Krystyna Pisarkowa
O szaleństwo w metodzie
Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 6 (30), 22-41
K rystyna Pisarkowa
Humanistyka jak Ham let
O szaleństwo w metodzie
G ru n t ju ż je s t rozpulchniony. P rz eo ra n y w szerz i w zdłuż pługam i p recyzy jny ch lo gik, w ym ierzony do n ajd ro b n iejszy ch ułam ków p rze w idyw aln y ch odchyleń przez sta ty sty k ę , rozum kom puterów . Szaleństw a uładzone m etodam i. Czas odw rócić lu b odrzucić naw yk, k tó ry się s ta ł norm ą. H u m an isty k a praw dopodobnie nie je s t po to, a b y być siecią sy stem aty czn ą dróg ludzkiego m yślenia. Je j p raw a nie są kodeksem drogow ym a n i m yśl hu m an isty czn a stru m ien iem pojazdów p okonujących uregulow ane przepisam i au to strad y .
Sąd Poloniusza o działaniu H am leta „ J e s t m etoda w ty m szaleństw ie” zaw iera ocenę pozytyw ną. N ie je s t n e u tra ln y . Zabaw ne, że sk u tk i tej nie z w e ry fi kow anej jak o norm a oceny d ziałają do dziś. Choć w y d aje ją neg aty w n a postać Szekspirow ska, w cie lam y tę ocenę jako w artość n o rm aty w n ą do naszej ludzkiej świadom ości i tylko staran ie, ab y n ad ać szaleństw u tw arz m etody, u znajem y za praw om ocne. Nie szukam y uzasadnienia tej postaw y, choć h isto
23 O S Z A L E Ń S T W O W M E T O D Z IE ria n a u k i dostarcza dostateczną ilość p rzykładów zarów no przeczących sensow ności działania uchodzą cego za logiczne i m etodyczne, ja k i p ra w i w nio sków potw ierd zających m etody i logikę. Do listy p rzy k ład ó w należy m. in. p o stu la t E insteina o „in tu ic ji o p a rte j na w czucie się w dośw iadczenie” . Do listy w ejdzie też zapew ne książka S tefan a T oulm ina z 1958 r.: The Use o f A rg u m e n t, o statnio p o d b ija ją ca E uropę Z achodnią (przełożona n a niem iecki w 1975 r.), k tó ra tra k tu je o logice jako o psycho patologii poznania. Na tejże liście um ieszczam pracę trz e ch psychologów am ery k ań sk ich : P a u la W atzla- w icka, Jo h n a H. W eaklanda i R ich ard a Fischa
Zm ian a (Change. Principles o f P rob lem Form ation and P ro blem R esolution. N ew Y ork 1974). Z aadreso
w an a do psychologów , socjologów, p rzedstaw icieli n a u k społecznych w ogóle, do badaczy kom unikacji, do psychiatró w , psy ch o terap eu tó w i „podobnych” , dotyczy w łaściw ie każdego, kto się z ajm u je proble m a ty k ą stosunków m iędzyludzkich.
Założeniem p rac y je s t p ra s ta ra p raw d a o koniecz nej sprzeczności m iędzy trw an ie m a zm ianą w ży ciu człowieka. Sprzeczność ta je s t w a ru n k ie m jego rów now agi. Istn ieje m nóstw o p rac o spow odow aniu, sprow okow aniu zm iany człow ieka. Ta, o k tó rej m o w a, je s t pierw szą w śró d tych, k tó re się pow inny
zająć istotą sam ej zm iany — zarów no spontanicznej, ja k i w yprow okow anej, zarów no dokonanej, jak i m ożliw ej, p o ten c jaln e j, w y m ag ającej in te rw e n cji czynnika nie oczekiw anego, nielogicznego, gw ałtow nego, jeżeli m a doprow adzić do rozw iązań. Tezą p r a cy je s t próba w e ry fik a c ji, now a, bo p rak ty czn a p ró ba zagadkow ego, nie zbadanego a rc h e ty p u rozw iąza nia zaskakującego, k tó re znam y ta k dobrze z „ p ra k ty k i” m itów , b a je k i snów. K oncepcja Z m ia n y
opie-Prastara prawda i konieczna sprzeczność
K R Y S T Y N A P I S A R K O W A 24 ra się na b ad aniach em pirycznych i na teorii g ru p 1 oraz teorii zbiorów 2.
Podstaw ow e założenia teorii g ru p dotyczą rela cji m iędzy całością a jej częściam i i m iędzy in w arian cją a zm ianą. Podstaw ow e n arzędzia pojęciow e to zbiór, nazy w any też system em , i elem enty, z k tó ry ch się zbiór składa. Zbiór tw o rzy g ru p ę sensu m atem a-
Cztery warunki tycznego, jeżeli spełnia cztery w a ru n k i: 1) każdy elem ent g ru p y sko m b in o w a n y z in n y m lu b z sam ym sobą tw orzy k o lejn y elem en t g rup y. P ra w o to um o żliw ia zm iany w e w n ątrz g ru py , uniem ożliw ia zaś elem entom g ru p y lu b ich kom binacjom „w y p adn ię cie” poza grupę; 2) obow iązuje zasada a socja tyw -
ności: re z u lta t kom b in acji je s t niezależny od szyku
elem entów . P ra w o to zapew nia zm ienność procesów w ew n ątrz g ru p y p rz y in w arian cji w yników kom bi nacji; 3) każda g ru p a zaw iera elem en t n e u tra ln y , k tó ry m oże być a k ty w n y , lecz nie m usi powodow ać zm iany. W dodaw aniu odpow iada m u zero, w m no żeniu jedność, w kom plecie dźw ięków cisza; 4) każdy elem en t g ru p y m a sw oją inw ersją, np. -j-5 m a swo je - 5 .
