• Nie Znaleziono Wyników

32. Warszawa, d. 6 Listopada 1882. T o m I.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "32. Warszawa, d. 6 Listopada 1882. T o m I."

Copied!
18
0
0

Pełen tekst

(1)

M 3 2 . Warszawa, d. 6 Listopada 1882. T o m I.

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „W SZECHŚW IATA1*

W W arszaw ie: rocznie rs . 6 k w artaln ie „ 1 kop. 50 Z przesyłką pocztową: rocznie „ 7 „ 20

k w artalnie „ 1 „ 80.

Komitet Redakcyjny stanowią: P. P. Dr. T. Chałubiński, J . Aleksandrowicz b. dziekan Uniw., mag’. K. Deike, Dr.

L. Dudrewicz, mag-. S. K ram sztyk, mag. A. Ślósarski.

prof. J. Trcjdosiewicz i prof. A. W rześniow ski.

Prenum erować można w Kedakcyi W szechśw iata i we w szystkich księgarniach w kraju i zagranicą.

A d r e s lło < la k cj'i: P o d w a le lVr. 8

Zwolnienie ruchu wirowego ziemi

pod wpływem

przypływów i odpływów morza

przez Filipa Gerignyego.

P o m ię d zy w szy stk iem i godnem i uw ielbie­

nia zdobyczam i n a u k i now oczesnćj, k tó rem i się słusznie nasz w iek szczyci, je s t jed n a, k tó ­ ra ro zszerzając nasze pojęcia i pozw alając n am głębićj zbadać tajem nicę praw dziw ego u k ła d u w szechśw iata, zaznaczyła w filozofii n au k i stanow czy postęp.

O dkrycie p rzem iany ciepła w pracę, w y k a ­ zało nam ścisłe zw iązki, łączące pom iędzy

sobą z jaw isk a pozornie bardzo różne i oswoiło nas z m yślą, że w szystkie czynnik i fizyczne, k tó re ta k rozm aicie oddziaływ ają n a nasze zm ysły, są ty lk o różnem i form am i m ch u .

Obok zasady, że ilość m a te ry i w świecie je s t stała, stanęło, ja k o w ynik konieczny o d ­ k ry ć now oczesnych, praw o zachow ania siły, czyli ściśłćj się w yrażając, w ieczno-trw ałość energii pod w szelkiom i form am i: prędkości, p ra cy m echanicznćj, ciepła, elektryczności i t. d. Ile razy widzim y, że p raca zużyw a się pozornie — zawsze jój kosztem w y tw a rz a się

nowe zjaw isko, np. ciepło. T ak i w y p a d ek m a m iejsce przy ta rc iu dw u ciał o siebie. O d w ro ­ tn ie k ied y ciepło pozornie się zużyw a — k o ­ sztem jeg o w y tw a rz a się p ra ca m echaniczna, j a k np. w m aszynie parow ćj. W podobny sposób w szy stk ie zjaw isk a fizyczne, m og ą się jedno w d ru g ie przeobrażać. Z tego pow odu przypuszczam y, że p rzy czy n ą ty c h w szy stk ich zjaw isk je s t ruch, k tó ry m oże przyjm ow ać n ad e r rozm aite form y. W sp ó ln ą więc p rz y ­ czynę w szystkich zjaw isk fizycznych fizycy nowocześni nazw ali energiją. Ilość en ergii w św iecie w ed łu g tego, co powyżój p ow ie­

dziano, je s t stałą.

W każdćj gałęzi n au k i, zasada ta płodna w n astęp stw a , znalazła zastosow anie, to toż i astro n o m ija m usiała z niój now e św iatło za­

czerpnąć. P om iędzy w szystkiem i zjaw iskam i kosm icznem i, do k tó ry c h praw o zachow ania energii zastosow ać m ożna, jed no świeżo w A n g lii stało się przedm iotem głębokich i n ad e r zajm ujących badań, a dotyczy ono j e ­ dnego z n ajsu bteln iejszy ch zadań astronom ii, to j e s t m ierzenia czasu ruchem o broto w y m ziemi, granicząc jednocześnie z najzaw ilszem i za gad kam i pochodzenia i p rz y szły ch łosów naszój karm icielki i jć j tow arzysza.

W iadom o dziś pow szechnie, że podw ójny ru ch p rz y p ły w u i o d pływ u m orza, je s t n a­

stęp stw em p rzyciągan ia w ód oceanu przez

(2)

498

W SZ EC H ŚW IA T.

JTs 32.

księżyc, ii w części i przez słońce, jed n ak że m ało-kto zastanow ił się n ad n iezm iern ą ilo­

ścią pracy m echanicznej, zużytej przez ro z­

m aite tarc ia i opory w te m podwój nera co- dziennem k o ły san iu się oceanu. Część tej p ra ­ cy zużyw a się n a k ru szen ie nadbrzeżnych skał, n a rozbijanie ro z m a ity c h przeszkód, w ydrążanie g łębin m o rsk ich w n iek tó ry c h m iejscach, a n ag ro m ad zan ie w in n y ch piasz­

czystych ław ; d ru g a n ajw ięk sz a zostaje p o ­ chło n iętą p rzez ta rc ie p ły n n y c h cząsteczek i zam ienia się w p ro st n a ciepło. Je d n a k ż e w ja k ik o lw ie k sposób została zużyta ta praca, niezaw odną j e s t p ra w d ą, że p rz y p ły w y i od­

p ły w y m orza d ziała ją n a pow ierzch ni ziemi ja k o siła poruszająca, zdolna do n ieu stan n eg o w y tw a rzan ia znacznój ilości p ra c y m echani- cznój. K oniecznem je s t zatem , ażeby odpo­

w iednia su m a en e rg ii zn ik n ęła w zam ian za tę codziennie w y tw a rz a n ą pracę. P ra c a ta rc ia przy odpływ ach i p rzy p ły w ach m orza w żaden sposób od słońca zapożyczaną być nie może, j a k to się dzieje z in n em i pracam i, odby w ają-

cemi się n a pow ierzchni ziemi.

D w a są ty lk o źródła energii, n a k tó ry c h odbić się m u si u b y te k , pochodzący z ciągłego działania przypływ ów i o dp ływ ów m orza, a m ianow icie d zienny ru c h ziemi i m iesięczny księżyca. A chociaż te źródła są bardzo obfite i u b y tek , o ja k im m owa, j e s t m ałoznaczącym , to przecież nie są niew yczerpanem i. P o u p ły ­ w ie w ielu w ieków ru c h y ziem i i księżyca m uszą się zm ienić w sk u te k ciągłój u t r a ty siły żyw ej. W ja k i to je d n a k sposób nastąpi?

Z jak ieg o sta n u p ierw o tn eg o p rz y szły te dw ie kule do obecnego położenia? J a k ie będzie n a stępstw o ich obrotów i do ja k ie g o s ta n u osta- tecznój ró w n o w ag i zm ierzają — oto p y ta n ia , k tó re próbow ał rozw iązać b ieg ły m a te m a ty k angielski, G. H . D a rw in , członek to w a rz y stw a królew skiego w L ondynie, a sy n K a ro la R o ­ b e rta D a rw in a .

O ile wiadom o, p ie rw sz y D e la u n a y zw rócił u w agę n a astro n o m icz n e n a s tę p s tw a tarcia, w yw ieranego n a pow ierzch n i ziem i przez cią­

gły ru c h p rz y p ły w ó w i odpływ ów m o rza ').

W y k azał on, że te fale w odne, k tó re pod w pływ em słońca i k sięży c a postępują, w ocea­

nie od wschodu n a zachód, to je s t w k ie ru n k u przeciw nym ruchow i obrotow em u ziem i, m u ­

*) P atrz N -r 36 tygodn" P rzy ro d a i Przem yśl z 1872 r.

szą działać ja k o h am u lec założony n a je j po­

w ierzchnię i ty m sposobem stopniow o zw al­

niać prędkość o b ro tu ziem i około jój osi.

P ra c a D a rw in a odróżnia się w y b itn ie od spo­

strzeżeń D o launaya uogólnieniem całego zada­

nia i ścisłością, z ja k ą w szy stk ie n astęp stw a tego fak tu rozebrane zostały. D e la u n ay w re­

szcie m iał ty lk o n a m yśli w ytłu m aczen ie zja­

w isk, k tó re długo k ło p o tały astronom ów , gdy tym czasem D a rw in znalazł w te o ry i p rz y p ły ­ wów i odpływ ów m orza, je d n ę z przyczyn, k tó re w y tw o rz y ły u k ła d sy stem u słonecznego tak i, ja k im go dziś w idzim y.

