• Nie Znaleziono Wyników

Turysta i Auto : pismo miesięczne ilustrowane : oficjalny organ Polskiego Touring Klubu. 1934, nr 1

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Turysta i Auto : pismo miesięczne ilustrowane : oficjalny organ Polskiego Touring Klubu. 1934, nr 1"

Copied!
20
0
0

Pełen tekst

(1)

cena

Rok II. Nr. 1. Dnia 15 stycznia 1934

W.I D OK Z GŁODÓWKI BUKÓW IN A T A T R Z A Ń S K A Fot. T. Zalewski

60 gr.

(2)

Czego wszystkiego nie wymaga się od silnika samochodowego?!

Z jednej stro n y musi być w ytrzym ały na działanie silnego m rozu, z drugiej zaś na najwyższe tem peratury — a m im o to M o b i l o i l smaruje.

C zy na rów niku, czy też pod biegunem, wszędzie otrzym ać możecie odpow iednią m arkę M obiloil, k tó ra silnikowi zapewnia właściwe smarowanie.

R z u t oka do T a b e li P o le c a ją c e j wskaże W am na zimę właściwą m arkę t. j.

M ob iloil „ A r c t i c “ .

Stosując M ob iloil A rctic osiągniecie lekki start naw et przy najsilniejszym m rozie oraz gruntow ne sm arowanie naw et przy najwyższej tem peraturze, wywołanej spalaniem, a tem sam em spraw ne i ekonom iczne działanie m aszyny w czasie najsurowszej zimy.

Mobiloil Arctic

Y A C U U M O I L C O M P A N Y S. A

(3)

TURYSTA i AUTO

OFICJALNY ORGAN

POLSKIEGO TOURING KLUBU

• «

PISM O M I E S I Ę C Z N E IL U S T R O W A N E . pod redakcją K a z im ie r z a M arjana K A L C Z Y Ń S K I E G O Redakcja i Administracja: Warszawa, Kredytowa 5. Telefon 203-45.

Warunki prenum.: rocznie Zł. 6.50, półroczn. 3.50, kwart. 1.80

Ceny ogłoszeń: za całą stronę okładki lub w tekście zł, 700, za l/2 strony zł. 360, za łA zł. 180, za Vs zł* 90, za V16 zł. 45.

N R . 1. W A R S Z A W A , D N I A 15 S T Y C Z N I A 1 93 4 R. R O K II.

TREŚĆ NUMERU: Turysta, a rok 1934, Jurc. — W odpowiedzi na artykuł „Expressu Porannego64. — Kom unikacja lotnicza nad oceanami, Marjan Krynicki. — Nasza wycieczka do Zakopanego, Jecym . — List z Indji, Ks.W ł.Klim­

czyk. — Dawne podróże: karocą i rydwanem, Miłosz Gembarzemski. — Wśród duchów z wosku, Mar ja A nkiem i- czoma. — Pochw ała samochodu, Janusz Kawecki,— Wycieczka na Babią, Pingwin. — Samochód niezniszczalny, Inż. A dolf Kazimierz Landau. Trochę nowin turystycznych, Liljan. — Salon i życie wytworne, John of B yck.—

W ia d o m o ś c i k lu b o w e .

R ozpoczynający się rok 1934 jest właściwie nej atmosferze — to praw da, ale nie może to ozna- szóstym rokiem rozwoju tu ry sty k i w Polsce czać zaniku możliwości dalszego wzrostu ruchu odrodzonej. L ata ubiegłe, a zwłaszcza rok turystycznego. T urystyka jest nałogiem. Uszlachet- 1929, 30 i 31 były okresem, w którym zw racała na niającym nasz umysł, zdrowie i dusze — ale nało- siebie uwagę pow ażna ilość wycieczek z Polski do giem. Kto raz je j >,spróbuje64 kto raz wyniesie za- obcych krajów . Po kataklizm ach wojennych i uru- dowolenie — ten staje się je j zwolennikiem — na- chomieniu w arsztatów pracy — społeczeństwo na- łogowcem. Na tej praw dzie oparta zdrowa myśl sze zaczęło jeździć po szerokim świecie, ażeby zor organizatorów, znajdzie dużo sposobów i terenów baczyć co się tam dzieje i ażeby poznać to, o czem dotychczas nieznanych.

słyszano w uczelniach i do czego zachęcały fascy- W postępie swego rozwoju większość naszych nujące program y i prospekty biur podróży. W tych poczynań turystycznych opierała się dotychczas latach tu rysty k a w ewnętrzna nie mogła się roz- na kolejnictwie. Jest to zrozumiałe. Takie wyjście wmąć. Poza zrozumiałą podnietą w yjazdu zagra- było najłatw iejsze. Rok 1934 przyniesie poważne nicznego, rozwój uniemożliwiały dw a jeszcze ele- zwiększenie ruchu turystycznego samochodowego, menty: b rak propagandy i drożyzna ówcześnie pa- Bezsprzecznie większą ilość w rażeń turystycznych nująca w naszych ośrodkach turystycznych oraz daje przejazd wygodnym autobusem czy auto- wysokie ceny kom unikacji. Nadeszły lata 1932 i 33 carem od takiego samego przejazdu kolejowego, roku. W yjazdy zagraniczne dadzą się u jąć cyfrą Może ktoś zarzucić mi zapominanie o czasie. Nie- setek. T urystyka krajow a zaczęła nabierać popu- zapominam. Wycieczki do 200—250 kim. można larności, ruch wewnętrzny wzrósł poważnie. Czy doskonale przeprow adzać autobusami, zużyw ając zawdzięczamy to jedynie wprowadzonym ograni- na pokrycie tej przestrzeni jeden dzień. Wycieczki czeniom i podniesieniu ceny paszportów zagranicz- dalsze — jeśli czas jest ograniczony — przewozić nych? Czy owo dobro turystyki rodzimej spowu- koleją. Taki podział użycia środków przewozo- dował t. zw. kryzys? Nietylko. Ruch ten wzrósł w ych odpowiadać będzie turyście pod każdym dzięki racjonalnej propagandzie i obniżeniu cen. względem, nie w yłączając względów m aterjalnych.

Wszyscy, którzy interesują się przeobrażeniam i P rzy dalszych przestrzeniach nowa ta ry fa kolejo- naszej turystyki, mogą powiedzieć, że dobrym po- w a jest tańsza od zeszłorocznej,

myslem były pociągi turystyczne, nazw ane popu- Nasze szlaki wodne i istniejące na nich środki larnemi. Wszyscy muszą złożyć należne uznanie za lokomocji, pow inny również w roku obecnym za-

wprowadzeńie tradycji turystycznych, do jakich znać, jeśli już nie natłoku publiczności, to przynaj-

ay

pierwszym rzędzie zaliczyć należy Święto Morza, m niej w yprzedania wszystkich miejsc. Słowem W jesieni ubiegłego roku zapanowało w tury- w roku 1934 nastąpi wzmożenie się ruchu tu ry ­ styce naszej pewne odrętwienie — osłabienie myśli stycznego przy użyciu motorowych środków trans- i czynu. Czem zostało to wywołane? Brakiem pro- portowych. Autobus, autocar, parostatek, moto-

pagandy, brakiem podaży objektów i zapowiedzią- rowka.

mi zniesienia zniżek kolejowych, ulg i udogodnień. W podmiocie rodzajowości ruchu turystycz- Nowy 1934 rok dla dziejów tu ry sty k i polskiej nego ma wszelkie widoki na wzmożenie — ruch nie narodził się w pogodnej,, rodzinnej i harm onij- t. zw. mały, t. j. w eekendow y. Krótkie tanie wy-

J U R C .

T u r y s fp k a , a ro k 1 9 3 4 .

(4)

Ciecz ki na sobotę i niedzielę do lasu, na świeże po­

wietrze, na plażę — po zdrowie, humor i oderwa­

nie myślowe od trosk codziennych.

Ruch daleki winien być skierowany do regjo nów mało znanych przez nasze społeczeństwo, a z tego powodu jeszcze niezorganizowanych tu ry ­ stycznie. Program dostosowany do sezonu. S i cztery sezony. W ybór miejscowości musi uwzglę­

dniać te właśnie sezony. Czy znam y ziemię Nowo­

grodzką, Poleską, północ i północno-wschód Wiłeń- s/czyzny, Wołyń, Podole, Hueidszczy/nc i arno- polszczyznę?

Oczywiście, tak ja k lat ubiegłych, tak i w roku obecnym, a może naw et obecnie jeszcze więcej, za ­ leży wszystko od propagandy. Rozmiary propa­

gandy dyktu je przem yślany plan tegorocznego or­

ganizowania naszej turystyki. Środki propagandy pow stają po skrystalizow aniu tematu zaciekawie­

nia, jakim można operować w propagandzie. Za­

ciekawienie następuje przez rzucenie odpowiednie­

go m aterjału na odpowiedni teren, do odpowiednie­

go zespołu. Zespołami temi dla organizującej się turystyki polskiej są stowarzyszenia, związki i or­

ganizacje społeczne. Od apolitycznych do zawodo­

wych, jeśli można w ten sposób, t. j. według pierw ­ szych liter nazw y ująć alfabetycznie wszystkie zespolenia ludzkie.

