• Nie Znaleziono Wyników

Nasza Praca. 1936, R. 3, nr 9

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Nasza Praca. 1936, R. 3, nr 9"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

Cena egzem plarza 5 gr.

Roh 111 L u ty 1 9 3 6 r. N um er 9

M asza Praca

Czasopism o m łodzieży szk ó f powszechnych obwodu chorzowskiego

P. Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Prof. Ignacy Mościcki

(2)

Instytucja pupilarnego

bezpieczeństwa

Rom alRa Hasa Oszczędności

MIASTA CHORZOWA

z a p e w n i a najwyższy procent i największe bez­

pieczeństwo, gdyż za nią ręczy i o d p o­

w iada miasto całym majątkiem!i siłą p o d a t k o w ą . Przyjmuje się wkłady o sz czę d n o śc io w e już od 1 złotego.

C e n t r a la :

Chorzów I, ul. Moniuszki (naprz. poczty)

O d d z i a ł:

Chorzów III, naprzeciw kościoła.

Kasa czynna: od godz 8 Jdo 13 i od 17 do 19, w sobotę do 12

(3)

Rok III L u t y 1936 r. N m m er 9

N a s z a P r a c a

C Z A S O P I S M O M Ł O D Z I E Ż Y

S Z K Ó Ł P O W S Z E C H N Y C H O B W O D U C H O R Z O W S K I E G O

R e d a k c j a : Ludw ik Kolny, naucz, szkoły 22 — Leon W anat, naucz, szkoły 20 w C horzow ie A d m i n i s t r a c j a : W ojciech Nawroth, nauczyciel szkoły 19 — D ru k : L. Nowak, C horzów ]

Działalność Pana Prezydenta

Pan Prezydent Ignacy Mościcki urodził się w Mierzanowie, w ziemi Mazowieckiej, w roku 1867.

Będąc chłopcem, lubiał bardzo opowiadania z dawnych czasów.

Ojciec jego, Faustyn Mościcki, był powstańcem w roku 186 3.

G d y chodził do gimnazjum, Moskale chcąc usunąć święta, które przypom inały wolność O jczyzny, kazali uczniom w te dni p rz y ­ chodzić do szkoły. Ale chłopcy gimnazjalm nie przychodzili na lekcje. Po ukończeniu gimnazjum w W arszaw ie studjował On w R ydze, a następnie tułał się po krajach Europ y Zachodniej. Spot­

kał się też z Józefem Piłsudskim w Londynie. Idąc ulicami, spo­

tykał często wojsko, orkiestry, w ystaw y . W tedy w zdychał do siebie, mówiąc: „Szczęśliw y kra j“

i pomyślał sobie, kiedy Polska będzie miała swój rząd i wolność.

Ale jednak doczekał się tego i nawet zajmuje pierwsze miejsce w Polsce jako Prezydent R z e ­ czypospolitej. Jest On zarazem

wielkim uczonym.

Dużo uczonych dręczyło py- ,(- / . " o tanie jak możnaby przerobić azot

z powietrza na inne substancje, z którychby rośliny mogły ko­

rzystać. U p ły n ę ły lata i nikt nie rozwiązał tego pytania. W ten­

czas I g n a c y M o ś c ic k i , jeszcze jako młody uczony pracował w jednym z uniwersytetów szw aj­

carskich. Interesowały go te spra­

w y i oddał się im z całem poświę­

ceniem. Stw orzył piec elektryczny, w którym można było przerabiać azot z powietrza na potrzebne roślinom do życia substancje.

Udoskonalił dalej piec i w p ro w a ­ dził dużo ulepszeń. Dzieło jego było tak doskonałe, że powstało w Szwajcarji kilka fabryk, które w y tw a rz a ły z powietrza kwas azotowy, a z tego kwasu naw ozy sztuczne.

W roku 1 9 1 2 został m ianowa­

ny profesorem Politechniki L w o ­ wskiej, a w 1925 r. profesorem Politechniki Warszawskiej. Po objęciu Śląska przez władze polskie w lipcu 1 92 2 r. zostaje dyrektorem P. F. Z w . Azot. w Chorzowie.

(4)

W roku 1926 został mianowany Prezydentem Polski. Ale jednak nie przestał dajej pracować. Z wielkich dzieł jego jest aparat, w ytw arz a ją cy czyste powietrze górskie.

Pan Prezydent kieruje różnemi

sprawami państwowemi, pisze

rozmaite artykuły, czyta pisma,

potrzebny wypoczynek. W yjeż ­ dża więc do Spały lub do Wisły, albo na polowanie do Puszczy Białowieskiej. Potem znowu je- dzie do W arszaw y, do swego zamku i spełnia dalszą pracę, dla dobra Państwa.

M agdalen a Por roi kóron u

przyjmuje a zato jest K la sa VII S z k o ła 22.

M roźm y p o ra n e k z im o w y

j u ż z a w ita ła do nas zim a, k tó re j p o ra n k i o b fitu ją w w ielk ie lu b m ałe m rozy. P o ra n k i te są d la n a s pię- k nem i, bo k ie d y ra n o w s ta je m y z łó żk a i chcem y sp o jrzeć na p o d w ó ­ rze p rze z okno, w id z im y ła d n ie p o ­ m alo w a n e szy b y . P o m a lo w ał n a m je n a js ły n n ie jsz y m a la rz , n a tu r a — mróz. N a dw orze słychać, ja k m róz sk rz y p i pod nogam i i k o łam i j a d ą ­ c y c h w ozów . J e d n a k nie d la w s z y ­ stk ic h p o ra n k i te są p ięk n e. W P o l­

sce i n a w e t w naszem m ieście, jest dużo lu d zi, k tó rz y nie m a ją czasem czem z a p a lić w piecu, a czasem b r a k im też i c ie p ły ch u b ra ń . nim i b ied n i. W id ać też ludzi, k tó ­ r z y id ą p o ch y len i, o tu len i w ciep ły kożu ch , do b iu ra , u rz ę d u i ró żn y c h zajęć. T w a rz e ich są czerw one od m rozu.

G d y zb liża się ósm a g o d zina te ­ go m roźnego p o ra n k u , w te d y w id zi­

my dzieci ciepło u b ran e, idące do szkoły. P om iędzy niem i są tak że b ied n e dzieci, k tó re m izernie u b ra ­ ne spieszą do szkoły, n a rz e k a ją c na mróz. Ylogą tam ogrzać się choć trochę, a n a stę p n ie uczyć się p iln ie i p ro sić ta k ż e P a n a Boga, a b y się n a d niem i zlito w ał. Więc ja k z tego w y n ik a , to n a jsła w n ie jsz y m alarz, n a tu r a — m róz, m a d użo w rogów w lu d z ia c h b ied n y c h , s ta ry c h , a n a ­ w et i zw ierzętach . C ieszy m y się

jed n ak , że i on m usi u stą p ić , a n a jego m iejsce p rz y jd z ie p ię k n a p ani w iosna, k tó ra pola p o k ry te b ia ły m śniegiem , zam ieni w łą k i zielone.

W te d y lu d zie w eselić się będ ą, a dzieci z a śp ie w a ją P a n u Bogu pieśni d z ięk czy n n e, bo .,. . . z a k w itła im w iosenka, a z n ią razem c u d n y ma j . . . !“

R y s z a rd S a c h n ik

Klasa VIII Szkoła t4.

(5)

Już pokryte łqki, pola, Białym jak p u c h ś n i e gi em ,

„ C h o d ź ż e J ank u — Fe l ek woł a — N a p a g ó r e k b i e g i e m " .

