• Nie Znaleziono Wyników

Pierwszy cykl satyr Krasickiego

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Pierwszy cykl satyr Krasickiego"

Copied!
44
0
0

Pełen tekst

(1)

Juliusz Kleiner

Pierwszy cykl satyr Krasickiego

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 44/3-4, 73-115

(2)

JU LIU SZ KLEINER

PIERW SZY CYKL SATYR KRASICKIEGO

W zim ie r. 1778— 1779 pisane były jednym ciągiem S a tyry. Z końcem r. 1778 K rasicki pierw szą z nich — nie wiadomo k tó rą — posłał b ratu A ntoniem u do Dubiecka. Posyłka nie doszła. N astępną dołączył do listu z d n ia 2 stycznia 1779. „Moja, widzę, sa ty ra — pisał — com W Panu posłał, zginęła, ale się urodziło po niej trz y “. A dnia 19 lutego inform ow ał przyjaciela — tego samego, co kiedyś 0 M yszeidos pieśniach currenti calamo tw orzonych donosił Stanisła­ wowi A ugustow i — szam belana Aleksego H ussar zewskiego: „Bawi­ łem się przez zim ę pisaniem satyr; nie są zjadłe ani po im ieniu rzeczy i ludzi zowią; niech się ich publiczność nie boi, choćby 1 z dru k u wyszły. Ale co W Pana zadziwi! najpierw sza n a k ró la “ 1. Przeciw staw iał się w yraźnie Boileauwi, k tó ry pow iedział o satyrze, iż wszystko i w szystkich zwie po im ieniu:

J’ap p elle un chat un chat, et R ollet un fripon.

Groll, sta ły w ydaw ca pism Księcia B iskupa W arm ińskiego, w końcu sierpnia gotów był z drukiem nowego dzieła. D nia 1 w rze­ śnia w G a z e c i e W a r s z a w s k i e j ukazało się ogłoszenie, że „w K sięgarni Gröllowskiej [...] zn ajd ują się: S a ty r y przez autora M ik. D ośw iadczyńskiego“. Rozchwytano nakład — i dw a jeszcze w ydania Groll drukow ał w tym sam ym r o k u 2.

Rok 1779 obdarzył lite ra tu rę polską S a tyra m i K rasickiego oraz B ajkam i i przypow ieściam i. W raz z rokiem poprzednim , datą w y j­ ścia M onachomachii, oznacza on szczyt poezji stanisław ow skiej. Ja k ogłoszone wówczas B ajki przew yższają B ajki nowe, chociaż m iesz­ czące najśw ietn iejszą (i najsm utniejszą) bajkę polityczną o P rzy ja ­ ciołach i kapitaln ych anty feudalnych Puchaczy, tak ponad później­

1 J. I. K r a s z e w s k i , K rasicki. Ż y c ie i dzieła. W arszaw a 1879, s. 148.— I. K r a s i c k i , S a t y r y i listy. Oprać. L. B e r n a c k i . L w ów 1908, s. 36— 37.

(3)

szy o la t pięć d ru g i zbiór Sa tyr, jakkolw iek przynosi znakom ite K latki, w yższy jest cykl pierw szy. Je st to jeden z trzech plonów władczego arty zm u poety; ale pom im o zaw artych w nim dw u tw o ­ rów m istrzow skich nie może on jako całość doskonałością a rty ­ styczną, trw ałością i niepożytą świeżością rów nać się z B ajkam i i z Monachomachią.

Zapew ne powód tego, że S a ty r y w całości swego zespołu nie są tak trw ale żyw otne, tkw i w sam ym rodzaju literackim . S a ty ra jako odrębny rodzaj należy dzisiaj do przeszłości; żyje nadal jako czyn­ n ik kształtu jący , jako w yraz postaw y w zględem rzeczywistości ak tu aln ej w powieści satyrycznej, w satyrycznej kom edii, w sa ty ­ rycznym dram acie; krzew i się n a pograniczu pu blicystyki i lite ra ­ tu ry w felietonie, obrazku, w ierszyku satyrycznym . Niegdyś jed n ak w saty rze w łaśnie m ogła się w pełni okazać zdolność obserw ow ania zw ykłego człowieka w zw ykłym życiu; w niej w tedy, gdy nie istniała powieść obyczajowa, tryum fow ało znaw stw o ludzi i obyczajów. Że zaś obserw atora n ajłatw iej przyciągają zjaw iska ujem ne i że one w łaśnie n a jła tw ie j dadzą się zmienić w przedm iot artysty czny m etodą ośm ieszenia, więc w skazyw anie w ad stało się na długie w ieki zadaniem poety-realisty.

W ystępując przeciw błędom czuł się on zresztą bardziej nauczy­ cielem niż poetą. D ziałał w zakresie poezji chcącej kierow ać życiem zw yczajnym .

I oto dalszy powód, dla którego sa ty ra należy do zam kniętej przeszłości. M iała ona p ełną rację bytu, póki nie rozw inęła się bogato pozapoetycka publicystyka, póki po rząd y nad opinią m o ralną się­ gała p o etycka p aren ety ka. P a ren e ty k a — lite ra tu ra nauczająca, m oralizująca — albo kreśliła ideały i udzielała ra d pozytyw nych, albo ostrzegała i przed oczy staw iała w izerunki czy k a ry k a tu ry rzeczy złych, godnych w yplenienia. Postaw a p aren etyczn a była przy tym osłoną i udostojnieniem h u m ory styki. Śmieszność, żart, co do któ ry ch m ożna było pow ątpiew ać, czy odpow iadają godności pow ażnego poety, zy skiw ały praw o obyw atelstw a jako środki dzia­ łania m oralizatorskiego.

S a ty ra byw ała często zw ycięskim orężem w w alce ze z;łem. Ale nie zawsze tkw i w niej postaw a b o jo w a 3. Niezależnie jed nak od większej czy m niejszej dy n am ik i bojowej w łada w satyrze za­ sadniczo stanow isko in telek tu aln o -m o raln e wobec ukazanej rzeczy­

3 Por. J. K l e i n e r , Ig n a c y K ra sic k i. W k r ę g u M i c k i e w i c z a i G o e t h e g o . W arszaw a 1938, s. 171— 173.

(4)

S A T Y R Y K R A S I C K I E G O 75

wistości: stanow isko sędziego. Chodzi nie o samo przedstaw ienie zjaw isk, lecz o ich osądzenie, o refleksje na ich tem at. Ośm ieszanie łączy się z pow agą rozpraw y i rozpraw a stała się zasadniczą form ą ujęcia satyrycznego. Toteż epoki rozm iłow ane w rozpraw ie w ierszo­ w anej sp rzy jały satyrze 4.

Rozpraw a o zdrożnościach i śmiesznościach, o w adach i w ystęp ­ kach, rozpraw a, w której raz przew aża obserw ator życia i rzecznik praktycznej m ądrości, raz etyk i kaznodzieja — oto n a tu ra ln a form a satyry. Jej intelektualistyczną, spokojną, opanow aną postaw ę m ody­ fikuje, ożywia i od prozy ku poezji przesuw a albo liryzm oburzenia i niechęci, albo komizm zm ieniający ją w skrót kom edii czy w zbiór kom ediow ych tem atów , albo w yrazistość rysów konkretnych uzy­ skanych em pirycznie.

K rasicki dla tego, co było jego liryką, znalazł form ę skrajnego zobiektyw izow ania w bajce. Ale w łaśnie dlatego, że tak pow strzym y­ w any, zaham ow any jest jego liryzm , działa on silnie, gdy w yjątkow o, niespodzianie zabarw i satyrę.

W olno szaleć m łodzieży, w oln o starym zw odzić, W olno się na czas żenić, w o ln o i rozw odzić, Godzi się kraść ojczyznę, ła tw ą i pow olną: A m n ie sarkać na tak ie bezpraw ia n ie w olno?

Tak — tu taj walczy o praw o do sa ty ry człowiek czujący, człowiek p rzejęty niechęcią etyczną i patriotyczną do panoszącego się zła, inny niż Boileau, co w alczy jedynie o literackie praw o śmiechu:

Et je serai le se ul qui ne po u rr a i rien dire, On sera ridic ule et je n ’oserai rire!

I X Satire

P rzesuw anie się od pow agi m oralnego sądu do śm iechu kom edio­ wego łączy się u poety organicznie z typam i krystalizacji artysty cz­ nej. Gdy dokonyw a się ona na terenie autorskiej postaw y satyryka, w tedy panuje sąd pow ażnie w ydany lub zaostrzony ironią; gdy krystalizu je się w koncepcję artystyczną sam tem at, w tedy spoza w ierszy w yziera kom edia 5.

4 E. F a g u e t tak pisze o poezji B oileauw ej: „A u fond, la dis sertation nourrie d ’o b s e r v a tio n s bien faites, ju ste , préci se, bie n ordonnée, spirituelle, en v e r s bie n faits, c’est p o u r Boileau la p o é sie “ (Histoire de la li tté ra tu re f r a n ­ çaise. T. 2. P aryż 1900, s. 171).

5 N ieco inaczej staw ia k w e stię D. H o p e n s z t a n d , S a t y r y Krasickie go. S t y l i s t y k a t e o r e t y c z n a w P o l s c e pod red. K. B u d z y k a . W ar­ szaw a 1946. U w yd atn ia on k ontrast autorytatyw nej postaw y w m on ologu - kazaniu i w operow aniu abstrakcją, a em piryzm u satyr dialogow ych.

