• Nie Znaleziono Wyników

Z dziejów mentalności feudalno-konserwatywnej

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Z dziejów mentalności feudalno-konserwatywnej"

Copied!
21
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

A R T Y K U Ł Y R E C E N Z Y J N E

JULIUSZ BA RDA CH

Z dziejów mentalności îeudalno-konserwatywnej

(w zw iązku z książką ks. W aleriana. M e y s z t o w i c z a , G aw ędy o czasach i ludziach t. I: Poszło z d y m e m , t. II: To co trw ałe, Polska

F u n d a c ja K u ltu ra ln a , L o ndyn 1973— 1974, s. 325, 187)

I. Ź R Ó D ŁO DO H IS T O R II M E N T A L N O Ś C I

W spółczesna h istorio g rafia fra n c u sk a rozw ija z pow odzeniem k ie­

ru n e k b ad a ń o k reślany jako h isto ria m entalności (m entalité). O b ejm u je ona nie tylko dzieje um ysłow ości, ale ró w nież obszerny zak res zjaw isk należących do dziedziny społecznej świadom ości a stw arzający ch o k reś­

lony k lim a t ideow y, em ocjonalny i in te le k tu a ln y . W h isto rio grafii pol­

skiej, ja k dotąd, rzadkością są p race u jm u jąc e przeszłość w ty m asp ek ­ cie. Nie ze w zględu na b ra k m ateriałó w . D zieje now ożytne i n ajn o w ­ sze Polski z ich zróżnicow aniam i społecznym i i narodow ościow ym i, z podziałam i dzielnicow ym i p oddającym i ludność poszczególnych zabo­

rów w ielo rakim oddziaływ aniom m ocarstw ościennych i ich k u ltu r, ze świadom ością społeczną i polityczną nacechow aną w znacznym stopniu w ish fu l th in k in g , czyli — ja k to n azyw ał M elchior W ańkow icz —

„chciejstw em ”, pozostającym w niezgodzie z „rzeczyw istą rzeczyw i­

stością” (w edług określenia K azim ierza B a r t l a ) , n a d a ją się dosko­

nale i do tego ro d zaju ujęć. Ich plastyczność może być zw ielokrotniona przez diachronię pom iędzy m entalnością tkw iącą nieraz — w w iększej lub m niejszej m ierze — w przeszłości a współczesnością, k tó rą się ocenia z pozycji tej przeszłości.

A spekt h isto rii m entalności je s t — sądzę — n a jb a rd zie j w łaściw y przy ocenie dwóch tom ów w y d an y ch niedaw no w spom nień księdza p ra ­ ła ta W aleriana M e y s z t o w i c z a . Są to — w odróżnieniu od k la ­ sycznego ty p u pam iętn ik a — „G aw ędy o czasach i ludziach” , ja k n a ­ zw ał je au to r, pośw ięcone ludziom m u bliskim lub postaciom w y bitny m , z k tó ry m i m iał okazję zetknąć się w czasie swego długiego życia. R a­

zem ty ch sy lw etek je s t dziew ięćdziesiąt. E lem en t autobio graficzny w y ­ stęp u je w kontekście ty ch rela cji na dalszym planie, nie zaś jako pod­

staw ow y trzon w spom nień. W ty tu le a u to r w yeksponow ał elem en t cza­

su. Są to opowieści o czasach m inionych. R ów nież o ludziach, k tó rzy już zeszli z a re n y dziejów. W tom ie I z a ty tu ło w an y m „Poszło z dy ­ m em ” je s t p rzede w szystkim m ow a o ziem iaństw ie a zwłaszcza o jego elicie m ajątk ow ej i rodow ej — g ru p ie społecznej, z k tó rą a u to r czuje się solidarny, k tó re j pam ięć p rag n ie uwiecznić. J e j u stąp ien ie ze sceny dziejow ej odczuwa boleśnie, choć zdaje sobie spraw ę, że je s t to odejście bezpow rotne. Tłum aczy to pesym izm ty tu łu tom u pierw szego stan o w ią­

cy tra w e stac ję ty tu łu głośnej pow ieści M a rg a ret M itchell.

Nic jed n a k nie przem ija bez śladu. I ta k jak w życiu w spółczesnych stanów południow ych A. P. w y stę p u ją elem en ty m entalności konfede­

PKZEGLAD HISTORYCZNY, TOM LXVIII, 1977, zesz. 1.

(3)

rató w , ta k pozostałości p ostaw zrodzonych w środow isku a ry sto k ra c ji ziem iańskiej d ają znać o sobie w zgoła nieoczekiw anych ko ntekstach.

W ystarczy przypom nieć opublikow any przed p a ru la ty w „P o lity ce”

esej „M itra pod kapeluszem ” i żyw ą w okół niego polem ikę, o k tó re j ktoś pow iedział, że stanow i w istocie dalszy ciąg w alki średniej szlachty i m agn aterią.

Tom d ru g i o bard ziej program ow ym ty tu le („To co trw a łe ”) o bej­

m u je trzydzieści sylw etek, głów nie re p re z e n ta n tó w h iera rc h ii duchow nej z sześciu k o lejn y m i papieżam i — od Leona X III do J a n a X X III — na czele, k ilk a czołow ych postaci em igracyjnych, p a ru dyplom atów polskich i obcych w R zym ie oraz w spom nienia o k ilk u osobach au to ro w i bliskich.

Dla zrozum ienia k lim atu om aw ianych w spom nień trz e b a p rzyp om ­ nieć — choćby n a jk ró c ej — postać ich a u to ra . B ył synem A lek san d ra M eysztowicza — dziedzica rozległych w łości z c e n tru m w Pojościu, w ice­

przew odniczącego zgrom adzenia szlach ty g u b e rn i kow ieńskiej, w o k re ­ sie 1906— 1917 członka p e te rsb u rsk iej R ady P a ń stw a , w la ta c h L itw y Środkow ej prezesa K om isji Rządzącej czyli — ja k pisze a u to r — „su - w e re n a ” tego efem erycznego tw oru , potem prezesa W ileńskiego B ank u Ziem skiego, m in istra spraw iedliw ości w rządzie J . Piłsudskiego (od 2 października 1926 r.), gdzie w raz z K arolem N iezabytow skim re p re z e n ­ tow ał k o n serw aty stó w . A lek san d er M eysztow icz b ył czołową postacią gru p y , k tó rą w o kresie m ięd zyw o jen n ym określano m ianem „żubrów w i­

leń sk ich” . O k reślen ie to akcentow ało, że je s t to g a tu n e k ginący, ale jednocześnie pozostający pod szczególną ochroną. Z aznaczała się ona zwłaszcza w dobie rządó w pom ajow ych, k tó ry m teź g ru p a „żu b ró w ” udzielała swego poparcia. To sprzężenie zw ro tn e g rało w grun cie rzeczy aż do końca II Rzeczypospolitej.

W alerian M eysztowicz k ształto w ał się pod przem ożnym w p ły w em osobowości i m entalności ojca. Ta m entalność i zw iązana z nią sfe ra idei społeczno-politycznych sięgała czasów R zeczypospolitej szlachecko-m ag- nackiej Ideałem politycznym była Rzeczpospolita obojga narodów , k tó ­ rą W. M eysztowicz gotów je s t rozszerzyć na Rzeczpospolitą tro jg a n a ­ rodów o b ejm u jąc n ią rów nież i U kraińców .

Jeśli b y t polityczny daw nej Rzeczypospolitej w m łodości W aleriana M eysztowicza należał do przeszłości, to inaczej rzecz m iała się z u stro ­ jem społecznym . Tu elem en ty przeszłości b y ły wciąż żywe. S ta ły się one p u n k tem w yjścia obrazu stosunków społecznych, k tó re p a m ię tn i- karz p rzed staw ia jako pew nego ro d zaju „ ty p id ea ln y ” .

Społeczeństw o L itw y h istorycznej, ściślej jej części zachodniej, w latach p rzed I w o jn ą św iatow ą — ja k pisze W. M eysztowicz — m ów iło różnym i językam i, ale jednocześnie było hom ogeniczne, bo połączone z jednej stro n y w ięzią pionow ą w postaci uśw ięconej tra d y c ją h ie ra rc h ii społecznej, z d ru g iej w spólną religią, k tó ra stano w iła więź ty m siln iej­

szą, że przeciw staw iała jej w yznaw ców : Polaków , L itw inów , B iałoru ­ sinów — k atolików , o d m iennem u w yznaniow o zaborcy. P a n u jąc a w ty m społeczeństw ie h ie ra rc h ia b y ła — w p rzek on aniu a u to ra — w y raźn a i niepodw ażalna. Czołowe m iejsce zajm ow ali panow ie — członkow ie w ielkich rodzin, k tó re o kreśla m ian em „rodów sen ato rsk ich ” . „W arstw a

1 Por. Cz. M i ł o s z , Stereotyp u Conrada [w:] Conrad żyw y, Londyn 1957, s. 93, k tó ry pisał: „U szlachcica kresowego w yraźniej niż u innych występowały zasadnicze leitmo,tywy polskiej — — uczuciowości politycznej, sięgające czasów dawnej Rzeczypospolitej”.

(4)

MENTALNOŚĆ KONSERWATYWNO-FEUDALNA

p anów — napisze — dziedziczy po sen ato rach R zeczypospolitej praw o i obow iązek do rząd ó w W ielkim K sięstw em L itew sk im ’1 (I, s. 117).