Teoria g ru p o b ejm u je ty lk o m odel zm ian w ew n ątrz system u. Z m iany poza system em in te rp re tu je m odel logicznej teorii zbiorów . E lem enty pozostają w tym m odelu „ elem en tam i” , n ato m iast zam iast g ru p fu n k c jo n u ją klasy lu b zbiory. N adrzędn ą re la c ją porząd k u jącą relacje m iędzy elem entam i a k lasą je s t zasa da, że to, co dotyczy całej klasy, nie może samo być jej częścią. K lasa nie może zaw ierać sam ej siebie jako swojego elem en tu. J e s t to w yższy stopień ab
-1 Teoria grupy w yw odzi się z pierwszej połow y X IX w. Jej podstawy w yłożył Ewaryst Galois (1811—1832) w 1832 r., m atem atyk zabity w pojedynku rankiem po nocy, w której sw oje prawa grupy sform ułował w 60-stronicowym m aszy nopisie. Później je rozwijano.
25
O S Z A L E Ń S T W O W M E T O D Z IE s tra k c ji. Je j nieuznaw anie prow adzi do zn any ch w y k o le je ń w teoriach, w k tó ry c h się plącze język z m etajęzy k iem ; w życiu, gd y schizofrenik, k o nsu - m u ją c y spis p o tra w zam iast p o traw y , u sk arża się na sm ak 3.In n y p rzy k ła d : k o n stru k c ja siln ik a samochodowego. D ziałają w n im dw ie siły napędow e: dopływ gazu do cylin dró w (pedał) i zm iana biegów. W ew nątrz „ k la sy ” zachow ań silnika dodanie gazu zm ienia za chow anie pojazdu, pożądana zm iana zaś poza m ożli w ościam i „dodania g azu ” (ponad nim i) w y m aga zm ia n y biegu. Podobnie w szelkie trw a n ie w y m aga s ta ły ch zm ian, a b y pozostało trw an iem . Z m iany te je d n a k m ogą się dokonyw ać n a podporządkow anym sto p n iu fun k cji: ro w erzy sta i linoskoczek w y k o n u ją n ieu sta n n e ru c h y oscylujące dla u trz y m an ia ró w n o w agi. Istn ie ją dw a ty p y zm ian służących u trz y m a n iu trw a n ia i rów now agi: w ew n ątrz i zew n ątrz sy stem u. Z m iany spoza sy stem u zm ien iają tak że sam system .
Różnicę m iędzy obydw om a ty p am i zm ian dobrze u k a z u je św iat m ajak ó w sennych. K toś przeżyw a sen, w k tó ry m dokonuje rzeczy niem ożliw ych: w y sk ak u je oknem , lata po n ad w ieżam i gotyckich k a te d r, broni się skutecznie p rzed p rzew ażający m przeciw n i kiem — ale żaden z tych snów nie w prow adza ro zw iązania snu. R ozw iązanie: zm iana w jaw ę, prze budzenie, leży ju ż poza system em . Ja w a nie jest elem entem snu, lecz sk u tk iem zm iany w zupełnie in n y stan. Z m ian y w ew n ątrz sy stem u n azy w ają a u to rz y zm ianam i p o rząd k u pierw szego sto p n ia (do słow nie zm iany pierw szego porządk u , rzędu, trybu); zm iany zew nątrz system u — zm ianam i drugiego stopnia (dosłownie: drugiego porządku).
Dwa typy zmian
K R Y S T Y N A P I S A R K O W A 26
Metazmiany Zm iana d rugiego stop n ia je s t m e ta z m ia n ą 4. Także
cztery p ra w a g ru p y sam e oczywiście n ie są częścią g ru p y i pozo stają do niej w sto su n k u „ m e ta ” . In w a- ria n c ja g ru p y rozpościera się tylko na zm iany p ierw szego stopnia, a le cała g ru p a je s t podporządkow ana praw om (zjaw iskom ) zm ian drugiego stopnia, je st o tw a rta na nie. T eoria g ru p y i teoria zbio ru pozo sta ją do siebie naw zajem w sto su n k u kom plem en tarnym . O bie d o starczają rozw iązań dla analizy zm ian w k o n k re tn y c h sy tu acjach życiow ych. Ale w łaściw ie rozw iązyw anie problem ów n a jtru d n ie j szych i isto tn y ch um ożliw iają n am ty lk o zm iany drugiego stop n ia. D latego trz e b a sobie uśw iadom ić, że każda z n ich je s t d iscon tinu um lu b skokiem lo gicznym , ab y zaakceptow ać bez zdziw ienia nielo giczny i p a ra d o k sa ln y w ygląd każdego z jej p ra k tycznych przejaw ó w . Z anim poznam y p rzykłady, rozw ażm y bezskuteczne pró b y ro zw iązań w ram ach porządku pierw szego stopnia. W eźm y w a ria n ty 1 i 4, Rozw iązanie zgodne z pierw szą zasadą teo rii grup y : film K o lekcjo n er, film N óż w w odzie. M ęża z Noża dręczą w y rz u ty sum ienia, bo sądzi, że zabił au to sto powicza. W rzeczyw istości chłopiec nie tylko się u rato w ał, ale i uw iódł m u żonę. Je d y n ie w y znanie tej w iny przez żonę przekonałoby m ęża, że nie je st zabójcą. A le w te d y popadłby w now ą u dręk ę: z po w odu (świadom ości) zd rad y żony. W ram a ch rozw ią zań pierw szego stopnia m a do w y b oru tylko dw ie kom binacje elem entów gru py : świadom ość bycia m o rdercą lu b świadom ość bycia rogaczem . Rozw ią zania zgodne z czw artą zasadą teorii g ru p y , że k aż dy e lem en t g ru p y tw o rzy jedność (jednostkę) w k o m
4 Istnieniu takiej form y zmiany kategorycznie zaprzeczał A rystoteles i inni starożytni Grecy, którzy w ydają się uzna wać tylko zm iany pierwszego stopnia. Dopiero H eraklit za skakuje inną perspektyw ą widzenia, co już dawno oceniła m aterialistyczna dialektyka.
