• Nie Znaleziono Wyników

Widok Europejskość młodych Polaków — „świat przedstawiony” w pamiętnikach młodzieży

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Widok Europejskość młodych Polaków — „świat przedstawiony” w pamiętnikach młodzieży"

Copied!
20
0
0

Pełen tekst

(1)

Europejskość młodych Polaków — „świat przedstawiony” w pamiętnikach młodzieży

Pisząc o polskim poczuciu europejskości, wypada podkreślić intelektual- ną „tradycję” charakterystyczną dla środkowo-wschodniego kręgu kulturowe- go. Jenő Szűcs podkreśla, co prawda, że Europie Środkowo-Wschodniej bliżej jest do Europy Zachodniej niż do Wschodniej

1

, ale zdaniem Janusza Muchy i Mike’a F. Keena specyfi ka tej części Europy wynika ze szczególnego splotu czyn- ników historycznych (wpływ Niemiec, Rosji, Austrii i Imperium Osmańskiego).

Po kilku stuleciach uwidoczniło się to między innymi w mozaice wyznań, zaco- faniu ekonomicznym i utrzymaniu dominacji sektora rolniczego, we wzroście znaczenia tradycji, języka i religii jako cech tożsamościowych (napięcia związane z zewnętrzną dominacją polityczną), w „oderwaniu” społeczeństwa od państwa, relatywnie późnej kodyfi kacji języków narodowych oraz opóźnionym rozwoju tożsamości ogólnonarodowych, a także w relatywnym braku rodzimych wyższych klas miejskich połączonym z ubóstwem klas niższych

2

. Wielość tych czynników sprawia, że rozpatrując kwestie ponadnarodowych odniesień, po pierwsze, nale- ży zgodnie z założeniami Józefa Chałasińskiego ideę Europy rozpatrywać przede wszystkim jako byt historyczny, a nie geografi czny

3

, a po drugie, trzeba zdecydo- wanie brać pod uwagę zasadę „koncentrycznych lojalności”, która według Woj- ciecha J. Burszty powoduje, że kwestia (s)tworzenia tożsamości europejskiej jawi się jako, z jednej strony, planowe „wykuwanie” instytucjonalnych ram politycznej wspólnoty Zjednoczonej Europy, a z drugiej może być charakteryzowana przez procesy osadzania się ogólnokontynentalnych doświadczeń, tradycji i mitów.

1 J. Szűcs, Trzy Europy, przeł. J.M. Kłoczowski, Lublin 1995, s. 20.

2 J. Mucha, M.F. Keen, Socjologia Europy Środkowo-Wschodniej 1956–1990, przeł. L. Stetkiewicz, J. Mucha, Warszawa 1995, s. 14–18.

3 J. Chałasiński, Polska leży w Europie, [w:] Polskie wizje Europy w XIX i XX wieku, red. P.O. Loew, Wrocław 2004, s. 167, 168.

(2)

Obie wizje są jego zdaniem wątpliwe, gdyż mylnie zakładają, że tożsamości są zja- wiskiem empirycznie łatwo uchwytnym, uwikłanym w relacje lokalność–narodo- wość–europejskość

4

.

Potwierdzeniem analiz Burszty są z jednej strony wyniki badania omnibuso- wego z 2001 roku („New Europe Barometer”), w którym respondenci z dziesięciu krajów Europy Środkowo-Wschodniej na pytanie o poczucie więzi wspólnotowych odpowiedzieli następująco: 57% czuło się najsilniej związanych z „małą ojczyzną”

(z miejscem zamieszkania, społecznością lokalną); 22% wymieniło na pierwszym miejscu własną identyfi kację narodową, a tylko 15% badanych czuło silną więź z regionem, w którym mieszka lub skąd pochodzi. Przede wszystkim „obywatel Europy” powiedziało o sobie zaledwie 2% ankietowanych

5

. Również wyniki badań zrealizowanych przez Pawła Kubickiego i Grzegorza Pożarlika na mieszkańcach kilku regionów Polski potwierdziły zarysowaną tendencję. Ich badania dotyczą- ce dynamiki autorefl eksji o „małej ojczyźnie” w kontekście Europy potwierdziły tezę o silnym polskim poczuciu zakorzenienia w rodzinnej i lokalnej przestrzeni społecznej. Jedynie ucząca się młodzież, studenci i animatorzy kultury samoiden- tyfi kują się z wartościami charakterystycznymi dla wymiarów integracji europej- skiej, związanej nie z Europą w ogóle, ale głównie, co ciekawe, z Unią Europejską.

Uznawanie przez badanych polityczno-medialnej ideologii kształtowało również odmienne wizje polskich tendencji zjednoczeniowych (emocjonalne, z wyraźną tendencją do myślenia życzeniowego i stereotypowego)

6

. W kontekście poruszo- nego problemu warto wskazać na badania przeprowadzone w 2002 roku przez Wojciecha Świątkiewicza, który zapytał studentów kierunków humanistycznych o cechy Europejczyka. Z pogrupowanych odpowiedzi wynika, że Europejczyk to: człowiek współczesny, należący do kręgu kultury zachodniej oraz otwarty na nowe doświadczenia i inne kultury; to człowiek przyjazny innym i będący dla innych również przykładem. Europejczyk to także osoba szanująca prawo, kie- rująca się takimi wartościami, które nie znieczulają jej na to, co dzieje się wokół, ale jednocześnie zachowująca własne poczucie odrębności kulturowej

7

.

Realizująca projekt badawczy kilka lat później Krystyna Romaniszyn podkreś- la, na podstawie ogólnopolskich badań sondażowych, że kolejne komponenty tożsamości europejskiej wskazanej przez Polaków należy uszeregować następu- jąco: „wspólna cywilizacja, przynależność do wielokulturowej społeczności euro-

4 J.W. Burszta, Wspólna Europa, globalizacja i medialność: aspekty tożsamości współczesnej, „Spra- wy Narodowościowe” 1998, z. 12–13, s. 137.

5 A. Cybulska, O tożsamości Polaków, Komunikat z badań CBOS BS/62/2002, Warszawa 2002.

6 P. Kubik, G. Pożarlik, Obrazy integrującej się Europy. Autoidentyfi kacja lokalna, narodowa i eu- ropejska mieszkańców regionu dolnośląskiego, lubelskiego i podkarpackiego, [w:] Polska lokalna wobec integracji europejskiej, red. Z. Mach, D. Niedźwiedzki, Kraków 2002, s. 99–123.

7 W. Świątkiewicz, Symbole europejskiej tożsamości, [w:] Dawne i współczesne oblicze kultury eu- ropejskiej — jedność w różnorodności, red. H. Rusek (= „Studia Etnologiczne i Antropologiczne” 6), Katowice 2002, s. 23–24.

(3)

pejskiej, wspólna waluta, swoboda przemieszczania się i zamieszkania, wspólna historia i los, symbole europejskie, wspólny rodowód i granice”

8

. Jej zdaniem kwestie pragmatyczne są dla badanych Polaków ważniejsze niż symbole euro- pejskie, co zostało również potwierdzone w przytoczonych przez nią wynikach badań z wykorzystaniem wywiadów pogłębionych. Z tych ostatnich wynika, że rozmówcy w pierwszej kolejności wybierają kryteria kulturowo-cywilizacyjne, a w drugiej ekonomiczno-cywilizacyjne (cywilizacja jako infrastruktura, techno- logia i konsumpcja). Konstatacja autorki jest w konsekwencji następująca: Polacy są skłonni budować subiektywne poczucie związków z kulturą europejską na ar- gumentach o charakterze kulturowym, a także pragmatycznym

9

. Identyfi kacje wykorzystujące określone wartości mają charakter argumentacyjny i jednocześnie zhierarchizowany. Odpowiedź na pytanie, „czy jesteś/czujesz się Europejczykiem”,

„jaki odczuwasz związek, jeśli w ogóle, między wartościami polskimi a tymi, któ- re defi niujesz jako ponadnarodowe”, wymaga również, jak się zakłada, rozstrzy- gnięcia kwestii opisującej, „dlaczego nim jesteś/czujesz się”, „dlaczego właśnie taki związek lub dlaczego go nie odczuwasz”. Fakty z życia respondentów traktowane samodzielnie mają określone znaczenie, podobnie zresztą jak dotyczące ich inter- pretacje, również traktowane niezależnie. Jednak dopiero analiza codziennych i praktycznych sposobów łączenia obu wymiarów doświadczanej rzeczywistości okazuje się w praktyce badawczej najistotniejsza, zwłaszcza w ramach badań bio- grafi cznych. W codziennej praktyce społecznej są to pytania trudne i, co ciekawe, nawet nie zawsze wymagające zadawania, a gdy już to nastąpi, nie zawsze potrzeb- na jest odpowiedź. Jej potrzeba rośnie przede wszystkim w momentach trudnych i takich, które łatwo nie dają się opisać, zdefi niować, a co do których, w ramach społecznych potrzeb przewidywalności „świata”, istnieje jednak „przymus” kie- runku i treści samookreślenia. Tak najprawdopodobniej było w wypadku zapre- zentowanych młodych pamiętnikarzy, których makrospołeczna sytuacja rzutująca na defi niowaną przez nich sferę „życia codziennego” niejako zmusiła do opowie- dzenia się po którejś ze stron — narratorzy tak przynajmniej to odczuwali/opisali.

Należy zakładać, że bez szerszego uwzględniania danych dotyczących relacji mię- dzy motywami postępowania i ich biografi cznym zapleczem wyjaśnienie zjawisk społecznych i uczestniczących w nich jednostek i grup jest badawczo ryzykowne.

W niniejszym artykule powyżej wskazane problemy odnoszą się do biografi cz- nych doświadczeń autorów dwóch pamiętników nadesłanych na konkurs „Polacy w Europie — Europa wśród Polaków. W poszukiwaniu własnych korzeni”. Pa- miętniki te zostały zakwalifi kowane do konkursu, gdyż, zgodnie z założeniami, ich autorzy zamieścili deklaracje, kim się czują, Polakami i/czy Europejczykami

8 K. Romaniszyn, Polacy-Europejczycy: z przypadku, czy z wyboru?, [w:]  Obywatelstwo i tożsa- mość w społeczeństwach zróżnicowanych kulturowo i na pograniczach, red. M. Bieńkowska-Ptasznik, K. Krzysztofek, A. Sadowski, Białystok 2006, s. 66.