Już z s a n k a m i b i e g n i e J a n e k Z Fel ki em na p a g ó r e k ,

A tu tyle już jest s a n e k M o ż e kilka c z wó re k .

Tu z a ś r a z e m się witajg S ta si ek i brat W a c e k .

W o d z e m s w y m g o już mi anujg W sz y st k ic h tych z a b a w e k .

Tu z a ś j a z d a jest w e so ł a, O d s a m e g o rana.

Zy j n a m zimo, ty w e s o ł a ! Hurra! D a n a ! D a na ! .

R y s z a r d S a c h n ik

K l<is;i VIII S zkoła 14.

000

Uciechy zimowe

Z im a je s t d la d zieci p ra w d z iw y m raje m . S zczególnie d la ty c h , co m a ­ ją ciep le p ła sz c z y k i i d o b re b u cik i.

J a k a to je st uciech a ślizgać się na ły ż w a c h i po b ieg ać po p u s z y sty m śniegu. Ale n a jw ię k s z a ju ż c h y b a d la n a s uciecha je s t w te d y , g d y b a w im y się w w o jn ę, r z u c a ją c k u ­ lam i ze śniegu. N ajczęściej ro b im y to na p o d w ó rz u szkolnem .

D z ia tw a, w id ząc p rze z okno p a ­ d a ją c y m ię k k i p u c h śn ieżny , z nie­

cie rp liw o śc ią o czek u je k o ń c a lek cji.

N a tu ra ln ie n iem a w te d y m ow y o z a ję c iu się n a u k ą . N areszcie d zw o ­ ni u p ra g n io n y d zw o n e k i dzieci w y ­ s y p u ją się n a p o d w ó rz e szkolne,

k tó re je s t p o k ry te ja k g d y b y b ia łą k o łd rą. T am d zie lą się d zieci n a d w a obozy, a n a s tę p n ie b iją się śniegiem . A j a k a to w te d y je s t u c ie ­ cha, g d y k to ś kogoś tra f i. O k r z y ­ kom rad o śc i n iem a k o ńca. W net je d n a k zad zw on i dzw o n ek , u c iech a się k o ń c z y i roześm iane, z a ru m ie ­ nione b u z ia k i, z czerw on em i n o s k a ­ m i, p o w ra c a ją p a ra m i do klasy .

Po p o łu d n iu n a jc z ę śc ie j dzieci bio rą san k i, w y c h o d z ą w c ie p ły ch u b ra n ia c h n ie d a le k o n a p ag ó rk i.

T am ro zp o c z y n a się n o w a u ciech a.

D zieci z je ż d ż a ją w d ó ł n a san k ach , w ogrom nym pędzie, k rz y c z ą c w niebogłosy: ,.Baczność! — U w a g a!"

i t. d. P o d w ieczó r w r a c a ją zzię­

bnięte. z m a rzn ię te , ale w esołe do dom u.

je d n a k ż e dużo, d użo je s t tak ż e ta k ic h dzieci, k tó re w ty c h w s z y s t­

kich u ciech ach nie b io rą u d ziału . Z a p y ta c ie dlaczego ? D lateg o w ła ­ śnie, bo nie m a ją c ie p ły c h u b ra ń . I e dzieci p a tr z ą z po d ziw em n a m ięk ki, p u s z y s ty śnieg, n a p ięk n e sa n k i i n a dzieci ciepło u b ran e . N a- p ew n o to b a rd z o sm u tn e d la ty c h dzieci i dlateg o p o w in n iśm y im p o ­ móc jak ty lk o m ożem y.

M ar ja K u b ie z k ó m n a

K lasa VIII — Szkoła 19.

(6)

Pożegnanie

wychowawczyni

D zie ń H . XI. 1955 r o k u b ył dla nas s m u t n y m dniem . Ż e g n a ły ś m y m ia now icie naszą ko ch an ą panią S ta n is ła w ę T a r n a w s k ą , któ ra u c z y ­ ła nas siedem lat. W ten sa m dzień o b c h o d z iły ś m y ta k ż e jej imieniny.

O g. 5,5O zebrała się klasa VI I I . I II i z a r zą d k la s y V I I w szkole 19 na poranek. Z a p r o s iły ś m y t a k ż e na ten p o ra n e k pa na K ie ro w n ika , p a ­ nie n a u c z y c ie lk i oraz pa tió w n a u ­ c zyc ieli szk o ły . Scena w salce tea­

tralnej była bardzo ładnie p r z y s tr o ­ jona. Na. p o c z ą tk u p a n K ie r o w n ik m iał p r z e m o w ę , w k tó r e j d z ię k o w a ł p ani za ta k długą i dobrą na u kę.

Potem w im ien iu całej k la s y VI I I p r z e m a w ia ł w ó jt, d z ię k u ją c za sie- d m io ro czną n a u k ę i przepra sza ją c za raze m panią za k r z y w d y je j w y ­ rządzone.

W ó j t w r ę c z y ł t a k ż e p a n i na p a ­ m ią tk ę fo to g ra fję naszej kla sy, po­

w ię k s z o n ą i op raw ioną w ram y.

P óźniej uczenice i uczn io w ie ki. III m ó w ili wiersze, a n astępnie została odegrana s z tu c z k a p. ty t. „Ofiara H a n k i “. Po sztu ce z a śp ie w a ła k la ­ sa V I I I p ieśń p. t. „ W b laska ch tę­

c zo w y c h " . N a stę p n ie je d n a z d z ie ­ w c z y n e k w y g ło s iła w ie r sz u ło żo n y p r z e z klasę VI I I , a p o te m inne d zie­

w c z ę ta d e k la m o w a ł y wiersze. Na cześć im ien in pa n i w s z y s t k i e za ś p ie ­ w a ł y ś m y pieśń „Sto 1at“.

N a k o ń c u p a n i p r z e m ó w iła kilka słów. M ówiła ona ta k ładnie i c z u ­ le, że w s z y s t k i m stan ę ły ł z y w o- czach. P a n i zaś, w id z ą c to, nie m o ­ gła w ię c ej m ów ić. P o w ie d zia ła nam ty lk o , ż e b y ś m y się dobrze u c z y ł y i p o cieszyła nas, że się jeszcze n ie­

r a z w ż y c iu s p o tk a m y .

A. P a c h ó w n a

K lasa VIII — Szk. 19.

Konkurs

o nagrody

Dla naszych czytelników Re­

dakcja ogłasza ponow nie konkurs na najlepiej napisane zadania z trzech następujących tem atów:

1 Czem chciałbym zostać i dlaczego.

2. Co podoba mi się najbar­

dziej w „N aszej Pracy14.

3. D ow olny temat o w iośnie.

Za dobre zadania Redakcja przeznacza drogą losow ania kilka nagród, w postaci podręczników szkolnych dla uczniów (enic) da­

nej klasy.

Korespondencja

międzyszkolna

U z e sz ły m roku o t r z y m a ł y ś m y całkiem niespodzianie p a c z k ę listów od dzieci s z k o ln y c h z Polesia. Do listów b y ł y dołączone p r ó b k i płótnu poleskiego. T e listy zrob iły na n a s

w ie lk ie wrażenie.

