UPIEKUN xDZIRTLlH
Ns 13 Czwartek, dnia 15 grudnia 1927 r.Rok I
I u
Dziecino Polska!
Droga dziecino! rośnij na pociechę Ojczyźnie z wrogich wyzwolonej [szpon;
Czystością duszy ozdób chaty [sti zechę, Ten to prostaczy, tradycyjny dom ; Z serca ukochaj tę piastową ziemię, Ten kraj, skropiony krwią praojców [twych, co w nim obcują wielkich duchów [cienie, I strzegą pilnie ziemi polskiej niw...
Szanuj zabytki, które się znajdują : Przy drodze, w mieście i pośród tych [pól, Kochaj Polaków, co w pocie pracują I dla Ojczyzny cierpią stale ból...
Wszystko ukochaj, co jest tylko twoje I Ojca w niebie bardzo kochać chciej;
Naucz się wcześnie nosić trwarde [zbroje I czystość duszy przedewszystkiem
[miej, A gdy urośniesz taką nieskalaną, Bać się nie będziesz najstraszniejszych [burz, Wtedy nad niwa przez cię zaoraną Blaski wolności nie zagasną już 1...
B.
Dziewczynka z zapałkami.
Mróz był przeraźliwy, śnieg padał nadal tak, że prawie się ściemniło. Pośród tego mrozu i tych ciemności szła ulicą ma
ła uboga dziewczynka z gołą
głową i bosa. Wyszła z domu w pantoflach. Ale były to du
że pantofle jej matki. Dziew
czynka pogubiła je, uciekając ulicą przed dwoma wozami, któ
re jechały szybko. Jednego pantofla już nie mogła odszu
kać, drugi pochwycił jakiś psotny chłopiec i uciekł z nim.
Dziewczynka więc boso szła a nóżki jej poczerwieniały i po
śmiały od zimna. W czerwo
nym fartuszku niosła kilkanaś cie pudełek z zapałkami, jedno zaś pudełko niosła w ręce, aże
by ludzie widzieli, że sprzeda- je zapałki. Ale nikt przez ca
ły dzień ani jednego pudełka nie kupił, od nikogo ani grosi
ka nie dostała.
Drżąc z zimna i głodu, sła
niało się biedactwo.
Prawdziwy obraz niedoli!
Płatki śniegu osypały jej pło
we włosy, spadające na szyję w długich pięknych kędziorach.
O tern jednakże dziewczynka nie myślała. Ze wszystkich okien błyszczały światła, rozchodził się zapach pieczonych gęsi, gdyż był to dzień św. Sylwestra, któ
rym rok się kończy, a dziew
czynka była głodna.
-50-
Jeden dom występując w uli
cę więcej niż drugi tworzył ką
cik. Tam usiadła dziewczynka, skuliła się i nogi wsunęła pod siebie, ale czuła jeszcze dotkli
wsze zimno. Nie śmiała wró
cić do domu, bo nie sprzedała zapałek i nie miała wcale pie
niędzy. Ojciec wybiłby ją z pe
wnością, zresztą i w mieszkaniu było zimno, stancyjka była pod samym dachem, przez który wiatr przewiewał pomimo, że szpary były obetkane słomą i gałganami.
Rączyny skostniały od zimna.
Dobrzeby mi zrobiło ciepło zapałki, gdyby jedną wyjąć z pudełeczka, zapalić i palce so*
bie ogrzać.
Wydobyła zapałkę i potarła o ścianę. Zapałka zapłonęła ogniem. Trzymała ręce nad płomykiem, jasnym jak świecz
ka. Dziewczynie zdawało się, że siedzi przy wielkim żelaznym piecu na mosiężnych polerowa
nych nóżkach, opatrzonym drzwiczkami także mosiężnemi.
Jak żywo płonie w nim ogień, jak miłe jest jego ciepło?
Dzieweczka wysunęła już swoje nożęta, żeby je także ogrzać. W tern zapałka zgasła, piec zniknął, została tylko nie- dopalona główka.
Potarła drugą zapałkę o ścia
nę; zajaśniała...