N ajch ętn iej używ a tu a u to r o k reślenia „panow ie” , bo jest to słow nictw o h isto ry czn e W ielkiego K sięstw a („panow ie ra d a ”). N iechętny je s t te r ­ m inow i „ a ry s to k ra c ja ” , bo nie godzi się on z zasadą rów ności szla­

checkiej. T eoretycznej zresztą, bo w p ra k ty c e służy ona W. M eysztow i­

czowi dla uzasadnienia p rzew odnictw a „p anó w ” (czy „rodów se n a to r­

sk ich”) n a d szlacheckim ogółem. Do rodów ty ch należało n a tu ra ln e przew odnictw o zarów no w stosunku do szlach ty jak i niższych w a rstw społecznych. Członkowie ty ch rodów byli też p red esty n o w an i — jeśli w y b ierali k a rie rę duchow ną — do przew odnictw a h ierarch ii kościel­

nej. P rz ed sta w iają c ta le n t ad m in istra c y jn y k a rd y n a ła Adam a S apiehy w yjaśnia jego podłoże w słow ach: „To szczególne uzdolnienie w yrabia się p rzy gospodarow aniu na dużych obszarach: posiadał je w W ilnie biskup Ropp; je s t to cecha rzad k a, stosunkow o częściej sp o tyk an a u w ielkich ro dzin ” (II, s. 85).

K o lejn y szczebel h iera rc h ii społecznej to szlachta, p rzede w szystkim folw arczna. Poza tą gru p ą je s t jeszcze rzesza dro bn ej, często nie posia­

dającej, szlachty. Z niej to re k ru to w a li się dzierżaw cy, ad m in istracja dóbr pańskich, w reszcie służba obsługująca bezpośrednio „panów ” jak pokojowe czy ku charz, k tó ry m u M eysztow iczów był A leksander R ym ­ kiewicz.

D alej ju ż byli chłopi. P ostaw ę W. M eysztowicza w obec lu d u w ie j­

skiego cech u je p a tern alizm odw ołujący się do feudalnej przeszłości, jako do w iek u złotego. W szkicu o sta ry m oficjaliście Szukisie pisze, że „był on in te g ra ln ą częścią dw oru, razem z ty m i kilkom a setk am i ro ­ dzin [c h ło p sk ic h ]---z całą ludnością ty ch kilkudziesięciu kilom etró w kw ad rato w y ch dorzecza Jo sty , k tó ry m z w oli w ielkich k siążąt przew o­

dzili panow ie [M eysztowiczowie — przyp. JB ]. B ył on jak wszyscy zw iązany z ty m i p an am i w jed n ą całość so lidarn ą i z w a r t ą ---. Taki był u stró j. D aw ał on zapew ne pole do nadużyć; ale w P ojościu pam ięć ludzka nie zachow ała żadnej k rzy w d y w yrządzonej przez panów włości

— ani odw rotnie, włość nigd y panów nie skrzyw dziła an i nie zawiodła.

Zm iany, uw łaszczenie wiosek, potem dalsze rozluźnienie w ięzi m iędzy dw orem a w sią, m ordercza dla d w oru refo rm a ro ln a R epubliki L itew ­ skiej ---to w szystko przyszło później, z zew nątrz, w b rew woli dw oru i w b rew w oli w łości” (I, s. 11).

W ty m sielskim , w yidealizow anym kontekście panow ie w ystępow ali jak o p rzyrodzeni przew odnicy i opiekunow ie wsi.

We w siach m ówiono po litew sk u lu b po b iało rusku . W Pojościu, na K ow ieńszczyźnie językiem lu d u b y ł litew ski. „N ie ty lk o znaliśm y oba język i — pisze W. M eysztowicz — ale b yliśm y do obu przyw iązani, n ap ra w d ę dw ujęzyczni. I uw ażaliśm y tę dw ujęzyczność za p rzyw ilej, za bogactw o, którego nie m ieli k o ro n iarze — — . D um ni b y liśm y ze starożytności i p ięk n a naszego litew skiego ję z y k a ” (I, s. 129). N im też po­

sługiw ano się w sto su nkach z ludem . A uto r ap ro b u je ró w n o u p raw n ien ie języ k a litew skiego z polskim jak o języ k a k azań i pieśni kościelnych, k ry ty c z n ie ustosu n ko w u jąc się zarów no do nacjonalizm u litew skiego ja k i do nacjo n alistyczn y ch h aseł N arodow ej D em okracji. P rzeciw sta­

w ia im w spółżycie w szystkich g ru p etn iczn ych i w yznaniow ych byłego W. K sięstw a, o p a rte n a zachow aniu trad y cy jn eg o s ta tu s u społecznego.

Podstaw ow ą w ięzią pom iędzy dw orem a w sią b yła w ięź religijna.

Religijność była żyw a w obu środow iskach, choć z czasem rozw ój r u ­

(5)

chów narodow ych będzie n ad aw ał jej różne i odm ienne treści. A ntido­

tum na to u p a tru je a u to r w łacinie — pow szechnym i do m inującym do II Soboru W atykańskiego jęz y k u Kościoła. B yła nie tylko językiem litu rg ii, ale ró w n ież m ow ą, w k tó re j zostały sform ułow ane podstaw ow e zasady społeczne uśw ięcające trad y cjo n alisty czn y sta tu s drogi sercu W. M eysztowicza. S tą d jego przekonanie, że „ta k i zespół w arto ści spo­

łecznych jak religia objaw iona Żydom , m ądrość grecka, rzym skie ro zu ­ m ienie spraw iedliw ości i słuszności, gospodarka w łasnościow a ·— jest jed y n y w sw oim ro d zaju i żadnego innego porów nać z nim nie m ożna ---a kończy się n ap raw d ę tam , gdzie kończy się łacin a” (II, s. 60).

W ynika z tego w niosek, że katolicyzm je s t zw iązany w szczególności ze śródziem nom orskim kręgiem k u ltu ra ln y m . „Zw iązek m iędzy k u ltu rą europejską, g recko-rzym ską a kościołem katolickim , choć nie je st ko­

nieczny dla każdego człowieka — napisze — je s t jed n ak isto tn y dla n a ­ rodów , in n y m i słowy, że nie d aje się pozyskać dla Kościoła cały naró d , jeżeli on nie przy jm ie, przy n ajm n iej w jak im ś sto pn iu k u ltu ry greck o- -rz y m sk ie j” .

U zasadnienie tego europ ocen try zm u w zbudzić może opory u rac jo ­ nalistycznego czytelnika. A utor cy tu je p a tria rc h ę W ładysław a M ichała Zaleskiego, k tó ry opow iadał o swobodzie jak ą m ają w k ra ja c h pogań­

skich (w dany m p rzy pad ku chodziło o Indie) złe duchy. N a m argin esie zaś dodaje: „I dziś jeszcze w różny ch ciem nogrodach uw ierzono w nieistn ien ie duchów , szczególnie duchów złych. Są teologowie, rzekom o katoliccy, k tó rz y n aw et w aniołów nie w ierzą” (II, s. 64).

T rad y cjo n alistyczn y eu ropocentryzm rep rezen to w an y przez W. M ey­

sztowicza odbiega w sposób isto tn y od idei Kościoła pow szechnego i po­

zostaje w sprzeczności z linią K u rii R zym skiej realizow aną po II So­

borze W atykańskim . Nie jest to — ja k zobaczym y — jed y n y p u n k t rozbieżności z posoborow ym kościołem.

II. „B IA Ł A M IĘ D Z Y N A R O D Ó W K A ”

L udw ik K r z y w i c k i — b y s try o b serw ator stosunków na L itw ie przełom u X IX /X X w ieku zanotow ał, że „prócz nielicznych w y jątk ó w , w p ły w y rosy jsk ie przesu w ały się po pow ierzchni życia w e dw orach.

W głębi dw ór pozostaw ał polski a w łaściw ie m ocno k atolick i — — . Polskość b y ła ty m skw apliw sza do b iernego oporu, ile że utożsam iano ją z k atolicyzm em ” 2. Nie inaczej było w Pojościu i okolicznych dw o­

rach , jak w y n ik a z pam iętn ik ów W. M eysztowicza.

P o k ilk u lata ch n a u k i dom owej A lek san d er M eysztowicz skierow ał swego syna na n a u k ę do Liceum A leksandryjskiego w P e te rs b u rg u za­

łożonego przez A leksandra I a kształcącego przyszłą elitę w ładzy cesar­

stw a, analogicznie do w iedeńskiego T h eresian u m czy b ry ty jsk ieg o Eton.

Zgodnie z ty m przeznaczeniem uczniow ie starszych klas L iceum p rze ­ chodzili p ełn y k u rs p raw a, k tó re w y k ład ali im profesorow ie U n iw e rsy ­ te tu P etersb u rsk ieg o , w tej liczbie znak om ity teo re ty k p raw a, Leon P e tra ż y ck i „z ledw ie zaznaczonym polskim pochodzeniem ” (I, s. 149).

2 L. K r z y w i c k i , W spomnienia t. I, W arszawa 1957, s. 339. I gdzie indziej:

„Polszczyzna [po dworach] tętniła — — silnie, ale zazwyczaj lękliw a, jak gdyby swoją polskość uznawała za ciężkie przew inienie i dlatego w olała trzym ać ją jako św iętość domową dla siebie, bez energicznego popisyw ania się nią na z£\vnątrz” (s. 335).

(6)

MENTALNOŚĆ KONSERWATYWNO-FEUDALNA

Spośród Polaków do Liceum uczęszczali synow ie rodzin a ry sto k ra ty c z ­ nych znanych z lojalizm u wobec c a ra tu jak m łodzi Grocholscy, M aciej Starzeński, P latero w ie i k ilk u innych. Tłum acząc dlaczego ojciec oddał go do Liceum W. M eysztowicz stw ierdza, że m iało ono „sław ę szkoły europejskiej, n ajb ard ziej zachodniej, bardzo pańskiej, gdzie atm o sfera wówczas jeszcze istniejącej białej m iędzynarodów ki chroniła chłopców polskich rodzin p rzed uciskiem narodow ościow ym ” (I, s. 152 n.). Ta ,.biała m iędzyn aro d ów k a” znalazła w yraz m .in. w tym , że córka d y re k ­ tora Liceum , inflanckiego b aro na AVolffa von S trom ersee, M arusia, w y ­ szła za m ąż za księcia De L am pedusa, późniejszego a u to ra zn an ej i w polskim przek ład zie powieści „ L a m p a rt” . Z arysow any w tej książce feudalny jeszcze obraz Sycylii dru g iej połowy X IX w. u k azu je zda­

niem W. M eysztowicza „jak bardzo społecznie jed n o litą b yła jeszcze Europa i jak bardzo podobny try b życia pędzili panow ie na Sycylii czy na L itw ie” (I, s. 142).

