str. 3 PISMO PG
Rok temu dwoje zapaleñców, kol. Majka oraz kol. Zbyszek, podjê³o próbê zorganizowania zjazdu absolwentów po 30 latach. Trudno sobie wyobraziæ, jak¹ pracê wykonali, aby do- trzeæ do jak najwiêkszego grona kolegów. Ile trzeba by³o wy- konaæ telefonów, wys³aæ e-maili, tego ju¿ teraz nikt nie zliczy.
W koñ- cu po dwóch miesi¹cach lista by³a na tyle kompletna,
¿e mo¿na by³o przyst¹piæ do dzia³añ konkretnych, tzn. opraco- wania programu, zaproszenia uczestników i goci.
Tak wiêc 1 lipca 2000 r. zjechali siê absolwenci nie tylko miejscowi, ale z kraju i z zagranicy (USA, Kanada, Australia, Niemcy, Szwecja, Wêgry, Hiszpania) do Audytorium nr I Wy- dzia³u ETI. Gor¹co wszystkich zebranych przywita³ nasz wie- loletni starosta roku Andrzej Jab³oñski (przyjecha³ do nas a¿ z Kanady), po czym zaprosi³ dziekana Wydzia³u ETI prof. Józe- fa Woniaka o zabranie g³osu. Pan dziekan, rozumiej¹c, ¿e wiele osób nie mia³o do czynienia z Politechnik¹ ani Wydzia³em przez tych 30 lat, przedstawi³ przesz³oæ i przysz³oæ Wydzia³u oraz przybli¿y³ problemy, z którymi obecnie siê on boryka. Nastêp- nie g³os zabra³ honorowy goæ naszego spotkania, p. prof. Ma- rianna Sankiewicz, wieloletni prodziekan ds. studenckich za naszych czasów. W drugiej czêci spotkania niektórzy absol-
Po trzydziestu latach
wenci, ci, którzy wyjechali z kraju, dobrowolnie albo przymu- szeni opowiedzieli nam swoje dzieje od ukoñczenia studiów.
Potem by³ lunch i kieliszek szampana w barze wydzia³owym, i chwila zadumy nad tymi, co odeszli, zarówno naszymi kole- gami, jak i nauczycielami, na mszy w. w kaplicy przy kociele Najwiêtszego Serca Jezusowego we Wrzeszczu.
Dalej program przewidywa³ wyjazd do Stawisk, gdzie przy piwie, wspania³ym dziku i ognisku wszyscy siê w koñcu pozna- li. By³y piosenki rajdowe, potem dyskoteka w kawiarni, gdzie mo¿na by³o nie tylko potañczyæ, ale przede wszystkim, dziêki naszemu koledze Eugeniuszowi Gajlewiczowi, mo¿na by³o poogl¹daæ zdjêcia z dawnych lat, rzucane na ekran. Przypom- nia³y nam siê dawne rajdy, zabawy, obozy wojskowe, wyciecz- ki i laboratoria.
Zjazd nasz zakoñczy³ siê na drugi dzieñ wycieczk¹ do Wdzydz Kiszewkich, gdzie p³ywalimy statkiem po jeziorze i zwiedzalimy skansen. Po wspania³ym obiedzie nast¹pi³y po-
¿egnania i przyrzeczenia spotkania siê za nastêpnych piêæ lat.
Poni¿ej pozwalamy sobie zaprezentowaæ refleksje dwóch naszych kolegów po zjedzie.
Maria Lis, Janina Poæwiardowska Absolwentki Politechniki Gdañskiej Wiadomoæ o zjedzie dociera³a do mnie powoli. Dopiero e-
mail z list¹ nazwisk i adresów wywo³a³ z zamazanej pamiêci twarze, wspomnienia, a potem powoli uczucia.
Rocznik 1965-1970 I zjazd
Szybko zdecydowa³em siê jechaæ, ale przyznam, ¿e nie bez obaw. Tych samych pewnie obaw, które sprawi³y, ¿e wiele kole¿anek i kolegów zabrak³o wród nas w czasie tego piêknego weekendu. Wszystkich nas pewnie zdj¹³ trochê strach przed konfrontacj¹ wspomnieñ z rzeczywistoci¹, strach przed porównaniami, przed rozczarowaniami
Jestemy ludmi. Kiedy Majka, Zbyszek i Marek zwró- cili siê do mnie o poprowadzenie czêci oficjalnej, wzruszenie z³apa³o mnie za gard³o i ³zy stanê³y w oczach. Trzydzieci lat, dwadziecia dwa poza krajem, codzienne ¿ycie kanadyjskie, wszystko to sta³o siê nagle nierealne. By³em znowu wród Was ca³¹ dusz¹ i sercem.