Podobnie ja k D elau n ay , D a rw in zaczyna od dowodzenia, że koniecznym w y n ik iem ta rc ia przypływ ów i odpływ ów m orza, j e s t zw olnie­

nie ruch u obrotow ego ziem i i ty m sposobem zw iększenie długości dnia, ale je d n ą z n a j­

w ażniejszych części jeg o p ra cy je s t b ad an ie n ad oddziaływ aniem , ja k ie to zjaw isko w y ­ w iera n a sam księżyc, a któ reg o w yn ik iem je s t stopniow e oddalanie się od ziem i naszego satelity , co w edług trzeciego p ra w a K ep lera ') pociąga za sobą odpow iednie przedłużenie czasu jeg o obiegu. T ak w ięc dzień z biegiem w ieków s ta je się dłuższym ; księżyc sto pn io­

wo oddala się, a jednocześnie m iesiąc k sięży ­ cow y staje się coraz dłuższym . Z auw aży m y je d n a k , że te zm ian y w u k ład zie astro n o m i­

cznym naszego system u o d b y w a ją się z n ie­

zm iern ą pow olnością. Czas p o trzeb n y n a ich spełnienie się n a m ilijon y la t liczyć p otrzeb a, lecz p rzem ian y podobne o db yw ając się cią­

gle w je d n y m k ieru n k u , z w iekam i p rz e d s ta ­ w iają się ja k o coraz w yb itn iejsze i n a ru szają nieznacznie, lecz ciągle, sto su n k i czasu i p rz e ­ strzeni, do k tó ry cb je ste śm y przyzw yczajeni.

N akoniec zjaw isko, m ając e dla n as c h a ra k te r niew zruszonój stałości, zm ienia się zupełnie.

Czas i p rzestrzeń nie są niczem w w szech- świecie. W sz y stk o je s t zm ienne, w szystko się zm ienia, w szy stk o się porusza, p rz era d za i ty lk o n iezm iern a k ró tk o ść naszego istn ie n ia w połączeniu z niedoskonałością naszych zm y ­ słów j e s t przy czyn ą, u trz y m u ją c ą n as w złu ­ dzeniu, że te rzeczy są niezm ienne i nie­

ruchom e.

Jeżeli n iezm iernie tru d n ą je s t rzeczą o trzy ­ m ać chociażby przybliżone d ane szybkości,

’) K w adraty z czasów obrotu m ają się do siebie ja k sześciany z odległości.

(3)

m 32.

W SZ EC H ŚW IA T.

499 u raczój powolności, z ja k ą się podobno zjaw i­

sk a odbyw ają, zato łatw em j e s t rozpatrzenie, w ja k im k ie ru n k u tarc ie p rzypływ ów i od­

pływ ów m orza działa n a sy stem księżyca i ziem i i ja k ie są ogólne n astęp stw a , k tó re ono zdolnem je s t u tw orzyć w nieokreślonym czasie. N ietru d n o też w ta k im razie u s p ra ­ w iedliw ić poprzednie w yniki.

B y uprościć n astęp n e w yw ody, zostaw ia­

m y n a stro n ie działanie słońca n a przypływ i odpływ oceanu i rozum ow ać będziem y tak, ja k g d yby ziem ia i księżyc sam e ty lk o wobec siebie istn ia ły . N ie oddalim y się przez to zna­

cznie od p ra w d y , przy najm niój co do ogólne­

go poglądu, gdyż p rz y p ły w y i odpływ y m o­

rz a pochodzą przew ażnie od d ziałania k się­

życa, a w pływ słońca p rzyczynia się ty lk o pe- ry jo d y czn ie do pow iększenia objaw ów tego zjaw iska, gd y ono zachodzi podczas złączenia i zm niejszenia go w czasie przeciw staw ienia.

P rzy c ią g an ie księżyca sp raw ia zmniej szenie siły ciężkości w dw u kończynach średnicy ziem skiój, k tó ra przedłużona, przeszłaby przez środek księżyca; podnosi ono w ięc w ty c h dw u p u n k ta c h pow ierzchnię morza.

G d y b y ziem ia i księżyc b y ły nieruchom e, istn ia ły b y n a pow ierzchni oceanu dw ie w y p u ­ kłości p ły nne: jedna w p ro st pod księżycem , d ru g a w p u n k cie d y jam etra ln ie przeciw nym . R u ch dzienny ziem i zm ienia cokolw iek ten sta n rzeczy.

Z iem ia obraca się około swojój osi w ty m sam ym k ie ru n k u , w k tó ry m odbyw a się ruch księżyca, lecz z daleko w iększą prędkością, to też dw ie powyżój rzeczone w ypukłości nie m ogą pozostać pod prom ieniem w odzącym księżyca, lecz p o su w ają się naprzód w sk u tek ru c h u ziem i i sta ra ją utw o rzy ć nanow o w m iej­

scu, k tó re opuściły. S tą d w y n ik a ciąg ły ruch w ód n a pow ierzchni oceanu w k ie ru n k u od w schodu k u zachodow i. Lecz ru c h te n nie m oże się odbyć bez różnych ta rć i oporów i dlatego p rzy p ły w i odpływ m orza działa ja k o ham ulec założony przez księżyc na pow ierz­

chnię ziem i. W y n ik ie m tego je s t zw olnienie bardzo n iew ielk ie w praw dzie, ale rzeczyw iste ru c h u obrotow ego ziem i. T rochę tru d u ićj je s t w yjaśnić oddziaływ anie przy p ły w ó w i odpły­

w ów m orza n a ru c h księżyca. O pory, ja k ic h doznaje b ez u stan n ie wyżój rzeczony ru c h fal, potrzeb u ją pew nego czasu, aby zostały poko­

nane, ta k , że chociaż w ypu kłość oceanu p o ­

ciąg nięta z zachodu n a w schód ru ch em ziem i, dąży ciągle do tw o rzen ia się w p o łu dn ik u księżyca, nie zajm uje ona je d n a k rzeczyw i­

ście tego położenia, lecz oddaloną j e s t od n ie ­ go o p ew n ą zm ienną ilość, a to stosow nie do k s z ta łtu w ybrzeży i siły oporów tam u jący c h jój ruch.

P o s ta ra jm y się w y staw ić sobie, ja k się za­

chow ują przyciągania, k tó re różne p u n k ty kuli ziem skiój w y w ie rają n a środek księżyca.

W celu uproszczenia tego zadania p rzyp uść­

my, że ziem ia utw o rzo n a je s t ze stałój kuli, pokrytój p ły n n ą pow łoką; przypuszczenie to zm ieni zapew ne m atem aty czn e w yn iki, o k tó ­ re nam obecnie nie chodzi, nie zdoła je d n a k zm ienić zasady, k tó rą poznać chcem y. M am y zatem (fig. 1) księżyc (K ) i k u lę ziem ską (Z) z dw iem a w ypukłościam i p ły n n em i m i m ’, cokolw iek u ch ylon e' mi n a wschód od pro- m i e n i a wodzącego księżyca. S trz a łk i łu ­ kowe oznaczają k ie­

ru n e k ru c h u obroto­

wego ziem i i po stę­

powego księżyca, k tó ­ re, ja k wiadom o, od­

b y w ają się w je d n ę stronę.

P rzy c ią g an ie części stałój k u li ziem skiój je s t tak ie, j a k g d y ­ b y cala m asa ziem i zagęszczoną by ła w jój środku, nie może więc w y w oiaćżadnego zbo­

czenia w ru c h u k się ­ życa, ale dwie w y pu ­ kłości p ły n n e m i m ’ w y w ierają swe dzia­

łan ia w sposób zupeł­

nie różny, gdyż siły przez nie w ytw orzone nie są skierow ano po­

dług prom ienia wo­

dzącego księżyca.

K ażde z ty ch d wu przyciągań m ożna ro zło ­ ży ć n a d w ie siły: jed n ę zw róconą w k ie ru n k u p ro m ien ia wodzącego i d ziałającą ta k sam o ja k gdyby m asa ziemi b y ła pow iększona, a d ru g ą w k ieru n k u p p ’ p ro sto p ad łą do p ro m ienia wo­

dzącego i k tó ra w łaśnie j e s t siłą, w yw ołu jącą

PP'

(4)

500

W SZEC H ŚW IA T.

.Ni 32.

zboczenie, pochodzące z przypły w ów i odpły- j wów m orza. Sam o w ejrzenie n a pow yższą I figurę pokazuje, że obiedw ie w ypu kłości m i m ’ w y tw a rzają dw ie siły p i p ’ w p ro st so­

bie przeciw ne, k tó re b y się znosiły w zajem nie, gdyby b y ły rów ne, lecz ta k nie je s t. W y p u ­ kłość m bardzićj zbliżona do k siężyca je s t źró­

dłem siły f. większój n iż d ru g a. N adto siła przyciągania f, w y w a rteg o przez w ypukłość m, tw o rzy z prom ieniem w odzącym k ą t w ięk­

szy, niż siła p rz y ciąg an ia f ’, w y p u k ło ści m ’ — z ty ch pow odów skład o w e ty c h d w u p rz y c ią ­ gać działające w k ie ru n k u p p ’ są nierów ne, to je s t sk ładow a p je s t w ięk sza od składow ćj p ’, działającój w p rz eciw n ą stro n ę . A le w y­

pukłość m , unoszona przez ru c h obro to w y ziemi, k tó ry j e s t szybszy od ru c h u postępo­

wego księżyca, w yprzed za n a tu ra ln ie księżyc.

P o n iew aż w y p u k ło ść m przew ażnie działa, to z tego wry u ik a, że księży c p o ciąg an y je s t w k ie ru n k u sw ego ru c h u . M ogłoby się zda­

wać paradoksalnem , że podobne działanie zdolnem je s t doprow adzić do zw olnienia, o któ rem wyżój w spom inaliśm y . L ecz siła dążąca do p o w iększenia lin ijn ćj prędkości księżyca, m usi spow odow ać zm niejszenie k rz y ­ w izny jego drogi, a te m sam em przeszkodzić m u, że się ta k w y razim y , zbliżyć się k u zie­

mi. Jeż eli je d n a k droga k siężyca sta je się w ten sposób coraz mniój k rz y w ą , łatw o po­

jąć, że księżyc m usi się oddalać od ziem i.

