DWOJAKIE ZNACZENIE WYRAZU „TERMIN"
W KODEKSIE ZOBOWIĄZAŃ
Młode ustawodawstwo nasze, pod wielu względami chlubną już mającą kartę, grzeszy jeszcze niejednokrotnie brakiem ścisłości określeń.
Brak tez zaznacza się również, i to jaskrawo, w Kodeksie Zo bowiązań na tle użycia wyrazu „termin". Ma ten wyraz tutaj nie jako podwójne oblicze; raz występuje we właściwym znaczeniu: określonego momentu czasu1), innym razem błędnie oznacza pewien
odstęp czasu. Jako przykład wybieram z pośród kilkudziesięciu pa ragrafów posługujących się wyrazem „termin" następujące prze ciwstawienie:
a) w znaczeniu właściwym — Art. 440, § 1: „Jeżeli umowa nie stanowi inaczej, biorący pożyczkę może ją zwrócić w każdej chwili, bez względu na to, czy t e r m i n oddania był ozna czony czy nieoznaczony".
b) w błędnym znaczeniu — Art. 196: „Terminy oznaczone na ty godnie, miesiące lub lata "
Taka dwoistość czy dwutorowość znaczenia2) wychodzi na to
samo, co pomieszanie pojęć, a grzech mści się nie tylko przez „nie czyste sumienie", ale i przez dalsze grzechy, które za sobą pocią-1) To jedynie właściwe znaczenie (z reguły: koniec pewnego odstępu
czasu) przesądza zarówno etymologia słowa (łacińskie „terminus" = granica, kres, koniec), jak i dotychczasowa historia jego prawodawczego zastosowa nia w Polsce, o czem niżej. Natomiast na oznaczenie odstępu czasu, które to pojęcie nie ma nic wspólnego z poprzednim, istnieje w nowoczesnej polszczyź-nie bardzo dobry wyraz „czasokres". — Podkreślić należy, że skodyfikowane prawo rzymskie nie używało wogóle wyrazu „terminus"; operowało wyrazami „tempus"' i „dies" z odpowiednimi przydawkami.
2) Ten sam błąd powtarza się w wielu innych aktach ustawodawczych; nie
zajmuję się tutaj nimi oddzielnie, ponieważ w dziedzinie, którą omawiam, Kodeks Zobowiązań ma znaczenie podstawowe dla całego naszego ustawo dawstwa zarówno pod względem merytorycznym jak i terminologicznym; uwagi niniejszego artykułu odnoszą się więc automatycznie również do tych wszystkich aktów.
Dwojakie znaczenie wyrazu „Termin" w Kodeksie Zobowiązań 2 9 9
ga. Za przykład niech posłuży art. 198 (używający wyrazu „ter min" w błędnym znaczeniu) :
„Jeżeli k o n i e c t e r m i n u przypada na niedzielę lub dzień ustawowo uznany za świąteczny ".
Określenie „koniec terminu", którego tutaj musiano użyć z konieczności, znaczy identycznie to samo, co sam wyraz „termin" w przytoczonym wyżej art. 440
Omawiane pomieszanie pojęć przejął Kodeks Zobowiązań przy puszczalnie z dualizmu, jaki spotykamy w życiu codziennym. Mó wimy bowiem zarówno „rozsyłać zaproszenia na zebranie z termi nem 14-dniowym" jak i „termin egzaminu wyznaczono na czwar tek" itp.
Terminologia prawnicza, której naczelną dewizą winna być jasność i precyzja, ma obowiązek wystrzegać się powtarzania błę dów języka codziennego. Skoro wyraz „termin" stosowany jest w ży ciu codziennym w dwóch znaczeniach, które nie dadzą się pogodzić ze sobą, winien był Kodeks Zobowiązań wyeliminować to z nich, które jest niewłaściwe, i w danych miejscach zamiast tego wyrazu użyć innego określenia (sądzę, że nie znalazłoby się lepsze, jak wyraz „czasokres").
Interesującą rzeczą jest śledzić, skąd wspomniany dualizm u nas w Polsce mógł się pojawić. Sądzę, żo pośredniego jego źródła przede wszystkim dopatrywać się należy w dawnym rodzimym na szym prawie sądowym. Prawo to mianowicie używało obok wyra żenia „rolki sądowe" również określenia „terminy" (w liczbie mno giej). Wyraz „terminy" oznaczał zatem określoną ilość dni bezpo średnio po sobie następujących, przewidzianą na dokonanie pew nych czynności sądu względnie stron procesowych, a więc nic innego jak czasokres. Terminem (w liczbie pojedynczej) był więc każdy poszczególny dzień tego czasokresu3). Dla tego — bez popełniania
sprzeczności — mogło to prawo zarazem używać wyrazu „termin' w liczbie pojedynczej dla określenia s p e c j a l n y c h pojedyn czych dni wyznaczanych do dokonania pewnych czynności proce sowych („termin zawity", „termin przypowieszczony").
