BEZPŁATNY DOMTEIL
Katowice, dnia 20-go maja 1927.
nQBQQOQQQßQQOOQaQQQQ
Pozdrowienie majowe.
Zdrowaś Marjo! z wieży kościoła — Anielski dzwonek rozgłośnie woła, I leśne dzwonki w wtór przydzwaniają, Kwiateczki główki kornie skłaniają.
Hymn uwielbienia nucą ptaszęta:
Zdrowaś majowa, Królowa święta!
Zdrowaś Marjo! majowy Kwiecie!
Wszystko żyjące na ziemskim świecie, Co kocha Ciebie, służy Ci Święta — Matko Chrystusa bez skaz poczęta.
Choć ból rwie serce i gniecie troska, Tyś nam pociechą, o Matko Boska!
Zdrowaś Marjo! moja Królowo, Przez którą Ciałem się Boskie Słowo Stało, dla szczęścia ziemskiej ludzkości, Matko! Szafarko Boskiej miłości — Módl się za nami, za dziećmi Twemi, Zdrowaś Marjo! na niebie, ziemi!
M. Noskowicz.
önaamöOBBöBmmaüm
Rozważanie tygodniowe.
Dusza człowieka podlega lak samo burzom jak jezioro.
Zajście na jeziorze Genezaret, gdzie Chrystus Pan uśmierzał wichry i bałwany, odzwierciadla się w na- szem życiu wewnętrznem. Dusza człowieka bowiem podlega tak samo burzom jak każde jezioro.
Duszę naszą wzburzają uśpione złe skłonności, po
zostałe po grzechu pierworodnym, które raz po raz się w nas przebudzają i pragną opanować duszę naszą.
Każdy z nas jest obarczony takiemi skłonnościami, któ
re same w sobie jeszcze nie są grzechem. Grzechem dopiero wtedy się staną, gdy te złe skłonności świado
mie w czyn wprowadzamy.
Budzące się złe skłonności nie są wprawdzie grze
chem, ale też unikać ich należy, aby się nim nie stały.
Trzeba więc nasamprzód je poznać w samym sobie, gdyż o ile nie pozpa się źródła, o tyle go też zatkać nie można. Zielska nie wystarczy uciąć tylko, lecz trzeba
je z korzeniem wykopać. Zatem należy wszystko to usuwać, co podsycaćby mogło ogień namiętności, jak n. p. książki, obrazy, towarzystwa, osoby itp. Bądźmy w tern stałym! Zapanowanie nad namiętnościami jest większą zasługą od najcięższej pokuty. Zapobiegnie się tym sposobem dużo nieszczęść, Nie należy też zbyt
nio ufać temu, że zabijemy w sobie całkiem namiętno
ści i że ich się nie potrzebujemy już obawiać; żyją one w nas i czychają na każdą sposobność, nawet później
szy wiek nie chroni nas od popełnienia niedorzeczności Bądźmy więc stale na straży i nie zaniechajmy walki choćby nie wiedzieć, jak długo trwała. Pan Bóg nie dlatego nam tak bardzo utrudnia zwycięstwo, aby nas dręczyć, jak raczej dlatego, aby nagroda w niebie była tern wspanialszą. Oby Bóg nam w tern dopomógł łaską Swoją przenajświętszą.
Stary kataryniarz.