(5)

A utorska postaw a przetw arza m ateriał obserw acyjny i reflek ­ sy jn y w k sz ta łt jednolity, jeżeli konsekw entnie zostaje u trzy m an a w całym utw orze jakaś szczególna form a ujm ow ania sądów. Na ty m polega stw orzenie istotnego organizm u artystycznego w satyrze w stępnej i końcowej: przem ow a Do króla, w form ę solidaryzow ania się z zarzu tam i jego w rogów — p rzy ciekaw ym w yzyskiw aniu m owy pozornie z a le ż n e je — przyodziała saty rę na tych, co Stanisław a A ugusta zw alczali, i pochw ałę m onarchy. J e s t to więc konsekw entne w yzyskanie ironii p rzejrzy stej: paneg iryk w form ie satyry . W prost przeciw ne ujęcie uczyniło dziełem sztuki P a lin o d ią 7 czyli O dw o­ ła n ie: pozorne cofnięcie zarzutów jest ich uw ydatnieniem : satyra w form ie p an eg iry k u 8.

A rcydziełem m etody przeciw nej — skonkretyzow aniem tem atu, ukształtow aniem go w postać żywą i w jej dzieje — je st Zona modna. P ow iastka skład ająca się z zespołu scen i spraw ozdaw czych uogólnień została u ję ta w form ę relacji, co pozwoliło specjalnie w y- cieniować d ru g ą obok żony postać opow iadającego męża. Cała zaś relacja, w znacznej części będąca przytaczaniem rozmów, sam a jest składnikiem dialogu, w k tó ry m m ina niezadow olona spotkanego pana P io tra s ta je się p u n k tem w yjścia jego sm ętnie kom icznej opowieści.

Spotkanie z kimś, kto w nieśw ietnym je st hum orze, p ytanie o rację i w yw ołane tym opow iadanie — to rów nież ram y P ijaństw a. D rugi ów p rzy k ład p rzetw orzenia tem atu w żywą postać i scenę różni się jed n a k od Ż o n y m o d n e j; opow iada o jednej tylko scenie, nie o d ziejach bohatera, a słuchacza zm ienia przy końcu w kazno­ dzieję, p rzy czym kazanie zostaje św ietnie włączone w akcję. Za­ rów no dośw iadczenie p rzy k re jak kazanie okazują się bezowocne:

T e są w strzem ięźliw o ści zaszczyty, pobudki,

Te są. — Bądź zdrów . — G dzież idziesz? — N apiję się w ódki.

Gdy w Zonie m o d n ej i w P ijaństw ie w ystępow ały żywe postaci w żywych, uzasadnionych tokiem rozm ow y relacjach, M arnotraw ­ stw o biografię raz po raz przechodzącą w chw ytanie żywych

и Por. D. H o p e n s z t a n d, о. c., s. 367 i 372.

7 D rugi ty tu ł zajął m ie jsc e ty tu łu P a linodia w ręk op isie, który pod k oniec życia poety p rzy g o to w a n y został do w y d a n ia zb iorow ego; toteż ogłaszając je po śm ierci K rasick iego D m o c h o w s k i d ał satyrze n ap is O dwołanie .

8 D la urozm aicen ia w łą czo n y u stęp o ch arakterze ch w alącego oskarżenia: n ib y — p o tęp ien ie H oracjusza, J u w en a lisa i Persjusza. C iekaw e, że — jak stw ierd ził S. S k i m i n a (P e r s j u s z w Polsce. Toruń 1952, s. 55) — w iersze d otyczące P ersju sza n ie są zgodne z rzeczyw istością.

(6)

S A T Y R Y K R A S I C K I E G O

m o m e n tó w 9 daje jako w skazanie przykładu, przy czym pełny, w szczegóły o b fitujący życiorys poprzedzony jest przez krótki, b a r­ dziej ogólnikowy; obydw a są treścią czyjejś przem owy, m ającej słuchacza przekonać. W ygląda to n a fragm ent dysputy, której po­ czątku au to r nie podaje, której każe słuchać dopiero w tedy, gdy m ówca przechodzi do argum entów konkretnych z życia otaczającego: „Znałeś daw niej W ojciecha? — Któż nie znał.“ — „Znałeś K onstan­ ty n a? “ Tonowi przekonyw ającej rozm owy odpowiada koniec m ający c h a ra k te r w niosków ostatecznych rozprawy.

Żywe sceny, to szczegółowo ukazyw ane przez obserw atora, to będące przytoczoną w ym ianą słów szybkich, są głów ną częścią saty ry Ż ycie dw orskie, ale i początek, i koniec stanow i rozpraw a o w y raź­ nym charakterze przem ow y m entorskiej. Co praw da, dziw nie i trochę sztucznie jest ona uzasadniona. Mówiący zw raca się do zżytego od lat z dw orem Joachim a, by nauczył, „świadom znam ienicie, Na czym zawisło, jakie u dw oru jest życie“. Ale z dw oraka nie w yciągnie się praw dy; więc . . . gdy Joachim milczy, w tedy ten, co p rag n ął po­ uczenia, sam poucza w jego zastępstw ie i tylko dw ukrotne odezwanie się pytanego i jedno jeszcze „Joachim ie“ we w nioskującym ustępie końcowym u trzy m u je w ątłe ram y rozm owy rzekom ej. I tu, i w M ar- notraw stw ie fik cja rozm owy dostarcza tylko konw encjonalnej o p ra­ w y dla u tw o r u 10, nie dorów nującego już artystycznie sposobowi ujęcia Ż o n y m odnej i Pijaństwa.

Tam, gdzie sa ty ra nie dotyczy jednej tylko postaci lu b grupy od początku do końca zajm ującej uwagę, gdzie w ystępują, jak w M arnotraw stw ie, inne jeszcze postaci, wspólnością cech czy roli zw iązane z osobą naczelną, tam form a zbliża się do rew ii typów p iętnow anych lub ośmieszanych albo też do rozpraw y z przykładam i k onkretnym i.

Częściowo i Palinodia (Odwołanie), gdy się zw raca do godnego pochw ały P iotra, do Paw ła, m istrza w kunszcie oszukiw ania, do zacnego Jana, „co ojców m ajętność u tra c ił“ — mieści w sobie rewię. O dwołanie na zjadliw ych pochw ałach opiera sw ą stru k tu rę ; więź podobnego ty pu słabiej u żyta jest w Szczęśliw ości filu tó w : ironiczne

0 D. H o p e n s z t a n d (о. c., s. 395) podkreśla specjalny w alor sy m u l- taneizm u zastosow an ego tu w scen ie zbiorow ej.

10 D. H o p e n s z t a n d — dzieląc satyry na m onologow e i d ialogow e, te o sta tn ie na d y sk u sy jn e i relacyjn e czyli n o w elisty czn e — uw yd atn ia, jak blada byw a w dyskusjach druga osoba rozm ow y.

(7)

w inszow anie różnym indyw iduom 11. Te zaś indyw idua sk ładają się w łaśnie n a rew ię satyryczną. Typow ą rew ią saty ryczną w form ie zupełnie czystej, bez uw y d atn ian ia rodzaju wypowiedzi, z uroz­ m aicającym p rzep latan iem p o rtre tó w jednostkow ych przez chärak - tery sty k i zbiorowe — jest sa ty ra Złość u k r y ta i jaw na. Przestroga m ło d em u to zgodnie z ty tu łem przem ow a m entorska; jej treścią głów ną rew ia, kończy ją rozpraw a. Gdy tezy rozpraw y g ó ru ją n a d całością, w ted y rew ia zm ienia się w szeregow anie przykładów . Oszczędność, k tó ra zaczyna się żądaniem przem ow y pouczającej i m ieści żyw e u stępy dialogow ane, to w łaśnie d ysku rs na tem a t p rzykładów zam yk ający się ro zpraw ą ogólną. Zbliżonej m etodą sa­ ty rze Pan n iew a rt sługi o drębną fizjonom ię n ad aje n a jp ie rw żywość początkowego dialogu, niby ciągu dalszego toczącej się rozm owy („I w ziął tylko pięćdziesiąt. — W ieleż m iał wziąć? — T rzysta!“), n astęp n ie w y jątk o w a siła em ocjonalna oskarżenia. A k t oskarżenia to raczej niżeli zw ykła satyra. P rzegląd ogólny grom ady piętnow anej i żywą scenę zbiorow ą z przyk ładam i indy w idualny m i i z rozpraw ą zaw iera Gracz. Jednolitość rozpraw y rep re z en tu je sa ty ra Ś w ia t zepsu ty.

W śród trz y n a stu n ie m a więc n aw et dw u utw orów , które by po­ siadały ta k ą sam ą form ę ujęcia 12. T ak n a pozór bliskie sposobem ujęcia dw ie saty ry : Żona m odna i Pijaństw o, okazują przecież bardzo w y raźn e różnice w m etodzie kształtow ania.

Żadna z ty ch form nie jest nowa. Od Horacego począwszy sa ty ­ rycy, czując dobrze niebezpieczeństw o m onotonii, n adaw ali satyrom różne form y p rzedstaw iania w ad i zdrożności. W ystępow ał obok rozp raw y i przem ow y czy kazania dialog, m onolog postaci jakiejś, obrazek rodzajow y, relacja, zwłaszcza relacja o spotkaniu i rozmo­ wie, której w zorem św ietn a s a ty ra Horacego o n atręcie, w yliczanie

11 P o k rew n e śred n iow ieczn ym , i b arok ow ym kazaniom now orocznym lub m o ty w d arów na k olęd y w y zy sk u ją cy m (por. J. K r z y ż a n o w s k i , Historia l i te r a tu r y p o ls k ie j. W arszaw a 1939, s. 373).