Otóż wydaje mi się bardzo prawdopodobne, że laik, mając do czynienia z wyrazami „terminy" i „termin", a nie bardzo zdając sobie sprawę z różnicy obu określeń, dla uproszczenia, ku któremu stale zmierza życie codzienne, używał zawsze tylko wyrazu
„ter-3) Błędnie zatem definiuje prof. Rafacz w dziele „Dawne prawo sądowe
polskie w zarysie" (Warszawa 1936) określenie „termin" (w liczbie p o j e d y czej) stale jako czasokres, popełniając ten błąd nawet w stosunku do „terminu zawitego" i „terminu przypowieszczonego".
min" w liczbie pojedynczej. Do pomyślenia jest dalej, że ten sam błąd popełniali czasami nieuczeni w prawie pisarze sądowi lub pokątni doradcy stron, a może nawet w życiu prywatnym zdarzało się to sędziom i adwokatom. Nie widziałbym w tym nic nadzwy czajnego, ponieważ jedną z właściwości ducha naszej mowy jest odraza do wyrazów obcych użytych w liczbie mnogiej, jeżeli w tej mowie pojęciowo odpowiada im liczba pojedyncza4).
Do dalszych przypuszczeń prowadzi studium napoleońskiego kodeksu cywilnego, który do niedawna jeszcze obowiązywał na terenie b. Królestwa Kongresowego. Otóż kodeks ten w oryginale stosuje pojęcie „terme" niestety dualistycznie5), zupełnie tak samo,
jak się to dzieje u nas w Polsce w życiu codziennym. N. p.: a ) w z n a c z e n i u w ł a ś c i w y m :
„Ce qui n'est dû qu'à terme, ne peut être exigé avant
l'échéance du terme" (z art. 1186);
„Le prêteur ne peut pas redemander les choses prêtées, avant le terme convenu" (z art. 1899).
b ) w z n a c z e n i u c z a s o k r e s u :
„La suspension ne pourra excéder le terme de vingt jours" (z art. 240);
„Elle (la prescription) est acquise lorsque le dernier jour du terme est accompli" (z art. 2261).
Że taki ustawodawczy dualizm mógł mieć zły wpływ nie tylko na życie codzienne (we Francji np. wyraz „terme" ustalił się m. in. w znaczeniu 3-miesięcznego okresu wynajęcia mieszkania), ale i na kola prawnicze, to jest chyba jasne. Niewykluczone zatem, że w dużej części Polski (przy prawie powszechnej wówczas znajo mości francuskiego) przyczynił się on do utrwalenia błędu, którego niezawinionym źródłem było prawdopodobnie nasze własne usta wodawstwo.
O ile mogłem stwierdzić, nowoczesny francuski język prawni czy zerwał wogóle z wyrazem „terme", który dzięki kodeksowi napoleońskiemu stał się dwuznaczny, i używa w znaczeniu czaso kres wyrazu „délai", który temu kodeksowi też nie był obcy. Zna czyłoby to, że z omówionej nieścisłości terminologii „Code civil" zdali sobie sprawę sami Francuzi.
4) Słynny przykład: Pompei, które jeszcze dzisiaj co najmniej 30% Po
laków Pompea".
5) Abstrahuję od faktu, — bo chodzi o inną dziedzinę pojęć, — że kodeks
ten używa tego wyrazu jeszcze w dwóch innych znaczeniach: „warunki" względ nie „zasady" i „wyraz".
Dwojakie znaczenie wyrazu „Termin" w Kodeksie Zobowiązań 3 0 1
Powtórzenia błędu kodeksu napoleońskiego ustrzegł się nie miecki kodeks cywilny (ustawodawstwo niemieckie odznacza się w ogóle dbałością o ścisłość terminologii), który w § 186 wyraźnie przeciwstawia pojęcie „Frist" (czasokres) pojęciu „Termin"6) (na
wiasem mówiąc, jest to jedyne miejsce w całym kodeksie, w któ rym użyto wyrazu „Termin").
Kodeks ten jest co prawda prawie o sto lat późniejszy od na poleońskiego. Ale już niemiecki tłumacz kodeksu napoleońskiego (kodeks ten obowiązywał przed niemieckim k. c. na dużym obsza rze Niemiec, mianowicie w części Prus, Hessji i Bawarii, w Ba derne, Alzacji-Lotaryngii i oldenburskim Księstwie Birkenfeld) bardzo ostrożnie oddał myśl oryginału, nie używając w ogóle wy razu „Termin", a natomiast każdorazowo stosując wyraz w danym miejscu najwłaściwszy.