Wycieczki zagraniczne, poza morskiemi Linii G dynia—Ameryka, nie mai ją widoków rozwoju.

Nie mówię tu o ruchu kompensacyjnym, który za­

czął swój żywot w roku ubiegłym i w obecnym napewno nieco wzrośnie, ażeby w następnym spo­

cząć w grobie — teczce z napisem „do załatw ienia44, Ruch przyjazdow y z zagranicy mogą spowodować znów i jedynie stowarzyszenia, o których mówiłem przed chwilą. Na dzisiejsze czasy, to jest jedyne tło możności zaciekawienia i jedyna droga do ścią­

gnięcia turystów z zagranicy, przy b rak u środków m aterjalnych na szeroko zakrojoną propagandę.

Stowarzyszenia, na wiąż i ljąc łączność tii rystyczną z zaprzyjaźnionem i związkami zagranicznemi. mo­

gą dać niespodziewanie duże rezultaty.

Streszczając więc całość, można przewidzieć, źe rok 1934 winien rozszerzyć zasięg naszej tu r y ­ styki pod względem kom unikacyjnym i tereno­

wym.

Z w y staw y „ S p o rtó w i Turystyki zim o w e j"

Z organizow ana przez W arszaw ski K lub N arciarski W y staw a „S p o rtó w i T urystyki zimowej “ — z o s t a ł a z a m k n i ę t a w d n i u 29 grudnia.

W y staw a była pierw szą tego rodzaju.

Z ain teresow an ie jakie w zbudziła w śród szerokich m as naszego społeczeństw a, je st najlepszym spraw dzianem słusz­

ności i uznania dla organizatorów . Na w ystaw ie Polski T o u rin g K lu b urządził w łasne stoisko na tle m ontażu p rz e d sta ­ w ionego obok. Stoisko to otrzym ało od Jury w ystaw ow ego list pochw alny.

C A S I N O

N-ŚW IAT 50

POCZ. 4, 6, 8, 10

MONUMENTALNE ARCYDZIEŁO FILMOWE P. T.

PR YW A TN E ŻYC IE H EN R YK A V III

REŻ. ALEKS. KORDY Z GENJALNYM

C H A R L E S L A U G H T O N E M

W YTW. LONDON — FILM W Ł. NATIONAL FILM CORP.

D r u k i a r t y s t y c z n e b i u r o w e

lito g r a fja

Drukarnia S. Krakowski

W arszaw a, K ró lew sk a 4 5 -

T e l. 6 1 9 - 3 7 .

(5)

W o d p o w i e d z i n a a r t y k u ł

„ E x p r e s s u P o r a n n e g o ”

E xpress P oranny4*, w numerze z driiia 13 grud­

nia r. ub. zamieścił arty k u ł p. t. „Koniec Tu- rystyki Filutów 44, w którym , w niezwykle ten­

d en cy jn y sposób, a tak u je działalność Polskiego Touring Klubu, a zwłaszcza wprowadzony przez K lub system a filjac ji innych stowarzyszeń.

W związku z powyższym artykułem Zarząd Głów­

ny Polskiego Touring K lubu w yjaśnia, en nastę­

puje:

1) Polski Touring Klub afiljow ał szereg zrze­

szeń i stowarzyszeń społecznych, nie dla uzyska­

nia znacznych dochodów ze skła dek tych organ i - zacyj, gdyż af iljacja, jest to p rzy jęcie osoby p ra w ­ nej na członka rzeczywistego, co m aterj a Inie w y­

raża się kwotą zł. 18 rocznie od całego stow arzy­

szenia afiljow anego. Miało to na celu propagan­

dę tu ry sty k i wśród najszerszych w arstw społe­

czeństwa polskiego, bez w zględu na zawód lub środowisko i dlatego Polski Touring Klub w pro­

w adził do swego Statutu praw o przyjm ow ania na członków nadzw yczajnych osób, należących do zrzeszeń afil jowanych, za minimalną opłatą zł. 450 rocznie. Tu należy zwrócić uwagę na fakt, że ten system organizacyjny, p rz y ję ły od daw na w ielkie zrzeszenia turystyczne zagranicą, a re z u ltaty przez nie osiągnięte w dziedzinie organizacji tu ry sty k i świadczą o słuszności powyższego systemu.

2) Faktem , k tó ry może być w każdej chwili udowodniony książkami ewidencyjnemi i ra- chunkowem i Polskiego Touring Klubu jest, że ilość zrzeszeń afil jow anych w dniu 1 października r. ub. wynosiła 22 organ izacje, przyczem tylko k il­

kuset członków tych organizacyj. którzy zapisali się do Polskiego Touring Klubu, bezpośrednio ko­

rzystało z k olejow ej legitym acji zniżkowej.

3) Naszem zdaniem nie je st rzeczą słuszną tw ie r­

dzenie, że zniesienie indyw idualnych zniżek tu ­ rystycznych przyczyni się do rozw oju tu ry sty k i, a zapobiegnie nadużyciom, ja k ie p rzy korzystaniu ze zniżek jak o b y m iały miejsce. Zarzut szerokie­

go szafowania zniżkam i nie z n ajd u je uzasadnie­

nia, gdyż M inisterstwo K om unikacji, w prow adza­

ją c w swoim czasie indyw idualne zniżki kolejo­

we, przewidywało ich szerokie zastosowanie. Mi­

nisterstw o nie przew idziało żadnych ograniczeń ani żadnego systemu kontroli, tak dla swoich orga­

nów, ja k i d la zrzeszeń w ydających zniżki.

N atom iast faktem jest, że szeregi pracow ników pryw atnych, niezam ożnej p racu jącej inteligencji, w yjeżdżających w różnych term inach w celach turystycznych oraz na urlo p y w ypoczynkow e ,i świąteczne, będą pozbawione tego daleko idące­

go udogodnienia, a co za tern idzie w yjazdy te zo­

staną im uniemożliwione.

O bniżenie ta ry fy kolejow ej w okresie depresji gospodarczej jest jed y n ie koniecznem posunięciem w polityce taryfową} M inisterstwa Komunikacji, które dotąd ponosiło na pociągach osobowych znaczne straty. Wiadomem bowiem jest, że pocią­

gi normalne, pospieszne i osobowe, odchodziły nie­

jednokrotnie zupełnie puste, podczas, gdy fre­

kw encja tanich pociągów popularnych p rzerastała

najśm ielsze oczekiw ania. Tw ierdzenie, że obecna obniżka globalna ta ry fy o 25%, na dystansach po­

nad 200 kim., stw orzyła korzystne w aru n k i dla upraw iania tu ry sty k i nie jest uzasadnione, ponie­

waż z obniżki te j korzystać będą wszyscy bez względu na cel podróży.

4) Polski Touring Klub, rozszerzając swoją dzia­

łalność na wszystkie w arstw y społeczeństwa, zdo­

był w ciągu ostatnich lat pokaźną liczbę, przeszło 6.000 członków, posiada 10 D elegatur O kręgow ych i kilkadziesiąt D elegatur lokalnych w różnych miejscowościach Polski. Liczby te świadczą o n ie­

zw ykłej popularności i pożytku naszej instytucji.

Ponieważ, ja k należy wnioskować z treści a rty ­ k u łu w „Expressie Porannym 44, autor zupełnie nie o rje n tu je się co to jest Polski Touring Klub i ja k ą działalność rozw ija, przeto pozw alam y sobie p rz y ­ pomnieć, że Polski Touring Klub jest od lat 5-ciu członkiem dwóch najw iększych i n ajp o w ażn iej­

szych F ed eracy j T urystycznych światowych, a mianowicie — Allianee Internationale de Tourism e i Conseil C entral d u Tourisme International, oraz że prow adzi stosunkowo pow ażną propagandę tu ­ rystyczną k r a ju i zagranicą, a jak o o rganizacja wybitnie społeczna nie obliczona ńa zysk, nie otrzym ująca żadnych subsydjów, zmuszona jest niejednokrotnie ponosić znaczne ciężary finanso­

we z uw agi na swą działalność propagandow ą za­

granicą.

Poglądy w yrażone pod naszym adresem n a ła ­ mach „Expressu Porannego44 są tem bardziej dziw ­ ne, że przed; czterema miesiącami, z okazji organi­

zowanej przez nas wycieczki Motorzystów Cze­

skich do Polski, „Express P o ran n y 44 zamieścił k il­

k ak ro tn ie n ad er pochlebne opinje o organizacji i pracy Polskiego Touring Klubu.

