• Nie Znaleziono Wyników

23 (1305).

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "23 (1305)."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

JYa 2 3 (1 3 0 5 ). Warszawa, dnia 9 czerw ca 1907 r. Tom XXVI

T Y G O D N I K P O P U L A R N Y , P O Ś W I Ę C O N Y N AUKOM P R Z Y R O D N I C Z Y M

PRENUMERATA „W SZECHŚW IATA".

W W arszaw ie: rocznie rb, 8, kw artalnie rb. ‘2.

Z przesyłką pocztow ą: rocznie rb. 10, półr. rb. 5.

PRENUMEROWAĆ MOŻNA:

W Redakcyi W szechśw iata i we w szystkich k się­

garniach w kraju i za granicą.

R edaktor W szechśw iata przyjm uje ze spraw am i rcdakcyjnem i codziennie od godzi­

ny 6 do 8 wieczorem w lokalu redakcyi.

A d r e s R e d a k c y i : K R U C Z A N r . 3 2 . T e l e f o n u 8 3 -1 4 ,

OPAT TH. MQREUX D yrektor O bserw atoryum w Bourges.

P L A N E T A M AHS

W Ś W IE T L E B A DA Ń N A JN O W S Z Y C H .

C Z Ę Ś Ć ll-g a .

P laneta M a rs p o d c za s o sta tn ie j opozycyi we­

dług sp o strzeżeń , p o c zy n io n y c h w O bserw ato­

ry u m w Bourges.

I. Uw agi ogólne.

Osoby, nie nawykłe do dok onyw ania obserwacyj, mylne zazwyczaj mają poję­

cie o sposobie, w jaki astro n o m -b a d a szczegóły planetarne; m ając przed ocza­

mi rysunek Marsa, w yobrażają sobie, że ten świflt daleki, ta k właśnie przedstaw ił się w widzeniu teleskopowem wyraźnie i odrazu. J e s t to błąd, łatwy do wybacze­

nia, przed którym je d n a k chciałbym prze- strzedz czytelnika.

W szystkie nasze rysunki planetarne są jedyn ie w ypadkow ą spostrzeżeń i wrażeń kolejnych, odczutych przez siatkówkę na- szę w czasie mniej lub wrięcej długim.

Oko, n a w e t wyćwiczone, nie cłnvyta od­

razu w szystkich szczegółów' widocznych.

Zapewne, niektóre z nich ukazu ją mu się ta k wyraźnie, że zwłaszcza w przypadku

Marsa utożsamienie byw a najczęściej ła ­ twe; atoli po wykreśleniu linij głównych, co do któ ry c h wątpliwości być nie m o­

że, astronom musi całą uwagę swą ze- środkować na słabych cieniach, na liniach, położonych u kresu widoczności. To zresztą nie daje się uskutecznić bez t r u d ­ ności. Atmosfera ulega ustawicznym d rg a ­ niom, a oko nasze męczy się bardzo prędko, tak, że szczegół zaledwie dostrze­

żony, znika n atych m iast, i trz e ba wielkiej wytrwałości, by prowadzić dalej pracę w ty ch w arunkach. Niekiedy zarysy są ta k liche, że byłoby rzeczą niebezpieczną zaufać szczegółom dostrzeżonym w ty ch warunkach. Z szeregu rysunków, dołą­

czonych do pracy niniejszej, wyłączyłem system atycznie te wszystkie, których określoność pozostawiała cokolwiek do ż y ­ czenia.

Od pierwszych spostrzeżeń w czasie niedawnej opozycyi Mars ukazywał nu się nie w postaci świata, poprzorzynane- go ciemnemi liniami, lecz raczej jako k u ­ la, pokryta cieniami mniej lub więcej i barwnemi i ciemnemi. J e d n e tylko mo­

rza były dość dobrze ograniczone; co do­

ty c z ę kanałów, to były one szerokie, z a ­ mazane po brzegach; ich barw ą panującą by ła barw a zielona „vert m o u sse” dość ciemna. Takiego wyglądu ołówkiem od­

(2)

3 5 4 w s z e c h ś w i a t

dać niepodobna, trzeba uciekać się do pędzla, jeszcze lepiej oddałby wrażenia te ton pastelowy.

W idok tego rodzaju bynajm niej nie ja jeden obserwowałem. Rysunki Secchiego, L ockyera, Moleswortha, wielebnego Phillip- sa, Denninga, że w y m ien ię ty lk o kilka nazwisk, w ykazują, że oczom ich tarcza planety często przedstaw ia się w ty c h sa­

m ych w a ru n k a c h *).

J e d n ak ż e , począwszy od pierwszego t y g o d n ia m aja, niektóre k a n a ły ujawniły dążność do staw ania się bardziej liniowe- mi. Można porównać pod tyra w zględem rysunki z dnia 3-go kwietnia oraz z 9-go maja. Triviuin Charontis, k tó re p ierw o tnie było szeroką plamą po p su tą, b a rw y ciem­

nozielonej, m a potem rozległość znacznie mniejszą; kanały, do niego w padające, są węższe i liczniejsze. W czerw cu część południowa Syrtis Majoris j e s t ciem niej­

sza, a szczegóły u w y d a tn ia ją się na niej z przedziwną wyrazistością.

Naogół tarcza plan ety ujaw niała sze­

rokie płaty błyszczące i ciemne, a k a n a ­ ły liniowe pewne zdarzały się tylko w y ­ jątkowo.

T ego sposobu widzenia rzeczy lub in­

terpreto w a nia nie podziela Lowell; wobec tego uznałem za rzecz niepozbaw ioną interesu przedstawić czytelnikowi dw a rysunki p lan e ty , odpow iadające mniej więcej tej samej długości: jeden, w y jęty z mojej a gendy i w niczem nie zmienio­

ny, drugi — zrobiony przez Low ella (fig- !)•

Aczkolwiek wielkie linie dają się u to ż ­ samić z łatwością, niemniej przeto pozo­

staje rzeczą oczywistą, że j a i Lowell widzimy i rysujem y w sposób niejed n ak o­

wy. Lowell może mi powiedzieć, że t e ­ leskop we Flagstaffie j e s t bardzo potężny, a atm osfera znacznie czystsza, niż we

') R y su n k i t,e znale źć m o ż n a w m o nografii F l a m m a r i o n a p. t. P la n e t a Mars. W chwili, g d y a r t y k u ł nin iejs zej szed ł do d r u k u w ie le b n y P h i l ­ lips ogłosił w c z a so p iśm ie H ry ta ń s k . Tow. A s tr o n p e w n ą liczbę s w y c h ry s u n k ó w , zro b i o n y c h p od­

c zas o s t a tn i e j opo zycyi. Otóż nie k tó re z n ic h s ą t a k p o d o b n e do m oich, że m o ż n a b y j e wziąć za kopie t y c h , któ re podaję w a r t y k u l e n in i e j­

s zy m , o ra z w zeszycie lipcow ym B u le t y n u F r a n c Tow. A s t r . ( P r z y p is e k a u t o r a )

JVo 23

Francyi, skutkiem czego może on dojrzeć to, co je s t niedostępne dla oczu moich.

Zgoda, ale w takim razie rysunki jego,

Fig. 1.

WidoKi p la n e t y Mar sa, w s k a z u j ą c e ró żn ice w in- te r p e t a c y i j e d n e j i tej s a m e j okolicy n a r y s u n ­ k a c h o p a t a M o r e u x a i Lowella. U dołu fo t o g r a ­

fia tejże okolicy.

jeżeli w ykonane są wiernie, powinnyby, widziane z pewnej odległości, być podob­

ne do rysunków innych obserwatorów i przedstaw iać z oddali owe płaty jasne

Fig. 2

Okolica m o r z a A c y d a lijsk ie g o (Aoidalium Mare)

— R y s u n k i, w y k o n a n e w odstępie cz asu d w u d n io ­ wym.

i ciemne, które znajdujem y w naszych lu n eta ch średniej siły. Otóż na rysu n­

k a c h naszego astronom a nie widać nic podobnego, z jakiejkolw iek odległości — byśmy je oglądali: są to zawsze linie cienkie, czasem podwójne prawie zawsze proste; szerokie półtony są w nich w yłą­

czone. Tak np. między innemi Acidali- um Mare ukazywało mi się zawsze w po ­ staci bezporów nania bardziej skomplikowa­

nej aniżeli ta, w jakiej rysuje je Lowell,

(3)

W S Z E C H Ś W IA T 3 5 5

i nigdy róg jego lewy nie sprowadzał się do przecięcia dwu osi p ro sto k ą t­

nych.

Czyżby narzędzie jego, przesadzając niektóre szczegóły, upraszczało natom iast inne?

Molesworth je s t tego samego zdania, co i ja, gdy pisze: „Bardzo m ała liczba kanałów przedstaw ia się w postaci w y ­ raźnej i liniowej. Ogromna większość ich jest zam azana pomimo najsilniejszych powiększeń naw et wtedy, g d y je widzimy w sposób doskonale określony i w o k o ­ licznościach jaknajbardziej sprzyjających.

Nie mogę przyznać, żeby delikatne zary­

sy. przypominające pajęczynę, które w y ­ stępują na rysunkach Lowella, oddawały prawdziwie rzeczyw isty w ygląd k a n a łó w “.