Z w ię k s z e m zainteresow aniem p a t r z y ł y ś m y n a m a p ę Polski i s z u ­ k a ł y ś m y miejscowości, z której p r z y s z ł y do nas wiadomości. Tani podzieliła listy m i ę d z y poszczególne d z i e w c z y n k i naszej k l a s y , a te gor­

liwie z a b r a ły się do odpisania. Do n a s z yc h listów d o ł ą c z y ł y ś m y p rób­

ki metali, lecz n iestety, k o le ż a n k i poleskie n am nie o d pisa ły i nasza koresp on dencja się sk o ń czy ła . Nie w i e m y , co spo w o dow ało to m ilcze­

nie. J e sz c z e raz n a p i s a ł y ś m y n a ­ s z y m n ie z n a n y m k o le ż a n k o m na p o ­

(7)

c z ą t k u no w ego roku szkolnego, ale jes z c z e do dziś n a m nie o d p o w ie ­ działy .

D u ż o radości s p ra w iło n a m , k ie ­ d y tego roku pan k ie r o w n i k z n o w u p r z y n ió s ł do na szej k la s y list od dzieci z S u w a l e k . S u w a l s z c z y z n a , to ta ziem ia Polski, k tóra się w cin a m i ę d z y P r u s y W sch odn ie a Litw ę.

Zw o ł a ł y ś m y z ebran ie g m i n y k laso­

w e j i r o z d z i e li ł y ś m y pracę ta k, że k il k a d z i e w c z y n e k napisało refera ­ t y na n a s tę p u ją c e t e m a ty : 1. Moje r o d zin n e m ia sto C h o r z ó w , 2. Histo- rja K r ó le w s k ie j Hu t y . obecnego ( h orzo w a , 3. O b y c z a je na Śląsku z w i ą z a n e ze ś w ię ta m i Bożego Naro- dzen ia , 4. Nasza huta, 5. Stroje l u ­

d o w e na Śląsku. D z ie w c z ę ta z ' m i e łk i m za p a łe m z a b r a ły się do p i­

sania. List og ó ln y napisał w ó j t g m i ­ n y klaso w ej. D o listóio d o ł ą c z y ł y ­ ś m y a lb u m z w i d o k ó w k a m i nasze­

go m iasta i r y s u n k i g ó r n ik a i Ślą- z a c zk i. B ardzo u c i e s z y ł y b y ś m y się, g d y b y na m dzieci z S u w a ł e k na n a ­ sze lis ty odpisały. T a k ą k oresp on ­ d en cję u w a ż a m y za nić, któ ra nas w ią ż e z in n em i d z ie ć m i Polski.

W n astęp n ym num erze uka żą się o trzym ane z S u w a łe k listy i nasze odpowiedzi, jeśli je łaskawie R e­

dakcja umieści.

J ani na K u b o s z ó w n a

K lasa VI — Szkoła 19.

Z przeszłości naszego miasta

D zielnica I. i II. m ia sta C ho rzo w a je s t n aw sk ro ś now oczesna i nie posiad a ża d ­ nych za b y tk ó w h isto ry c z n y c h . N a js iln ie j­

sze n a tę ż e n ie ro zro stu m iasta p rz y p a d a na o k res w zm ożonego ro zw o ju m iejsco w ej h u ty i k opalni. T e re n d a w n ie js z e j K ról.

H u ty n a le ż a ł p rze d ro k iem 1822 częściow o do Ł ag iew n ik , Ś w iętochłow ic, N. H ajd u k , C horzow a, B y tk o w a i b y ł b a rd z o słabo z a lu d n io n y . B yły tu ongiś lasy , m oczary, łą k i i pola. M iasta, b a n a w e t w ioski K ról.

H u ty , n ie znano p rze d 140 la ty .

W roku 1790 zaczęto p oszukiw ać na ty m te re n ie w ęgla. P ierw szy szyb w y k o ­ p ano w m iejscu, gdzie obecnie stoi b u d y ­ nek d w o rc a k o le jo w eg o C horzów -M iasto, a p ie rw sz e złoża w ęg la zn alezio n o d o p ie ­ ro w 1791 r. W ro k u 1799 p o w sta je w są ­ sie d ztw ie k o p aln i h u ta , n a z w an a „K ró lew ­ ską". O d te j d a ty ro zp o c zy n a się rozw ój n a s z e j m iejscow ości — b a rd z o z re sz tą po ­ w o ln y p rze z p ie rw sz e 50 la t istn ien ia. S ta­

ty s ty k a z ro k u 1840 w y k a z u je , że na t e ­ re n ie ty m b y ło ty lk o 110 dom ów o raz 778 m ieszkańców , s k ła d a ją c y c h się p ra w ie , że

w y łąc zn ie z ro d z in g ó rn ik ó w i h u tn ik ó w . Tę k o lo n ję g ó rn icz o -h u tn icz ą n a z y w a ­ no p ie rw o tn ie obszarem k o p a ln ia n y m k o ­ p a ln i „K ról“, k tó r e j d e k re te m k ró le w sk im z d n ia 18. VII. 1822 r. o k reślo n o g ran ic e, a d n ia 30. VIII. tegoż ro k u w y tk n ię to j e w te re n ie . D la p o m ieszczenia rod zin r o ­ botniczych w y b u d o w an o k ilk a d z ie sią t p a r ­ te ro w y c h dom ków , o m ały ch o k n ac h i p o k o jach , k tó re dziś jeszc ze sp o ty k a się w m ieście, np. p rz y ul. 3-go M aja, K aro la M ia rk i i innych sta rs z y c h ulicach.

A m e ry k a ń sk ie w p ro st tem p o p r z y b ie ­ r a ro zw ó j m ia sta w połow ie 19-go s tu le ­ cia. D ow odem tego je s t fa k t, że od 1840 ro k u do 1875 r. lic zb a m ieszkańców p o d ­ niosła się z ,778 do c y fry 20 000.

R ów nocześnie z w ielk im p rz y ro ste m ludności w ładze zm uszone b y ły staw iać b u d y n k i dla urzędów , św ią ty n ie , szkoły, szp itale, d w orzec i t. d. K ościół e w a n g e ­ licki św. E lżb iety , p rz y ul. B y to m sk ie j, w y b u d o w an o w 1844 ro k u . W listo p ad z ie 1852 r. pośw ięcono kościół k a to lic k i pod w ezw aniem św. B a rb a ry , p a tro n k i g ó rn i­

(8)

ków , k tó ry c h liczba w m ieście m nożyła się z ro k u n a rok.

D la dzieci g ó rn ik ó w i h u tn ik ó w o- tw a rto w ro k u 1856 obok k ościoła św. B a r­

b a r y p ie rw sz ą szkolę. W ro k u 1860 u k o ń ­ czono b udow ę k o le i że la zn e j K atow ice—

K ról. H u ta —Bytom . D a w n ie j n ajb liż sz ą s ta c ją k o le jo w ą b y ł s ta ry dw orzec w Ś w iętochłow icach, dziś ju ż n ie istn ie ją c y .

Z pow odu ta k w ielk ieg o ro z ro stu m ia ­ sta, nad an o m iejscow ości d n ia 13. lip c a 1868 ro k u ty tu ł m ia sta z nazw ą K ró lew ­ sk a H u ta — od h u ty i k o p a ln i „K ról", a w y b ó r ra d n y c h m iasta n a s tą p ił 18. p aź­

d z ie rn ik a 1869 r. W ty m też ro k u 1869, w m arcu o siedlił się w K ról. H ucie p rz y ul. 3-go M aja n r. 31 nasz d ziałacz n a ro ­ d ow y K arol M iarka, n au c zy c ie l z Piel- g rzym ow ic w pow iecie pszczyńskim . J a ­ ko r e d a k to r „K a to lik a " i ru c h liw y p r a ­ cow nik na niw ie n a ro d o w e j, p rz y c z y n ił się w ielce do o budzenia ru c h u polskiego w m ieście.