9 Ibidem.

(4)

oraz przedstawili argumenty potwierdzające owe deklaracje. Narratorzy mają świadomość własnych związków z Europą, chociaż, najprawdopodobniej z ra- cji wieku, prezentowana przez nich wiedza jest, jeśli można tak to ująć, swoistą mieszaniną wiedzy szkolnej (wyniesiona najprawdopodobniej z historii i wiedzy o społeczeństwie) oraz wiedzy wynikającej z własnych zainteresowań i przemyś- leń na temat otaczającej ich rzeczywistości. Polskość i europejskość obu autorów jest sprawą dla nich dość skomplikowaną, gdyż ustalanie subiektywnej hierarchi- zacji obu sfer wymaga żmudnej, codziennej koncepcyjnej pracy, w której budul- cem są takie wartości, jak między innymi demokracja, honor, ojczyzna, patrio- tyzm, historia Polski i Europy, relacje Polski z wieloma europejskimi państwami w XX wieku, II wojna światowa, polityka (precyzyjniej decyzje polityków), coraz ważniejsza rola mediów, powstanie i rozwój struktur Unii Europejskiej czy wresz- cie akcesyjne działania w tym kontekście władz polskich. Sprawa jest dla nich tym trudniejsza, że narratorzy dostrzegają wielowymiarowość tych zjawisk oraz ich wewnętrzną dynamikę, wynikającą w poważnej mierze z faktu istnienia (jak zawsze) zwolenników i przeciwników określonych działań — w ramach ich bio- grafi cznej wypowiedzi chodzi o problem wstąpienia Polski w struktury Unii, co, niestety, dość często było mylone z wchodzeniem Polski do Europy (czego pa- miętnikarze byli świadomi). Jak zobaczymy, w podjętych przez nich wyborach związanych z samookreśleniem w ramach wspomnianej koncepcyjnej pracy, nie pomaga im dostępna rzeczywistość medialna, kreująca potencjalny zakres tez i opinii o świecie i ludziach. Można wszak zapytać, czy w założeniu jednak pomagać miała? W kontekście młodzieży jest to pytanie tym bardziej zasadne, że — w ramach społecznych procesów „zasysania” przedstawicieli tych kategorii wiekowych w obszary wymagające od nich w konsekwencji dość jasnych okreś- leń tożsamościowych — o pewnych zagrożeniach zeń wynikających nikogo spe- cjalnie nie należy przekonywać. W wypadku braku lub bardzo wąskiego zakre- su bezpośrednich doświadczeń młodzieży (doświadczeń niezapośredniczonych) prezentowany przez nich kształt wiedzy, jej treść, a zwłaszcza „potoczne narracje”

i „potoczne teorie” (chodzi o sposoby subiektywnego wiązania poszczególnych wymiarów wiedzy), są szczególnie ważne. Ważne nie tylko ze względów bada- wczych i poznawczych, lecz przede wszystkim ze względu na praktyczne społecz- ne konsekwencje ich przyszłych działań i wyborów życiowych (w sferze między innymi edukacyjnej, zawodowej, rodzinnej, politycznej).

Poniżej zostaną zaprezentowane, najczęściej w obszernych fragmentach, wy- powiedzi autorów o pseudonimach Marianna (18 lat, uczennica liceum, woj.

podkarpackie) i Wojtek (17 lat, uczeń, woj. świętokrzyskie), którzy w 2005 roku nadesłali prace na konkurs

10

. Autor artykułu stoi na stanowisku podkreślającym

10 Pamiętniki zebrane na zasadach konkursu stanowiły empiryczną podstawę przygotowania rozprawy doktorskiej (Tożsamość europejska w biografi ach Polaków. Szkic socjologiczny), która jako

„Praca naukowa fi nansowana ze środków na naukę w latach 2006/2007, jako projekt badawczy”

(5)

bogate stosowanie cytatów prac, bez komentarzy badacza. Ingerencja badacza na płaszczyźnie przedstawiania „danych” zamyka się tylko w procesie zestawia- nia z sobą (podobieństwa i różnice) poszczególnych opowiadań i pod-opowiadań u każdego z pamiętnikarzy. Może to przypominać zasady zaproponowane przez Jana Szczepańskiego (metoda konstruktywna i egzemplifi kacji), z tym jednak za- strzeżeniem, że aby zminimalizować negatywny wpływ badacza (chodzi między innymi o stawianie hipotez) na proces analizy, zrezygnowano z aparatu pojęcio- wego teorii socjologicznej

11

. Zastosowano w zamian, jako narzędzie heurystycz- ne, zmodyfi kowaną procedurę concept maps

12

, która w ramach założeń fenome- nologicznego badania świata pozwoliła na dokładniejsze uchwycenie właśnie wspomnianego zakresu podobieństw i różnic.

W kontekście zasygnalizowanego problemu wiedzy medialnej należy pre- zentację wypowiedzi zacząć od tego, na co dość zdecydowanie wskazał Wojtek na pierwszej stronie pamiętnika:

choć na temat członkostwa powiedziano i napisano już wiele […], zawsze warto wyrazić własną opinię na temat tego (i zresztą jakiegokolwiek innego) ważnego wydarzenia — w końcu żyje- my w epoce demokracji, w której to podobno opinie większości ludzi tworzą politykę państw, a bez poznania opinii jednostek, trudno jest przewidzieć zdanie tłumu. Nie będę więc przyta- czał wielu danych na potwierdzenie moich tez — nie tworzę przecież programu ideologicznego ani pracy naukowej, a jedynie przedstawiam własne odczucia. Różnią się one jednak od tego, co można usłyszeć od większości „zwykłych” mieszkańców Polski, nie tylko ze względu na treść, ale przede wszystkim na sposób ujęcia zagadnienia — czasem mogą dzięki niemu przypominać natchniony pamfl et, zaznaczam jednak, że choć niektóre z moich słów mogą brzmieć jak wyjęte z politycznych ulotek, są to moje własne, bardziej lub mniej przemyślane, poglądy. […] Mimo mojej pozycji i wieku — nie jestem nikim szczególnym, moje problemy będą pewnie takie same jak większości Polaków (znalezienie pracy, potem własnego mieszkania itp.) — staram się pa- trzeć na miejsce Polski we współczesnej Europie pod kątem przyszłych korzyści i strat, jakie może dać państwu członkostwo w Unii Europejskiej.

Przytoczony fragment, jak się wydaje, nabiera specyfi cznego znaczenia, gdy zostanie skonfrontowany z refl eksją Ericha Fromma, który w latach 90. zeszłego stulecia podkreślał, że współczesny rozwój form przekazywania wiedzy nie pozo- stawia wielu wolnych przestrzeni służących samookreślaniu. W ramach tak bo- gatego zróżnicowania człowiek jest często zmuszany do przyjmowania postawy przede wszystkim obserwatora szybko zmieniającej się rzeczywistości. Obserwa-

w ramach grantu KBN 0041/H03/2006/30, została obroniona w 2008 roku w Instytucie Socjologii UWr we Wrocławiu. Kierownikiem projektu był prof. Zbigniew Kurcz.

11 J. Szczepański, Odmiany czasu teraźniejszego, Warszawa 1973, s. 639–640.

12 J.D. Novak, A.J. Caňas, Th e Th eory Underlying Concept Maps and How to Construct and Use Th em, Technical Report IHMC CmapTools 2006-01 Rev 01-2008, Florida Institute for Human and Machine Cognition, 2008, available at: http://cmap.ihmc.us/Publications/ResearchPapers/Th eo- ryUnderlyingConceptMaps.pdf, s.  1–36. Na temat przystosowania tej metody do potrzeb analizy pamiętników piszę szerzej w publikacji, która zostanie wydana przez wydawnictwo Nomos w 2012 roku (W. Doliński, Nowe ślady — stare drogi. Europa w pamiętnikach Polaków, ISBN 978-83-7688- 079-2, Kraków).

(6)

tora, dla którego najważniejszym zadaniem jest poszukiwanie sensu (nadawanie sensów) życia w procesie konfrontacji „siebie” z rzeczywistością kulturową, w tym z rzeczywistością wykreowaną przez mass media

13

.

Kwestia obecności Polski w Europie jest dla pamiętnikarzy związana przede wszystkim właśnie z „medialnym szumem” oraz przytłaczającym ich informa- cyjnym chaosem. W związku z tym jest to dla nich pretekst do albo wycofania się i przyjęcia postawy wyczekującej (Wojtek), albo, jak Marianna, poszukiwania

„aktywnej neutralności”. Zarówno Wojtek, jak i Marianna przywołują następ- nie zdarzenia z lekcji szkolnej, podczas której jak „w pigułce” doświadczyli tego, co (nie tylko w warstwie światopoglądowej) prawdopodobnie stało się udziałem wielu Polaków w tamtym czasie.

Wojtek w następujący sposób opisuje odczuwany przez siebie „klimat” przed- referendalny:

Podobno w Stanach Zjednoczonych, […] wielu ludzi mówiąc o jakimś zdarzeniu z historii ich kraju często zaczyna swoją opowieść od powiedzenia […] „Kiedy zastrzelili Kennedy’ego byłem akurat w...”. Myślę, że opowieść o miejscu Polski w Europie na tle jej członkostwa w Unii Europejskiej również mógłbym zacząć w ten sposób — wcale nie dlatego, że w tym dniu zdarzy- ło się coś, co wyryło się w mojej pamięci w pewien szczególny sposób. Pierwszy maja 2004 roku był dla mnie normalnym, najzwyklejszym dniem. Nie wywiesiłem rano fl agi, nie oglądałem wystąpień polityków i manifestacji z obchodów „święta”. Zdaję sobie sprawę, że w historii bar- dzo trudno jest wyodrębnić coś takiego jak moment przełomowy. Każde ważne wydarzenie było poprzedzone planami lub decyzją, które dojrzewały kształtowane przez okoliczności i po- przednią sytuację, więc oznaczanie jakiegoś wydarzenia konkretną datą to przede wszystkim symbol pamięci i oznaczenie chronologiczne. Jednak głównym powodem mojej „ignorancji”

wobec tej „szczególnej daty” był mój stosunek do wydarzenia, które zostało jej przypisane. Jako osoba kompletnie niezorientowana w warunkach wstąpienia i jego korzyściach i zagrożeniach, ale za to przytłoczona medialną papką i propagandą polityczną, nie miałem żadnych powo- dów do świętowania czy żałoby. Do dziś nie wiem, czy jestem zwolennikiem czy przeciwnikiem członkostwa Polski w Unii Europejskiej. Pamiętam do dziś szum i zamęt powstały w okresie re- ferendum i poprzedzającej je kampanii, wielkiej bitwie o nieświadome owce, bezustannie zachę- cane i przymuszane do opowiedzenia się po jednej ze stron. Powstał informacyjny chaos, mają- cy przekazać kolejne rozkazy bezwolnym sługom, nieświadomie manipulowanym obywatelom, gorącym zwolennikom lub zagorzałym przeciwnikom czegoś, z czego sami nie zdawali sobie do końca sprawy — bo ilu „przeciętnych Kowalskich” potrafi łoby przed referendum powiedzieć cokolwiek o strukturach Unii Europejskiej, zasadach jej działania, jej celach czy osiągnięciach?