12 D. H o p e n s z t a n d tra fn ie w ią ż e te form y z różnością p o sta w y p o­ zn aw czej, która od a u torytatyw n ego u ogóln ien ia, ta k w ła ściw eg o w . X V III, przechodzi do em p iryczn ego badania zja w isk k onkretnych, od racjon alistycz­ nego dogm atyzm u, od agitatorsk iego kazan ia i propagandystycznej d ysk u sji

do w ła ściw ej bad aczow i „pokory n ie w ie d z y “. Tę ostatn ią u zn aje H opensztand za „ n ajw yższy szczyt, do k tórego w ie k O św iecen ia m ógł w ogóle d otrzeć“ (о. c., s. 358, 362— 365, 385). — R ozm aitość rodzajów k om pozycji w S a ty r a c h u w y d a tn ił K. W o j c i e c h o w s k i (I g n a c y K ra sic k i. L w ów 1922) i W. B o ­ r o w y (O p o e z j i p o ls k ie j w w i e k u XVI11. K raków 1948, s. 129).

(8)

S A T Y R Y K R A S I C K I E G O 70

przykładów , rew ia typów i scen związanych wspólnością problem atu; m ieszała się inw ektyw a z ironią, oskarżenie chwalące z pochw ałą rów noznaczną chłoście; jednolitość tem atu w ielokrotnie ośw ietlanego jaw iła się obok swobodnego przeskakiw ania z kw estii n a kw estię, czyniącego sa ty rę p rek u rso rk ą felietonu nowoczesnego. G aw ędam i (sermones) zw ał przecież H oracjusz swe satyry.

Z nał tak ą rozm aitość form i Naruszewicz; jego C hudy literat doskonałością przekom ponow ania tem atu m ierzyć się niem al może z Żoną m od n ą ; w ystępujące tu i tam ram y spotkania i rozmowy, dającej asum pt do relacji o kom icznych scenach, to m etoda, której użył m. in. Boileau. Pijaństw o w yraźnie w iąże się genetycznie z Boileauw ą S a tyrą II, z opowieścią o śmiesznej, niem iłej biesiadzie. R e d u ty N aruszew icza jako rew ia ryw alizują znowu z K rasickim i w yrazistością typów, i pom ysłowym i ram am i, w k tórych typ y te zostały umieszczone.

Pom im o samodzielności, k tó ra nie dopuściłaby do zarzutu, jaki czyniono Boileauw i w edług słów jego S a ty ry IX : iż jest u n g ueu x ré ve tu des dépouilles d’Horace — K rasicki nie dochodzi w Satyrach do w łasnej form y; nie m ożna mówić o typie saty ry Krasickiego, tak jak m ówi się o typie jego bajki. Ale jest sam oistnym panem form trad y cy jn y ch i w ładztw o n ad nim i okazuje każdej z trzyn astu sa ty r dając odm ienny plan kom pozycyjny i osiągając przez to w ięk­ szą rozm aitość form niż Boileau.

In ten cje artystyczne p rzejaw iają się już w ugrupow aniu. Satyrze w stępnej, dedykacyjnej, będącej chw alącym oskarżeniem , odpowiada ostatn ia ironią cofania zarzutów , pochw ały satyrycznej.; a przez tem aty k ę sta je się Palinodia syntezą zbioru. W łaściwy początek, rz u t oka n a całość ówczesnego życia 13 zaw iera Św ia t zep su ty, po­ k rew n y pierw szej satyrze Juw enalisa, również z ogólnego potępienia stosunków czerpiącej praw o b ytu swego, bo D ifficile est satiram non sc rib e re u , i po w ym ienieniu przestępstw zaw ierającej, podobnie ja k początek Ś w iata zepsutego, pełne oburzenia pytanie satyryka: Haec ego non credam V enusina digna lucerna? Haec ego non agitem ? N astępuje pięć sa ty r na w ady poszczególne, przy czym zacieśnia się

13 D any w ed łu g określenia H o p e n s z t a n d а (о. c., s. 358) w form ie

p aciork ow ości kom pozycji. " ^

14 Z auw ażył to p ok rew ień stw o Józef T r e t i a k w studium o satyrach Ign acego K rasick iego ( Ś w i a t , VI, 1893, s. 32; to sam o w N i w i e , X X II, 1893; przedruk w I serii T r e t i a k a S z k i c ó w literackich. K raków 1896). — M ożna b y tak że sum aryczn y obraz w ystęp n ego św ia ta zestaw ić z charak terystyk ą w iek u żelaznego w M etam orfozach O w i d i u s z a .

(9)

Д () . ■ J U L IU S Z K L E IN E R

coraz bardziej k rąg tem atów i -postaci. Gdy Złość u k r y ta i jaw na oraz Szczęśliw ość filu tó w są przeglądem urozm aiconej grom ady, M arnotraw stw o i Oszczędność dają gru p y specjalnie ograniczone, a P ijaństw o pośw ięcone jest rep re z en ta ty w n ej, w yodrębnionej jed ­ nostce. N ow y szereg sa ty r rozpoczyna niby drugi w stęp, z rzu tem oka na całość stosunków , Przestroga m ło d e m u ; po niej znow u cztery sa ty ry n a poszczególne w ady i w ystępki: silnie zindyw idualizow ana a jednocześnie dająca najpełniejsze opracow anie ty p u Żona m odna, dalej Ż ycie dw orskie, Pan n iew art sługi i Gracz.

Rozpoczynająca te n zespół s a ty ra Do króla, stojąca osobno, poza n u m era cją dw un astu innych satyr, z ajm u je m iejsce nie w stępu, lecz dedykacji. J e s t zupełnie w yjątk ow ą odm ianą listu dedykacyjnego, chociaż wszelkie epistulae dedicatoriae dalekie są od jej typu. W każdym razie tra d y c ja pośw ięcania dzieł opiece m ecenasa i w y ­ zyskiw ania ich dla jego chw ały nasu n ęła tę m yśl, by do k ró la p rze­ mówić w pierw szym utw orze zbioru. B yły zresztą i bezpośrednie podniety ze stro n y fran cu skich klasyków satyry . M atur in Regnier, św ietnie zam ykający swą tw órczością w. XVI poezji francuskiej, w iek P lejad y, n a czele sa ty r um ieścił Discours au Roi, i tak samo pojaw ił się Discours au Roi jako w stęp do sa ty r Boileauw ych.

Te dw ie przem ow y satyryk ów francuskich do króla i w iersz K rasickiego to trz y stadia łączenia p an egiry ku z utw oram i s a ty ­ rycznym i. R egnier tylko form ą poetycką, form ą rozpraw y w aleksan- drynach, zespala ściśle przem ow ę hołdow niczą ze zbiorem pozosta­ łych sa ty r; d aje zw ykły pokłon, zw ykły panegiryk. Boileau rozum ie, że pan eg iry k nie h arm onizu je z postaw ą au to ra ganiącego i szy­ dzącego i chce w stępow i nadać ton i sty l zgodny z tym , co po nim znajdzie czytelnik. W łącza w praw dzie obowiązkowe pochw ały, sław i wielkość m onarchy, ale tę część pochw alną czyni jak b y drugoplano­ wym skład n ikiem całości. W ięcej m ówi o satyrze w łasnej, o stosunku ludzi w yszydzonych do jego dzieła niż o królu, bardziej kładzie nacisk n a w ytknięcie śm iesznych panegiryków niż n a em fazę p o ­ chw ał sw ych zw róconych do L udw ika XIV. W yraźnie stw ierdza niezdolność w łasną do stw orzenia panegiryku:

Mais je sais p e u louer.

Inne je st tworzyw o, in ny ton piołunow y jego poezji, przeciw ny m etodzie zb ierania m iodu przez pszczoły:

(10)

S A T Y R Y K R A S I C K I E G O 81

I naw et cześć dla króla nie doprowadzi go do zm iany charak ­ teru twórczości:

On ne m e v e r r a point, d ’une vein e forcée, M ê m e pour te louer, dég uiser m a pensée.

Co Boileau zaznacza i co realizuje tylko częściowo, to do skrajnej konsekw encji artystycznej doprowadza Książę Biskup W arm iński. Zastosow uje R egnierow ą i Boileauw ą trad y cję rozpoczynania sa ty r przem ow ą do k ró la czy rodzajem listu dedykacyjnego, ale tę prze­ mowę pochw alną stylizuje całkowicie jako satyrę. N egatyw ną form ą swego n ib y-pan egiryk u uniem ożliw iając od razu ton właściw y pane- giryzm u, sw oje stanow isko przeciw nika i pogromcy poezji dw or­ skiej, panegirystycznej 15, w łaśnie w ty m pokłonie wobec króla m a­ nifestuje na j wyraziściej.

M yszeidos pieśni kształtow ał nie tylko jako wróg N aruszew i- czowskiej szkoły chwalców m onarchii, lecz jako opozycjonista w sto­ sunku do ówczesnego reżim u królewskiego. Z opozycji zrezygnował; sam ą M yszeidę ostatecznie przekształcił i zbliżenie now e do S tani­ sław a A ugusta zaznaczył w ierszykiem P rzy oddaniu M yszeidos. Ale odgraniczył się w nim stanowczo od poezji dw orskiej, niem al rous- sowskim gestem przeciw staw ił siebie, prostaka, atm osferze dworu:

N ie zna prostota dw orów obyczaju.

Zbliżenie potęgowało się. K rasicki w yraźnie zsolidaryzow ał się z królem . W szelako na jednym tylko terenie, n a tym, n a którym jego uznanie dla króla i chęć w spółpracy były czymś n aturalnym , koniecznym : na teren ie działalności k u ltu raln ej S tanisław a Augusta, m ecenasa Oświecenia.

Tem u reform atorow i sarm ackiej Polski z czasów saskich nie odm aw ia pochwał auto r Monachomachii. Tylko . . . nie zm ieni dla pochw ał stylu swej poezji. Bezwzględnie może mówić z B oileau’em:

On ne m e v e r r a point, d ’une v e in e forcée, M êm e p ou r te louer, déguis er m a pensée.