S³owo od starosty Andrzeja Jab³oñskiego
Rocznik 1965-1970. Dobre to by³y lata. Pewnie jedne z najlepszych w naszym ¿yciu. Bylimy m³odzi i piêkni. Dzie- lilimy te same cele, trudnoci i piêkno studenckiego ¿ycia.
Gie³dy i rajdy, sesje i juvenalia, bryd¿ i tañce w Kwadrato- wej, obozy wojskowe i pierwsze mi³oci. Piêkne i proste by³o to ¿ycie.
Znajoma twarz. Kto to mo¿e byæ? Chyba muszê zapytaæ wprost. Znajome nazwisko. Kto to mo¿e byæ. Bo¿e, gdzie siê podzia³a ta moja pamiêæ. Na jakiej by³e specjalnoci?
O przepraszam, nie pozna³em pana profesora. To ty?! Nic siê nie zmieni³a! Gdzie ¿yjesz? Co robisz? Masz dzieci?
Chwila ciszy, przemówienia, ¿arty, wspólne zdjêcie, obiad.
Ale chyba przyjedziesz do Stawisk? No nie! Przyjed, proszê! To daj chocia¿ telefon albo adres. Napiszê na pewno!
Msza wiêta za obecnych i zmar³ych kolegów i profesorów.
Pierwszy lipca wiêto narodowe Kanady. Co za dziwny zbieg okolicznoci
W Stawiskach dzik, beczki piwa, roztañczone ognisko i
piewaj¹ce twarze. Zdjêcia na ekranie, tañce jak przed laty, gadu³y przy barze Gadu³y na dworze...
Bo¿e, jakie podobne te nasze losy. Mnóstwo powierzchow- nych ró¿nic, ale rdzeñ tego naszego ludzkiego losu ten sam.
Te same nadzieje i zmagania, sukcesy i potkniêcia. Du¿o ofiarnej, uczciwej pracy. Dla rodziny. Dla blinich. Radoæ z dzieci, rozczarowania, a czasem i tragedie. Choroby, zawody, straty i nowe pocz¹tki. Kupa dzielnych, dobrych i godnych szacunku, siwiej¹cych kobiet i mê¿czyzn. Znowu m³odych,
choæby na tych kilka dni zjazdu. Dobrze mi by³o wród was.
Ciep³o i swojsko. Choæ tak ma³o czasu. Daleko ta Kanada Trudno by³o opuciæ parking. Po³¹czone rêce. Zaszklone oczy. Wizytówki. Uciski.
Tak rozstaje siê rodzina. Rodzeñstwo po³¹czone po latach.
Kochankowie sprzed lat. Jeszcze chwila rozmowy. Jeszcze trochê Piêæ lat do nastêpnego zjazdu?
Majko, Zbyszku i Wy wszyscy, którzy przy³o¿ylicie rêkê zarówno przed, w czasie, jak i po zjedzie. Przygotowalicie nam przepiêkny prezent. Godny tysi¹clecia. Ja, jako by³y starosta, dziêkujê Wam w imieniu rocznika 1965-1970. I ca³ym sercem we w³asnym imieniu.
Ju¿ ostatni banan z¿arty, Na bok id¹ wszystkie ¿arty, Coraz mokrzej oko b³yska, Czas opuszczaæ ju¿ Stawiska!
Jeszcze dwie wspólne piosenki, Hip, hip-hurra, ucisk rêki, Na ka¿dego kto co czeka, A ten drañ czas ucieka!
Zanim ka¿dy w swój wiat ruszy, Warto zerkn¹æ, jak w tej g³uszy Dziêki Majce i Zbyszkowi Od¿ylimy jako nowi.
Zacznijmy wiêc od jajka, Co fachowo znios³a Majka!
A jajko to nie wydmuszka:
Jest w nim Bia³ko i Ga³uszka, Salamon i Matusewicz, Docent Marianna Sankiewicz, Rutkowski, Seidler, Kwapisz, I jeszcze paru zapisz!
Potem zbiorowa fotografia,
Marsz Pierwszego Zjazdu Elektroników PG pokolenia 1965 1970 wed³ug Andrzeja Or³owskiego*
I na niej nasza mafia, Ci¹g w Audytorium relacji, Co do karier i koligacji.
I zanim kiszki zagrali, W sto³ówce pojeæ nam dali.
A jak ju¿ zjedli grzesznicy, Czas do wybranej kaplicy!
W drogê, kierunek Stawiska, Kto mo¿e, peda³ wciska!
A tam siê pali ognisko, I s³upek rtêci doæ nisko.