Pamiętnikarz podkreśla, że właśnie przez „nachalny zgiełk” i tak jak, jego zdaniem, większość Polaków, niewiele wiedząc o Unii Europejskiej, postanowił, że „w odróżnieniu od bezmyślnych mas i nielicznych świadomych swej decyzji ludzi […]” poczeka na skutki polskiego członkostwa i dopiero na tej podstawie postara się wyrobić sobie zdanie. Pisze, że taka decyzja i tak nie miała wpływu na wynik referendum, gdyż jako osoba niepełnoletnia nie mógł wziąć czynnego udziału w głosowaniu. Wątek narrator kończy następująco: „Moje obywatelskie

13 Zob. szerzej E.  Fromm, Zdrowe społeczeństwo, przeł. A.  Tanalska-Dulęba, Warszawa 1996, s. 74–77.

(7)

sumienie było więc czyste i wolne od przeczucia, że niechcący poparłbym jedną ze stron sporu, która namawiała do zignorowania referendum”.

Z kolei Marianna tak opisuje atmosferę, która najbardziej na nią wpłynęła w czasie przed i tuż po referendum:

Może to, co teraz piszę, ma charakter gawędy, bo w istocie nasuwa mi się w momencie pisania, jednakże nic nie zmienię. Wracając do tematu... jako obiektywnej obserwatorki nie udzieliła mi się ta atmosfera. Otaczała mnie i prowokowała określone reakcje. Jako człowiek raczej bom- bardowany przez różne opinie tych na „tak” i na „nie”, niż stojący pod szyldem — euroentuzjasta

— bądź z drugiej strony — eurosceptyk — nie podchodziłam do sprawy tak nerwowo (to znaczy jak myślę, że bym podchodziła na skutek obserwacji obu stron). Zaobserwowałam na przykład, że eurosceptycy wzbraniali się przed swoim określeniem, nazywając samych siebie — euro- realistami. Z kolei euroentuzjaści nie mieli nic do swojej nazwy, choć właśnie entuzjazm opi- suje wyjątkową radość, nadmierną. Nie byłam eurosceptykiem ani nawet eurorealistą! Trudno powiedzieć, aby moje NIE było silne, a i z prostego powodu: braku entuzjazmu nie zaliczam się do powyższych. Aby użyć przenośni — byłam neutralna jak Szwajcaria, swego czasu, nie chcę powiedzieć, że bierna, gdyż jako tako stanęłam na wysokości swojego obiektywnego zadania.

Wyglądało ono tak, że wysłuchiwałam, co inni mają do powiedzenia, i podejmowałam się wnio- skowania.

Marianna podkreśla jednak, że często spotykała się w środowisku młodzie- żowym z „zakrzykiwaniem”. Jej oponenci byli nieczuli na wszelkie argumenty i z uporem zdecydowanie mówili, że Polska ma tylko jedno wyjście: musi wstąpić w struktury UE.

Najgorsze było, gdy usłyszałam to samo na swoje przekonywanie o tym, żebyśmy wstąpili do UE, ale na warunkach nam sprzyjających. Ja rozumiem, że w kraju, kto jest o czymś święcie przeko- nany, tak aż mówi — wiem na pewno — nerwy biorą górę, gdy spotyka się z negacją. Poniekąd to normalne, dlaczego nerwy dotyczące unii mnie drażniły i przerażały. I do dziś mnie razi, jak można być tak kłótliwym w tej sprawie, tak napastliwym w przekonywaniu i tak gwałtownym w ripostach, jak w tzw. okresie euroeuforii.

Pamiętnikarka następnie przechodzi do wydarzeń z lekcji wiedzy o społeczeń- stwie:

Z mojego punktu widzenia stosunki panujące można by opisowo naznaczyć tak, iż jedynie słuszną była afi rmacja, a przeciwnicy byli napiętnowani jak ci źli. Nauczycielka na owych lek- cjach chciała, abyśmy rozmawiali. Moja dociekliwość zagadywana przez bardziej wytrawnych euroentuzjastów, była bądź co bądź zaspokajana przez panią magister. Zdarzało mi się sypać minusami, w najgorętszych chwilach — na to i na jednakową reakcję powyższych nauczycielka patrzyła ukontentowana z przebiegu dyskursu. Moja koleżanka nie była wylewna, powtarzała zazwyczaj tylko, że nie chce euro, ale też na niej skupiła się — przemoc — podczas gimnazjal- nego referendum. Przecież w końcu nie mogło się obejść bez drobnego, ale zawsze, zamiesza- nia. Nad wyraz chętni uczniowie pchali się do urn. Ach ten młodzieńczy zapał… Nastąpiła chwilowa blokada urny i wyrywanie sobie głosów. Skończyło się na tym jednak, że głosy wpisa- ne zgodnie z przekonaniami wylądowały bezpiecznie w pudle wyborczym. Po ogłoszeniu wy- ników, które bynajmniej nie oznaczały zwykłej młodemu pokoleniu buntowniczości przeciw starszym, padały takie kwitujące zdania wymierzone w nas dwie: „I co?” albo „No! I bardzo dobrze”.

(8)

Podobny „klimat” światopoglądowych relacji narratorka zauważyła, jak pisze, oglądając „Telekurier” (program regionalnej telewizji), niedługo po ogłoszeniu ofi cjalnych wyników polskiego referendum:

Prowadząca program dziennikarka powiedziała (wyraźnie antagonistycznie nastawiona do części społeczeństwa głosującego przeciwko), że jest ciekawa wstąpienia Polski do Unii Euro- pejskiej. To wszystko miało miejsce, podczas gdy ja wciąż nie rozumiałam tych negatywnych emocji, jakie się wytworzyły. Z niedowierzaniem rozszerzały mi się oczy i kuliły ramiona. Żeby zakończyć odnośniki szkolne, jeszcze powiem o mnogości konkursów wiedzy o UE, organizo- wanych przez różnych nauczycieli. Wzięłam udział w dwóch. Jednym z WOS-u, innym z geo- grafi i, oba zakończyły się poza podium, ale i też nikt nigdy nie miał ilości punktów zbliżonej do maksymalnej. To z braku większej wiedzy, o co obwiniam brak materiałów. Z resztą do dzisiaj poza licznymi broszurami trudno dostać coś o UE, a ja bym szczególnie chciała zobaczyć sła- wetną konstytucję, ale chyba się nie doczekam.

Marianna wspomina również, jak to nazywa, „inny przejaw niezdrowej aury przedreferendalnej” — chodzi jej zdaniem o aferę z Bogusławem Wołoszańskim, którą pamiętnikarka pamięta jak „przez mgłę”:

To według mnie pozostaje charakterystyczne dla kampanii przedreferendalnej, co wzbudzało niechęć na równi z prezydentem, mówiącym, że musimy wejść do UE za wszelką cenę. Bogusła- wa Wołoszańskiego w reklamówkach zastąpili młodzi w eurobusie. Jakiś spec osądził, że będą bardziej przekonywający. Co jest faktem, to że wszyscy występujący w reklamach wynieśli z tego swoje honoraria, a i bez reklam zapewne wynik byłby taki sam. Kto miał pójść zagłosować, po- szedł tak czy tak. A ogólnie to te reklamówki telewizyjne były na tyle nieciekawe, że nie myślę, aby kogokolwiek np. zachęciły do zmiany „euro-nie” na tak. Czym kierowali się wyborcy nale- żący do większości — niegasnącą nadzieją odmiany na lepsze? Dzisiaj powiedziałabym wielkim cieniem, jaki rzuciła na nich niepozorna Unia. To zdanie zabrzmiało literacko (no i nie ustrze- głam się od tego)…

Wojtek natomiast tak wspomina sytuację w szkole:

Pamiętam, kiedy w okresie kształtowania się tej postawy [chodzi o wspomniane „obywatelskie czyste sumienie”, że jako niepełnoletni Wojtek nie głosował — przyp. W.D.] dałem jej nieświa- domy wyraz, kiedy podczas szkolnej dyskusji o wstąpieniu Polski do UE, mimo że brałem w niej udział jako przeciwnik, nie zabrałem głosu ani raz, tłumacząc to zdenerwowaniem i stresem.

Swoją drogą, jedyne co zapamiętałem z dyskusji, to zaangażowanie niektórych biorących w niej udział osób, które wydawało mi się doskonałym przykładem zniewolenia ich przez „własne” po- glądy, wyrobione zapewne przez zręcznie manipulujące je środowisko i media — tak zapamięta- le bronili swoich racji, zapominając, że każdy medal ma dwie strony i nic nie jest jednoznacznie czarne lub jednoznacznie białe.

Wojtek dalej pisze, że większość toczących się wówczas w Polsce dyskusji w ra-

mach „publicznej debaty” była bezcelowa. Jego zdaniem, „żadna ze stron nie była

w stanie przekonać drugiej, bo żadna z nich nie potrafi ła dostrzec wartości ar-

gumentów przeciwnika lub bezwartościowości własnych”. Kolejne wspomnienie

narratora dotyczące doświadczeń w „burzliwym” okresie przedreferendalnym,

to lekcja, podczas której nauczyciel „zagaił” pogadankę na temat negatywnych

skutków członkostwa. Pamiętnikarz, jak pisze, zażartował, o zagrożeniu wykupie-

nia polskiej ziemi i ku jego ogromnemu zaskoczeniu

(9)

nie tylko nauczyciel potraktował moje słowa na serio. Niektórzy z kolegów i koleżanek w kla- sie podchwycili temat i zaczęli mi przytakiwać... Chociaż wiedziałem, że reklama i propaganda nigdy nie posługują się racjonalnymi argumentami, tylko stereotypowo uproszczonymi sche- matami lub irracjonalnymi sloganami, nie wiedziałem, że trafi ają one na tak podatny grunt...

