi. Dałeś rozum — przecz u nas fortuna się rodzi?

Z a p a m ię ta jm y tę asocjację.

Koło F o rtu n y w iąże się z takim i w yobrażeniam i, ja k byw anie raz na wozie, raz pod w ozem , a w ięc z ru ch e m z góry na dół i z dołu do góry. Ale średniow iecze i w. X V I—X V II z n a ją jeszcze inne koło, k tó re p rzed ­ staw ia „aetates vitae h u m a n a e” 34, stopnie w ieku ludzkiego od kolebki aż do grobu — koło życia. O brót tego koła niesie nas niepow strzym anie k u śm ierci. Rów nież o ty m kole m ożna powiedzieć: „do k resu swego nic niezm ordow ane gw ałtem się w a li”. U żyliśm y tu słowa „niepow strzym a­ n ie ” — oczywiście cechą przem ocy jest, że nie m ożna jej się oprzeć. To zdaje się w skazyw ać na jeszcze jedn o u k ry te znaczenie, ty m razem słow a

g w a łte m : 'słońce toczy się do m ety („w ali się do k re su ”) n iestrudzenie

3S J. T. T r e m b e c k i , W iryd a rz poetycki. Wydał A. B r ü c k n e r . T. 1. Lw ów 1910, s. 38.

34 Zob. V i n c e n z, Zur Frage der „begrenzten Inventa re” in der Semantik, s. 874 n.

(20)

i n iepow strzym anie (nieodparcie)’. Jeśli zastosujem y te ra z tę obserw ację do w ersu 1, to o trzym am y być może p rzekład bardziej zadow alający niż dotychczasow y ('przem ocą’): 'N iestety! lotne czasy g nają ja k n iepow strzy­ m anie obracające się obłoki i p ręd k i T y ta n ’.

6. In stru m e n tac ja fonologiczna

Rozszerzm y spostrzeżenie Błońskiego rów nież na w e rsy 2 i 3. O trzy ­ m am y w ted y n a stęp u jący schem at fonologiczny:

1 о..о... о..o., (obrotne obłoki) 2 .o... (lotne)

3 .о.. o 0..0. (może odciąć roskosz)

Tak więc lotne p odejm uje obrotne (z k tó ry m się też rym u je), po czym w w. 3 m am y roskosz (przelotną, skoro ją śm ierć w każdej chw ili m oże

odciąć).

Obok „o k rąg łej” samogłoski o m am y w w ersie 1 jeszcze spółgłoski „ p ły n n e ” (to nie g ra słów, tylko term in fonetyczny zn an y od czasów sta ­ ro ży tn ych — „liquidae”): r, l, ł:

gw ałtem obrotne obłoki

Tu zauw ażm y pow tórzenie obro... obło... (b + r lub b + ł, tzw. w g ra ­ m atyce klasycznej „m u ta cu m liquida”). P ły n n e r i ł p odejm u je w w. 2

r i l , a w argow ą b jej bezdźw ięczny w a ria n t p (pierwszy raz także w g ru ­

pie „m uta cu m liquida”), w w. 3 p łynna r, i to rów nież przed „toczącym się” o:

1 ł... obro... obło.. 2 pr.... lo p...

3 О.. О .... ГО..О.

A tera z rozszerzm y jeszcze gru pę p ły n n y ch o spółgłoski nosowe (tw o­ rzące w raz z nim i k atego rię sonornych): m i n oraz o sam ogłoski nosowe

ę i ą :

1 ... gw ałtem obrotne obłoki 2 ... Tytan prętki lotne czasy pędzą 3 ... może odciąć roskosz nędzą

P rzejd źm y teraz do spółgłosek w argow ych: w idzieliśm y już, że dźw ię­ czna b w y stęp u je tylko w w. 1 i tylko przed sonornym i. Bezdźwięczna p podobnie w w. 2 (po raz drugi przed samogłoską nosową). W argow a (ściś­ lej biorąc: wargow o-zębow a) 35 dźwięczna w pojaw ia się w pierw szej po­ łowie w. 1 oraz w pierw szej połowie w. 3, w obu w ypadkach n astęp u je po niej sam ogłoska a oraz spółgłoska sonorna (i lub m).

