• Nie Znaleziono Wyników

Chrześcijanin, 1977, nr 6

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Chrześcijanin, 1977, nr 6"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

„Sprawiedliwy wyro­

śnie jak palma, Rozrośnie się jak cedr Libanu”.

(Ps 92,13)

N a z d j . ced ry lib ań sk ie

(2)

c HRZ EŚCIiIAN IN

EWANGELIA

ŻYCIE I MYŚL CHRZEŚCIJAŃSKA JEDNOŚĆ

POWTÓRNE PRZYJŚCIE CHRYSTUSA

Rok założenia 1929 Nr 6., czerwiec 1977 r.

ZASADY WZROSTU MÓJ BLIŹNI BOŻA MIŁOŚĆ

EWANGELIZACJA INDYW IDUALNA

„NIECH JĘZYK MÓJ OPIEWA SŁOWO TWOJE”

KONSTANTY SACEWICZ PURIM — ŚWIĘTO LOSÓW OBFITUJĄCA ŁASKA

ZBÓR W WIERZBICY DOLNEJ KRONIKA

LATO 1977

M iesięcznik „ C h rześcijanin ” w y sy ła n y jest b ezp ła tn ie; w y d a w a n ie jed n a k cza­

sop ism a u m o ż liw ia w y łą c z n ie ofiarn ość C zyteln ik ów . W szelk ie o fia r y n a c z a so ­ p ism o w k ra ju , p r o sim y k iero w a ć na k on to Z jed n oczon ego K o śc io ła E w a n g e­

liczn eg o : PKO W arszaw a, I Oddział M iej­

sk i, N r 1531-10385-136, za zn a cza ją c cel w p ła ty na od w rocie b lan k ietu . O fiary w p ła ca n e za gran icą n a le ż y k iero w a ć p rzez o d d zia ły zagran iczn e B an k u P o lsk a K asa O pieki n a ad res P rezy d iu m R ady Z jed n oczon ego K ościo ła E w an gelicznego w W arszaw ie, u l. Zagórna 10.

W ydawca: Prezydium Rady Zjedno­

czonego K ościoła Ew angelicznego w PRL. Redaguje K olegium : Józef Mrózek (red. nacz.), Edward Czajko (sekr. red.), M ieczysław Kwiecień, Marian Suski, Jan Tołwiński, Ryszard Tomaszewski.

Adres Redakcji i Adm inistracji:

00-441 W arszawa 1, ul. Zagórna 10.

Telefon: 29-52-61 (w. 5). M ateriałów nadesłanych n ie zwraca się.

Indeks: 35462

RSW „P rasa -K sią ż k a -R u c h ”, W ar­

szaw a, S m olna 10/12. N akł. 5000 egz.

O bj. 3 ark. Zam . 416. F-104.

Zasady wzrostu

Pismo Święte naucza, że życie chrześcijańskie ma cechować wzrost. K iedy narodziliśmy się na nowo, weszliśm y w duchowy świat. Staliśmy się niemowlętami w rodzinie Bożej. Bóg chce, że­

byśm y doszli do pełnego wzrostu i osiągali dojrzałość w Chry­

stusie. Byłoby wbrew prawu Bożemu i naturze, gdybyśm y pozo­

stali niemowlętami i przez to stali się karłami pod względein du­

chowym. Pismo Święte mówi (por. 2 Pt 3,18), że mamy wzrastać.

A żeby wzrastać, należy stosować się do pewnych zasad, które za­

pewniają zdrowie duchowe. Pierwsza zasada: c z y t a j P i s m o Ś w i ę t e c o d z i e n n i e . Życie duchowe potrzebuje pokarmu.

Pokarmu duchowego. Ten pokarm możem y znaleźć w Biblii, Piś­

mie Św iętym , Słowie Bożym. Pismo Święte objawia Chrystusa, który jest Chlebem Życia dla zgłodniałej duszy, a wodą życia dla spragnionego serca. Jeśli zaniedbamy codziennego żywienia się duchowym pokarmem, zagłodzimy się i utracimy duchową ży­

wotność. Pismo mówi: „Jako dopiero narodzone niemowlęta, szczerego mleka Słowa Bożego pożądajcie, abyście przez nie urośli” (1 Pt 2,2).

Druga zasada: naucz się tajemnicy m odlitwy. Mamy teraz Nie­

biańskiego Ojca. On słyszy nasze m odlitw y i spełnia je. Pan Je­

zus powiedział: „O cokolwiek prosić Mnie będziecie w imię mo­

je to uczynię” (Jan 14,14). Każdy, którego życie miało jakąś war­

tość dla Królestwa Bożego, byl mężem m odlitwy. Nie możemy pozwolić sobie na to, aby nie mieć czasu na modlitwę. Chrześci­

jan, który nie oddaje się modlitwie, nie przedstawia żadnej siły.

Chrystus spędzał godziny cale na modlitwie. Czasami całą noc.

Jeśli Pan Jezus potrzebował m odlitwy, o ileż bardziej m y jej potrzebujem y!

Trzecia zasada: nieustannie polegaj na Duchu Świętym . Pamię­

tajm y, że Chrystus mieszka w nas przez Ducha Świętego. Ciało nasze jest świątynią Ducha Świętego. Prośmy Go, by pokierował naszym życiem. Powiedzm y Mu, że jesteśm y słabi, bezradni, nie­

udolni, a On będzie nas wspierał. Zniknie cały szereg problemów, kiedy zaczniemy całkowicie polegać na Duchu Świętym .

Czwarta zasada: uczęszczaj regularnie do kościoła. Jan Wesley tak się kiedyś wyraził: „W Piśmie Ś w iętym nie znajdujem y sa­

motnej religii”. Chrześcijaństwo jest rełigią społeczności. Pójście za Chrystusem oznacza miłość, sprawiedliwość, służbę, a te dadzą się wyrazić i osiągnąć jedynie w działalności społecznościowej, a w ięź taką znajdujem y lub powinniśmy znaleźć w Kościele.

Nic nie powinno zastąpić uczęszczania do kościoła. Wszelkie w y­

m ówki w tej sprawie są wym ówkam i niegodnymi naśladowcy Chrystusa. Wielu powiada, że tak samo dobrze mogą spędzić nie­

dzielny poranek w domu i czcić Boga w myślach. Kto na tym tylko przestaje, nie oddaje Bogu pełnej i należnej Mu czci, gdyż Bóg jest Stworzycielem naszych ciał, nie mniej niż umysłów i dusz; przeto zarówno umysł jak i ciało powinno brać udział w oddaniu Bogu pełni czci.

Zasada piąta: świadcz o Chrystusie. Świadczy się dwojako: ży­

ciem i słowem. Bóg chce, abyśm y świadczyli o Jego zbawczej łasce i mocy. Chrystus powiedział: „Każdego więc, który Mnie wyzna przed ludźmi i Ja wyznam przed Ojcem moim, który jest w niebiesiech”. Zasada szósta: niech miłość będzie główną zasadą twego życia. Zasada siódma: bądź posłusznym chrześcijaninem.

Posłusznym Chrystusowi. Zasada ósma: naucz się zwalczać po­

kusy. Zasada dziewiąta: umiej się wznieść ponad warunki i oko­

liczności niesprzyjające.

„Wzrastajcie (...) w łasce i w poznaniu Pana naszego i Zbawi­

ciela, Jezusa Chrystusa” (2 Pt 3,18) według B. G. (c)

2

(3)

M ó j b l i ź n i

,A oto pew ien uczony w zakonie w y stą p ił i w y sta w iają c go n a próbę, rzekł:

N auczycielu, co m am czynić, aby dostąpić żyw ota w iecznego? O n zaś rzekł do n ie­

go: Co n ap isan o w zakonie? J a k czytasz? A ten, o dpow iadając rze k ł: Będziesz m iło­

w ał P a n a , Boga sw ego z całego serca swego i z całej duszy sw ojej, i z całej m yśli sw ojej, i z całej siły sw ojej, a bliźniego swego, ja k siebie sam ego. Rzekł m u tedy:

D obrze odpow iedziałeś, czyń to, a będziesz żył. O n zaś chcąc się uspraw iedliw ić, rzeki do Je z u sa : A k to je st b liźnim m oim ? A Jezus, n aw ią zu jąc do tego, rze k ł: P ew ien człow iek szedł z Je ru z a le m do Je ry c h a i w p ad ł w ręce zbójców, którzy go o brabo­

w ali, p o ran ili i odeszli, zo staw ia jąc n a pół um arłego. P rzy p ad k iem szedł tą drogą ja k iś k a p ła n i zobaczyw szy go, przeszedł m im o. P odobnie i L ew ita, gdy przyszedł n a to m iejsce i zobaczył go, przeszedł m im o. P ew ien S a m a ry ta n in zaś, podróżując tędy, pod jech ał do niego i u jrzaw szy, u lito w a ł się n a d nim . I podszedłszy opatrzyS ra n y jego, za lew ając je oliw ą i w inem , po czym w sadził go n a sw oje bydlę, zawiózł do gospody i opiekow ał się nim . A n a z a ju trz dobył d w a denary, d a ł je gospodarzowi i rz e k ł: O piekuj się nim , a co w ydasz p o n ad to, j a w drodze p o w ro tn ej oddam ci.