W tem miejscu w y p a d a przypomnieć fotografie, o trzym ane w ognisku wielkie­

go refrektora we Flagstaffie. Próba, podjęta przez Lowella, nie j e s t bez­

względnie nowa. P ierw szą fotografię Mar­

sa otrzymał Gould w 1879 r. w Koidubie.

W L890 r.., W. ii., 1’ic k e rin g otrzymał lakże szereg niezłych zdjęć na górze W il­

sona w Kalifornii. Na jednej z klisz cza­

sza polarna była bardzo widoczna, przy- czein otaczała j ą powierzchnia ciemna, atoli nazajutrz w miejscu tej ostatniej dostrzeżono bardzo wyraźnie powierzchnię o świetnym blasku, która ja k g d y b y s ta ­ nowiła ciąg dalszy czaszy polarnej, do­

strzeżonej w dniu poprzednim. W y w n io ­ skowano stąd, być może trochę zby t po­

śpiesznie, że na te ry to ry u m okoliczne spadły raptow nie wielkie śniegi.

Bądź jak bądź, pierwrsze te próby w y ­ kazywały dowodnie te korzyści, jakie na przyszłość osiągnąć będzie można z me­

tody, k tóra już dała ta k poważne wyni­

ki w innych gałęziach wiedzy astrono­

micznej.

Kw estyę tę podniósł n a nowo podczas ostatniej opozycyi Latnpland z obserwa- toryum we Flagstaffie. N a kliszach bez­

pośrednich tarc za planety nie przenosi dwu milimetrów. Zapewne, jest to nie­

wiele, ale i takie, jakie są, fotografie te przedstaw iają się interesująco.

Miałem w ręku powiększenia mniej więcej trzyk ro tn e tych klisz bezpośred­

nich. Rozpoznajemy tam na pierwszy rzut oka ogólne konfiguracye planety:

morza ciemne w ystępują wyraźnie, po­

dobnie jak i szerokie kanały. Co do szczegółów drobnych, które dostrzegamy zapomocą wielkich narzędzi, to marzyć n a w e t nie można, żeby dały się one od­

różnić. A przecież w tym właśnie pun­

kcie ogniskuje się cały interes fotografii, ponieważ w chwili obecnej dyskusya co­

raz to bardziej zacieśnia się dokoła k w e­

styi rzeczywistego istnienia kanałów cien­

kich.

Mimo małej liczby sw ych szczegółów fotografie Lam planda dają nam cenną bardzo wskazówkę. Oto w ygląd ich zbli­

ża się znacznie bardziej do rysunków róż­

nych obserwatorów, aniżeli do rysunków Lowella. Można o tem przekonać się, przyjrzawszy się możliwie ścisłej repro- dukcyi jednej z ty ch klisz (fig. 1). P ół­

cienie występują na niej bardzo wyraź­

nie, patrząc na nie, odbiera się wrażenie kuli, wycieniowanej tonam i bardzo rozma- itemi, które niczem nie przypominają płaskich krążków p okrytych pajęczyną, że użyjem y tu w yrażenia Moleswortha.

Lowel utrzymuje, że widział kanał po­

dwójny oraz jezioro Ismenius lacus. Crom- melin, któremu Lowell, pokazywał swoje klisze, nie mógł dostrzedz nie podobnego.

Nie zapom inajm y też i o tem, że, jak przyznaje sam Lowell, trzeba było Użyć płytek gruboziarnistych, by zmniejszyć do­

statecznie czas ,,pozowania”.

Po tej dłuższej dygresyi powracam do własnych mych obserwacyj. Pozostawia­

jąc na uboczu szczegóły, postaram się uwydatnić głównie wnioski ogólne.

§ 2 Morza.

Z początkiem opozycyi wszystkie p o ­ wierzchnie, zwane morzami, ukazały się w odcieniu niebiesko-zielonym z w y ją t­

kiem dwu lub trzech, które wykazywały kilkakrotnie tony niebiesko-fioletowe, bar­

dzo ch arakterystyczne, będące prawdopo­

dobnie wynikiem warunków atmosferycz­

nych. Pow rócimy niebawem do tego ważnego punktu.

Ogólny odcień nieljiesko-zielony zmie­

niał się, o ile mi się zdawało, wraz ze

(4)

W S Z E C H Ś W I A T J\e 23

średnicą u żytego o b iektyw u, skłaniające się ku barwie indygo w razie otworów małych. Brzeg mórz w y d a w ał się za­

wsze bardzo wyraźnie o gran ic zo n y m w pom yślnych w a ru n k a c h a tm o sfery czn ych na ziemi i na Marsie. W miarę atoli po su ­ wania się opozycyi ton ogólny przeszedł nieznacznie w odcień z ie łono-hrunatny a potem brunatno-czekoladow y. S y rtis Ma­

jo r (Morze Klepsydry) było u d e rz a ją c y m przyk ład em tego zjawiska. Powiedziałem ton ogólny, albowiem, b adając dokładnie powierzchnię mórz, widać było, że odcień ich nie był jednaki we w szystk ich czę­

ściach i zdawał się raczej w yn ik iem róż­

nych pociągnięć, zmieniając się wedle całej gam y barw, począwszy od ciem no­

niebieskiej do zielonej a nawet do bru- natno-czerwonej. R zecby można: s k o m p li­

kow any zbiór niepraw idłow ych centek czy łatek, zabarw ionych rozmaicie. K ształt wszystkich ty c h po w ierzchni p rzy leg ają­

cych do siebie ciągle usu w ał się z pod kontroli mojego wzroku. Skłaniam się do mniemania, że w wielkich teleskopach kształt ten łatwiej uchw ycić się daje, a to ­ li powiększenia używane w ty ch razach z pewnością łagodzą ko n tra sty , tak że oko c h w y ta jed yn ie granice tonów. T e m się tłu m aczy według wszelkiego p raw do p o d o­

bieństwa skom plikowana siatka, dostrze­

żona i odrysow ana przez Lowella.

Przejście od zieleni do barw y brunat- no-czekoladowej nie było jed n o c z e sn e dla wszystkich części planety: istnieją z pew ­ nością zmiany, odpowiadające porom ro­

ku, ale nie posiadają one bynajm niej c h a ­ rak teru system atycznego, nie są n a s tę p ­ stwem topnienia śniegów i nie zachodzą prawidłowo podłu g szerokości.

Bardzo często spostrzegałem na m orzach białe smugi, zwłaszcza na Oenotria i So- lis Pons. Zatoka P o łu d n ik a (Fastigium A ryn) nigdy nie wydała mi się ta k rozwi­

dloną, j a k to się zwykle s p o ty k a na ry­

sunkach, była tam bardzo w y b itn a z a to ­ ka barw y ciemnej, skąd brały p o c z ąte k dwa bardzo widoczne kanały.

tłum. S . li.

(Dalszy ciąg nastąpi).

P R Z Y R O D Z O N A B E Z W Ł O S O Ś Ć U CZ Ł O W IE K A .

W bogatej literaturze antropologicznej, dotyczącej uwłosienia ludzkiego, znajdu­

jem y bezporów nania więcej prac, po­

święconych hypertrychozie, czyli nad­

miernemu porostowi włosów, niż brakowi uwłosienia. Z tego też względu ciekawa je s t rozp raw k a dr. A. Singera z A ugsbur­

ga (1907 r.), w której au tor ten zamiesz­

cza szczegółowy podział przyp adkó w bra­

ku uwłosienia i podaje liczne przykłady przyrodzonej bezwłosości.

Pierwsze zawiązki włosów ukazują się u płodu ludzkiego między 3-im a 4-ym miesiącem, występując naprzód w okoli­

cy brwi, następnie na czole, na sklepie­

niu czaszki, na tułowiu, na ramionach i udach, wreszcie, —- zazwyczaj ju ż mię­

dzy 6-ym a 7-ym miesiącem, — na po­

wierzchni zewnętrznej rąk i nóg. Mniej więcej w ty m samym porządku następu ­ je, w jaki miesiąc później, rozwój wło­

sów z tych właśnie zawiązków.

Drogą rozrostu kom órek w a rstw y Mal- pigiusza, z końcem 3-go miesiąca życia płodu, w ytw arzają się na powierzchni skóry płaskie wydatności, które wkrótce ulegają wpukleniu i tworzą rodzaj pącz­

ków, czy czopków, zagłębiających się w podłoże (corium). Z czasem dadzą one początek włosom i ich pochewkom. J e d ­ nocześnie z temi zmianami w nabłonko­

wej części skóry, poczynają zachodzić zmiany i w warstwie łącznotkankow ej, mianowicie w części najniższej każdego nabłonkow ego w yrostk a w y tw arzają się z komórek podłoża: brodawka i to re b k a włosowa. W k ró tc e komórki z a ro d k a wło­

sowego zacz y n a ją się różnicować w ten sposób, że komórki położone na obwodzie wytw arzają pochewki włosa, a zaś te, które stanow ią oś, dają początek włosowi właściwemu z jego istotą korową i po- włoczką (cuticula), lecz bez istoty rdzen­

nej, której brak zupełnie włosom zarod­

kowym. Włos właściwy rośnie szybciej ku górze, niż jego p o c h e w k a zewnętrzna tak , że przebija j ą wkrótce i posuwając się między kom órkam i nabłonka wydo­

staje się na powierzchnię skóry. W ten

(5)

M 23 W S Z E C H Ś W I A T 35 7

sposób w 8-ym mniejwięcej miesiącu ż y ­ cia łonowego, powierzchnia ciała płodu zostaje p o k ry ta włosem, a raczej miękkim puszkiem zarodkowym, t. zw. lanugo.