Jak widać, poza zwątpieniem w demokrację i „głos ludu”, początki wtargnięcia Unii Europej- skiej w polską rzeczywistość nie wywarły na mnie większego wpływu. Być może to właśnie fakt, że przechodziłem dopiero okres dorastania i wyrabiania sobie poglądów, spowodował, że takie pytania, jak rola Polski w Europie, nasze miejsce na świecie czy znaczenie mojej polskości, przy- szły jakiś czas później.

Co wydaje się niezmiernie ciekawe, oboje pamiętnikarzy, choć podkreślają, że sfera prawna jest dla nich „niejasna” i „zagmatwana”, niezwykle chętnie od- wołują się do aspektów prawnych i problemów z tym związanych w kontekście akcesyjnych działań władz polskich. Oddajmy głos najpierw Wojtkowi:

Pozostała jeszcze jedna z kwestii związanych z nadziejami co do przyszłości Polski i Europy.

Mam do niej zdecydowanie ambiwalentny stosunek. Pozostawiłem ją na koniec jako najbardziej dla mnie niejasną i zawierającą elementy wszystkiego, o czym wspomniałem wcześniej. Mowa o ujednoliceniu europejskiego prawa. Jak wiadomo, w poszczególnych krajach rozpoczyna się ono już w okresie członkowskim, jeszcze na długo przed wstąpieniem do Unii. Jest to niezbędny warunek do utrzymania pewnych standardów, poziomu, który spowoduje, że Unia Europejska składała się z krajów, które dążą do rzeczywistego zjednoczenia i wyrównywania szans między poszczególnymi krajami członkowskimi, chociaż w najmniejszym stopniu. Nie da się stwo- rzyć jednolitego państwa, w którym każdy będzie postępował tak, jak tylko mu się podoba — była by to pewnego rodzaju uporządkowana anarchia (choć to wewnętrzna sprzeczność). Z dru- giej strony, prawo jest czynnikiem, który oddziela od siebie państwa — odróżnia je z taką samą siłą jak kultura. Polska, mimo że wielokrotnie zachowywała kulturę, pozbawiona prawa, była państwem pozbawionym niepodległości (okres zaborów czy komunizmu). Trudno jest zrezy- gnować z tej części niepodległości zaledwie kilkanaście lat po jej odzyskaniu. Zwłaszcza że pra- wo w Europie, zgodnie z zasadami demokracji, uchwala większość. Nie zawsze będzie się ona kierować dobrem wspólnym, choć często będzie się na nie powoływać. Polska nie ma wystarcza- jącej siły gospodarczej, aby zdominować Unię — co chyba nie jest specjalnie odkrywczą wiado- mością. Niestety, nie wiadomo, czy nasi politycy, zmieniani co pewien okres (zazwyczaj bardzo regularny, jeszcze nie zdarzyło się w dziejach III RP, aby jakaś opcja polityczna wygrała wybory parlamentarne dwa razy z rzędu), będą potrafi li utrzymać stałą politykę zagraniczną w stosun- ku do państw Unii, która byłaby podstawą zawierania politycznych sojuszy. Nawet gdyby takie powstały, sojusznicy nie zawsze muszą mieć taki sam stosunek co Polska do niektórych proble- mów, więc na ewentualnych sojuszach nie moglibyśmy ślepo polegać. Należy zatem pogodzić się z faktem, że w najlepszym wypadku wspólne unijne prawo będzie dla nas w miarę korzystne.

Spójrzmy, co na ten temat pisze Marianna:

Prawo — nie mogłam się doczekać poruszenia tego aspektu. Tak więc z prawem w Polsce też wiązano nadzieję, że UE wpłynie na nie pozytywnie. To był mój główny plus. Myślałam, co jak co, ale jeśli prawo ma być ujednolicone, to a nuż będzie lepsze. Plama! Tym większa, że odwiecz- na Temida nadal jest ślepa. A jak nic nowego pod słońcem to przybywają tylko dziwnie brzmią- ce nakazy. Przychodzi mi na myśl druga strona medalu — prawo w Polsce od lat jest już dobre, tylko wykonawcy są niekompetentni. Tu nie zniknie problem tak długo, jak podejmowane będą dowolne interpretacje prawa. Myślę tu jeszcze o sprawach ze strachami na wróble czy ptasimi gniazdami w budynkach gospodarczych, trochę mnie takie rzeczy śmieszą, ale przez łzy. Jednak nie brak takich poważniejszych punktów w prawie tworzonych bezpośrednio w Polsce jak usta-

(10)

wowe określenie, kto to jest ojciec nieznany. Wspomnę jeszcze o obowiązkowym kolczykowaniu bydła, pieczątkowaniu jaj i związanymi z tym kosztami i komplikacjami. A jeszcze wymiana dowodów, praw jazdy (gdzie prawo zadziałało wstecz, były w końcu przyznane dożywotnio) i re- jestracji. Wydane dowody osobiste trzeba teraz wymieniać każdorazowo przy zmianie adresu, a co dopiero jak zostaje przysłany z błędem — nic tylko koszty i strata czasu. Nie znajduję nic ponad skomplikowaną gmatwaninę.

Oboje autorów łączą również takie kwestie, jak, po pierwsze, swoiste zdziwie- nie, że w mediach dość często padały określenia, jakoby Polska 1 maja 2004 roku wchodziła do Europy.

Z czym i za czym do Europy — nie do UE, bo w Europie Polska jest od zawsze. Czemu po- wtarzano, że wchodzimy do Europy? No nic... Nieodzownie wstąpiliśmy do UE i tak już jest, że wszystko biegnie swoim zwyczajnym torem. Zapewne identycznym jak w przypadku braku członkostwa. Będąc w Europie od zawsze, w UE od niedawna Polska jest tym samym państwem ani lepszym, ani gorszym. (Marianna)

Wojtek fakt ten również zauważa, aczkolwiek podkreśla, że historyczne związ- ki Polski z Europą są dla niego bardzo skomplikowane:

Podczas kampanii przedreferendalnej często używano zwrotu „wejście Polski do Europy”, równie często poprawiając go: „Polska wchodzi do Unii Europejskiej, w Europie była zawsze”. W moim mniemaniu te sprawy nie są takie proste. Polska nie była zawsze w Europie. Nie była w niej 3 września 1939 roku, kiedy zostaliśmy z niej wyproszeni przez „sojuszniczą” Wielką Brytanię i „sprzymierzoną” Francję, które odwróciły się od nas, pokazując nam przywieszoną do pleców kartkę z nieszczerymi pozdrowieniami i obłudnymi życzeniami zdrowia i szczęścia, zawartymi w nic nieznaczącym akcie wypowiedzenia III Rzeszy wojny. Nie była w niej w sierpniu i wrze- śniu 1944 roku, kiedy powstańcy w Warszawie nie mogli doczekać się ochłapów z magazynów aliantów ani wsparcia polskich oddziałów walczących na zachodzie, bo Wielka Trójka nie mia- ła interesu we wspomaganiu Polaków. Nie była w niej w 1945 roku, kiedy wśród zwycięskich wojsk maszerujących na licznie organizowanych paradach zwycięstwa brakowało Polaków, aby nie urazić sojuszniczego Związku Radzieckiego. Zdaje się, że nie ma jej także teraz, kiedy po wy- siłkach w ochronie Ukrainy o przekształcenie w rosyjską strefę wpływów, co z pewnością nie by- łoby na korzyść Unii Europejskiej. Rosja mści się, zaczynając od sankcji i zakazu importowania żywności, podczas gdy zachodni „sojusznicy” ślą „ostre reprymendy” i ponad naszymi głowami budują rurociąg, dzięki któremu jeden z krajów będących z nami w wiecznym konfl ikcie może w każdej chwili odciąć nas od dostaw gazu, nie uderzając w interesy zachodu... Oczywiście mógłbym tu przytoczyć przykłady bardziej tragicznych wydarzeń i wojen, jak na przykład trzy rozbiory Polski — różnica między nimi polega jednak na tym, że podczas rozbiorów Polska była atakowana przez wrogów, a w przytoczonych przykładach była zdradzana przez sojuszników, tak jakby w ogóle nie było jej w Europie. Gdzie wtedy mogła się znajdować? W piekle.

Po drugie natomiast, zarówno Marianna, jak i Wojtek nie dostrzegają w zasa- dzie jakichś „spektakularnych” zmian w swoim życiu po wejściu Polski w struktu- ry UE. Wojtek na ten wątek poświęca niewiele miejsca:

Co może zmienić przystąpienie Polski do Unii Europejskiej pod względem naszej przynależno- ści do Europy? Nic. To my, Polacy, musimy walczyć o nasze miejsce, bo nikt nam go nie zagwa- rantuje — prędzej zajmie je, kiedy tylko będziemy na tyle słabi, aby móc nas z niego wyrzucić.

Co zmieni Unia Europejska w życiu każdego z nas? Oby nic. Najlepsze zmiany, te, które przy- noszą długotrwałe korzyści, muszą być dobrze ugruntowane, a więc nie mogą przyjść szybko.

(11)

Miejmy nadzieję, że to dopiero nasze dzieci i wnuki odczują na sobie korzyści Unii Europejskiej, i ich dzieci nie będą się o niej uczyć z podręczników do historii, ale będą jej dumnymi obywate- lami. Co Unia Europejska zmieniła w moim życiu? Nic. Na razie.