27 O S Z A L E Ń S T W O W M E T O D Z IE b in ac ji ze sw oją an ty n om ią, są w ynikiem naszego porządkow ania św iata n a tezy i an tytezy . Św iatło i ciemność, k sz ta łt i tło, dobro i zło, przeszłość i przyszłość. Takie pozornie nie d ające się pogodzić anty n o m ie są k o m p lem en tarn y m i asp ek tam i jednego sy stem u odniesień. Ju ż w edług Lao-cy 5 oczywistość uzn an ia pięk n a i dobra przez w szystkich (lub w ięk szość) ludzi je s t zarazem oczywistością „ fu n d a c ji” zła i brzydoty. W filozofii hin d usk iej p a ry a n ty n o - m iczne b y w ają połączeniam i, np. bogini K ali, k tó ra płodzi i niszczy. W filozofii europejskiej je st to w a r tość rozszczepiona na dw a przeciw staw ne b ieguny (asp ekty kobiecości): M aria i opętana (czarownica). B iegu ny an ty n o m ii tw o rzą błędne koło („koło dia belsk ie”), k tó re w yklucza w szelkie rozw iązania w g ra n icach system u. P ró b y rozw iązań problem ów isto t n y ch tą drogą prow adzą do p u łap k i „g ry bez końca” . Z m iany p orządku drugiego stopnia zd arzają się nie ty lk o na „w yższych płaszczyznach” naszego istn ie nia, np. w sztuce, ale i w życiu codziennym . P rz y j m u je się je zrazu jako coś niepojętego, jako skok jakościow y, jak o ilum inację, jako „ a k t łask i” w sen sie teologicznym , jak o ośw iecenie w e ś n ie 6, jako p rzy p ad ek cudow ny:
„Nie wiem y, jak do niego dochodzi i nie mamy m ożli wości, aby się dowiedzieć. Jest to swobodna gra ducha, w ynalazek spoza obszaru logiki. Centralny akt wyobraźni naukowej, odpowiadający pod każdym w zględem podobnym aktom w twórczości literackiej. W tym punkcie nauka
5 W zachodnioeuropejskiej tradycji ortograficznej Lao-tse lub Lao-tzu. Filozof chiński z VI w. p.n.e., twórca taoizmu (ch. „tao”-„droga”).
6 „Iskra bogów ” w g A. Koestlera, który poświęca temu zagadnieniu książkę będącą encyklopedycznym zbiorem przykładów nagłych olśnień, „przebłysków poznania”, nazy w anych przez niego bisocjacją.
Nasze porządkowanie św iata Łaska, czyli skok jakościowy
K R Y S T Y N A P I S A R K O W A 28
równa się literaturze. W obydwóch wzbogaca się system istniejący przez niem echaniczny akt rozstrzygnięcia wolą” 7.
Nielogiczność takich rozw iązań je s t nielogiczna z p e r sp ek ty w y porządku stopnia pierw szego. Skoro zm ia na w prow adzona do sy stem u stopnia I spoza tego system u nie pozwala się u jąć w jego kateg o riach w ew n ętrzn y ch, m u si się w ydaw ać nielogiczna, za gadkow a. Z p e rsp ek ty w y ponadsystem ow ej (z p e r sp ek ty w y m eta) je st ona po p ro stu zm ianą lub w y m ianą p rzesłanek i reg u ł kom binacji w sensie teorii g ru p y. Z nana łam igłów ka: przeprow adź cztery p ro ste, nie o dryw ając ołów ka od p ap ieru, m iędzy dziew ięciom a p u n k tam i tak , ab y się połączyły:
ie st przy k ład em takiego w łaśnie rozw iązania. A by je uzyskać, trzeb a opuścić granice k w a d ra tu w y znaczonego pun k tam i.
M ówiąc językiem dzieła Principia M athem atica: rozw iązanie nie może być zaw arte w sobie sam ym , poniew aż dotyczy całości. Ciało nie m oże widzieć siebie sam ego, poniew aż oko (organy postrzegania) je st jego częścią, jest częścią o b iektu postrzeganego. Je d en z m istrzów zen m ów i:
Życie nie „Życie jest mieczem, który rani, ale nie może zranić siebie może zranić samego, jak oko, które widzi, ale nie może się samo zo-siebie baczyć”.
R ozw iązanie problem u p u n k tó w w kw ad racie w ynika ze sp raw d zen ia w łasn y ch hipotez o p u n k tach , ale nie ze spraw dzenia sam ych punktów . „Z rozum ienie” ty ch p u n k tó w odpowiada w psychoterapii zrozum
ie-7 J. Bronowski: The Logic of the Mind. „American S cien tist” Vol. LIV 1966 nr 1, s. 6.
29 O S Z A L E Ń S T W O w M E T O D Z IE n iu sym ptom ów , ale to jeszcze nie je s t rozw iąza niem .
W iększość pow ażnych problem ów pow staje dopiero w tra k c ie p ró b nieodpow iedniego, za w ąskiego roz w iązania, np. alkoholizm — p ro h ib icja potęg uje p ro blem ; po rn o g rafia — p rzy k ład d uń sk i dowiódł, że ro zlu źn ien ie cugli tem u złu społecznem u nie zw ię kszyło liczby p rzestęp stw seksu aln y ch , a cały p ro blem znalazł ujście w znudzeniu; m odny pseudopro- blem : m łodzież — je st s ta ry ja k św iat. N a tablicy babilońskiej z około 3000 la t p.n.e. znaleziono napis tej treści:
„Dzisiejsza m łodzież jest zepsuta, zła, bezbożna, leniwa. N igdy nie będzie taka, jak m łodzież dawniejsza i nigdy jej się nie uda ocalić naszej kultury”.
N ie ro k u ją n adziei rozw iązania tego pro b lem u pole gające na p o lary zacji rozziew u m iędzy pokoleniam i. Podobnie bezsensow na je s t „rozw eselająca” tera p ia rodziny, przyjaciół, lek arzy stosow ana w obec m e- lancholika, podobnym nonsensem błędne a rg u m e n ty ty p u : „P o ty m w szystkim , co dla ciebie zrobi- łem (am ), nie pow inieneś (-aś) mieć problem ów , ... być niew dzięczny (-a)!” lub „Idź do swego pokoju i nie pokazuj się, aż ci się h u m o r popraw i!”
N ajpraw dopodobniej pro b lem w łaściw y, pogłębiony, często bezn ad ziejn y je s t sk u tk iem p ró b błędnych rozw iązań. Istn ieją trz y ty p y takich w łaśnie b rze- .m iennych w n eg aty w n e s k u tk i rozw iązań: 1) nega
cja, 2) u topia i 3) paradoks.