Piwo siê z beczki leje, Dzik zakoñczy³ swe dzieje.
Mimo ¿e by³ strasznie z³y, Osta³y siê jeno k³y!
Noc zosta³a na rozmowy, Ka¿dy ma temat gotowy.
Lipcowa noc by³a krótka, Rano w 'Relaksie'... pobudka!
W wazach czeka mleczna zupa, Zmartwychwsta³a ludu kupa.
Zjedli tak¿e po dwa jajka, A¿ tu nagle mówi Majka:
Od przystani Morza Wdzydze W tê i nazad rejs ja widzê!
I ca³a ludzi wataha, Bez Tyma i Himilsbacha, Rzuci³a siê do szalupy, Podziwiaæ Stolemów ... upy!
Ciekawa lekcja w skansenie, Jak piewa Kaszubów plemiê, Kto gburem, a kto w deputacie, A koció³ z wsi Swornigacie!
Lecz przysz³y Zjazdu ostatki, Przy sto³ach taty i matki, Panny, waleci, rozwódki, Na koniec zjedli jagódki.
Trudnawo sz³o po¿egnanie, Panowie ¿egnali panie.
Za lat piêæ znów siê zici, Zlot Opadaj¹cych Lici!
* Kol. Andrzej Or³owski jest profesorem w Mor- skim Instytucie Rybackim w Gdyni
str. 5 PISMO PG
Dni Wydzia³u Elektroniki, Telekomunikacji I Informatyki
2000 sta³y siê ju¿ histori¹. I gdyby nie pewna impreza, która siê odby³a w ramach tej uroczystoci wszyscy zgodnie stwierdziliby, i¿ nasze wiêto przebiega³o schematycznie.
16 maja o godzinie 19.00 dla wielu z nas odmieni³ siê wizeru- nek naszego Wydzia³u. Od tej chwili nie mo¿emy byæ postrzegani tylko jako maszyny poch³aniaj¹ce mnóstwo wiedzy, ale tak¿e jako humanici. To s³owo na naszym Wydziale zawsze budzi³o kontro- wersje, mo¿e i miech. Wyrzekalimy siê wartoci, bez których sama egzystencja polegaj¹ca na nauce stawa³a siê rutyn¹.
Owego pónego wieczoru odby³ siê Konkurs Piosenki Serca Raduj¹cej Duszy Ratuj¹cej. Sala Auditorium Novum zape³ni³a siê po brzegi. Bilety przed samym koncertem by³y nie do kupie- nia. Wród zaproszonych goci by³ pan profesor Józef Woniak, dziekan naszego Wydzia³u, dr hab. in¿. Roman Rykaczewski, pani kierownik dziekanatu Gra¿yna Pieñkowska-Sadowska oraz sza- nowna kadra wydzia³owa. Wród publicz- noci, obok studentów WETI zasiedli studenci innych wydzia³ów PG, UG i AMG oraz mieszkañcy Trójmiasta. Koncert sk³ada³ siê z dwóch czêci: wy- stêpu piosenkarzy ubiegaj¹cych siê o muzyczn¹ koronê WETI i koncertu Grupy MoCarta. Na pocz¹tku pierwszej czêci Bartosz Gawin i Tomasz Majewski podziêkowali sponsorom i osobom przyby³ym na uroczystoæ. Otwarcia Dni WETI dokona³ prof. Józef Woniak. Nastêpnie pa³eczkê przejêli Marta Karwacka i Tomasz Klajbor, którzy poprowadzili konkurs. Wszystkie osoby, które wyst¹pi³y w konkursie, mia³y mo¿liwoæ zapiewania dwóch pio- senek. Wystêpowano w repertuarze lekkim, spokojnym, czasami dowcipnym i nie tylko wzruszaj¹cym. A by³y to: Arleta Ruta, Martyna Lemañczyk, Agnieszka Boniecka, Borys Kossakowski, Beata Rzepiñska, Dominika Telega, Krzysztof Rutkowski, Bar- tosz Jakubowski, Katarzyna Dembowska oraz Monika Malec.
Gdy zapiewa³a ostatnia uczestniczka, zebrano g³osy od pu- blicznoci. Gocie g³osowali poprzez zapisanie numeru swojego faworyta na czêci biletu specjalnie do tego celu przeznaczo- nej.
Spotkanie in¿yniera z piosenk¹
Og³oszenie wyników mia³o odbyæ siê po drugiej czêci koncertu, tzn. wystêpie gwiazdy wieczoru, kabaretu Grupa MoCarta.