K tóryż z tych trzech, zdaniem tw oim , był bliźn im tem u, k tó ry w p ad ł w ręce zb ó j­

ców ? A on rz e k ł: Ten, k tó ry się u lito w a ł n a d nim . Rzekł m u Je zu s: Idź, i ty czyń podobnie”.

Co m am czynić, aby dostąpić żyw ota wiecz­

nego? — zap y tał P a n a Jezu sa uczony w P iś­

mie. Co czynić, ażeby ujść owego nieszczęścia i tragedii, jak im jest potęp ien ie w ieczne?

Słyszeliśm y, że P a n Jezu s tem u p y tają ce ­ m u się znaw cy praw a odpow iedział to, o czym on w zasadzie już daw no w iedział. P a n Jezus przypom niał m u bow iem Boże p raw o o miłości:

„Będziesz m iłow ał Pana, Boga tw ego z całego serca swego i z całej duszy sw ojej, i z całej m yśli swojej, i z całej siły sw ojej, a bliźniego swego, ja k siebie sam ego”.

To praw o zakonnik te n znał, a n aw et uczył tego praw a innych. I te ra z na zadane przez sie­

bie p y tan ie ta k ą w łaśnie otrzy m ał odpowiedź.

Miłość do Boga i bliźnich, oto czego Bóg żąda od każdego człowieka.

W ty m Bożym p rzy kazaniu zam yka się wszystko, co każdy człow iek czynić pow inien.

Miłość nie jest w ięc tem atem ani przedm io­

tem do dyskusji. Tu nie m a nic do dodania, ani do ujęcia. Idź w ięc i postępuj zgodnie z p ra ­ w em miłości. I kied y w szystko w zasadzie zo­

stało m u w yjaśnione, człow iek te n zadał jeszcze jedno pytanie, ale chyba tylk o po to, aby się uspraw iedliw ić i spraw ę p ro stą skom plikować.

A kto jest m oim bliźnim ? — zap y tu je P a n a J e ­ zusa. W ówczas P a n Jezu s tem u specjaliście od praw a, zakonu, opow iedział przypow ieść o m i­

łosiernym S am arytaninie. I ta przypow ieść da­

ła m u odpowiedź, kto jest bliźnim .

N a p u sty n n e j drodze pom iędzy kam ienia­

m i i blokam i skalnym i, n a podróżującego czło­

w ieka napadli zbójcy. Pobili go, obrabow ali i pół żywego zostaw ili na drodze. Człowiek ten m usiałby um rzeć, chyba, że znalazłby się ktoś, kto okazałby m u m iłosierdzie. Ktoś, k to by nachylił się nad nim, opatrzył m u ra n y i n a k a r­

m ił go chlebem i w inem . A potem zab rałb y go z m iejsca cierp ień i strachu.

Łuk. 10,25—37.

I znalazł się ktoś taki, a był nim podróżny z Sam arii. S am ary tan ie nie m ieli uznania w śród naro d u w ybranego. Nie w itano się z ni­

mi, lekceważono ich i om ijano.

Lecz te n lekcew ażony S a m ary tan in przy­

szedł z olejem, w inem i chlebem . Pochylił się nad p ob itym człowiekiem , opatrzy ł go i zajął się nim troskliw ie. Jego sp raw ne ręce u rato ­ w ały życie pobitego człowieka. P otem zaś ów S a m ary tan in przyprow adził do gospody i po­

k ry ł w szelkie koszty opieki i przyw rócenia mu zdrow ia.

P a n Jezus w Sw ej przypow ieści przedsta­

w ił też i inne postacie, a m ianow icie: kapłana i Lew itę, rep re z en ta n tó w religii, obciążonych relig ijn y m i przykazaniam i. Ci ludzie, reprezen­

tu ją c y św ięty urząd, om inęli pobitego i um ie­

rającego n a drodze człowieka i nie przyszli m u z pomocą.

W przedstaw ionej przez P a n a Jezusa p rzy ­ powieści, p y tają cy się zakonnik m iał rozpoznać sam ego siebie i znaleźć odpowiedź n a pytanie, kto jest jego bliźnim , którego' m a miłować.

Możliwość okazania miłości i m iłosierdzia posiada każdy człowiek. N a drodze tw ojego ży­

cia rów nież z n a jd u ją się ludzie potrzebujący tw ojej pomocy, tw ojego uśm iechu, serca, p rzy ­ jaznej ra d y i życzliwości. Nie bądź leniw y i obojętny, ażeby uniżyć się i podać serdecznie sw oją dłoń. Człowiek w ie rn y Bogu powołany jest przecież do tego, ażeby m iłow ać i dobrze czynić bliźnim .

P rzy k ład o m iłosiernym S am arytanin ie m ówi nam to, co w zasadzie każdy człowiek w ie lub w iedzieć pow inien. Nie p o tra k tu jm y jed n a k tego obrazu, jako pięknej przypow ieści um oralniającej. H istoria o m iłosiernym Sam a­

ry ta n in ie nie jest też jakim ś um oralniającym apelem , lecz przypom ina obowiązujące, chrześ­

3

(4)

cijańskie praw o miłości. W obrazie ty m czło­

w iek pow inien rozpoznać samego siebie.

Lecz oto P a n Jezu s nieoczekiw anie zadaje ow em u zakonnikow i pytanie. I zdaw ać by się mogło, że to p y tan ie jest postaw ione n iep raw id ­ łowo. „K tó ry z ty ch trzech b y ł bliźnim łam u, k tó ry w padł w ręce zbójów ” ? Je śli n a w e t zda­

wać by się mogło, że p y tan ie je st odwrócone, to odpow iedź jest całkow icie logiczna, p ro sta i jasna. „Bliźnim jest ten, k tó ry ulito w ał się nad n im ” — czyli nad pobitym .

Ta odpow iedź jest i d la każdego 'z nas. Bliź­

nim, którego m am m iłować, ja k siebie samego, jest ten, kto m i okazał m iłosierdzie. Ten, kto nachylił się nade m ną, dał chleb, o p atrzy ł m oje ra n y i ochronił przed śm iercią.

W ielu ludzi Wie, ja k należy postępow ać i podobnie ja k te n uczony w Zakonie zna Boże przykazania. Lecz w iedzieć ty lk o nie w ystarczy.

N ależy w życiu p rak ty czn y m postępow ać zgod­

nie z Bożymi przykazaniam i. I oto dla tego za­

konnika otw orzyła się w ielk a szansa. On także mógł z Jezu sem C hrystusem rozpocząć nowe życie, życie pełne pokoju i miłości. A le czy ta k uczynił? Lecz Ty ta k możesz uczynić, drogi Czytelniku! I tobie P a n Jezu s w ty m podobień­

stw ie w yjaśnia, co m asz czynić, ażeby odzie­

dziczyć życie wieczne. Ten, k tó ry jest twoim bliźnim , stoi przed tobą. A jest nim sam Chry­

stus. Poznaj Go bliżej, p rzy jm ij Go do swego serca i rozpocznij Go miłować. O n może stać się tw oim m iłosiernym S am arytanin em . P a n Jezus zstąpił z nieba na ziem ię i zatrzym ał się przed tobą.

On daje ci chleb życia, podnosi, bierze w ram io na i zam yka w se rc u Swoim. W yprow a­

dza Cię ze śm ierci i w prow adza do życia wiecz­

nego. Z m iejsca niebezpiecznego w bezpieczne.

Z bojaźni i strachu, w prow adza w m iejsce po­

koju. A w szelkie koszty tw ego ra tu n k u wziął na Siebie. I t y odtąd możesz stać się głosicie­

lem Jego now ych przy k azań m iłości i stać się użytecznym sługą w W innicy Pańskiej.

R ozpostarte, błogosław ione ram iona Pań­

skie m ogą i dziś powołać ze śm ierci każdego człow ieka rozbitego i obciążonego grzechem, a potem uczynić go głosicielem nowego życia.

Idźm y w otaczający nas św iat i czyńm y tak, ja k nas uczył i sam postępow ał P a n Jezus, nasz Zbawiciel, praw dziw ie m iłosierny Sam arytanin.

Kazimierz Muranty

OJCIEC ABRAHAM (3)

B o ż a m i ł o ś ć

Szedł w ięc A b ra m ja k m u P a n rozk azał do ziemi nieznanej. Idąc pokonyw ał przeszkody, zw yciężał i chw ałę P a n u sw em u za te zw ycięstw a oddaw ał. „Z bu­

dow ał o łta rz P a n u ” (Gen. 12:7) w Sychem i n a wschód od Betel. „P otem w ęd ro w ał A b ra m coraz d alej do Negebu. K iedy zaś n a s ta ł głód w ty m k ra ju , A bram u d ał się do Egiptu, aby ta m zatrzy m ać się ja k o p rz y ­ bysz, gdyż w k r a ju był w ielk i głód” (Gen. 12:9,10).