U wylotu jednego z przedmieść Poznania, gdzie ulice nie są już tak szczelnie zabudowane i tylko tu i tam widać stare pochylone domki, pamiętające czasy dawniejsze, stał przed jednym z tych domlców katary
niarz posiwiały i zgrzybiały jak one i wydobywał z ochrypłej katarynki stare melodje. Twarz jego poora
na zmarszczkami, powichrzona broda i wypłowiałe u- branie były jakby dobrane do całego otoczenia. Dzień w dzień, czy lato czy zima, pojawiał się gdzieś ze swą katarynką i wytrwałem wydobywaniem z niej melodyj, u których trudno nieraz już było rozpoznać jej wątek, usiłował spowodować jaką duszę litościwą do rzucenia mu grosika, boć więcej nie mógł się spodziewać. I tak jeszcze dosyć, że miał choćby na kawałek suchego chleba. Dawniej, ale to dość dawno temu, bywało i u niego inaczej. Miał dobrą pracę i dobry zarobek; u siebie w mieszkaniu czuł się jak w niebie. Miał dobrą żonę i kilkoro dobrych dzieci, było mu gwarno i weso
ło na łonie rodziny, nie znał wtedy trosk, które zdały się być hen gdzieś tak daleko, jak jasne niebo od ziemi.
Ale z biegiem czasu Wszystko się zmieniło. Żona umar
ła, dzieci podrosły, poszły gdzieś w świat i od lat już nie miał od nich żadnego znaku życia... Jakby o ojcu swym całkiem zapomniały a może już nie żyły...
Cały zatopiony myślami w tych dawnych, dawnych czasach stary kataryniarz wykręcał korbą z -katarynki piosenkę niegdyś bardzo znaną: Niech krążą, niech krą
żą kielichy wokoło, dłonią miłości podane!... Garstka dzieci, zwabiona muzyka, nowylatywała z okolicznych
domów, ująwszy się za rękę, otoczyła kołem katary
niarza i wyskakiwała w takt muzyki. Nie miał z tego ładnego zysku, ale ani myślał odpędzać dzieci, dla któ
rych pozostał serdecznym przyjacielem, darząc je mu
zyką przynajmniej, bo na co innego już go nie starczy
ło. A dnia tego odczuł jeszcze silniej swą nędzę, bo właściciel domu, w którym miał ciasny zakątek pod sa
mym dachem, wypowiedział mu i to marne sciiroinenie, ponieważ pozostał dłużnym za nie już drugi miesiąc.
Bolało go przy tern wielce, że kamieniczny pan obdarzył go przy tej sposobności wyzwiskami, na które nigdy nic zasłużył. Był biednym, to prawda, ale to też było jedyną stroną ujemną u niego, bo zresztą nikomu nigdy nic nie uczynił, za coby mu się wstydzić wypadało.
Rozmyślając tak swą niedolę, przegrał jednę sztuczkę i drugą, a nikt nie rzucił mu grosika do czapki, którą był położył na katarynce. Westchnął głęboko i już się za
bierał, by pójść dalej i próbować szczęścia gdzieindziej, gdy wtem pojawiła się od miasta niespodziewanie mło
da para, oboje elegancko ubrani, a pan podszedłszy bli
sko złożył całego złotego na katarynce. Kataryniarz podziękował mu gorąco i już miał odchodzić, gdy go przybysz przytrzymał za rękaw.
„Przepraszam, — rzekł przytem, — pan ze swoją katarynką obchodzi całe ulice i dzielnice i ma stąd mi- mowoli sposobność dowiedzieć się, gdzie ten lub ów mieszka, — nie może mi pan powiedzieć, gdzie tu w tój stronie mieszka niejakiś Stanisław Śmiglak, którego także kiedyś Muzykantem nazywano, ponieważ tak lu- biał muzykę i grywał na różnych instrumentach?
Na te słowa kataryniarz stanął jak wryty, wlepiw
szy oczy w obcego, i na chwilę jakby zapomniał mowy.
Co mógł on chcieć od człowieka, o którym wszyscy już zapomnieli, nawet urząd podatkowy, boć tym Sta
nisławem Smiglakiem był właśnie on sam!
„Smigiaka Stanisława pan szuka? zapytał po chwili. — A czegóż to pan chce od tego biedaka?
„On tu podobno gdzieś mieszka, — brzmiała od
powiedź. — Ja musze koniecznie się z nim widzieć w ważnej sprawie.
Dzieci, jak dzieci, otoczyły kołem kataryniarza i parę przybyszów, wyczekując odpowiedzi katarynia
rza, który się jednak z nią nie spieszył wcale.