Św iadom ość przynależności do „białej m iędzynarodów ki” n a tere n ie L itw y znajdow ała w szczególności w y raz w poczuciu solidarności m ię­

dzy p anam i litew skim i a b aro n am i inflanckim i, m im o że znaczna część tych o statn ich w yró żn iała się w służbie caratu , a w yznaniow o n ależała do kościołów reform ow anych. P rz ed sta w iają c tę solidarność n a p rzy ­ kładzie sąsiadującej z jego rodzim ym pow iatem upickim K u rlan d ii, wspom ina W. M eysztowicz rodzinę K ayserlingów , z k tó ry m i „ ja k ze w szystkim i b aro nam i k u rlan d zk im i łączyły nas nie tylko w spom nienia daw nych in flan ckich spraw , daw nego k u rlan dzk iego lenn a Rzeczypospoli­

te j” bo — ja k p rzy zn aje — „te w spom nienia n iew ielką g rały rolę: łączył nas, litew ską szlachtę z k u rlan d zk im R itte r sch a ftem w sp óln y fro n t:

fro n t osiadłych ziem ian przeciw o k u p acy jn y m czynow nikom ” (I, s. 126).

Rosyjskich u rzęd n ik ó w nie lu b ili w łaściciele laty fu n d ió w an i n a L itw ie ani w In flan tach . N ie przeszkadzało to im w w yborze k a rie ry u rzę d n i­

czej czy w ojskow ej w służbie cesarza W szechrosji.

Żyw a niechęć z dom ieszką lekcew ażenia i p ogard y w sto su n k u do czynow ników nie rozciągała się n a najw yższe szczeble h ie ra rc h ii Ce­

sarstw a. Dow odem tego obiektyw izm w zarysow anej przez W. M eyszto­

wicza c h a ra k te ry sty c e S tołypina, k tó ry zanim został m in istrem sp ra w w ew nętrznych a potem p rem ierem , b y ł przew odniczącym szlachty g u ­ b ern i kow ieńskiej, gdy zastępcą b y ł ojciec a u to ra w spom nień. Z w raca też uw agę tra fn a ocena celów stołypinow skiej re fo rm y a g ra rn e j, k tó ra m iała stw orzyć dla c a ra tu bazę m asow ą w postaci w a rstw y zam ożnego chłopstw a oraz rea k c ji b iu ro k ra ty c z n o -a ry sto k raty c zn e j elity , k tó ra uznała to za zagrożenie swego m onopolu jak o społeczno-politycznego, oparcia rządó w R om anow ych. Odczuw a się n u tę sy m patii, gdy W. M ey­

sztowicz p rez e n tu je M ikołaja II — ja k go chętnie nazyw a — „m ałego pu łk o w n ika” . C h a ra k te ry z u je go jak o „grzecznego i dobrego człow ie­

k a ”. P rz y p rzed staw ieniu a u to ra cesarzow i zdaw ał sobie sp raw ę — pisze

— że „prześladow ania m ego n a ro d u , k ra ju i kościoła nie są jego dzie­

łem ” (I, s. 174). Jednocześnie podnosi jed n ak , że M ikołaj II, „choć sam nie był krw iożerczy, a n i k n u to w ład n y , b y ł jed n a k carem ” a znaczy to,

„że był sługą tego o k tó ry m słusznie pisał M ickiewicz »Boga n iep rz y ­ jaciel sta ry « ” (I, s. 178). B yłb y w ięc car ipso facto sługą szatana. Sam jedn ak a u to r nieco w yżej pisze, że „żyjąc blisko piekła, trz e b a było nieraz diabła w ku m y prosić” (I, s. 172). To k onform istyczne stan o w i­

sko przyjm ow ał, kiedy „w szatań sk iej służbie” pozostaw ali p rzed staw i­

ciele w yższych w a rstw społecznych. W innym , rew o lu cy jn y m kontekście

(7)

0 żadnym porozum ieniu nie m a m owy. W ówczas W. M eysztowicz w idzi tylk o A n ty c h ry sta , którego trzeb a zw alczać w szelkim i dostępnym i śro d ­ kam i.

P ra g m a ty zm i konform izm stan o w iły uzasadnienie — i u sp ra w ie d li­

w ienie — ugodow ej postaw y „p anów ” wobec cara tu . Z agadnienie to p rzed staw ia a u to r szeroko akcen tu jąc, że na „ p an ach ” jako przew odn i­

kach społeczeństw a na ziem iach daw nego W ielkiego K sięstw a spoczyw ał obow iązek rato w a n ia su bstancji n ajw ażniejszej dla b v tu narodow ego jak ą je s t ziem ia. R ów nież lojalizm , któ reg o n ajb ard ziej jask ra w y m w yrazem b y ła obecność przeszło 60 przedstaw icieli polskiej a ry sto k ra c ji i ziem iań- stw a na uroczystości odsłonięcia w W ilnie pom nika in ic ja to rk i rozbiorów Rzeczypospolitej — K a ta rz y n y II 23 w rześnia 1904 r., z n a jd u je u s p ra ­ w iedliw ienie w oczach W. M eysztowicza. P ró b u je on n a w e t postaw ić znak ró w n an ia pom iędzy działalnością niepodległościow ą w postaci czyn­

n ej w alki z c a ra te m a posunięciam i ugodowców w yw odząc, że różnym i d rogam i obie zm ierzały do tego sam ego celu — Niepodległości. Nacisk ja k i kładzie na to tłum aczy się — sądzę — tym , że ojciec jego należał do czołow ych lojalistów i był jed n y m z organizatorów u d ziału panów polskich w uroczystości odsłonięcia pom nika K a ta rz y n y II. U dział ten sp o tk ał się — ja k w iadom o — z potępieniem opinii publicznej a do uczestników jego p rzy lg nęła ironiczna nazw a „ k a ta ry n ia rz y ” .

P rób a „w y b ielen ia” polityki lo jalistyczn ej przez W. M eysztow icza w yw ołała sprzeciw rów nież w środow iskach em igracy jn y ch. S ta rsz y o p a ­ rę la t a pochodzący z tegoż po w iatu co a u to r, należący ongiś do g ru p y tzw . d em o k rató w w ileńskich, a w okresie pom ajow ym re d a k to r bliskiego tzw . N apraw ie „ K u rie ra W ileńskiego” K azim ierz О к u 1 i с z ta k oto c h a ra k te ry z u je środow isko, obronie którego W. M eysztowicz ty le w y ­ siłku poświęca: „N ależał [on] do w a rstw y zam ożnej szlachty, k tó ra za pom ocą u p raw ian ia lojalizm u, stosunków z w yższym i organam i w ładzy 1 łapów ek, m ogła zapew nić sobie w iększą swobodę w życiu dom ow ym j tow arzyskim . Ta sielska idylla zapadła m u w idocznie w pam ięci i sercu.

K tóż z synów pańskich i n iep ań sk ich nie m arzył o tym , aby siła wyższa, ja k a ś b urza dziejowa, nien aru szająca h iera rc h ii społecznej i stan u po­

siad an ia uw o lniła k ra j od czynow ników i przyw róciła m u p rzy n ależ­

ność do w olnej Rzeczypospolitej. Gdy je d n a k ksiądz M eysztowicz w p ro ­ wadza do p ro g ram u ugodowców w początkach X X w ieku tak ie dąże­

nia, w y k azu je niezrozum ienie św iata sw ojej m łodości — ·—. Aż do u pad k u carskiego reży m u i rozp ad u całego C esarstw a, przedstaw iciele wielkiego ziem iaństw a na L itw ie historycznej o niepodległości tego k ra ju , ew en tu aln ie w spólnej z Polską, nie m yśleli an i tym bardziej nie m ów ili. P o d staw ą ich stanow iska politycznego było rów n ou praw nienie, zachow anie sta n u posiadania i pozycji społecznej, oraz k u ltu ry polskiej

— na u ży te k w e w n ętrzn y ” 3.

O bala ró w nież O kulicz a rg u m e n t, że to obecność panów polskich pod pom nikiem K a ta rz y n y spow odow ała zm ianę polityki c a ra tu wobec Polaków na ziem iach północno-w schodnich, a w szczególności m ożli­

wość zak ładan ia szkół polskich oraz u stęp stw a wobec Kościoła K ato lic­

kiego. „U chylenie p ra w w y jątk o w ych an ty po lskich na L itw ie —■ pisze

— nie mia^o z pom nikiem K a ta rz y n y najlżejszego zw iązku. Ten now y k u rs, k tó ry ksiądz M eysztowicz ufn ie p rzy p isu je aktow i lojalności »ka-

5 K. O k u l i c z , Opowieści n obliwe i sentymenta lne, „Zeszytv H istoryczne”, iParyż] 1974, z. 28, s. 116.

(8)

MENTALNOŚĆ KONSERWATYWNO-FEUDALNA

tary n iarzy « b y ł sk u tk ie m rosnącego nacisk u ru c h u rew o lucyjnego i ogól­

nych refo rm w całym C esarstw ie” 4.

J a k daleko posuw ał się lojalizm ow ych „ n a tu ra ln y c h p rzew odników ” społeczeństw a po rew o lu cji 1905 r. św iadczą w ypow iedzi czołowych ugodowców z te re n u L itw y h istoryczn ej, skłóconych zresztą ze sobą braci Ignacego K arola i H ipolita K orw in-M ilew skich. W ystępując przed w yb o ram i do IV D um y i R ady P a ń stw a tejże k ad encji p o d kreś­

lali oni swój lojalizm wobec dy n astii R om anow ych odcinając się jed ­ nocześnie od „niebezpiecznej” i „zg u b n ej” d em okracji K rólestw a.