Tej pró b y już A b ra m nie w ytrzy m ał. Z ab rak ło m u w iary. Z akiełk o w ała w głębi se rc a m yśl, że te n Bóg, k tó ry m u się ukazał, k tó ry go w yp ro w ad ził z U r, ten k tó ry m u obiecał w sp a n ia łą ziem ię i liczne potom stw o, te n Bóg k tó ry d a ł m u siłę do ty lu w yrzeczeń i ty lu zw ycięstw — n ie je st w sta n ie go n ak arm ić. U ciekł A b ram p rzed głodem do Egiptu. T ylko n a k ró tk i czas

„aby ta m się zatrzym ać ja k o przybysz, gdyż w k ra ju był w ielki głód”. T ak blisko był sw ego P an a, ro zm a­

w iał z Nim, szedł w edług Jego rozkazów , a zapom ­ niał, żeby zapytać Go, czy w yznaczona przez Boga droga dla niego w iedzie przez Egipt.

To był grzech. N ieposłuszeństw o, n ie w iara, zejście z Bożej drogi, z a u fan ie sam em u sobie.

Do E w y w ypow iedziane były te słow a: „otw orzą się w am oczy i będziecie ja k Bóg, znający dobro i zło.”

„Kiedy zaś nastał głód w tym kraju, Abram udał się do Egiptu, aby się tam zatrzymać jako przybysz, gdyż w kraju był w ielki głód.” (Gen.

12

:

10

)

(Gen. 3:5). Z aufaj sobie, a poznasz dobro i zło. Możesz sa m w iedzieć co dobre, n ie m usisz pytać. Tego pod­

szeptu posłuchał A bram . Zgrzeszył.

Je d e n grzech pociąga za sobą drugi, te n następny.

On ty lk o czyha. „U drzw i czyha grzech. K usi...” (Gen.

4:7). W d a je się A b ra m w kłam stw o. Poleca bowiem żonie sw ej: „M ów więc, że jesteś m o ją siostrą, aby m i się dobrze w iodło ze w zględu n a ciebie i abym dzięki tobie pozostał przy życiu” (Gen. 12:13). U spra­

w ied liw ien ie m ożna sobie zaw sze dopasow ać. A bram też pow iad a szczerze, że to w szystko jest po to, „aby m i się dobrze w iodło”.

Co by się stało z A bram em , gdyby nie Boża miłość?

gdyby nie Boża w ierność d an ej obietnicy? powiedział bow iem Bóg: „...i będę ci błogosław ił” (Gen. 12:2).

„Lecz P a n d o tk n ą ł farao n a i jego dom ciężkim i p la ­ gam i z pow odu S araj, żony A b ra m a ” (Gen. 12:17).

O tych plagach, k tó ry m i został d o tknięty faraon m usieli w iedzieć wszyscy, m u siał też w iedzieć o nich A bram . D la niego był to znak, że m im o jego upadków Bóg je st z nim , że Bóg do ko ń ca w iern y je st siwym obietnicom , że zerw ać przy m ierze m oże tylko człowiek

— nigdy Bóg! P rz ez fa ra o n a n ap o m in a P a n : „Cóżeś

4

(5)

mi to uczynił?...” (Gen. 12:18). C zem u o dstąpiłeś? cze­

muś ta k i bez w iary ? czem u k łam iesz?

To je st Boża m iłość, n ie tylk o d a ru je grzech, ale jeszcze okazuje sw o ją w ielkość. „R ozkazał farao n lu ­ dziom swoim , aby odprow adzić go w ra z z żoną jego i w szystkim co do niego należało.” (Gen. 12:20).

W ychodzi A b ra m z tej niebezpiecznej sytuacji. W y­

chodzi n ie tylko sam , ale z żoną sw oją, ro dziną i w szy­

stkim co do niego należało, do N egebu, a L ot był z nim. A A b ra m był ju ż bardzo zasobny w trzody, srebro i złoto.” (Gen. 13:1,2). To je st Boża miłość.

Przebaczyć, w yprow adzić z niedoli, w p row adzić na w łaściw ą drogę i jeszcze o b d arow ać bogactw am i. To jest w ierność za w artem u p rzy m ierzu : „...i będę ci bło­

gosław ił” — pow iedział Bóg.

T rzeba nie tylko zobaczyć grzech, trze b a się od n ie­

go odw rócić — p o kutow ać a p o te m znów w ejść na tę arogę, k tó rą P a n w yznaczył. A b ra m to zrozum iał

„I w ędrow ał, za trzy m u jąc się n a po sto jach N egebu aż do B etelu, do m iejsca, gdzie poprzednio był jego nam iot, m iędzy B etelem i Aj. Do m iejsca, gdzie p rze d ­ tem b udow ał ołtarz. T am w zyw ał A b ra m im ien ia P a ­ na.” (Gen. 13:3,4). Szedł A b ra m do tego m iejsca, gdzie pow stała m yśl o zejściu z w yznaczonej przez Boga d ro ­ gi, do tego m iejsca, gdzie zakiełk o w ała m yśl o tym , że on sam „urządzi się”, skoro Bóg w p ro w a d za go w krainę, gdzie p a n u je głód.

„Tam w zyw ał A b ra m im ienia P a n a ” (Gen. 13:4).

W zyw ał im ien ia P ańskiego i za p ew n ie b ła g ał o p rz e ­ baczenia: „Ulżyj ud ręce serca mego, w yzw ól m nie z u tra p ie ń m oich! W ejrzyj n a nędzę i m ozół m ój i od­

puść w szystkie grzechy m o je!” (Ps. 25:17,18).

Bóg je st w ie m y dan y m obietnicom , Bóg je st Bo­

giem miłości. W ierzący ludzie, b ra c ia i siostry, Ci k tó ­ rzy zaw arli przym ierze z P an em przez k rew Jezusa

C h ry stu sa id ą ja k A b ra m tą drogą, k tó rą d la każdego P a n w yznaczył. Czy n ie zb aczają? Id ą do celu w ierni P a n u i JegOi obietnicom , czy w stę p u ją „ n a k ró tk i czas”

do E giptu — do św iata, bo przyszło ja k n a A bram a dośw iadczenie?

Je śli zboczyliśm y, jeśli przez m om ent posłuchaliśm y podszeptu, że sam i m ożem y sobie w yznaczyć drogę, czy pam iętam y , żeby ja k A b ra m w rócić ta m skąd w yszliśm y, aby P a n u oddać chw ałę i pow rócić n a J e ­ go drogę, pod Jego rozkazy! „Chodźcie więc, a b ę­

dziem y się p raw o w ać — m ów i P a n !” cóż m am y do pow iedzenia, ja k ie nasze racje, czym jesteśm y wobec Boga?

„Choć w asze grzechy b ęd ą czerw one ja k szkarłat, ja k śnieg zbieleją, choć będ ą czerw one ja k p u rp u ra s ta n ą się b iałe ja k w e łn a ” (Iz. 1:18). J e s t je d n a k w a ­ ru n e k : „ Jeśli zechcecie być posłuszni...” (Iz. 1:19).

Bóg je st B ogiem m iłości. Bóg je st w iern y sw ym obietnicom , sw em u Słow u. „W ierny je st Bóg, który w as pow ołał do społeczności Syna swego Je zu sa C h ry ­ stusa, P a n a naszego” (1 K or. 1:9).

„...u d rzw i czyha grzech, k u si cię, lecz ty m asz nad n im p an o w a ć”. Z ejście z Bożej drogi je st ty m grze­

chem , k tó ry czyha n a ciebie i n a m nie. Zechciej r a ­ zem ze m n ą w znieść m odlitw ę do Boga, zechciej za P salm istą zaw ołać:

„B adaj m n ie Boże i poznaj serce moje, D ośw iadcz m n ie i poznaj m yśli m oje!

I zobacz czy n ie kroczę d rogą zagłady, I p ro w a d ź m n ie d ro g ą odw ieczną!”

(Psalm 139:23,24) c.m.

Ewangelizacja indywidualna

(Dokończenie artykułu z poprzedniego numeru)

U św iadam iam y sobie w łasn y grzech, gdy w idzim y chw ałę Bożą. Może n a sz p rzy jaciel je s t zadow olony z siebie sam ego, gdyż sp rz y ja m u pow odzenie, w p o ­ czynaniach, albo być m oże zapom niał ca łk ie m o sw oim pierw szoplanow ym obow iązku w zględem Boga, i od­

rzuca Go (Mat. 22, 34—40). Je śli zatem nie w idzi swoich potrzeb, to i ta k Jego d u m a m oże zostać z ła ­ m ana przez w izję m iłości C h ry stu sa ukrzyżow anego.

Grzech. T ak w ięc te ra z nasz p rzy jaciel nie p ró b u je już m askow ać sw oich m yśli, uczuć i m otyw ów , ani pom niejszać ich znaczenia. I n a p rzy k ła d w yznaje otw arcie, że nie m oże stać się chrześcijaninem , gdyż to oznaczałoby d la niego rezygnację z w ielu rzeczy.

