• Nie Znaleziono Wyników

Juliusz Kleiner

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Juliusz Kleiner"

Copied!
23
0
0

Pełen tekst

(1)

Kazimierz Wyka

Juliusz Kleiner

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 48/4, 259-278

(2)
(3)

J U L I U S Z A K L E I N E R A (24 IV 1 8 8 7 -2 3 I I I 1957) w h o ł d z i e p o ś m i e r t n y m z e s z y t t e n p r z y p i s u j e R E D A K C J A „ P A M I Ę T N I K A L I T E R A C K I E G O “

(4)

I.

R

O

Z

P

R

A

W

Y

KAZIMIERZ WYKA

Członek k orespon d en t PA N

JU LIU SZ K LEIN ER 1

Ju liu sz K lein er (24 k w ietn ia 1887 — 23 m arca 1957) należał do pokolenia hum anistów , k tó ry ch w ychow anie uniw ersyteckie i m ło­ dość naukow a przy p ad ły n a dziesięciolecie w yprzedzające pierw szą w ojnę światow ą. K tó re debiutow ało sam odzielnym i dziełam i n a przedprożu tej w ojny. K tó re n a k a te d ry uniw ersyteckie już nie dwóch, jak przed rokiem 1914 (Kraków, Lwów), lecz sześciu u n i­ w ersytetów polskich (Kraków, Lwów, W arszawa, Poznań, Wilno, Lublin) poczęło w stępow ać w raz z odzyskaniem niepodległości lu b jej oczywistą nadzieją. K tórego w iek dojrzały i główny dorobek naukow obadaw czy przypada na dw udziestolecie 1918— 1939. I k tó­ rego późny w iek m ęski i tw órcza starość rozgryw ają się w latach Polski Ludow ej — jeżeli okupacja hitlerow ska nie przecięła b ru ­ talnie biografii lu b nie podw ażyła sił, prow adząc do przedw czesnej śm ierci. M acierzysty u n iw ersy tet K leinera, lwowski, oraz jego ostat­ nia uczelnia, U niw ersytet Jagielloński, zostały tym i ciosami szcze­ gólnie dotknięte. K leinerow i p rzychylny los i um iłow anie jego osoby przez otoczenie oszczędziły tego okrucieństw a.

I kiedy w godzinę nieoczekiw anie w ybuchłej pogody w iosennej na krakow skim C m entarzu Rakow ickim oddaw aliśm y ziem i jego szczątki — ze w szystkim i honoram i, jak ie przystały pam ięci w iel­ kiego uczonego — m imo to pod przym kniętym i pow iekam i w idzia­ łem in n e pogrzeby na ty m sam ym cm entarzu, nauczycieli m oich pogrzeby. Pudełko z procham i Ignacego Chrzanowskiego, p rzysła­ ne z obozu koncentracyjnego, praw ie że potajem nie, w śród g ar- steczki obecnych niesione do pożyczonego grobowca przez wdowę po Profesorze; żelazne g ru d y łopocące o tru m n ę S tefana Kołacz­ kowskiego — pod zam kniętym i pow iekam i, w straszliw y, siekący wschodnim pow iew em m róz zimy roku 1940. N ajgorszej, po klęsce

(5)

w rześniow ej, i jak że przez to sam otnej dla naszego n aro d u zimy w ojennej!

Pokolenie to było trzecią z kolei g en eracją naukow o przygoto­ w anych, całkow icie przysposobionych do u p raw ian ia swej dyscy­ p lin y i św iadom ych jej w a rszta tu histo ryk ó w lite ra tu ry . A lbowiem gdzieś do r. 1870 w y stę p u ją tylko poszczególni i rozproszeni ba­ dacze. Jeżeli do pierw szej gen eracji zaliczyć takich uczonych, ja k S tan isław T arnow ski (1837— 1917), Józef T re tiak (1841— 1923), Ro­ m an P iła t (1846— 1906), P io tr C hm ielow ski (1848— 1904), jeżeli do drugiej zapisać tak ie nazw iska, ja k A leksander B rü ck ner (1856— 1939), W ilhelm B ruch nalski (1859— 1940), Jó zef K allenbach (1861— 1929), Ignacy C hrzanow ski (1866— 1940) — pokolenie, do którego przynależy Ju liu sz K leiner, było trzecim . Z jednej stro ny , dziedzi­ czyło ono w ym agania sw ojej dyscypliny, uznane w jej obrębie i recepcji społecznej za bezsporne, z drugiej zaś strony, w y­ m agania te w zbogaciło i posunęło naprzód — zgodnie z sytuacją w hu m anistyce europejskiej w latach swego w ychow ania u n iw ersy­ teckiego i d eb iu tu naukow ego.

J a k ie b yły owe w y m agan ia odziedziczone? Ja k ie zaś stan ęły w postaci zadania narzuconego przez górujące podówczas ten d e n ­ cje m etodologiczne w hum anistyce?

W śród w ym agań odziedziczonych, potw ierdzonych przez opi­ nię społeczną — i d e a ł w y c h o w a w c z y , zadania wychow aw cze lite ra tu ry ojczystej. Z arów no w sensie społecznie szerokim — oddziaływ anie poprzez w ielkie syntezy in d y w idu aln e lite ra tu ry polskiej: Tarnow ski, Chm ielow ski, B rückner, C hrzanow ski — jak w sensie bard ziej zawodowym , dotyczącym w ychow ania przyszłych następców n a k a te d rac h uniw ersyteckich o raz przyszłych nauczy­ cieli p rzed m io tu w szkołach średnich.

P raw ie w szyscy poloniści u n iw ersy teccy w dwóch pokoleniach w yprzedzających g en erację K leinera, w tej generacji zresztą rów ­ nież, przez d ługie la ta uczyli sam i po gim nazjach, zanim przeszli n a k a te d ry u n iw ersy teckie. N ieoczekiw anie nieraz o d n ajd u jem y ich w e w spom nieniach ów czesnych uczniów , gdy ci sam odzielnie weszli w k u ltu rę naro d o w ą — ja k np. nauczyciela na żeńskiej pensji, Ignacego C hrzanow skiego, w e w spom nieniach M arii D ąbrow ­ skiej. Podręczniki Chrzanowskiego, podręczniki i ujęcia K onstan­ tego W ojciechow skiego po dzień dzisiejszy są od s tro n y dydak­ tycznej i serdecznego um iłow ania przedm iotu zjaw iskiem tru d n y m do przew yższenia. Pew nie, że sp rz y ja ła tem u stabilizacja m etodo­

(6)

J U L IU S Z K L E IN E B 261

logiczna ówczesnej polonistyki, brak gw ałtow nych w strząsów i prze­ łomów, a także ograniczenie analizy czysto literackiej do granic zdrowego rozsądku i przeciętnej wrażliwości — lecż n ie te czyn­ niki przecież były decydujące, jeżeli chodzi o ciepło i bezpośred­ niość ujęcia.

Ówczesna szkoła galicyjska, zarów no przez to, że była n asta­ wiona n a w ychow anie o charakterze czysto hum anistycznym , w k tó ­ rego ram ach studium lite ra tu ry ojczystej w spierało się n a długo­ trw ały m i pełnym w ysokich w ym agań studium łaciny i greki, jak dzięki tem u, że stw arzała doskonałe w arunki pracy osobistej n au­ czycielowi o pow ołaniu badaw czonaukow ym — sp rzy jała w y d at­ nie owem u ideałow i wychowawczem u. Jeszcze w latach m ojego dzieciństw a oddać chłopca do tzw. szkoły realnej, bez łaciny, zna­ czyło niew iele wyżej jak oddać go do szewca. Oczywista, że tak ustaw iona, m iała ta szkoła swoje rozliczne braki, że już n a przeło­ m ie stulecia w y ty k ali je ówcześni ideologowie i badacze Galicji, jak Stanisław Szczepanowski, ja k Franciszek Bujak, że — ja k napisze później B oy-Żeleński — do przy b ijania pieczątek na listach pole­ conych nie była konieczna znajomość aorystów . Nie o całości za­ gadnienia wszakże mówimy, lecz o w ycinku polonistycznofachow ym . W osobistej p rak ty ce uniw ersyteckiej Ju liusza K lein era ten ideał wychow aw czy u jaw n ił się przede w szystkim w jego latach lwowskich, kiedy pełnia sił pozw alała nie rezygnow ać z pełni zam ia­ rów. Oto nauczał on sam dydaktyki lite ra tu ry ojczystej, każdego roku prow adził nadto przeznaczone dla najm łodszych, lecz szeroko także przez innych słuchaczy frekw entow ane w yjaśnienia w stęp­ ne do studium uniw ersyteckiego h isto rii lite ra tu ry polskiej. Ten drugi obyczaj posiadał także Ignacy Chrzanowski, a zważmy, że nie istniał jeszcze podówczas „K o rb u t“.