S iła w yw o łu jąca zboczenie z b y t je s t m ałą, aby znacznie zm ienić p ra w a ru c h u elip ty czn e­

go, trzecie w ięc praw o K e p le ra zaw sze da się tu zastosow ać, a w ięc czas trw a n ia obiegu księżyca pow ięk sza się, a jedn ocześnie ten że od nas się oddala.

Z rozum ieliśm y te ra z , ja k im sposobem trz y jednoczesno s k u tk i w y n ik a ją z d ziała n ia księ­

życa na ocean: 1) ru c h d zien n y ziem i zw alnia się, 2) ru c h m iesięczny księży ca rów nież ule­

ga zw olnieniu, 3) księżyc oddala się od nas.

Z tego m ożna w nieść, że ziem ia niezaw sze obracała się z dzisiejszą p rę d k o ś c ią 1).

A żeby ściślój rozebrać n a s tę p s tw a ty c h w a­

żnych zjaw isk. koniecznem je s t w iedzieć, k tó ­ ry z dw u ru c h ó w — ziem i, czy k s ię ż y c a — p rę - dzćj ulega zw olnieniu. R a c h u n e k i spostrze-

') W edług obliczeń D arw in a ziem ia w chwili od­

dzielenia się z niej księżyca, dokonyw ała sw ego obrotu w 3-ch godzinach.

żenią w ykazały, że ru ch ziemi. D ługość dnia pow iększa się w zględnie prędzój niż długość m iesiąca. Z togo w y n ik a, żc m iesiąc księży­

cowy, zaw ierając z upływ em czasu coraz mniój dni, zdaje nam się coraz krótszy m , cho­

ciaż w rzeczyw istości j e s t coraz dłuższy.

W ażnem n astęp stw em tego stan u rzeczy je s t to, że czasy trw a n ia obrotu księżyca i zie­

m i dążą do zrów nania się z sobą. T arcie p rz y ­ pływ ów i odpływ ów m orza w y w ierać będzie swój sk u tek , dopóki fala tychże w yprzedzać będzie p ołu d n ik księżyca, to je s t dopóki zie­

m ia obracać się będzie prędzej niż księżyc; lecz nadejdzie czas, w k tó ry m ru c h dzienny o ty le zw olnicje, że dzień ziem ski zró w n a się z cza­

som obićgu księżyca, cłiociaż czas tego obiegu będzie znacznie w iększy, niż obecnie. W ó w ­ czas ziem ia zawsze je d n ą s tro n ą będzie zw ró­

coną do księżyca podobnie, ja k to się dzieje obecnie z księżycem w zględem ziemi, k tó rą to okoliczność należy rów nież przypisać dzia­

łan iu p rzy p ły w ó w i odpływ ów m orskich, w y­

w oływ anych przez ziem ię na k siężycu w cza­

sie, gdy ten że nie u tra c ił jeszcze sw y ch wód.

W te d y gw iazda nocy jaśn ieć będzie d la je - dnój ty lk o p ó łku li, g dy ty m czasem d ru g a zo­

stanie jój pozbaw ioną; w zględem jed n eg o m iejsca n a k uli ziem skićj księżyc będzie b ły ­ szczeć wiecznie w zenicie, a cała połow a ziem i widzieć go będzie n a niebie n ib y lam pę n ie ru ­ chom ą i n ieb io rą cą żadnego udziału w ru c h u dziennym słońca i gwiazd. M ieszkańcy dru - gićj półku li zapew ne nie zechcą um rzeć przed zobaczeniem togo, nieznanego im cudu nieba;

odbyw ać będą długie podróże, u ła tw io n e za­

pew ne przez n au k i, aby ujrzeć to n k rą g sre­

brzy sty , n a k tó ry dziś w iększa część ludzi ta k m ało zw raca uw agi, chociaż p rzed staw ia się ich oczom w w a ru n k ach do tego k o rz y stn iej­

szych, niż to będzie w epoce, o której mowa.

I rzeczyw iście księżyc oddali się od nas zna­

cznie; o b ra ch o w an ia D a rw in a w skazu ją, że odległość naszego s a te lity w zrośnie do stu prom ien i ziem skich z dzisiejszych 60. Jeg o średnica w idzialna będzie m iała 18', k ied y dzi­

siaj m a 31', to je s t, że pozorna pow ierzchnia więcój niż o połowę się zm niejszy, a św iatło, ja k ie daw ać będzie ziem ia, w yniesie nieco więcój niż ’/ 3 dzisiejszego.

Nic zapo m in ajm y rów nież, że długość dnia

ziem skiego pow iększy się znacznie, skoro zró ­

w na się z długością m iesiąca, także znacznie

(5)

tfg 32.

W SZ EC H ŚW IA T. 501

dłuższego niż obecny. W obrachow aniach

sw ycb D a rw in znalazł, że dzień będzie w te n ­ czas 70 ra zy dłuższy niż dziś. W ro k u będzie ty lk o 5'A dni, to je 3t zaledwie 1 '/* dnia n a każdą porę ro ku. Ja k ie ż głębokie zm iany w n astęp stw ie te m p e ra tu r, w rozdziale klim a­

tów w y n ik n ą z podobnego pow iększenia dłu­

gości dnia! J a k ż e zm ienione zostaną w a ru n ­ ki życia n a uaszćj planecie, w jak iż sposób przeistoczyć się m uszą g a tu n k i roślinne i zwie­

rzęce, ludzie naw et, aby się zastosow ać do w a ru n k ó w istn ie n ia zupełnie odm iennych od naszych. Co się stanie ze zw yczajam i i oby­

czajam i społeczeństw a ludzkiego, jeżeli ty lk o stopniow e ostygnięcie słońca, nie uśpi ludz­

kości snem w iecznym w tej odległój epoce.

A może też oceany i ich p rz y p ły w y i odpły­

w y nie będą ta k długo trw a ły , ja k ta teo- ry ja w ym aga, a m ianow icie stopięćdziesiąt m ilijonów lat.

W idzim y więc, że te zm ian y astronom iczne dopełniać się będą z n adzw yczajną pow olno­

ścią i kiedy n a w e t n a stą p i ich czas, kiedy one p rz y jd ą do sk u tk u , organizm y ziem skie ła ­ tw o będą m og ły się oswoić z now em i w a ru n ­ kam i klim atycznem u. D odajm y na zakończe­

nie, że n a w e t ta epoka nie będzie przedsta­

w iać sta n u nieruchom ości i trw ałości. Zape­

w ne tarc ie przy pływ ów i odpływ ów m orza u tra c i sw oje działanie, o ile księżyc na nie w pływ a, skoro fala przy ciąg an a przez naszego satelita zajm ie' stale jed n o i to samo m iejsce n a ziemi, ale słońce działać będzie, ocean nie zostanie nieruchom y, m usi on się wznosić pod w pływ em gw iazdy dziennój, a to pod­

w ójne dzienne w ahanie, którego sk u tk i j e ­ dn ak znacznie się zm niejszą z przyczyny po­

wolnego o brotu ziemi, w płynie na jeszcze większe zw olnienie obrotu i ty m sposobem zm ieni w a ru n k i astronom iczne system u.

T ak w ięc raz jeszcze je d e n stw ierd zo n ą zo­

sta ła w ielka p ra w d a, k tó rą przypom inaliśm y przed chw ilą: w szystko się zm ienia, p rze­

kształca w przyrodzie. N iezm ienność podo­

bnie ja k nieruchom ość b y łab y ty lk o rodzajem śm ierci; życie w szechśw iata, rów nie j a k czło­

w ieka, sk ład a się z przem ian, nieprzerw anie n astęp u ją cy ch po sobie. T ylko że zjaw iska kosm iczne w y m ag ają okresów czasu, k tó ­ ry c h długość je s t niedostępną dla naszój w yo­

braźni i spełniają się one pod w pływ em sze­

re g u kom binacyj rozlicznych i rozm aitych,

k tó ry ch ilość i w ielkość leży poza obrębem polotu naszych pojęć. S ta n obecny je s t tylko nieznacznym p rz y sta n k ie m w pośród tój ol- brzym ićj ewolucyi. A jeżeli zdołam y zdobyć trochę wiadom ości o początku i przyszłem przeznaczeniu św iata nas otaczającego, n a s tą ­ pić to może ty lk o w sk u tek długich i uciążli­

w ych badań, dokonanych cierpliw ie p rzy św ietle n au k i. T ylko astron om ija zdolna je s t do odsunięcia przed nam i krańców czasu, ta k ja k ju ż odsunęła k ra ń ce przestrzeni, rozsze­

rzając wiedzę lud zką w obu ty c h pojęciach.

B . Prz.

BOGACTWA MINERALNE

w K R Ó L E S T W I E P O L 8 K IE M .

przez Br. Jasińskiego.

(Ciąg dalszy.)

II. Węgiel brunatny.

Oprócz w ęg la kam iennego, należącego do fo rm acy i węglowój, znane są jeszcze w k ra ju p okład y w ęgla b ru n atn eg o w osadach lcajpru i trzeciorzędow ych.

