Jan Waszczyński
Jeszcze w sprawie zamiaru
ewentualnego
Palestra 21/5(233), 69-78
JAN WASZCZYŃSKI
Jeszcze w sprawie zamiaru ewentualnego
Z a d a w n i o n y w p r a w i e k a r n y m spór o to, j a k ro z u m i e ć Is to tę za m i a r u e w e n tu a ln eg o , z y s k a ł w p r a w i e p o l s k i m na a k t u a l n o ś c i po w e j ś c i u w ż y c i e k o d e k s u k a rn e g o z 1969 r. A u t o r a r g u m e n t u j e , że ,.g o d ze n ie si ę ”, s t a n o w i ą c e n a j b a r d z i e j c h a r a k t e r y s t y c z n y e l e m e n t z a m ia r u e w e n tu a l n e g o , nie m o ż e b y ć w ś w i e t l e o b o w i ą z u j ą c e g o p r a w a ro z u m i a n e ja k o o b o j ę t n o ś ć w o l i w o b e c m o ż l i w e g o c z y n u zab ro n io n eg o . ,.G o d z e n ie s i ę ” ro z u m ie ć n a l e ż y j a k o w o l ę n a ra ż e n ia o k re śl o n e g o d o b ra na n i e b e z p i e c z e ń s t w o p r z y j e d n o c z e s n e j o b o j ę t n o ś c i w o b e c m o ż l i w o ś c i r e a liz a c ji te g o n i e b e z p ie c z e ń s t w a . I
W prow adzenie do kodeksu k arn eg o z 1932 r. tej postaci w iny, ja k ą je s t zam iar ew e n tu aln y , postaw iło przed n a u k ą pytanie, w czym tk w i isto ta tej odm iany z a m iaru, a także — ja k a je st różnica m iędzy zam iarem e w e n tu aln y m a n a jb a rd z ie j doń zbliżoną fo rm ą w iny, m ianow icie lekkom yślnością. P u n k te m w y jśc ia do ro z w a żań było oczyw iście sfo rm ułow anie za w arte w art. 14 § 1 kodeksu k a rn e g o z 1932 r. Ju ż w tra k c ie n a ra d n ad p ro je k te m tego kodeksu najw ięcej w ątp liw o ści w y w o ły w ało pojęcie ,godzenia się” na sk u te k przestęp n y lu b n a p rzestępność działania, k tóre m im o to w eszło n astęp n ie w skład art. 14 § 1 k.k. J. M akarew icz przez p o ję cie „godzenia się” rozum iał szczególną odm ianę woli, m ianow icie w olę w aru n k o w ą, tj. w olę n a w ypadek n a stą p ie n ia sk u tk u .1 T ak ro zu m ian e to pojęcie p rz e ją ł n a s tę p nie S. Śliw iński, w edług którego cechą zam iaru e w e n tu aln eg o je st to, że p rze stęp n y c h a ra k te r czynu lu b p rzestęp n y sk u te k nie są dla sp raw cy czynu pożąd an e an i nie są w jego p rze k o n an iu konieczne, są one tylko m ożliw e, ja k o tow arzyszące czy nowi zm ierzającem u do innego celu; e w e n tu aln y sk u te k p rze stęp n y lu b e w e n tu a ln a przestępncść czynu „są je d n a k o b jęte zgodą na w ypadek, gdyby n a s tą p iły ”.1 2 P o dobnie w kw estii za m ia ru ew entualnego w ypow iedział się rów nież A. G ubiński.3
K oncepcję J. M akarew icza za atak o w ał je d n ak W. W olter podnosząc, że przy r o zum ieniu godzenia się ja k o woli w arunkow ej dochodzi się do sprzeczności. Je że li bow iem sp raw ca chce danego sk u tk u tylko na w yp ad ek , gdyby m iał on n astąp ić, to jednocześnie nie chce on tego sk u tk u na w ypadek, gdyby m iał on nie n a s tą pić. A zatem , oceniając n astaw ie n ie w oli spraw cy w chw ili czynu, godzenie się p o lega na jednoczesnym chceniu i niechceniu sk u tk u .4 W zw iązku z ty m W. W olter proponow ał, aby pojęcie godzenia się rozum ieć ja k o a k c e p ta c ję przez sp raw cę — jako zgodnego z jego w olą — tego, co z jego działan ia w yniknie, gdyż w sto su n k u do ew en tu aln eg o sk u tk u sp raw cę cechuje wówczas obojętność: n ie w yłącza on ż a d nej ew e n tu aln o ści.5 Po la tac h , ju ż po w ojnie, W. W olter zm odyfikow ał sw oje s t a now isko w om aw ianej kw estii i zaproponow ał, by zerw ać w ogóle z przy p isy w an iem „godzeniu się” jakiegokolw iek m o m en tu w olicyjnego, n a w e t w fo rm ie ak c e p ta c ji
1 J. M a k a r e w i c z : K odeks k arn y z kom entarzem , L w ó w 1932, s. 64. 2 S. Ś l i w i ń s k i : P raw o karne, W arszaw a 1946, s. 234.
3 A. G u b i ń s k i : P raw o k a rn o -a d m in istra cy jn e — W yk roczen ia, W arszaw a 1967, s. 66. 4 W. W o l t e r : Studia z zakresu praw a karnego, K rak ów 1947, s. 7.
