• Nie Znaleziono Wyników

Listy Tadeusza Nalepińskiego do Stefana Żeromskiego

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Listy Tadeusza Nalepińskiego do Stefana Żeromskiego"

Copied!
27
0
0

Pełen tekst

(1)

Anna Micińska

Listy Tadeusza Nalepińskiego do

Stefana Żeromskiego

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 81/1, 179-204

(2)

P a m i ę t n i k L i t e r a c k i L X X X I, 1990, z. l P L IS S N 0031-0514

LISTY TADEUSZA N A LEPIftSK IEG O DO STEFANA ŻEROM SKIEGO

Opracowała ANNA MICIŃSKA

W dniu 13 listopada 1988 minęła 70 rocznica śmierci Tadeusza Nalepińskiego, m łodopolskiego poety, prozaika i krytyka, przedwcześnie zmarłego u progu N ie­ podległości i znakomicie się zapowiadającej kariery literackiej. Ogłaszając dziś listy poety do Stefana Żeromskiego przypomnijmy na w stępie sylwetkę i literackie dokonania autora Śpiewnika rozdartego, zanim — ufajmy — któraś z oficyn zechce się podjąć wydania jego Pism.

Tadeusz Jerzy Nalepiński urodził się 9 stycznia 1885 w Łodzi, jako syn A le­ ksandra (1857—1908), inżyniera, dyrektora kolei Fabryczno-Łódzkiej, od r. 1887 Radcy Stanu M inisterstwa Komunikacji w Petersburgu, i Zofii z Rohrów (1861— 1939), pianistki. W ychowany w środowisku o w ysokiej kulturze literackiej i arty­ stycznej, w atmosferze gorącego patriotyzmu, ukończył — ze złotym m edalem — IV Gimnazjum w Petersburgu, czemu zawdzięczał nie tylko znakomitą znajomość języka rosyjskiego, ale i w ielkich tradycji rosyjskiej literatury, bliskiej mu odtąd przez całe życie. Piórem zaczął władać bardzo wcześnie; w tradycji rodzinnej prze­ chowała się pamięć o licznych jego komediach i dramatach pisanych w wieku 8—10 lat. Jedna z jego komedyjek, nosząca tytuł Mleko jest białe, to dziecinna satyra na konwencjonalne, salonowe rozmowy „pań z towarzystwa”.

W latach 1902—1906 Nalepiński studiuje na Wydziale Filozoficznym U niw er­ sytetu Jagiellońskiego w Krakowie pod kierunkiem prof. Mariana Zdziechowskiego, skąd przenosi się do Pragi i w r. 1907 uzyskuje doktorat u prof. Tomasa Masaryka, na podstawie historycznoliterackiego studium pt. ON idzie! Rzecz o Królu-Duchu

Rosji (Kraków 1907), poświęconego „cieniom D ostojewskiego”, a zarysowującego

obraz przemian m yśli filozoficzno-politycznej w literaturze rosyjskiej przełomu wieków. Częste kontakty z literackim środowiskiem Petersburga (świadczy o tym m.in. zachowana korespondencja poety z A. Blokiem) zaowocowały też cyklem artykułów Nalepińskiego pt. Młoda Rosja, publikowanych w „Prawdzie” oraz w „Swiecie” w latach 1907—1908; omawiał w nich twórczość najwybitniejszych, jego zdaniem, pisarzy rosyjskich tego okresu: Andriejewa, M ierieżkowskiego, Kupryna, Balmonta, Sołoguba, Błoka i wielu innych. Popularyzując literaturę rosyjską w Polsce, próbował także Nalepiński popularyzować literaturę polską w Rosji. W roku 1907 w jednym z najpoważniejszych czasopism społeczno-literac- kich Rosji, „Wiestnik Jew ropy”, ukazało się jego studium o Wyspiańskim, w latach następnych pisał o Żeromskim, Tadeuszu Micińskim, Stanisław ie W itkiewiczu i innych.

Jeszcze w latach studiów dostał się pod osobisty i literacki w pływ Tadeusza Micińskiego, którego „patronat” nad młodym poetą daje się wyraźnie odczytać tak w jego debiutanckim tom ie poezji Gaśnienie (Kraków 1905), jak też i w

(3)

utwo-rach późniejszych, np. w zaginionym, znanym tylko z fragm entów dramacie z r. 1910, Książę Niewolny. M icińskiemu też zawdzięczał Nalepiński sw oje pierwsze zetknięcia z Tatrami, w których odtąd bywać będzie rokrocznie, a przede w szyst­ kim z samym Zakopanem, gdzie nawiązał bliski kontakt z kręgiem ludzi ota­ czających Stanisław a W itkiewicza i jego syna — Stanisław a Ignacego — rów ieś­ nika Nalepińskiego. Kult N alepińskiego dla W itkiewicza starszego i przyjaźń z m łod­ szym znajdą sw oje odbicie w długoletniej — niestety prawie nie zachowanej — korespondencji poety oraz w jego studium Dusza Polszy, w którym kreśli obszerną sylw etkę Stanisław a W itkiewicza — „krasiwiejszej duszy Polszy”. Stanisław Ignacy W itkiewicz ze sw ej strony uczyni Nalepińskiego jednym z bohaterów młodzieńczej powieści 622 u padki Bunga, c zyli Demoniczna kobieta·, w ystępuje on w niej jako „młody poeta — Teodor B uhaj” wśród towarzyszy swoich zakopiańskich dysput i wędrówek, jak Tadeusz M iciński, Bronisław Malinowski, Leon Chwistek, Tadeusz Szym berski i inni.

R em iniscencje pobytów w Zakopanem — wyznaczających zdecydowany zwrot w twórczości Nalepińskiego od młodopolskiego egotyzmu do problem atyki naro­ dowo-patriotycznej — odnaleźć można w jego poemacie Chrzest. Fantazja polska (Kraków 1910), składającym się z trzech rapsodów: Chrzest, W Tatrach, Ucieczka. Owe trzy fantastyczno-m istyczne rapsody, w yrażające według autora „trzy stany duszy” są poetyckim m arzeniem o żywotnej sile narodu polskiego i wyrazem tęsknot do jego politycznego wyzw olenia. Stanowią one tym samym rodzaj poetyc­ kiego odpowiednika Nietoty M icińskiego, powstałej również pod w pływem ducha i atmosfery panującej w kręgu rodziny W itkiewiczów.

Zakopanemu wreszcie zawdzięcza Nalepiński swą znajomość a następnie przy­ jaźń z Żeromskim. Daty ich pierwszego spotkania nie sposób ustalić, wiadomo natomiast, że w październiku 1909 obaj wyjeżdżają razem do Paryża. Pisze o tym Żeromski w liście do żony, która już od w rześnia tego roku oczekuje pisarza na rue Ernest Cresson: „Jestem w Krakowie, pojutrze wyjeżdżam na Berlin z Wy­ rzykowskim i Nalepińskim. Zatrzymamy się w Berlinie przez noc z niedzieli na poniedziałek, a przyjedziem y do Paryża we wtorek rano o siódmej. Musiałem za­ stosować się do tej marszruty, bo towarzysze drogi tak uradzili” h Wspólny pobyt i działalność w kołach paryskiej Polonii kontakt ten zacieśniły, a zadzierzgnięta w tym okresie przyjaźń obu pisarzy przetrwać m iała do końca życia poety.

Lata 1907—1914 to w życiu Nalepińskiego okres licznych podróży, w których nie tylko zaspokajał swój głód wiedzy o św iecie i doznań estetycznych, ale które stały się także tem atem jego utworów literackich oraz reportaży i artykułów publicystyczno-krytycznych, zam ieszczanych w czasopismach takich jak: „Kryty­ ka”, „Literatura i Sztuka”, „Sztuka”, „Biesiada Literacka”, „Sfinks”, „Bluszcz”, „Swdat”, „Prawda”, „Nowa Reform a”, „Tygodnik Ilustrow any”, „Kurier W arszaw­ sk i” i inne. Nie m ając w łaściw ie stałego m iejsca zamieszkania — poza dorocznymi pobytami w Petersburgu i w Zakopanem — Nalepiński zjeździł całą Europę od Grecji i Turcji po Islandię. Najczęściej i najdłużej przebywał jednak w Paryżu i Londynie, skąd robił kolejne wypady: do Szkocji, Irlandii i w łaśnie na Islandię. Okres ten, obok w ym ienionych artykułów i „korespondencji z podróży”, przyniósł w dorobku poety szereg utworów lirycznych, niestety nie w ydanych w form ie książkowej i do dziś rozproszonych w czasopismach, a także, i przede wszystkim , dokonania prozatorskie — dwa tomy nowel: Ś piew nik rozdarty (Warszawa 1914) i Kazia (Warszawa 1919). Świadczą one dobitnie o próbie w yjścia pisarza z ideowej i artystycznej „m łodopolszczyzny”, o poszukiwaniach własnego literackiego stylu

1 Cyt. za: Stefan Żeromski. Kalendarz życia i twórczości. Opracowali S. К a s z-t e l o w i c z i S. E i l e . Kraków 1961, s. 269.

(4)

i św iatopoglądowego oblicza. Zaskakujące sytuacjami, scenerią i psychologicznymi portretami bohaterów, często ocierających się o granice patologii, m ieszające w sty­ listyce elem enty groteski, fantastyki i skrajnego realizmu — nowele Nalepińskiego stanowią bez wątpienia najwartościowszą pozycję w jego literackim dorobku.