Artyci oczarowali publicznoæ. Urzeka³ ich profesjonalizm:
doskona³e zgranie muzyki i gry cia³em, przeplecionej wietnym dowcipem sytuacyjnym. Sala wrza³a ze miechu i wzrusza³a siê piêkn¹ gr¹ tego kwartetu smyczkowego. Wszystkim tak podoba³ siê wystêp, ¿e muzycy bisowali trzykrotnie i byli ¿egnani owacja- mi na stoj¹co.
Po wspania³ym wystêpie Grupy MoCarta dziekan og³osi³ wy- niki: I miejsce: Katarzyna Dembowska, II miejsce: Monika Ma- lec, III miejsce: Borys Kossakowski.
Wszyscy konkursowicze otrzymali w podziêkowaniu od WETI pami¹tkowe dyplomy i kupony na kompakty. Laureaci otrzymali dodatkowo bony na zakupy w sklepie muzyczno-literackim o wartoci 400 z³ (I miejsce), 200 z³ (II miejsce) i 100 z³ (III miej- sce).
Po og³oszeniu wyników Kasia Dembowska, jako nasza Ma- rysia, rozlosowa³a nagrody wród publicznoci. A by³ to aparat fotograficzny i kubki wydzia³owe, które wrêczy³ Tomasz Jankow- ski.Koncert trwa³ prawie trzy godziny. Mi³o by³o ogl¹daæ, mimo tak pónej pory, zadowolone twarze osób opuszczaj¹cych audy- torium. Mamy nadziejê, i¿ ta ekscentryczna jak na nasz Wydzia³
impreza wejdzie na sta³e do repertuaru Dni WETI. Kto nie móg³ lub nie chcia³ przyjæ na ten koncert, mo¿e jedynie ¿a³owaæ.
Na samym pocz¹tku ide¹ tego koncertu zarazi³em Martê Kar- wack¹ i nasze najbli¿sze otoczenie. Samorz¹d da³ siê tak¿e szyb- ko przekonaæ. I nieliczni wybrañcy mogli obejrzeæ efekt koñco- wy. Pragn¹³bym jeszcze raz gor¹co podziêkowaæ w imieniu Mar- ty i swoim wszystkim osobom i by³emu samorz¹dowi WETI, bez których pomocy i silnej woli nie bylibymy w stanie poci¹gn¹æ tego przedsiêwziêcia do koñca.
Tomasz Klajbor Student Wydzia³u Elektroniki, Telekomunikacji i Informatyki
Wszystko, co okrelamy jako szeroko pojêty dobrobyt, wy wodzi siê ostatecznie z dwóch róde³: przyrody, stano- wi¹cej bazê wszelkiego ¿ycia - nie tylko ludzkiego i dostarcza- j¹cej cz³owiekowi surowców do produkcji i konsumpcji, oraz pra- cy, w wyniku której surowce naturalne przekszta³cane s¹ do for- my s³u¿¹cej zaspokajaniu potrzeb ludzkich. Takie ujêcie zdaje siê zak³adaæ harmoniê miêdzy cz³owiekiem a przyrod¹: ludzie wspó³- dzia³aj¹ z przyrod¹ w celu poprawy swego standardu ¿ycia. W rzeczywistoci jednak wspó³praca ludzi z przyrod¹ tej harmo- nii nie stanowi. Docieraj¹ce zewsz¹d informacje uwiadamiaj¹ nam, ¿e ludzkoæ popad³a z przyrod¹ jedyn¹ podstaw¹ swej egzystencji w g³êboki konflikt.
Przyrodê i pracê nale¿y traktowaæ jako zasilenia pierwotne, stanowi¹ one bowiem te czynniki produkcji, które nie mog¹ zo- staæ wytworzone, a musz¹ byæ dostarczone z zewnêtrz systemu produkcyjnego. Przetwarzanie surowców naturalnych owocuje
Poni¿szy artyku³ przygotowany zosta³ jako referat na zajêcia z Ekofilozofii, stanowi¹cej przedmiot obieralny dla studentów V roku w semestrze letnim 1999/2000 na Wydziale Zarz¹dzania i Ekonomii, prowadzony przez dr. hab. Stefana Zabieglika.
Ekonomia rodowiska jako synteza myli filozoficznej i ekonomicznej w dziedzinie ochrony rodowiska naturalnego
po¿¹danymi dobrami towarami i us³ugami, ale równie¿ przy- czynia siê do powstawania produktów ubocznych, nap³ywa- j¹- cych z powrotem do ekosystemu w postaci odpadów. Z tego punktu widzenia mo¿emy wyró¿niæ trzy podstawowe rodzaje zagro¿eñ dla rodowiska naturalnego:
1. zbyt intensywne eksploatowanie zasobów, 2. wyczerpywanie siê zasobów,
3. zanieczyszczanie rodowiska.
