• Nie Znaleziono Wyników

Moje czasy adwokackie (1906-1917) : (fragmenty wspomnień) : I. Warszawskie Koło Obrońców Politycznych (1905-1910)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Moje czasy adwokackie (1906-1917) : (fragmenty wspomnień) : I. Warszawskie Koło Obrońców Politycznych (1905-1910)"

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)

Emil Stanisław Rappaport

Moje czasy adwokackie (1906-1917) :

(fragmenty wspomnień) : I.

Warszawskie Koło Obrońców

Politycznych (1905-1910)

Palestra 2/2(6), 12-22

(2)

EMIL STANISŁAW RAPPAPORT

Moje czasy adwokackie (1906—1917)

(Fragmenty wspomnień)

I. W a rsza w sk ie Koło O brońców Politycznych

( 1 9 0 5 - 1 9 1 0 ) A . U w ag i w stęp n e _

1. O bszerna „K ronika p am iętnikow a“ dziejów praw nictw a polskiego w b. K rólestw ie K ongresow ym — od pow stania styczniowego 1863 (ściślej: od reform y sądowej 1876 roku) do w znow ienia polskiego sądow nictw a państw ow ego w 1917 roku — nie istnieje. P.isałem ją w ciągu dw óch lat od chw ili opuszczenia w ięzień hitlerow skich P aw iaka i M okotowa do końca owego Octobra 1943 roku, gdy k lęsk a ostateczna szaleństw a w ielkoniem iec- kiego staw ała się coraz w yraźniejsza, a nadzieja bliskiego końca orgii oku­ pacyjnych krzepiła serca i zszarpane potw ornościam i nerw y. O parłem s w i kro nikę na doku m en tach archiw alnych zbieranych przeze m nie w b. „ S ta ­ łej D elegacji Zrzeszeń i In sty tu cji.P ra w n ic z y ch “ w okresie m ięd zyw o jen­ nym , na nielicznych rzadkich m onografiach pam iętnikow ych (mecenasów K rau sh ara, P a tk a i innych) o raz n a w łasnych w spom nieniach od 1897 r., kiedy rozpocząłem stu dia praw nicze w W arszaw ie, uzupełnione n astępn ie za granicą.

P racę tę, pisaną podczas okupacji w tak tru d n y ch i w yjątko w ych w a ru n ­ kach „na uboczu“ S tarego M iasta, doprow adziłem do zam ierzonego końca I tom u; urato w ałem przy tym szereg cennych dokum entów p rzy pom ocy se k re taria tu i w oźnych Sądu N ajwyższego w gm achach M inisterstw a S p ra ­ wiedliwości i P ałacu Rzplitej (Krasińskich). Większość rękopisu i trzy egzem plarze m aszynopisu, zabezpieczone zdaw ało się należycie, zginęły pod gruzam i W arszaw y w raz z resztkam i m ej bibliotek) i archiw um w p am ięt­ n y ch dniach sierp n ia — w rześnia 1944 r. Część tylko rękopisu odnalazła

(3)

się po w ojnie w jednej z w illi m ało zniszczonych i już odbudow anych na Żoliborzu, ale część ta nie dotyczy bezpośrednio niniejszego frag m en tu m ych w spom nień.

Całości tej k roniki odtw arzać ponownie nie m am zam iaru z różnych względów, ale p ragnąłbym zachować z niej kilk a ustępów , k tó re szczególni? zainteresow ać pow inny p raw nictw o pow ojennej Polski Ludow ej. Do takich epizodów zaliczyć należy niew ątpliw ie piękną k a rtę z dziejów adw okatury w arszaw skiej w latach półkonstytucyjnego przełom u R csji carskiej (rok 1905 i nast.), o czym m ow a będzie niżej.

B. Reduta o b ro ń c z a p rz y ul. K ró le w s k ie j

2. Sam pozostałem dziś przy życiu spośród k ilk u n a stu kolegów, m ło­ dych podówczas i rozpoczynających dopiero k a rie rę zawodową obrońców karnych, którzy pod wodzą starszego od nich o la t dziesiątek m ecenasa S tanisław a P a tk a utw orzyli w latach 1905/6 Koło Obrońców Politycznych. Ów czesny Sąd W ojskow y w C ytadeli W arszaw skiej uznał powyższą orga­ nizację polską za ośrodek u łatw iający m u w yznaczanie obrońców n a roz­ p raw y sądowe w rozpoczynających się podówczas licznych procesach r e ­ w olucjonistów : rzesztki „proletariatczyków “ , socjaldem okratów , głów nie zaś socjalistycznych niepodległościowców polskich, członków czynnie stw a­ rzającej precedensy ru ch u oporu przeciw carskiej Rosji — PPS , Polskiej P a rtii Socjalistycznej.