1. N egacja to niedo strzeg an ie problem u, uproszcze nie, płaskość m yślenia o nim , zaprzeczanie w agi lu b istotności p roblem u, k tó ry istn ieje, k tórego rozw ią zanie je st konieczne. Mimo to nie podejm u je się n aw et pró b y rozw iązania albo p ró b u je się usunąć problem przem ocą, np. p ró b y refo rm y szkolnictw a wyższego na Zachodzie w yw ołane ro zru ch am i m ło
dzieżowymi .
Za w ąskie rozwiązania
N egatyw ne skutki
K R Y S T Y N A P IS A R K O W A 30
Problem wewnątrz człowieka
2. U topia. P ró b u je się rozw iązać p rob lem nieroz w iązyw alny lub n ieistn iejący (np. opozycja pokoleń, p ro cen t nieuleczalnych alkoholików w społeczeń stwie) — ty m sam ym p rób a rozw iązania staje się utopijna.
3. P arad o ks. P o d e jm u je się b łęd n e rozw iązania np. na za niskim stopniu a b stra k c ji (kiedy się p ró bu je łączyć 9 p u n k tó w czterem a p ro sty m i, nie o d ry w a jąc ołów ka od p ap ieru w gran icach k w a d ra tu w y znaczonego przez owe p u n k ty ) lu b n a za w ysokim stopniu a b stra k c ji (kiedy się ro zk azu je m elancholi- kowi: „U śm iechnij się!” , „M iej dobry h um or!” , „Z m ień postaw ę wobec życia zam iast zachow ania!”), co prow adzi do paradoksów .
P rzeciw ień stw em negacji je s t u top ia (2). W spólna dla obu dróg do błędnych rozw iązań je st postaw a upraszczająca. Istn ieją trz y w a ria n ty sy nd ro m u u to pii: a) in tro je k ty w n y , b) założenie niespełnienia, c) p ro jek ty w n y .
W arian t in tro je k ty w n y (a) dotyczy na ogół raczej działań p sy ch iatryczn y ch niż społecznych, problem , jego ognisko z n a jd u je się w ew n ątrz człow ieka. W y nika z przy jęcia postaw y p ozytyw nej: „M oje życie m iało być dojrzałe, głębokie, a przebyw am je w b a nale i nudzie. Pow inienem mieć uczucia, a nie um iem ich w sobie rozbudzić” , z akcep tacji haseł, np. hasło k u rsu dla m ałżeń stw n a jak im ś u n iw e rsy tecie am ery k ań sk im : „M ałżeństw o, w k tó ry m m i łość polega na kom prom isach, nie je s t w a rte g ry !”, hasło dla p rzy rod n ik ó w na innym u n iw ersy tecie oferu je słuchaczom „m yślenie kosm iczne jako drogę do rozw inięcia h a rm o n ii” . Wobec nieosiągnięcia tak zakreślonego z gó ry (utopijnego) celu jed n o stk a s ta je p rzed w łasną dep resją, w yobcow aniem , e w e n tu aln ie sam obójstw em , rozw odem , nihilizm em , n a r kom anią i w reszcie w błęd n ym kole zmęczonej re z y gnacji, połączonego z uzależnieniem od k u ra te li r o
31
O S Z A L E Ń S T W O W M E T O D Z IE dziców (rodziny) lub pań stw a. To z kolei prow adzi do błędnego koła, w y nikającej z w łasnej b ezradnoś ci, nienaw iści do „opiekunów ” i k u rato ró w .W a ria n t n azyw an y syndrom em założonego niespeł n ien ia (b) zaw iera się w recepcie aforysty czn ej R. L. S teven so na, zapożyczonej z przysłow ia japońskiego: „ It is b e tte r to tra v e l h o p efu lly th a n to a rriv e ”. „M yśl stale o Itace, bo tw oim przeznaczeniem jest d opły nąć do niej! A le się nie spiesz, zestarzej się, zanim zarzucisz kotw ice przed w yspą, gdyż rzeczy w istość u nicestw ia sny. Nie oczekuj bogactw na I ta ce. Ita k a obdarzyła cię cudow ną podróżą” .
Z w y rodnienie życia psychicznego w edług tej recep ty prow adzi do problem ów w życiu codziennym , k ied y zaczynam y na serio w ierzyć, że w szelkie spełnienie, osiągnięcie celu je st rów noznaczne z roz w iązaniem pro b lem u (np. m ałżeństw o, noc poślub na, m acierzyństw o, oczekiw ana z utęsk n ien iem em e r y tu r a , p rzy ja zd do odległego celu w ym arzonej po
d róży życia itd.).
T rzeci w a ria n t sy n dro m u utopijnego, p ro je k ty w n y (c), uosabiają jed no stk i opętane przekonaniem , że do nich n ależy ulepszenie św iata, poniew aż posiadły p raw d ę o nim lu b są n a drodze do jej posiąścia. P rz y cz y n y niepow odzenia (nieuniknionego) doszu k u ją się nie w sobie sam ych, nie w swoich koncep cjach, lecz w niedoskonałości tych, k tó ry c h chcą zbawić. P o d staw ia się tu jako w in n y ch zarów no jednostki, ja k i g ru p y społeczne oraz całe społeczeń stw a łącznie z system em , w k tó ry m żyją. Tak ro zu m u je Rousseau, tak ro zu m u je p arano ik , tak ro zu m u je in te rp re ta to r (i reżyser?) film u F o rm an a J e
den przeleciał nad g n ia zdem k u k u łk i, k tó ry odczy
tu je tragiczn ą h isto rię pozytyw nego b o h atera, schi- zofrenika, k tó ry się nie m ieści an i w „system ie” w ięzienia, a n i w „sy stem ie” szpitala, a n i w „syste
Podobnie w wierszu (o Itace) K awafisa
K R Y S T Y N A P I S A R K O W A 32
Oczekiwanie nieszczęścia
m ie” wolnego o byw atela — jak o o skarżenie w szel kiego (zachodnioeuropejskiego?) sy stem u społecznego. Rozw iązania u to p ijn e b y w ają kliszam i zadziw iająco try w ialn y m i, pow ielanym i przez całe stulecia. Ich cechą je s t ah istoryzm , n ieum iejętność w yciągania ogólnych w niosków z dośw iadczeń sta ry c h i zna nych. K to ig n o ru je h isto rię (G. S an tay ana), je st ska zan y na nią, obłożony k lątw ą pow tórek.