Te momenty, c h arak tery zu jące w ybitnie naszą pożyteczną działalność specjalnie podkreślamy, bowiem złośliwe w ysuw anie przez ludzi nieznają- cych istoty zagadnienia niepow ażnych zarzutów iSzkodzi nie nam, ja k o organizacji, lecz działalno­

ści naszej na polu turystyczno-propagandow em .

SAMODZIAŁY LESZCZKOWSKIE

je d y n e w ytw orne m a te rja ły sportow e na u b ran ia zimowe, k o stju m y i płaszcze

SZEW IOTY, N IEPR ZEM A K A LN E L O D E N Y , KOCE, D E R Y , B U R K I PO D R Ó ŻN E, K U R T K I, PŁASZCZE M Y ŚLIW SK IE

p o l e c a

Zarząd D óbr i Z akłady Przem ysłow e Rom ana Ż u row sk ieg o, LESZCZKÓW, poczta W aręż,

st. ko!. Bełz (M ałopolska)

S k ł a d y f a b r y c z n e :

W A R S Z A W A : L. B O S Z , ul. W i e r z b o w a 2.

K R A K Ó W : Z a s t ę p s t w o L e s z c z k o w s k i e , Al. M i c k i e w i ­ c z a 29.

L W Ó W : T. G ó r s k i , pl. M a r j a c k i 5.

P O Z N A Ń : C z . K w i a t k o w s k i , ul. G w a r n a B.

Czysta krajowa wełna owcza- Oryginalne tylko z PLOMBĄ LESZCZKÓW.

P r ó b k i i c e n n i k i w y s y ł a m y b e z p ł a t n i e .

(6)

MARJAN KRYNICKI.

K o m u n ik a c j a lo t n ic z a n a d o c e a n a m i

S p raw a przelotów * tr an soceanie zny ch stanowi w lotnictwie jeden z najbardziej delikatnych problemów, który dotychczas nie został roz­

w iązany w sposób pozytyw ny i definityw ny. Co­

raz liczniejsze, coraz śmielsze i wspanialsze są co- praw da przepraw y lotnicze ponad niezmierzonemi przestrzeniam i mórz i oceanów, coraz to więcej jest coprawda śmiałków, którzy, wzorem Lindbergha, Skarżyńskiego, m arszałka Balbo i tylu innych bo­

haterskich pionierów, pragną na skrzydłach swych samolotów przenosić się z jednego kontynentu na drugi — jednak wszystkie dotychczasowe przeloty oceaniczne m iały i nadal m ają jedynie charakter sportowy lub eksperym entalny.

O wprowadzeniu stałej kom unikacji transoce­

anicznej przy * pomocy samolotów, a zwłaszcza o połączeniu lin ją lotniczą Europy z Ameryką, mó­

wi się poważnie dopiero od bardzo niedawna. Pro­

blem ten nastręcza jednak tak wiele wątpliwości do rozstrzygnięcia i trudności do pokonania, że nie należy spodziewać się rychłej jego realizacji. Karol Lmdbergh, którego kom petencji w te|j dziedzinie nikt chyba nie może negować, oświadczył nieda­

wno, że uruchomienia stałej kom unikacji lotniczej między Starym i Nowym Światem nie należy ocze­

kiw ać przed upływ em 3—4 lat.

W ciągu tego okresu musi znaleźć rozwiązanie szereg trudności n atu ry technicznej, a zwłaszcza musi zostać uzgodniony pogląd, jakiego ty p u samo­

lot najlepiej nadaje się do przepraw przez Ocean.

Obecnie bowiem ścierają się w tej dziedzinie dw a poglądy, m ające zarówno swoich gorących zwolen­

ników, ja k i nam iętnych przeciwników. Jeden po­

gląd w ypow iada się za rozwiązaniem na oko naj- logiczniejszem, to znaczy za wprowadzeniem w ko­

m unikacji nadm orskiej wodnopłatowców, czyli aparatów przystosowanych do osiadania na po­

w ierzchni wody. D rugi pogląd opiera się na do­

tychczasowych rezultatach praktycznych i dowo­

dzi. że w lotnictwie transoceanicznem wyższość będą m iały właśnie zwykle samoloty lądowe.

K tóry z tych dwuch kierunków zwycięży — trudno w tej chwili powiedzieć. D yskusja nad za­

letam i i w adam i samolotu lądowego i wodnopła- towca toczy się obecnie na płaszczyźnie regular­

ności i bezpieczeństwa przelotu, co jest łatwo zro­

zumiałem, gdyż możność uruchomienia linji tran s­

oceanicznej zależeć będzie w głównej mierze od stopnia bezpieczeństwa, ja k i zapewniony zostanie pasażerom,

Zwolennicy wodnopłatowców wychodzą z zało­

żenia, że przy obecnym stanie techniki należy zaw-

N ajnom szy wodnoptatowiec am erykański do lotóm transoceanicznych.

Szybkość 300 kim.Ig.

sze liczyć się z możliwością defektu w silnikach samolotu, który winien dlatego być przystosowany do utrzym yw ania się na powierzchni wody p rzy ­ najm niej tak długo, dopóki fale radjow e nie spro­

w adzą na pomoc przejeżdżających w pobliżu okrę­

tów. Słynny francuski konstruktor Ludw ik Bleriot, który pierwszy przeleciał nad kanałem La Manche i od tego czasu nieprzerwanie pracuje nad zagad­

nieniem lotów nadmorskich, posiada gotowe plamy samolotu, którego kabina w razie przymusowego opadnięcia na wodę, daje się odłączyć i stanowi rodzaj okrętu, mogącego utrzym ać się na powierz­

chni, a naw et samodzielnie żeglować zapomocą własnego silnika.

Wiodnopłatowce transoceaniczne, oraz wielkie samoloty z kabiną ratowniczą m usiałyby jednak mieć bardzo znaczny ciężar, coby im uniemożliwia­

ło rozwijanie dużych szybkości podróżnych. Wadę tą podkreślają przy każdej okazji zwolennicy za­

stosowania w kom unikacji morskiej samolotów lądowych. Twierdzą oni, że najgłówniejszym czynnikiem zapew niającym bezpieczeństwo jest wielka szybkość przelotu nad oceanem, która po­

zwoli na skrócenie do minimum czasu przelotu, a temsamem odpowiednio zmniejszy możliwość p o ­ w stania jakiegokolwiek defektu w samolocie.

Zresztą — dodają zwolennicy płatowców lądo­

w ych — w wielkich samolotach pasażerskich nie­

trudno jest udostępnić silniki, aby mechanicy mo­

gli czuwać w locie nad sprawnością ich działania, a przy kilku silnikach defekt jednego z nich nie jest jeszcze rzeczą bardzo groźną.

Zwolennikom zastosowania samolotów lądo­

wych do kom unikacji morskiej przybyw a w su­

kurs dyskutow any już od bardzo daw na projekt sztucznych wysp pływ ających, któreby zostały za­

kotwiczone na szlaku oceanicznym, umożliwiając samolotom lądowanie w drodze dla uzupełnienia zapasów m aterjałów pędnych, dokonania niezbę­

dnych napraw , lub przeczekania niepomyślnych w arunków atmosferycznych.

Budowa sztucznych w ysp jest już dziś z p u n k ­ tu widzenia technicznego zupełnie możliwa, jed­

nak w reaiizac|j;i tego śmiałego projektu stały do­

tychczas na przeszkodzie względy finansowe, oraz pewne względy n a tu ry politycznej i naw et p raw ­ nej. Dopiero ostatnio uczyniony został pow ażny krok naprzód, gdyż rząd Stanów Zjednoczonych w yasygnował półtora miljona dolarów na budowę pierwszej pływ ającej wyspy, k tó ra ma być zakot- Aviczona na A tlantyku, w odległości 500 mil m or­

skich od wybrzeża i będzie służyć narazie dla ce­

lów doświadczalnych. O ile wszystkie próby w y­

padną korzystnie, rozpocznie się budow a całej serji podobnych punktów schronienia dla samolotów, które potem, rozstawione co 500 mil morskich, two­

rzyć będą praw dziw y pomost lotniczy między Europą i Ameryką. Ogólne koszta projektu w yno­

szą około 30 miljonów dolarów.

Wielkie nadzieje lotniczej kom unikacji tran s­

oceanicznej pokładane są w tak modnych obecnie badaniach stratosfery. Jest bowiem rzeczą teore­

tycznie uw ażaną za pewnik, że w przyszłości da-

lekodystansowe przeloty pasażerskie odbywać się

(7)

będą na wysokości przeszło 15.000 metrów, gdzie panuje stale idealna pogoda i gdzie, dzięki znacz­

nemu rozrzedzeniu powietrza, samoloty będą mo­

gły osiągać zawrotne szybkości przeciętne ponad 500 kim. na godzinę.