P rzeżyw ałem wówczas, ju ż w pełni sił m ęskich, a w okresie .pierwocin ustalonej pracy praw niczej, ów pierw szy z trzech przełom ów politycznych na ziem iach polskich, z któ ry ch każdy m iał swe oblicze specyficzne i każdy kolejno potęgow ał swój w pływ i znaczenie. Pierw szy z lat 1905—06 na ob­ szarze środkow ych ziem b. K ongresów ki rozpraszał beznadziejność p o li­ tyczną ostatniej ćw ierci X IX stulecia. D rugi z la t 1917— 18 tw orzył podłoże państw owości polskiej trójdzielnicow ej, odrodzenia Rzeczypospolitej. T rze­ ci w reszcie z lat 1944— 45 realizow ał w zim ie życia ideały postępow e mej młodości — Rzeczpospolitą Ludow ą, syntezę w szystkich żyw otnych sił Polski w służbie jej ug runtow anej wolności, k u ltu ry i dobrobytu. B yły to przypływ y zm ian po odpływ ach trzech w ojen, po części lub całkowicie św ia­ tow ych: rosyjsko-japońskiej rozpoczętej w 1904 r., I w ojny św iatow ej rozpoczętej w 1914 r. i II w ojny na obu półkulach rozpoczętej w 1939 r.

W brew istniejącym w w ielu środow iskach inteligencji polskiej pozornie trafn y m przekonaniom , że w szystkie te trzy przełom y różnią się zasadniczo atm osferą aspiracji i klim atem politycznym chw ili, tw ierdzę stanowczo, że p u n k t w y j ś c i a każdego z nich b y ł jeśli nie identyczny, to co n a j­

(4)

14 E M IL S T A N IS Ł A W R A P P A P O R T N r 2

m niej głęboko uczuciowo bliski i p rzen ik n ięty w iarą, iż Polska w róci i bę­ dzie kiedyś w olna. W roku 1905 i lata ch następnych zachw iała się potęga b. Rosji carskiej, w roku 1917 uległa ona potężnym w strząsom , a w latach 1943— 45 odrodziła się potęga m ilita rn a w schodniego sąsiada, ale już jako dem okratycznego przyjaciela Polski i sojusznika w walce z w spólnym wro­ giem , h itlerow ską III Rzeszą N iem iecką. Choć w 1905 r. legalne stronnictw a polskie m ów iły jaw nie o „autonom ii“ , w głębi duszy jed n a k nie przestały m yśleć o niepodległości. Ówczesna zaś Polska podziem na i ówczesny ruch oporu w ypisały niepodległość na sw ych sztan darach czynem m anifestacyj­ nym , zw iązanym z niebezpieczeństw em ścigania, uw ięzienia i u tra ty życia n a stokach C ytadeli W arszaw skiej.

N ielegalnych podsądnych polskich, częstokroć w k ajdan ach i otoczonych żandarm am i, i legalnych obrońców polskich, siedzących w urzędow ych frak ach z odznaką „adw okata przysięgłego“ lub „pom ocnika“ (aplikan­ ta) przed sw ym i k lientam i z delegacji „Koła Obrońcow P o litycznych“ — łączyła pom im o w ielu odm iennych celów i sposobów działania jed n a m yśl o T ej, co nie zginęła, i w iara, że odrodzi się Ona, zm artw ychw stanie — na zawsze.

Podsądni polscy i ich obrońcy tw orzyli psychicznie całość. Obcy sąd w ojskow y — począwszy od przew odniczącego generała, a skończyw szy na kapitanie lu b poruczniku — to była rów nież charakterystyczn a całość „lo­ k a ln a “ w tej dziw nej sali balow ej oficerskiego klubu C ytadeli, w której do ran a odbyw ały się skoczne zabaw y, a od godziny 9 zasiadał, niekiedy aż do wieczora, sąd nad polskim i rew olucjonistam i, spraw ujący swe fun kcje pod czujnym okiem żandarm ów , śledzących bacznie zarów no podsądnych, ja k i ich obrońców (sala ta zachow ała się do dnia dzisiejszego).

Spędzaliśm y podówczas jako członkow ie „K oła“ całe dnie, niekiedy n aw et szereg dni, w groźnych m u rach C ytadeli. Nie m yśleliśm y, nie m ie ­ liśm y n aw et czasu m yśleć o p łatn ej „ p ry w a tn e j“ praktyce. To był niezbęd­ ny dla życia zawodowego w y jątek , reg u łę zaś stanow iło „K oło“ i jego dele­ gacja — do Cytadeli.

3. „Koło“ m iało bardzo spraw nego o rganizatora i kierow nika fachow ego w osobie jego tw órcy S tanisław a P atk a. Miało rów nież i niezw ykłą kiero w ­ niczkę ad m in istracy jn ą w osobie niespożytej siły i , pośw ięcenia działaczki — Stefanii Sem połow skiej.

P atek i Sem połow ska stanow ili podówczas niezw ykłą p a rę ideow ych opiekunów tych, co życie swe w trud zie rew olucyjnym dla Polski pośw ię­ cili. Opieka ta w yrażała się w sposób w ielostronny: obrona podsądnych. troska o ich rodziny, pomoc m ate ria ln a , ułatw ianie celow ych kontaktów . Szereg la t trw ała ta niezw ykła w spółpraca. P otem życie przyszłego P atk a

(5)

,.dyplom aty“ i „sen ato ra“ ich rozdzieliło, ale nie zm ieniło więzów przyjaźni. Zginęli niem al razem : ona ciężko chora w o statnim okresie okupacji, on za­ b ity bombą, k tó ra w d n iu 22 sierpnia 1944 r. w p adła do m ieszkania p artero ­ w ego w dom u P a tk a przy ul. D ługiej n r 5. W przeddzień przebiegłem jeszcze ul. Długą, aby go zobaczyć. Sparaliżow any siedział n a fotelu tak , ja k go przeniesiono ze zburzonej K anonii. „N igdy nie trzeb a tracić nadziei“ — to ostatnie słowa, k tó re wówczas od niego usłyszałem .