Chw ali — m etodą i stylem satyryka. Stylizuje pochw ały jako oskarżenie kom iczne cnoty czy zasługi, znane dobrze M o n i t o r o w i . Ojciec Elizeusz w pieśni III poem atu o m nichach oskarża boleśnie króla, co „w zgardził m iodem i nie lubi w ina“ :

13 Por. J. K l e i n e r , K r a s i c k i jako p r z e c i w n i k p o e z j i d w o r s k ie j. W k r ę ­ g u M i c k i e w i c z a i G o e t h e g o . W arszaw a 1938.

(11)

Z cieb ie gu st książek, a p iw n ic ruina, T yś naród z k u fi ów , szk lęn ic, beczek złupił.

A więc pochw ałą staje się głupie oskarżenie w ypow iedziane przez głupca. W niosek: tylko głupie za rz u ty m ożna staw iać królowi, tylko głupcy mogą być m u niechętni. S a ty ra na przeciw ników k ró la staje się n am iastk ą p anegiryku.

To w łaśnie po dstaw a koncepcji i sty lu w satyrze Do króla. I ona z niezró w n an ą ironią i jednocześnie z niezrów naną w ielkopańską syntezą czołobitności dla m onarchy i poufałości swobodnej, w y ­ kw in tn ej m a uprzytom nić, że tylko głupim i zarzutam i m ożna obniżyć pow agę S tan isław a A ugusta, że tylko głupcy pełni złej woli i ciem­ n oty uprzedzeń m ogą być jego przeciw nikam i i oskarżycielam i.

W tej liście zarzutów typ rozpraw y, w łaściw y często satyrom , w ystępu je o w iele pełniej niż w u tw orach pozostałych i niem ało przyczynia się do jednolitości i płynności przem ow y, dając szereg tez i każdą p opierając argum entam i. P rzy tym K rasicki unikn ął w szelkiego usztyw nienia, nie zachow ując stale tej sam ej postaw y ironicznej, nie id en ty fik u jąc się stale w sposób ironiczny z przeciw ­ nikam i króla. O palizujący jakiś c h a ra k te r (oczywiście tylko w in te ­ lek tu aln ym zakresie) o trzy m u ją w yw ody, w k tórych przejrzy sta m aska rzekom ego oskarżyciela chwilow o całkow icie ukazuje fizjo­ nom ię sam ego au to ra i zam iast repro du ko w ania śm iesznych zdań obcych w p la ta tra fn e zdanie w łasne, stw ierdzając, że owe bezzasadne z arzu ty k ry ją jakąś sm u tn ą praw dę, pozw alają ujrzeć jakieś praw o bolesne p rzew agi złego. Więc już nie pierw szy lepszy szlachcic w ym yślający królow i czy gderzący na niego, lecz tenże sam autor, co z powagą, ze św iadom ością swego zadania i u p raw n ien ia p rze ­ m ówił w zdaniach początkow ych, sąd w y daje o poetach-chw alcach i o chw alonym : ,,Ten gardził, ale płacił, ów śm iał się, lecz kadził“ ; on sam rów nież w ysnuw a z h istorii polskiej regułę stanow iska n ie ­ chętnego w zględem w ładcy-rodaka:

S kąd p o w sta ł na M ichała ów sp isek zdradziecki? S tąd tylko, że król M ichał z w a ł się W iszn iow ieck i. Do Jana, że S ob iesk i, naród n ie przyw yka, K ról S ta n isła w dług p łaci za pana stolnika.

I kto wie, czy chwilow o n aw et autor sam nie solidaryzuje się z potęp io n y m i i w yśm ianym i głosicielam i zarzutów . Jed en bowiem zarzu t tak m a stylow ą postać aforyzm ów Krasickiego, ż e . . . tru d n o go nie w liczyć m iędzy jego sądy w łasne:

(12)

S A T Y R Y K R A S I C K I E G O

Zsuwa też poeta m askę z tw arzy, gdy w yjątkow o zdobyw a się na pochwałę, gdy pyta: „Cóżeś zyskał dobrocią, łagodnością tw oją?“ , gdy daje silny akcent zdaniom , które od konw encjonalnego frazesu o zadziw ianiu sąsiadów przechodzą do w skazania pozytyw nych zasług Stanisław a Augusta:

Czyń, co m ożesz i dziełm i sąsiadów zadziw iaj, Szczep nauki, w znoś h an d el i kraj u szczęśliw iaj f . . .].

W ynosi więc poeta m ecenasa nauki i k u ltu ry m aterialnej, uznaje świadczone przezeń dobrodziejstw a, widzi zasługę w zaprzestaniu dem oralizującego szafunku starostw am i i — na tym kończą się po­ chwały. Ich ściśle ograniczony zakres i przem ilczanie spraw innych m ają niezm iernie w y raźną wymowę. K rasicki nie stał się i teraz bezw zględnym zwolennikiem Poniatowskiego, nie stłum ił swego krytycyzm u. Ani słowem nie pochw ala jego polityki. Zwalcza czy­ nione królow i głupie zarzuty — przem ilcza zarzuty poważne, uza­ sadnione 15a.

G łupota w ysuw anych w satyrze Do króla zarzutów , dotyczących przew ażnie kw estyj bez znaczenia i rzeczy, za które król nie jest odpowiedzialny, bo pochodzenia jego i w ieku młodego, głupota, częścią irytu jąca, częściej przejm ująca sm utkiem , w y jaskraw ia się w źródło efektów komicznych, gdy z pozorną powagą i w iarą rolę argum entów o bejm ują bezsensowne, absurdalne fałsze:

. . . w szak w L acedem onie Z aw żdy sied ział T esalczyk na Likurga tronie, G reki archontów sw oich od R zym ianów brali,

R zym ianie dyktatorów od G reków przyzw ali.

Duch w ieku Oświecenia przem aw ia, gdy na rów ni z tak o c z y ­ w istym i fałszam i kładzie poeta arg u m en ty dotyczące dziedziczności:

Bo natura na rządczych pokoleniach zna się: Inszym p ow ietrzem żyw i, inszą straw ą pasie.

Przeciw głupocie politycznej, przeciw niskiem u stanow i poli­ tycznej k u ltu ry , zw raca się ostrze ironicznej satyry, która m istrzow ­ skim w yzyskaniem tonu wypowiedzi, odcieniam i różnym i ironii, sarkazm u, powagi, p ro testu i św ietnością sform ułow ań („Nie masz chrztu, co by zmazał twój grzech pierw orodny“) wznosi się na w y­ żyny praw dziw ej sztuki słowa przem yślanego i w tym typie nie ma u tw oru rów nego w całej litera tu rz e satyrycznej świata. Ale zwraca

lr>a Na to p om in ięcie zarzutów słusznych zw rócił już u w agę T r e t i a k w rozpraw ie w spom nianej.

(13)

się ostrze satyryczne dziwnego paneg iry ku także przeciw zjaw isku literackiem u, z k tóry m na pozór utw ór jest ściśle spokrew niony: przeciw litera tu rz e panegirycznej. I tu obok pokrew ieństw a z w y ­ cieczką B oileauw ską przeciw panegirykom w jego Discours au Roi znam ienne różnice.

Boileau, tak w iele m iejsca pośw ięcający w ogóle w yszydzaniu lite ra tu ry niesym patycznej i w tych literackich atakach najbardziej zjadliw y, w yśm iew a lichotę poetycką różnych tw orów panegirycz- nych. K rasicki a ta k u je lichotę m oralną, odsłania etyczną m arność i fałsz owego zw iązku m iędzy chw alonym i a płatny m i chwalcam i i nie troszcząc się o robotę literack ą p iętn u je bezwartościowość po­ chwał, k tó ry ch sam chw alący nie bierze na serio. Co gorsze — w łaśnie w tedy, gdy zło się krzew i, b u jnie w y rasta osłaniający je panegiryzm . O ty m i Boileau nie zapom niał, chociaż nie dotknął kw estii owej w przem ow ie do króla. Za to w Sa tyrze V III um ieścił nauki, jakie daje lichw iarz w yzuty z sum ienia synowi:

E ngrais se-toi, m on fils, du suc des m a lh e u re u x , Va p a r te s cru au tés m é r i t e r la fortu ne,

A u s s i - t ô t tu v e r r a p o ètes , orateurs,

R héte urs, g ra m m a irie n s , astronom es, docteur s, D é g ra d e r les héros pou r te m e t t r e en leur place.

Aie tu w łaściw ie idzie jed y n ie o łatw ość kupienia pochwał, o przedajność panegirystów . Polski pogrom ca poezji dw orskiej o w iele szerzej fo rm u łu je tezę: im gorszy jest chw alony, tym obficiej rodzą się pochw ały — a św ietność i prostota ironicznego ujęcia daje satyrze godne całości zakończenie: ganią cię — m ówi poeta królow i — boś dobry.

Bądź złym , a zaraz kładąc tw e cn oty na szale, Za to, żeś się popraw ił, i ja cię pochw alę.

S aty ra Do króla zaw dzięcza swój w alor arty sty czn y specjalnem u sposobowi zabarw ienia intelektualnego zdań, specjalnem u sposobowi w ypow iadania. Tego rodzaju u tw ory są w łaściw ie przeznaczone dla smakoszów, dla ciasnej elity — i K rasicki doskonale widocznie znał sm ak w y k w in tn y Stanisław a A ugusta, doskonale wiedział, że tak i drobiazg w ycyzelow any sam ą form ą swą w zbudzi królew skie sym ­ patie 16.

1H R ękopis tej satyry przed w yd ru k ow an iem p osłał królow i 19 lutego 1779 przez szam b elan a A lek seg o H u ssarzew sk iego. Zob. S. T u r o w s k i , Do króla. P a m i ę t n i k L i t e r a c k i , II, 1903, s. 430.