Lanugo jed n a k zachow uje się przez czas krótki tylko i niezadługo ustępuje miej­

sce innym włosom, dłuższym i silniejszym, a co ważniejsza — posiadającym już isto­

tę rdzenną. Zazwyczaj linienie to kończy się przed samem urodzeniem, niekiedy jednak i wcześniej. O ile w normalny m przebiegu wytwarzania się włosów, zda­

rzały się zakłócenia, — skutki ty ch za­

kłóceń mogą ujawniać się w całym sze­

regu objawów, p o legający ch bądź na zu- pełnem lub częściowem b raku uwłosienia, bądź na zachowaniu lanuga zarodkowego, bądź wreszcie na opóźnionym rozwoju włosów.

Bardzo ciekawy w ty m względzie je s t schemat B ettm anna, przedstaw iający wszel­

kie możliwe teoretycznie skutki owych zaburzeń rozwojowych, stosownie do sta- dyum rozwoju włosów, w jakiem zaburze­

nia się przytrafiły. Mianowicie:

A) Jeśli zaburzenia zaszły jeszcze przed wytworzeniem się zawiązków włosowych - możliwe je s t w skutkach:

1) bądź zupełne nierozwinięoie się rze­

czonych zawiązków;

2) bądź opóźniony ich rozwój.

B) Jeśli zaburzenia nastąpiły podczas rozwoju pierwotnego uwłosien:a, — lanu­

go, — możliwe jest:

1) bądź zupełne przerwanie rozwoju;

2) bądź opóźniony rozwój lanuga.

C) Jeśli zaburzenia zdarzyły się podczas embryonalnej zmiany uwłosienia — m o ­ żliwe jest:

1) bądź przerwanie rzeczonej zmiany włosów:

a) z zachowaniem lanuga, a n aw et dalszym jego wzrostom,

b) lub z jeg o zupełną u tra tą;

2) bądź też nastąpić może opóźnienie rozwoju włosów wtórnych.

Wobec możliwości tak różnorodnych odmian przyrodzonej bezwłosości termin

„alopecia”, używany dawniej dla określe­

nia wszelkiego rodzaju braku włosów, za­

równo przyrodzonego, j a k nabytego, m u ­ siał okazać się niew ystarczającym . P o ­

wstało tedy parę noweli terminów, m i a ­ nowicie „atrichiau, dla oznaczenia bez­

włosości, wynikłej z nierozwinięcia się zawiązków włosowych (litera A schem atu Bettmanna), oraz „hypotrichosis“, dla oznaczenia bezwłosości, spowodowanej przez zaburzenia bądź w trakcie rozwoju włosów pierw otn ych, — lanuga, bądź w epoce zarodkowej zmiany uwłosienia (litery B), C) schem atu Bettmanna). T e r ­ min „alopecia“ zachowano jedynie tylko dla oznaczenia przypadków utraty już wtórnego uwłosienia, t. j. po odbytej zmianie włosów. Jeżeli uwzględnimy tę nową nom enklaturę, jak zaznacza Singer, jeszcze nie przyjętą ogólnie, — schem at różnorodnych odmian bezwłosości przed­

stawia się, jak następuje:

I. Przyrodzony brak uwłosienia:

1) atrichia:

a) universalis — zupełny brak zawiąz­

ków włosowych;

b) partialis — częściowy brak zawiąz­

ków, t. j. w jednej lub niektórych okolicach ciała.

2) hypotrichosis:

a) universalis — zawiązki włosowe wszędzie normalnie rozwinięte;

uwłosienie pierwotne w ystępow a­

ło, lub też nie, — w każdym r a ­ zie nie zostało zastąpione przez uwłosienie wtórne, na całej prze­

strzeni ciała;

b) partialis — ten sam przebieg, lecz dotyczący jednej tylko lub n i e ­ których okolic ciała.

II. Brak uwłosienia nabyty:

1) alopecia:

a) universalis — zupełna utrata już wtórnego włosienia;

b) partialis — u t r a t a wtórnego uwłosienia w jednej, lub niektó­

rych okolicach ciała.

Naturalnie, bardzo często zaliczenie ba­

danego w ypadku bezwłosości do jednej z powyższych kategoryj wyłącznie na p o d ­ staw ie obserwacyi klinicznej, jest rzeczą niemożebną, częstokioć bowiem badanie m akroskopowe nie wystarcza i tylko m i­

kroskop mógłby wykazać, czy w danym przypadku m am y do czynienia z zupeł­

nym brakiem zawiązków włosowych, czy

(6)

3 5 8

też nie, a w takim razie na jak ie m sta- dyum rozwój się zatrzym ał.

W dalszym ciągu swej rozprawy, Sin­

ger podaje opis całego szeregu p r z y p a d ­ ków bezwłosości przyrodzonej, pośród k tórych j t d n e były poddane ty lk o b a d a ­ niom m akroskopowym , inne zaś i m ikro­

skopowym. Między innemi ciekaw y jest fakt, zaobserwowany przez Zieglera, a dotyczący 17-letniej dziew czyny, która, urodzona zupełnie bez wszelkiego uwło- sienia, dopiero między 13-ym a 17-ym ro ­ kiem życia zyskała lekki puszek na po­

liczkach i ram ionach i po kilka włosów 0 wyglądzie norm alnym w brwiach i rzę­

sach. Nadto, z chwilą n astąpienia men- struacyi, co miesiąc zjaw iał się na wy- datnośoi potylicznej m ały pęczek czar­

nych włosów, k tó re je d n a k w y p ad ały wnet po ukończeniu peryodu. Z iegler poddał zbadaniu m ikroskopowem u k a w a ­ łek skóry z okolicy ciemieniowej swej p acyen tki i znalazł, co następuje: n a b ło ­ nek był normalnie rozwinięty, n a to m ia st włosów, ani brodaw ek włosowych nie by­

ło ani śladu. Gruczoły łojowe b y ły liczne 1 dobrze rozwinięte, o przewodach zupeł­

nie normalnie w ysłan ych wielow arstwo­

wym nabłonkiem płaskim; otw ierały się one do m ały c h lejk o w a ty ch zagłębień zewnętrznej w arstw y nabłonkow ej. W bliz- kości ty c h gruczołów, przew ażnie u ich podstawy, znajdowały się p ojed y ń c z e nie­

liczne cewki nabłonkowe z obszernem światłem i ziarnami eleidyny w w arstw ach zew nętrznych. W e w n ą trz światła widoczne były bezjądrowe komórki, oraz detritus, nigdzie jed n a k nie było w idać ani śladu włosów. Rzeczone cewki nabłonkow e b y ­ ły' kręte i w ydaw ały się zam kniętem i od góry, przynajmniej Ziegler nigdzie nie znalazł w ylotu, a ty lko kilkakrotnie stwierdził obecność delikatnych sm ug n a ­ błonkowych, biegnących od św iatła ku górze. Cewki otoczone były pasem kam i tk a n k i łącznej, a w pobliżu znajdow ały się płaskie włókna mięsne, silnie rozw i­

nięte, przebiegające skośnie od zew n ętrz­

ny ch w arstw nask órka ku gruczołom ło ­ jow ym i rzeczonym cewkom i odpowia­

dające zupełnie mięśniom przyw łośnym (arrectores pilorum). Na podstaw ie p o ­

JNó 23

w yższych obserwacyj Ziegler doszedł po wniosku, że pomimo zupełnej nieobec­

ności brodaw ek i w ew n ętrznych poche­

wek w łosowych, wszystko dowodzi, iż owe cewki nabłonkow e są szczątkami zewnętrznej pochewki włosa.

Niemniej ciekawy fakt opisuje Schedę;

d otvc2e on mianowicie 13-letniego chłop­

ca, urodzonego bez uwłosienia i u k tó re ­ go następnie zarówno włosy na głowie, ja k brwi, rzęsy i włosy na ciule zupełnie się nie rozwinęły. Badania mikroskopo­

we w yk a z a ły w ty m przypad ku rów-nież zupełną nieobecność włosów, natom iast dowiodły istnienia w pobliżu gruczołów łojow ych s z czątk ow ych pochewek w p o ­ staci cewek nabłonkowych, nie posiadają­

cych żadnej łączności z nabłonkiem ze­

wnętrznym , natom iast zaw ierających nie­

kiedy w ew nątrz k onglom eraty płaskich kom órek rogowych. Dwa przypadki opi­

sane wyżej dowodzą te d y niezawodnego istnienia zawiązków włosowych, lecz za­

równo Ziegler j a k Schede zgadzają się na to, że w przy padk ach ty ch rozwoju zupełnego n a w e t włosów pierwotnych, być nie mogło, a to wskutek przerw ania ko- m unikaeyi pomiędzy dolną częścią t w o ­ rzącego się włosa a powierzchnią zew­

nętrzną skóry. Ziegler przypuszcza, że nastąpiło tu zatkanie części dolnej po­

chewki włosowej, co wywołało podobny objaw, ja k w razie wytw arzania się ka- szaków w przewodach gruczołów łojo­

wych, — mianowicie zwężenie i odłącze­

nie dolnej części pochewki włosowej. Nie w sz y sc y je d n a k badacze podzielają ten pogląd, twierdząc, że obecność w skórze cewek nabłonkow ych i cy st bynajmniej nie j e s t objawem ch arak terysty czn y m dla zatrzym ania rozwoju włosów, lecz przeciwnie świadczy o uwsteoznieniu roz- wojowem, czyli regresyi, spowodowanej przez rozmaite choroby skórne, przebyte jeszcze w okresie życia płodowego.