Narazie spraw a przelotów w stratosferze po­

zostaje jeszcze w stadjum prób i doświadczeń. Ża­

den ze zbudowanych dotychczas samolotów stra­

tosferycznych nie wzniósł się oficjalnie na większą wysokość, niż wynosi rekord, ustanowiony przez samolot normalnej konstrukcji. Prace w tej dzie­

dzinie postępują jednak szybko naprzód i niew ąt­

pliwie w najbliższych latach przyniosą rozwiąza­

nie niejednego z dzisiejszych zaw ikłanych proble­

mów w zakresie lotniczej kom unikacji transocea­

nicznej.

O gólny w idok pływ ającej w y sp y, która ma być zakotwiczona na A tla n tyku .

C z te r y dni uciecH tu r y s ty c z n y c h

N a s z a w y c i e c z k a d o Z a k o p a n e g o

Z

aczęło się od pechu. M inisterstwo Kom unikacji pismem n. How. 1984, z dnia 7.XII, przyznało 25%, ulgi dla wycieczki Polskiego Touring Klubu, u d ającej się _ do Zakopanego w czasie od 22 do 27 grudnia 1953 roku. Mini­

sterstwo K om unikacji tą udzieloną zniżkę cofnęło w dniu 21 grudnia, to znaczy w przedzień w yjazdu. Kierownik w y­

cieczki w W arszawie przed w yjazdem w yryw ał sobie resztki szanownych włosów, a współ reda kto r/y wycieczki musieli pokryć w trójkę, nieuwzglednione w kalkulacji cofnięcie zniżki. Co tu dużo mówić! W ycieczka m usiała się odbyć, aże­

by nie ośmieszać organizacji. I odbyła się. W przeddzień

„tragicznego" w yjazdu, odbyło się zebranie tow arzyskie uczestników w lokalu Klubu. Płeć piękna, poznając płeć brzydką, p atrzy ła wzrokiem mówiącym — a niem a tam kogoś przystojniejszego? Płeć brzydka, aczkolwiek sta­

nowiąca m niejszość (wycieczkową) skrom niejsza w swych wym aganiach, w duchu głosiła — każda mi się podoba! Tak nastąpiło w spólne zapoznanie i porozum ienie.

Dnia następnego, pamiętnego 22 grudnia roku 1933 (któ­

ry to rok od zorganizow ania naszego kolejnictwa?...) w y­

cieczka zebrała się na dworcu Głównym o godz. 19.30, aże­

by w yjechać w godzinę później, pociągiem pospiesznym-se- zonowym. T ak dobrze nie było! Pociąg odszedł z ,„nie- wielkiem", bo praw ie dwugodzinnem opóźnieniem, no i od­

szedł w/g. n ajsu ro w iej utrzym anych zasad ekonom ji m ięj- sca. W szystkie m iejsca stojące w k o ry tarzach i m iędzy ław kam i — były rów nież zajęte. Przeobrażenie półek na m iejsca siedzące w pozycji kabłąkow ej, nazyw ano w tym pociągu — luksusem . Ó u trzym aniu zarezerw ow anych m iejsc nie było mowy!

Do Zakopanego zam iast o godz. 7-ej. przyjechaliśm y 0 10-ej. I to tylko dzięki uprzejm ości kolei, bo przecież mogliśmy ta k samo dobrze przyjechać, n. p. o 14-cie go­

dzin później. W yroki losu i... kolei — nigdy nie są zba­

dane. Bvłv dwa pensjonaty dla naszej trzydziestuparooso- bowej ekskursji. W yhukane i w yszukane przez zakopiań­

skiego D elegata naszego Klubu, przemiłego p. Dr. Aulicha, posiadającego poza całym zasobem osobistych zalet, jeszcze 1 tą, że szanowna Małżonka — superprzem iła Pani, wyciecz­

ką się opiekowała, na dworcu wycieczkę spotykała i wszyst­

kich zm artw ionych rozweselała. Jak w jednym mówiono, że jest dobrze, to w drugim musiało być bezwzględnie źle i od­

wrotnie. Wreszcie ulokowano członkinie i członków i nastał czas pobytu w Zakopanem.

O pobycie sam ym m ożnaby wiele, w iele pisać. Kto, z kim, gdzie, kiedy i t. d. — nie piszę, ażeby nie w yw oływ ać rumieńców, uderzeń w pierś i słów „m oja także wina", no i aby nie być posądzonym o duchowo-niezdrowe domysły.

Po w igilji był kulig do Kościeliskiej. D rugiego dnia d an ­ cing w Morskiem Oku. Tnnego znów kulig do Bukowiny gdzie znów przy tern mieliśmy cząstkę naszej klubow ej ro­

dziny, w postaci Delegata P. T. Klubu Katowickiego Okręgu p. Dr. Łaszcza. Po dwugodzinnej przejażdżce saniami, ape­

tyty wzrosły do tego stopnia, że poza . . u r z e d o w e m " śnia­

daniem, dopasowywano w spaniałą podhalańską kiełbasę do żołądków według kilometrów przebytej drogi w obie strony.

Oto im prezy ofWplrie. rn-y? widziane planem wycieczki, nie- mówiąc o indyw idualnych w ycieczkach (zgoła i nigdy nie osobistych) i ucieczkach z pod oczka Kierownika wycieczki.

W ycieczka się skończyła. W róciła do W arszaw y płaczą­

cej w dniu przyjazdu (27. X II.) łzami deszczowemi. Płacz, jakim w itała Stolica wycieczkę, był odzw ierciadleniem na­

stroju przy pożegnaniu się uczestników. Płakali oni, że się już skończyła. P łak ał K ierow nik — że go ta k wym ęczo­

no. P łak ali inni, że tam ktoś się pozostał... D obrze było, ale krótko!.

— Efekt wycieczki zakom unikowany spraw ozdaw cy w chwili łam ania num eru: a) dwie p a ry już się zaręczyły, b) dwie panie, m ające sobie coś stale do pow iedzenia (przez piękne ząbki) p rzestały się kłócić, gdyż jedna z nich w y je ­ chała z W arszawy, c) jeden z panów dostał „drzw iow strę- tu" — wchodzi stale i tylko oknem, naw et do tram w aju i w łasnego m ieszkania, pod wpływ em w rażeń przy w yjeź- dzie wycieczki, d) kierow nik wycieczki, nasz naczelny, zo­

stał u rażo n y „rybograżynom anją", nie może słuchać n a ­ wet rozm owy o rybach i potraw ach w igilijnych — po u p rzy ­ tom nieniu sobie p reten sji niektórych uczestników o tą w ła­

śnie w igilię. J e c y m .

Dokąd jechać, g d zie m ieszkać i jeść i ile płacić

BUKOW INA-Tatrzańska, st. kol. Po­

ronin. Poczta i telefon na m iejscu.

W illa-pensjonat TURING. Pierw szo­

rzędna kuchnia. W ygodne i słonecz­

ne pokoje. C eny um iarkow ane. (P. T.

Klub — zniżka).

W IL N O . H otel „St. Georges". 70 po­

kojów. Łazienki i telefony na każ­

dym piętrze. R estauracja. C eny od 4 zł. za dobę. P. T. Klub — 10 proc.

Z A K O P A N E . (Kasprusie). Pensjonat K A S Z T E L A N K A . Piękne, słoneczne pokoje. Znakom ita kuchnia. Bez­

w zględna czystość, grzeczna usługa, um iarkow ane ceny. Telefon 275. A - dres telegraficzny: K asztelanka.

Właśc. H elena Gauguschowa.

Z A K O P A N E — Żywczańskie — pen­

sjonat kom fortow y „ B o le s ła w k a A 10%i dla Czł. P.T.K.

Z A K O P A N E . P ensjonat „ N e llin ‘ ul.

K rupów ki 10, telefon 744, pod zarzą­

dem W andy O chotnickiej. Pokoje słoneczne z balkonam i, łazienki, cie­

pła i zim na woda bieżąca we w szyst­

kich pokojach. Ogród do dyspozycji.

W szelkie przyjem ności rozryw kow e:

radjo, fortepian, bridge. Kuchnia w y­

kw intna. C eny kryzysow e. O tw arty cały rok. P. T. Klub — 15 proc.

(8)

L I S T Z I N D J I

P olski Touring K lub w m iarę możności rozsyła m a te rja ł pro pag an do w y dotyczący Polski na św iat cały. O statnio, w listopadzie r. ub., w y­

stano sporą paczkę d ru k ó w propagandow ych clo In d y j. n a ręce M isjonarza K siędza W ład y sław a K lim czyka.

W odpow iedzi n a nasze pismo otrzym aliśm y list, zaw ie rający obszerne spraw ozdanie o m iejsco­

w ych stosunkach. List ten w całości zam ieszczam y, p r z vp us z c z a j ą c, że zainteresuje on naszych C zy tel­

ników .

jalarpet, 23. XI. 1933 r.