(14)

S A T Y R Y K R A S I C K I E G O 85

O wiele przystępniejsza, zaciekawić zdolna każdego czytelnika, a rów nie w ykończona w każdym szczególe jest Żona modna. W do­

b rane znakomicie ram y u jęty został pełny, realistycznie w prost opracow any obraz życia kulturalnego i dokonywaj ącego się k u ltu ­ ralnego przełomu. Tło całe nakreślone z taką sam ą obfitością rysów konkretnych, charakterystycznych, jak try b życia osób głównych.

Daw ny dom, daw ny dw ór zamożnego dziedzica ry su je się nie­ w yraźnie; nic dziwnego, należy on w tej chwili do przeszłości; otoczony parkanem , o w rotach wjazdowych, ozdobiony dokoła „kw a­ teram i z bukszpanu, lig u stru “ ; stołowa izba niezbyt wielka, z belkam i stary m i w powale; jest ona jednocześnie jadalnią i pokojem przyjęć i zabaw; na półkach apteczka pełna słoików, gdzie indziej na półkach konfitu ry ; dzięki drw iącym uwagom pani wiadomo, jak w yglądał stół w czasie uczty — ów stół szlachecki, znany dobrze z opisów Kitowicza:

Na w e ty zastaw iają półki, Tam w pięk n ych piram idach krajanki, gom ółki, T atarskie ziele w cukrze, im bier chiński w m iodzie, Zaś ku w ięk szej pociesze razem i w ygod zie W ładunkach b ibułow ych km in kandyzow any, A na w ierzchu toruński piernik pozłacany.

Za to dokładnie widać nowy dom, modny; w yraźna w nim dba­ łość o wygodę i n adm ierne szafowanie m iejscem; naw et na czas pobytu w stolicy, w której pan dziedzic nie ma jeszcze własnej siedziby, „dom się najm ie wygodny, nieciasny“ ; mimo to nieśw ietnie na tym w yjdzie m ąż bogatej dziedziczki: „A partam enta p arad ne dla gości. Jed en z ty łu dla męża, z przodu dla jejm ości“. A w dworze w iejskim zupełny przew rót: nowy styl mebli, ulubione w epoce baroku i rokoka złocenia i m arm ury, i zw ierciadła; su fit m alow any jak w francuskich pałacach; tem at m alow idła m itologiczny z w ła­ ściwą w. XV II i X V III chęcią m itologizowania erotyki, wobec czego W enera szczególnie pożądana na suficie; nie brak oczywiście dro­ biazgów z porcelany; porcelana saska g rała rolę decydującą w zdob­ nictw ie m ieszkań epoki rokokowej i W arszawa w um iłow aniu por­ celany szła toram i D rezna i Paryża czy W ersalu. To zaś wszystko ukazane żywo w ruchu zmian dokonywanych:

W dw a tygod n ie już domu i poznać n ie można. Jejm ość w p lan ty obfita, a w dziełach przem ożna,

Z stołow ej izby balki w yrzu ciw szy stare, D ała sufit, a na nim W enery ofiarę. Już alkow a złocona w syp ialn ym pokoju,

(15)

G ipsem w ym arm u rzon y g ab in et od stroju. P oszły sło jk i z apteczki, p oszły k onfitury, A n o w y m d ziełem ku n sztu i architektury Z p ółek sza fy m ahoni, w n ich k siążek bez liku, A w szy stk o po francusku, globus na stoliku, B uduar szk ln i się złotem , p ełn o porcelany, S to lik i m arm urow e, zw ierciad lan e ściany. Zgoła p rzeszed ł m ój dom ek w a rsza w sk ie pałace.

Obok m ebli i drobiazgów i obok w ażnych w tej epoce perfum , jeszcze po polsku zw anych ,,w ódkam i p achn ącym i“, atm osferę zm ieniają i zw ierzątk a domowe, ulubieńce dam sen ty m entaln ych i rokokow ych; d ają się one poznać, gdy jejm ość w raz z m ężem po ślubie ze stolicy do dom u jedzie angielską k a re tą na resorach, co zastąp iła niew ygodne kolasy staropolskie: w raz z m łodą p a rą i z obfitością skrzyneczek, woreczków, paczek, co tak u p rzy tom n iają znany ze sztychów różnych obraz daw nej podróży — jedzie suczka- faw oryta, kanarek, sroka, kotka z kocięty i mysz na łańcuszku. Mąż biedny w łaściw ie nie m a m iejsca w karecie; „żeby nie zwlec drogi, B ierze k latk ę pod pachę, a suczkę n a nogi“ — i w yjeżdża w reszcie p rzy m uzyce sroki wrzeszczącej rezolutnie.

Jeśli w form ie zdania spraw y z prac n ad zm ianą dom u przed ­ staw iony został obraz w nętrza, to p ro je k ty zm ian dalszych u kazują p ark odpow iadający now ym gustom w ogrodnictw ie:

N iech będą z cyp rysów gaiki, M ruczące po kam yczk ach g d zien ieg d zie strum yki, Tu kiosk, a tu m eczecik , h o len d ersk ie w anny, Tu dom ek p u steln ik a, tam k ościół D yany,

W szystko jak od n iech cen ia , jakby od igraszki, B elw ed erek m aleńki, k lateczk i na ptaszki, A tu sło w ik m iło śn ie szczebiocze do ucha, S yn ogarlica jęczy, a gołąbek gi'ucha.

Ogród w X V III w. staje się pełnym w yrazem ówczesnej k u ltu ry ; toteż owe p ro je k ty w pro w adzają od razu w atm osferę se n ty m e n ta ­ lizm u i sm aku rokokowego, i nowego klasycyzm u, i orientalizm u, i sztucznej idylliczności, i afektow anej sy m p atii dla przyrody. „W szystko jak od niechcenia, jak b y od igraszki“ — to przecież sfor­ m ułow anie istoty este ty k i rokokow ej, a zarów no rokoko wo jak sen­ ty m en taln ie brzm ią zdrobnienia: gaiki, belw ederek, klateczki. U lu ­ bionym drzew em je st ju ż cyprys, sen ty m en taln y opiekun sen ty m en ­ talnych grobów i altan ; gaiki i stru m y k i m ruczące są nieodzow nym i składnikam i pejzażu sentym entalnego. Zarów no sentym en talizm jak

(16)

S A T Y R Y K R A S I C K I E G O 87

pseudoklasycyzm m iłu ją pustelnika, więc znajdzie się dla niego domek; różne k ieru n k i egzotyzmu reprezentuje meczecik i kościół Diany; św iątynie fikcyjne są w tej epoce konieczne, a D iana na przekór erotyce popularnością ryw alizuje w tedy z W enerą. Słowik, synogarlica, gołąbek (ten gołąbek ze słodkiego obrazu G reuze’a) dowodzą specjalnej miłości dam ówczesnych ku przyrodzie; a skoro pierw szy „miłośnie szczebiocze“, druga jęczy, trzeci g rucha — to jesteśm y już na terenie nowej k u ltu ry erotycznej i literackiej i od razu na tym tle w yobrażam y sobie piękną, afektow aną czytel­ niczkę romansów:

A ja sobie rozm yślam p om iędzy cyprysy N ad nieszczęściem P am eli albo H eloizy .. .

Bo do istotnych składników tow arzyskiej, salonowej atm osfery należy już książka, nie ów w ystarczający szlachcie sarm ackiej k alen­ darz, k tó ry pani drw iąco w ym ienia jako źródło konceptów mężowych. Co więcej — nie tylko książka mieszcząca rom anse zdobi buduary. K obieta kokietuje już znajom ością nauk i pani Pom padour E ncyklo­ pedią się opiekuje. Więc w m ahoniow ych szafach „książek bez lik u “, ale prócz tego n a stoliku pani — globus.

Książki w szystkie po francusku. F ran cja je st wzorem i źródłem, francuszczyzna jednoznaczna jest z m odą i z ku ltu rą. Obok F rancji m odna zaczyna być Anglia: kasztelanie k aretę angielską sprow adził i tą k aretą jedzie m łoda para; w raz z Nową Heloizą Roussa i w raz ze średniow ieczną Heloizą, k tó ra w X V III w. zyskuje znaczenie klasycznej kochanki, Pamela R ichardsona w yciska łzy czułej „żony m odnej“. N atom iast niem odne są Niemcy. Gdy „żona m odna“ brzy­ dotę chce napiętnow ać, mówi: „To niem czyzna“ .

Cała now a k u ltu ra m a piętno im portu zagranicznego; zalew a dom przedm iotam i zagranicznym i i ludzi z zagranicy doń w prowadza: „Weźże ludzi zgodnych, K ucharzy-cudzoziem ców, pasztetników m odnych“ . W inni się też oni zwać po cudzoziem sku; obok pasztetnika w ystąpi „ sta n g ry t“ — furm an jest już w niedobrym stylu. Ale szczególnie w ażny kucharz. Zm iana sm aku głównie może zaznacza się na teren ie sm aku w znaczeniu dosłownym. K uchnia francuska w ypędza polskie przypiekane „racuszki, łazanki, Do gustu pani w ojskiej, pan ny podstolanki“.

K ucharz-cudzoziem iec i pasztetnik, i cukiernik — tró jk i tej bo­ wiem żąda już moda — przy pomocy „serwisu zw ierciadlanego“ i figurek pięknych z porcelany pozwolą w spaniale stół zastawiać, urządzać przyjęcie godne wielkiego domu. A takie przyjęcie z za­

(17)

baw ą to m om ent szczytowy życia. „H urm em “ zjeżdżają się „W y­ kw in tn e k aw alery i m odne im oście“ i ra d u ją zebranych „Bal, maszki, trąb y , kotły, grom ad n a m uzy ka“ (tak się zwie orkiestra), fajerw erk . Przecież to czasy, gdy przedm iotem najw iększych sta ra ń i wysiłków b yły fêtes cham pêtres i fête s galantes, uw ieczniane przez ówczesnych m alarzy, przez Antoniego W atteau nade wszystko. Cóż szkodzi, jeśli się gospodarz ru jn u je na przyjęcia, jeśli faje rw e rk spali m u stodołę?