W śród w ym agań odziedziczonych, w tym w ypadku potw ierdzo­ nych przez sam ą dyscyplinę i jej w ew nętrzne p raw id ła — i d e a ł f i l o l o g i c z n e j d o s k o n a ł o ś c i t e k s t u . Ideał tak i osiągnię­ ty został zarów no dzięki pozytyw istycznem u tra k to w a n iu zadań h isto ryka litera tu ry , jak dzięki sąsiedztw u filologii klasycznej, u sta­ lającej główne kanony postępow ania naukow ego w tej m ierze. U trw alony zaś został na sk u tek tego, że należy do zadań naukow ych, jakkolw iek się będą zm ieniać m etody jego rozwiązania, o kierun ku trw ały m i niezm iennym . W wyliczonych dwóch starszych od K lei­ n era pokoleniach byli filologowie: Rom an P iłat, W ilhelm B

(7)

ruch-nalsk i (B rückner bardziej b y ł natch n io n y m o dkryw cą tek stó w an i­ żeli p recy zy jn y m filologiem), k tó ry ch osiągnięcia i m etoda też nie u tra c iły w artości wzoru.

2

W indyw idualności Ju liu sza K le in e ra te w ym agania odziedzi­ czone w y stąp iły w zn akom itym układzie. Ju ż one sam e dałyby m u w y b itn ą pozycję w nauce: w ychow aw ca i filolog. Lecz w jego in d y ­ w idualności w sposób jeszcze dobitniejszy u jaw n iły się now e zadania historii lite ra tu ry jako nauki. Te, k tóre wyznaczone zostały przez ogólną m etodologię hu m anisty czną i p rąd y filozoficzne góru­ jące w latach jego młodości.

D w a zadania: n a jp ie rw zaproponow ane pod koniec X IX stu le ­ cia, w u jęciach p rzed e w szystkim W ilhelm a W indelbanda i H ein­ rich a R ickerta, na długo p rzed nim i up raw ian e przez W ilhelm a Dil- theya, a teraz dochodzące do uznan ia — u s t a n o w i e n i e p r z e d ­ m i o t u b a d a ń h u m a n i s t y c z n y c h . Ja k o rzekom o całkow i­ cie przeciw staw nego n aukom przyrodniczym w glądu w istotę zja­ wiska, a nie opisu p ra w rządzących zespołam i zjaw isk. P am ię­ tać w arto, z jak im entuzjazm em to rozgraniczenie przyjm o w ał np. S tanisław Brzozowski. Pokryw ało się ono n ad to z zaleceniam i filozoficznym i Bergsona, k tó reg o głów ny rozgłos p rzypad a w łaś­ nie na m łodość pokolenia K leinera. Bergsona, k tó ry rozum ow i od­ m aw iając p raw poznaw czych, p rzy znaw ał je in tu icji sięgającej nie do p raw , lecz do n iepochw ytnej zasadniczo istoty rzeczy. W po­ dobnym k ieru n k u zm ierzały też w pływ y ówczesnego neokantyzm u, w twórczości m istrza z K rólew ca podkreślającego nie ty le przeło­ m ow y c h a ra k te r k ry ty k i w ładz poznaw czych podjętej przez niego, ile n ieu ch w y tn y poznaniu w ygląd istoty rzeczy i zjaw isk, na k tóre w ładze owe się kieru ją.

Ju liu sz K lein er słuch ał b y ł w ykładów B ergsona i w zw iązku z rom antyzm em in te rp re to w a ł jego system . P rzed staw iając zaś w ściśle u dokum entow anej rozpraw ie Pojęcie idei u B erkeleya zam ykał takow ą zdaniem , k tó re bardziej brzm i jako w yznanie aniżeli jako w niosek tego jed y n ie filozofa dotyczący:

Niekonsekwencje te i niejasności [Berkeleya] są jednym z tych licznych w dziejach filozofii dowodów, jak trudne — może jak daremne jest usi­ łow anie, by usunąć przedział między poznaniem a bytem

1 J. K l e i n e r , P ojęcie idei u B erkeleya. W książce: Studia z zakresu li­

(8)

J U L IU S Z K L E IN E R 263

Туш sposobem kodyfikow ał się u K leinera idiograficzny, zm ie­ rzający do opisu n iepow tarzalnej istoty, a nie nom otetyczny, zmie­ rzający do w y k ry cia i ustalenia p raw id eł — cel n a u k h um an i­ stycznych.

W obrębie tego ogólnego celu zadanie drugie — jego przenie­ sienie w sferę h istorii lite ra tu ry jako szczególnej i odrębnej dyscy­ pliny. Rzecz jasna, że nie każdy zakres badań rów nie się w niej poddaje idiograficznem u założeniu. K iedy badam y rozwój gatunku, kiedy pragniem y ustalić m iejsce form y wierszowej u danego pisa­ rza na tle trad y cji, staw ianiem rzeczy na głowie jest usiłować po­ stępow ać w sposób idiograficzny.

W stopniu o w iele w yższym poddaje się m o n o g r a f i a i n d y ­ w i d u a l n o ś c i p i s a r s k i e j . P o rtre t literacki, szeroko założona sylw eta, u p raw ian e przez w ielkich k ry ty k ó w literackich X IX s tu ­ lecia pierw ej, nim historycy lite ra tu ry u kształtow ali swoje w ym a­ gania m etodyczne, p o rtre ty S ainte-B euve’a, biografistyka histo­ ryczna C arly le’a — p o rtre t i m onografia w ty m kontekście nabie­ r a ją szczególnych p raw metodologicznych. Tw órcą bogato doku­ m entow anych i filozoficznie ro zp atryw anych p o rtretó w jest prze­ cież W ilhelm D ilthey, dopiero pod koniec długiego życia, w latach młodości K leinera, dochodzący do rozgłosu tw órca Erlebnis u n d

D ichtung.

Te now e zadania p odejm uje Juliusz K lein er jak n ik t w jego pokoleniu. Bardzo wcześnie, już przed rokiem 1914. Bardzo św ia­ domie, już podówczas w ykładając podstaw y swojej m etody. Bardzo erudy cyjn ie, um iejąc sprostać olbrzym im w ym aganiom m a te ria ­ łowym , kom paratysty czny m i filozoficznym, k tóre przed h isto ry ­ kiem lite ra tu ry staw iał ta k nakreślony cel badawczy.

Czyni to K lein er podejm ując kolejno p o rtre ty o najw yższej skali trudności — K rasiński, Słowacki, Mickiewicz. W świadomości ogółu i w w ychow aw czych zadaniach polonistyki tak i cykl n a jb a r­ dziej odpow iadał bow iem ideałow i pedagogicznem u. K lein er nie należał do ty ch uczonych, k tó rzy rozw iązanie now ych problem ów m etodologicznych egzem plifikują n a przykładach bądź pisarzach drugorzędnych czy jed y n ie dla fachowców doniosłych. A takow ał on frontalnie.

Jednocześnie dobór tych trzech w ielkich rom antyków przez J u ­ liusza K leinera to coś jak ostatnie św iadectw o złożone tra d y c ji trzech wieszczów jako jednego z pojęć, k tó re gdzieś od r. 1860 po

(9)

pierw szą w ojnę św iatow ą w yznaczały rolę lite ra tu ry rom antycznej w kształtow an iu św iadom ości narodow ej. P ojęcie tró jcy wieszczów było jeszcze w p ełn i żyw otne i niekw estionow ane, kiedy n a setną rocznicę urodzin K rasińskiego, w r. 1912, od jego postaci rozpoczyna K le in e r swój w ielk i try p ty k rom antyczny. M ożna zaryzykow ać p rzy ­ puszczenie, że prow adząc ów try p ty k w odw rotnym porządku, to znaczy rozpoczynając pisać od M ickiewicza, a pod koniec dwudzie­ stolecia m ając skończyć n a K rasińskim — byłb y zapew ne dzieła sw ojego nie dokonał.