„Cegoż pan chce cd niego? — rzekł po kilku chwi
lach. — Toć to biedak, o którym świat cały zapomniał .1 nie wiem, coby miał za styczność z ludźmi widocznie
bogatymi jak pan.
„Sprawa ma się tak. Oto przyjechałem co dopiero z Ameryki, gdzie się dorobiłem znacznego majątku i ożeniłem z tą oto kobietą, i teraz chciałbym wziąć do siebie mego starego ojca, właśnie tego Smigiaka Stani
sława, którego szukam.
„Jezus Marja! — wykrzykną na to,słaniając się z wzruszenia kataryniarz. — Toś ty chyba mój syn Ja
nek!
„Ojcze! — Tyle tylko zdołał przybysz wymówić,
* potem obaj przypadli sobie do piersi i na chwilę sły- jchać było tylko ciche szlochanie. — Chwała Bogu, żem
‘cię odnalazł! — dorzucił, odzyskawszy spokój. — A te
raz chodź zaraz z nami.
Podczas gdy dzieci rozleciały się, by matkom swym opowiedzieć, co to spotkało starego kataryniarza, któ- jrego cala okolica znała, trójka szczęśliwych łudzi uda- jła się do mieszkania kataryniarza i tam nasamprzód załatwiła rachunek gospodarza za komorne i rozdała między biedaków sąsiadów, co jeszcze miało jakąś war
tość. Tymczasem pani z Ameryki posłała jedno ze starszych dzieci po doróżkę, aby stary kataryniarz już nie potrzebował trudzić się chodzeniem daiekiem, a gdy dorożka zajechała, rzekła do kataryniarza, który cho
dzi! wciąż jakby we śnie:
„Tę oto katarynkę zabierzemy z sobą, boć ona nam dopomogła, żeśmy się odnaleźli i
Wychowanie.
Rodzice, szczególnie matki, nie zaniedbujcie swoich obo
wiązków.
Gdy słyszę o dzieciach zaniedbanych, o rodzicach, o matkach zapominających o swych obowiązkach na myśl mi przychodzi zdarzenie, którego sama byłam świadkiem.
Odwiedzałam częściej z panią Piotrowską z To w.
św. Wincentego biednych, czy to w wysoko położonych poddaszach, Czy w ciemnych, wilgotnych piwnicach.
Gdzieniegdzie zastawałyśmy chore matki — wdowy z gromadką dzieci wygłodniałych, gdzie indziej ukrytą biedę, wstydzącą się żebraniny, gdzieindziej znów nę
dzę wywołaną z własną winą.
Jednego wypadku nie zapomnę, póki żyć będę.
Pewnego razu wstąpiłyśmy do domu, w którym, jak nam się zdawało, nędza nie powinna była panować.
Na pierwszem piętrze pani Piotrowska zastukała do drzwi, a gdy jej nie odpowiedziano, otworzyła drzwi niezamknięte na klucz i weszłyśmy do kuchni, w której urządzenie było takie, jak zazwyczaj bywa w stanie robotniczym. Mogło tam było być bardzo ładnie, gdyby nie nieład, jaki tam panował, który wskazywał na to, że brak było w niej pilnej, porządnej ręki kobiecej. Me
ble i podłoga drewniana były nieczyste, szyby w ok
nach zabrudzone, a piec żelazny w rogu nieoczemiony.
Na nieczystym stole leżały resztki jedzenia, chich na
krajany, otwarty słój miodu obok przewróconej fili
żanki od kawy czarnej, z której na podłogę lała się ciurkiem kawa. Na tym samym stole stało jeszcze zwierciadło połamane, znajdował się też tam grzebień z włosami i nożyczki do palenia włosów. Pełno much obsiadło resztki chleba posmarowanego miodem, a w całej izdebce było duszno, gdyż pomimo gorącego dnia sierpniowego okno szczelnie było zamknięte.