Przełom k u ltu ra ln y , którego płytkość tk w i w tym , że jest zasad­ niczo m ałpow aniem obcych i życiem na pokaz, łączy się z now ą k u ltu rą erotyczną. Z m ieniając zwyczaje i słow nictwo, odrzucając daw ny w yraz przyw iązania „m oje se rc e “ jako „koncept z k a le n ­ d arza“, rom anse w skazują w zór kaw alerom i damom, nadając ich w zajem nej ad oracji sty l sentym entalny , pseudoklasyczny i idyllicz­ ny: „W iejski Tyrsys, w zdychałem do m ojej F ilid y “ — mówi sto­ sujący się do tej m ask arady szlachcic, psychicznie obcy jej całkow i­ cie — „Szliśm y drogą rom ansów “. Bezwartościowość nowej k u ltu ry m iłosnej na ty m polega, że jest ona kom edianctw em , fałszem. W brew rom ansom — decyduje pozioma chciwość i w yrachow anie. Rodzima trad y cja, niestety, w tym w łaśnie się utrzym uje, że wioski dzie­ dziczne ro zstrzy g ają o w yborze żony, nie serce, i że zalety panny n a w ydaniu oblicza się w edług in tra ty z jej m ajątku.

Ma talen ta śliczne,

W ziąłem po n iej w posagu cztery w sie dziedziczne.

Tak ch arak tery zu je m ąż główne przym ioty żony. Z aw tóruje mu w pół w ieku później człowiek tejże epoki i tejże w arstw y — Cześnik w Zemście.

Ale przełom w k u ltu rz e erotycznej sięga głębiej i istotnie prze­ tw arza życie. Tw orzy się znane zagranicą m ałżeństw o modne, któ ­ rego sym bolem oddzielne pokoje p a n a i pani. Znika rygoryzm , znika nierozerw alność m ałżeństw a. Ju ż tylko „w ieśniacka p ro sto ta“ , w y ­ śm iana przez ludzi w ykształconych, tw ierdzić może o węźle m ał­ żeńskim , iż go „śm ierć kończy“.

Jeszcze jed n a w ażna zm iana w poglądach i w słow nictw ie: nie ty lk o zw rot „m oje se rc e “ należy do przestarzałego słow nictw a, ale także szacunek dla relig ii i w itanie księdza form ułą chw alącą Boga, ta k samo ja k poszanow anie starych sług w iernych, co tym jask ra - wdej w ypada n a tle m odnej przecież grzeczności.

O depchnęła starego szafarza F ranciszka,

Ł zy m u w oczach stan ęły, jam w estch n ą ł. W d rzw i w chodzi — To nasz k siądz pleban. — K łaniam . — Z m arszczył się dobrodziej.

(18)

S A T Y R Y K R A S I C K I E G O 89

W nika ta nowa k u ltu ra do dw oru wiejskiego. Ale to k u ltu ra urbanistyczna i niechęć do niej w iąże się z roussow ską niechęcią do m iast: „Bogdaj to żonka ze wsi! — A z m iasta? — B roń Boże!“ Oczywiście m iastem jest W arszawa i ona jest źródłem złego. Życie zaś ziem ianina już się dzieli m iędzy wieś i m iasto; intercyza zastrzega, że pani ,,co zima m iasto stołeczne odwiedzi“.

A strona ekonomiczna? Moda przyśpiesza zbliżającą się katastrofę gospodarczą. M odny kasztelanie ,,zgrał się do szeląga“ ; żałujący za późno m ałżonek przedkłada dziedziczce czterech wiosek, że na jej w y datk i ,,i osiem nie w ystarczy“.

Próżniacze, n ieproduktyw ne życie w arstw y wyższej, której nowa ku ltura, zew nętrznie tylko przysw ojona, przynosi niebezpieczeństwo ru in y zam iast ożywczych soków — streszcza się w powiedzeniu: ,,Zbytkujem i siedzim “.

Bogactwo i żywość obrazu k u ltu ry zwiększa się dzięki tem u, że w sposób n atu raln y , bez jakiegokolw iek sztucznego przeładow ania i w yjaskraw ienia, rysy w szystkie złożyły się na w izerunek i biografię dw ojga praw dziw ych, żyw ych lu d z i17, z których żonę m odną oskarża m ałżonek, a jego samego — przedstaw ione przezeń fakty z historii sta ra ń o posażną pannę i niezaradności wobec rządów żony. Zresztą on sam się osądza: ,,Dobrze mi t a k .. . Próżny żal po szkodzie“. 1 tru d n o go naw et żałować, gdy jest bezwolnym i bezradnym widzem w łasnej niby-w spaniałości, własnej ruiny.

*

Zabaw a daje poznać w artość i ch arak ter człowieka. Ja k się bawią m odni kaw alerow ie i m odne damy, ukazuje Żona modna, nie kładąc jed nak nacisku specjalnego na sceny przyjęcia gości, boć cały try b życia nowoczesnej pani w tej epoce to jed na kom ediancka i ru jn u ­ jąca, i śm ieszna zabawa. Za to dokładnie, z drobiazgow ą plastyką poszczególnych m om entów przedstaw ione zostaje, jak się zabawia Polak starej daty. Oczywiście zabaw ą par excellence jest dla niego pijatyka; w p ijaty ce w yżyw a się S arm ata z czasów saskich i P ijań­ stw o daje też ty tu ł satyrze najw ięcej m ającej dynam iki i ruchu w śród w szystkich saty r Krasickiego, chociaż jest tylko rozmową dw u znajom ych. Ruchliwość jednak przenikająca cały u tw ó r naw et tej rozmowie użyczyła w artości dram atycznej. W dialogu, który

17 Tutaj istotn ie sta je w y so k o sztuka portretu zindyw idualizow anego, który „i w m alarstw ie, i w rzeźbie jest p lastycznym odpow iednikiem poznaw czej p o sta w y rodzącego się społeczeństw a burżuazyjnego“ (D. H o p e n s z t a n d , о. c., s. 385).

(19)

stanow i ram y Ż ony m o d n e j, nic się nie dzieje, nic się nie zmieniło m iędzy pierw szym i a końcow ym i słow am i rozm ow y młodego m ał­ żonka z nie w idzianym od czasu w esela tow arzyszem . Skwaszony i z goryczą zrezygnow any, zaczyna pan P io tr w ym ianę słów p ierw ­ szych i tym że tonem kończy relację, po k tórej nic się n ie stanie nowego. Z w olennik napojów , fatalnie czujący się po libacji dnia poprzedniego, opow iada o niedaw no przebytych i p rzepitych godzi­ nach, by dojść do potępienia swego nałogu:

Bogdaj w p iek ło przepadło obrzydłe pijaństw o!

P rzem aw ia skruszony i naw rócony grzesznik — i tylko umocnić chce go przyjaciel potw ierdzając sąd jego: „Dobrze mówisz, podłej to zabaw a h a ła s try “, i rozw ijając tę m yśl staw ia pijaka poniżej zw ierzęcia (co B oileauw ą S a tyrę VI I I przypom nieć może i w ydaje się zaw iązkiem późniejszej sa ty ry C złow iek i zw ie rz). A finał, dowód popraw y skruszonego? — „N apiję się w ódki“.

Ta św ietna pointa, analogiczna do pointy w bajce o K a rto w n ik u 18, każe pogodzić się z faktem , że poeta nie poprzestał na obiektyw nej relacji jak w Żonie m odnej, lecz dodał m orał w yraźny. Bez m orału nie byłoby doszło do końcowego efektu. Ale poza m orałem — relacja o dw u dniach am atora w ódki godna Żo ny m odnej, a tym św ietniej­ sza, że jed n o lita i że bogactw o szczegółów zmieściła w pięćdziesięciu wierszach.

Z dw u części sk ład a się relacja. P ierw sza opow iada o przygodach poprzedzających scenę główną, przygodach, k tó re w szystkie polegają na piciu w ina i w ódki z różnych powodów i przy okazjach różnych. Jeżeli w ostatn im w ierszu zb rata się p ija k z niepopraw nym k arcia­ rzem, w tym uzasadnianym , uspraw iedliw ianym stale zw racaniu się do b u telk i jest podobny W ilko w i p o ku tu ją cem u z B ajek i p rzyp o ­ wieści, n a w e t raz brzm i jak b y zbieżność w yraźna. W ilk-pokutnik spotkaw szy cielę — „zabił go niechcący“ , a szlachcic, którem u już po im ieninach żony, suto oblanych, ciążyła głowa, w yznaje: „Więc ja znowu do wódki. W ypiłem niechcący“ . I m etoda stylistyezno- rytm iczna podobna jak w bajce owej uplastyczniającej akcję cząst­ kam i początkow ym i w ierszy:

U p iłem się onegdaj dla im ien in żony, N ie żał m i tego b y ł o . . .

(20)

S A T Y R Y K R A S I C K I E G O 91

Jakoś koło apteczki przeszedłem niechcący, K anyżek m nie zaleciał, trochę nie zaw adzi. Jak częstow ać, a nie pić? I to się nie godzi; W ięc ja znow u do w ódki, w yp iłem niechcący: O m n e tr in u m p e r f e c tu m , bo trunek gorący Dobry jest na żołądek.