Ignacy K arol postulow ał, b y szlachta gu b ern i północno-zachodnich złożyła now y solenny a k t lojalizm u, bo stoi przed nią dy lem at „albo stanąć p rzy tro nie N ajjaśniejszego P an a, albo w szeregach dem o k ra­

cji polskiej — być albo ■ nie b y ć ” . „M ożem y m iędzy sobą m ówić po polsku [--- ] — pisze dalej — ale nie m ożem y nie p rzejąć się a b so lu t­

ną w iarą p raw dziw ych R osjan w cezaryzm i n ietykalność P ań stw a Ro­

syjskiego, jeśli nie chcem y na zaw sze w ty m p ań stw ie być h elotam i bez p ra w ” .

L ojalni ■— p rzew id u je I. K. K o r w i n - M i l e w s k i — o trzy m ają upraw nienia szlachty rosyjskiej. „Tym sam ym Rząd otw orzy szeroko dla w ielu z nas podw oje do k a rie ry , po k tórej kroczy dotąd tylko szlachta rd zen n ie ro sy jsk a ” . W zam ian szlachta byłego W ielkiego K się­

stwa może ofiarow ać „sku teczn ą pomoc w w alce przeciw rew o lu c ji” . W w alce tej „w alczyłaby o w łasną egzystencję, pro aris et focis, a więc w alczyłaby dobrze. Niechże nam N ajjaśn iejszy P a n da te ró w n e p raw a, 0 k tó re prositny, a obronić je p o tra fim y m y sam i, bron iąc ty m sam ym 1 całą m o n arch ię” 5.

R edaktor dziennika ugodow ców „ K u rie ra Litew skiego” , członek R a­

dy P ań stw a H ipolit K o r w i n - M i l e w s k i stw ierd za z kolei, że

„nie ty lk o n a jp ro stsz y zdrow y rozsądek, a le też d w u k ro tn e k rw a w e doświadczenie 31 i 63 ro k u dostatecznie dowodzą, iż na L itw ie rola s z l a c h t y --- pow inna pod k a rą śm ierci, to je s t zagłady, być tra d y ­ cyjną ro lą każdej a ry sto k ra c ji w każdym pań stw ow ym u stro ju m o n ar- chicznym — to jest, że pow inna cała szlachta stać bezw zględnie przy osobie tego m o narchy, któ rego losy historyczn e i boża w ola jej n a ­ dały” ®. P o d k reśla on niechęć do K ró lestw a — „ k ra ju zaw odow ych, trad y cy jn y ch i sy stem atyczn ych sam o bó jstw polityczn y ch” . Z daniem Hipolita K orw in-M ilew skiego należy „w yrzec się stanow czo w szelkiej solidarności z przedstaw icielam i K ró lestw a Polskiego, gdyż tak a soli­

darność w przeszłości p rzynosiła n am ty lko klęski, a w przyszłości z po­

wodu zasadniczej rozbieżności interesów , nic dobrego rokow ać nie może” 7.

W ystarczy ty ch p a ru w ypow iedzi, by uzyskać obraz daleko odbie­

gający od idealizującej ten d en cji pam ięci W. M eysztowicza.

4 Tamże, s. 110.

• I . K. K o r w i n - M i l e w s k i , Do czego m a dążyć szlachta litew ska, Wilno 1911, s. 15 ш .

* H. K o r w i n - M i l e w s k i , Głos szlachcica o wyborach posła do Rady Państwa, W arszaw a 1911, s. 4.

7 Tamże, s. 12 n.

(9)

III. W O JN A 1919—20 R. I T R A K T A T R Y S K I

M łody oficer a rm ii carskiej W. M eysztowicz znalazł się niespodzie­

w anie w obliczu k rac h u św iata, w k tó ry m w zrósł i k tó ry — z z a strze ­ żeniam i oczyw iście — akceptow ał. S y tu a cja jego i rea k c je w ty m czasie zbliżone są do pozycji hrabiego Leona B r o e l - P l a t e r a — In fla n t­

czyka, k tó ry w yrósł w polskich tra d y c ja c h patrio tyczn ych, ale któ reg o stry j b y ł w ielk im ochm istrzem d w oru cesarskiego a jego syn, w ięc stry jec z n y b r a t Leona, Je rz y — pułkow nikiem k aw alerg ard ów . Sam Leon B ro e l-P la te r b ył rów nież oficerem arm ii carskiej, z k tó re j p rze ­ szedł do W ojska Polskiego a po w ojnie w y b ra ł rów nież k a rie rę d u ­ chow ną. Jego niedaw no opublikow ane w s p o m n ie n ia 8 ze w zględu na zbieżności z pam iętnik iem W. M eysztow icza zasłu g u ją — sądzę — w n iek tó ry ch p u n k ta c h na zestaw ienie w ty m m iejscu.

O baj p a m ię tn ik a rz e m ocno tk w ili korzeniam i w p rzed k ap italisty cz- r.ym jeszcze społeczeństw ie. O baj w yw odzili się z a ry sto k ra c ji złączo­

nej licznym i w ięzam i z najw yższym i kołam i P e tersb u rg a . Dla obu rew o lu cja oznaczała k a ta stro fę ich św iata, a w alka z siłam i rew o lu c y j­

n y m i n arzu cała się jako bezpośredni i n a tu ra ln y niejako obowiązek.

W. M eysztowicz dał b a rw n y opis tego — ja k to nazyw a — ostatniego pospolitego ru szen ia „paniczów ” i m łodzieży szlacheckiej w obronie w artości i tra d y c ji daw nej R zeczypospolitej. Ze zw erbow anym przez siebie oddziałkiem dołączył do fo rm acji tw orzonej w W ilnie przez J e ­ rzego D ąm brow skiego, oficera k a w a lerii a rm ii ro sy jsk iej, pochodzenia polskiego. Na bazie oddziału ochotniczego, k tó ry w raz z b ra te m u tw o ­ rzy ł J e rz y D ąm brow ski, uform ow ał się 13 p u łk ułan ó w w ileńskich. O od­

dziale D ąm brow skiego o skarżający go d o k um en t polskich w ładz w o j­

skow ych pisał, że je s t „złożony z paniczów i rab u sió w ” (I, s. 222). A u to r im p licite u zn aje tę ocenę, gdy pisze, że „rzeczyw iście tru d n o było n ie­

k tó ry c h u łan ó w pow strzym ać p rzed ra b u n k ie m ” i że D ąm brow ski ten sta n rzeczy tolerow ał. W rezu ltacie m u siał on opuścić pułk. P otem

„znalazł się na czele jak ich ś n iere g u la rn y ch form acji — p rzy d atn y ch , ale w łaściw ie niem ożliw ych do wzięcia przez przyzw oite dowództwo.

Doszły do nas wówczas jakieś echa zupełnie nieregu lam in ow ych w y ­ czynów g ru p y D ąm brow skiego pod M ozyrzem . T rzy n asty p u łk ułan ó w w ileńskich nie m iał z nim — pisze W. M eysztowicz ■— nic w spólnego”

(I, s. 221 n.). A utor usp raw iedliw ia jed n a k D ąm brow skiego tym , że w alczył w dobrej spraw ie, bo „o realizację ideału politycznego Rzeczy­

pospolitej obojga narodów . S tą d znaleźli się w jego oddziale panow ie, szlachta i ze szlachty w yro sła in teligen cja. Ci w szyscy, dla k tó ry c h unia lu b elsk a nie b y ła m item ani m arzen iem — b yła re a ln ą spraw ą, o k tó rą w alczono” . (I, s. 220 n.).

O cena Jerzeg o D ąm brow skiego w y g ląd ała zgoła inaczej w oczach niepodejrżanego o stronniczość św iadka jak im je s t K. O kulicz. „Łączył odw agę za b ijak i z bezpraw iem w a ta żk i” ■— pisze on o J. D ąm brow skim . I dalej: „W alcząc z bolszew ikam i, rozciągał to określenie na ludność b iało ru sk ą i żydow ską, dopuszczając się w zględem niej czynów, za k tó re został z d ję ty z dow ództw a i zszedł z w idow ni. Jego dow odzenie ty m oddziałem w ięcej zrobiło szkody p olskiem u w o jsku w um ysłach i pam ięci m iejsco w ej' ludności, niż po ży tk u dla celów w ojenny ch na W schodzie.

Że ksiądz M eysztowicz tak lekko przechodzi n ad tym rozdziałem swego

V 8 L. B r o e l - P l a t e r , Dookoła wspomnień, Londyn b.d. [1971].

(10)

MENTALNOŚĆ kONSERWATYW NO-FEUDALNA

w łasnego życia, je s t dla m nie niespodzianką” — tak ą p oin tą kończy swój w yw ód 9.

S tanow iący zakończenie la t w o jen n ych tra k ta t ry sk i nie z n a jd u je łaski w oczach W. M eysztowicza. „Pokój ry sk i — napisze — nie b ył dzie­

łem M arszałka. Nie był też z a w a rty przez dyplom atów : ze stro n y pol­

skiej zaw ierała go delegacja p a rtii sejm ow ych, niezgodnych co do celu, jak i należało osiągnąć, nie zgrana, n ie dośw iadczona” (I, s. 202). N ad delegacją polską — podkreśla — w y raźn ie górow ał deleg at radziecki Joffe. „P rzy g n ęb iające w rażenie ro b ił m inim alizm naszych żądań i d y k ­ tow ana po części przez n acjonalizm łatw ość w y rzekania się ziem w schod­

nich; w yciąłem m iński w rzód — m ia ł wów czas pow iedzieć G rab sk i”

(I, s. 275).