Z d alszy m ro zw o je m m ia sta pow stały now e b u d y n k i użyteczności p u b lic zn e j, ja k : szkoły, szp itale, kościoły i t. d. W r o k u 1874 w y b u d o w an o kościół św. J a ­ dw igi, a d la żydów synagogę. W ro k u

187? p o w stało g im n a zju m p rz y ul. P o w ­ stańców oraz rozpoczęto budow ę z a k ła ­ dów w odociągow ych, tr w a ją c ą b lisk o 7 lat, bo o tw a rc ie n a stą p iło d o p ie ro w 1884 r.

Na p o cz ątk u XX w iek u p o w sta je s e rja now ych b u d o w li m ie jsk ich . W 1901 ro k u ukończono budow ę rze źn i m ie jsk ie j, w 1902 r. s tra ż y p o ż a rn e j, w 1903 r. hali ta rg o w e j i w 1907 r. kościoła św. Józefa.

P ró c z b u d y n k ó w p u b lic zn y c h p o w sta je w m ieście d użo dom ów p ry w a tn y c h .

R uch b u d o w lan y zah am o w an y został podczas w o jn y i po w o jn ie św iato w ej.

Mimo to polsk ie w ładze m ie jsk ie i w o je ­ w ódzkie p rz e p ro w a d z iły re m o n ty k ilk u ­ d ziesięciu ulic, k a n a liz a c ję , w odociągi oraz re g u la c ję R aw y. P rócz tego w y b u d o w a ­ no w sp a n ia łe gm ach y In s ty tu tu K ształce­

n ia H andlow ego, Z akładu U bezpieczeń S połecznych, M ag istratu , szkołę im. J. L i­

gonia i inne. U piększono p a r k n a G órze W yzw olenia. Założono p a r k n ap rz eciw szk o ły h an d lo w e j i k ilk a sk w eró w w m ie­

ście, gdzie dzieci i sta rs i w czasie u p a l­

n y ch dni letnich mogą k o rz y sta ć z cienia i pow ietrza.

D la rodzin ro b o tn iczy ch i b e z ro b o t­

nych, k tó re za m ie sz k u ją p o k ó j z k u ch n ią lub n aw e t je d e n ty lk o pok ó j, a często p rze z cały dzień nie w idzą słońca, ta k b ard z o p o trzeb n eg o d la zd ro w ia m ie­

szkańców , p rzy stą p io n o do z a k ła d a n ia o- g ró dków d ziałkow ych, gdzie na słońcu i św ieżem pow ietrzu, bez kosztów w y jaz d u m ożna spędzić m ile czas w o ln y od zajęć.

Na g ran ic ac h m ia sta m am y ich dosyć d u ­ żo i z a k ła d a się ich coraz w ięcej.

R uch bud o w lan y , ta k p ry w a tn y ja k i m ie jsk i, rozpoczął się w o sta tn ic h la ta c h b ard z o znacznie. B udow ie p ry w a tn e , to p rze w a żn ie p ię k n e w ille, a m ie jsk ie, to bloki m ieszkalne. O becnie K om unalna K asa O szczędności p rz y stą p iła do budow y

„ d ra p a c z a ch m u r" p rz y ul. W olności.

P rz y ro st m ieszkańców je s t i dziś z n a ­ czny. W ro k u 1934 liczyło m iasto p rz e ­ szło 80 000 ludności, a po p rzy łą cz en iu gm in N. H a jd u k i C ho rzo w a w d n iu 1. VII.

1934 ro k u m iasto C horzów liczy p rzeszło

103 000 m ieszkańców . K.

(9)

P ię k n o z im y — W spaniały obraz zm rożonych gałązek

£7

arg W mieście Chorzowie

P lac p rz e z n a c z o n y n a targ n a z y ­ w a się targ o w isk ie m . U nas ta rg o ­ w isko z n a jd u je się p rz y u lic y K r a ­ k u s a , w p ó łn o cn ej części m ia sta C h o rz o w a . T a rg i o d b y w a ją się w n aszem m ieście w środę i sobotę.

P rz e k u p n ie z je ż d ż a ją się ju ż o go­

d z in ie c z w a rte j ran o , a ż e b y sobie sw ó j s tra g a n m óc d o b rze ulokow ać.

W d z ie ń ta rg u p a n u je n a ta rg o w i­

s k u w ie lk i ru ch . L u d zie sp ieszą n a ta rg , b y z a k u p ić p o trz e b n e rzeczy.

P r z e k u p k i w y c h w a la ją n a c a ły głos sw ó j to w a r. W tenczas n a ta rg u p a ­ n u je ru ch , w rz a sk i h a rm id e r. 1 a r- go w isk o w y g lą d a ja k b y ja k ie w ie l­

k ie m ro w isk o. P rz e k u p n ie sp rze- d a w a ją ja r z y n y i owoce. Zaś tro ­ ch ę d a le j są s tra g a n y z ob uw iem .

m a te rja m i i innem i rzeczam i. N a ­ stępnie, obok hali targ o w e j, z n a jd u ją

się s tra g a n y z drobiem , ja k : z k u ­ ram i. k ró lik a m i, gęsiam i o raz z go­

łęb iam i. W h ali targ o w e j s p rz e d a ją m asło, m ięso i w ę d lin y . N a stęp n ie n a g a le rji są s tra g a n y z s u k n a m i i różnem i tk a n in a m i. O g odzinie d ru g ie j po p o łu d n iu je s t zak o ń cz e ­ nie ta r g u i w te d y p rz e k u p n ie z a ­ b ie r a ją sw ój to w a r i o d je ż d ż a ją do dom u. P o nied łu g im czasie p r z y ­ c h o d zą n a ję c i b ezro bo tni i z a m ia ta ­ ją całe targ o w isk o .

R u d o l f G r ze sik

K lasa VII — Szkoła 20.

(10)

Mole mżenia

i

przedstawienia

„dziadów" - A. M ic h n a

N a jle p ie j podobała m i się na p rzed s ta w ie n iu ta część, k ie d y w i e ­ czorem, w m a le j izdebce siedział

k sią d z z d w o jg ie m dzieci p r z y stole i jedli podw ie c zore k . Gcly go j u ż sp o żyli, k sią d z w z ią ł k s ią ż k ę do m o ­ d l it w y , a b y się pomodlić, g d y nagle ktoś z a p u k a ł do d r z w i i w s z e d ł do izdebki. Ó w czło w ie k , k t ó r y w szed ł, b y ł to szałeniec G ustaw . (Miał on p r z e d s ta w ia ć A d a m a M ickiew icza).

Ksiądz i dzieci z lę k li się c zło w ieka , lecz k s ią d z z a p y ta ł się, co on tu chce w w ie c zo rn e j porze. G u s ta w odp o w iedzia ł, że p r z y s z e d ł się o- grzać, bo na d w o r z e zm a rzł. G d y on m ó w ił , naraz zgasła p ier w sz a świeca, stojąca na stole. L ę k ogar­

nął księdza, g d y to zo b aczył. A G u s ta w m ó w ił dalej k s ię d zu o s w y c h troskach, że miał d z i e w c z y ­ nę, k tórą kochał bardzo i k tórą mu odebrano. Nagle w y s z e d ł z p o k o ik u . W te d y d zieci p r z y b ie g ły do księdza, bo sta ły w k ą c ik u i śm ia ły się z te­

go d z iw a c zn e g o p r z y b y s z a , że jest szalony. Ale k s ią d z im rzekł, że nie m a ją się z takiego c zło w ie k a na ­ śm iew ać, bo on jest nieszczęśliw y.