W k ajp rze znajd u je się węgiel m in eraln y, k tó ry , ze względu na kolor i w yg ląd zew nę­

trzn y , pow inienby być zaliczony do pospoli­

ty c h w ęg li k am ien ny ch, analiza chem iczna jed n ak że w ykazała, że je s tto w ęgiel b ru n a tn y . W 1877 r. koło w si K ra sn e w powiecie K ie­

leckim znaleziona została w a rstw a takiego w ęgla około 3 stóp grubości.

W okolicach K rom ołow a, K oziegłów i Sie­

w ierza w pow. O lkuskim i B ędzińskim , szcze- gólniój zaś w dolinach rzek W a r ty i Czarnój P rze m sz y znane są w w ielu m iejscach dosyć grube p o k ład y wręgla b ru natn eg o. Nieco b a r­

dziój n a północ w y stęp u ją tak że p ok ład y w ę­

gla b ru n a tn e g o koło C zęstochow y i W ielunia, lecz tu tw o rz ą one ty lk o cienkie w arstew ki.

Co się zaś ty czy eksploatow anych obecnie po­

kładów w kajprze, to są one n astępujące:

1) w pow . O lk. pod K rom ołow em 4' g ru b.

„ „ w B lanow icach 4' „

2) „ Będz. w R o k itn ie i K uźn icy 7' „

„ „ w P o ręb ie i C ięgo-

wicach 5' „

(6)

502

W SZ EC H ŚW IA T. te

32.

w pow. Będz. w M ijaczowie 4' g ru b .

„ w S iew ierzu 3 % ' „

„ „ w B rudzow icach 8' „ W a rstw y pod R o k itn e m i C ięgow icam i leżą w bliskości stacyi Ł a z y D . Ż. W .-W ., m ożna się więc spodziew ać, że z czasem eksploata- cyja ich znacznie się rozw inie. Obecnie, o ile w iem , eksp lo atu je się w ęgiel b ru n a tn y ty lk o w P oręb ie, w łasności p. P rin g sb e im a , gdzie n a kopalni J a n w ydobyto w 1878 r. 742,700 pudów. N iek tó re g a tu n k i w ęg la b ru n a tn e g o zachow ały w zupełności w y g ląd drzew ny, in n e zaś u tw o rz y ły m asę zbitą, k o lo ru czar­

nego, blasku sm olnego i m uszlow ego odłam u.

W ę g ie l te n nie d a je ko k su , lecz pali się łatw o długim płom ieniem . U ż y w a się do opalania k otłów parow ych w okolicznych fa b ry k ac h .

W form acyi trzeciorzędow ój znaleziono w ę­

g iel b ru n a tn y pod R o n in em w K aliskiem i nad W isłą w P ło ck iem . M iędzy R o ninem i R ołem zn an y j e s t p o k ład n a 4 sążnie g ru ­ bości. W dolinie W is ły zn an e są p o k ład y pod W ło cław k iem 10 stóp grubości, pod D obrzy­

niem (4 st.), n a p ra w y m b rzegu m iędzy D o ­ b rzyniem i W ło c ła w k ie m (10 st.). Ż aden z ty c h pokładów nie j e s t obecnie ek sp lo a­

tow any.

W form acyi ju rajsk ió j zn a jd u je się w ęgiel b ru n a tn y m iędzy S andom ierzem i O patow em .

III. Rudy żelazne.

W południow ój części R ró le s tw a znane są obfite p o k ład y ru d żelaznych, znajdujący ch się w ro zm aity ch fo rm acy jach .

W form acyi dew ońskiój z n a jd u ją się żela- ziaki b ru n a tn e n ad p s tre m i g lin am i w p u n k ­ tach ze tk n ię cia k w a rc y tó w z w apieniam i.

G liny te ciąg n ą się w okolicach R ielc n a p rz e­

strzeni 60 w io rst z połudn.-w sch . n a p ó łn.- zach. G niazda ru d y b ru n a tn ó j w yśledzono w nich, poczynając od Ł a g o w a u stóp Ł ysicy, aż do M iedzianogóry i G ałęzie pod C hęcinam i.

Daw niój eksplo ato w ano j e w znacznych roz­

m iarach, obecnie zaś ty lk o w N apieńkow ie pod D aleszycam i. R u d a n ap ień k o w sk a, zaw ie­

ra ją c a do 4 0 % żelaza, p rz e ta p ia się w Szcze- cnie i daje w yborne żelazo.

W form acyi w ęglow ój zn an e są sferosyde- ry ty , leżące zw ykle pod w a rs tw a m i w ęgla lub pom iędzy niem i. G rubość pokładów sferosy- d e ry tu nieznaczna i n a d e r zm ien n a od k ilk u

stóp do 5 cali. S fero sy d e ry ty , zaw ierają około 40% żelaza, są n ad e r łatw o topliw e i p rzetap iając się z ru d a m i z w apienia m uszlo­

wego d ają bardzo dobre żelazo. R o palnie tój ru d y k o n c e n tru ją się w okolicach D ąbi’Owy, a w ydajność ich roczna przenosi 500,000 centnarów .

W apień m uszlow y, otaczający form acyją w ęglow ą p ółkolem i p o k ry w ający j ą po części, zaw iera ta k obfite po kład y galm anu , g alen y i ru d żelaznych, że często d ają m u nazw ę u tw o ru k ruszco-rodnego. R u d y żelazne znaj­

d u ją się w nim w niew yczerpanój obfitości ta k w w apieniu, j a k i w dolom icie w postaci gniazd, często m ający ch do 50 stóp g ru b o ­ ści, lecz bardzo n iejed stajn ie rozdzielonych.

S p o ty k a ją się n a w e t często razem z g alm a- nem . S ą to żelaziaki b ru n a tn e , zaw ierające od

•25 do 33 °/0 żelaza, e k sp lo a tu ją się w okoli­

cach B ędzina, Czeladzi, S ła w k o w a i S iew ierza w ilości koło 150,000 centnaró w rocznie.

W form acyi k a jp ru ru d y żelazne są sto su n ­ kowo bogatsze. P u s c h w swoim „G ieogno- sty czn y m opisie P o ls k i“ w y ra ża o nich ta k ie zdanie: „ilość ru d żelaznych, zn ajdu jących się w form acyi k a jp ru w P olsce je s t ta k w ielka, że nie znam żadnój m iejscowości, gdzieby je m ożna znaleść w tak ićj obfitości. Mogę tw ie r­

dzić stanow czo, że w form acyi tój m ożna je znaleść n a każdym k ro k u , trz e b a ich ty lk o szuk ać". I rzeczyw iście, znaczna część R ró le ­ stw a je s t za ję ta przez osady k ajp ru , szczegól­

niój zaś K ieleckie i R ad o m sk ie i ru d a żelazna znajduje się tu p raw ie wszędzie, zasilając gę­

sto rozsiane w ielkie piece. P o k ła d y ru d żela­

znych leżą w bliskości lin ii zetk n ięcia k a jp ru z w apieniem m uszlow ym ; c ią g n ą się. one od B odzechow a przez S tarachow ice, R ejó w ,B zin , B liżyn, M roczków , R oń skie, R u d ę M alenie­

ck ą do M achor. N a samój g ra n ic y k a jp ru z w apieniem m uszlow ym ru d y są bogatsze i tw orzą grubsze w arstw y , lecz zato są dość zanieczyszczone. Bliżój k u środkow i np.

w C hlew iskach, N iekłan iu , B o rko w icach,

tw o rz y ru d a re g u la rn iejsze w a rstw y , posiada

m niój sia rk i i fosforu, lecz zato grubość

w a rstw j e s t znacznie m niejsza. W k ie ru n k u

k u północy, w bliskości osadów ju ra js k ic h ,

ru d a j e s t znacznie gorsza, np. w P rzy su sze

i D rzew icy . W sz y stk ie ko p aln ie w tój okolicy

położone, d a ją około 3 m ilijonów cen tn aró w

ru d y rocznie.

(7)

N 32.

W SZ EC H ŚW IA T.

503 W zachodniój części gub. P io trk o w sk ió j

w y stęp u je lcajper na znacznój p rzestrzeni i zaw iera tak że p raw ie wszędzie ru d ę żelazną, k tó ra zn a jd u je się tu nad wyżój opisanem i p okładam i w ęgla b ru n atn eg o . N ajbogatsze ru d y ciąg n ą się od C zęstochow y, przez P a n k i i W ielu ń , aż do g ra n ic y szląskiój. W okoli­

cach K rom o łow a, P o ręb y , M ijaczowa, W łodo­

w ic i Ż arek w y stę p u ją bardzo bogate sferosy- d e ry ty , k tó re się p rz etap iają w w ielkim piecu w P an k ac h .

Ż elaziak b ru n a tn y tw o rz y pokład y niezna- cznój grubości, niewięcój ja k 1 '/2 stopy, za­

w iera częste w a rste w k i żelaziaka czerwonego i nader cenne ru d y m anganow e. P o k ła d y sfe- ro sy d e ry tó w są znacznie obfitsze, lecz d ają ty lk o od 27 do 35% żelaza, g d y w ydajność ru d b ru n a tn y c h dochodzi często do 45°/0.