R eduta Obrończa P a tk a i Sem połow skiej w pałacyku n r 25 przy ul. K ró­ lew skiej, w k tó ry m m ieszkał podówczas i m iał k an celarię głośny obrońca, dziw ny m iała ch a ra k te r. Od ra n a do w ieczora interesanci w m ieszkaniu; w k ancelarii od fro n tu rezydow ał sam m ecenas i trójosobow y sztab jego naj bliższych pracow ników (Berenson, R undo i Sm iarow ski); w lokalu, do któ­ rego się szło przez schody kuchenne, p rzebyw ała „panna S tefan ia“ i szereg osób, z jej przyzw olenia przechodzących dopiero do sezam u obrończego w m ieszkaniu frontow ym . Głośny to był wówczas ad res na całą K ongresów ­ kę. Znała go dobrze i m atka Stefana O krzei i żona G rzegorza M ontw iłła- M ireckiego i rodziny ty lu innych sądzonych niepodległościowców polskich, k tó ry ch obronić się przew ażnie nie udaw ało, ale k tó ry m S tanisław P a tek i S tefania Sem połowska służyli do końca rad ą, opieką, spełnianiem ich poleceń.

To były głośne nazw iska skazanych przyw ódców , ze czcią w spom inane do dzisiaj przez tych duchow ych ich następców , k tó ry m los pozwolił kie­ row ać obecnie naw ą państw ow ą Polskiej Rzeczypospolitej Ludow ej. Ale były sądzone i szare płotki, szeregi bezim iennych dla potomności pepesow - ców, przew ażnie m łodych chłopców, k tó ry ch od stry czk a udaw ało się nie­ kiedy uratow ać bądź sam em u m ecenasow i P atkow i, bądź kom uś z nas, jego ów czesnych w „reducie obrończej“ podkom endnych. Te szare, pozbawione sensacji spraw y, o któ ry ch (najczęściej tragicznym ) przebiegu ukazyw ały się w pism ach zaledwie kilkuw ierszow e w zm ianki, to b ył powszedni chleb obrończy członków „Koła Obrońców P olity czn ych “ , nie w ybierających so­ bie spraw „efektow nych“. Nie m ieli na to ani chęci, an i czasu, ani n aw et możności. Gdyż była to praca nerw ow a i szytoka, nie pozostaw iająca czasu do nam ysłu, „term inow a“ w ścisłym tego słowa znaczeniu. Zaw iadom ienia o spraw ie na krótk o przed term in em rozpraw y, porozum ienie się z podsąd- nym krótkie i kłopotliw e. Po rozpraw ie ty lk o dw adzieścia cztery godziny na podanie o łaskę i . . . znów now y podsądny.

W ten sposób kształtow ało się życie ty ch k ilk u n a stu m łodych obrońców k arn y ch W arszaw y w roku 1906 i latach n astęp n y ch aż do pam iętnego roku 1910: skreślenia m ecenasa S tanisław a P a tk a z listy „adw okatów przysię­ g ły ch “.

(6)

16 E M IL S T A N IS L A W H A P P A P O R T N r 2

C . K ie ro w n ik „ K o ła " i jego c zło n k o w ie

4. Zespół tych k ilk u n astu m łodych ludzi, ta k spraw nie funkcjonujący fachow o, dla psychologa mógł stanow ić nieocenione podłoże obserw acyjne dla sw ej odm ienności typów , usposobień, poglądów społecznych i politycz­ nych, szczególnych zainteresow ań. W szyscy członkow ie „K oła“ z jego kie­ row n ik iem na czele odegrali w późniejszym życiu publicznym W arszaw y i b. K ongresów ki, a następnie odrodzonej Rzeczypospolitej rolę w ybitną. N iektórzy z nich stanęli u szczytu k a rie ry , nie ty lk o zawodowej, ale i kie- row niczo-państw ow ej. Część zm arła stosunkow o m łodo, w pełni sił tw ó r­ czych, część dotrw ała aż do tragicznych chw il zb urzenia W arszaw y przez hitlerow ców . J a w ytrzy m ałem i to d an tejskie przeżycie. H istoria losów osobistych członków „K oła“ to jak b y cząstka życia praw niczej W arszaw y przed- i m iędzyw ojennej, w a rta więc jest w najzw ięźlejszym ujęciu zacho­ w ania jej w pam ięci choćby w postaci n ajb ard ziej ch arakterystycznych fragm entów .