Podobnie, ty le że obszerniej, p rzed staw ia zachow anie się re p re z e n ­ tan tów R P w R ydze L. B ro e l-P la te r, k tó ry pełn ił w ów czas fu n k cje oficera łącznikow ego delegacji polskiej. W szczególności o burza go s ta ­ nowisko przew odniczącego d elegacji J a n a D ąbskiego, k tó ry „m iał się n aw et podobno odezwać, że n a cóż przy d ać się nam może Podole

i U kraina, w szak tam są ty lko polscy obszarnicy. A rg u m en t godny ciemnego ludow ca, staw iającego p ro g ram p a rty jn y ponad in te res p a ń ­ stw a”. N ie m ów iąc ju ż o D ąbskim , „ k tó ry w olał skurczyć gran ice pol­

skie n a południow ym wschodzie, b y le pozbyć się obszarników [Feliks]

Perl, socjalista, pow iedział w m ojej obecności, że Polska fak tycznie kończy się na Bugu, a [Stanisław ] G rab sk i w yraził się, że M ińsk jest nam niepo trzeb n y , są tam bow iem sam i Ż ydzi” . W dalszym ciągu pam iętn ik arz odnotow ał fak t, że podczas rokow ań był obecny w Rydze pan R ussanow ski z Podola „nieu rzęd ow y d elegat ziem iaństw a polskiego kresów południow o-w schodnich”, k tó ry zabiegał, b y „w łączono w g ra ­ nice Polski m ożliw ie n ajw iększe połacie dalszych w ojew ództw południo- w o-w schodnich. Nic jed n a k nie w sk ó ra ł” 10.

Nie raz i n a to m ia st L. B ro e l-P la te ra rozm ow a ów czesnego m in istra spraw zag ranicznych E ustachego S ap ieh y (w spółorganizatora zam achu sian u przeciw rządow i J . M oraczew skiego w styczniu 1919 r., potem przez pew ien czas tow arzysza b ro n i W. M eysztow icza w oddziale J . D ąm brow - skiego) w czasie ro k o w ań w Rydze z p rem iere m W. W itosem , k tó re j był św iadkiem . O to rela cja : „Rozm owę n aszą p rze rw a ł telefo n od p rem iera Witosa. Słyszałem jego podniecony głos. Sapieh a słu ch ał spokojnie, p rze­

ry w ał tylk o od czasu do czasu w yw ody prem iera, m ów iąc: »tak, tak panie W itos«, albo »dobrze, p an ie W itos«, w y m aw iając »panie Witos«

z tak im lekcew ażeniem i noszalancją, ja k g dyb y książę p a n rozm aw iał nie z szefem rząd u , lecz ze sw ym ekonom em ” u .

T en lekcew ażący sto su n ek dotyczył nie ty lk o chłopskiego m ęża stan u . Z nam ienne wobec przedstaw icieli in n y ch w a rstw poczucie wyższości, i to niezależnie od zajm ow anego stano w isk a, u k azu je zanotow ana przez L. B ro e l-P la te ra rozm ow a, ja k ą m iał w sie rp n iu 1943 r. w M adrycie z b y łym prezesem P C K w H iszpanii księciem A ugustem C zartoryskim .

„»Co robi m ój u rzęd n ik K ukieł?« z a p y ta ł m n ie pew nego ra z u [gen. K u ­ kieł był p rzed w o jn ą kustoszem M uzeum C zarto ry sk ich w K rakow ie].

K. O k u l i c z , op. cit., s. 120. Por. też W. S u k i e n n i c k i , C zy poszło z dymem? R efleksje przy ·czytaniu w spom nień, „Zeszyty Historyczne” 1974, z. 29, s. 208.

10 L. B r o e l - P l a t e r , op. cit. s. 55.

и Tamże, s. 56.

(11)

G dyby tak nasz m in iste r obrony narodow ej — dodaje p am iętn ik arz — usłyszał ja k go podporucznik C zartoryski nazw ał p ro tek cjonalnie swoim urzędnikiem , może b y ocbłódł w zachw ycie nad F am ilią” 12.

IV . „Ż U B R Y W IL E Ń S K IE ” A JO Z E F P IŁ S U D S K I

O sobne m iejsce w e w spom nieniach W. M eysztowicza z a jm u je postać Józefa Piłsudskiego. Ja k zw ykle p u n k tem w yjścia dla p am ię tn ik a rz a jest rodow ód. Nie m a w ątpliw ości, że P iłsud ski należy do bene nati. Po ojcu sta ra rodzina litew skich b o jarów w ielkoksiążęcych, m atk a z dom u B ille- w iczów na. W arto tu przypom nieć re la c ję a d iu ta n ta N aczelnego W odza a zarazem pisarza M. B. L e p e c k i e g o , k tó ry zanotow ał „zabaw ne z d arzenie” opow iedziane m u przez J. Piłsudskiego: „Było u nas w zw y ­ czaju — m ów ił — że podczas w ak acji ojciec w y syłał nas, chłopców, w odw iedziny do starego dziadka, Tom asza Billewicza, m ieszkającego n a Ż m udzi — — . Otóż pew nego razu, po przyjeżdzie, zauw ażyłem , że dziadek je s t bardzo n ach m u rzo ny i ja k b y zły. W krótce s ta n ten w y jaśn ił się. P rz esta łe m pren um erow ać „Słow o” — rzek ł do m nie niespodzianie.

Poniew aż w iedziałem , że była to sta ła le k tu ra dziadka, w ięc zdziw iłem się i zap y tałem dlaczego to zrobił. T eraz dziadek w y rzu cił z siebie cały potok słów oburzenia na... H en ry k a Sienkiew icza i re d a k c ję „S łow a”

za to, że w d ru k o w an y m tam wów czas w odcinku „Potopie” w y raził się 0 B illew iczach jako o nie p osiadających w rodzie senatorów . — D urnie!

— iry to w ał się starzec — ja k m ogli tak napisać. I począł w yliczać k asztelan ów i staro stó w żm udzkich, koligatów i k rew n y ch B illew i- czow skich” 13.

P ro b lem sen atoró w w rodzie b ył isto tn y m nie tylko dla Tom asza Billew icza. N iew iele m niejsze znaczenie p rzy p isu je m u i W. M eyszto­

wicz. Z astanaw ia się ja k się to stało, że „panicz z Z ułow a” p rzy sta ł do socjalistów . Nie bez złośliwości zauw aża, że „nie łatw o było się w e­

pchać do czerw onego tra m w a ju ; b y ł on m ały i zapchany. Jechali nim liczni R osjanie; liczni też byli Żydzi, w łaściw ie nie było w nim m iejsca dla paniczów ” (I, s. 195). Dlaczego je d n a k w siadł — czy w ep ch n ął się — Ziuk, a nie inn i ziem iańscy synow ie? Z daniem a u to ra dlatego, że ojciec J . P iłsudskiego p o strad ał ojcow iznę, gdy pozostali „m ieli jeszcze rolę społeczną do spełnienia — — . N ie w olno było narażać ziem i na k o n ­ fisk atę, lud zi na pozbaw ienie n a tu ra ln e g o przyw ództw a. To b y ł co n a j­

m niej jed e n z ty ch względów, k tó ry pow strzy m y w ał kolegów panicza z Zułow a od chw ycenia z nim razem za bom bę i b r o w n in g ---. K a ta ­ stro fa Zułow a zw olniła Piłsudskiego od jego odpow iedzialności za ten k aw ał ziem i i pozwoliła m u szukać niepodległości w o tw a rte j w alce z b ro jnej z P P S ” .

To tłu m aczy — zdaniem a u to ra — w zajem ny stosunek Piłsudskiego 1 ziem iańskich ugodowców. „W yszli — pisze — z tego sam ego założenia, szli do tego sam ego celu ró żny m i drogam i. A ni oni nie u w ażali go za b a n d y tę, burzącego ład społeczny an i on ich nie m iał za zd rajcó w sp ra ­ w y p o l s k i e j --- . Je d n i w alczyli zbrojnie, dru d zy u zyskiw ali dek laracje

12 Tamże, s. 64.

13 M. B. L e p e c k i , Od S ybiru do B elw ederu, W arszawa 1939, s. 7 n. Autor przypomina, że Sienkiew icz w Potopie napisał o B illew iczach, że był to ród

„znany, lecz nigdy senatorskiej godności n ie p iastujący”.

(12)

MENTALNOŚĆ KONSERWATYWNO-FEUDALNA

m onarchów i rządów — — . Na pew no jak ieś znaczenie tu m iało po­

chodzenie Piłsudskiego. Nie m iał on oczywiście nigdy k om pleksu w ro­

gości wobec panów i m agnatów — bo sam b y ł z ich k rw i” (I, s. 196— 7).

„N igdy” to oczywiście niepraw d a. J a k zauw ażył J. R o t h s c h i l d nie należy zestaw iać Piłsudskiego jako red a k to ra „R obotnika” z P iłsud sk im

— d y k tato rem po m aju 1926 roku. Różni to ludzie, k ie ru ją c y się od­

m ien n ym i z a ło ż e n ia m i14. A oto ja k w 1902 r. c h a rak tery zo w ał P iłsud sk i te sfery, o poparcie k tó ry c h będzie — skutecznie — zabiegał w ćw ierć w ieku później: „N iebotyczne tc h ó r z o s tw o ---podłe łaszenie i lizanie stóp w roga” oto cechy po lity k i polskich, litew skich i żydow skich k las posiadających. „Polacy w rad a c h m iejskich [Wilna, K ow na, Grodna]

m ają większość, a u ch w alają — — oddanie ziem i m iejskiej pod pom ­ niki M uraw iew ów i K a t a r z y n ---. S p ó jrzm y na naszą szlachtę, drżącą przed lada stu p a jk ą , zarażoną ugodą i lokajstw em , chroniącą sw e dzieci od zarazy b u n tu i zb ierającą pieniądze na sty p en d ia im ienia g u b e rn a ­ torów i m in istró w ” 15.