Bądźm y w ięc zadow oleni, że on u św iadom ił sobie, ja k w iele sp raw będzie m u siał zm ienić, gdy zau fa C h ry ­ stusowi. Lepiej jednak, by ich nie w ykonyw ać ani bezmyślnie, an i lekko. Są trz y sp raw y dzięki, którym możemy m u pom óc;

a) C hrystus prosi, byśm y odrzucili te złe rzeczy, o których dobrze w iem y, że p su ją nasze życie. P o ­ pełniali byśm y je d n a k b łą d przypuszczając, że On

chce o debrać n a m ca łą radość życia. Nie! Bo tylko grzech m usi odejść, grzech, k tó ry sp ra w ia sm utek i ból, grzech, k tó ry się nie opłaca; jego konsekw encją je st śm ierć (Rzym. 6,23).

b) N asza n ag ro d a od P a n a je st realn a, m ożna ją otrzym ać! S am i jesteśm y tego św iadkam i! P raw dziw y chrześcijanin, k tó ry m oże bezstro n n ie porów nać życie w C hrystusie z życiem „w ty m św iecie”, m oże też uczciw ie pow tórzyć za ap. P aw łem : „W szystko to, co m i było zyskiem , uznałem ze w zględu n a C hrystusa za szkodę” (Fil. 3,7). Co pom oże człow iekowi choćby cały św ia t zyskał, a u tra c ił żyw ot? (Mar. 8, 36,38).

c) N ależy zobaczyć, ja k ą cenę zapłacił Syn Boży, by zniszczyć g rz e c h ! P a trz ą c n a krzyż w idzim y nie tylko Jego w ielk ą m iłość, ale też i nasz w ielki grzech!

Z ap rag n ijm y skończyć, ra z n a zawsze, z grzechem ! Strach. B ądźm y zadow oleni, że ta sp ra w a zn a jd u je się poza n am i! G dy nasz p rzy jaciel zrozum ie, że nie m oże być p o t a j e m n y m u c z n i e m oraz to, że wyszedłszy do C hrystusa — m usi godnie nosić Jego sztan d ar, p rze stan ie go ogarn iać lę k i strach. W ja k i

5

(6)

sposób m ożem y m u dodatkow o w ty m pom óc? Dobrze będzie, gdy się n am u d a opow iedzieć m u o w ielkiej miłości C hrystusa! P a trz ą c n a Jego cierp ien ia (Hebr.

12, 3), n a to, że On nie b a ł się um rzeć •— m iędzy in ­ n ym i — d la nas, to czyż m y będziem y się b ali dla Niego żyć i w yznaw ać G o? P ierw si uczniow ie w ie­

dzieli o ty m dobrze, to było częścią ich c h rz eśc ija ń ­ skiego pow ołania! A kceptow ali to, że nie tylko m oże­

m y w ierzyć w Niego, ale ta k że dla Niego cierpieć (Filip. 1,29). Ileż radości przeżyw ano w pierw szych Zborach z tego p o w o d u : cieszyli się, że .m ogli c i e r ­ p i e ć d l a J e g o I m i e n i a (Dz. Ap. 5, 41).

O statnie rady. In d y w id u a ln e ew angelizow anie zo­

stało o k reślone jako b o sk a sz tu k a zdobyw ania dusz.

Rzeczywiście, m ężow ie Boży, k tórzy p ostanow ili w y­

konyw ać tę p rac ę całe życie, stw ie rd z ają, że zm u ­ szeni są ciągle n a now o się uczyć. M łodzi i niedo- św iadczeni w ierzący, jakby, znów nie byli p rz e s tra ­ szeni czekającym i ich zadaniam i! P ow in n i w ięc roz­

poczynać tego ro d za ju pracę, m a ją c n a w zględzie trzy głów ne sp raw y :

1) Należy dobrze znać Biblię! P ow inniśm y być ta k zw iązani z B iblią, ja k szw aczka ze sw o ją igłą, ja k kupiec ze sw oją księgą handlow ą, ja k m a ry n a rz ze sw oim statkiem . Z ad a n iem p rac o w n ik a n ie je st w y ­ k ła d an ie ludziom poglądów n a religię, lecz p rze k azy ­ w an ie poselstw a od Boga. D obra znajom ość S łow a Bo­

żego je st tu ta j zasadniczą potrzebą. Nie je st potrzebne, an i m ą d re — w skazyw anie p rzyjacielow i n a przy k ład w szystkich tych w ierszy, k tó re w ym ieniliśm y w p o ­ przednich rozdziałach. W ich m iejsce — m ożem y z n a­

leźć inne, o któ ry ch tu nie w spom niano. Lecz n iek tó re w iersze z E w angelii p ow inny zostać ta k dobrze z a p a­

m iętane, by m ożna było do nich p ow racać w każdej chw ili. P od ążając dalej, zw rac ajm y uw agę by nasz p rzyjaciel n ie stosow ał nigdy pojedyńczych w ierszy — w oderw an iu od k ontekstu. P o w in ien ciągle czytać Biblię, i uczyć się coraz to now ych fra g m en tó w B i­

blii. P ow inien uczyć się n a w łasnych przeżyciach. W ie­

lu w ierzących p rac u jąc y ch jako in d y w id u a ln i e w a n ­ geliści, nie czyniło żadnych postępów lu b też bardzo m ałe, gdyż nie p o tra fili oni korzystać z poprzednio popełnionych błędów . M ądry zaś pracow nik, k tó ry nie

je st w sta n ie w yjaśn ić p roblem u sw ojem u przyjacie­

low i, będzie ro zm aw iał n a ten te m a t z kim ś posiada­

jący m w iększe dośw iadczenie. W te n sposób problem te n m oże zostać rozw ażony i w yjaśniony!

2) Należy całkow icie zaufać Duchowi Świętemu!

Je st to rzeczą m ożliw ą, że m im o stosow ania w szyst­

kich ra d zapisanych w książkach n a te m a t indyw i­

d u aln ej ew angelizacji, człow iek nie zdobędzie żadnej duszy d la C hrystusa. Je st p raw d ą, że w indyw idualnej p rac y ja k i w głoszeniu Słow a obow iązują pew ne p raw id ła , k tó re należy znać i stosować, lecz ostatecz­

ny sukces nie zależy od u m iejętności kaznodziejskich, ale od b łogosław ieństw a Bożego. P ow inniśm y, ile się da, k o rzystać z dośw iadczeń innych, lecz nie wolno n am zapom nieć, że zasiane i pod aw an e przez nas ziar­

no n ie w yda owocu ta k długo, dopóki Bóg nie da w zrostu (1 K or, 3,6.7).

N ajw iększą ta je m n ic ą ew angelizow ania je st p o k o - r a, k tó ra pro w ad zi ew angelistów do poznania ich w łasnych słabości i do spolegania n a mocy Ducha Świętego. E w angelia nie je st p o d aw a n a tylko w sło­

w ach ale w mocy i w D uchu Ś w iętym (1 Tes. 1,5).

A postoł P aw eł w y zn aje: „M oje k az an ie i m oje posel­

stw o n ie było pod aw an e w słow ach m ądrości ale w okazaniu D ucha i m ocy’ (1 K or. 2,4). N ależy wiedzieć, że n asi słuchacze b ęd ą p rze k o n an i i zw rócą się do C h ry stu sa nie dzięki naszem u m ą d re m u lub pięknem u p rze k o n y w a n iu lecz w w iększym stopniu dzięki n ie­

zbitym dow odom , k tó re D uch Św ięty doda do n a ­ szych bezsilnych słów. On będzie d em onstrow ał słu­

ch ający m — w pełn i mocy — to św iadectw o, które p o d ajem y w słabości, i w bojaźni, i w stra c h u w iel­

kim (1 K or. 2,3). D.L. M oody bardzo obrazow o opisał kiedyś przeżycia d n ia P ięćdziesiątnicy, kiedy to Ap.

P io tr pow iedział: „N iechajże tedy w ie z pew nością ca­

ły dom Izraela, że i P an em i C hrystusem uczynił Bóg, tego Jezusa, którego w y u krzyżow aliście” (Dz. Ap. 2, 36). D uch Ś w ięty pow iedział „A m en”, a ludzie ujrzeli to i uw ierzyli. T ak i my, w pełn i w iary , św iadczm y o P a n u Jezusie C hry stu sie i p olegajm y n a Duchu Ś w ię ty m !

oprać, wg J.S.

W KRĘGU BIBLII (6)

„Niech język mój opiewa Słowo Twoje"

STATYSTYKA PRZEKŁADÓW BIBLIJNYCH

W edług inform acji opublikow anej przez A m erykańskie T ow arzystw o B ib lijn e 1 (ATB), łączna ilość przekładów k s ią g 'b ib lijn y c h (stan na koniec 1976 r.) — na całym świecie — w y ­ nosi 1603. Znaczy to, że całe Biblie lu b po­

szczególne księgi istn ieją w 1603 językach, dia­

lektach i narzeczach. W ciągu ro k u 1976 ilość now ych przekładów w zrosła o 29 (poprzednio w ynosiła (1574). W tej g ru p ie przekładów m .in.

5 przy p ada na różne narzecza nigery jsk ie a 3 n a narzecza In d ian am erykańskich.

Jednocześnie ATB inform uje, że cała B i ­ b l i a została przełożona na 262 języki, N o ­ w y T e s t a m e n t -— na 401 języków a po­

8

szczególne c z ę ś c i B i b l i i na 940 języ­

ków. W tej ostatniej grupie ksiąg biblijnych, do najczęściej tłum aczonych należy Ew angelia wg M arka. E w angelia w g M ateusza cieszy się najw iększą popularnością w k raja ch m uzułm ań­

skich, E w angelia w g J a n a — w Indiach, a Ew an­

gelia w g Łukasza w k raja ch latyńskich.