70 J a n W a s z c z y ń s k l N r 5 (233)
ew entualnego sk u tk u .6 7 8 P oniew aż — ro zu m u je W olter — psychologia nie zna ta k iej o d m ian y w oli, k tó ra p rz y b ie ra ła b y postać „godzenia się”, przeto „(...) nie m a p o trzeby sięgać do ja k ie jś woli, k tó ra nie je s t chęcią. W ystarczy założenie, że oprócz »chęci by tak« (zam iar bezpośredni) i »chęci by nie« (co cechuje lekkom yślność, a co je st czym ś różnym od b ra k u chęci) w prow adzi się trzecią ew en tu aln o ść, w k tó rej s p r a w ca ani »chce by tak«, an i »chce by nie«, lecz za jm u je stanow isko obojętne (n e u tra l ne), po p ro stu niczego w ty m k ie ru n k u nie chce i może sobie na to pozw olić, gdyż jego chęć je st sk iero w an a w in n ą stronę. I ten szczególny sta n w y ra ża w łaśn ie to godzenie się, k tó re nie je st chęcią”.7
P ojm o w an iu „godzenia się” ja k o obojętności woli prze ciw sta w ił się n a jp ie rw W. B ugajski, k tó ry zajął stanow isko, że u sp raw cy działającego z zam iarem e w e n tu a ln y m zaw sze w y stę p u je w ola w yw ołania sk u tk u p rzestępnego bądź w ola p rze - stępności działania. N ato m iast obojętność sp raw cy stanow i tylko pew ien sta n e m o cjo n aln y tow arzyszący procesow i woli, lecz nie będący sam ą wolą. „N ikt bow iem — pisze W. B ugajski — nie ro b i »chętnie« niczego takiego, co może m u przynieść w efekcie sk u te k o b ojętny lu b n iepożądany w m iejsce pożądanego, i d latego też w ola w yko n an ia d ziałan ia grożącego rów nież niepożądanym i sk u tk a m i nie może być »chęcią«, lecz co n ajw y żej zgodą, i to zgodą bardzo »niechętną« 8”. S tanow isko pow yższe znalazło odbicie m.in. w w y ro k u SN z dnia 28.X.1970 r., w edług którego „zam iar e w e n tu aln y z re g u ły może w skazyw ać na m niejszy stopień społecznego niebezpieczeństw a czynu w p o ró w n a n iu z zam iarem bezpośrednim , skoro sk u te k p rze stęp n y nie je s t przez sp raw cę działającego w zam iarze ew e n tu aln y m pożądany, a je d y n ie o b ję ty jego zgodą”.9
P rzeciw n a rozu m ien iu „godzenia się” ja k o obojętności je s t G. R ejm an, k tó ra pisze, że „(...) w sposób najw łaściw szy isto tę »godzenia się« p rze d staw ia k ie ru n e k , k tó ry o k reśla go ja k o ta k i k ie ru n e k psychiczny do ubocznych n astęp stw , k tó ry b y ł by rów noznaczny z w zięciem n a siebie odpow iedzialności za te n eg a ty w n e n a s tę p stw a ”.10 A u to rk a u w aża k ry ty k ę p rzeprow adzoną przez W. W oltera za n ie p rz e k o n u ją cą i opow iada się — ja k w idać — za koncepcją »godzenia się« ja k o
„mit iv
Kauf nehmen”,
szeroko re p re z e n to w a n a zw łaszcza w d o k try n ie niem ieckiej. J e d nakże tłu m aczen ie „godzenia się” ja k o „w zięcie na siebie” je st w istocie ty lk o om ó w ieniem , a nie w y jaśn ien iem te rm in u , gdyż zw^ot ten stanow i przenośnię, k tó rą dopiero trze b a w ypełnić k o n k re tn ą treścią.W o sta tn ic h la ta c h przeciw ko koncepcji W. W oltera w ypow iedział się K. B uchała, w y su w ają c pod jej ad resem zarzut, że prow adzi ona do je d nakow ego tra k to w a n ia sy tu a cji nie n ad a ją cy c h się do jednakow ego ujęcia. W m yśl propozycji W oltera b o w iem w zam iarze e w e n tu aln y m będzie działał sp -aw ca zarów no w tedy, gdy obojętne m u je st n a s tą p ie n ie sk u tk u wysoce praw dopodobnego, ja k i w tedy, gdy zachow uje obojętność w obliczu sk u tk u , k tó ry je st bardzo m ało praw dopodobny. Obie te s y tu a c je m uszą być „zm ieszczone” w zam iarze ew en tu aln y m , poniew aż żadna z nich nie je st o b ję ta fo rm u łą lekkom yślności. P onadto — podnosi K. B uchała — jeżeli cechą za m ia ru ew en tu aln eg o je st n eu tra ln o ść woli, to w ów czas p rzedm iotem u je m
6 w. w o 1 1 e i: W sp ra w ie zam iaru e w en tu a ln e g o , NP 5/57, s. 53.
7 I. A n d r e j e w , W. Ś w i d a , W. W o l t e r : K odeks karn y z k om en tarzem , W ar szaw a 1973, s. 47.
8 T. B u g a j s k i : E lem en t w o li w zam iarze ew en tu a ln y m . N P 1/60, s. 71.
9 Orzecz. w sp ra w ie IV KR 182/70, Nr 3/71, s. 463; p od ob nie — w y r o k SN z dnia 30.XII. 1955 r. III K 983/55, P iP 3/56, s. 615.
10 G. R e j m a n : O d p ow ied zialność karna za n iew ła śc iw e w y k o n a n ie nadzoru w zesp o ło w y m d ziałan iu, W arszaw a 1972, s. 256.
N r 5 (233) J e s z c z e w s p r a w i e z a m i a r u e w e n tu a l n e g o 71
nej oceny, k tó ra im m a n e n tn ie z a w a rta je s t w pojęciu w iny, pozostanie sam a św ia domość. Tym czasem sam a św iadom ość m ożliw ości sk u tk u nie zasłu g u je n a u je m n ą ocenę, p rzeciw nie — je s t ona czym ś pożądanym (skoro jej b ra k je st np. przy n ie dbalstw ie) elem entem tej postaci w iny. A zatem w ina w p o sta ci za m ia ru e w e n tu a ln eg o ,,(...) nie polega w cale na tre śc i przeżycia sp raw cy w postaci św iadom ości m ożliw ości sk u tk ó w , lecz na obojętności w oli, jej le n istw ie tam , gdzie pow inna w y stą p ić jej o k reślo n a aktyw ność; te n b r a k ak ty w n o ści z a słu g u je w p ra w d zie na u je m n ą ocenę, lecz nie n a zró w n an ie w sk u tk a c h z zam iarem b ez p o śred n im .” 11