G d y wrócił, p r z y n ió s ł ze sobą ga ­ łązkę, k tórą znala zł i n a z w a ł ją p r z y ja c ie le m sw oim , bo ona go n i­

g d y nie opuszczała. I z n ó w druga świeca zgasła. K siąd z z a d z iw ił się i z a p y ta ł go, co to m a z n a c zy ć , ale on nie chciał nic pow iedzieć. Po c h w ili z n ó w rozm aw iał. Nagle się rozzłościł i w y c ią g n ą ł nóż z za pasa i chciał popełnić sam obójstw o.

Ksiądz bal się bardzo i prosił go, b y j u ż w y s z e d ł z p o k o ik u , ale on na to nie z w ra c a ł uwagi. W t y m akcie miała się z a w ie ra ć ro zp a cz i tęsk n o ­ ta A d a m a M ickiew icza po u m iło w a ­ nej Maryłce.

Magdalena B a r ty la n k a

K lasa Ylf — Szkoła 22.

P ię k n o z im y — Krzewy w zimowe] szacie

Moje wrażenia z przedstawienia

„Dziadów“ — A. Mickiewicza

P ię k n a b y ła scęna p. t. „W id ze­

nie E w y ”, p ełn a m iłości do ludzi i św ia ta . W dom u w iejsk im pod Lw o­

wem. E w a, m łoda p a n ie n k a , m odli się do N a jśw iętsz ej P a n n y . Do co­

d zien nej m o d litw y załą c za p rośbę o b łogosław ieństw o d la w sz y stk ic h

Polaków , um ęczonych i k a to w a n y c h pod jarz m e m carsk iem , a szczegól­

nie m odli się za a u to ra k sią ż k i, A d a ­ ma M ickiew icza, o k tó ry m wie, że siedzi w w ięzieniu. P otem zasy p ia . N ad tą p rze c z y stą , n ie w in n ą istotą, p rz e la tu ją m yśli p ięk n e — aniołki.

W idzi też d u sz y c z k a E w y i M atkę B oską z D zie cią tk ie m n a ręk u , u- śm iecha się do n iej Dz;iecię i k w ia t­

ki jej rzu cali, l a k to anieli, do s a ­ mego p o ra n k a cu d em nieziem skich w id zeń z a c h w y c a ją c z y stą d u s z y ­ czkę dziew częcia, l a k sko ńczy ł się ten p rz e p ię k n y obraz, k tó reg o n ig d y nie zapom nę.

Henia Lebenstein

K.lasa VII — Szkoła 22.

(11)

W yprawa Polaków w celu zdobycia kolonii w Afryce

D ziało się to p ięć d z ie siąt lat te ­ mu. W ro k u 1882 o d p ły n ą ł s ta te k .,Ł u c ja -M a łg o rz a ta “ z fan cu sk ieg o p o rtu H a w ru do A fry k i Z achodniej, w ioząc na p o k ła d z ie S te fa n a R ogo­

zińskiego, K lem ensa T o m czek a i Leopolda Jan ik o w sk ieg o . S te fa n Sc-holz-Rogoziński p o d ją ł się w y ­ p ra w y do o b sa d z e n ia niezn an eg o i n iezajęteg o lą d u A fry k i, k tó ry się n a z y w a K a m e ru n . Rogoziński słu ­ ży ł w ro sy jsk ie j m a ry n a rc e w o je n ­ nej ja k o oficer, z k tó re j w y s tą p ił p rze d w y p r a w ą do K a m e ru n u . Zw o­

lenn ik am i w y p r a w y R ogozińskiego byli p isa rz e P r u s i S ien kiew icz, k tó ­ rzy p om ogli m u p r z y z o rg a n izo w a ­ niu w y p r a w y p rze z w y p o w ia d a n ie się w g a z eta ch za jego w y p ra w ą . Po d łu g ic h tr u d a c h R ogoziński ze­

b ra ł d ro g ą p u b lic z n y c h z b ió re k tro ­ chę p ie n ię d z y , resztę dołoży ł ze sw e­

go k a p ita łu , k tó ry o trz y m a ł w s p a d ­ ku po ro d z ic a c h i z p o r tu H a w ru w y je c h a ł d n ia 18. X II. 1882 ro k u do A fry k i z w y m ie n io n y m Tom cze- kiem i J a n ik o w sk im o raz O s ta ­ szew skim i H irsz fe ld e m . W czasie p o d ró ż y w y k a z a ło się, że H irsz fe ld i O sta sz e w sk i m a ją n a celu zu p ełn ie osobiste in te re sy i k o rzy ści. D la ­ tego też ci w s p ó łto w a rz y sz e R ogo­

zińskiego w y sie d li i z a ra z o d p ły n ęli p ierw sz y m o k ręte m z d ą ż a ją c y m do E u ro p y . P ie rw sz y m ich postojem w A fry ce b y ła L ib e rja , je d y n e po A b isy n ji n iezależn e p a ń stw o n a c z a rn y m lądzie. D n ia 16. k w ie tn ia

1883 r. p rz y b y li nasi p o d ró żn ic y do w y b rz e ża k a m e ru ń sk ie g o . N a górze M endoleh ro zpoczęto b u d o w ę stacji.

W y p ra w a o bjęcia K a m e ru n u s ta ­ w iała R o g ozińskiem u d użo tru d n o ­ ści. P a ń stw o polskie jed n a k o w o ż nie mogło m u dopom óc, bo nie m ia ­ ło w te d y w olności, a te re n y z d o b y ­ te p rze z P o la k a zajm o w a li i o b sa ­ d zali w ojskiem N iem cy. Je d y n ie A n g lja p o p ie ra ła ideę R ogozińskie­

go. G d y A n g lja m ia ła w iele k ło p o ­ tów p o lity c z n y c h , k a n c le rz rzeszy n iem ieckiej B ism arck z a ją ł K am e­

run. N iem cy z a jm o w a li K a m e ru n d ro g ą b ru ta ln ą , k rw a w ą , t. j. w o j­

ną, k tó rą p ro w a d z ili n a rzece ka- m eru ń sk iej.

P olacy z je d n y w a li sobie krajo w ­ ców sercem . D ow odem tego b y ło z a u fa n ie , ja k ie m u rz y n i m ieli do R ogozińskiego. C zęsto do s ta c ji w M endoleh p rzy c h o d z ili c z arn i, p ro ­ sząc R ogozińskiego o ro zstrz y g n ięc ie m ię d z y nim i sporów . W reszcie n a ­ czeln ik szczepu J e rz y z B o ty oddał sw e r z ą d y ,.k ró le w sk ie “ w ręce R o­

gozińskiego. Za jego p rzy k ła d em poszli i inni n aczeln icy i c z a rn i w o­

jo w n icy .

Rogoziński z g n ęb io n y niepo w o­

d zen iam i, z m a rł w rok u 1896, w 36 ro k u życia. Z p o śró d n a sz y c h p io ­ n ierów k o lo n ja ln y c h ż y je obecnie Leopold Ja n ik o w sk i. siwrv i sęd ziw y ju ż sta ru sze k .