Po zam achu m ajow ym skłócony ze stro n n ictw am i szukał P iłsudski oparcia w śród k o n serw atystów „przedstaw icieli rodów do k tó ry c h i sam M arszałek należał: porozum ienie z nim i nie było tru d n e; ostatecznie toż to b y li s w o i --- ·. Z jazd w N ieśw ieżu b ył szczytow ym p rzejaw em zbliżenia pom iędzy nim i a M arszałkiem ” . W edług W. M eysztow icza P ił­

sudskiem u zależało na tym , ab y tą drogą trafić do episkopatu, ale bis­

kupi „nie ufali byłem u socjaliście” . S tą d w N ieśw ieżu znalazł się tylko autor, m łody wówczas ksiądz — se k re tarz arcybisku p a Jałb rz y k o w sk ie - go, „n aw et nie p rała t, k tó ry — napisze nie bez dum y — i tak, z in ny ch względów, m ógł się na zam ku radziw iłłow skim znaleźć” (I, s. 205).

M eysztowicz opisuje sw oją rozm ow ę z P iłsudskim p rzy p isu jąc je j — sądzę — znaczenie w iększe niż m iała w rzeczyw istości. Nie istn iały trudności bezpośrednich k o n tak tó w pom iędzy M arszałkiem a k a rd y n a ­ łem H londem , raczej p rzy ch y ln ie nastaw io n ym do reżim u pom ajow ego.

Również i w ileński arc y b isk u p Jałb rzy k o w sk i nie zajm ow ał wobec rządów P iłsudskiego opozycyjnego stanow iska, ja k w yk azy w ała jego bliska w spółpraca z przed staw icielam i a d m in istra c ji i w ojska na zie­

m iach północno-w schodnich. Nie b yło p o trzeb y szukać drogi do episko­

patu via Nieśwież, skoro um iano tra fia ć b e z p o śre d n io ie. A le któż z ak toró w sceny politycznej w olny jest od przypisy w ania sobie ro li większej niż o dg ry w ał w rzeczyw istości?

Podobnie ja k J. P iłsud sk i i piłsudczycy W. M eysztowicz m a n eg a­

tyw ny stosunek do p a rtii politycznych. A le teoretyczne uzasadnienie w tej m ate rii czerpie on z n a u k swego profesora w cesarskim Liceum A leksandryjskim , w edług którego p a rtie polityczne są to „ g ru p y poza­

praw ne, k tó re będą dążyć do objęcia w ładzy i będą skłonne do p rze­

m ienienia się w spiski o celach p rzestęp czy ch” (I, s. 287 n.). Ta absolu- tystyczna d o k try n a pozw ala m u potępić „ p a rty jn ic tw o ” w inne k ry ty k i Naczelnego Wodza. „O d obro ny wodza przed p a rty jn ic tw e m — dodaje jed n ak — p ro sta droga prow adziła nas w szystkich m im o woli do d y k ta - torializm u” (s. 288). K o n statacja tego fak tu , pew ne zdystansow anie się,

14 J. R o t h s c h i l d , Pilsudski’s coup d ’état, N ow y York 1966.

15 J. P i ł s u d s k i , O patriotyzm ie, dru'k. w piśm ie „W alka” 1902, [w:] P ism a zbiorowe t. II, W arszawa 1937, s. 26.

“ O zjeździe w N ieśw ieżu zob. J. J a r u z e l s k i , Mackiewicz i k o n s e r w a ty ­ ści, W arszawa 1976, s. 120 n., gdzie też krytyczna ocena wiarygodności relacji W. M eysztowicza o jego roli (s. 122 n.).

(13)

nie rodzi zaham ow ań w stosunku do d y k ta tu ry jako form y ustro jo w ej.

L ata w ielkiego k ry zy su gospodarczego i Polski pod rząd am i „pu łk ow ni­

ków ” po B rześciu w oczach W. M eysztow icza „to ok res po 1930 roku, ok res spokoju, pracy, rozw oju, nadziei” (I, s. 116).

P o zy ty w n y w zasadzie stosunek do fenom enu d y k ta tu ry z n a jd u je ■— dodajm y tu — w y raz w ocenie M ussoliniego. W przeciw ieństw ie do H itle ra postać to nieledw ie sym patyczna. N aw et rola sojusznika N ie­

m iec w II w ojnie św iatow ej z n a jd u je ■— dosyć k ark oło m n ą — pró bę u spraw iedliw ienia. „W r. 1940 W łochy p rzy stą p iły do w o jny po stro n ie H itle ra — napisze W. M eysztowicz — zapew ne m iędzy in n y m i z tego powodu, że M ussolini w olał m ieć w e W łoszech okupację alian ck ą niż h itlero w sk ą ” (II, s. 40). A ni słowa o działalności M ussoliniego po w y lą ­ dow aniu a lia n tó w na półw yspie A penińskim , k tó ra ja k w y kazu je m .in.

epizod „socjalnej rep u b lik i Salo” była tej tezy całkow itym zaprzeczeniem .

V. S T A N IS Ł A W C A T -M A C K IE W IC Z

K olegą M eysztow icza w 13 p u łk u u łan ó w b y ł S tan isław C at-M ac- kiew icz. Ju ż po w ojnie obu przy jaciół rozdzieliła decyzja po w ro tu M ac­

kiew icza do k ra ju . Ze stro n y M ackiew icza spór p rzy b ierał n a w e t form ę publicznej nap aści w prasie em ig racy jn ej. B yła ona bezpośrednim r e ­ zu lta te m odm ow y W. M eysztowicza spo tkania z nim na południu F ra n cji, gdy M ackiewicz, k tó ry p rzeb y w ał tam na leczeniu, zachorow ał ciężko i w ezw ał telegraficznie byłego tow arzysza broni do łoża boleści.

Zrozum iałe, że i M eysztowicz nie żyw i do pam ięci swego daw nego p rz y ­ jaciela pietyzm u, choć sta ra się — w sw oim przek on aniu — o w y w a ­ żoną ocenę. Rola C at-M ackiew icza w dziejach polskiej pu b licy sty k i i za­

in tereso w anie jak ie budzi jego k o n tro w ersy jn a postać, uzasadnia — sądzę — nieco bliższe n ią zajęcie. „M ackiew icz — pisze M eysztowicz — b y ł szlachcicem , m ało tego, b y ł do swego szlachectw a bardzo p rzy w ią­

zany; daw ało m u ono poczucie rów ności w ojew odom . B ył n iep rz eje d ­ n an ie a n ty b o ls z e w ic k i---. Z apew niał n as o sw ym katolicyzm ie. S tąd jego pseudonim „ C a t” (potem n ajrozm aiciej w y k ład an y )” (I, s. 298). Czy rzeczyw iście pseudonim M ackiewicza "stanowił sk ró t w y razu catolicus?

U politycznego p ublicysty, ,d la któ rego kw estie relig ijn e b y ły zawsze podporządkow ane w ym ogom polityki, w y b ó r ta k i b yłb y niezrozum iały.

N ależy też przypom nieć — co pod k reśla W. M eysztowicz — że M ackie­

w iczowi „zd arzały się w ybryki, nieraz an ty k o ścieln e” (I, s. 230).

Pseu d on im C at n aw iązyw ał — o ile pam iętam — do owego k o ta R. K ip ­ linga, k tó ry chodził w łasnym i drogam i, podkreślając sam odzielność i niezależność poglądów re d a k to ra „Słow a” , k tó re m u na tak ie j opinii bardzo zależało.

R elacja W. M eysztowicza o po w stan iu dziennika „Słowo” wzbogaca naszą w iedzę o h isto rii p rasy — i nie ty lk o p rasy — w II R zeczypospo­

lite j. G dy panow ie w ileńscy postanow ili wznow ić w ydaw anie w pow o­

jen n y m W ilnie w łasnego pism a, W. M eysztowicz w raz z J a n e m T yszkie­

w iczem zaproponow ali k a n d y d a tu rę M ackiew icza n a re d a k to ra . „ S ta r­

szym panom spodobał się. T rzeba będzie go k ró tk o trzy m ać — m ów ił mój ojciec — je s t żyw y i bardzo, m oże zanadto, in telig en tn y . Z ty m trz y ­ m aniem — dodaje — nie było p o tem łatw o ” (I, s. 288). F inansow a za­

leżność „SłowTa ” od W ileńskiego B ank u Ziem skiego, na czele którego stał ojciec a u to ra , p rzejaw iała się w postaci całostronicow ych in sé ra -

(14)

MENTALNOŚĆ KONSERWATYWNO-FEUDALNA

1 1 9

tów B anku, k tó re stan ow iły form ę sub w en cji i uzasad niały polityczną k ontrolę g ru p y „żu b ró w w ileńskich” n a d pism em . Oczywiście — pisze

— „kontrola n ad re d a k c ją w yk o n y w ana b y ła po lu d zku uw ażnie, a z szacunkiem dla p rzek o n ań re d a k to ra i a u t o r ó w --- ale k o n tro la n ad ty m co M ackiewicz robi w »Słowie« była, i była zapew ne poży­

teczna, nie pozw alając b u jn em u w ichrow i rozhasać się i rozp ętać po bez­

k resach s a m o w o li---. Mój ojciec w iele ra z y chciał się go pozbyć — chodziliśm y z Tyszkiew iczem rato w ać Stasia — — . O biecyw ał p o p ra ­ wę. I w końcu zo staw ał” (I, s. 230). P oparcie Tyszkiew icza, dziedzica W aki, W ołożyna i K ny szy n a znajdow ało w y ra z rów n ież w b ezpośred­

nim subsydiow aniu „Słow a” 17. S tą d uw aga M eysztowicza, że piszący

* o M ackiew iczu p rzesadnie p o d k reślają jego niezależność. U w aga cenna tym b ard ziej, że pozw ala n a w yciągnięcie w niosku, że p ro g ram M ackie­

wicza w spółdziałania z N iem cam i h itlero w skim i w ek sp an sji w schod­

niej b ył p ro g ram em n ie ty lk o re d a k to ra „Słow a” .