Zagro¿enia te mog¹ wystêpowaæ w ró¿nych fazach procesów gospodarczych, zarówno podczas eksploatacji zasobów, jak te¿
przy wydalaniu produktów ubocznych.
Wymieniona powy¿ej triada da³a impuls do powstania w obrê- bie nauk ekonomicznych nowej dyscypliny, okrelanej jako eko- nomia rodowiska, przyk³adaj¹cej szczególn¹ wagê do wyko- rzystywania zasobów przyrody. Za datê jej narodzin mo¿emy przy- j¹æ rok 1979, kiedy to ukaza³a siê ksi¹¿ka K.W. Kappa Die Sozia-
len Kosten der Marktwirtschaft (Koszty spo³eczne gospodarki rynkowej).
Tradycyjna ekonomia zajmowa³a siê prywatn¹ produkcj¹ prze- mys³ow¹ oraz indywidualnym popytem. Koordynacja wielu nie- zale¿nie podejmowanych decyzji gospodarczych, maj¹ca na celu zrównowa¿enie poda¿y i popytu w obrêbie ca³ej gospodarki, sta- nowi³a bardzo powa¿ny problem. Z tego wzglêdu, najwa¿niejsze pytanie tradycyjnej ekonomii dotyczy³o sposobu minimalizacji kosztów wszelkich dzia³añ podmiotów gospodarczych, zmierza- j¹cych do pe³nego zaspokojenia zapotrzebowania rynku. Uwa¿a- no, ¿e dla realizacji tego celu nie powinno siê ¿a³owaæ pracy oraz zasobów naturalnych. Innymi s³owy, dostêpny potencja³ si³y ro- boczej oraz zasobów naturalnych powinien byæ wykorzystany do optymalnego pokrycia popytu. Klasyczna ekonomia polityczna, wywodz¹ca siê od Adama Smitha (1723-1790), zak³ada³a, ¿e wszystkie te problemy w sposób naturalny rozwi¹zuje niewidzial- na rêka rynku.
Z biegiem czasu okaza³o siê jednak, ¿e wolny rynek nie funk- cjonuje tak skutecznie, jak to wczeniej przypuszczano. Przetwa- rza on bowiem tylko te informacje, które wi¹¿¹ siê z domen¹ pie- ni¹dza. Negatywny wp³yw dzia³alnoci gospodarczej na rodowi- sko naturalne mierzony jest natomiast za pomoc¹ wielkoci fizy- kochemicznych, np. zanieczyszczenie powietrza okrela iloæ da- nych substancji w jednym metrze szeciennym. W ramach trady- cyjnej ekonomii wielkoæ ta nie wchodzi³a jednak do rachunku kosztów prywatnego inwestora. Autorzy niemieccy okrelaj¹ to zjawisko terminem: b³¹d rynku (Markt- fehler).
Jako ciekawostkê podaæ mo¿na fakt, ¿e jednym z pierwszych, który zwróci³ uwagê na zagro¿enia zwi¹zane z zanieczyszczeniem przyrody, by³ Fryderyk Engels (1820-1895). Ten znany komuni- sta i kapitalista w jednej osobie w swej pracy Po³o¿enie klasy robotniczej w Anglii w 1844 r. (1845) opisywa³ nie tylko biedê i wyzysk robotników, ale dostrzega³ tak¿e negatywne skutki dewa- stacji rodowiska naturalnego przez przemys³ fabryczny i wydo- bywczy. Zasoby si³y roboczej w d³u¿szej perspektywie zostan¹ zagro¿one pisa³ Engels je¿eli do pracy zmuszaæ siê bêdzie kobiety i dzieci, a ekstremalnie d³ugi czas pracy wyczerpie zdol- noæ pracowników do zaspokajania potrzeb pracodawcy, co do- datkowo powiêksz¹ zanieczyszczona woda oraz powietrze w no- wych centrach przemys- ³owych.
Na przyk³adzie rozrastaj¹cych siê obszarów przemys³owych angielski ekonomista Arthur Cecil Pigou (1877-1959) wskazywa³ na ró¿nice pomiêdzy kosztami spo³ecznymi a tymi ponoszonymi przez osoby prywatne. Wed³ug niego, tendencja do koncentracji przemys³u i zwi¹zanych z tym miejsc pracy w wielkich aglomera- cjach wynika z nastêpuj¹cej logiki: Ka¿dy przedsiêbiorca przy wyborze siedziby swojej firmy kieruje siê d¹¿eniem do obni¿ki kosztów w obszarach przemys³owych jest wystarczaj¹ca poda¿
si³y roboczej, trasy dostaw surowców oraz gotowych wyrobów na rynki zbytu s¹ krótsze, bli¿ej jest równie¿ do urzêdów. Pigou wska- za³ jednak tak¿e na drug¹ stronê medalu, jak¹ stanowi rosn¹ce wykorzystanie infrastruktury publicznej, czemu towarzyszy wzrost kosztów spo³ecznych.