E k sp ło a ta c y ja ru d żelaznych p r o w adzi się albo o d k ry w k o w y m sposobem , t. j . zdejm ują się w ierzchnie n ap ły w y i odsłania się cały pokład ru d y , albo też przez odbudowę podzie­

m ną i w ty m razie b iją się szyby w niczna- cznćj od siebie odległości a następnie dosięga się gniazd c h o d n ik a m i, prow adzonem i na krzyż. P o w y b ra n iu gniazda pozostają kom o­

ry , czasem dość znacznój w ysokości. K ażdy szyb ob ejm u je zw ykle n iew ielkie pole k o pal­

niane.

W r. 1880 było czynnych 73 kopalń ru d y żelaznój. z k tó ry c h o trzym ano około 4 m ilijo- nów centnarów ru d y . R u d a by ła p rzetap ian a n a w ęglu d rzew n ym w 38 w ielkich piecach, k tó re w y d a ły 1,200,000 centnarów surow ca.

D w a la ta te m u puszczony został w ru c h w ielki piec w H ucie B ankow ój w D ąbrow ie n a kok­

sie. D aje on do 1000 centn. surow ca n a dobę;

je s tto zatem je d e n z n ajw iększy ch pieców w ielkich n a świecie. P rz e ta p ia on w yłącznie ru d y krajow e, koksu zaś u ży w a szląskiego.

Z chw ilą ukoń czenia kolei dęblińsk o-dąbrow - skiój, większość pieców w R adom skiem za­

stosu je do operacyi koks, co znacznie zm niej­

szy k oszty p ro d u k c y i i zarazem da możność m niejszym k ap itało m k o rz y sta n ia z niezm ier- nćj obfitości rud, rozsianych na p rzestrzen i p a ru se t m il k w ad r.

IV. Rudy cynkowe.

Z ru d cy nkow ych znajduje się u nas w y ­ łącznie galm an, t. j. m ięszanina k rzem ian u

i w ęglanu cynku, złożony w dolom itach for­

m acyi w apienia m uszlowego w pow. B ędziń­

skim i O lkuskim . P o w ęglu je s tto n ajw a­

żniejszy p ro d u k t m in era ln y naszego k ra ju . Szkoda ty lk o, że dotychczas ta k m ało je s t eksploatow any, bo g d y go n a obok leżącym S zląsk u o trzy m u ją do 530,900 to n n ‘) rocznie, u nas p ro d u k c y ja zaledw ie do 83,400 to n n do­

chodzi. Z czasom i u n as przem ysł cynkow y m usi się rozw inąć, gdyż posiadam y niezm ier­

n ą obfitość tój drogocennój ru d y . Idzie ty lk o o to, ażeby z niej k o rz y sta li ty lk o krajow cy, a nie ludność nap ływ ow a, zagraniczna. I n te ­ re su ją cy ch się bliżćj tą k w e sty ją, odsyłam do a rty k u łu , pom ieszczonego w 6y -m i 7-m N r.

W szechśw iata p. t. „K w esty ja kopalni c y n k u “.

V. Rudy ołowiane, srebrne i miedziane.

P o k ła d y błyszczu ołow ianego, czyli galeny, znajdujące się w dolom itach form acyi wapie­

nia m uszlowego, eksploatow ane b y ły w zna­

cznój ilości w ciągu k ilk u w ieków . N ajzn a­

czniejsze po kład y zn a jd u ją się w okolicach O lkusza, S ła w k o w a i B olesław ia w powiecie O lkuskim . P r z y ek sp lo atacy i pokładów olku­

skich m usiano walczyć z nadzw yczajnym przypływ em wód zaskórnycb. A żeby m ieć po­

jęcie o walce, ja k ą m usieli toczyć g w ark ow ie olkuscy z w odam i podziem nem i, dosyć wspo­

m nieć o ich kolosalnych pracach w celu osu­

szenia ty ch kopalń, czyli gór, j a k je nazyw ali;

m ianow icie je d n a z w ielu sztolni przez nich zbudow anych — P o n ik o w sk a, ukończo­

na w 1568 r. m iała 2300 sążni długości, a k a ­ n ał odpływ ow y 650 sążni.

W e d łu g dok um entów w iarogodnych p ro ­ d u k cy ja ołow iu w X V I i X V II-e m stuleciu, p rzew yższała cyfrę 50000 centnarów , a srebra (w edług O palińskiego „P olo nia defensa“) 6000 grzy w ien 2) rocznie. W końcu X V I II w ieku ek sp ło atacy ja błyszczu ołowianego w O lkuszu znaGznie się zm niejszyła, lecz zato n a początku b. w. poznano w arto ść bog atych pokładów galm anu, k tó ry obecnie ek sploatuje się w znacznych rozm iarach. R u d a ołowiana zaś otrzy m u je się ty lk o jak o p ro d u k t pobo­

czny w bardzo nieznacznej ilości (w 1880 r.

ty lk o 1500 pudów).

1) Tonna — 1000 klgr. — 61 pudów.

2) G rzyw na kolońeka — 0,57 funta.

(8)

504

W SZ EC H ŚW IA T.

JTs 32.

K oło K ielc i Chęcin oddaw na b y ły ju ż zn a­

no p o kłady rud ołow ianych i m iedzianych.

R u d y ołow iane zn a jd u ją się w p o staci żył, przecinających k w a rc y ty dew ońskie. E k sp lo a- tacy ja ty ch pokładów d a tu je się od XV-go stulecia. N a p o czątk u bieżącego w iek u o trzy ­ m yw ano tu jeszcze około 1,500 centn. czyste­

go ołowiu rocznie.

R u d y żelazne, sk ład ają ce się przew ażnie z m alach itu , lazu ru i czerni m iedzianćj, eks­

ploatow ane b y ły w M iedzianogórze i K a r- czówco jeszcze w X V w . D o najw yższego rozw oju doszły k o p aln ie M iedzianogórsltie w X V I i n a p o cz ątk u X V I I-g o w iek u . G d y np. w 1595 r. w iększa część zam k u k ra k o w ­ skiego spłonęła, Je rz y R adziw iłł, k a rd y n a ł i b iskup k ra k o w sk i d o starc zy ł m iedzi z k o ­ palń m iedzianogórskick do pokrycia odbudo- wanćj części zam k u . W połow ie X V II-g o w.

kopalnie te u p a d ły i dopiero za S ta n isła w a A u g u sta zw rócono n a nie baczniejszą uw agę.

W ro k u 1787 w ziął k ró l M iedzianogórę w raz z N iew achlow em , gdzie s ta ła h u ta , w dzierża­

w ę od b isk u p a k ra k o w sk ieg o n a la t 40. Z m ie­

dzi stąd otrzym anój bito zd aw k ow ą m onetę, ale ja k k o lw ie k o trzy m y w a n o corocznie do 120,000 złp zysku, z pow odu znacznych ko­

sztów eksp lo atacy i zap rzestan o . W ty m czasie w ydobyto w M iedzianogórze w iele pięknego m alac h itu w b ryłach.

D y re k c y ja górn icza w K ielcach zw róciła szczególną u w ag ę n a M iedzianogórę. K opal­

nię Z y g m u n t znacznie rozszerzono, przepro ­ wadzono sztolnię S ta n isła w a przeszło 350 są ­ żni długą, a n ad szybem p ostaw iono m aszynę p aro w ą do po m p o w an ia w ody. P o m im o to ro ­ boty prow adzono ty lk o do ro k u 1827, po- czem je z pow odu znacznych kosztów produk- cy i zarzucono. W p rz e c ią g u czasu od 1816 do 1827 r. w y dobyto 70,000 c e n tn a ró w ru d y inicdzianój, z którój w yto p io n o 5800 centn.

miedzi, a ołow iu 800 centn. R u d a m iedziano- górska z a w iera ta k ż e pew ien p ro c e n t sre b ra , w edług S taszy ca 1 do 2 łu tó w n a 100 funtów ru d y . Od 1818 do 1824 r. odciągnięto w hucie B iałogońskiój 747 g rz y w ie n srebra.

Co się ty czy w a ru n k ó w gieogn ostycznych pokładów m iedzianogórskich, to są one n a s tę ­ pujące. R u d y m iedziane, za w iera ją ce srebro, razem z błyszczem o ło w ian y m z n a jd u ją się w form acyi dew ońskiój. P o d k ła d ich stan o w i łu p ek w apienny, a n ad k ład łu p ek k w arco w y ,

ilasty i glina. K ie ru n e k ogólny pokładu od półn.-zach. na poł.-wrschód, rozciągłość od M iedzianogóry aż do rzeki B ob rzy cy i Oblę- górki; upad wTa rs tw półn.-w sch. od 30° do 45°.

G rubość pokładu n iejed n o stajn a; niekiedy stro p ze spągiem się sty k a, znów rozchodzi i obejm uje grubość do k ilk u n a stu sążni do­

chodzącą; śred n ia atoli grubość w ynosi 2— 3 sążni. R u d a m iedziana zn a jd u je się

av

4 ław i­

cach togo pokładu, poprzedzielana m argłem , łu p k iem w ap ien n y m i iłam i. Od r. 1827 eks- ploatacyja ru d m iedzianych i ołow ianych w okolicach K ielc i C hęcin zupełnie zanie­

chaną została, ja k k o lw ie k m ożna tw ierdzić z całą pew nością, że po kłady rud on ośn e ani w części n aw et w y czerpanem i nie zostały.