Zdaniem P in k u s a podobne c ysty miaż­

dżycowe i cewki nabłonkowe spotykają się częstokroć w przy p ad kach naby tego zaniku skóry. Badania B e ttm a n n a i K r a ­ usa, prowadzone w ostatnich latach, również w y k a z a ły w przypadkach bez- włosości przyrodzonej zakłócenia, d o ty ­

W S Z K C H Ś W IA T

(7)

M 2 8 W SZ E C H ^ 'V|AT 3 5 9

czące bynajm niej nie rozwoju pierwot­

nych zawiązków włosowych, lecz rozwoju uwłosienia wtórnego, a więc embryonal- nej zmiany włosów. B ettm ann, m ianowi­

cie, zbadał 39-letniego mężczyznę, który nigdy nie posiadał żadnego uwłosienia, za wyjątkiem rzęs i bardzo nikłych wąsów.

Wprawdzie około 20-go roku życia, j e d ­ nocześnie z wąsami, pojawiły się na g ło ­ wie rzadkie, wątłe włosy, lecz już po upływie kilku tygodni uległy one w yp ad ­ nięciu i głowa pozostała goła, o skórze zupełnie gładkiej. W obec tego, że osob­

nik o którym mowa, zmarł w szpitalu na suchoty, B ettm an n miał możność zbada­

nia pod mikroskopem k aw ałków skóry z głowy, z pod pach i z okolicy sromnej.

Badania te w ykazały jasno, że odbył się tutaj rozwój włosów pierwotnych, n a to ­ miast zmiana uwłosienia nie została do­

konana; dowodzą tego znalezione w regio pubica zupełnie w y k ształco n e zewnętrzne pochewki włosowe, pozostające w zw ią z ­ ku z torebkami i brodawkami włosowemi,

— oraz szczątki wypadłych, bezrdzennych włosów; nigdzie n ato m iast nie było ani śladu włosów następczych. J a k słusznie Bettmann zaznacza, fakt przezeń zaobser­

wowany jest pierwszym, k tó ry dowodzi, że w danym p rzy pad ku zaburzenia, bę­

dące przyczyną przyrodzonej bezwłosości zaszły niewątpliwie w okresie zmiany uwłosienia i wyw ołały brak włosów na­

stępczych.

Do zupełnie podobnych rezultatów do­

szedł i K raus na podstaw ie obserwacyj mikroskopowych nad dwoma osobnikami, dotkniętemi bezwłosością przyrodzoną.

Zbadane wycinki skóry w ykazały miano­

wicie, że rozwój pierwotnego meszku za­

rodkowego był normalny, natom iast po jego wypadnięciu włosy następcze nie rozwinęły się, a n a w e t zawiązki włosów uległy doniosłym zmianom regresyw nym . Przypadek ten, podobnie j a k poprzednio opisany, należy przeto zaliczyć do kate- goryi „hypotrichosis c o n g e n ita ”, gdyż za­

kłócenia rozwojowe zaszły w okresie embryonalnej zmiany włosów. Nie z n a ­ czy to jednak bynajmniej, by we wszyst­

kich przypadkach przyrodzonej bezwło­

sości zaburzenia miały zawsze dotyczeć

okresu zmiany uwłosienia; inne fakty, p o ­ pierające obserwacye Zieglera i Schedego, m ogą zarówno dobrze wykazać jako p rzy ­ czynę bezwłosości zakłócenia wcześniej­

sze, dotyczące rozwoju zawiązków meszku zarodkowego, a więc należące do kate- goryi „atrichia congen ita”. Należy p rzy ­ puszczać, że badania następne p rzyspo­

rzą m ateryału dowodowego w tym wzglę­

dzie.

Co dotyczę czynników, wywołują­

cych te lub owe zaburzenia w rozwoju włosów, czyli etyologii t y c h zaburzeń, — to j a k dotąd wiedza nasza w ty m z a k re ­ sie je s t najzupełniej żadna. Wprawdzie próbowano tłum aczyć rzeczone objawy działaniem przymiotu, krzyw icy, wpły­

wami nerwowemi, ićhtyozą, — lecz w o ­ bec faktu, że skóra osobników dotknię­

tych bezwłosością rzadko kiedy w ykazuje jakiekolw iek anomalie, — tłumaczenie po­

dobne nie może mieć zastosowania ogól­

nego.

K. Stobjhwo.

Z W IE R Z Ę T A C1EPŁO K RW ISTK A E W O L U C Y A C IEPŁ A

ZW IE R Z Ę C E G O .

( Dokończenie) .

Byłoby wielkim błędem wyobrażać so­

bie, że zwierzęta o zmiennej tem p e ra tu ­ rze ciała nie są czułe na oziębianie się np. powietrza. Codzienna obserwacya p o ­ ucza nas, że zachow ują one zupełną spraw­

ność ty lko wówczas, gdy powietrze jest ciepłe. N aw et w lecie, gdy zawieje ch łod ­ niejszy wiatr lub niebo pokryje się c h m u ­ rami, wszystkie owady chowają się i zni­

kają, j a k w zimie.

P oczynając od ślimaka ogrodowego, który chowa się w swojej muszli, z a k ry ­ wając otw ór p o k ry w k ą wapienną, aż do try to n a , który opuszcza rowy i kryje się w ziemi, wszystkie zwierzęta zimnokrwi­

ste zapadają w sen zimowy. Oddychanie i krążenie krwi słabnie wówczas, wskutek czego zwierzęta mogą p rzetrw ać pięć lub sześć miesięcy zimowych nie przyjm ując pokarmu.

(8)

W S Z E C H Ś W I A T JYe 28

U zwierząt ssących widzim y to samo.

W y p ad a jed n a k zaznaczyć, że wszystkie ssaki, odbywające sen zim owy, należą do pierwotnych, s ta rszy c h grup tej g ro m ad y a więc stekowce, workowate, gryzonie, nietoperze, owadożerne, a n a w e t lem ury (Chirogale). D rapieżne ') zaś, małpy i k o ­ pytne, ja k o młodsze g ru p y ssaków, przez całą zimę zachow ują w zupełności spraw ­ ność życiową, co, prawdopodobnie, pozo­

staje w zw iązku z t ą zmianą w w aru nk ach życia zw ierząt lądowych, jaka odby w ała się po epoce drugorzędowej. Ssaki niższe rozwinęły się wr czasach, g d y zim y n a ­ sze jeszcze nie istniały: p rzysto so w ały się one do nowych w aru nkó w ty lk o dzię­

ki hibernacyi. Ssaki n a to m ia st wyższe, p ow stałe w okresie trzeciorzędow ym, m o­

gły przystosować się do w szystkich pór roku. Oto dlaczego przez cały rok wi­

dzimy w pełni życia zw ierzęta drapieżne i przeżuw ające stre f a rk ty c z n y c h , i m ał­

p y igrające na śniegach wysokich gór Azyi Środkowej.

Proces rozm nażania ze wszystkich fun- kcyj życiowych w y m a g a najw ięcej ciepła;

wiadomo, że młode ssaków i j)taków w chwili p rzyjścia na świat, podobnież j a k i u zwierząt zim nokrwistych, giną w s k u ­ te k obniżenia się te m p e ra tu ry otoczenia, jeżeli nie są ogrzew ane przez m atkę. U nowonarodzonego dziecka dopiero po 24- 48 godzinach zaczynają działać o dru ch y pozwalające mu utrzym ać stałą te m p e ra ­ tu rę ciała 37°; jeżeli zaś urodzi się ono przedwcześnie, w siódmym, miesiącu, to możemy je utrzym ać przy życiu tylko wówczas, gdyr pozostaje ono przez dw a miesiące w tem peraturze 32°.

Obniżanie się t e m p e r a t u r y , jak ie odby'- wało się n a powierzchni lądów, w ciągu ol resu trzeciorzędowego, wywołało u zwie­

rząt zimnokrwistych konieczność now ych nadzwyczaj różnorodnych przystosowań, z k tó ry c h ja k o przykład p rzy to czy m y jedno, mianowicie jajo-ży worodność u g a ­

dów.

') Niedźwiedź b ru n atn y , Ursus a n U s , ju k w iadom o, odbyw a sen zimowy, czego p. '1 roues- s a rt nic za zn a cz y ł w swoim wykładzie.

(P rzy p . Oz. St.)