Kom ediowe zacięcie potęguje się dzięki tem u, że gdy w Żonie m odnej reak cja m ałżonka na to, co go spotyka, jest raz po raz ta sam a — tu taj akcja idzie zygzakiem. N ajpierw — zły skutek picia, potem w łaśnie dobry, zachęcający — w końcu gorszy znacznie od pierwszego. Po im ieninach, po uczcie do św itu, przy której, rzecz jasna, nie żal się było upić — dzień następny niem iło w ygląda:

W p ołu d n ie się budzę, Cięży głow a jak ołów , krztuszę się i nudzę.

Ale gdy zam iast doradzonej przez jejm ość h erb aty — boć „to tru n e k m dlący“ — lekarstw em m a być wódka, m etoda w ybijania klina klinem oddaje niespodzianie dobre usługi. Po hanyżku w y­ p ity m na próbę, „aczej to poradzi“ — jeszcze jest nudno; po następnym raźniej. Aż w reszcie po owym trin u m p erfectu m skutek cudowny:

Jakoż w punkcie zdrow y, U stały i nudności, ustał i ból głow y.

Zdrów i w esół, w ychodzę z m oim i kom pany,

Niech tylko nikt nie sądzi, że to kom pania pijacka:

C hw ali trzeźw ość pan Jędrzej, m y za nim , Bogdaj to w strzem ięźliw ość, p ijatyk ę ganim .

O dpow iada tem u — rzecz jasna — przebieg obiadu, przy którym w ysusza się jed n ą butelkę i drugą, i trzecią, i nareszcie dziesiątą — początkowo w śród dyskursów o dobru publicznym i polityce, o re ­ form ach i o now ych w ojnach zwycięskich („Tych bijesz w stępnym bojem , z tam ty m i się godzisz“), potem wśród płaczliwego wzruszenia bez racji, po k tóry m dochodzi do przym ów ki, do kłótni, do b ó jk i1(). Cóż stąd, że Boileau (wzór zresztą m ający w S atyrze VI I I księgi II H oracjusza, w kom icznym przyjęciu u Navidienusa, i w jednej

19 K reśląc nędzne życie pasożyta J u w e n a l i s m ów i o biesiad zie prze­ chodzącej w bójkę: „Iurgia proludunt; sed m ox et pocula to r q u es Saucius, et ru b r a d eter g es vu ln e r a m appa: In ter vos ąu oties lib e rto ru m ą u e cohortem P ugna Saguntina f e r v e t com m is sa lugena“.

(21)

z sa ty r Juw enalisa) mógł tu drogę w skazyw ać relacją o śmiesznej uczcie, że i u niego refo rm u je się państw o przy butelce i zwycięża n ie p rz y ja c ió ł20, że św ietnie skreślił R egnier w S a tyrze X śm ieszną biesiadę, co do bójki wiedzie. W szystko to pełne p raw d y w ielokrot­ nie obserw ow anej i słyszanej, w szystko rodzim e, autentyczne, sta ro ­ polskie, szczeropolskie. Aż serce boli, że w łaśnie to m a być szczero­ polskie . . . A opow iedziany ten przebieg u czty-bójki z niezrów nanym w yzyskaniem i krótkości spraw ozdaw czej, i żywości słów p rzy tacza­ nych, i zasłony, ja k ą nieprzytom ność pijanych rzuciła na m om enty ostatnie:

On do m n ie, ja do niego, rw iem y się zajadli, T rzym a Jędrzej, na w rzask i słu żący przypadli,

N ie w iem , jak tam sk oń czyli zw ad ę naszą w ielk ą , A le to w ie m i czuję, żem w z ią ł w łeb b utelką.

K onkretnością szczegółów, rzeczowością i w yrazistością zaobser­ w ow anej p raw d y życia bliskie jest tym dw u satyrom M arnotraw ­ stw o. W pew nej m ierze pendant do Ż o ny m odnej stanow i biografia K onstantyna: przecież już w M o n i t o r z e , za S p e k t a t o r a przew odem , K rasicki um ieścił zarów no D iariusz kaw alera modnego jak dam y m odnej. M etoda nieco różna ty m razem, m niej m ająca zobiektyw izow anego artyzm u, więcej dy d aktyk i w yraźnej, więcej zw iązku z typow ym i schem atam i satyry. Nie relacja o przeżyciu osobistym, ale p rzy k ład celowo dobrany, owo exem p lum , zasadniczy składnik w szelkiej lite ra tu ry m oralizatorskiej. Ale to exem plu m dem o nstru je b y stry i znający życie obserw ator, toteż w ypada ono nie m niej żywo od relacji poprzednich, z osobistego przykrego dośw iadczenia w ysnutych.

Jeśli z żoną m odną jako osobą spokrew niony jest K onstantyn, to i m etoda ośw ietlenia biografii jego (bo biografię pełną, nie w y ­ cinek kilkudniow y czy kilkum iesięczny życia, daje poeta tym razem) m a pew ne p u n k ty styczne z sa ty rą o nowoczesnej damie. W łaściwe

2lł Chacun a d é b it é ses m a x i m e s fr iv ole s, R églé les i n t é r ê t s de ch aqu e p o te n ta t, C orrigé la p o lic e et r é f o r m é l’État,

Puis de là, s’e m b a r q u a n t dan s la n o u v e ll e guerre, A va in c u la Holla nde ou b a tt u VAngleterre.

III Satire

Por. W. F o l k i e r s k i , Ś la d y B oileau ’a w „M on ach om ach ii“ i w „S a ­ t y r a c h “ K ra sick ieg o . B i b l i o t e k a W a r s z a w s k a , 1914, III i W. F 1 o - r y a n , S a t y r y K r a s i c k ie g o a Boileau. P a m i ę t n i k L i t e г ас к i, X X X III, 1936.

(22)

S A T Y R Y K R A S I C K I E G O 93

ośw ietlenie uczuciowe niby-kom icznych zdarzeń dał tam mąż jako w idz sm utny, co „w kącie nieborak jak płacze, tak płacze“ . T utaj silniejsza jeszcze reak cja uczuciowa przedstaw icieli innej generacji, innej k u ltu ry i m oralności, w ypada tym wyraziściej, że nie ma piętn a troski o w łasny tylko interes:

Od czasów nieboszczyka jeszcze jegom ości Płaczą w k ącie z szafarzem stary podstarości.

Tam zaznaczona tylko była ru in a grożąca skutkiem „zbytniego ekspensu“. Tu jest ona faktem : cała biografia jest spojrzeniem wstecz n a daw ne życie bank ru ta, a ten, który o nim opowiada jako 0 przykładzie odstraszającym , kończy nau ką m oralisty i ekonomisty:

B ogaciem y, ubodzy, kraje okoliczne;

A zbytek, co się tylko czczym pozorem chlubił, O krasił nas pow ierzchnie, a w istocie zgubił.

M etodą bajek — akcent ostatniego w yrazu wzm aga siłę k a ta ­ strofy.

L ite ra tu ra posługująca się przykładam i chętnie w prow adza je w liczbie m nogiej. Tej klasycznej i średniow iecznej, i hum anistycz­ nej trad y cji w iern y jest również Krasicki. Czyniąc M arnotrawstwo nie odzw ierciedleniem obiektyw nym zdarzeń, jak Pijaństw o i Zoną modną, lecz w yraźną kaznodziejską satyrą, pytaniam i „ Z n a łe ś ...? “, które m ają wzmocnić gw arancję praw dziw ości, dwa pokrew ne przy­ kłady w prow adza i obydwa stylizuje jako pełne biografie bankrutów , m ówiące o ich świetności i o ich upadku, w obydwu też postać głów ną otacza w yzyskiw aczam i licznymi, jednostkę ukazuje wśród m arnej zgrai. Pierw szy przykład krótszy, ukazany syntetycznie w zestaw ieniu ciągłym sm utnej teraźniejszości z butą i zbytkiem dni m inionych.

Wojciech, brnący w opończy po błocie (co od razu przed oczy staw ia w ygląd ulic w arszaw skich w X V III w.), „Niegdyś w karecie, z której dął się i um izgał, Takich, jakim jést dzisiaj, roztrącał i b ry ­ zgał“. W iadro u stu d n i zastępuje m u stoły daw niej szam pańskim 1 w ęgierskim kraszone. „Zyskał W ojciech szalbierstw em , stracił wszystko zbytkiem “ . A daw ni przyjaciele? Tych reprezentantów trojakiego -gatunku złotej młodzieży: junackiej, sentym entalnej i filozofującej — jeszcze w yraziściej m aluje efektowne, na tzw. chiasm usie oparte, skonstruow anie charakteryzującego ich zdania i dobór określeń:

(23)

P rzyjaciele kuchni, Junacy heroiczni, w zd ych acze m iluchni, F ilozof i n a koniec, jak p ustki postrzegli,

Z m ak sym am i, z w d zięk am i, z ju n actw em odbiegli.

W ojciech — skoro „zyskał szalbierstw em “ — widocznie jest typem niem oralnego dorobkiew icza. W ystępujący w drugim p rzy ­ kładzie K o n stan ty n to p a n z panów , niszczący dobytek przodków i skutkiem tego jeszcze bezw zględniej osądzony przez autora, re p re ­ zen tan ta ustalonej klasy posiadającej, rzecznika tra d y c ji poglądów i obyczajów oraz — tra d y c ji m ajątków . J e st on w idocznie bliższy poecie od W ojciecha i bliższym czyni go dla czytelnika p ełna historia życia, tem pem opow iadania oddająca szybkie tem po w prow adzonych przezeń zm ian i gonitw y w k ieru n k u ruiny. P rzem iana try b u życia, niszczenie p orządku dawnego, p łytkie i zew nętrzne w targnięcie nowej, cudzoziem skiej, m ałpow anej, a nie przysw ojonej k u ltu ry , m a tu ta j rozm ach w iększy i zasięg szerszy niżli w Żonie m odnej.