(Dok. nast,).

S tacyja telefo n o w a

przez

Eugienijusza Dziewulskiego ')•

§ .1 1 . S ta c y ja głów na telefonow a je s t po­

łączona ze w szy stk iem i stacy ja m i pojedyńcze- mi i m oże j e z sobą bezpośrednio łączyć.

D r u ty łączące stacy je telefonow e w W a rsz a ­ wie są zaw ieszone n a słupach w pow ietrzu, z ty c h pow odów s ta c y ja głów na j e s t pom ie­

szczona n a najw yższem p iętrz e w dom u p rzy ulicy P ró żnó j, a zatem m nićj więcój w śro dk u m iasta. N iek ied y do łączenia stacy i telefono- wyrch u ży w ają d ru tó w izolow anych, ułożo­

n y c h w ziemi; p rz y ta k ie m połączeniu stacy ja głó w n a m ieści się n a dolnem piętrze.

U rządzenie przy rząd ó w stanow iących poje- dy ńczą stacy ją, j a k ró w nież ich użycie i dzia­

łan ie przy bezpośredniem połączeniu z sobą d w u stacyj, opisaliśm y ju ż przedtem , obecnie pozostaje n am podać opis p rz y rzą d u , u ży w a­

nego n a stacy i głów nój, służącego do łączenia po jedyńczych stacyj z sobą.

Sposobów łączenia z sobą pojedyńczych s ta ­ cyj za p ośrednictw em stacy i głów nój, je s t b a r­

dzo wiele, lecz zasada j e s t je d n a i taż sam a.

N ie będziem y w daw ać się w szczegóły ty ch opisów , ograniczym y się do sposobu łączenia u ży w an ego n a sta c y i głównój w W a rsza w ie

J) P. N -ry 26, 27, 29 i 30 W szechświata.

(9)

m

32.

W SZEC H ŚW IA T.

505 i to dla p rz y p a d k u dosyć prostego. P rz y p u ść ­

m y, że m am y w mieście ty lk o 4 stacyje poje­

dyncze telefonowe: w ty m przyp ad k u m ożem y łączyć jednocześnie tylk o dw ie p a ry stacyi, np.

pierw szą z trze cią i drugą z czw artą.

D la danego p rzy p ad k u przyrząd łączący stacy i głów nój składałby się z czterech m e ta ­ low ych poziom ych podłużnie (fig. 1), oznaczo­

n y ch liczbam i 1, 2, 3 i 4, przytw ierdzonych do stołu w te n sposób, że one nie łączą się z sobą m etalicznie, czyli są izolow ane i z czte­

rech m etalow ych poprzecznie I, II , I I I i IV, przym ocow anych nieco poniżój podłużnie, ta k że poprzecznice z podłużnicam i nie sty k a ją się. W podłużnicach i poprzecznicach znaj­

du ją się o tw o ry naprzeciw ko siebie, w k tó re w kładając m etalow e zatyczki, łączy się m e ta ­ licznie podłużnice z poprzecznicam i.

Fig. 1.

K ażda z czterech pojedynczych stacyj tele- fonow ycli j e s t połączona z je d n ą podłużnicą.

P oprzeczn ica I I I je s t stale połączona z p rz y rzą­

dem telefonów ym , zn ajd u jący m się n a stacyi głów nćj, a zaś poprzecznica IV z ziem ią. Jeśli sta c y je pojedyncze są nieczynne, wówczas w przyrządzie łączącym stacy i głów nój za­

ty czk i m etalow e są w e tk n ię te w poprzecznicę IV , a ty m sposobem d ru ty linijne stacyj po­

jedynczych 1, 2, 3 i 4 są połączone z ziem ią za pośrednictw em odpow iednich podłużnie

i poprzecznicy IV . P rz y rz ą d y sy gnalizujące nie są umieszczono przy telefonie stacy i głó­

w nój, lecz zn a jd u ją się w łączone pom iędzy d ru t linijny, idący z pojedynczej s ta c y i a po- dłużnicę. S ta c y ja głów na o trzy m u je sy g n ały w nieco in n y sposób, niż stacyje pojedyncze.

P i'ąd elek try czn y z m aszyn ki indukcyjnój w y słan y z pojedyńczój stacyi, działając na elektrom agnes, pociąga jeg o kotw icę i ty m sposobem o tw iera zasu w k ę drzw iczek, k tó re w łasnym ciężarem sp adając n a dół, u kazu ją sw oją ty ln ą stro n ę, o p atrzon ą odpow iednim num erem . L e k k ie uderzenie, ja k ia daje się.

słyszeć p rz y opadnięciu drzwiczek, pow iada­

m ia osobę, czuw ającą n a głównój stacy i o za­

żądaniu jednój ze stacyj, k ied y liczba uw ido­

czniona ozn acza, k tó ra m ianow icie stacy ja p rag n ie używ ać sw ego telefonu.

P o o trzy m a n iu w te n sposób zaw iadom ie­

n ia n a stacyi głów nój, np. od stacy i pojedyń- czój oznaczonój liczbą 1, w y jm u je się zatycz- kę, łączącą podłużnicę pierw szą z ziem ią (IV . poprzecznica) i z a ty k a się w tę sam ą podłużnicę p rz y poprzecznicy I I I , a ty m sposobem p rz y ­ rząd telefonow y stacy i głównój zostaje po łą­

czony ze sta c y ją 1. N astępn ie zo stacyi głó ­ wnój za p y tu ją stacy ją 1-szą, z k tó ry m n u m e­

re m pragnie być połączoną. P rzy p u śćm y , że odpow iadają z N r. 3. O soba obsłu gu jąca s ta - ey ją głów ną, zam yk a rę k ą drzw iczki przy przyrządzie s y g n a liz u ją c y m i, a n astępn ie za­

ty czk i podłużnie 1 i 2 przenosi n a po przecz­

nicę I i ty m sposobem łączy z sobą bezpośre­

dnio stacy je 1 i 3. W chw ili, k ied y p o je d y n ­ cze stacy je kończą z sobą rozm owę, obowią­

zane są w ysy łać p rą d y elek try czne ze swoich m aszynek in d u k cy jn y ch . Jeżeli m aszyn ka in d u k cy jn a zostanie w p raw io n a w ru c h na jednój zo stacy j, to drzw iczki p rzy sygnałach 1 i 3 opadają jednocześnie i u jaw n iają swoje n um ery, poniew aż do tąd linije 1 i 3 stano w ią je d e n obwód. P o o trzym aniu zaw iadom ienia n a stacyi głównój o skończonój rozm ow ie, za­

ty c z k i podłużnie 1 i 3 przenoszą się n a p o ­ przecznicę IV , czyli każda z linij n apo w rót łączy się z ziem ią, a drzw iczki sygnałów przy ­ m y k a się ręk ą.

Podczas tego, kiedy stacyje 1 i 3 są z sobą

połączone, m oże k tó ra z po zostałych p o jed y ń -

czych stacyi, np. 2, przysłać sy g n a ł do stacyi

głównój. P o niew aż k ażda pojedyńcza linij a

m a podłużnicę w yłączn ie dla niój przeznaczo­

(10)

506

W SZ EC H ŚW IA T. X$

32.

ną, przeto stacy ja głów na m oże być w każdój chw ili z n ią połączona. G d y b y sta c y ja 2 żą­

d ała połączenia jój ze s ta c y ją 1 lub 3, to s ta - cyja głów na w d an y m p rz y p a d k u pow iada­

m ia, że w obecnój chw ili są z a ję te i należy poczekać do skończenia ich rozm ow y. L ecz stacy ja 2 m oże być połączona ze sta c y ją 4, w danój chw ili n iezajętą; jeżeli zatyczki po­

dłużnie 2 i 4 zo stan ą p rzeniesione n a poprze- cznicę I I , to sta c y je 2 i 4 są z sobą połączone bezpośrednio, k ied y jednocześnie stacy je 1 i 3 w podobny sposób są w łączone w je d e n ob­

wód p rz y p o śred n ictw ie poprzecznicy I.

S to ły łączące n a stacy i głównój w W a rsz a ­ wie obejm ują 50 num erów , a zatem 25 połą­

czeń m oże być jednocześnie na je d n y m stole.

W obecnój chw ili ta k ic h stołów j e s t ju ż u s ta ­ w ionych sześć obok siebie, k tó re m ogą obsłu­

żyć 300 pojedyńczych stacyi.

W te n sam sposób j a k poprzecznice służyły do połączenia podłużnie n a je d n y m stole, m o­

gą p rzy p ołączeniu poprzecznie odpow iednich z sobą służyć do łączen ia z sobą podłużnie, zn ajd u jący ch się na różn y ch stołach. Jeżeli np. stacy ja 1-sza, k tó ra znajdu je się n a p ie r­

w szy m stole, p ra g n ie porozum ieć się ze s ta ­ cy ją 287, um ieszczoną n a 6-y m stole, to n a ­ leży podłużnicę 1-ą zapom ocą zaty czk i m e ta - łowćj połączyć z poprzecznicą, k tó ra je s t w bezpośredniem połączeniu z je d n ą poprze­

cznie sto łu 6-go; a tę o sta tn ią poprzecznicę połączyć z podłużnicą s to łu 6-go, oznaczoną liczbą 287.