U topia m oże się pojaw ić także tam , gdzie w ogóle nie było problem u. T akim p rzy k ład em u top ii nega ty w n ej je s t postaw a p u ry ta ń sk a : „w olno ci robić to ty lk o dotąd, dopokąd nie m asz w ty m p rzy je m ności”. T akim p rzy k ład em je s t postaw a w y czek ują ca n a nieszczęście (B arbara N iechcicowa w Nocach
i dniach), grom adzenie zapasów na w ypadek m ożli
wego b rak u , zabezpieczanie przed k a ta stro fą w m yśl zasady „im lepsze życie, ty m w ięcej p odstaw do troski, że będzie je tru d n o znieść, kiedy się zm ieni na gorsze” .
W spólnym m ianow nikiem trzech w a ria n tó w sy n d ro m u utopijnego je st to, że p rzesłanki sy nd ro m u zo sta ły uznane za rzeczyw istość. K to p ró b u je w łasne życie lub św ia t' uzdrow ić w edług utopii, uzn aje w w y p ad ku klęski za w in n y św iat, ew en tu aln ie n a w e t siebie, nigdy absurdalność przesłanek. S k u t kiem je st rozpacz egzystencjalna, cierpienie uto p isty w y n ik łe z przepaści, k tó ra leży m iędzy obrazem św iata, jak i jest, a w yobrażeniem , ja k i p o w inien być (na podstaw ie u to p ijn y ch przesłanek i w y o b ra żeń).
T erap ia tak ich p rzyp ad k ó w s ta je się w łasną patolo gią, jeżeli m a am b icje znalezienia szczęścia i całko w itego w yleczenia. T erap ia może tylko złagodzić cierpienie, może zm niejszyć ból. Nie może go usunąć. A spiryna lu b proszek na ból głow y usuw a tylko ból głow y, ale nie problem , k tó ry go w yw ołał. P a ń stw o je st zobowiązane zlikw idow ać nędzę sw ych
33 O S Z A L E Ń S T W O W M E T O D Z T E obyw ateli, ale osiągnięcie szczęścia należy w b re w stanow isk u u to p isty do p ry w a tn y c h zadań je d
nostki.
P a rad o k sy (3). Isto tn e p roblem y p o w stają rów nież przez p arado k saln e p ró b y rozw iązania problem ów m niej istotnych, np. przez stosow anie rozkazu: „Bądź spo ntaniczn y !”, „Masz być posłuszny nie dlatego, że ci rozkazuję, lecz dlatego, że chcesz m nie s łu chać!” , „O drób zadanie domowe, dlatego że chcesz, a nie dlatego, że m usisz!” . Logik uw aża sy tu a c ję w ytw orzo n ą przez paradoks za pseudoproblem , po niew aż je s t „logicznie” niem ożliw a: jak dochodzi do sw ojej korespondencji listonosz, k tó ry roznosi listy tylk o tym , któ rzy ich sam i nie o d b ierają na poczcie? K to goli fry z jera , k tó ry goli tylko ty ch m ężczyzn, k tó rz y się nie golą sam i? Czy K reteń czy k m ów iący, że w szyscy K reteń czy cy kłam ią, kłam ie? itd.
W brew logice jed n a k życie codzienne o b fitu je w p a radoksy. U szkodzenie ak sjo m atu teo rii zbiorów , w edług k tó reg o to, co dotyczy klasy (zbioru), nie może być jego częścią, zdarza się na każdym k ro ku . Na p rz y k ła d w konflikcie m ałżeńskim , gdy jed en z p a rtn e ró w żąda od drugiego określonego zachow a nia, ale ty lk o pod w aru n k iem , że tam te n będzie nap raw d ę sam tego chciał. Jeżeli trz e b a nalegać i „dom agać się” , p a rtn e r rezy g n u je ze swoich żą dań. Hasło „Bądź spontaniczny!” ró w n a się żąd a niu „ sta ra j się, w y tęż wolę, ab y być jak im ś” , co już samo w sobie w yklucza spontaniczność. Praczow i m ózgu pozostaje w trak cie tak ich zabiegów w r ę kach zaledw ie strz ę p pacjenta, jego zw łoki psychicz ne. S tą d społeczność pacjen tó w u k u ła dow cipny przepis n a ry ch łe zw olnienie z zakład u p sy c h ia try c z nego:
a) rozw iń k w itn ąc y sym ptom , k tó ry będzie d ziałał na n e rw y lek arzo m i w spółpacjentom ;
Paradoksy życia codziennego
K R Y S T Y N A P I S A R K O W A 34
Rozwiązania drugiego stopnia
O pytaniach
b) uzależnij się od m łodego p sy c h ia try , k tó ry b a r dzo p o trz e b u je swojego pierw szego sukcesu zawo dowego;
c) pozwól m u się szybko uleczyć z tw ojego sym pto
m u;
d) uczyń go ty m sam ym zagorzałym obrońcą tw ojej
odzyskanej norm alności.
Rozw iązania p o rząd k u drugiego stop nia w ym agają ta le n tu i w yobraźn i. Te cechy idą zaw yczaj w p a rze z n ieu m iejętn ością zreko n struo w ania drogi m y ślow ej, k tó ra doprow adziła do rozw iązania. J e st to naukow o w y tłu m aczaln e niem ożliw ością w y tłu m a czenia bez pom ocy m etajęzyka, skoro chodzi o dwa różne poziom y a b stra k cji. Może się w ięc zdarzyć, że n a w e t fachow iec, i to szczególnie uzdolniony te ra p eu ta , nie będzie w iedział, czym w ytłum aczyć swój sukces, że będzie go in te rp re to w a ł błędnie. Rozw iązania drugiego stopnia n ależy stosow ać tam , gdzie rozw iązanie pierw szego stop nia nie tylko nie w prow adzi rzeczyw istego rozw iązania, lecz stw orzy now y, w łaściw y problem . R ozw iązania pierw szego stopnia zazw yczaj o p iera ją się n a zdrow ym rozu m ie, n a logicznych przesłankach. R ozw iązania w yż szego stopnia ro b ią w rażenie absurdów , sprzecznych z zasadam i logiki, są zaskakujące i paradoksalne. Z fak tu , że rozw iązania drugiego stopnia m ogą się odnosić do rozw iązań pierw szego stopnia pow odu jących p roblem y, w ynika, że n ależy podchodzić do rozw iązyw anego pro b lem u z p u n k tu teraz i tu ta j. To znaczy, że zm ienia się działanie, a nie przyczyny odpow iedniej sy tu acji. O drzuca się rela cję p rzy czy nową.