W ielmożny Panie D yrektorze!

N iew ym ow nie jestem w dzięczny za ta k życz­

liwe zainteresow anie się m oją placów ką m isy jn ą w In djach , oraz za nadesłanie cennych w y d a ­ w nictw i p la k a tó w Polskiego Touring Klubu.

P lak a ty sp ełn iają obecnie sw oją rolę w m ej szkole w Jalarp et, k tó ra się często p rzeobraża w salę zebrań, b roszu ry po angielsku poszły do moich p rzy jació ł A nglo-Indjan, k tó rzy tu ja k o na w ęzłow ej stacji kolejow ej stanow ią liczną grupę, a polskie w y d aw n ic tw a są dla mnie miłem co- dziennem przypom nieniem , że dla te j u kochanej p ięk n ej Polski, do której serce ta k często się w y ­ ry w a, trzeba praco w ać bez w ytchnienia, pośw ięcić

naw et pragnienie pow rotu, jeśli ta k a będzie w ola Boża, by leb y tylko tę Polskę poznano i pokochano naw et w śród tych półczarnych H indusów , k tó rzy dotychczas niechęcią d a rzą E uropejczyków . Niech p oznają, że P olacy to n aró d szlachetny, k tó ry w szystkim życzy szczęścia i pokoju. N iestety jest nas tu ta k mało n a polu m isyjnem w porów naniu choćby do Beligijeżyków tjest nas zd aje się sześciu czy siedm iu, a Belgów przeszło 300, F ran cu zó w do 700, H olendrów z 200, W łochów drugie ty le i t. d.

Szczupła liczba — to 'jeszcze nie tyle, ile b ra k po­

p arcia i zrozum ienia w k ra ju .

G d y b y k ażd y z nas mógł np. tyle otrzym yw ać pom ocy z k ra ju , co k ażd y F ran cuz, tobyśm y na- pew no rozw inąć mogli p raw d ziw ie cyw ilizacy jn ą działalność w śród tutejszego ludu, a z n ią i p ro ­ pagandę. Jednem słowem po trzeb a nam pieniędzy,

b y budow ać szkołv, u trzy m y w a ć personel, p rze­

nosić się z jednego końca m isji na d rugi (m oja np.

obecna placów ka w Ja la rp e t jest ja k ie 200 kim 2 rozległa z przeszło 300.000 m ieszkańców rozrzuco­

n y ch w setkach w iosek i m iasteczek, wr tern tylko 500 katolików , reszta w yzn aw cy B rahm y lub M a­

hom eta).

P raw d a, dziś ciężkie czasy, ale także i w in ­ nych k ra ja c h nie lepsze, a przecież ta m dla m isjo­

n a rz y fundusze się zn ajd u ją... Nie piszę tego, b y się żalić na Rodaków , broń Boże, ale, by w zbudzić w iększe zrozum ienie dla m isji zagranicznych w śród naszego społeczeństw a, do czego i P. T. Polski Tou­

ring K lub może przełożyć sw ą cegiełkę, ja k to pięknie w yrażono w liście.

Rozum ie się, że nie m am zam iaru spodziew ać się od Towmrzystwa T urystycznego, które zaledw ie chyba n a swe p o trzeby w y starczy ć może, ja k ie jś zapomogi, ale ośmielam się zaapelow ać do Szano­

w ny ch Członków K lubu, b y nasze w ysiłki m oral­

nie poprzeć raczyli w śród swego otoczenia. W śród znajom ych w y b itn y ch osobistości z n ajd ą się i tacy, co m a terjaln ie w esprzeć nas mogą, o dobre słówko do nich proszę...

Ja k z niniejszego listu w y n ika, nie jestem ju ż w R anipet, gdzie m iałem szczęście gościć przezac- nego p a n a prof. F. Goetla, ale od dw óch la t w J a ­ larp et, w y bitn ej w ęzłow ej stacji kolejow ej, łączą -

cej d w a T ow arzystw a Kolejowe t. zw. M adras and S outhern M ah rata Raiilway C om pany i South In ­ dian R y C om pany. Ja k w iadom o naród zam ieszku­

ją c y In d ie m ożna n azw ać różnokolorow ym pod każ- dem w zględem cery, języków , religji, k a st i t. d.

W mej m isji posiadam trz y g ru p y ludzi, gros sta ­ now ią P arjasi, lu d n ajb ied n iejszy i n ajb a rd zie j upośledzony społecznie i cy w ilizacyjnie; w drugiej grupie są ludzie z k ast w yższych, też biedni i ż y ­ ją c y z p ra c y rąk, ale zazdrośnie strzegący swych przyw ilejów kastow ych: w reszcie trzecia — to An- glo-Indjanie, pochodzenia europejskiego, ale od k ilk u pokoleń zam ieszkali w In d jac h i pom ieszani z tubylcam i. Te trz y g ru p y ży ją życiem zupełnie zam kniętym d la siebie. A nglo-Indjanie m ów ią po angielsku, inni po tam ilsku lub Telugu. B ram inów w śród katolików nie mam, ale ich w okolicy pełno.

Mam do pom ocy jednego księdza tubylca, k tó ry je d n a k stale chorow ity.

Naraz,ie kończę, śląc serdeczne życzenia św ią­

teczne i noworoczne oraz zap raszając chętnych do Indji i do ja la rp e t. Mój dom ek chętnie każdem u gościny użyczy.

Z głębokim szacunkiem

Ks. Wł. KLIMCZYK.

Ks. W ładysław K lim czyk, po powrocie z w ycieczki m isyjnej w pożyczonym samochodzie, przed domem

m isyjn ym w Jalarpet.

K O N C E S J O N O W A N E , K O E D U K A C Y J N E

K ursy M a tu ra ln e F. A- Asta

M a r s z a ł k o w s k a 153, Praga, B rzeska 20.

Program Gimnazjów Państwowych. System nauczania szkolny W ykłady prowadzone są przez wykwalifikow ane siły nauczycielskie szkół średnich. Klasy równoległe 3, 4,

5, 6, 7 i 8. W ykłady trwają od godz 17.30 do 21.30.

O p la ta za naukę 2 5 z l. m iesięcznie.

(9)

MIŁOSZ GEMBARZEWSKJ.

D a w n e p o d r ó ż e : k a r o c ą i r y d w a n e m

O

ty S S P *powabnego opisu malowniczej miejscowości, nic I chyba nie zachęci bardziej współczesnych do podroży, jak porównanie daw nych sposobów „wojażowania ze stanem rzeczy obecnych.

To nie samolot, nie pociąg-błyskaw iea, nie auto lub choćby motocykl, row er, czy dobre resory, ale te n a jro z­

maitsze ciężkie, trzęsące gmachy-po j azdy, fanty stycznie pięknie rzeźbione, a w yw rotne, znane jako: „brożki , »?yd- w any", „Kolebki", „kolasy", służyły do dalszych podróży, choć nieraz, zw yczajnie konno, albo „rzem iennym dysz­

lem", jakąś rozklepaną ta ra d e jk ą , w łóczyli się w łóczykije od zapiecka do zapiecka.

O bszerne kolasy ozdabiano kobiercam i, w ybijano ju c h ­ tami, przytroczone b y ły do nich kufry, skrzynie; rozmaicie zaprzęgano konie, jeżdżąc syzem, (zaprząg śześciokonny) kwa trem , (czterokonny) d ry ją. tuzem, esem.

Do pobliskiego m iasteczka w ybierano się jakby za mo­

rza: kolasą, za nią wóz z kuchnią, „wóz skarbny" na pościel, garderobę, konie zapasowe, taborek czeladzi. A jed n a k b a r­

dzo lubiono podróżować, i francuz L aboureur, opisując Pol­

skę przed 500 laty, nazyw a Polaków : „les plus grands \o y a- geers de TEurope".

W całym świecie sław ni byli, wsławiwszy się swemi po­

dróżami z przygodam i, znakom ity rycerz, Pr okoń O dro­

wą ż-Pieniążek, pierw szy Polak, k tó ry b y ł adm irałem , do­

wodził w XVI w ieku flotą kaw alerów m altańskich i zdo­

był Algier; później lat ternu 200, ów Tomasz Wolski, adm i­

rał floty papieskiej, k tó ry odbył triu m faln y w jazd do R zy­

mu. wiodąc oswobodzonego przez siebie z niewoli m uzuł­

m ańskiej, p a try ja rc h ę jerozolim skiego. To byli podróżni­

cy-bohaterowie, ważący się na wszelkie trudy, a b rać po­

m niejsza m iała inne cele — naukę lub zabawę (to głównie) i o nich pisze p ra ła t Pstrokoński, zw iedzający Rzvm w 1768 r.. że „w szystka ich zabaw a: teatra, przechadzki- a w go­

rze j podchodzenie swoich ziomków... plotki i potw arze na swoich rodaków , oto cały ich zagraniczny polor".