5. A w ięc przede w szystkim — sam kierow nik S tanisław P atek. Był synem o b yw atela ziemskiego. Ju ż w chw ili kończenia gim nazjum zasłużył sobie n a złą notę z „praw om yślności“, nie m ógł w ięc liczyć n a ukończenie U niw ersy tetu W arszaw skiego i dlatego pojechał na studia praw nicze do P e tersb u rg a . Te lata uniw ersyteckie w ówczesnej stolicy im perium ro sy j­ skiego d ały w rezultacie: znakom itą znajom ość języ k a rosyjskiego i zdrow e rozróżnienie rządu carskiego od n arod u rosyjskiego, do którego czuł P a tek m ickiew iczow ską sym patię przez całe życie . . . Pow róciw szy do W arszaw y dla odbyw ania aplikacji adw okackiej, by najm n iej nie wyibrał sobie począt­ kowo specjalności k arn ej. K arn y m obrońcą uczynił go w łaściw ie dopiero p rzew ró t p ółko nstytucyjny Rosji w 1905 r. i now a sy tuacja polityczna, w której pierw szy raz po cierpieniach poprzedniego pow stańczego pokolenia tak licznym ideowcom polskim , tym razem bojow nikom socjalistycznym groziło niebezpieczeństw o u tra ty życia w w alce z carskim i siepaczam i. P a te k nie zw iązał się z żadną z ów czesnych głośnych kancelarii obrońców k a rn y c h : Adolfa Pepłowskiego, Ju lia n a K rzyckiego, H en ryk a E ttin g e ra czy Leona Papieskiego. Poszedł w łasną drogą, otoczył się g ru p ą m łodzieży i za­ łożył ow ą „ re d u tę “ obrończą przy ul. K rólew skiej, k tó ra w k ró tk im czasie zm onopolizow ała niem al ówczesne spraw y polityczne zarów no podsądnych indyw id ualny ch , ja k i całych g ru p sądzonych rew olucjonistów . P a te k in ­ te rw e n iu je w spraw ie zam achów na w ładze, b ron i Okrzei, M ontw iłła-M i- reckiego i w ielu innych, k ieru je obroną zbiorow ą „K oła“ w olbrzym iej spraw ie „67“, dwoi się i troi, aby w szystkiem u podołać, w reszcie pochłoń ni.ęty zostaje tą, p racą obrończo-^polltyczną n iem al -całkowicie, zwłaszcza w latach 1906— 1909.

(7)

Stosunek w ładz carskich do tego z w łasnej w oli am basadora rew olucjo­ nistów polskich był bardzo specyficzny; z jed nej stron y uznano, że ktoś m usi wziąć na siebie ciężar sta ra ń w ty ch spraw ach ze stro n y polskich sfer praw niczych, z drugiej zaś n a ra stał m ateriał podejrzliw ości i w y­ rafinow anej kontroli, k tó ry znalazł swój w yraz w rep resjach w 1910 r., 0 czym będzie m ow a niżej. Stosunek późniejszy żandarm erii do głośnego obrońcy ch arak tery zu je epizod, k tó ry m ecenas P a te k um ieścił w sw ycb drukow anych na praw aęh^j-ękopisu w spom nieniach (wszystko spaliło się w raz z cennym i jego zbioram i na Kanonii). G dy aresztow any i osadzony w tej sam ej Cytadeli, w której ty le razy by w ał jak o obrońca, kom unikow ał swe personalia oficerow i żandarm erii, w skazał dzień 1 m aja 1866 ro k u jako d atę urodzenia. „Tego i należało oczekiwać“ — oświadcza żandarm . „Czego“? — zapytu je zdziwiony P atek. „Tego — pow tarza protokołujący — że pan urodził się w rew olucyjny dzień 1 m aja \

6. W całości „Koła Obrońców P o litycznych“ należy przede w szystkim w yodrębnić m łodych podówczas bezpośrednich pom ocników mec. P atk a, jego w łaściw ą kancelarię w osobach: Leona B erensona, S tanisław a Rund} 1 Eugeniusza Sm iarowskiego.

Życie obrończe R undy aż do tragicznego finału w 1943 r. nie upłynęło w takiej aureoli rozgłosu, na k tó ry w pełni zasługiw ał sw ą wiedzą, sum ien­ nością i przyw iązaniem do zawodu obrońcy karnego. N atom iast nazw iska B erensona i Sm iarow skiego — to niem al sym bole późniejszej u p a rte j w a l­ ki obrończej z n arastającą faszyzacją życia publicznego w Polsce m iędzy­ w ojen nej. Berenson, aż do końca życia (w czeluściach getta hitlerow skiego) adw okat, ty lko przez czas kró tk i b rał udział w pracach b. D ep artam en tu Spraw iedliw ości Tym czasowej Rady S tan u z 1917 r. i rów nież n a k rótkc spróbow ał k ariery dyplom atycznej (radca am basady R.P. w W aszyngtonie). N atom iast Sm iarow ski był długoletnim posłem n a Sejm , a p rzed tem przez czas k rótk i w icem inistrem spraw iedliw ości w okresie końcowym b. R ady R egencyjnej K rólestw a Polskiego.

I rzecz charak terystyczn a: ani „dyplom ata“ B erenson, ani „poseł“ S m ia ­ row ski nie w yróżniali się jak ąś szczególną zdolnością na placów ce i na try b u n ie p a rla m e n ta rn e j. To byli adw okaci — obrońcy k a rn i z tem pe - la m e n tu , zam iłow ania i w yjątkow ych zdolności krasom ów czych o spe­ cyficznie sądow ym podłożu i atm osferze.