„Obiit mystificus, natus est prosator” ■— napisał w swojej recenzji Śpiewnika

rozdartego Adolf Nowaczyński, by zakończyć słowami: „Inteligencja, kultura i ta­

le n t”...2

Ostatni okres życia pisarza to lata czynnego zaangażowania w ruch niepod­ ległościow y, co jeszcze bardziej zbliża go do Żeromskiego, patronuje zaś teraz jego poczynaniom Andrzej Strug, jak niegdyś Tadeusz Miciński. Mimo słabego zdrowia N alepiński wstępuje w szeregi Pierwszej Brygady. Zmuszony do opusz­ czenia kraju, wyjeżdża do Włoch, gdzie w Rzymie, w r. 1915 żeni się z Cecylią Trzaską (1886—1955), poznaną w Paryżu w 1910 r. aktorką „Studia” Stanisław y Wysockiej w Kijowie, projektantką mody i kostiumów teatralnych. W roku 1916 poeta znalazł się w Szwajcarii, gdzie w latach 1917—1918 pracował w Biurze Prasowym Naczelnego Komitetu Narodowego w Raperswilu i w Bernie. Swoje prze­ życia i odczucia z tego okresu zawarł w ostatnim swoim dziele — epickim poema­ cie A v e Patria!... Opowieść z czasów Wielkiej Wojny, powracającej nam b y t nie­

podległy (Warszawa 1939). Poematu tego Nalepiński już n ie ukończył; zmarł

w trzydziestym czwartym roku życia — 13 listopada 1918, w dwa dni po zaw ie­ szeniu broni — na grypę „hiszpankę”. W Bernie też został pochowany.

W pam ięci tych wszystkich, którzy go znali, pozostał jako człowiek o roz­ ległej wiedzy i kulturze, obdarzony błyskotliwą inteligencją, wszechstronnie uta­ lentowany, o wielkich możliwościach twórczych, człowiek przy tym o wielkim uroku osobistym, pełen pogody, humoru i dobroci, zjednujących mu przyjaźń i szacunek wszystkich kręgów i środowisk, w których się obracał. Przedwczesna śmierć Nalepińskiego u progu dwudziestolecia m iędzywojennego sprawiła jednak, że jego literacka spuścizna poszła w całkowite niem al zapomnienie. Nie zapo­ m niała o nim jedynie historia literatury, wysoko oceniając jego dokonania i w y­ znaczając mu poczesne m iejsce wśród pisarzy polskiego m odernizm u8.

Publikowane tu listy poety do Stefana Żeromskiego wydają się interesujące z kilku powodów. Chronologicznie obejmując blisko lat 10 — od wkroczenia Na­ lepińskiego w literacką dojrzałość aż do śmierci — obrazują ewolucję jego po­ glądów i etapy twórczego rozwoju, co ważne dla jego biografów, a także badaczy dziejów jego pokolenia. Czytelnicy, których bardziej niż dzieło interesuje osobo­ w ość twórcy, znajdą w tych listach cienką kreską zarysowany autoportret pisarza, uwidoczniający rozległość jego zainteresowań, witalność, poczucie humoru, a przede w szystkim dar przyjaźni: umiejętność obcowania ze starszymi kolegami po piórze, uważny szacunek, jakim darzy adresata swoich listów, bez kompleksów jednak i z pełnym poczuciem własnej wartości. Są wreszcie owe listy jeszcze jednym przyczynkiem do poznania epoki, w jakiej żyć przyszło obu pisarzom, jej oby­

* A . N o w a c z y ń s k i , Na marginesie rozdartego śpiewnika. „Sztuka” 1914, z. 23/24.

8 Por. H. P a ń c z y k , Tadeusz Nalepiński. W zbiorze: Literatura okresu Mło­

dej Polski. T. 1. Warszawa 1968. „Obraz Literatury Polskiej X IX i X X Wieku”.

Seria 5. — A. M i c i ń s k a , Tadeusz Nalepiński. W: Polski słownik biograficzny, t. 22, z. 3 (1977). — K. K o l i ń s k a , Przypomnienie poety. W: Listy do nie ko­

chanych. Katowice 1983. — T. S i v e r t, Polacy w Paryżu. Warszawa 1983. —

H. N a l e p i ń s k a - P i e c z a r k o w s k a , Tadeusz Nalepiński na tle rodziny. (Wspomnienie). „Twórczość” 1988, nr 11.

(5)

czajowości, stylu życia i skali w artości w niej obowiązującej, z patriotycznym i społecznym zaangażowaniem oraz problemami pisarskiej powinności i odpowie­ dzialności na czele. W owej zaś epoce Żeromski był postacią tej miary, że za­ chow ane listy rzucają także św iatło na jego rolę i zasięg oddziaływania, w pływ , jaki w yw ierał na współczesnych, i recepcję — jakże gorliwie czytanych — jego dzieł w pokoleniu, któremu tworzyć będzie dane już w wyśnionej przez niego Polsce Niepodległej.

Listy Tadeusza Nalepińskiego do Stefana Żeromskiego pochodzą z archiwum pani Moniki Żeromskiej, której też należą się w tym m iejscu wyrazy podzięko­ wania za udostępnienie ich do druku.

Zachowane w dobrym stanie, pisane drobnym, lecz czytelnym pismem, nie nastręczały na ogół trudności w odczytaniu. Większość listów datowana była przez autora, te nieliczne, na których autor daty nie postawił, dały się jednak bez w iększego trudu um ieścić w chronologicznym ciągu korespondencji na podstaw ie informacji w nich zawartych.

Do m inimum starałam się ograniczyć ingerencje w tekst listów , zmodernizo­ w ana została jedynie pisownia i interpunkcja.

Jako św iadom y żart językowy, nie zaś om yłkę autora, pozostawiłam w listach spolszczoną pisow nię niektórych nazwisk: Boduen (Baudouin), Fasmer (Vasmer), Moc (Motz). N ieliczne zwroty rosyjskie, pisane w oryginale grażdanką, podałam w transkrypcji.

1

{Paryż], 24/XI {1909], w ieczór 32, D en fert R ochereau

K ochany P an ie Stefanie,

Zgodnie ze w skazów ką P ańską, udzieloną m i p rzy o statn im naszym w idzeniu się, b y łem dziś o 5-ej w ieczór u p. S tanisław a [W yrzykow ­ skiego], lecz zastałem drzw i ciem ne, m ieszkanie jego i S p y ry [?] puste. Coś się m usiało popsuć w państw ie duńskim , ale ja, biedny H am let, nie mogę się odryw ać od pilnego zajęcia n a niepew ne. Radźcie więc, P a ­ now ie, n a razie beze m nie, co ze w zględu n a m ój w iek i w łaściw y mi nihilizm , n a pew no nie w yjdzie n a złe całej spraw ie 1.

Serdeczny uścisk dłoni P a n u i pozdrow ienia przy jazn e w szyst­ kim P a ń stw u

T adeusz N alepiński

1 Mowa o akcji podjętej przez przebywających wówczas w Paryżu literatów i ludzi pióra związanej z problem em sprowadzenia do Polski zw łok Juliusza Sło­ w ackiego. Wobec odmowy kardynała Puzyny pochowania prochów poety na Wa­ w elu — w ysunięty został projekt (popierany m.in. przez Henryka Sienkiewicza, Stanisław a W itkiewicza, Tadeusza Micińskiego, M acieja Szukiewicza) zbudowania grobowca dla Słow ackiego w Tatrach, u stóp Kościelca. Żeromski był autorem

Listu otwartego do społeczeństw a w tej sprawie, przygotowywanego wespół z pa­

ryskim i przyjaciółmi. Pisze o tym w liście do Wacława Sieroszewskiego z 19 XI 1909 (cyt. za: Stefan Żeromski. Kalendarz życia i twórczości. Opracowali S. K a s z - t e l o w i c z i S. E i l e . Kraków 1961, s. 271): „Zamierzamy w ystąpić z publiczną odezwą w tej sprawie. Prosiłbym Cię o wiadomość, czy życzyłbyś sobie wziąć

(6)

udział w tej odezwie i ewentualnie, jeżeli się na jej tekst zgodzisz, podpisać oświadczenie. W takim razie przesłalibyśmy Ci tekst jego autentyczny. Dziś w łaśnie mamy zebranie w tej sprawie (Artur Górski, Strug, Wyrzykowski, Nalepiński, Jan Hempel, Bronisław Piłsudski i ja)”. A w miesiąc później (cyt. jw.): „Nasz sekre­ tarz Hempel w ysłał wczoraj odezwę w sprawie Słowackiego, którą racz podpisać i odesłać jak najprędzej. O rezultacie całej afery powiadomimy Was. Zwracamy się do stu z górą literatów, malarzy, rzeźbiarzy, od Sienkiewicza do najmłodszego poety. Może się uda tę sprawę przeprowadzić”. List otwarty W sprawie sprow adze­

nia zw ło k J. Słowackiego wydrukowano w Paryżu w formie ulotki, datowanej

15 XII 1909. Prasa polska opublikowała go w lutym 1910 (zob. też przypis 1 do poz. 3 <s. 184)). Już po śmierci pisarza zarówno List otw ary, jak i polemikę Że­ rom skiego z Paw likowskim przedrukował W. B o r o w y w książce Elegie i inne

pism a literackie i społeczne (Warszawa—Kraków 1928).