K rasiń sk i bow iem w te d y w yraźnie ustęp ow ał i u stąp ił m iejsca N orw idow i jak o trzeciem u najw iększem u poecie rom antycznem u, m im o że tw ó rcy V a d e-m ecu m i K leo pa try n ik t ju ż nie chrzcił prze­ brzm iały m m ian em wieszcza.

K arierze ideow o-diterackiej N orw ida, polegającej n a n ajg łęb ­ szym zapom nieniu, brakow ało bow iem tego istotnego elem entu pojęcia „wieszcz“, jak im było szerokie i pozaartystyczne oddzia­ ływ an ie n a nad zieje polityczne i niepodległościow e ogółu. Norwid, o d k ry w an y w lata ch u n iw ersy teck ich K lein era przez M iriam a, n ig ­ dy go bliżej nie pociągnął. Inaczej niż Borowego. Nie posiadał bo­ w iem jeszcze ap ro b a ty społecznej i polonistycznej przed rokiem 1914. W obrębie zaś w ielkiego p o rtre tu literackiego — podobizna in­ dyw idualn a każdego u tw o ru , jego odrębność i różnice wobec kon­ te k stu historycznego. K orelatem bow iem dalszym postaw y idiogra- ficznej, dla lite ra tu ry n a d e r isto tn y m i ustalający m jej tylko p rzy ­ n ależn y przedm iot badań, takim w łaśnie k o relatem je st ż ą d a n i e o p i s u d z i e ł a l i t e r a c k i e g o w j e g o s w o i s t e j s t r u k ­ t u r z e ; sw oistym w yrazie i sw oistych zależnościach.

poetyka musi gruntownie w yśw ietlić pojęcie jedności organicznej dzieła poetyckiego, wskazać, co sprawia, że utwór sztuki nie jest zlepkiem luź­ nych fragm entów, lecz spójną całością z powiązanych przez wzajemną ścisłą zależność cz ęści2.

Z adaniem h isto ry k a lite ra tu ry je st badać ta k ustaw io n ą całość. Jednocześnie z K leinerem , dla odm iennych w szakże celów m eto­ dycznych i w ychodząc z innej tra d y c ji naukow ej, form ułu je to zadanie w ro zpraw ie H istoria litera tu ry i p o e ty k a K azim ierz Wóy- cicki. Jeszcze w cześniej p op ierając je sw oją książką, nieprzedaw - n ion ą jak o w yznacznik zak resu badań, chociaż pozostaw ioną daleko

2 K. W ó y c i e k i , H istoria litera tu ry i poetyka. Warszawa 1914, s. 63. P r a c e T o w a r z y s t w a N a u k o w e g o Wa r s z a w s k i e g o . Wy- dział I: Językoznaw stwa i Literatury. Nr 4.

(10)

J U L IU S Z K L E IN E R 265

w ty le jak o ich w ynik — Forma dźw iękow a prozy polskiej i w ier­

sza p o lsk ie g o 3. Jednocześnie też zasady D iltheyow skiej hum ani­

sty k i idiograficznej w ykłada, dokładnie oraz z aprobatą, znakom ity germ anista dw udziestolecia m iędzywojennego, Z ygm unt Łem picki (1886— 1943).

W łasne sform ułow anie K leinera, pomieszczone w e w stępie do m onografii Słowackiego, przedstaw iony tu ta j zespół postulatów ogólnych w ich odniesieniu do badań historycznoliterackich chyba n ajlepiej określa i ujm uje:

Celem tych badań jest wniknięcie w organizm dzieła poetyckiego, w y­ jaśnienie jego logiki wewnętrznej, odsłonięcie jego fizjognomii indyw i­ dualnej. Obok odrębności indywidualnej wystąpić mają wyraźnie linie zespalające każdy utwór z utworami poprzednimi i następnymi, pozwala­ jące wskazać ew olucję motywów, idei, uczuć, historię artyzmu i osobi­ stości; zarazem ujawnić się mają związki, które dadzą twórczość Sło­ wackiego włączyć w całość poezji polskiej i w całość romantyzmu. Jeśli badania doszły do rezultatów odpowiednich, to zarysuje się na ich pod­ staw ie indywidualność twórcy w jedności swej i logice; ale nie może ona przesłonić — indywidualności u tw orów 4.

Jak że znam ienne to w yznanie! W raz z p rak ty k ą tw órczą bada­ cza pozw ala ono jeszcze dokładniej wyznaczyć jego m iejsce w śród kierun k ó w badaw czych w yw odzących się ze wspólnego gniazda idio- graficznego. Bo byłoby pow ażnym błędem pozycję K leinera utoż­ sam iać z pozycją W óycickiego czy Łempickiego, czy Kołaczkow­ skiego — nie ty lk o ze w zględu n a zakres podejm ow anych tem a­

tów. i

Dla K leinera p o z n a n i e i d i o g r a f i c z n e d o k o n u j e s i ę p o p r z e z w i d z e n i e h i s t o r y c z n e . I kiedy konsekw encją ustalonego odrębnie przedm iotu badań historycznoliterackich sta je się w dw udziestoleciu ujęcie stru k tu ralisty czn e tych badań czy form alistyczne, podkreślające rolę chw ytu w konstrukcji, kiedy w reszcie obydw a te dążenia p rzestaną się liczyć z historycznym widzeniem i historyczną oceną dzieła i pisarza, K lein er założy pro­ test. P ro te st w im ię dziedzictw a historyzm u w nowoczesnej h u m ani­ styce. Takim będzie jego stanow isko wobec M anfreda K ridla i jego p ro g ra m u 5, tu ta j należy szukać powodu gw ałtow nej kontrow ersji

3 K. W ó y c i c k i , Forma dźw iękow a pro zy polskiej i w iersza polskiego. Warszawa 1912.

4 J. K l e i n e r , Juliusz Słowacki. Dzieje twórczości. Wyd. 3. T. 1: Tw ór­

czość młodzieńcza. Lwów 1924, s. II.

5 J. K l e i n e r , H istoryczność i pozaczasowość w dziele literackim . P a - m i ę t n i k L i t e г а с к i, XX XIII, 1936, s. 235—241.

(11)

ze S tefan em Kołaczkow skim z ra c ji pierw szego tom u M ickiew i­

cza 6.

To w reszcie zapow iada cytow ane w yznanie w ia ry naukow ej : „Obok odrębności indyw idualnej w ystąpić m ają w yraźnie linie ze­ sp alające każdy u tw ó r z u tw o ram i poprzednim i i n astę p n y m i“ .

3

Takiej zapow iedzi rep likow ał sam Ju liu sz K leiner. R eplikow ał sw ojem u podstaw ow em u dążeniu badaw czem u w n astęp ujących sło­ wach:

Jeśli nauka, zam iast tworzyć uproszczone schematy, pragnie wedrzeć się w pełne bogactwo życia, jeśli n ie widzi jedynego celu i jedynej war­ tości poznania w dotarciu do najogólniejszych praw i pojęć, lecz uzna za uprawniony cel dążeń intelektualnych także przeciwległy biegun, w nik­ nięcie w skom plikow aną rozmaitość przejawów indywidualnych — w tedy piętrzą się coraz now e trudności, coraz cięższe do przełamania, i budzi się niekiedy m yśl, czy nie są to usiłowania złudne i bezowocne, czy nie rozciągają się tutaj dziedziny pozanaukow e7.

K to wie, czy w słow ach tych nie brzm i echo gorzkiego, m ądrego i sceptycznego sform ułow ania, od któ reg o G oethe rozpoczyna D ich­

tu n g u n d W a hrh eit (K leiner b y ł przecież w y b itn y m znaw cą tego

tw órcy) :

głównym zadaniem biografii jest chyba pokazanie człowieka na tle jego epoki i w ykazanie, w jakiej m ierze w szystkie okoliczności współczesne przeciwstaw iały mu się, a w jakiej mu sprzyjały, jak na tym tle kształ­ tow ał sobie pogląd na św iat i ludzi i w jaki sposób odzwierciedlił to na zewnątrz, jeśli był artystą, poetą czy pisarzem. Jest to jednak zadanie prawie niewykonalne, człowiek m usiałby bowiem znać siebie i swoją epo­ kę: siebie, by stwierdzić, czy pod naporem okoliczności zewnętrznych po­ został zaw sze taki sam, epokę zaś jako nurt porywający zarówno chęt­ nych, jak opornych, kształcąc ich i urabiając tak dalece, że można chyba powiedzieć, iż każdy, chociażby tylko dziesięć lat wcześniej czy później urodzony, byłby, co się tyczy w łasnego wykształcenia i oddziaływania na zewnątrz, niem al zupełnie innym człow iek iem 8.