Gdzie padł na ścianę blask, tam stawała się ona przeźroczy
sta, jak welon. Dziewczynka mogła widzieć co się dzieje w pokoju, stół był zasłany białym obrusem, na nim, pośród por
celanowych talerzy, na półmi
sku buchała parą pyszna gęś, pieczona, nadziewana jabłkami i suszonemi śliwkami. O, dzi
wo! Gęś z widelcem w pier
siach, skacze na podłogę i chwiejnym krokiem podąża ku dziewczynce. Lecz zapałka zga
sła i pozostał tylko mur zimny i wilgotny.
— Zapala jeszcze jedną za
pałkę. Dziewczynka siedzi pod wspaniałą choinką wigilijną, większą i ozdobniejszą od tej, którą widziała przez oszklone drzwi u bogatego kupca. Na zielonych gałązkach goreje ty
siące świeczek: obrazki koloro
we, jakie bywają na wystawach sklepowych, spoglądają na nią.
Wyciągnęła do nich rączęta i...
zapałka zgasła. Świeczki z cho
inki uniosły się wysoko, widzia
ła je teraz jako gwiazdki na niebie. Jedna z n:ch spadła po
zostawiając po sobie długą smu
gę światła.
— Ktoś umiera! — pomyśla
ła dziewczynka, gdyż jej stara babcia, jedyna, która ją tak ko
chała i która umarła niedawno, opowiadała jej, że kiedy gwia
zda spadnie, to jakaś dusza ludz
ka idzie do Boga.
Znowu potarła zapałkę o mur>
znowu się rozjaśniło i na cho
dniku zobaczyła swą babcię, ja
sną i lśniącą, zbliżającą się ku niej.
— Babciu — zawołała dziew
czynka — weź mnie z sobą!
weź! Wiem, że się oddalisz, gdy zapałka zgaśnie.
Znikniesz, jak ciepły piec, jak wyborna gęś, jak wspania
ła choinka!
I chcąc babcinę zatrzymać dłużej, potarła całe pudełeczko, zapałki zajaśniały takim bla
skiem, że widniej było niż w dzień.
Nigdy przedtem nie widziała babci, żeby była tak piękną i
- 51 ta k d u ż ą . B a b c ia z b liż y ła się , w z ięła d z iew c z ątk o z a rę k ę i o b ie p o śró d ja sn o śc i i u c iec h y u le cia ły w y so k o n a d z ie m ię , n ie sk o ń c ze n ie w y so k o . N ie b y ło ta m z im n a a n i g ło d u a n i trw o g i, ...B y ły u B o g a.
N A S Z K Ą C IK Do wszystkich Dziatek!
O tó ż w je d n y m z d z isie jsz y c h li
śc ik ó w ż y c z y K a ta rz y n a K lim k o w sk a O p ie k u n o w i ja k o p ie rw sz a ..W e so ły c h b w ią t“ . U c ie szy ł się b a rd z o O p ie k u n , ż e o n im n ie z a p o m n ia n o i ż y c z y m u się W e so ły c h Ś w ią t. C z y św ię ta p rz e p ę d z i „ w e so ło " o te m d z iś je szc z e n ie w ie , g n ę b i g o b o w ie m tro sk a o d z ia tk i n a ju b o ż sz e , k tó re g w ia z d k i z a p e w n ie m ie ć n ie b ę d ą . U rz ą d z a je d n a k g w ia z d k ę d la ty c h T o w . L u d o w e w W ą b rz e ź n ie . N ie c h a j z a te m d z ia tk i p rz y rz ą d z ą p a c :u sz k ę z o w o c a m i, z p e r- n ik a m i z c ia stk a m i, z o rz esz k a m i a sp ra w ic ie ra d o ść b liź n im . M am y p rz e c ie ż „ m iło w a ć b liźn ie g o ja k s ie b ie sa m eg o * '. O tó ż o k a ż c ie k o c h a n e d z ia tk i, ż e w sp ó łc z u je c ie z b ie d n e - m i, d a jąc c h o c ia ż n a jd ro b n ie jsz y d a te k d la n ic h n a g w iaz d k ę . S p e łn ij- c ie d o b ry u czv n ek ! (P a c z k i z d a ra m i p ro sz ę sk ład a ć w a d m in istra c ji
„ G ło su W ą b rz e sk ie g o " d la d z ia tek T o w . L u d o w e g o ).