O bok W. W oltera z k ry ty k ą k o n stru k c ji z a m iar u ew en tu aln eg o w y stą p ił r ó w nież M. S zerer, k tó ry zaak cep to w ał propozycję W. W oltera, ab y nie u p a try w a ć w godzeniu się o dm iany woli. J e s t on zdania, że w y k ład n ia zap ro p o n o w a n a przez W. W o ltera „(...) u n ik a w szelkiej sztuczności i ściśle o ddaje sto su n ek psychiczny sp raw cy do tego in cy d en taln eg o sk ła d n ik a czynu, k tó ry podnosi jego k ary g o d - ność”.11 12 N iem niej je d n a k k o n stru k c ja ta pozostaw ia — zdaniem M. S zere ra — n ad a l bez odpow iedzi p y ta n ie, dlaczego działanie n acechow ane obojętn o ścią w obec s k u t ków m am y w łączać do k ateg o rii um yślnego spow odow ania sk u tk u . M. S zerer je st zdania, że we w spółczesnym układ zie sto su n k ó w społecznych nie m a pow odów , aby w zasadniczy sposób oddzielać działanie z obojętności w obec s k u tk u od d ziałania lekkom yślnego. Ze sta n o w isk a in te re su społecznego n a je d n a k o w e tr a k to w a n ie z a słu g u je zarów no sp raw ca czynu przedsięw ziętego z obojętnością w obec „m ożliwych rozgałęzień s k u tk u ”, ja k i spraw ca, k tó ry w iedząc, czym grozi jego czyn, p rz e d się bierze go je d n ak , bo liczy n a los szczęścia.13 W rez u ltac ie M. S zerer pro p o n u je, żeby k o n stru k c ję za m ia ru ew en tu aln eg o w ogóle w y elim inow ać z kodeksu, p rz e stę p stw a z lekkom yślności k a ra ć w g ran ic ac h p rzew idzianych d la p rz e stę p stw u m y śl nych, a w obrębie w in y nieu m y śln ej pozostaw ić je d y n ie p rz e stę p s tw a z n ie d b a l stw a .14 Od tej sk ra jn e j propozycji, n aw ią zu jąc ej do znanych n au c e p ra w a karn eg o k o ncepcji tró jp o d z iału w iny (zam iar, św iadom ość, niedbalstw o), M. S zerer o dstąpił w sw ej późniejszej p u b lik a cji, w k tó rej ograniczył się do w niosku, żeby p rz e re d a gow ać art. 7 § 1 k.k. ta k , aby kończył się on nie słow am i: „albo p rz e w id u ją c m ożli wość jego popełnienia n a to się godzi”, lecz słow am i: „albo p rz e w id u ją c m ożliwość jego pop ełn ien ia nie cofa się przed czynem ”.15 W te n sposób M. S zerer bard zo się zbliżył do tego, co ju ż w cześniej w drodze w y k ła d n i obow iązującego te k stu a rt. 14 k.k. z 1932 r. su g ero w ał M. S iew ierski. W edług M. S iew ierskiego bow iem isto tę go dzenia stan o w i ak cep to w a n ie z góry przez sp raw cę n a s tą p ie n ia uśw iadom ionego sobie m ożliw ego sk u tk u , a m im o to n ie p o w strz y m a n ie się od d z ia ła n ia .16
J a k w idać z przytoczonego w yżej w zary sie p rze g ląd u stan o w isk , ja k ie są r e p r e zen to w an e dotychczas w naszej n au c e p ra w a karn eg o , sp o ru o za m ia r e w e n tu aln y , a w szczególności o w y k ład n ię ustaw ow ego p o ję cia „godzenia się”, nie m ożna uznać za w ygasły. P rzeciw nie, m ożna stw ierdzić, że spór te n z a k tu a liz o w a ł się n a sk u te k tego, iż pojęcie „godzenia się”, p rz e ję te z daw nego kodeksu, zaczęło funk cjo n o w ać w now ym ustaw o w y m kontekście.
11 K. B u c h a ł a : P rzestęp stw a p rzeciw k o b ezp ieczeń stw u w k o m u n ik a cji d rogow ej, W arszaw a 1957, s. 211.
12 M. S z e r e r : w sp ra w ie zam iaru ew e n tu a ln e g o , P iP 3/59, s. 455.
13 Ib id em , s. 459. 14 Ib id em , s. 463.
15 M. S z e r e r : G losa do w y ro k u SN z dnia 27.VII.1973 r. IV KR 153/73, O SPiK A 12/74, s. 553.
16 M. S i e w i e r s k i : K od ek s k arn y i praw o o w y k ro cze n ia ch — K om en tarz, W arszawa 1965, s. 34.
72 J a n W a s z c z y ń s k l N r 5 (233)
II
W św ietle pow yższego w y d a je mi się, że celowe je s t ponow ne rozw ażanie p ro b le m aty k i za m ia ru ew en tu aln eg o , a w szczególności tego, czy sprow adzenie treści „godzenia się” do obojętności w obec praw dopodobnego sk u tk u d a je się pogodzić z system em przepisów za w arty ch w obow iązującym kodeksie karn y m .
U przedzając ro zw ażan ia p row adzone na tle p ra w a pozytyw nego, chciałbym u sto sunkow ać się do za rz u tu stanow iącego p u n k t w yjściow y k ry ty k i przeprow adzonej przez W. W oltera, a m ianow icie że rozum ienie „godzenia się” ja k o odm iany w oli p re te n d u je do u ję cia psychologicznego, chociaż w psychologii nie m a ku tem u w y sta rc za ją cy ch p o d staw ; w psychologii neguje się bow iem istn ien ie woli, k tó ra nie je st chceniem , a ty lk o godzeniem się.
Chodzi w tym w y p a d k u o k w estię n a tu ry ogólnej, czy ew e n tu a ln a niezgodność treści pojęcia „kodeksow ego” z desygnatam i tego pojęcia, ja k ie są w yznaczone przez określoną g ałąź w iedzy, stanow i a rg u m e n t ro zstrzygający. Czy zatem u sta w o daw ca ma praw o w p ro w a d za ć do ustaw y pojęcia, k tó ry ch treść sam , mocą swej w ładzy w yznacza, k tó ry m p rze to n ad a je znaczenie w pew nym za kresie um ow ne? O bserw acja u sta w o d aw stw a nie pozostaw ia żadnej w ątpliw ości w tej kw estii. U staw odaw ca s ta je bow iem n iejed n o k ro tn ie w ręcz w obliczu konieczności n o rm a tyw nego o k reśla n ia pojęć w sposób, któ ry m od y fik u je bądź ich znaczenie potoczne, bądź też znaczenie, ja k ie n ad a ły im poszczególne nauki. W p raw ie k arn y m sp o ty k am y się z w ielom a p rzy k ła d am i tego ro d za ju sytu acji, i to w odniesieniu do pojęć o c h a ra k te rz e podstaw ow ym , ja k np. w w y p ad k ach pojęcia czynu, s p ra w stw a, usiłow ania, p rzy g o to w a n ia itd. Bez takiego norm aty w n eg o w yznaczenia treści pojęć przepisy p ra w n o k a rn e pozostałyby nieraz niedookreślone w sposób, któ ry szczególnie dotkliw ie o d b ija łb y się na ich fu n k cji g w aran c y jn ej. Jeżeli ze swego u p ra w n ie n ia u sta w o d aw ca sk o rzy stał w p ro w ad zając do kodeksu pojęcie „godzenia się” ja k o drugiego — obok św iadom ości — w olicjonalnego sk ła d n ik a zam iaru i j e żeli, n aw e t pośrednio, uzn ał przez to „godzenie się” za odm ianę woli, to nie p rz e kroczył jeszcze społecznie u zasadnionych granic swego dekreto w an ia.