6 S. K o ł a c z k o w s k i , Do lum in arzy m o je j parafii. Na marginesie mo­ nografii Kleinera o Mickiewiczu. M a r c h o ł t , I, 1934, nr 1, s. 194—196. — S. S k w a r c z y ń s k a , W spraw ie charakteru m onografii K lein era o M ic­

kiew iczu. R u c h L i t e r a c k i , X, 1935, nr 1, s. 6—10. — S. K o ł a c z k o w ­

s k i , O dpow iedź Pani S. S kw a rczyń sk iej. T a m ż e , s. 11—12.

7 J. K l e i n e r , A naliza dzieła. W książce: S tudia z zakresu literatury

i filozofii, s. 149.

8 J. W. G o e t h e, Z m ojego ż y d a . Zm yślenie i prawda. Przełożył Ale­ ksander G u t t r y . T. 1. W arszawa 1957, s. 7—8.

(12)

J U L IU S Z K L E IN E R

267 I znów — jakże znam ienne i jakże cenne jest to wyznanie! Świadectwo, że Juliu sz K leiner całkowicie był świadom, w jak ą to podróż w ybiera się uczony poszukując szczęśliwych wysp idiogra- ficznych. T rzeba było niezw ykłego, spotykanego raz *na pokolenie układ u osobistych właściwości badacza, ta le n tu wrodzonego i cnót nabytych, ażeby sprostać podobnej podróży. Bo rozw iązanie dyle­ m atu nastąpiło tak, ja k to w skazuje Bergson w Ew olucji tw ó rc ze j:

Do istoty rozumowania należy zam ykanie nas w kole tego, co dane. A le czyn rozrywa koło. Kto nigdy nie widział człowieka pływającego, powie­ działby może, że pływ anie jest rzeczą niemożliwą, ponieważ aby nauczyć się pływ ać, trzeba zacząć od utrzymywania się na wodzie, a w ięc umieć już pływać. W istocie, rozumowanie będzie mnie zawsze przygważdżało do lądu. Ale jeżeli po prostu rzucę się w wodę bez obawy, będę się naj­ przód jako tako utrzymywał na wodzie, szamocąc się w niej, i stopniowo dostosuję się do tego nowego środowiska, nauczę się pływać. Podobnie też w teorii jest to rodzajem niedorzeczności chcieć poznawać inaczej niż za pomocą umysłu; ale jeżeli śmiało przyjmiemy niebezpieczeństwo, może czyn przetnie ten węzeł, który rozumowanie zawiązało i nie rozw iążeB.

P rzypom nijm y te konieczne właściwości badacza. Przede w szyst­ kim zdum iew ająco w czesna dojrzałość naukow a. Rów nie wczesna , dojrzałość zainteresow ań ogólnych, nie tylko czysto naukowych. N a tu ra nie poskąpiła np. K leinerow i w ybitnych uzdolnień i upodo­ bań m uzycznych. Pierw sze, zupełnie dojrzałe naukow o rozpraw y 0 Słow ackim p u b lik u je K leiner w dw udziestym roku życia (1906; rozpraw y o patrioty zm ie poety, o Królu-D uchu). W dw udziestym drugim roku życia posiada dw a doktoraty, z zakresu polonistyki 1 germ anistyki, obydw a w stopniu najbardziej pochlebnym . S tu ­ diuje pod k ieru n k iem K azim ierza Twardowskiego filozofię ścisłą. Przygotow anie naukow e K lein era nie ogranicza się zatem jedynie do znakom itego zapanow ania n ad pełnią wiedzy i ap a ra tu poznaw ­ czego w zakresie lite ra tu ry ojczystej.

I kiedy w r. 1912 ogłasza sw oje pierw sze w ielkie dzieło, Z y g ­

m u n t K rasiński (,,Dzieje m yśli“), k tó re przyniosło m u hab ilitację

w uniw ersytecie lw ow skim — plan i zakres tego rzadko spotyka­ nego żywota naukow ego jest już gotów we w szystkich swoich głów­ nych liniach. Tego żywota, o którym po jego w ypełnieniu jakże słusznie i z k rop lą gorzkiej m ądrości napisze Jaro sław Iw aszkie­ wicz:

9 H. B e r g s o n , Ewolucja tw órcza. Przełożył Florian Z n a n i e c k i . Warszawa 1957, s. 173.

(13)

B ył przedstaw icielem tego w ieku i tego pokolenia, gdy jeszcze słowo to [humanizm] m iało pełną wartość, gdy znaczenia jego nie podkopał ża­ den sceptycyzm. Droga Kleinera, jaką w ytknął sobie od najwcześniejszej młodości, była niezw ykle prosta i jasna. Jeden z niew ielu to ludzi na­ szych czasów, który m ógł się przygotować do odejścia z pełną św iado­ mością w ypełnienia sw ej m isji na ziemi. Przykładna śmierć Juliusza Kleinera n ie będzie zapew ne udziałem przedstawicieli nowych pokoleń, których drogi boleśnie się powikłały, potargały i — poplątały w dysonan­ sow ych akordach naszej w spółczesn ości10.

P lan i zakres żyw ota h u m anisty by ł gotów. Pierw sze rozpraw y filozoficzne (o B erkeleyu). P ierw sze i obow iązujące odtąd au to ra ro zp raw y m etodologiczne (konstrukcja pojęcia rom antyzm u, p rzed­ m iot i zakres bad ań literackich). P e łn a znajom ość puścizny ręko­ piśm iennej Słow ackiego i już wów czas (U kład i te k s t dzieł J u liu ­

sza Słow ackiego, 1910) podana w stosunku do jubileuszow ego w yda­

n ia G ubrynow icza i H ahna w łasna kontrpropozycja filologiczna. Z dum iew ająca w ścisłości i in tu ic ji podstaw a tak przyszłej mono­ g rafii poety, ja k d w u k ro tn ie podejm ow anego i n iestety nie ukoń­ czonego w y d ania jego D zieł w szystkich .

Szybkość dojrzew an ia naukow ego i szybkość pracy przy całko­ w itej jej gruntow ności b y ły ju z wówczas — i pozostały — niepo­ rów nane. J e st coś zuchw ałego w notatce, ja k ą dzieło o K rasińskim zostało zaopatrzone: „rozpoczęte w P a ry żu w lutym ) ukończone we Lw ow ie w e w rześn iu 1911“. Osiem m iesięcy, dw a pow ażne tomy! Zw ażm y nadto, że z piórem ledw o obeschniętym po korekcie tych tom ów K lein er zasiada naty ch m iast do m onografii Słowackiego. Do w ybuchu w ojn y — pó łtora tom u m a w rękopisie. Chciałoby się pow tórzyć za G odziną m y śli, gdy m ow a w niej o genialnie zdolnych przyjaciołach rom antycznych:

Młoda pamięć obu, Ogromna pamięć, z m yśli uwita łańcucha, Świadczyła o istności przedżywotnej ducha.

Ta wczesna dojrzałość w spierała się na cnotach n a b y ty ch i tak pogłębionych, że w y ra sta z nich trw a ły habitus badacza, w spie­ ra ła się też n a szczęśliw ych d arach losu, k tó ry m i K lein er został w y jątko w o obdarzony i zaopatrzony. W śród tych d rugich bodaj jed en d ar w spom nijm y, godzien zazdrości i podziw u — f e n o ­ m e n a l n a p a m i ę ć . Ż yw otna, usłużna, giętka, trw a le przecho^ w ująca sw oje zdobycze pam ięć. Jeżeli pam ięć to zarów no władza

10 J. I w a s z k i e w i c z , O hum anizm ie. T w ó r c z o ś ć , XIII, 1957, nr 5, s. 148.

(14)

J U L IU S Z K L E IN E R 269

zapom inania i spychania z jej stołu przysw ojonych już elem entów, ja k w ładza ich zatrzym y w ania — to K lein er obdarzony był w y­ łącznie ty m drugim jej skrzydłem .