V I. P A P IE Ż E I K A R D Y N A Ł O W IE

Szkice pośw ięcone papieżom ze w zględu na pozycję au to ra, n a j­

pierw rad c y kanonicznego A m basady R P p rzy W atykanie, potem p ra ­ łata K u rii, należą do najciekaw szych. W. M eysztowicz nie cofa się — mimo należnej rew e re n c ji — przed k ry ty c z n ą oceną k o lejn y ch pontifices m axim i. S tą d ich w alor dla poznania stosunku a u to ra , a może i szerzej, części wyższego duchow ieństw a polskiego do K u rii rzym skiej i jej p rze ­ m ian począw szy od sch y łk u ubiegłego stulecia.

Pisząc o papieżu P iusie X I, gdy jeszcze jak o m onsignor A chilles R a tti był pierw szym n u n cju szem W aty k a n u w Polsce O drodzonej, pośw ięca sporo uw agi jego stano w isk u w sp ra w ie Śląska, kiedy to n u n cju sz — jak pisze — „pod n aciskiem k a rd y n a ła se k re tarz a sta n u p o p arł stan o ­ wisko [wrocławskiego] k a rd y n a ła B e rtra m a , k tó ry zakazał sw oim księ­

żom udziału w a k c ji plebiscytow ej —- — . Z akaz g rał p rzeciw Polsce, gdyż duża ilość księży była narodow ości polskiej. K lęskę plebiscytow ą p rzy ­ pisano w W arszaw ie w znacznej m ierze nuncjuszow i, choć b y ły i inne powody tego niepow odzenia: głosow anie odbyło się w chw ili n a jw ię k ­ szego n ap o ru bolszew ików ” (II, s. 21). Zawodzi tu a u to ra pam ięć, bow iem plebiscyt na Ś ląsku odbył się 20 m arca 1921 roku , więc tuż po zaw arciu tra k ta tu ryskiego (18 m arca 1921), a w pół ro k u po zaw ieszeniu b ro n i na froncie w schodnim . K o n flikt w sp raw ie Śląska m iał zadecydow ać o opuszczeniu przez n un cju sza W arszaw y bez odznaczenia. O rd e r „O rła Białego” o trzy m ał k a rd y n a ł R a tti tu ż p rzed konklaw e, z którego w y ­ szedł jako papież P iu s XI.

Z nam ienne jest stw ierdzenie, że k o n k o rd at z P o lsk ą z 1925 r.

Pius X I uw ażał za wzorow y. A u to r tłu m aczy przy czy ny tej oceny:

„Papież znał dobrze polskie w a ru n k i, n ie chciał k o n k o rd atu na w yrost;

nie chciał b y b yły w nim zobow iązania, k tó re by później trzeb a było z tru d e m w yduszać. D latego m .in. pom inięto w konkordacie ta k tru d ­ ną, odziedziczoną po zaborach, sp raw ę u staw y m ałżeń sk iej” (II, s. 24).

1T Por. J. J a r u z e l s k i , op. cit., s. 58 n., gdzie m owa o subsydiowaniu ..Słowa” m.in. przez J. Tyszkiewicza. Nie w ykorzystał natom iast Jaruzelski in for­

m a c j i zawartych w pamiętnikach W. M eysztowicza o subwencjonowaniu „Słow a”

przez W ileński Bank Ziem ski, reprezentatyw ną instytucję finansow ą ziem iaństw a kresów północno-wschodnich.

(15)

Ja k stąd w y nik a W aty k an by ł w zakresie praw a m ałżeńskiego b ardziej skłonny do kom prom isu niż duchow ieństw o polskie, które rozpętało nagonkę p rzeciw projektow i K om isji K odyfikacyjnej o p ra ­ cow yw anem u w lata ch 1924— 1929 pod k ieru n k iem prof. K arola L u - tostańskiego, k tó ry to p ro je k t przew id yw ał m ożliwość fa k u lta ty w ­ nych ślubów cyw ilnych, zależnie od w oli stron. W. M eysztowicz stw ierdza, że z zasady k o n sty tu c ji m arcow ej, że „Kościół rządzi się w łasnym i p raw a m i” w ynikało żądanie,, „by kodeks praw a kanonicz­

nego był jed y n y m źródłem m ałżeńskiego p raw a w Polsce” (II, s. 117).

Nie pod ejm u jąc się oceny tej jaw n ie ekstensy w n ej in te rp re ta c ji p rze ­ pisu k o n sty tu cji, ogranicza się do zanotow ania, że p ro je k t prof. L u - tostańskiego „został bezlitośnie sk ry ty k o w a n y w odczycie p u b licz­

n y m ” jego p rofesora ■— i późniejszego w icem inistra W RiOP ■— ks.

B. Żongołłowicza. W arto dodać, że K om isję K o dyfikacyjną p rze d sta ­ w ia on nieściśle jak o organizację p ry w a tn ą , a p ro je k t L utostańskiego jako jego „ p ry w a tn y p ro je k t” 18, może dlatego, by zdjąć ze swego ojca, k tó ry w lata ch 1927— 1928 był m in istrem spraw iedliw ości, odium , że nie przeciw staw ił się przy g oto w y w an em u w podkom isji p ro jek to w i praw a m ałżeńskiego.

G dy chodzi o sy lw etkę P iusa X II (uprzednio k a rd y n a ła se k re tarz a sta n u Pacelli) osią w yw odów W. M eysztow icza jest spraw a jego sto­

su n k u do N iem iec hitlerow skich. S tw ierdzając, że oskarżenia o sy m ­ p atie do h itlery z m u ciążą dotąd n a pam ięci P iusa X II, a u to r p rzypo ­ m ina, że w przeddzień w ybuchu w o jn y papież w ygłosił przem ów ienie naw ołujące Polskę i N iem cy do w zajem n ych u stęp stw dla u trz y m an ia pokoju. W p ra k ty c e ta k i apel — pod k reśla — zw racał się przeciw zagrożonej n ap ad em Polsce. G dy W. M eysztowicz w m iesiąc po w y ­ buchu w ojny, k ied y pośpieszył do swego pułku , pow rócił do W aty ­ kanu, opowieść jego o o k ru cieństw ach niem ieckich została p rz y ję ta jak o G reuelberichte a P iu s X II u n ik ał z nim o d tąd dalszych rozm ów i spotkań. „P o lacy w R zym ie — pisze — n ie usłyszeli z u s t papieża an i słowa potępiającego a g resję h itlero w sk ą ” . O ceniając drogę ja k ą obrał P iu s X II wobec hitlerow skiego ludobójstw a stw ierdza, że p a ­ pież odrzucił drogę o tw a rte j w alki w y b ie ra jąc k ieru n e k „persw azji, w g ranicach ostrożnej re z e rw y ” (II, s. 42) albo — jak to określi dalej — »Hnię n ied rażn ien ia b estii” (II, s. 55). P ostaw ę tę tłum aczy tym , że m iała ona na celu u rato w ać K u rię, k tó ra b yłaby zapew ne rozpędzona, g d y b y P iu s X II „rozw ścieczył H itlera, a sam papież zn a­

lazłby się gdzieś za oceanem . Czy by m u pozwolono potem w rócić do R z y m u ? ---. Tu już chodziło o coś w ięcej niż o K u rię ” (II, s. 43).

M ało p rzek on u jąca to arg u m e n ta c ja a i sam a u to r przedstaw ia ją z obow iązku lojalności, nie zaś z w ew nętrzn eg o przekonania. P o tw ie r­

dza to jego uw aga, że kiedy bezpośrednio po w ojnie P ius X II p rzy ją ł na au d ien cji księży — Polaków , b y ły ch w ięźniów hitlerow skich obo­

zów k o n cen tracy jn y ch , to „nie chciał słyszeć tego co m u m ieli po­

wiedzieć. Nie zdobył się na żadne dobre słowo dla n ich ” (II, s. 44).

Jeszcze w cześniej, podczas au d ien cji dow ództw a II K orpusu po bitw ie

18 U staw ę o K om isji Kodyfikacyjnej uchw alił Sejm U stawodawczy 3 czerwca 1919 r. a członków jej powoływ ał N aczelnik P aństw a a potem Prezydent RP. K o­

m isja n ie podlegała m inistrow i spraw iedliw ości, który brał tylk o udział w jej pracach i wnosił*1 przygotowane przez nią projekty praw do Sejmu. Ob. Z. R a ­ d w a ń s k i , Pra w o cywiln e i proces cyw ilny, [w:] Historia państw a i praw a Polski 1918— 1939, cz. II, W arszawa 1969, s. 149. O Dracach nad kodyfikacją prawa małżeńskiego tamże, s. 158 ;n.

(16)

MENTALNOŚĆ KONSERWATYWNO-FEUDALNA

pod M onte Cassino W. M eysztowicz odnotow ał „w strzem ięźliw e, ostrożne zachow anie się papieża, k tó re m u zawsze chodziło o to, by nie urazić N iem ców ” (II, s. 151). Z estaw ienie faktów je s t jasne zw ła­

szcza w połączeniu z inform acją o g en erale zakonu Jezu itó w o. W ło­

dzim ierzu Ledóchow skim , że „b y ł on też od początku — w b re w opinii w ielu jezu itó w niem ieckich — stro n n ik iem jasnego, ostrego w y stąpien ia Piusa X II — — w sp raw ie Polaków i Ż ydów — — . U m arł zanim się okazało, że P iu s X II nie p rzestanie się trzy m ać linii niedrażnienia b estii” (II, s. 55).

S y tu a cja w W aty kan ie zm ieniła się zasadniczo po elekcji k a rd y ­ nała R oncalli, k tó ry p rzy b ra ł im ię J a n a X X III. Ale now y papież z in n y ch pow odów nie cieszy się zb y tn ią sy m patią W. M eysztowicza.