2

Paryż, 3 X II 1909 54, ru e de V au girard H otel du L uxem bourg (4 piętro, pokój 23) K ochany P anie Stefanie,

W iem z listu Pańskiego do p. Stan[isław a] W fyrzykowskiego], że P an niezdrów . M iałem ochotę w ybrać się do P a ń stw a w piątek, tj. ju tro , ale „w ażne” sp raw y stan ęły m i n a przeszkodzie. Przecie że m am nareszcie w ym arzone m ieszkanie, ciche, suche, ciepłe, jasne i.t.d. (vis à vis M u­ zeum luksem b.). Proszę pozdrow ić Żonę i Adasia, a jeśli p arę osób do P a ń stw a przyjdzie, gwoli rozryw ce chw ilow ej może P a n odczyta kroto- chw ilę, k tórą w tej chw ili spłodziłem :

K R E T E S I S E D N O

Pytał się raz Sedna Kretes: „Skąd na św iecie taki rwetes? Ten rozpacza, ten się martwi — nad czym, po co?... to sam czart wie. Paść — czy przepaść?... wszystko jedno!...” Na to rzecze słodko Sedno:

„Przepaść z tobą nieprzyjemnie... tym trafili dawno w e m nie”.

I serdeczny uścisk dłoni przesyłam Tadeusz N alepiński 3

Środa [Paryż, pierw sza połowa m aja 1910] Drogi Panie,

P rzypom inam jutrzejsze (czw artek) zebranie u m nie wieczorem, o ósmej. Będziem y mieli, zdaje się, nie tylko proste skorygow anie lub apro batę przem ów ienia Hem pla, ale i w ypracow anie dodatkow ej rep liki

(7)

(z pow odu a rty k u łu Paw likow skiego) — n a z a rz u ty „literackości”. Czy­ tałem to dziś z p rzykrością i oburzeniem . Z daje mi się, że odpowiedź należy do H em pla, nie do m nie, bo ja m ówię o czym in n y m już, ale jeśli będzie trzeb a, mogę nagiąć w łasne przem ów ienie do te j sp raw y *. P rzepraszam za te gryzm oły. Je ste m śm iertelnie zm ęczony codzien­ n ym i próbam i 2. Pom im o to wolę pisać, niż mówić, bo od gadania gęba m i praw dziw ie spuchła.

Do w idzenia zatem ju tr o — uścisk serdeczny łączę.

K ochający Tad. N alepiński H otel L uxem b[o]urg

naprzeciw ko M uzeum, o statn ie piętro,

ostatn i pokój (N 23) na lewo, (lepiej z zapałkam i)

1 List naw iązuje do dalszego ciągu sprawy sprowadzenia zwłok Juliusza Sło­ wackiego do Polski i projektu pochowania go w Tatrach. Na list otwarty Żerom­ skiego odpowiedział polem icznym artykułem J. G. P a w l i k o w s k i (O prochy

Słowackiego. „Lamus” 1910, z. 5) pisząc m.in.: „Koncepcja ta dlatego tylko nie jest

dość śmieszna, że jest tak tragicznie ohydna, a dlatego nie jest dość ohydna, że jest tak śmieszna. [...] Tu bo już naw et i literatura zawiodła! Efekt natury lite­ rackiej, jaki charakteryzuje ową koncepcją pogrzebania Słow ackiego w Tatrach, został zupełnie zniesiony przez zły gust okazany w nieorganicznym zlepieniu go z innym ”. Żeromski po naradzie z paryskim i sygnatariuszam i listu odpowiedział na artykuł Paw likow skiego w „Nowej R eform ie” (nr z 21 V 1910); tekst został przedrukowany w „Lamusie” (z. 6) oraz w innych pismach. Ostatecznie — jak w iadom o — z projektów „tatrzańskich” nic nie w yszło i Słow acki pochowany został w czerwcu 1927, a w ięc dopiero w 17 lat później, na W awelu (tym razem uzyskano zgodę m etropolity krakowskiego Adam a Sapiehy). Uroczystość sprowa­ dzenia prochów Juliusza Słow ackiego do Krakowa m iała charakter oficjalno-pań- stw ow y, głównym jej promotorem b ył Józef Piłsudski.

2 Próby, o których pisze Nalepiński, odbywały się w związku z przygotow ywa­ nym przez kolonię paryską w ieczorem ku czci Słowackiego. Kom itetowi, jaki został powołany na tę okoliczność, przewodniczył S tefan Żeromski, członkam i byli: Olga Boznańska, Maria Curie-Skłodowska, dr B olesław Motz z żoną, Artur Górski, Andrzej Strug, K saw ery Prauss, Stanisław Posner oraz inni działacze różnych stowarzyszeń i organizacji polonijnych. Wieczór, który odbył się 14 V 1910, przy­ gotowany został przez Artura Górskiego i Tadeusza Nalepińskiego. Składał się z odczytu („przemówienia”) Nalepińskiego S łowacki i m y oraz z części wypełnionej twórczością poety. Po recytacjach w ierszy lirycznych nastąpiły inscenizacje frag­ m entów utw orów dramatycznych Słowackiego, przygotowane z aktoram i-am ato­ rami przez N alepińskiego. Inscenizow ano scenę 2 z aktu V Horsztyńskiego, scenę 10 z aktu II i scenę 2 z aktu V B eatrix Cenci, potem „odczytano fragm enty B eniow­

skiego" oraz „wykonano fragm enty K siędza M arka”. Jako recytatorzy-aktorzy w y ­

stąpili: M. Biedrzycka, J. Broniewska, J. Burszak, R. Łęski, J. B. Ostoja, A. Rosen­ berg, J. Stachurski, W. W aroczewski oraz Cecylia Trzaska — nikomu wówczas nie znana projektantka mody, którą Nalepiński poślubi w 6 lat później w Rzymie. N iezależnie w szakże od późniejszych losów poety dodać tu należy, że owo prak­ tyczne zbliżenie się N alepińskiego do zagadnień teatralnych nie pozostawało bez

(8)

związku z jego ówczesną pracą nad własnym dramatem Książę Niewolny. Znaj­ dujem y tu także w yjaśnienie fragmentu jego listu do Wilhelma Feldmana z 10 VI 1912, gdzie napomyka o swoich paryskich próbach inscenizowania Warszawianki Wyspiańskiego oraz „paru fragm entów Słow ackiego” (epizod nie znany dotych­ czasowym biografom poety).

4

Olcza, 28 V III 1910 r. , Drogi Panie,

Dał m i S tru g adres pp. P ra u s s ó w 1, więc piszę do P ana, choć w edług um ow y m ieliśm y czekać n a Jego kartkę. Nie bardzo też co u nas się tu dzieje, aby w arto było psuć bibułę, a zwłaszcza u m nie, bo już całkiem nie biorę udziału w życiu Zakopanego, ile że m ieszkam na dobrow olnym w ygnaniu, na Olczy. Ongi, przed dwu laty, było nas tu kilku (koloni­ stów). W ty m roku ja sam . A poniew aż starzeję się i niedołężnieję, więc to skakanie po nocy przez potoki i brnięcie po bajo rach trochę w pływ a n a rozgoryczenie starokaw alerskiego hum oru. Zawszeć swoboda całą gębą. J a k był Miciński (a już w yjechał), łaziliśm y brzegiem Olczy nago, przep łu k u jąc skórę w potoku. Teraz takie sam otne m ieszkanie (diabła na kępie — jak m ówią n a Litwie), nadaje się w m oim rozum ieniu do pisania powieści, co też usiłuję czynić 2.

Z życia w spólnych znajom ych też niew iele mogę donieść, bo p. W y­ rzykow ski na krótko przed naszym przyjazdem pospieszył się gdzieś wynieść i obecnie krzew i zapew ne oświatę i k u ltu ra ln e uśw iadom ienie w jeszcze bardziej zapadłych od Zakopanego kątach. Hempel, choć się staw iał, że tu będzie, jeszcze się nie pojaw ił. A S tru ga przez trz y tygod­ nie żyłow ała rodzina (starszyzna) z W arszawy, co go omal nie p rz y p ra ­ wiło o ciężką chorobę. N ajm ilszy to z obecnych tu znajom ych; niestety, znaczna odległość nie pozw ala nam u trzym yw ać tak bliskich stosunków , jakie b y pow inny być pom iędzy stary m i paryskim i znajom ym i.

Staś ja k Staś — nic się nie zmienił, baw i siebie i innych i ty lk o w ięcej pracuje, bo n a dw a fro n ty (pędzel i p ió ro !)3. Z m łodych nie znam abso­ lu tn ie nikogo więcej.

W ytrzym aw szy parotygodniow y trening sam otności w yruszyłem przed kilku dniam i sam w góry. To, co dla ta te rn ik a byłoby zw ykłą rzeczą, dla m nie urosło do m aje sta tu śm iertelnie rom anty cznej w ypraw y, bo zbłądziłem i półtora doby b rn ąłem przez n iep rzebytą puszczę Cichej Doliny, zaglądając rzeczywiście śmierci w oczy, bo już ledw o żyłem ze znużenia i zapadałem się po pachy. W reszcie w ylazłem n a w ęgierską leśniczów kę w Podbańskiej. Nie chciałbym tego pow tarzać, ale nie ża­ łuję. Te kilka dni starczą za lata.

Nie kocham się, nie piję, m ało gadam, dziczeję zupełnie, jak Górski, o któ ry m nic nie wiem y. Tęsknię za P aryżem , a tym czasem czeka m nie

(9)

droga wręcz przeciw na: P e tersb u rg , sołdatczyna, praca dokoła zgarnięcia funduszu na em ig rację — oby do P aryża.

0 piśm ie w W arszaw ie nie m a m owy. Bo i praw da — kom u by się chciało nadstaw iać tw a rz y do policzków, jakie n atych m iast Polska cała przez R abskich w ym ierzy?