Dw a przypom nienia. W ro ku 1934 jako styp end ysta baw iłem w Paryżu. P rzy p ad ała setna rocznica pow stania w tym m ieście

Pana Tadeusza, jed y n a w ielka rocznica m ickiewiczowska, jak ą moż­

n a było obchodzić w dw udziestoleciu. W k o ry ta rzu B iblioteki Polskiej spotykać się jeszcze daw ał Józef M ickiewicz, najm łodszy syn Adam a, ów Józio, k tó rem u w ielki ojciec przepow iadał w listach, że będzie poetą. D ziw ak mocno sfrancuziały — lecz to do rzeczy nie należy. Do ojca tak podobny, ja k gdyby jego m edalion postarzał się i przechadzał w śród pokoleń następnych, św iadek nie tych

czasów.

Na rocznicę przy by ła delegacja Polskiej Akadem ii L iteratu ry . Pośród niej Ju liu sz K leiner, jed y n y historyk lite ra tu ry w ybran y do tego grona pisarzy. Słyszałem go podówczas po raz pierw szy. W znakom itej francuszczyźnie, bez zgubienia w ątk u bodaj n a p arę sekund, m ów ił w Collège de F rance na tem a t M ickiew icz et son

épopée nationale.

Dw adzieścia dat później. Sala Okrągłego Stołu w w arszaw skim Pałacu Staszica n ie łatw o powiedzieć, dzięki czemu je st ta k spo­ sobna do obrad i dyskusji o charak terze raczej intym nym lu b roboczym. Może jej u m iar klasycystyczny, może najpiękniejszy z licznych pejzażów stolicy w idoczny z jej w szystkich okien, może dlatego, że pod pejzażem ty m trw a w źrenicach p u sty cokół pom ­ nika, p o rta l i w ieże kościoła św. K rzyża przekrojone n a ukos bombą, w ypalona persp ek ty w a K rakow skiego Przedm ieścia, w k tórej w go­ dziny w ieczornej w ędrów ki szarpią się i zgrzytają oderw ane rynny. Juliusz K lein er w ygłaszał — z pam ięci — odczyt o układzie i kolejnych redakcjach Z aw iszy Czarnego Słowackiego. Dopiero te ­ raz rozsupłał on do końca i definityw nie ten pełen zagadki węzeł filologiczny. Tak się złożyło, że m iałem przed sobą napisany jego tekst, przeznaczony do P a m i ę t n i k a L i t e r a c k i e g o 11, i ukradkiem porów nyw ałem bieg słowa m ówionego z du ktem na­ pisanego. Znów zdum ienie: n a w e t kolejność w yrazów w zdaniu nie została przesunięta!

Po skończonym odczycie i dysk u sji zapytałem , ja k się to stało, że dopiero tera z rękopis Z a w iszy Czarnego jak gdyby się sam upo­

11 J. K l e i n e r , „Zawisza C zarny“ Słowackiego. Ustalenie układu dzieła. P a m i ę t n i k L i t e r a c k i , XLV, 1954, z. 2, s. 305—354.

(15)

rządkow ał, ja k gd yby żadnych tajem nic nigdy n ie zaw ierał. Usły­ szałem filu te rn ą z pozoru odpowiedź: „Proszę pana, to ta k ja k z tru d n iejszy m rom ansem k ry m in alny m . C zterdzieści la t czytania i rom ans się ro zw iązu je“. Odpowiedź, chociaż podaw ała in n e w y ­ m ia ry czasu, była z tego sam ego m ate ria łu co n o ta tk a pod te k ­ ste m rzeczy o K rasińskim .

D ar słowa. D a r s ł o w a m ó w i o n e g o i p i s a n e g o . W Polskiej A kadem ii L ite ra tu ry znalazł się b y ł Ju liu sz K lein er zarów no jako h isto ry k lite ra tu ry k lasy zrów nującej tę dyscyplinę z w y b itn y m pisarstw em , jak też jako stylista, jako człowiek samo­ dzielnie i w sposób zawsze dla niego rozpoznaw alny p an u jący n a d słowem . Jeg o sty l p isarsk i posiada sw oistą patynę, niełatw ą do p rze­ analizow ania. Udział toku uroczystego, uniezw yklenie sk ład n i o cha­ ra k te rz e ja k gdyby archaizacyjnym tw orzy głów ną bodaj w łaści­ wość jego p isa rstw a naukow ego. Zw łaszcza specjalne je st w nim m iejsce p rzy m iotn ik a i przyd a wki, stosow anie inw ersji, będącej w sty lu polskim za w zorem łaciny pow szechnie uży tk ow any m środ­ kiem patetyczności i uniezw yklenia, stosow anie jej n ie w całości u k ład u zdaniowego, lecz jedynie w n astęp stw ie rzeczow nika i jego określeń.

O sto su nku pokoleń różnych do dzieła s z t u k i 12 — to je s t ty tu ł K leinerow ski.

Powracał w nim [w poem acie Lambro] poeta do obrazów ulubionych, z którymi pieściła się już dawniej jego fantazja. Znowu, jak w Mnichu, rysował m u się w wyobraźni poetyckiej klasztor orientalny na skale w yniosłej, w śród palm sm ukłych 13.

To je st zd an ie K leinerow skie: „na skale w yniosłej, w śród palm sm u k ły ch “.

D ar słow a m ówionego. To n ie ty lk o k a p ita ln y w ykładow ca, to był rów nież św iadom y sw ojej sztu ki oratorsikiej krasom ówca. J a k ­ kolw iek bardzo odm ienny w sw oich indyw idualnych sposobach, b ardziej uro czysty i patetyczny, n ie tak schludny w doborze w y­ razów i nie ta k dow cipny, należał do podobnej rodziny krasom ów ­ ców uniw ersyteckich, co niezapom niany w słow ie żyw ym Ignacy Chrzanow ski. Lecz Chrzanow ski każdy w yk ład m iał napisany. Nie

12 J. K l e i n e r , O stosunku pokoleń różnych do dzieła sztuki. C z a s , LXXXV, 1933, nr 294.

(16)

J U L IU S Z K L E IN E R 271

czytał, m ów ił w edle pamięci, ale tek st napisany kład ł przed sobą niczym d y ry g en t tru d n ą p a rty tu rę . N a swoim jubileuszu, kiedy w r. 1936 w ręczaliśm y m u w K rakow ie księgę pam iątkow ą ucz­ niów, przyznał się, że jednego w ykładu w życiu nie w ygłosił bez przygotow ania uprzednio n a piśm ie tekstu. W tych okolicznościach m ożna było w ykładać pięknie, a nie chłeptać pośpiesznie sw oją p re­ lekcję — jak to dzisiaj czynim y — niczym zupę w u niw ersytec­ kiej stołówce.

Ten sty l m ów iony nie był jedynym , jakim K lein er władał. Innym się ukazyw ał w* dyskusjach, dysputach i n a fachow ych ze­ b raniach naukow ych. P rzed e w szystkim czujnym , znakom itym słu­ chaczem. Nie m iał zw yczaju czekać, aż inni zabiorą głos w dy­ skusji. Zazwyczaj rozpoczynał pierwszy. Form ułow ał i uściślał tezy referen ta. W idać było, że już się odcisnęły w m aterii jego chłonnej pam ięci i tam pozostaną. Sw oje zaś stanow isko w ypow iadał tak, że do protokołu pisanego w ystarczyło je bez zm ian wciągnąć. Goto­ w e było do druku. Usłużna i niep rzeb rana pamięć zawsze m u pod­ su nęła p rzy k ład przez refe re n ta nie dostrzeżony, a kiedy się prze­ ciw staw iał (rzadko to m iew ało miejsce), także czynił to w oparciu o nieoczekiw ane przy kład y pobierane z pamięci.

Rzadko m iew ało m iejsce, bo był nieznużonym optym istą w oce­ nie drugich, o w iele częściej przecenił, w yjątkow o ty lk o nie do­ cenił. W yrozum ienie i dobroć św ietnego pedagoga spraw iały, że cudze tezy pow tórzone przez jego u sta — staw ały się jakb y jaśn ie j­ sze, dobitniejsze, zagrzew ały i uczyły, że nie był darem ny w ysiłek ich zdobycia, jak by nie był skrom ny obiektyw ny w y m iar danego w ystąpienia.