Proszę porównać:
a) z art. 1186 (tekst oryginału podany poprzednio);
tekst niemiecki: „Was man erst zu einer b e s t i m m t e n Z e i t schuldig ist, kann vor dem V e r f a l l t a g e nicht gefordert werden . . .";
z art. 1899 (tekst oryginału podany poprzednio);
tekst niemiecki: „Der Darleiher kann die dargeliehenen Sa chen nich vor d e r v e r a b r e d e t e n Z e i t zurückfor dern";
b) z art. 240 (tekst oryginału podany poprzednio);
tekst niemiecki: „Diese Aussetzung darf nicht über zwanzig Tage hinausgehen". U w a g a : wyraz „terme" słusznie nie-przełożony w ogóle, jako zbyteczny);
z art. 2261 (tekst oryginału podany poprzednio);
tekst niemiecki: „Sie (die Verjährung) ist vollendet, wenn der letzte Tag der erforderlichen F r i s t abgelaufen ist". Równie ostrożny był austriacki kodeks cywilny — prawie współczesny napoleońskiemu, bo zaledwie o 3 lata od niego star szy —-, który wyrazu „Termin" nie zna w ogóle.
Trzeba jednak oddać słuszność także polskiemu współczesne mu (1808) tłumaczowi kodeksu napoleońskiego, co dla nas jest nierównie ważniejsze. Tłumacz ten prawie z taką samą rezerwą odniósł się do oryginału, jak jego kolega niemiecki. Przytoczone wyżej przepisy oddał w następujący sposób:
6) Staudinger tak komentuje to pojęcie, bez żadnych dalszych uwag:
„Termin ist ein bestimmter Zeitpunkt, an welchem etwas, was von rechtlicher Bedeutung ist, vorgehen soll".
a) z art. 1186: „Co się należy w w y z n a c z o n y m tylko c z a s i e , nie może bydź wymagane przed upłynieniem tego czasu. . ."; z art. 1899. „Pożyczaiący nie może odbierać poży czonych rzeczy, przed umówionym czasem";
b) z art. 240: „Zawieszenie nad dni dwadzieścia trwać dłużey nie może .
( U w a g a : Tak samo, jak w przekładzie niemieckim, nie przetłumaczono w ogóle -słowa „terme");
z art. 2261: „Nabyte iest przedawnienie, gdy dopełniony ostatni dzień z wyznaczonego terminu"(!).
Tutaj tłumacz — rzecz dziwna — widocznie jakoś nie mógł dać sobie rady i poszedł niewolniczo za błędnym wyrażeniem ory ginału. Jest to przy tym — trzeba podkreślić — jedyny w ogóle przypadek użycia przez tłumacza wyrazu „termin"7). Z faktu tego
nasuwał by się wniosek, że ówczesny prawniczy język polaki bar dzo niechętnie odnosił się do przyswojenia sobie tego wyrazu — w prawie cywilnym8). Okoliczność zaś, że tłumacz, jeden jedyny
raz używszy wyrazu „termin", dał mu znaczenie niewłaściwe, by najmniej nie uprawnia do przypuszczenia, że tak wtedy powszech nie polski świat prawniczy wyraz ten rozumiał; wobec braku ja kichkolwiek innych osobnych argumentów wydaje się więcej niż prawdopodobne, że zaszła tutaj tylko prosta pomyłka, która mogła pozostać niezauważoną względnie nawet po zauważeniu niekoniecz nie musiała być usunięta, ponieważ sens mimo niej nie uległ za ciemnieniu. —
Z wywodów niniejszego artykułu dostatecznie chyba wynika, że omawiana chwiejna terminologia Kodeksu Zobowiązań nie mogła mieć żadnego poważniejszego uzasadnienia. Jeżeli w ogóle — w ro zumieniu kodyfikatorów — istniał jakiś nieznany mi wzgląd uboczny, przemawiający za nią, to w każdym razie należało dać pierwszeń stwo niewątpliwie ważniejszym względom genealogicznym oraz hi storycznym, wliczając w nie doświadczenie ustawodawcze państw ościennych. Skoro to się nie stało, powinna naprawa błędu nastą pić przy najbliższej sposobności.
7) N a pięćdziesiąt blisko p r z y p a d k ó w użycia p r z e z oryginał w y r a z u „ t e r m e " ,
z czego czterdzieści p r z y p a d a na pojęcia, czasokres i t e r m i n .
8) N i e z n a ł y go — jeżeli się nie mylę, w ogóle — nasze d a w n e cywilne
a k t a , z a r ó w n o łacińskie j a k i polskie; łacińskie zadawalały się na oznaczenie c z a s o k r e s u w y r a z e m „ s p a t i u m " , a polskie najczęściej opisywały to pojęcie, p o d o b n i e j a k t ł u m a c z k o d e k s u n a p o l e o ń s k i e g o .