7. Na odm iennym krańcu postaw ić należy w „K ole“ trójk ę w y b itn y ch kolegów , którzy bodaj najluźniej byli z nim związani. Nie uch ylali się od obron w C ytadeli, ale do w łaściw ej ekipy mec. P atk a się nie zaliczali. W acław M akowski, późniejszy w ielokrotny M inister Spraw iedliw ości, p ro ­ fesor U niw ersy tetu W arszawskiego i M arszałek ostatniego Sejm u Rzeczy­

(8)

18 E M IL S T A N IS Ł A W R A P P A P O B T N r 2

pospolitej m iędzyw ojennej, zaczął sw ą aplikację sądową u św ietnego cyw i- łisty mec. J . J. L itau era, a n astępn ie z żadną kan celarią k a rn ą w iązać się nie chciał. Je rz y Skokow ski, późniejszy p ro k u ra to r sądów w szystkich in­ stancji aż do Sądu Najwyższego w łącznie, szczególnie interesow ał się za­ gadnieniam i p en iten cjarny m i i stał się w krótce filarem Tow arzystw a Opieki nad W ięźniam i (Patronatu). W reszcie trzeci kolega, B ronisław Sobolewski, późniejszy M inister Spraw iedliw ości, Prezes Sądu A pelacyjnego i P ro k u ra ­ tor Sądu Najwyższego, był podówczas jed n y m 3, najbliższych w spółpracow • ników mec. H enry k a E ttin g e ra (ojca) i w ystępow ał rów nocześnie i w C yta­ deli, i w licznych spraw ach przed sądam i pow szechnym i. Prof. W acław M akowski u m arł w 1942 r. na em igracji, prok. Skokow ski i m in. Sobolew­ ski znacznie w cześniej w okresie m iędzyw ojennym .

8. W reszcie do trzeciej g ru py bliżej zw iązanych z mec. P atk iem człon­ ków „K oła“ należeli: W acław B rokm an, S tanisław Popow ski, Kazim ierz S terling i ja. Z tej g rupy najbliższym politycznie b ronionych socjalistóv polskich był K azim ierz S terling, w latach 1917— 18 sędzia pierw szego skła­ du w ydziału karnego w Sądzie A pelacyjnym , a następnie znów w y b itn y adw okat aż do śm ierci w okresie m iędzyw ojennym . Sterlinga, B erensona i sam ego P a tk a żan d arm eria rosyjska uw ażała za krypto-pepesow ców , ale n a razie ich działalności obrończej nie przeszkadzała. W acław B rokm an, mój kolega uniw ersytecki w W arszaw ie (1897— 1901), w yrobił sobie późnie] opinię znakom itego obrońcy, podówczas zaś pośw ięcał obronom „K oła“ w C ytadeli w iele czasu i tru d u . S tanisław Popow ski, późniejszy kom endant głów ny S traży O byw atelskiej w latach 1915— 16 1 P ro k u ra to r Sądu N a j­ wyższego, należał podówczas — ta k ja k i kolega Sobolewski — do bliskich pom ocników mec. E ttin gera. Nie przeszkadzało m u to jed n ak niem al w spół- kierow ać spraw am i „K oła“ przez pilnow anie w okand w C ytadeli i zapew ­ nianie obrońców podsądnyjn. Politycznie Popow ski był mi w „K ole“ n a j­ bliższy, jako jed en w raz ze m ną z założycieli PoJskiej P a rtii Postępow e] (1906 i nast.), duchow ej poprzedniczki w raz z „Postępow ą D em okracją'' dzisiejszego, choć organizacyjnie zgoła odm iennego, S tro n n ictw a Demo­ kratycznego.

Oto skład, zdaje się, że kom pletny, „K oła“ . Jeżeli kogo opuściłem , to proszę o w ybaczenie. Oprócz m ej pam ięci nie m am żadnych m ateriałó w do dyspozycji. Koledzy R udnięki i Jarosz w sw ych cennych w spom nieniach popełnili jedn ak błędy, k tó re sprostow ać należało.

Ju ż sam e suche, lecz konieczne w yliczenie w skazuje, jak w gruncie rze ­ czy niejednolite pod w zględem osobowym było to „Koło“, czyniące na zew nątrz słusznie w rażenie szczególnej dyscypliny, karności koleżeńskiej i lojalnego w spółdziałania. Był to zespół w y b itny ch m łodych in dy w idu al­

(9)

ności, k tó re p o tra fiły jed n a k zestroić się harm on ijnie w im ię górujących potrzeib s o lid a rn e j. ak c ji obrończej i w ytw orzyć wokół siebie atm osferę o w ysokim poziom ie m o raln ym i zawodowym .