35 W dalszej analizie również w ystąpią określenia głosek odnoszące się tylko do wybranych aspektów artykulacji.

(21)

Zębow e bezdźw ięczne p o jaw iają się w połączeniu z sonornym i — i + 771, i + τι, i + t , ï + i :

1 ... gw aiiem obrotne ... 2 ... Tytan ... Zotne ...

Nie jestem pew ien, ja k n ależy zaliczyć d w odciąć, może też jako bezdźw ięczne (asym ilacja). Bezdźwięczne t pojaw ia się jeszcze razem z ty ln o języ k o w y m (gardłow ym ) к w w ersie 2 — prątki. Tylnojęzykow e:

1 Ełiej, ja к gw ałtem ... obłoki 2 ... prętki ...

3 ' ... roskosz ...

Nie w iem , czy к w w. 1 (jak) je st bezdźw ięczne, czy też raczej asym i- low ane do g i wobec tego dźwięczne; h jest zapew ne dźwięczne, skoro Sęp pochodził z Rusi C zerw onej (z okolic Lwowa).

R easum ując kategorię spółgłosek:

1 E/iey, iśk gwałtem obrotne obłoki, 2 Y Tytan prątki lotne czàsy pąd zą : 3 A chciwa może odciąć roskosz nądzą

— i p am ię ta jąc o tym , że sonorne r, ł, l, m , n są obojętne, jeśli chodzi 0 ko relację dźwięczności, zauw ażym y, że w ers 1 m a przew agę dźwięcz­ n ych (h...gw...b...b), n atom iast w ers 2 p rzew agę bezdźw ięcznych (t...t...p...

tk...t...cz...s...p..., a w ięc jed n a jed y n a dźw ięczna dz na końcu w ersu).

Z auw ażym y na koniec, że bezdźw ięczne przedn io - i tylnojęzykow e (t i k) łączą w ers 1 z w ersem 2: (k)...t...t...k, t... t... tk ...t, p rz y czym g rupa ki kończy w ers 1 oraz p ierw szy h em isty ch w ersu 2. N aw iasem m ówiąc, li­ te ry k, i p o w ta rz a ją się w odw rotnej kolejności n a początku i n a sam ym końcu w e rsu 1.

Oczywiście w szystko to nie je st czystą igraszką słów, lecz służy do u w y d atn ien ia zw iązków sy n ta k ty c zn y c h i sem anty cznych („u k ry ty ch zna­ czeń”):

1. O tw arciem sonetu je st w ers 1 z jego dźw ięcznym i spółgłoskam i 1 z głośnym i sam ogłoskam i (a, o), najgłośniejsza z nich (a) w najm o cn iej­ szym sem antycznie słowie tego w ersu (gw ałtem ). Słowo to pod kreśla na sam ym początku sonetu n ieu b łag an ą przem oc czasu, o k tó re j n a trę tn e j obecności u Sępa pisze w in n y m kontekście Błoński. Przez k o n tra s t z zupełn y m niem al b rak ie m dźw ięcznych w w ersie 2 — w ers 1 w y d a je się jeszcze głośniejszy.

2. L ite ry i oraz к zaznaczają początek porów nania (iak), koniec jego pierw szej części (obłoki) i o statn iej (prętki), a w ięc w y o d ręb n iają po­ rów n an ie zaczyn ające się od iak. W yod rębn iają je rów nież bezdźw ięczne

(k)...t...t...k oraz t...tk...t. Czyli że dźw ięczne o dróżniają w ers 1 od w e r­

(22)

3. P aralelizm оЪго...оЫо... zw iązuje ściślej syntagm ę obrotne obłoki, podkreśla asocjację z obrotem , lotem , podobnie jak ry m w ew n ętrzn y ob­

rotne/lotne. Ten o statn i łączy ze sobą dw ie przy daw ki i p odkreśla ich

paralelizm sem antyczny. O ile pierw sza część w ersu 1 była szczególnie głośna, to tu ta j m am y płynność, obrót, k o ntyn uow any w w ersie 2.

4. G rup a br...t (obrotne) pow tarza się w pr...t (prątki), podkreślona nosową spółgłoską n lub sam ogłoską ą, i znow u wiąże ze sobą dw ie p a ra - lelne przydaw ki.