NOWY PRZEKŁAD BIBLII N A JĘZYK WĘGIERSKI

P ierw szy raz po przeszło 360 latach ukazał się now y przekład P ism a Św iętego na jęz. w ę­

gierski 2. Synod Kościoła ew .-reform ow anego na W ęgrzech zaaprobow ał te n now y przekład i za­

lecił do u ży tk u w Zborach. D otychczasow y prze­

(7)

kład Pism a Św iętego — tzw . B iblia K aro ly ’iego

— pochodził z ro k u 1590, czyli b y ł tro ch ę „m łod­

szy” od naszej „B iblii B rzeskiej” . N ow y prze­

kład b ib lijn y w y d ru k o w an y został w nakładzie 30 tys. egzem plarzy i ja k in fo rm u je „P otsda- m er K ir che” — w przygotow aniu zn ajd u ją się następne w ydania.

P race przekładow e w ykonali — n a zlecenie W ęgierskiej R ady B iblijnej, placów ki, k tó ra na W ęgrzech zajm uje się k oordynacją p rac p rze­

kładow ych, drukiem i d y stry b u c ją P ism a Św ię­

tego — teolodzy refo rm ow an i i luterańscy.

„ P o tsd am er K irche nie p recy zu je w swej in ­ form acji,1 jak i c h a ra k te r m a now y przekład;

czy jest to tzw . „przekład kościelny” , czy też przekład ty p u „m od ern ” ?

EW ANGELIA W ŚWIĘTACH LUDU BOŻEGO STAREGO TESTAM ENTU

W kręgach ew angelicznego chrześcijaństw a na Zachodzie ukazała się p ublik acja past. V ik- to ra B uksbazena, pt. „T he G ospel in th e F easts of Israel” (Ewangelia z a w arta w św iętach ludu izraelskiego) 3). Z m arły przed k ilk u la ty A utor, był pasto rem refo rm o w anym w Polsce (w okre­

sie m iędzyw ojennym ) i ponadto pro w ad ził p ra ­ cę ew angelizacyjną w śród ludności żydow skiej.

In fo rm u jąc o w.w. książce jednocześnie p rag ­ niem y zwrócić uw agę n a kończącą się serię arty k u łó w d rukow anych w naszym m iesięczni­

k u; nosi ona ty tu ł: „Ś w ięta izraelskie i żydow ­ skie” i została n apisana przez P io tra K arela.

P ierw szy odcinek ukazał się w num erze 5 m ie­

sięcznika „C hrześcijanin” z r. 1976.

W NAW IĄZANIU

W naw iązaniu do naszych rozw ażań n a te ­ m at dziejów języka Starego T estam en tu (Ch.

n r 3/77, s. 10, I fra g m en t od góry, iż „Jezus ukrzyżow any, m odlący się do Ojca słow am i h e­

b rajskiego P salm u (22) ... nie został w łaściw ie zrozum iany przez stojących w okół ludzi...”), prag niem y uściślić, że z form alnego p u n k tu w i­

dzenia p atrząc n a te k s t biblijny, Jezu s C h ry ­ stu s m odlił się lub te ż cytow ał w inten cji m odlitew nej) t e k s t a r a m e j s k i , a nie tek st h eb rajsk i (por.: „Eli, Eli lam m a sabach- ta n i” ; M t 27,46). W oryginale h eb rajsk im sło­

w a te brzm ią następ ująco: „Eli, Eli lam a azaw - tarii” *.

O BIBLII W ENCYKLOPEDII RZYMSKOKATOLICKIEJ

O statnio ukazał się 2 tom encyklopedii rzy m ­ skokatolickiej w y daw an ej przez K U L 5. Cieszy nas fakt, że sporą część objętości tego tom u zajm uje hasło „B iblia” . A utorzy zajm u ją się klasycznym i tem atam i z zakresu w stęp u do Pism a Św iętego (jak nazw y, podział, pow stanie Biblii, przekłady, itp.) oraz inne ja k np. Biblia w duszpasterstw ie, w lite ra tu rz e pow szechnej i polskiej, w m uzyce, b ib lijn a h e rm e n a tu ty k a i teologia, biblijne języki, in sty tu ty , szkoły i in.

W dziale „B iblia a duszp asterstw o ” zacyto­

w ane są m .in. dwie znane s e n t e n c j e ś w.

H i e r o n i m a : „N ieznajom ość P ism a Św ię­

tego je s t nieznajom ością C h ry stu sa” i „Chrześ­

cijanin, k tó ry nie żyw i się Pism em , nie żyje” .

CZASY JOZUEGO I CZASY DZISIEJSZE

R zekł P a n do Jozuego: Bądź m ocny i bardzo m ężny, aby ściśle czynić w szystko w edług Za­

konu, jaki ci Mojżesz, Mój sługa, nakazał. Nie odstępuj od niego an i w praw o, ani w lewo, aby ci się wiodło wszędzie, dokądkolw iek pój­

dziesz. N iechaj nie oddala się K sięga tego Za­

konu od tw oich ust, ale rozm yślaj o niej we dnie i w nocy, aby ściśle czynić w szystko, co w niej jest napisane, bo w te d y poszczęści się tw ojej drodze i w te d y będzie ci się powodzi­

ło [...].

I rzek ł Jozue do całego lu d u : O ddajcie ted y P a n u zbożną część i służcie M u szczerze i w ie r­

nie; usuńcie bogów, k tó ry m służyli w asi ojco­

wie, gdy b y li za Rzeką, czy też bogom am orej- skim, w k tó ry ch ziem i m ieszkacie. L e c z j a i d o m m ó j s ł u ż y ć b ę d z i e m y P a n u.6!

I odpow iedział lud ty m i słow y: Niech nas Bóg uchow a od tego, abyśm y m ieli opuścić P a ­ n a i służyć inn y m bogom [...] P a n u Bogu na­

szem u, służyć będziem y i głosu Jeg o słuchać będziem y (por. Joz. 1,7— 8; 24,2.14.15.24).

— A ja k d z i s i a j słucham y, czytam y i w y ­ kon u jem y Słowo Boże?

ILE RAZY?

N iedaw no byłem św iadkiem rozm ow y dw oj­

ga m łodych chrześcijan w Z borze: „Pow iedz mi, ile ra z y przeczytałeś już B iblię w nowym przekładzie?” Chłopiec odpow iedział: „Czytam po raz drugi. Pam iętasz, że now y przekład u k a ­ zał się w e w rześniu 1975 roku. Skończę w tym ro k u «drugie czytanie», i zacznę czytać po raz trzeci” .

—■ W zw iązku z ty m pozwólcie n a p ytanie o szerszym zasięgu: „Ile raz y przeczytaliście Bi­

blię? W szystko jedno jaki przek ład — daw ny („B iblia G dańska”), czy now y („Biblia W ar­

szaw ska”)? Czy też jakikolw iek inny przekład?

I l e r a z y ?

oprać. M. K w.

1 EPS, n r 7/44, m a rzec 1977;

2 P otsdam er K irch e, n r 13/77, ż dn. 27 III 1977 r . ;

* V ictor B u k sb a z en , T he G ospel in th e F ea sts o f Israel, C hristian L iterature C rusade, Fort W ashington (1976);

4 B ib lia H ebraica (ed. R. K ittel, r. 1951; por. s. 992);

5 E n cyk lop ed ia K atolick a, tom II, K atolick i U n iw ersy tet L u­

b elsk i, L ublin 1976, szp. 1424; h a sło „B ib lia” i dział b ib lij­

ny: por. szp. 378—492;

« B ib lia, to je st P ism o Ś w ięte S tarego i N o w e g o Testam entu.

N o w y przek ład z ję z y k ó w h eb ra jsk ieg o i greck ieg o opra­

co w a n y p rzez K om isję P rzek ład u P ism a Ś w ięteg o , B r y ty j­

sk ie i Z agraniczne T ow arzystw o B ib lijn e, W fa rs

zawa

1975, s. 1352, cen a zł 110,—

7

(8)

Konstanty Sacewicz

PREZBITER KONSTANTY SACEWICZ Prezes Rady Zjednoczonego K ościoła Ewangelicznego

B rat K o n stan ty Sacewicz, od k w ietn ia 1975 roku prezes R ady Zjednoczonego Kościoła Ewangelicznego, uro dził się 21 m aja 1912 roku w Zelwie (obecnie ZSRR) w rodzinie G rzegorza Sacewicza, naczelnika m iejscow ego u rzędu pocz­

towego, i W iery z dom u Sm oktunow icz. Ro­

dzina była liczna, K o n sta n ty Sacew icz urodził się jako ostatnie, dziesiąte dziecko w rodzinie (miał pięciu braci i c z te ry siostry).

Podczas I w ojn y św iatow ej rodzina Sace- wiczów została w yw ieziona do K aługi, gdzie K onstanty Sacewicz spędził sw oje wczesne dzieciństwo. W 1917 ro k u zm arł ojciec, a tym sam ym w ychow anie licznej rodziny spadło na bark i ow dow iałej m atki. Ju ż od najm łodszych lat K o n stan ty Sacewicz — jak pisze w swoim w spom nieniu — in tereso w ał się spraw am i re li­

gijnym i, w ia rą w Boga. Ju ż jako chłopiec b a r­

dzo lu b ił „odpraw iać nabożeństw a” . W roku 1920 znalazł się po raz pierw szy w Zborze ew angelicznych chrześcijan w K ałudze, dokąd został zaprow adzony przez swego starszego b ra ­ ta, Jerzego, wówczas ju ż reg u la rn ie odw iedza­

jącego nabożeństw a ew angeliczne.