Na środku kuchni stało wysokie krzesełko dziecięce;
w niem siedziało, raczej wisiało dziecko, może dwulet
nie, śłabiutke, wystawione na żar wpadających promie
ni słonecznych, które wprost piekły kruszynę bezbron
ną. Główka pochylona naprzód i bezkrwista twarzycz
ka pokryte były wrzodami, z których wyciekała ropa.
Mnóstwo much i kilka bąków naprzykrzały się dziecku, a niektóre z nich nawet posiadały na otwarte rany, dręcząc dziecko niemiłosiernie. Rączki jego bezwład
nie leżały oparte na poręczy krzesła, niezdolne do obro
ny, gdyż albo były za słabe, albo też dziecko widząc bezskuteczne swe starania poddało się swemu losowi.
Siedziało nieruchome, bez słowa skargi i bez jęku.
Gdyśmy się przybliżyły, spojrzało na nas swemi ciemnemi, mądremi oczkami smutno, boleśnie, oskarża- jąco! Z ust pani Piotrowskiej na widok tej biednej istoty padły słowa: „Ty biedny męczenniku mały!“
Potem szybko rozebrała się z płaszcza, nałożyła far
tuch przyniesiony w torbie, okno otworzyła szeroko i spieczone wargi dziecka zwilżyła czystą wodą. Wy
jęła je następnie z krzesła, położyła je sobie na kola
nach i wymyła czystą wodą całe ciałko udręczonego dziecka, czyniąc mu najniższe posługi. Łagodnie doty
kała się ran, a w końcu główkę gorącą obłożyła zim
nym okładem. A robiła to wszystko z taką pogodną twarzą, przemawiając łagodnym głosem do chorego dziecka. Potrzeba było do tego wielkiego zaparcia się siebie, bo ropa cuchnęła straszliwie, a wrzody same by
ły obrzydliwe.
Chore dziecko znosiło te zabiegi cichutko, nie spu
szczając oka ze swej -dobrodziejki, która je posiliła wre
szcie resztką mleka, stojącego w garnku niezakrytym.
Potem chciała jeszcze dziecko położyć do łóżka w przyległej izdebce, ale na niem w wielkim nieładzie le
żała pościel niezasłana jeszcze po nocnym spoczynku.
Szybko wstrząsnęłam poduszki ł kołderkę na łóżeczku
dziecięcym, gdy tymczasem pani Piotrowska małą dzie
cinę lekko na rękach usypiała. Położyła ją po zasłaniu do łóżeczka, głaszcząc uspokajająco rączki, dopóki dzie
cko nie zamknęło ocząt zmęczonych. Potem jeszcze znak krzyża zrobiła na czółku spokojnie śpiącej dzieci
ny i oddaliłyśmy się obiedwie, schodząc cichutko po stromych schodach z zadowoleniem, że ulgę sprawiłyś
my tej małej cierpiącej dziecinie! — —
Czyniąc zadość prośbie mojej, pani Piotrowska opo
wiedziała mi stosunki tej rodziny. Mąż był robotni
kiem pilnym i trzeźwym, ale za słabym wobec lekko
myślnego postępowania znacznie młodszej od siebie żo
ny. Zarabiał dostatecznie, na wyżywienie i utrzyma
nie rodziny, ale nie starczyło na zadowolenie wszyst
kich zachcianek próżnej żony. Była ona osobą lekko
myślną, chciwą zabawy, i lubiała się stroić, a której ciche domowe życie wydawało się więzieniem. A mo
gła dom swój uczynić rajem, ale do tego nie miała o- choty.
Nie wymawiała się od roboty, lecz wolała praco
wać poza domem w wesołem towarzystwie, a grosz za
robiony zużywała na swoje potrzeby, na kupno ładnej sukni, modnego kapelusza. Cóż to komu szkodziło, że malec przez kilka godzin pozostawał sam w domu?