5. Kolejność: sonorna + zębowa, i + t (gwałtem ), obraca się w kolej­ ność: zębowa + sonorna, t + n (obrotne), ta k jak o bracają się gw ałtem obłoki.

6. G rupa: w argow a + płynna, w + ł, b + r, b + i, łączy gw ałtem obrotne

obłoki i w prow adza asocjację przem ocy z obrotem , płynięciem . G ru pa ta

pow tarza się w p rątki, dochodzi więc jeszcze asocjacja z pośpiechem . 7. G rupa: pły n n a + zębowa, î + t , r + t, l + t, łączy g w a łtem o b rotne...

p rątki, lotne, a więc dodaje do tej asocjacji jeszcze lot.

8. Przem oc, obrót i lot asocjuje też g ru p a tm , t n : g w a łtem obrotne ...

T y ta n (olbrzym!) ... łotne.

9. G ru p a tne w obrotne ... łotne nasuw a na m yśl pierw szą osobę cza­ su teraźniejszego czasow nika tną, odetną, a n ty cy p u jąc niejako pojaw ienie się bezokolicznika odciąć w w ersie 3.

10. Pośpiech i obrót m am y ponow nie w grupach: br, tn e, prąt, pąd

(obrotne, prątki, pądzą). N apiszm y je w w ym ow ie dzisiejszej: br, tne, prent, pend, i zauw ażm y znow u obrót: tn e -> en t -> end. Obłoki ob racają

się prędko i prędko obraca się (toczy się kołem) T ytan, podobnie jak obraca się koło F o rtu n y . Jeśli porów nam y s tru k tu rę fonologiczną nasze­ go słow a-klucza obrotne ze s tru k tu rą słowa fortuna, czeka nas niespo­ dzianka:

obrotne fortuna

Z auw ażm y dokładny paralelizm w argow ych (b—/), p ły n nych (r), zębo­ w ych (t) i nosowych. Je st on zbyt ścisły, aby m ożna było m yśleć o p rzy ­ p adk u 36. Sam ogłoska u, zwłaszcza przed n, jest najbliższa w ym ow ą o 37,

36 w Pieśni II mamy też podobny, choć mniej dokładny (ale na pewno zam ie­ rzony) paralelizm: m...rt...n — f...rt...n, między śmiertelnie a fortuna (m jest spół­ głoską nosowo-wargową).

37 Według Z. S t i e b e r a (Rozwój fonologiczny ję zyka polskiego. Warszawa 1962, s. 34) w XVI w. mamy do czynienia z „wyraźnym m ieszaniem ” grup o + n , ό-ί η oraz u + n (podobnie jak przed innym i sonornymi, tj. przed m, ń, r oraz l i i). Jak się zdaje, była to w ym owa pośrednia między o a u. Sęp rymuje dwa razy

Cytaty

Powiązane dokumenty

Prozaiczny szyk całego zdania powinien zatem w yglądać następująco: Echej, jak obrotne obłoki i prętki Tytan gw ałtem (przemocą) pędzą (popędzają) lotne

gdy król każe przeciwnika powiesić, przyczem tekst ten różni się od drukowanego tyiko pewną ilością drobnych szczegółów, natury leksykalnej lub

Jeśli żadna orbita nie jest jednoelementowa, to rozmiar każdej jest podzielny przez p, zatem i |M| jest podzielna przez p.. Zamiast grafów można podobnie analizować

Jeśli żadna orbita nie jest jednoelementowa, to rozmiar każdej jest podzielny przez p, zatem i |M| jest podzielna przez p. Zamiast grafów można podobnie analizować

też inne parametry algorytmu, często zamiast liczby wykonywanych operacji rozważa się rozmiar pamięci, której używa dany algorytm. Wówczas mówimy o złożoności pamięciowej;

Gdy pojazd się do nas zbliża, ton syreny jest wysoki (krótsza fala), po czym zmienia się na niższy (dłuższa fala), gdy pojazd zaczyna się

Figures 12 and 13 display the optimal total injection rate for well I4 and the optimal total liquid rates for well P7 obtained with the base parametrization, SS-MO, Hi-MO with

Determining the orientation of each trunk by Principal Component Analysis (PCA) and projecting the A classical approach consists in performing a PCA of the 3D coordinates of