P y ta n ie m rozstrzy g ający m je s t w ty m procederze „co?” lu b „ ja k ? ” , a nie staw iane w takich s y tu a cjach p y ta n ie „dlaczego?” Rozw iązania drugiego stopnia m a ją w yprow adzić z błędnego koła, do k tó rego dotąd zacieśniały rozw iązania dotychczasow e
35
O S Z A L E Ń S T W O W M E T O D Z IE (pierw szego stopnia), m ają u staw ić sy tu ację tak , aby się znalazła w szerszych ram ach . W ty ch ram ach o d rzucam y p y tan ie „dlaczego?” . W h isto rii n auki p e łn i ono w praw dzie ro lę ce n traln ą , ale w obcow a n iu m iędzyludzkim w y n ik ało by z p ostaw y fałszy w e j. Zadziw iające jest, ja k rzadko staw iam y p y tan ie „co?” , a ja k często „dlaczego?” . Isto tn e fa k ty do strz e g am y bow iem dopiero w m om encie, k ied y za p o m inam y o p y ta n iu „dlaczego?” . W ittg enstein m ó w i o ty m : „C zujem y, że n a w e t gdybyśm y odpow ie dzieli na w szystkie m ożliw e p y tan ia naukow e, nie d otknęlib y śm y jeszcze naszych problem ów życio w ych. N ie pozostałoby n am w ted y żadne pytanie, i w łaśn ie to byłoby odpow iedzią” .M atem aty k a tak że nie p y ta „dlaczego?” , a przecież je s t k rólew sk im gościńcem do rozw iązań. Zdania m a te m a ty k i są zrozum iałe jako zw iązane z sobą ele m e n ty system u. R ozum ienie ich przy czyn i pocho dzenia je st dla ich zrozum ienia (dla zrozum ienia ich znaczenia) n iepo trzeb n e, n a w e t m ylące. Podob nie bez znaczenia je s t p y tan ie „dlaczego?” w cy ber n ety ce, w elektronice. T ran sfo rm acja nie m a zw iąz k u z ty m py tan iem , w iąże się n ato m iast z p y ta niem „co?” .
Jeszcze b ardziej niż w n au ce p rzy w y k liśm y do za daw ania p y tań o przy czy n ę w sp raw ach jednostki. Jeżeli szukam y ro zw iązań jej problem ów , je st to
p y ta n ie błędne. W yjaśnien ie przyczyn nie p rzy b li- Czy na pewno?
ża rozw iązania. K au zaln e znaczenie przeszłości jest fascynującym , a le b łęd n y m m item . W praw dzie p rze szłość oddziaływ a przyczynow o na teraźniejszość, ale przecież je s t nieodw racalna, je st p rzyczyną nie zm ienną, a m y szu k am y zm ian y. Znajom ość p rzy czyny (przeszłości) m oże się n am w ydaw ać drogą do rozw iązania, k ied y sobie w yobrażam y, że w sk a że n am to, czego pow inniśm y unikać. J e s t to błąd. N akaz u n ik an ia p ro b le m u nie je st jego rozw iąza
K R Y S T Y N A P IS A R K O W A 36
W ybierając, akceptujem y
niem , lecz now ym problem em . Z ostalibyśm y więc ponow nie usidlani w paradoks.
W szystkie p rzy k ła d y problem ów w ym agających roz w iązań drugiego stopnia m ają podobną s tru k tu rę . S ta n s istn ieje alb o je st spodziew any, lecz niepożą dany. W zgodzie z czw artą zasadą teorii g ru p y zd ro w y rozum ludzki i n akazy logiki d orad zają zniesie nie lu b uniknięcie sta n u s przez w p row adzenie jego p rzeciw ieństw a (inw ersja): nie-s. J e s t to pseudoroz- w iązanie, bow iem dopóki się rozw iązanie obraca w e w n ątrz dychotom ii s — nie-s, ro zw iązujący tk w i w pułapce ilu zji a lte rn a ty w y , i pozostanie w niej bez w zględu na decyzję! W ybierając, zaakceptow ał a lte rn a ty w ę ; zaakceptow aw szy a lte rn a ty w ę , p o tw ier dził brak in n y ch m ożliwości spoza n iej. F o rm u łą podstaw ow ą rozw iązań drugiego stopnia jest: n ie s,
ale te ż nie nie-s. M otyw je s t p ra sta ry , znany w tao -
izm ie jak o „w u -w ei”, czyli „zam ierzone niezam ie- rze n ie ” , „chciane n iechcenie” . U sunąć a lte rn a ty w ę , po p ro stu nie w ybierać! O drzucić w ybór!