W ro ku 1922 rodzina Sacewiczów powró­

ciła do k ra ju i zam ieszkała w K obryniu. Tutaj też latem 1924 roku, podczas nabożeństw a, któ­

re odbyw ało się w ich domu, K o nstanty Sace­

wicz u w ierzy ł w Jezu sa C h rystu sa jako swego P a n a i Zbaw iciela. C hrzest w iary , przy którym służył m u jego starszy b rat, prezb. Je rz y Sace­

wicz, p rzy ją ł 16 lipca 1933 ro k u w e wsi Hańki na Białostocczyznie. Po chrzcie w ia ry powie­

rzono m u prow adzenie Szkoły Niedzielnej w Zborze Kościoła Chrystusow ego w Kobryniu.

N astępnie aż do w rześnia 1938 ro ku pracował w cen trali Z jednoczenia Kościołów C hrystuso­

w ych w K obryniu, pom agając m .in. w red a­

gow aniu działu polskiego m iesięcznika „Chri- stijanskij S oju z” .

W 1932 rok u K o n sta n ty Sacewicz ukończył szkołę śred n ią w Radom iu, a 12 m aja 1935 ro­

ku zaw arł zw iązek m ałżeński z K senią Kra- czyną, rów nież członkinią Z boru i nauczycielką Szkółki N iedzielnej w K obryniu.

We w rześniu 1938 ro k u K o n stanty Sace­

wicz zam ieszkał w Sosnow cu i podjął pracę za­

w odow ą w C en traln y m B iurze Budow lanym Zjednoczenia H utniczo-G órniczego „Modrze- jów -H an dk e”, udzielając się jednocześnie w pracy Pańskiej.

T rudne chw ile przeżyw ał w czasie okupacji niem ieckiej. Mimo polecenia policji niemiec­

kiej, nie przerw ano prow adzenia nabożeństw w języku polskim . Te ta jn e nabożeństw a od­

byw ały się w m ieszkaniu b rat. Sacewiczów.

Po w yzw oleniu Sosnowca, k tó re nastąpiło 27 stycznia 1945 roku, nabożeństw a zostały przeniesione do kaplicy ew angelickiej. W 1947 roku w oparciu O' Z bór sosnowiecki, zorganizo­

w ał także Zbór Kościoła Chrystusow ego w Dą­

brow ie G órniczej, gdzie przełożonym obecnie jest jego syn, br. H en ry k Sacewicz.

W ro k u 1948 K o n stan ty Sacewicz został ordynow any na urząd p rezbitera. Był w ybie­

ra n y do w ładz naczelnych Kościoła C hrystu­

sowego, a po w ejściu Kościoła Chrystusowego do Zjednoczonego Kościoła Ew angelicznego w rok u 1953, b ra t K on stan ty Sacewicz należy, bez przerw y, do R ady Kościoła. Był też przez kilka kadencji w iceprezesem R ady Kościoła, a od 26 k w ietnia 1975 roku spraw uje funkcję p re­

zesa R ady Zjednoczonego Kościoła Ewangelicz­

nego w PRL.

P.R.

(9)

ŚWIĘTA IZRAELSKIE I ŻYDOWSKIE (9)

Purim — Święto Losów

Św ięto Losów p rzy p ad a w d niu 14 A d ar 1, k tóry to m iesiąc jest ostatn im w relig ijny m roku żydowskim . W ro k u przestępn y m P u rim było obchodzone w A d ar szeni tj., w A d ar II.

W tedy to dzień 14 A d aru I nosił nazw ę „m ałe­

go P u rim ” i nie uchodził za święto, choć był w yróżniony w śród d n i pow szednich. K araici obchodzili P u rim zawsze w A d ar I. Św ięto było poprzedzone dn iem postu (w 13 Adai'). Samo słowo „ p u r” nie jest h e b ra jsk im w yrazem , lecz akkadyjskim i oznacza „los” albo „przeznacze­

n ie” (hebr. „gorał”).

K sięga E stery podaje powody, dla których św ięto to m iało być obchodzone. J e s t to zupeł­

nie inn a uroczystość i różni się od dotychczas om aw ianych. N ie b y ło to św ięto relig ijn e ob­

chodzone na cześć Ja h w e (którego im ię ani je­

den raz nie jest w spom niane w h eb rajsk iej księdze Estery). N ie łączyło się ze staro ży tn ą h istorią n arod u w ybranego i nie zaw ierało żad­

nych elem entów kultu . W edług przekazu bi­

blijnego P u rim jest p a m ią tk ą cudownego ocale­

nia Żydów przez M ardocheusza (nowe tłum . Biblii podaje im ię M ordochaj) i Esterę. W yda­

rzenie to opisuje księga Estery.

A chaszwerosz (syn D ariusza I, 485—465), król P ersji i Medii, w trzecim roku panow ania od­

trą c a sw oją m ałżonkę, królow ą W aszti („w y­

jątk o w a ”, „w yróżn io na”), poniew aż odm ów iła królow i przybycia i ukazania się dostojnikom królew skim , ab y ci m ogli podziw iać jej pięk­

ność (Est 1, 11.12). M iejsce W aszti zajm uje p iękna i skrom na dziew ica E s te r a 2, k rew n a i w ychow anica M ardocheusza, Żyda z pokolenia B enjam ina3. Ow M ardocheusz pełniący urząd strażn ik a n a dw orze k rólew skim w y k ry ł spi­

sek na życie kró la i ud arem n ił go. W ty m cza­

sie wzmogło się znaczenie w ielkiego wezyra, Ham ana, sy n a H a m e d a ty 4, k tó ry uniesiony pychą dom agał się od w szystkich posłuszeń­

stw a. M ardocheusz odm ówłi jed n a k oddaw a­

nia m u czci, dlatego H am an w niósł do króla p ro jek t w ym ordow ania w szystkich Żydów (3,5.6). O fiarow aw szy królow i dziesięć tysięcy talentów sre b ra (w dziesiejszym przeliczeniu tj. ok. 85 m ilionów fran k ó w w złocie), o trzy ­ m uje pozw olenie na zrealizow anie swoich pla­

nów. W yrok w y d a n y przez króla m iał być pod­

pisany w dniu, na k tó ry padł l o s tzn. — 13 A dar (3, 10— 14). G dy M ardocheusz dowiedział się o tym , rozd arł szaty sw oje 5 i ok ry ł się w o­

rem i p o p io łe m 6. Za pośrednictw em H ataka, jednego z urzędników królew skich, M ardo­

cheusz zaw iadam ia E sterę o grożącym niebez­

pieczeństwie. Ta nakazuje Żydom 3-dniow y post (4, 16), za ra d ą swego opiekuna udaje się do króla i u d arem n ia p lan y H am ana. S trącony z urzędu H am an zostaje pow ieszony w raz z 10 synam i (7,10; 9,14) na szubienicy, k tó rą sam

przygotow ał z m yślą o M ard o ch eu szu 7. N ato­

m iast M ardocheusz d ostępuje najw yższych za­

szczytów (8,2.15; 10,2.3).

N otatka z E stery 9,26 w y jaśn ia genezę św ięta w yw odzącą się z nazw y „ p u r” (los), k tó ry rzu ­ cono: „D latego nazw ano te dni P u r i m od słowa p u r ” (los). In n e nazw y tego św ięta to:

„Dzień M ardocheusza” (2 Mch 15,36) oraz „Dni O brończe”, k tó rą to nazw ę spotykam y u Józe­

fa Flaw iusza (Ant. XI, VI, 13).

Św ięto posiadało c h a ra k te r radosny „gdyż sm utek zm ienił się w radość, a dzień żałoby w św ięto; dlatego to w in n y one dni stać się dla Ż ydów dniam i uczty, wesela, w zajem nej w y­

m ian y d aró w i jałm użny udzielanej ubogim ” (Est 9,22). Z racji c h a ra k te ru św ięta w zbronio­

ne b y ły -—- podobnie jak w C hanuce — post i m ow a pogrzebow a. Rów nież zakazane było zaw odzenie żałobnych pieśni. Żydzi w tych dniach w strzy m yw ali się od pracy, choć nie by­

ło w y raźn ych nakazów . Szczególnie niew iasty unik ały w ty c h dniach zajęć, gdyż ocalenie na­

stąpiło dzięki niew ieście. W d niu św ięta P u ­ rim w synagogach czytano księgę Estery. Zgro­

m adzony lud przery w ał czytanie księgi w m o­

m encie, gdy padało im ię H am ana, b y poprzez głośne p ro te sty zagłuszyć to imię. Zebranie kończyło się błogosław ieństw em M ardocheusza i Estery.

Z biegiem lat św ięto zostało sprofanow ane.