W Laponii, gdzie zima trw a dziewięć miesięcy, znamy dotychczas trzy gatunki gadów i jeden płazów. W k raju ty m nie­

ma wiosny : lato rozpoczyna się zaraz po zi lilie. Zwierzęta muszą starać się, aby mo­

żliwie w yzy skać ten krótki, trzym iesięcz­

ny okres czynnego życia. J a s z c z u rk a ży- worodna (Zootoca vivipara) i żmija (Yi- pera berus) wydają na św ia t młode, k tó ­ re już p rze d urodzeniem w yd ostały się ze skorupy jajowej; wąż wrodny (Tropi- donotus natrix), któryr w Europie środko­

wej znosi jaja, znajdujące się w stadyum posuniętego nieco naprzód rozwoju, idzie za ich przykładem: młode wychodzą ze skorupy j a j a w kilka m inut po je g o zło­

żeniu. Mamy tu więc do czynienia z t. zw.

progenezą i poecilogonią, w yw ołaną j e d y ­ nie zm ianą klimatu. Co dotyczę wreszcie znanego tam g a tu n k u żaby (Rana fusca), to musi ona składać swoje jaja w rowie lub kałuży, których powierzchnię w czę­

ści p o k ry w a jeszcze lód: jaja połączone są w kłębek zapomocą śluzowatej masy.

tworzącej powlokę ochronną; jeżeli w e ź ­ m iemy jeden z takich kłębków jirzekona- m y się, że posiada 011 tem peraturę zn acz­

nie wyższą od otaczającej go wody.

Pozorna żyworodność, któ rą widzieliśmy u w spom nianych tu gadów, j e s t tylko drugorzędnem przystosowaniem, środkiem opóźniającym tę straszną alternatywę, j a ­ k ą przyroda w swej odwiecznej ewolu- cyi podaje ustaw icznie istotom żyjącym:

„zmień się lub umrzyj!” Osiągnięcie w pew ny m okresie ewolucyi <?lobu na_

szego stałej tem p e ra tu ry ciała przez zwie­

rzę ta ssące i ptaki stanowiło konieczny postęp, idący w parze z udoskonaleniem organizacyi, a ujawniający się szczególniej w czynności rozrodczej. Ptaki, również jak gady, pozostały jajorodnem i, lecz zamiast powierzać j a j a ziemi 1 ciepłu sło­

necznem u, w ysiadują j e i ogrzewają wła- snem ciepłem; w rzeczywistości tylko ssaki są żyworodne, a gdy urodzi się mło­

de, m atk a ogrzew a je i karmi mlek em.

W idzimy te d y po raz pierwszy ten trw a ­ ły' związek przynajmniej do czasu dwu płci, k tóry stanowi rodzinę i je s t źródłem m acierzyńskiej i ojcowskiej miłości.

Zw ierzęta zimnokrwiste składają prawie

(9)

M 2 3 W S Z E C H Ś W IA T

zawsze swojo jaja, nie troszcząc się o nie zupełnie. Młode po w yjściu z ja ja nie zna swoicli rodziców; z chwilą przyjścia na świat musi ono „m yśleć” o sobie.

S;j wprawdzie liczne wyjątki, gdy zwie­

rzęta zimnokrwiste podczas okresu roz­

mnażania zachow ują się na wzór zwie­

rząt ciepłokrwistych. R ak rzeczny (Asta- eus tluviatilis) nosi swoje ja ja pod odwło­

kiem, przytrzym ując je nóżkami; samica sumowatej ryby, Asprego batrachus, nosi jajka w zagłębieniach skóry pod b rzu ­ chem; samiec pewnego rodzaju ropuchy (Alytes) nosi sznury jaj, przyczepione do nóg; samiec z rodzaju G asterosteus bu­

duje gniazdo, gdzie kilka samic składa jaja, których on pilnuje; ryby Syngnathus noszą swoje młode w worku brzusznym lub grzbietowym; wreszcie niektóre żarła- oze (Oarcharias, Mustelus) są żyworodne, a zarodek przytw ierdzony je s t do ciała matki zapomocą ja k b y łożyrska.

Samice krokodyli pilnują jaj po złoże­

niu ich w piasku. H um boldt opisuje w ten sposób troski m acierzyńskie krokodyla:

..samica składa ja ja w oddzielnych jam - kach; pod koniec okresu lęgowego wraca ona w to samo miejsce i p o m aga młodym wydostać się z ziem i”. Lecz na tem już kończy się jej opieka macierzyńska; od­

tąd p rzestaje troszczyć się o swoje potomstwo, które staje się łatw ą zdo by ­ czą p tak ów drapieżnych.

•Także odmienny obraz pod ty m wzglę­

dem dają nam ptaki! N a wiosnę tworzą się pary, które budują gniazda i wysia- dują jaja wspólnie lub naprzemian, potem gdy w ylęgną się młode, rodzice karm ią je aż do chwili, kiedy okryte piórami mogą już latać; w razie niebezpieczeń­

stwa samiec zarówno j a k i samica bronią odważnie przed wrogiem.

Wreszcie u wyższych zwierząt ssących troska o potomstwo przybiera cechy p ra ­ wie ludzkie.

Reasumując wszystko, co dotychczas powiedziano, możemy zadać pytanie: w j a ­ kiż więc sposób odbywała się ewolucya ciepła zwierzęcego? J e d y n ą przyczyną było stopniowe oziębianie się atmosfery naszego globu. Lecz zwierzęta bezkręgo­

we i kręgowce niższe rozwinęły się w epo­

ce geologicznej, gdy na lądach panowała jeszcze dość wysoka tem p eratura i wogó­

le warunki klim atyczne były dość jed n o ­ stajne, a więc mogły przystosowywać się do nieznacznych zmian środowiska. Wspo­

mniane zwierzęta posiadały i posiadają zmienną tem peraturę ciała.

Później, gdy na kuli ziemskiej poczęły wyodrębniać się strefy klimatyczne, gdy nastały rozmaite pory roku, organizmy te nie posiadały już potrzebnej plastyczności, aby wyrobić w sobie stałą tem peraturę ciała, czego w ym agały nowe warunki ży­

cia. Olbrzymie płazy i g ady wyginęły;

gatunki nieznacznej wielkości przetrw ały dzięki drugorzędnym przystosowaniom, ja k sen zimowy i żywo-jajorodność. Ssa­

ki natomiast i ptaki, których rozwój roz­

począł się w epoce oziębiania się klima­

tu, mogły osiągnąć stałą tem peraturę cia­

ła, ewolucya w tym kierunku, jak wyżej wspomnieliśmy, odbywała się etapami, od stekowców, aż do ssaków wyższych.

G dyby więc nie ciepło zwierzęce, na­

sze kraje um iarkowane byłyby zupełnie m artwe w ciągu sześciu miesięcy. Tylko kraje międzyzwrotnikowe i oceany posia­

dałyby różnorodną faunę, na lądach zapa­

nowałyby gady, jak w epoce drugorzędo- wej. Człowiek nie istniałby zupełnie.

Cz. Statkiewicz.

L O D O W C E W 1904 r.

(Streszczenie 10-go spraw ozdania M iędzynarodo­

wej Komisyi lodowcowej, ogłoszonego w „Arch.

des seienees physiques et n atu re lle s“, Genewa.

1905, toin XX-ty).

A lpy szwajcarskie. Z ogólnej liczby 90 lodowców, obserwowanych w Szwajcaryi, w 1904 roku robiono pom iary na 73. Co do pięciu wyniki są nieokreślone, reszta lodowców albo się cofa albo stoi w miej­

scu, żaden nie okazuje wyraźnego wydłu­

żenia się. Cofanie się lodowców j e s t w Szwajcaryi w tym roku naogół w yraź­

niejsze jeszcze, niż roku ubiegłego. T e m ­ p e ra tu ra w 1904 r. była znacznie wyższa od normalnej, co niewątpliwie wywarło wpływ na cofanie się lodowców'.

(10)

WSZKCHŚWI \T Ać 23

A lpy wschodnie. Objawy cofania się zo­

stały stwierdzone praw ie wszędzie. Na 51 b adanych lodowców, 44 cofa się?

a tylko 4 posuw ają się naprzód. W ogóle stwierdzono większą skłonność lodowców do cofania się. W grupie O rtler D ulden ferner posunął się naprzód od p o p rze d ­ niego roku o 11 metrów, n a to m ia st wszyst­

kie inne cofnęły się w ty m sam ym cza­

sie o 3 do 10 metrów. F u rk e lfe rn e r c o ­ fał się w przeciągu 1899 do 1904 znacz­

nie żwawiej, bo średnio o 31,7 m rocz­

nie. W Oetztalu daje się wszędzie stw ier­

dzić cofanie się lodowców o 10 do 20 m etrów rocznie. M ittelbergferner cofnął się w przeciągu ostatniego roku o 119 w roku 1903 — ty lk o o 83 m. Mittel karferner wydłuża się od roku 1901 średnio o 3,3 m rocznie. Długość Yer- nagtfernera pozostała niezm ienną, ale ze zmniejszenia się szybkości ru chu teg o lo­

dowca można wnioskować, że pewno wkrótce zacznie się on cofać. Również zmalała szybkość r u c h u Guslarfernera.