P o d aw a n ie szczegółow ych i d o k ład n y ch opisów u rząd zen ia stołów , u w ażam y w tem m iejscu za niew łaściw e. Z m ia n y i u lepszen ia drobne w p rz y rzą d ach są bardzo w ażne ze w zględów p ra k ty c z n y c h , k ie d y szczegółowe ich opisy sam ą zasadę rzeczy zaciem niają.

§. 12. P isz ąc rzecz o telefonach i m ik rofo­

nach, o g raniczyłem się do fo rm ty p o w y ch i u żyw anych w W a rszaw ie, a pom im o to z a ­ ledw ie zdołałem p rz ed m io t w 5-iu n u m era ch W sz ech św ia ta w yłożyć. T rz y m a ją c się stale zasady, że w w y k ład a ch p o p u la rn y c h należy starać się p ra w d y n au k o w e m ożebnie ściśle w ypow iadać, p rzy opracow aniu rzeczy o tele­

fonach i m ikrofonach n a p o ty k a łe m p raw ie cokrok na trud ności. Z astęp o w an ie term in ó w u żyw an ych w fizyce w y ra z a m i z m ow y po to - cznój może często prow adzić do n ied o k ład n o ­ ści, a tem sam em do fałszyw ego p rzedataw ie- i

nia rzeczy. W ty ch w a ru n k ach pisząc niniej­

szy a rty k u ł, m uszę w yznać, że kleiłem go ra- czój zwolna, a o ile zdołałem rzecz przed sta­

w ić godnie, ła sk a w y cz y te ln ik raczy sam ocenić.

SAMOJEDZI.

S T U D Y JU M E T N O L O G IC Z N E Bronisława Rejchmana.

(Dokończenie).

H isto ry ja rozw oju tadib eja bardzo m ało je s t znaną. W iadom o ty lk o , że to godność dzie­

dziczna w linii m ęskićj i żeńskiój. M agus non fit sed n asc itu r. N iew szystkie je d n a k dzieci tad ib cy ja k w alifiku ją się n a te n urząd, lecz ty lk o te, k tó re zostały w y b ra n e przez tad e- bcyjów, t. j. te, k tó ry m d uch y ju ż w w czesnym w ieku zaczyn ają się objaw iać ‘). Sam ojedzi całą pracę rozw inięcia zdolności szam ańskich pozostaw iają trosce tadebcyjów , albow iem za­

daniem je g o j e s t je d y n ie opow iadanie tego co słyszał od nich, w ję z y k u ty lk o dla niego zrozum iałym . C a stre n choć słyszał w yrażenie:

„chodzić n a n au k ę do ta d ib e ja “, jed n ak ż e nie m ógł się dowiedzieć, n a czem polega ta n a u ­ ka. T y lk o je d e n sam ojed opow iedział nam , iż m ając la t 15 zaczął chodzić n a n au k ę do tad ib eja ze sław nego rodu tadibejskiego.

U czyło go dw u szam anów , a n a u k a pole­

g ała n a tem , że po opow ieściach fa n ta sty c z ­ ny ch o tadeb cy jach , zaw iązano m u oczy, dano w rę k ę bęben, w k tó ry bić kazano, a p otem je d e n z nauczycieli ud erzy ł go w głow ę a d ru g i w plecy. N agle rozjaśniło się w głow ie ucznia.

P rz e d s ta w ił m u się cały oszak tadibej ów tań cu ją cy ch n a rę k ach i nogach. Uczeń ta k się ich p rz e stra sz y ł, że pobiegł do księdza praw osław nego i p rz y ją ł chrzest. N igd y m u się potem tad eb cy je n ie o b jaw iały 2).

N iepodobna przypuszczać, ab y ro la ta d i­

beja b y ła ty lk o w ieru tn em szalbierstw em , ja k się to niejed nem u zdaw ało. B ezw ątpien ia są i szalbierze, bezw ątp ien ia po trzebne tu je s t sztuczne tresow anie, ale sam podkład n a tu ­

') A rch. Benjamin.

2) R eiseerrin. str. 189 do 196.

(11)

32.

W SZ EC H ŚW IA T.

507 ra ln y . S zam an i z pew nością w y ch o w u ją się

w rodach, w k tó ry c h delikatność nerw ów , w y ­ b u ja ła fa n ta zy ja i skłonność do hallacynacyj są dziedzicznem i. Z arów no opow iadanie po­

wyższego ucznia, j a k i z w y k ły sposób w pro­

w a dzania się w ekstazę, dowodzą, iż u d aw a­

nie b yłoby zbytecznem . Zobaczym y, że m am y tu do czynienia z objaw am i tego sam ego ro ­ dzaju, ja k ie w E u ro p ie ju ż to d oznaw ały czci podobnój, ju ż też b y ły prześladow ane ja k o cechy opętania od d y jab ła lub przynaj mniój czarodziejstw a.

Tadibej — j a k wogóle w szyscy praw ie sza­

m an i A zyi północnój — w p ra w ia się w e k sta ­ zę biciem w penzer. J e s tto bęben podobny do sita. S k ó ra n a c ią g n ięta je s t ty lk o z jednój stro n y , z drugiój zaś są dw ie krokiew ki, n a k rz y ż do obw odu przym ocow ane, k tó re służą za rękojeść. K ażd ą z nich zdobi 7 w yobrażeń ja k ic h ś bałw anów 1). N adto penzer je s t ob­

w ieszony pierścieniam i m osiężnem i, blacham i i t. d. D o u d erzan ia w eń służy laduranec, pałeczka, obw inięta sk órą, lub też ła p k a za­

jęcza. K oniecznym tak że atry b u te m tadibeja je s t sp ec y ja ln y ubiór, składający się z tam - borcyi, koszuli zam szow ej, ozdobionój na brzegu i szw ach sk ra w k a m i czerwonego su ­ kna, blacham i żelaznem i lub cynow em i, ze- szytój przy odgłosie specyjalnych pieśni cza­

rodziejskich 2) i sewbopeia, t. j . czapeczki, a raczój n a k ry c ia z czerwonego sukna, ta k św iętój, że za s t r a t ę jój odpow iada głową przed ta d e b c y ja m i6). N a szyję kładzie rów nież pasek czerw onego sukna, a oczy i tw a rz za­

k ry w a ch u stk ą, „bo m a patrzeć okiem we- w n ętrzn em n a św iat duchów " (C astren).

S am bodaw a, czyli obcow anie z tadebcyjam i, czary, w celu zasięgnięcia ich ra d y lub pom o­

cy, odbyw a się w sposób n astęp u jący . Tadibej ud erza lekko w penzer, ogrzew a jeg o skórę nad ogniskiem , aby się więcój n ap ręży ła i śpiew a n u tę tajem n iczą, tęsk n ą, przeciąg a­

ją c zgłoski j a k najdłużój. S topniow o pow ięk­

szając siłę uderzeń, w ydaje w reszcie dźw ięki ostre, p rzenikliw e. O becni sam ojedzi zastoso- w u ją swe g lo sy do dźw ięku penzera i z po­

czątku cicho, a p otem głośno w ołają goj!

goj! 3). W reszc ie tadibej zam ilka i ty lk o lek ­

J) L. c.

a) A rch. Benjamin.

5) Arch. Benjamin. Abramów, Okr. Berezowski. Rzecz godna zaznaczenia, że i eskimosi wołają, przy tój sposo-

ko bije w bęben. Z apew ne w ted y słucha m o­

w y tadebcyjów . G dy j ą skończą, tadibej zaczy­

n a w yć dziko, uderzać gw ałto w n ie w bęben i wreszcie n astęp u je słowo w yroczni.

P ieśń , z k tó rą tadibej zw raca się do tad eb ­ cyjów, zaw iera w edług C astrena m ało słów i byw a zw ykle im prow izow aną. G dy zginie n ap rzy k ład ren ifer, pieśń w ed ług jedn ego z tadibejów je s t n astępu jąca:

„P rzyjdźcie, o przyjdźcie du chy czarodziej­

skie! — J e ś li nie przyjdziecie, to j a do wras pójdę. — Przebudźcie się, p rzebu dźcie—o du­

chy czarodziejskie! — przy szedłem do w as — ze snu się obudźcie’.11

Tadebcyjo n a to: „ W jak ió j to spraw ie — powiedz, przybyłeś — czem u przychodzisz kłócić nam spokój!“

Tadibej.- „P rzy szed ł bo do m nie jed en N ie- nec, k tó ry m n ie m ęczy straszliw ie — re n m u zginął — z tego pow odu do w as przychodzę".

N a to w ezw anie — j a k m ówił C astren ow i tadibej — zw ykle zjaw ia się jed en tadebcyjo.

G d y się ich k ilk u zjaw i, to k ażd y m ów i co innego i tadibej nie wie, którego m a słuchać.

P ro s i przyjaznego sobie tadebcyja, aby zna­

lazł renifera. N a tu raln ie duch j e s t posłuszny, a tadibej ciągle naw ołuje, aby pilnie s tra ty szukał, aż dopóki nie znajdzie. Je śli tadebcyjo w róci z niczem , to tadibej znow u go posyła.

„N ie kłam , mówi; gdy skłam iesz, będzie mi źle, będą ze m nie drw ić tow arzysze. Pow iedz coś widział, nie taj ani dobrego an i złego.