Nie sposób w ykreślić granicy, n a której szczęśliwe d ary losu przechodzą w cnoty nabyte, u kształtow ane dopiero w ysiłkiem czło­ wieka. Zwłaszcza w osobowości tak harm onijnej i jednolitej, jak ą był Ju liu sz K leiner. Te cnoty — nie wiadomo, w jak im stopniu nabyte, w jak im zaś w ypracow ane — to p recy zyjn a i w ielostronna wrażliwość estetyczna, głów nie w rażliwość na w alory poetyckie. To czujne i n ieu stan n e w idzenie zjaw isk w tle, w kontekście — konieczne dopełnienie idiograficznego w glądu w ich odrębność. P row adziło ono, z jed n ej strony, do k om paratystyki. Chociaż jako teo rety k -k o m p araty sta K lein er nie w ystępował, p rak ty k iem w tym względzie był n a w ysoką skalę europejską. Prow adziło takie widze­ nie do historyzm u, obchodziła go ustaw icznie „jedność ciągu histo­

(17)

rycznego — stru m ie ń zjaw isk n iepow tarzalnych, jed y n y ch a wza­ jem n ie się w a ru n k u ją c y c h “ u .

Ten zestaw cech osobistych i p ostaw badaw czych, w raz z dzie­ dzictw em dw u poprzednich pokoleń naukow ych, ukształto w ał pew ­ n e trw ałe i w y b itn ie w idoczne znam iona stanow iska naukow ego K leinera. Jak ież to b y ły znam iona?

K iedy spojrzeć raz jeszcze n a typow y rozwój uczonego w jego pokoleniu, on w ty m rozw oju, dzięki niebyw ale wczesnej dojrza­ łości naukow ej, zawsze b y ł pierw szy. P ierw szy w czasie i pierw szy w jakości. N ajw cześniej form ułow ał p o stu laty badaw cze i pierw szy w chodził n a k a te d rę — U n iw ersy tetu W arszaw skiego w r. 1916, skoro go ty lk o utw orzono po opuszczeniu stolicy przez arm ię i w ła­ dze carskie. P o stu la ty badaw cze pierw szy też spraw dzał na w ielkim p o rtrecie h istorycznoliterackim , jak i pozostanie gatu nk iem n a jb a r­ dziej typow ym dla jego generacji. Józefa U jejskiego p o rtre ty M al­ czewskiego i Conrada, A dam czew skiego Oblicze p o etyckie B artło m ie­

ja Zim orow icza, Borowego zespół p o rtretó w poetów osiem nastow iecz­

nych i C hesterton, K ołaczkow skiego p race o Kasprow iczu, Fredrze, N orw idzie i M ickiewiczu, Piniego K rasiński — ażeby pozostać jed y ­ nie p rzy n azw iskach n ieżyjących ju ż uczestników tego pokolenia. Dw ie sp raw y w y d ają się być w indyw idualności naukow ej K lei­ n e ra n ajb ard ziej trw a łe — szczególnie sta ły się one widoczne, kiedy m in ęła m łodość i w iek d o jrzały uczonego, k ied y przyszły now e pokolenia uczniów u n iw ersy teck ich i następców n a k a te ­ drach. I k ied y w ow ym tle coraz bardziej ta indyw idualność się w yróżniała i u w y p u k lała. Ja k a ś — h a r m o n i j n a r ó w n o w a g a i s w o i s t y t r a d y c j o n a l i z m .

Chcę być dobrze zrozum iany. N ie m am n a m yśli tego, ażeby Ju liu sz K le in e r kiedykolw iek zasklepił się i odgrodził od tera ź ­ niejszości. D oktoryzow ał w K rakow ie A rtu ra S andauera. N a sem i­ n a riu m swoim czytał i bardzo lojaln ie analizow ał Spór o M ickiew i­

cza Żółkiew skiego. Na m yśli m am to, że w im ię ra z osiągniętej

i w yjątk o w ej w jego postaci harm o n ijn ej rów now agi in te rp re ta ­ to ra, rów nie w rażliw ego na m yśl, ja k na piękno filologa, nauczy­ ciela, pisarza — pozostaw ał i pozostał tylk o sobą. R ozum iał i znał w szelkie now e p o stu la ty m etodologiczne, ja k ie przyniósł dalszy roz­ w ój, m arksistow skich w ty m n ie w yłączając, lecz ty m now ym p o stu ­

14 S. S k w a r c z y ń s k a , W czterdziestolecie pracy n aukow ej prof, dra

Juliusza K lein era. W tomie: K sięga p am iątkow a ku uczczeniu czterdziestole­ cia pracy n au kow ej prof, dra Juliusza K leinera. Łódź 1949, s. 5.

(18)

J U L IU S Z K L E IN E R 273

latom nie ulegał. W artościow ał i oceniał jak daw ni poloniści, cho­ ciaż w sposób o ileż su btelniejszy i bogatszy. Nauczał i m yślał historycznie, ja k nakazał hum anistyce cały w iek dziew iętnasty.

We w stępie do M ickiew icza czytam y:

Monografia niniejsza od bezwzględnej żądzy nowego stanowiska tym się oddali, że jednym z jej celów będzie — wchłonięcie wiedzy dotych­ czasowej. Nie pragnie się ona przeciwstawić studiom dawniejszym. W tych, co zmierzali do poznania poety, widzi z wdzięcznością współpracowników 15.

I kiedy początek starości w yrzeźbił ostatecznie jego piękną czasz­ kę, kiedy postać człowieka i m askę oblicza uczynił tak całkowicie identyczną z m yślą jego i treścią przeżyć — m yślało się o Ju liuszu K leinerze: chyba to ostatni, którem u tak harm on ijnie ulegają w szystkie reje stry , pedały i klaw isze upraw ianego in stru m en tu naukow ego. P rzym iotnik „ostatn i“ w sensie epickim, a więc także — typow y, trad y cy jn y , chociaż tak rzadki. W krakow skich latach Juliu sza K lein era tę jego ostatnią postać, k tó ra najdłużej p rzetrw a w naszej pam ięci, nazyw ano — S trażnik Złota Czaszka. B ył w ta­ kim określeniu in tu icy jn y i obrazow y skrót tych właściwości, k tó ­ re usiłujem y in telek tu aln ie określić.

4

N aszkicow ana sytu acja w jego pokoleniu naukow ym i w skazany układ indyw idualności złożyły się na dorobek badaw czy Juliusza K leinera. D orobek ów — to przykład w arsztatu naukow obadaw - czego najb ardziej wszechstronnego, jeżeli m owa o składzie wza­ jem nym poszczególnych jego gałęzi — gałęzi filologicznej, in te r­ p retacyjn ej, w artościuj ącoestetycznej.

Chociaż niem iecki zarys lite ra tu ry polskiej opracow any dla w y­ daw anego przez O skara W alzela H andbuch der L itera tu rw issen ­

schaft (1929), chociaż dw utom ow e ujęcie podręcznikow e całości n a ­

szej lite ra tu ry przeznaczone dla szkoły średniej (Z arys dziejów

literatu ry polskiej, 1932, 1938), chociaż liczne w ystąpienia i roz­

praw y dotyczące prob lem aty k i wielu epok aż po bieżące narastan ie piśm iennictw a polskiego — św iadczyły o pełnej orien tacji w jego całości i sądzie zawsze indyw idualnym , przecież podstaw ow y doro­ bek naukow y K lein era skupił się n a w ielkim rom antyzm ie em i­ gracy jny m i jego przedpolu historycznoliterackim , sięgającym Igna­ cego Krasickiego.

15 J. K l e i n e r , M ickiewicz. T. 1: Dzieje Gustawa. Lwów 1934, s. VII.

(19)

W śród ro zpraw z tego zakresu trz y m istrzow skie stud ia o b a j­ k ach i sa ty ra c h K ra sic k ie g o 16 dowodzą, że K lein er kroczył kon ­ sek w en tn ie do daw no anonsow anej m onografii K rasickiego. Nie została ona napisana. Pod okiem K leinera, w łaśnie na podstaw ie książki o K rasickim , doktoryzow ał się w ielki przy jaciel i tłum acz naszej lite ra tu ry — P a u l Cazin. K le in e r też m agna pars fu it zjazdu polonistycznego, w dw óchsetną rocznicę urodzin B iskupa W arm iń­ skiego (1935) odbytego we Lw ow ie Zjazdu, k tó ry u pam iętnił się najgłów niej gorącą polem iką w okół poglądów M anfreda K ridla, usystem atyzow anych później w jego W stępie do badań nad dziełem

litera ckim (1936). J a k się rzekło, K leiner nie był zw olennikiem

poglądów K ridla, raz iły one jeg o zm ysł h istoryczny i poczucie spraw iedliw ości retro sp e k ty w n e j, a nie ty le bezw zględnej, osią­ ganej tylk o z jednego i później zdobytego p u n k tu w idzenia.