Dobitnym przyk³adem potwierdzaj¹cym przeprowadzone w 1920 r. analizy Pigou mo¿e byæ dzia³alnoæ fabryk chemicznych, które kilka dziesiêcioleci póniej rozwinê³y swoj¹ produkcjê nad Renem. Mimo ¿e koszty zaopatrzenia tych zak³adów w wykorzy- stywan¹ do celów przemys³owych wodê znacz¹co spad³y (dziêki wspólnemu tworzeniu róde³ jej pozyskiwania), to jednak zanie- czyszczenie Renu okaza³o siê katastrofalne, a koszty przywróce- nia jego wód do stanu pierwot- nego obci¹¿y³y kasê pañstwa.
Na stronie domowej Zentrum für Interdisziplinäre Technikfor- schung, Technische Universität Darmstadt (Centrum ds. Interdy- scyplinarnych Badañ Technicznych Politechniki w Darmstadt http://zit1.zit.tu-Darmstadt.de/lehre/ umweltwissen- schaften/oeko- logie1/) znalaz³em interesuj¹c¹ pracê Einführung in die Umweltökonomie (Wprowadzenie do ekonomii rodowiska), któ- rej autorami s¹ Dirk Ipsen i Kai Gaertner.
Przedstawiona przez nich ekonomia rodowiska wykazuje du¿¹ zbie¿noæ z powsta³¹ na gruncie amerykañskim teori¹ Free Mar- ket Environmentalism (ekologia wolnorynkowa), g³osz¹c¹, ¿e gospodarka rynkowa jest w stanie rozwi¹zywaæ problemy poja- wiaj¹ce siê w dziedzinie ochrony rodowiska naturalnego. Wpro- wadza jednak do tej ostatniej spore modyfikacje, zak³adaj¹c w³¹- czanie pañstwa w te procesy, co nawiasem mówi¹c sta³o siê ju¿ tradycj¹ w gospodarkach europejskich. Teoria ekonomii ro- dowiska g³osi zatem, ¿e rozwi¹zywanie problemów ekologicz- nych przez wolny rynek powinno zostaæ wsparte przez stosowne regulacje prawno-fiskalne, w wyniku których koszty spo³eczne, ponoszone obecnie przez przyrodê i skarb pañstwa, zostan¹ przej-
ciowo przerzucone na konsumentów.
Przedstawiaj¹c koncepcjê Ipsena i Gaertnera pamiêtaæ nale¿y,
¿e Niemcy s¹ krajem o znacznie wy¿szej wiadomoci ekologicz- nej ni¿ Polska. Wystarczy chocia¿by wspomnieæ straty, jakie po- niós³ koncern Shell w wyniku bojkotu jego produktów przez kon- sumentów niemieckich, gdy przed kilkoma laty próbowa³ zatopiæ wyeksploatowan¹ platformê wiertnicz¹. Nale¿y te¿ mieæ na uwa- dze, ¿e mechanizmy rynkowe w gospodarce niemieckiej s¹ znacz- nie silniejsze i stabilniejsze, ni¿ te, które wystêpuj¹ na obecnym etapie transformacji naszej gospodarki.
Podstawowa idea ekonomii rodowiska postuluje dokonanie takich regulacji, by koszty, jakie dotychczas ponosi przyroda lub spo³eczeñstwo jako ca³oæ, sta³y siê odczuwalne dla indywidual- nych uczestników procesu decyzyjnego. Przyk³adowo, ka¿dy kie- rowca powinien odczuwaæ, ¿e u¿ytkowanie przezeñ pojazdu nie tylko obci¹¿a jego kieszeñ, w postaci op³at za zu¿ywane materia-
³y eksploatacyjne oraz amortyzacjê, ale te¿ powoduje okrelone koszty spo³eczne, które obci¹¿aj¹ otoczenie, takie jak: ha³as, spa- liny, odpady. Te koszty, twierdz¹ Ipsen i Gaertner, powinien po- nosiæ równie¿ u¿ytkownik pojazdu. Jest oczywiste, ¿e musz¹ one byæ wyra¿one w pieni¹dzu, tej jedynej efektywnej mierze dzia³añ rynkowych.