R abini pozw alali ludow i upijać się, ta k że tru d ­ no było rozróżnić okrzyki p rzekleństw a H am a­

na i okrzyki radości wznoszone n a cześć M ar­

docheusza. Jeszcze później został wprow adzony zwyczaj zakładania w ty m dniu kostium ów , tak że św ięto to stało się żydow skim karnaw ałem .

SYMBOLIKA ŚWIĘTA PURIM

Św ięto C h a n u k a (Pośw ięcenia Św iątyni) om aw iane w poprzednim arty k ule, w sposób sym boliczny naw iązuje do w y d arzeń przed i ponadczasow ych, ukazując w alkę o T ron m ię­

dzy przeciw nikiem Bożym, a Pom azańcem.

W alka ta kończy się triu m fem Bożego Z w y­

cięzcy: On zajm uje T ro n „wszedłw szy do św iątyni [...] z w łasną krw ią, dokonawszy wiecz­

nego odkupienia” (H ebr 9,12).

In n a jest w ym ow a Ś w i ę t a P u r i m (Lo­

sów), k tó re uk azuje z kolei in n y szczegół Bo­

żego plan u zbaw ienia. Jako' ostatnie święto roku religijnego, rów nież w sym boliczny spo­

sób n aw iązu je do czasu ostatniego tzn. do eonu Kościoła. J u ż staro żytn i ojcowie Kościoła w idzieli w postaciach z księgi E stery pew ne obrazy — postacie typologiczne (zobacz: ob­

szerne opracow anie pt. „E stera — G w iazda Go­

rejąca — O blubienica” w num erach 3 i 4/76

m iesięcznika „C hrześcijanin”).

(10)

E s t e r a — głów na postać księgi, bez w ą t­

pienia jest t y p e m K o ś c i o ł a . J e s t ową oblubienicą p rzygotow ującą się na spotkanie z Królem. Spotkanie to uprzedza długi okres p rzy ­ gotow ania; okres pielęgnacji jej „uro d y kobiecej olejkiem m irrow ym i b alsam em ” (Est 2; 12).

Olej i balsam są sym bolam i m odlitw y i Ducha św. Dalej czytam y, że „K ról pokochał E sterę bardziej niż w szystkie kobiety i ona znalazła łaskę i zyskała u niego w zględy ponad w szyst­

kie dziewice. Toteż w łożył diadem królew ski n a jej głowę i uczynił ją królow ą zam iast W asz- ti. P otem w ydał kró l w ielk ą ucztę dla w szyst­

kich swoich książąt i dw orzan, ucztę Estery, prow incjom zaś przyznał ulgi podatkow e i po­

rozdzielał królew skie d a ry ” (2,17— 18). W ier­

nym odbiciem tego w y darzen ia jest te k st z Ob­

jaw ienia J a n a m ów iący o O b l u b i e n i c y C h r y s t u s a : „W eselm y się i ra d u jm y się, oddajm y m u chwałę, gdyż nastało w esele Ba­

ran k a i oblubienica jego przygotow ała się; I da- rio jej przyoblec się w czysty, lśniący bisior, a bisior oznacza spraw iedliw e uczynki św ię­

ty ch ” (19,7— 8).

O piekun Estery, M ardocheusz, Żyd z po­

kolenia B en jam ina (por. 2,5.7) „przechadzał się codziennie przed dziedzińcem kobiet, aby do­

wiedzieć się o zdrow iu E stery i o tym , co się z nią dzieje” (2,11). Jak o opiekun kierow ał rów nież jej decyzjam i w postępow aniu wobec króla (por. r. 4). M a r d o c h e u s z jest więc t y p e m D u c h a Ś w i ę t e g o , k tó ry rów ­ nież dla Kościoła, O blubienicy C hrystusow ej jest opiekunem , przew odnikiem oraz tym , k tó ­ ry przygotow yw uje na spotkanie z Królem..

Oddzielny rozdział stanow i postać H am ana ( t y p p r z e c i w n i k a B o ż e g o, S z a t a - n a). Słowo „h am an ” znaczy „buntow ać się” . Księga E stery m ówi o w ielkim u p ad ku H am a­

na i jego dzieci (7,10; 9,10). F a k t ten jest w y­

m ow nym końcem działalności Szatana i jego

„synów ” (por. Obj. 20,10; 21,8).

Oczywiście m ożna tu ta j m nożyć szczegóły obrazu i jego poszczególnych postaci, ale tę rzecz zostaw iam y czytelnikow i zalecając M u — w raz z m odlitw ą — to pouczające i błogosła­

w ione S tudiu m Biblii i życząc jednocześnie, aby Bóg otw orzył każdem u oczy i pom ógł ujrzeć m ądrość Tego, k tó ry przed w iekam i „przezna­

czył nas do synostw a” (Ef 1,5) o czym „wielo­

k ro tn ie i w ielom a sposobam i m ówił do ojców przez; proroków (rów nież przez, księgę E stery —r- przyp. aut.), a ostatnio do nas przez Syna, któ­

rego ustanow ił dziedzicem w szechrzeczy” (Hebr.

1, 1— 2).

Piotr Kareł

P r z y p i s y :

1 W S u zie, w P ersji, ob ch od zon y b y ł także dzień 15 i z tego p o w od u d zień 15 A daru n a z y w a się u ludu żyd ow skiego

„szu sza n P urim ” ;

2 Talm ud p ow iad a, że cztery p ię k n o śc i b y ły n a św ie cie, m ia­

n o w icie: Sara, A b igail, Rahab i Estera, zw ana inaczej Ha- d asą, ja k o że b y ła p od ob ną do m ir tu ; ta k ie b o w iem zna­

czen ie p osiad a to hebr. im ię. Traktat „M egiella’* (14a) za­

licza E sterę do sie d m iu p rorok iń izra elsk ic h ;

3 M idrasz ob jaśn ia, iż dlatego to p o k o len ie sta ło się godnym w y d a ć M ardocheusza — zb a w cę Ż yd ów , p o n iew a ż p ierw ­ sz e n a rozk az M ojżesza w k ro czy ło w m o r z e ;

« Talm ud orzek a, że n ie b y ł on w ła śc iw ie m ó w ią c w prostej lin ii sy n e m H am m edaty, le c z ciem ię ż y c ie le m pochodzącym od A g a g ity (Est 3,1). N a zw a ta w s k a z u je n a pochodzenie od a m a lek ic k ieg o k róla A gaga, starego w roga Ż yd ów z cza­

só w S au la (1 Sam 15,8); podczas gd y p rzodkiem Mardo­

ch eu sz a b y ł b en jam ita K isz, o jciec S au la (tam że 9,1.2);

s O rozd zieran iu szat w żałob ie (zob. 2 S am 1,11; Job 2,12);

6 Te o zn a k i ża ło b y b y ły częste u sta ro ży tn y ch H ebrajczy­

k ó w (por. Jer 6,26; A m 8,10; M ich 1,10; Job 2,12). Jak da­

le c e n iero złą czn y m o d żałob y b y ło p o sy p y w a n ie głow y p o p io łem , w ogóle tarzan ie się w p o p iele, dow odzi choćby fa k t, że w y ra z h eb r. „kadar” zn a czy : „ b y ć b ru d n ym ” i

„ b y ć p o n u ry m ” , „ p o sęp n y m ” ;

7 N a w sch o d z ie dla w ięk sz ej h ań b y w iesza n o zw ło k i zabi­

ty ch . P o sia d a n ie dużej ilo ś c i p o to m k ó w p łc i m ęsk ie j u ch o­

dziło u Ż yd ów za b ło g o sła w ień stw o (Ps. 127,3). W Persji, m a ją cy w ie lu sy n ó w , o trzy m y w a li n agrod y od władców.

D latego ty m w ię k sz y u p ad ek H am ana, gd yż w raz z nim p o w iesz o n o jeg o d ziesię ciu sy n ó w .

Obfitująca łaska

(W spomnienie o życiu Marii Śniegoń)

„A łaska Jego okazana mi nie była daremna”.

I Kor. 15,10.

Było to przed 1 w o jn ą św iatow ą. W pobliżu Cie­

szyna, w ie jsk ą d rogą szły m łode dziew czyny. Zm ęczo­

ne w ęd ró w k ą usiad ły n a ław ce p rzy drodze. O bok był Ogród. C hw ilę w ypoczynku dziew czyny postanow iły w ykorzystać n a śpiew anie pieśni, k tó re o statnio s ta ­ ły się bliskie ich sercom . Z u st ich p o p ły n ęła m elodia p ieśni: „Czy zobaczę cię przy z d ro ju ta m gdzie w iecz­

nej chw ały k r a j”.1) Ja k ż e m ocno za in te re so w ała ta pieśń p ra c u ją c ą w ogrodzie gospodynię. P rz e rw a ła sw oją p ra c ę 1 w słu c h iw a ła się w .słowa pieśni. Po chw ili podeszła do dziew cząt i rozpoczęła rozm ow ę n a te m a t pieśni. D ow iedziała się od n ic h o p rze ży ­

c iu n aw ró c e n ia i sp o tk a n ia z P an em Jezusem . Stało się to n a nabo żeń stw ie ew angelizacyjnym w Cieszy­

nie. Ś w iadectw a poruszyły do głębi gospodynię. Z a­

pro siła je do dom u i ta m za w a rła się bliższa znajo­

mość. N iedługo po tem gospodyni postanow iła iść dro­

gą n aślad o w a n ia P a n a Jezusa, stosow nie do Jego słow a zaw arteg o w P iśm ie Świętym . Gospodyni ta nazy w ała się G ó rn iak i m ieszkała w D olnym Żuko­

wie. W jej dom u po pew nym czasie rozpoczęły się nabożeństw a Z w iązku S tanow czych Chrześcijan. Dom ten zw ie się ta k że często „kolebką” przebudzeniow e- go ruchu Stanow czych C hrześcijan.