Tego ro d za ju n o rm a ty w n e p o trak to w a n ie „godzenia się” w y d aje mi się tym b a r dziej uzasadnione, że m a ono swe oparcie w języku potocznym , z którego u sta w a k a rn a cze. pie przecież obficie. M ający p raw o o b y w atelstw a w języku potocznym te rm in „godzenia się” (zgodzenie się) stanow i odpow iednik pojęcia „zgody”, któ re w y stę p u je w k odeksie k a rn y m (w art. 153, 154 § 1). Skoro m ów im y w kodeksie k a rn y m o „zgodzie”, skoro — dalej — „zgoda” pokrzyw dzonego je st nie k w estio no w an ą okolicznością w y łączającą w pew nych w a ru n k a c h bezpraw ność czynu, to dlaczego m ielibyśm y k w estionow ać term in „godzenie się”? Szczególnie, że zarów no „godzenie się” ja k i „zgoda” dotyczą w g runcie rzeczy tego sam ego, z tym tylko uzupełnieniem , że p ierw sze z tych określeń a k c e n tu je elem en t dynam iczny procesu w y ra że n ia woli, d ru g i zaś — statyczny.
O czywiście cały p roblem n ie w yczerpuje się w stw ie rd z en iu zgodności znaczenia te rm in u użytego w kodeksie z tym znaczeniem , ja k ie m a on w języ k u potocznym . N iem niej je d n a k r a c je cz erp an e z obszaru le ksykalnego nie są tu ta j bez znaczenia. W szczególności uzasad n io n y w y d aje się p o stu lat, by znaczenie, ja k ie n ad a w an e je s t określonym te rm in o m w ustaw ie, nie odbiegało w sposób zasadniczy od z n a czenia, ja k ie te rm in te n m a w języku potocznym .
W zw iązku z ty m dopuszczalny je st np. zabieg in te rp re ta c y jn y , na podstaw ie którego przez p ojęcie „m eb le” rozum ieć będziem y — na u ży tek określonej u s ta wy — w yłącznie stoły. Je d n a k ż e niedopuszczalne jest, żeby w drodze w ykładni
N r 5 (233) J e s zc z e w s p r a w i e z a m i a r u e w e n tu a l n e g o 73
obejm ow ać nazw ą m ebli owoce albo też ty lk o nogi stołowe. R acje le k sy k aln e w y ty c za ją tu zatem granice, k tó ry ch n aru sz en ie grozi pom ieszaniem pojęć. O baw iam się, że te w łaśnie g ran ice — w raz ie ro zu m ien ia „godzenia się” ja k o n eu tra ln o śc i w oli — zostają przekroczone. O bojętność je st bow iem b ra k ie m woli. Czy bez p o p a d a n ia w m ylącą sprzeczność z pow szechnie p rzy ję ty m i znaczeniam i term in ó w m ożna nazw ać uśw iadom ioną obojętność w obec ew entualnego sk u tk u „godzeniem się”, a jeszcze bard ziej — czy m ożna ta k ro zu m ian ą obojętność w tłoczyć w zakres p ojęcia zam iaru (masz zam iar = jesteś o b o ję tn y w obec praw dopodobnego skutku)?
W sw oim g ru n to w n y m stu d iu m dotyczącym za m ia ru e w e n tu aln eg o W. W olter b ro n ił w swoim czasie tezy, że zgoda stanow i postać w oli odznaczającej się szcze gólnym i cecham i, a m ianow icie, że je st to w ola p o w sta ła w w y n ik u o d działyw ania pew nego nacisku, w ola dostosow ana, do p ro w ad zająca do specyficznego non
facere,
a n a w e t więcej — do znoszenia
(pati
) . 17 Jeżeli zw rócim y u w agę na to, że powyższe cechy p rzypisyw ane zgodzie zw iązane są n ajściślej ze szczególną sy tu a cją, w ja k iej w ola p ow staje, to w ów czas m ożna by o b serw acje pow yższe odnieść rów nież do „godzenia się” i rozum ieć przez to o sta tn ie nie ty le szczególną o dm ianę woli, ile raczej w olę k sz ta łtu ją c ą się w pew nych szczególnych w aru n k ac h , k tó re o k reśla ją zarów no jej przedm iot ja k i decydują o jej istnieniu.Z pow yższym pozostaje w ścisłym zw iązku zagadnienie dalsze. Jeżeli w pojęciu „godzenia się” zachow ujem y ja k iś elem e n t woli, to — nie p rze sąd z ają c zresztą, ja k te n elem ent będziem y bliżej o kreślać — u d aje się n am zm ieścić za m ia r e w e n tu aln y w ra m a c h ogólnej defin icji w iny (norm atyw nej). Jeżeli n ato m ia st odbierzem y „go dzeniu się” ja k ik o lw ie k elem e n t w olicyjny, to w y ła n ia ją się w ów czas trudności. S koro bow iem w ina stan o w i w ad liw ą decyzję w oli (przy czym w adliw ość tę o c e n ia m y bądź ze w zględu na przed m io t woli, bądź ze w zględu na sposób je j k sz ta łto w a n ia się), to ja k w schem acie tym może się zm ieścić n eu tra ln o ść w oli? W szak n e u tra ln o ść (obojętność) ja k o n ie istn ien ie woli nie może m ieć a n i sw ego przedm iotu, an i w adliw ego sposobu tw o rzen ia się. M oglibyśm y w p raw d zie w tej sy tu a cji p r ó bow ać tłum aczyć isto tę obojętności przez odniesienie zarzucalności do nieu tw o rze- n ia się w oli w sy tu acji, w k tó rej pow zięcia a k tu woli w o k reślonym k ie ru n k u n a leży oczekiw ać od sp raw cy (tak w łaśn ie p o stą p ił K. Buchała), ale w ów czas w adliw y b yłby nie proces tw o rzen ia się woli, lecz w łaśn ie b ra k tego procesu, to zaś zbliża łoby zam iar e w e n tu aln y nie do lekkom yślności, której je st on najbliższy, lecz do n iedbalstw a.
Ale przejdźm y n a g ru n t przepisów i zacznijm y od zadaw nionej w ątpliw ości co do k araln o ści u siło w an ia podjętego w zam iarze ew en tu aln y m . R ozum ienie „godze nia się” ja k o obojętności woli p row adzi m.zd. do sprzecznego z u sta w ą w yłączenia k ara ln o ści usiłow ania
cum dolo eventuali.