W nieco innym stylu pisze Marianna, która nie jest w stanie określić pozy- tywnego wpływu UE na jej życie codzienne. Trudno jest jej również określić, jaki wpływ mają na przeciętnego Polaka zmiany w polityce monetarnej oraz, jak to na- zywa, „przetasowania wśród polityków i samorządowców”:

przed przejściem do wpływu przystąpienia do UE na życie chciałabym jeszcze nadmienić parę słów o przekonaniu części głosujących. To przekonanie dotyczyło tego, jak świetlaną przyszłość zapewniają dzieciom i dzieciom dzieci... Przez to właśnie zwróciłam uwagę na pewien cytat, na który się akurat jakoś w tym czasie natknęłam: „Każde pokolenie musi przeżyć swój czyściec z nadzieją, że dla przyszłego życia niebo gotuje”. Słowa Elizy Orzeszkowej, może zbyt poważne, ale coś w nich jest. Przyznaję, że na świeżo, były to dla mnie najadekwatniejsze słowa do sytua- cji. Ach! Bo właśnie te osoby mówiły coś w tym rodzaju, że im będzie jeszcze gorzej (tzn. nam wszystkim), ale już..., dalszą część nadmieniłam. Teraz może — to, co miałoby za sprawą Unii w Polsce. Miało być tak w ogóle lepiej — to najczęściej słyszany plus. Wymieniali go ludzie, którzy znaleźli się w imponującym unijnym cieniu, o którym już mówiłam. Miało być lepiej, bo Zachód tak bogaty, nie mają żadnych problemów z sądownictwem, żyje się, ma pracę i pie- niądze. Tym wszystkim miano nas zarazić, oczywiście po przystąpieniu. Kto w programach prounijnych mówił wówczas o włoskich mafi ach, francuskim nazizmie, brytyjskich wątpliwo- ściach co do UE i wobec poszerzenia. A wobec tego jeszcze fakty po poszerzeniu: niemiecko- -rosyjskie umowy gospodarcze, za naszymi plecami, zakazy zatrudnienia Polaków w Anglii, fi nlandzkie afery z polskim mięsem. Inny plus — otwarte granice, słyszałam, że za kilka lat dopiero, inni mówią, że to już — sama nie wiem, nie podróżuję. Choć jako uczennica mogła- bym z ramienia Leonarda da Vinci czy Sokratesa — w tym względzie feler pośród ciała na- uczycielskiego, mianowicie brak ich większego zainteresowania. To znaczy w części, bo wiem, że szczególnie w prywatnych szkołach uczniowie zgłaszani są do udziału w tych programach.

Pamiętnikarka wspomina, że w jej bezpośrednim otoczeniu zna tylko jedną osobę (kolega jej brata), która na praktykę wyjechała do Hiszpanii, ale jak pisze,

„szczegółów sprawy nie zna”. Następnie autorka pamiętnika, mimo że sama raczej nie podróżuje, rozważa kwestię przekraczania granic i związanych z tym proble- mów:

Przejeżdżanie przez nie, bez zatrzymywania do okazania paszportu jest wielkim udogodnie- niem. To przyznaję jest plus. Tylko za tą granicą natrafi ć można dopiero na bariery nie do znie- sienia przez polityczne podpisy. To bariery wytyczone przez wieki. Te, które każą traktować się nawzajem wrogo przez narody. Na ten przykład, kolega mi opowiadał, że jego ojciec jeź- dzi, co jakiś czas do Niemiec, do pracy w budownictwie. Wcześniej jak i teraz jego niemieckie wynagrodzenia jest mniejsze od wynagrodzenia Niemca za te same czynności. Jeśli już mówię o przekraczaniu granic, to nie sposób mi nie wspomnieć o wzmocnieniu naszej wschodniej granicy. Pozostaje mi myśleć, że ten odgórny unijny nakaz przyniósł radość naszym pogranicz- nikom. Z tego, co jestem w stanie zaobserwować, z bazarów nie znikły nielegalnie wywiezione towary i ich sprzedawcy posługujący się czterema słowami w języku polskim. Możliwość pracy i dalszego kształcenia za granicą to był kolejny kuszący plus dla euroentuzjastów. Nie wiem cze- mu, a jednak wydaje mi się, że w tym względzie było jednakowo i przed poszerzeniem. O czym to jeszcze mówiono? O zmianie złotego na euro, jakie to będzie dla nas zbawienne... Tak jakby przelicznik miał uwzględniać 800 zł na 800 euro.

(12)

Kończąc prezentację wypowiedzi narratorów, należy odnieść się do kwestii zasygnalizowanej w tytule artykułu — do poczucia europejskości pamiętnika- rzy. U obojga autorów zajmuje ona sporo miejsca, chociaż zdecydowanie więcej u Wojtka. Polska europejskość narratorów jest raczej skierowana do jej „narodo- wego wewnątrz”, szczególnie w przypadku Wojtka. Dzieje się tak przez ich świa- domość historyczną, co do której, jak za chwilę zobaczymy, zdecydowanie od- miennie stosują narrację. Nieco inna jest również u nich dość rozbudowana treść argumentacji na temat między innymi wkładu Polski w dziedzictwo europejskie.

Poniżej zostaną przedstawione fragmenty wypowiedzi narratorów na temat naj- pierw europejskości, a potem aspektów wizji polskości.

Zacznijmy od poczucia europejskości Wojtka, który, jak podkreśla, nie jest, mimo wszystko, przeciwnikiem Unii Europejskiej, ale zdecydowanie nie zgadza się z postawą, jaką reprezentują poszczególne kraje członkowskie. Unia Europej- ska jest dla niego

jedyną szansą na prawdziwe zjednoczenie kontynentu od kilkuset lat, a jak powszechnie wiado- mo, „co dwie głowy, to nie jedna”. Trzeba jednak zdecydowanie określić się, czy wszystkie kraje członkowskie tego chcą. Unia nie może być strefą wolnego handlu, która daje przywileje tylko krajom bogatszym, dla których inni członkowie to tylko rynki zbytu. Unia nie może rozszerzać się w nieskończoność, bo przecież z kogoś musi czerpać zyski, i ten ktoś nie może być jej częścią.

Przed wstąpieniem Polski do Unii Europejskiej ktoś powiedział, że to członkostwo jest koniecz- ne, bo nie możemy stać w miejscu, musimy uczynić krok naprzód. Nadal jednak nie osiągnęli- śmy mety, my i inne kraje musimy jeszcze zrobić kilka podobnych kroków.

Pamiętnikarz w tym momencie stawia pytanie dotyczące miejsca w między- narodowej polityce państw europejskich dla, jak to nazywa, „szarych” i „przecięt- nych” obywateli. Odpowiadając, kreśli dość ponurą wizję „mamionych” ludzi oraz porównuje państwa europejskie do „stada zwierząt”:

Zdaje się, że tam, gdzie wcześniej. Oszukiwane wcześniej masy ludzi muszą być dalej mamio- ne swoją „wielką rolą w systemie demokracji”, aby zadowolone były w stanie dalej pracować na korzyść swoich krajów, a więc siebie samych. Jesteśmy Europejczykami, ale Europa dopiero się buduje. Jej historia trwa już ponad dwadzieścia wieków, ale historia jej jedności dopiero od- budowuje się po upadku Cesarstwa Zachodniorzymskiego. Jesteśmy częścią tej historii, małymi trybikami w jej wiecznie pracującej machinie. Cały kontynent można porównać do stada zwie- rząt, wiecznie walczących między sobą, a od niedawna próbujących zjednoczyć się dla swego dobra.

Zobaczmy, co na temat własnej europejskości pisze drugi autor, Marianna, która, w odróżnieniu od Wojtka nieco precyzyjniej podchodzi do odczuwanego przez siebie zróżnicowania odniesień:

Jestem Europejką, wiem to cały czas i mam tego poczucie na tyle na ile zauważam różnicę mię- dzy sobą a Azjatą, Amerykaninem, Australijczykiem, Afrykańczykiem. Z tej to przyczyny mam większą orientację w polityce, geografi i i kulturze europejskiej niż innych. Europejskość mojej polskości nie jest niczym szczególnym. Nie wiem, czy powinna ona polegać na np. moim wpły- wie na to, co dzieje się w, dajmy na to, Portugalii. A więc stwierdzam swoje bycie Europejką z racji bycia Polką. To gdzie się urodziłam, jest argumentem dominującym. A że tak powiem

(13)

Unio-Europejką jestem od paru chwil zaledwie, za sprawą takiego uchwalenia. A też, co za tym idzie, popadłam w zaangażowanie unijnymi sprawami. Decyzją polityków i wynikiem ogólno- polskiego referendum granica UE będąca jednocześnie granicą Niemiec przesunęła się na naszą wschodnią granicę. Wnieśliśmy do UE zatem siebie w całej okazałości. I jak piszą podręczniki, zrezygnowaliśmy z części państwowej suwerenności.

Przejdźmy teraz do ostatniej omawianej kwestii — poczucia polskości auto- rów. By zostawić nieco więcej nieprzerwanego miejsca na swobodną narrację Wojtka, dla którego „wątek wartości polskich” jest bardzo ważny, należy pozwolić dokończyć „wątek polskości” pamiętnikarce Mariannie, która jeszcze w kilku po- czątkowych (w tej części) zdaniach „wygasi” wątek UE:

Dziś bardziej niż kiedykolwiek doceniam rolę, jaką odgrywa polityka. To moje dziś trwa od po- nad roku. Ten czas to dla mnie szczególny czas wielu zmian, mających wpływ na moje życie.

Nie chciałabym być politykiem, uważam to za ogromną odpowiedzialność, ale chciałabym mieć w naszym społeczeństwie więcej do powiedzenia i mieć większy wpływ na losy kraju. Niedobrze się dzieje w państwie, w którym choć jeden mieszkaniec narzeka na szwankującą demokrację, przez ludzką niekompetencję. Jak ma być, jeżeli ja zauważam mankamenty polityki, szkolnic- twa. Podobnie zła polityka jak w Polsce jest w całej UE. Sprawia ona, że wspólnota mija się z celem. W każdym razie nie jest zbyt dobrze, UE jest chwiejna. Chęci były dobre, a wyszło jak zwykle.