D. X Paw ilo n

9. Dziś, po przeżyciu ze słyszenia lub z w łasnego strasznego dośw iad­ czenia potw orności w ięzień i obozów koncentracyjn ych hitlerow skich, po­

n u ra legenda X (politycznego) paw ilonu C ytadeli W arszaw skiej w ydaje się jak b y nieco przesadna, jak b y p rzejask raw iająca to, do czego zdolna jest b estia ludzka, gdy w a ru n k i, podnieta i atm osfera sp rz y ja ją w yładow aniu się złych in sty n k tó w . A jed n a k przez dziesiątki lat ciążył n a d W arszaw ą i całym k raje m cień X paw ilonu i dziesiątki tragedii osobistych i zbioro­ w ych rozeg rały się w jego szarych m urach.

Postacią c h a rak tery sty czn ą tego w ięzienia politycznego b y ł starszy strażn ik , podoficer żand arm erii W ónsiacki. Siwy, b arczy sty, służbista w sto su n k u do n as, obrońców z „K oła” , zjaw iających się na „w idzenie” z pod- sądnym , zachow yw ał rodzaj życzliwej protekcji i ton niew ym uszonej jo­ w ialności. Z daw ało się, że W ónsiacki odpoczywa przy tych rozm ow ach od zw ykłego ry g o ru w stosunkach z w ięźniam i.

Z darzało się jed n ak, że obrońca zm ieniał się niekiedy w w ięźnia i zja­ w ia ł się w X paw ilonie w zgoła now ym ch arakterze. W ónsiacki przyjm ow ał tę zm ianę z filozoficznym spokojem , zdziwił się jed n ak niew ym ow nie, gdy w takiej w łaśnie sy tu acji — już po ro k u 1910 — znalazł się b. kierow nik „K oła“ , m ecenas P atek .

P am iętam , że w spalonym pam iętn iku pt. „O kresy w ażnych zadań“ tak opisuje tę scenę sam , n a szczęście k ró tk o trw ały , „w ięzień“. Po otw orzeniu k r a ty i niezauw ażeniu odprow adzającego oficera, W ónsiacki, ja k zw ykle, p y ta , kogo m a przyprow adzić n a „w idzenie“. W tedy P a te k w yjaśnia sy tu ­ ację. S ta ry podoficer m ed y tu je przez chwilę, w reszcie oświadcza: „Ano, jeśli to tak, to proszę oddać zegarek, scyzoryk, ołów ek i pugilares i iść za m n ą do celi w końcu k o ry tarza n a praw o. W idać z niej skraw ek nieba. P rzy ­ d a się to P a n u (W am eto prigoditsia).”

„W idzenia“ były zazwyczaj krótkie, ale W ónsiacki zbytnio nie pilnow ał obrońców ; w w y jątk o w ych w ypadkach m ożna je było przedłużać. Mec. P a ­ te k p rzeb y w ał w celach O krzei i M ontw iłła-M ireckiego ta k długo, ja k sobie teg o życzył. Istniały jed n ak okresy szczególnych obostrzeń. Osobiście nie d o tk n ęły m n ie one w latach m ej najintensyw niejszej pracy w „K ole“ (1907— 1908). W jesieni 1909 r. w yjechałem na studia uzupełniające do

(10)

20 E M IL S T A N IS Ł A W R A F P A P O R T N r 2

L ondynu i P ary ża, po pow rocie zaś w końcu 1910 r. przestałem m ieć z C yta­ delą styczność obrońcy, gdyż działalność „Koła Obrońców P olityczny ch“ dobiegła kresu.

E. S p ra w a „ 6 7 “

10. Ze w szystkich licznych spraw , w któ rych uczestniczyliśm y jako obrońcy (pojedynczo lub po k ilk u członków „K oła“), w y b ieram z koniecz­ ności zwięzłego opisu tę w łaśnie tzw. spraw ę „67“ — w ielkiej g ru p y oskar­ żonych, w której w ładze żandarm erii, po udan ej obławie i przychw yceniu spisów, ześrodkow ały, celem likw idacji, część ru ch u obejm ującego w schod­ nie połacie k raju . Były więc w tej grupie liczne szare płotki, m łodzi chłopcy i p arę ł^czniczek-kobiet z inteligencji, m iędzy którym i znalazła się także dzielna pierw sza żona późniejszego posła i prezesa Naczelnej R ady Adwo­ kackiej, Franciszka Paschalskiego. W ybieram tę spraw ę, gdyż zgrom adziła ona na ław ie, ściślej na „krzesłach“ , niem al cały skład „K oła“ z m ec. P a t- kiem na czele.

K ażdy z nas m iał pod sw oją opieką k ilk u (niektórzy n aw et do dziesię­ ciu) podsądnych n ajbardziej obciążonych, a jedn ak i w śród n ich byli tacy, k tó ry ch m ieliśm y nadzieję obronić lu b w każdym razie los im złagodzić. W śród obrońców utkw ili m i w pam ięci Rundo, S terling, Popow ski, a zwłaszcza bardzo m łody jeszcze wówczas — nasz benjam inek Berenson. A tm osfera „w ielkiej sp raw y “ , ta k dobrze znana sądownikom , liczba pod­ sądnych i w iększe niż w innych „beznadziejnych“ spraw ach szanse sukce­ sów obrończych co do części podsądnych — spraw iły, że „L eonek“ w padł w tra n s krasom ów czy zgoła w yjątkow y. W dodatku to, co m ów ił o ideałach i „m łodych chłopcach“ na progu życia, było ta k szczere i bezpośrednie, że efek t sugestii em ocjonalnej objął podsądnych, nas obrońców , a n aw et po części surow y Sąd W ojskowy. W ściekli byli tylko asy stu jący oficerowie żandarm erii. Tym m owa m łodego obrońcy m łodych rew olucjonistów Pola­