Z daje m i się teraz, że łatw iej już byłoby o m onetę niż o ludzi... M iciński, k tó ry — jak się okazuje — gorliw ie i bez rozgłosu zajm ow ał się w W arszaw ie przygotow yw aniem g ru n tu , i to zupełnie pozytyw nie, zdobyw ając po trzeb n y na w ydaw nictw o fun d usz (co m u się w części, pod gw aran cją, udało) — obecnie, po p rze b y tej ciężkiej dziennikarskiej kam panii, w k tó re j go się sta ra n o ośmieszyć i unicestw ić, ile że sam b rał udział w konk u rsie, stanow czo czuje się niepow ołanym do kierow ania pism em . Ta szuja Niemo je w ski ściga jego, F eld m an a (?) i m nie za w szyst­ ko, cokolw iekeśm y w życiu napisali, przek ręcając nie tylk o m yśli, ale i słow a. W ogóle tru d n o być zachw yconym stosunkam i m iędzyliterackim i w Polsce. Pozostaje m ilczenie n a zew n ątrz i cicha a uporczyw a p raca u siebie i dla siebie. To jeszcze każdem u wolno.

Czy S u łko w skiego będą gdzie grać n a jesieni? Nie w id uję tu ludzi, więc tru d n o mi wiedzieć. A chciałbym się tak urządzić, żeby móc być n a P ań sk im dram acie. Czy P an b y się w y b rał do k ra ju naówczas?

Kończę te p a rę słów wieści o nas, zapraw dę nie nad to ciekawych. W iadomość od P an a, choćby o tym , że list ten nie przepadł, serdeczną spraw iłaby mi radość, bo zdążyłem się już szczerze stęsknić do Pana, a nie m am różow ych nadziei co do rych łeg o u jrzen ia Go w P ary żu . P ozdraw iam Żonę P ań sk ą i Adasia. P a n a drogiego serdecznie ściskam i pam ięci się polecam

T. N alepiński A dres: Zakopane, poste restan te

1 K s a w e r y P r a u s s i jego żona — zaprzyjaźnieni z Żeromskim działacze PPS, m ieszkający stale w Zakopanem, byli pracownikami Biblioteki Zakopiańskiej utworzonej przez Żeromskiego w r. 1904, a następnie kierowali założonym przez siebie gimnazjum w Zakopanem.

* Należy mniemać, że Nalepiński nie pisze tu o „powieści” sensu stricto, lecz raczej o którejś ze swoich nowel pomieszczonych następnie w tomiku Śpiew nik

rozdarty (Warszawa 1914).

8 Mowa o Stanisław ie Ignacym W itkiewiczu, który pisał tego lata swą pierw ­ szą autobiograficzną powieść 622 upadki Bunga, czyli Demoniczna Kobieta.

5

Olcza, 15 IX 1910 r. Drogi P an ie Stefanie,

L ist Pański, k tó ry mi sp raw ił w ielką radość, otrzym ałem ze znacznym spóźnieniem , a to z powodu, że przyszedł, zdaje się, n a z a ju trz po m ym w yruszeniu n a w iększą w ycieczkę w T atry . P ierw szy to raz w ędrow a­

(10)

łem tak długo, bo cały tydzień. W rażeń m iałem moc, ty m bardziej że i na przygodach nam nie brakło. Siedziałbym może n ad cudnym jezio­ re m P opradzkim dłużej, gdyby nie to, że w ypadało wrócić na ślub przyjaciółki m ej z la t dziecinnych, p. Cezi Baud[ouin] de C o u rte n a y 1, z m łodym lingw istą, uczonym Niemcem Fasm erem , k tó ry to ślub odbył się w poniedziałek w Chochołowie, na radość św iatu i rodzinie, a na pohybel księdzu (nie Forysiow i, lecz Rzeszotce) i G runw aldow i. Z resztą p a n m łody um ie już dobrze po polsku i jest b. porządnym człowiekiem, ta k że spokojnie oddaw ałem w jego ręce (jako drużba) przedstaw icielkę królew skiego rodu. Byłem p rzy ty m św iadkiem zgoła nieprzew idyw a- n y ch rzeczy. Oto w rodzinie tak ateistyczno-radykalnej, tak gorliwie szerzącej propagandę antykościelną, zdarzyły się m om enty tak rozczu­ lające, jak łzy starego B oduena p rzy ołtarzu, a przedtem jeszcze, o zgro­ zo, pani B[audouin] w łożyła pannie m łodej przed w yjazdem do kościoła M fatkę] B[oską] Częstochowską za gors...

I jedna tylko Zosia B[audouin] (m alarka) konsekw entnie bojkoto­ w ała cały obrzęd zaślubin sw ej siostry, zam knąw szy się na pół dnia w jak iejś dziurze. Poza reflek sjam i n a tu ry ogólnoludzkiej przyniósł m i ten dzień sporo i osobistych, bo przez k o n tra st zacząłem strasznie od­ czuwać swój psa w a rty sta n starokaw alerski. Ano, może się i ja kiedyś w ydam .

Cudną b y ła P ań sk a podróż i zazdroszczę Mu jej i nowego szm ata n a ­ szej ku li ziem iow odnej 2. Ciągnie m nie coraz bardziej do Londynu, i nie chcę się w yrzekać nadziei zaznajom ienia się z nim choćby tak, jak z P a ­ ryżem . W łaśnie w rócił z Londynu Brjonisław ] M alinowski (który tam w krótce wraca), m ój s ta ry przyjaciel i jeden z pierw szych olczan, i za­ m ieszkał oczywiście n a Olczy, w m iejscowości zw anej od X V II w. B urdelem , a stanow iącej część rozległej wioski, w k tó re j i ja kisnę. Z gentlem anem ty m prow adzę filozoficzne dyskursa oraz gotuję w spólnie groch i kiełbaski parow e. Nie zm ienił się wcale i jest nadal w zorem w szystkich cnót na m iarę londyńskiego kraw ca, choć flegm ą n iew ątp li­ w ie zdruzgotałby F id ia s z a 3. Będzie stanow czo b ry la n tem w polskiej n auce z chw ilą, gdy otrzy m a k atedrę. Przedm iot swych bliższych studiów okryw a dotychczas tajem nicą, z czym m u niezm iernie do tw arzy 4.

S tru g a po w yjeździe rodziców obstąpiły p a rty jn e i e k sp arty jn e sta ­ rzejące się tow arzyszki, rów nie szlachetne, ile szpetne na gębie. Taka już jego dola, że jest ulubieńcem grona zazdrosnych bab, k tó re nie pozwa­ lają m u zaczerpnąć n atch n ien ia z ust jakiegoś młodszego dziewczęcia. Nie w yruszał przez całe lato w T a try praw ie ani razu, i to go tak p rzy ­ gnębiło, że teraz m yśli już tylko o powrocie do P a ry ża na poczciwą ru e Paillet, gdzieśm y się tylok rotn ie wędzili, p rzysłuchując [się] jego dyskusji z żoną.

Cała Olcza jest teraz tak piękna, jak byw a pięknym zapuszczony s ta ry p a rk w pierw szych tygodniach jesieni. Na olbrzym im fioletow ym

(11)

horyzoncie regli n ib y k w ia ty ogrom ne w y stąp iły oliw kowe i p o m ara ń ­ czowe p lam y w iędnących drzew , z k tó ry ch osypują się po ścierniskach m artw e liście. D nie ciche, słoneczne. Noce groźne, księżycowe. Nie­ podobna w yjechać. Z ostanę tu jak n ajd łu żej, może też co jeszcze zrobię. P rzep raszam P ana, że w tak im porządku pisząc, przechodzę dopiero tera z do odpow iedzi na P ań sk ie polecenie. Otóż w yp ad a mi być w P e ­ tersb u rg u niezaw odnie, najpraw do p od o b n iej w końcu października, a skoro tylko zajadę, n ietru d n o m i będzie odszukać owego Tropow skiego i w ydębić od niego w szystko, co należy 5. Z robię to, o ile możności, d y ­ plom atycznie, lecz stanow czo, bo ja k P a n może sobie przypom ina, po­ sta w a jego w zględem P a n a obu rzała m nie jeszcze w P ary żu , gdy mi P a n opow iadał o jego geszefciarstw ie. N iestety, w in teresie P ań sk im będzie, zdaje się, abym w w y m y ślan iu sw ym nie zagalopow ał się zbyt daleko, boć na tego cym bała nie będzie sądu. O w szystkim , cokolw iek uda mi się dokonać, zaw iadom ię P a n a niezw łocznie. Może też co cie­ kawszego będzie do doniesienia z P e tersb u rg a , bo m am zam iar w ty m ro k u (choć jak Bóg da, opuszczę P e te rsb u rg n a wiosnę) zbliżyć się do paczki M ierieżkowskiego, od którego ostatnio stroniłem , bo m i się w y ­ daw ał relig ijn y m snobem , ale tera z z w olna zm ieniam zdanie.