Zw raca uw agę, że podkreślał on św iadom ie sw oje chłopskie pocho­

dzenie. z czego n iek tó rzy czynili m u „ zarzu t sztuczności, choć m asom tak i sty l odpow iadał” (II, s. 49). Jednocześnie a k cen tu je, że Ja n X X III został papieżem dlatego jedy n ie, że arcy b isk u p M ontini (obec­

n y papież P a w e ł VI) nie posiadał jeszcze kapelusza kardynalskiego.

E lekcja m iała w ięc — biorąc pod uw ag ę podeszły w iek i n ienajlepszy stan zdrow ia nowego papieża — c h a ra k te r w ybo ru ad in te rim (II, s. 47 n.). J a n X X III — pisze — przejdzie do h isto rii jako ten, k tó ry zw ołał II Sobór W atykański. Ale k ieru n e k w y tk n ię ty przez ten Sobór nie odpow iada autorow i. P o dkreśla on niebezpieczeństw a

„w yn ik ające z tak ogrom nego zebrania ludzi, w yposażonych w tak w ielką w ładzę apostolską” , a dalej rozw aża kw estię, czy decyzja zwołania S oboru p łynęła z w ielkiej odw agi czy ze starczej lekk o­

m yślności” . „W iększość przyszłych h isto ryk ó w — pisze — będzie sądzić, że J a n X X III nie posiadał dany ch potrzebny ch do opanow ania w ielkich fal, k tó re podczas Soboru p o w sta ły ” (II, s. 50). O postaw ie pam iętn ikarza św iadczy opowieść, w edług k tó re j „ u m ierający — — papież m iał m ówić: chiudere, chiudere. Rzucono się do okna. N o, no, il Concilio” (II, s. 50). „N ik t nie wie, czy to praw da, czy w y m y sł” — dodaje, choć je s t to oczywiście typow a aneg dota o określonej te n ­ dencji. J e j relacjo no w an ie jako m ożliw ego fa k tu je st znam ienne dla

postaw y W. M eysztow icza wobec II Soboru W atykańskiego.

S y lw etk i polskich k siążąt Kościoła zd ra d z a ją rów nież p red y le k cje (au to ra. K a rd y n a ł A u g u st H lond — Ślązak, p lebejusz z pochodzenia nie cieszył się jego sym patią. „W yczuw aliśm y w ty m Ślązaku w iele obcości” — napisze (II, s. 72). Jego k a rie rę przy p isy w ał głów nie w y ­ chow aniu w e W łoszech przez OO. S alezjanów , k tó ry c h system w y ­ chow aw czy p o tra fił „w ydobyć z chłopców w szystkie ich ta le n ty i w y ­ chować ta k sam o św ietnie p ry m asa Polski, ja k zawodowego k ie­

row cę” (II, s. 68 n.). Pisząc o opuszczeniu Polski przez p ry m asa w e w rześniu 1939 r. zanotow ał, że później sam H lond uw ażał to za błąd, dodając, że „b y li ludzie, k tó rzy w ty m czynie w idzieli b ra k odw a­

gi ---. Dziś ju ż — napisze dalej — m ożna zastan aw iać się n a d ty m czy nie stało się lepiej, że w dram acie okupacji h itlerow sk ej senio­

rem i głow ą episkopatu polskiego b ył S apieha” (II, s. 70 n.). O stra to, choć nie e xp licite sform ułow ana k ry ty k a k a rd y n a ła H londa. Do m etropolity (potem k ard y n ała) A dam a S tefana S ap ieh y W. M eyszto­

wicz m a zgoła odm ienny stosunek. Z aczynając od pochodzenia z n a j­

starszej lin ii sapieżyńskiej z K odnia, jego fu n k cji czynnego szam be- lana w a ry sto k ra ty cz n e j A nticam era P ontifica, co utorow ało m u dro ­ gę do godności b isk upa krakow skiego, w szystko w n im — łącznie

(17)

z dum ą i w ybuchow ością — z n a jd u je ap ro b a tę w oczach W. M eyszto­

wicza. A k cen tu je on odw agę S ap iehy w stosunk ach z h itlero w sk im o k u p an tem a sta ra się m ożliw ie pom niejszyć sp raw ę k o n flik tu zw ią­

zanego z sam ow olnym przeniesieniem zw łok J. Piłsudskiego z pod­

ziem i k a te d ry na W aw elu do k ry p ty pod w ieżą S re b rn y c h Dzwonów.

P rz y p isu je tę decyzję tem u, że odw iedzający tru m n ę ze zw łokam i M arszałka zakłócali porządek n abożeństw w k ated rze, a a rty śc i i — jak pisze — urzęd asy w ślim aczym tem pie przygotow yw ali grób w jej podziem iach. Sapieha „czując się gospodarzem w sw ojej k a te d rze — n akazał pew nego dnia przeniesienie zw łok” bez uzgodnienia z rod zi­

n ą i w ładzam i państw ow ym i. A u to r nie pochw ala tego „ fa k tu p rz e ­ kroczenia, jeżeli nie praw , to dobrych obyczajów p ro to k ó la rn y c h ” (II, s. 88 n.), zw raca uw agę, że nie godziło się tego robić bez porozu­

m ienia się z P re zy d e n tem R P i rząd em (II, s. 130), ale podkreśla jednocześnie, że „błędem byłoby uw ażać sam ow olne przeniesienie zw łok M arszałka za w yraz stanow iska S ap ieh y do Piłsudskiego. Z byt w iele było w spólnego m iędzy ty m i potom kam i bojarów w ielkoksią­

żęcych” (II, s. 90). F a k ty — ja k w iadom o — nie p o tw ierd zają tezy, że obce b y ły tem u m o tyw y polityczne.

T ak więc i w dziedzinie sp raw dotyczących k siążąt kościoła fak ty podane przez a u to ra w ym ag ają dodatkow ej w ery fik acji. T ak m a się rzecz rów nież ze sp raw ą w eta, k tó re w 1903 r. złożył na konklaw e b isk u p k rak o w sk i k a rd y n a ł książę P u z y n a w im ieniu „jego cesarsko- -apostolskiej m ości” Franciszka Józefa przeciw w yborow i na p a ­ pieża k a rd y n a ła Ram polli. Na sk u te k tego w eta, k tó re stanow iło d aw ­ n y p rzyw ilej cesarzy, w ybór R am polli uchylono i papieżem został k a rd y n a ł S arto — papież P ius X. W. M eysztowicz przedstaw ia rzecz tak, że P uzyn a uczynił to dlatego, że k a rd y n a ł R am polla uchodził za k an d y d a ta „m iłego Rosji” będąc w szczególności zw olennikiem dopuszczenia języka rosyjskiego do kościołów w zaborze ro sy jsk im (II, ε 81 п.). W istocie sp raw a nie je s t ta k jasn a. Z naczna część h isto ry k ó w je s t zdania, że k a rd y n a ł P u zyn a w y ko nał tylk o w olę cesarza, k tó ry nie chciał k a rd y n a ła Ram polli. C esarz w idział w nim p rzyjaciela F r a n ­ cuzów, skłonnego n a dom iar do ułożenia m odus v iv e n d i z III R ep u b li­

ką. D ążenie do obro n y dobrego im ienia k a rd y n a ła P u zyny („K ler, k a ­ p itu ła krak o w ska uw ażała jego czyn za hań b ę na K ościele Polskim . K ard y n a ł m ilczał” — II, s. 83) prow adzi do jednostronnego p rze d ­ staw ien ia spraw y.

V II. E N D EC Y I E N D E K O ID Z I

K o n serw aty sta z przekonania, był W. M eysztowicz przeciw nikiem n acjonalizm u reprezen to w an eg o przez N arodow ą D em okrację. S tą d k ry ty c z n a ocena w pływ ów endecji na część duchow ieństw a i h ie ra rc h ii duchow nej. W k o n flik tach polskiej h iera rc h ii rzym sko-katolickiej z u k raiń sk ą grecko -k ato licką (unicką) p o tra fi znaleźć część w in y i po stro nie polskiej. Jego p red y lek cje do bene nati u łatw iły m u obiektyw ne ustosunkow anie się do grecko-katolickiego m etro p o lity A n drzeja hr.

Szeptyckiego. Z a jm u je też pełn ą życzliw ej to le ran c ji postaw ę wobec Ż ydów i staroobrzędow ców w pisanych w k ształt tra d y c y jn e j społecz­

ności W ielkiego K sięstw a. Z tej tra d y c y jn o -to le ra n c y jn e j po staw y w y ­ wodzi się też p otępienie niszczenia cerkw i praw osław nych u sch yłk u

Cytaty

Powiązane dokumenty

kich korzystało stołeczne miasto Wilno. jak to widzimy w rządach wolnego miasta Kaniowa.. niemi, lecz kiedy, po jej ostatecznem zniszczeniu przez Tatarów7, czas

El enchus cleri

Ogólne rokowanie w przypadku kostniakomięsaków u psów, bez względu na podtyp guza, jest złe, bo- wiem charakteryzują się one agresywnym zachowaniem biologicznym, z często

Cykl życio- wy kokcydiów dzieli się na stadium schi- zogonii i gamogonii (obie fazy przebiega- ją w organizmie żywiciela) oraz sporogonii (odbywa się w środowisku zewnętrznym)..

Warunki uzyskania zaliczenia przedmiotu: (określić formę i warunki zaliczenia zajęć wchodzących w zakres modułu/przedmiotu, zasady dopuszczenia do egzaminu

Tematyka narodowa widoczna jest potem w badaniach recepcji kanonu polskiej kultury narodowej i w Socjologii kultury, a więc w książce dającej syntetyczny obraz

Kolejnym tematem, który powinien bezpośrednio interesować badaczy społecz- nych, jest szeroko omawiane na gruncie prymatologii zagadnienie uspołecznienia oraz

Najpierw przez utwierdzenie go w przekonaniu o degradacji i nieuży- teczności jego życia, a następnie przez czynne przyspieszenie śmierci poprzedzone domaganiem się