W yrw ać m yśl lu d zk ą z k la tk i m yślenia p a ra m i an tynom icznym i było już daw no ideą typow ego koa- n u zen. N ajdziw niejsze, że rozw iązania drugiego stopnia są skuteczne w łaśnie n a w e t tam , gdzie k o n k re tn e d ane sy tu a c ji są niezm ienne. A by to zro zum ieć, trzeb a sobie przysw oić sztu kę łagodnej p e rs w azji, n azyw anej w Z m ianie p rz e in te rp re to w y w a - niem lub „p rzetłum aczaniem ” . R efleksje n ad tą sz tu ką z a jm u ją c e n tra ln y p u n k t w realizacji teo rii
Z m ia n y , ale a u to rz y nie z d ają sobie z tego sp ra w y ,
że je s t to problem językow y! M am y p rzy jąć sąd, że nie rzeczy n as niepokoją, lecz nasze m n ie m a n ia o rzeczach. O sta n a c h rzeczy d ecyduje nasza św ia domość. S ta n y rzeczy ro zk ła d ają się n a płaszczy ź nie m eta, czyli na płaszczyźnie naszej św iadom oś ci. M ówiąc o naszej świadomości, nie w y k lu czam y z g ó ry niedostatecznie zbadanego św iata św ia d o
37
O S Z A L E Ń S T W O W M E T O D Z IE m ości zw ierzęcej, skoro w iem y, że np. te ry to riu m nie istn ieje dla zw ierzęcia w n atu rze, lecz ^ w jego św iadom ości. J e st konw encją w budow aną w św ia domość, podobnie jak w artość bilonu i b an kno tó w w św iadom ości społeczeństw ludzkich.J u ż za K an tem przejęliśm y przekonanie, że rzeczy w istość je s t naszym w ynalazkiem , że tw orzym y ją, ab y zapom nieć, że została przez n as stw orzona, i przeżyw ać ją jako św iat pozornie niezależny od nas. W ym yśliliśm y sy stem dziesiętny, a podziw ia m y jako cud n a tu ry konsekw encje tego w y n alazku, np. fak t, że w szystkie su m y cy fr w iloczynach dzie w ią tk i w ynoszą 9.
P rz etłu m a c ze ń dokonuje się na płaszczyźnie m e ta - rzeczyw istości, tam zaś w szelkie zm iany są m ożli we, bez w zględu na k o n k retn e dane pozornie n ie zm iennej sy tu a c ji (stanu rzeczy). Z biory są klasam i elem en tów o w spólnej cesze, ale przynależność do zbioru rzadko byw a ekskluzyw na. K lasy są kon stru k c ja m i naszej m yśli, są pojęciam i. A zatem i przyd ział elem en tu do klasy nie je s t decyzją o sta teczną i n ieprzesuw alną. Nie je s t p raw d ą bezw zględ ną. Czerw ona d rew n ian a kostka n ależy do k lasy zabaw ek, do k lasy przedm iotów czerw onych, do k la sy przedm iotów d rew nianych, do k lasy kostek, a po nadto do klasy lu b klas w yznaczonych przez naszą in d y w idu aln ą świadomość. P rzetłu m aczan ie, czyli technika zm ian drugiego stopnia, je s t po pro stu w ydobyciem now ej przynależności klasow ej obiek tu, o k tó ry m p rzy w y k liśm y m yśleć k ateg o riam i k la sy sta re j.
U stalanie klas nie polega tylko na odczytaniu rze czyw istych cech przydzielan y ch klasom przedm io tów, lecz także na sensach i w artościach, k tó re m y p rzy p isu jem y przedm iotom . N iestety jednostka, k tó ra w idzi jednocześnie w ielow ym iarow ość elem entów m ających jednoczesne „o b yw atelstw o ” w ielu klas,
K R Y S T Y N A P I S A R K O W A 38
Kpię i pytam o godzinę
byw a u zn aw an a za człow ieka złej w oli lu b za w aria ta. To p rze ra ża jąc e uproszczenie pociąga za sobą n astępne. N orm alność, szczerość, uczciwość, a u te n tyczność p rzy p isu je się tylko tem u, k to się nie baw i w grę, że „ g ra ” , a przecież w łaśnie ten , k tó ry wie, że gra, m a tę wyższość n ad innym , że ogląda grę z podw ójnej p e rsp e k ty w y um ożliw iającej w ięcej niż jedną in te rp re ta c ję , czyli p rzetłum aczanie.
P rzy tru d n o ściach w p rzetłu m aczan iu pom ocna m o że się okazać tech n ik a konfuzji. R ozw ażm y taki p rzy k ład p ra k ty c z n y (Ericksona): W burzliw y, w ietrzny dzień w p adam na rogu ulicy na człow ieka spieszącego z przeciw nej stro ny . Z anim m u po ty m zderzeniu pozwolę p rzyjść do siebie, spoglądam na zegarek i m ów ię: „ J e s t dokładnie 14.10” , choć p rze chodzień nie p y ta ł o godzinę i choć je s t 16.00. Idę dalej. K iedy się po chw ili odw racam , widzę, że stoi i p a trz y za m ną.
Zderzenie przechodniów stw orzyło sy tu ację, w k tó rej jako oczywistości oczekiw alibyśm y u sp ra w ie d li wień. U w aga p recy zująca czas zderzenia d e fin iu je nagle i zupełnie nieoczekiw anie tę niby sam ą s y tu a cję jako całkiem inną, a m ianow icie taką, k tó ra by była „na m iejscu ” , gdyby m ilczący przechodzień b y ł zap y tał o godzinę. Ale i w ted y sy tu acja pozostałaby zagm atw ana z pow odu fałszyw ości inform acji. R e zu ltatem je s t p araliżu jąca kon fu zja p a rtn e ra , k tó ry nie o trzy m u je pom ocy w żadnej dodatkow ej in fo r m acji um ożliw iającej sklejenie frag m en tów sensu i bezsensu w sensow ną całość. P otrzeb a w y jścia z konfuzji, odkrycia zw iązków znaczeniow ych m ię dzy elem en tam i sy tu a c ji w y tw a rz a m ak sy m a ln ą go towość do p rzyjęcia in fo rm acji i do in te rp re to w a nia (przetłum aczania), k tó re m usi sprow adzić ro z w iązanie drugiego stopnia.
Inne drogi do ro zw iązań wyższego ty p u to np. p r z e wyższyć pesym istę w pesym izm ie, zam iast się s ta
-39 O S Z A L E Ń S T W O w m e t o d z i e
ra ć zarazić go (spontanicznie?) w łasnym (sponta nicznym ?) optym izm em ; zneutralizow ać p rob lem w edług w zoru k ró la duńskiego, C h ristiana X, k tó ry na py tan ie o k upanta, jak zam ierza rozw iązać p ro b lem żydowski, odpow iedział: „U nas nie m a tego problem u, m y (Duńczycy) nie uw ażam y się za upo śledzonych” . P rzepisow ą w czasie okupacji opaskę z gw iazdą D aw ida postanow ił nosić sam , skoro stw ierd ził, że w D anii nie m a różnic m iędzy Żydam i a D uńczykam i. Za królem poszła większość D uńczy ków , sk utk iem czego nakaz m usiano odwołać, bo się okazało, że dotyczył on każdego D uńczyka. P ra k ty k a zm iany pow inna się u rzeczyw istniać w e
d ług czterech 8 w skazów ek: Jak zmieniać?