M agd alena M a jc h r z y k ó m n a

K lasa VIII - S zkoła 22.

M )

0+ 'i

(12)

Zosia — przyjaciółka ptaków

C iężka, b ardzo ciężk a zim a b y ła na św iecie. W ia tr z g a rn ia ł tu m a n y śniegu po ogrodach i p a rk a c h i trz ą sł nielitości- w ie d rew n ia n e m i g niazdkam i ptaszków , k tó re d o b re i ro zu m n e dzieci jeszcze w lecie p oum ieszczały na d rzew ach. P tasie d ziu p le w p n ia ch zm u rszały ch , sta ry c h drzew śnieg b ezlito śn ie po zasy p y w ał. T u li­

ły się, ja k m ogły zzięb n ięte p ta szk i do siebie i slabem ćw ie rk an ie m p y ta ły się w za je m n ie : czem u to niem a n asz e j m a łej p rzy ja ció łec zk i Zosi, k tó ra ta k zaw sze p a ­ m iętała o nas?

Ale Zosia nie zap o m n iała o ptaszkach, b y ła ty lk o b ard z o p rzezięb io n a i d latego nie m ogła w ychodzić z m am usią do og ró d ­ ka, ab y k a rm ić głodne ptaszki.

P tasz k i je d n a k to m ą d re stw orzonka.

Z ebrały się na w ie lk ą n a ra d ę . Je że li Zo­

sia n ie p rzy sz ła do nich, to coś w tein m usi b y ć — m ów iły. To m y sp ró b u je m y pójść do Zosi. G dzie? O, w ied z ia ły p ta ­ szki doskonale, gdzie m ieszk ała ich m ała p rz y ja c ió łk a Zosia! 1 p o fru n ę ły . C iężko im było po ru szać sk rzy d e łk am i, bo w ia tr

m roźny zu p e łn ie im je obezw ładnił. Ale oto ju ż są na m iejscu.

Kto w y g ląd a przez za m k n ię tą szybkę o k ie n k a? Zosia. I uśm iecha się radośnie do sw ych d o b ry ch — zn ajo m y ch ptaszków . T ylko m a g a rd z ią tk o przew iązan e. Boli j ą pew nie. A p rze d ok ien k iem czysta d eszczułka a n a n ie j o k ru szy n k i, tro ch ę z iarn a, tro ch ę k aw ałeczków słoniny! O, co tam było rad o śc i m iędzy ptaszkam i!

Rzuciły się w szy stk ie do je d z e n ia n a ty c h ­ miast. M usiały być w idocznie b ard z o gło­

dne . . .

O d tąd sta le przy ch o d ziły p rze d okno Zosi na śn ia d a n k a i o b iadki. Zosia cie­

szyła się, że p ta sz k i j ą zro z u m iały i nie bały się podchodzić ta k blisko do domów ludzkich. A ja k d b ała o czystość na de- szczułce p rze d oknem . W iedziała, że ro z­

moczona bułeczk a k w a śn ie je i je s t szko­

dliw a d la ptaszków . Zawsze pozostałości w y m ia tała w ra z ze śniegiem i n asy p y w a - ła św ieże o k ru szy n k i.

T atuś i m am usia p rz y g lą d a li się z z a ­ dow oleniem sw ej k o c h a n e j córeczce. K ie­

(13)

d y ś ta tu ś z a p y ta ł:

I poco, Zosieńko, robisz sobie ty le tr u d u z pta szk a m i?

Ja k to , ta tu siu , a ty, czy nie w sp ie ra sz b ie d n y c h ludzi? Je k ż e b y m j a m ogła zapom nieć o głod n y ch p ta szk a ch v- zim ie!

No, ale p rze cie ż i ta k ich w szystkich nie w yżyw isz. T yś ty lk o sam a je d n a , a p taszków ta k dużo.

P ra w d a , ta tu siu , ale j a n a k a rm ię k ilk a ptaszków , in n e d o b re dzieci znów b ęd ą p a m ię ta ć o in n y c h i ty m sposobem p o ży w i się dużo ptaszków .

T atu ś se rd e c z n ie u śc isk ał sw ą d o b rą i ro z u m n ą c ó re czk ę i obiecał, że ja k ty lk o Zosia b ęd z ie z u p e łn ie zd ro w a, sp orządzi sztu czn y k a rm ik d la p ta szk ó w i zaw ieszą go p rz y oknie, a Zosia codzień p a m iętać będzie o św ieżem d la nich p ożyw ieniu.

Z osieńka ra d o śn ie k la sn ę ła w rączk i.

P a m ię ta jc ie dzieci w zim ie o p ta ­ szkach! Nie z a n ie d b u jc ie d o sta rc z a ć przez c a łą zim ę im p o k a rm u i ró b cie d la nich sztuczne k a rm ik i i gniazda.

D nia 10. lu teg o b r. św ięci P o lsk a 16-tą rocznicę o d z y sk a n ia w y b rzeża. W p a ­ m iętn y m d n iu 10. lu te g o 1920 r. w ojsko polsk ie d o ta rło do m orza i o b ję ło je w nasze posiad an ie. Na o b ję ty m sk ra w k u w y b rz e ż a istn ia ła zu p e łn a p u stk a . B yły ty lk o p iask i, b ag n a i to rfo w isk a o raz k il­

ka u b o żu c h n y ch w iosek ry b a c k ic h . D ziś poszczycić się m ożem y w sp a n ia ły m p o r ­ tem — G d y n ią, n a jn o w o c z e śn ie j u rz ą d z o ­ nym , k tó r y co do ilości o b ro tó w to w a ro ­ w ych je st pierw szy m na B a łty k u .

*

D nia 28. lutego br. w y ru szy z G dyni, w p ie rw sz ą podróż, polski o cean iczn y s ta ­ tek „ P u ła sk i4'. P ięk n y ten sta te k p o p ły ­ nie do B ra z y lji i A rg e n ty n y i od tego czasu b ęd z ie sta le k u rso w a ł m iędzy G d y ­ nią a A m e ry k ą P ołu d n io w ą.

C zy wTiecie o tem . że G d y n ia ta k szybko się ro zw ija , że ilość ludności do ­ chodzi ju ż do 80 ty sięc y i w ciąż się zw ię­

ksza? N iedaw no został za tw ie rd z o n y no­

w y p la n ro zbudow y m iasta, obliczony na 250 ty sięc y m ieszkańców .

Różne

N ajw y ższe g ó ry w poszczególnych częściach św iata.

A zja: Mont E v e r e s t ... ...8 882 m A m e ry k a P o łu d n .: A concagua . 7 000 ., A m e ry k a P ó łn o cn a : Mac K inley 6 240 ..

A fry k a : K ilim an d ż aro . . . . 6010 E u ro p a : Mont B l a n k ... 4 810 ,.

Nowa G w in ea (A ustr.): C a rte n sz 4 788 „ A n ta rk ty d a : M arkham . . . . 4600 „ A u s tr a lja : G ó ra K ościuszki . . 2 241 ..

W ielkość lądów poszczególnych części św iata.

A z j a ... 43 900 km k w ad r.

A m ery k a (Pin. i Pol.) 42 700 „ A f r y k a ... 29 900 „ E u r o p a ... 10 077 „ A u stral ja z O cean ją . 8 970 „ A n ta r k ty d a . . . . 14300 „

R adość d a je w iedza, p rac o w icie zb ie­

rana przez lata.

*

Nic d o brego na ty m św iecie, nic sz la­

ch etn eg o niem a bez długich trudów .