Rys. 1 przedstawia relacje pomiêdzy systemem gospodarczym oraz naturalnymi zasileniami pierwotnymi z jednej strony, a sys- temem politycznym oraz kosztami spo³ecznymi produkcji i u¿yt- kowania dóbr z drugiej strony. Koszty spo³eczne stanowi¹ obci¹-
¿enia ludzi (praca) oraz ekosystemów, takich jak ziemia, woda czy powietrze. Czêæ tych obci¹¿eñ przyroda jest w stanie przyj¹æ i przetworzyæ, ale przy du¿ej ich koncentracji i przekroczeniu wartoci progowych, skutki obci¹¿enia rodowiska wywo³uj¹ okre-
lone reakcje i to nie tylko ze strony degradowanej przyrody, ale przede wszystkim reakcje o charakterze spo³ecznym. W klasycz- nym dla rozwiniêtego ustroju demokratycznego przypadku za- wi¹zuje siê wówczas inicjatywa obywateli, którzy organizuj¹ protesty, aby uzyskaæ pomoc pañstwa, w wyniku czego do ich dzia³añ do³¹czaj¹ politycy, i problem, zgodnie z przedstawio- nym schematem, zostaje wprowadzony na scenê polityczn¹.
W ramach polityki ekologicznej pañstwa dochodzi wtedy do obci¹¿enia wybranych bran¿ (np. chemii chloru). Obci¹¿enia takie powoduj¹ wzrost kosztów dzia³alnoci, co przedsiêbiorcy rekompensuj¹ sobie zazwyczaj redukcj¹ zatrudnienia, a ca³¹ win¹ za zaistnia³¹ sytuacj¹ obarczaj¹ pañstwo. Wynikiem tego
str. 7 PISMO PG jest, oczywicie, zawi¹zywanie siê koalicji przedsiêbiorców oraz
zwi¹zków zawodowych pracowników danego przemys³u i ich wspólne protesty przeciwko polityce rz¹du. W spo³eczeñstwach demokratycznych protesty takie nie pozostaj¹ bez odzewu ze strony polityków, licz¹cych na poparcie potencjalnych wybor- ców, a to z kolei mo¿e prowadziæ do ewentualnych zmian w polityce rz¹du.
Inny problem, przed jakim stoi ekonomia rodowiska i pod- legaj¹ca jej oddzia³ywaniom polityka, polega na tym, ¿e nak³a- dane obci¹¿enia fiskalne wystêpuj¹ tu i teraz, a ich skutki, polegaj¹ce na mo¿liwoci skorzystania z poprawionego ro- dowiska, bêd¹ odczuwalne dopiero w doæ odleg³ej przysz³o-
ci. Dodatkowa trudnoæ tkwi równie¿ w tym, ¿e w wyniku pod- jêcia pojedynczego dzia³ania wyzwolona zostaæ mo¿e ca³a re- akcja ³añcuchowa kolejnych zdarzeñ. Takie systemy okrela siê
mianem nieliniowych i dynamicznych, a wymagaj¹ one od nas nowej formy mylenia mylenia siecio- wego. W sytuacji konfliktu celów naiwne by³oby stwierdzenie, ¿e to, co jest tech- nicznie mo¿liwe i skuteczne w ochronie rodowiska, zostanie wykorzystane przez si³y polityczne. Przyk³adem próby objêcia myl¹ koncepcyjn¹ systemu sieciowego jest poni¿szy schemat pochodz¹cy z jednego ze studiów Klubu Rzymskiego:
(t³umaczenie w³asne na podstawie: D. Meadows, J. Randers:
Die neuen Grenzen des Wachstums, Stuttgart 1992)
W przypadku, gdy nie jestemy w stanie opracowaæ koncep- tualnie kompleksowego modelu rzeczywistoci, musimy liczyæ siê z tym, ¿e nasze dzia³anie wywo³a niezamierzone i niepo¿¹- dane skutki. Dlatego zdolnoæ do mylenia sieciowego stanowi ogromne wyzwanie dla systemu kszta³cenia.
Rys. 1.
Gospodarka,
rodowisko i polityka
Rys 2. Nowe granice wzrostu
Jak ju¿ wspomnia³em, podstawow¹ zasad¹ ekonomicznie zorientowanej polityki ochrony rodowiska jest przerzucenie kosztów spo³ecznych na sprawcê tak, aby by³y one dla niego odczuwalne. Oznacza to, ¿e szkody wyrz¹dzane rodowisku powinny byæ szacowane w pieni¹dzu i w odpowiednim stopniu obci¹¿aæ sprawcê (internalizacja). Uzewnêtrznianiu siê szkód wyrz¹dzanych rodowisku (eksternalizacja) powinna odpowia- daæ internalizacja powstaj¹cych w wyniku takiego dzia³ania kosztów. Internalizacji nie nale¿y jednak traktowaæ jedynie jako samej kary nak³adanej na sprawcê. Powinna ona bowiem wy- zwoliæ ca³y ³añcuch dzia³añ, na koñcu którego znajduje siê opty- malna ze spo³ecznego punktu widzenia ochrona rodowiska.