Były jed n ak liczne w yjątki, ja k n ap rzy k ła d w sław iony później wódz i m ąż stanu, Jan Tarło, hr. z T ęrzyna, który, ja k to świadczą jego listy, po dziś dzień zachowane w bibl- jotece K rasińskich, donosił ojcu z „Pariża" w 1704 roku:

ma zapłacenie Akademii i metkom nazbierało się na 400 felerów... p raw ie czas będę na perfekcyonow anie się w ję ­ zyku i w innych ęgzercyęyach". Podobnie czas spędzał przedtem , późniejszy król,m łody Jan Sobieski, a ongi, Jan Kochanowski i D antyszek.

P rałat Pstrokoński jechał w 1.768 r. do Rzymu nie k a ­ retą ..furm ańska". k u rsu jącą w tedy raz na tydzień między W rocławiem i W iedniem, a nie zapew niającą bezpieczeń­

stwa, lecz w łasnym przejazdem i sw oją obsługą; ostrożny p rałat wziął w drogę „wielkie prześcieradło, aby się nim obwijać, dla uchronienia się zarazy w pościelach austerm - ków (hotelarzy — przypis.) zagranicznych". Dziwne w te­

dy b y ły w idoki w te j podróży: pod samym W iedniem „nu k tó rąk o lw iek stronę się spojrzał, lada gdzie na zagonie, i bardzo gęsto dał się widzieć w m iejscu najeżony zając, nic a nic nie strw ożony turkotem pojazdu i spokojniejszy od k ró lik a domowego, tak że trzeba było dobrze harapni- kiein smagnąć, aby go z miejsca ruszyć", a o pół mili od W iednia „kilkanaście łań, które w stawać z legowisk nie

chciały, ja k swojskie bydło przed nadchodzącym p o jaz­

dem". — Ciekawie tylko spostrzeżenie z W iednia, ze „1 a- łace w iedeńskie pod względem pałacy w arszaw skich m ałą

są rzeczą". . .. .

Dziwne, że naogół podróżnicy polsćy me odznaczali się spostrzegawczością, in teresu jąc się zagranicą błaliem r z ja ­ w iskam i; oto p ra ła t P strokoński zauw ażył tylko w italji, że gęsiami W łochy brzydzą się i ich nic jedzą, ale za to indyków w pewnie sam Rzym więcej poje, mzeli I ols ku.

N iezm iernem i stadam i przypędzają ich do Rzymu... Zdu­

m iew ała mię też tam tejszych osłów taniość. — B rak opisów dzieł sztuki, albo z dziedziny wiedzy. W 1700 r. p. Krzysztof Zawisza, zauw ażył w W enecji, przedew szystkiem słup ala­

bastrow y: „jak świeca przy nim postaw i się, ted y przez słup na w ylot przejrzysz". A\ Rzymie Zawisza ogólnie y ko opisuje, że w idział „lanszafty haniebnie piękne i obraz

„Sąd O stateczny", m alow any od sławnego m alarza A rcha­

nioła G abryela.

Dalekie podróże odbyw ały się z nadzw yczajną wy staw ilo ­ ścią, ale też n ieraz w drodze wypadło zastaw iać luirtow- ność, bo już w czasie drogi, w yczerpaw szy subsudya mu wyznaczone, zastaw ił swoje k lejn o ty za 200 tysięcy zło­

tych, co d a je pojęcie, ja k bogato się w yposażył na drogę.

(Stanisław Lubom irski m iał zw yczaj na 5 dni przed swoim wyjazdem , posyłać przodem oddział piechoty w ęgierskiej, na drugi dzień' stajnię, t. j. konie wierzchowe i wozowe, na trzeci dzień w yruszała m uzyka, czwartego myśliw- stwo, a piątego dnia w yjeżdżał dopiero „sam Jegomość z po­

ważnym, a okrytym dworem " — przed k aręta oddział

„srebrnych kozaków", za k a re tą — dragonia i kilkadzie­

siąt pojazdów. Adam C zartoryski, z Puławy na W ołyń je ­ chał z 400 końmi i 14 w ielbłądam i, a sław ny K arol Radzi- wił „Panie K ochanku", jeździł z całym stadem wielbłądów i mułów. Oczywiście były to podróże bardzo długotrw ałe;

ale nie m ożna się dziw ić m agnatom, jeśli jeszcze lat temu m niej w ięcej sto — ojciec poety Bohdana Zaleskiego, b a r­

dzo ubogi, właściciel części folw arku na U krainie, jechał na Litwę, pod Kowno, przez... półtora roku.

Pan W aw rzyniec Zaleski, w yjeżdżając z wioski B ohater­

ki, jesienią, miał do 10 koni, ale gotówką, ledwie 6 rubli i różne „fanty", zazimował do wiosny pod Mozyrzem: „aż w polu traw a nie podrośnie", i odpocząwszy, dopiero po Zielonych św iątkach, w „Boży czas ruszył", a o św. Janie

„szczęśl i w ie" dotarł pod Kow no blisko W a w y, lecz tu dopiero się dowiedział, że W awa (wieś do k tó re j jechał, nasz przypis.), leży za Niemnem, więc w Księstwie W ar- szawskiem; trzeba było w yrabiać paszport aż w P e te rsb u r­

gu, więc z konieczności m usiał „bawić się na jednein m ie jscu ; dwa konie w drodze mu zdechły, k ilk a sprzedał, i w reszcie ostatnią parę koni, ja k sam pisa: „Bogu N ajw yż­

szemu niech będą dzienki, iż odbywszy drog w ięcej stu dw u­

dziestu mil, a bawiąc się w te j drodze od w yjazdu z Bo- h a ty rk i półtora roku, po najw iększych tru d ach i niew ygo­

dach, przecież choć goły, lecz z Boskiej O patrzności zdrowy, stanąłem na m iejscu przeznaczoiiem, szczęśliwie".

Tempo, tempo! życia. Dziś obliczamy m inuty przyśpie­

szeń dalekobieżnych pociągów-błyskaw ic, niosą aeropla­

ny. Wtedy... Tem pom m utant u r. K orzystajm y z wygód i przyjem ności podróży, do k tó rej niech zachęcą wspom­

nienia...

(10)

MAP J A A N K IE W 1C ZO W A

W ŚRÓD DUCHÓW Z W OSKU

N

a m ię tn o ś c ią n a j s z la c h e t n ie j s z ą , p o ś r ó d b o g a te g o a s o r t y ­ m e n tu n a m ię tn o ś c i, w ja k ie s z c z o d r z y b o g o w ie w y p o s a ­ ż y li lu d z k o ś ć , j e s t b e z w a r u n k o w o — p o d r ó ż o m a n ja . W id z ie ć , w id z ie ć , w s z y s t k o o b e j r z e ć co B a e d e c k e r u w a ż a za g o d n e w id z e n ia , w s z ę d z ie , za c en ę sił, z d r o w ia , a n a w e t is t o t n e g o z a in t e r e s o w a n ia i w ł a ś c i w e j p r z y j e m n o ś c i, P r z y t e j m e to d z ie n a s z w y s u b t e l n i o n y z m y s ł o b s e r w a c y j n y p r a ­ c u j e n a z n ik o m y m w y c i n k u w s t o s u n k u d o c a ło ś c i, k tó r y n a m p r z y tern n a r z u c iła z ło ś li w i e c z y j a ś w o la i o p in ja . JNa s y n t e z ę o b r a z u w t y c h w a r u n k a c h n ie z d o b y w a m y s ię p r a ­ w ie n ig d y . A p o p o w r o c ie z p o d r ó ż y w g łę b i d u s z y p o j a w ia s ię ś la d r o z c z a r o w a n ia , ż e t y l e c ie k a w y c h i c h a r a k t e r y s t y c z ­ n y c h c e c h o g lą d a n e g o ś w ia t a p o m in ę ło s ię n ie u w a g ą . ^

C z a s d o p e łn ia r e s z t y ; r o z p r a s z a w s p o m n ie n ia , k t ó r y c h o b r a z ó w n ie u t r w a l i ły u c z u c ia , t o w a r z y s z ą c e n ie o d łą c z n ie p r z e ż y c io m w ła s n y m .