Zgodnie z a rt. 11 § 1 k.k. usiłow anie sta n o w i zachow anie zm ierzające bezpośrednio do popełn ien ia czynu niedozw olonego. Czy „pojęciow o” m ożna w yobrazić sobie spraw cę, k tó ry zm ierzałby sw oim zacho w an iem do p opełnienia czynu (i to zm ierzałby bezpośrednio), nie m a ją c co do tego czynu żadnej, choćby ja k ie jś specyficznej, zależnej woli? D odajm y od razu, że czy nem , k tó ry nas w danym w y p ad k u in te resu je , nie je s t sam o zachow anie spraw cy, gdyż zachow anie to może być p raw n ie obojętne. D opiero m ający w y n ik n ąć z z a chow ania sk u te k n a d a je całości c h a ra k te r czynu zabronionego. W tej sy tu a cji o d m ow a uznania, że sp raw ca działający w zam iarze e w e n tu aln y m m iał w odniesieniu do m ożliw ego sk tu k u ja k ą k o lw ie k w olę (gdyż m iał ją ty lk o w o dniesieniu do s a mego zachow ania się), p row adzi do w niosku, że sp raw ca „zm ierzał” do czynu, tj.74 J a n W a s z c z y ń s k i N r 5 (233)
do rea liza cji sw ym zachow aniem się określonego sk u tk u , m im o że an i chciał, ani nie chciał, aby sk u te k te n nastąp ił. W ^jakim sensie m iałby on w ów czas „zm ierzać” do czynu? Nie chroni — ja k m i się w y d aje — przed p ostaw ionym wyżej zarzutem okoliczność, że zachow anie spraw cy d y k to w an e je st w ted y w olą w y w ołania ja k ie goś innego sk u tk u (zabronionego bądź nie zabronionego). Jeżeli bow iem b ez p o śred nio chciany sk u te k n ad a w ałb y zachow aniu c h a ra k te r czynu zabronionego, to zacho w anie, łącznie z ow ym skutkiem , będzie przedm iotem odrębnej oceny p ra w n o k a rn e j w kateg o riach za m ia ru bezpośredniego. Jeżeli zaś ów bezpośrednio chciany sk u te k b yłby p raw n ie n eu tra ln y , to w y pada on z za k resu oceny p ra w n o k a rn e j, k tó rej pozo sta je w ów czas sk o n cen tro w an ie się na sk u tk u tow arzyszącym . W tej sytu acji, je śli uznajem y, że sk u te k nie je st o bjęty w olą spraw cy, p opadam y w sprzeczność z założeniem , iż każdy czyn p ra w n o k a rn ie re le w a n tn y je s t św iadom ym i k ie ro w a nym w olą zachow aniem się człowieka. P rz y jm u je m y bow iem , że ten elem en t czy nu, k tó ry zachow aniu p raw n ie n e u tra ln e m u n a d a je c h a ra k te r p rzestępny, nie je st ob jęty w olą spraw cy. Albo zatem czyn nie je st w dan y m razie zachow aniem się w pełn i kiero w an y m w olą, albo też karzem y za „czyn”, którego przestępność z a leży od obiektyw nych w aru n k ó w karalności. A by u n ik n ą ć tej a lte rn a ty w y , m u sie libyśm y przyjąć, że u siłow anie
cum dolo eventuali
nie je s t przestępstw em . T em u je d n a k przeczy b rzm ienie p rzepisu art. 11 § 1 k.k., w edle którego odpow iada za usiłow anie, kto działa „w zam iarze” pop ełn ien ia czynu zabronionego. Z am iar zaś —lege non distinguente
— oznacza w edług a rt. 7 § 1 k.k. zarów no zam iar b ez p o śred ni ja k i e w e n tu aln y .18Dalsze rozw ażania w iążą się z fak tem , że kodeks k a rn y używ a te rm in u „godzenie się” nie ty lk o w art. 7 § 1, lecz także w a rt. 18 § 2, w k tó ry m m ów i się o odpow ie dzialności pom ocnika nie ty lk o wów czas, gdy chce on popełnienia czynu za b ro nionego przez spraw cę, lecz ta k że w tedy, gdy na czyn zabroniony sp raw cy się godzi. Czy zw ro t „godzi się” uży ty w ty m przepisie d a je się z in te rp re to w a ć w te n sposób, że pom ocnik an i chce, by sp raw ca głów ny dokonał czynu zabronionego, a n i chce, by sp raw ca głów ny tego czynu nie dokonał, że je s t m u to po p ro stu obo ję tn e ? Jeżeli uw zględnim y tu, że pom ocnictw o stan o w i działanie ob iek ty w n ie u ła tw ia ją c e sp raw cy głów nem u popełnienie czynu zabronionego, to działanie pom oc n ik a p o d jęte z tego ro d za ju św iadom ością, ja k rów nież ze św iadom ością, że sp raw ca p raw dopodobnie z tego u ła tw ien ia skorzysta, za w iera w sobie ak c ep tac ję, a nie obojętność w oli w sto su n k u do ew entualnego p rze stęp stw a spraw cy. T akie ro z u m ienie przepisu art. 18 § 2 k.k. w ynika zresztą z zasady za w a rte j w art. 19 § 1 k.k. Z godnie z a rt. 19 § 1 k.k. pom ocnik odpow iada „w g ran icach swego z a m ia ru ”. J a k ie b y łyby granice z a m ia ru pom ocnika w sy tu acji, gdybyśm y p rzy p isali m u d ziałan ie z zam iarem e w e n tu aln y m rozu m ian y m ja k o obojętność w oli w sto su n k u do p ra w d o podobnego p rze stęp stw a spraw cy
sensu stricto?
P oniew aż obojętność nie w yznacza żad n y ch granic, p rzeto zakres odpow iedzialności pom ocnika m ożna by określić w ów czas przez oparcie się na zasadzieversanti in re illicita,
co je d n a k je s t nie do przyjęcia.O sobiście n ie mogę się oprzeć — m y lnem u być może — p rzekonaniu, że w s to su n k u do w szystkich kw estii, w k tó ry ch zm uszeni jesteśm y zająć ja k ieś stanow isko, nie m a m iejsca na obojętność woli. A czkolw iek nie zaw sze m am y sprecyzow ane w yobrażenie n astęp stw i chociaż często w ola nasza nie je s t spontaniczna, gdyż
18 Por. w y r o k SN z dnia 5.VIII.l97l r. IV KR 82/71, OSNKW 12/71, poz. 189. Por. także R. D ę b s k i : Z p r o b lem a ty k i zam iaru ew e n tu a ln e g o w k o d ek sie karnym z 1969 r., „ Z eszyty N a u k o w e UŁ” , seria I, z. 12, 1972, s. 8.
N r 5 (233) J e s zc z e w sp r a w i e z a m i a r u e w e n tu a l n e g o 75
k sz ta łtu je się pod w pływ em ró żnorodnych w ew n ętrz n y ch i ze w n ętrzn y ch nacisków , to je d n a k każdy nasz czyn, a zw łaszcza czyn re le w a n tn y d la p ra w a k arn eg o , je st re z u lta te m decyzji woli obejm ującej nie ty lk o sk u tk i bezpośrednio chciane, lecz także dotyczący w ja k iś sposób sk u tk ó w a lte rn a ty w n y c h bądź ubocznych. W tych o statn ich sy tu a cjach decyzja woli w y ra ża się co n ajm n ie j w w oli sp ro w ad ze n ia bezpośredniego niebezpieczeństw a w y stą p ien ia ty c h sk u tk ó w (o czym niżej).