Wzrosła natom iast nieco szybkość Hinte- reisfernera, chociaż lodowiec te n cofnął się w roku spraw ozdaw czym o 20,6 m. W szyst­

kie lodowce grupy Stubajskiej cofają się średnio o 3 do 10 metrów w ciągu roku. Gliederferner w Zillertalu wydłużył się od roku 1899 o 34 m etry i u tw o rzy ł morenę czołową; prędkość je g o ru ch u je s t trz y razy mniejsza, niż b y ła w latach 1897—99, kiedy lodowiec ten po sunął się naprzód o 36 w; koniec lodowca jest jeszcze grubszy, niż dawniej; ale inne j e ­ go części są cieńsze, niż normalnie. Inne lodowce tej grupy kurczą się albo stoją w miejscu. Lodow ce gru p y V enediger cofają się wszystkie w stosunku 0 do 22 m rocznie. Grosselendkees w g rup ie Anko- gel wydłużył się o 1,4 m od 1903 r. Inne lodowce tej grupy oraz g rupy G lo ck neia cofają się.

A lpy włoskie. Pola śnieżne Cavallo, k t ó ­ re w roku 1903, jak brzmiało w sprawo­

zdaniu, znacznie się zwiększyły, w roku następnym znacznie zmalały. Lodow ce na południowej stronie Monte Rosa zdają się posuwać naprzód, ale nie osiągnęły one jeszcze granic swoich z roku 1901.

W A lpach Grajskich (Alpi Graie) lodow­

ce wyraźnie się cofnęły na znaczną prze­

strzeń. Lodow ce z południowej strony Mont Blanc naogół cofają się, niekiedy dość żwawo. Lodowiec Jorasses, który poprzednio się cofał, w krótce pewno za­

cznie się wydłużać. Ogólnie można po­

wiedzieć o lodowcach włoskich grupy Mont Blanc, że okres cofania się jest już na ukończeniu i że rozmiary lodowców, początkowo znaczniejsze w górnych czę­

ściach, zaczynają być większemi w dole, co niewątpliw ie pociągnie za sobą w y­

dłużenie się lodowców. Opady śnieżne w obszarach wyżej położonych były b a r­

dzo obfite.

A lpy francuskie. YV roku spraw ozdaw ­ czym dokonano starannych badań nad lo­

dowcami Noir i Blanc oraz sporządzono mapy tych lodowców w skali 1 : 12000.

Te dwa, ta k blisko od siebie położone lodowce, zachow yw ały się dziwnie różnie.

Lodowiec Noir cofał się stale od 1860 roku; n atom iast Blanc cofał się od 1865 do 1886 r., a posuwał się od 1889 do 1896 r., wreszcie od tego czasu znów się cota.

Lodowiec Blanc położony jest bardzo wy­

soko (3300 do 300J w), powierzchnia je­

go jest bardzo czysta. Zwiększona ilość opadów w końcu XlX-ego wieku wpłynę­

ła na wydłużanie się tego lodowca w owym czasie. Z drugiej strony lodowiec Noir, znajdujący się w znacznej części w głębo­

kiej dolinie, ucierpiał bardzo od ciepła i w skutek tego się skurczył. Prof. Kilian ogłosił wyniki swych badań nad lodow­

cami w Delfinacie, z któ rych widać, że istnieje ogólna tend ency a cofania się tych lodowców. Kilian sądzi, że pew na ich ilość w krótce przestanie istnieć, już n a w e t teraz znikło kilka mniejszych lo­

dowców. Wszystkie obserwowane lodowrce w Sabaudyi cofają się, niektóre mniejsze ju ż znikły. To samo dotyczę lodowców pirenejskich z w yjątkiem Pai Bache, k tóry wydłużał się od 1883 r., ale obecnie zdaje się cofać.

Norwegia. W grupie Jo tu n h e im 20 lo­

dowców się cofa, 4 posuwają się naprzód.

Z grupy J o s te d a lu 4 się cofają, dw a zaś wydłużają; natom iast w grupie Folgenfon z trzech obserwowanych lodowców wszyst­

kie p o suw ają się naprzód. Zdaje się, że

(11)

.Nb 23 " SZBCHŚWIA’1

zachodziły znaczne różnice w ilościach opadów śnieżnych na rozm aitych obsza­

rach, ale zjawisko to nie daje się pogo­

dzie ze zmianami lodowców.

Szwecyci. Lodowiec Mika w ciągu r.

UMJ2—4-go wydłużył się o 7— 10 metrów.

Grenlnndyn. Lodowiec J a k o b sh a v n u- legł rozm aitym zmianom ze strony czołowej od morza; kilka razy część strony czoło­

wej wydłużała się, to znów cofała, jako wynik „cielenia się“ (Kalbung) lodu. Nao­

kół, od roku 1902-ego części środkowe zakończenia lodowca cofnęły się o blizko 400 m, boki zaś — o 210 m. Grubość lo­

dowca po bokach zmniejszyła się o bliz- ko 16 m. Inne małe lodowce wykazują, cofanie się nieznaczne.

liossya. Znaczna ilość lodowców k a u ­ kaskich niedawno została zbadana, i jak się zdaje, wszystkie się cofają; ale nie- Iftóre z nich w środkowej części urosły, co może w k ró tce wywołać wydłużenie się tych lodowców. W Pam irze istnieje pewna ilość niewielkich lodowców, z k tó ­ rych niektóre wydłużały się w przeciągu ostatnich hit kilku.

Ameryka północna. Dr. B enrath zrobił kilka obserwacyj nad lodowcami w nad ­ brzeżnych Kordylierach w Peru, z któ rych wynika, że cofnęły się one w prze­

ciągu ostatnich 25 lat; pozbawiona zaś roślinności powierzcłinia ziemi na przo- dzie lodowców jest wskazówką, że cofanie io odbywało się od dłuższego czasu. Ist­

nienie znacznych 'rozmiarów moren w pewnej odległości od lodowców pozwala sądzić o dawnem większem zlodow ace­

niu tego obszaru (12° szer. poł.)

Kapitan Crosthwait komunikuje, że większość widzianych przez niego z n acz­

niejszych lodowców w południowej P a t a ­ gonii okazuje objawy kurczenia się.

Afryka. K ra te r Kibo (góra Kiiimandża-

i o j, został zwiedzony przez dr. Uhliga

w latach 1901 i 1904. Za pierwszym razem k rate r zawierał więcej śniegu i lodu, niż w roku 1898 (dr. Meyer) ale śnieg na zboczach góry nie sięgał t a k nisko, jak wtedy, — a był to okres czasu bardzo suchy. Przeciwnie, w 1904 r p<> czasach z w y jątkow o obfitemi opadami

w kraterze Kibo było mniej śniegu i lodu, niż kiedykolwiek dawniej.

Kanada. Panna Ogiłvie, która robiła spostrzeżenia nad lodowcami kanadyjslue- mi, rozróżnia trzy ty p y tych ostatnich.

Lodowce pierwszego typu, znajdujące się we wschodnich i środkowy cli górach S k a ­ listych mają łożyska w bardzo głębokich dolinach o ścianach prawie prostopadłych zasilają je zaś lawiny, staczające się ze stoków, albo lodowce wyżej leżące; są to zatem lodowce „odrodzone” (debris gla- ciers, regenerierte Gletcher). Znajdują się one całkowicie poniżej linii śnieżnej i są pokryte roślinnością w tak znacznym stop­

niu, że na wielkiej części ich powierzchni lodu nie widać zupełnie. Z lej grupy lo­

dowiec W iktoryi nieco się cofnął, natomiast lodowiec doliny Ten Peaks posuwa się naprzód. Lodowiec w dolinie Consolation okazał się trochę tylko krótszy, niż był w czasie niedawnego największego swego wydłużenia; inne lodowce tej grupy są prawdopodobnie w tem samem położeniu.

Lodowce drugiego typu, w zachodnich górach Skalistych i Selkirks, podobne są do zwykłych lodowców dolinowych szwaj­

carskich, są tylko, biorąc naogół, szersze i krótsze. Moreny są podobne do moren lo­

dowców szwajcarskich. Z grupy tej lodo­

wiec Wapta ostatnio skurczył się znacz­

nie. To samo dotyczę lodowców Illecil- lewaet, Asulkan, Geikie i Deville. W grupie trzeciej lodowców, pośredniej między obu- dwiema pośredniemi, niektóre wydłużają się inne kurczą.

Słaniy Zjednoczone (HJ05 r.) Prof. Grant odwiedził lodowce w sąsiedztwie zatoki Prince William na Alasce i stwierdził roz­

maite w nich zmiany. Lodowiec Shoup położony j e s t w bliskości Valdez; dwie szerokie skały stały się widoczne wskutek cofnięcia się lodowca,—cztery lata przed ­ tem nie było ich widać; również po bokach widnieją dwa szerokie pasy nagi go g ru n ­ tu, pozbawionego ziemi i roślinności.

Wogóle całość lodowca przemawia za jego cofaniem się. Dokonano zdjęć fotograficz­

nych z określonych punktów, co będzie pozyteczne dla stwierdzenia zmian p rzy ­ szłych. Inne lodowce wszystkie bez w y ­

(12)

W S Z E C H Ś W I A T jYe 23

ją tk u cofają się. Krótki opis lodowców w górach W rangell (Alaska) z m apką, pokazującą ich rozmieszczenie, zaw arty je s t w pracy M endenhalla p. t. „Geologia obszaru nad środkow ą rzeką Copper“.