Trzon w szakże tw órczości naukow ej Ju liu sza K lein era to jego w ielki t r y p t y k m o n o g r a f i i r o m a n t y c z n y c h —- K ra ­ siński (1912), Słow acki (1919— 1927), M ickiewicz (1934— 1948). Skrzydło o statn ie doprow adzone zostało do Pana Tadeusza, dalej nie sięga. Nie sposób podejm ow ać w niniejszym szkicu ani dokład­ nej ch a ra k te ry sty k i, ani tym więcej jakiejk olw iek oceny tych trzech zasadniczych p o rtre tó w historycznoliterackich. One to sp ra ­ w iły, że oddziaływ anie dorobku K lein era stało się n ie tylko czysto naukow e, lecz i społeczne. K roczyło bowiem po szlakach uznaw a­ nych przez ogół za najw yższe, tow arzyszyło ich rozum ieniu.

Szczególnie w ym ow na była rec e p c ja m onografii Słow ackiego — recepcja entu zjasty czna. Pierw sze jej tomy, rzecz n a d e r rzadka wobec w ielkiej objętościow o książki naukow ej, m iały po k ilk a w ydań i dwa w olum iny o statnie dołączały się już do dalszych w y ­ dań tom ów najpierw szych. M onografia ta była w ynikiem k u ltu poety, skupionego w e Lwowie, odkąd po śm ierci m atk i poety do Ossolineum p rzek azan e zostały w szystkie rękop isy Słowackiego, odkąd A ntoni M ałecki — jeszcze w śród nieostygłych popiołów o sta t­ niego zryw u pow stańczego, k tó re m u w szeregach ówczesnej m ło­ dzieży ze w szystkich ro m an tyk ów najm ocniej patro no w ał duch

16 J. K l e i n e r : K rasickiego „B ajki i p rzy p o w ie ści“. P r z e g l ą d W a r ­ s z a w s k i , III, 1923, t. 3, nr 22, s. 9—23; nr 23, s. 159—177. — P ierw szy cyk l

sa ty r Krasickiego. P a m i ę t n i k L i t e r a c k i , XLIV, 1953, z. 3—4, s. 73—

115. — Drugi cy k l „S atyr“ Krasickiego. Z e s z y t y N a u k o w e U n i w e r ­ s y t e t u J a g i e l l o ń s k i e g o . Nr 5. Seria Nauk Społecznych. Filologia. Z. 1. Kraków 1955, s. 7—34.

(20)

JU L IU S Z K L E IN E R 275

Słowackiego — dał tem u kultow i św iadectw o w pierw szej m ono­ g rafii poety i w ydaniu jego pism pośm iertnych (1866— 1867). W stęp w ydaw nictw a do obydw u edycji Dzieł w szy stk ich w zruszająco te spraw y przypom ina i długi łańcuch nazw isk przytacza, skupionych wokół Z akładu Narodowego im. Ossolińskich.

S tanow iła ponadto m onografia K leinera re z u lta t wzmożonego przez Młodą Polskę k u ltu dla tw órcy Króla-D ucha, k u ltu b y n a j­ m niej nie dzielonego podówczas przez całą starszą polonistykę. U siłow ała ta polonistyka zająć m iejsce M ickiewicza w sporze wiesz­ czów, napom inała i grom iła biednego Ju lk a — przykładem n a ­ pastliw a m onografia Józefa T retiak a i spór przez nią w yw ołany. K ultu, k tó ry nie zdołał jed n ak podówczas, na sk u tek sprzeciw u k a r­ dynała Puzyny, doprow adzić do zam ierzonego złożenia zwłok tw ó r­ cy n a W awelu. Z akładając pro austriack ie veto przeciw ko w yborow i następcy Leona X III, papieża Piusa X, m iał P u zy n a n iejak ą za­ praw ę w podobnych postępkach. Na szczęście te n p ro test przeciw ­ ko decyzji księcia n a Kozielsku i k ard y n ała n ie doprow adził do realizacji zgoła dziwacznego pom ysłu S tefana Żerom skiego — cał­ kow itą m iał słuszność ostro go a tak u jący w ielki m iłośnik T a tr J a n G w alb ert Paw likow ski — ażeby, na przekór kardynałow i, tym wyżej pomieścić szczątki poety, a m ianow icie w tu rn i Kościelca n ad C zarnym Staw em Gąsienicowym.

Te dw a n u rty czci dla tw órcy Beniow skiego zespolił w swoim dziele Ju liu sz K leiner, dał im olśniew ającą naukow o opraw ę, spła­ cił w szystkie zaległości n auki polonistycznej i n ieta k ty poprzedni­ ków wobec Słowackiego — i w ejściu jego tru m n y w r. 1927 na W awel, w ów dzień czerwcow y n ieustannej ulew y, tow arzyszyła m onografia K leinera. A tak że początek edycji D zieł w szystkich . Sam em u obrzędow i tow arzyszyła czujność jego filologicznego ucha. Pow szechnie podówczas drukow ano, że kończąc sw oje przem ów ie­ nie wygłoszone z piętrow ej ark ad y dziedzińca w aw elskiego i w y da­ jąc rozkaz zaniesienia zwłok Słowackiego do grobów królew skich, Piłsudski m iał b y ł powiedzieć: ,,...b y królom b ył ró w n y“ . K lein er sprostow ał, że pow iedziane zostało: ,,b o królom był ró w n y “. Oto przysłow iow a lite ra filologa...

W tym K leinerow skim try p ty k u Słowacki n iew ątp liw ie zajm uje m iejsce centralne. K ażda zaś z części składow ych posiada odrębny ch arak ter. P rzy każdej z nich uczony inaczej ustala przedm iot głów ny swojego badania, górujący m o ty w w stru k tu rz e polifonicz­ nej rozległego, kilkutom ow ego p o rtre tu historycznoliterackiego.

(21)

Sam e p o d ty tu ły w skazują ów m otyw górujący: przy K rasińskim — d z i e j e m y ś l i , p rzy Słow ackim — d z i e j e t w ó r c z o ś c i , p rzy M ickiewiczu — p o p r o s t u M i c k i e w i c z , i nic ponadto.

J e s t złudzeniem , ażeby n a w e t uczony m iary Ju liu sz a K leinera, zakładając p rzed sobą trz y odm ienne cele badaw cze, zdolny by ł n a ­ pisać trzy z g ru n tu różne dzieła. Może snycerz i k am ieniarz pragnąć położyć literę n ajp rostszą i tek st najbardziej lap id arn y , przecież k ształt lite ry zawsze mówić będzie o jego palcach i o jego w ew n ętrz­ nym drżeniu. Cóż dopiero w e fresk u z tysiąca pociągnięć złożonym! M onografie K lein era są przeto dziełem jednolitym , w edług iden­ tycznego d u k tu lite ry i z tegoż sam ego m ate ria łu utw orzonym . Z a­ rów no w tym , co je st w nich oczywiście w spólne: h arm o n ijn e i cał­ kow ite bogactw o w a rszta tu polonistycznego jako w a rszta tu h u m a ­ nistycznego, jako w ielkiej odnogi w szelkiego w arsztatu historycz­ nego. Bogactw o pozbaw ione zw ątpien ia w słuszność szczegółu, n a j­ drobniejszego n a w e t osiągnięcia, czyjegoś w kładu bądź pom ysłu. K lein er b yw a niczym m istrz cechow y — każdem u, co p rzew inął się przez w spólny w arsztat, w yznaczający słuszną zapłatę i dozę w ła ­ ściwej pam ięci k w itu jący.