Dosyć pracy wymagał; zresztą w kuchni był pewien, że go żaden wóz nie przejedzie. Wszak była młodą i pełną życia, nieraz też już żałowała tego, że tak ry
chło wyszła za mąż; ale nie pozwoli się więzić w do
mu, bynajmniej!
Nie pomyślała o tern, że przez swą płochość niszczy
ła szczęście całej rodziny, że nawet zatraciła w sobie przyrodzone uczucie matki.
Wkrótce po naszych odwiedzinach Pan Bóg zabrał do Siebie duszyczkę małego męczennika i przyjął go t pewnością do grona aniołków.
Czyż matce tej przy trumience swego dziecka nie Otworzyły się oczy, że przez jej winy zwiędł ów wątły pączek, ponieważ brak mu było ożywiającego słońca prawdziwej, ofiarnej miłości matki i jej opieki.
Kobiety z powyższych powodów nigdy nie powin- ne opuszczać dla zawodu domu i dzieci, gdyż staje się to jedynie nieszczęściem dla całej rodziny. Jeśli zaś nie
korzystne warunki wymagają tego, a matka musi szu
kać zarobku poza domem, natenczas koniecznym obo
wiązkiem matki postarać się o dostateczny dozór i o- piekę nad dziećmi. Gdzie starsze już dzieci są w domu, niech matka wychowuje je w właściwem poczuciu od
powiedzialności wobec młodszego rodzeństwa. Jeśli niema starszych dzieci w domu lub krewnych bliższych, natenczas dzieci należy oddawać do ochronek, gdzie doznawają przez cały dzień opieki należytej, tak, że za
robkująca matka bez troski może pracować.
Znajdą się może też i kobiety bezdzietne, panny do
rosłe, bez zajęcia obowiązkowego, które w imię chrze
ścijańskiej miłości bliźniego zaopiekują się chętnie dzieć
mi kobiety zarabiającej na utrzymanie rodzny. Zasłu
żą one sobie istotnie na wieczną nagrodę, gdyż Chrystus Pan mówi; „Kto jedno z nich przyjmie, Mnie przyj
mie“.
Nie dręczcie zwierząt
Mówi się nieraz o znęcaniu się dzieci nad zwierzę
tami, ale to samo zło można też zauważyć u dorosłych.
Czy potrzeba dopiero przytaczać przykłady, jak w mieście i na wsi zbytecznie obciążane i dręczone by
wają konie i bydło, jak bite i kopane bywają psy, przy wózkach zaprzężone? Każdy z nas wprost codziennie ma sposobność przyglądania się takim wypadkom. A cóż się dzieje przeciwko temu? Tyle co nic! Zda
rzają się nieliczne zasądzenia na drobne kary, o ile świadek takiego znęcania się ma odwagi tyle, iż poda sprawę tę do sądu. Zazwyczaj przechodnie litują się nad zwierzętami biednemi, ten i ów może z nich powie
kilka słów ostrego napomnienia surowemu woźnicy, n»
które tenże wyzwiskami odpowie, ale nikt nie zechce przywołać posterunku policyjnego lub spisać krótkie sprawozdanie do policji z podpisem kilku świadków.
Po części każdy uniknąć pragnie zazwyczaj policyj
nych przesłuchów i zachodów z tern połączonych. Co- prawda jest to fałszywe zapatrywanie. Gdyby ci drę
czyciele zwierząt przekonani byli o tern, że nie ujdzie im ich znęcanie się nad bezbronnemi zwierzętami, na
tenczas nie zachodziłoby tyle wypadków podobnych.