C ie r p im y b o le ś n ie , g d y n a p y t a n ie s k ie r o w a n e b e z p o ­ ś r e d n io o d p o w ie d z ie ć m u s im y , ż e d a n e g o g m a c h u , m i e j s c o ­ w o ś c i c z y p a m ią t k i — n ie w id z ie liś m y . M o ż e o is t n ie n iu j e j te r a z d o w ia d u j e m y s ię p o r a ź p ie r w s z y ? T a k ie w y z n a n ie , to k r a c h a u t o r y t e t u p o d r ó ż n ik a . A le w c z y j e m w y o b r a ż e ­ n iu ? C h y b a j e g o w ła s n e m ! B o c z y ż m o ż n a w s z y s t k o o b e j ­ r z e ć w r a m a c h o g r a n ic z o n e j c z a s e m i ś r o d k a m i f in a n s o w e m i,

p o d r ó ż y ? , . . ,

W ię c p o d r ó ż u j m y d la s ie b ie , d la w ł a s n y c h p r z e z y c i w z r u s z e ń ! N ie w s t y d ź m y się n a s z e j ig n o r a n c ji, k ie r u j m y się n i e k i e d y im p u ls a m i, a n a d e w s z y s t k o n ie k w a li f i k u j m y r z e ­ c z y w a r t y c h o b e j r z e n ia w e d łu g o p in j i w ą t p liw y c h c o n n a is - s e u r o w . S ą to z a z w y c z a j k o lp o r t e r z y w y ś w i e c h t a n y c h p o ­ g lą d ó w n a te m a t p o w a g i z a g a d n ie ń d z ie ł s z t u k i, ic h r z e k o m e ­ g o p ię k n a , a u t e n t y c z n o ś c i i o d o s o b n ie n ia .

P a r y ż m a t y l e c ie k a w y c h o s o b liw o ś c i, ż e tr u d n o p r z e c ię t ­ n e m u t u r y ś c ie n ie z a g u b ić s ię w t y m la b ir y n c ie . W ie t y l ­ k o d o b r z e , co m a r o b ić w n o c y . S ia d a d o a u to c a r u z o lb r z y ­

m im n a p is e m „ P a ris l a n u it “ i p o z w a la s i ę . w ie ź ć p o p r z e z c a b a r e t ‘y> m u s ie h a l l e , c a v e a u i d a n c in g b a r ‘y i j a k n i e ­ m o w lę o d ż y w ia s ię e k s t r a k t e m p a r y s k ie j p ik a n t e r y i... p r z e z s m o c z e k . A p o o p r z y t o m n ie n iu w y r z u c a z s ie b ie s t e k n ie p o ­ w ią z a n y c h d ź w ię k ó w , o k r e ś le ń b e z w y o b r a ż e n ia : C a s in o d e P a ris, T a b a r in , C o u p o le , F ig a lle , „ P h it E e s i“, C a v e a u d e tr o is M a illetz . C o j e d n a k r o b ić w d z ie ń , g d y s ię j u ż z w ę d z i ł o N ó t r e D a m e , L o u v r e , le s I n v a lid e s , O p e r ę , P o la E l iz e j s k i e i Q u a r tie r L a tin ? W y p iło s ię a p p e r it if w l e D ó m e , p o d w ie ­ c z o r e k w C a f e d e la P a ix , a f iliż a n k ę h e r b a t y u b u r ż u a z y j - n e g o R u m p e ll m e y e r a ? C z y k o n ie c z n ie iś ć ta m j e s z c z e p o r a z d r u g i? P r z e c ie ż t r z e b a z o b a c z y ć c o ś n o w e g o ?

N o , to c h o d ź m y n a B o u le v a r d M o n tm a r tr e , do M u s e e G re v in .

O h , f i d o n c, to d o b r e d la p l e b e j u s z y , a le n ig d y d la lu d z i k u lt u r y . O g lą d a ć w o s k o w e la lk i? N ie j e s t to e k s p e r y m e n t o c h a r a k t e r z e e s t e t y c z n y m , c z y n a u k o w y m .

A g d y s i ę p ó j d z ie d o m u z e u m G r e v in , tr u d n o z a p r z e c z y ć , ż e s ię j e o p u s z c z a z d u s z ą w s t r z ą ś n ię t ą i p e łn ą n i e z w y k ł y c h

Costes i Bellonie zw ycięzcy A tla n ty ­

ku. Benito Mussolini.

w r a ż e ń . W ie lk im a r t y s t ą m u s ia ł b y ć A . G r e y in (1827 — 1892), t w ó r c a t y c h p ie r w s z y c h w o s k o w y c h p o s ta c i, a m o ż e r a c z e j n a t c h n io n y w s k r z e s ic ie l ic h d u c h ó w , w y c z a r o w a n y c h z w o s k u ?

W M u s e e G r e v in o b o k z n ie r u c h o m ia łe j w i z j i p r z e s z ło ś c i, s p o t y k a m y s ię o k o w o k o z j ę d r n ą w s p ó łc z e s n o ś c ią .

W e j d ź m y w ię c , a b y p r z e ż y ć w s z y s t k i e n a s t r o j e i w r u s z e - n ia , k tó r e p r z y b y t e k t e n n a m o b ie c u j e .

Y e s tib u l — to g r o ta p e łn a w k lę ś n ię ć i n isz , u t r z y m a n a w s t y lu L u d w ik a X IV . Z a lu d n io n a r z e s z ą m a łp e k r ó ż n y c h g a ­ tu n k ó w , p e łn y c h ś m ie s z n y c h p o d r y g ó w i g r y m a s ó w . W g łę ­ b i g r o t y z r ę c z n ie u s t a w io n e k r z y w e z w ie r c ia d ła c z y n ią z l u ­ d z i n ie m n ie j ś m ie s z n e p o tw o r k i.

E fe k t d o b r z e j e s t p o m y ś la n y , b o o d p r ę ż a g r o z ę n ie z n a n e j t a j e m n ic z o ś c i, k t ó r e j k a ż d y , w c h o d z ą c tu , p o d le g a m im o w o li.

S a la k o lu m n o w a j e s t k r ó t k ie m s t r e s z c z e n ie m w s p ó łc z e s ­ n o ś c i. W n i e j z n a j d u j e m y s y m b o le o d w ie c z n e j w a l k i c z ł o ­ w ie k a z p o t ę g ą ż y c i a . A w i ę c sp o rt, t ę ż y z n a f iz y c z n a , to L a c o s te , C o c h e t, S u z a n n e L e n g le n , t e c h n ik ę i m e c h a n iz a c j ę n a u s łu g a c h o p a n o w a n ia p r z y r o d y u o s a b ia ją : C o stes i B e l- lo n t e — z w y c i ę s c y A t la n t y k u , w r e s z c ie p o lit y c z n a m y ś l, u j a r z m ia j ą c a m a s y lu d z k ie , m ia ż d ż ą c a j e d n o s t k ę d la w y d o ­ b y c ia p o t ę g i n a r o d u . C z y to , a b y n ie w a d li w y o b r a c h u n e k p r a w d o p o d o b ie ń s t w a ? K a t e g o r y c z n y g e s t M u s s o lin ie g o , k t ó ­ r e g o w id z im y tu j a k o s z e fa R z ą d u , w s y m b o lic z n e j , c z a r n e j k o s z u li, w y m o w n ie te m u p r z e c z y . M a r s z a łe k H in d e n b u r g , p r z e d k t ó r y m p r ę ż y s ię n a b a c z n o ś ć A d o lf H it le r , z d a ją s ię w i ę c e j in t e r e s o w a ć w ła s n e m i p o r a c h u n k a m i, a n iż e li lo s e m E u ro p y .^ P r z e d s t a w ic ie le p o l i t y k ó w fr a n c u s k ic h : R a y m o n d P o in c a r e , A n d r e T a r d ie u , o r a z p r e z y d e n t D o u m e r g u e , p r z y ­ w r a c a j ą w ia r ę w i s t n ie n ie d z iś j e s z c z e a u t o r y t e t u . A w d z ię c z ­ n a g r u p a K a r o la I i-g o , K r ó la r u m u ń s k ie g o , z k s ię c ie m M i­

c h a łe m , s t w ie r d z a j ą , ż e n a k a ż d ą f o r m ę p o lit y c z n ą je s t n a s w ie c ie d o s c m ie j s c a , w k a ż d y m c z a s ie . D o s t o j n a p o w a g a r e c e p c j i w W a t y k a n ie p o u c z a n a s o b ła h o ś c i i ’ z n ik o m o ś c i tr o s k c o d z ie n n y c h , „ y a n it a s v a n it a t u m “.