C iekaw y jestem , p rzy jak iej konstelacji literack iej m inie najbliższy sezon zim owy w P aryżu . Z daje się, że prócz P a n a i S tru g a nikogo na razie nie będzie z zeszłorocznej paczki. N atom iast n iew ątpliw ie p rz y ­ będzie legion św ieżych p o ten tató w p ió ra i pędzla, k tó rz y zaczną ab ovo odważać k u rę i k u ltu rę p a r y s k ą 6. K to wie, może n a w e t sam W yrzy­ kow ski we w łasn ej osobie, i w kam izelce zgoła niesłychanego kro ju. A m łodzież zorganizuje fra k c ję czerw ononiepodległościow ych filaretów z H ieronim ką n a czele. Czy P a n m iał w rę k u nfum er] „A ssiette au b e u r­ r e ” , w k tó ry m jest Jego podobizna (przez Ostoję)? I znów zag rają utw ór Zielińskiego i znów przypuszczą a ta k do Pana, do niew yczerpanej kie­ szeni Moców, oby nie do złotoustej w ym ow y a u to ra Kazań... 7

Skąd się bierze we m nie ta złośliwość, nie wiem, bo na ogół w spo­ m inam P a ry ż z rozrzew nieniem , ukochaniem i najszczerszą tęsknotą. Zauw ażyłem , że bytność w nim pom aga w czytaniu książek, szczególnie 0 onegdajszej chw ili, ja k np. o M ochnackim . Od raz u w szystko inaczej się u k ład a w głowie i w w yobraźni. Złość je st więc niesłuszną i p rzy ­ pom ina pianę n a ustach owego gentlem ana, k tó rem u żona kazała w ra ­ cać, bo się już dość p rzew ietrzy ł, a może i w m yśl teorii, że i w P a ry żu nie zrobią... z C him ery ry żu .

Tym czasem uścisk serdeczny P a n u ślę, n a list Jego — w w olnej 1 n ieprzym uszonej chw ili p isan y — będę tu czekał, m ając zam iar sie­ dzieć w T a tra c h p rzy n ajm n iej do dziesiątego października. W czym ­ kolw iek mogę tu być P a n u drogiem u pożytecznym , proszę na m nie

(12)

liczyć i m ianow ać sw ym am basadorem . Żonie P ańskiej i Adasiowi po­ zdrow ienia serdeczne i dzięki P a ń stw u za przyjazne uczucia w yrażone w liście drogiego Pana.

T. N alepiński

1 C e z a r i a B a u d o u i n , d e C o u r t e n a y (1° voto Vasmer, 2° voto Ste- fanowa Ehrenkreutzowa, 3° voto Januszowa Jędrzejowiczowa), córka znakomitego literaturoznawcy i lingw isty, profesora Uniwersytetu w Petersburgu, należała wraz z rodzicami i rodzeństwem do najbliższych przyjaciół rodziny Nalepińskich, o czym pisze w sw ych wspomnieniach Hanna Nalepińska-Pieczarkowska. Opisując ów ślub nie w ie jednak Nalepiński, że Żeromski miał już był powody do zapamiętania sobie „starego Boduena”. Oto bowiem w 1905 roku prof. Jan Baudouin de Cour­ tenay wydał w Krakowie broszurę pt. Krzewiciele zdziczenia, w której poświęca sporo miejsca Żeromskiemu i jego Popiołom, traktowanym jako koronny przykład „zdziczenia” literatury polskiej owych lat!

2 Lipiec 1910 Żeromscy wraz z Adasiem spędzili w Ploumanac’h w Bretanii, następnie w yjechali do Londynu, wreszcie znowu do Bretanii (kolejno do m iej­ scowości Fôret i Quiberon), skąd wrócili do Paryża.

8 Niew ątpliw a aluzja do w ersów 537—538 pieśni III Beniowskiego: „Żeby też jedna pierś była zrobiona / Nie podług miary krawca, lecz Fidiasza!”

4 B r o n i s ł a w M a l i n o w s k i studiował w tym okresie etnologię i antropo­ logię społeczną w London School of Economics and Political Science przy U niwer­ sytecie Londyńskim pod kierunkiem E. Westermarcka i C. G. Seligmana. Latem roku następnego, kiedy Nalepiński urzeczywistnił projekt „zaznajomienia się z Lon­ dynem ”, ponownie spotkał tam przyjaciela, który pracował wówczas nad swą pierw ­ szą książką The Fam ily among the Australian Aborigines. A sociological Study. Katedrę natomiast, na której zasiadając okazai się „brylantem w polskiej nauce”, Malinowski otrzymał w r. 1913, w swoim macierzystym London School of Eco­ nomics; prowadził ją z przerwami aż do wyjazdu, w r. 1938, do Stanów Zjedno­ czonych, gdzie zmarł w 1942 roku.

6 E u g e n i u s z T r o p o w s k i był przez lata wytrwałym tłumaczem dzieł Stefana Żeromskiego na język rosyjski. W roku 1907 opublikował Istoriju griecha („Sowriemiennyj m ir” 1907, nry 1—27), w r. 1908 wydał w Petersburgu Sbornik

Mołcdoj Polszy, w którym znalazła się m.in. nowela Żeromskiego Doktor Piotr.

Autorom pomieszczonych w Sborniku utworów nie wypłacono jednak honorariów ani nie przysłano egzemplarzy antologii. Wywołało to żywy sprzeciw w prasie polskiej — zob. Rabunek literacki. „Kurier W arszawski” 1908, nr 95. Nie zniechę­ ciło to jednak Tropowskiego do dalszych przekładów. W roku 1909 rozpoczął w ydaw anie 12-tomowego Sobranija soczinienij Żeromskiego, jeszcze w 1914 r. ukazały się jego przekłady: Arim an mstit, Czas, Mnie otmszczenije, R ycar’ bartak,

P oem y i stichotworienija w prozie, Skaz o Walgierze Wdałom, S w ie tły j łucz i dru­

gie wydanie Istorii griecha.

6 Aluzja do artykułu N a l e p i ń s k i e g o Kura i kultura („Świat” 1910, nr 3), nader krytycznego wobec Francji i Francuzów.

7 Cały ten fragment żartobliwie nawiązuje do wydarzeń i kontaktów z okresu wspólnego pobytu Nalepińskiego i Żeromskiego w Paryżu na przełomie lat 1909 i 1910. Jeszcze bowiem w iosną 1909 — częściowo na skutek procesu Brzozowskiego, jak i nieporozumień Żeromskiego z Sieroszewskim i Daniłowskim — pisarz od­ suw a się od PPS — Frakcji Rewolucyjnej. „Właśnie teraz odbywa się wiec m ło­ d zieży” — donosi Żeromski żonie Oktawii. „Już na pierwszym posiedzeniu w ynikły

(13)

awantury. [...] Ja do niczego literalnie się nie m ieszam ”. Mimo to pisarz jest nadal w ciągany w im prezy organizowane przez „fraków”. „Ma tu być koncert z odczy­ tam i na korzyść frakowy [!]. Ja byłem proszony i wym ieniono m oje nazwisko na afiszu. W ycofałem się stanowczo i pod żadnym pozorem nie w ezm ę udziału. [...] Przyw ykli do rozporządzania się mną, ale tylko gdy chodzi o to, żeby ze mnie korzystać”. W marcu natom iast 1910 odbył się w Leodium (Liège) zjazd m ło­ dzieży postępowo-niepodległościowej, w którym wzięła udział „Filarecja” i Stow a­ rzyszenie Polskie im . J. Lelewela. Na zjeździe tym — wspom inanym m.in. przez Marię Dąbrowską — obecny miał być S tefan Żeromski jako jego poniekąd „du­ chow y patron”, nie mogąc jednak przybyć osobiście w ystosował do zebranych list popierający ich działalność. Pisarz wciągany był jednak nie tylko w imprezy orga­ nizowane przez dawnych w spółtow arzyszy czy w ielbicieli. W szelkie m ożliwe dzia­ łające w Paryżu organizacje i stow arzyszenia starały się pozyskać go do udziału w swoich akcjach i działaniach. W yliczyć tu można Polski U niw ersytet Ludowy i Czytelnię Robotniczą prowadzone przez działaczkę socjalistyczną i oświatow ą Izę Zielińską, Biuro Pośrednictwa Pracy dla polskich em igrantów w Paryżu kie­ rowane przez „bezinteresownego, dręczonego bez litości przez szukających pracy i w iecznie niezdowolonych robotników — tow. Hieronimkę [żartobliwe przezwisko społecznego działacza em igracyjnego — Hieronim a Kona]”, Zagraniczny Związek Pomocy dla Ofiar Politycznych, w którym m.in. ofiarnie działali dr Bolesław Motz z żoną oraz Józef Zieliński, zaprzyjaźniony z Żeromskim lekarz, działacz PPS-praw icy i dramaturg-amator. Ci ostatni np. zorganizowali 31 XII 1909 wieczór sylw estrow y, na którym odegrano jednoaktówkę Józefa Zielińskiego Strajk, a także

Warszawiankę W yspiańskiego w inscenizacji Tadeusza Nalepińskiego. W insceni­

zacjach tych brali udział am atorzy z kręgu m iejscowej Polonii, m.in. wspom niany już Jerzy O stoja-Soszyński, artysta malarz, jednocześnie autor plakatów do sztuk Zielińskiego i — jak się okazuje — także i „podobizny Żeromskiego”, do której jednakże nie udało mi się dotrzeć. W maju w reszcie 1910 Żeromski przewodniczy K om itetow i organizującemu uroczystość ku czci Juliusza Słow ackiego — zob. przy­ pis 2 do pozycji 3.

6

W idokówka (Tatry. Widok na Wysoką i Rysy). Stem pel pocztowy: Zakopane, 12 X 10.

Adres: Monsieur / Stefan Żeromski / P a r i s (XIV) / 22, rue Ernest Cresson.

Olcza, 12 X 1910 r. Drogi Panie,

Za tydzień w yjeżdżam . Czy P a n dostał m ój drugi list, adresow any do B retanii? T eraz już pew no P ań stw o w P ary żu . G ałeccy jadą w ty ch dniach. O dbyliśm y we tro je w spaniałą wycieczkę.