1) ustalić jasn ą i k o n k re tn ą definicję problem u, 2) zanalizow ać dotychczasow e pró b y rozw iązania p roblem u,
3) jasno zdefiniow ać cel ro zw iązania (kuracji), 4) ustalić i przeprow adzić p la n w pro w ad zający roz w iązanie; w ym aga on:
a) przetłu m aczen ia p roblem u i rozw iązania n a kod p acje n ta , b) n ieu nik an ia paradoksów , k tó re są „ n a j elegantszą, n ajsk u teczn iejszą” fo rm ą rozw iązań. K siążka zaw iera poza streszczonym i tu koncepcjam i kilkad ziesiąt stro n usystem atyzo w anej k azu isty k i i obszerną bibliografię. Że b ra k w tej bibliografii (117 pozycji) nazw isk, k tó re p rzeciętny P o lak od dzieciństw a, bo z ław y szkolnej k o jarz y z
zagad-8 Mają one przypom inać cztery św ięte prawdy Buddy, choć zostały uzyskane niezależnie od nich. Paralele w ydają się jednak wynikać z ogólności zagadnienia albo sprawiają w rażenie „naciągniętych” (nieco): w skazów ce pierwszej od powiadać ma buddyjskie o cierpieniu, w skazów ce dru giej — buddyjskie o powstaniu cierpienia, w skazów ce trze ciej — o zniesieniu cierpień, w skazów ce czwartej — o dro dze do zniesienia cierpienia.
K R Y S T Y N A P IS A R K O W A 40
Salomonowa zasada
nieniem zm iany — tw órców filozofii m ark sisto w skiej — a n i nie szkodzi (nam), a n i nie dziw i. Nie szkodzi, bo m y tę bibliografię i ta k znam y. Nie dziwi, bo w iem y z dośw iadczeń naszych różnych w ąskich specjalności choćby, że a m e ry k ań sk ie koty dochodzą do odkryć u n iw ersaln ie obow iązujących w łasnym i drogam i, ab y się w reszcie zbliżyć do E u ropy na odległość bez znaczenia. M yślę np. o o d k ry ciu z kilkudziesięcioletnim opóźnieniem języ ko znaw cy de S a u ssu rre ’a lub o dk ryteg o w czoraj i dziś p sy chologa K a rla B iihlera (Sprachtheorie 1934). Od W atzlaw icka, W eaklanda i Fischa do d iale k ty k i już niedaleczko.
Rów nie blisko od nich do now ej e ry przy datności językoznaw stw a, a zwłaszcza do tej jego części, k tó r a u p raw ia sem an ty k ę i p rag m aty k ę. Jak że się bez ty ch narzędzi obejdzie te ra p e u ta o p e ru ją cy „prze- tłum aczan iem ” ? T eo rety k i p ra k ty k , k tó ry m usi opa nować kod p acjen ta, ab y dojść z nim do porozum ie nia i um ożliw ić „p rzetłu m aczen ie”, czyli przekodo w anie problem u. Skuteczne przetłu m aczenie m usi zgodnie z ideą Z m ia n y uw zględnić poglądy, oczeki w ania, m otyw y, założenia — czyli system pojęcio- w o-sem antyczny stro n y przeciw nej. Ekonom iczniej i realn iej je s t zam iast zaczynać te ra p ię od naucze nia „języka obcego” , przysw oić sobie język p acjen ta w edług zasady Salom ona: „O dpow iadaj błaznow i w edług jego b łazeń stw a” . W ynalazłszy m etarozw ią- zanie, trzeb a i je przełożyć na kod p acje n ta , i w jego kodzie m u je przedstaw ić.
P anie i Panow ie, D ziew częta i Chłopcy, szansa i m etaszansa, k tó rą otw iera Zm iana, książka m ądra, choć fascynująca, głęboka, choć p o p u larn a, n au k o wa, choć nie zawsze słuszna, ale zaw sze p ob udzają ca k rążen ie m yśli, szansa ta nie ogranicza się do psychologów , językoznaw ców i in nych specjalistów hum anistów . W innej p rac y zbiorow ej, k tó rej w spół
41 O S Z A L E Ń S T W O W M E T O D Z IE a u to re m je st także W atzlaw ick 9, a tra k tu ją c e j o za kłóceniach w kom u n ikacji m iędzy ludźm i, m owa m. in. o sym ptom ach jak o sposobach świadom ego zakłócenia. K iedy się nie chcem y porozum iew ać, m ożem y udaw ać śpiącego, głuchego, pijanego, nie znającego języka i w reszcie kogoś, kogo boli głowa. P osług ujem y się w ted y sym ptom am i. Nie w szyscy posługujem y się nim i jednakow o. Z daniem W atzla- w icka A m ery k an in będzie udaw ał, że cierp i na ból głow y (moim zdaniem nie zada sobie w ted y n a w e t zb y t w iele tru d u , w b rew pozorom ludzie Zachodu w k ła d a ją m niej s ta ra ń w zachow anie pozorów niż m y), R osjanin zaś będzie z tego początkow ego u d a w ania rzeczyw iście m iał ból głowy. A by się uchylić od niepożądanego k o n tak tu , w y k o rzy sta do m aksi m um m ożliwość w płynięcia n a siebie samego. M yślę, że gdyby W atzlaw ick znał Polaka, a zwłaszcza Gałę czyńskiego lu b choćby jego słow a „ja jestem Polak, P olak to w ariat, a w a ria t to lepszy gość” , zrozum iał by, że nigdzie ty le by nie znalazł przy kład ó w cu dow nych rozw iązań w ed łu g p orządku drugiego stopnia, co tu ta j.
5 P. W atzlawick, J. H. Beavin, D. D. Jackson: Menschliche K om m unikation. Formen, Störungen, Paradoxien. Bern — Stuttgart — Wien 1969 Hans Huber.
B ól głow y a charakter narodowy