Autorka podkreśla, że ma wystarczające kompetencje, aby opisać związki Pol- ski z wieloma państwami w Europie (wymienia Francję, Szwecję, Litwę, Ukrainę, Rosję). Co więcej, jest świadoma, że ciążą na niej różne społeczne wymagania związane choćby ze znajomością języków obcych i współczesnej historii Europy, lecz jednocześnie pamiętnikarka zdradza pewien niepokój, stawia pytanie nastę- pujące „Tylko do czego mnie to doprowadzi?”. Marianna pragnie, aby w Polsce ludziom żyło się dostatnio, a Polacy „byli dumni z siebie”:

Aby więcej było takich jednostek jak endokrynolog Tomasz Romer, jak piekarz Waldemar Gro- nowski, jak Krzysztof Dzienniak. O Polsce jednak najgłośniej jest słychać w związku z polity- kami. To ich decyzje, wypowiedzi i zachowania idą w eter. Im bardziej są one niewłaściwe, tym osłabia się w polityce Polski głos. Dobrze byłoby, gdyby politycy to zrozumieli. I żeby informacje nie były pełne ich głupoty, przy której nachodzi mnie chwilowe, powracające odczucie zazdrości do Polaka, którego wypowiedź: „Naprawiajcie sobie ten kraj sami, od jutra jestem obywatelem Australii” — usłyszałam kiedyś w radiu.

Marianna następnie nawiązuje do tytułu ulotki konkursowej, w której była mowa o poszukiwaniu własnych korzeni. Jak pisze, to stwierdzenie w jej przypad- ku jest trafne, gdyż myśli o sobie jako o kimś, kto właśnie ich poszukuje. Poszuku- je też swojego miejsca oraz szuka odpowiedzi:

Chyba każdemu zawsze łatwiej o pytania, a trudniej o odpowiedzi. Tu zawód spotyka mnie i w książkach z różnymi wersjami na jeden temat, i w szkole traktującej wszystko ogólniko- wo i schematycznie, i w prasie nie znajduję ani staranności, ani dociekliwości, wątpliwości budzi rzetelność. Moje spojrzenie jest więc zależne od własnych przemyśleń, w głównej mierze. Może nie będę odosobniona w stwierdzeniu, że trudno znaleźć swoje miejsce w kraju, gdzie zewsząd słyszy się: „możesz wyjechać, Europa czeka” […]. Państwowość to jednak główna cecha społe-

(14)

czeństw. Stąd też moje korzenie — właśnie Polskie. O ile tu jestem mała, to w skali całej Euro- py od Morza Śródziemnego przez Bałtyk po Morze Norweskie staję się jeszcze mniejsza. Taki jest mój udział, choć nie lubię tego słowa, powiem, ułamkowy.

Dla autorki pamiętnika, na przełomie wieków, udział innych Polaków w kształ- towaniu dziejów Europy jest, jak pisze, „niemierzalny”. Uważa, że dobrze jest mieć korzenie w narodzie, który w historii zapisał się, jak to ujęła, „złotymi zgłoskami”:

Gloryfi kuję, pewnie, bo nikt nie zaprzeczy, że Polacy byli wszędzie, w przełomowych momen- tach, potrafi liśmy nieść pomóc, gdy sami jej też potrzebowaliśmy — tak jest po dziś. Wiem, że znaleźć można polskie wpływy na kulturę w innych częściach Europy i odwrotnie. Kręgi kulturowe mieszają się i tak też się rozsławiają. Mamy swoją legendę — Stanisława Przybyszew- skiego, piewcę polskiej sztuki uniwersalnej, o którym wpierw słychać było w Niemczech i jego Dagny Przybyszewską, o której kto by w Polsce słyszał jakby nie małżeństwo. Wspomnę o ob- razie Wjazd Chrystusa do Brukseli Janusza Ensora — przykłady inspirujących dzieł i twórców mających wpływ na innych można mnożyć. Ścieżka, która jest za nami, jest kręta i wiele mó- wiąca. Wracając do historii, znajdą się i niechlubne przystanki. Ta, która piętrzy się przed nami obecnie, jest nieodgadniona. Wiadoma rzecz — Polska zrobiła krok. Nasuwa mi się tutaj takie skojarzenie. Jak gdzieś odnotowano, król Jagiełło zwykł pouczać żołnierzy, aby nie stawali nigdy w pierwszym szeregu, ani na tyłach, ale też i nie chowali się w środku. Tak myślę, że dokładnie tak uczyniła Polska. Pewnie wnuki zobaczą, czy to był krok w tył, czy do przodu. To była ironia.

Całkiem poważnie — to politycy mówili o tym, aby zwrócić się albo na zachód, albo na wschód.

Tak politycy weszli do UE, jednocześnie pozostając przy próbach prowadzenia interesów z Rosją czy USA. Mnie, obywatelowi, pozostaje myśleć, że nie skończy się jak w przysłowiu mówiącym:

„Kto chce mieć przyjaciela w każdym, nie ma go w nikim”. Od zawsze było tak, że co zwykły Po- lak wypracował za granicą swoim geniuszem, politycy przyćmili własnymi posunięciami. Przy- kładowo, w Rosji padła wypowiedź opisująca naszych prezydentów: Lepszy jest przewidywalny wróg (o Kaczyńskim) niż nieokreślony przyjaciel (Kwaśniewski).

Przejdźmy teraz do treści wyrażonych przez drugiego autora, dla którego Pol- ska ma Europie do zaoferowania wiele cennych wartości:

Każdy kraj różni się od siebie i choć nowości mogą wydawać się pociągające, nie wolno zapo- mnieć o starych obyczajach i dawnych tradycjach — o polskiej kulturze, historii i dziedzictwie narodowym. Niech bezwolne masy zostawią politykę rządzącym, bo i tak nie mają na nią żad- nego realnego wpływu. Niech rządzący nie zapomną o swojej misji i wyjrzą, choć trochę, poza czubek własnego nosa. Choć to utopijne myślenie, być może dzięki temu Europa znów byłaby jednym państwem. Na razie jednak nie ma żadnej nici łączącej wszystkie kraje członkowskie, poza chęcią poprawienia swej pozycji gospodarczej. Jak już pisałem, nie mam złudzeń, że po- zycja przeciętnej jednostki może mieć jakąkolwiek wartość dla dobra Europy. Warto jednak zauważyć, że jednoczący się kontynent będzie składał się z jednostek tworzących narody — a ich cechy będą mogły mieć realny wpływ na dzieje nowego, zjednoczonego państwa. Choć wady i zalety narodowe oparte są w dużej mierze na stereotypach, każdy z nich powstał przecież na bazie pewnych doświadczeń i w każdym z nich jest przysłowiowe „ziarnko prawdy”. Co Pol- ska może dać Europie? Bez wątpienia, jesteśmy narodem nieugiętym. Nasza zaciętość potwier- dzała się niejednokrotnie w historii, a brawura i bohaterstwo pozwalało podnieść się z wielu sytuacji bez wyjścia. Jako jeden z niewielu krajów podźwignęliśmy się z upadku mimo ponad wieku okupacji przez trzy mocarstwa. Niejednokrotnie brak dobrego wyposażenia czy pienię- dzy na jego zakup polski żołnierz nadrabiał wolą walki, która dawała mu zwycięstwo. Choć te cechy mogą wydawać się niewiele ważne w świetle tego, co pisałem wcześniej — w końcu teraz wojny prowadzą bankierzy, ekonomi i dyplomaci, a armia służy do wzbudzania strachu — nale-

(15)

ży pamiętać, że, póki co, Polska jest jedynym krajem graniczącym z największym przeciwnikiem Unii Europejskiej, walczącej z nią o wpływy Rosji. W połączeniu z dostępem do arsenału ato- mowego Wielkiej Brytanii czy Francji, nowe, wielkie państwo miałoby szansę przetrwać na tyle długo, aby zakorzenić w jego mieszkańcach poczucie wspólnoty. Innym cennym składnikiem, jaki wnosimy do Europy, jest polskie dziedzictwo i ostoja — wiara. Zachodnia Europa staje się coraz bardziej zlaicyzowana, co na pierwszy rzut oka może wydawać się korzystne — jest ona zbyt różnorodna, by narzucić jej jedną religię, co mogłoby ją tylko podzielić.

Z drugiej strony, według Wojtka, Europa pod względem wyznaniowym jest za- grożona obcą jej religią, islamem. Jak podkreśla, zaczyna on „zwiększać grono swoich wyznawców” i jako religia nastawiona negatywnie do europejskiego syste- mu wartości będzie w przyszłości czynnikiem „rozsadzającym”:

Cywilizacja Łacińska wyrosła na gruncie Chrześcijaństwa. Nie można o tym zapomnieć nie tyl- ko ze względu na ważną rolę kościoła w polityce. Podstawą każdego prawa musi być jakiś ko- deks etyczny, a tym dla naszego kręgu kulturowego zawsze było Chrześcijaństwo — każdy inny, jako sztuczny i obcy, będzie odrzucony. Jednoczenie się pod względem kultury czy religii jest ważne, bo zapobiega anarchii i rozbiciu europejskiego państwa od środka. Niedocenianie tego może doprowadzić do podobnych wydarzeń, jakie mogliśmy obserwować kilka miesięcy temu we Francji. Przy okazji nie sposób zauważyć pewnej drażliwej kwestii, która w mediach nie pojawia się prawie w ogóle, a jeśli już, jest ona od razu piętnowana i odrzucana jako ra- sizm. Europa, z racji swojej potęgi gospodarczej, jest upragnionym celem emigrantów z krajów trzeciego świata oraz wszystkich państw, w których poziom życia jest zdecydowanie niższy niż na Starym Kontynencie.

Pamiętnikarz zaznacza w dalszej kolejności, że jest świadom problemów zwią- zanych ze strukturą demografi czną kontynentu i z tym, że Europa się starzeje, jednak nie akceptuje sprowadzania, jak pisze, pracowników z innych państw, by Europejczykom zapewnić emerytury:

Zmienia to odwieczną strukturę kontynentu (wspomniany już wzrost wyznawców islamu), co może okazać się niekorzystne dla procesu integracji. Jak w ogóle można mówić o integracji z imigrantami, skoro znaczna ich część izoluje się w gettach, tworząc morza slumsów otaczające największe zachodnie metropolie? Ci ludzie nigdy nie mieli wspólnych wartości z Europejczy- kami. Wywodzą się z innych kręgów kulturowych, mają inną wiarę, inną historię, nie znają i nie szanują historii i wiary Europy, zmuszając jej normalnych mieszkańców nie tylko do ak- ceptowania, ale wręcz zrównywania ich kultury (słynny spór o ubiór muzułmańskich dziewcząt we francuskich szkołach). Polityczna poprawność nie może zastąpić zdrowego rozsądku. Oczy- wiście wielu zaraz dopowie, że jestem ignorantem, chodzi mi o „utrzymanie białej rasy”, takie pomysły miał Hitler itp. Ciekawy jestem, co stanie się za kilkaset lat, kiedy potomkowie dzisiej- szych imigrantów uznają, że Europa nie respektuje ich praw i stworzą sobie własną, nieeuropej- ską enklawę wewnątrz Europy. Wszystkie marzenia o potężnym państwie Europejskim znowu staną się na wiele lat nierealne, bo Europa znowu, jak za reformacji, rozbije się od środka...