Znamy pewnego właściciela koni, który wszystkich swych parobków nauczył obchodzić się dobrze z końmi, a udało mu się to z pomocą dwóch bardzo prostych środków, które polecamy do naśladowania. W staj
niach umieścił daleko widoczne kartki z napisem, że każdy parobek natychmiast zostanie zwolniony ze służ
by, jeśli właściciel przy wieczornych oględzinach na koniach przez niego jeżdżonych zauważy pręgi i zgru
bienia wywołane batem i biciem. Prócz tej groźby je
szcze istniał dodatek, że właściciel wypłaci co sobotę za dobre obchodzenie się z końmi pewną ustaloną sumę pieniędzy. Co prawda właściciel niejednego złotego musiał wypłacać co tydzień, ale za to konie w najlep- szem zdrowiu zdolne były zawsze do wydajnej pracy.
Pod koniec tej rozprawy zwracamy się w tej spra
wie też do kobiet, zwłaszcza wiejskich. Dużo jeszcze zachowało się okrutnych sposobów zabijania drobiu i drobnych zwierząt domowych. Mamy na myśli zabi
janie gołębi, kur, gęsi, królików itp. Jedno źgnięcie w ciemię lub przecięcie ciemienia wystarczy do zabi
cia stworzonka takiego w jednej chwili, ponieważ prze
cina się od razu szpik kości pacierzowej od mózgu, czem wywołuje się śmierć natychmiastową i prawie bezbo- lesną. Podcięcie gardła, które może nastąpić po lgnię
ciu w ciemię, dla odpłynięcia krwi, wywołuje powolną śmierć męczącą, ponieważ mózg i szpik kości pacierzo
wej jeszcze przez dłuższy czas pracują w całej pełni.
Człowiek, który się wedle słów Ewangelii św. li
tuje nad swem bydłem, przy staraniu się o swój in
wentarz pamiętać będzie o tern, że jak jemu samemu, tak i zwierzętom przyroda udzieliła odczucie bytu, któ
rego nie należy niepotrzebnie wywoływać. Wszystko to, co człowiek robi, by sprawić ulgę lub uprzyjemnić życie zwierzętom, odbija się korzystnie na samym wła
ścicielu, bo tym sposobem osięga konie, bydło i drób zdrowy, zdolny do pracy i cennej jako bydło na rzeź.
Jeśli więc już nie poczucie szlachetne w człowieku przemawia za tern, aby się dobrze obchodzić z zwierzę
tami, to niech to mądrość uczyni ze względu na zyski.
Częstokroć na wsi jeszcze panuje zwyczaj obrzy
dliwy, że się nadliczbowe kocięta wynosi w koszu da
leko w pole, do lasu lub też w pobliże innej wsi i tam pozostawia się losowi. Surowy ten zwyczaj musi wy
wołać w każdym lubowniku zwierząt oburzenie, gdyż po większej części zwierzątka te bezradne giną powolną śmiercią z głodu i zimna. Oczywiście nie można za
trzymywać wszystkich kotów, które się ulegną, albo też znaleźć dla nich odpowiedniego pomieszczenia, jednakże można je zabić w sposób szybki i jak najmniej bolesny!
Tętnu na przeszkodzie nieraz staje zabobon śmieszny, który głosi, że „kto kota zabije, temu padnie sztuka by
dła”. A czyż lepiej pozwolić kociakowi na powolną śmierć głodową? Gorzej jeszcze, gdy rodzice dzieciom swoim każą zanosić kotki na pewną śmierć w owe od
ległe miejsca. Czyż w dzieciach nie zabija się uczucia litości wobec stworzeń bezbronnych, a co gorsze, kto się staje bezlitościwym wobec zwierząt, stanie się też
kiedyś wobec swoich bliźnich. i
Jeśli się komu wydaje śmiesznem lub niepotrzeb- nem, że ujmujemy się za kotem, stworzeniem bezuźy- tecznem, ten niech pamięta o tern, że każde, nawet naj
mniejsze zwierzątko jest stworzeniem Bosktem, o któ- rem Pismo święte mówi, że sprawiedliwy lituje się na«
wet nad bydłem swojem.
'..r~*•t-' O * i •- .... .. - ■ . . ~...
Rady domowe.