Tam sta ry dom szlachcica, człow ieka szarego, jednego z wielu, nie m iał specjalnej fizjonom ii i w idać było tylko n a d m ia r zm ian, nie w idziało się niszczonych w artości. T utaj tłem dom dostojny, jakiś zam ek stary, m u ram i obronnym i otoczony; sław ne jego piw nice „dziad, p rad z iad szacow nym w ypełn iał likw orem “ , w lam usie p rze­ chow ana czeczuga pradziada, zb ro ja złocista, w skarbcu dyw an, ,,co stół naddziada m in istra o k ry w a ł“ ; m ów ią o zasługach liczne przod­ ków p o rtre ty , m ów ią o ich pobożności i sm aku szpalery z dziejam i Starego T estam entu. W śród hucznych zabaw, w śród rozpojonej tłuszczy darm ozjadów -w yzyskiw aczy niszczeje dorobek przeszłości, gdy tym czasem panegiryści z n ajd u ją tem at ty m w dzięczniejszy, a przoduje im nie kto inny jak ksiądz p refek t; celowaliż w pane- girykach i w fałszow aniu genealogii duchow ni, czego im nie mógł zapom nieć a u to r M onachom achii, co i w M yszeidzie figu rą k anto ra pochlebcy, może N aruszew icza, p an egirystę w skazywał.

Żaki p ra w ią perory, k siąd z p refek t za n iem i D rukiem to w yp rób ow ał, że d zieły w ie lk ie m i

P rzeszed ł pan p rzodków sw oich , godzien krzeseł, tronów , P raw n u k P ia stó w po m atce, z ojca Jagiellon ów .

Z m iany dom u egzotyką przenoszą innow acje żony m odnej: pa- gody chińskie na kom inie, g irydony perskie, japońszczyzna, zam or­ skie m uszle, a fry k ań sk ie ptaki. P rzeładow anie i dla oka, i dla ucha:

W rzeszczą w k latk ach papugi, krzyk szczygłów , św is t szpaków , B ije zegar ku ran ty, a m istern e flety

(24)

S A T Y R Y K R A S I C K I E G O

Wszakże m en uet był kw intesencją rokokowego piękna w życiu salonów. A cały ten im port k u ltu ry dokonyw any z jej dyletancką nieznajom ością, z zupełną, głupią ignorancją. P rzyjeżdżają w pakach dwa V an-D ycki i cztery Rubensy, oczywiście m niem ane, oczywiście fałszywe.

A pan w szy stk ich naucza, jak R ubens w m arm urze Jeszcze lepiej rznął tw arze, a w architekturze [. . . ], N ie b yło celn iejszego m istrza nad W andyka.

W szystko na to głównie, by bogacili się cudzoziemcy, „snycerz, m alarz, tapiser, których cudze k raje do nas zesłały“. O burza się K rasicki na niem ądre popisyw anie się hojnością, rozrzutnością, lekcew ażeniem posiadanego bogactwa:

N ie czytał pan regestrów . K to regestra czyta? Podpisał, n iech zna N iem iec, jak P olska obfita.

Takie niem ądre popisyw anie się w idzi K rasicki i w h istorii naszej. Tendencja rew izjonistyczna autora H istorii na dw ie księgi podzielo­ nej każe mu przeciw staw ić się chwalcom owego Ossolińskiego, co w Rzym ie rozrzucaniem złota chciał imponować.

Tak ów , co po jałm użnę n iegd yś do W łoch śpieszył, Z łoto rzucał, nic n ie w ziął, a dum ą rozśm ieszył.

M arnotraw stw o nie jest tylko saty rą na rozrzutność i na m arn o ­ wanie grosza, p rzy czym jako szczególnie w ażna jego form a w y ­ stępuje podróż za granicę; bo dziwnie Rejowski to rys u w ykw intnego biskupa, że po nipuańsku zwalcza on w yjeżdżanie z k raju ; uważa, niew ątpliw ie na podstaw ie obserw acji, iż panow ie polscy nie p rzy ­ wozili z krajów obcych nic poza polorem zew nętrznym i dem orali­ zacją, a zostaw iali obcym pieniądze: „W yjeżdża, niesie haracz niszczącej nas m o d z ie .. . Dziwi k raje sąsiedzkie nierozum nym zbyt­ kiem . . . W raca grzecznym filutem i żebrakiem m odnym “. Ale poza tym daje sa ty ra szersze tło gospodarcze, p iętnuje rabunkow ą gospo­ darkę w m ajętnościach paniczów -utracjuszów , p iętn u je plenipoten- tów-złodziejów.

Ten przedaje w pół-darm o, a w d zięczen ochocie, D ał ułom ek kradzieży kupiec w dożyw ocie, Ten zastaw ia za bezcen, ów fałszu je akty.

W raca tylko „cząstka do tego, co zdarli“ — i ta cząstka idzie na podróż kosztowną.

(25)

Spoza jednostkow ych p ortretów satyrycznych w yziera obraz ekonom icznego rozkładu w arstw y przodującej.

Jed n ostki te i w Żonie m odnej, i w P ijaństw ie, i w M arnotraw ­ stw ie m ają otoczenie, m niej liczne w uczcie pijackiej, tłum ne w dwu innych satyrach. P la n jed nak tu taj nie zróżnicow any lu b rozbity n a p rzesuw ających się osobników. Umie wszakże K rasicki ukazyw ać także zróżnicow aną grom adę, kreślić jednoczesność różnych gestów, różnych sposobów zachow ania się. Dowodzi tego sa ty ra ryw alizująca z poprzednio om ów ionym i żywością, ruchliw ością, a g ó rująca w łaśnie przez łączne ujęcie grupy: Ż ycie dworskie.

Można by się dziwić, że p rzed staw iając kaw alerów m odnych i m odne dam y i w y ty k ając w pływ u jem ny stolicy, sa ty ry k nie w spo­ m niał o dworze. Praw dopodobnie dlatego to uczynił, że dw orow i przeznaczał sa ty rę osobną. O drębność jej artystyczna, odrębny cha­ ra k te r realistycznego p rzedstaw ien ia polega na fakcie, że gdy gdzie indziej m ow a o typach, o rep re z en ta n ta c h zdrożności różnych, tu ukazane je st pew ne środow isko. Św ietnie u ję te ze stanow iska postaci i gestów ludzkich, nie zostało ono w yraźnie zlokalizowane; b rak tła rzeczy m artw ych , tak uplastyczniającego dam ę m odną i K o n stan ­ tyna; nie wiadomo, jak w ygląda sala, w której p ana w ita „tysiąc ukłonów “, po jakiej drodze „W lecze się P io tr z porank u n a dzienną pańszczyznę“ . Nie p rzy p adek to jedynie. K rasicki nie chciał u m ie j­ scowić sceny w yraźnie; m ożna się wahać, czy to dw ór królew ski, czy m agnacki, skoro m owa o panu, nie o królu; rozstrzyga uboczna w zm ianka, że P aw eł „św ista z szpakiem m in istra “ ; m inistrow ie są tylko p rzy boku króla. Ale tak dy sk retn e rzucenie w skazów ki nie daje utw orow i oczywistego ostrza zwróconego przeciw S tan isła­ wowi A ugustow i, jak ie m iał obraz dw oru kruszw ickiego w M y- szeidzie.

Nie m a też dydaktycznego operow ania przykładam i. J e st ogólna c h a ra k te ry sty k a środow iska, sko nkretyzow ana w dwie sceny i w za­ ry s jednej biografii, by przejść ostatecznie do ogólnej oceny ujem n ej. T em at ze św iata k u ltu ry najw yższej godzien był subtelniejszego w ycieniow ania od obrazów P ijaństw a i M arnotraw stw a, toteż i słow ­ nictw o n aw et zdobyło się na odcienie obce dotąd m ow ie sa ty r K ra ­ sickiego: pół uśm iechu, ćw ierć spojrzenia, w icefaw oryci — oto dow cipnie stw orzone odpow iedniki leksykalne dworskiego, pełnego odcieni różnych try b u życia, owej „zw ykłej dworom m an ie ry “ , owej „grzeczności“ , k tó rą m en to r zw racający się do d w oraka Joachim a na czoło w ysuw a jako styl dw orski, „Co pozoru m a nazbyt, a istoty

Cytaty

Powiązane dokumenty

Jednak, podstawo- wym warunkiem skuteczności działań w kierun- ku rozwoju krajowego rynku mięsa owczego i co za tym idzie, krajowego owczarstwa, jest racjo- nalizacja

niowych diecezji, skoro W atykan nie chciał się godzić na pro- bv?°lSanK am inNegHd” ^ h dVszpasterzy- Rektorem sem inarium był ks. Z młodszymi kolegami nawiązał

Zmienność pojęcia filozofii w historii samego filozofowania powoduje, iż uchwycenie i zrozumienie tego, czym ona jest, może, zdaniem autorów omawianej tu pracy,

Takie kompleksowe podejście do pacjenta i jego stanu zdrowia ma zapewnić efektywniejszą prewencję zdrowotną, a także skuteczniejsze leczenie chorób zarówno jamy ustnej, jak i

Johann i pan Schledermann oddalili się w stronę sku- pionego wokół kominka w sali balowej towarzystwa, ko- bieta zaś, po odprowadzeniu ich wzrokiem, rozejrzała się po

Zły stan zdrowia jamy ustnej może wpływać na pojawienie się cukrzycy lub/i mieć wpływ na jej cięższy przebieg oraz powikłania.. Jeżeli rozwija się u Ciebie zakażenie, takie

Władysław Ludwik Panas urodził się 28 marca 1947 roku w Dębicy, niedaleko Rymania.. Był najmłod- szym dzieckiem Józefa i

Bolesław Heibert pyta syna: „Czy to się zaczyna złoty wiek rodu czy jego, z przeproszeniem, dekadencja.