Nie m a tu już nikogo, a na Olczy w ia try halne i try u m f jesieni. Chcę się doczekać, aż w szystkie liście opadną. W P e te rsb u rg u będę w końcu m iesiąca i w szystko załatw ię, o czym P an pisał. Serdecznie P a ń stw a pozdraw iam i o pam ięć proszę

T. N alepiński Zakopane, poste restante.

(14)

7

Widokówka (Wilanów. Chińska altana). Stem pel pocztowy: Warszawa, 29. 10. 10.

Adres: Monsieur / Stefan Żeromski / Paris / 22, rue Ernest Cresson.

W arszaw a, 10 XI 1910 Drogi Panie

P rzepraszam , że tak długo jadę do P{etersbur]ga, gdzie m am załatw ić i P ański interes, ale jazda m oja nie jest łatw ą, a p rzyn ajm n iej nie była. W arszaw a mi się też ty m razem podoba, zwłaszcza po K rakow ie i Często­ chowie. J e st rzeczywiście stolicą, pomimo zm ory kacapstw a. Z P [eters- b u rjg a napiszę, jak tylko będę. Tym czasem serdeczny uścisk i pozdro­ w ienia p rzesyłam Tadeusz N alepiński 8 W arszawa, 4 III 1911 r. Nowy Św iat 52 m. 17 Drogi Panie,

Nie ośm ielił mię P an do pisania, bo na p arę ostatnich listów nie m iałem odpowiedzi, ale przyp isu ję to w części Jego zajęciom, a po tro chu i tem u, że się nie bardzo dobrze w yw iązałem z polecenia, jakie o trz y ­ m ałem do P etersb u rg a. Ale ta k mi się złożyły wszelkie w arunki, że dopiero za tydzień — dziesięć dni będę mógł, rów nież n a dni kilka tylko, do P [etersb u r]g a jechać i in teres z Tropow skim postaram się załatw ić n ajform aln iej. Dotychczas w ięziła mię W arszawa, no i p rzy k uła na czas n a razie nie określony, ile że nie mogę wiedzieć dziś, co w ypadnie z w oj­ skiem . W lecie dopiero zbierze się kom isja, k tó ra m ię obejrzy, obm aca i przyjm ie na ochotnika, w praw dzie nie bardzo ochoczego, ale zawsze z w łasnej i nieprzym uszonej woli. Tym czasem w porządku system atycz­ n y m zbierałem potrzebne mi papiery, a nie szło to zby t łatwo, jak P a n u może z czasów pobytu w k ra ju wiadomo. Jak o curiosum przytoczę, że ± przed m iesiącem rano podałem prośbę o św iadectw o błahej nadziej- n o ś c i1, a w ieczorem tegoż dnia w ybrałem się z w izytą do P a tk a 2, gdzie nas 30 osób zaaresztow ano itd. aż do siódm ej rano, kiedy to w yszła z m ego pokoju eskorta panów od rew izji z ciężkim łupem całej m ojej korespondencji p ry w a tn e j (w b ra k u czegoś lepszego). Te listy, w yłącznie praw ie kobiece, oddano m i z ukłonem dopiero w tych dniach. Przez ten czas poznaw ałem kulisy kochanej W arszawy, przy jm ując w izyty rew i­ row ego i oddając takow e w ochranie. Był to św iat przeżyć dla m nie zupełnie now ych i b. rom antycznych, a to ,,piękno” zacząłem odczuwać, gdy dostrzegłem , że nic n am nie grozi. Z resztą podobno jeszcze bekniem y po 50 rubli. J a oczywiście odsiedzę.

Dostałem passe-partout do tea tró w i w ciągu p a ru m iesięcy p rz y j­ rzałem się dokładnie tem u, co się na scenach polskich dzieje. R e p e rtu a r

(15)

zna P a n z gazet, w yk on an ie n a pew no nic nie postąpiło od czasów, gdy P a n tu był, więc i o ty m nie m am nic do doniesienia. Mnie osobiście te a tr ta k i m ierzi, a czuję, że zło je st tak zakorzenione w pojęciach a k to ­ rów i publiczności, ta k przypieczętow ane tra d y c ją i uśw ięcone pow odze­ niem , że iść sam em u przeciw fali znaczy narazić się ty lk o n a śmieszność, jak m i się już zdarzało p a rę ra z y w życiu. C ała pociecha, że pismo m ło­ dych „S ztu k a”, k tó re m i pow ierzyło dział te a tru , a k tó ry to dział roz­ począłem od program ow ego a rty k u łu o te a tra c h polskich, pt. Tabula rasa 3 — nie będzie czytane przez nikogo zapew ne, więc ty lk o za la t sto przyszły h isto ry k dobędzie owoc m ojej m ęki i w estchnie ze współczu­ ciem.

D okształcam się gw ałtow nie; czytam Bergsona, Sorela, Poincarégo. Te pow ażne dzieła usposabiają m nie do pisyw ania now elek w k raczają­ cych w dziedzinę hum o ry sty k i. O ddaję do „K u rie ra W arsz.” 4 — a tak m am n a dni p a rę pewność, że cała W arszaw a od hrabiego do tra m w a jo ­ wego k o n d u k to ra utw ó r przeczytała.

W p a ru a rty k u ła c h niedaw no w ypow iedziałem się przeciw „apostol­ stw u sm u tk u ” 5, m ając na m yśli raz i P ana, a drugi raz w ykluczyw szy Go i nadając Mu w sw ej ideologicznej koncepcji „p raw o” do krw aw ien ia serca polskiego. Śm ieszne to pom azaństw o z m oich rą k — praw da? Niech mi P a n w ierzy, że przy całej sw ej lekkom yślności życiow ej, k tó ra może m ię nigdy nie opuści, zachow ałem uczuciowość polską ta k serdeczną i głęboką, że n a książki w rodzaju R ó ży rea g u ję bezsennością kilku nocy, a n a każdym fałszu, w ro dzaju H etm anów , poznaję się n a ty c h m ia s t6. Ale wola m oja w ybiega poza sferę możności w łasnej tw órczej. S tąd tr a ­

gedia w ew nętrzn a, bo czyż n a w o ł u j ą c do radości, do pew nego u tw ierd zen ia b y tu Polski w poezji dzisiejszej, nie w olałbym po stokroć powiedzieć owo słowo radosne s a m? To, że m ię n a to nie stać, m nie przem ęcza. Ale to, co się dzieje w lite ra tu rz e (np. w O zim inie 7) w chwili, kiedy leżym y tw arzą w piach i błoto zaryci — to przeraża.

Epizod u P a tk a , postaw iw szy m ię realnie w kolizji z policją, odbielm ił mi wzrok. P rz e jrz a łe m b ru taln o ść pięści, k tó ra jest a i to. Tu żadne wzniosłe ani radosne a rty k u ły nie pom ogą — tu trzeb a h a rtu i pięści. Ale pięść niczym jest wobec brow ninga, a ten wobec k a ra b in a i m itra il- lezy. Więc milczeć, jak się jest złapanym , i b rać po pysku, n a szelkach się powiesić — to w szystko, co m ożem y.

Mało, n a jm n ie j m am p raw a do sądzenia o tych rzeczach jako czło­ wiek, k tó ry nic w życiu dla sp ra w y nie uczynił. Do jakiego stopnia jestem sam olubem , widzę to na stosunku sw ym uczuciow ym do Paryża: znaczna moc tęsk n o ty do niego i za nim p ły n ęła z erotyki. Dziś, gdy w spom nienia zam ierzchły, gdy przeszłość p a ry sk ą zdradziłem , a w W ar­ szaw ie znalazłem ciało i k rew kobiecą — tęsk n o ta ta osłabła.

Niech m nie P a n potępi, bo na pew no tacy, jak ja, zgubili Polskę. Ale może dlatego, że to, co w nich je st najlepszego, ginie haniebnie bez kw iatów i bez śpiew u.

(16)

G dyby P a n m i przesłał k ró tką wiadomość, choćby tylko o otrzym aniu tego listu, byłb y m i spokojniejszy, i wdzięczny. S tru g obiecał pisywać, a czyni to tylko jego żona i dość ospale, choć po sw ojem u sym patycznie. Do Was — nie do P a ry ża — tęsknię bardzo.

Serdecznie drogiego P a n a pozdraw iam i uściski przesyłam . U kłony Żonie i Adasiowi uścisk.

Tadeusz N alepiński

1 Żartobliwe spolszczenie słowa „blagonadiożnost’ ” (prawomyślność).

2 Prawdopodobnie chodzi o Stanisława Patka, znanego adwokata warszaw­ skiego. O powodach oraz okolicznościach aresztowania u niego grupy osób wraz z Nalepińskim nic bliżej nie wiadomo.

8 Mowa o artykule Tabula rasa. (Szkic o teatrze w Polsce) („Sztuka” 1911, t. 1, z. 1).

4 Trudno powiedzieć, o jakich swoich „nowelkach” pisze Nalepiński. Z „Kurie­ rem Warszawskim” w tym czasie m iał faktycznie kontakt — w r. 1911 (nr 143) ukazał się jego artykuł O stylu w teatrze.

5 Artykuł Nalepińskiego Apostolstw o smutku ukazał się w „Tygodniku Ilustro­ w anym ” (1911, nr 3).

* Mowa o tendencyjnej powieści Weyssenhoffa Hetmani, nawiązującej do w y ­ darzeń rewolucji 1905 r. i będącej repliką polemiczną wymierzoną w Wesele Wyspiańskiego.