Chcąc zachować drób zabity
j>rzez dni kilka w świeżym stanie, należy włożyć do wypatroszonego ptaka ostruganą cebulę, która wchłania wszelkie zarazki. Przed gotowaniem lub pieczeniem o- czywiście trzeba usunąć cebulę. Pokrajana w plasterki obrana cebula surowa, którą się położy na surowe mię
so, chroni je także od zepsucia.
Użyteczność soli.
Sól utrzymuje w świeżym stanie wszelkiego ro
dzaju mięso przez długi przeciąg czasu.
Sól ożywi dogasający ogień.
Sói usunie plamy z marmuru.
Sól jest doskonałym środkiem do czyszczenia że
lazek do prasowania.
Sól w wodzie i w innych płynach powoduje wol
niejsze ich wrzenie.
Sól zmieszana z sodą jest doskonałym środkiem na ukąszenie pszczół i os.
Sól i woda stanowią doskonałe lekarstwo przy bólu gardła.
Sól i gorąca woda spowodują szybkie odtąjanie za
marzniętych rynien.
Sól usunie plamy od herbaty z filiżanek wykona
nych z delika tne] porcelany.
Sól dolana do śniegu stworzy mieszaninę o wiele zimniejszą od śniegu.
Sól rzucona na ogień, ugasi ogień w kominie.
Sól i ciepła woda, to środek dobry na wymioty w wypadkach zatrucia.
Sól posypana na piec kuchenny zapobiegnie nie
przyjemnej woni, mogącej zanieczyścić powietrze w mieszkaniu po rozpryskaniu się tłuszczu na blachy roz
palone.
Sól ogrzana i wtarta w plamę na jasnej materji, u- sunie ją i sprawi, że materia wyglądać będzie jak nowa.
Sói dodana do wody, w której się po praniu płóczc bielizno, zapobiegnie jej zmarznięciu podczas mrozu na górze.
Sól bardzo szybko czyści wannę i wogóle naczynia emaliowane, które straciły kolor.
Sól, rozsypana w niewielkiej ilości na patelni, za
pobiegnie rozpryskiwaniu się topionego na niej tłusz
czu.
Skiśaiętem mlekiem,
ale nie zgęstniałem, doskonale można wygładzić podło
gi malowane i linoleum. Już kilka kropli wystarczy, aby podłoga nabrała ładnego połysku. Zważać tylko należy, aby mleko nie wyschło na podłodze; należy je zaraz rozetrzeć i w końcu jeszcze podłogę przetrzeć suchym, miękkim płatem. Sposób ten jest tam wskaza
ny, gdzie niema dobrego smarowidła na podłogi lub też osoby wrażliwe, które nie znoszą jego zapachu.
Różne sposoby czyszczenia.
Plamy po malarzach usuwa się z linoleum letnią Wodą z dodaniem kilku kropli salmjaku. Plamy z oleju na podłogach i materiałach giną po potarciu olejem ter
pentynowym. Popiół z pończoszek do gazu nietylko służy jako środek do czyszczenia metali, ale zarazem zwierciadeł i szkła. Przedmioty srebrne, które służą do ozdoby mieszkań lub też świeczniki, należy co mie
sić raz potrzeć salmjakiem i szybko wytrzeć na su
cho miękkim płatkiem.
Unikać należy stawiania ciepłych potraw do lodowni, bowiem para z nich uchodząca niedobrze wpływa na resztę potraw, w niej się znajdujących. Powinno się też co najmniej raz, na tydzień wysiarkować lodownię, oczyścić, następnie dobrze ją trzeba wywietrzyć. Łat
wiejszym sposobem odkażania lodowni jest regularne
' wymywanie co kilka dni wodą, w której rozpuszczono kilka ziarnek kall hypermanganicum. Rozczyn powi
nien hyć lekko zaróżowiony, fioletowy bowiem niszczy metalowe deseczki i ściany lodowni
Zatkany odlew wodociągowy.