W gospodarce rynkowej internalizacja prowadzi do wzrostu kosztów i cen produktów uci¹¿liwych dla rodowiska, a to z kolei do zmniejszenia siê popytu na te dobra. W efekcie nastê- puje odp³yw klientów do niechcianych produktów substytu- cyjnych, co w aspekcie rodowiskowym oznacza zmniejszenie szkód w wyniku ograniczenia produkcji. Nie jest to jednak ko- niec konsekwencji owej internalizacji kolejny krok nale¿y do przedsiêbiorstwa wytwarzaj¹cego owe uci¹¿liwe dla rodowi- ska dobra. Chc¹c utrzymaæ siê na rynku, bêdzie ono próbowaæ zmieniæ ród³a wykorzystywanych do produkcji materia³ów, przebieg procesów produkcyjnych oraz innych metod zmierza- j¹cych do powstrzymania odp³ywu klientów, co w krótkiej per- spektywie mo¿e spowodowaæ wzrost kosztów. Dziêki rozwo- jowi technicznemu, wynikaj¹cemu z wiedzy in¿ynierskiej, do- chodzi jednak stopniowo do ich obni¿enia, co umo¿liwia ob- ni¿kê cen. W wyniku tego nastêpuje o¿ywienie popytu i ustale- nie siê nowej równowagi, w któr¹ zaimplementowana zosta³a polityka ochrony rodowiska. Prawdopodobnie równie¿ w tym nowym stanie bêd¹ wystêpowa³y obci¹¿enia rodowiska natu- ralnego, jednak¿e tylko w takim zakresie, w jakim koszty tego obci¹¿enia, wyra¿one w popycie, bêd¹ akceptowalne dla kon- sumentów.
Przedstawiony powy¿ej cykl opiera siê na podstawowej za- sadzie w³¹czenia ochrony rodowiska w mechanizmy rynkowe.
Mówi¹c inaczej, jest sposobem, w jaki polityka ochrony rodo- wiska mo¿e wykorzystaæ niewidzialn¹ rêkê rynku.
Wycena szkód wyrz¹dzanych rodowisku napotyka na licz- ne trudnoci. Jak podaj¹ Ipsen i Gaertner, w 1996 roku wynio- s³y one w Republice Federalnej Niemiec ok. 200 miliardów DM, a na ich naprawê wydano 6,8% PKB. Najwiêkszy stopieñ szkód przypada na ziemiê (³¹cznie z wod¹) 43% wyliczonych kosz- tów, a na powietrze i szkody spowodowane ha³asem odpo- wiednio 18% oraz 17%. Jak wynika z opublikowanych danych, ponadprzeciêtne obci¹¿enia rodowiska wystêpuj¹ nadal we wschodnich landach jako spucizna po by³ej NRD, gdzie pro- wadzono intensywn¹ gospodarkê bez uwzglêdniania jej wp³y- wu na zdrowie populacji oraz wykorzystywane zasoby natural- ne.Interesuj¹cy przyk³ad pozytywnego oddzia³ywania narzêdzi z zakresu ochrony przyrody stanowi zmniejszenie zanieczysz- czeñ powietrza w Niemczech Zachodnich w latach 1986-1992.
Podjête dzia³ania dotyczy³y w pierwszej kolejnoci odsiarcza- nia i odazotowania spalin powstaj¹cych w elektrowniach. Na- k³ady poniesione na te przedsiêwziêcia w latach 1985-1990 wynios³y oko³o 1,5 mld DM, co oznacza, ¿e ka¿dy zainwesto- wany milion przyczyni³ siê do ograniczenia szkód na kwotê 15 milionów DM.
Nie zawsze jednak mo¿na uzyskaæ a¿ tak wysok¹ relacjê korzyæ/nak³ady. Pomimo to, podejmowanie takich dzia³añ jest z ekonomicznego punktu widzenia op³acalne. Ogólne nak³ady na ograniczenie szkód w rodowisku naturalnym wynios³y w latach 1983-1992 w Niemczech Zachodnich prawie 300 mld DM, zapobiegaj¹c powstaniu szkód na ³¹czn¹ kwotê 405 mld DM, a to oznacza rentownoæ tych inwestycji 1,35.
Rafa³ Sworowski Student Wydzia³u Zarz¹dzania i Ekonomii