LIŚCIKI
W. Radowiska, d . 6 . 12. 2 7 r.
Kochany Opiekunie!
O śm ie la m się i ja w m o im p ie r
w sz y m liśc ik u n a p isa ć p a rę słó w . P rz e cz y ta łe m ju ż k ilk a liśc ik ó w , a n ie sp o strz e g łe m ż a d n e g o z W ie lk ic h R a d o w isk i z a p ra g n ą łe m sa m n a p i
sa ć c o ś d o O p ie k u n a . L ic z ę la t 10 i c h o d z ę d o sz k o ły d o c z w a rte g o o d d z ia łu . M am je sz c z e d w ie sio stry i je d n e g o b ra c isz k a, k tó ry sk o ń c z y ł 8 la t. W n ie d z ie lę 4 g ru d n ia m ie li
śm y w n ń sz e j p a ra fji w ie lk ą u ro c z y
sto ść , p o n ie w a ż o b c h o d ziliśm y o d p u st św . B a rb ary p a tro n k i n a sz e g o k o śc io ła . K a z a n ie n a su m ie w y g ło sił k sią d z G ro c h o c k i z C h e łm o n ia .
K o ń c zą c m Aj liśr ik p o z d raw ia m O p ie k u n a i p ro sz ę , a b y m ó j liśc ik b y ł u m ie sz c z o n y , a b ę d ę O p ie k u n o w i z a to w d z ię c z n y .
Z p o w a ża n ie m K a z im ie rz G ry c z k o w sk i.
Wąbrzeźno, d . 8 . 12. 1 9 2 7 r.
Kochany Opiekunie!
O śm ie la m się i ja w m o im p ie r
w sz y m liśc ik u sk re ślić d o k o c h a n e g o O p ie k u n a k ilk a stó w . C ie sz y ła m się b a rd z o , g d y o d e b ra liśm y ta k p ię k n e d o d a tk i. S z w a g ie r m ó j a b o - n u je „ G ło s W ą b rz e sk i" ju ż k ilk a la t.
L ic z ę la t 1 4 -cie i c h o d z ę d o sz k o ły
„ W y d z ia ło w e j" i to d o k la sy II g iej.
W y « h o w a w c z y n ią n a szą je s t z a c n a p a n i n a u c z y c ie lk a W a c ław sk a, k tó ra je st w z g lę d e m n a s b a rd z o d o b ra . N a u k i re lig ji u c z y n< s w ie le b n y k s.
G d a n ie c. S z k o ła n a sz a z n a jd u je się w p o b liżu k o śc io ła , d la te g o w k a ż d y w to rtk i p ią tek id z ie m y w sz y sc y n a M szę św ię tą.
K o ń c zą c m ó j p ie rw sz y liśc ik p o z d ra w ia m se rd ec z n ie k o c h an e g o 0 - p ie k u n a .
L e o k a d ja Z ie m le w ic z ó w n a -
Ostrowite, d n ia 9 . X II. 2 7 r.
Kochany Opiekunie!
P o ra z p ie rw sz y o śm ie lam się n a p isać list d o O p ie k u n a . L io ę la t 10 i m ie sz k a m w O stro w ite m p o d G o - lu b ie m . C h o d z ę d o sz k o ły i to d o IV -t g o o d d z a łu . U ęzv n a s n a u c z y c ie lk a p . S z u b ó w n a , k tó ra je st d 'a n a s b a rd z o d o b rą . O jc ie c m ó i a b o - n u je „G o s W ąb rzesk i* * , d o k tó re g o ja k o b e z p ła tn y d o d r te k d o łą < z o u y je s t „ O p ie k u n D z ia tw y1*, k tó itg o z n a jw ię k sz ą c h ę c ią c z y tu ję .