Jeśli do wylewu w kuchni stale wylewa się od
padki, zdarzyć się może, że te skłębią się w kolanie wy
lewu, tak, że woda nie może odpływać. Jeśli w rurze zbyt głęboko osadziły się odpadki, przekłuwanie dru
tem na nic się zda. Napełnić w takim razie wylew wodą pod sam wierzch prawie 1 płaską rękę położyć na otwór (dziurki) wylewu i podnosić rękę raz po raz, to znowu spuścić, ponieważ przez podnoszenie ręki wo
da w zatkanem miejscu rury też się podnosi. Tym spo
sobem nieczystości zostaną poruszone i zluźnione. Wo
da wtedy łatwiej się przedostanie przez nieczystości, aż wreszcie takowe całkiem spłucze. Zabieg ten nale
ży kilka razy powtórzyć, zależy to zresztą od większe
go lub mniejszego zatkania. Skutek prawie zawsze jest dodatni.
Szuflady spęczniało.
U mebli, które dłuższy czas stały w wilgoci, czę
sto się spaczają szuflady. Nieraz pomaga kilkakrotne nasmarowanie spodu szuflady i lisztwy w stole lub sza
fie mydłem jędrnem. Przy uporczywych wypadkach trzeba dokładnie spód szuflady zetrzeć papierem szkla
nym lub pilnikiem. Wystrzegać się trzeba heblowania, gdyż tego podjąć się powinien jedynie stolarz. Po star
ciu papierem szklanym lub pilnikiem jeszcze można li- sztwę namydlić, a napewno szuflada gładko będzie moż
na wyciągać.
Łatwe wypróżnianie naczyń.
Polecono komuś wypróżnienie kilku naczyń, napeł
nionych wodą.
Woda ma być wylana z naczyń do lejka, skąd zno
wu ma być przeprowadzona przez rurę. Lejek niżej le
ży od dna naczyń kamiennych i tak ciężkie, że nie moż
na ich nachylić, a nie mają żadnych kurków u spodu.
W jaki sposób można zatem naczynia te najprędzej i najwygodniej wypróżnić?
Ogólnie przypuszczałby należało, że jedynie za po
mocą chochli lub wiadra możnaby przelać wodę do lej
ka, tymczasem o wiele łatwiej da się to uskutecznić inaczej. Włożyć do każdego naczynia wąż gumowy, tak, aby otworem dosięgał do dna naczynia. Potem u- stami wyssać cokolwiek wody z drugiego końca węża aż woda zacznie wypływać i wprowadzić go do lejka.
Woda wtedy do ostatniej kropli przeleci do lejka.
Niestety sposobu tego nie można wszędzie zastoso
wać. Da się jedynie zastosować tam, gdzie dno peł
nego naczynia wyżej leży niż otwór naczynia, które ma być napełnione.
Oto przykład: Przy praniu w pralni zazwyczaj dużo trudu sprawia wypróżnianie wielkiego kotła. Spo
sobem wyżej opisanym żmudną tę pracę można wyko
nać bez trudu, ponieważ wodę wylewa się na podłogę kamienną, która niżej leżyż od kotła. Ponieważ chodzi w tym wypadku o wodę brudną, zazwyczaj gorącą, mo
wy niema, aby się ją wyssało ustami. Głównie chodzi o to, aby wydobyć powietrze z węża. Osięga się to w ten sposób, że się wąż napełni wodą, górą i dołem przytrzyma, aby woda nie wypłynęła, a włoży jeden koniec riä"dno kotła, drugi zaś spuścić na ziemię. Woda wtedy wypłynie z kotła do ostatniej kropli.
Łatwe czyszczenie okien zimą.
Podczas miesięcy zimowych czyszczenie okien u- trudnia powolne suszenie, przez co dużo traci się czasu zanim szyby nabiorą blasku. Zapobiec temu można, jeśli się do wody doleje na wiadro wody łyżkę okowity.
Ułatwi to czyszczenie, gdyż szyby prędzej wyschną.