10

(11)

Je d n ą z . młodych, dziewczyn, k tó re w y d aw ały św ia ­ dectwo o zbaw ieniu, b y ła sio stra M aria Ś liw ka, d ru ­ gą zaś s io s tr a . M a ria K upka. Ja k o 18-letnia p an n a, M aria Ś liw ka (późniejsza sio stra Śniegoń), w 1908 r.

znalazła . się n a nabo żeń stw ie ew angelizacyjnym w Cieszynie. U słyszała w ted y rad o sn ą n ow inę o zb aw ie­

niu z u s t kaznodziei M ondzkiego. Z rozum iała, że po ­ trze b u je ułask aw ien ia. W tedy z w ia rą p rz y s z ła . pod krzyż Z baw iciela, k re w , P a n a Je zu sa C hrystusa o b ­ m yła jej serce. Od tej c h w ili rozpoczęło się now e ży­

cie. Jezus sta ł się jej P a n e m i pasterzem . Jego śla ­ dem postanow iła dalej kroczyć.

N iełatw a była jej droga życia, w cześnie bow iem zm arł jej ojciec. P ozostała ja k o 17-letnia dziew czyna z m a t­

ką ,i siostrą. W krótce p o d jąć m ia ła p rac ę zaro b k o ­ w ą w d ru k arn i.

Po naw ró cen iu błogosław ione chw ile pozw olił jej Bóg przeżyć w la ta c h 1914—1915. P rz eb y w ała ona w tym okresie w dużej w ów czas społeczności zborow ej w Brzegu. M ieszkając w dom u kaznodziei m iała m ożliwość zetk n ąć się z w ielu osobam i, k tó re Bóg używ ał w ru ch u przebudzeniow ym , a m.in. p a s to ra ­ m i: P aulem , Hurribergiem , Voigetem i innym i. N ie­

zm iernie w ażnym w jej dalszym rozw oju duchow ym było przeżycie n a p e łn ie n ia D uchem Ś w iętym i d ar obcych języków , k tó re z łaski Bożej w tej społecz­

ności dożyła.

Po pow rocie do rodzinnych stro n p ra c u je przez kilk a la t ja k o sio stra (diakonisa) zborow a. Z o dda­

niem i ofiarnością o p iek u je się osobam i chorym i, sa ­ m otnym i lub też starszym i. W tej p rac y zdobyw a w iele dośw iadczeń odnośnie życia duchow ego. Te przeżycia w pełn i w y k o rz y stu je w d alszy m sw oim życiu, w szczególności jako żona kaznodziei. W 1917 r.

w ychodzi zam ąż za b r a ta K aro la Sniegonia, znanego praco w n ik a n a N iw ie Bożej w naszej społeczności.

W zw iązku m ałżeńskim przychodzą n a św ia t dw aj synow ie: D aniel i K aro l oraz córka R uta. S iostra S niegoniow a dok ład ała w szelkich s ta ra ń aby p ro w a ­ dzić p rzy k ła d n y ch rz eśc ija ń sk i dom. P oniew aż jej m ąż praco w ał zawodowo, a rów nocześnie był kaznodzieją, szereg obow iązków należących zazw yczaj do męża, spadało n a nią. W staw ała w ięc w czesnym ran k ie m aby przygotow ać posiłek m ężow i i dzieciom. R e g u la r­

nie o godzinie siódm ej rozpoczynała m odlitw ę i czy­

ta n ie Słow a Bożego z dziećmi. C hw ile p o ran n y ch m odlitw głęboko pozostały w pam ięci obecnie do ro ­ słych ju ż dzieci. W ew nęarzny pokój i radość usposo- b ia ła ją do życia czynnego i pełnego w dzięczności dla P ana. Toteż z okien jej m ieszk an ia w ciąg u dn ia m ożna było słyszeć pieśni, u w ie lb ia ją e Boga, k tó re płynęły z jej ust. Ś p iew ała często, a w chw ilach w ol­

nych tow arzyszył jej m ąż, k tó ry rów nocześnie lubił grać n a fish arm o n ii. U lubionym i ich p ie śn ia m i były:

„K rólu m ój, k ró lu chw ały, Tyś m ój cel, m e p ra g n ie ­ n ie” i „K to się w opiekę p odda P a n u S w em u ” 2).

P rz y k ład n e życie oraz śpiew przyciągały uw agę sąsiadów . J e d n a ż sąsiadek, obecnie sio stra w P an u , często w spom ina pieśni, k tó re m ogła słyszeć i któ re zainteresow ały ją sp raw am i życiu duchow nego. O po­

w iad a ona, że gdy do kam ienicy, w k tó rej m ieszkała, w prow adzili się -braterstw o Śniegoniow ie, lokatorzy

MARIA I KAROL ŚNIEGONIOWIE

byli uprzedzeni do nich. M ówiono, że są odstępcam i od w iary. Rzeczyw istość dow iodła je d n a k ich głębo­

kiej religijności i ufności w Bogu. S ąsiadom podobał się p o rządek w m ieszkaniu, o k tó ry zaw sze sk ru p u ­ la tn ie troszczyła się siostra Sniegoniow a. Życie ro ­ d zinne i skrom ność zbliżyła do nich sąsiadów . Lody zostały przełam ane. P ew nego raz u gdy s. Sniegonio- w a n a s odw iedziła — o p ow iada t a siostra — pozo­

sta w iła nam tr a k ta t pod ty tu łem : „Co nas czeka”. To żywo ich zainteresow ało. P otem zaproszeni zostali na nabożeństw o do Dolnego Ż ukow a (w Cieszynie jeszcze zboru nie było). T am dożyli sp o tk a n ia z Z baw icie­

lem k tó ry w ziął ich w sw oje ram io n a i p rze p ro w a­

dził przez d alsze życie.

In n a n asza obecna siostra, odw iedzała często sw oich k re w n y c h m ieszkających w b u d ynku, w k tó ­ ry m żyli b-stw o Śniegoniow ie. O pow iada ona, że przed je j naw róceniem , często m ów iono je j o tej rodzinie.

Ja k o re lig ijn a kobieta stro n iła od nich, tr a k tu ją c ich ja k o odstępców od jedynego zbaw czego Kościoła. P ew ­ nego raz u coś się je d n a k zm ieniło. B yła u tychże k rew n y ch w niedzielę, gdyż poproszono ją a b y zaopie­

kow ała się ich dziećm i. W ty m ok resie przeżyw ała w ew n ętrz n y kryzys w życiu osobistym . G łęboka tę ­ sk n o ta za Bogiem sk iero w ała je j k ro k i do siostry Sniegoniow ej. Z aprosiła ją n a rozm owę. Sios. Snie- goń c h ę tn ie przyszła do niej. W tedy przed n ią w y n u ­ rzyła w szystkie sw oje pro b lem y i przeżycia. Ona zaś w sk az ała jej n a P a n a Jezusa, k tó ry może dopo­

m óc w każdej sp raw ie i chce być naszym p rzy ja cie­

lem. W serce jej tc h n ęła ufność pieśń, k tó rą n au czy ­ ła ją w ów czas śpiew ać sios. Sniegoniow a: „W objęciu Jezusow ym bezpiecznie czuję się” 3). Po ja k im ś cza­

i ł

Cytaty

Powiązane dokumenty

Bardzo ważną ich cechą jest oddziaływanie na mózg – zwiększają efektywność jego pracy (ważne szczególnie dla uczących się i osób starszych) oraz są ważne dla

Są jednak pewne niezbędne warunki, których przy tern przestrzegać należy i tak: nie powinno się w razie rozgrzania ciała pić na jeden raz za wiele i za

nawiści do samych siebie, uciekali w świat m arzeń, który wydawał się im bardziej bezpieczny niż świat ludzi i rzeczywistości.. Jeszcze inni uderzali głowami

Słowa, któ re usłyszał, w zbudziły jego zainteresow ania, dlatego też chętnie w łączył się do prow adzonej rozm owy.. N aw iązała się

( posłuchaj nagrania 3.09- dostępne w strefie ucznia Macmillan, przeczytaj historyjkę ze strony 90 i odpowiedz na pytanie)1. Is Iggie’s

w ied liw ien ie niemożności p rzyb ycia... Między równymi sobie stopniem, w zgl. Zawsze natomiast używaj należnego ty tu łu , gdy danego pana albo ponię.

Tak, że niestety dzieci traciły czasami na tym, bardzo traciły, ale też wiedziały… no jedna rzecz, którą sobie, żeby skończyć temat Matka i Dzieci, to nigdy – wybałuszył

Tajemnica wcie­ lonego Słowa oraz misteria Jego ziemskiego życia stanowią punkt odniesienia nie tylko dla rozwijanej przez nich teologii, lecz także dla misji Kościoła