Długość niektórych lodowców wynosi 30 do 40 mil angielskich. Lodowce zachod­

niej strony są mniejsze, niż stron innych, co ma być sk u tk ie m g orąc a w u lk a n ic z ­ nego skał. Lodow ce te były dawniej znacznie większe, niż obecnie, ale brak wskazówek, co do ich zmian najnow szych.

Lodowce dookoła zatoki J a k u t a t zo­

stały ostatnio zbadane przez T a r ra i Mar­

tina, którzy porównali położenie lodow­

ców ze stw ierdzonem w 1891 r. przez Russella, a w 1899 r., przez w yp ra w ę Har- rimana. Lodowiec T urn er, d o cierający do morza w zatoce D isen chan tm en t, w y k a ­ zuje wyraźne cofanie się między rokiem 1891 a 1899, zaś wolne posuw anie się naprzód po bokach, a kurczenie się w środ­

ku między rokiem 1895 a 1905. Północno- zachodnia część lodowca H ubbard również wydłużyła się w przeciągu ostatnich sze­

ściu lat, choć nie można było określić, w ja k im stosunku; nato m iast część p ołu d ­ niowa lodowca nie ujaw nia wyraźnego posuw ania się naprzód. Z ak o ń czenie lo­

dowca N u n a ta k w czasie odpływ u morza stanowi krótkie ramię, spoczyw ające na lądzie, oddzielone od głów nego pnia lo­

dow ca przez wyniosłość skalistą, która w 1891 r., w czasie odwiedzin Russella, była zupełnie otoczona przez lód. P o ­ równanie fotografii Gilberta z 1889 r. z fo­

tografią z 1905 r. w ykazuje, że zak ończe­

nie lodowca w czasie odpływu morza cofnęło się praw ie o milę angielską (— 1,6 kilom.). Ram ię lodowca, ko ń czą­

ce się na lądzie, również cofnęło się o 200

—400 y ardó w (yard = około 3 stóp), tak że wyniosłość skalista je s t teraz tylko w połow ie otoczona przez lód. Lodowiec H idden kończy się w pewnej odległości od morza w czasie odpływu; zakończenie spoczywa na żwirze, pod k tó ry m w nie­

któ ry c h miejscach znajduje się lód. Z fo­

tografii widać, że lodowiec ten skurczył się mniej więcej na 'l x mili ang. L o d o ­ wiec Cascadmg, w sąsiedztwie N unataku, cofa się, podobnie wiele innych m ałych

lodowców, zbadanych przez T a r ra i Mar­

tina.

Lodowiec M uirnie uległ, zdaje się, zmia­

nom znaczniejszym. Lodowiec T a k u , jak widać ze zdjęcia fotograficznego w 1905 r., wyraźnie w ydłużył się w porów naniu do rozmiarów z 1890 r. (szkic). Lodowiec Davidsona cofa się, pomiary robione nie były. Znaczne cofanie się zostało stw ier­

dzone dla lodowców zw ieszających się w Chilcat River Valley w ciągu 1898 — 1905 r., choć również bez pomiarów. L a ­ to w 1905 r. było wyjątkowo ciepłe i po­

toki lodowcowe — znacznie większe, niż zwykle.

O statniego lata członkowie klubu „Ma- ram a” w Portlandzie (Oregon) udali się na doroczną wycieczkę na Mount Rainier.

Brał w niej udział generał H ow ard Ste- vens, który wraz z von T rum pem , wszedł w 1870 r. pierwszy na szczyt tej góry*

Stwierdził on kilka w yraźnych zmian od tego czasu. Lodowiec Parad ise cofnął się o blizko 8 od stóp. Głębokość śniegu w zachodniem k raterze na szczycie była co- najmniej o 40 stóp mniejsza, niż w 1870 r.

a grzbiet skalisty między dwom a k r a t e r a ­ mi, wolny od śniegu w owym czasie, o- becnie p ok ryty jest warstw ą śniegu, g r u ­ bą na 30 stóp. Longmire, który mieszkał w przeciągu ostatnich 25 lat w blizkości Mount Rainier, sądzi, że lodowiec Nisąual- ly w tym czasie cofnął się blizko o ćwierć mili ang. Prof. Le Conte dokonał kilku pomiarów prędkości ruchu tego lodowca:

w odległości 3000 stóp od końca, wyno­

si ona 22,4 cali dziennie. Badacz ten u- mieścił również znak niedaleko końca lo­

dowca w celu sk o nstato w an ia przyszłych zmian. Opady w stanie Oregonie były w przeciągu ostatnich kilku łat niżej niż normalne: średnia roczna wynosi dla Po rtla n d u 46,83 cali; średnia zaś dla ostatnich sześciu la t — tydko 35,47 cali. Nie j e s t zatem rzeczą dziwną, że lodowce na południowej stronie Mount Hood cofają się; lodowiec W bite wolniej się cofa od lodowców Zig Zag i jed n e g o małego na stronie zachodniej. Brak da­

n ych n ow ych co do ostatnich zmian lo­

dow ców Mount Adam s, ty lk o porównanie zdjęć fotograficznych z lat 1895 i 1901

(13)

M 2 3 W S Z E C H Ś W I A T 3 0 5

uwidocznia, że grubość lodu A valanche, na zachodniej stronie góry, zmniejszyła się conajmniej o 25 stóp.

Lodowce Sperry i Harrison oraz jeden bezimienny n a Mount J a ck s o n (stan Mon­

tana) wyraźnie cofają się, jak widać z moren końcowych, utw o rzony ch przez te lodowce w niewielkiej odległości od ich obecnych końców, moren t a k jeszcze świiźych, źe roślinność nie zdołała do­

tychczas się na nich usadowić.

Henderson zmierzył szybkość ruchu lo­

dowca Araphoe (stan Kolorado): wyniosła ona od 30 sierpnia 1904 r. do tej samej daty roku następnego 27,7 stóp. Lodo­

wiec wciąż kurczy się po bokach, ale nie cofa się w środku.

Lodowiec Hallet w ydaje się nieco szer­

szy, niż w roku poprzednim. Śniegu je s t więcej, okoliczność dziw na w porównaniu z sąsiednim lodowcem Araphoe. L. II.

(Journ. of Geology, tom X IV , Ne 5, 1900.)

NOWE PODRĘCZNIKI EMBRYOLOGII.

W końcu roku zeszłego i w roku bieżą­

cym (.puściło prasę kilka nowych podręcz­

ników embryologii — wszystkie z zakresu embryologii kręgowców i ludzkiej. Przede- wszystkiem skończył się wreszcie druk olbrzymiego podręcznika, wydawanego pod redakcyą O. Hertwiga („Handbuch der ver- gleichenden und experimentellen Entwicke- lungslehre der Wirbeltiere,” Jena, Fischer) a z udziałem najwybitniejszy ch embry olo- gów niem ieckch, którzy opracowali posz­

czególne działy. Dzieło to w 30 zeszytach, stanowiących razem 6 olbrzymich tomów, (5034 str.), zaczęło wychodzić w r. 1901 i obecnie pizedstawia swego rodzaju ency- klopedyę embryologiczną, zawierającą zesta­

wienie najważniejszych zdobyczy z zakresu einbryogenii i organogenii kręgowców. Zau­

ważyć należy, że wbrew nagłówkowi, dość mało zna dujemy tu danych dotyczących badań embryologiczno-doswiadczalnych, na­

tomiast mnóstwo mateiyału porównawczego, w którego wyszczególnienie wchodzić tu ­ taj niemogę. Oczywiście, zeszyty pierwsze z przed pięciu lat, zawierają już wiele po­

glądów przestarzałych, zmodyfikowanych przez badania nowsze, to też zdaje mi się, że byłoby nader pożądanein — o ile już ukazało się dzieło tak pomnikowe — aby

co pewien czas wydawano rodzaj suplemen­

tów, zaznaczających wyniki nowe badań dalszych. Tego rodzaju suplementy' z cza­

sem dostarczyłyby już gotowego matery ału do wydania nowego, które, naturalnie, bę­

dzie musiało być nader kosztowne.

Wpływ materyałów, któremi prof. Hert- wig rozporządzał podczas układania owego olbrzymiego „Handbuchu” — zaznaczył się w sposób wyraźny na dwu nowych wyda­

niach dwu podręczników emhryologii tegoż autora. Pierwszy z nich—obszerniejszy, wy­

dany przed 11 laty' poraź pierwszy p. t.

L e b rm c h der Entwickelungsgeschichte des Menschen und der Wirbeltiere” — obec­

nie ukazał się w wydaniu ósmem (Je­

na, Fischer, 1900), znacznie rozszerzonem z dodaniem licznych rysunków, zaczerpnię­

tych z poszczególnych działów, opracowa­

nych przez specyalistów w wielkim podręcz­

niku zbiorowym. Dotyczę to specyalnie or­

ganogenii — w dziale bjwiem, traktują­

cym o embryologii, zmian znajdujemy nie­

wiele, a już prawie woale — w rozdziałach wstępnych, traktujących o budowie i roz­

woju produktów płciowych i o zapłodnie­

niu.

Podręcznik ten przeznaczony jest dla przyrodników, studyujących specyalnie mor­

fologię zwierząt. Dla lekarzy i studentów medycyny prof. Hertwig przeznacza pod­

ręcznik krótszy, p. t. „Die Elemente der Entwickeltmgslehre des Menschen und der Wirbeltiere — Anleitung und Repetitorium fiir Studierende und Aerzte”. (wyd. 1 w r.