7 Wyrażone tu opinie Nalepiński rozwija w opublikowanej w „Literaturze i Sztuce” (1911, nr 5. Przedruk w: „Nowa Reforma” 1911, nry 63—64) recenzji Ozi­

m in y Berenta.

9

P etersb u rg , 24 III 1911 Drogi Panie,

Spędziłem w ty m tu oto niegdyś paradoksalnie bliskim sercu m em u P e te rsb u rg u dwanaście dni i ju tro w racam do W arszawy. Pom im o że sporo nakładu energii pośw ięciłem spraw ie odnalezienia owego żydka Tropowskiego i w ejścia z nim w porozum ienie, nie mogę się pochlubić zbyt pom yślnym w ynikiem . N ajpierw niełatw o go było znaleźć, bo m a aż trzy adresy i telefonem go łapałem po mieście. P otem on był u mnie, nie zastał. Praw dopodobnie spodziewał się, że m am dla niego jakieś sym patyczniejsze propozycje, bo był bardzo ugrzeczniony i b. się trosz­ czył o to, żeby się ze m ną spotkać. O statecznie w idziałem się nie z nim, lecz z trzem a ludźm i, którzy go blisko znają i często a stale w idują. Ci powiedzieli, że jest to facet ogrom nie biedny (siostra, któ ra go p rzy j­ m ow ała podczas m ojej nieobecności, sądziła z u brania, że to dziad po prośbie), żyjący z w szelkiej m ożliwej i niem ożliwej pracy dziennikar- sko-tłum aczeniow ej, i że za przekład dzieł P ańskich otrzym ał co n a j­ w yżej 20—25 rs. od arkusza, czyli że nie m iał stanow czo z czego się dzielić. W spom niałem , że P an u chodziło nie tylko o ew entualne u re g u ­ low anie stro n y m onetarnej, ale i o posiadanie sam ych przekładów tudzież recenzyj. Ci ludzie obiecali mi solennie tego zażądać od T ro- pjowskiego]. Na ty m m usiałem poprzestać, bo jeszcze podlejsze spraw y

(17)

uniem ożliw iały dalsze poszukiw anie Trop[owskiego]. Nie je st to takie w yw iązanie się z polecenia, jakiego się podejm ow ałem , ale niech mi drogi P a n w ierzy, nie um iałem lepiej dać rady.

P e tersb u rg jest m iastem ohydnym . Sam nie wiem , jak mógł mi niegdyś inspirow ać jakiekolw iek tw órcze co do R osji pom ysły. R ubel p a n u je n ad w szystkim , rządzą jego fagasi. K to żywszy, szlachetniejszy, ucieka za „trid iew ia t’ zie m ie l”. Nikogo też nie spotkałem z ty ch Rosjan, k tó rz y mi b y li daw niej „przyjaciółm i M oskalam i”. N abaw iłem się in ­ fluenzy i m elancholii czarnej, k tó ra oby m i przed W arszaw ą ustąpiła, bo inaczej — żyć nie chcę stanow czo, w szystko mi zbrzydło i nic się nie wiedzie. Co za podłe czasy dla rom an ty k a! I dlaczego ja m am być ciągle tak i biedny?

Och, P anie Stefanie, jak tu sm u tn o teraz w k raju . Tyle sił, młodości, radości idzie co dzień na m arne, jak deszcz w siąkający w m orze. Co dzień o now ej podłości lub podłostce dow iadujem y się szanow nego człowieka. W reszcie człow iek zaczyna sam w ierzyć we w łasną podłość, boć przecież czuje, że nie je st lepszy od innych.

A chciałoby się chodzić w w ieńcu i być bohaterem , chociażby na uczcie plato ń sk iej. Tu nie m a z kim n a w e t o Bergsonie pomówić.

D aj to Boże, aby p rzyszły list m ój do P a n a był radośniejszy. T ym ­ czasem spieszę z w ysłaniem i takiego i gorące w y razy uczuć serdecz­ n y ch i p rzy w iązan ia drogiem u P a n u zasełam .

Tadeusz N alepiński A dres w arszaw ski:

N. Ś w iat 52 m. 17

10

Widokówka (Coronation Procession, 1911). Stem pel pocztowy: London [data nieczytelna].

Adres: P a r i s / 22, rue Ernest Cresson / Monsieur / Stefan Żeromski.

Londyn, 27 VI 1911 27, Bessborough S tre e t W estm inster, London SW Drogi Panie,

Zachęcony p rzy k ład em odw ażniejszych ode mnie, p rzybyłem tu na dłużej i jestem zachw ycony. J a k ty lk o się poduczę języka, będzie to najbyczejsze m iasto n a świecie. Tym czasem rozkoszuję się ro m an ty cz­ n y m zagłębianiem ruchliw ego swego ciała i ducha w paszczę tego po­ tw o ra City. Z W arszaw y w yjechałem p rzed tygodniem . Dokąd Państw o na lato i dlaczego nic m i drogi P a n nie pisze?

Uścisk serdeczny

(18)

11 Pocztówka pneumatyczna.

Stempel pocztowy: Paris, 23. 10. 11.

Nadawca: M. Nalepiński / rue Monsigny nr 2. Adres: M. Stefan Żeromski / 22, rue Ernest Cresson.

[Paryż, 23 X 1911] 2. ru e M onsigny N iedziela wieczór Drogi P anie Stefanie,

Jestem tu od p a ru godzin — w przejeździe, do ju tr a wieczór. Po­ niew aż bardzo bym chciał P an a zobaczyć, choćby krótko, a na porozu­ m ienie bliższe co do godziny i m iejsca b rak nam czasu, pozw alam sobie te d y prosić Pana, b y n a m nie zaczekał u siebie, od dw u nastej do p ierw ­ szej, jeśli łaska. P o stara m się być p u n k tu aln y m i z góry za w szystko przepraszam .

Z Lorentow iczem w idziałem się jeszcze dwie godziny i odprow adzi­ łem n a kolej. Zam ieszkałem w tym że hotelu i do godz. jedenastej ran o będę czekał n a P ań sk ą odpowiedź, w razie gdyby P a n być nie mógł. Milczenie — znak zgody.

Serdeczne pozdrow ienia i uściski

T. N alepiński 12 [Paryż, po 23 X 1911] 14, ru e V augirard, H ôtel Molière, piątek Drogi Panie Stefanie,

Bardzo mi było p rzykro, że m ię P an w czoraj nie zastał, ale nie tracę nadziei, że mi się uda jeszcze z P anem widzieć. Może najdogodniej było­ b y wieczorem, w jakiej knajpce naszej dzielnicy? a gdyby P a n był łas­ k aw dać znać, to bym się p o starał bodaj i S tru ga namówić. Będę tu zapew ne tylko do środy najbliższej; życie tutejsze w porów naniu z tym , jakie było przed dw om a laty, w ydaje mi się bardzo rozproszonym . A w Londynie okropnie w ym arzłem na duszy i tyle sobie obiecyw ałem po gaw ędach paryskich.

Jeśli więc urw anie p a ru godzin nie pokrzyżuje P a n u innych planów , to ja ze sw ej stro n y zastosuję się w zupełności do wszelkich dat, w o brę­ bie najbliższych kilk u dni, o ile m i P an da znać, dobrze?

Serdeczny uścisk dłoni łączę

(19)

13

20 V I 1912

27, Bessborough S tr. Londyn SW

Drogi P an ie Stefanie,

Z pism dow iaduję się, że już w yszła P ań sk a książka ostatnia, i uśm ie­ cham się do n i e j 1. Praw dziw ie zby t biedny jestem , b ym mógł ją sp ro ­ wadzić, a Londyn nie P ary ż, nie m a tu ani czytelni, ani żadnej in n ej okazji przeczytania. Serdecznie b y łb ym P a n u w dzięczny za egzem plarz, a może w jak iejś szczęśliwszej chw ili p o trafiłb y m co do rzeczy o ty m dziele napisać.

Nie w iem , czy P an jeszcze w P a ry żu 2. Ludzie tam jakoś stw ard n iali i nie mogę z n ik im re g u la rn e j k orespondencji prow adzić, jak to lubię. N iby to m iałem ze S tru g am i A lpy zdobyw ać, ale zdaje się, nic z tego nie będzie. Inna, pew niejsza p orażk a czeka m ię zapew ne w W arszaw ie n a jesieni, o ile u da się w ystaw ić d ram at, k tó ry w krótce po pow rocie z P a ry ża defin ity w nie skończyłem , a p otem jeszcze dłubałem p sując i napraw iając, aż m i zbrzydło. Szczęśliw y jestem , że d obrnąłem do k o ń ­ ca, poprzez w iele przeszkód. O kazuje się, że wiersz, i w ogóle liryczna koncepcja bardzo pom aga. Czy na scenie — to się okaże 3.

Poza ty m pisałem i d ru k o w ałem ostatnim i czasy niem ało idiotycznych a rty k u lik ó w o różnych ciekaw ościach lo n d y ń sk ic h 4. M am nadzieję, że w ysiłek te n zostanie należycie oceniony przez różnych red ak to ró w i że za p a rę tygodni będę m iał za co wrócić n a lato i na w ytchnienie do k ra ju .