T ak w ięc dla pełnej obojętności (neutralności) w oli w sy tu a cjach , w k tó ry c h człow iek zm uszony je s t do działan ia i w k tó ry ch r e z u lta t d ziała n ia w p ły w a na jego in te resy , p ozostaje — je śli to w ogóle je st m ożliw e — bard zo niew ielk i ob?-* •- M im owolnego dow odu na rzecz tej tezy d o sta rc zy ł W. W olter, ilu s tru ją c sw e ro z w ażan ia dotyczące obojętności w oli przy pom ocy p rzy k ła d u , w k tó ry m s p ra w -a po w d a rc iu się do m ieszkania k n e b lu je n ie u m ie jętn ie sw oją ofiarę, w w y n ik u czego osoba za k n eb lo w an a ponosi śm ierć n a sk u te k u duszenia.19 Otóż p rz y k ła d ten św iadczy zd.m. w łaśn ie o tym , że obojętności u sp raw cy nie było. S p ra w c a bow iem w ykazał sw ym czynem n asta w ie n ie w oli zm ierza ją ce z jed n ej stro n y do u n ik n ię cia alarm u , ja k i w y w ołałby pokrzyw dzony m a jąc y sw obodę działania, a z d ru g iej stro n y — do u n ik n ięcia konieczności zabicia pokrzyw dzonego. W ypadkow ą tych dw óch decyzji była decyzja zak n eb lo w an ia ofiary. Ta w ypad k o w a decyzja w m n ie m aniu sp raw cy uw zględnia oba cele. G dyby ta k nie było, sp ra w c a albo by o fiarę swą zabił, albo by za ryzykow ał ucieczkę m im o naty ch m iasto w eg o a la rm u p o d n ie sionego przez pokrzyw dzonego.
A czkolw iek z p u n k tu w idzenia teoretycznego nie m ożna zaprzeczyć istn ie n iu obojętności woli, to je d n a k w sy tu a cjach , w k tó ry ch działać m usi człow iek, a z w ła szcza sp raw ca p rze stęp stw a, pełna obojętność w oli zachodzić będzie w sy tu a c ja c h w yjątk o w y ch , nie d ając y ch p o d staw do u tw o rze n ia ja k ie jś zgen eralizo w an ej k a te gorii, k tó ra m ogłaby w ypełnić pojęcie za m ia ru ew entualnego.
iii
J a k tra fn ie zauw ażył M. S zerer, k o n stru k c ja za m ia ru e w e n tu aln eg o m a stan o w ić pom ost u m ożliw iający p rzy p isa n ie sp raw cy n a s tę p stw jego czynu, gdy z okolicz ności czynu nie w y n ik a w prost, że sp raw ca chciał ty c h n astęp stw , ale jednocześnie w idoczne jest, że choć z n astęp stw a m i ty m i się liczył, w cale nie p ra g n ą ł ich u n ik nąć.20
G dy rozw ój n a u k i p ra w a k arn eg o w ra m a c h ro z w ija jąc y ch się sto su n k ó w sp o łecznych doprow adził do odrzucenia zasady
versanti in re illicita,
gdy — co w ię cej — zasada sub iek ty w izm u w yelim in o w ała stosow aniedoli generalis,
p ow stało p ytanie, w ja k i sposób u zasadnić su b ie k ty w n ą odpow iedzialność sp raw cy w w y m ienionej wyżej sytu acji. O dpow iedzią na to p y ta n ie w naszym kodeksie k a r nym je st k o n stru k c ja z a m ia ru ew entualnego, k tó ra o p a rta została — ja k w ia d o mo — na teorii woli. W edług tej te o rii z zam iarem ew e n tu a ln y m m am y do c z y nienia w tedy, gdy sp raw ca w yobraża sobie m ożliw ość n a s tą p ie n ia s k u tk u i choć sk u tk u bezpośrednio nie chce, je d n ak ż e na jego n a stąp ien ie się godzi. P ra k ty c z n a p rzy d atn o ść z a m ia ru ew en tu aln eg o zn a n a je st w szystkim p raw n ik o m . Je d n a k ż e analiza przep ro w ad zo n a przez W. W oltera w y k azała słabe stro n y tej k o n stru k c ji. Je j m a n k a m e n ty uw idoczniły się ta k ż e w p ra k ty c e sądow ej. W p ra k ty c e bow iem19 W. W o l t e r : N auka o p rzestę p stw ie , W arszaw a 1973, s. 128.
76 J a n W a s z c z y ń s k l N r 5 (233)
okazała się ona co n ajm n ie j ta k sam o tru d n a do popraw nego stosow ania, ja k tru d n a je st do w y jaśn ien ia w teorii. I stą d — rozbieżności w przypisyw aniu tej postaci w iny przez sądy, rozbieżności sk u p ia ją ce się zw łaszcza w dwóch układach. Z jednej stro n y p olegają one n a p rzypisyw aniu zam iaru ew entualnego tam , gdzie okolicz ności fak ty c zn e przem aw iały b y raczej za przyjęciem w iny nieum yślnej. Tę te n d encję w y k az u ją sądy w szczególności wówczas, gdy pow ażne n astęp stw a czynu p rze m aw ia ją za surow szym u k ara n iem , któ re może się nie mieścić w g ranicach ustaw ow ego w y m ia ru k a ry przew idzianego za czyn trak to w a n y ja k o przestępstw o nieum yślne. Z drugiej stro n y sądy skłonne są przypisyw ać spraw com działania w zam iarze ew e n tu aln y m w tak ich sytuacjach, w któ ry ch okoliczności czynu nie w sk az u ją w sposób n ie w ą tp liw y na zam iar bezpośredni.21
W szystkie te tru d n o ści spow odow ane są nie tylko niejasnością tk w ią cą w istocie tej k o n stru k cji, ale tak że b rak ie m jednolitego stan o w isk a w odniesieniu do cech, w edług k tó ry ch m iałoby następow ać w p rak ty c e sądów rozpoznanie zam iaru e w e n tualnego.