A te r a z z a s tr z y k d la p o b u d z e n ia k r w io b ie g u . Wi s a li p o d k o p u łą , A n n a P a w ło w a , w r y t m ic z n y m p lą s ie , w y c ia g a r a m io n a k u w c h o d z ą c y m . D a l e j C e c y l j a S o r e l, w r o li b o ­ h a te r k i z „ M ir a n tr o p a “ M o lje ra , w y z y w a j ą c y m g e s te m u j m u j e tr e n s w e j p o w łó c z y s t e j s z a ty . D o ś ć . C z u j e m y z m ę - ozen ie. T r z e b a u s ią ś ć . C ó ż k i e d y j e d y n ą w o ln ą k a n a p k ę d w u o s o b o w ą z a j ą ł s w o b o d n y m g e s te m , jakiś' w e t e r a n s t a r u ­ sz e k . W s p a r t y n a la s c e , c ic h o z a s n ą ł, m o ż e u k o ł v s a n y w s p o m n ie n ia m i? N a l e ż y z a r y z y k o w a ć i w s u n ą ć s ię d e l ik a t ­ n ie . M o że s ię n ie o b u d z i? J a k r o z k o s z n ie z a g łę b ić s ię w m ię k k ie D o d u sz k i w y g o d n e g o s p r z ę tu . O d p o c z ą ć , p o m a r z y ć . .N a g le n ie o p a t r z n y r u c h , u g ie c ie s p r ę ż y n i r ę k a s t a r c a z a ­

d r g a ła n a la s c e . L o d o w a t e d o t k n ie c ie ż ó łt a w e j , p o ły s k u j ą - c e j s k ó r y . C o to — tr u p ? N ie , to t a k ż e m ie s z k a n ie c M u z eu m G r e v m . fig u r a z w o s k u .

O b o k c z a r u j ą c y M a u r ic e C h e v a lie r , u c h y l a z ło b u z e r s k im u ś m ie c h e m w in t h o r s t , a s m ę t n y C h a r lie C h a p lin , z r e z y g n a -

Na każdą form ę ustroju politycznego jest na śmiecie miejsce w ka żd ym

czasie

(11)

Za oknemgłowa księżniczki de Lamballec zy żb y prze- Ludw ik X V II-ty w więzieniu, powiędnie przyszłości?

cją w spiera się n a zgiętej w pałąk, bam busow ej laseczce.

Co za przeciw staw ienie w ykw intu i abnegacji. Zbliżamy sie k u galer ji pośw ięconej dokum entom W ielkiej Rewolucji.

P o n u ry realizm śm ierci M arat‘a, spotyka nas na wstępie.

I dziwne, ja k w te j scenie m akabrycznej jasnością odbija postać C h arlo tte‘y C orday, tego „Anioła śm ierci“. D alej T rybunał Rew olucyjny znieruchomiał w wieczystej męce nieustannego... sądzenia. Rodzinę królew ską oglądam y w momencie, gdy tłuszcza sans-culottes‘ów potrząsa przed oknami le Tem pie skrw aw ioną głową księżniczki de Lam ­ balle. urągliw ie zatkniętą na k iju. Tak się am putuje więzy przy jaźn i i miłości z serca K rólowej. Żadna jed n ak scena nie posiada tak silnej ekspresji w yrazu, jak opuszczenie i poniew ierka małego d a u p h iń a , Ludw ika XVII-go. T ak n a­

zwała go historia, mimo, że nie dali m u być niczem, jak uosobieniem m ęki i prześladow ania. O chłodzie, głodzie, w nieopisanym brudzie i p o n u rej samotności przetrw ało to dziecko królew skie szereg m iesięcy w więzieniu.

Jedyne drzw i okratow ane, wiodące n a k o ry tarz b y łv źró­

dłem n ieu stan n ej u dręki chłopczyka. Z za k ra t p a trzy ły ku niem u nienaw istne oczy. A naw et zbawczy -sen szarpały mu w noc ciem ną ochrypłe p y tan ia strażników : „Capet, Ca- pet, czy śpisz? Gdzie jesteś potom ku żmij? W stawaj~że!“

Oto, ja k daleko posuw ała się gorliwość w pełnieniu obo­

wiązków u fanatycznych wyznawców W ielkiej Rewolucji.

W ielkie hasła w yzw olenia człowieka, prow adziły n a jk ró t­

szą drogą do wysw obodzenia w nim bestji.

Uciec, uciec dokądkolw iek od tych wspomnień! Do K a­

takum b. Tam ból jest nie z tego świata.

Jak tam dotrzeć? N ależy się poinformować. Obok stoi osoba urzędow a, policjant. Spotyka nas ukłonem i m iłym uśmiechem. Grzeczne zapytanie pozostawia je d n a k bez od­

powiedzi. Pierw szy odruch w zburzenia i zdum ienie po­

w tórnego przy łap an ia się na pomyłce. To także figura z wosku.

K atakum by zn a jd u ją się w podziemiach. K ry ją one pięć epizodów z życia C hrystusa, od hołdu trzech Króli, aż po

K alw ar ję. Pozatem k ilk a plastycznych scen z życia i m arty- ro lo g ji pierw szych chrześcian.

I ja k b y oczom dla w ytchnienia i odprężenia nerwów, nagle roztacza się przed nami panoram a uroczego Malmai- gon. To pierw szy konsul, k tó ry zdążył ju ż stać się bohate­

rem narodow ym — Napoleon i um iłow ana Józefina Beau- harnais, w y d ają wieczór. Tchnie on całem niekłam anem pięknem ówczesnej epoki. Przepych toalet i u rody kobiecej w alczą ze sobą o lepsze. B raw ura i dostojeństw o przed sta­

wicieli zw ycięskiej a rm ji świata, licy tu ją się z powagą i m a­

jestatem przedstaw icieli rządu. Członkowie rodzin Bona- p a rte ‘ych i B eauharnais‘ów w kom plecie z ich am bicjam i, gawiścią, intrygam i i pozoram i bezgranicznej słodyczy i życzliwości.

A trakcją wieczoru jest w ystęp wielkiej La Grassini, Alehul ako m p an ju je w spaniałej prim adonnie. Lecz, ani je j piękny głos, ani w irtuozow ska gra K reutzera — na w iolon­

czeli, nie są w stanie stłumić niepokoju Józefiny, obserwu­

ją c e j w zrok Napoleona utkw iony w śpiewaczkę.

I nie pomogą u pojne wonie róż, sprow adzonych na roz­

kaz Józefiny z M artyniki, je j rodzinnych stron, ani w ierny m am eluk Roustan, cierpliw ie stojący u progu, ani kadzidła hołdów i zaszczytów składane przez otoczenie u je j stóp.

Do najm ożniejszych tego świata, stojących u szczytu potę­

gi ma dostęp tro sk a; bodaj w czar miłości spowita.

A B onaparte? U fny szczęśliw ej gwieździe, p a trzy w p rz y ­ szłość, nieświadom swego kresu. Tylko, że jego okres p rzy ­ pad n ie później i dokona się na sm utnej, oddalonej wyspie Św. Heleny. Losy Józefiny rozstrzygną się znacznie wcze­

śn iej i dopełnią w Malmaiśon, które z p rzy b y tk u szczęścia 1 panow ania, przeistoczy się w w ięzienie ukwiecone różami.

Błądząc po M usee Grevin, człowiek zatraca poczucie wszelkich norm i przynależności w czasie i przestrzeni. Czy sam jest zjaw ą, w yrzuconą niezbadanym kaprysem z w łaści­

wego w ycinka czasu? Czy też może duchy przeszłości n ad ­ ciągnęły ku niem u z niewiadomego? Czy ta k jest, czy in a­

czej, to je d n ak stw ierdzić należy, że więź uczuciowa m iędzy jednostkam i ludzkiem i różnych epok trw a niezmiennie, a u jaw n ia się siłą wzruszenia.

Dnie szczęścia i chw ały w Malmaiśon. Pierwsze spotkanie generała N ey, z czarującą Egle Auguie, które skończyło się małżeństwem.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Analizując ostatnie lata działalności biur podróży, można zauważyć, że liczba organizatorów i pośredników turystyki od roku 2008 nieznacznie się zmienia, zatem wydaje się,

zwyczajnego Zjazdu Delegatów, wykluczenie Oddziału oraz odebranie Oddziałom zarządu majątkiem... Radą Główna składa się z prezesa oraz 18 członków wybranych

W badaniach wykorzystano ekstrakty glikolowe z owoców rokitnika zwyczajnego (Hippophaë rham- noides L.) oraz żurawiny błotnej (Vaccinium oxycoc- cos L.) firmy

The experimental result illustrates that, judging from the comparison of voltage profiles between the MgH2 based electrode (Fig. 4a) and the carbon additive based electrode

We develop a multimodal route choice and assignment model for combined use of line/schedule based public transport systems (fixed public transport) and demand responsive

Zebrałam i opracowałam 70 nazw łódzkich biur podróży i agencji turystycznych i po- dzieliłam je subiektywnie na kilka kategorii tematycznych. Tam, gdzie było to tylko moż-

Po 1989 roku rozpoczął się w Polsce proces włączania w pamięć publiczną wydarzeń określanych mianem „Tragedii Górnośląskiej”, funkcjonujących wcześniej głównie

śród 500 abonentów abonenta żądanego. 2, Łącznik przed ramką w ielokrotnika.. dów— połączenie zostało dokonane. W nioski te są przytem tem bard ziej