Wojtek pisze o sobie patriota, choć, jak stwierdza, trudno mu jednoznacznie

zdefi niować, co to słowo obiektywnie oznacza, z powodu wielości codziennych

i społecznych interpretacji. Autor jest jednak skłonny przychylić się do następują-

cej interpretacji: „Jeżeli jednak chodzi o rolę Polski w Europie i podejście Polaków

do »spraw europejskich«, rozumiem to słowo jako przywiązanie do rodzimych

(16)

wartości i pamięć o interesie Narodu”. W dalszej kolejności pamiętnikarz uściśla, że chodzi mu o patriotyzm w skali międzynarodowej, czyli chęć obrony intere- sów państwa. Dla Wojtka w ramach tak rozumianego patriotyzmu najważniejsze jest zachowanie i obrona niezależności. Za to właśnie, jego zdaniem, już od zjed- noczenia plemion (wymienił następujące: Opolanie, Mazowszanie, Polanie, Kuja- wianie, Wiślanie) jego przodkowie „przelewali krew”. Narrator kontynuuje:

Choć dla wielu moich rówieśników, a co gorsza także ludzi starszych ode mnie i dla dorastają- cej „przyszłości narodu” niewiele już znaczą barwy narodowe, godło, tradycje, język i granice, są one dla mnie czymś wartym walki, która, jak wspomniałem na początku, nie będzie toczyć się na polach bitew, lecz w zaciszu gabinetów rządów i biur polityków. Zagrożenie jest słowem, które kojarzy się przede wszystkim z możliwością utraty czegoś fi zycznego, jednak dziś walka polityków i dyplomatów nie toczy się o nasze bogactwa, lecz o naszą wolę — wszyscy nauczyli się już, że imperia budowane siłą rozpadają się po pewnym czasie dzięki oporowi podbitych ludów, dlatego teraz każdy, kto chce podbić jakiś naród, podbija raczej jego serca. Najlepszym niewolnikiem jest ten, kto nie zdaje sobie sprawy ze swojej niewoli, a najlepsze kajdany to te, z których istnienia noszący je nie zdaje sobie sprawy.

Autor jest świadom tego, że kreśli dość „ponurą” wizję, jednak, jak podkreśla, jego obserwacje związane z faktem manipulowania ludźmi w okresie przedrefe- rendalnym są właśnie takie, a nie inne oraz wyraża opinię, że nie jest, w zasadzie, tym zaskoczony, jako że

przecież tak działa demokracja. Jak powiedział Al Capone, „Wiele uzyskasz za pomocą uśmie- chu, ale jeszcze więcej uzyskasz za pomocą uśmiechu i pistoletu”. Dziś mało kto stosuje tę takty- kę, zamieniając pistolet na podarunek, co przynosi o wiele lepsze efekty. Gdzie jednak w mojej apokaliptycznej wizji Polski otoczonej wrogami znajduje się ten „podarunek”? Czymś przecież trzeba zachęcić masy niewolników do zagłosowania na referendum — w tym wypadku były to przynęty i pozorne korzyści z przystąpienia do Unii — jedna waluta, zniesienie granic, wzbo- gacenie się Polski i dopłaty dla niej. Dla wielu osób wystarczyły, aby w referendum postawić krzyżyk przy kwadracie obok słowa „Tak”. Mało kto zastanawiał się jednak, jak wykorzystać te korzyści i czy cokolwiek one zmienią.

Ważnym, jak się wydaje, elementem powyżej zaprezentowanej „polskości”

jest jego stosunek do imigrantów w Europie, jak również do polskiej emigracji, której nie popiera i „nie zwracam przy tym uwagi na jakiekolwiek uzasadnienia…”

W dalszej części Wojtek zdecydowanie podkreśla, że ziemia, na której się urodził, jest Ojczyzną, o którą walczyli jego przodkowie

nie po to, abyśmy uciekali z niej, bo gdzieś indziej będzie nam łatwiej znaleźć pracę, czy gdzieś indziej unikniemy potworności wojny. Jeżeli kraj przeżywa kryzys gospodarczy, to naszym obo- wiązkiem jest robić wszystko, aby ten kryzys przezwyciężyć. To bardzo patetyczne słowa i wy- obrażam sobie, że może on wzbudzić niechęć i niezrozumienie, ale nie mogę też zrozumieć postawy osoby, która otrzymała od państwa bezpłatne wykształcenie i chce z niego wyjechać, pracując dla korzyści innego kraju. Osoby, które opuszczają kraj, za który dawniej zginęło o wie- le za dużo ludzi, dają jasno do zrozumienia, że nie są warte żadnego poświęcenia innych, skoro same nie potrafi ą go uszanować.

(17)

Pamiętnikarz przyznaje otwarcie, że ciężko mu zrozumieć emigrantów, którzy wyjeżdżali z Polski w czasach zaborów lub po 1945 roku. Wie jednak, że z jednej strony zrobili to po to, aby poza granicami Polski, niekiedy tylko piórem, ale jed- nak walczyć o wolność państwa, ale „z drugiej, wielu z nich mogło wyjechać po prostu dla wygody. Tym, którzy na obronę emigrantów wysuwają argument, że nie wszyscy interesują się polityką i nie każdy musi zmieniać świat, proponuję powrót do niewolnictwa. Gwarantowało ono niektórym niezobowiązujące życie, z dala od zaprzątania sobie głowy jakimiś skomplikowanymi decyzjami, które po- dejmowaliby za nas inni”.

Warto na koniec nieco szerzej zaprezentować wskazywany już wcześniej pro- blem „Polski otoczonej wrogami”. Oto co Wojtek pisze na ten temat w innym miejscu pamiętnika:

Nie jestem idealistą i człowiekiem wierzącym w rycerski honor — nie spodziewam się nagłych odruchów dobroci ze strony innych krajów, jeżeli te odruchy nie wiążą się z wyraźnymi korzy- ściami dla tych państw. Nie wierzę naiwnie, że nagle wszystkie państwa oprzytomnieją i w uzna- niu za dawne zasługi i cierpienia Polaków nagle zaczną wspierać ich kraj — gdyby cała Euro- pa składała się z zaprzyjaźnionych ludzi, nie byłoby w niej granic i osobnych krajów, bo nikt nie czułby potrzeby, by wyróżnić się od innych, tworząc własne państwo. Zastanawia mnie tylko, czemu tak trudno jest to dostrzec przez 95% mieszkańców Polski, czemu uparcie trzymają się swojej niewiedzy i nadziei w dobrą wolę naszych wrogów? No właśnie, wrogów — na poziomie państw nie ma przyjaciół i wrogów, są tylko wrogowie jawni i wrogowie, którzy mają z nami jakiś wspólny interes.

Dalej pamiętnikarz rozwija dodatkowo „teorię” „Europy wilków”, co w pew- nym sensie precyzuje jego stanowisko w kwestii relacji międzynarodowych:

Europa jednak to nie tylko kontynent. To także wspólnota państw, które odróżniają się od in- nych i pod wieloma względami je przewyższają. Dziś ta wspólnota ma bardziej niż kiedykolwiek wcześniej namacalny kształt — związku państw — Unii Europejskiej. Związek ten jest czasem wręcz skrótowo nazywany Europą. Wspólnota państw Europejskich nie zawsze była jednak tak jednolita. Ściślej rzecz biorąc, nigdy nie była jednolita, przypominała raczej wilki w sta- dzie, z których żaden nie jest, ani nigdy nie był na tyle silny, aby objąć władzę na dłuższy czas, a jednocześnie żaden z nich nie chce ze stada wystąpić, więc dla swojej korzyści żyją razem.

Nikt nie przekona mnie, że Europejczycy zawsze byli braćmi. Na naszym kontynencie wybu- chało chyba najwięcej wojen w historii, a na pewno wybuchły tu dwie największe z nich. Polacy, jako jeden z wilków w tym stadzie, również często byli atakowani przez innych Europejczy- ków, o czym zresztą nie należy zapominać przy tworzeniu nowej wspólnoty. Rozdrapywanie ran jest niezdrowe, ale zapominanie o błędach przeszłości jest śmiertelne. Tak więc pod względem nie geografi cznym obecność w Europie-stadzie była uwarunkowana jedynie dobrą (choć najczęś- ciej złą) wolą innych państw-wilków. Dzisiejsze pokolenia są świadkami szansy, przed jaką stają teraz wilki. Być może nauczą się one, że warto skierować swoje kły i pazury przeciwko komuś innemu niż one same. Na razie jednak nie odezwały się w nich wystarczająco silne instynk- ty stadne, każdy z wilków woli dbać o własne potomstwo. Choć my, zwykli obywatele mamy bardzo mały wpływ na postępowanie naszego państwa-wilka, możemy z nadzieją obserwować zmiany w Europie. Być może kiedyś uda zmienić się niesprawny system kierowania państwem, na razie jednak trzeba być cierpliwym. Pozorne ułatwienia i zmiany zmienią nasze życie w nie- wielkim stopniu — w końcu małe zmiany to żadne zmiany.