ków oczywiście bardzo się nie podobała i szukali tylko okazji, aby się do „ław y obrończej“ przyczepić. Okazja nad arzy ła się w czasie p rzerw y obia­ dowej. G dy podsądnych, otoczonych kordonem żołnierzy, w yprow adzano g rupam i z sali, jednem u z nich upadło coś na podłogę. Stojący najbliżej kordonu w grupie obrońców K azim ierz S terling pochylił się instynk tow nie, podniósł jabłko i podał podsądnem u. W tej chw ili zjaw ił się obok nas kapi­ tan żan darm erii książę M assalski, najniebezpieczniejszy oficer asysty, i oświadczył, że mec. S terlin g podał na sali „gryps“ podsądnem u i że on w y­ ciągnie z tego konsekw encje. Przez kilka godzin wznowionego posiedzenia sądowego nie byliśm y pew ni, czy niecierpianem u przez żandarm ów S te

(11)

r-lingow i uda się u n ikn ąć aresztow ania. W końcu jed n a k nasze oświadczenie jak o św iadków tego „jabłkow ego“ incydentu, in terw encja m ec. P a tk a u gen. Sawickiego, przew odniczącego składu sądzącego, w reszcie szczęśliwa okoliczność, że żołnierz kordonu potw ierdził, iż w idział toczące się po podłodze jabłko, spraw iły , że kpt. M assalski uspokoił się w reszcie, a naw et — nieszczerze — przeprosił obrońcę.

F. S p ra w a d y sc y p lin a rn a k ie ro w n ik a „ K o ł a “

11. Zbliżał się rok 1910. S p raw y polityczne rew olucjonistów polskich zaczęły się w yczerpyw ać. R eduta Obrończa mec. P a tk a i S tefanii Sem po- łow skiej wciąż była czynna, ale nie było już ani tego napięcia co daw niej, an i potrzeby trzym an ia „pod p a rą “ ustaw icznej gotowości obrończej całego zespołu „K oła“ . Z resztą członkowie jego m ieli i inne, coraz liczniejsze obowiązki zawodowe i publiczne, kierow nik zaś zespołu mec. P a tek zaczy­ nał być jako obrońca zbyt pop u larn y i w pływ ow y. Część w ładz, zwłaszcza żandarm eria, m iała tego dosyć i skorzystała z okazji rzekom ego nadużycia p raw obrończych przez kierow nika „K oła“ w jedn ej ze sp raw drugorzęd­ nego znaczenia, alby pozbawić go zawodowych środków działania. P rzew i­ nienie dyscy plin arn e mec. P a tk a polegać m iało rzekom o na w pływ aniu na podsądnego, aby zataił praw dę, w rzeczywistości jed n ak skonstruow anie takiego zarzu tu było zam achem na podstaw ow e praw a tajem nicy zawodo­ w ej obrońcy w jego rozm ow ach i narad ach z klientem . Mimo to odpowied­ nie in stan cje nadzorcze n ad ad w ok atu rą w ytoczyły tę jask raw o niespra­ w iedliw ą spraw ę d yscyp linarn ą zasłużonem u obrońcy polskiem u. Nie po­ m ogło w ted y nic, n a w e t bardzo jask raw y rozgłos „spraw y dyscyplinarnej adw okata przysięgłego Stanisław a P a tk a “ w e w pływ ow ych kołach adw o­ k a tu ry p etersb u rsk iej. W końcu 1910 r. mec. P a tek został z listy „adw oka­ tów przysięgłych“ skreślony. Zanim jed n ak to nastąpiło, w ezw ano kierow ­ n ik a „K oła“ do stolicy n a konferencję z m in istrem spraw iedliw ości Szcze- głow itow em , z ty m tak w pływ ow ym podówczas w spółlikw idatorem (wraz ze Stołypinem i Kokowcewem) pó łk onstytucyjnych nastrojó w z la t 1905 i następn y ch . Szczegłowitow p rzy jął m ecenasa P a tk a pod w zględem form y grzecznie, ale w rozm ow ie bez obsłonek oświadczył m u, że sta ł się dla władz p aństw ow ych niew ygodny, wobec czego pozostaje m u a lte rn a ty w a : 1) albo sam porzuci adw okaturę, przy czym jeśli zechce udać się za granicę, to po­ czyni m u się w szelkie w ty m w zględzie u łatw ienia i „w olna ja k po obrusie d ro g a “ (I s k a tie rtju doroga), 2) albo gdy nie uczyni tego dobrow olnie, to zostosuje się przym us i zostanie z listy skreślony. Poniew aż mec. P a te k kategorycznie odmówił tem u, n astąpiło skreślenie. W ten sposób skończył się jeg o pierw szy obrończy okres zadań życiowych. N igdy już przyszły

(12)

22 E M IL S T A N IS Ł A W R A P P A P O R T N r 2

k ró tk o trw ały sędzia S.A. i S.N., a następnie m in ister, dyplom ata i p a rla ­ m en tarzy sta do sw ych um iłow anych zadań obrończych z la t 1905— 10 nie powrócił.