P ropozycja M. S zerera nie jest, niestety, pom ocna w usunięciu trudności w y s tę pujący ch w tej o sta tn ie j kw estii. P rzeciw nie, sądzę, że jeszcze te trudności zw iększa. Jeżeli bow iem sądy m a ją opierać zam iar ew en tu aln y na tym , że sp raw ca, m ając św iadom ość m ożliw ości spow odow ania skutku, „nie cofa się przed czynem ”, to w łaściw ie je d y n y m k ry te riu m istnienia zam iaru ew entualnego — w brew in te n c ji tw órcy tej koncepcji — sta je się św iadom ość m ożliwości w yw ołania sku tk u . To, że sp raw ca „nie cofnął się przed czynem ”, pozostaje w p rak ty c e sądowej jed y n ie oko licznością fak ty c zn ą (oczyw istą zresztą w każdej spraw ie), bez której nie doszłoby w ogóle do postaw ien ia sp raw cy zarzutu. P ropozycja prow adząca do o p arcia z a m ia ru ew entualnego w yłącznie na świadom ości, spow odow ałaby w konsekw encji jeszcze w iększą aniżeli dotychczas niejednolitość w orzecznictw ie, poniew aż m. in. za ta rła b y g ran ice m iędzy zam iarem ew en tu aln y m a lekkom yślnością. To zresztą byłoby zgodne z poglądem M. S zerera, któ ry nie uzn aje potrzeby rozró żn ien ia obu tych postaci winy.
R ozw iązanie tru d n o ści leży — ja k sądzę — nie w tym , żeby zam iar ew e n tu aln y „oczyścić” z elem en tu woli, ani w tym , żeby pojęcie „godzenia się” w yelim inow ać z te k stu ustaw y, lecz w tym , żeby — zachow ując sam ą kon stru k cję — doprow adzić do m ożliw ie ścisłego sprecyzow ania cech ch arak tery sty czn y ch dla zam iaru e w e n tu alnego. I nie m ożna tu ta j ufać zbytnio sam ej tylko logice, ja k to czyni np. L. L er- nell, k tó ry p roponuje, żeby dla rozróżnienia za m ia ru ew entualnego od za m ia ru bezpośredniego oprzeć się na następ u jący m rozum ow aniu: kto działa z zam iarem bezpośrednim , u ja w n ia tym sw ym zam iarem , że chce popełnić p rzestępstw o; kto zaś działa w zam iarze ew en tu aln y m , w ykazuje w ten sposób, że nie chce nie p o p e ł nić p rze stęp stw a, że w jego d ziałaniu w y stęp u je b ra k woli n eg aty w n ej.22 „Czysto logiczne k o n stru k c je — ja k zauw aża G. R ejm an — dopiero wówczas mogą d o p ro w adzić do zadow alających w yników , gdy u ich podłoża leżą dostępne i stw ierdzone elem en ty psychologiczne”.23. Idąc po tej linii, szukać trzeba w yznaczników , k tó re w św ietle obow iązującej u sta w y mogą być zaakceptow ane jako ch a ra k te ry z u ją c e zam iar ew en tu aln y . Jednocześnie w yznaczniki te m uszą być p rak ty c zn ie p rzydatne, ja k o w sk azu jące na uchw y tn e elem enty psychologiczne.
21 o tru dn ościach tych pisze obszernie I. A n d r e j e w : R ozpoznanie znam ion prze stęp stw a , W arszaw a 1968, s. 130.
22 l. L e r n e l l : W ykład praw a karnego, W arszawa 1966, s. 157. 23 G. R e j m a n : op. cit., s. 258.
N r 5 (233) J e s zc z e w s p r a w i e z a m i a r u e w e n tu a l n e g o 77
Sądzę, że trz y są ta k ie elem enty, k tó re o d p o w iad a ją p ostaw ionym wyżej w y m a ganiom i k tó ry c h łączne stw ie rd z en ie pozw ala n a p ew ne u jed n o licen ie rozp o zn a w an ia w p ra k ty c e z a m ia ru ew entualnego u spraw ców .
P ierw szy — to św iadom ość p raw d o p o d o b n ie ń stw a n a s tą p ie n ia sk u tk u (ubocz nego). T rzeba p odkreślić, że św iadom ość ta nie może p rzy b ie ra ć postaci jed y n ie sam ej ty lk o m ożliw ości. W edle
communis opinio,
d la p rzy p isa n ia z a m ia ru ew e n tu aln eg o w y m a g a n a je s t nie ty lk o sam a bliżej nie określo n a m ożliwość, lecz także pew ien stopień praw d o p o d o b ień stw a, ta k i m ianow icie, k tó ry p rzy uw zględnieniu k o n k re tn y c h okoliczności czynu czyni działan ie sp raw cy ryzykow nym . Stopień te n nie d a je się z góry jednolicie ustalić, poniew aż zależy on od szeregu z m ien iają cych się czynników , ja k np. doniosłości n ara żo n y ch na niebezpieczeństw o dóbr, p rzy ję teg o sposobu działania, ro d za ju u żytych narzędzi, czasu i sposobu działania itd. W ym aganie św iadom ości p raw d o p o d o b ień stw a z n a jd u je sw e ustaw o w e p o k ry cie w „p rz ew id y w an iu m ożliw ości”, o k tó re j m ów i a rt. 7 § 1 k.k., zak ład a je d n a k zw ężającą w y k ład n ię tego pojęcia.D rugi w yznacznik za m ia ru ew entualnego — to w ola n a ra żen ia określonych dóbr n a bezp o śred n ie niebezpieczeństw o. Bez p o p ad a n ia w sprzeczność z rzeczyw istością m ożna przy jąć, że sp raw ca d ziała ją cy w zam iarze ew e n tu a ln y m ob ejm u je sw ą w olą to, że w k ażdym raz ie n a ra ż a określo n e d o b ra n a k o n k re tn e niebezpieczeń stwo.