*

N ikt n ie je s t czulszym na z a rz u t g łu ­ poty. jak głupiec.

N iejed e n je st w ted y w d o b ry m h u ­ m orze. gdy go in n y m popsuł.

*

Lepiej nie zaczynać, an iże li nie sk o ń ­ czyć.

*

N ieszczęście n ie k tó ry c h ludzi stąd p o ­ chodzi. że inni m a ją szczęście.

*

T y lk o w ted y m asz p ra w o sk a rż y ć się na los, jeżeliś zasłużył na lepszy.

(14)

I.

P ierw sze d ru g ie m acie je w głow ie, B lisko niego trz e c ie — czw arte, Lecz złączone w je d n e m słow ie, Wsie i m iasta w nim zaw arte.

Ił.

W stecz się nie cofa, b a rd z o szybko leci.

Póki go m acie, k o rz y sta jc ie dzieci.

Bo k ie d y m inie, choćby i w sto koni Mimo w y siłk u , n ik t go nie dogoni.

III.

l-sze zaim ek i >-cie też, 1-sze i 2-gie — to w głow ie są, 2-gie i >-cie tak d rze w a zwą.

Razem to człow iek co p oluje, Może zgadnąć, kto sp ró b u je?

H U M O R

N ierów ny ból.

M ały Boluś coś p rz e sk ro b a ł a ojciec w sy p ał mu za k a rę dw an a ście trzcin ek 'v n a jo d p o w ied n ie jsz e k u tem u m iejsce.

Boleś ro zbeczał się, a ojciec, po p rz e jśc iu p ie rw sz ej złości, sta ra się go uspokoić.

- W ierz mi, Boluś. że ja cieb ie k o ­ cham . . .

- Aha! — m ów i Boluś, s t ę k a j ą c . ..

W ierz mi, że ile ra z y je ste ś n ie ­ grzeczny. a ja cię bić m uszę, boli m ię to tak sam o jak ciebie, a m oże i w ięcej.

T ak — m ów i Boluś z żalem — ale nie w tem sam em m iejscu.

Sam odzielnie.

C z te ro le tn ia Zosia chce sobie kon ie­

cznie sam a czyścić zęby p a stą i szczotecz­

ką. P o niew aż p rzechodzi to jeszcze jej możność, m am a m ów i:

— Jesteś jeszcze na to m ała.

W reszcie Zosia u stę p u je , o d d a je m at­

ce szczoteczkę i ośw iadcza:

D obrze, może mi je m am a w y ­ czy ścić. .. Ale plókać to już. będę sam a!

Młoda gosposia.

P rzepis m ów i: „weź d o b rą ły żk ę cu ­ kru".

W ezmę w ięc n a jle p ie j sre b rn ą .

S tać go na to.

P an ie b an k ierze , czy syn p ański chodzi do gim n azju m ?

Po co on m a chodzić, k ie d y g im n a­

zjum do niego p r z y c h o d z i...

Jakto?

— No, ja w y n a ją łe m osiem p ro fe su ry i oni przychodzą. Mnie stać na to!

O d R e d a k c j i

W olf Rom an. B rzozow ice-K am ień, szk.

III — kl. VI a. Za p o zd ro w ie n ie dla R e­

d a k c ji se rd e cz n ie d zięk u je m y . W ierszy k jest b ard z o p ię k n y i u d an y , lecz um ieści­

li)) go we w łaściw ym czasie. Czy n a ­ p raw dę n ap isałeś go sam odzielnie? Jeżeli tak. to m ożem y się spodziew ać, że b ęd z ie­

my m ieć młodego i zdolnego .,rym okletę“ a może i poetę w g ro n ie naszych m ło d ziu t­

kich w spółpracow ników .

Za resztę n ad e sła n y ch p ra c d z ię k u je ­ my przedew szystkiem M agdalenie H abu- rzance, szk. 19, kl. 8. A dam ow i Zbrzeź- niakow i, szk. 22. kl. 4. B ąków nej L eoka- d ji, szk. 22, kl. 6, oraz M uców nej K larze, szk. 22. kl. 7, Ś w iętk ó w n ej T eresie, szk.

22, kl. (). W olnej K ry s ty n ie i W łodarczy- k ó w n ej Em ie ze szkoły 22.

N iek tó re p ra c e ty c h uczenie odło ży ­ liśm y do teczki, by um ieścić j e w dalszych n um erach we w łaściw ym czasie.

D ru k : L. N ow ak. C horzów I, H a jd u c k a 15.

(15)

Nauka chodzenia po jezdni.

1. Na je z d n ię w chodź ty lk o w ra z ie konieczności p rz e jś c ia p rz e z u lic ę lu b tra m w a ju . Je z d n ia je s t p rze d ew szy stk iem d la p ojazdów .

2. P rz ec h o d ź p rze z je z d n ię n a jk ró ts z ą d ro g ą lu b po lin ja c h w yznaczonych a n ig d y n au k o s. P rz y sk rz y ż o w a n iu p rz e jd ź n a jp rz ó d przez je d n ą ulicę, a p otem p rzez d ru g ą . Z w ra ca j u w ag ę n a z n a k i p o li­

c ja n ta .

3. P rz e d w ejściem na je z d n ię s p o jrz y j n a lewo, g d y ż sta m tą d gró zi ci n ie b e z ­ p ieczeństw o, a dochodząc do śro d k a je z ­ d n i — na praw o.

4. Idź p e w n y m k ro k ie m p rz e z je zd n ię , nie b ie g n ij, lecz nie b ąd ź o p ieszały m . N i­

g d y się nie co faj. Bądź o stro żn y i ro z ­ w ażn y , m ie j oczy i u szy o tw arte .

5. P a m ię ta j, że k ie ro w c a n ie będzie m ógł u n ik n ą ć w y p a d k u , g d y zja w isz się p rz e d nim n iesp o d ziew an ie. N ie w chodź n a je z d n ię n a g le alb o zza w ozów , sam o­

chodów , tra m w a jó w i in n y c h t. p. p o ja z ­ dów , k tó r e z a s ła n ia ją ci w idok na n a d ­ je ż d ż a ją c e z le w e j stro n y p o ja z d y , g dyż i ty n ie będziesz p rz e z n ie zauw ażony.

6. G d y sp o strzeżesz lub u sły szy sz n a d ­ je ż d ż a ją c y p o ja zd , nie tra ć głow y i nie w a h a j się. G dy n ie w iesz, co m asz r o ­ bić, le p ie j z a trz y m a j się a n ie pędź na- oślep. K iero w ca m usi w iedzieć, ja k ie m asz z a m ia ry .

7. N ie stó j n ig d y na je z d n i. Na tr a m ­ w a j lu b a u to b u s o cz e k u j na ch o d n ik u lu b w y sep ce.

8. N ie w s k a k u j lub nie w y s k a k u j z tr a m w a ju lu b a u to b u su w biegu. Pogoń za tra m w a je m dow odzi d u ż e j le k k o m y śl­

ności z tw e j stro n y i n a ra ż a cię n a w y ­ p a d e k . •

9. W y s ia d a j z p o ja z d u zaw sze n a ch o ­ d n ik a n ig d y n a je z d n ię , g d y ż zostaniesz n a je c h a n y .