G . U w ag i ko ń co w e

12. Pięćdziesiąt la t m ija od czasu krótkotrw ałeg o epizodu „K oła“ , bę­ dącego przedm iotem m y ch w spom nień o ty m w łaśnie fragm encie. O ty lu innych w ażkich epizodach działalności ówczesnego p raw n ic tw a W arszaw y była m ow a w spalonych „W spom nieniach“. A jed n ak w łaśnie to pierw sze — obrończe w spom nienie — u progu ju ż ustalonej działalności zawodowej w m ieście rodzinnym k o n k u ru je zw ycięsko z innym i w spom nieniam i o od­ pow iedzialnych obow iązkach, k tó re sądzone m i b y ło spełniać w lata ch s ta r­ szych i n a jsta rsz y c h aż do chw ili obecnej. Z ty m i daw n ym i w spom nieniam i 0 m ym skrom nym udziale w obronie pierw szych czynnych działaczy nie­ podległościow ych w zaran iu bieżącego stulecia porów nać mogę pod w zglę­ dem intensyw ności odczucia tylko dw a m iłe późniejsze w spom nienia. Pierw sze — to okres pierw ocin polskiego sądow nictw a państw ow ego z la t 1917— 1918, kiedy zostałem sędzią pierw szego składu w w ydziale k arn y m Sądu A pelacyjnego w W arszaw ie, a jako delegow any sędzia apelacyjny uczestniczyłem w raz z sędzią d r A urelim Leżańskim jak o przew odniczą­ cym i z sędzią A ntonim Żydokiem jak o spraw ozdaw cą w pierw szym po­ siedzeniu sądow ym Izby K arn ej Sądu N ajw yższego w połowie g ru dn ia

1917 r. A d ru g ie — to mój pow rót w m arcu 1945 r. do Sądu N ajw yższego po latach okupacji hitlerow skiej i w ysiedleniu ze zburzonej przez okupan­ tów W arszaw y.

13. A dw okatura Polski cen traln ej, w szczególności ad w o k atu ra W ar­ szaw y, zaw sze dostarczała w zw rotnych m om entach dziejów Polski po­ pow staniow ej, m iędzyw ojennej i pow ojennej szereg uzdolnionych i m oral­ nie wysoko stojących jednostek, k tó re zajm ow ały n astęp n ie kierow nicze stanow iska w życiu państw ow ym i społecznym i d aw ały p rzykłady solidar­ ności w w ysiłku w s z y s t k i c h żyw otnych sił p raw n ictw a, zachęcały do niego w codziennej p racy zawodowej, w zrzeszeniach, n a zjazdach i w e w spółpracy n a szerszym tere n ie społecznym , publicystycznym , naukow ym 1 politycznym . Rów nież i dziś tak a zachęta płynie z góry. I dziś szereg w y ­ bitnych adw okatów lub b. adw okatów , starszych i m łodszych, na różnych szczeblach h ie ra rc h ii i odpow iedzialności, h o łd u je w środow iskach pań stw o­ w ych i p raw n iczy ch Polski Ludow ej daw nym '"hasłom p ra c y viribu s u n itis dla dobra T ej, co się znów ja k Feniks z popiołów odrodziła i w ym aga w spół­ p rac y sw ych synów.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Trzecim zyczeniem narodu jest rozszerzenie wolnosci na wszystkie klasy narodu; rozumiemy tu przez wolnoSd: pelno£d praw obywatelskich.. Na koniec konstytucja 3 -go

˙ze rozwa˙zana równo´s´c nie zachodzi, wi˛ec zadanie jest łatwiejsze: umie´scimy w ka˙zdej składowej diagramu Venna jaki´s element (np... To zadanie zawierało dwie

Oznacza to, ˙ze ka˙zdy element zbioru x jest te˙z elementem zbioru y.. To jednak znaczy tyle, ˙ze nie ma w x elementów, które byłyby poza

Wykorzystywali´smy indukcj˛e matematyczn ˛ a tak˙ze w dowodach: Lematu Königa (wykład Struktury porz ˛ adkowe), twierdzenia głosz ˛ acego, ˙ze moc zbioru pot˛ego- wego

˙ze rozwa˙zana równo´s´c nie zachodzi, wi˛ec zadanie jest łatwiejsze: umie´scimy w ka˙zdej składowej diagramu Venna jaki´s element (np.. W szkole nauczyli´smy si˛e, jak rozwi

Załó˙zmy te˙z, ˙ze mo˙zemy to do´swiadczenie powtarza´c dowoln ˛ a liczb˛e razy oraz ˙ze – niezale˙znie od tego, ile razy powtarzamy do´swiadczenie –

I Zimowe Igrzyska Olimpijskie (początkowo pod nazwą Tydzień sportów Zimowych) odbyły się w 1924 roku w Chamonix, a ich inicjatorami byli Skandynawowie. Najliczniejsza nasza ekipa

Changes in the clinical characteristics of women with gestational diabetes mellitus —.. a retrospective decade-long single