T ak ie rozu m ien ie „godzenia się” pro p o n o w an e było od daw na, zw łaszcza przez uczonego szw ajcarsk ieg o K. Stoosa. W ty m też sensie zapew ne należy rozum ieć w y pow iedź L. L ern ella, że „godzenie się to je st w ola pójścia n a ryzyko — popełnienia czynu za b ronionego”.24 T ak ą m ożliw ość in te rp re ta c ji ro zw ażała G. R ejm an, k tó ra doszła je d n a k do w niosku, że różnica w p rzedm iotow ej s tru k tu rz e sta n u n iebezpie czeństw a i sta n u pow odującego n astęp stw o zakazane przez u sta w ę k a rn ą w pływ a rów nież na (odm ienną — przyp. mój J.W.) psychologiczną ocenę tych dwóch e ta pów .25 A u to rk a pow ołuje się na to, że — ja k w y k az u je dośw iadczenie życiowe — osoby, k tó re a k c e p tu ją n ara żen ie się na niebezpieczeństw o, nie a k c e p tu ją b y n a j m niej tego, iż niebezpieczeństw o to się zrealizuje, przeciw nie, tę m ożliw ość w ła ś nie w y łączają i d latego d ec y d u ją się n a działanie. R ozum ow anie to p om ija jednak, że sp r aw ca d z iała ją cy w z a m a r z ę e w e n tu aln y m nie n a ra ż a siebie sam ego, lecz w łaśn ie in n e osoby lu b cudze dobra. W św ietle pow yższego odm ienności procesów psychologicznych zachodzących w obu etap a ch bledną. W ym aga w reszcie ro zw a żenia u w aga tej au to rk i, że skazanie za w y w o łan e n astę p stw a od stro n y p rz e d m iotow ej pow inno odpow iadać w szelkim cechom sp raw stw a , a skazanie za n a r a żenie na niebezpieczeństw o — p rzy p o w sta n iu s k u tk u — je st w y razem poglądu, że d ziała n ie sp raw cy ty lk o w p ew nym zak resie przyczyniło się do szkody i ja k o ta k ie nie stan o w i jej spow odow ania.26 Z a rz u t te n nie w y d aje mi się tra fn y , a lb o w iem — z p u n k tu w idzenia fo rm aln o p raw n eg o — przez w p ro w ad zen ie do kodeksu sp raw cy kierow niczego u sta w o d aw ca nasz o d stą p ił od tra d y c y jn e g o w ąskiego p o jęcia spraw cy, a po w tó re w sy tu a cji, w k tó rej p rzy p isu jem y sp raw cy d ziałającem u w zam iarze e w e n tu aln y m sk u te k p rze stęp n y , w łaśn ie ow a niew yłączność spraw cza je st reg u łą. Na p rzy k ła d — do śm ierci słynnej, ju ż sp araliżo w an ej sta ru szk i z n a jd u jącej się w p odpalonym dom u przyczynia się przecież w w iększej m ierze jej choro ba an iżeli działanie spraw cy.
24 l
.
L e r n e l l : op. cit., s. 156. 25 G. R e j m a n : op. cit., s. 259.7£ J a n W a s z c z y ń s k i N r 5 (233)
G odzenie się oznacza zatem chęć narażen ia. J e s t chceniem n ara żen ia, co w y n ik a z n ie uniknioności niebezpieczeństw a, k tó re tow arzyszy podjęciu d ziałania. To, na co sp raw ca się godzi, to nie sk u te k działania, lecz bezpośrednie niebezpieczeństw o n a s tą p ie n ia sk u tk u , k tó re przez d ziałanie sp raw cy p ow staje. N ie m a w ięc tu ta j „ p e łn e j”, w ytyczonej w p ro st re la c ji m iędzy w olą a skutkiem . B ezpośrednia r e la c ja w y stę p u je je d y n ie m iędzy w olą a niebezpieczeństw em . Je d n ak ż e n a w e t ta k a „ u ła m k o w a ” r e la c ja stw a rz a lepszą p odstaw ę do p rzy p isa n ia sp raw cy jego czynu (a z w ła szcza n astęp stw ) od tej, ja k ą d ysponujem y p rzy p isu jąc sp raw cy je d y n ie św ia d o m ość niebezpieczeństw a i obojętność w obec skutku. R elacja ta pozw ala p o n ad to w dużej m ierze u n ik n ą ć zarzutów , ja k ie zostały przytoczone pod ad re sem koncepcji w y su n ię tej przez W. W oltera. I n te rp re ta c ja „godzenia się” ja k o „chcenia n a ra ż e n ia ” m a sw e oparcie w art. 7 § 1 k.k. S tanow iąc bow iem , że sp raw ca godzi się „na to ”, p rzepis art. 7 § 1 k.k. odnosi zw ro t te n do popełnienia czynu zabronionego. S koro zaś sp raw ca św iadom y je st praw do p o d o b ień stw a p opełnienia czynu zabronionego, a ponad to zdaje sobie spraw ę, iż czyn je st zabroniony dlatego, że je st n iebezpiecz ny, to sp raw ca chce n ara żen ia, jeżeli m im o ta k iej św iadom ości p o d ejm u je d z ia łanie.
T rzeci w reszcie w yznacznik zam iaru ew entualnego o p a rty je st na b ad a n ia ch p r o w adzonych przez W. W oltera, dotyczących obojętności sp raw cy wobec p ra w d o p o dobnego sk u tk u . Sądzę, że bez p o p ad a n ia w sprzeczność z p oprzednim i w yw odam i i p o zostając w zgodności z rzeczyw istością m ożna przy jąć, iż sp raw ca d z iała ją cy w zam iarze ew e n tu aln y m m a z je d n ej stro n y w olę n a ra ż e n ia określonego d o b ra na b ezpośrednie niebezpieczeństw o, a z drugiej — pozostaje o b ojętny w obec f a k tu n a stą p ie n ia sku tk u . T ak w łaśnie jest, gdy sp raw ca ud erza żelaznym łom em w głow ę ofiary , ab y ją ograbić, w w y n ik u czego o fiara um iera. T ak je s t rów n ież w ted y , gdy dla osiągnięcia zysku w ypuszcza w drogę tzw. „pły w ającą tr u m n ę ”, w w y n ik u czego dochodzi do k a ta stro fy itd. D latego sp raw ca działający w zam iarze ew e n tu aln y m nie czyni niczego — an i przed, an i w tra k c ie dokonyw ania czynności sp raw czej — co by m iało m niejszyć lub elim inow ać praw dopodobieństw o rea liz a c ji sk u tk u . Nie m ożna w ykluczyć tego, że dla rozpoznania za m ia ru ew en tu aln eg o m ogą m ieć w p ew nych sy tu a cjach d ecydujące znaczenie także okoliczności, k tó re zaszły ju ż po d o k o n an iu czynu, jeżeli św iadczyć będą o obojętności w obec sk u tk u (np. p o zo sta w ien ie k rw a w iąc ej i niep rzy to m n ej ofiary pobicia w m iejscu, w k tó ry m n a jp r a w dopodobniej n ik t nie udzieli jej pomocy).
Pod ad re sem propozycji w y su n ięty ch w niniejszej p u b lik a c ji m ożna oczyw iście w y su n ąć w iele zarzutów . Je śli chodzi o zagadnienie ta k złożone ja k zam iar e w e n tu a ln y , wtk tó ry m p o trzeby p ra k ty k i w pew nym sensie k rzy ż u ją się z zasadam i, na
k tó ry ch o p arty je st system w spółczesnego p ra w a karnego, niezw ykle tru d n o osiąg nąć rozw iązanie zadow alające. Te tru d n o ści nie u sp ra w ie d liw ia ją je d n a k z a n ie ch a nia dociekań, przeciw nie, pow inny je w łaśnie stym ulow ać.