Stanow ią one po nadto dzieło jed n o lite w tym , co n ie w ynika w sposób e w id en tn y i autom atyczny z p rzy ję te j postaw y m etodycz­ nej, co je s t darem i w yn ikiem zupełnie innego zespołu powodów. Chodzi o w topione im m an en tn ie w K leinerow ski w a rszta t h isto ry ­ k a lite ra tu ry d a ry k ry ty k a , d a ry całościowego w idzenia zjaw iska literackiego, w łaściw ego rasow ym k ryty kom .

Lecz ten k ry ty k sw oisty m usi w ciąż pam iętać o m om encie gene­ zy, k tó ry d la h isto ry k a lite r a tu r y stanow i przyrodzony k ą t w idze­ nia. S k u tk iem tego w najlep szych sw oich analizach K lein er treści od form y nie dzieli i obydw ojga od genezy. K ry ty k b y ł bow iem dla niego p rzy teorety czny m sform ułow aniu zadań te j dyscypliny — t w ó r c ą f i k c j i g e n e z y , tym , k tó ry każdem u zjaw isku do- tw arza genezę i pochodzenie. P rzy p o m n ijm y analizę w iersza Na

sprow adzenie prochów N apoleona:

Postać cesarza w literaturze zespoliła się z odami, które na cześć jego układali poeci francuscy i polscy — oda napoleońska była przecież jedną z form głównych w liryce K sięstw a Warszawskiego. Toteż Słowacki za­ chow uje ten rodzaj literacki, daje m u w łaściw ą dynamikę głosu, słowu użycza retoryki em fatycznej, kom ponuje luźne w izje i nagle przeskakuje od obrazu do obrazu, ' przeważną część utworu układa w apostrofy — do księcia Join ville’a, do fal morskich, do piramid, w reszcie do powraca­ jącego na marach Napoleona. A le odstąpił od typu ody krótkością i

(22)

zwar-J U L IU S Z K L E IN E R 277

tością — odstąpił rytmiką, obrawszy regularne sekstyny, które silnymi akcentami tworzą takt potężnego marsza pogrzebowego o nadzwyczajnym akordzie początkowym:

I wydarto go ziemi — p opiołem 17.

Są jedno lite w ielkie m onografie K leinera zarów no więc w tym , co jest w nich oczywiście widoczne, jak w znam iennych w ahaniach badacza, w jego w stępach i ubocznie głoszonych uogólnieniach do­ chodzących w nich do w yrazu. W w ahaniach i zw ątpieniach tyczą­ cych się m ożliwości w yjaśn ienia genezy dzieła, tyczących się od­ tw orzenia składników biograficznych, s tru k tu ry osobowości, granic ogólnych poznania naukow ego. We w stępie do M ickiew icza czytam y:

Można wobec dzieł sztuki zająć stanowisko rzeźbiarza lub malarza. Pierwszy odosabnia postać i oglądać ją za to daje ze w szystkich stron, obdarza prawdą bryłowatości. Drugi bogaci jej obraz tłem różno­ rodnym, ale ukazuje ją tylko jednostronnie i w jednym tylko ośw ietle­ niu. Pożądane będzie naśladowanie obu metod: niech tło uczyni dzieła w ykwitam i życia rozległego — niech izolacja pozwoli udostępnić twór ar­ tystyczny w jego samoistnej plastyce 18.

To je s t ideał niedościgły i właściwie nie do spełnienia, p rzy n a ­ leżny do sfery wielkiego m arzenia naukow ego. Podobnie jak nie do spełnienia je st obsługująca go m etafora — połączyć m alarstw o z rzeźbiarstw em . Lecz przy pułapie ta k wysoko założonym sam sto­ pień zbliżenia orzeka o am bicji, świadomości i sile naukow ej. Ten stopień zbliżenia był w dorobku badaw czym Ju liusza K leinera n a j­ wyższy w jego pokoleniu naukow ym i pokoleniach następnych. Ten stopień mówi o jego wielkości i w yjątkow ym znaczeniu jako badacza naszej lite ra tu ry ojczystej.

17 J. K l e i n e r , Juliusz Słowacki. Dzieje twórczości. Wyd. 2. T. 3: O kres

Beniowskiego. Warszawa 1928, s. 66—67.

(23)

PRASA PO ŚMIERCI JULIUSZA KLEINERA

Po śm ierci prof. Juliusza Kleinera cała prasa polska przyniosła w iado­ mość o stracie, jaką poniosła nasza nauka i kultura. Podajem y poniżej w y ­ kaz w iększych artykułów i wspom nień poświęcanych osobie Zmarłego i Jego dziełu:

M. B e c h c z y c - R u d n i c k a , Ż y ł z nami. K a m e n a , XXIV, 1957, nr 6/7, z 15 IV.

J. G a r b a c z o w s k a, Juliusz K lein er. T a m ż e , nr 8, z 3 0 IV.

K. G ó r s k i , Juliusz K lein er. (1886—1957). T y g o d n i k P o w s z e c h n y , XI, 1957, nr 14, z 7 IV.

J. I w a s z k i e w i c z , O hum anizm ie. T w ó r c z o ś ć , XIII, 1957, nr 5. J. Z. J a k u b o w s k i , Juliusz K lein er. (1886—1957). T r y b u n a L u d u , X, 1957, nr 84, z 27 III.

M. J a s t r u n , Pam ięci Juliusza K leinera. N o w i n y L i t e r a c k i e

i W y d a w n i c z e , I, 1957, nr 6, z 15 IV.

J. K r z y ż a n o w s k i , O Juliuszu K lein erze. T r y b u n a R o b o t n i ­ c z a , 1957, nr 82, z 6—7 IV.

H. K a n i a k ó w n a , Sp. Juliusz K lein er, Profesor K atolickiego U n iw er­

sytetu L ubelskiego i U n iw ersytetu Jagiellońskiego. P r z e w o d n i k K a t o ­

l i c k i , LXIII (XLVII), 1957, nr 23, z 9 VI.

T. M i k u l s k i , Pożegnanie Juliusza Kleinera. N o w e S y g n a ł y , II, 1957, nr 14, z 7 IV.

Z. L i b e r a , Juliusz K lein er. Ż y c i e W a r s z a w y , 1957, nr 78, z 2 IV. S. P i g o ń , Nad m ogiłą Juliusza K lein era. T y g o d n i k P o w s z e c h ­ n y , XI, 1957, nr 14, z 7 IV.

T. R o b a k , U czony i człow iek. (Wspomnienie pośmiertne o Juliuszu Kleinerze). D z i e n n i k P o l s k i , X III, 1957, nr 72, z 26 III.

S. S a w i c k i , O do b rym i m ą d rym człow ieku, k tóry odszedł. T y g o d ­ n i k P o w s z e c h n y , XI, 1957, nr 14, z 7 IV.

S. S k w a r c z y ń s k a , Juliusz K lein er. K i e r u n k i , II, 1957, nr 18, z 5 V.

J. S ł o m k o w s k i , W spom nienie o śp. Juliuszu K lein erze. S ł o w o P o ­ w s z e c h n e , XI, 1957, nr 87, z 6—7 IV.

S. T., Z m arł W ielki Uczony. T a m ż e , nr 73, z 27 III.

T. W e i s s , P rofesor Juliusz K lein er nie ży je. G a z e t a K r a k o w- s k a , IX, 1957, nr 73, z . 26 III.

K. W y k a, Juliusz K lein er. Ż y c i e L i t e r a c k i e , VII, 1957, nr 14, z 7 IV.

O statnia droga W ielkiego Uczonego. [Obszerne sprawozdanie z pogrzebu].

Cytaty

Powiązane dokumenty

Z aznacza ew olucję poglądów. Eine

Pozytywnie zajmuje się właściwie tylko prawem własności i zagadnie- niem wolności człowieka, ale też do tych dwóch zagadnień w ich odpo- wiednio szerokiej interpretacji można

In the previous chapter, we have described which revenue models are appropriate for public sector organisations. In this section, we link the five roles for

Field testing of linear individual pitch control on the two-bladed controls advanced research turbine. Integrated yaw design of a down- wind two-bladed

Jeżeli nieprzezroczysty przedmiot jest oświetlany rozciągłym źródłem światła lub gdy przedmiot oświetlany jest kilkoma źródłami punktowymi, to oprócz cienia powstaje

[r]

Wszyscy oficjalni mówcy, a w szczególności minister sprawiedliwości Republiki Austrii dr Christian Broda i prezes austriackiej NRA dr Walter Schuppich, akcentowali

Zbigniew Rene. Izba krakowska