(18)

Kończąc, należy podkreślić, że autor artykułu świadomie zrezygnował z po- głębionych rozważań teoretycznych i metodologicznych związanych między in- nymi z kategorią młodzieży czy ustaleniami dotyczącymi tego, czy wypowiedź przysłana na konkurs to pamiętnik, czy też nie, jak również z tego, w jaki do- kładnie sposób można takie pamiętniki analizować. W zamian zdecydował się zaprezentować obszerne fragmenty wypowiedzi uczniów na temat ich poczucia relacji polskość–europejskość, gdyż w literaturze socjologicznej dotyczącej mło- dzieży, niestety, brakuje tego typu przedstawień

14

. Traktując pamiętnikarski świat przedstawiony w całości, nie ingerując w zasadzie w formę owych opisów (w treść nie ingerując w ogóle — chyba że uznamy, iż ingerując w jeden wymiar, niejako automatycznie ingerujemy w drugi), mamy do dyspozycji próbkę poglądów/do- świadczeń (?) młodzieży, która w innego typu badaniach mogłaby zadeklarować, na co jest duża szansa, poczucie europejskości lub jakąś jego odmianę, będącą pewnie w określonym związku z wartościami polskimi (zależnie od pytania, ka- feterii). Przedstawione pamiętniki w żadnym wypadku nie przedstawiają treści w jakikolwiek sposób reprezentujących określone szersze kategorie młodzieży czy Polaków. Pokazują jedynie, a może „aż”, określony sposób pisania (myślenia?), w którym, jak się wydaje, niebagatelną rolę odgrywają procesy historycznej i na- rodowej socjalizacji, realizowanej w wielu wymiarach życia (rodzinnym, towarzy- skim, edukacyjnym, politycznym czy medialnym).

Uwspólnianie sensów świata, będące istotą procesów komunikacyjnych, staje się obecnie coraz bardziej problematyczne

15

. Najczęściej nie mamy możliwości przedyskutowania z autorami/twórcami treści, które oferują nam różne, społecz- nie mniej lub bardziej uznane, źródła wiedzy. Mamy natomiast szansę je omówić, przepracować tylko i wyłącznie w gronie samych odbiorców wiedzy-kultury, gro- nie przyjaciół i znajomych z pracy/szkoły

16

. W naturalnie interakcyjny sposób indywidualne postawy są ugruntowywane w środowiskach i kręgach społecznych, do których trafi ają „strumienie” wiedzy. W kontekście form i źródeł „krążenia wiedzy” człowiek wielowymiarowo wikła się w relacje nadawca–(komunikat)–

odbiorca, co zdecydowanie poszerza odbiorcom treści obszar swobodnych in- terpretacji dostępnych znaków i symboli

17

. Aby się nie zagubić w ilości i jakości zróżnicowania dostępnej wiedzy, człowiek wystawiony jest na ciągłą introspek- cyjną pracę, polegającą na harmonizacji, racjonalizacji oraz interpretacji świata

14 Niekiedy nawet zastosowanie metody pamiętnikarskiej, która niejako z defi nicji musi ope- rować „światem przedstawionym”, co przekłada się na rozbudowaną warstwę chronologicznie upo- rządkowanych cytowań narratorów, nie znajduje szerszego omówienia w proponowanych w eduka- cji jakościowych metodach zbierania danych. Por. K. Konarzewski, Jak uprawiać badania oświatowe.

Metodologia praktyczna, Warszawa 2000.

15 Por. H. Świda-Ziemba, Młodzi w nowym świecie, Kraków 2005, s. 285–287.

16 Zob. szerzej R.K. Merton, Teoria socjologiczna i struktura społeczna, przeł. E. Morawska, J. Wer- tenstein-Żuławski, Warszawa 2002, s. 449–453.

17 U. Eco, Semiologia życia codziennego, przeł. J. Ugniewska, P. Salwa, Warszawa 1999, s. 160–172.

(19)

kultury, nawet wykorzystując elementy sfery mitologicznej

18

. U podstaw „mi- tycznego porządku świata” leży stosowanie fi gur słownych (na przykład analogii) łączących rzeczy i zjawiska z różnych porządków, co prowadzi do niedostrzegania istnienia przypadku. Wszystko jest teleologicznie zorientowane, a przedmioty, zjawiska i osoby istnieją zawsze w odniesieniu do „czegoś” innego (nawet jeśli to „coś” miałoby być wymyślone), co skutkuje zacieraniem się „istoty pierwszeń- stwa” skutku i przyczyny. To sposób rozumienia bliski myśleniu ideologicznemu, w którym brakuje miejsca na sprzeczności (panuje spójność, uniwersalność do- wodów oraz brakuje pytań pozostających bez odpowiedzi), gdyż celem jest krea- cja rzeczywistości akceptowalnej przez większość

19

.

Bibliografi a

Barański J., Socjotechnika, między magią a analogią, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2001.

Burszta J.W., Wspólna Europa, globalizacja i medialność: aspekty tożsamości współczesnej, „Sprawy Narodowościowe” 1998, z. 12–13, s. 135–140.

Chałasiński J., Polska leży w Europie, [w:] Polskie wizje Europy w XIX i XX wieku, red. P.O. Loew, Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego, Wrocław 2004, s. 159–169.

Cybulska A., O tożsamości Polaków, Komunikat z badań CBOS BS/62/2002, Warszawa 2002.

Eco U., Semiologia życia codziennego, przeł. J. Ugniewska, P. Salwa, Czytelnik, Warszawa 1999.

Fromm E., Zdrowe społeczeństwo, przeł. A. Tanalska-Dulęba, PIW, Warszawa 1996.

Konarzewski K., Jak uprawiać badania oświatowe. Metodologia praktyczna, WSiP S.A., Warszawa 2000.

Krakowski M., Tożsamość obserwatora, [w:] Tożsamość człowieka wobec życia i śmierci, red. J. Miziń- ska, H. Rarot, UMCS, Lublin 1999, s. 84–105.

Kubik P., Pożarlik G., Obrazy integrującej się Europy. Autoidentyfi kacja lokalna, narodowa i europej- ska mieszkańców regionu dolnośląskiego, lubelskiego i podkarpackiego, [w:] Polska lokalna wobec integracji europejskiej, red. Z. Mach, D. Niedźwiedzki, Universitas, Kraków 2002, s. 99–123.

Merton K.R., Teoria socjologiczna i struktura społeczna, przeł. E. Morawska, J. Wertenstein-Żuław- ski, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2002.

Mucha J., Keen F.M., 1995, Socjologia Europy Środkowo-Wschodniej 1956–1990, przeł. L. Stetkie- wicz, J. Mucha, IFiS PAN, Warszawa 1995.

Novak J.D., Caňas A. J., Th e Th eory Underlying Concept Maps and How to Construct and Use Th em, Technical Report IHMC CmapTools 2006-01 Rev 01-2008, Florida Institute for Human and Ma- chine Cognition, 2008, available at: http://cmap.ihmc.us/Publications/ResearchPapers/Th eory- UnderlyingConceptMaps.pdf, s. 1–36.

Romaniszyn K., 2006, Polacy-Europejczycy: z przypadku czy z wyboru?, [w:] Obywatelstwo i toż- samość w społeczeństwach zróżnicowanych kulturowo i na pograniczach, red. M. Bieńkowska- -Ptasznik, K. Krzysztofek, A. Sadowski, Wydawnictwo Uniwersytetu w Białymstoku, Białystok 2006, s. 47–69.

Szczepański J., Odmiany czasu teraźniejszego, Książka i Wiedza, Warszawa 1973.

18 Zob. szerzej: M.  Krakowski, Tożsamość obserwatora, [w:]  Tożsamość człowieka wobec życia i śmierci, red. J. Mizińska, H. Rarot, Lublin 1999, s. 84–105, s. 84–86.

19 J. Barański, Socjotechnika, między magią a analogią, Kraków 2001, s. 8 n.

(20)

Szűcs J., Trzy Europy, przeł. J.M. Kłoczowski, Wydawnictwo Instytutu Europy Środkowo-Wschod- niej, Lublin 1995.

Świątkiewicz W., Symbole europejskiej tożsamości, [w:] Dawne i współczesne oblicze kultury europej- skiej — jedność w różnorodności, red. H. Rusek (= „Studia Etnologiczne i Antropologiczne” 6), Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego, Katowice 2002, s. 13–27.

Świda-Ziemba H., Młodzi w nowym świecie, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2005.

The Europeanness of young Poles: The representation of experience world’ in the memoirs of the youth

Summary

Th e article entitled „Th e Europeanness of Young Poles: the ‚representation of experience world’

in the Memoirs of the Youth” is based on the analysis of two memoirs of young people written for the sake of the memoirs’ contest „Poles in Europe — Europe among Poles. In Search for Own Roots”

organised in 2005. Th e research made heuristic use of „phenomenological maps of consciousness”

based on a modifi ed technique of „concept maps”. Th e contest was basis for „scientifi c work funded from the resources for science in 2006/2007” as the research project „European identity in the biog- raphies of Poles. A sociological outline” (head of the project: Professor Zbigniew Kurcz). Consider- ing the „’representation of experience world” in memoirs as a relatively consistent entity, the article presents a sample of views/experiences of the young people who could, in other type of research, declare a kind of Polish sense of being European. „Th e world of memoirs” presents a specifi c way of writing (thinking?) which makes it possible to explore the important role of the historical and national processes of socialization performed in numerous dimensions of life (everyday, social, edu- cational, political) and especially in its media dimension.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Uwaga wiadomość powinna być wysłana z adresu pozwalającego na identyfikację nadawcy, informacja w temacie wiadomości:

Uwaga wiadomość powinna być wysłana z adresu pozwalającego na identyfikację nadawcy, informacja w temacie wiadomości:

Józefa Chałasińskiego (1904-1979) koncepcja kultury 147 Możliwe to będzie jedynie w rezultacie uaktywnienia i zorganizowania mas w skali całego społeczeństwa.

W tytule użyto wyrazu „zabija”, w lidzie mówi się o „wojnie w kurorcie, która może zakończyć się tragicznie”, tekst artykułu zawiera natomiast określenie „ofi a-

kretnych, przepojonych żywymi koloram i, realistycznych w iejskich pejzaży zaczęły pojawiać się złożone, niezw ykle barw ne obrazy, któ re później zaczęto

W ten sposób, zaczynając od świata Europa i emigracja, w którym liczą się przede wszystkim dobra materialne, poprzez tradycje rodzinne i refl ek- sję nad stylem życia (Europa

8. Uczniowie piszą plan wydarzeń opowiadania, a po zakończeniu ćwiczenia następuje jego przedstawienie i omówienie. Zadanie pracy domowej. Chwastek D., Nowosielska E., Oglądam

Oryginalny artykuł naukowy 1 Recenzja Artykuł przeglądowy 2 Artykuł monograficzny 3 Bibliografia Komentarz do ustawy Edycja tekstów źródłowych Artykuł