1899 — obeenio trzeeie — 1907.) .Jest to raczej skrót, niż podręcznik wyczerpujący.

W nowein wydaniu autor rozszerzył nieco część książki, traktującą o einbryoge- mi ogólnej kręgowców. 1 tu również we­

szły niektóre fakty nowe, zaczerpnięte z dużego „Handbuchu”. Między innemi ude­

rzył inoję uwagę rysunek str. 122 (fig.

137), przedstawiający wczesną fazę powsta­

wania pola naczyniowego u kurczęcia. Ry­

sunek ten, wzięty z artykułu J. Riickcrta („Handbuch” zeszyt 27/28 — „Entwicke- lung der etsraembryonalen Gefiisse der Vd- gel” — str. 1203) — jest mojein zdaniem oparty na obserwacyi zarodka potwornego a co najmniej przedstawiającego postać na­

der rzadką pewnego specyalnego kierunku wahań osobnikowych. Nie pierwszy to zre­

sztą przypadek awansowania zarodka po­

twornego na przedstawiciela „typu” klasy­

cznego rozwoju normalnego. Naogół no­

we wydanie „Elementów” Hertwiga można polecić tym wszystkim, którzyby się z zasa­

dami embryologii kręgowców zapoznać chcieli, nie mając zamiaru studyowania wy- czerpującego tej nauki.

„Atlas und Grundriss der Embryologie der Wirbeltiere und der Menschen” (Leli-

(14)

3 6 6 W S Z E C H Ś W I A T .M> 23

manns Medizin. Handatlanten. Tom. XXXV.

Monachium. 1907. str. 339, 143 barwnych ry­

sunków na 59 tablicach i 186 rysunków w tekście) stanowi krótkie kompendyum dla studentów medycyny, nader pożytecz­

ne do powtórzenia kursu przed egzaminem.

Rysunki przeważnie podług oryginalnych preparatów (NB. na tab. 6 fig. 4, przed­

stawiająca przekrój typowej blastuli plaża 0 nader wyraźnej jainie segmenlacyjnej oz­

naczona je s t jako... przekrój „moruli”), dośó dobrze wykonanych, ilustruje bogato tekst.

Ten ostatni nie zawiera, zresztą, nic nader nowego i nawet sprawia wrażenie ogólne roboty nieco pośpiesznej.

Wymienić wreszcia tu należy atlas em- bryologiezny Kollmana (Handatlas der Entwickełungsgosohichte des Menschen, — Jena, 1907), którego dotychczas wyszedł toin pierwszy (1’rogenie. Blastogenie, Ad- nexa embryon s, F . r m a eslerna einbryonum, Enibryologia ossium, Embriologia muscu- lorum) — zawierający 340 rysunków odbi tych na bardzo ładnym kredowym jiapierze, ale nie dających bezwzględnie nic nowego;

raczej zaznaczyć tu muszę nieco bezładu a wręcz bezkrytyczne ustawienie rysunków, po­

dawanych przez różnych autorów różnemi czasy, — bez uwzględnienia biegu histo­

rycznego nauki.... więc problematyczne s ta ­ re zarodki ludzkie lieicherta, „kawałki”

z embryologii doświadczalnej (np. zdwojone zaród*i Hertichij, rysunki z teratogenii.

Darestea, rysunki Schaumlanda z rozwoju owodni u... kameleona (przypadek szczegól­

ny!), przypadki teratologiczne, pomieszane z embryologią nurmal aą” i t. p.

Atlas ten jest bardzo tani (15 marek), ale pożytku z niego też mało być może.

Schematyzm i bezkrytyczne dobranie ry­

sunków odbierają mu całą niemal wartość.

A jednak potrzeba dobrego ułożenia atla­

su embryologipznego oddawna odczuwać i-ię daje. Przestarzały dziś już nieco atlas Duvala, z embryologii kurczęcia z nielicz- nemi poprawkami a z licznemi dodatkami wydawałby mi się w tym celu jedyny.

Rozszerzyćby go należało pod wieloma względami, z uwzględnieniem danych ostat­

niego dwudziestolecia. A jednocześnie pizy- dałby się bardzo i atlas teragenetyczny, bo 1 w tym względzie materyału już nagroma­

dziło się jeżeli nie dosyć, to w każdym ra­

zie tyle, że pierwsza próba w tym kierun­

ku zupełnie dziś jest już możliwa.

Jan Tur.

K R O N IK A NAUKOWA.

— Wyprawa Pearyego do bieijuna pół­

nocnego. Wynikiem osatmej podróży nie­

zmordowanego komendanta amerykańskie­

go w strefę podbiegunową północną było, jak wiadomo, posunięcie się w kierunku bieguna o '/* stopnia dalej w porównamu do tego, co osiągnięto dotychczas. Od naj­

dalszego punktu, do któiego Peary dotarł, odległość w prostej lini. do bieguna wy no­

si jeszcze 325 Am; Nansen posunął się do 86°, Cagni 86°33’, Peary o b ecn ie— do 87°

szer. półn. Wyprawy Nansena i Oagniego obrały za punkt wyjścia archipelag Franci­

szka Józefa, u wybrzeży Europy półn., Peary natomiast obrał Sobie drogę przez Smith-Sound, której jioraz pierwsze użył Kane około 60 lat. temu, a ostatnio, kilka lal temu, Sverdrup, kierownik wyprawy na „Krainie14. Już ta okoliczność stanowi wyższość drogi, obranej przez Pearego, że znane dotychczas masy lądowe na pół­

noc od Ameryki sięgają o blizko 160 km dalej w kierunku bieguna, niż takież masy na północ od Europy; prócz tego, jak są­

dził Peary, lód zatorowy na północ od Grenlandyi i Grantlandu jest bardziej spois­

ty i mniej ruchliwy; wreszcie w powioćie, którego kierunek nigdy w podobnych wy- padkaoh nie da się z góry dokładnie wy­

znaczyć, lepiej jest mieć przed sobą długą rozciągniętą linię brzegową, niż stosunko­

wo niewielkie wyspy a rjń ip ela ju Francisz­

ka Józefa. Chociaż PearyT w ciągu przedo­

statniej swojej wyprawy stwierdził, że ma­

łe wyspy, leżą:e na pólnoe od Grenlandyi, stanowią ląd przynajmniej zo znanych do­

tychczas lądów najbardziej na północ wy­

sunięty, jednak wolał wyruszyć z wybrze­

ża północnego wyspy Grantland, punktu bardziej południowego, a to dlatego, że bliżej jest stamtąd do osady Eskimów.

Koszty całego przedsięwzięcia, wynoszą­

ce 700 000 marek, poniósł Peary aretie club. Okręt zbudowany według wskazówek Pearyego, był parowcem, zaopatrzonym w wielkie maszyny, którego nośność wynosi­

ła 614 tonn, długość — 55 m, szerokość - 1 Iw miał nazwę „ R o o s e Y e lt” . 12 łipca 1905 r.

ekspedycya ojmściła port w Nowyni-Yorku.

W kilka tygodni później przybito do osa­

dy etaheskimów w Smithsundzie. Tutaj Peary zabrał na pokład statku 68 eskimów mężczyzn, kobiety i dzieci — wraz z ich psami, w ilości 250. Liczył na to, że eski-

j mowie będą mu pomagali tem chętniej,

; wiedząc, że rodziny ich znajdują się w po-

| bliżu. Pearyeinu samemu towarzyszyła żona i i córka. 20 sierpnia P. opuśoił Etali. Była

| to ostatnia wiadomość od niego. Warunki

Cytaty

Powiązane dokumenty

Poza tym obszarem występują w większości pasm górskich Azji, jednak z powodu narastającego kontynentalizmu, który wpływa na zmniejszenie się opadów, zasięg pokryw

Oferujemy im leczenie chemioterapią oraz chemiotera- pię wspartą przeciwciałami, ale oczywiście wiemy, że to nie jest leczenie, które może ich całkowicie wyleczyć, bo to

” Narodowy płatnik tak nisko wycenia procedurę leczenia odwykowego osób uzależnionych od nikotyny, że zamykane są kolejne poradnie antynikotynowe

Peroniści zdobyli dziewięć urzędów gubernatorskich (w kluczowym dystrykcie federalnym Buenos Aires wybory na urząd gubernatora wygrał Guido Framini, peronista i

Sędzia, choć utrudzony, chociaż w gronie gości, Nie uchybił gospodarskiej, ważnej powinności, Udał się sam ku studni; najlepiej z wieczora Gospodarz widzi, w jakim stanie

Lewis Carroll, O tym, co Alicja odkryła, po drugiej stronie lustra, tamże, s.. Odwołując się do fragmentu tekstu II, objaśnij koncepcję życia, człowieka i świata, która

CoBpeneHMbie KOHCTpyxTMBHbie peiaeHMH h sneMeHTbi BbicoK oro KauecTBa aoam BO3H0&gt;KH0CTb nonyueHMB nnoTHOM KOHCTpyx- UHH HMHMManbHbix

Dziecko łączy pisanki od najmniejszej do największej. Koloruje pisanki i wskazuje dwie takie same.. Temat tygodnia: Wielkanoc.. Temat dnia: Zwierzęta z wielkanocnego koszyczka