Londyn w sezonie je st m iastem zupełnie niezw ykłym . Czego tu nie ma?! Ale już nab rałem stoicyzm u i w ystarcza mi raz n a tydzień P a d e ­ rew sk i 5. M ożna też w niedzielę za b. tanie pieniądze jeździć n ad m orze, gdzie znów są łodzie m otorow e, k tó re w yw ożą na pełne, w zburzone m orze. To w szystko nie je st w stan ie zagłuszyć tęsk n o ty za krajem . Cie­ kaw jestem , czy P a n a w Zakopanem w ty m ro k u zastanę? Czy W y rzy ­ kow ski już pow rócił z p u sty n i A fry k i i czy nie stał się znów farysem ? S trasznie bym się cieszył, gdyby się P a n do m nie odezwał. Nie jestem pew ien, czy list ten dojdzie rą k Pańskich, dlatego go kończę w p a ru słowach. O kropnie tu zżydziałem — Polaków nieobrzezanych w cale nie spotykam . A jakie nazwiska!... np. p an i N arbuttow a, przed k tó rą roz­ w inąłem najo b szern iej teo rię swego m etafizycznego an ty sem ity zm u — okazała się Żydówką! Ś w iat się kończy.

Serdecznie drogiego P a n a p o zdraw iam i ściskam gorąco

Tadeusz N alepiński

1 Mowa o Urodzie życia, którą w czerwcu 1912 opublikowała Spółka Nakła­ dowa „Książka” w Krakowie.

(20)

2 Na przełomie czerwca i lipca 1912 Żeromscy, w związku z dalszym kształce­ n iem syna Adasia, decydują się na opuszczenie Paryża i powrót do kraju. Zatrzy­ mują się początkowo w Krakowie, wakacje spędzają w Nałęczow ie i w Zako­ panem.

8 W latach 1909—1911 Nalepiński pisał swój „poemat dramatyczny” w trzech aktach pt. Książę Niewolny. Jego fragm enty opublikował w „Krytyce” (1911, t. 6, z. 9) oraz w „Literaturze i Sztuce” (1913, nry 6, 8—9). Dramat ten — m im o zaawan­ sowanych pertraktacji z Pawlikowskim , Szyfmanem i Ludwikiem Solskim, który m iał w nim grać główną rolę — nigdy nie wystawiony, zaginął; ocalały zeń jedynie opublikowane w w ym ienionych pismach fragmenty.

4 Z owych „artykulików” warto w ymienić omówienie w ystaw y plastyki futu­ rystycznej w Londynie (Wystawa futurystów. „Sfinks” 1912, t. 5), wskazujące, iż poeta miał nie tylko literackie zainteresowania.

5 Ignacy Paderewski, będący już wówczas u szczytu sławy, dał kilka koncer­ tów w Anglii latem 1912, po powrocie z tournée po Afryce Południowej.

14 Niedziela 23 VI 1912 27, Bessborough Str. Londyn S.W. Drogi Panie,

D ziękuję bardzo za ta k rychłe spełnienie m ej prośby. Czytałem książ­ kę wczoraj dzień cały, leżąc pod drzew em w H yde P arku. W końcu II tom u spostrzegłem , że to najodpow iedniejsze m iejsce do w yśledzenia U rody życia nie tylko fizycznie, lecz i w przenośni. Od roku i n ieu stan ­ n ie spoglądam stąd „w stronę swego przytłuczonego i rozpłaszczonego n a ro d u ”. P a n nagle poprow adził m ię m ocną dłonią na jakow yś m ost n a ­ po w ietrzn y — do silnej Polski. Uczy czcić Bezmianów, w ierzyć w n a ­ gich Piotrów .

Chciałbym bardzo w iele dobrego P a n u powiedzieć, dziękować za ten dzień w czorajszy. Bo od daw na nie czułem tak w ielkiej potęgi w czym ­ kolw iek, co za naszych czasów dźwignięto. O panow ała m ię i pow aga treści, i w artość olbrzym ia idei P ańskiej. Jeżeli mi wolno w yrazić swe zdanie o utw orze ty m Pańskim , uw ażam go za najdoskonalszy (obok W algierza) w budow ie, m niej od Popiołów kolorystyczny, lecz za to posągowo, niezłom nie w yniosły, druzgocący m yślą przew odnią — jak rosa w reszcie ożywczy dla tych, którzy k rw aw ienia obew rzałych ran polskich przecierpieć ju ż sił nie mieli.

Dzieło to zaszczepia do duszy tyle, że w a rty k u le k ry ty czn y m w y ­ pow iedzieć bym się nie um iał. Spróbuję pisać coś w ięcej w zw iązku

z w łasnym i przem yśleniam i roku ostatniego i sub specie — cisów z H am pton Court.

Na razie rzecz dziw na, osobista i stąd zw ierzenie: posiadam w P e­ te rsb u rg u list, epilog pierw szej studenckiej miłości sprzed la t dziesięciu,

(21)

T rzy w iersze tylko i brzm ią ta k : „T ak ż y t ’ bolsze niew ynosim o. Ja uchożu. Prosti, T.., spasibo za wsio. Tw oja Tania” .

B yła córką zniszczonego S zw ajcara spod G enew y i — G ruzinki. J a nie byłem P io trem . Ale w czoraj oczom w ierzyć nie m ogłem czas długi.

Jeśli P a n pozwoli, pożyczony m i ten egzem plarz książki zatrzym am sobie i w yjeżdżając oddam do czytelni p rzy tu te jsz y m „K ółku polskim ” . Poniew aż otrzym ałem w czoraj w łaśnie pieniądze, ośm ielam się przesłać należność k sięgarsk ą n a ręce D rogiego P a n a i proszę serdecznie w żad­ n y m razie nie b rać mi tego za złe. Może z czasem zasłużę p racą pow aż­ niejszą od dotychczasow ej n a egzem plarz w y raźnie m i ofiarow any, abym mógł tę p ięk n ą i kochaną książkę złożyć w śród tych, z k tó ry m i się nigdy nie rozstaję.!

Jeszcze raz gorąco dziękuję, przepraszam za kłopot i łączę do serdecznych uczuć w y raz najgłębszego hołdu i uścisk dłoni

T. N alepiński

15

Londyn, d. 26 VI 1912 27, Bessborough S tr. SW Drogi Panie,

Je śli isto tn ie sp raw iłem Mu przykrość, i to głęboką, przepraszam niniejszym najszczerzej, ja k ty lko um iem . Poniew aż jed n ak uw ażam , że to za mało, wobec potw orności sy tu acji naszego stosunku, k tó rą to potw orność w ytw orzyło p rzesłanie owej nieszczęsnej kopertki, w yjaśnię więc i swoje m otyw y, logiczne i uczuciowe, w danej kw estii, bo chcę, by P a n u jrzał, że po tro c h u m iałem sw oją rację i uczuciowo m ogłem w ziąć do serca p rzesłanie mi egzem plarza książki gołosłowne, zaś obec­ nie, jako epilog tego p o daru nk u , także i list P ański dzisiejszy, z którego w idzę z żalem,! że życzy P a n sobie uw ażać m ię odtąd za dalekiego człowieka.

D ow iedziaw szy się z gazet o w yjściu ostatn iej P ańskiej książki, po­ żałow ałem , że nie jeste m zaw odow ym k ryty k iem , k tó rem u w ydaw cy sam i n a d sy łają now e dzieła, że nie jestem n a w e t k ry ty k ie m przygod­ nym , k tó ry o każdym dziele przypadkow o m u nadesłany m p o trafi coś napisać, bo k ilk u letn ie dośw iadczenie w ykazało, że do ocen literack ich jestem niepow ołany, a „do rzeczy” piszę m niej więcej tylko z anim ozją (entuzjazm em lu b an ty patią).

B yłem (d. 20 VI) ogołocony z gotówki, bo w fazie dręczącego oczeki­ w an ia z dnia n a dzień n a różne zalegające h o no raria (dwa z nich p rzy ­ szły nazajutrz), więc sprow adzić z K rakow a książki nie mogłem. Po­ zostaw ało prosić A utora, którego od la t k ilk u znam osobiście i kocham , dzieła w szystkie czytałem , a dw a z nich ofiarow ane posiadam , k tó rem u

Cytaty

Powiązane dokumenty

 wniosek o przyjęcie do oddziału mistrzostwa sportowego Załącznik nr 1 podpisany przez rodziców lub prawnych opiekunów (wniosek składa się tylko do szkoły

3) nauczyciel prowadzący takie same lub pokrewne zajęcia edukacyjne. Nauczyciel prowadzący dane zajęcia edukacyjne może być zwolniony z udziału w pracy komisji na własną

 tytułu finalisty turnieju z przedmiotu lub przedmiotów artystycznych nieobjętych ramowym planem nauczania szkoły artystycznej – przyznaje się 2 punkty. 3b – 3f, na

1) nazwę zajęć edukacyjnych, z których był przeprowadzony egzamin;.. Do protokołu dołącza się pisemne prace ucznia oraz zwięzła informację o ustnych odpowiedziach ucznia

i oczekiwaniach ucznia. Opinia powinna także zawierać informację o dotychczasowych osiągnięciach ucznia. Nauczyciel prowadzący zajęcia edukacyjne, których dotyczy

6) właściwe dokumentowanie działalności pedagogicznej pozostającej w jego gestii. Nauczyciel wspiera rozwój psychofizyczny uczniów, ich zdolności oraz

Raz uznając lustro fantastyki ustawione przez autora, zrozumiecie, jak odbija się w nim „burżuazyjno-socjalistyczny&#34; świat, celnie trafiony wesołą

2) osiągnięcia w aktywności na rzecz innych ludzi, zwłaszcza w formie wolontariatu lub środowiska szkolnego. Uczeń otrzymuje promocję do klasy programowo wyższej,