P ow iedz ty lk o słowo. G dy powiesz wiele (t. j. niejasno, nieokreślenie), to źle ze m ną będzie“ . Tadebcyjo w reszcie w skazuje m iej­

sce, gdzie w idział renifera. Tadibej idzie za jeg o w skazaniem , lecz często się zdarza, iż

„renifer uciekł ze w skazanego m iejsca41, łub in n y tadibej zapom ocą swoich tadebcyjów za­

ta r ł jeg o ślady. T rzeba dodać, iż p odstaw y do ty c h w skazów ek przygotow uje sobie tadibej przed sam bodaw ą. W y p y tu je się poszkodo-

bności goje! goje! (G raach. Voyage to G reenłand cytow.

u Lubbocka, Początki Cywil.), a Fidżyjczyey: koi au, koi au, co m a u nieh znaczyć: to ja . (W illam s, Fiji and the F ijans cyt. tam że). Przytaczam to tylko jak o curio­

sum, albowem może to być przypudkowy zbieg brzmień analogicznych. Okrzyk samojedzki znam tylko ze źródeł rosyjskich, więe być może iż niema on żadnego specyjal- nego znaczenia i je s t identycznym z w ykrzykiem hoj, hej, hej! którym woźnica pobudza renifery. (P a trz C a­

stren Grammatik i t. d. str. 607).

(12)

508

W SZ EC H ŚW IA T.

JV§ 32.

w anego o w szelkich okolicznościach, d otyczą­

cych stra ty , m ianow icie co do czasu i m iejsca, bada właściciela czy kogo nic podejrzyw a, j a ­ kich m a w rogów , kto z nim sąsiadu je i t. d.

G dy odrazu nie o trzy m a odpow iedniego m a- te ry ja łu śledczego, b ije w bęben i p y ta się o to tadebcyjów , potem sam ojeda, potem zno­

wu tadebcyjów , aż dopóki nie zbierze dosta­

tecznych szczegółów, n a zasadzie k tó ry c h może sobie w yrobić pojęcie o w yp ad k u . To pojęcie sk ry stalizo w an e i podbudzoną kom bi- n a c y ją objaśnione, słyszy on p otem w e k sta­

zie od tad ebcyjów . B y ć może, iż otrzym uje j e ja k o objaw ienie, ja k o n ag ły b ły sk , sen, ale w każdym razie w ierzy, iż pochodzi on z u st samego ta d e b c y ja 1).

D ru g im w ypadkiem , w k tó ry m sam ojed najwięcój u d aje się do pom ocy tadibeja, je s t choroba. Tadibej p rz y b y w a do m iak an i cho­

rego i odkłada czary do najbliższój ju trz n i, prosząc w nocy tadebcyjów o pom oc. J e ś li ch o ry m a się ran o lepićj, szam an zabiera się do bębna, jeśli gorzćj, to w y czek u je siódmój ju trz n i. Je śli i w ted y nie n a stą p i polepszenie s ta n u zdrow ia, tadibej ogłasza chorego za n ie­

uleczalnego. T a m eto d a e k sp e k ta ty w n a w i­

docznie n a b y ta została dośw iadczeniem i w y ­ bornie broni sztu k ę szam ana od k o m p ro m ita - cyi. Jeśli chorem u stanie się lepićj w k tó ry m ­ kolw iek z term in ó w , tad ib ej zaczyna badać chorego, czy nie wie, k to n a niego n asłał cho­

robę. Sam ojedzi bow iem , j a k i w iele in n y ch ludów p ierw otny ch, w ierzą, iż choroba pocho­

dzi najczęściój od dru g ieg o człow ieka i to nie przez zarażenie, ale przez czary, zdaloka 3).

Bez poznania p rz y czy n y tadibej nie decydu je się p rz y stą p ić do czarów , „albow iem choroba m oże pochodzić od N u m a " , a żaden tadibej nie odw aży się dośw iadczać w szechm ocy bo- skiój. G d y dojdzie do p rzek o n an ia, że choro­

bę n asłał zły człow iek, tadibej u d aje się do tadebcyjów o rad ę i pomoc, a sk u tk ie m tego w staw ie n n ic tw a b y w a to, że choroba przecho­

dzi z p a c y je n ta n a in ic y ja to ra . T ad ib eje za­

ręczali C astren o w i, że in n y c h środków p rz y leczeniu n ie u ży w ają. S ły sz ał on ty lk o o p rzy­

palaniu ciała brzozow em i w itk a m i dla u sunię­

cia m iejscow ego bólu. K riw o sz ap k in jed n ak

w spom ina o w ielu środkach, o k tó ry c h we w łaściw em m iejscu będzie mowa.

W razie nieobecności szam ana, Sam ojed szuka w in n y sposób zaginionego renifera.

U k ład a n a ziem i koło z rogów reniferow ych, w środku kam ień, a na nim k aw ałek żelaza ta k , że się łatw o m oże za lad a przyczy ną przechylić. W k tó rą stro n ę się przechyli, tam idzie Sam ojed, a w ted y re n ifer w ybiega naprzeciw . Podobnież szu k ają i człow ieka, ale w ty m razie robią k rą g z w łosów lu dz­

kich.

W idocznie działają tu d uchy rogów i w ło­

sów. może identyczne, a może ty lk o analogi­

czne z tad eb cy jam i. N arod y a łta jsk ie w y o b ra­

żają sobie siły p rz y ro d y jak o is to ty obdarzo­

ne życiem i duszą. Pi-aw ic k ażde zjaw isko, każdy przedm iot m a w sobie ta k ą istotę. M ają też je zapew ne ro gi i dlatego w iedzą, gdzie się id entyczny m duchem ożyw ione ro g i po­

działy.

Nie n a te m się kończy k ra in a b o ska u S a- m ojedów. W szędzie z lilozołicznomi p ierw ia­

stkam i m onoteizm u i — ■wyjąwszy możność czarow ania, szam anizm —p an teizm u , znajd u ­ je m y u nich n ad e r g ru b y fetyszyzm .

W spom nieliśm y, iż Sam ojedzi we w szyst- kiem widzą duchów . D uchy drzew , kam ieni, gładkiego jeziora, spokojnego s tru m y k a słu ­ chają ich m odlitw y i p rz y jm u ją ofiary. W wil­

ku, niedźw iedziu, łabędziu i t. d. siedzą duchy potężne i p rz y stę p n e są ty lk o szam anom , bo p ro sty ś m ie rte ln ik żyje ze zw ierzętam i we w rogich stosu nk ach. Z ato dla niego dostępne są p rz ed m io ty nieruchom e, szczególnićj k a­

m ienie, do k tó ry ch Sam ojed czuje najw iększe nabożeństw o. L ecz niew szystkie są godne czci: szam an m usi zbadać, czy w nich siedzi silny duch. T a k a je s t w ia ra in telig ien tn io j- szych. A le w północnćj S y b ery i w ielu je s t lu dzi n ieprzyp uszczających w cale obecności ducha w m a rtw y m przedm iocie i m odlą się do niego ja k o do bóstw a sam ego, m atery jal- nego, w własnój osobie '). K ażdy k am ień niezw ykłćj form y, każde drzew o szczególne są tak iem i b óstw am i i o d bierają cześć boską pod n azw ą chegów lub chajów 2). S ą one po­

dobnie j a k tadebcyje podw ładne N um ow i ip o -

’) Reiseerrinn. str. 194, 135. >) C astren Vorlesungen. 189,193. 196.

-) P atrz u Peschla rozdziały o religii ludów pier- 2) Abramów. — C astren pisze Hahe. R eg u ły w liście

wotnych. do K oeppena H aha. (C astr. Yorles. 224).

Cytaty

Powiązane dokumenty

Etap ten jest dosyć skomplikowany, ponieważ wymaga bardzo szczegółowej analizy konkretnego procesu spedycyjnego pod względem ryzyka związanego z innymi zdarzeniami;.. - pom

Warto przy tym wskazać, że OECD rekomenduje, aby w nowych umowach o unikaniu podwójnego opodatkowania zawieranych po 2005 roku państwa strony uregulowały kwestię

W tym kontekście należy dążyć do zapewnienia ochrony interesów konsumenta, z jednoczesnym eliminowaniem powstających zagrożeń, czego wyrazem jest dyrektywa

Największy ruch kolejowy na wschodniej granicy UE, gdzie następuje zmiana szerokości torów, odbywa się przez przejście graniczne w Terespolu, co związane jest z przebiegiem

ZASADA OGÓLNA załatwienie sprawy wymagającej przeprowadzenia postępowania dowodowego powinno nastąpić bez zbędnej zwłoki, jednak nie później niż w ciągu miesiąca, a

łem dzieci; program Informacje dnie Różaniec; modlitwa Myśląc Ojczyzna: prof.. imieniny obchodzą: Antonina. 6/27/ serial Pełnosprawni; magazyn Wiadomości Agrobiznes

III Liceum Ogólnokształcące dla Dorosłych w Zespole Szkół Ogólnokształcących Nr 2 im. Jadwigi Królowej w Nowym Targu /LOD/ rozszerzenia: geografia, j.angielski.

Kodeks postępowania administracyjnego (tekst jednolity Dz. Granice obszaru scalenia obrazuje graficznie załącznik nr 1 do niniejszego postanowienia. Powierzchnia obszaru