10. P a m ię ta j, że się m ożesz poślizgnąć na je z d n i, a w te d y sp o w o d u je sz w y p a ­ dek . N ie s tw a rz a j p rz e z tw ą n ie o stro ż ­ ność, le k k o m y śln o ść lu b b r a w u rę n ie b e z ­ p ie cz eń stw a s y tu a c ji n a je z d n i. O d tw e ­ go za ch o w an ia się i rozw ag i za le ży tw o ­ je życie.

Rady praktyczne

W y g ląd k w iató w p o k o jo w y ch w zi­

m ie w d u ż e j m ie rz e za le ży od tego, czy j e sk ra p ia m y lu b zm y w am y ro ślin y . N ie z a p o m in a jm y przeto, dw a ra z y lu b p rz y ­ n a jm n ie j raz w ty g o d n iu d ać im n a le ż y ­ tą k ą p ie l z w ody te m p e ra tu ry p o k o jo w ej, a b ędziem y z zadow oleniem p a trz ę ć , ja k sic p ię k n ie r o z r a s ta ją i św ieżo w y g lą d a ją .

Zniszczone b ard z o p rz y p ra c y dom o­

w ej ręc e d o b rze w ym yć szczoteczką i m ydłem , n a s tę p n ie o p łu k a ć w w odzie z d o la n y m do n ie j octem , a po sta ra n n e m w y ta rc iu ręczn ik iem , w etrz eć do b rze (p ra w ie do sucha) n iesolony sm alec, g li­

c e ry n ę lu b oliw ę i w łożyć (na noc) sta re ręk a w iczk i.

C y try n y , z k tó ry c h chcem y w y cisn ąć sok, s ta ją się b a rd z ie j soczyste, je ż e li je p rz e d w y ciśn ięciem o g rz e je m y w ru rz e lu b w g o rą c e j wodzie.

R yżow a w oda zla n a z p arzonego p rze d goto w an iem ry żu , m oże m ieć za sto ­ sow anie p rz y p r a n iu je d w a b n y c h p o ń ­ czoch lu b ch u steczek . W y p łu k a n y w n ie j po w y p ra n iu je d w a b o trz y m u je ła d n y połysk.

B iałe b lu z k i w y p ra n e lu b w yczyszczo­

ne z a w ija się w s ta re płó tn o m ocno z a f a r­

bow ane, czem się j e c h ro n i p rz e d żółk- nieniem .

W yśw iecone m ie jsc a w w e łn ia n e j g a r ­ d e ro b ie n a c ie ra się w odą, w k tó r e j ro z ­ pu śc im y ły żk ę a m o n ja k u i ły ż k ę soli k u ­ c h e n n e j. (Na p ó ł lit r a w ody). N astęp n ie w iesza się n a p rz e c ią g u celem w ysuszenia.

S tw a rd n ia łe gum ow e w ęże lu b gum ki ze słoików W ecka, w k ła d a się do w ody z a m o n ja k ie iu (je d n a ły ż k a a m o n ja k u n a 2 ły ż k i w ody), w k tó r e j m u szą pozostać go­

dzinę. W y ję te i osuszone n a c ie ra się g li­

ce ry n ą.

B iałe k u c h e n n e sp rz ę ty o raz d rzw i n a le ż y zm yw ać w odą z tro sz k ą a m o n ja ­ ku. Ł y ż k a a m o n ja k u n a litr w'ody.

D ębow e ja s n e m e b le zm y w a się z d o ­ b ry m sk u tk ie m o g rza n em piw em .

Ś ciem niałe p rz e d m io ty z b ro n z u r o z ja ­ śn ia się p rze z w y m y cie i w yszczotkow a- riie ich g o rąc y m o d w arem z c y k o rji, n a ­ stę p n ie p łu c ze się j e i p o le ru je flan e lą.

(16)

t abliczka dzielenia.

1 1 == 1 2 : 2 = 1 3 : 3 = 1 4 : 4 = 1 5 : 5 =

2 1 = 2 4 : 2 = 2 6 : 3 = 2 8 : 4 = 2 10 : 5 =

3 1 = 3 6 : 2 = 3 9 : 3 = 3 12 : 4 3 15 : 5 =

4 1 : - 4 8 : 2 = 4 12 : 3 = 4 16 : 4 4 20 : 5 = 5 1 = 5 10 : 2 = 5 15 : 3 = 5 20 : 4 5 25 : 5 =

6 1 6 12 : 2 = 6 18 : 3 = 6 24 : 4 6 30 : 5 =

7 1 = 7 14 : 2 = 7 21 : 3 = 7 28 : 4 ■ 7 35 : 5 = 8 1 = 8 16 : 2 == 8 24 : 3 = 8 32 : 4 = 8 40 : 5 = 9 1 - 9 18 : 2 = 9 27 : 3 = 9 36 : 4 = 9 45 : 5 = 10 1 = 10 20 : 2 = 10 30 : 3 = 10 40 : 4 = 10 50 : 5 =

6 6 = 1 7 : 7 _ 1 8 : 8 _ 1 9 : 9 _ 1 10 : 10 = 12 6 2 14 : 7 = 2 16 : 8 == 2 18 : 9 = 2 20 :10 = 18 6 = 3 21 : 7 = 3 24 : 8 == 3 27 : 9 = 3 30 :10 = 24 6 == 4 28 : 7 = 4 32 : 8 r 4 36 : 9 = 4 40 :10 = 30 6 = 5 35 : 7 = 5 40 : 8 = 5 45 : 9 = 5 50 : 10 = 36 6 = 6 42 : 7 = 6 48 : 8 = 6 54 : 9 = 6 60 :10 = 42 6 = 7 49 : 7 =5= 7 56 : 8 = 7 63 : 9 = 7 70 :10 = 48 6 = 8 56 : 7 = 8 64 : 8 == 8 72 : 9 = 8 80 : 10 = 54 6 = 9 63 : 7 = 9 72 : 8 = 9 81 : 9 = 9 90 : 10 = 60 6 = 10 70 : 7 — 10 80 : 8 = 10 90 : 9 = 10 100 :10 =

Taniem źródłem zakupu

jest

§kład papieru

oraz wszelkich

przyborów szkolnych

Leopold Nowak

C H O R Z Ó W I.

ulica M arszalk a P iłsudskiego 6

i 2 3 4 5 6 7 8 9 10

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10

Cytaty

Powiązane dokumenty

Problemy walutowe w Polsce doszły już jednak do takiego stanu napięcia, że zastosowanie nawet paljatyw — staje się koniecznością. Wprowadzenie przez rząd

R edaktork a: Stefanja

święca form ie książeczki, oszczędnościowej § 35. Sądząc, że przepisy te mogą mieć zastosowanie przy wszelkiego rodzaju książeczkach wkładkowych, przyjm ujem

Roczne walne zebranie odbędzie się w niedzielę, dnia 23 stycznia br, o godz. Ponieważ na ze­. braniu tem szeroko omawiana

O św iecające i ogrzew ające liść promienie słoneczne dostarczają tyle energji cieplnej, że dw utlenek węgla rozbija się na swoje składniki: węgiel i tlen;

wych rzeczy sprawiało trudność, Komitet uprasza o zawiadomienie telefoniczne lub ustne, a Kierownictwo wyśle ekspedjenta po odbiór zaofiarowanych

starcza mu takich skarbów, bez których nie mógłby się człowiek obejść. Najważniejszym skarbem na Śląsku jest węgiel. Wydobywa się go w szeregu

W dzień Imienin Pana Prezydenta przyszły rano w szystkie dzieci do szko ły, gdzie odbył się poranek.. Potem dzieci deklamowały wierszyki, a ucze- nice z siódmej