C a łu ję K o c h a n e g o O p ie k u n a Ja d w ig a O c z k ie w ic z ó w n a . Kochane dziatki J.W ita m W a s ż y c z liw e w n a s/y m K ą c ik u ja k o n o w y < h w sp ó łp ra co w n ik ó w . O p ie k u n p o si W a s, a ż e b y śc ie a g ito w a ły z a „ O p ie
k u n e m D z ia tw y ". N ie< h a jd o '„ O p ie kuna** p isze c o ra z w ię ce j d z ie c i. J e -
— 52 -MLKJIHGFEDCBA
żeli przed gw iazdką otrzym a „O pie- kun“ sporą liczbę liścików , to num er gw iazdkow y w yjdzie w podw ójnej objętości, tj. o 8 stronach.
— Czy uczycie się na gw iazdkę jakiegoś w iersza? Czas najw yższy.
Ludow iec, II. XII. 27 r.
K ochany O piekunie!
Po raz pierw szy ośm ielam się na
pisać do kochanego „O piekuna" pa
rę słów . Liczę lat 13 i chodzę sió
dm y rok do szkoły pow s«echnej w Ludow icach. N ależę do II klasy od
działu IV . Do pierw szej K om unji św iętej przystąpiłam trzy lata tem u w parafjalnym kościele w R yńsku.
N asz pan nauczyciel nazyw a się B.
K asyna i on, jak rów nieżp. nauczy
cielka są dla nas bardzo dobrzy.
M y z panem nauczycielem uczym y się trzy godziny, a w środę i sobotę cztery, bo z panią nauczycielką u- czym y się ręcznych robót. M am jeszcze trzy siotry. M ój ojciec jest rolnikiem a „G łos W ąbrzeski" abo- nuje od pół roku, bo nam się bardzo podoba „O piekun", który jest przez w szystkich bardzo chętnie czytany.
Za to, że padaje zajm ujące opow ia
dania, odw dzięczam y się w ten spo
sób, że będziem y agitowali za „G ło
sem W ąbrzeskim ". Od chw ili przy
jazdu naszego na Pom orze m ija 6 lat. W naszej w iosce jest bardzo' pięknie i w esoło. Ja się z tego bar
dzo cieszę, bo m am zaw sze m iłego
„Opiekuna® , którego tak bardzo lu
bię czytać. Jeżeli kochany O piekun w ydrukuje m ój list, to będę za to w dzięczną. Już się zbliżają św ięta Bożego N arodzenia. Ja się bardzo cieszę św iętam i Bożego N arodzenia, bo pójdę w czasie św iąt częściej do koleżanki, u której będę m ogła dłu
żej pobaw ić się K ończę m ój list i pozdraw iam kochanego O piekuna.
Życzę O piekunow i oraz tym w szyst
kim , którzy go czytają „W esołych Św iąt. Z pow ażaniem
K atarzyna K lim kow ska.
GRZECZNOŚĆ
K to dobry i grzeczny, tego ka
żdy chw ali,
A w razie potrzeby — z kło
potu ocali;
A w ięc dzieci drogie, pam ię
tajcie o tern,
Że grzeczność jest pięknym , chw alebnym przym iotem .
W ESO ŁY K Ą C IK
N iepew ność losu.
— G rosik, m iłościwa osobo.
N ie w iem naw et gdzie będę spał dziś w nocy.
; — A m yślicie, że ja w iem ? Na
W karczm ie chłopi zabaw ia
ją się gaw ędą.
— N o, kiejście tacy m ądrzy W ojciechu, to pow iedzta takie słowo, aby się zaczynało na A l
— A rendarz.
— N o, a w y Ignacy.
— A nyźówka!
— A w y K uba?
— A ntałek.
— N o, a w y harendarzu?
— A by handel szedł.
N ajlepszy dow ód.
— Jan znow u w ypił praw ie całą flaszkę!
— N alepszy dow ód, że to nie ja. N igdym jeszcze kropli nie zostawił w e flaszce.
ZŁOTE MYŚLI
ICte
D wojakim sposobem cierpim y cierpim y m iłując i cierpim y be- m iłości. Św ięci w szystko zno
sili cierpliw ie, w esoło i m ężnec
— poniew aż Św ięci Boga m iljz, w ali. — M y cierpim y szem rząo;
gniewliw ie, niecierpliwiąc się — przykrzy nam się cierpienie — bo nie m iłujem y Boga.